Nie mógł oderwać od niego oczu, a gdy widział ten skupiony na sobie wzrok pełen wyższości naprawdę czuł się słaby i poddany. Podobało mu się to jak inny mógł być w łóżku z Sorelem - jak role był zupełnie odwrócone.
- Dziwka - westchnął, ale zdecydowanie nie było w jego głosie pogardy, a raczej bardzo dziwny komplement. Tak, on miał w sobie coś z wulgarności kobiety wyzwolonej, coś, co niesamowicie przyciągało i obezwładniało. Jego pomysły były bardzo nieprzyzwoite i śmiałe - trochę tak jak jego osobowość również poza łóżkiem, z tą jedną różnicą, że na ulicy Léon skrywał się za czarującym uśmiechem, a dopiero w pościeli pokazywał tę władczą postawę. A może to wcale nie tak? Czy to zresztą ważne, skoro w każdej z tych odsłon był boski?
Chętnie i ulegle rozchylił usta, wpuszczając Léona do środka. Patrzył mu w oczy, stulając wargi i lekko zasysając się na jego kciuku. Choć był trzymany jak jakieś zwierzę na wystawie, nie mógł przepuścić okazji, by odrobinę go nie pieścić w jedyny możliwy w tym momencie sposób. Językiem zaczepiał jego palec, delikatnie go przygryzał, cały czas utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Nie potrzebował rozkazów, bo i bez nich nie potrafił oderwać od niego wzroku, podobało mu się jednak to jaki zdecydowany ton przybierał Sorel, wydając swoje polecenia.
Największym wyzwaniem było jednak, żeby wytrzymać tak długo. Kilka razy Ludovico poczuł wzbierającą w nim falę spełnienia, którą Léon za każdym razem przerywał w najgorszym momencie - jakby tak doskonale znał jego ciało i odruchy, że czytał w nim jak w otwartej księdze. Diani kilka razy jęknął niemal płaczliwie, ogarnięty tym frustrującym brakiem spełnienia, wiecznym balansowaniem na krawędzi. Nie mógł już patrzeć na Léona, bo mógłby dojść od samego jego widoku.
A jednak instynktownie otworzył oczy, by zobaczyć jak jego władczy kochanek szczytuje. Jakże to było subtelne - te drżące półprzymknięte powieki, rozkoszny jęk, spazm przechodzący przez całe ciało. Był w tym momencie najpiękniejszy, a jego spełnienie absolutnie Dianiego oczarowało - na bardzo krótki moment. Czar prysł chwilę później, zmyty przez falę własnej rozkoszy. I to nie ruchy Léona były jej głównym paliwem, a to spojrzenie i niesamowicie władczy ton. Ludovico poddał się mu z rozkoszą. Dosłownie. Wystarczyło parę ruchów Sorela, by Diani szczytował, wyginając się w ekstazie pod swoim kochankiem i na moment tracąc dech, by zaraz po odzyskaniu władzy nad własnym ciałem wydać z siebie przeciągłe, drżące westchnienie.
- Léo… - wyszeptał jego imię, patrząc na niego nieprzytomnie i ciężko łapiąc oddech. - Jesteś boski. Uwielbiam cię takiego. Mogę już ruszyć rękami? - zapytał zaczepnie, uśmiechając się do niego z błogą przyjemnością.