ANOTHER WORLD.

    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Sro 24 Mar 2021, 02:03

    ANOTHER WORLD. - Page 2 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

         Gdy po raz pierwszy pojawił się w Innym świecie – był równie zagubiony, co Lev. Był dużo starszy i większy niż on, miał na sobie garnitur, a w kieszeni zdjęcie kobiety, które podpisane było na odwrocie „Dla kochanego Rodii”.
    Był starszy, większy, a jednocześnie przestraszony na tyle, że nie wiedział, co ze sobą zrobić. Niemal zamarzł na mrozie, gdy ktoś go znalazł.
         Tak poznał Kroszkę.
         Tak dostał ksywkę „Biały”, bo niemal uciekło z niego życie wskutek mrozu. Cudem uchowały się jego wszystkie palce.
         Trafił do Kroszki, nie mając pojęcia z czym to się będzie wiązało. Swojej pierwszej nocy, gdy miał iść do łóżka z facetem – sprzeciwił się temu, ale jego sprzeciw został rozwiązany narkotykami. Gdy tylko otrzeźwiał na tyle, żeby się poruszyć – zajebał skurczybyka z zimną krwią. Kroszka nie zdawał się szczególnie tym poruszony, twierdząc, że gościa chciał się pozbyć już od dawna, bo mieszał mu się w interesy. Kroszka także tamtej nocy stwierdził, że zapozna go z kimś, u kogo talent Białego się nie zmarnuje.
         Tak Biały awansował z jednorazowej kurwy na kogoś, kto załatwiał dla innych trudniejsze sprawy. Był w tym na tyle skuteczny, że awansował dosyć szybko i dorobił się jak cholera. Wszystko przepił, jak się można spodziewać.
         Natomiast… rozumiał to, co dotknęło Lva. Sam był kiedyś nowy w tym miejscu i dał się wykorzystać wbrew swojej woli.

         Biały pokiwał głową w odpowiedzi na pytanie chłopca o to, czy również ma wrażenie jakby się znali już wcześniej. Przyniosło mu to ulgę, bo w końcu usłyszał, że to nie umysł płata mu figle, a być może jednak te uczucia są uzasadnione. Zaś na słowa odnoszące się do tego, że się umył – parsknął cichym śmiechem.
         Następnie zamilkł, wpatrując się w ciało chłopca i nadal rozsmarowując bezcelowo maść.
         –– Rodion –– mruknął po chwili ciszy. – To moje imię. Tak przynajmniej mi się wydaje.
         Nie wiedział jakim cudem ten napis na zdjęciu czy chociaż zdjęcie się zachowały, gdy wszystko inne zniknęło. Jego wspomnienia, dokumenty innych czy cokolwiek, co łączyło kogokolwiek ze światem przed tym Innym. Być może była to pomyłka, być może kolejna rzecz, która miała na celu go pogrążyć w nadziei i tym samym go ów pozbawić po czasie.
         Nie wiedział do końca jakie są prawa, które rządzą tym miejscem, ale był pewien, że nie było to miejsce, w którym wszyscy mogli żyć spokojnie. Bestie się zbliżały. Widział je zaledwie dzień wcześniej i prawie go dopadły. Nigdy nie były tak blisko, jak teraz, co oznaczało, że w końcu staną się na tyle śmiałe, żeby dostać się do miasta.
         Biały musiał zacząć myśleć nad tym, jak temu zapobiec, bo choć za nic miał sobie swoje życie – nadal trzymał się tego strzępka nadziei, że uda mu się kiedyś stąd wydostać.
         –– Masz jutro wolne? –– spytał w końcu Biały, przerywając namaszczania chłopca i siadając z powrotem obok na łóżku. Chłopiec dołączył do niego w tej pozycji. –– Pokażę ci miasto, jeżeli chcesz. Mam parę rzeczy do załatwienia na Obrzeżach.

         Noc nie była tym razem tak zimna, jak poprzednie, ale Biały nie miał zamiaru spać na kanapie, a obolałemu chłopakowi też nie będzie kazał spać poza nieco wygodniejszym łóżkiem. Postanowili spać razem w łóżku, a Biały nie dawał po sobie poznać, że wpływa na niego bliskość drugiego ciała bardziej, niż by tego chciał.
         Ciepło i zapach Lva sprawiało, że jednocześnie chciał go od siebie odepchnąć i trzymać w ramionach. Chciał się odsunąć w pierwszym odruchu, kierowany niechęcią do wykorzystania chłopaka, jego ciała, a w drugim… przycisnąć bliżej siebie, bowiem Lev i jego bliskość sprawiały, że czuł się spokojny.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Sro 31 Mar 2021, 00:53

    Uśmiechnął się niemrawo, kiedy mężczyzna pokiwał twierdząco głową i poczuł pewną ulgę, że jego teoria nie została wyśmiana. W końcu Biały mógłby stwierdzić, że wmawia sobie głupoty, albo takim gadaniem chce go po prostu urobić. Ale on też czuł tę nić przywiązania, która nie miała żadnego logicznego podłoża ani spójnej historii. Mieli zdjęcie jednej kobiety, ale to przecież nie mogło stworzyć nagle rzeczywistej więzi. To była tylko pusta informacja, że mogli, ale nie musieli, znać się w świecie, w którym pozostawili poprzednie życia. Zdjęcie miało prawo nasycić ich nadzieją, że coś wciąż łączy ich z tamtymi czasami, mogło też dać podstawy do rozmyślań na temat tego, jak można wykorzystać nieoczekiwaną informację. Ale nie tworzyło przywiązania. Lev zaś czuj jego nić i choć mógł to wywołać fakt, że Biały był jedyną osobą, która mu pomogła, na dodatek został całkiem przyjazną duszą, to jednak chłopak był pewien, że już wcześniej, kiedy po raz pierwszy zobaczył jego twarz, zareagował inaczej, niż mógłby na kogoś całkiem obcego. Nie ma co ukrywać, w tamtym momencie Biały wyglądał paskudnie, a jednak Lev szybko powierzył w nim całą swoją nadzieję na przetrwanie, uwierzył, że mężczyzna mu pomoże. Był pewien, że podskórnie czuł pewny rodzaj więzi, który obaj zostawili na Ziemi. Teraz dane im było spróbować ją odbudować i być może to coś znaczyło. To, że spotkali się w tym świecie. Odnaleźli się. Na pewno służyło to jakiemuś celowi, musieli tylko odkryć jakiemu.
    – Rodion – powtórzył cicho, ważąc brzmienie imienia na języku. Trochę miał nadzieję na poczucie jakichś wibracji, na ukłucie wspomnienia, albo jakikolwiek odstęp od normalności, ale nieważne jakby nie zaklinał rzeczywistości, imię to wciąż nic mu nie mówiło. Przyjął ten fakt z lekkim poczuciem żalu, ale to zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Miał teraz znacznie poważniejsze zmartwienia niż brak fajerwerków przy poznaniu prawdziwego imienia Białego.
    Był koszmarnie zmęczony, czuł się, jakby przegalopowało po nim stado koni, nie szczędząc łajna wysrywanego ochoczo pod kopyta. Gdy Rodion zszedł z jego ciała, dając chłodnemu powietrzu dostęp do rozgrzanych drugim ciałem ud, Lev sięgnął po koc i znów szczelnie się nim okrył. Powieki same opadały mu na oczy.
    – Mhmm – mruknął w potwierdzeniu odnośnie jutrzejszego dnia i niewiele myśląc, ułożył się wygodniej na łóżku, wtulając twarz w spłaszczoną, pożółkłą poduszkę. Kiedy poczuł obok źródło ciepła, całkiem bezmyślnie przylgnął do niego, nie orientując się już w tym, że w istocie wtula się w Białego jak zgarnięty z ulicy, wyziębiony szczeniak.

    Obudził go ból, który zdawał się dochodzić z każdego zakątka ciała. Głowa pulsowała wspomnieniem nadużytego alkoholu, a ciało z podwójną mocą przypominało o kliencie z rozkoszą sprowadzającym do pionu nieposłuszny zakup. Kiedy otworzył oczy, orientując się, że jest w łóżku i poznaje pomieszczenie, dopiero dopuścił do głowy wydarzenia poprzedniej nocy, czując jak ogarnia go lekkie poczucie zażenowania. Bardzo przelotne i chwiejne, ale jednak. Niekoniecznie chciał pamiętać swoje pełne emocji wystąpienia na barowym krześle ani wylewność okazaną Białemu. Rodionowi.
    Mężczyzna był już na nogach, a Lvowi nie spieszyło się do dołączenia do niego. Spowolnionym ruchem przykrył czoło, krzywiąc się z bólu i niespiesznie zwiesił nogi z łóżka, pilnując, by koc wciąż szczelnie przylegał do jego ciała. Wczoraj rozgrzewała go gorzała, ale teraz mróz nie szczędził mu porannych wrażeń.
    – Powiedz, że istnieją tu jakieś przeciwbólowe – jęknął, przesuwając dłonią po zmęczonej twarzy, nie czekając jednak na odpowiedź, niechętnie podniósł się na nogi, by sięgnąć po porzucone wczoraj ubrania. Z jeszcze mniejszym zaangażowaniem odłożył w końcu koc, odsłaniając ciało, na którym dziś sińce stały się znacznie wyraźniejsze niż jeszcze wczoraj. W świetle dziennym wyglądało to wyjątkowo niesmacznie i równie boleśnie, co w istocie było. Ubrał się, starając nie okazywać bólu przy każdym ruchu, choć te były nim głęboko okupione. Trzeźwy umysł okrutnie podsuwał mu wizje wczorajszego wieczoru i tego, co wydarzyło się w piwnicy burdelu. Usilnie starał się o tym nie myśleć, choć wymowne pieczenie między pośladkami nie dawało zapomnieć o skrajnym upokorzeniu, jakiego zaświadczył. Wciąż chciało mu się rzygać, bo nader wyraźnie pamiętał smród kutasa wepchniętego siłą między wargi. Nie potrafił wyobrazić sobie, że tam wraca i tym razem z własnej woli znów się na to godzi. Vasya obiecał, że da mu wskazówki. Obiecał, że się do tego przyzwyczai, że za każdym razem będzie łatwiej i że to upodlenie ostatecznie da mu władzę. Na tę chwilę Lev musiał zadowolić się jedynie pieniędzmi i wmawianiem sobie, że wszystko to jest mniej odrażające niż w rzeczywistości było. Do wszystkiego można przywyknąć. Do wszystkiego. Lecz nawet, gdy powtarzał to niczym mantrę, nie potrafił uwierzyć, że przyjdzie dzień, w którym przestanie czuć odrazę i chęć wbicia sobie sztyletu w gardło, by odciąć się w końcu od wszystkich kotłujących się w nim skrajnych uczuć.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Sro 31 Mar 2021, 01:41

    ANOTHER WORLD. - Page 2 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Nie mógł zasnąć tej nocy przez dosyć długi czas. Jego mózg atakowały z każdej strony myśli, których wcale nie miał ochoty nawet pogłębiać. Nie sądził, że w ogóle miał aż tak bogatą wyobraźnie w tym wieku i w tym stanie kompletnego zalewania mózgu alkoholem od lat.
    Lev jednak najwyraźniej potrafił w nim obudzić kogoś, kim być może jeszcze jakiś czas temu był. Młodszego i nieco bardziej ciepłego Białego, który cieszył się bliskością drugiego ciała wtulonego w jego własne, drugiej duszy w swoim otoczeniu i głosu, który nie był jego własnym.

    Przycisnął Lva do siebie mocniej, a palce zgrabiałej, silnej ręki delikatnie odgarnęły pozlepiane kosmyki włosów chłopca. Zaczesały je za ucho i musnęły miękki policzek chłopaka czule.
    Przez chwilę przyglądał się długim rzęsom, różowym policzkom i pełnym ustom.
    Ten świat nie był dla niego. Lev nigdy nie powinien był się tu znaleźć.

    ***

    Zaśmiał się niewesoło na wspomnienie o przeciwbólowych.
    Oczywiście, istniały, ale były drogie jak cholera i nikogo nie było na nie praktycznie stać, a każdy ich potrzebował. Inny świat był równie dziki, co niegdyś średniowiecze. Znieczulenie nie istniało, rany się zakażały, ludzie umierali w bólu i krzyku.
    Najpowszechniejszym znieczuleniem były narkotyki, pochodne morfiny, ale te zabijały szybciej niż jakiekolwiek skuteczne zakażenie. Z tym, że po cichu i bezboleśnie.

        — Zaraz coś zjesz i poczujesz się lepiej — mruknął Biały, nakładając na talerz jajecznicę i kawałek chleba.
    Podał danie chłopcu, a następnie nałożył dla siebie.

    Śniadanie skończyli jeść szybko, a zaraz po nim postanowili ubrać się ciepło i wyruszyć na to zwiedzanie miasta, o którym mówił dzień wcześniej Biały.
    Mężczyzna musiał zahaczyć o dom kaleki, parę klubów, z których zebrał należny haracz, a na końcu planował wizytę w Krukarni.
    Byli właśnie w drodze na Obrzeża, gdzie znajdował się ich ostatni cel dzisiejszej wycieczki, gdy natknęli się na bar, w którym trwała jakaś zawzięta dyskusja.

        — Przerwa na coś do picia? — spytał Biały Lva, ale nie czekał na jego odpowiedź i wszedł do środka, by zbadać głównie powód, dla którego karczma była tak pełna życia.

        — Znalazł go mój znajomy, który mieszkał z nim w jednym budynku. Mówię ci, Kroszka, faceta nie dało się poznać — opowiadał energicznie mężczyzna, popijając swojego drinka.
    Jego rozmówca kiwał mu zawzięcie głową i spijał każde słowo z jego ust.
    Biały dosiadł się do nich, by posłuchać dalszej części.

        — Fiut w ustach, ręka wetknięta głęboko w dupę! — roześmiał się gromko ktoś inny. — Facet się nieźle naraził jakiemuś psycholowi!

        — No, no, Belka! Mało tu psycholi myślisz?

    Do Białego przycupniętego przy barze i przysłuchującego się rozmowie podszedł barman.
    Mężczyzna uśmiechnął się do niego jakoś dziwnie ciepło, jakby znał doskonale Białego i cieszył się na jego widok.

        — Miło cię widzieć, Biały — odezwał się do mężczyzny. — Co dla ciebie?
    Biały zmarszczył brwi, przyglądając się przyjemnej, nieco pobliźnionej twarzy faceta.

        — Znamy się? — spytał. — Dwie wódki.
    Barman od razu nalał trunki do dwóch kieliszków i jeden przysunął towarzyszowi Białego.

        — Nie, ale ostatnio zrobiłeś się całkiem sławny — odparł barman. — Chodzą słuchy, że jesteś pogromcą bestii.
    Ciekawskie spojrzenia zwróciły się na dźwięk tych słów na Białego, który pokręcił głową z jakimś zrezygnowaniem.

        — Nie da się zabić bestii. Nie wiem co słyszałeś — wybełkotał Biały, kuląc się w swojej kurtce i próbując schować się przed niechcianą uwagą.

        — Nie bądź taki skromny, bohaterze. Przeżyłeś spotkanie pierwszego stopnia z cholerną bestią, skurczybyku.
    Biały chwycił swój kieliszek i opróżnił go szybko, a następnie jął podnosić się z barowego stołka.

        — Chodźmy, Lev — polecił chłopcu, który mu towarzyszył i skierował swoje kroki ku drzwiom.
    Chwycił klamkę, gdy jego uszu dotarły kolejne słowa któregoś z gości karczmy.

        — Może te bestie to po prostu bujda. Pewnie nie są takie niebezpieczne, jak je malują, co Biały?
    Mężczyzna odwrócił się powoli w kierunku, z którego padły słowa.
    Wyraz jego twarzy był kamienny, a wzrok lodowaty.

        — Straciłem dwóch ludzi tamtego dnia, ale jeżeli masz ochotę spróbować szczęścia przeciwko bestiom to droga wolna, pieprzony kretynie — warknął.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Sro 07 Kwi 2021, 22:11

    Skwasił się nieznacznie, słysząc rechoczący śmiech w odpowiedzi na pytanie i w te pędy pojął, że to jest jedyna odpowiedź, którą otrzyma. Czego mógł się spodziewać? Cały ten świat wyglądał jak rodem wyjęty z dystopijnego dzieła i Lev zaczynał wątpić, czy przypadkiem nie wlazł do jakiejś nowej książki Glukhovskiego. Przestał się natychmiast dziwić ogromowi ludzi, których można było minąć na klatce każdego kolejnego budynku, czy nawet na ulicy pomimo morderczego mrozu. Lev podejrzewał, że większość z nich była po prostu naćpana i czekała na łatwy koniec. W końcu co im pozostawało?
    Przyglądał się w ciszy, jak Biały nakłada śniadanie, a sam grzecznie czekał na podsuniętą pod nos porcję, podkulając na łóżku kolana, by ogrzać się trochę ramionami. Gdyby potrafił na chwilę wyłączyć myślenie i wspomnienia, patrząc na tę scenę, może nawet przez moment mógłby uwierzyć, że nie jest źle. Mieszkanie miało okna, a nawet kanapę, było względnie ciepłe, a na dodatek urzędował w nim gospodarz bardziej przyjemny, niż można było się spodziewać na początku. Jednak Lev nie potrafił zapomnieć, wiedział, czym płacił za tę wygodę. Gdyby zrezygnował z pracy, Biały by go tu nie trzymał dłużej niż do końca dnia. Naprawdę starał się nie myśleć o kolejnym dniu, który go czekał, o powrocie do burdelu, udawaniu, że występ sprawia mu radość, łaszeniu się samowolnie do obleśnych staruchów ze świadomością tego, co mogą z nim robić chwilę później. Nie wiedział nawet ilu klientów będzie musiał przyjąć, wiedząc, że nie jest to już jego debiut. Pocieszał się rozsądnym myśleniem – nie mogło być ich dużo. Niewielu stać było na śpiewające dziwki Kroszki i zadowalali się tymi z niższej półki, choć wciąż wyższej niż ludzie z pospolitych burdeli. Poza tym oprócz niego tego dnia będą występować inni, więc liczba klientów na osobę się zmniejszy. Dwóch, trzech? To przecież wystarczy, by Kroszka się ogłowił, zważywszy na cenę jaką życzył sobie za Lva, do tego napiwki, z których Lev dostawał czterdzieści procent, no i przecież Kroszcze zależało na dobrej kondycji luksusowych towarów. Na pewno nie oddawał ich pod masowe rżnięcie. Na pewno.
    Lev zadrżał, czując ucisk paniki na gardle i czym prędzej zabrał się za jedzenie, starając się nie okazać, że ma problem z przełknięciem pierwszego widelca jajecznicy.

    Cieszył się, że nawet w swoim wczorajszym pośpiechu, udało mu się dorwać w garderobie bluzkę na długi rękaw ze względnie nieprzewiewnego materiału i długie, choć nieprzyjemnie obcisłe skórzane spodnie. Dzisiejszy dzień wydawał się chłodniejszy niż poprzedni, więc nawet to wdzianko słabo radziło sobie z pogodą. Z ratunkiem szła kurtka, której Lev wciąż nie zdążył wyprać, a jednak przywiązał się do odzienia na tyle, że brud i smród przestały mu wadzić.
    Ze szczerym zainteresowaniem rozglądał się po uliczkach Innego Świata oraz panujących w nim zasad ściągania długów. W milczeniu obserwował zlęknionych ludzi posłusznie oddających Białemu pieniądze i nie wtrącał się, gdy cała procedura była mniej polubowna. Biały, upominając się o pieniądze wyglądał jak ktoś, z kim Lev z pewnością wolałby nie zadrzeć. Od początku nie miał przyjemnego oblicza, ale gdy to nabierało nuty groźby, czyniło dokładnie taki efekt, jaki w zamierzeniu miało. Lev głębiej docenił, że ma Rodię po swojej stronie.
    Całkiem ochoczo przyjął propozycję zajścia do baru, jednak gdy zobaczył w nim Kroszkę, z miejsca miał ochotę zawrócić. Roztropnie powstrzymał odruchy, skupiając się na tym, by z jak największym rozluźnieniem zająć miejsce przy barze. Przywdział nawet na twarz nieznaczny uśmiech, nadając własnemu obliczu większej pewności, zupełnie jakby był w tym świecie już co najmniej rok.
    Podobnie jak Rodia, Lev zaczął wsłuchiwać się w gorącą wymianę zdań, próbując wywnioskować o co może chodzić. O morderstwo, jak się domyślił, jednak sam fakt owego nieszczególnie go zdziwił. Podejrzewał, że tutaj codziennie ktoś się wzajemnie morduje i wieczorne wyjście, jeśli nie ma się solidnych pleców, to zawsze narażanie życia. A i z plecami mogło być ciężko, jeśli potencjalny oprych miał w nie wyjebane i nie liczył się szczególnie z własnym życiem. Musiał jednak przyznać, że fiut w ustach i ręka w dupie brzmiały całkiem intrygująco. Jednak dopiero, gdy to Kroszka się odezwał, Lva zupełnie zmroziło.
    – Szkoda, szkoda, spodobał mu się mój mały debiutant, wypchałby mi kieszeń – zauważył ze swoim zjadliwym uśmiechem, rzucając chłopakowi przeciągłe spojrzenie i uniósł kieliszek w niemym toaście. Lev powoli odwrócił głowę, by wpatrzeć się w swój kieliszek, nie wiedząc samemu, co właściwie teraz czuje. Facet, który wczoraj go gwałcił, dziś leżał martwy w pozie, która nie mogła sugerować przypadkowego morderstwa. Gdyby nie wiedział, że spędził noc w mieszkaniu Białego, uznałby się za pierwszego podejrzanego. Lub…
    Uniósł podejrzliwe spojrzenie na mężczyznę, siłą rzeczy przysłuchując się rozmowie, którą toczył z barmanem. Uważnie przejechał wzrokiem po twarzy Białego, zastanawiając się, czy ten rzeczywiście mógłby się tego dopuścić. Lvowi ciężko było uwierzyć w takim bieg okoliczności – dostaje pierwszego klienta i kilka godzin później ten kończy pod zimną zaspą z własnym fiutem w ustach. Ale przecież Biały nie miał powodu, by posuwać się do czegoś takiego w imieniu Lva. To pewnie nie miało z chłopakiem nic wspólnego, ktoś taki jak tamten typ musiał mieć wielu wrogów, w zasadzie same blizny na jego obrzydliwym ryju już o tym świadczyły. Najważniejsze, że Lev nigdy więcej nie będzie musiał oglądać jego parszywego pyska. To szczerze go ucieszyło.
    Wsłuchał się w dziwną rozmowę Rodii z barmanem, nie ukrywając swojego zainteresowania. Pogromca bestii? Lev nieskrycie uniósł brwi, nie mając pojęcia, że Biały może być w rzeczywistości tutejszym supermenem bez peleryny. Co jak co, ale na bohatera stanu to z pewnością nie wyglądał. I nie zachowywał się. A ze słów, które oschle rzucił ku barmanowi, wynikało, że również się tak nie czuł, ewidentnie jednak dokonał czegoś, co budziło szacunek. Bestie. Biały coś już wcześniej o nich wspominał.
    Wywołany, bardzo chętnie wstał i wyszedł razem z mężczyzną. Przez chwilę milczał, zastanawiając się, o co zapytać najpierw.
    – Mówiłeś, że w mieście jesteśmy bezpieczni – przypomniał sobie, zerkając na Rodię. – Wychodzisz poza granice, żeby z nimi walczyć? Dlaczego?
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Czw 08 Kwi 2021, 00:02

    ANOTHER WORLD. - Page 2 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Zerknął w bok na młodego towarzysza, gdy wyszli z pubu, próbując dojrzeć jego reakcję na to, co usłyszał w środku. Czy podejrzewał coś? Na pewno. Czy chciał znać prawdę? Na pewno nie.
    Zło, śmierć były nieodłącznym elementem Innego świata, a wszystko to, czego sie dopuszczali na codzień było jak najbardziej relatywne.
    W oczach Lva – Rodion był nieco ponurym wybawicielem, dobrym człowiekiem o miękkim sercu. W oczach faceta, który skończył, jak skończył… Cóż, powiedzmy, że idealnie odnajdował się w Innym świecie razem ze wszystkimi innymi psychopatami. Moralność i etyczność to były dwie rzeczy, które nie postąpiły stopy w tym miejscu, zapewne bojąc się odmrożeń.
    Tak patrząc na Lva wiedział, że miał każdy powód, żeby zrobić to, co zrobił. A przy okazji udało mu się zaliczyć cowieczorny spacer dla zdrowia.
    Próbował się nie uśmiechnąć, gdy myślał o tym, co jeszcze mógłby zrobić tamtemu zboczeńcowi. Powstrzymał się jednak przed grymasem wesołości, wkładając między wargi papierosa.

    Oczywiście, wspomnienie bestii potrafiło popsuć najlepszy humor. Obawiał się, że być może nie zaznaczył tego, jak wielkim bestie są niebezpieczeństwem. Powinien był opisać poodrywane kończyny, porozrywane twarze, skórę zdartą z ciała… Być może to by przemówiło do wyobraźni tych kretynów.
    Nie miał zamiaru też ukrywać tego niebezpieczeństwa przed Lvem. Chciał go chronić, ale nie za wszelką cenę i nie przed prawdą.
    Biały westchnął ciężko, wydmuchując dym z płuc.

      — Nie wyszedłem poza granicę — mruknął Biały, wbijając poważne spojrzenie w dzieciaka. — To one weszły poza swoją granicę. Są coraz bardziej przyzwyczajone do obecności ludzi. Boją się coraz mniej, więc to kwestia czasu aż… — Rodion pokręcił głową. — Aż będziemy mieli poważny problem ze szkodnikami.

    Biały zgrywał brak poruszenia spotkaniem z bestiami, ale wiedział, że udało mu się ujść z życiem jedynie cudem. Następnym razem może mu zabraknąć szczęścia i dołączy do swoich ludzi, których ciała zostawił rozszarpane na śniegu.
    Pamiętał, jak blisko znalazł się tych wygłodniałych szczęk, jak poczuł na sobie ciepły oddech śmierci, cuchnący zgnilizną. Gdy kładł się spać – nadal słyszał w uszach krzyki towarzyszy i dźwięk rozrywanego ciała, łamanych kości i tego nadnaturalnego, świdrującego warkotu, który uciekał z paszcz bestii.
    Samo wspomnienie tego dźwięku stawiało mu włosy na karku i przyprawiało o gęsią skórkę.
    Biały się bał tego bardziej niż czegokolwiek wcześniej bał się w Innym świecie. Bardziej niż gwałtu i śmierci w śniegu.
    Jednocześnie też wiedział, że jest to nieuniknione – spotka się z nimi twarzą w twarz jeszcze kiedyś.

    To, jak daleko od nich znajdowała się po kilkunastu minutach wędrówki Krukarnia było bardzo dobrze słyszalne.
    Głośne, upiorne skrzeki niosące się echem były istotnie nieco straszne, ale były także najprzyjemniejszym dźwiękiem, który mógł sobie wyobrazić Biały, który kochał prostotę ptasiej poczty i inteligencję kruków.

    Dotarli na miejsce chwilę później, a ich oczom ukazał się sporej wielkości połać terenu wysadzana nadziemnymi domkami dla ptaków. Małe, drewniane ptasie chatki umieszczone były na wysokich słupach.
    Na skraju tego wszystkiego stał niewielki budyneczek o oknach i dachu obsadzonym przez czarne, duże ptactwo.

      — Podoba ci się? — spytał Rodia, uśmiechając się blado i po chwili ruszając w kierunku niepozornej chatki.

    Jej wnętrze było dosyć obskurne, ale wyglądało na praktyczne.
    W środku chatki było więcej ptaków, ale te znajdowały się w klatkach lub siedziały pod sufitem, przyglądając się ciekawsko nowoprzybyłym.
    Przy żelaznym stole pod oknem siedział starzec, który bandażował ptasie skrzydło pewną, kościstą dłonią.

      — Ooooch, Biały… — zaskrzeczał wesoło staruszek, zauważając w końcu, że ma gości. — Co za niespodzianka.
    Starzec skończył zajmować się ptakiem i wsadził go sobie do kieszeni wewnętrznej kurtki, a następnie wstał, by podreptać z wysiłkiem w kierunku Lva i Białego.
    Z bliska wyglądał jak stara, mądra sowa o nieco szalonym spojrzeniu. Staruszek był mały, a pod wielką, puchową kurtą zapewne był równie kościsty, co jego dłonie.

      — A to kto? — spytał ciekawsko starzec, przyglądając się młodszemu gościowi.

      — To Lev. Jest nowy — odparł Biały. — Też będzie ci pomagał.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Pon 12 Kwi 2021, 12:06

    Zerknął z cichą zazdrością na papierosa chowającego się między ustami Białego, bo najwidoczniej właśnie odkrył, że sam nie zwykł gardzić tytoniem. W zasadzie nie był pewien, dlaczego po prostu nie poprosił mężczyzny o fajkę, w końcu teraz zarabiał i z pewnością stać by go było na odkupienie jej. A jednak się zawahał, gdy umysł samoistnie podsunął mu wspomnienie tego, jak prosił Białego o pomoc, a ten w końcu uniósł się, popychając Lva do tego, by radził sobie sam. Szlug nie miał tu pewnie nic do rzeczy, był nieistotny i Biały mógłby go poczęstować, stał się jednak gorzkim przypomnieniem tego, że ostateczne Lev jest zdany na siebie. Jeśli chce fajkę, powinien ją sobie załatwić. Zacisnął więc usta w wąską linię i odwrócił wzrok, czując narastającą irytację wywołaną własną niewiedzą. Przecież nie miał nawet pojęcia, gdzie może kupić to ustrojstwo. Nie wiedział o tym świecie niemal nic i choć to zaledwie jego trzeci dzień, miał tego błądzenia we mgle po dziurki w nosie.
    Lev zmarszczył nieznacznie brwi, słuchając Białego i chłonął informacje o bestiach z zainteresowaniem godnym dobrej książki, choć emocje towarzyszące temu dalekie były od fascynacji. Nigdy nie widział bestii, nie miał pojęcia do czego jest to zdolne, a jednak usłyszawszy, że potwory zaczęły wdzierać się poza swoje dotychczasowe granice, jego serce ścisnął lęk. Zrozumiał tyle, że indywidua, na które tutejsi mieszkańcy nie byli przygotowani psychicznie i fizycznie, za jakiś nieokreślony bliżej czas wedrą się brutalnie do ich żyć i prawdopodobnie rozerwą wszystkich na strzępki. I po to miał dawać dupy, upadlając się pod spoconymi, pomarszczonymi cielskami, żeby ostatecznie za kilka dni, tygodni lub miesięcy i tak skończyć jak podziurawiony kawał szmaty?
    – Mamy jakieś szanse je pokonać? – zapytał przytomnie, nie chcąc tak szybko poddawać się uczuciu beznadziei i pogrążać się w apatii, która choć mogła stać się zbawieniem, niewiele przecież różniła się od samej śmierci. Nim jednak Rodion zdołał odpowiedzieć, dźwięki ptasiego jazgotu wyraźnie się nasiliły i kilka sekund później ich dwójka znalazła się w miejscu, które dość jasno wskazywało na swoje przeznaczenie.
    Lev rozejrzał się z wyraźnym zachwytem po ogromie pięknych, majestatycznych ptaków, na których widok jego serce z jakiegoś powodu natychmiast się rozgrzało. Nieświadomie rozciągnął usta w lekkim uśmiechu, pragnąc wyciągnąć rękę i zbliżyć się z choć jednym z tych mądrych stworzeń. Móc podziwiać go z bliska, zdobyć jego zaufanie. Z pewnością nie przypuszczałby, że mógł być takim fanem ptactwa.
    – Bardzo – odpowiedział automatycznie Białemu, bez wahania podążając dalej za nim. Gdy weszli do chatki, w nozdrza chłopaka uderzył charakterystyczny zapach, który jednak nijak mu nie przeszkadzał. Z fascynacją wodził spojrzeniem po kolejnych ptakach, aż zatrzymał je ostatecznie na staruszku, który najwyraźniej był opiekunem ich wszystkich. Jeżeli on sam zajmował się wszystkimi krukami, winien był mu podziw, bo sam przecież wyglądał, jakby potrzebował opieki, a ptaków było od groma.
    Skinął mężczyźnie uprzejmie, kiedy został przedstawiony i mimowolnie posłał Rodii jakiś taki cieplejszy, lekki uśmiech. Więc przychodził tu pomagać staruszkowi w zajmowaniu się ptakami? Kiedy jeszcze chwilę temu z surową miną pobierał opłaty od innych mieszkańców. Człowiek pełen sprzeczności, ale Lev nie potrafił nie przyznać przed sobą, że zaczynał lubić mężczyznę z tym jego żelaznym z wierzchu i miękkim w środku charakterem. Zaczął podświadomie zastanawiać się, jak bardzo Inny Świat zmienił Białego. Jaki był przed tym całym gównem? Nie wydawał się w głębi człowiekiem, który mógł sobie czymś zasłużyć na znalezienie się tutaj.
    – Roznoszą korespondencję? – wydedukował, wciąż rozglądając się powoli po pomieszczeniu, instynktownie licząc ptaki, zapamiętując ich cechy charakterystyczne. Nie mogąc się oprzeć, podszedł do jednego z nich, którego wyróżniały pięknie przysłane granatem pióra. – Są piękne – wyrwało mu się, gdy patrzył w czarne paciorkowate oczy ptaka, który czujnie go obserwował, odpowiadając mądrze na spojrzenie. W tym okrutnym świecie to miejsce wyglądało jak ukryta przystań.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Pon 12 Kwi 2021, 14:58

    ANOTHER WORLD. - Page 2 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Lev zadał bardzo ważne pytanie – czy mieli szansę stawić czoło bestiom i wyjść z tego cało? Czy Inny świat, jakim by nie był, miał szansę zostać uratowany? Największa przewaga jaką miały ponad nimi bestie, poza oczywistymi, było to, że ludzie byli przerażeni nawet perspektywą ujrzenia jednej z nich na własne oczy. Utożsamiali je z czymś nadnaturalnym, a tymczasem Biały wiedział, że miały one fizyczne ciało i z pewnością istniał jakiś sposób, żeby je ukatrupić.
    Pytanie tylko… czy będą w stanie przeżyć próby dowiedzenia się jak?
    Ile mieli czasu?
    Biały wiedział, że prawdopodobnie będzie to coś, czym będzie musiał się zająć w najbliższym czasie, jeżeli chciał ratować ludzi Innego świata.
    Jeżeli chciał ratować Lva i siebie…

    Uśmiechnął się mimowolnie, gdy kątem oka zauważył jak pojaśniała twarz Lva na widok krukarni, do której właśnie dotarli. Rozumiał to uczucie, które sprawiało, że na chwile wszystko przestawało aż tak bardzo mieć znaczenie w Innym świecie. To miejsce było być może jednym z niewielu, w których Biały nie oglądał się przez ramię co kilka sekund, nie bał się o swoje życie i czuł się jakoś bardziej ludzko.
    Także też się tak zachowywał.

      — Zawsze chętnie przyjmę pomocną, młodą dłoń — wychrypiał starszy mężczyzna. — Nie jest to szczególnie czysta praca, jeżeli wiesz o co mi chodzi, chłopcze — mruczał dalej mężczyzna, drepcząc w kierunku niewielkiego aneksu kuchennego. — Naleweczki, panowie? — spytał, na co Biały skinął głową i podziękował pobieżnie.
    Następnie zaś podszedł do Lva i stanął tuż za nim, również podziwiając ptaka.

      — Korespondencję, drobne pakunki, tajne wiadomości… — odpowiedział Biały. — Wysyłamy je też poza granice Innego świata, żeby donosiły informacje o straceńcach — mówił. — Ten miły staruszek nauczył je wszystkiego, co umieją. Tylko jego się słuchają, ale on nie pracuje dla nikogo. Pewnie wielu by chciało go przekupić i przechwycić informacje, ale od tego ma mnie, żeby nikomu nie przyszło to do głowy.
    Nikt nie kazał Białemu strzec autonomii ptaków, ale on uznał to za konieczne w pewnym momencie. Gdyby nie to i gdyby nie on zapewniający bezpieczeństwo Krukarza – być może Inny świat już dawno by stał się własną zagładą.

    Mężczyźni napili się wspólnie odrobiny nalewki, a następnie Biały oświadczył chłopcu, że pora, żeby do czegoś się tutaj przydał. Chętnie zabrał go na obchody po całej krukarni, opowiadając o jego własnych obowiązkach do tej pory i nieodpłatnej pracy, którą świadczył Krukarzowi.
    Do jego obowiązków należało sprzątanie klatek, sprawdzanie czy ptaki się nie poraniły po swoich ostatnich misjach i karmienie ich. Czasami także pilnował, by matki wysiadywały swoje jajka i karmiły młode, a gdy tego nie robiły – zanosił jajka lub młode Krukarzowi, by ten je skutecznie ogrzał.

      — Ptaki wiedzą komu ufać — oświadczył Biały, gdy jeden z ptaków wylądował na jego ramieniu. Mężczyzna wyciągnął do niego dłoń, a gdy ptak wskoczył na nią – podał ptaka chłopcu. Kruk po chwili zeskoczył z ręki Białego na ramię Lva. — Mam tu kilku dobrych przyjaciół. To jest jeden z nich. Nazywam go Odyn. Lubi gryźć w palce, więc lepiej mu ich nie podsuwaj pod dziób — zaśmiał się, sypiąc ptakom ziarno do małego koryta.
    Znalazł krukarnię dawno temu, gdy dopiero zaczynał przyzwyczajać się do Innego świata. Znalazł jedno z tych wspaniałych zwierząt ranne w okolicy swojego domu, a gdy się dowiedział, że istnieje miejsce, które wszystkie je udostępnia – ruszył tam, chcąc ratować biednego ptaka.
    Tak poznał Krukarza, który wówczas wpadł w pewne kłopoty z chłopakami Kroszki. Biały rozwiązał te kłopoty dosyć szybko, nieco podpadając Kroszce.

      — A ty, Lev? Wiesz komu ufać? — spytał Biały, nie patrząc w kierunku Lva.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Nie 02 Maj 2021, 13:50

    Uśmiechnął się niewesoło, słysząc o określeniu, jakim obdarzył krukarz swoją pracę. Nieczysta? Lev w ciągu zaledwie doby pobytu w tym świecie przekonał się już na własnej skórze, czym rzeczywiście taka praca jest i opieka nad krukami była przy tym jak polerowanie świeżo wypucowanego auta. Przytaknął jednak nieznacznie, choć mogło to równie dobrze wskazywać na chęć skosztowania nalewki. Staruszek wydawał się całkiem poczciwym dziadkiem, takim, jakich spotyka się w baśniach – zaszyty na dalekich obrzeżach, odizolowany od społeczeństwa. Ten tylko był znacznie brzydszy i miał zdecydowanie mniej przyjazny uśmiech niż bajkowe odpowiedniki, choć w jego oczach iskrzyła jakaś odmiana życzliwości. Wydawał się wystarczająco niezepsuty, by nie móc tutaj przetrwać, a jednak usychał sobie w swoim kącie jak stara gałąź, dziwnym trafem unikając nacisku cudzych stóp. Lev domyślał się, kto za tym stoi, w końcu bez ochrony Białego, czy staruszek mógłby sobie tutaj tak spokojnie żyć i hodować kruki? A może po prostu chłopak jeszcze wszystkiego nie wiedział i zwyczajnie dziadka nie doceniał. Spodziewał się to odkryć w ciągu najbliższych dni.
    Z uwagą słuchał wszystkiego, co miał do powiedzenia Biały o krukach i poczuł, jak w jego własnym sercu roznieca się płomień fascynacji. Te kruki były odpowiedzialne za wszystkie najważniejsze informacje cyrkulujące po Innym Świecie, a staruszek to jedyna osoba, która miała do nich nieprzerwany i nieograniczony dostęp. Mógł nimi manipulować, jak zechciał, póki kruki decydowały się słuchać tylko jego. Lev tym bardziej był zdziwiony, że dziadek przetrwał, choć z drugiej strony, tutejsze społeczeństwo nie zdaje się grzeszyć inteligencją, co może znaczyć, że większość z nich prawdopodobnie nie zdaje sobie nawet sprawy ze znaczenia tego pojedynczego człowieka. Wciąż na pewno znaleźliby się tacy, którzy zawiesili oko dłużej na owocnej działalności. Biały musiał być naprawdę zapracowaną osobą.
    Starając się nie być nachalnym, jedynie dyskretnie przyglądał się gospodarzowi, gdy popijali spokojnie nalewkę, korzystając z jego gościnności. Mimowolnie zastanawiał się nad początkami tego wszystkiego. Jak człowiek wpada na pomysł, by w świecie, w którym liczy się tylko przeżycie, zacząć gadać do kruków, a co więcej, nagiąć je do swojej woli? Temat tresury ptaków miał zaprzątać Lvowi głowę już przez resztę dnia i każdy kolejny. Vasyi, który mówił, że praca luksusowej dziwki może być synonimem władzy, Lev powinien przedstawić starego krukarza. To jest prawdziwa władza. Choć ten dziadek nie wyglądał na kogoś, kto jest w stanie w pełni ją wykorzystać.
    Z otwartym entuzjazmem przyjął dalsze zwiedzanie krukarni, a w jego głowie samoistnie pojawiały się liczby. Ile kruków, ile paczek, ile listów, ile szkód, ile jajek. Głowa sama analizowała nowe dane i segregowała je wprawnie, jakby prowadzona nawykami z jakiegoś innego życia. Przyglądał się w zastanowieniu pięknemu okazowi, który bez wahania przeskoczył na jego wyciągnięte ramię. Ptak obserwował Lva inteligentnym spojrzeniem, a chłopak odwzajemnił je, nieświadomie się uśmiechając, gdy jego palce lekko zaczęły głaskać ptasie pióra, a ich właściciel wydawał się to polubić.
    A ty, Lev? Wiesz komu ufać?
    Uniósł spojrzenie znad kruka, by odnaleźć nim twarz Białego. Jedyną słuszną odpowiedzią w tym świecie mogło być „sobie”, prawda? Lev to wiedział. Ale wiedział też, że jeśli Biały ostatecznie miał nieczyste zamiary, to Lev wpadł już w zastawione sidła i łatwo się z nich nie wyplącze. Nie potrafił spojrzeć na niego inaczej jak na przyjazną duszę, której chce się ufać. Uśmiechnął się tylko i uniósł lekko ramię, a ptak posłusznie na ten znak wzbił się w powietrze i spoczął na swoim miejscu w lekkim oddaleniu od nich.
    – Rodia – wyszeptał z zastanowieniem i dziwną pieszczotą, którą na jego języku niosło to zdrobnienie. Oczyma powłóczył w dół, aż do szorstkich dłoni. Jedną z nich, tę, której Biały używał najczęściej, ujął lekko w zdrową rękę i uniósł, przyglądając się weń z dziwnym zamyśleniem. – Zabiłeś go? – zapytał, zamiast odpowiedzieć, gdy ciemne tęczówki znów odnalazły te, które wyglądały, jak ich własne odbicie. – Dlaczego? – dodał, bo przecież znał odpowiedź.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Nie 02 Maj 2021, 23:30

    ANOTHER WORLD. - Page 2 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Każdy w Innym Świecie był niebezpiecznym skurwysynem, który sprzedałby własne dziecko za ciepłe spodnie czy kawałek chleba. Każdy miał swoją cenę i okoliczności, w których byłby skory do zaprzedania swojej duszy siłom nieczystym. Ufanie komukolwiek byłoby błędem, a przynajmniej tak do tej pory sądził Biały. Nie zmieniał jeszcze zdania, ale był gotów przegrać wszystko, by odzyskać namiastkę człowieczeństwa. Nikt naprawdę nie wiedział ile jest warta dusza w tym świecie poza Białym, który w swojej pogoni za przetrwaniem i siłą stracił niemal każdą jej cząstkę. Teraz nie miał po co żyć, a zniknięcie z powierzchni ziemi wydawało się być najlepszą z opcji. Pewnie nadal by mu przyświecała ta błoga perspektywa skończenia ze sobą, gdyby nagle nie pojawił się przed nim Lev, który sprawił, że Biały obecnie nie żył tylko dla siebie, ale też by chronić tego chłopca. Było w tym sporo też jego własnego egoizmu, bo zwyczajnie sprawiało mu przyjemność poczucie, że… był komuś tutaj potrzebny. Że ktoś zauważyłby jego brak i nie zastąpiłby go kolejnym najemnikiem.
    Przy Lvie, Biały czuł się jakby znów był człowiekiem, a nie tylko skorupą. Gdzieś tam w środku nadal miał kawałek swojej duszy, która walczyła o przetrwanie wbrew staraniom Rodiona, by ją zniszczyć.
    Popełnił błąd, gdy oddał chłopca Kroszce. Mógł wymyślić coś innego, prawda? Coś by na pewno wymyślił, a tymczasem zrobił to, co podpowiadał mu rozsądek, a nie serce. Zaprzedał duszę Lva tak, jak to robił ze swoją od lat, bo uważał, że to jedyny sposób, by jak najdłużej tu przetrwać.
    Nie dał mu wyboru.

    Wiedział, że w końcu Lev powiąże fakty i dotrze do niego jakimś cudem, że przypadkowa śmierć tego śmiecia nie była wcale tak przypadkowa. Biały nie chciał, by wyglądała na przypadkową i dlatego odstawił teatrzyk z truchłem w roli głównej. Dopilnował, żeby każdy widział i każdy się brzydził dotknąć tego śmierdzącego worka gówna.
    Biało rzadko występował przed szereg w ten sposób, by ściągnąć na siebie uwagę, ale ta uwaga obecnie sprawiała mu przyjemność. Większą, niż jego rzeczywista rozpoznawalność, którą niosła za sobą jego wyprawa poza granicę…
    Ta uwaga sprawiała, że czuł się dobry. A on lubił być dobry. Lubił pomagać ludziom, gdy mógł. Gdy zaś na jego rękach umierała niewinna, dobra osoba – odczuwał te stratę bardziej dotkliwie. Wielu ludzi pożegnał podczas swojego pobytu tutaj, a mimo, że nie wszyscy byli poczciwi – przeżywał wówczas żałobę.
    Z pewnością coś nie tak było z jego kompasem moralnym, bo nawet jeżeli jakiś w sobie posiadał, to zapewne był on skrzywiony, wykręcony, zepsuty i spaczony.

    Jego spojrzenie było nieugięte, a twarz nie wyrażała zbyt wielu emocji. Może wyglądał na nieco bardziej zmęczonego w tamtej chwili, ale nie odbiło się na jego twarzy żadne poczucie winy czy wstyd, gdy docierało do niego, że Lev już o wszystkim wie. Wie może nawet o rzeczach, o których nie wiedział Biały.
    Chłopiec nie wyglądał na złego czy przerażonego tym odkryciem. Ciepło i miękkość jego dłoni, które kontrastowało z chłodem i szorstkością tej Rodiona sprawiało, że Biały wcale nie chciał, by chłopiec kiedykolwiek wypuścił ją z uścisku.

      — Wszedł mi w drogę — odparł enigmatycznie Biały, a jego twarz nawet nie drgnęła. Jego oczy zaś iskrzyły się nienazwaną emocją, która sprawiało, że jego ciało oblewało się przyjemnym ciepłem pochodzącym prosto z trzewi. Czuł się zauważony w sposób, w który chciał zostać zauważony przez chłopca.
    Chciał być jego obrońcą i jego opiekunem, a teraz Lev miał szansę przyjąć jego patronat.

    Kruk za plecami Białego zaskrzeczał głośno i radośnie, machając skrzydłami, gdy w niebo wzbiła się większa gromada czarnego ptactwa.
    Biały nawet nie drgnął, bowiem jego oczy utkwione były w twarzy Lva.
    Byli otoczeni przez niebezpieczeństwo wyczuwalne w powietrzu. Ów miało nawet zapach, a zapach ten przywodził na myśl siarkę, dym i burzę, która niespodziewanie mogła uderzyć w każdej chwili, gdy się tu znajdowali.
    Biały nie zważał na to teraz. Dla niego liczył się tylko chłopiec, w którego kierunku postąpił o krok, zaganiając Lva pod ścianę klatki, w której się znajdowali.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Pon 03 Maj 2021, 15:43

    Lev przechylił delikatnie głowę, taksując Białego nieodgadnionym spojrzeniem. Wszedł mu w drogę? Nie wiedział czego się spodziewał, ale z pewnością czegoś bardziej związanego z… sobą samym. Nie był w stanie uwierzyć, że te dwie sprawy były od siebie oddzielone – typ wylicytował Lva, a jednocześnie, w tym samym czasie wszedł Białemu w drogę, w inny… W inny sposób? Nie, to się musiało łączyć. Lev widział tylko jedną opcję, która miała tu rację bytu. Zmarszczył brwi w nieokreślonym wyrazie, przeszywając zbitą sylwetkę mężczyzny pełnym zastanowienia spojrzeniem.
    – Czy ty chciałeś mnie… – przerwał, gdy w powietrze nagle wzbiły się ptaki, a przestrzeń przeszył jeszcze głośniejszy skrzek krakania. Lvowi atmosfera udzieliła się tak szybko jak ptakom i najwidoczniej samemu Białemu, który cały zesztywniał pod jego dłonią i wbijał wyraźnie zaniepokojone, wypełnione determinacją spojrzenie w chłopaka. Wyglądał na gotowego do walki, kiedy przyciskał Lva do rogu klatki, owiewając całą jego sylwetkę przyjemnym ciepłem. Lev zupełnie zapomniał o czym rozmawiali, kiedy wokół gardła zaciskała mu się powoli pętla stworzona z dziwnego, być może wyimaginowanego odoru. Zupełnie, jak gdy za dzieciaka wyobraźnia działa zbyt mocno i biegniesz przed siebie, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że goni cię coś mrocznego. Wiesz, że gdybyś się odwrócił, zobaczyłbyś tylko nieszkodliwe tło, którego częścią byłeś chwilę temu, ale nie dowiesz się tego, bo nie masz odwagi spojrzeć za siebie. Tak jakby ten ruch mógł cię zabić.
    Lev jednak powoli, z pełnią niewyjaśnionego napięcia, obrócił głowę w bok, by dostrzec daleko między drzewami zarys tego, co roztaczało dławiącą atmosferę grozy na całe kilometry. Czarny cień snuł się zaledwie na horyzoncie, a jednak był na tyle wyraźny, że nie mógł być wielkości człowieka. Majaczył pomiędzy gnącymi się pod śniegiem sylwetkami drzew, a Lva ścisnął gwałtowny niepokój, bo przez chwilę miał wrażenie, że nieludzka sylwetka rośnie w oczach. Gdy jednak zaczął nabierać przekonania, że za kilka chwil zginą, cień zaczął się oddalać, a powietrze oczyszczać. Dopiero teraz udało mu się nabrać swobodnego oddechu i wrócić spojrzeniem do wciąż napiętego Białego, chroniącego go swoimi ramionami, jakby nie różniły się niczym od kamiennego muru, niemożliwego do zdobycia nawet przez Bestię.
    Lev nie patrzył już na Białego tak, jak kilka chwil temu. Teraz widział w nim kogoś zupełnie innego. Człowieka zdolnego zmierzyć się z potworem, którego daleka obecność sprawiała, że Lvowi mieszały się zmysły, a kolana samoistnie zaczynały drżeć. To nie była kwestia zwykłego strachu. Te bestie roztaczały wokół siebie odór śmierci, bardzo wyraźny i wcale nie wyimaginowany.
    Przełknął ślinę, przywołując się do porządku. W dziwnie uspokajającym geście przesunął gładką dłonią po wybroczonym materiale, chroniącym ramię Białego przed zimnem.
    – Wracajmy.

    Choć w pierwszych dniach pobytu w Innym Świecie Lvowi wydawało się, że każdy dzień to męczarnia wydająca się trwać co najmniej kilka lat, okazało się, że półtorej miesiąca tych męczarni w pewnym momencie zaczęło mijać bardzo szybko. Lev był obrotny i szybko nasiąkł zasadami Piekła. Przed powrotem do Kroszki tamtego dnia spanikował. Nie wrócił. Obiecał Białemu, że znajdzie pracę i będzie mu płacił, a wypłaty z pierwszego dnia spokojnie wystarczy mu, by utrzymywać się samemu przez tydzień. Ale kiedy spędził cztery dni na szukaniu jakiejkolwiek roboty, rzeczywistość okrutnie w niego uderzyła. Większość po prostu nie szukała pracowników, nie omieszkując zasugerować Lvowi, że ze swoją buźką szybciej pójdzie mu na ulicy. Ci, którzy zechcieli oferować mu szansę, płacili marne grosze, a jeszcze częściej oferowali wypłatę w wyżywieniu. Dopiero to uświadomiło Lvowi, gdzie trafił za sprawą Białego. Pieniądze, którymi obracał Kroszka w tym świecie były najczystszą fortuną, a jednorazowa wypłata Lva czyniła go zwyczajnie bogaczem. Co więcej przekonał się, że dobrze jest mieć za plecami niefizyczny podpis Kroszki, gdy któregoś dnia podczas swoich poszukiwań został napadnięty i uratowało go jedynie to, że jeden z nich „chyba słyszał, że Kroszka ma taką nową dziwkę i ten tutaj wygląda w sumie jakby pasował do tego, co gadają”, a oni się Kroszcze narażać nie chcieli, nawet jeśli oznaczało to darmowe ruchanie chłopaka, za którego normalnie powinni oddać obie nerki. Nawet mimo tego, że zdążył jednego z nich smagnąć nożem, dostał tylko po pysku i ostatecznie wrócił do Białego we względnie nienaruszonym stanie. Dlatego, nim na dobre miało się rozejść, że nowa dziwka Kroszki wypięła się na niego, wrócił do swojego poprzedniego szefa z podkulonym ogonem, a ten przywitał go jadowitym uśmiechem i uprzejmym „no, w końcu jesteś”.
    Lev nie od razu był tym, kim stał się obecnie. Pierwsze noce były tragedią, swój pierwszy raz od czasu licytacji opłacił gwałtownym atakiem paniki, przez co wszystko wydawało mu się jeszcze gorsze niż poprzednio. Na kolejny ubłagał Kroszkę o dawkę narkotyku w zamian za mniejszą wypłatę. Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy, aż Kroszka twardo zabronił dawać Lvowi jakiekolwiek środki, bo nie potrzebował zaćpanego worka do ruchania w swoim lokalu. Później Lev zaczął się przyzwyczajać, przed każdym razem wiedział, za co Kroszka dostał zapłatę i pamiętał znaki jakimi powinien sygnalizować ochroniarzowi, gdy coś było nie tak, albo klient sięgał po coś, za co nie zapłacił. Z początku Lev przyjmował kilku jednej nocy, po wszystkim wyglądając jak cień samego siebie. W ciągu dni nauczył się ich poznawać, kierując wskazówkami Vasyi, który znał większość z nich. Lev zaczął przejmować inicjatywę, wiedział, który klient lubi, gdy to robi, a który woli napawać się jego uległością. Podchodził ze szczególną ostrożnością do tych, którzy mieli w sobie mniej dzikości, a więcej okrzesania i chęci do rozmowy przed oraz po. Po jakimś czasie Lev naprawdę został swego rodzaju gwiazdą. Ludzie go rozpoznawali ze sceny, a jego cena wzrosła na tyle, że liczba klientów się zmniejszyła, ograniczając do tych najbogatszych, stałych, z którymi nauczył się rozmawiać tak, by wyciągnąć jak najwięcej przydatnych informacji. Lev szybko posiadł wiedzę na temat wszystkiego, co dzieje się w tym rewirze, a nawet z tym kutasem Kroszką nauczył się dogadywać. Za sporadyczne obciąganie u ochroniarza również miał chody, dzięki czemu ten czasem przemycał dla niego coś, co dawało chłopakowi przyjemne chwile otępienia i euforii. Ten aspekt oczywiście ukrywał przed Białym, który choć tracił głowę dla alkoholu, nigdy nie wyglądał na takiego, który lubi czasem przyćpać. A Lev znał już sporo nawyków Białego, bo nie był w stanie zliczyć nocy, które przespał w jego łóżku. Byli… kumplami. Spędzali ze sobą wolne wieczory Lva, razem pili, chodzili do barów, razem grali w karty i wymieniali się informacjami na temat tego, co dzieje się w mieście. Rozmawiali również dużo o planie poskromienia bestii, które w ostatnim czasie stały się jeszcze bardziej aktywne. Lev od jakiegoś czasu sam tresował kruki, bo staruszek dogorywał już powoli na swoim łożu śmierci, a ptaki latały poza granice miasta, sygnalizując Lvowi ile i w jakiej odległości widziały bestii, tak jak nauczył je tego chłopak. Żyli z Białym w idealnej symbiozie, choć Lev mało przypominał już tego zagubionego, podatnego dzieciaka, którego mężczyzna chciał chronić w pierwszych dniach. Teraz był pewny siebie, wyuczony sztuki manipulacji i z garścią informacji, które mogłyby pogrążyć niejednego ważniaka w tym mieście. Stał się informatorem i zarabiał nie tylko ciałem, ale i informacjami. Miał władzę, której chciał. Życie, które tu sobie stworzył, nabrało określonego porządku. Czasem go naruszał, rzucając w stronę Białego dwuznacznymi tekstami, zaczepiając go jednoznacznymi gestami i podśmiechując się z jego reakcji. W końcu Biały był nietykalny. Lev nie chciał z Białym tego, co miał w swojej pracy, bo Biały był kimś więcej, nie mógł jednak powstrzymywać się od droczenia się z mężczyzną, po to tylko by śmiać się swobodnie, widząc jego minę. Ale to były tylko przekomarzania, nic więcej.
    Wczoraj znów spał u Białego, którego to mieszkanie nosiło już wyraźne znamiona obecności Lva. Lev nie miał problemu z tym, na co wydawać swoje sowite zarobki i stanowczo zbyt wiele z nich inwestował w ciuchy. Być może dlatego, że wciąż pamiętał nader wyraźnie tę pierwszą noc, kiedy ledwo ruszał półnagimi nogami, przekopując się przez zaśnieżone ścieżki z pomocą klapków. W związku z tym ciasne mieszkanie Białego opływało w przypadkowe elementy garderoby chłopaka, z jakich jedyną należycie powieszoną rzeczą była stara, powycierana i połatana, choć już uprana kurtka, z którą Lev się nie rozstawał. Wczoraj wziął ze sobą dodatkowy bagaż, gdzie miał całkiem nową kreację na dzisiejszy wieczór ważniaków, na który obydwaj zostali zaproszeni. Tymczasem dopiero otwierał oczy, wciąż wtulając się zawzięcie w poduszkę, oczekując, że przywita go zapach śniadania.
    – Potrzebuję kawy – zaanonsował mrukliwie, nie odrywając policzka od poduszki, choć oczyma śledził już sylwetkę Białego, który choć wydawał się wypić wczoraj tyle samo co Lev, wyglądał jakby czuł się znacznie lepiej niż chłopak.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Pon 03 Maj 2021, 19:48

    ANOTHER WORLD. - Page 2 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Biały lubił sądzić, że nie pojawił się na tamtej licytacji z żadnego innego powodu niż by ratować Lva od brudnych łap oprychów gorszych niż on sam. Lubił tak sądzić, ale niekiedy, na przykład, gdy był bardzo blisko z Lvem, zaczynał wątpić w swoje czyste zamiary. Cóż, nawet jeżeli takowe gdzieś kiełkowały w Białym – nie miał zamiaru pozwolić im urosnąć do rozmiarów, w których będzie chciał je wcielić w życie.

    Wyczuł niebezpieczeństwo na sekundę przed tym, jak to samo zrobił Lev. Wszystko w ciele Białego spięło się, gotowe do ataku i do nierównej walki z przeciwnikiem uzbrojonym w postrach i aurę zagłady oraz pewnej śmierci.
    To teraz nie liczyło się już dla Białego. Wiedział, że ten strach nie brał się znikąd, ale też nie był czymś, czym pozwoli się Biały unieruchomić tak, jak wtedy, gdy widział je po raz pierwszy.
    Nadal kierowało nim przerażenie, ale ten rodzaj sprawiał, że jego zmysły się wyostrzały, a ciało napinało. Wszystko w nim było gotowe bronić swojego stada przed niebezpieczeństwem.

    Do rzeczywistości przywołał go uspokajający dotyk chłopca, który poczuł na swoim ramieniu. Krótka propozycja, którą usłyszał jak spod zaspy śnieżnej i równie pośpieszne skinienie głową, które było raczej automatyczne aniżeli świadome. Powinni wracać, ale Biały wiedział, że pewnego dnia Bestia się nie cofnie i nie schowa w lesie. Pewnego dnia lub nocy… Bestia zbliży się do nich, a całe miasto pochłonie cuchnąca chmura zgnilizny.

    ***

    Minęło trochę czasu, a ten czas przyniósł bardzo wiele zmian w Innym Świecie. Na oczach Białego działo się wiele z nich, bo większość z nich zachodziła w Lvie, który z dnia na dzień dojrzewał do życia w tym miejscu.
    Biały był poniekąd dumny z chłopaka, ale też obawiał się tego, czym ten się stanie, gdy zasymiluje się z tym światem zbyt dosadnie. Nie chciał, żeby chłopak został zniszczony, nie chciał, żeby stał się taki sam, jak cała reszta – chytry, zdolny do wszystkiego, bezwzględny.

    Noce, gdy nie było przy nim Lva, Biały spędzał samotnie, martwiąc się i dobijając losem ich wszystkich. Najwięcej jego myśli pochłaniał właśnie chłopiec, ale nie tylko o niego się martwił. Martwił się też o to, że nikt nie jest gotów na Bestie, a czas wydawał się pędzić coraz szybciej w nieubłaganym kierunku zagłady.
    Starał się nie pokazywać po sobie, że przejęła go zupełnie perspektywa terroru, gdy Lev i on spędzali poranki i późne noce na piciu, graniu w karty, rozmowach… Ale gdy Biały zostawał sam – nie miał już nawet ochoty opuszczać swojego mieszkania, w obawie, że jedna z tych nocy stanie się nocą, gdy Bestie zaatakują, a on będzie zbyt pijany, by się bronić.
    Dlatego też siedział w domu i patrzył przez swoje brudne okna wprost na ulicę przed swoim budynkiem.
    Bywały noce, gdy dopadało go delirium tremens, gdy leżał na ziemi i halucynacje przejmowały jego umysł w obroty, pokazując mu koszmar na jawie. Mięso rozszarpywane na jego oczach, odór śmierci tuż przy jego twarzy…
    Szybko zaczął wyglądać jednocześnie lepiej i gorzej niż wtedy, gdy codziennie zapijał się niemal na śmierć. Jego cera może nie była tak zniszczona i czerwona od chlania, ale oczy były podkrążone i pozbawione życia, gdy na horyzoncie wschodziło niemrawo świecące słońce.
    Obecność Lva przynosiła chwile wytchnienia i ulgi, które wlewały w ciało Białego nieco koloru oraz werwy. Chłopak wydawał się być tego pełen. Stał się pewny siebie, a każde spojrzenie na niego było bardzo ryzykowne ze strony Rodiona, bowiem Lev nie przypominał już tego przestraszonego dziecka, którym był zaledwie miesiąc wcześniej. Był mężczyzną, który znał swoje mocne strony i je wykorzystywał na każdym kroku, roztaczając wokół siebie nęcącą otoczkę.

    Usta Rodiona wykrzywiły się w leniwym uśmiechu, gdy jego uszu dotarła mrukliwa prośba ze strony łóżka, w którym tej nocy Lev znów spał.
    Biały nie wyczekiwał dzisiejszego wieczoru z niecierpliwością czy jakąkolwiek dozą optymizmu, ale fakt, że chłopak dotrzyma mu towarzystwa w tej niedoli sprawiał, że Rodion czuł się nieco lepiej.

    Podał chłopcu zaparzoną wcześniej kawę, a do tego jeszcze po chwili wręczył mu talerz śniadania, które mu przygotował.
    Swój posiłek Biały zjadł kilka chwil wcześniej, przyglądając się wówczas śpiącej sylwetce.

      — Weź prysznic. Cuchniesz jak sfermentowane zwłoki — powiedział Biały, sadowiąc się na krześle nieopodal łóżka.
    Jego dłoń podążyła do zarośniętego policzka. On też potrzebował kąpieli i brzytwy przed dzisiejszym wieczorem.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Pon 03 Maj 2021, 22:53

    Zwiesił nogi z łóżka, ciągnąc za sobą kołdrę, bo choć gdzieś w poprzednim życiu zostawił krępację, w związku z czym absolutnie się nie wstydził, to wciąż wolał nie wystawiać się na zimno. Obdarzył ciepły posiłek przed sobą szczerym uśmiechem, w pierwszej kolejności łapczywie sięgając po cienką kawę, którą sam jakiś czas temu wcisnął Białemu, zdenerwowany, że ma na stanie tylko jakieś zielsko. Ziarna nie były wybitnej jakości, ale sam fakt posiadania kawy w tym miejscu świadczył już o dobrobycie.
    Nie zauważył momentu, w którym śniadania podstawiane pod nos przestały go dziwić albo wprawiać serce w pełen wdzięczności galop. Przywykł do tego i stało się nierozłącznym elementem jego, może nie codzienności, ale życia. Korzystał właściwie z każdej okazji, gdy mógł przespać nockę u Białego, choć szczerze powiedziawszy, w najmniejszym stopniu nie narzekał na warunki w burdelu. Zapoznał się ze wszystkimi na piętrze i nie raz już zbierali się w grupkę, odbijając pracę przy używkach we wzajemnym towarzystwie. Dzielili się doświadczeniami i plotkami, a Lev przy okazji dobrej zabawy, łakomie spijał informacje z ich ust. Często też spędzał czas z Vasyą, który od pierwszego dnia okazywał mu nieprawdopodobną jak na to miejsce życzliwość. W pokoju miał spokój i nikt mu nie przeszkadzał, gdy nie był w godzinach pracy, więc na dobrą sprawę, biorąc pod uwagę warunki Innego Świata, mógł z czystym sumieniem przyznać, że opiewał w luksusy. Ale mieszkanie Białego, to co innego. To był jakiś stały kąt, całkowite oderwanie od obowiązków, no i możliwość ogrzania się cudzym ciałem w zimną noc. Ciałem, które nigdy nie zaczęło podstępem sięgać po to, co Lev oddawał za swój luksus, choć zawsze się w siebie wtulali, a zdarzało się też, że chłopak umyślnie przybierał pozy, mające Białego sprowokować. Sam nie był pewien, dlaczego to robi. Prawdopodobnie był zwyczajnie próżny, a uwaga, jaką obdarzali go inni, zaczęła mu schlebiać. Z jednej strony więc nie był pocieszony, gdy Biały jako jedyny nie zjadał go wzrokiem i gdy działo się to zbyt długo, chciał upewnić się, że jeśli zechce, może wywołać w nim pożądanie. Lubił co jakiś czas przypominać sobie, że Biały również go pragnie. Z drugiej jednak strony nie chciał przekraczać pewnej granicy, a gdzieś na dnie umysłu czaiła się ta uwierająca myśl, że nawet gdyby Lev chciał, Biały mógłby brzydzić się kurwą. Gdyby jednak się nie brzydził, mógłby Lva jak kurwę potraktować. A Biały miał przecież pozostać kimś więcej niż wszyscy, których spotykał Lev i chłopak za nic w świecie nie chciał, by to się zmieniło.
    – Dramatyzujesz – stwierdził, zapychając buzię śniadaniem, choć musiał w myślach przyznać, że sam czuje paskudny odór, który roztacza jego cielsko. Dlatego, kiedy tylko zjadł, niechętnie wytoczył osłonięte jedynie bielizną ciało spod kołdry i przeciągając się solidnie, poszedł do łazienki. Po prysznicu był w znacznie lepszej formie, więc gdy podchodził do gospodarza, owinięty jedynie ręcznikiem w biodrach, wyglądał już całkiem dobrze. Niewiele myśląc, skrzywiwszy się z pewnym obrzydzeniem, przejechał dłonią po kołtuniącym się powoli zaroście Białego.
    – Znów się zapuściłeś – zauważył z dezaprobatą, przybierając nieznaczny uśmiech, gdy zsuwał palce z policzka mężczyzny, by przejechać nimi wzdłuż usianej kłującymi włoskami szyi. Lev zauważył, że jego własne ciało nie porastało włosami, czasem tylko pojawiły się jakieś pojedyncze, zupełnie jakby za życia na Ziemi zdecydował się w całości wydepilować laserem. I tak zapewne było, bo innego wyjaśnienia nie miał, poza tym zauważył już, że pokrywające ciało kudły nieco go brzydzą, co swoją drogą znacznie utrudniało mu robotę. – Mogę cię ogolić? – zapytał, gdy już odsunął się od Białego i odwrócił tyłem, by niespiesznie zsunąć z bioder wilgotny ręcznik. Oglądał się przez ramię na mężczyznę, oczekując odpowiedzi, a jednocześnie sięgał po gruby sweter porzucony na oparciu krzesła, by go na siebie wciągnąć. Niemal całkowicie zatonął w zwałach wełny o rozmiarze kilkukrotnie większym niż nosił normalnie. Sweter sięgał mu niemal do kolan i wyśmienicie radził sobie z chłodem przekradającym się do wnętrza mieszkania.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Pon 03 Maj 2021, 23:48

    ANOTHER WORLD. - Page 2 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Tak naprawdę nie przeszkadzał mu zapach chłopaka, bo czuł już gorsze odory, a ten był właściwie jak aromat róż w porównaniu z smrodem Innego Świata. W dodatku – raczej już przyzwyczaił do wszystkiego, co świadczyło o obecności Lva. Miękkość jego włosów, jasność i gładkość jego skóry, ciepło jego ciała i te dziwne próby skuszenia Białego do posunięcia się o krok dalej. Z początku Rodion nie wiedział jak te starania interpretować, ale okazało się, że Lev jedynie się z nim droczy, więc Biały zdecydował się to ignorować. Niekiedy było to szczególnie trudne i częściowo zdradzały Białego odruchy jego ciała, ale nigdy nie zrobił niczego ponad pokazanie po sobie, że zabiegi Lva działają na niego tak, jak zresztą na każdego by zadziałały.
    Biały wcale nie był wyjątkowy w tej kwestii.

    Tak, czy inaczej – po skończonym śniadaniu, chłopiec wybrał się pod prysznic, a Biały w tym czasie wyjął z niewielkiej skrzynki, służącej mu też za stolik nocny, jeden z wielu zeszytów, które tam składował. Lubił spisywać swoje myśli, gdy naszła go ochota.
    Czasami też tworzył szybkie szkice rzeczy, które wydawały mu się istotne. Dzisiaj postanowił przelać na kartki papieru podobiznę Bestii, a przynajmniej tyle, ile zapamiętał z tego, co zobaczył.
    Zarys postaci początkowo sprawił mu nieco problemu, ale gdy tylko zaczął rysować – sylwetka szybko pojawiła się na papierze.
    Bestie miały cztery, długie kończyny. Tylne były nieco bardziej przysadziste i pełne pulsujących mięśni, a przednie były nieco chudsze, ale chwytniejsze i zakończone długimi szponami. Głowa bestii była pokryta niemal całkowicie zębami i paciorkowatymi, mętnymi oczkami. Skóra bestii opinała się na szerokiej klatce piersiowej i plątaninie ścięgien oraz mięśni.
    Gdy Biały skończył swoje dzieło – przyjrzał mu się po raz kolejny i zdał sobie sprawę, że nie oddaje to wystarczającego terroru. Bestie były upiorne, ale o ich upiorności głównie świadczyła aura otaczająca je.

    Z zamyślenia wyrwał go powrót chłopca.
    Biały zamknął niespiesznie swój zeszyt i odwrócił się przodem do półnagiej sylwetki. Prześledził każdą krzywiznę jego ciała szybkim spojrzeniem, które nie zdradziło niczego poza lekkim zaciekawieniem związanym z przybliżeniem się chłopaka do miejsca, w którym siedział Biały.
    Drgnął, czując dotyk na policzku, ale nie odsunął się i poddał się temu gestowi, obserwując twarz chłopca z wyczekiwaniem.
    Pytanie Lva nieco zbiło go z tropu, a na dowód tego jego brwi nieco uniosły się w zdziwieniu.
    Pozwalanie komuś na to, by zbliżył się do jego szyi z ostrzem byłoby bardzo nieodpowiedzialne, ale Biały postanowił zaryzykować.
    Wzruszył ramionami na znak, że nie ma nic przeciwko i sięgnął po swoją brzytwę, by podać ją ubranemu chłopcu. Gdy zaś Lev wyciągnął po nią dłoń – Biały uciekł brzytwą w drugą stronę i otworzył usta, by się odezwać.

      — Zatnij mnie, a pożałujesz, że się urodziłeś — mruknął, by po chwili wręczyć chłopcu błyszczące ostrze do golenia.

    Okazało się, że Biały nie miał czego się obawiać. Dłonie Lva były zwinne i delikatnie, kiedy kierowały brzytwą, idealnie pokonując każdą nierówność na twarzy Rodiona.
    Skupienie na jego twarzy także było godne podziwu i niemal rozczulające, gdy tak Biały się jej przyglądał z bardzo bliskiej odległości, czując na sobie ciepły oddech Lva.
    Jego wnętrzności ocieplały się, a skóra dostawała gęsiej skórki z każdym zetknięciem chłodnej brzytwy z jego policzkiem i szyją.
    Pozwolił sobie przestudiować całą twarz chłopca dokładnie, a jego dłoń odruchowo spoczęła na nagim kolanie chłopca.
    Nie przesunęła się wyżej, a jedynie tkwiła tam, gdzie się znalazła.
    Tyle Białemu wystarczyło. Nie potrzebował niczego więcej od Lva w tej chwili jak jego pełnej uwagi i towarzystwa.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Wto 04 Maj 2021, 00:56

    Solidna część Lva była bardzo ciekawa, czy Biały się zgodzi. Żyli w świecie, w którym nikt o zdrowych zmysłach, a może nawet i nikt szalony nie zgodziłby się odsłonić szyi na żyletkę trzymaną przez drugą osobę. Ale Biały, choć spojrzał tak, że Lev zwątpił, jednak się zgodził i chwilę później wyciągał w kierunku chłopaka brzytwę. Ten zaśmiał się cicho, kiedy do jego uszu dotarło burkliwe ostrzeżenie.
    – Przerażający – zakpił wesoło, odbierając z silnej dłoni ostrze. Lev przez te półtora miesiąca ani razu nie bał się Białego tak naprawdę. Czuł niepokój wtedy, gdy sam naskoczył na mężczyznę po swoim debiucie u Kroszki, ale ten szybko się rozwiał za sprawą działań Rodii. W ciągu kolejnych dni ani przez moment nie byli dla siebie wrogami, tak jakby obaj naturalną koleją rzeczy pogodzili się z tym, że są tu po to, by się wspierać i żyć w zgodzie. Lev jednak zdawał sobie sprawę, że w rzeczywistości Biały był przerażający. Dla wszystkich innych, tylko nie dla Lva. O szczególnie okrutnym morderstwie sprzed półtora miesiąca wciąż dało się słyszeć na niektórych językach, a Lev już na zawsze zapamiętał, że ma do czynienia z osobą zdolną do wywołania odrazy w tutejszych mieszkańcach swoją bezwzględnością. Nie oceniał Białego, bo w tym świecie tylko bardzo znudzony człowiek mógł zajmować się takimi głupotami, jak przejmowanie się czyjąś moralnością. Lev sprzedawał swoje ciało z uśmiechem na ustach i wierzył, że Biały również go nie ocenia. Kiedy byli tylko we dwoje, żyli trochę poza tym wszystkim, zapominając o czynach, do których posunęły ich zasady Innego Świata.
    Podejrzewał, że gdyby przeciął skórę Białego, ten wbrew swoim słowom udałby zwyczajnie, że tego nie zauważył i nawet trochę Lva kusiło sprawdzić, czy ma rację. Postępował jednak skrajnie ostrożnie, skupiając się w najwyższym stopniu, by nie naruszyć twardej skóry w żaden sposób. Nie chciał go krzywdzić, nawet jeśli miałaby to być delikatna rysa. Gdy Lev się nad nim nachylał, Biały mógł poczuć lekką woń kory drzewnej i nutę cytrusów. Dostał te perfumy od jednego z klientów, co w ostatnim czasie nie było nowością. Lev nie pracował już tak często, miał zaledwie siódemkę paskudnie bogatych, stałych odwiedzających, z którymi nawiązał głębsze relacje. Kroszce to wystarczało, bo cena za Lva była odpowiednio wysoka, a miał również świadomość, że chłopak nie potrzebuje już tej pracy tak boleśnie mocno, jak na początku i tym razem naprawdę mógłby odejść. Ten układ działał – kilku klientów szastających pieniędzmi i wysokie napiwki od reszty oglądającej występy. Wszyscy byli zadowoleni, na czele z klientami. Lev w końcu był wybornym słuchaczem i wybitnie zabawiał również rozmową. Choć z początku nie wierzył Vasyi, gdy ten zapewniał, że ci ludzie naprawdę są chętni do nawiązania relacji ze swoim zakupem, szybko zrozumiał, że rzeczywiście tak jest i nawet stało się to dla niego całkiem oczywiste. W świecie, w którym trudno było o jakąkolwiek namiastkę miłości, ludzie szukali jej imitacji tam, gdzie pojawiała się bliskość i poczucie bezpieczeństwa. Dziwki stawały się nie tylko przedmiotami do wydymania, ale też osobami gotowymi wysłuchać, porozmawiać i wydawałoby się – niemogącymi zdradzić czy zaszkodzić, bo to przecież tylko dziwki. Lev wykorzystywał to bez ograniczeń.
    Uśmiechnął się pod nosem, czując ciepły dotyk na swoim kolanie, jednak nie stracił dotychczasowego skupienia. W końcu, nie zostawiając po sobie ani jednej rysy, wyprostował się, mogąc odłożyć żyletkę. Przyjrzał się swojej pracy z uznaniem, nie mogąc nadziwić się, jaka przystojna twarz skrywała się pod tymi kłakami. Biały wyglądał dwadzieścia lat młodziej bez swojego zarostu.
    – Naprawdę mi ufasz – zauważył cicho, wpatrując się w ciemne oczy, gdy ułożył własną dłoń na tej przykrywającej jego kolano. Poprowadził ją wyżej, na swoje udo, posyłając Białemu uśmiech. Chciał zobaczyć, jak ta gładko ogolona twarz, niemająca za czym ukryć swoich reakcji, odpowiada na jego zaczepne działania i fakt, że szorstkie palce, prowadzone dłonią Lva, wsuwają się coraz głębiej pod materiał swetra. – Wiesz już, co założysz? – zapytał niewinnie, jakby wcale nie próbował właśnie wywołać w Białym reakcji dalekich od tych, mogących wiązać się z ubiorem na dzisiejszy wieczór.
    Sam czuł na swojej nodze pnące się po niej aż do kręgosłupa wyraźne dreszcze. Lev się puszczał, ale w większości nie czerpał z tego przyjemności. Był jeden klient, który zdawał się fetyszyzować orgazmy Lva i zależało mu głównie na nich, dlatego sprawiał chłopakowi przyjemność na wszelkie sposoby, a jego ciało samoistnie reagowało. Reszta jednak zwykle skupiała się na sobie i nie obchodziło ich spełnienie Lva. Seks był często szybki, mechaniczny, czasem urozmaicony, czasem bolesny – każdy klient miał swoje upodobania. Ale bardzo rzadko sprawiał Lvowi przyjemność, a nigdy takiej, po której nie czułby się winny własnych reakcji. Kiedy z kolei był blisko Białego, wystarczył drobny dotyk mężczyzny, by Lev czuł przyjemne mrowienie w lędźwiach. Być może również dlatego tak często go prowokował. Podobało mu się, co wtedy czuje.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Wto 04 Maj 2021, 01:57

    ANOTHER WORLD. - Page 2 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Biały nigdy nie interesował się ani nie pytał o szczegóły pracy Lva. Rozmawiali tylko o tym, co udało się chłopcu wyciągnąć od klientów, a nie o tym, jak mu się to udało. Nigdy też nie pytał o jego dzień w pracy ani ilu klientów przyjął.
    Nie dlatego, że którykolwiek z nich brzydził się tego, co robi drugi. Po prostu nie było to zbytnio istotne dla żadnego z nich. Biały traktował pracę Lva jak zwyczajną pracę, którą on także miał. Lev nigdy nie interesował się tym, ilu biednych, umierających z głodu ludzi dzisiaj naklepał Biały, nie czując przy tym ani grosza skruchy.
    To, czym się zajmowali poza mieszkaniem Białego było zupełnie dla nich nieistotne, gdy się w nim znajdowali i mogli chociaż na chwilę poczuć się normalnie przed powrotem do chorej rzeczywistości.
    Białemu bardzo po drodze było z zapominaniem na różne sposoby o tym, co się działo naprawdę. Zazwyczaj sięgał po alkohol, ale od pewnego czasu jego ulubioną używką stało się towarzystwo Lva.

    Westchnął cicho, powoli wypuszczając powietrze nosem, gdy Lev dokończył swoje dzieło, a jego dłoń spoczęła na tej Rodiona, którą mężczyzna trzymał na kolanie chłopaka.

      — Powiedzmy — mruknął w odpowiedzi na spostrzeżenie Lva, nadal przyglądając się z uwagą młodszej twarzy. W oczach Białego zatańczyło kilka bladych wyzywających iskier, gdy poczuł pod opuszkami ciepło okrytego wcześniej swetrem ciała.
    Bardzo dosadnie zdawał sobie sprawę z tego, że Lev nie miał na sobie żadnej bielizny i stąpał obecnie po cienkim lodzie – zarówno on jak i chłopak.
    Ich obecna relacja nie była skażona niczym nazwanym, co mogłoby sprawić, że doszłoby do nieporozumień. Biały bywał zazdrosny o chłopca i uwagę, którą przyciągał, ale mógł jedynie krzywić się na to w duchu i z powodów niekoniecznie sobie znanych.
    Lev z kolei lubił kusić Białego, nie zdając sobie do końca sprawy z tego, co właściwie zrobi, jeżeli kiedyś złamie swojego towarzysza.

      — Jeszcze nad tym nie myślałem — odpowiedział niedbale na pytanie dzieciaka, a do jednej ręki na udzie dołączyła kolejna na drugim. Palce dłoni Białego zacisnęły się delikatnie na miękkiej skórze, gdy ciemne oczy wydawały się analizować bardzo dokładnie każdą reakcję na twarzy chłopca.
    Przez chwilę trwali w ciszy, która zapewne była pełna oczekiwania ze strony Lva, który nie miał pojęcia jak daleko Biały się posunie, gdy już został skutecznie skuszony. Biały zaś napawał się tą chwilą bliskości, której sama zapowiedź sprawiała, że był zadowolony z takiego obrotu spraw.
    Uśmiechnął się do chłopca i powoli przysunął się do jego twarzy, jednocześnie sunąc dłońmi coraz wyżej, rozszerzając przy tym nogi chłopaka bardziej. Jego dłonie kontynuowały swoją wędrówkę aż do nagich kości biodrowych, które popieścił delikatnym muśnięciem.
    Jego usta zatrzymały się tuż przed wargami Lva, wdychając jego własny przyspieszony oddech, który sprawiał, że serce w piersi Białego biło szybko i głośno.
    Jego powieki delikatnie się przymrużyły, jak u zrelaksowanego i szczęśliwego kocura.
    Następnie pochylił się jeszcze bardziej, wymijając usta Lva i zbliżając się do jego ucha, które owiał swoim ciepłym oddechem.

      — Jesteś pewien, że nadal chcesz mnie prowokować? — spytał cichym, niskim szeptem z rodzaju tych, które wibrują w powietrzu i posyłają gęsią skórkę po całym ciele. — Zastanów się nad tym, czego ode mnie oczekujesz, gdy w końcu ci się uda — dodał, przyglądając się smukłej, długiej szyi chłopca, na której po chwili namysłu złożył czuły pocałunek.
    Następnie zaś tą samą drogą, jak dotarli do tego punktu – wycofał się, opierając się na swoim krześle i wpatrując się jeszcze przez chwilę w chłopca.
    Kilka sekund później wstał ze swojego miejsca, porwał swój ręcznik, wytarł twarz z resztek włosów i piany, by udać się w kierunku pryszniców.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Wto 04 Maj 2021, 16:09

    Patrzył w napięciu na Białego, chłonąc oczyma jego reakcje i magazynując je w swoim wnętrzu, tak na przyszłość, żeby wracać do nich myślami i móc znów poczuć rosnące napięcie. Biały odpowiedział, ale dłoń, którą dołączył do pierwszej, skutecznie odciągnęła myśli Lva od jego słów. Nie sądził, że mężczyzna posunie się jakkolwiek dalej. Nigdy tego nie robił. Lev umyślnie ocierał się o niego tyłkiem, gdy kładli się spać i z satysfakcją przyjmował to, jak lekko twardnieje, ale nawet kiedy reakcje zdradzały Białego, on udawał, że nic się nie dzieje, co najwyżej przesuwając swoją dłoń w równie niewinne miejsce i przyciskając Lva bliżej siebie. Chłopak prowokował go tyle razy, ale nigdy nie widział tak wyraźnych reakcji, odbijających się na twarzy Białego. Nagły głód w jego oczach i intensywność spojrzenia sprawiały, że w twarz Lva uderzyło gwałtowne gorąco szybciej krążącej krwi. Jego śniada cera nie dawała mu przebić się na wierzch, za to oczy… oczy płonęły gorączką, coraz bardziej z każdym centymetrem przebytym przez szorstkie dłonie Białego. Smukłe uda bez oporu rozchyliły się pod wpływem nacisku męskich dłoni, a Lev czuł, jak przyjemność gwałtownymi falami spływa do jego podbrzusza. Wpatrywał się w Białego spod przymrużonych powiek, a w uszach mu szumiało, bo pierwszy raz, odkąd pamiętał, czuł prawdziwe podniecenie, pełne napięcia i oczekiwania. A jednocześnie serce szybciej obijało się o klatkę, bo nie był pewien, czy chce, żeby Biały zabrnął dalej.
    Nie odwzajemnił lekkiego uśmiechu, za to ściągnął delikatnie brwi, a jego żuchwa zadrgała zdradliwie, gdy dłonie śmiało podsunęły się aż do bioder i zatrzymały zaledwie jeden ruch od miejsca skutecznie stymulowanego tymi działaniami. Przez cały czas patrzyli sobie w oczy i żaden z nich nie pokusił się choć o słowo.
    Przez chwilę naprawdę myślał, że go pocałuje i myśli wpadły mu w dziwny popłoch. Lev był dziwką, Lev się nie całował, ale kiedy Biały był tak blisko ze swoimi ustami, Lev przez moment miał ochotę sprawdzić, jak to jest poczuć je na swoich własnych. Oczywiście Biały jedynie sięgnął wargami do ucha chłopaka, racząc je głosem, od którego Lvem wstrząsnęła kolejna fala dreszczy. Tylko Biały mógł zrobić takie cuda jedynie z pomocą swojego głosu. Niski, przetarty i dziwnie mrukliwy, dopełniał jego wizerunku idealnie, zgrabnie formując się pod wolę Białego. Gdy miał przerażać, wywoływał ciarki grozy, gdy miał uspokoić, unosił się swoją gładką mrukliwością, a kiedy miał podniecić, wybrzmiewał wszystkimi swoimi cechami, tworząc pieszczotę znaczniejszą niż dłonie spoczywające wciąż na skórze pokrytej gęsią skórką.
    Drgnął, czując pocałunek, który wyrwał go z letargu. Dopiero kiedy bliskość Białego nagle zniknęła, Lev uświadomił sobie, jak nierówno i szybko oddychał, jak było mu gorąco pomimo znacznie podwiniętego swetra i jak bardzo chciałby sobie teraz zwalić, byleby tylko ulżyć temu napięciu. Lev nie brał wcześniej pod uwagę, że jego działania mogą uderzyć rykoszetem. Słowa Białego jeszcze przez długą chwilę dźwięczały mu w głowie. Biały byłby gotów posunąć się dalej, gdyby miał pewność, że Lev się z nim nie droczy, a sięga po to świadomie. Ale Lev do tej pory tylko się droczył i nie miał oczekiwań. Kiedy zaś odpowiedź Białego stała się rzeczywistą opcją, Lev stracił całą swoją pewność. To była granica, której nie powinni przekraczać.
    Odetchnął w końcu swobodniej, poprawił z roztargnieniem włosy i wstał ze swojego krzesła, pozwalając, by sweter skutecznie przykrył efekty działań Rodii. Spojrzał z niechęcią na usłaną włosami podłogę i zamknięte drzwi do łazienki. W końcu bez werwy złapał za zmiotkę i posprzątał, uznając, że jego korona na tym nie ucierpi, skoro dostaje śniadania do łóżka.
    W końcu, nie mając się czym zająć, od niechcenia ustawił krzesła z powrotem przy rozpadającym się stole, a jego spojrzenie zatrzymało się na lekko rozlazłym notatniku, który Lev pamiętał. Biały wyciągnął go wtedy, gdy poznali się w barze, a w środku było zdjęcie. Nie wahał się zbyt długo przed tym, jak usiadł sobie wygodnie i otworzył notatnik, by znów dłużej zatrzymać spojrzenie na fotografii. Wziął ją w rękę, obrócił i uniósł brwi, widząc napis. „Dla kochanego Rodii”. Ta dwójka była ze sobą blisko. Przyjaciele, rodzina… małżeństwo? Odłożył zdjęcie z grymasem na twarzy, nie chcąc analizować tej ostatniej opcji. Nie dlatego, że był zazdrosny, ale dlatego, że miał ze sobą dokładnie to samo zdjęcie i nie chciał rozważać w jego kontekście tego, kim mógł być na Ziemi dla Białego. Nie był ślepy. Dostrzegał podobieństwa między nimi. Byli tego samego wzrostu i to jeszcze nic nie znaczyło, ale mieli skórę o niemal identycznym odcieniu, podobne oczy i czasem krzywili się w ten sam sposób. Jednak Lev trzymał się tego, że to również nic nie znaczyło, w końcu różnili się bardziej niż siebie przypominali i gdyby nie zdjęcie, Lev nie zacząłby nawet doszukiwać się podobieństw. Mieli zupełnie inne sylwetki, a charakterystyczny profil Białego w najmniejszym stopniu nie odbijał się na twarzy Lva. Znacznie więcej podobieństw do siebie widział w kobiecie ze zdjęcia, dlatego przychylał się ku myśli, że może być jej bratem lub kuzynem.
    Bez większego poczucia winy otworzył notes tam, gdzie pomarszczone strony spotykały się z tymi gładkimi, nieużytymi. Po lewej przywitał go mroczny szkic i Lev nie musiał pytać, by wiedzieć, na co patrzy. Dość szybko przewrócił strony wstecz, na wyrywki czytając pewne fragmenty. Biały pisał sucho, bez emocji, tak, jakby składał raporty z wybranych dni. Lev zatrzymał się dłużej na akapitach, w których pojawiało się jego imię. Na licytacji. Więc miał rację, Biały próbował go kupić. Przewrócił stronę, by dojść do wydarzeń, które nadeszły potem. Gdy Biały pisał o tym morderstwie, tym razem Lev mógł dostrzec cień emocji, przebijający się przez litery. Musiał być wściekły.
    Uniósł spojrzenie znad otwartego notesu, słysząc, że mężczyzna wychodzi z łazienki. Spokojnie przewrócił kartki z powrotem do wizerunku Bestii, niezrażony tym, że ten widzi, jak Lev czyta jego prywatne notatki. Nie powinien go winić, prawda? Zostawił notes na wierzchu, wiedząc, jak złakniony wszelkich informacji jest Lev.
    – Wyglądają na stworzone do walki – skomentował swobodnie wizerunek Bestii, patrząc na Białego bez cienia naleciałości po tym, co działo się między nimi jeszcze kilka chwil wcześniej.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Wto 04 Maj 2021, 19:06

    ANOTHER WORLD. - Page 2 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Biały nie należał do osób wylewnych i był gotów założyć, że w poprzednim życiu również nie był szczególnie uczuciowy. Nigdy nie czuł potrzeby, żeby zawracać sobie głowę rzeczami niepotrzebnymi takimi, jak uczucia. Robił to, co uważał za słuszne w tym momencie, w którym należało dokonać jakiejś decyzji. Nigdy nie kwestionował swojego osądu, nie wchodził w polemikę z tym, co mówiło mu wnętrze w pierwszym odruchu. Korzystał na tym obecnie Lev, który prawdopodobnie byłby martwy, gdyby nie pokrętność uczuciowa Białego.
    Ta decyzja, którą wtedy podjął miała swoje konsekwencje w tym, że obecnie przywiązał się do chłopaka znaczniej bardziej, niż tego potrzebował. Dodatkowo, zaczynał kwestionować to, co czuł. Chciał to w jakiś sposób nazwać, ale nie potrafił. Jedyne co wiedział, to tyle, że bezpieczeństwo Lva było dla niego priorytetem, a jego obecność sprawiała, że czuł się dobrze.
    Nawet, gdy chłopiec bywał nieznośny w swoich próbach uwodzenia – Białemu to nie wadziło. Dopóki dzisiaj nie spróbował czegoś z tym zrobić, a to zaś sprawiło, że nie tylko zaczęło go to uwierać jak cierń u boku, ale też zmusiło do niechętnej refleksji. Był prostym człowiekiem, nie miał nawet wystarczająco myśli w swojej głowie, by opisać to, czego chciał od Lva.
    Wiedział, że prędzej czy później popełni błąd.

    Jego prysznic nie był długi, ale najwyraźniej dał czas chłopakowi na posprzątanie po goleniu, a także przewertowanie jego dziennika.
    Biały nie zastanawiał się nad tym czy Lev przejrzał cały i czy dowiedział się tego, co chciał. Nie miał zamiaru się z tego powodu denerwować. Nie miał właściwie nic do ukrycia oprócz swoich myśli i paru faktów związanych z Innym Światem, które chłopcu nie zaszkodzą.

      — Wolisz nie wiedzieć, do czego są zdolne — mruknął niewesoło Biały, odbierając od dzieciaka notes i odkładając go do kuferka.
    Następnie zaś usiadł na łóżku, wycierając wilgotne włosy. Nie myślał już o tym, do czego niemal doszło między nimi przed kilkoma chwilami. Wiedział, że jego słowa dały chłopcu do myślenia, a co zrobi z nowo poznaną wiedzą zależało tylko od niego, a nie od Białego.

    Resztę poranka spędzili spokojnie, grając kilka partii w szachy, które zakupił Lev kilka dni temu dla ich uciechy. Później Biały opuścił mieszkanie na kilka godzin, wracając chwilę przed tym, jak zaczęło zachodzić słońce, a oznaczało to, że niebawem będą musieli pojawić się na tej śmiesznej okazji, której gospodarzem był Kroszka. Dzisiejszego wieczoru nie pojawi się w klubie mężczyzny nikt, kto nie był zaproszony, a to oznaczało, że każdy kto się tam zjawi, będzie bardziej niebezpieczny niż jakikolwiek opryszek okradający ludzi na ulicy. Ci ludzie mieli ludzi od zabijania, a okradanie w nocy czy na oczach wszystkich w biały dzień nie robiło im większej różnicy.
    Dla Rodiona oznaczało to tyle, że będzie musiał mieć się na baczności i wytężyć ucho na co ciekawsze informacje płynące z ust podpitych gości.
    Szykował się pracowity wieczór.

      — Czuję się jakby mi ktoś włożył kij w dupę — wymruczał z niezadowoleniem Biały, gdy stanął przed Lvem, prezentując swój dosyć wyjściowy ubiór. Nie był nawet odrobinę wyjściowy zapewne w mniemaniu połowy gości, która się pojawi dzisiejszego wieczoru, ale tylko na tyle było stać Białego, jeżeli miał zachować resztki godności.
    Górna część jego stroju była koszulą z grubego i sztywnego materiału z wysokim kołnierzem, asymetrycznym zapięciem na subtelne skórzane pasy. To wszystko zwieńczone było skórzanymi rękawicami i wysokimi, również skórzanymi butami.
    Było to odzienie dopasowane pod względem kroju bardziej, niż cokolwiek, co nosił na codzień Biały, ale w jakiś dziwny sposób pasowało do jego profesji, charakteru i usposobienia. Żadna z części jego ubioru nie ograniczała jego ruchów, a wysokie buty pozwalały na ukrycie przynajmniej dwóch sztyletów w nich, gdy cała reszta będzie bardzo reprezentacyjnie wisiała na jego ciele w uprzęży.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Wto 04 Maj 2021, 20:01

    Biały prawdopodobnie miał rację, Lev pamiętał ten osobliwy lęk, gdy zerkał na Bestię z daleka. Wyczuł ją jeszcze nim rzeczywiście dostrzegł i wyobrażał sobie, że w bliskiej odległości od tych stworów niemal zaczyna brakować powietrza. Nie potrafił zrozumieć, jakim cudem Biały potrafił się z nimi mierzyć i do tej pory przetrwał. Zadziwiało go również to, że najwyraźniej mężczyzna chciał uratować ten zepsuty świat przed zagładą ze strony Bestii. To był tylko kolejny dowód na to, że Biały był zbyt dobry na to miejsce, nawet jeśli większość tutejszych tego nie dostrzegała. Owszem, mordował i zastraszał, zapewne rzadko unosił się litością, ale przy tym potrafił patrzeć szerzej niż przez pryzmat konieczności, których dopuszczał się na co dzień. A kiedy już patrzył szerzej, pokazywał, że jego intencje są zwyczajnie, po ludzku dobre i obiektywnie słuszne. Lev wręcz czasem łapał się na myśli, że sam robi się bardziej zepsuty niż Biały, choć ten zapewne był tu… długo. Nigdy nie pytał go jak długo. Lvowi wystarczył lekko ponad miesiąc by nasiąknąć tutejszą moralnością, a raczej jej brakiem. Jednak… Nie zabił. Do tej pory miał czyste dłonie. Nie wiedział, czy byłby zdolny do morderstwa, ale z pewnością byłby zdolny do zaaranżowania go z udziałem nieswoich dłoni.
    Wieczór nadszedł dość szybko, a w przeciwieństwie do Białego, Lev go wyczekiwał. Został zaproszony, bo Kroszka wiedział już od jakiegoś czasu, że trzeba się z nim liczyć. Właściwie nawet Vasya dziwił się, dlaczego Lev wciąż dla niego pracuje. „Przecież masz reputację, możesz mieć prywatnych klientów, na dodatek Biały cię chroni”, mówił, a Lev uśmiechał się na to nieznacznie. To prawda, mógł pozyskiwać informacje na własną rękę, ale… U Kroszki było wygodnie. Wynegocjował odpowiednie warunki i było mu tam dobrze, mógł śpiewać, a informacje w burdelu oblepiały ściany z każdej strony. Lev wciąż trzymał się na uboczu, więc nikt go nie niepokoił. Wszyscy już znali jego funkcję i gdy potrzebowali informacji, chętnie za nie płacili, chłopak jednak do tej pory nie naruszał spokoju tych, którzy byli wystarczająco ważni, by znaleźć się na dzisiejszym przyjęciu. W tym względzie czekał na odpowiedni moment, moment, który wyznaczy Biały. Współpracowali i mogli sobie pomóc, Lev prowadził w międzyczasie własny interes, ale głównym jego celem było to, co chcieli osiągnąć wraz z Rodią. Czekał więc cierpliwie, choć ekscytowało go to, kogo będzie mógł spotkać tego wieczoru. Ich rewir miasta był ogromny, ale druga jego część niemniej. Do tej pory pozostawała poza zasięgiem Lva, bo choć dostawał czasem istotne informacje na temat drugiego rewiru, niewiele one wnosiły. Tymczasem to tam prosperował główny magazyn broni, stamtąd też do pierwszego rewiru spływały wszystkie narkotyki. Z tego co słyszał Lev, drugi rewir zdawał się bardziej cywilizowany i bogatszy. Jeżeli nie chciał zostać w miejscu, musiał poszerzyć swój zasięg. Jeżeli chcieli pokonać Bestię, a w końcu odkryć tajemnicę tego świata, obaj z białym musieli zyskać wpływy w drugiej części miasta. Dziś będzie mógł zapuścić przynętę.
    Ubrał się dość klasycznie, po raz kolejny doceniając, że ludzie trafiali tu w doprawdy przeróżnych kreacjach. Dziś zawdzięczał komuś swój ładnie skrojony, butelkowozielony smoking, spodnie od kompletu i aksamitną, czarną koszulę. Dorwał nawet muszkę w kolorze ciemnego bordo, takiego jak jego buty. Wszystko wyglądało niemal jak szyte na miarę, a gdy uzupełnił to zgrabnie ułożoną fryzurą i kroplami perfum, prezentował się nader elegancko. Kiedy zaś zobaczył Białego w jego kreacji, uśmiechnął się z lekkim rozczuleniem.
    – Wyglądasz, jakbyś szedł na bardzo elegancką wojnę – skomentował, choć tym razem z daleka, nawet jeśli normalnie zrobiłby to, kładąc na szerokich ramionach swoje dłonie i wygładzając poły wyszukanego, choć praktycznego ubrania. Nie krył jednak w spojrzeniu, że podoba mu się to, co widzi. – Pasuje ci – przyznał w końcu z lekkim uśmiechem, zarzucając na ramiona skórę, która całkowicie gryzła się z elegancją tego, co miał pod spodem. Pokusił się jeszcze o rękawiczki i gruby szal.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Wto 04 Maj 2021, 20:51

    ANOTHER WORLD. - Page 2 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Biały przewrócił oczyma, słysząc słowa Lva. Oczywiście, że szedł na wojnę. Za każdym razem, gdy wychodził z tego mieszkania to toczył wojnę z grawitacją, losem, zimnem i głodem.
    Każdy dzień tutaj był nieustającą walką dla każdego z nich.

      — Tobie też — powiedział, gestykulując machnięciem dłoni w stronę sylwetki Lva, zapewne w próbie jakiegoś komplementu, który z pewnością nie wyszedł mu najlepiej.
    Porzucił szybko próby jakiegoś sprawnego posługiwania się słowami i uznał, że pora na nich. Ten strój miał jeszcze jedną zasługę – był niewiarygodnie szczelny na zimno i gorąc, więc wystarczyło, że Biały narzucił na siebie lżejszy, długi płaszcz i był gotów do wyjścia.

    Do przybytku Kroszki nie mieli najbliżej, ale pogoda sprzyjała. Oczywiście, nadal trzymał okrutny mróz, ale przynajmniej dzisiaj nie wiało ani nie sypało śniegiem, co Rodion uznał za, naturalnie, zły znak. Wszystko to nosiło znamiona ciszy przed burzą i nawet jeżeli dzisiaj nie wybuchnie żadna gówniana bomba, to na pewno będzie to swego rodzaju początek końca. Czyjegoś końca, ale Biały wolał, żeby nie padło na niego.
    Po prawdzie, mogło paść na niego, więc miał czego się obawiać. Rodion powoli wychodził ze swojego zapchlonego cienia i upominał się o swoją uwagę z pewną dozą gracji, której większość mieszkańców nie posiadała. Biały nie był chciwy, ale potrzebował tej cząstki władzy, na którą zasługiwał i po którą obecnie wyciągał ręce. Był coraz bliżej i zapewne wcale nie zostanie aż tak anonimowy na dzisiejszym przyjęciu. Mógł mieć tylko nadzieję, że wyglądał na tyle niechętnego do rozmowy, jak tylko mógł, by skutecznie odstraszyć zainteresowanych buraków.
    Lev miał zupełnie inny problem ze sobą. Lubił uwagę, którą mu okazywano i nigdy mu nie było jej dość. Był właściwie nawet nieco próżny, jeżeli Biały miał być całkowicie szczery.
    Nie miał zamiaru jednak teraz zacząć oceniać chłopaka. To było zwykłe spostrzeżenie.

    Dotarli na miejsce jakiś czas później, a przed klubem czekała niemalże armia ochroniarzy, których twarze Biały z łatwością rozpoznawał. Nie byli to zawodnicy lekkiej wagi ani amatorzy. Doskonale wiedzieli jak używać pięści na ludziach, którzy nie przypadli im do gustu.
    Kroszka musiał się nieźle wykosztować, żeby przywlec tu ich aż tylu, co oznaczało, że z pewnością tym razem lista gości jest jeszcze bardziej ekskluzywna.
    Biały już wychodząc z domu wiedział, że nie odnajdzie się tam, ale teraz miał ochotę olać i wrócić napierdolić się w swoich czterech ścianach zamiast tutaj w otoczeniu nadętych kutasów.

      — Biały, Lev! — powitał ich w wejściu dźwięczny głos Kroszki, który porwał ich sprzed drzwi, dzięki czemu uniknęli kontroli ochroniarzy, która nie obyłaby się zapewne bez macania tyłka Lva i konfiskowania trzech z pięciu piersiówek, które miał przy sobie Biały.

    Biały raczej zignorował obecność Kroszki, gdy Lev się z nim przywitał. Rodion zaczął się zamiast tego rozglądać po przyciemnionej, klubowej sali. Po drodze porwał też kieliszek wódki z tacy przechodzącego kelnera i opróżnił go szybciej niż delikwent zdążył uciec z tacą, na którą mężczyzna odstawił pusty kieliszek.
    Jego brwi się zmarszczyły nieznacznie na widok tak wielu nieprzyjemnie kojarzonych przez ogół twarzy. Najbardziej rzucał się pewnie w oczy rudy kaleka, ale on był stosunkowo nieszkodliwym pionkiem Kroszki, chociaż lubił twierdzić, że jest na odwrót.
    Wtedy zauważył znajomą posturę i kowbojski kapelusz, a sam ten atrybut już z daleka powinien Białemu uruchomić w głowie czerwoną lampkę niebezpieczeństwa.
    Miał wrażenie, że to wszystko to była tylko wyszukana, czysta i miękka pułapka na szczury.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Wto 04 Maj 2021, 22:44

    Lev przez całą drogę utrzymywał uśmiech, jakby ćwiczył go na resztę wieczoru, sprawdzając, jak długo jego twarz wytrzyma w tej pozycji, póki mięśnie nie zaczną drżeć. Nie potrzebował uśmiechu, żeby naginać innych do swojej woli, ale lubił nim zagrywać, układać w różne formy i obserwować adekwatnie różne reakcje. Przez półtora miesiąca uczył się odczytywania ludzi i z chęcią dalej szkolił się w tej kwestii, przekonawszy się już, jak użyteczna bywała ta wiedza. Lev wiedział o wszystkich zaproszeniach, które nie zostały przekazane osobiście, był też w stanie oszacować liczbę osób, jakie się pojawią, a także ochroniarzy, którzy przywitali ich twardymi spojrzeniami u wejścia. Lev odpowiedział drobnym uśmiechem i całkiem życzliwym, lekko elektryzującym spojrzeniem, które wyćwiczone miał już do perfekcji. Wiedział, jak podgrzać temperaturę czyjegoś ciała samą mimiką i była to jedna z pierwszych rzeczy, których się nauczył, wiedząc, że to pomoże w szybkim doprowadzeniu roboty do końca. W takich momentach jak ten, swoim niewinnym zabiegiem mógł sprawić, że ci na których patrzył, przez chwilę czuli się ważniejsi niż inni, wierzyli, że uzyskali względy chłopaka. Być może żadnemu z osiłków na tym nie zależało, ale Lev wiedział, że każdy w jakimś stopniu lubi czuć się ważniejszy i zauważony, szczególnie, gdy stał w kupie podobnych do siebie.
    Był gotów na całkiem szczegółowe przeszukanie, więc gdy jeden z ochroniarzy rzucił mu lubieżne spojrzenie, gotów do sprawdzenia, czy nie ma przy sobie broni, jedynie uśmiechnął się pobłażliwie. Przyzwyczaił się już do tego, jak jego ciało jest obmacywane podczas występów, był jednak pewien, że jeśli ten facet zawędruje dłońmi tam, gdzie nie powinien, Lev złamie mu nos. Dziś był tu w charakterze gościa, nie kurwy. Przynajmniej dopóki sam tak chciał.
    Nie musiał dłużej przejmować się ochroniarzem, bo Kroszka natychmiast wciągnął ich do środka. Lev rozejrzał się leniwie po wnętrzu, dostrzegając wszystkie twarze, których oczekiwał oraz niewiele, o których przybyciu dziś nie wiedział, z czego większość należała do dziwek lawirujących między zaproszonymi. Bynajmniej nie lekceważył ich roli, po prostu kurwy nie potrzebowały specjalnych zaproszeń, więc mógł dotrzeć do nich jedynie poprzez bardziej wnikliwe działania, wymagające własnego zaangażowania. Sam najlepiej wiedział, że ktoś, kto wtapia się tak łatwo w tłum i jest uważany za część bezimiennej grupy, ma szczególnie szeroki dostęp do informacji i możliwości ich przemycania. Kilkoro z nich odpłatnie szpiegowało dla Lva.
    Stanął obok Białego, również porywając z tacki kieliszek na rozruch i także zawiesił spojrzenie w kącie, w którym siedziała bardzo charakterystyczna i bardzo istotna dla nich postać. Volk był odpowiedzialny za produkcję i dystrybucję broni, co dawało mu solidną władzę nad drugim rewirem. Siedzący obok niego, o wiele paskudniejszy typ z dziwne uciekającym jednym okiem prowadził pod pieczą Volka produkcję narkotyków, lecz Lev niemal się wzdrygnął, gdy naprzeciwko nich, przy tym samym stoliku dostrzegł trzecią postać.
    Lev któregoś razu zapytał Vasyi, dlaczego jest tu tak mało kobiet. Wiedział, że do Innego trafiają częściej mężczyźni, ale i kobiety pojawiały się wystarczająco często, by ich nieoczekiwanie mała liczba w burdelach była zastanawiająca. Na piętrze Lva mieszkała tylko jedna kobieta, choć łącznie występowała ich wszystkich szóstka. Piętro niżej, choć pracowników było znacznie więcej, Lev poznał jedynie dwie kobiety, wyglądające na mniej więcej czterdzieści lat. Tego dnia przekonał się jak wielka przepaść dzieliła obydwa rewiry. W drugim bowiem w najlepsze kwitło niewolnictwo. Za handel ludźmi, głównie większością żyjących tu kobiet, które nie mogły się obronić przed podłym losem, odpowiadał niski, kościsty człowiek z mordą, od której Lvowi natychmiast zrobiło się niedobrze. Vasya twierdził, że jakakolwiek kobieta żyjąca przyzwoicie w pierwszym rewirze to niebywała szczęściara.
    Na tej imprezie byli ludzie, z którymi w innym życiu Lev bałby i brzydziłby się bratać. W tym, gdy tylko całkiem przystojna twarz łypnęła na niego spod kowbojskiego kapelusza, odwzajemnił przenikliwe spojrzenie i posłał zachęcający uśmiech.
    – Chodź. – Chwycił Białego, który porywał z tacy już któryś kieliszek i poprowadził go do stolika, gdzie siedział całkiem sympatyczny gość z okropnie szczerbatymi zębami, któremu to Inny Świat zawdzięczał wyprodukowany ze względną dbałością tytoń. Towarzyszyło mu kilka innych osób, do których we dwoje się doczepili, pochłaniając rozmową.
    Alkohol lał się litrami, więc towarzystwo szybko zaczęło szukać sobie coraz to nowszych miejsc, zabawiać się z dziwkami i zachowywać coraz bardziej nieokrzesanie. Teraz siedzieli przy stole z niemal tak naprutym jak Biały Quasimodo i zadowolonym z przebiegu imprezy Kroszką. Lev był jedynie delikatnie wstawiony, pilnując cały wieczór, by nie przesadzić. Cały wieczór również wymieniał znaczące spojrzenia z Volkiem, przekonując się, że to z całą pewnością swoim czujnym oczom mężczyzna zawdzięcza ksywkę. Czekał na odpowiedni moment, by zaoferować mu swoje towarzystwo i wiedział, że ten zbliża się wielkimi krokami.
    – To ty poskramiasz bestie, prawda? – mruczał przeciągły głos z jednej strony ramienia Białego, wpatrując się w niego łakomie. Lev zerknął na faceta bez wyrazu, uważając za dość zabawne, jak dzisiejszego wieczoru wszystkie osoby do towarzystwa oblepiają Rodię. Nie mógł się jednak dziwić, z ogoloną mordą i w tym niecodziennym wdzianku podkreślającym mięśnie, wyglądał zjawiskowo i sugerował niezły zarobek, jeśli tylko da się uwieść. Z tyłu przez oparcie na drugie ramię zwieszała się kobieta, masując zalotnie biceps mężczyzny i szepcząc mu do ucha coś o tym, co chciałaby, by ten biceps dziś robił. Tego wieczoru nawet na kolanach Rudego siedziała kurwa. W końcu jakikolwiek klient by się nie trafił, jedno było tu pewne – każdy miał tyle pieniędzy, że wart był każdej uwagi. Nawet Lev, który bardzo szybko spławiał każdego, kto próbował się na niego pokusić, ale tych na szczęście nie było wiele, bo większość znał osobiście.
    W końcu, gdy ich spojrzenia znów się skrzyżowały, Lev uśmiechnął się znacząco, chwycił swój drink i wstał z miejsca, nie odrywając oczu od niebrzydkiej, choć starszej od Rodii twarzy, która teraz wyginała się w wyrazie kociego zadowolenia. Volk, widząc, jak Lev idzie w jego stronę, odesłał osobę, z którą właśnie rozmawiał, zostając na swoim siedzeniu samemu.
    – Sądziłem, że prześlesz mi drinka z zaproszeniem – przywitał się Lev, przeciągając lekko głoski, gdy siadał bardzo blisko Volka, który pochłaniał chłopaka niebezpiecznym spojrzeniem.
    – Sądziłem, że go nie potrzebujesz. – Jego głos był głęboki i niski, ale brakowało mu tej nuty, która u Białego sprawiała, że brzmiał przyjemnie. Lev dostawał nieprzyjemnych dreszczy na jego brzmienie, ale gdy lekko wykrzywione miejscami palce uniosły się do jego twarzy, odgarniając z niej kosmyki włosów, uśmiechnął się zachęcająco. Lev przekonał się, że ten człowiek bardzo szybko i agresywnie sięga po to, czego chce, gdy ciężka dłoń oplotła jego kark, a ciepłe palce przesunęły powoli pod linią jego kołnierza, sprawiając, że Lev wyprostował się nieco mocniej. – Wygląda na to, że miałem rację – dodał sykliwie, gdy Lev wbrew sobie zamruczał z aprobatą na te zabiegi.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Wto 04 Maj 2021, 23:36

    ANOTHER WORLD. - Page 2 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Wszyscy wiedzieli kim był Volk, bo facet bardzo starał się jak najbardziej wyróżniać z tłumu. Zawsze lubił być w centrum uwagi, więc właściwie nawet zaskoczyło Białego to, że nie był pierwszą osobą, którą zauważył na przyjęciu.
    Facet miał nieźle nasrane we łbie, ot co. Powiedzieć, że Biały nieszczególnie za nim przepadał to mało, o wiele za mało, bo choć Biały nie miał zbyt wiele okazji rozmawiać z Volkiem – gardził nim na odległość. Tym, jaką był osobą i jak załatwiał swoje sprawy, gdy niepotrzebnie komplikował je i sprawiał, że zostawała po jego „sprawie” jedynie mokra plama. Lubił też bawić się w testera swoich zabawek na ludziach, co niektórych przerażało, a Białego z kolei bawiło. Jak zakompleksionym fiutem trzeba być, żeby… Ech. Biały zalał natłok swoich myśli kolejnymi dwoma kieliszkami wódki, a potem jeszcze kilkoma, próbując nie zauważać, jak Lev otwarcie przyglądał się obiektowi swojego zainteresowania i zarówno nienawiści Białego. Od początku było jasnym, że to Lev będzie się lepiej bawił dzisiaj, ale Biały nie spodziewał się aż takiego dna.
    I trzech metrów mułu.

    Znudzenie próbował przekuć w zachlanie, a zachlanie w obojętność względem tego, w którym kierunku wszystko zmierzało wokoło.
    Kurwy kleiły się do gości, a wszystko wokół traciło resztki tej teatralnej klasy. Teatralnej, bowiem był to jedynie teatrzyk na pokaz od samego pomysłu aż po wykonanie. Kroszka lubił oglądać ten chaos, uspokajał go i pewnie sprawiał, że czuł się mniej samotny.
    Biały z kolei miał wrażenie, że zapada się w tym krześle jak w zbitej kupie gnoju, a wszystko wokół niego pokryte jest ohydną, cuchnącą powłoką potu, krwi, spermy i Bóg wie czego.
    Właściwie, wykreślić to ostatnie. Gdyby Bóg istniał – pewnie zlitowałby się nad Białym i wysłał go prosto do piekła, żeby się smażył za swoje grzechy. Nikt nie jest tak bezlitosny, by posadzić Białego przy tym stole i kazać mu zostać biernym obserwatorem tej degradacji, która w zasadzie nadawała nowego znaczenia dnu.
    I Biały myślał, że już nie może być gorzej, gdy Lev wstał od stołu i ruszył prosto w paszczę wilka.

    Ciemnowłosy mężczyzna obserwował zajście między chłopakiem, a kowbojem, próbując jednocześnie ignorować dotyk na całym swoim ciele, który palił go przez ubrania.
    Miał ochotę wstać i wyjść, wyrywając na odchodne twarz Volkowi, by wepchnąć ją do gęby Kroszki w podzięce za to zaproszenie.

      — Nie jestem w humorze — warknął najspokojniej jak umiał do otaczających go mężczyzn i kobiety. Gdy jego słowa nie zostały zinterpretowane w sposób, w który chciał, a śliska dłoń podążyła w kierunku jego krocza – złapał tę bezosobową rękę w nadgarstku i zacisnął niedelikatnie, by następnie spojrzeć właścicielowi kończyny w twarz.

      — Wyrwę ci tę rękę i wsadzę ci ją w dupę, jeżeli każesz mi się powtórzyć — syknął cicho, co już podziałało nieco bardziej i chmara sępów została ino raz rozpędzona w cztery strony świata.
    Nic to jednak nie pomogło na bolączki Rodiona, bo nadal czuł jak wzrasta w nim niepohamowana złość, która nieraz stała się przykrym końcem niejednej przyjemnej imprezki. Chcąc temu jakoś zaradzić, wstał ze swojego krzesła i udał się w kierunku toalet, gdzie przepłukał sobie twarz zimną (jedyną) wodą i spojrzał sobie prosto w oczy. Miał ochotę dać sobie w twarz za odstawianie scen zazdrości przed ludźmi. Nie znalazł się tutaj, żeby śledzić za Lvem maślanym spojrzeniem.
    Nie przyszedł też użalać się nad sobą, upijać w sztok czy wszczynać bójki.
    Już myślał, że zupełnie udało mu się opanować, gdy od pisuaru odszedł jakiś chwiejny jegomość, by odepchnąć po chwili Białego sprzed jedynej sprawnej umywalki i się do niej dostać.
    A to było zbyt wiele jak na nerwy mężczyzny, więc postanowił ten jeden raz stracić na chwilę kontrolę, ot, żeby se ulżyć.
    Złapał faceta za cienkie włosy na potylicy i przydzwonił jego łbem w metalową umywalkę aż coś chrupnęło.
    Rodion nie był na tyle troskliwy, by sprawdzić co to właściwie było, co tak wdzięcznie się zepsuło w twarzy faceta i umknął z łazienki jeszcze zanim nieprzytomne ciało uderzyło o ziemię.

    Tak oto znalazł się przy barze na dobrych parędziesiąt kolejnych minut. Usiadł w pozycji tak strategicznej, by nie mieć możliwości spojrzenia w kierunku Lva, więc mógł bez żadnej przeszkody wlewać w siebie kolejne kieliszki wódki.
    Niespodziewanie dosiadł się do niego niebrzydki chłopak. Jeżeli Biały dobrze pamiętał to chłopak był kurwą Kroszki i być może nawet znali się z Lvem. Obaj byli młodsi o wiele od większości i lepiej się prezentowali. Oczywiście, temu było daleko do Lva, ale był młody i jego wada zgryzu mogła komuś wydać się całkiem urocza.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Sro 05 Maj 2021, 01:04

    Wiedział, że pakuje się w mocno cuchnące gówno, bo o Volku słyszał wiele i nie musiał podważać prawdziwości tego, co mówili ludzie. W przypadku tego faceta to nie były tylko plotki, ale nie można było oczekiwać niczego innego po kimś, kto rządził tym bardziej zepsutym rewirem miasta. Volk był okrutny, bawił się ludźmi i wpędzał ich w przerażające sytuacje, kontrolował wszystko z należytą dbałością i wyjątkowo głośno odbijały się echem wszystkie zdrady, których ktoś śmiał się przeciw niemu dopuścić. Lev praktycznie igrał ze śmiercią, lgnąc do niego, szczególnie, że zamierzał mężczyznę wykorzystać. Ale tym razem jego serce biło szybciej od ekscytacji i adrenaliny, nie z przerażenia. Volk był facetem, który musiał uważać, że najbardziej rozchwytywana dziwka w tym świecie prawnie mu się należy.
    – Masz ognia, Lev? – zapytał spokojnie, wsuwając między wargi papierosa, a swoją dłoń z karku chłopaka zsunął na jego udo. Lev wiedział, że Volk sam może sobie podpalić papierosa i z pewnością miał do tego środki. Pamiętał też, że nie zdążył się mu przedstawić. Uśmiechnął się głębiej, wyciągając z kieszeni spodni paczkę zapałek, a Volk, tak jak spodziewał się Lev, nie sięgnął po nie, a tylko znacząco nachylił fajkę ku chłopakowi. Podkreślał swoją dominację i role ich obydwu. Tyle że Lev już nienagannie przylgnął do swojej i w zasadzie nie spodziewał się po tym typie niczego innego. Podpalił zapałkę, a potem, zaglądając znacząco w oczy mężczyzny, nachylił się, owiewając go swoim zapachem, by podpalić mu papierosa.
    – A więc o mnie słyszałeś – zagaił, prostując się znów, jednak nie odsuwając, na co zresztą nie pozwoliłaby mu dłoń, wciąż zaborczo przykrywająca udo Lva.
    – Jesteś całkiem popularną kurwą – przyznał obojętnie, nie wywołując swoim tonem najmniejszego grymasu na twarzy chłopaka, który wciąż nienagannie się uśmiechał, tym razem z nieco większym zainteresowaniem. Starał się wyczytać z tych przeszywających oczu, czy Volk rzeczywiście nie znał roli Lva, czy tylko udawał lub zwyczajnie go lekceważył. Pierwsza opcja wydawała się zbyt piękna, by mogła być prawdziwą.
    – Popularną, ale nie na służbie – naprostował z przymilną miną, kiedy dłoń Volka posunęła wyżej. Jednak wbrew temu co mówił, rozchylił nieco nogi, pod pretekstem wygodniejszego ułożenia się na kanapie, o którą teraz lekko oparł głowę, eksponując długą szyję.
    – W takim razie mogę ci nie płacić. – Nieprzyjemny śmiech zadźwięczał w uszach Lva, kiedy te same palce wsunęły się bez pytania pod materiał jego koszuli. Oczy Volka wpatrywały się jednak badawczo w twarz Lva, więc ten zmrużył powieki jak zrelaksowany kocur i posłał mu leniwy, elektryzujący uśmiech.
    – No nie wiem, lubię pieniądze – wymruczał bez skrępowania, jednak jego spojrzenie na moment uciekło od Volka, bo kątem oka dostrzegł przemykającego Białego. Lev teoretycznie wiedział, że ta kupa mięcha nie potrzebuje jego opieki, ale mimo to, nie czuł się komfortowo, widząc jak ten doprowadza się do stanu zupełnej nietrzeźwości. Obawiał się, że na tej imprezie, z tyloma wpływowymi ludźmi, może się to źle skończyć. Biały jednak zaraz wrócił i usiadł przy barze, a Lev dostrzegł, jak dosiada się do niego Kiki. Durna ksywka, ale to nie przez nią Lev chłopaka kojarzył. Znał go, bo typ od długiego czasu czaił się na wejście na scenę, by awansować z zerówki. Problem w tym, że pojawił się Lev i możliwość awansu zwiędła dzieciakowi przed oczyma, co sprawiło, że Kiki Lva szczerze nienawidził.
    – Tu jestem, suczko. – Głowa Lva została tak gwałtownie odwrócona za podbródek, że aż coś strzeliło mu w karku, a on sam oderwał się od oparcia, zaskoczony. Przywitał go wilczy uśmiech Volka, analizującego uważnie oblicze Lva, na którym tylko przez moment zaczaiło się zwątpienie. Zaraz jednak odzyskał rezon.
    – Powinieneś odwiedzić mnie w pracy. Mam jutro wolne, ale dla ciebie zrobię wyjątek. Wtedy cała moja uwaga będzie twoja, co ty na to, Volk? – wyszeptał z nienagannym uśmiechem, tuż nieopodal ust mężczyzny, choć ten przesuwał gładko palcami po krtani Lva, zupełnie jakby za chwilę miał wysunąć pazury i wbić się nimi głęboko w gardło chłopaka.
    – Nie.
    – Nie? – Uniósł delikatnie brwi, ale raczej w wyrazie uprzejmego zainteresowania niż zaskoczenia.
    – Zabiorę cię do siebie. Co ty na to, Lev? – Teraz jego dłoń sugestywnie obejmowała szyję chłopaka, co skutecznie wzmagało głośne „nie rób tego” w głowie Lva. Nie spodziewał się, że Volk będzie chciał od razu zabrać go na swoje terytorium. Nie zamierzał też tak łatwo dać się pokonać w tej grze.
    – Zobaczymy. Przyjdź jutro do Kroszki, może dam się zabrać.
    Volk uśmiechnął się lekko i zabrał dłoń z szyi Lva.
    – Świetnie. Pozwól więc, że postawię ci tego drinka.

    W końcu i Lev pozwolił sobie na relaks przy alkoholu, choć ciężko było nazwać to rzeczywistym relaksem, gdy towarzyszył mu Volk. Rozmawiali jednak całkiem swobodnie, a mężczyzna ograniczał ich dotyk tylko do całkiem niewinnych gestów, nie naciskał i nie posuwał się zbyt daleko, a także przez cały czas ani słowem nie zasugerował, że może wiedzieć o prawdziwej roli Lva. Nie pozwolił jednak odejść mu, gdy do stolika wrócił handlarz ludźmi, z którym Lev nie chciał przebywać. Volk musiał wyczuć jego obawy, bo złapał go stanowczo za nadgarstek, kiedy Lev już wstawał i posadził z powrotem obok siebie, mówiąc „jeszcze jeden, skarbie”, przy czym wcisnął mu w dłoń nowo polany drink. A Lev wewnętrznie skręcał się od okropnego spojrzenia, jakie posyłał mu ich nowy towarzysz. Szybko dopił drinka i tym razem nie dał się zatrzymać, natychmiast odnajdując Białego. Sam był już w całkiem wątpliwej jakości stanie, a dopiero, kiedy stanął przed mężczyzną, uświadomił sobie, jak bardzo mu go brakowało przez te godziny. A także przypomniał sobie o aferze związanej ze znalezieniem nieprzytomnego ciała w łazience. Nie wspominał na razie o tym, a tylko chwycił Białego za dłoń, nie zwracając uwagi na jego towarzystwo.
    – Mam dosyć – wyznał, choć wydawało się, że reszta towarzystwa wciąż bawi się w najlepsze i nie zamierza szybko przestać. – Ty też masz – uznał gładko, z góry zakładając, że Biały bez oporów wróci z nim do domu.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Sro 05 Maj 2021, 02:32

    ANOTHER WORLD. - Page 2 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Rzadko zdarzało mu się spić tak, że przed oczami stawała mu niemal całkowita mgła. Szkoda, bo bardzo lubił ten błogi stan. Przypominał mu bycie pod powierzchnią wody, w której wszystko poza  przestrzenią wokół nie miało znaczenia. Było jedynie ciało i oddech, który był wtedy jak najcenniejszy dar. Wtedy człowiek naprawdę czuł, że oddychał. Gdy już nie mógł.
    Ten stan wydawał mu się być podobnym do śmierci, do tych momentów, w których już nic nie da się zrobić, a koniec jest blisko, na wyciągnięcie ręki. Błogi koniec, w którym nic poza ciałem i jednym ostatnim tchnieniem się nie liczy.

    Gdzieś w tym wszystkim Biały poczuł ciepłą rękę na swoim kroczu, ale nieszczególnie go już obchodziło to, że na zbyt wiele pozwolił sobie chłopak, który się do niego dosiadł chwilę wcześniej i nie był Lvem.
    Jednak, równie szybko jak się ten pojawił, tak szybko znikł, gdy tylko przekonał się, że jego starania w żaden sposób nie działają na Białego, który nie czuł nawet odrobiny podniecenia, gdy dłoń na coraz więcej sobie pozwalała.
    „Stary pijak. Do niczego się nie nadaje.” – usłyszał głos chłopaka, ale nie do końca zrozumiał zawartość jego słów, bo jedynie uśmiechnął się krzywo i skinął mu kieliszkiem wódki. Tak, był kompletnie napierdolony. Nie wiedział czy zdoła się dotoczyć do domu, czy coś go po drodze zje, ale też nieszczególnie go to obchodziło. Nie wiedział, dlaczego chciał w ogóle w pierwszej kolejności chronić to miejsce i ratować siebie. Wszyscy byli zepsuci, zgnili, a on nawet aż tak bardzo nie miał ochoty żyć. Nazywał to „życiem”, ale właściwie wcale tak tego nie widział. Marna egzystencja to nie jest życie. Po Innym Świecie chodziły tylko cienie dawnych istnień, ludzkie skorupy, które przypominały ich z wcześniej.
    Nie było znaczenia czy Bestie ich dopadną. Oni już dawno zdechli i ku temu pił Biały. Wiwat śmierci. Toast na cześć zagłady tego miejsca. Niech spłonie, a ziemię posypią solą.
    Miał się nad sobą nie użalać, a wyszło jak wyszło i nawet to trochę rozbawiło Białego, gdy tak zachichotał niewesoło wprost do opróżnionego kieliszka.

    Przyzwyczaił się już do swojego zbolałego stanu, więc gdy pojawił się ktoś, kto próbował go odciągnąć od tego, wyrwać ze słodkich objęć bezmyślności alkoholowej – zareagował… cóż, ledwo przełknął wymiociny.

      — Lev..? — wybełkotał, chwiejąc się nieco na swoim barowym stołku. — Gorąco mi… — dodał równie niezrozumiale i bardzo niezgrabnie poprawił swoją uprząż pełną broni, którą pewnie by teraz prędzej zrobił sobie krzywdę niż się nią obronił, gdyby zaszła taka potrzeba.
    Ale, jak zwykle w takich chwilach, szybko nadeszła przymusowa pobudka, gdy zmysły Białego uruchomiły się szybciej niż jego ciało i w porę uniknąć lecącego w jego kierunku czegoś ciężkiego. Zapewne butelki czy wazonu.

      — Kurwa, jednak przeżył. Skubaniec ma twardą tę… — popukał się w czaszkę, uśmiechając się krzywo do Lva, kiedy zapomniał słowa. — …głowę.
    Nie miał czasu strzelić kolejnym żarcikiem, bo w ich kierunku pognało kilku wkurzonych oprychów, kierowanych rozkazami tego czarującego, nieco zakrwawionego jegomościa z toalety.
    To był ich sygnał do jak najszybszego powrotu do domu, a po drodze nawet udało im się porwać płaszcze.
    Kiedy zaś tylko w twarz Białego uderzył mróz środka nocy – nieco oczyściło to jego umysł i poprawiło koordynację, gdy puścił się biegiem przed siebie, z Lvem u boku.

    W domu znaleźli się szybko, bo całą trasę pokonali biegiem, co przyprawiło ich obydwu o zadyszkę, a Rodiona do reszty przywróciło do zmysłów, co mu się nieszczególnie podobało, bo pierwszą rzeczą, którą zrobił po zdjęciu z siebie niepotrzebnych klamotów było sięgnięcie po flaszkę.
    Następnie, wymęczony, opuścił dupsko na podłogę przy łóżku i oparł się plecami o jego brzeg.
    Poklepał miejsce obok siebie, zachęcając chłopaka do przyłączenia się do niego.

      — Niech zgadnę — zaczął, gdy jego oddech się uspokoił. — Masz nadzieję, że znajomość z tym pomyleńcem, z którym spędziłeś dzisiaj wieczór będzie dla nas wartościowa, a ja nie mam prawa głosu w tej sprawie? — spytał. W jego głosie już nie było wściekłości, chociaż ta czaiła się nadal w jego wnętrzu, gotowa przejąć kontrolę nad Rodionem, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Ivan Sro 05 Maj 2021, 03:05

    Lev skrzywił się, gdy dojrzał, do jak podłego stanu doprowadził się dziś Biały. Jego grymas się pogłębił, kiedy mężczyzna zaczął bełkotać, więc czym prędzej złapał go za ramię.
    – Wstawaj – ponaglił twardo, starając się mu pomóc, zanim narobi scen i obrzyga wszystko wokół (choć może nikt by nie zauważył, blat i tak przypominał już zlepek ludzkich wydzielin różnego rodzaju). Biały ledwo oderwał tyłek od stołka, a opadł na niego z powrotem i chyba tylko dzięki temu nie oberwał czymkolwiek, co właśnie przeleciało obok ich głów. Lev natychmiast spojrzał w popłochu w tamtą stronę, dostrzegając zakrwawioną mordę typa, który jeszcze chwilę temu był nieprzytomny, dzięki czemu jego pachołki mogły jedynie zastanawiać się, kto to tak doprawił ich bosa. Niestety, musiał się kurwa ocknąć pięć minut za szybko i teraz groziło im znacznie więcej niż skąpanie się w rzygach.
    – Kurwa, Biały – syknął Lev, widząc jego zadowolony uśmiech i nieskładność słów i tym razem mocno pociągnął go do siebie, a mężczyzna na szczęście w końcu zaczął współpracować. Lev teoretycznie mógłby po prostu odsunąć się od Białego i udawać, że nie ma z nim nic wspólnego, ale jego ciało działało samo, bez udziału mózgu, decydując za właściciela samoistnie, że powinien spierdalać razem z Rodią. W biegu zarzucał kurtkę, mając nadzieję, że jutro odzyska szal i rękawiczki, a tymczasem skupił się na nadążaniu za Białym, bo ludzie wkurwionego ważniaka nie odpuszczali sobie tak łatwo swojej pogoni.
    Biały jednak zapomniał, że Lev miał znacznie drobniejsze ciało i najwidoczniej mniejszą pojemność płuc, bo podczas gdy ten popierdalał po zaspach jak jakiś śnieżny zając, Lev już cały drżał na ciele i sapał jak wiekowa lokomotywa. Może i kondycja poprawiła mu się od pracy z klientami, ale z pewnością wciąż dużo brakowało mu do tej kupy mięcha, jaką był Biały.
    Kiedy w końcu znaleźli się w mieszkaniu, Lev natychmiast oparł dłonie o drżące nogi i schylił się, łapczywie, z głośnym świstem łapiąc powietrze, mając wrażenie, że zaraz się udusi. Wciąż najwidoczniej miał jednak siły, by wyklinać Białego, bo kiedy mózg w końcu odnotował, że nie musi dłużej majstrować z błędnikiem, Lev zdał sobie sprawę, że to robi.
    Z ogromną ulgą opadł na miejsce obok mężczyzny, bezsilnie zsuwając z siebie kurtkę i oparł głowę o łóżko, wciąż łakomie łapiąc powietrze. Wyglądało na to, że Rodię ten bieg nieźle otrzeźwił, ale Lev wcale nie czuł się dużo lepiej, na dodatek od długiego, szybkiego ruchu, kręciło mu się w głowie. W końcu parsknął z rozbawieniem, choć nie wiedział nawet, z czego się śmieje. Z perspektywy bezpiecznego mieszkania jednak, ich ucieczka nagle wydała mu się taka kuriozalna.
    Poczuwszy się trochę lepiej, wyciągnął dłoń po flaszkę, z której sączył Biały i również się poczęstował. Uśmiechnął się gładko na jego słowa.
    – Sam mówiłeś, że potrzebujemy broni – przypomniał, oddając butelkę do rąk Rodii. – A on ma broń. – Wzruszył ramionami, choć nie mógł powiedzieć, by perspektywa zbliżenia się z Volkiem przypadła mu do gustu. Zanim go poznał czuł ekscytację związaną z czymś nowym, ale po tym wieczorze wiedział już, że Volk to naprawdę człowiek zdolny do wszystkiego. Jakaś część Lva, którą usilnie starał się pochować, bała się tego wilczego uśmiechu i nieprzeniknionego spojrzenia. Ale nie zamierzał sobie odpuścić. Volk był im potrzebny i zamierzał wykorzystać go bardziej, niż on wykorzysta Lva.
    – Czyżbyś był zazdrosny, Rodia? – Uśmiechnął się wrednie, przechylając głowę w stronę Białego, bo był najebany i miał w dupie, że nie powinien poruszać z tym facetem takich tematów. Nie po tym, jak jeszcze kilkanaście godzin temu obiecał sobie, że przestanie go prowokować. Ale teraz miał większą niż kiedykolwiek ochotę to robić, nie tylko po to, by zobaczyć jego reakcje. W ogóle nie po to. Dla siebie, bo potrzebował czegoś miłego po tym, jak spędził tyle godzin w szponach Volka, przyjmując z uśmiechem jego „suczki, kurwy, skarby” i niepokojącą posesywność, do której będzie musiał nawyknąć. Miał egoistyczną ochotę przykryć te wspomnienia takim dotykiem, jaki zaserwował mu tego ranka Biały. No i upewnić się, czy aby na pewno jest lepszy od kurwy, która próbowała tego wieczoru postawić go na baczność. Był najebany i nie bardzo obchodził go teraz zdrowy rozsądek czy konsekwencje. Dlatego właśnie oderwał głowę od łóżka i dość gwałtownie przełożył nogi, co wystarczyło, by znaleźć się pomiędzy łydkami Rodii, a dłonie ułożyć na podłodze po jego bokach. Uśmiechnął się filuternie. – Chciałbyś być na jego miejscu? – drążył mrukliwym tonem, gdy nachylił się, by złożyć na szyi Białego pocałunek podobny do tego, którym sam został obdarowany rano. On jednak podkreślił go lekkim ugryzieniem, a zamiast się odsunąć, językiem przejechał niżej, do obojczyka mężczyzny.
    voldemort
    voldemort
    Lost Soul

    Punkty : 220
    Liczba postów : 44
    Skąd : Alaska
    Wiek : 1024

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by voldemort Sro 05 Maj 2021, 03:38

    ANOTHER WORLD. - Page 2 8cc81207b556f15aed6999036a0d62f5

    Ten bieg mógł mu przywrócić nieco koordynacji, ale jego mózg nadal był w dosyć nietrzeźwym, pomieszanym stanie. Miał milion myśli na raz, ale żadnej nie udawało mu się uchwycić, a zaś elektryzująca obecność Lva wcale nie pomagała w poukładaniu tego, co miał w głowie.
    Zapewne, gdyby był trzeźwy, przyznałby chłopakowi rację w kwestii Volka, martwiąc się po cichu i pilnując bezpieczeństwa Lva z cienia, ale obecnie miał w sobie zbyt wiele złości, która zaostrzała jego chęć… do sięgnięcia po coś, czego nigdy nie będzie miał na własność.

      — Zazdrosny? — zaśmiał się niewesoło Biały, wlewając do gardła większego łyka. Oczywiście, że był zazdrosny. Coś w nim protestowało nawet, gdy ktoś spojrzał na Lva nie w ten sposób, w który Biały chciał. Z początku był pewien, że po prostu czuje się odpowiedzialny za chłopca i chciałby zapewnić mu bezpieczeństwo, ale dosyć gwałtownie, chociażby dzisiaj, przekonywał się, że nie do końca w tym rzecz.
    Problem tkwił w tym, że nie była to rzecz, którą wiedział na pewno na swój temat, a zaś to, co wiedział i o której był przekonany to to, że ich relacja nie miała prawa wyjść im na dobre, jeżeli posuną się do tego, czego zwiastunem był dzisiejszy poranek.
    No, cóż, gdyby tylko wszystkie te refleksje poczyniła trzeźwa wersja Białego, a nie ta, która obecnie niemal śliniła się na myśl o tym, że mógłby otrzymać od Lva podobne spojrzenie do tego, którym obdarzył Volka.
    Więc, gdy został zapytany czy chciałby znaleźć się na jego miejscu — przełknął jedynie ślinę i zamilkł.
    Jego nieco mętny wzrok śledził każdy kolejny ruch Lva, pijanego Lva, a wszystko w nim przyciągało go do chłopca. Odchylił więc posłusznie głowę, gdy usta jego towarzysza owiały ją ciepłym, alkoholicznym oddechem. Jego całe ciało pokryło się gęsią skórką, gdy poczuł jak po jego ciele przebiega podobny do rozładowania elektrycznego dreszcz za sprawą warg, które spoczęły na jego szyi.
    Jego zasnute mgłą oczy przymrużyły się z przyjemności, gdy okazało się, że Lev nie ma zamiaru na tym poprzestać. Jego ręce zaś machinalnie, ale też nie bez zawahania uniosły się, by dotknąć ud i boku chłopaka.
    Biały mógł się ze swoją kondycją, siłą, chłodem i wyrachowaniem mógł się czasami wydawać średnio ludzki, ale gdy w grę wchodziła bliskość tego młodego, sprytnego dzieciaka – stawał się tylko pełnym tęsknoty mężczyzną, który łaknął czyjegoś dotyku. W uszach zaczynało mu wówczas dudnić od podwyższonego ciśnienia, a serce wydawało mu się wyrywać z piersi, gdy z kolei podbrzusze zaciskało się w przyjemny sposób.

      — Lev… — szepnął cicho, gdy poczuł to, czego od dawna już właściwie nie miał szansy zaznać, ile by nie próbował. A kiedy w końcu przestał próbować – pojawił się Lev. Nie było to lekkie podniecenie, które mu teraz delikatnie doskwierało. To, co teraz go uwierało było dosyć poważniejszym problemem. Był gotów to przypisać swojej wyobraźni, którą uruchomił dzisiejszy poranek i pożądanemu dotykowi, ale właściwie myślał o tym już wcześniej, a wówczas się to skumulowało w jego ciele i teraz miało zamiar zrobić wszystko, by się wydostać. Nawet jeżeli będzie to coś, czego będzie później żałował Biały.
    Fakt, że Lev torował sobie drogę przez zapiętą koszulę również nie sprzyjał samokontroli, więc Biały postanowił przyjąć przegraną i poddać się całkowicie temu, co miał zamiar zrobić chłopak.

    Sponsored content

    ANOTHER WORLD. - Page 2 Empty Re: ANOTHER WORLD.

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Pon 20 Maj 2024, 14:33