Teraz już nie miał wątpliwości, że chłopak pociągnie za spust. Był pewien, że zginie w tej cholernej jaskini pośrodku lasu, co zresztą i tak nie miało większego znaczenia. Skoro nie wykonał misji, pozwalając dzieciakowi zwiać i tak był już martwy. Ze złamanego nosa płynęła obficie gęsta krew, czuł jej cierpki smak w ustach, ale nie odwrócił spojrzenia od Vespio, którego oczy iskrzyły się od gniewu. Savos nie raz widział dokładnie ten sam wyraz na twarzy swojego brata.
Splunął krwią, gdy drobne ciało zwaliło się na ziemię pod wpływem niespodziewanego ciosu. Zmierzył swoją wybawicielkę zaciekawionym spojrzeniem, które tylko przybrało na sile, gdy zza rogu wysunęła się druga kobieta.
— Nie byłem przygotowany na tylu gości dzisiaj — mruknął, podnosząc się z ziemi i niedbale ocierając krew z twarzy. Pod czujnym spojrzeniem obu bohaterek podszedł do dzieciaka i odwdzięczył mu się, kopiąc go wprost w te śliczną buźkę.
Nie próbował się zemścić za złamany nos. Obrywał po ryju nie raz. To słowa Vespio okazały się dużo celniejsze niż zadane ciosy. Popierdolona rodzinka, jeden wart drugiego.
— Gdybym był taki jak on. Dawno byś już nie żył — warknął do nieprzytomnego młodzieńca.
— EJ! CO TY ODPIERDALASZ! — Krzyknęła pierwsza z nich, natychmiast celując blasterem w swojego pobratymca.
— To są nasze pieniądze — dodała druga, również biorąc go na muszkę. Savos nauczony dzisiejszym doświadczeniem przezornie wycofał się z dłońmi podniesionymi do góry. Zaciągnął już dziś ogromny dług u losu i wolał nie kusić szczęścia ponownie.
— Słyszałyśmy waszą rozmowę. Gówniarz jest jednym z tych buntowników ukrywających się w lesie. Musi być dla nich sporo wart, jak go będziesz napierdalał po ryju, to nam nic za niego nie zapłacą.
— Już nam wisisz kilka kredytów. Za przysługę i jego facjatę.
Savos kręcąc rogatym łbem, zaśmiał się warkliwie.
— Jeśli jest buntownikiem, ludzie Cesarza zapłacą jeszcze więcej.
Vespio odzyskał na chwilę przytomność, gdy szli przez las. O zielone liście uderzały ciężkie krople deszczu, ktoś niósł go przerzuconego przez bark i przedzierał się przez gęste krzewy. Widział jedynie zarośniętą drogę i ciężkie buciory swojego oprawcy. Dłonie miał skrępowane, a twarz piekła go i lepiła się od zakrzepłej krwi.
Pośród szumu deszczu mógł jednak słyszeć rozmowę porywaczy.
— Oddziały Cesarza wylądowały na Alderaan.
— Podobno podejrzewali tamtejszą ludność o konszachty z rebeliantami i chcieli zrobić z nich przykład. Główny Dowódca kierował całą akcją.
Głos, choć o szorstkim i gardłowym brzmieniu bez wątpienia należały do kobiet.
— Wymordowali całą arystokrację. Wyrżnęli wszystkich bogaczy, a ludzie świętowali na ulicach mokrych od błękitnej krwi. Podobno egzekucje trwały przez cały dzień.
— Egzekucje poprzedzały tortury. Zdarzało się, że Główny Dowódca prowadził przesłuchania osobiście. Musi chodzić o coś więcej.
— A poza tym, należało się bogatym chujkom z Alderaanu.
— Teraz nie ma planety wierniejszej Cesarzowi.
— Ludzie mają mordercę za wybawiciela.
— Rozbijmy tutaj obóz na noc — Vespio natychmiast mógł rozpoznać głos Savosa.
— Jeszcze dzień jest młody. Idźmy dalej. Odrobina kąpieli ci nie zaszkodzi.
Savos zaklną pod nosem. Dalsza część marszu przebiegała w ciszy, a później młodzieniec musiał znów zasnąć.
Obudził się w jaskini, pośrodku której płonęło ognisko. Rozświetlało mrok przestronnego pomieszczenia, pozwalając chłopakowi dostrzec śpiące niedaleko kobiety. Ich mokre ubrania suszyły się w pobliżu paleniska. Były kompletnie nagie i wtulone w siebie. Pomimo wesoło trzaskających płomieni, panował ziąb. Wilgotny strój młodzieńca przylgnął do jego ciała.
Gdy Vespio przekręcił głowę, dostrzegł Savosa. Zabrak siedział na wyciągnięcie ręki i wpatrywał się w niego, czekając, aż chłopak odzyska przytomność. W dużych dłoniach bawił się niewielką błyskotką. Pewnie jedną z licznych skradzionych przez Jaxa ozdóbek. Cenne diamenciki mieniły się w dużej łapie.
— W końcu, śpiąca królewno — mruknął cicho, jakby nie chciał wybudzić ze snu swoich towarzyszek. — Zdradzisz mi, od kiedy zostałeś zwykłym mordercą?
Vespio spróbował zmienić pozycję, ale więzy mu to uniemożliwiły. Ciało przeszył nieprzyjemny, zimny dreszcz. Chłopak wściekle zacisnął zęby, szarpiąc się przez moment, ostatecznie jednak ułożył się na boku, obserwując Zabraka.
— Zwykłym mordercą jest twój spierdolony brat.
— On przynajmniej nie udaje bohatera, księżniczko. Powiedz, dlaczego jesteś dla niego taki ważny? — Zacisnął błyskotkę w dłoni, kierując spojrzenie na ognisko.
— Albo chce się mnie pozbyć, albo zwerbować. Niewielu jest dziś wojowników, którzy posługują się mocą. Jeśli chce objąć tron, potrzebuje ich. — Savos nie odpowiedział, w milczeniu wpatrywał się w płomienie, które odbijały się w złotych oczach. Na twarzy mężczyzny malowała się udręka i wahanie. Był przekonany, że oddając młodzieńca Vethrae spisuje go na długą i bolesną śmierć, na którą Vespio nie zasługiwał. Aktem łaski byłoby zarżnąć go tu na miejscu. — Jak myślisz, jakim byłby władcą?
— A jakim ty byś był? — Zapytał w odpowiedzi i wrócił spojrzeniem do zmarzniętego chłopaka.
— Nie byłbym, Savos — Vespio wypowiedział te słowa z pewnością, która zaskoczyła go samego. — Od twojego brata różni mnie to, że nie marz o tronie, tylko o równości.
Deklaracje, w które chciało się wierzyć. Savos zaśmiał się nieprzyjemnie, wysuwając niewielki nożyk zza pasa spodni. Obrócił go w dłoni, czując doskonale wyważony ciężar ostrza.
— Każdy marzy o tronie, ale może rzeczywiście byłbyś lepszym władcą od niego — wstał ciężko z kamienia i po cichu zbliżył się do śpiących głęboko kobiet. Druga zdążyła się przebudzić, gdy wprawnym gestem poderżnął im gardło na oczach Vespio. — Oddałyby cię najbliższemu patrolowi cesarskiemu.
Splunął krwią, gdy drobne ciało zwaliło się na ziemię pod wpływem niespodziewanego ciosu. Zmierzył swoją wybawicielkę zaciekawionym spojrzeniem, które tylko przybrało na sile, gdy zza rogu wysunęła się druga kobieta.
— Nie byłem przygotowany na tylu gości dzisiaj — mruknął, podnosząc się z ziemi i niedbale ocierając krew z twarzy. Pod czujnym spojrzeniem obu bohaterek podszedł do dzieciaka i odwdzięczył mu się, kopiąc go wprost w te śliczną buźkę.
Nie próbował się zemścić za złamany nos. Obrywał po ryju nie raz. To słowa Vespio okazały się dużo celniejsze niż zadane ciosy. Popierdolona rodzinka, jeden wart drugiego.
— Gdybym był taki jak on. Dawno byś już nie żył — warknął do nieprzytomnego młodzieńca.
— EJ! CO TY ODPIERDALASZ! — Krzyknęła pierwsza z nich, natychmiast celując blasterem w swojego pobratymca.
— To są nasze pieniądze — dodała druga, również biorąc go na muszkę. Savos nauczony dzisiejszym doświadczeniem przezornie wycofał się z dłońmi podniesionymi do góry. Zaciągnął już dziś ogromny dług u losu i wolał nie kusić szczęścia ponownie.
— Słyszałyśmy waszą rozmowę. Gówniarz jest jednym z tych buntowników ukrywających się w lesie. Musi być dla nich sporo wart, jak go będziesz napierdalał po ryju, to nam nic za niego nie zapłacą.
— Już nam wisisz kilka kredytów. Za przysługę i jego facjatę.
Savos kręcąc rogatym łbem, zaśmiał się warkliwie.
— Jeśli jest buntownikiem, ludzie Cesarza zapłacą jeszcze więcej.
Vespio odzyskał na chwilę przytomność, gdy szli przez las. O zielone liście uderzały ciężkie krople deszczu, ktoś niósł go przerzuconego przez bark i przedzierał się przez gęste krzewy. Widział jedynie zarośniętą drogę i ciężkie buciory swojego oprawcy. Dłonie miał skrępowane, a twarz piekła go i lepiła się od zakrzepłej krwi.
Pośród szumu deszczu mógł jednak słyszeć rozmowę porywaczy.
— Oddziały Cesarza wylądowały na Alderaan.
— Podobno podejrzewali tamtejszą ludność o konszachty z rebeliantami i chcieli zrobić z nich przykład. Główny Dowódca kierował całą akcją.
Głos, choć o szorstkim i gardłowym brzmieniu bez wątpienia należały do kobiet.
— Wymordowali całą arystokrację. Wyrżnęli wszystkich bogaczy, a ludzie świętowali na ulicach mokrych od błękitnej krwi. Podobno egzekucje trwały przez cały dzień.
— Egzekucje poprzedzały tortury. Zdarzało się, że Główny Dowódca prowadził przesłuchania osobiście. Musi chodzić o coś więcej.
— A poza tym, należało się bogatym chujkom z Alderaanu.
— Teraz nie ma planety wierniejszej Cesarzowi.
— Ludzie mają mordercę za wybawiciela.
— Rozbijmy tutaj obóz na noc — Vespio natychmiast mógł rozpoznać głos Savosa.
— Jeszcze dzień jest młody. Idźmy dalej. Odrobina kąpieli ci nie zaszkodzi.
Savos zaklną pod nosem. Dalsza część marszu przebiegała w ciszy, a później młodzieniec musiał znów zasnąć.
Obudził się w jaskini, pośrodku której płonęło ognisko. Rozświetlało mrok przestronnego pomieszczenia, pozwalając chłopakowi dostrzec śpiące niedaleko kobiety. Ich mokre ubrania suszyły się w pobliżu paleniska. Były kompletnie nagie i wtulone w siebie. Pomimo wesoło trzaskających płomieni, panował ziąb. Wilgotny strój młodzieńca przylgnął do jego ciała.
Gdy Vespio przekręcił głowę, dostrzegł Savosa. Zabrak siedział na wyciągnięcie ręki i wpatrywał się w niego, czekając, aż chłopak odzyska przytomność. W dużych dłoniach bawił się niewielką błyskotką. Pewnie jedną z licznych skradzionych przez Jaxa ozdóbek. Cenne diamenciki mieniły się w dużej łapie.
— W końcu, śpiąca królewno — mruknął cicho, jakby nie chciał wybudzić ze snu swoich towarzyszek. — Zdradzisz mi, od kiedy zostałeś zwykłym mordercą?
Vespio spróbował zmienić pozycję, ale więzy mu to uniemożliwiły. Ciało przeszył nieprzyjemny, zimny dreszcz. Chłopak wściekle zacisnął zęby, szarpiąc się przez moment, ostatecznie jednak ułożył się na boku, obserwując Zabraka.
— Zwykłym mordercą jest twój spierdolony brat.
— On przynajmniej nie udaje bohatera, księżniczko. Powiedz, dlaczego jesteś dla niego taki ważny? — Zacisnął błyskotkę w dłoni, kierując spojrzenie na ognisko.
— Albo chce się mnie pozbyć, albo zwerbować. Niewielu jest dziś wojowników, którzy posługują się mocą. Jeśli chce objąć tron, potrzebuje ich. — Savos nie odpowiedział, w milczeniu wpatrywał się w płomienie, które odbijały się w złotych oczach. Na twarzy mężczyzny malowała się udręka i wahanie. Był przekonany, że oddając młodzieńca Vethrae spisuje go na długą i bolesną śmierć, na którą Vespio nie zasługiwał. Aktem łaski byłoby zarżnąć go tu na miejscu. — Jak myślisz, jakim byłby władcą?
— A jakim ty byś był? — Zapytał w odpowiedzi i wrócił spojrzeniem do zmarzniętego chłopaka.
— Nie byłbym, Savos — Vespio wypowiedział te słowa z pewnością, która zaskoczyła go samego. — Od twojego brata różni mnie to, że nie marz o tronie, tylko o równości.
Deklaracje, w które chciało się wierzyć. Savos zaśmiał się nieprzyjemnie, wysuwając niewielki nożyk zza pasa spodni. Obrócił go w dłoni, czując doskonale wyważony ciężar ostrza.
— Każdy marzy o tronie, ale może rzeczywiście byłbyś lepszym władcą od niego — wstał ciężko z kamienia i po cichu zbliżył się do śpiących głęboko kobiet. Druga zdążyła się przebudzić, gdy wprawnym gestem poderżnął im gardło na oczach Vespio. — Oddałyby cię najbliższemu patrolowi cesarskiemu.