ANOTHER WORLD.

    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Czw 06 Maj 2021, 01:36

    Lev kontynuował swoją podróż w dół ciała Białego, jedną dłonią torując sobie drogę poprzez guziki, które gładko ustępowały pod długimi palcami. Jego język kreował własny szlak, badając wypukłości wyraźnych mięśni i gdyby nie to, uśmiechnąłby się, słysząc swoje imię wypowiadane tym rozkosznym tonem. Teraz nie było miejsca na wątpliwości i wahania, bo Lev niczego nie chciał mocniej, jak obciągnąć mu, zostawić po sobie ślad i usłyszeć więcej tego mrukliwego, pełnego pasji głosu. Drugą dłoń przesunął wzdłuż uda Białego, chcąc przekonać się czy jego działania dały już jakiś efekt. Zamruczał z aprobatą, gdy przykrył dłonią wyraźną wypukłość w spodniach mężczyzny i, sunąc ustami przez jego klatkę piersiową oraz żebra, z łatwością rozpiął spodnie Białego wolną dłonią. Ciało Lva z każdym centymetrem układało się pod nową pozycję, a gdy wszystkie guziki ustąpiły, zaś język chłopaka pieścił miejsce pod pępkiem, w końcu wyciągnął przyrodzenie Białego tuż przed swoją twarz.
    Uniósł spojrzenie, by zobaczyć, jak Biały reaguje, gdy przesuwał językiem wzdłuż wyraźnej erekcji, pomagając sobie ręką. Gdy musiał to robić z klientami, ostatnim co chciałby ujrzeć, były ich mordy wykrzywione w dzikim podnieceniu. Ale teraz zależało mu na tym, by zobaczyć, jak Biały, który wydawał się nieczuły na tego typu zabiegi, pogrąża się w przyjemności pod dotykiem Lva. Przesunąwszy językiem drażniąco po czubku, posłał Białemu przeciągły uśmiech, a potem wziął go całego w usta i zaczął przekonywać mężczyznę, że jakakolwiek jego robota by nie była, przynajmniej był w niej wyśmienity.
    Choć to on sprawiał przyjemność, sam nieustannie czuł wyraźne napięcie w podbrzuszu, szczególnie wyraźne, gdy do jego uszu docierały głośne pomruki przyjemności, a dłonie Białego odnalazły sobie miejsce na smukłym ciele. Brał go do końca i z zaangażowaniem, o jakie by się nie podejrzewał. Sam oddychał już dużo szybciej i miał ochotę zacisnąć uda, po to tylko by jakkolwiek, choć przez sekundę ulżyć swojemu podnieceniu. Zerkał na twarz Białego bez najmniejszego skrępowania, zupełnie, jakby to miało prawo się dziać i nie było niczym nie na miejscu. Oczywiście jutro będzie widzieć to w innych bartwach, ale dzisiaj czuł się dobrze w swojej pozycji i napełniała go podejrzana wręcz satysfakcja, gdy czuł jak całe ciało Białego się napina, a usta wypuszczają zdradliwe odgłosy uniesienia.
    Z łatwością wyczuwał, gdy ktoś zbliżał się do spełnienia, więc gdy mięśnie Białego zaczęły wyraźnie drżeć, Lev jeszcze mocniej zwiększył intensywność i na oślep odnalazł dłoń mężczyzny, by umieścić ją na swoich włosach. Nienawidził, gdy robili to klienci, ale… Chciał sprawdzić, czy polubi to, gdy w grę wchodził Biały. Chciał by nadał mu swoje własne tempo, by spuścił mu się w usta, choćby będąc wtedy głęboko w gardle Lva. Bo wiedział przecież, że nikt inny nie byłby zdolny doprowadzić Białego do tego stanu. Wiedział to już od jakiegoś czasu, a dziś się upewnił, patrząc na poczynania kurew go obłapiających i zupełny brak reakcji Rodii.
    W którymś momencie Lev poczuł, jak Biały gwałtownie przyciska go do siebie i tylko dzięki doświadczeniu całkiem przyzwoicie zniósł, gdy jego kutas zaczął pulsować wyraźnie, spuszczając się wprost do gardła chłopaka. Jedna z dłoni Lva wbiła się palcami w skórę Białego, ale poza tym grzecznie przeczekał moment jego spełnienia i nawet się nie zakrztusił. Przełknął wszystko, choć od gorzkiego smaku znów go lekko zemdliło. Biały trzymał przy sobie głowę Lva do ostatniej chwili, więc gdy w końcu jego dłoń wysunęła się z rozmierzwionych włosów, gwałtownie się odsunął, by w końcu zaczerpnąć powietrza. Powoli podniósł się na rękach do klęczek, bezsilnie opadając tyłkiem między własnymi stopami i oblizał powoli usta, patrząc rozgorączkowanym spojrzeniu na Białego, którego twarz próbowała dojść do ładu po gwałtownych doznaniach. Sam wciąż był całkowicie twardy, ale… ale chyba zaczynał trzeźwieć. Bardzo powoli, jednak zaczynało dochodzić do niego, co właśnie odpierdolił. Jaką granicę przekroczył i jak niezdrowo mu się to podobało. Nie doszedł jeszcze do myśli związanych z tym, jak będzie to rzutować na ich dalszą relację i współpracę, bo tej nocy nie był w stanie przyjąć do głowy jeszcze więcej myśli. Był wykończony. I w pewien sposób spełniony. Uśmiechnął się kącikiem wargi, odgarniając włosy ze spoconego czoła, wciąż nie odrywając spojrzenia od Białego i wytarł niespiesznie brodę rękawem swojego wyszukanego smokingu. I… Nie wiedział co dalej.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Czw 06 Maj 2021, 04:47

    ANOTHER WORLD. - Page 3 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Każdy w takiej chwili byłby kompletnie zbity z tropu i bezwładny tak samo, jak Biały, który od dawna nie brał udziału w tego typu czynnościach. Dopóki Lev nie naświetlił mu tej możliwości _ ta zupełnie nie przemawiała do niego, nie była atrakcyjna. A teraz, gdy głowa Lva stopniowo znajdowała się coraz niżej, aż ostatecznie dotarła do jego krocza – wiedział, że na tym się dla niego nie skończy. Czuł się pobudzony jak za sprawą jakiegoś intensywnego narkotyku, a nie pamiętał podobnego uczucia sprzed wcześniej. To był dla niego niemal pierwszy raz w sposób dogodny i pożądany. Był prawie pewien, że Lev podzielał jego zdanie na temat tego zbliżenia, ale Biały nie mógł być tego całkowicie pewien. W końcu chłopak był pijany, ciekawski i bywał impulsywny w stosunku do Białego.
    Nawet, jeżeli Biały był pewien, że do niczego nie zmuszał dzieciaka – nadal nie wiedział czy to co robili, było tym, co powinni byli robić. W końcu… bycie pijanym potrafi pchnąć kogoś do rzeczy, których później będzie żałował i o ile Biały wiedział, że nie będzie, to nie mógł być tego tak pewien, jeżeli chodziło o samopoczucie jego towarzysza.
    Coś mu mówiło, że prędko nie wrócą do tego tematu, a raczej nawet będą starali się unikać go jak ognia, nie chcąc wprowadzać niepotrzebnych komplikacji.
    Powoli to docierało do Białego gdzieś tam z tyłu jego umysłu, gdy większa jego część skupiła się na podnieceniu, którego nawet nie potrafił opisać obecnie słowami.

    Westchnął cicho i niemal miękko jak na siebie, gdy poczuł ciepły język chłopaka na swoim przyrodzeniu tak spragnionym uwagi od tego konkretnego młodzieńca. Widząc zaś uśmiech, w którym wygięły się ładne usta chłopaka – utwierdził się, znowuż z tyłu głowy, że to wszystko jest dla chłopca gra. Nawet jeżeli traktował Białego inaczej niż wszystkich innych, nadal była to dla niego partyjka w karty i próba sił, której Rodion uległ. To samo przecież dzisiaj widział, gdy Lev zdobywał względy Volka. Chłopiec i jego obsesja na punkcie tego dziwnego rodzaju władzy robiła się zdaniem Białego dosyć niepokojąca. Był zgubny los tych, którzy byli przekonani o swojej nieomylności i niezniszczalności. Nie przepadał też za uczuciem, które się w nim budziło, gdy ktoś próbował go przechytrzyć czy uwieść dla podbudowania własnego ego.
    Być może Biały doszukiwał się obrazka tam, gdzie widział tylko kształty przypominające coś, co jego mózg już znał, ale nie potrafił wyłączyć tej części swojego umysłu, która ani razu go jeszcze nie zawiodła. Zazwyczaj miał całkiem dobrego nosa odnośnie tego, gdzie czaiło się niebezpieczeństwo. Lev z kolei mógłby się stać niebezpieczny nie tylko dla niego, ale też dla siebie.

    Jego dłoń, pokierowana, z lubością wpiła się palcami w miękkie włosy chłopaka, przyciskając go raz po raz coraz bardziej do swojego krocza i wpychając mu swoje przyrodzenie tak głęboko, jak mu na to pozwalała chwila. Nie minęło dużo czasu aż doszedł z głośnym stęknięciem i w dodatku całkowicie w gardle Lva, co sprawiło, że był tym bardziej usatysfakcjonowany.
    Wypuścił z garści włosy chłopaka i pozwolił mu się oddalić, gdy sam poprawił swoje spodnie odruchowo, zerkając w stronę chłopaka nieco przymglonym wzrokiem, ale już nieco jaśniejszym niż wcześniej.
    Nie był pewien czy to co cisnęło mu się na usta, było odpowiednią rzeczą do powiedzenia na głos, ale zdecydował, że jeżeli chce im oszczędzić większej ilości żalu rano – musiał to powiedzieć.

      — Nawet nie masz pojęcia, ile różnych rzeczy miałbym ochotę z tobą teraz zrobić — powiedział, nadal nieco zdyszany i zaaferowany. Wiedział doskonale, że Lev był podniecony, wiedział też, że lada chwila zacznie rewaluować swoje uczucia i emocje. — Dlatego powinniśmy to przerwać w tym momencie — dodał następnie, by niemrawo podnieść się z podłogi.
    Mogło to być nieco nieczułe z jego strony, ale przede wszystkim był człowiekiem praktycznym, a ta drobna rzecz zaboli ich mniej niż by zabolało później co innego.

    Rodion w nocy nie spał zbyt dobrze, bo mimo faktu, że chłodne kalkulacje zajmowały jego cały czas – nadal znajdował drogę w swoim umyśle do tego, co zaszło między nim a Lvem. Nie żałował tego teraz, ale żałowałby później czegoś więcej, gdyby nie zatrzymał tego w tamtej chwili. Doskonale to wiedział, ale nie wiedział na ile był w stanie zachować zimną krew przy Lvie.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Sro 13 Paź 2021, 02:24

    Lekki uśmiech, ni to satysfakcji, ni to zachęty, wpierw zamarł na twarzy Lva, choć jego oczy widocznie weszły już na inną ścieżkę, wypełniając się z początku nieoczekiwanym zdziwieniem, a z chwili na chwilę, coraz większym chłodem. W końcu i zamarły uśmiech płynnie zelżał, aż ostatecznie całkiem ugiął się pod ciężarem słów Białego i zniknął. Lev pomimo swojego wątpliwego stanu z zaskakującą łatwością zwrócił uwagę na to, jak łatwo i bez wahania Biały podjął tę kwestię. Zupełnie, jakby formował ją w głowie już wtedy, gdy wciskał się niemal siłą do wąskiego gardła i obficie się w nie spuszczał. Lev wyraźnie słyszał towarzyszące tamtej chwili przyjemnie miękkie, zdradliwe westchnienia i jęki. Jak łatwo zmienił ton. Miło, że dał choć przełknąć Lvowi to, co miał w ustach, nim oznajmił, że to koniec zabawy i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, nie poświęcając żadnego gestu swojemu towarzyszowi, zaczął się zbierać do łazienki.
    Lva zmroziło. Rzeczywisty chłód wieczoru w końcu w niego uderzył, kiedy przed nim zabrakło większego ciała, dającego złudzenie ciepła. Tym razem jednak zdawał się docierać głębiej niż do skóry czy mięśni. Wciąż był w tej samej pozycji, siedział na podłodze, nadal czuł w ustach posmak nasienia i wciąż nie zdążył mu dobrze opaść. A Białego już tu nie było. Coś przez bardzo krótki moment zacisnęło się na gardle Lva wraz z oplatającymi go dreszczami, ale nim zdążył zdefiniować zjawisko, rosnąca złość przykryła je na tyle, że przestało być rozpoznawalne. Stłamsił pod nią także umiejętnie uczucie upokorzenia, choć dawno nie musiał walczyć z nim tak mocno.
    Gdy Biały wrócił do jedynego pokoju w mieszkaniu, Lva już w nim nie było.

    Obudził się w wyjątkowo podłym nastroju i na dodatek z koszmarnym bólem głowy. Potrzebował chwili, żeby oswoić się z napływającymi wspomnieniami, które, choć tym razem wolałby, by było inaczej, jawiły się zdecydowanie wyraźnie i nie pozostawiały cienia wątpliwości względem tego, do czego wczoraj doszło. Oczywiście, że Lev żałował. Nigdy nie chciał, by ich relacja tak naprawdę, definitywnie zahaczyła o te rejony. A teraz, kiedy znał reakcję Białego na to zajście, upewnił się, że słusznie. Widział w Rodii kogoś więcej, może nawet przyjaciela. Na pewno sojusznika. Przede wszystkim czuł, że ten facet nigdy go nie ocenia. Dobrze się razem bawili, świetnie współpracowali. Ale Biały wczoraj zostawił go z durną miną po tym, jak został zaspokojony i do dopełnienia bardzo znajomego Lvowi obrazka, brakowało jedynie rzuconego napiwku. Było mu niedobrze. Nie tak miało być.
    Jakby tego było mało, już z rana Lev został postawiony przed kolejnym nieprzyjemnym wyzwaniem. Gdy usłyszał pukanie do drzwi, założył, że to jeden z pracowników i dlatego bez zastanowienia podszedł, by otworzyć. Wyglądał, delikatnie mówiąc, chujowo. Włosy miał roztrzepane, musiał jebać gorzelnią, pod oczami wciąż dumnie prężyły się workowate cienie, a na sobie miał jakąś niekoniecznie świeżą, powyciąganą koszulkę. Nie tak zamierzał przyjąć Volka. I na pewno nie tu. Gdy zobaczył przed sobą wilczy, szyderczy uśmiech, zrozumiał, że stracił czujność i przegrał pierwszą rundę. Nikomu poza personelem i Kroszką nie wolno było niepokoić mieszkających tu ludzi. A jednak on tu stał i wyglądał, jakby miał do tego pełne prawo.

    Unikał Rodii. Robił to w pełni świadomie i podejrzewał, że to dobre wyjście. Obawiał się, że nie będzie potrafił spojrzeć na niego tak samo jak dotychczas, a to mogło zbyt negatywnie wpłynąć na ich relacje. Te z kolei nie miały prawa się rozpaść, bo zbyt wiele planów zbudowali razem, by nie tylko przetrwać, ale odkryć tajemnice tego miejsca. Potrzebowali się. Tym bardziej należało być ostrożnym. Lev pomyślał, że czas będzie tu najlepszym mediatorem. Przecież kiedyś emocje przestaną być żywe, reakcja Białego wyda się nic nieznacząca, a Lev przestanie czuć upokorzenie na myśl o niej. Zapomni zupełnie o tej nocy i będą mogli patrzeć na siebie jak dotychczas. Przyjaciele, współpracownicy, nic więcej. Jednak choć minęły już dwa tygodnie, Lev wcale nie czuł się emocjonalnie oddalony od tego, co zaszło, na dodatek wciąż wrzała w nim złość, gdy przypomniał sobie, jak został po wszystkim pozostawiony.
    Więcej pracował, choć teraz praca również skupiała się mocno wokół zachcianek Volka, który jeszcze nie wrócił do swojego rejonu. Czekał na Lva, a ten nie mógł dłużej odkładać swojej podróży. Nie miał też powodu, by to robić. Dopilnował, by zabezpieczyć się niemal z każdej strony. Niemal, bo nie poinformował jeszcze o swoich planach Białego i tylko to mu zostało, by w pełni zabezpieczyć swój powrót. Jeżeli zaś o Wilka chodziło, Lev… stąpał po bardzo cienkim lodzie. Mężczyzna panoszył się po lokalu Kroszki jak tylko chciał, bo stary chuj, żeby Volk zechciał, pewnie i by mu obciągnął i dał naszczać do gęby. Lev jednak rozumiał, ten facet zasłużył na swoją sławę, a jego wpływów i dojść nie dało się ignorować. Tym bardziej zastanawiały go jego plany. Facet wyraźnie zgrywał głupa, udając, że nie zna znaczenia Lva i uparcie pokazując, że jego niedoszłe odwiedziny w drugiej sferze są tylko elementem rozrywkowym. Zgrywał się, a Lev mu na to pozwalał i grał wedle jego zasad. Na razie to było jedyne wyjście. Nie mógł jednak szczególnie narzekać. Volk miał wyjątkową charyzmę i nadrabiał nią wszystkie kwestie, za które innych Lev mógłby znienawidzić. W jego ustach każda obelga mogła wydać się pociągająca, a obserwowanie, jak traktuje innych, gdy jego otwarcie wielbił, było nawet miłe. Z całą tą kojącą otoczką tworzoną przez Volka, brzydkie rany gęsto pojawiające się na ciele Lva przestawały aż tak mocno boleć.
    To był ostatni dzień jego pracy na jakiś czas. Pojutrze miał wyjechać z Volkiem, co oznaczało, że jutro będzie musiał zahaczyć o Białego. Odkładał to, jak tylko mógł, jednak wiedział, że w nie da rady spotkania uniknąć. Przez chwilę miał cichą nadzieję, że informacje o jego wyjeździe dotrą do Białego same i nie będzie musiał się tym martwić, ale od razu przypomniał sobie, że jakby nie było, musi z nim o tym porozmawiać. Przekazać, jak się zabezpieczył, powiedzieć, kiedy wróci, wyjaśnić sygnały, które wskażą, że coś poszło nie tak. I wiele innych.
    Tymczasem jednak musiał odłożyć te rozmyślania na później, bo w progu pokoju stanęło dwóch klientów, którzy zdawali się chwilo bardziej naglącą sprawą niż Biały.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Sro 13 Paź 2021, 03:11

    ANOTHER WORLD. - Page 3 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Stał na zewnątrz, mróz przenikał go na wskroś. Ubrał się za cienko, na to wychodziło, ale nieszczególnie go to obchodziło w tym momencie, gdy jarał swojego ostatniego szluga i użalał się nad sobą. Rozdzierał gojące się rany, zadrapania na swojej duszy i wspominał zajścia sprzed kilku dni, gdy bez żadnego zawahania odepchnął Lva. Wiedział, że zrobił dobrze, ale wcale nie czuł się z tym tak lekko, jak by się tego spodziewał po dobrej decyzji. Niestety – niektóre decyzje, nawet te dobre, ciągnęły za sobą konsekwencje. I choćby serce się łamało na miliony okruchów – Biały wiedział, że tak było lepiej. Chyba to najbardziej go bolało w tym wszystkim – nikomu tu nie był pisany szczęśliwy koniec.
    Musieli być wyrachowani, jeżeli chcieli przeżyć.
    Biały chciał przeżyć, ale najbardziej pragnął życia dla Lva.
    Zrobił to dla jego dobra, a przynajmniej tak sobie powtarzał, gdy wpatrywał się ślepo w mrok nocy, leżąc w łóżku.

    Starał się nie zwracać uwagi na to, jak świadomie chłopak podejmował decyzje o unikaniu go. Nie miał mu tego za złe, a nawet podziwiał go za wytrwałość, której on zapewnie by nie miał.
    Zamiast pchać się w paszczę lwa – stawał na skraju miasta, paląc papierosa za papierosem i pijąc butelkę za butelką, z nadzieją na to, że tej nocy jednak nic na horyzoncie nie zobaczy.
    Raz na jakiś czas jego towarzystwem był Odyn, który siadywał nieopodal, skubiąc zziębniętą ziemię, latając wokół i skrzecząc w kierunku Białego z pozycji gałęzi drzewa.
    — Nie musisz mi dwa razy powtarzać, przyjacielu — uległ w końcu przekonaniom ptaka Biały. — Ale nieważne, jak bym to wtedy powiedział… nie wyszłoby to i tak — tłumaczył Odynowi. Głośny, potępiający skrzek ptaka niemal wstrząsnął Białym swoją stanowczością. Biały pokręcił głową z dezaprobatą i napił się kolejnego łyka ze swojej piersiówki.
    Już tyle razy tłumaczył temu głupiemu ptakowi, że nie ma teraz czasu na bieganie za Lvem, gdy ten spotyka się z Volkiem. Wiedział, że chłopiec podejmuje konieczne ryzyko i wcale nie miał ochoty angażować się w to emocjonalnie, a to byłoby nieuniknione, gdyby pozwolił sobie na więcej w kontekście dzieciaka.
    Każdy miał swoją rolę w tym wszechświecie i Biały wierzył bardzo uparcie, że odnalazł w końcu swoją.
    Zobaczył swoje przeznaczenie w tych rozerwanych trzewiach, w tym szkarłacie rozlanym po białym śniegu i w oczach Bestii, której spojrzenie nie wyrażało nic poza chęcią mordu. Nie cofną się przed niczym, a Biały już i tak był w przegranej pozycji.
    — Tak musi być — powiedział ciszej, wpatrując się kolejną godzinę w horyzont.

    — Ten skurwysyn pałęta się po moim terenie i ja wiem, że ten chuj coś knuje! On zawsze coś knuje i Kroszka dobrze wie, że, kurwa, typa nie trawię. No nie ufam chujowi — pruł się Rudzielec, a Biały jedynie siedział wtopiony w fotel w biurze kaleki.
    — Nie zabije go, jeżeli do tego zmierzasz… — wybełkotał niewyraźnie Biały, masując palcem skroń i wyglądając na wyraźnie skacowanego.
    — No kurwa, przecież nie o to chodzi. Nie tędy droga, Biały — wysyczał Rudy, obracając się w swoim skrzypiącym fotelu. — Ale mam pomysł co możemy zrobić, żeby dać mu sygnał, by się wycofał.
    Biały powstrzymał się od przewrócenia oczami. Tak, wiedział do czego to wszystko zmierza. Myślał o tym już tyle razy – jak zajść Volkowi za skórę, co go najbardziej zaboli.
    Rozbiegane spojrzenie kaleki wejrzało wprost w zmęczoną twarz Rodiona. Blade oczy zapłonęły „geniuszem”.
    — Wiesz, co robić, Biały — powiedział enigmatycznie pokraka. — Już dawno trzeba było się go pozbyć, więc bierz się do roboty.

    Minął dzień, a Biały nawet zaczął jakoś żyć z myślą, że plan, który utworzył wraz z chłopcem niebawem ruszy na pełnej kurwie w kierunku im nieznanym.
    Najgorsze było jednak to, że musiał się znaleźć faktycznie w przybytku Kroszki, wiedząc o wszelkich szczegółach życia Lva. Dlaczego? To nie była część planu, nie. On po prostu wiedział, a zanim się spostrzegł – był w drodze do pokoju, w którym przyjmowały gości kurwy takie, jak Lev.

    — Nie ma przejścia — warknął ochroniarz na wejściu do loży specjalnie przeznaczonej dla co majętniejszych gości. Biały skrzywił się z pewnym obrzydzeniem, a następnie westchnął ciężko.
    — Nie chcesz mi teraz wchodzić w drogę, Jegor — mruknął Biały, opierając się ze zmęczeniem o ścianę i wyjmując papierosa z kieszeni, którego od razu odpalił.
    — Zapłacisz to wejdziesz, moczymordo — powiedział surowo goryl, a Biały włożył papierosa w usta, trzymając go w miejscu jedynie siłą woli i przekonaniem, że ów nie wypadnie z jego suchych, popękanych ust.
    Rozłożył ramiona, jakby w geście poddania, ale zanim Jegor zdołał zareagować – z rękawów Białego wysunęły się dwa, długie sztylety, które popędziły w stronę twarzy Jegora.

    Rodion rzucił papierosa na zwłoki pozostawione za sobą i przestępując nad pokaźnych rozmiarów ciałem – kontynuował swoją drogę wzdłuż korytarza. Jego uszy chłonęły coraz to wybitniejsze starania klientów i ich schadzek, ale Biały doskonale wiedział, że pokój, do którego zmierza jest na samym końcu tego piekła.
    Nie zapukał do ostatnich drzwi, nie dał im szansy na ubranie się, a jedynie wparował do środka i beznamiętnie spojrzał po ludziach tam obecnych.
    Miał przed sobą trzy postaci – blondyna wypiętego pośladkami w stronę wysokiego, chudego draba i siedzącego na krześle, gołego i paskudnego rudowłosego kalekę.
    — B…Biały? — jęknął kaleka na widok swoje „sprzymierzeńca”. — Co ty tu robisz? — wyjęczał nieporadnie, ale Biały sięgnął jedynie za połę płaszcza, z której w mgnieniu oka wyleciała jak z prosty błyszcząca śmierć, która wbiła się prosto między oczy kaleki.

    ***

    — Biały, jak dobrze cię widzieć — wymruczał z lubością Kroszka, ściskając niezdarnie szerokie ramiona Rodiona.
    — Gdzie on jest? — wychrypiał jedynie w odpowiedzi jego specjalny gość.
    — Ach, młody Lev? Aktualnie jest zajęty, ale możesz śmiało poczekać chwilę. Będę cię w stanie przesunąć w kolejce — powiedział Kroszka, uśmiechając się porozumiewawczo.
    Biały odpowiedział mu ciszą i nieco ponurym spojrzeniem. Jego postawa raczej nie wyglądała na skorą do czekania na „kolejkę”.
    — No dobrze. Nie stresuj się, Biały. Rozumiem twój… pośpiech — poprawił się Kroszka. — Chodź za mną.
    A Biały poszedł. Bez słowa, bez skinięcia głową, bez zmiany w wyrazie twarzy.

    Klientów Lva zastali jeszcze w ubraniach, co oznaczało, że mieli niesamowite szczęście, bowiem Biały nie przyszedł tutaj wywalać golasów na mróz. Nie miał do tego głowy dzisiaj.
    Zamiast tego, poczekał aż Kroszka wyprosi swoich klientów i zamknie za sobą drzwi, zostawiając Lva i Białego samych sobie.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Pon 29 Lis 2021, 03:26

    Nawet teraz, gdy dwóch względnie ważnych klientów weszło już do środka, a drzwi za nimi zamknęły się, myśli Lva nieustannie krążyły wokół Volka i jego planów. Obydwoje manewrowali na polu złożonym z niedopowiedzeń i sugestii, czekając, aż któryś nadepnie na minę i wyłoży karty na stół. Lev był pewien, że człowiek pokroju Wilka doskonale wie o tym, kto jaką rolę odgrywa w obydwóch rejonach. Miał swoich informatorów, ale Lev obstawiał, że chciał mieć najlepszego z nich na wyłączność. Bywał próżny, jednak nawet przez chwilę nie sądził, że facet interesuje się nim do tego stopnia tylko ze względu na walory estetyczne czy przyjemności cielesne. Zresztą, czasem Lev zastanawiał się czy te ostatnie są w ogóle przedmiotem zainteresowania Volka. Ten bowiem ograniczał się do gier, zadawania bólu, prostych rozkazów, stanowczego dotyku i słów, wielu słów, szeptów i pomruków, które układały w się zdania, mające zadziałać na Lva. Zwykle działały. Mimo to Volk nigdy nie posunął się za daleko, jakby tuczył świnię, którą miał zamiar ubić w najbardziej satysfakcjonującym momencie. Relacja Lva z tym człowiekiem była inna od wszystkich na wielu poziomach, nawet na tym, którego by się nie spodziewał. Był pewien, że dużo się zmieni, gdy znajdą się na terenie Volka, nie był jednak w stanie przewidzieć, co dokładnie i w jakim stopniu. Mężczyzna musiał żyć tu długo, znał doskonale zasady Piekła i niepokojąco zgrabnie dostosowywał je pod swoje interesy. Nie dało się go przejrzeć, nie od razu.
    Z zamyślenia wyrwały go dopiero rozgorączkowane, zdecydowanie obrzydliwe teksty osiłków, którzy właśnie wyciągali w jego strony łapy. Lev rozluźnił się, odchylając zachęcająco szyję, gdy mokre, popękane usta postanowiły się nią zainteresować. Przyzwyczaił się, potrafił wyłączyć część swojego człowieczeństwa na te ciągnące się minuty i nie sprawiał mu już trudu zachęcający grymas, który właśnie rzucił ku drugiemu z mężczyzn, kiedy ten zbliżył się z parszywym, szczerbatym uśmiechem. Płynnie ułożył dłoń na jego kroczu, wzdychając niby z przyjemnością, gdy ten z tyłu otarł się mocno o jego pośladki, wsuwając wciąż zakrytą spodniami erekcję pod cienki materiał skąpego szlafroku.
    Nie byli to jego ulubieni klienci. Mało powiedziane. Coraz częściej myślał o tym, by odciąć od siebie tę dwójkę, jednak nie mógł zignorować tego, że bywali przydatni. W każdym razie, radził sobie z takimi sytuacjami w sposób, który nigdy go nie zawiódł. Zamruczał z przyjemnością, gdy poczuł, jak narkotyk coraz śmielej krąży po jego żyłach i ogrzewa ciało, tworząc iluzję ekstazy i obezwładniającego rozluźnienia. Nie musiał się martwić tym, że ktoś go przejrzy. Klienci lubili ten stan, Kroszka był zadowolony, póki dostawał pieniądze i utrzymywał reputację, a reszta… Cóż, jedyną osobą, z którą w tym świecie jako tako liczył się Lev, był Biały. Ale on nigdy nie niepokoił go w czasie, gdy Lev pracował. To była niepisana zasada, której żaden z nich nigdy nie złamał. Lev nie ingerował niepotrzebnie w robotę Białego, a Biały odwdzięczał się tym samym, akceptując, że chłopak daje sobą pomiatać również tym, z którymi Rodia miał zatarg, o ile tylko dobrze zapłacą.
    Dziś było inne. Kroszka, który wypraszał klientów wydawał się równie niezadowolony z obrotu spraw, co Lev, który w nieco opóźnionej reakcji z pomrukiem niezadowolenia wyprostował głowę, choć ta już od dobrych kilku chwil nie miała fizycznego oparcia. Najbardziej niezadowoleni oczywiście byli ci, którzy musieli się obejść smakiem. A może nie? Lev mrużył oczy, by móc w miarę trzeźwo odczytać wyraz twarzy Białego, ale jego myśli były obecnie zbyt przymglone, by osiągnąć wystarczający stan skupienia. Narkotyk sprawiał, że był potulny – złość nie mogła przedrzeć się przez kojącą zasłonę i tylko dzięki temu Biały nie musiał żałować swojego wtargnięcia.
    – Kroszka, Kroszka – wyszeptał śpiewnie Lev, poprawiając leniwie aksamitny materiał na swoich udach – niedługo zacznę myśleć, że żądzą tu wszyscy, tylko nie ty. – Westchnął bezsilnie i opadł na łóżko, rozsiadając się wygodnie. Kroszka najwidoczniej nie miał zamiaru tracić czasu i nerwów na nieszkodliwe przepychanki, bo chwilę potem opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Lev lekkim, zgrabnym ruchem nałożył nogę na nogę i przyjrzał się Białemu spod rzęs. Było gorąco, Lev nie widział Białego od dwóch tygodni, a ostatnie, co z nim przeżył… Cóż. Starał się odnaleźć w sobie drogę do gniewu, który pielęgnował przez ten czas, ale miłe otępienie mu to uniemożliwiało. Był tylko lekko niepocieszony.
    – Za które usługi zapłaciłeś? – Uśmiechnął się nieprzyjemnie, lekko miętosząc pościel pod swoimi palcami. – Bo… tym razem to zrobiłeś, mam nadzieję?
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Pon 29 Lis 2021, 04:07

    ANOTHER WORLD. - Page 3 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Jego ciemne spojrzenie podążyło wzdłuż całej sylwetki Lva, wyeksponowanej w najbardziej strategiczny sposób. Biały zerknął w bok na Kroszkę, który po otrzymaniu spojrzenia tego typu od swojego nowego “wspólnika”, a zarazem ignorując przytyk Lva – postanowił opuścić swoich gości.
    Bez komentarza, co było raczej niepodobne do Kroszki, gdy obchodził się z Rudym, ale obecnie miał do czynienia z kimś, kto zawsze go nieco przerażał, a obecnie był na tej samej pozycji społecznej, co sam Kroszka. Mógł mu zagrozić. Ba, mógł go zniszczyć, bo Kroszka znał Białego nie od dziś, a gdy ten sobie coś postanowi – nie ma przebacz. Istniały dni, gdy ten wielkolud miał nieco werwy w sobie, którą obecnie odzyskiwał. Te dni… te dni zmarnował na ruchanie, zamiast na pozyskanie pozycji. Teraz Kroszka zwracał mu honor, bo przecież honor zawsze w Białym kipił, ale nad nieco mniejszym ogniem.

    Biały w ciszy odprowadził Kroszkę, dopilnował aż drzwi za nim się zamknęły, a dopiero wtedy zdjął z barków ciężki, długi płaszcz, który niedbale rzucił na fotel w pokoju. Jego wzrok spoczywał uważnie na chłopcu przed nim, ale dopóki nie minęło kilka chwil – żaden z nich się nie odezwał. Pierwszym gorzkim komentarzem, którym Biały został powitany przez Lva był, cóż, jeden z najbardziej spodziewanych przez Białego, na co mężczyzna wystosował odpowiednio ironiczny wyraz twarz, który składał się ze skrzywienia spoczywającego w obrębie ust. Nieco to przypominało zniesmaczenie, ale w świecie Białego był to niemal uśmiech.
    — Zapłaciłem bardzo wysoką stawkę — odparł w końcu Rodion, sadowiąc się na drugim fotelu obecnym w pokoju. Odpalił fajkę, których tym razem miał całą paczkę, więc rzucił ów w stronę łóżka, a ta lądując dokładnie u boku Lva, dała chłopcu znać, że zostaje właśnie poczęstowany.
    — Mam nadzieję, że nadal pamiętasz o tym, co planowaliśmy — dodał mężczyzna, wydychając dym i opierając rękę dzierżącą papierosa o podłokietnik fotela.
    — Kolej na twój ruch, dziecko — dodał, obserwując uważnie chłopaka. Jego wzrok był tym razem nieco nieobecny i niepodobny do Białego, którego znał Lev. Paradoksalnie, Lev znał Białego, którego nikt inny nie znał, więc nic tak naprawdę niezwykłego nie działo się z Rodionem, który brudził swoje ręce krwią swoich wrogów. Wrogów? Biały tak szybko stał się zdrajcą. Wystarczyło, że Lev wyśpiewał mu swoje poparcie względem tego pomysłu, a Biały już wprowadzał w życie ten szalony, samobójczy pomysł.
    Sukcesja Rodiona nie była zbyt naturalna według definicji, ale była zupełnie normalna dla tej rzeczywistości. Biały od dawna wiedział z czym wiązałaby się śmierć Rudego, a wystarczyło, że nikomu z jego popleczników nie zdradził zbyt dobitnie… kto stał za morderstwem kaleki. Wszyscy byli gotowi na tę drogę przekazania władzy, a stałoby się to prędzej czy później – Rudy by zdechł, a Biały był jedyną osobą, która była w stanie go zastąpić. Ba, większość z nich raczej była zadowolona z tego, że ich kaleki przewódca w końcu kopnął w kalendarz, bo nareszcie nastała era Białego, który wyglądał na częściowo odzwyczajonego od tracenia przytomności w barze, gdy za dużo wychleje.
    Biały był poważny i zdeterminowany, a to chcieli właśnie widzieć ludzie, którzy stali po stronie Rudego, nawet jeżeli Biały potencjalnie był tym, który go zabił.

    Radion zmierzył swojego towarzysza nieco bardziej miękkim spojrzeniem niż wcześniej, obserwując jak dobrze odnajdywał się w tej roli, która mówiła mu, że jest w stanie osiągnąć co chciał, gdy tylko pokazał nieco skóry. To Rodion był tym, który wepchnął go w ten stan i teraz zbierał jego plony, które, choć bogate, sprawiały też, że Biały miał ochotę rozczłonkować każdego, kto choć spojrzał na Lva.
    Był rozdarty, ale nareszcie miał przed oczami nieco mniej zamglony obraz tego, co się stanie z nim – Białym.

    Rodion podniósł się z fotela i podszedł powolnym krokiem do łóżka, na którego brzegu siedział jego rozmówca. Usiadł tuż obok niego, by następnie zwrócić swoją uwagę na jego twarz. Jego spojrzenie spełzło niżej, zauważając wyłaniające się siniaki na szyi i reszcie ciała.
    Żaden z nich zapewne nie miał tego ochoty roztrząsać. To jeszcze nie był czas na tego typu rozmowę. Mieli teraz zupełnie inny cel.
    — Kroszka jest następny — mruknął Biały cicho, zaglądając w końcu w ciemne oczy chłopca.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Pon 29 Lis 2021, 04:48

    Pogładził mozolnie wierzch paczki papierosów, która wylądowała przy jego boku, jakby musiał poświęcić chwilę na identyfikację przedmiotu. W rzeczywistości po prostu czerpał ciekawą formę przyjemności z tych ospałych ruchów i badania struktury różnych powierzchni, a jednocześnie słuchał, co ma do powiedzenia Rodia. Obdarzył paczkę papierosów lekkim, całkiem ciepłym uśmiechem, kiedy wyciągał smukły palec i niemal z pieszczotą wysunął jednego z nich. Rodia w dziwny sposób go rozczulał, kiedy się tak zachowywał. Jakby wciąż byli w tej przydrożnej knajpie, gdzie spotkali się pierwszy raz, a Lev błagał go o pomoc, której ten łaskawie zdecydował się udzielić. Protekcjonalność Rodii bywała rozczulająca, całkowicie ignorując fakty. Lev być może był dzieckiem, gdy tu przybył, lecz teraz jego dusza postarzała się o lata. Jego umysł działał na pełnych obrotach każdego dnia i dostawał wytchnienie tylko na kilka godzin, gdy postanawiał zażyć dawkę. Masa informacji kotłowała się pod jego czaszką, a on starał się je sortować i wykorzystywać jak najlepiej mógł. Sama opieka nad krukami również nie była tak łatwa, jak ktoś mógłby podejrzewać. Na dodatek musiał dbać o utrzymanie dobrych stosunków z odpowiednimi ludźmi i zachować czujność w każdej sekundzie, nawet wtedy, gdy rozkładał nogi przed ludźmi, którymi się brzydził, głównie dlatego, że wiedział za dużo. Lawirował w tym wszystkim podejrzanie umiejętnie, szybko nasiąknął tutejszym życiem i, co najgorsze, odnalazł się w nim. Gdyby chciał, mógłby zaszkodzić także Rodii. Do tego potrzebował tylko jednej informacji – Białemu zależało. Biały mu zaufał. I prawdopodobnie właśnie dlatego był w stanie traktować go dokładnie tak samo, jak tygodnie temu. Dla Lva było to miłe i dość rozbrajające, co więcej nawet przez sekundę nie myślał o tym, by zdradzić zaufanie Rodii. Był jedynym przyjacielem, którego tutaj miał, a przy tym wszystkim, nie był nawet mniejszym złem. Nie był złem w żadnym stopniu. Dla innych – tak, ale nigdy nie dla niego. Dlatego nawet po tym, jak poczuł się przezeń upokorzony, nawet przez moment nie przyszło mu do głowy porzucić plan, czy działać na własną rękę. Lev i Biały byli jedną machiną, a wszystko co stworzyli, mogło zadziałać jedynie przy nienaruszonej współpracy. Duma Lva była szargana zbyt często, by miała stanowić czynnik zaprzepaszczający wszystko, co razem zbudowali i mieli zbudować.
    Więc mają z głowy Rudego. A Rodion najwyraźniej był zbyt podekscytowany tym sukcesem, by wstrzymać się z obwieszczeniem tego choćby do wykonania przez Lva dzisiejszych zobowiązań. Lub też wykorzystał ten pretekst, by przerwać ciszę, jaka zapadła między nimi na ostatnie dwa tygodnie. Jak bardzo Biały wątpił w to, że Lev jeszcze wyciągnie do niego rękę i osobiście powiadomi o planach związanych z Volkiem?
    Lev włożył papierosa między wargi i zgrabnie odpalił go od jednej ze świeczek, powracając do swojej pozycji, tym razem jednak pochylił się nieco, aby oprzeć podbródek na rozluźnionych palcach dłoni i przyjrzeć się Rodii. Uśmiechał się zza zasłony wydychanego dymu, kiedy tak mógł się mu przypatrywać i szukać reakcji, które mogłyby wskazać na stosunek mężczyzny do tych wielkich zmian. Byli duży krok bliżej realizacji swoich planów. Lada chwila Lev zadba, by posunąć je o kolejne kamienie milowe. Już teraz rządzili tym rejonem, po prostu nie każdy jeszcze o tym wiedział. Drugi zaczynał być w zasięgu rąk. Zastanawiał się czy Biały ma w sobie więcej ekscytacji, czy może obaw. Lev zdecydowanie karmił się tym pierwszym, nawet teraz, gdy jego emocje były przytłumione, czuł przyjemne dreszcze na myśl o martwym truchle Rudego i pierwszym ważnym sukcesie.
    Nie odrywał oczu od Rodii, kiedy ten znalazł się tak blisko. Ukradkiem zgasił fajkę na kamiennym parapecie, przekręcając się nieco mocniej w stronę towarzysza. Jedno z jego ud odsłoniło się całkowicie i przykryło lekką gęsią skórką w nagłej styczności z chłodem. Ledwie Biały skończył mówić, Lev delikatnie ułożył swój ciepły palec na jego wargach.
    – Nie tutaj – wyszeptał, zbliżając usta do jego twarzy, tak, by tylko oni dwoje mogli to usłyszeć. Spojrzenie Lva było równie gorące, co jego ciało, choć nie mówili o niczym dwuznacznym. Chłopak się tym nie przejmował, wiedział, co wziął, znał konsekwencje, a obecność kogoś, kto rzeczywiście go pociągał, mocno go pobudzała.
    Wciąż był zły na Białego za ostatni raz. A dziś był jeszcze mniej trzeźwy niż wtedy.
    Płynnie przesunął palec w dół warg Białego, poprzez jego żuchwę, aż na kark, który lekko, acz zaskakująco zaborczo objął. Uśmiechał się lekko, badając reakcje mężczyzny.
    – Lubię go, wiesz – mruknął nagle, lekko, jakby w czułym geście gładząc pojedyncze włoski na karku Rodii. – Volka – doprecyzował, zacząwszy tym samym temat, który nad nimi wisiał.
    – Wyruszamy pojutrze – poinformował gładko, beztrosko, jakby ta informacja nie niosła za sobą żadnych konsekwencji. To bez znaczenia. Lev podejrzewał, że Biały wiedział o tym wyjeździe jeszcze nim stanął w progu tych drzwi. Może właśnie dlatego tu przyszedł.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Pon 29 Lis 2021, 05:19

    ANOTHER WORLD. - Page 3 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Sytuacja, w której się znalazł wyglądała nieco zbyt podobnie do tej, która ostatnia przysporzyła mu tyle problemów wewnętrznych i interpersonalnych. Tym razem był jednak zupełnie trzeźwy, ale miał wrażenie, że im dłużej znajdował się obok Lva – nie miało to znaczenia w jakim stanie upojenia był.
    Pray chłopaku średnio miało znaczenie to, jaki był. Miał wrażenie, że czuł się upojony samą jego obecnością, jego ciepłem, zapachem i głosem. Nie cierpiał tego, jak sprawiało to, że czuł się bezwolny, bezwładny, zupełnie zdany na łaskę tego dzieciaka.
    Oczywiście, nie dawał po sobie tego poznać, ale mimo, ze jego spojrzenie nadal było zimne i puste – jego wnętrzności rozgrzewały się w przyjemny, ekscytujący sposób. A znajdując się tak blisko elektryzującego ciała chłopaka – widział doskonale to, jak dopną swego pewnego dnia. Zapomniał już zupełnie, że chodziło w tym wszystkim o ich życie, bo gdyby Biały umarł tu i teraz – nie wiedział czy miałby coś przeciwko temu. W jego głowie panował zupełny mętlik, a oczy błądziły od jednej krzywizny na twarzy Lva do drugiej, podziwiając każdej z nich atrakcyjność.
    Tak, zdecydowanie nie miało wpływu na jego odruchy to czy był pijany, czy też nie. Lev był sam w sobie narkotykiem, alkoholem i ciepłem w tym mroźnym świecie. Ciepłem, które w każdej chwili mogło wymknąć się spod kontroli i rozpętać pożar, który pochłonie Białego w sekundę… lub dwie, jeżeli będzie na tyle łaskawy.

    Poddał się temu dotykowi, w bezruchu przyjmując dotyk na swoim ciele, który, niestety, pobudził go bardziej, niż by tego Biały chciał.
    Wiedział, rzecz jasna, że chłopiec był pod wpływem narkotyków Kroszki. Wiedział, że te potrafią zdziałać cuda. Z pierwszej ręki, nawet. Dlatego właśnie postanowił ani drgnąć, gdy rozgrzany w nim gorąc postanowił obudzić się ponownie z krótkiej drzemki.
    Podobało mu się jednak to, jak z chłopca powoli ulatywały jakiekolwiek zahamowania, które miał wcześniej, a których nieobecność wyczuł w tym, jak jego palce zacisnęły się wokół jego szyi. Wszystko go w tej sytuacji pociągało – ich sukces, perspektywa śmierci, otoczenie burdelu, dźwięki zza ścian, zapach pościeli i, chyba najbardziej, fakt, że mógł wziąć Lva teraz, bez żadnego sprzeciwu chłopca i potraktować go tak, jak Volk. Zostawić na nim ślady, zostawić w nim ślady…
    Ale wtedy też Lev musiał się odezwać, co nieco zepsuło wyobrażenie Białego o tym, jak ten wieczór mógłby potencjalnie się w jego głowie potoczyć.
    Volk. To imię nigdy nie przestanie go irytować samym brzmieniem i tym, co kryło się za jego obecnością w życiu Lva.
    Tak bardzo pragnął już, by przeszli do tej fazy planu, w której będzie miał okazję... zneutralizować problem.
    — Tylko nie przywiąż się za bardzo — wymruczał nieco ponuro Biały, odsuwając się nieco od Lva i odwracając wzrok od jego twarzy.
    Tak, z pewnością obiła się o jego uszy wiadomość o wyjeździe. Wiedział gdzie, kiedy, dlaczego i po co. Nawet, jeżeli nie chciał o tym słyszeć – usłyszał.
    — Wiem, że wiesz o tym, że ja również o tym wiem — powiedział chłodno Biały, rzucając zgaszonego papierosa na ziemię. — Co próbujesz osiągnąć teraz? Hm? — zwrócił się do chłopca, a jego głos obecnie zdradzał nutę zirytowania i pogardy. — Nie lubię twoich gierek. Nie jestem jednym z tych ludzi, z którymi mógłbyś się zabawić — Biały westchnął ciężko, pochylając się i wspierając łokcie na swoich udach. — Nasz cel jest jasny, nasz plan również.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Wto 30 Lis 2021, 23:41

    Lev przez chwilę pozostał w zawieszeniu po tym, jak Biały wyraźnie się odsunął spod jego dotyku, ucinając wszelką raczkującą intymność tej chwili. Najwidoczniej zazdrość nie wpływała na mężczyznę pobudzająco. A może po prostu Lev tak na niego nie działał. Biały postawił granicę tamtego wieczora i najwyraźniej nie miał zamiaru jej przekraczać, nawet, gdy Lev był obecnie w stanie pełnej gotowości i jakiekolwiek konsekwencje zwyczajnie go nie obchodziły. Zresztą. Czy to byłoby takie złe? I tak już przekroczyli próg, przez który się nie cofną, mogą tylko udawać, że to się nie stało. A Lev najwidoczniej wcale udawać nie chciał. Przynajmniej aż do teraz, gdy zrozumiał, że lepi się do niego, jak mucha do gówna. Gówno przynajmniej nie może odtrącić, Biały za to miał w tym widocznie niezłą wprawę. Na szczęście Lev był zbyt zrelaksowany, by się tym przejąć i zezłościć. Uśmiechnął się jedynie z całkowitą beztroską i na nowo ułożył się wygodniej w swoim miejscu.
    – Coś taki drażliwy? Tylko się droczę – zbył zirytowanie Białego swoim jawnym rozbawieniem i odrobiną politowania w spojrzeniu. – Nawet nie do końca, naprawdę czasami go lubię. – Wzruszył ramionami, zatrzymując się myślami na moment nad tą kwestią. To prawda. Volk miał nierówno pod sufitem, jeśli chodziło o jakiekolwiek zasady moralności, ale Lev nie mógł odmówić mu inteligencji, a ten błysk w oku, który często pojawiał się u Volka, był całkiem pociągający. Lev nienawidziłby go, gdyby mężczyzna traktował chłopaka tak jak innych. Ale w stosunku do Lva zachowywał się całkiem inaczej i Lev wciągnął się w jego gierki z niejaką przyjemnością. Były momenty, w których miał ochotę wycofać się, jeszcze przed rzeczywistym startem, kiedy zaczynał czuć się niepewnie i kiedy pod tym spojrzeniem zapominał o środkach, jakimi dysponuje. Było ich jednak na tyle niewiele, że nie miały znaczenia. I dobrze, nie mogły go mieć, bo Volk był potrzebny do płynnej realizacji planu.
    – Znam nasz plan. – Wywrócił oczyma, niemal pokładając się na łóżku, bo siedzenie w pionie wydało mu się teraz jakieś takie bezcelowe. Nie zwracał już uwagi na to, jak układa się jego skąpe ubranie, po prostu z pasją wpatrywał się w sufit, podziwiając wyostrzone kolory. – Dopiąłem wszystko na ostatni guzik. Dostaniesz jutro kruka z wytycznymi, Kalipso będzie ze mną w drugiej strefie, powiadomi cię, jeśli coś pójdzie nie tak. Bez urazy, Biały, ale twój kutas nie wystarczy, żebym zapomniał, co robię. – Podniósł się mozolnie, przeciągając w trakcie stawy i stanął przed Białym, patrząc na niego znacząco.
    – Chodź, na górze będziemy mogli swobodniej porozmawiać, skoro już tu wparowałeś jak do siebie. – Wyglądał na zmęczonego wymuszaniem na sobie trzeźwiejszego myślenia i dobierania słów tak, by miały całkiem składny sens. W tym stanie pragnął tylko się położyć i zatopić w czyimś dotyku, zamknąć oczy i nie widzieć, kto go dotyka. Osiągnąć spełnienie, poddać się ekstazie. Biały swoją bezczelnością całkowicie zmarnował Lvowi tę dawkę, a zdobycie jej wcale nie było takie łatwe. Utrapienie.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Sro 01 Gru 2021, 00:08

    ANOTHER WORLD. - Page 3 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Wiedział, że w normalnej sytuacji Lev by nieco przygasł, posmutniał i rzucił kilkoma kłującymi uwagami, ale teraz najwyraźniej był na to w zbyt dobrym humorze.
    Do Białego dotarło, że bardzo łatwo byłoby w jego sytuacji przejebać ten plan do reszty, o wiele łatwiej niż Lvowi. Pewnie dlatego tak usilnie próbował trzymać się ziemi i rzeczywistości.
    Bardzo kusiło go zapicie się na śmierć, gdy w końcu miał na to pieniądze. Jeszcze bardziej kusiło w obliczu tego, że zapewne i tak niebawem umrze… Przynajmniej odszedłby na własnych warunkach, a nie patrząc na swoje wywalone na biały śnieżek bebechy. Jedynym co go trzymało jeszcze w ryzach była jasność ich celu i bardzo skrzętnie przygotowany przez nich plan. Każdy element, który nie znajdował się na liście Białego był bardzo dużym ryzykiem…
    Biały miał tę przypadłość, że wyglądał jak zimny chuj, czasami się zachowywał nawet jakby nim był, ale tak naprawdę w środku gotował się od emocji, do czego nigdy się nie przyzna przed nikim, a już na pewno nie przed sobą samym.
    W środku był zagubiony, niestabilny i skory do rzucenia się w przepaść bez spadochronu.

    — Wybacz — przeprosił machinalnie za swoje wparowanie, ale wcale nie poczuwał się do winy. Bardzo mu było na rękę to, że akurat zjawił się w momencie dogodnym do przerwania schadzki chłopaka.
    Podniósł się posłusznie z łóżka i ruszył za chłopakiem, odpalając po drodze kolejnego papierosa, a mijając ludzi na korytarzach burdelu Kroszki – poczuł jak wszystkie oczy personelu z ciekawością ku niemu lgną. Wieści szybko się rozchodziły i obecnie Biały był na celowniku nie tylko kurew jako źródło zarobku, ale też opryszków tego gorszego, poważniejszego sortu. Musiał coś z tym zrobić, jeżeli nie chciał przypadkiem dopisać trzeciego sposobu na przedwczesną śmierć do swojej małej listy.
    — Powinieneś być dla mnie milszy, wiesz? — powiedział Biały, a w jego głosie dało się słyszeć nutę ponurego rozbawienia. — Zapłaciłem za całą resztę twojego dnia Kroszce. Stwierdził, że jest zbyt uczciwy, żeby przyjąć pieniądze za to, że będę siedział obok ciebie ze zwiędniętym fiutem, wiec sto procent tego zysku odda tobie… — dodał z już bardziej wyczuwalnym rozbawieniem i założył na barki swój płaszcz.
    Biały nie był przyzwyczajony do statusu celebryty, który już teraz z pewnością osiągnął, więc w swojej skromności nie lubił się rzucać za bardzo w oczy. Nie pławił się w nowo zdobytym respekcie, nie przyjmował darowizn w zamian za małe przysługi i sympatię. Siedział zamiast tego godzinami przed oknem i wpatrywał się w horyzont. Wiedział, że pewnego dnia zobaczy tam coś więcej niż bezkresną biel i chciał być na to gotów.

    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Sro 01 Gru 2021, 00:59

    Uśmiechnął się półgębkiem na automatyczne przeprosiny Białego, bo i obydwoje doskonale wiedzieli, że dla Lva ten obrót spraw mimo wszystko jawi się w dużo bardziej kolorowych barwach niż to, co miało się stać. Cieszył się nawet, że to Biały przyszedł do niego pierwszy, nie był pewien, czy gdyby tak się nie stało, byłby w stanie zignorować swoją dumę i przyjść do niego po tym, co zaszło. Może ograniczyłby się do przekazania mu wszelkich informacji na piśmie i wyjechałby, nie zamieniając z Białym słowa. Nie dowie się już tego.
    Lev poprowadził Białego nieskomplikowaną siecią korytarzy, krocząc równie dumnie, jakby cały ten budynek należał tylko do niego. Dyskretnie zerkał na mijanych ludzi, którzy widocznie zawieszali na nich spojrzenia i na tyle, na ile mógł, wyczytywał z ich wyrazu, czego mogą się spodziewać. Sprawa była świeża, ale większość już wiedziała, w tym budynku zaś – wszyscy. Biały naraził się niejednej osobie, ale we dwoje byli niemal nietykalni. Ludzie zauważyli, że przez ostatnie dwa tygodnie Lva nie widziano z Białym, za to dużo mówiło się o jego koneksjach z Volkiem. To sprawiało, że reputacja Białego na pewnych ustach zaczynała popadać w wątpliwość. Dlatego dobrze, że znów szli krok w krok we dwójkę i ludzie dostali sygnał, że nic się nie zmieniło. Jeśli ktoś spróbuje zaszkodzić Lvowi, Biały zetnie mu łeb, jeśli ktoś podważy słuszność zmian w przywództwie, Lev sprawi, że ktoś inny mu ten łeb odrąbie. Jeszcze dziś będzie musiał się dowiedzieć, na kogo uważać.
    Doszli niemal do pokoju Lva, gdy Biały znów się odezwał. Lev na te słowa zastygł z dłonią na klamce, a oczy tępo wbił w drzwi przed swoją twarzą. Ramiona mu opadły, jakby właśnie poddawał walkę, którą z jakiegoś powodu cały czas toczył.
    – Opłaciłeś mnie? – Wyszeptał z wyraźnym niedowierzaniem w głosie, a jego palce mocniej zacisnęły się na klamce. „Powinieneś być dla mnie milszy”, ponieważ za ciebie zapłaciłem.
    Lva ścisnęło w gardle, gdy uświadomił sobie, co właśnie zaszło. Biały wpadł tu i tak naprawdę nie miał wyrzutów, że całkowicie zburzył Lvowi plan dnia, ponieważ ten dzień wykupił. Tak, jak wykupowali go inni. Mogli rozporządzać nim w czasie, za który zapłacili. Dokładnie tak, jak robił to teraz Biały. Biały, któremu jeszcze niedawno obciągał, bo tego chciał. A dziś najwidoczniej dostawał swoją zapłatę.
    Otworzył milcząco drzwi i wszedł do pokoju. Przytrzymał je dla Białego, jednak gdy ten wchodził, Lev patrzył gdzieś w przestrzeń.
    – Nie potrzebuję twoich pieniędzy, Rodia – mówił bezsilnie, tak, jakby z góry założył, że i tak nie zostanie zrozumiany. To nie wina Białego, że zaczął go ostatecznie traktować w ten sposób, najwidoczniej ten prosty sposób myślenia był silniejszy od niego. Lev powinien po prostu pogodzić się ze swoją rolą i przestać mieć oczekiwania. – Kiedy będziesz wychodził, odbierz od Kroszki wszystko, co mu dałeś.
    Podszedł do lekko rozlazłej szafy i bez skrępowania zrzucił z siebie szlafrok, by zaraz zastąpić go luźnym swetrem i ciepłymi, dresowymi spodniami, a potem bezsilnie opadł na łóżko, które tym razem wyglądało całkiem normalnie i wcale specjalnie nie zapraszało swoim wyglądem do skorzystania z niego w parze. Cały pokój wyglądał, jakby wcale nie znajdował się w burdelu. Lev kolekcjonował ozdoby, które udało mu się dorwać, toteż ściany zdobiły amatorskie obrazy tutejszych „artystów”, o których nikt później nie słyszał, trochę ceramiki, a przynajmniej czegoś, co ją przypominało, zwitki lśniących materiałów zawieszonych nad oknami jako prowizoryczne zasłony. Udało mu się nawet dorwać gdzieś wysłużony dywan, który dawniej cieszył się pokaźnym stopniem puchatości.
    – W tamtej szafce jest wódka, jak chcesz. Nie musisz płacić.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Sro 01 Gru 2021, 01:41

    ANOTHER WORLD. - Page 3 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Westchnął ciężko, gdy dotarła do niego jego własna lekkomyślność. No tak, powinien częściej trzymać język za zębami przy ludziach, bo był dobry tylko w dwóch rzeczach – zabijaniu i chlaniu. Rozmowa z kolei była czymś, w czym był dobry, ale od dupy strony, czyli właściwie w ogóle, jeżeli ktoś pytał. W rozmowie z kimś na kim mu zależało, z kolei, wyglądało, że był jeszcze gorszy. Nie miał wprawy w tym, jak powinno się okazywać swoją… dobrą wolę.
    — Myślałem, że nie będziesz chciał ze mną rozmawiać — mruknął Biały, wchodząc do pokoju chłopaka i rzucając okiem na każdy ciemniejszy tam kąt, zupełnie na końcu zauważając przytulny wystrój. — Więc zadbałem o to, byś musiał, gdybyś nie miał na to ochoty — dodał ciszej, miarkując każdy swój kolejny krok. Zajął miejsce w kącie pokoju na fotelu, a cienie przykryły nieco jego sylwetkę, co sprawiło, że poczuł się nieco bezpieczniej w nieznanym otoczeniu.

    — Jadę z tobą — odezwał się po chwili ciszy. — Nie ufam temu skurwielowi, więc będę w pobliżu, gdyby coś się działo.
    Być może nie bał się Volka aż tak bardzo, jak paru innych rzeczy w tym świecie, ale z pewnością nie podobało mu się ani trochę to, że Lev będzie zdany na jego łaskę, sam i bez żadnej ochrony. Spodziewał się, że chłopcu się nie spodoba jego decyzja, ale w gruncie rzeczy wolał by ten był bezpieczny niż zadowolony. Jeżeli zabroni mu – nie posłucha, jeżeli mu zagrozi – ukryje to przed nim. Był zdeterminowany, żeby być w pobliżu, gdy Lev będzie go potrzebował. Zawsze.
    Nie wiedział od kiedy był aż tak zapatrzony w dobrostan tego dzieciaka. Nie minęło wcale tak dużo czasu odkąd zabrał go z ulicy, więc dlaczego czuł się, jakby był za chłopaka odpowiedzialny? Jakby od jego życia zależało wszystko, co się stanie z jego własnym?
    Oczywiście, wolał nie myśleć o tym, że jego uczucia miały coś wspólnego z ich połączeniem w tamtym świecie. I tak nie było to szczególnie istotne, gdy przeżycie nocy tutaj było największym osiągnięciem. Biały nie przejmował się tym, co się okaże prawdą, bo ta raczej nie zdoła go zastać żywego. Ale jednak… cały czas uwierało go to w myśli, tkwiło z tyłu głowy jak cierń wbity głęboko w skórę.

    Nie zauważył nawet jak chłopiec zmienił ubrania, zbyt pochłonięty swoimi zmartwieniami związanymi z tą jego wycieczką.
    Propozycja wódki, którą otrzymał wcześniej, właśnie dotarła do jego umysłu i teraz wstawał, by po ów sięgnąć. Biały nie odmawiał alkoholu, a już zwłaszcza tego na czyjś koszt.
    — Bardzo masz tu przytulnie, ale wolałbym, żebyś wprowadził się do mnie — dodał jakby od niechcenia i odkręcił butelkę wódki, powąchał ją krótko, a następnie wlał sobie łyk wprost do gardła. Po krótkim namyśle – uznał, że faktycznie smakowało to jak wódka.
    — Kamienica Rudego jest wolna. Mam zamiar ją zająć jutro zanim zbiegną się łajzy z ulicy.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Nie 27 Lut 2022, 00:00

    Lev nie rozumiał. Nie rozumiał, dlaczego Biały zachowywał się tak, jakby specjalnie pragnął go rozjuszyć. Nie tylko mówił o tym, że zapłacił za niego jak za przedmiot z dumą w głosie i oczekiwaniem na pochwały, ale także zamiast się przymknąć i zastanowić chwilę nad tym co odjebał, właśnie z równym samozadowoleniem zaznaczał, jak bardzo Lva nie szanuje. „Zadbałem o to, byś musiał, gdybyś nie miał na to ochoty”. Zapłacił, sądząc, że to da mu nad Lvem władzę – zmusi go do zrobienia czegoś wbrew sobie. Lvowi przez chwilę po prostu naprawdę zachciało się rzygać i nawet w pełni działający narkotyk nie był w stanie całkiem przyćmić tego obślizgłego uczucia.
    Podniósł się ze swojej leżącej pozycji powoli, wbijając niewiele mówiące spojrzenie w Białego, kiedy ten kontynuował. Lev patrzył na niego intensywnie, jakby to miało pomóc mu dostrzeć coś, co musiał wcześniej przeoczyć. Bo coś przeoczył na pewno, bowiem gdy teraz słuchał Rodii, miał wrażenie, że widzi przed sobą zupełnie innego człowieka niż ten, którego poznał, kiedy tu trafił. Teraz widział jedynie starego, miękkiego i bezmyślnego głupca, który postradał zmysły. To nie był Rodia. To był… To był ktoś, kogo Lev za nic nie byłby w stanie obdarzyć szacunkiem. Ten człowiek, który właśnie bełkotał trzy po trzy, sugerował, że po tym, jak chwilę temu przejął władzę nad całym rejonem, zostawi tenże na pastwę losu i przejdzie się setki kilometrów dalej, dla samej przechadzki. Ten ktoś ignorował, że to nie tylko nie wpisywało się w plan, który z góry ustalili i dopracowali pod każdym kątem, ale także mogło go zburzyć w przeciągu sekundy i wpędzić ich obu do grobu.
    Biały w jednej krótkiej wypowiedzi obraził go, obraził swoją wątpliwą inteligencję, a na koniec jeszcze, jakby tych idiotycznych pomysłów było mało, zaproponował, by Lev porzucił swoje istotne źródło informacji i zamieszkał z tym starcem, którego nie poznawał, nieważne jak długo by się w niego nie wlepiał.
    Zrozumiał. A przynajmniej zaczął dopuszczać do siebie, że za tym zidioceniem może stać coś, czego nie brał wcześniej pod uwagę. Kiedy poznał Białego, Biały był zgorzkniały, nie miał celu i chciał się jedynie zapić na śmierć, żyjąc od niechcenia z dnia na dzień. Teraz Biały dopuścił do siebie uczucia, miał cel, a ten cel stanął mu przed oczami, kiedy spotkał Lva. Na Lvie zaś temu durnemu starcowi zaczęło zależeć. Na tyle, że nie zauważył, jak bardzo głupieje.
    Lev oczywiście przecenił inteligencję Białego. To Lev był tutaj mózgiem, a w tej chwili Biały był niczym więcej jak mięśniami – szkodliwymi na domiar.
    Podniósł się i podszedł powoli do Rodii, uśmiechając się lekko, leniwie. Nachylił się nad nim z miną, która sugerowała, że jest wdzięczny za te wszystkie słowa. Ułożył dłoń na jego policzku, wpatrując się w te ładne, zaślepione oczy. Jego własne błyszczały dziko od krążącej po żyłach substancji.
    Do mięśni przemawiało się mięśniami.
    Policzek Białego bez oporu powitał pięść Lva, wydając jedynie drobny dźwięk protestu. Uderzenie było mocne, na tyle na ile mogło być z krótkiej odległości, uprzedzając możliwą reakcję. Wystarczyło, by głowa Białego odskoczyła gwałtownie, a knykcie Lva zabolały.
    Dłonie Lva ułożyły się na ramach fotela, kiedy ten nachylał się nad Białym, przyglądając mu się z lekko pochyloną głową. Na jego kości policzkowej już teraz wykwitał siniec. Twarz Lva z kolei wyglądała jak twarz kogoś, kto po cichu nauczył się zabijać, ale wolał ukrywać to do krytycznego momentu. Wyglądała niepokojąco.
    Biały powinien sobie coś uświadomić i ból, który musiał czuć teraz w swojej głowie, miał mu w tym pomóc. Lev nie był bezbronny. Nie był drobnym chłopcem, jego mięśnie miały się całkiem dobrze, a głowa była na swoim miejscu. Tak, stwarzał inne pozory, bo potrzebował tego w swojej pracy. Nadal jednak był mężczyzną i choć twarz miał przystojną, nie był wcale delikatny. Nie tak, jak wszyscy sobie wyobrażali. Co ważniejsze – w dniu, w którym tu trafił był przerażony. Wiedział, że banda w knajpie zechce go wyruchać z każdej strony, a potem pewnie poderżnie mu gardło. Nie dałby rady im wszystkim, nie wiedział, gdzie jest, nie miał woli walki, argumentów i środków. Teraz gwałt go nie przerażał. Zarabiał swoim ciałem, zniósł wystarczająco wiele, by uodpornić się na jeszcze więcej. Miał środki. Miał koneksje. Był, kurwa, samowystarczalny. Ale do spełnienia planu potrzebował drugiej osoby. Jasno myślącej drugiej osoby.
    – Hej, Biały – złapał policzki mężczyzny w swoje długie palce, wbijając je bezlitośnie w poturbowaną kość, i zadbał o to, by Rodia znów na niego spojrzał. – Co jeszcze zrobisz? Może wleziesz Volkowi do łóżka i rozłożysz przed nim nogi, żebym ja nie musiał? Obsłużysz moich klientów? Kupisz mi ciepłe ubranko i dasz buzi na szczęście? No? Zamieszkamy u ciebie, zakopiemy się pod kocykiem i poczekamy na bestie w swoich objęciach. Może zmienią zdanie i okażą się cudownymi zwierzątkami domowymi.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Nie 27 Lut 2022, 01:09

    ANOTHER WORLD. - Page 3 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Miał tendencję do niedoceniania innych ludzi. Zawsze patrzył na nich z góry i traktował jak niepotrzebnie obdarzone mową robactwo. Nie pamiętał, jaki był jego stosunek wcześniej, ale obecnie zaczynał rozumieć, że wcale nie był jedyną osobą z głową na karku w tym padole. Zanim jednak zdołał dojść do tego na własnych stosunkach – rzeczywistość uświadomiła mu jego błąd w postaci dosyć bolesnego ciosu, który wziął go na tyle z zaskoczenia, że poza bólem i szokiem – Biały nie poczuł nic. Nie miał w sobie złości ani chęci odwetu, a w pierwszym odruchu wcale nie postanowił zwrócić przysługi. Patrzył z kolei na swojego rozmówcę jakby temu wyrosły właśnie na twarzy pieczarki.
    Nie miał też nic do powiedzenia chłopcu, ale cios był na tyle celny, że Białemu się nieco ułożyło w głowie. Zrozumiał, gdzie popełnił błąd. Najgorsze było to, że nadal, wiedząc, że zachowuje się nielogicznie – jego wnętrzności rozrywało się na kawałki na myśl o tym, że Lev mógłby być z dala od niego zdany na łaskę Volka.
    Dotknął swojego policzka, gdy Lev zabrał od niego swoje dłonie. Spojrzał na swoją poniszczoną dłoń jak na coś obcego. Jakby widział siebie po raz pierwszy w życiu.

    Minęła spora chwila odkąd Lev wyjaśnił mu bardzo dosadnie, co też sądzi na temat zachowania swojego towarzysza. Biały zbierał się w sobie i dochodził do wniosku, że to gówno skomplikowało się ponad jego możliwości. Chciał odpuścić, pójść chłopcu na rękę, ale wszystko w nim krzyczało, by olał jego słowa i zrobił to, co miał zamiar od początku.

    — Robisz takie rzeczy i mam ci zaufać, że wszystko będzie w porządku? — odezwał się w końcu. Z jego ust wyrwało się niewesołe parsknięcie. Było za późno, żeby podejmować jakiekolwiek decyzje, bowiem Biały wiedział, że zdania nie zmieni i choć okrutnie go uwierało to, jak duży wpływ miał na niego chłopak – nie potrafił mu się sprzeciwić. Był kompletnie na jego łasce, a ten zdawał się powoli zaczynać zdawać sobie z tego sprawę. Gdyby Lev kazał się Białemu zakopać w śniegu i zamarznąć na śmierć – pewnie by to rozważył.

    — Powiedz mi, co mam zrobić? — zapytał przez zaciśnięte zęby. Zbliżył się do chłopca i tym razem to on ujął jego twarz w dłonie. — Jak mam zmusić się do myślenia o czymkolwiek innym, gdy nie będę wiedział, co się z tobą dzieje?

    Oczy Białego zaiskrzyły jakąś starczą desperacją, ale był zdeterminowany. Był też kompletnie rozstrojony i normalnie, by poszedł się zapić gdzieś. Piłby aż wszystkie emocje zlały by się w jedną, mętną breję zwaną obojętnością.
    Odsunął się od chłopca, obrócił się wokół swojej osi, a następnie wymierzył cios ścianie. Był na tyle silny, że nieco tynku odpadło od nieszczęsnej ściany, a knykcie Białego zajęły się bladą czerwienią.
    Musiał myśleć o skutkach swojej decyzji w perspektywie większego dobra.
    Cóż, jeżeli większe dobro oznaczało śmierć Lva i życie Białego – nie wiedział czy w ogóle jest o co się starać. Jednak, nie chodziło tylko o nich. Na tyle, na ile Biały patrzył z góry na wszystkich tu żyjących – nie mógł też stać z boku, gdy zostaną wyrżnięci w pień w przeciągu pięciu długich, żmudnych sekund.

    ***

    Jego noga podskakiwała w zdenerwowaniu, gdy nadszedł ten dzień, a on i tak w zasadzie zgodził się działać wedle planu tamtej nocy. Niewiele się zdarzyło po tym, jak Biały ukarał ścianę za jej grzechy. Przez chwilę patrzyli na siebie wilkiem aż w końcu Biały zmiękł. Następnie wyszedł, wypił kilka butelek wódki i poprzepychał się z kilkoma pijaczkami. Po tym, jak wrócił do swojego mieszkania – leżał, a ślepe spojrzenie wbijał uparcie w ciemny od dymu i pleśni sufit. Myślał tylko o tym, jak bardzo czuł się bezsilny i głupi w związku z tą sytuacją. Miał przed oczami wszystkie te najgorsze scenariusze z Volkiem i Lvem w rolach głównych. Czuł się jakby ktoś na siłę trzymał jego powieki otwarte i kazał oglądać najgorsze porno w historii. Nic nie miało sensu, a Biały był tylko biernym obserwatorem tej tragedii.
    Obiecał sobie wówczas, że gdy tylko nadejdzie moment, w którym będzie mógł udusić Volka gołymi rękami – nie będzie czekał nawet sekundy.
    Nie zawaha się.

    Tak, więc, siedział. W tym dziwnie przestronnym “biurze”, należącym niegdyś do Rudzielca. Nie czuł się tak, jakby to było teraz jego. Nawet jak na jego gust, wystrój był kiczowaty, a zapach duszący.
    Na ścianach wisiały poprzecierane plakaty z generycznych westernów, o których nikt nigdy nie słyszał ani nie widział. Jedyne co wiedzieli na ich temat to tyle, że występowali w nich kowboje. Mieli pistolety, co było drugą rzeczą, o której bezustannie myślał Biały. W przerwach między myśleniem o chłopcu – myślał o broni, którą miał do swojej dyspozycji Volk.

    Czekał na niego, gdy słońce przyświecało nieśmiało ponad ich głowami. Czekał na niego też, gdy nastawał zmierzch, gdy nastawał ranek, gdy godzina zmieniała się z jednej w drugą. Czekał na niego przy butelce wódki, ale też na kiblu.
    Mógł tylko tak dalej… czekać. Aż w końcu go zobaczy całego i zdrowego.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Nie 27 Lut 2022, 02:48

    Szybko przekonał się na własnych oczach, że Volk jest człowiekiem, który nie wierzy w drugie szanse. Stało się to już pierwszego wieczoru, ledwie opuścili miasto i zrobili postój. Oprócz ich dwójki w grupie było jeszcze sześć osób. Czworo z nich ciągnęło prosty wóz, pod którego plandeką znajdowało się cokolwiek, co Volk uznawał za niezbędne w tej podróży. Z tyłu powozu było miejsce, gdzie Lev zwykle siedział z Volkiem, o ile nie naszło ich na rozprostowanie nóg. Tył i przód zawsze były zabezpieczone przez jedną osobę, tworzyli zwarty szyk i mieli oczy dokoła głowy. Volk od początku wyglądał na równie rozluźnionego jak do tej pory, również wtedy, gdy weszli na szlak i stanęli przed ryzykiem napotkania stworzeń, które nie zapuszczały się do zbiorowisk ludzkich. Gdy tylko rozpalili ognisko, Lev zrozumiał, czemu Volk jest tak pewny siebie. Pod plandeką nie miał jedynie zapasów jedzenia, ale także cały mini arsenał broni. W tym specjalnie zaprojektowane środki dymne, które skutecznie odstraszały wszelkie leśne stwory. Ich rejon nie miał nawet tyle. Volk pilnował swojego zaopatrzenia, nie było mowy o imporcie, a każdy, kto próbował stworzyć własny biznes tego rodzaju w pierwszej strefie, kończył z przestrzelonym łbem tak szybko, jak wieści rozchodziły się poza jego cztery ściany. Lev i Rodia nie mieli czasu na wojny z sąsiadami – musieli owinąć ich sobie wokół palca i przechytrzyć. Nie mogli się wychylać tak długo, jak to tylko możliwe.
    Rozpalili ognisko i rozgrzewali się wódką krążącą z rąk do rąk. Rozmowy odwracały uwagę od zimna, nic więc dziwnego, że każdy był chętny do zanucenia mało eleganckiej przyśpiewki, zapodania anegdotki czy rzucenia sprośnym żartem. Wszyscy się śmiali, dopóki uwaga nie skupiła się na Lvie. To był całkiem niewinny komentarz Volka odnośnie środków na rozgrzanie się przy tej mroźnej nocy. Nic szczególnego, nic, do czego Lev nie mógłby się zwyczajnie zaśmiać i zaaprobować. Skończyłoby się na tym, gdyby facet siedzący obok niego nie podjął tematu, rechocząc przy błyskotliwym pomyśle, że Lev mógłby przysłużyć się i rozgrzać ich wszystkich. Łapa mężczyzny ledwie wylądowała na kolanie Lva w żartobliwym zaznaczeniu swojego komentarza, a przed jego twarzą świsnął nabój. To nie było ostrzeżenie, to nie była groźba. Krew rozbryznęła się na buzi Lva, a głowa niegdysiejszego poplecznika Volka wylądowała na jego udach, eksponując dużą dziurę w głowie. Lev nie wiedział, że wychodzący nabój rozrywa tkanki w ten sposób. Nie był na to gotowy. Tak, jak na widok swojego pierwszego w życiu trupa, jeszcze ciepłego i podrygującego w ostatnich spazmach. Podczas gdy on gwałtownie wstawał i rzucał się na drzewo, by zwrócić wszystko, co zjadł rano, Volk chował pistolet i z obojętnością kazał zabrać ciało.
    – Hej, laleczko. – Chropowate palce Kowboja pociągnęły zgięte w pół ciało Lva i wbijając się w jego kark przywróciły ów do pozycji pionowej. – Nawet nie myśl, że możesz teraz zemdleć. – Poklepał go po policzku ze swoim paskudnym uśmiechem i bez oporu ze strony Lva, wepchnął go do namiotu. Wtedy Lev dowiedział się także, że zabijanie to dla Volka najskuteczniejszy afrodyzjak.

    Druga strefa zaskakiwała swoim bogactwem. Wciąż nie przypominała cywilizowanego ziemskiego miasta z XXI wieku, ale nijak nie dało się jej porównać do pierwszej strefy. Budynki się nie waliły, w oknach rzadko nie było szyb, a na ulicach stały duże kosze z ogniem, przy którym można było się rozgrzać. Ludzie wyglądali tu lepiej. Nic dziwnego, skoro mieli własną przychodnię lekarską. Ci ludzie żyli na zupełnie innym poziomie i w innym rodzaju bezprawia, bo tutaj prawo ustalał Volk. I ludzie się go słuchali.
    Trup ze szlaku miał być tylko początkiem dla nieprzyzwyczajonych oczu Lva. Volk zabierał go ze sobą wszędzie i nie oszczędzał widoku tych, którzy mu podpadli. Gdy Lev nie robił za ozdobę dla mężczyzny, spędzał czas w jego całkiem dużym i dobrze urządzonym domu. To nie było rozpadające się mieszkanie. To był pieprzony dom z kominkiem w każdym pomieszczeniu.
    Volk wcale nie pilnował Lva tak, jak ten się spodziewał, że będzie. Nieraz zostawał sam i mógł swobodnie zwiedzać miasto. Nie odważył się jednak przywołać Kalipso, choć obiecał Białemu, że wyśle informacje tak szybko, jak je tylko zdobędzie. Wiedział jednak, że nie może ryzykować. Volk miał swoje oczy wszędzie, a Lev nie mógł stracić tej szansy. Wszystkie informacje magazynował w głowie. Biały powinien być spokojny, w swoich notatkach do niego zaznaczył, że jeśli coś pójdzie nie tak, Kalipso wróci sama, będąc znakiem do wdrożenia planu B.
    Wszystko szło jednak gładko. Lev słuchał rozmów Volka z jego współpracownikami i po dwóch tygodniach był w posiadaniu bardzo przydatnych informacji o rozłożeniu pomniejszych magazynów z bronią, stopniu ich ochrony i co najmniej jednym szlaku przewozowym. Wciąż nie wiedział, gdzie odbywa się produkcja, ani skąd pobierają surowce, ale na początek miał więcej, niż spodziewał się zdobyć, nie wkładając w to niemal żadnego wysiłku. Volk nie chronił tych informacji, zupełnie jakby chciał, by Lev je posiadł. Z pewnością prowadził swoją własną grę.

    – Nie dzisiaj. – Głos Volka był surowy i nieprzejednany, gdy stał przed drzwiami tymczasowej sypialni Lva, który zgodnie z ustaleniem był już gotów do powrotu i właśnie do niego dążył. Lev parsknął pod nosem, posyłając mu powątpiewające spojrzenie i nie biorąc tych słów na poważnie, minął mężczyznę, krocząc w stronę drzwi. Moment później poczuł na policzku przeszywający ból. Nóż, którym rzucił Volk, wbił się w powierzchnię drzwi, wcześniej tworząc rozległą szramę na policzku Lva. – Nie. Dzisiaj. – Ręce mężczyzny objęły Lva zaborczo, nim rzuciły drobniejsze ciało na łóżko, by przykryć je zaraz swoim.
    – Ooooooch – wyszeptał Lev odkrywczym tonem, kiedy posyłał Volkowi lekko ironiczny uśmiech i oplatał jego szyję swoimi rękami. Policzek piekł i coraz obficiej pokrywał się krwią. – Ktoś tu mnie polubił. Bardzo – drażnił się, pewnie patrząc w te wściekle błyszczące oczy, w których próżno było szukać cienia człowieczeństwa.
    – Prywatna dziwka jest bardzo wygodna. I dobrze wyglądasz w połączeniu z garniturem. – Jego garniturem oczywiście. Volk naprawdę lubił zaznaczać, że Lev jest tylko elementem dekoracyjnym urozmaicającym jego własny wizerunek. Ale Lev wiedział lepiej.
    Wyruszam dzisiaj. Bądź grzeczny, to wrócę, zanim zdążysz zatęsknić – szeptał do jego ucha, wiedząc, że to tylko kolejna z jego gierek. Volk wcale nie chciał go tu zatrzymać. Taką przynajmniej miał nadzieję. Na szczęście, nie mylił się, nawet jeśli jego powrót opóźnił się o kilka długich godzin.

    W pierwszej strefie był z powrotem łącznie po dwóch tygodniach i czterech dniach. Gdy tylko przekroczył granicę, odcinając się od ludzi Volka, którzy go eskortowali, w końcu poczuł, że może wziąć swobodny wdech. Jakkolwiek pewnego siebie nie udawałby przy tym pokurwieńcu, przez cały ten czas czuł, że jedno złe spojrzenie może kosztować go więcej niż życie. Nie mógł wysłać kruka ze wszystkim, co zebrał na Volka, to byłoby zbyt ryzykowne. Dopiero teraz mógł zacząć myśleć o kolejnych krokach, bo wiedział, że przeżył tę pierwszą próbę.
    Musiał zobaczyć Białego. Naprawdę chciał go zobaczyć. Nigdy nie przypuszczałby, że mógłby za nim tak tęsknić, ale… Tam czuł się naprawdę opuszczony. Tak, był samowystarczalny, ale poczucie zdania tylko na siebie nie było niczym przyjemnym. Zdecydowanie lepiej czuł się w pakiecie z Białym.
    Do budynku wszedł po cichu i przykładał palec do ust na widok każdego, kto chciał wyrazić swoje zaskoczenie czy przywitanie z tytułu jego przybycia. Tym samym udało mu się dotrzeć do nowego biura Białego bez zbędnego rabanu. Stanął w jego drzwiach z całkiem przyjemnym uśmiechem, lekko tylko przymglonym przez rozciągającą się szramę.
    – Tęskniłeś?
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Nie 27 Lut 2022, 03:45

    ANOTHER WORLD. - Page 3 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Biały siedział w swoim gabinecie wraz z kilkoma innymi poważniejszymi personami po tej stronie gówna. Był wśród nich Kroszka, a z ludzi, których widok chociaż trochę nie go nie mierził… Cóż, jedno spojrzenie po kaprawych twarzach uświadomiło mu, że nikomu tutaj nie zaufałby nawet ze swoimi brudnymi gaciami. Musiał, jednak, sprawić, by ci pomyśleli, że to on jest lepszą opcją od śmierci głodowej lub… tej drugiej, o której wadze jeszcze nie rozmawiali do tej pory. Biały ogólnie nie był w zbyt świetnym humorze. Siedział nachmurzony na krześle, popijając alkohol z masywnego naczynia i przysłuchiwał się w ciszy różnym dyskusjom. Niektóre brzmiały gorzej niż głośna sraka, inne, głównie te z inicjatywy Kroszki, były godne uwagi. Kroszka lubił, gdy się go słuchało i też dlatego Biały uważał, że powinien być jego następnym celem. Kroszka lubił mieć rację za wszelką cenę, a był na tyle szemraną wywłoką, że nie powstrzymywał się nigdy przed niczym. Dlatego, gdy Biały uświadomił sobie, że ten darzy go dziwną sympatią – poczuł się w nieco lepszej sytuacji.

    — Bialuśki, ty powinieneś mieć na ten temat decydujące zdanie — wymruczał oślizgle Kroszka, dotykając silnego ramienia Rodiona. Mężczyzna wzdrygnął się ledwo zauważalnie, a następnie zamachał swoim kubkiem w powietrzu i się odezwał po raz pierwszy odkąd wszyscy się zjawili.
    — Krukarnia — powiedział. — Jest zaniedbana. Jakiekolwiek dostępne środki włożymy w to. Kto za? — spytał, ale nie czekał na odpowiedź. — Postanowione.
    — Ale Rudy mówił, że… — zaczął ktoś z wesołej gromadki.
    — Czy widzisz tu gdzieś tę pokrakę? Bo ostatnio, gdy sprawdzałem był zupełnie, kurwa, zimny — odparł obojętnie Biały, uśmiechając się chłodno. — Postanowione.
    Nikt więcej się nie odezwał. Towarzystwo popatrzyło po sobie, a następnie się zebrało i wyszło. Jedyną osobą, która została z tyłu był Kroszka, który zamknął drzwi za gośćmi i z gracją glizdy podszedł do Białego.

    — Do twarzy ci z tą władczością, Rodia — wysyczał jedwabiście Kroszka, sadowiąc swój zad na biurku Białego. Mężczyzna podniósł na niego niechętny wzrok. Był wyczerpany kilkoma bezsennymi… tygodniami. Nie sypiał ani trochę dobrze, a gdy już zasypiał – budził się po kilku godzinach, wyczerpany i w gorączce.

    — Oczywiście, mógłbyś zadbać o siebie lepiej, więc… — Kroszka uśmiechnął się lisio i jak na dźwięk zaklęcia – drzwi gabinetu otworzyły się. Pojawili się w nich dwaj młodzi, chudzi chłopcy. — Uznaj to za prezent od swojego dobrego przyjaciela, mój drogi.
    Kroszka wstał z biurka, machnął na chłopców, by podeszli bliżej i sam ruszył w kierunku drzwi.
    Zanim jednak zdołał opuścić pokój – dało się słyszeć głęboki i zdecydowany głos Białego.

    — Doceniam gest, towarzyszu, ale zabierz te wszy z mojego domu i nigdy więcej ich ze sobą nie przynoś.
    Przez pokój przesunęło się zaskoczenie. Na twarzy zdezorientowanych chłopców, niejako na gładkiej i śliskiej twarzy Kroszki, który w końcu jednak się uśmiechnął przymilnie.

    — Oczywiście, Biały. Wybacz. Następnym razem udostępnię ci twojego ulubionego… gościa.

    Biały zaśmiał się niewesoło i podniósł się zza biurka.
    Podszedł powoli do Kroszki. Jasne, Biały był dosyć wysokim i dobrze zbudowanym jak na ten klimat mężczyzną, wyglądając niemal nieludzko wśród swoich pobratymców, ale to nie dlatego Kroszka darzył go jakiegoś rodzaju szacunkiem. To spojrzenie w oczach Białego najbardziej go do niego “przekonało”. Fakt, że ten mężczyzna zdawał się być zdolny do wszystkiego i wystarczył zaledwie ułamek sekundy, by ze znudzonego dryblasa zmienił się w… bestię. Lub w kogoś, kto jest w stanie stawić czoła Bestii.

    — Dam sobie radę, Kroszka. Nie martw się o mnie — powiedział Biały, klepiąc policzek Kroszki dwukrotnie w protekcjonalnym geście.

    Jakkolwiek Biały nie próbował sobie radzić, gdy dochodziło do tego typu spotkań – tak, gdy zostawał sam… sprawy przyjmowały nieco bardziej przygnębiający obrót. Gdy Biały był sam – siadał na swoim krześle, opróżniał duszkiem butelkę wódki, a następnie wystawał przy oknie godzinami. Fakt, że żadne informacje nie dotarły do niego od Lva był jedynie czynnikiem pogłębiającym jego utratę kontaktu z rzeczywistością.
    Wiedział, że jeżeli Lev nie wróci szybko – on z pewnością rzuci wszystko w diabły i sam tam pójdzie, rozwali łeb Volkowi i pewnie sam zdechnie, ale czy to miało dla niego jakiekolwiek znaczenie? Niekoniecznie, nie.
    I wtedy, jak gdyby ktoś na górze usłyszał jego smętnej duszy łkanie, jego uszu dotarło pukanie do drzwi. Taniusza pojawiła się w szparze drzwi i wesoło oświadczyła, że grupa ludzi znajdowała się kilkanaście kilometrów od granicy tej strefy.
    Biały uśmiechnął się sam do siebie, podziękował Tańce i odesłał ją. Teraz wystarczyło czekać na dobre wiadomości. Wszystko wróci do normy.

    Widząc go przed sobą po upływie tych dwóch, ponad, tygodni – nie był w stanie w pierwszej chwili stwierdzić czy może akurat nie śni. Potem przypomniało mu się, że przecież nie sypiał, więc nie mógł to być żaden sen. Pozostawał jednak obojętny na pierwszy rzut oka, bowiem emocje, które czuł były w stanie wybuchnąć silnie jedynie w jego wnętrzu, które właśnie zajęło się żywym, gorącym ogniem na widok Lva. Żywego, całego i najwyraźniej zdrowego.

    — Miałem nadzieję, że nie dasz się zabić tak szybko — odparł cicho, podchodząc do swojego biurka i opierając się o nie lędźwiami.
    Pozwolił chłopcu znaleźć się bliżej siebie z jego własnej woli. Ten miał szramę na twarzy, ale nie wyglądała na poważną.

    Przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, czując jak na zmianę zasycha mu w ustach i coś zaciska się w jego żołądku w przyjemny sposób. Milion myśli na sekundę przewijało się przez jego głowę i wszystkie dotyczyły tego, co chciał zrobić z chłopakiem. Jego widok ekscytował go i miażdżył jego pewność siebie. Czuł się przy nim o wiele słabszy niemal do tego stopnia, że nie wiedział jaka nadprzyrodzona siła trzyma go jeszcze w pionie.
    A już jaka siła ruszyła jego ramieniem, by to zdołało złapać połę płaszcza Lva, to naprawdę nie miał pojęcia.
    Przysunął go bliżej do swojego ciała. Zaczerpnął głębokiego oddechu od, jak się zdaje, tygodni.

    — Zostań ze mną — wyszeptał niemalże, taksując głodnym spojrzeniem twarz chłopca. Jego palce nadal nie puszczały materiału jego płaszcza. — I nigdy nie znikaj.

    Jego oddech stał się nieco mniej spokojny, a serce w jego zamarzniętej wieczną zimą piersi właśnie podchodziło mu do gardła.
    Przysunął go jeszcze bliżej do siebie, czując na swoich ustach jego ciepły oddech. Chciał wiedzieć, jak smakują jego usta i czy są tak ciepłe, na jakie wyglądają.

    Postanowił się przekonać na własną rękę, przyciskając swoje własne wargi do tych Lva w zdecydowany, zniecierpliwiony sposób.
    Zdało mu się to być lepszą definicją życia niż to, co doświadczył do tej pory na tym świecie.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Pią 18 Mar 2022, 22:50

    Uśmiech Lva był pewny siebie, a w oczach grało jeszcze więcej niebezpiecznych, niejednoznacznych iskierek niż zwykło. Nie wyglądał w ogóle jakby jedną nogą stanął w głębszej warstwie piekła, pozbawiony poczucia bezpieczeństwa, pomiatany i, mocniej niż na czymkolwiek, skupiony na zadaniu. Miał w sobie tę samą świeżość, młodość i zapał, jak i ten błysk w oku, który świadczył o tym, że nieustannie coś knuje. Ale tylko sam Lev wiedział, co działo się w jego wnętrzu.
    Podszedł do Białego, nie oderwawszy od niego wzroku choćby na chwilę, aż powietrze między ich spojrzeniami zaczęło się elektryzować. Zatrzymał się przed Rodią z tym samym nieszkodliwym uśmiechem na ustach, z dłońmi w kieszeniach i bez konkretnych zamiarów wobec tego momentu, który stał się w dziwny sposób bardziej znaczący, niż Lev mógłby przypuszczać.
    Czuł dużo, gdy tak patrzył w ciemne, zmęczone oczy okalane delikatną siecią zmarszczek. Pierwszy raz od ponad dwóch tygodni zobaczył z bliska coś znajomego. Coś, przy czym zasypiał na tyle często, że zaczynał czuć się nieswojo, gdy nie miał szans powiedzieć tym oczom „dobranoc” we własnych myślach. Dopiero teraz, kiedy stanął przed nim, a jego dłonie nagle przyciągnęły Lva bliżej, ten zaczynał zdawać sobie sprawę ze wszystkiego, przez co przeszedł. Wypełnił swoje zadanie i skupienie na nim mogło zelżeć. Dotarł do domu. Teraz, dopiero kiedy zobaczył to znajome, pozornie twarde spojrzenie, doświadczył ulgi, o jaką nie podejrzewałby wcześniej kogokolwiek. Nie wiedział, że takie uczucie jak to, którego właśnie doświadczał, istnieje. Poczuł się bezpiecznie pierwszy raz od niemal trzech tygodni.
    Patrzcie go. Patrzcie na tego samego faceta, który kilka miesięcy temu nie chciał wyciągnąć do niego ręki i który byłby teraz obcym ze wspomnieniem jednego więcej trupa, gdyby nie zdjęcie, jakie ich połączyło. Patrzcie no na tego, który wysłał Lva do burdelu, niechętnie dzieląc się śniadaniem. Który bezlitośnie przedstawił mu realia tego świata, nie dając czasu na adaptację. Patrzcie, jak teraz prosi, żeby go nie zostawiać.
    Biały pocałował Lva tak, jakby to była najbardziej normalna rzecz na świecie. Jakby tego właśnie po nim oczekiwano, gdy nie widzieli się tak długo. Ale nie to było dla Lva zaskakujące, że Biały połączył ich usta, a to właśnie, że przyjął to dokładnie tak, jak wyglądało. Jakby tego właśnie po nim oczekiwał.
    Przymknął oczy, opierając dłonie na klatce piersiowej Białego. Wczepił się palcami w jego koszulkę i przysunął bliżej, na chwilę tracąc swoją tarczę. Przez moment to poczucie ulgi i tęsknoty, której nie był świadom, przytłoczyło go wystarczająco, by znów wyglądał jak ktoś bezbronny i podatny.
    To nie był namiętny pocałunek i chyba to było w tym najbardziej niebezpieczne. Nieszkodliwy buziak, przepełniony szkodliwymi emocjami. To, co właśnie obaj musieli poczuć, jest tym, co jako pierwsze może ich wprowadzić do grobu.
    Odsunął się nieznacznie, by ze zmęczeniem oprzeć swoje czoło o czoło Białego. Oczy miał przymknięte, a na ustach błąkał mu się lekki uśmiech, choć nie miał w sobie nic z wesołości.
    – Popatrz na siebie, Biały. Miękki i podatny – wyszeptał, odsuwając się w końcu i zabrał powoli swoje dłonie z ciała mężczyzny. – Proszący o niemożliwe – dokończył i minął Rodię, by usiąść sobie na krześle za jego biurkiem i rozejrzeć się po pomieszczeniu.
    – Nic tu nie zmieniłeś – zauważył z dezaprobatą w głosie, po czym sięgnął po jedną z fajek leżących przed nim i z pomrukiem przyjemności zaciągnął się dymem. – Powiedz, że coś mnie ominęło.

    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Nie 27 Mar 2022, 04:52

    ANOTHER WORLD. - Page 3 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Czuł jak odżywa w nim każdy atom jego istnienia, gdy tak trwał przy chłopcu. Było to conajmniej durne, a Biały zdawał sobie z tego sprawę, bowiem przez ostatnie kilkanaście dni widział tę scenę za każdym razem, gdy zamykał oczy. Ta historia była zapisana na jego powiekach. Została tam wypalona boleśnie, ale obecnie była jedynym co chciał oglądać Biały. Było to lepsze niż rzecywistość, jak mu się wydawało do tej pory, ale naprawdę nie miał wyobraźni, ponieważ właśnie cień znalazł źródło.
    Rzeczywistość, jednak, zdawał się przerastać oczekiwania.

    Gdy Lev odsunął się po ich zbliżeniu – Biały nawet nie drgnął. Był już całkiem niezły w wybuchaniu w środku, w życiu samemu ze sobą bez ingerencji świata zewnętrznego. Miał swoją małą oazę w sobie, której jako jedynej mógł ufać, ale ta właśnie sypała się jak domek z kart i słała się gruzami Białego zdezorientowania. Nie potrzebował już swojego wnętrza, siebie, czegokolwiek… Wierzył, że gdyby tylko mógł być obok Lva – mógłby nawet przetrwać bez jedzenia, karmiąc się samym jego widokiem.
    Być może brzmiało to nieco dramatycznie, ale w Innym świecie nie było zbyt wielu okazji, by się zakochać, by poczuć cokolwiek poza chęcią mordu, głodem i zimnem.
    Dla Białego, który odkąd pamiętał, czuł tylko te trzy rzeczy – Lev był całkiem przyjemną odmianą. Od początku. Teraz tylko nie potrafił swobodnie oddychać, gdy go nie było przy nim.

    — Ominęło — powiedział Biały, ignorując poprzednie słowa chłopca. Spojrzał na niego przez ramię. — Zajmiemy się Krukarnią — dodał. Postanowił także pominąć parę innych kwestii o tym, jak niemal ominął go nocny alarm na granicy, bowiem był zbyt drastycznie pijany pewnego wieczoru, zastanawiając się nad tym, co ze sobą pocznie, jeżeli Lev nie wróci. Rozważał wiele opcji, ale najbardziej natrętną była po prostu śmierć, co sprawiało, że obecnie patrząc na żywego Lva… czuł się nieco durnie.
    — Załatwiłem swoją część — odezwał się ponownie. Tak, Krukarnia była dosyć istotnym elementem ich małego planu. Biały nieszczególnie się nad tym napracował, ale ważne, że załatwił.

    Wolał nie słyszeć o tym, jak poszły “pertraktacje” z Volkiem. Wiedział, że sama myśl, nawet ta najmniejsza, odnośnie tego, co się działo – sprawiała, że miał ochotę rwać włosy z głowy i rozpierdalać wszystko wokół.
    Ale… musiał wiedzieć.
    — Nieważne — powiedział po chwili. — Opowiesz mi wszystko dzisiaj wieczorem przy kolacji.
    Biały sam siebie zaskoczył tym pomysłem. Kolacja? To było dobre dla ludzi, którzy mieli czas, żeby jeść, a nie dla niego. Jednocześnie jednak… miał wrażenie, że tego po części oczekiwał po nim Lev. Nie chciał sobie wyobrażać, co też zapewnił mu Volk, gdy chłopiec był jego gościem.Nie chciał też wiedzieć, co zrobił z Lvem, jednocześnie niezdrowo zastanawiając się nad tym, jak daleko to zaszło.

    Biały odepchnął się od blatu biurka, okrążył mebel i znalazł się tuż przed Lvem siedzącym na fotelu. Oparł się o blat tuż przed nim, górując nad nim. Zmierzył chłopca nieco chętnym spojrzeniem, a następnie się uśmiechnął.
    — Pamiętasz, gdy mówiłem, że wolałbym, żebyś zamieszkał ze mną? — wymruczał już zupełnie innym tonem niż tym, którego używał przed chwilą. Jego głos był nieco cichszy i o wiele bardziej sugestywny. Jego oczy również iskrzyły się dziwną emocją.
    — Moje zaproszenie jest nadal aktualne.

    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Nie 27 Mar 2022, 23:43

    Czy można było powiedzieć, że Lev był zakochany? Prawdopodobnie nie. Czy lubił towarzystwo Białego? Tak. Czy czerpał satysfakcję z jego uczuć? I to jaką.
    Oczywiście, że zdawał sobie sprawę z tego, co zachodziło w środku tego zlepku mięśni. Nie musiał nawet szczególnie się dopatrywać różnic w zachowaniu Rodii wobec niego a innych. Miał przecież lepsze porównanie. Wciąż doskonale pamiętał, jak Biały podchodził do niego samego, kiedy się poznali. Teraz był pewien, że gdyby poprosił, by Biały przyniósł mu coś zupełnie nieznaczącego z płonącego domu, on by to zrobił. Tę część lubił, ta część sprawiała, że czasem sam obawiał się tego, jakie możliwości daje mu miłość Rodii. Ale było też coś, co przyprawiało go o dyskomfort i sprawiało, że ilekroć myśli Lva potoczyły się w złym kierunku, cała ta satysfakcja uciekała, a zastępował ją strach. Gdyby tylko coś poszło nie tak, gdyby Lev umarł, Biały zupełnie by się posypał. Prawdopodobnie położyłby się obok truchła Lva i poczekał aż mróz zrobi za niego całą robotę. Wcześniej upiłby się tak, że nic by przy tym nie poczuł. To sprawiało, że gdyby Lev dał się zabić, nie zginąłby sam. I może właśnie to powstrzymywało go od dopuszczenia do siebie, że gdyby chciał, mógłby odwzajemnić to uczucie. Gdyby chciał, mógłby wykazać się czymś więcej niż lekko ironicznym uśmiechem i znaczącym, rozbawionym spojrzeniem.
    Lev ściągnął buty z umęczonych nóg, uznając, że kolejna dawka smrodu nic już nie zmieni, zważywszy na to jak przykro capił po kilkudniowej podróży. Przeciągnął się ze zmęczeniem, po czym już wyciągał dłoń w stronę jednej z kartek leżących nieopodal, gdy Biały podzielił się swoim pomysłem omówienia wszystkiego przy kolacji. Lev zastygł w swojej pozycji na moment, by rzucić Białemu zamyślone, lekko krytyczne spojrzenie. Przy kolacji? Dlaczego? Byli właśnie w biurze, a Lev odpowiadał za krytyczną część ich planu ze wszystkimi informacjami, które gnieździły się w jego głowie. Czy Biały nie był ciekaw, czy udało mu się coś osiągnąć? Lev nie znalazł w tym logiki. Hm. Czy to… Czyżby Rodia chciał mu dać odpocząć? W końcu tam, gdzie brakło logiki, zazwyczaj w paradę wchodziły uczucia.
    Dokończył swój gest i złapał za kartkę, by położyć ją przed sobą, po czym sięgnął po pióro. Zamiast nachylić się nad kartką, oparł plecy o fotel, powodowany tym, jak blisko niego znów znalazł się Biały. Z inną miną, innym tonem i otoczony odmienioną atmosferą.
    – No, no – wymruczał, odwdzięczając się równie elektryzującym spojrzeniem. – Człowiek trzymający w garści całe miasto prosi dziwkę, żeby z nim zamieszkała. I co ja teraz zrobię? – Przechylił figlarnie głowę, a w jego oczach pojawiły się znajome, wesołe iskierki. Powoli uniósł stopę, głębiej rozkładając się w fotelu i ułożył ją lekko na kroczu Białego.
    – Czy mi się wydaje, czy naprawdę mocno za mną tęskniłeś, Rodia? – Rozciągnął wargi w nieco krzywym uśmiechu. – Czy może… Za tym? – Zaczął krótkimi ruchami masować przyrodzenie Białego, wciąż się lekko uśmiechając. W końcu Biały reagował tylko na niego. Czyżby po tym jak w końcu przypomniał sobie czym jest podniecenie, znów chciał je poczuć? Lev nie zmienił się aż tak bardzo. Wciąż uwielbiał się z nim drażnić. A ponieważ był ciekaw reakcji Białego, na razie zachował dla siebie, że zamieszkanie z nim byłoby konfliktem interesów. W końcu najpierw musi mu powiedzieć, jak poszły sprawy z Volkiem.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Pon 28 Mar 2022, 01:11

    ANOTHER WORLD. - Page 3 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5
    Prawda była taka, że Biały po prostu wiedział, że chłopiec zrobił wszystko to, na co się umówili. Wiedział też, że nie miał ochoty wyobrażać sobie tego, jak Lev wszedł w posiadanie tych informacji. Sądząc zaś po spojrzeniu chłopca – ten nie pragnął niczego tak bardzo, jak opowiedzieć o wszystkim Białemu i napawać się jego cierpieniem. Może to właśnie go podniecało? Nie, Biały wolał nie zastanawiać się nad tym, co właściwie działało na Lva. Jego fantazje mogłyby się okazać zbyt przyjemne, by się z nich otrząsnąć.
    Nie będzie udawał, że nigdy nie myśli o tego typu sprawach. Mógł śmiało przyznać, że poza Lvem nikt na niego nie działał, ale za to to, do jakiego stanu go doprowadzał ten dzieciak… Nikt nie powinien mieć takiej władzy.
    Choć ta dłuższa chwila rozłąki mogła osłabić mury Białego – z pewnością nie zburzyła ich. Było blisko, zbyt blisko. Wiele razy. Biały był jednak upartym chujem. Nie dawał się tak szybko ani wyruchać, ani zabić, ani polubić.
    Wiedział, że gdyby Lev poprosił go teraz o to, by brnęli dalej w tę fizyczną potyczkę – pewnie by się zgodził. Nie miał jednak zamiaru odpuścić bez walki.

    Złapał chłopca za kostkę, odsunął stopę dzieciaka od swojego krocza, a następnie przyciągnął go wraz z fotelem na kółkach bliżej. Teraz, gdy Lev się wyprostował, jego twarz znajdowała się na idealnej wysokości…
    — Nie mam zamiaru płacić ani rubla za ten marny popis, dziecko — powiedział kpiąco Biały, układając swoją dużą dłoń na głowie chłopca. Zmierzwił czule jego włosy. Być może zbyt czule, by jego słowa zostały wzięte kiedykolwiek na poważnie.
    Nie lubił tego, w co pogrywał Lev. Sprawiało to, że czuł się nieco pogubiony we własnych poczynaniach i nic nie wydaje mu się być dobrą decyzją względem tego, jak zgłębiał swoje uczucia względem tego dzieciaka.
    Chłopiec dawał mu ciepło, gdy czuł chłód i zimno, gdy targała nim gorączka. Za tym zuchwałym uśmieszkiem krył się ten sam chłopiec, którego znalazł w barze tamtego dnia. To był ten sam człowiek, który wydawał się momentami patrzeć na niego, jakby byli jedynymi ludźmi na tym świecie. Żadnemu to nie przeszkadzałoby, gdyby tak właśnie było.
    W innych realiach… być może Biały spędziłby każdą sekundę swojego życia, próbując dogodzić temu chłopakowi. Teraz nie mógł sobie pozwolić na to, czego chciało jego serce i ciało.
    Nie miałby czasu rozmyślać o tym, z jakiego powodu Lev to robił. Czy naprawdę go chciał? A może po prostu próbował przetrwać?
    Czego nie wiedział Biały?
    Rodion wpadał w tę spiralę rozmyślań średnio co jakieś piętnaście minut odkąd Lev zostawił go samego sobie. Za każdym razem kończyło się to połowicznym wzwodem, gdy dochodziło do momentu, w którym Biały potencjalnie zgadzał się po prostu sobie ulżyć i poddać się fantazji.
    Alkohol jednak robił swoje i powstrzymywał skutecznie Białego przed czymkolwiek więcej poza pewną ochotą.
    Cóż, stan na tę chwilę miał się nieco inaczej. Zapewne dlatego, że Lev znajdował się tuż przy nim, z twarzą na wysokości dosyć strategicznej, a Biały znowu dał się samemu sobie zapędzić w kozi róg.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Pon 28 Mar 2022, 01:53

    Z początku Lev sądził, że Biały zareagował dokładnie tak, jak się tego spodziewał – rozdrażnieniem i odrzuceniem. Gdy jego stopa została odepchnięta, nie potrafił powstrzymać rozbawionego uśmiechu. Moment później po nim nie było już śladu, bo nagle musiał się wyprostować przez wyprowadzenie fotela z równowagi, a chwilę później miał przed sobą rosnące wybrzuszenie Białego. Jego dłoń przesunęła się po włosach Lva czule, a jednak było w tym geście coś, co przyprawiło podbrzusze chłopaka o przyjemny skurcz. Biały pozostawił mu pole do manewru. Tym razem nie wydawał się przeciwny temu, co mogłoby dalej między nimi zajść.
    Rozżarzone oczy Lva uniosły się na twarz mężczyzny, choć głowa pozostała w tej samej pozycji, delikatnie przytrzymywana przez palce Rodii. Lev dopiero teraz uświadamiał sobie, jak duże miał te łapska. Duże i ciepłe. A on był naprawdę przemarznięty po podróży. Perspektywa zbliżenia się do Białego, zatopienia się w jego cieple i przekonania się, jak smakuje od tej strony, była niewątpliwie kusząca.
    – Zapłacisz, jeśli nie będzie marny? – drażnił się dalej, przesunąwszy palcami po coraz wyraźniejszym wybrzuszeniu, które miał tuż przed swoimi oczami. – No nie wiem… Wciąż nie odpłaciłeś się za ostatni raz. Zastanawiam się, jak wyglądasz na kolanach, Rodia. – Uśmiechnął się nieco głębiej, choć wydawałoby się, że nie jest w położeniu pozwalającym na tego typu sugestie.
    – Oszczędzę ci tego. Potrzebuje prysznica. – W końcu przyszedł moment, w którym zabawa Lva się skończyła. Lekkim gestem odsunął dłoń Białego od siebie i wstał, posyłając mu nieszkodliwy, przyjazny uśmiech.
    – Do rzeczy. – Atmosfera prysła w jednym momencie, gdy Lev podszedł do części biurka nieokupowanej przez Białego i zaczął kreślić równe linie na przygotowanej wcześniej kartce. – Zrobię mapę najważniejszych punktów, póki wszystko pamiętam. Nasz plan… Będziemy musieli go zmienić. – Oryginalny plan nie zakładał współpracy z Volkiem i składana mu jakichkolwiek propozycji. Mieli poznać wroga, jego sposób działania i najważniejsze kwestie, a potem się z nim rozprawić, wykorzystując zebrane informacje. Jednakże… To nie był na tyle prosty przeciwnik i po tych dwóch tygodniach Lev nie mógł się łudzić. Wiedział, w co pogrywał sobie Volk. Swoimi poczynaniami szydził z niego i śmiał się mu prosto w twarz. Udowadniał, że dowiedzą się tylko tyle, na ile im pozwoli. Te morderstwa i spotkania, których Lev był świadkiem, odgrywały oczywistą rolę. Najprostszy, prymitywny pokaz sił. Volk wiedział więcej niż powinien i Lev nie bez przyczyny każdego dnia tam czuł się, jakby w każdej chwili mógł zginąć. – Złóżmy mu propozycję. Niech myśli, że mamy układ. Łatwiej będzie nam coś osiągnąć, jeśli da się przekonać, że działamy wedle jego planu i ustaleń. I tak już dużo wie. Nawet jeśli nic nie mówi. – Na kartce pojawiało się coraz więcej szczegółów i choć nie przypominało to pracy kartografa, mapa była wystarczająco czytelna jak na ich potrzeby. – To nie będzie ciężkie, wiem czego chce. Potrzebujemy tylko w pełni dopracowanego planu działania zanim tam wrócę. – Spojrzenie Lva było skupione a głos rzeczowy i bezemocjonalny, choć na twarzy malowało się zacięcie, świadczące o tym, że w głowie odbywa jakąś bitwę.
    Mieszkanie z Białym byłoby miłą odmianą. Prawdopodobnie by się zgodził. Ale na tym etapie Lev nie mógł pozwolić, by Volk poczuł się zdradzony. Chciał mieć swoją zabawkę z powrotem, tylko dla siebie. A oni naprawdę potrzebowali jego broni. Jeśli się nie pośpieszą, lada chwila będą musieli mierzyć się z Bestiami przy użyciu własnych pięści.
    – Spiszę wszystkie informacje i je zabezpieczę. Przy kolacji… Nie chcę o nim gadać. Miejmy to już za sobą. Co ty na to, Rodia? – na moment oderwał spojrzenie od swojej mapy, by odnaleźć w półmroku twarz Białego. Powinien wiedzieć, że Lev wcale się tym nie cieszy. Powinien też wiedzieć, że Lev również tęsknił. I że chce kolacji. Ale tylko dla ich dwojga, bez zbędnych, niewygodnych tematów. Później niewiele będą mieć okazji do podobnych chwil.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Pon 28 Mar 2022, 02:49

    ANOTHER WORLD. - Page 3 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Biały nie był nawet zaskoczony reakcją chłopaka. Wiedział, że ten lubił sobie pogrywać z nim, ale Biały wcale nie miał zamiaru pozostawać mu dłużny skoro ten tak bardzo lubił się z nim drażnić.

    Parsknął z rozbawieniem na kolejne słowa chłopca, zdejmując dłoń z jego głowy, by położyć ów na policzku Lva. Biały, choćby się zaparł, nie byłby w stanie wyobrazić sobie widoku siebie na kolanach. Trochę go ów obrzydzał, szczerze powiedziawszy. Nie lubił czuć się słaby, jakby nie miał kontroli nad niczym.
    Nie miał zamiaru jednak niszczyć marzeń chłopca, więc nie powiedział nic tylko wzruszył ramionami nieszkodliwie i pozwolił mu po chwili na powiększenie dystansu między nimi. Nie trwało to jednak długo, bo choć Biały skupiał się niejako na tym, co mówił chłopak – nie potrafił znaleźć się zbyt daleko od jego ciała.
    Z początku stał swobodnie obok niego, ale szybko poczynił krok w kierunku sylwetki chłopca. Znalazł się tuż za jego plecami, a duże dłonie mozolnie wpłynęły na biodra Lva. O nic więcej się nie pokusił, wbijając spojrzenie przez ramię Lva w jego rysunek.
    Widział tylko niewielką część jego twarzy, ale nawet ta część zdradzała jakąś niewypowiedzianą przez chłopca emocję.

    Nie lubił zmian w planach. Rzadko kiedy sobie na takowe pozwalał. Nie był jednak głupcem. Rzeczowy ton Lva nie tyle go przekonał, co dał mu znać, że chłopak nie ma teraz ochoty na żarty. Wypełnił swoją misję i raportował ją w jak najbardziej przystępny dla delikatnego serca Rodii sposób.
    — Masz rację… — mruknął niechętnie Biały. Wiedział, że Volk nie będzie łatwy. Spodziewał się tego, że sprawa może się skomplikować bardziej, niż jest im to potrzebne. Teraz musieli zabawiać się w dyplomatyczne pierdolenie, a w tym Biały był absolutnie do dupy. Tak, miał Lva od tego, ale wiedział z czym wiążę się “misja dyplomatyczna” w przypadku posłania go w sidła Volka.
    Słysząc zaś “zanim tam wrócę”, coś przewróciło się niebezpiecznie w żołądku Białego.
    Mężczyzna odsunął się od Lva i przespacerował się kilka kroków w kierunku okna.
    Kolejne słowa, choć wypowiedziane uspokajającym tonem Lva, wcale nie spełniły swojej roli. Biały może i nie był obecnie wytrącony z równowagi, ale powietrze wokół niego wirowało nieco mniej spokojnie niż do tej pory.
    Nie był zazdrosny, kurwa. Nie.
    To Volk był pierdolonym psychopatą. Biały widział jak w jednej chwili nic nadzwyczajnego się nie działo, a w następnej Volk kończył czyjeś życie, bo akurat mu palec drgnął w odpowiedni sposób.
    Można powiedzieć wiele o ludziach, którzy trafili do Innego świata. To było ich Piekło. Ich koniec.
    A Volk był pierdolonym Czortem nadzorującym cały ten teatrzyk.

    — On jest niebezpieczny — mruknął Biały. — Wiesz o tym, a i tak… — Biały przerwał wpół zdania i pokręcił głową z dezaprobatą. — Pomówimy o tym innym razem.
    Mężczyzna odsunął się od okna i skierował swoje spojrzenie z powrotem na swojego gościa.
    — Weźmiesz prysznic u mnie. Dzisiaj nie spuszczam cię z oczu — powiedział, a następnie posłał chłopcu coś w rodzaju cienia uśmiechu. Może było w tym grymasie coś nieco zawadiackiego, a może Biały próbował przykryć tym drobnym flirtem fakt, że właśnie szalał z niepokoju.

    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Nie 03 Kwi 2022, 18:20

    Drgnął lekko, kiedy poczuł ciepło drugiego ciała za sobą i dłonie na swoich biodrach. Na jego twarz wlał się lekki, ledwie widoczny uśmiech, ale nie zrobił nic ponad kontynuowanie swoich wyjaśnień i kończenie mapy. Udawał również, że nie czuje na swoim pośladku tego, w jakim stanie wciąż jest Biały. Może gdyby nie był tak zmęczony… Może. Ale miał wrażenie, że to nie byłoby dla nich dobre. Coś mu się wydawało, że gdyby Biały posmakował tego, co mogło dać mu ciało Lva, w połączeniu z uczuciami… wniosło by do ich relacji niepotrzebną zaborczość. A nie trzeba przecież wyjaśniać, dlaczego przesadna zazdrość w przypadku Lva była mało rozsądna. Szczególnie teraz.
    Kiedy skończył notowanie, obrócił się tyłem do biurka i oparł o nie, obserwując jak Biały niespokojnie przemierza biuro i zatrzymuje się w końcu przy oknie. Lev westchnął dyskretnie, słysząc słowa Rodii. Tak, Volk był niebezpieczny i chyba nikomu nie przyszłoby na myśl podważanie tego. Za każdym razem, gdy pojawiał się w sypialni Lva, ten nie wiedział, czego się po nim spodziewać. Volk mógł w jednej chwili prawić komplementy, by w następnej z tym samym uśmiechem łamać kości i dekapitować głowy. Co więcej Lev wiedział, że ten pokurwieniec szybko się nudzi. Gdy będzie tam za drugim razem, nie będzie miał wiele czasu, bo nie łudził się, że będzie wyjątkiem, który da radę zabawić Volka szczególnie dłużej.
    Lev się bał. Nie musiał udawać przed sobą, że tak nie jest. Ale przed Białym musiał zgrywać na tyle twardego, na ile mógł. Wierzył w plan Białego, podobało mu się to, do czego obydwaj zmierzali, lubił myśleć, że nawet w tym podłym świecie mają jakiś cel. I lubił widzieć, że Biały jest zdolny do czegoś więcej niż zapijanie się niemal na śmierć. Dlatego miał zamiar zrobić, co do niego należało. Bezczynność zabiłaby go szybciej niż grasujące za miastem Bestie.
    – Niech będzie – odparł na ostatnie słowa Białego, odwdzięczając się podobnym uśmiechem.

    Gdy tylko wziął prysznic, położył się do znacznie wygodniejszego łóżka niż te, które Biały miał w poprzednim mieszkaniu i zasnął jak zabity. Jego ciało potrzebowało porządnej regeneracji po długiej podróży i dwóch tygodniach nieustającego stresu. Pierwszy raz od długiego czasu spał tak spokojnie i głęboko, wiedząc, że jest tu ktoś, kto czuwa nad jego bezpieczeństwem. To był naprawdę zbawienny odpoczynek.
    Pojawił się w drugim pokoju z resztkami snu na twarzy, w jednej z koszulek Białego, odziedziczonych po jakimś nienazwanym trupie. Przeciągnął się sowicie i powitał widok Rodii zrelaksowanym uśmiechem. Korzystając z tego, że ten siedział, Lev podszedł i bezpardonowo ułożył dupsko na jego udzie.
    – Gdzie ta nasza kolacja? Padam z głodu.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Nie 03 Kwi 2022, 22:25

    ANOTHER WORLD. - Page 3 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Mieszkanie, które zajął Biały mieściło się w sąsiednim budynku, które łączyło podziemne przejście z rodzaju tych piwnicznych, w których zimowali niekiedy ludzie, którym na to pozwalał właściciel budynku, którym obecnie był Biały. Towarzystwo rezydujące tutaj za czasów Rudzielca było kolorowe, ale nie napastliwe, więc Biały łaskawie nie wyjebał ich na mróz. Pozwolił im nawet zostać za darmo, jeżeli się na coś przydadzą Białemu, a tak się składało, że dodatkowe pary uszu zawsze się przydawały w tych okolicach.

    Lev nie kręcił nosem na widok prywatnego prysznica z nieco cieplejszą niż zimną wodą. W dodatku Biały zaopatrzył się w lepsze mydło, które nie pachniało już łojem, a jedynie mydłem.
    Gdy chłopiec wrócił spod prysznica – Biały juz otwierał usta, aby się odezwać i spytać czy chłopak był gotów na posiłek, ale zanim zdołał wydać z siebie jakikolwiek dźwięk – Lev opadł na łóżko bez życia i, jeszcze zapewne w locie, zdołał usnąć.
    Rodion podszedł po cichu do sporego materaca, usiadł na jego brzegu i nakrył chłopca dodatkowym kocem. Przyglądał się spokojnej twarzy przez chwilę nim sięgnął do niej swoją dłonią, by delikatnie musnąć jego policzek w pieszczotliwym geście.

    — Dobrze się spisałeś, dziecko — mruknął.

    Trwał przy chłopcu jeszcze przez dłuższą chwilę, obserwując jak jego klatka piersiowa unosi się powoli, a potem opada, jak jego usta – delikatnie rozchylone – spokojnie zdobią jego twarz, jak kruczo czarne rzęsy opadają na policzki.
    Gdyby tylko mu było dane – zbadałby każdą krzywiznę ciała tego chłopaka swoim spojrzeniem. Nie potrzebował go nawet dotykać, by móc się napawać tym nieoczekiwanym światłem, które obudziło go z konania.
    Wszystko to zapisał w swoim dzienniku, po który sięgnął, gdy już pozwolił dzieciakowi spać spokojnie. Był to jedynie krótki, pełen ckliwości akapit, po którym nastąpiło spisanie wszystkiego, co mu opowiedział dzisiaj Lev. Chłodny, wyrachowany język ciekawie kontrastował z poetyckim wysrywem Białego.

    Po pewnym czasie – Lev postanowił się podnieść. Słońce już dawno zaszło za horyzontem, a Biały właśnie kończył analizować swoje notatki, gdy ciepłe, senne ciało znalazł się tuż przy nim. Machinalnie objął chłopaka w pasie, sadowiąc go wygodniej na swoim kolanie. Zamknął dziennik, odłożył ołówek i zwrócił swoje spojrzenie na zaspanego Lva.
    — W drodze — mruknął Biały, przyglądając się chłopcu. — Posłałem Tańkę po jedzenie jakąś godzinę temu, więc niebawem powinna się zjawić z czymś delikatnie jeszcze ciepłym.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Nie 10 Kwi 2022, 01:55

    Lubił go widzieć takiego. Było coś seksownego, a jednocześnie urzekającego w tym, jak siedział skupiony nad swoimi notatkami, by odłożyć je zwyczajowym gestem, gdy tylko Lev się pojawiał i zagrabiał całą uwagę dla siebie. Zaczęło to w którymś momencie wyglądać jak jeden z ich małych zwyczajów, których nie dostrzega się przez długi czas, aż któregoś razu, gdy te nie nastąpią, zaczyna czegoś brakować. Dzięki takiej drobnostce cały niepokój Lva, z którym się obudził, wciąż nie będąc pewnym, czy nadal nie jest w drugiej sferze, odszedł w niepamięć. Biały tutaj był, pogrążony w swojej małej rutynie, gotów odłożyć wszystko na rzecz Lva, który ułożył się wygodnie na jego kolanach, jakby tego właśnie po nim oczekiwano. Spokojny wieczór. Jeden z niewielu, jakie im pozostały.
    Całe ciało Lva było obolałe, dopiero teraz, gdy naprawdę porządnie wypoczął, zaczął w pełni odczuwać trudy podróży i zmęczenie, jakie gromadził przez ostatnie dwa tygodniu. Po dołożeniu do tego wszystkich siniaków i zadrapań pozostawionych przez Volka, stawał się kłębkiem bólu, który na szczęście całkiem sprawnie maskował.
    Miał na sobie tylko koszulkę, ale w mieszkaniu nie panował wcale taki mróz, a ciało białego i jego ramię obejmujące talię Lva były przyjemnie ciepłe. Żaden z nich nie ruszył się z miejsca, gdy Tania przyszła z jedzeniem, zaproszona do środka krótkim poleceniem Białego. Żaden też nie zaproponował jej, by została. Ten wieczór był tylko dla nich, musieli nacieszyć się swoją obecnością po tak długiej rozłące i niepewności, czy w ogóle jeszcze się zobaczą. Musieli, bo lada chwila znów będą na przeciwnych krańcach tego podłego, dziwnego świata. A ryzyko będzie jeszcze większe.
    Jedzenie wciąż można było nazwać ciepłym. No… Może letnim. W każdym razie, było zdecydowanie zjadliwe, a fakt, że Lev jadł je w przyjaznym środowisku, sprawiał, że smak tak naprawdę odgrywał drugorzędną rolę. Choć teraz już siedział po przeciwnej stronie stołu, by mogli swobodnie zjeść, wciąż czuł wyraźnie bliskość Białego. Czuł się tu dobrze i choć trochę przerażająca była perspektywa znalezienia własnego miejsca w Piekle, cieszył się, że takowe ma. I że jest ono przy Białym.
    – To zdjęcie – zaczął Lev po jakimś czasie, gdy wyczerpali kolejny z tematów. Skończyli już jeść i tylko niespiesznie sączyli wódkę, ciesząc się swoim towarzystwem. Ten temat pojawił się w głowie Lva, gdy jego spojrzenie znów spoczęło na dzienniku Białego. Wiedział, że zdjęcie tajemniczej kobiety wciąż tam jest, tak samo, jak to samo zdjęcie wciąż było w portfelu Lva. Żałował, że z tyłu nie było jego imienia. Nie było nic, żadnych wskazówek. – Zastanawiam się, kim byliśmy dla siebie przed… Tym wszystkim. Myślisz, że się znaliśmy? – Lev wbił swoje spojrzenie w Białego, przyglądając mu się nieco uważniej. Myślał o tym częściej, niż by chciał. Miał wrażenie, że go znał. Lepiej niż mógłby poznać drugiego człowieka tylko na podstawie miesięcy spędzonych w Innym Świecie. I… W jego twarzy było coś znajomego. Jeżeli rzeczywiście więc znali się na Ziemi, to jak mogli zupełnie nie poznawać się teraz? Co łączyło ich z kobietą ze zdjęcia? Lev nie potrafił przestać myśleć o tym, że to coś ważnego. Może byli tutaj w konkretnym celu, może we wszystkim chodziło o tę kobietę? Czy też była w Piekle? Lev próbował ją znaleźć. Pytał o nią tutaj, pytał o nią także w drugiej sferze, węszył po burdelach i wokół obrzydliwego, odstręczającego handlarza ludzkim towarem. Nie znalazł najmniejszych poszlak. Ale coś przecież musiało być na rzeczy. Prawda?

    Sponsored content

    ANOTHER WORLD. - Page 3 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Pon 20 Maj 2024, 14:33