Siły Przeznaczenia

    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 3 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Nie 23 Lut 2020, 12:56

    Teraz już nie miał wątpliwości, że chłopak pociągnie za spust. Był pewien, że zginie w tej cholernej jaskini pośrodku lasu, co zresztą i tak nie miało większego znaczenia. Skoro nie wykonał misji, pozwalając dzieciakowi zwiać i tak był już martwy. Ze złamanego nosa płynęła obficie gęsta krew, czuł jej cierpki smak w ustach, ale nie odwrócił spojrzenia od Vespio, którego oczy iskrzyły się od gniewu. Savos nie raz widział dokładnie ten sam wyraz na twarzy swojego brata.
    Splunął krwią, gdy drobne ciało zwaliło się na ziemię pod wpływem niespodziewanego ciosu. Zmierzył swoją wybawicielkę zaciekawionym spojrzeniem, które tylko przybrało na sile, gdy zza rogu wysunęła się druga kobieta.
      — Nie byłem przygotowany na tylu gości dzisiaj — mruknął, podnosząc się z ziemi i niedbale ocierając krew z twarzy. Pod czujnym spojrzeniem obu bohaterek podszedł do dzieciaka i odwdzięczył mu się, kopiąc go wprost w te śliczną buźkę.
    Nie próbował się zemścić za złamany nos. Obrywał po ryju nie raz. To słowa Vespio okazały się dużo celniejsze niż zadane ciosy. Popierdolona rodzinka, jeden wart drugiego.
      — Gdybym był taki jak on. Dawno byś już nie żył — warknął do nieprzytomnego młodzieńca.
      — EJ! CO TY ODPIERDALASZ! — Krzyknęła pierwsza z nich, natychmiast celując blasterem w swojego pobratymca.
      — To są nasze pieniądze — dodała druga, również biorąc go na muszkę. Savos nauczony dzisiejszym doświadczeniem przezornie wycofał się z dłońmi podniesionymi do góry. Zaciągnął już dziś ogromny dług u losu i wolał nie kusić szczęścia ponownie.
      — Słyszałyśmy waszą rozmowę. Gówniarz jest jednym z tych buntowników ukrywających się w lesie. Musi być dla nich sporo wart, jak go będziesz napierdalał po ryju, to nam nic za niego nie zapłacą.
      — Już nam wisisz kilka kredytów. Za przysługę i jego facjatę.
    Savos kręcąc rogatym łbem, zaśmiał się warkliwie.
      — Jeśli jest buntownikiem, ludzie Cesarza zapłacą jeszcze więcej.

    Vespio odzyskał na chwilę przytomność, gdy szli przez las. O zielone liście uderzały ciężkie krople deszczu, ktoś niósł go przerzuconego przez bark i przedzierał się przez gęste krzewy. Widział jedynie zarośniętą drogę i ciężkie buciory swojego oprawcy. Dłonie miał skrępowane, a twarz piekła go i lepiła się od zakrzepłej krwi.
    Pośród szumu deszczu mógł jednak słyszeć rozmowę porywaczy.
      — Oddziały Cesarza wylądowały na Alderaan.
      — Podobno podejrzewali tamtejszą ludność o konszachty z rebeliantami i chcieli zrobić z nich przykład. Główny Dowódca kierował całą akcją.
    Głos, choć o szorstkim i gardłowym brzmieniu bez wątpienia należały do kobiet.
      — Wymordowali całą arystokrację. Wyrżnęli wszystkich bogaczy, a ludzie świętowali na ulicach mokrych od błękitnej krwi. Podobno egzekucje trwały przez cały dzień.
      — Egzekucje poprzedzały tortury. Zdarzało się, że Główny Dowódca prowadził przesłuchania osobiście. Musi chodzić o coś więcej.
      — A poza tym, należało się bogatym chujkom z Alderaanu.
      — Teraz nie ma planety wierniejszej Cesarzowi.
      — Ludzie mają mordercę za wybawiciela.
      — Rozbijmy tutaj obóz na noc — Vespio natychmiast mógł rozpoznać głos Savosa.
      — Jeszcze dzień jest młody. Idźmy dalej. Odrobina kąpieli ci nie zaszkodzi.
    Savos zaklną pod nosem. Dalsza część marszu przebiegała w ciszy, a później młodzieniec musiał znów zasnąć.

    Obudził się w jaskini, pośrodku której płonęło ognisko. Rozświetlało mrok przestronnego pomieszczenia, pozwalając chłopakowi dostrzec śpiące niedaleko kobiety. Ich mokre ubrania suszyły się w pobliżu paleniska. Były kompletnie nagie i wtulone w siebie. Pomimo wesoło trzaskających płomieni, panował ziąb. Wilgotny strój młodzieńca przylgnął do jego ciała.
    Gdy Vespio przekręcił głowę, dostrzegł Savosa. Zabrak siedział na wyciągnięcie ręki i wpatrywał się w niego, czekając, aż chłopak odzyska przytomność. W dużych dłoniach bawił się niewielką błyskotką. Pewnie jedną z licznych skradzionych przez Jaxa ozdóbek. Cenne diamenciki mieniły się w dużej łapie.
      — W końcu, śpiąca królewno — mruknął cicho, jakby nie chciał wybudzić ze snu swoich towarzyszek. — Zdradzisz mi, od kiedy zostałeś zwykłym mordercą?
    Vespio spróbował zmienić pozycję, ale więzy mu to uniemożliwiły. Ciało przeszył nieprzyjemny, zimny dreszcz. Chłopak wściekle zacisnął zęby, szarpiąc się przez moment, ostatecznie jednak ułożył się na boku, obserwując Zabraka.
      — Zwykłym mordercą jest twój spierdolony brat.
      — On przynajmniej nie udaje bohatera, księżniczko. Powiedz, dlaczego jesteś dla niego taki ważny? — Zacisnął błyskotkę w dłoni, kierując spojrzenie na ognisko.
      — Albo chce się mnie pozbyć, albo zwerbować. Niewielu jest dziś wojowników, którzy posługują się mocą. Jeśli chce objąć tron, potrzebuje ich. — Savos nie odpowiedział, w milczeniu wpatrywał się w płomienie, które odbijały się w złotych oczach. Na twarzy mężczyzny malowała się udręka i wahanie. Był przekonany, że oddając młodzieńca Vethrae spisuje go na długą i bolesną śmierć, na którą Vespio nie zasługiwał. Aktem łaski byłoby zarżnąć go tu na miejscu. — Jak myślisz, jakim byłby władcą?
      — A jakim ty byś był? — Zapytał w odpowiedzi i wrócił spojrzeniem do zmarzniętego chłopaka.
      — Nie byłbym, Savos — Vespio wypowiedział te słowa z pewnością, która zaskoczyła go samego. — Od twojego brata różni mnie to, że nie marz o tronie, tylko o równości.
    Deklaracje, w które chciało się wierzyć. Savos zaśmiał się nieprzyjemnie, wysuwając niewielki nożyk zza pasa spodni. Obrócił go w dłoni, czując doskonale wyważony ciężar ostrza.
      — Każdy marzy o tronie, ale może rzeczywiście byłbyś lepszym władcą od niego — wstał ciężko z kamienia i po cichu zbliżył się do śpiących głęboko kobiet. Druga zdążyła się przebudzić, gdy wprawnym gestem poderżnął im gardło na oczach Vespio. — Oddałyby cię najbliższemu patrolowi cesarskiemu.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 3 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Nie 23 Lut 2020, 20:13

    Egzotyczne ptaki wyśpiewywały swoje piosenki, nieprzejęte rzęsistym deszczem. Vespio przystanął pośrodku zarośniętego cmentarza i odwrócił się przez ramię do Zabraka, który pozostał w cieniu. Mężczyzna dobrowolnie odprowadził go do obozu Rebeliantów, a teraz znów pełen był wahania. Toczył ze sobą wewnętrzną batalię; decyzje, które podjął, mogły go doprowadzić tylko do bolesnej śmierci z rąk brata. Został zupełnie sam i wyraźnie się pogubił, nie widząc dla siebie miejsca w tym wielkim, pustym wszechświecie.
      — Dziękuję, Savos ― rzekł szczerze młodzieniec. ― Może rzeczywiście nie jesteście podobni.
    Mimo uszczypliwego tonu wypowiedział te słowa z głębokim przekonaniem i uśmiechnął się krzywo, zgarniając z twarzy przemoczone pasmo włosów. Zabrak skinął rogatym łbem, a jednak się nie odezwał.
      — Wiem, jak to wyglądało, ale nie nacisnąłbym spustu. ― Chłopak odwrócił się powoli w jego stronę całym ciałem. ― Byłem tylko wściekły ― szepnął i wyciągnął do mężczyzny rękę. — Chodź ze mną, Savos. W tych mrocznych czasach każdy sprzymierzeniec jest na wagę złota.
      — Twoi sprzymierzeńcy będą raczej innego zdania ― odpowiedział Savos, nie ruszając się z miejsca, ale Vespio nie opuścił wyciągniętej dłoni.
      — Niemal każdy z nich służył kiedyś Cesarstwu ― wyjawił. ― Rebelia to ich druga szansa. Może czas, byś sięgnął po swoją.
    Zabrak łypnął na niego groźnie; w kolejnej sekundzie jego silne palce zacisnęły się na ręce młodzieńca i pociągnęły go gwałtownie w stronę masywnego ciała. Vespio oparł dłoń o twardy tors i zadarł dumnie podbródek. Nie próbował się bronić. Savos miał już dość okazji, by go skrzywdzić.
      — Nigdy nie służyłem Cesarstwu ― wychrypiał mężczyzna, a jego wzrok zsunął się po mokrej twarzy młodzieńca na pełne, lśniące od kropel deszczu wargi.
      — Tutaj, Savos ― mruknął chłopak, nie spuszczając pojaśniałego od nadziei spojrzenia z jego złotych ślepi ― nie trzeba służyć nikomu.
    Mówiąc to, przesunął palcami po jego piersi, by wreszcie zarzucić mu ramię na szyję. Wspiął się na palce i pociągnął do siebie rogaty łeb. Złożył długi, niosący w sobie wiele niewypowiedzianych słów pocałunek w kąciku warg Zabraka – zanim jednak ta pieszczota miała szansę się rozwinąć, przerwał ją i cofnął o kilka kroków, pozostawiając po sobie tylko niedosyt.
      — Może kiedyś dowiem się, jak to jest z Zabrakiem ― mruknął ― ale na razie obaj jesteśmy w żałobie.
    Odwrócił się i odszedł w stronę starej bramy cmentarza, za którą znajdowała się ścieżka prowadząca do obozu. Uśmiechnął się ponuro, gdy usłyszał za sobą ciężkie kroki.

    Ciemność wokół była tak ciepła i gęsta, że przypominała parę. Vespio siedział w niedbałej pozie na cmentarnym murze i podrzucał w dłoni poszarzały kryształ. Czekał – i doczekał się wreszcie, a kiedy dojrzał w znajomą postać, nie potrafił powstrzymać krzywego uśmiechu. Nieśpiesznie zmierzył ciemną sylwetkę z góry na dół, a czarne kłęby, które spowijały wszystko wokół, otuliły i jego, wciągając zachłannie w parne miejsce oddalone o lata świetlne od wilgotnej dżungli.
      — Hej, ty — wychrypiał cicho, a wówczas cienista postać nieśpiesznie zwróciła ku niemu rogaty łeb. Z mroku łypnęły na niego szkarłatne ślepia, a chwilę później Sith wykonał leniwy krok w jego stronę; wówczas to, oprócz oczu, Vespio dostrzegł także resztę: spocone, muskularne ciało, którego nie skrywał nawet pojedynczy pas materiału. Mimowolnie zawiesił spojrzenie na jego dolnej partii i pewnie gdyby wokół nie było tak ciemno, zmartwiłby się zdradzieckim rumieńcem. Zapomniał jednak na długą chwilę, o czym chciał mówić, i dopiero spojrzenie na ściskany nieco zbyt mocno  w dłoni przedmiot pomogło mu wrócić na właściwy tor.
      — Pomóż mi z tym ― rzucił z wzrokiem utkwionym w krysztale.
      — Twoi mistrzowie nie potrafią? ― w ochrypłym głosie pobrzmiewała pobłażliwa nuta, którą Vespio już dobrze znał; skutecznie jak nic innego wywoływała w nim irytację.
      — Odwal się od nich i powiedz mi, co mam z tym zrobić!
      — Dołącz do mnie, a dam ci to i dużo, dużo więcej.
    Vespio zgrzytnął zębami i podniósł się gwałtownie. Zadarłszy głowę, zacisnął dłonie w pięści, niemal kalecząc się przy tym o ostre krawędzie kryształu, i wbił agresywnie spojrzenie wprost w znienawidzone czerwone oczy, dbając o to, by nie zsunęło się niżej.
      — Nie masz nic, czego mógłbym chcieć, Sithu ― wycedził.
      — Znam twoje sny.
    Źrenice młodzieńca rozszerzyły się gwałtownie, a serce szarpnęło się wściekle w piersi.
      — To tylko sny ― zarzekł się. ― Nie mają żadnego znaczenia.
    Sith zbliżył się nieśpiesznie, by w końcu stanąć tuż przed nim – tak blisko, że niemalże czuli ruch dzielonego powietrza – a Vespio nie zrobił nic, by ten dystans stosownie zwiększyć.
      — Sam w to nie wierzysz ― wychrypiał Zabrak; młodzieniec zamrugał i przeniósł wzrok na zabliźnioną już ranę na jego pokrytym skomplikowanymi wzorami policzku.
      — Demokracja ― szepnął ― to jedyne, czego pragnę.
      — Kolejne kłamstwo ― mruknął Sith, pochylając się nieznacznie; ich wargi dzieliły raptem cale. ― Nawet teraz tak naprawdę pragniesz czegoś zupełnie innego. Nie wstydź się, chłopcze.
      — Daj mi to, czego chcę ― wydusił uparcie Vespio, unosząc pięść z kryształem. ― Naucz mnie.
      — Nie za darmo.
    Gorąca dłoń Zabraka zacisnęła się na jego pięści, ale młodzieniec nawet nie drgnął.
      — Chcesz pokonać Cesarza i ja chcę tego samego ― powiedział. ― Dopóki nasze cele są zbieżne, widzę pole do współpracy.
    Uścisk na pięści młodzieńca wzmocnił się do granic bólu.
      — Przyleć na Iridonię. Sam. Wtedy cię nauczę.
    Vespio uśmiechnął się z powątpiewaniem.
      — O kogo pytać, gdy już tam będę?
      — Znajdę cię.
    Dotyk Zabraka ustał, a chwilę później jego potężna sylwetka i dusząca para, która spowijała otoczenie, rozmyły się. Młodzieniec został sam na polanie, z chłodnym kamieniem w zdrętwiałej dłoni.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 3 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Nie 23 Lut 2020, 22:20

    Okazało się, że pomimo początkowej nieufności, Savos szybko stał się istotnym członkiem ruchu oporu.
    Mężczyzna nie tylko okazał się niezwykle przydatny, jeśli chodziło o umiejętność radzenia sobie w dzikim terenie czy zadania wymagające wysiłku fizycznego, posiadał również wiedzę techniczną, a poza tym był doskonałym kompanem, a nawet nauczył rebeliantów pędzić alkohol z miejscowej rośliny. Już po tygodniu przewodził wieczornym zabawom i rozkochał w sobie co najmniej połowę żeńskiej załogi.
    Tego wieczora wrócił do obozu niosąc ze sobą ogromny łup. Vograrice był wielkimi, śmiertelnie niebezpiecznymi zwierzętami o grubej, szarawej skórze i wyjątkowo miękkim mięsie. Jego upolowanie graniczyło z cudem i wymagało ogromnych zdolności.
    Savos rzucił martwe bydle niedaleko ogniska, wywołując niemałe zbiegowisko wokół truchła.
      — Dziś wieczorem w końcu wszyscy położymy się z pełnym brzuchem — zakrzyknął młody oficer, klepiąc Savosa w bark. Ktoś inny wsunął mu w dłoń kubeczek z alkoholem.
      — Trzeba rozpalić większe ognisko — zarechotał kolejny.
      — Dziękujemy — jakaś młoda dziewczyna wykorzystała okazję, stając na palcach i składając na policzku Zabraka soczystego buziaka, a następnie porządnie się zarumieniła.
    Kilka godzin później w całym obozie roznosiły się smakowite zapachy i nawet największym malkontentom udzielił się wesoły nastrój. Nic tak nie poprawiało morale, jak pełne brzuchy. Savos jednak nie był w centrum zabawy. Siedział przy mniejszym ognisku, na uboczu, bardzo blisko płomieni, stęskniony za ich ciepłem. W dłoniach trzymał tę samą drobną bransoletkę, nieświadomie przesuwając między szorstkimi palcami cenne kryształki.
    Zabrak nie wykorzystywał swojego powodzenia u kobiet. Wciąż żartował, prawił niewybredne komplementy, ale nigdy nie posuwał się dalej. Nie wracał też do nierozsądnego, deszczowego pocałunku. Uważny obserwator dostrzegłby, że w chwilach takich jak ta, Savos naprawdę tęskni za swoim szalonym kochankiem, który bez wątpienia najpierw wszystkich by tu zwyzywał, potem pił do upadłego, a w promieniach wschodzącego słońca tańczyłby i śpiewał.
    Stary posiwiały mężczyzna dosiadł się do Savosa, podając mu kolejny kubek z alkoholem. Zabrak przyjął jego milczące towarzystwo z ulgą.
    Virgila niespodziewanie pojawiła się za plecami mężćzyzna i praktycznie siłą zaciągnęła go na parkiet.
    Vetra obserwowała zabawę z okna swojego pokoju. Chwilę temu wezwała do siebie syna, który stał teraz u jej boku. Nadzieja na powodzenie misji nie wydawała się tak realna od bardzo dawana.
      — Chciałam cię przeprosić, synu.
    Vespio uniósł lekko brew, przenosząc zaciekawione spojrzenie na matkę.
      — Miałeś rację co do tego Zabraka. Nie pozwoliłeś, żeby zaślepiła się nienawiść. Postąpiłeś jak rycerz Jedi i teraz zbieramy tego plon — na jej dojrzałej twarzy pojawił się ciepły uśmiech, a na dnie jasnego spojrzenia czaił się błysk dumy. Położyła dłoń na jego głowie, przeczesując rude kosmyki gestem, który wywoływał tak wiele przyjemnych, choć odległych wspomnień. — Muszę wyjechać. Na kilka dni. Zaopiekuj się nimi, synu. Na pewno dasz radę.
    Na czole młodzieńca złożyła wilgotny, czuły pocałunek, przypominający błogosławieństwo.

    W środku nocy Vespio poczuł, jak ktoś położył mu dłoń w zimnej rękawicy na ustach i nosie, odcinając dopływ tlenu. Krzyk uwiązł mu w gardle, gdy zobaczył, że pochyla się nad nim rogaty łeb Sitha. Wydawało się, że czerwone oczy upiornie żarzą się w mroku. Wytatuowane wargi wyciągnęły się w groźnym uśmiechu.
      — Nie przyszedłeś do mnie, więc ja przyjdę oo ciebie — wyszeptał gardłowo Zabrak wprost do ucha młodzieńca. Ten czuł jego gorący, przyspieszony oddech na szyi, który niemalże parzył skórę. Nie mógł wypowiedzieć słowa, ani nawet złapać głębszego wdechu.
    Gdy wizja się rozmyła, przerażony młodzieniec poderwał się z łóżka, w tym samym momencie drzwi od jego pokoju się otworzyły. Stanął w nich jeden ze zwiadowców. W blasku księżyca jego skóra lśniła od potu, a oddech był chrapliwy ze zmęczenia. Chłopak oparł dłonie nad kolanami, łapiąc dwa łapczywe hausty powietrza.
      — Oddział Cesarstwa. Idą prosto do obozu. Za chwilę tu będą. Nie wiem, jak udało im się podejść niepostrzeżenie tak blisko — wyrzucił z siebie w końcu drżącym z przerażenia głosem. — Ktoś musiał im podać naszą dokładną lokalizację. — Dłonie sierżanta drżały. — Nie zdążymy z ewakuacją.
    Dodał już dużo ciszej. Tym razem to, co brzmiało w jego głosie, to rezygnacja.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 3 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Pon 24 Lut 2020, 00:24

    Vespio zgarnął włosy ze spoconego czoła i związał je niedbale rzemieniem. Wyciągnął ramię i położył dłoń na ramieniu zwiadowcy. Mimo skoku adrenaliny postarał się, aby na jego twarzy nie odmalowało się przerażenie.
      — Przyszli po mnie — rzekł tak łagodnie, że nawet jego samego to zaskoczyło. Uśmiechnął się ponuro i ścisnął bark mężczyzny. — Tylko po mnie. Od której strony idą?
      — Zewsząd, Vespio, są, kurwa, wszędzie…
      — Nie wolno ci panikować ― rzucił ostro, po czym zerwał z krzesła spodnie i zaczął je pośpiesznie naciągać. — Obudź ludzi i ładuj ich na statki. Nie walczyć. Uciekać! Zatrzymam ich.
      — Nie zdążymy, nie ma szans, Vespio…
      — To był rozkaz!
    Rudzielec narzucił podniszczony płaszcz na nagi tors, pośpiesznie nasunął buty, zgarnął najważniejsze przedmioty, po czym – trwało to wszystko kilkanaście sekund – wypadł na korytarz, by rzucić się sprintem w stronę pokoju Valii. Wpadł do pomieszczenia jak tornado.
      — Cesarcy! Na statek!
      — Co…?
    Młodzieniec wyciągnął ją siłą z posłania, po czym wypchnął na zapełniający się ludźmi korytarz, by pociągnąć w stronę hangaru.
      — A ty?! ― zawołała, kiedy na rozdrożu skręcił nagle w stronę wyjścia.
      — Poradzę sobie, mała. ― Popatrzył na nią przez ramię, a potem westchnął, zawrócił i wziął ją w ramiona; ścisnął siostrę z całej siły i przez kilka sekund trwali tak, popychani przez uciekający tłum. ― Kocham cię, dziewczynko. Jesteś taka silna. Dasz radę. Leć do Virgila.
      — Nie dam rady bez ciebie…
    Z zewnątrz dobiegły ich dźwięki strzelaniny. Vespio odsunął się gwałtownie.
      — Pogrzało cię? Jesteś Vesuvio.
    W pieszczotliwym geście przyłożył dwa palce do jej ust, a potem rzucił się biegiem w stronę drzwi, mijając się po drodze z przerażonymi rebeliantami zmierzającymi w przeciwnym kierunku.
      — Nie idź tam! ― krzyknął któryś, ale Vespio go zignorował. Wypadł na zewnątrz i stanął przed drzwiami. Na ziemi między kompleksem a linią drzew leżało kilka powalonych ciał; w ciemności wyglądały jak sterty łachmanów. Spojrzenie młodzieńca zatrzymało się na odzianych w białe pancerze szturmowcach wysypujących się z gąszczu. Było ich wielu. Stanowczo zbyt wielu. Parli do przodu i strzelali do nieszczęśników, którzy dopiero biegli z lasu w stronę kompleksu. Co sekundę kolejne ciała rebeliantów zwalały się na ziemię i Vespio z przerażeniem wykonał gwałtowny unik, wpadając znów do środka, by schronić się przed pociskami. Przewrócił się, pchnięty z impetem przez innego uciekającego żołnierza, i pokaleczył sobie dłonie o strzaskaną szybę. Zacisnął zęby.
    To nie był nawet atak. To była rzeź. I nigdzie nie było Savosa.
    Korytarz rozbłysł czerwienią – pociski wpadły do środka, rozbijając kolejne okna, ale w chwili, kiedy pierwsi szturmowcy stanęli w drzwiach, potężne pchnięcie odrzuciło ich do tyłu.
    Vespio podniósł się chwiejnie z dłońmi zaciśniętymi w pięści; krew kapała z nich kroplami na posadzkę. Jego włosy uniosły się, jakby szarpnęła nimi wichura, a oczy, choć zaszklone, ziały czystą nienawiścią.
    Mimo szaleńczych treningów o to, co stało się później, sam siebie nie posądzał.

    Wśród dziesiątek zwłok Rebeliantów i żołnierzy Cesarza leżały te jedne – brudne od błota i krwi, przysypane pyłem i rudymi pasmami, które w deszczu przybrały kolor starej rdzy. Vethrae natknął się na nie w samym centrum niedawnej pożogi. Przyklęknął obok i wyciągnął dłoń w rękawicy, by chwycić chłopaka za ramię i przewrócić go na plecy, ledwie jednak dotknął jego ciała, jego własne przeszył paraliżujący ładunek. W kolejnej sekundzie Vespio sam podniósł się gwałtownie do siadu; potargane włosy przysłaniały mu oczy. Był ranny i wyczerpany, ale nie osłabiło to woli walki.
      — Jestem pod wrażeniem… ― wychrypiał Vethrae, wiodąc wzrokiem po pobojowisku.
      — Twój brat… ― szepnął młodzieniec i niedelikatnie otarł wierzchem dłoni brud z policzka. Miał do siebie wiele żalu. Jak dziecko dał się nabrać na prymitywne gierki Savosa, a wraz z nim cała Rebelia.
      — Jesteś zaskoczony? Mówiłem, że przede mną nie uciekniesz. Wystarczyło, byś przyleciał na Iridonię, a ci ludzie by żyli ― odrzekł Sith, jak gdyby liczba ofiar, jaką pochłonęła ich potyczka, w ogóle nie zrobiła na nim wrażenia.
    Bo nie zrobiła, uprzytomnił sobie Vespio, nim mimo wyczerpania chwiejnie się podniósł i narzucił na głowę kaptur. Zatoczył się, ale zdołał utrzymać na nogach, podpierając się o pozbawiony flagi maszt.
      — Wystarczyło, żebyś ich nie zabijał ― powiedział cicho i zaszklonym wzrokiem przesunął po polu bitwy.
      — To ty ich zabiłeś ― stwierdził Sith, Vespio nie odpowiedział, zamknął tylko oczy, czując pod nimi nieprzyjemne pieczenie. Jeszcze nie tak dawno grzał się z tymi ludźmi przy jednym ognisku. ― Chodź ze mną, a to wszystko się skończy.
    Młodzieniec zaśmiał się cicho na tę słodką obietnicę. Aż chciało się wierzyć w te słowa i pójść za tym mężczyzną w stronę zachodzącego słońca. Łatwiej byłoby służyć Cesarstwu. Zapomnieć o problemach, z którymi borykali się po tej stronie. Żyć spokojnie, wygodnie i bezpiecznie. Zamykać oczy na wszystkie niewygodne tematy.
    Odwrócił się przez ramię i popatrzył na Zabraka, który wyciągał dłoń w jego stronę, zupełnie jak nie tak dawno czynił to on sam wobec Savosa.
      — Daj mi godzinę ― wychrypiał, nie odpowiadając na jego gest. ― Rozejrzę się tu i przyjdę.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 3 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Pon 24 Lut 2020, 23:48

      — Zabierz ze sobą kamień.
    Zabrak ruszył w kierunku zawalonego budynku, pod jego ciężkimi buciorami z obrzydliwym plaśnięciem pękła czaszka. Skrzywił się, wycierając czubek obuwia w ubranie innego truchła. Usiadł na kamieniu z szeroko rozstawionymi nogami. Dookoła unosił się mdły zapach śmierci, niedługo w przerażającej ciszy pobojowiska da się słyszeć zwabione odorem zgnilizny muchy.
    Sith czekał cierpliwie, pogrążony w medytacji. Widok trupów nie wzbudzał w nim emocji, a rozmiary masakry nie budziły wyrzutów spaczonego sumienia. Podczas swojej drogi widział ich dość dużo, by widok śmierci stał się powszedni i nudny. Zabijanie dawno przestało powodować gwałtowny skok adrenaliny, a dowody okrucieństwa nie niosły ze sobą tego nieprzyzwoitego dreszczu.
    Zaprowadził Vespio na pokład statku.
    Gdy tylko otworzył właz pojazdu, ze środka dało się słyszeć świdrujące, niezwykle głośne piski w bardzo wysokiej tonacji. W wejściu pojawił się roboty, mierzący do Vespio z dwóch blasterów.
      — Odpuść mu.
    VR-8 wydał z siebie serię niezadowolonych pisków i nie opuścił broni. Zabrak wyminął robota, gestem dłoni nakazując młodzieńcowi uczynić to samo. Nie padł żaden strzał.
    Statek okazał się naprawdę niewielki. Nie wzbudzał podejrzeń i bez problemów mogła kierować nim jedna osoba. Vethrae nie wyglądał na kogoś, kto lubi towarzystwo.
    Usiadł przy konsoli, gdzie nieustannie mrugała pulsującym światłem lampka komunikatora, zwiastując nadchodzące połączenie. Zabrak miał ochotę ją zignorować, ale wiedział, że im dużej generał czeka na odpowiedź, tym będzie zadawał więcej pytań. Nacisnął odpowiedni przycisk i po chwili pośrodku trzasków dało się słyszeć czyiś głos.
    Vespio usiadł w fotelu pasażera, zrzucając duży plecak pod nogi.
      — Panie generale, mamy odpowiedź.
    Po chwili dołączył do niego kolejny, w którym dało się słyszeć zniecierpliwienie i irytację.
      — Co ty robisz?! — Głos generała Noxa brzmiał głośno i wyraźnie.
      — Tak, generale? — Zabrak udał, że nie zwrócił uwagi na pretensjonalny i bezpośredni ton swojego rozmówcy.
      — Mieliście rozpracować jeden, malutki obóz rebeliantów, a straciłeś całą dywizję. Straty są ogromne! Poza tym miałeś zaczekać na mnie z przeprowadzeniem ataku.
    W komunikatorze zapadła cisza. Nox spodziewał się odpowiedzi, ale Zabrak nie zamierzał mu jej udzielić. Z wprawą natomiast zacząć wyznaczać kurs statku.
      — Najwyższy dowódco?
      — Mam kłopoty z łącznością.
      — Bzdura. Wysłałem w pościg za licznymi uciekinierami kilka eskadr. Powinni ich rozgromić w przestrzeni. Cesarz będzie oczekiwał od ciebie raportu.
      — I go otrzyma.
      — Dokąd teraz lecisz?
    Vethrae zakończył połączenie, jednocześnie włączając silniki. Wprawnie wystartował maszynę, a następnie płynnym ruchem poderwał ją z ziemi. Ustawił kurs na Iridonię, a następnie odwrócił się w kierunku młodzieńca.
    Dziwnym, zabawnym uczuciem było mieć go naprawdę, kiedy żaden z nich nie mógł się wycofać. Jeżeli odetchnąć powietrzem głębiej, dało się w nim wyczuć jonizującą woń, aż iskrzyło się od wibracji mocy. Vespio również musiał je czuć, wraz z tym nienaturalnym napięciem i cieniem ekscytacji.
      — Kosztujesz mnie wiele wysiłku i kłopotów — mruknął Zabrak, podnosząc się z fotela pilota. Był tak ogromny, że ledwie mieścił się w niewielkiej kabinie, a przechodząc przez drzwi, musiał pochylać rogatą głowę.
    Vespio wykrzywił doskonale wykrojone wargi w krzywym uśmiechu.
    Prawie ci współczuję.
      — Nie potrzebuję twojego współczucia. — Usiadł naprzeciw krnąbrnego chłopaka. — Okaż się wart tego wszystkiego, tych wszystkich śmierci — pochylił się w stronę młodzieńca, przyglądając mu z ciekawością. Tyle mocy i potęgi w tak drobnym ciele. Fascynujące.
      — Jesteś naprawdę zdesperowany — Vespio instynktownie również pochylił się do przodu, odwzorowując mowę ciała rozmówcy. — Skoro musisz sięgać po pomoc największego wroga.
      — Nie jesteśmy wrogami. Wkrótce to zrozumiesz — powietrze stało się ciężkie, atmosfera była jak na granicy wojny i flirtu. — Jesteśmy tacy sami.
    Vespio zaśmiał się drwiąco, budząc wrogi błysk w piekielnym spojrzeniu.
      — Jesteśmy różni jak dzień i noc, Sithu. Jeśli szukasz przyjaciela, to źle trafiłeś.
    Te uporczywe odmowy chłopaka, okazywały się zaskakująco podniecające, niczym zaloty, choć na dużo większą skalę. Zabrak ukazał ostre zęby w groźnym uśmiechu.
      — Przyjaciela? — Mruknął gardłowo z wyraźną drwiną. — Chłopcze, z jaką pasją oszukujesz sam siebie.
      — Tak. Znów zapomniałem, że Sithowie nie znają czegoś takiego jak przyjaźń — odpowiedział z nieszczerym uśmiechem i dużą dozą ironii w głosie. — Albo lojalności. Uczciwości. Potraficie tylko mataczyć.
      — Potrafimy zwyciężać — podniósł się od stołu, górując nad młodzieńcem całą potężną sylwetką. Wyglądał przerażającego, nic dziwnego, że samo jego wspomnienie budziło w rebeliantach lęk. — Twoja kajuta jest po lewej. Odpocznij.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 3 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Nie 01 Mar 2020, 23:52

    Snu Vespio z żadnej strony nie można było nazwać spokojnym. Chłopak miotał się po niewielkim łóżku, rzucał w pościeli i mamrotał niewyraźnie. Co chwilę się budził z wrażeniem, że ktoś jest obok i wcale nie życzy mu dobrze. Nie był w stanie się zrelaksować. Na statku Savosa miał znacznie lepszy sen – przy jego bracie czuł się mniej bezpiecznie. Gdy jednak już udało mu się na dłuższą chwilę oderwać się od rzeczywistości, jego wizje nieustannie krążyły wokół Sitha.
      — …ale nie możemy pozwolić sobie na utratę kolejnej planety.
      — Mówiłem to od początku.
      — Na co więc czekamy, Vraxei?
      — Na twoją decyzję.
      — Nie wiem, co robić.
      — Wiesz.
    Szkarłatne oczy patrzyły na niego z bliska, a Vespio nerwowo przechadzał się po tarasie z widokiem na skąpane w słońcu miasto. Nadciągało zagrożenie, w obliczu którego jego wachlarz wyboru zaczynał się bezlitośnie zawężać, ale z jakiegoś powodu nie potrafił sobie przypomnieć szczegółów.
    To było coś tak oczywistego, że poszukiwanie tego głęboko w pamięci nie miało najmniejszego sensu.
    Wreszcie zatrzymał się i odwrócił do Sitha, który w ciemnym kapturze stał spokojnie u jego boku, skąd miał widok na dokładnie to samo miasto.
      — Nie mógłbym.
      — Kłamstwo ― padła odpowiedź; w tej samej chwili buchnęły płomienie.
      — Ach! — wykrzyknął młodzieniec. Poderwał się do siadu i wytrzeszczył oczy, ale ujrzał przed nimi tylko mrok rozświetlony nieznacznie przez czerwoną kontrolkę przy drzwiach. Odetchnął drżąco i otarł pot z rozpalonego czoła.
    Czy jednak miał pewność, że te dręczące go niemal co nocy, tak realistyczne sceny są jedynie pozbawionymi głębszego znaczenia widziadłami? Z każdym kolejnym takim snem ogarniało go coraz większe wahanie. Powtarzały się w nich pewne motywy i odczucia; nie pozwalały o sobie zapomnieć, bardzo często przenikając do rzeczywistości i nie chcąc go opuścić nawet długo po przebudzeniu.
    Teraz z chaotycznej wizji zostało mu w głowie jedno słowo. Nie mógłby się go pozbyć, choćby próbował. Czy miało znaczenie?

      — Vraxei?
      — Tutaj.
    Pomieszczenie wydawało się puste, ale na dźwięk niepewnie rzuconego imienia rosły Sith podniósł się z wysokiego fotela za sterem i zbliżył się do młodzieńca spokojnym krokiem. Vespio uniósł brwi; najwyraźniej to ]było jego imię.
      — Na Iridonii ― podjął, zadzierając głowę, by patrzeć mężczyźnie w oczy ― mieszkają tylko Zabrakowie. Zwrócę na siebie uwagę.
      — Nie kłopocz się tym. Iridonia nie jest cesarską kolonią. Ochronię cię.
    To rzekłszy, Sith wyciągnął swe duże dłonie i ujął nimi twarz młodzieńca. Vespio nie zaoponował, a wprost przeciwnie, zaśmiał się łagodnie i nadstawił nieznacznie policzek, wchodząc w tę grę.
      — W takim razie postaram się być grzeczny ― obiecał, nim odsunął się, by skierować do części kuchennej. Przesunął palcami po blacie, nim bez skrupułów sięgnął do dozownika z proszkiem, żeby przygotować dla siebie mieszankę energetyczną.
    Porywacz nie utrudniał mu funkcjonowania: nie wiązał go i nie wydawał się patrzeć mu na ręce, dając zaskakująco wiele swobody, Vespio zaś nie podejmował prób sabotażu. Choć matka przestrzegała go przed kontaktem z Sithami, miał swoją koncepcję na ten temat i własne interesy do zrealizowania. Jednym z nich była transformacja tajemniczego kamienia w śmiercionośną broń, toteż kiedy zaspokoił już podstawowe potrzeby, bez ociągania, choć z pewną ostrożnością zbliżył się do postawnego mężczyzny, omijając przy tym popiskującego droida. Usiadł obok, najpierw na brzegu kanapy, ale zaraz wbrew instynktowi przysunął się bliżej, zerkając na błękitny hologram z mapą Galaktyki. Potem przeniósł spojrzenie na szkarłatne oczy Zabraka, które prześladowały go po nocach. Patrzeć w nie z bliska – to było jak patrzeć w oczy samej śmierci, kiedy przecież wiedział już, jak niewielkie znaczenie dla tego skurwiela mają życia innych. Towarzyszyło temu przedziwne uczucie, jakiego Vespio nie potrafiłby porównać do żadnego innego. Jak gdyby powietrze było naelektryzowane; jak gdyby najmniejszy dotyk mógł wywołać potężną i niekontrolowaną reakcję nieznanej natury. Nie był pewien, czy czuł to wcześniej. Na Dattori był prawdopodobnie zbyt przerażony, by zwrócić uwagę na coś tak mistycznego, ale Vraxei – Vraxei musiał.
    Dlatego go nie zabił, dlatego nie przestawał go szukać.
    To naprawdę było niemalże romantyczne.
      — Zaczynam podejrzewać ― mruknął i wyciągnął powoli dłoń, by ostrożnie zbliżyć ją do dłoni Zabraka ― że to jakaś rodiańska podróbka.
    Rozpostarł palce i upuścił kamień; zanim jednak ten zdążył zetknąć się z powierzchnią czerwonej skóry, wzniósł się w powietrze. Vespio cofnął rękę i patrzył z nieskrywanym zainteresowaniem na obracający się kryształ, który począł przybierać szkarłatną barwę, skrząc się przy tym niczym skąpany w słonecznym blasku księżyc. W miarę, jak jaśniał coraz bardziej, lampy na pokładzie przygasały, aż wreszcie się poddały i wszystko wokół spowił mrok.
      — Cierpliwości, Uczniu.
    Oczy młodzieńca rozszerzyły się w zachwycie, odbijając czerwony blask. Szczupła dłoń wysunęła się, jakby chciała pochwycić kamień, ale zatrzymała się w zderzeniu z bijącą od niego falą gorąca.
      — To piękne — przyznał Vespio i ponad kryształem popatrzył w roziskrzone oczy Sitha.
      — Pokażę ci jeszcze wiele pięknych rzeczy ― odrzekł ten i nagle jedyne źródło światła zaczęło wygasać, by w końcu ustąpić miejsca całkowitej ciemności.
    Vespio słyszał w niej ich oddechy, czuł bliskość drugiego ciała, ale nie potrafił dostrzec niczego. Nie oczami.
      — W pewnym momencie nasze poczucie piękna może zacząć się różnić ― przypomniał ostrożnie.
    Odpowiedziała mu cisza – i nagle gorący szept wlał się do jego ucha, a ciepło nabuzowanego Mocą ciało Zabraka poczuł za swymi plecami.
      — Wtedy będziesz się tym martwił.
    Vespio zamknął oczy – i wtedy lewitujący kamień rozbłysł ponownie, tym razem niemalże otulony przez zawieszone w powietrzu dłonie chłopca. To błękit odbił się blaskiem w bursztynowych oczach, kiedy młodzieniec podniósł powieki.

    Iridonia przywitała ich skwarem, który nawet dla przyzwyczajonego do piasków Datorii Vespio okazał się zbyt dotkliwy. Postawiwszy stopy w ciężkich butach na spragnionej wody skorupie młodzieniec przymrużył oczy i narzucił na głowę poszarpany kaptur, by chronić wrażliwą skórę przed oparzeniami. Na odsłonięte ramiona narzucił chustę i ściskał jej końce przy piersi, drugą dłoń zaciskając na kiju ćwiczebnym.
    Szedł (właściwie truchtał) u boku Vraxei, bardzo krótko, jeśli w ogóle spoglądając na zebranych w okolicy lądowiska Zabraków.
    Nie wyrzekł jednak ani słowa na te srogie warunki. Mimo niedoskonałości ciała był przekonany, że siłą ducha dorównuje tym brutalom.
    Zabrakowie nie kłaniali się jego towarzyszowi – przerywali jednak swoje zajęcia, prostowali się i patrzyli bardzo uważnie na każdy ich krok, nie zadając przy tym pytań. Aż w końcu zjawił się ten jeden: o ciemnoczerwonej skórze, zasiadający na grzbiecie rozpędzonego jaszczura, który szarżował ku nim, wznosząc w powietrze tumany kurzu. Vespio zatrzymał się gwałtownie, ale Sith nie przerwał marszu. Szedł na spotkanie bestii i zatrzymał się nie wcześniej niż ona, z twarzą tuż przy wykrzywionym wściekle pysku.
      — Vethrae. ― Król Zabraków (niezwykle podobny do Sitha, choć nie miał czerwonych oczu) wykonał bardzo krótki gest. ― Witaj w domu.
    Dla młodzieńca jednak jego słowa nie były zrozumiałe. Nie posługiwał się Zabraką, toteż spod uniesionej brwi wysłuchał niezwykle topornie brzmiącego języka, nagle rozumiejąc, skąd tak twardy akcent w słowach jego towarzysza.
    Zabrakowie wymienili między sobą kilka zdań; nagle król utkwił wzrok w Vespio i chłopak zmarszczył brwi, gdyż był to dla niego jasny znak, że mówią o nim.
      — Czułbym się trochę bardziej poważnie traktowany z tłumaczem u boku, Vraxei — podsunął z krzywym uśmiechem, gdy i Sith w ciszy odwrócił groźną twarz w jego stronę.
    To ostatnie słowo wywołało jakieś dziwne poruszenie. Kątem oka Vespio zobaczył, jak zgromadzeni na ulicy swego miasta Zabrakowie nachylają się do siebie lub spoglądają po sobie. Ich król przechylił łeb o wyjątkowo długich rogach i obnażył ciemne kły w okrutnym uśmiechu.
      — Vraxei? — powtórzył ostrożnie Vespio, wywołując w zabrackim środowisku nieskrywane już zbyt starannie uśmiechy.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 3 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Pon 02 Mar 2020, 19:41

    Vehtrae natychmiast pożałował własnej nieostrożności. Chrapliwy śmiech władcy dźwięczał mu przez moment w uszach, zmuszając do wściekłego zaciśnięcia zębów. Król potrząsnął rogatą głową, a następnie skinął dłonią, przywołując służących, którzy przyprowadzili jeszcze dwie osiodłane bestie.
    Stwory były potężnej, wyjątkowo masywnej budowy, a zapanowanie nad nimi bez wątpienia wymagało ogromnej siły fizycznej. Zwierzęta nerwowo przestępowały w miejscu, powodując niemalże drżenie ziemi pod stopami. Jaszczury zarzucały głowami, a między wielkimi kłami co jakiś czas pojawiał się różowy język. Oczy stworzeń błyszczały przekornie i złośliwie. Vethrae wątpił, by chłopak był w stanie podróżować samodzielnie na takim wierzchowców, dlatego położył łapę na jego ramieniu i zdecydowanym gestem pchnął go w kierunku zwierzęciem. Sam ruszył jego śladem.
    Pomógł Vespio wspiąć się na bestię, która prychała złowrogo. Sam usiadł za nim, pewnie łapiąc skórzane lejce w dłonie. Młodzieńca otoczyły silne ramiona mężczyzny, czuł, jak jego szeroka klatka piersiowa unosi się pod wpływem spokojnych, głębokich wdechów.
      — Odezwiesz się jeszcze raz, a wyrwę ci język, chłopcze — złowieszczy szept przebił się przez ciężkie kroki bestii i połaskotał Vespio w kark.
    Nieświadomy młodzieniec zapewnił sobie nietykalność. Żaden z Zabraków nie spojrzał już na niego dłużej. Żaden nie odważy się dotknąć. Żaden nie odezwie się nieproszony. Jedno słowo, którego nie znał znaczenia, stało się gwarantem bezpieczeństwa.
    Jechali wprost do ogromnego pałacu.

    Uczta, wydana z okazji ich przyjazdu, była wyjątkowo okazała. Nie to jednak musiało zwrócić uwagę chłopaka. Na Iridonii nie spotkał jeszcze żadnego oficera w cesarskim mundurze, podczas gdy na większości planet aż roiło się od stróżów porządku i szpiegów. Vethrae nie starał się też ukrywać tożsamości młodzieńca ani własnej, przekonany o lojalności członków dworu.
    Biesiadowali przy stole władcy. Młodzieniec niewiele mógł rozumieć z tego, co działo się wokół, ponieważ nie znał języka, którym porozumiewali się Zabracy, a ci niewiele sobie z tego robili.
    W relacji Vethrae i króla była pewna poufałość i szacunek. Obydwoje odnosili się do siebie w bezpośredni sposób i obdarzali braterskimi gestami. Mocny alkohol o cierpkim smaku lał się bez ustanku w ogromnych ilościach. Żaden puchar nie pozostawał próżny, bez ustanku wypełniane przez wyjątkowo skąpo ubranych służących. Większością ich strojów była tak naprawdę złota biżuteria. Ten brutalny i silny naród miał wyjątkową słabość do błyskotek.
    Równie hojnie polewano Vespio, choć ten zachował zdroworozsądkową wstrzemięźliwość.
      — Za kilka godzin przybędzie tu Nox, szukając mnie.
      — Nowy pupil Cesarza? — Król wyszczerzył zęby, wychylając naraz cały puchar złocistego trunku, którego reszta spłynęła mu po brodzie.
      — Dokładnie, wuju. Chciałbym, abyście go ugościli — Vethrae opróżnił swoje naczynie z równym zapałem. Władca znów parsknął śmiechem, klepiąc się dłonią po masywnym udzie.
    Na pewno go ugościmy — dłoń przewędrowała w obscenicznym geście na krocze. Vethrae ukazał kły w podłym uśmiechu.
      — Dziękuję — wstał z miękkich poduszek, spoglądając na młodzieńca. — Idziemy.
    Pociągnął go lekko za ramię, a następnie po drodze zabrał ze stolika butelkę z alkoholem. Poprowadził wysokim korytarzem w kierunku ich prywatnych komnat.

    Okazało się, że pokoje gościnne były urządzone z równym przepychem, co sala biesiadna. Z szorstkich ścian spływały drogocenne, błyszczące materiały, a większość wykończeń zrobiona została ze złota. Było tu cała bogactwo orientu, miękkie dywany i rozrzucone wokół poduszki.
    Vethrae zsunął z ramion ciężki płaszcz i pozwolił mu opaść na ziemię. Vespio nie mógł doliczyć się, jak wiele pucharów alkoholu wlał w siebie Zabrak, ale bez wątpienia było ich więcej niż powinno. W ruchach Sitha dało się wyczuć pewną ociężałość i ostrożność, a oczy błyszczały niezdrowo. Skierował kroki do pomieszczenia obok, skąd po chwili dało się słyszeć szum wody. Wtedy też młodzieniec dostrzegł, że pośród połów czarnego płaszcza coś błyszczało.
    Rozpoznał znany kształt rękojeści miecza świetlnego i wiedziony ciekawością złapał ją, instynktownie aktywując jedno z ostrzy. Pomieszczenie wypełnił czerwony blask i pulsujące, ciche brzęczenie, towarzyszące wyładowaniu elektrycznemu.
    Światło zamieniło się w śmiercionośną smugę, gdy chłopak zamachnął się mieczem. Gdy zrobił to ponownie, ostrze ze świstem przecięło powietrze. Vespio obrócił ostrożnie broń w dłoni, ale prawdopodobnie przez wybity alkohol, ta na moment wysunęła się z jego palców i uderzył w zostawioną na stole butelkę.
    Szkło rozsypało się po ziemi, a cenny alkohol rozlał wokół stóp chłopaka. Odgłosy przywołały Zabraka, który stanął w drzwiach łaźni, wpuszczając do pokoju obłoki pary. Był kompletnie nagi i bez ubrań zdawał się potężniejszy, gdy widoczne pod skórą stawały się wszystkie mięśnie, których wypracowanie wymagało żelaznej woli Sitha.
    Młodzieniec przesunął spojrzeniem po ciele mężczyzny, nie wypuszczając miecza z dłoni. Czerwony blask odbijał się w jego oczach. Miękkie wargi wykrzywił zachwycający uśmiech, a skąpo odziane, zmysłowe ciało przyjęło bojową postawę.
      — Albo tobie.
    Vethrae sięgnął w mocy, a następnie użył jej, by wyrwać broń z dłoni chłopca. Wyciągnął rękę w jego kierunku. Vespio natychmiast zacisnął mocniej palce na rękojeści, mrużąc przy tym oczy i napinając wszystkie mięśnie, podejmując ten nierówną wargę z zaskakującym zapałem. Stęknął cicho, czując pierwsze szarpnięcie mocy. Poczuł, jak stróżka lepkiego potu spływa wzdłuż jego karku, łaskocząc skórę.
    Gdy poczuł, że zimny metal wysuwa mu się z palców, jęknął z zawodem, a następnie w ostatniej chwili złapał za karafkę z wodą i cisnął nią w kierunku mężczyzny.
    Zabrak odepchnął ją mocą, rozbijając z hukiem naczynie na jednej ze ścian. Dał tym samych chłopcu chwilę na ponowne pewne uchwycenie miecza. Vespio sapnął zadowolony, a oczy błysnęły mu wyzywająco.
      — Naprawdę sądzisz, że ze mną wygrasz? — Zapytał, przyjmując niedbałą, wyzywająca pozę, nie zważając na brak ubrania. Prawdopodobnie nie umknął jego uwadze blady rumieniec na gładkich policzkach. Jego ciało budziło respekt, ciało młodzieńca pierwotne pożądanie. Vethrae wiedział, że powinien jak najszybciej zakończyć tę sytuację.
    Powietrze iskrzyło się pod smukłymi palcami młodzieńca.
      — Potrafię zaskakiwać.
    Miecz niespodziewanie wyleciał z ręki Vespio wyrwany jednym, silnym szarpnięciem i ponownie znalazł się w dłoniach Sitha. Vethrae włączył drugie ostrze, trzymając broń w kompletnej równowadze na swojej wciąż wyciągniętej dłoni. W niewypowiedzianym, choć oczywistym zaproszeniu.
      — Czasem wystarczy, że o coś poprosisz.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 3 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Pon 02 Mar 2020, 22:59

    Przez cały wieczór Vespio nie zamienił z nikim ani słowa. Powoli pił mocny alkohol, jadł syte potrawy i obserwował Sitha, kiedy ten rozmawiał z pobratymcami. Wsłuchiwał się w obco brzmiące słowa ze zrozumieniem płynącym jedynie z gestów i mowy ciała. Nie potrafił odgadnąć, czego dokładnie dotyczy ich wymiana zdań, choć w pewnym momencie zaczął odnosić wrażenie, że ma związek z rżnięciem. Mimo to wulgarnym gestom nie towarzyszyły spojrzenia w jego stronę. Lecąc tu, Vespio był przygotowany na czarne scenariusze. Choć wiedział o tym ludzie stosunkowo niewiele, to miał pojęcie, że w tej brutalnej kulturze nie ma miejsca dla słabych. Ze względu na swoją niepozorną posturę był gotów na prowokacje i rasistowskie ataki, ale nic takiego nie nastąpiło.
    Posadzono go wśród wysoko postawionych, polewano mu, karmiono go i rozpieszczano, prawie jakby był jednym z nich. Nikt nie przyglądał mu się zbyt długo, nie wspominając nawet o użyciu siły.
    Był więc mile zaskoczony i raczej spokojny, gdy nocą znalazł się w prywatnych komnatach Sitha, które były urządzone z nie mniejszym przepychem niż reszta pałacu – i na tyle pewny siebie, że zapragnął sięgnąć po tak go intrygującą sithowską broń. Nigdy dotąd nie trzymał w dłoni miecza świetlnego. To naturalne, że był ciekaw, jak działa. Chciał tylko kilka razy się zamachnąć i odłożyć ją na miejsce, póki miał taką okazję. Kolejna mogła nie nadarzyć się już nigdy.
    Omal nie odskoczył, gdy w drzwiach zaparowanej łazienki zjawił się zwabiony jego nieporadnością Sith.
    Zupełnie nagi, lecz kompletnie tym nieskrępowany. Potężny jak potwór. Twardy jak skała. Zahartowany. Przerażający tysiąckroć bardziej niż każdy z tutejszych jaszczurów.
    Czasem wystarczy, że o coś poprosisz, usłyszał po tym krótkim, sromotnie przegranym pojedynku. Zawiesił spojrzenie na utraconej broni. Wypuścił drżąco powietrze, ale zadarł lekko podbródek. Porażka zmotywowała go tylko do tego, by okazać się kimś lepszym. Potrząsnął zdecydowanie głową, a potem zacisnął wargi i wyciągnął przed siebie dłoń. Skupił się najmocniej jak potrafił na tym, czego pragnął. Miecz zaczął drżeć, jednak wtedy palce Sitha zacisnęły się na jego rękojeści.
      — Przestań mi się opierać, mój Uczniu ― wychrypiał mężczyzna i ruszył w jego stronę. Vespio nawet nie drgnął, choć jego źrenice rozszerzyły się do maksymalnych rozmiarów. Patrzył już tylko w oczy Zabraka.
      — Nie licz na to ― wydusił z trudem; w gardle całkiem mu zaschło. Sith zatrzymał się tuż przed nim. Broń w jego dłoni była na wyciągnięcie ręki chłopca. Wibrowała, a co jakiś czas gwałtownymi szarpnięciami usiłowała jak gdyby poderwać się do lotu. Vespio oddychał coraz ciężej. Zacisnął zęby. Ależ to było frustrujące. Vraxei nie widział w nim najmniejszego zagrożenia, a on nie potrafił ani utrzymać tej broni, ani nawet jej unieść. Oczy młodzieńca rozbłysły gniewnie, odbijając czerwone światło.
      — Jesteś seksowny — mruknął zduszenie, a kiedy mięśnie twarzy mężczyzny drgnęły drapieżnie, wówczas błyskawicznym ruchem chwycił rękojeść. Zanim jednak zdążył odskoczyć, palce Sitha zacisnęły się na jego dłoni.
      — O to też ― Zabrak wykrzywił wargi w podłym uśmiechu ― możesz poprosić.
    Vespio wyraźnie poczuł na twarzy wypieki. Temperatura otoczenia nie pomagała mu się uspokoić. Przechylił głowę i popatrzył powoli w dół. W świetle miecza przesunął powoli po umięśnionym ciele. Zatrzymał spojrzenie na dole – na wyprostowanym w pełnym wzwodzie kutasie o nieludzkich rozmiarach. Poczuł niekontrolowane szarpnięcie w podbrzuszu, i nutkę ciekawości. Nigdy nie był z kimś innej rasy. Nigdy z kimś tak silnym. Ani tak hojnie obdarzonym. Nigdy z kimś, kto wziąłby jego. Ale wzdrygnął się na samą myśl o takiej utracie kontroli – i był to moment, w którym się opamiętał.
      — Nie sypiam z Sithami ― odparł chłodno i stanowczo, wracając spojrzeniem do czerwonych oczu. ― Puść.
      — Sporo tracisz ― wymruczał Zabrak. Zamiast się wycofać, na przekór przysunął się jeszcze o krok, tak blisko, iż Vespio musiał zgiąć rękę. Potem zrobił kolejny; wtedy splecione na mieczu palce zostały uwięzione między ich ciałami. Młodzieniec wstrzymał oddech. W następnej chwili mężczyzna pochylił nisko rogaty łeb i złapał Vespio za podbródek, unieruchamiając mu głowę. Nie minęła sekunda, a wpił się agresywnie w rozchylone, pełne wargi. Pod chłopakiem ugięły się kolana. Zatoczył się na ścianę, zderzył z nią, wydął lekko usta – i gwałtownie wyszarpnął rękę z uścisku Vraxei wraz z mieczem.
    Zakręcił ostrzami, czym zmusił mężczyznę do gwałtownego odsunięcia się, a potem rzucił się biegiem w stronę okna.
    Uciekł mu po raz kolejny.

    Wieści o poczynaniach młodzieńca dotarły do Zabraka już nazajutrz. Wystarczyło, że wyszedł na zewnątrz, a z łatwością zasłyszał rozmowy swych pobratymców, których tematem był jego nieuchwytny uczeń i to, co wyprawiał na miejscowej arenie.
    Znalazł go na terenie amfiteatru. Kiedy stanął pod kamiennym łukiem wejściowym, zobaczył, jak chłopak siedzi na kamiennej ławie u boku pochylonego nad jego nadgarstkiem Zabraka.
    Vespio z krzywym uśmiechem przyglądał się, jak mężczyzna rżnie jego skórę dłutem, pozostawiając nań skomplikowane czarne wzory. Odkryte, posiniaczone i poprzecierane nogi miał wyciągnięte przed siebie, a gołe ramiona znaczyło mnóstwo świeżych rozcięć. Miecz świetlny Sitha wisiał u jego pasa, ale nagle został od niego oderwany potężnym szarpnięciem i poszybował wprost do wyciągniętej dłoni Vrethae.
    Młodzieniec uniósł gwałtownie głowę i momentalnie spoważniał. Tatuażysta przerwał swoje dzieło i wyprostował się, wbijając w Sitha złote spojrzenie.
      — Vrethae ― przywitał się lakonicznie, podczas gdy Vespio wstał z zawziętą miną.
      — Oddaj. Jeszcze nie skończyłem.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 3 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Wto 03 Mar 2020, 20:09

    Każdy krok w stronę areny budził w nim kolejne wspomnienie. Niewiele z nich niosło ze sobą tęsknotę lub uśmiech, żadne nie było przyjemne, a jednak nie mógł się oprzeć wrażeniu, że to właśnie te lata go ukształtowały, nadały jego życiu cel i nauczyły go do niego dążyć, bez oglądania się na ewentualny koszt.
    Wydawało się, że młodzieniec uciekł jedynie po to, by dowieść własnej wartości. Zamiast się ukryć, wrócić do swoich żałosnych przyjaciół, szukać schronienia za plecami starej matki... popisywał się.
    Dawno temu Vethrae też pragnął uznania. Ekstatyczny wrzask tłumu skutecznie zagłusza jęki pobitych i pokonanych, a oklaski zawsze brzmią jak rozgrzeszenie. Tak wiele lat temu sam występował na tej arenie, chcąc zwrócić na siebie uwagę, najpierw wuja, później Cesarza. Całe oceany przelanej krwi i niezliczone okrucieństwa, na które był gotów, żeby znaleźć się w tym miejscu.
      — Tutaj ja mówię, kiedy kończysz — odparł szybko, zniecierpliwionym tonem.
    Spojrzał rozdrażniony na młodzieńca, który zamiast się cofnąć, również dumnie uniósł spojrzenie. Nikt nie miał odwagi zwracać się w ten sposób do Sitha. Niewielu znajdowało w sobie jej dość, żeby spojrzeć mężczyźnie w piekielne oczy.
    Vespio był brudny, jego ubranie zniszczone, a ciało nosiło ślady licznych starć, choć każda z ran była jedynie powierzchowna. Chłopiec wyglądał jak wojownik po wygranej bitwie. Vethrae musiał przyznać, że wyjątkowo pociągająco. Zdawał się dziki i nieokiełznany niczym nieoswojone, piękne, choć śmiercionośne zwierzątko. Budził w Zabraku pierwotne pragnienie, którego ten nie potrafił uzasadnić. Vespio był pięknym młodzieńcem, ale pięknych młodzieńców Sith miał wielu. Nauczył się też hamować żądzę i nie pozwalał, by przyćmiewała rozsądek. Nie potrafił jednak w tym wypadku. Nie umiał wyrzec się tego chłopca. Nie potrafił spojrzeć na niego inaczej.
      — Możesz odejść — skinął dłonią w kierunku Zabraka, który wciąż czekał z dłutem na murku. Mężczyzna bez wahania wykonał polecenie. Lud Iridonii był silnie zhierarchizowany i to właśnie ta hierarchia pozwalała trzymać kipiący testosteronem i samczą siłą lud w ryzach. — Nikogo nie pokonasz bez własnej broni. Chodź za mną.
    Skinął dłonią i powiódł młodzieńca w dół schodów amfiteatru, a następnie wąskimi uliczkami stolicy.


    Generał Nox dotarł na Iridonię zaledwie godzinę po ucieczce Vespio. Vethrae był pod wrażeniem szybkości jego działania, spodziewał się go dużo później. Cesarski sługa musiał przezwyciężyć potężną niechęć przed postawieniem nogi na tej rozgrzanej planecie. Nie lubił gorąca. Męczyła go ciężka atmosfera. Czuł, jak mundur lepi mu się do spoconej skóry, a gardło łaskocze od suchego powietrza.
    Przede wszystkim jednak nienawidził ludu Iridonii. Widział w nich upartych dzikusów, pozbawionych kultury i odrobiny wyrafinowania.
    Króla powitał jedynie sztywnym, płytkim ukłonem. Stanowczo odmówił podróżowania na dzikiej, cuchnącej bestii. Przywiódł ze sobą cały oddział szturmowców tylko w otoczeniu, których się poruszał.
    Na uczcie niechętnie zajął honorowe miejsce u boku króla. Odmówił picia alkoholu i wykorzystał pierwszą możliwą okazję, by zadać dręczące go pytanie.
      — Vethrae tu jest? — Posłużył się miejscowym dialektem, choć zrobił to zdecydowanie zbyt miękko i źle wymawiając poszczególne zgłoski.
    Król sięgnął po kufel wypełniony przez wyjątkowo piękną, kompletnie nagą kobietę, która puściła Noxowi wesoło oczko.
      — Co?
      — Vethrae, czy przyleciał na Iridonię. Jeżeli go ukrywacie-
    Puchar króla uderzył z hukiem w stół, a oczy błysnęły ostrzegawczo, powstrzymując na chwilę Noxa przed wypowiedzeniem groźby do końca.
      — Dość już kaleczysz nasz język — zwrócił się do niego we wspólnym, zaskakująco płynnie się nim posługując.
      — Pytam, gdzie jest Pierwszy Dowódca — Nox powtórzył żądanie ostrym tonem.
      — Tu go nie ma.
      — Jeżeli kłamiesz-
      — Jeżeli kłamię, nic mi nie zrobisz — wszedł mu w zdanie, zabierając, przechodzącemu obok młodzieńcowi karafkę z alkoholem. Wypełnił puchar generała po brzegi mocnym alkoholem, kilka lepkich kropel spłynęło po stole.
      — Mówiłem, że nie piję.
      — Sam ci polałem. Chyba nie chcesz mnie obrazić? — przechylił rogatą głowę, ponownie unosząc własny puchar. Nox uczynił po chwili to samo.
      — Za Cesarza.


    Vethrae zaprowadził młodzieńca na obrzeża miasta. Jeden z niewielkich domów okazał się kuźnią. W pomieszczeniu było gorąco jak w samym piekle. Ogień buchał nieustannie z rozgrzanego pieca. Gorąca para unosiła się wokół i paliła skórę oraz oczy, które natychmiast zaczynały łzawić. Powietrze parzyło w płuca, uniemożliwiając wzięcie głębszego wdechu.
    Władcą tego piekielnego królestwa okazał się rosły Zabrak. Mężczyzna był niższy od Vethrae, ale prawdopodobnie dwukrotnie od niego szerszy w barkach. Na widok Sitha roześmiał się gardłowo, porzucając robotę i podszedł, by poklepać go po ramionach wielkimi, spracowanymi łapami. Zdawało się, że jedną z tych dłoni mógł bez trudu skręcić Vespio kark albo objąć go w pasie.
      — A ty co? Dziwki do kuźni przyprowadzasz? — Złote oczy na moment skupiły się na młodzieńcu.
      — Uważałby na słowa, Dego. Chłopak pokonał dzisiaj na arenie pięcioro zawodników.
      — Masz pazur, ślicznotko — Dego klasnął w dłonie, a następnie odwrócił się, by dorzucić węgla do paleniska.
    Vethrae rozejrzał się po pomieszczeniu. Było takie jak dawniej. Zabałaganione. Wytrzymanie to godziny zdawało się niemożliwością, a właściciel tego miejsca zdawał się prostakiem i głupcem.
      — Nie znam nikogo, kto wiedziałby więcej o wyrobieniu broni — zwrócił się do młodzieńca, podchodząc do jednej z półek. Podniósł niewielki nóż, podobny do tego, który pozostawił po sobie bliznę na gładkim policzku młodzieńca. Był on niezwykle lekki, perfekcyjnie wyważony, zabójczo ostry, a jego krawędzie pokrywały tajemnicze runy, podobne do zabrackich tatuaży. — Dego, chłopak ci dziś pomoże.
      — W czym może pomóc mi takie chuchro?
      — Znajdziesz dla niego zajęcie.
    Dego wzruszył potężnymi ramionami, a Vethrae utkwił w młodzieńcu uważne spojrzenie.
      — Miecz świetlny to tylko broń. Zrozumiesz zasadę, a będziesz w stanie go wykonać — położył na dłoni chłopaka cenny sztylet i ruszył w kierunku drzwi. Dego warknął coś po zabracku w stronę młodzieńca. — Będziecie musieli się jakoś dogadać.
    Mruknął, wychodząc kuźni. Degon we wspólnym tylko przeklinał, Vespio zapewne z języka mieszkańców Iridonii niewiele nawet rozumiał.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 3 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Wto 03 Mar 2020, 23:28

    Vespio spędził na naukach w kuźni kilka dni i chociaż bariera językowa stanowiła z początku ogromny problem, po stosunkowo niedługim czasie był w stanie odczytywać przekaz z gestów Zabraka, a nawet rozpoznawać pojedyncze słowa jego twardego języka. Nauczył go też kilku nowych słów we wspólnym i pod koniec ich przygody kowal odwdzięczył mu się za ciężką pracę wychrypianym z topornym akcentem „jesteś zajebisty”, sądząc, że go w ten sposób wyzywa.
    Brudny i potargany, wyczerpany, ale zadowolony młodzieniec wracał do zabrackiego pałacu ze zgrabnym wibroostrzem w dłoni. W wysoko sklepionym korytarzu minął skąpo odzianą męską prostytutkę z pustą tacą, która na jego widok parsknęła cicho.
      ― O co chodzi? ― zapytał, przystając, choć nie spodziewał się, że go zrozumie. A jednak chłopak odpowiedział mu we wspólnym.
      ― Może chcesz się umyć w naszej łaźni, Tal Vahin?
      ― Nie ma takiej potrzeby ― mruknął i ruszył dalej.
      ― Ale Vrethae jest w komnacie.
      ― Vrethae? ― chłopak zatrzymał się ponownie i popatrzył na młodego Zabraka bez zrozumienia.
      ― Vrethae, twój Vraxei.
    Vespio wzruszył ramionami, biorąc to za nazwisko.
      ― I co z tego? ― rzucił od niechcenia, obracając wibroostrze w dłoni.
      ― Jakby ktoś taki jak on był moim Vraxei, starałbym się bardziej. Inaczej szybko się tobą znudzi.
    Młodzieniec spojrzał na niego bez zrozumienia.
      ― Co przez to rozumiesz? ― zapytał ostrożnie.
      ― Lepiej umyj się i wskocz w coś czystego i seksownego. Pomogę ci coś wybrać, jeśli chcesz.
    Zabrak uśmiechnął się do chłopca zachęcająco, ale ten zmarszczył brwi, odwrócił się gwałtownie i szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi komnaty, którą ten wystrojony przystojniak przed chwilą opuścił.
    Mieli do porozmawiania, on i… Vrethae.
    Wpadł do pomieszczenia jak burza i zatrzymał się tuż przed fotelem, w którym zasiadał mężczyzna wpatrzony w datapad.
      ― Dobrze się bawisz? ― zaatakował go. ― Dlaczego nie powiedziałeś mi, co oznacza to słowo?
    Sith postanowił jednak kompletnie zignorować te pretensje, zawieszając tylko krótko wzrok na zniszczonych ubraniach i brudnym ciele.
      ― Widzę, że Degon nie dał ci odpocząć.
    Vespio prychnął i zbliżył się jeszcze o krok, ocierając pot z zakurzonego czoła.
      ― Chcesz, żebym ci ufał, ale zadrwiłeś ze mnie jak ostatni chuj ― obwinił go, ale na widok jego zimnego wzroku zrozumiał, że na próżno szukać w tym draniu wyrzutów sumienia. ― Wiesz co, pierdol się ― rzucił więc na odchodne i byłby odszedł, gdyby nie kolejne słowo.
      ― Głupcze ― wycedził Zabrak. ― Myślisz, że dlaczego jeszcze żyjesz? Dlaczego wszyscy schodzą ci z drogi, a żaden mężczyzna nie odważy się na ciebie dłużej spojrzeć? Bo dałeś występ na arenie? Naprawdę? ― W jego tonie pobrzmiewała drwina. ― Chcę twojego posłuszeństwa, a nie zaufania.
    Vespio znów odwrócił się do niego całym ciałem; niemal dyszał z wściekłości.
      ― Jesteś najbardziej odpychającą osobą, jaką było mi dane poznać w życiu ― obwieścił zimno. ― Tacy jak ty zawsze zostają sami.
      ― Tacy jak ja nie potrzebują innych ― odparł ze spokojem Vrethae, najwyraźniej ani trochę niewzruszony targającymi chłopcem emocjami. Vespio jednak uśmiechnął się ironicznie.
      ― Chyba jednak potrzebują, skoro ganiałeś za mną jak szalony po całej Galaktyce.
      ― Wróciłeś zrobić mi scenę, chłopcze?
    I ciągle to lekceważące określenie. Młodzieniec zacisnął wargi i cisnął w Zabraka wibroostrzem. Broń wbiła się w oparcie o cal od głowy mężczyzny.
      ― Wręczyć ci prezent ― odparł niechętnie ― na który nie zasługujesz.
    Vrethae wyszarpnął ostrze i zważył je w dużej dłoni, przyglądając mu się z uwagą.
      ― Dego świetnie się spisał ― stwierdził nagle, po czym rzucił ostrzem tak, że Vespio musiał przed nim odskoczyć. Wbiło się w drewno u jego stóp. ― Bycie Vraxei to komplement, nie obelga.
      ― Na komplementy też nie zasługujesz. Masz podły charakter.
    Sith nie wytrzymał. Pomieszczenie wypełnił jego chrapliwy, rozbawiony śmiech, od którego każdego normalnego człowieka przeszłyby po plecach ciarki.
      ― Ależ z ciebie dramatyczna pizda ― wychrypiał, podnosząc się nieśpiesznie. Vespio zacisnął dłonie w pięści; mięsień tuż nad jego górną wargą zadrgał zdradziecko. ― Na arenie też pokonywałeś przeciwników takim stękaniem?
    Silna ręka zatrzymała rozpędzoną pięść tuż przed rogatym łbem. Vespio warknął wściekle i szarpnął się, wyprowadzając błyskawicznego kopniaka, a zaraz potem wykonał przewrót, podczas którego porwał z ziemi wibroostrze i zacisnął palce na jego rękojeści.
    Zaczęli krążyć wokół siebie – on i Zabrak – krok za krokiem, nie spuszczając się wzajemnie z oczu. Na ustach Sitha igrał ten pobłażliwy uśmieszek, z kolei Vespio obnażał wściekle kieł. Na jego pięknej wprawdzie twarzy malowała się dzika, pierwotna agresja, przed którą pierzchałoby wielu.
    Młodzieniec znów natarł, ale tym razem przeciwnik zrobił to w tej samej chwili, zmuszając go do kilku uników. Chłopak wyginał się zgrabnie, wyprowadzając potężne i wysokie kopniaki, które zbijały z pantałyku zaskoczonych wojowników na arenie, ale nie Vrethae.
    Zabrak za którymś razem po prostu chwycił go za nogę i wywinął nim młynka. Vespio nie zdołał wtedy utrzymać swej broni. Wypadła mu z ręki w nieokreślonym kierunku, a on musiał użyć mocy, by uniknąć zderzenia z masywnym meblem. Iskry strzeliły spod jego palców, rażąc ciało masywnego wojownika, a kolejny kopniak prawie trafił Zabraka w twarz.
    Młodzieniec dość niefortunnie i niezgrabnie upadł po tym na ziemię, czyniąc niemały bałagan po przewróceniu biurka. Wyczerpany wcześniejszą ciężką pracą i niedostatkiem snu, nie zdążył już odpowiednio wcześnie zareagować. Dłoń Zabraka zacisnęła się nagle na jego włosach, a wibroostrze, które jeszcze przed chwilą sam ściskał jako broń, zostało przyciśnięte do jego odsłoniętej szyi o poruszającej się szybko arterii.
    Vrethae owionął gorącym oddechem jego skórę i młodzieniec zamknął na chwilę oczy.
      ― Musisz się wiele nauczyć, mój chłopcze ― usłyszał i zgrzytnął zębami.
      ― Puść.
    Kiedy tylko uścisk na włosach zelżał, a ostrze odsunęło się od jego grdyki, chłopak podniósł się z posiniaczonych kolan i bez słowa, nie patrząc na Sitha, skierował się do łaźni.
    Nauczy się. Jeszcze zetrze mu z warg ten pobłażliwy uśmiech.

    Wrócił do kuźni, ale tym razem ze swoim najcenniejszym przedmiotem. Kamień był gotowy. Jarzył się biało-błękitnym światłem i parzył tak mocno, że Vespio musiał go nieść w kleszczach, które nadtopiły się, zanim dotarł do celu. Rzuciwszy kryształ na stół kowalski, oparł się oburącz o blat i łypnął na Zabraka, który zbliżył się, żeby obejrzeć ten cud.
    Powiedział coś w swoim języku, a Vespio wyciągnął dłoń.
      ― Ten? ― zapytał, wskazując jedno z ostrzy wykonane z bardzo ciemnego metalu. Kowal potrząsnął głową. ― Ten? Nie? To może ten?
      ― Rhede netor med'ape dadroe varu.
      ― Możesz mówić normalnie?
      ― Eetaa. ― Zabrak zdjął ze ściany jeden z wibromieczy o wygiętych rękojeściach i obrócił je zwinnie w palcach. ― Rhede netor med'ape.
      ― Wygląda nieźle. ― Vespio uśmiechnął się nieznacznie i wyciągnął rękę po broń, by zacisnąć palce na jej rękojeści. Była nietypowa, nigdy nie walczył podobną, ale doskonale leżała w dłoni. Gotów był się uczyć. ― Zróbmy to.
      ― Eetaa.
    Młodzieniec wyciągnął rękę po schematy i otrzymał je. Usiadł na ławie, by przestudiować je w skupieniu. Jedno było faktem. Jedi nigdy nie spełnili jego chłopięcych marzeń o własnej legendarnej broni, a Sith nie zawahał się przed tym, by otworzyć mu odpowiednie drzwi. Spełnił swoje obietnice. Vespio nie przyznałby tego, ale to doceniał i chociaż mógł temu zaprzeczać, zbliżali się do siebie. Były takie momenty, w których czuł nieuzasadnioną niczym racjonalnym, ale szczerą chęć zrobienia na nim wrażenia, jak tamten, gdy zaniósł mu własnoręcznie wytworzoną broń. Innym razem potrafił tylko go nienawidzić, pamiętając, ile odebrał żyć osobom, których jedynym przewinieniem był inny światopogląd. Był jak Cesarz. Niczym się od niego nie różnił. Chciał tylko władzy i potęgi, a Vespio był jedynie niezbędnym ku temu narzędziem, o którym głosiła jakaś niezrozumiała przepowiednia. Młodzieńca zastanawiało tylko czasem, czy wersja, którą znali Sithowie, bardzo różniła się od tej powtarzanej przez Jedi.

    Nox obudził się z uczuciem potwornego bólu. Bolało go wszystko – każdy kawałek ciała. W uszach mu szumiało, a w głowie nadal się kręciło.
      ― Vrethae ― wydusił z trudem. Był nagi, lepki od jakiejś mazi i przyduszony. W powietrzu unosiła się woń potu, olejków i czegoś jeszcze. Wytrzeszczył oczy i rozejrzał się. Leżał wśród poduszek na ogromnym łożu u boku czterech Zabraków, których ciężkie ramiona uniemożliwiały mu podniesienie się do siadu dalece skuteczniej niż rwący ból brzucha. ― Vrethae!!! Puszczać! Puszczać mnie! Jak Cesarz się o tym dowie, zgnijecie w obozach!


    Ostatnio zmieniony przez Koss Moss dnia Pią 06 Mar 2020, 03:21, w całości zmieniany 1 raz
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 3 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Sro 04 Mar 2020, 23:35

    Tego samego dnia do kuźni przyszedł Vethrae. Zrzucił w kąt ciężki płaszcz, który krępował ruchy i został jedynie w wygodnym, prostym ubraniu, w którym zwykł trenować. Dego swoim zwyczajem przywitał mężczyznę kilkoma przekleństwami, a następnie wrócił do ciężkiej pracy. Vespio nauczył się już dostrzegać w nim raczej artystę niż prostego rzemieślnika. Kowal był prawdziwym mistrzem, pomimo topornego charakteru.
    Vethrae rzucił mimowolnie wzrokiem na schematy. Przyglądał im się bez słowa przez dłuższą chwilę, a następnie sam zabrał się do pracy.
    Cały dzień pomagał Vespio. Czasem przez kilka chwil pozwalał mu się z fascynującym uporem męczyć z ciężkim sprzętem, by ostatecznie podejść i z frustrującą łatwością zrobić to za niego. Młodzieniec widział, jak skóra Zabraka lśni od potu, a mięśnie pod nią napinają się z wysiłkiem. Kilka razy czuł na sobie jego ciężkie, krępujące spojrzenie, które wciąż przyprawiało o palące rumieńce. Vethrae obserwował chłopca, który poruszał się z przyjemną lekkością. Podziwiał to piękne ciało, które lekkie ubranie skrywało jedynie w niewielkim stopniu. Wykorzystywał niewielkie rozmiary pomieszczenia, by znaleźć się podniecająco blisko chłopca, który próbował mu się za każdym razem wymknąć, jakby to była jakaś nieprzyzwoita gra.
    Okazał się jednak zaskakująco pomocny. Dzielił się wiedzą. Pomagał młodzieńcowi. Nie próbował niczego ukrywać i znacząco przyspieszył tworzenie broni.
    Na moc. Gdyby tylko chciał, mógłby wziąć to, czego tak bardzo chciał zasmakować. Nic nie stanęłoby mu na przeszkodzie. Vespio był silny. Na pewno stawiłby mu zdecydowany opór, ale ostatecznie musiałby ustąpić. Każdy by musiał.
    A jednak Vethrae nie zamierzał brać niczego siłą, chciał dostać to cudne ciało w darze. Chciał, żeby ten krnąbrny młodzieniec przyszedł i spragniony sam poprosił.


    Ktoś uderzył trzy razy ciężko w drzwi prowadzące do ich komnaty. Gdy Vespio nie odpowiedział, zostały one gwałtownie otworzone, a w środku stanął jeden z barczystych strażników. Na zaledwie chwilę skupił spojrzenie na młodzieńcu, a następnie posłusznie skierował je gdzieś w bok, unikając dłuższego kontaktu wzrokowego.
      ― Król cię wzywa ― wychrypiał, z trudem formując słowa we wspólnym języku. Wypowiedzenie poszczególnych głosek przychodziło mu z wyraźnym oporem. ― Już ― wyrzucił z siebie kolejne słowo, chcąc popędzić młodzieńca.
    Vespio nie mógł pozbyć się wrażenia, że władca Iridonii poczekał, aż młodzieniec zostanie sam, by wystosować to niespodziewane zaproszenie.
    Strażnik szybkim krokiem przeprowadził go korytarzami, do nieodwiedzionej do tej pory części pałacu. Były to prywatne apartamenty samego władcy. Niewielu dostępowało zaszczytu, by zostać do nich zaproszonym. Były one urządzone podobnie do komnat, w których mieszkali z Vethrae. Równie przestronne, łączyły w sobie surowy ascetyzm formy i zamiłowanie do ozdabiania jej złotymi elementami.
    Vespio został wprowadzony do ogromnej łaźni. Wanna w ziemi była rozmiarów niewielkiego basenu i po brzegi została wypełniona gorącą wodą. Para unosiła się w powietrzu niczym gęsta mgła. Z rogu pomieszczenia dobiegały wesołe chichoty. Dało się wyczuć przyjemną woń drogocennych olejków.
      ― Masz ochotę dołączyć? ― Zabrak uniósł się lekko nad powierzchnie wody, opierając przedramiona na krawędzi wanny.
    Vespio powoli skinął głową, a następnie zsunął z nóg wysokie buty i usiadł na krawędzi basenu. Zanurzył stopy w ciepłe, wonnej wodzie.
      ― Podoba ci się na Iridonii? ― Władca zagadnął go obojętnym tonem, sugerując niezobowiązującą konwersację, którą bez wątpienia ta rozmowa nią nie była.
    W odpowiedzi chłopiec uśmiechnął się rozbawiony, doskonale wiedząc, jakiej odpowiedzi powinien udzielić gość gospodarzowi.
      ― Pogoda jest tu brutalna, ale społeczność niezwykła.
      ― Już wiem, co mój bratanek w tobie widzi ― mruknął leniwie, osuwając się z powrotem do gorącej wody. Vespio wiele zyskiwał, gdy jego wargi wyciągały się w wesołym uśmiechu, a oczy rozjaśniał ten nieco przekorny błysk.
      ― Co takiego we mnie widzi?
    Pytanie przez chwilę wisiało w powietrzu, a władca zwlekał z udzieleniem leniwej odpowiedzi.
      ― Urodę. Siłę woli. Twoje szczeniackie uczucia i nadzieje.
    Kąciki warg młodzieńca powędrowały odrobinę wyżej, a uśmiech nabrał nieco zmysłowego charaktery. Vespio niewinnie przechylił nad krawędzią basenu. Zabrak przymknął oczy.
      ― Od razu szczeniackie. Nie każdy musi być zgorzkniałym draniem ― odparł z tym filuternym rozbawieniem.
      ― Nie jesteś jednym ani drugim ― mruknął bez nagany. ― Ale to bez znaczenia, Vespio. Jeżeli jest ktoś, kto może jeszcze uratować Vethrae, to tylko ty.
      ― Uratować przed czym?
      ― Przed nim samym, mój drogi. Wejdź do wody.

    Gdy chłopak wyszedł z audiencji i próbował z powrotem trafić do swoich komnat, usłyszał za sobą czyiś krzyk.
      ― Chłopcze ― głos był dźwięczny i młody, zwracał się do niego we wspólnym. ― Zatrzymaj się! Natychmiast ― mężczyzna wyraźnie nawykł do wydawania poleceń. Gdy Vespio się odwrócił, zobaczył za sobą Noxa.
    Musiał go rozpoznać. Generał szybko zdobył sławę w całym Cesarstwie. Mówiono nawet, że okrucieństwem zdołał prześcignąć samego Pierwszego Dowódcę. Szeptano, że jego siatka szpiegowska obejmowała każdą zamieszkałą planetę. Nie miał sobie równych w tropieniu buntowników, co zagwarantowało mu imponująco szybki awans w wojskowych szeregach.
    Teraz wykrzywiał wargi w zwodniczo przyjaznym uśmiechu.
    Bez wątpienia był ciekaw, kim jest jedyny chłopiec pośród tej bandy prymitywów.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 3 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Czw 05 Mar 2020, 01:33

    Głos, który za nim wołał, ze względu na swą barwę bez wątpienia nie należał do żadnego Zabraka. Młodzieniec zatrzymał się i odwrócił powoli, by stanąć twarzą w twarz z człowiekiem, który na liście najgroźniejszych skurwysynów Galaktyki figurował bardzo wysoko. Vespio znał jego twarz aż za dobrze. Nie dało się jej pomylić z żadną inną, ale nawet gdyby, cesarski mundur, który nosił generał mimo upału, a także dwóch szturmowców wyłaniających się zza rogu za jego plecami – to wszystko mówiło samo za siebie.
      ― Generale ― podjął ostrożnie, ze spojrzeniem utkwionym w gadziej twarzy.
      ― Przedstaw się.
      ― Eyro Shiel ― odpowiedział Vespio, na szczęście świadom, że przedstawienie się prawdziwym nazwiskiem nie byłoby najmądrzejszym posunięciem w chwili, gdy jego matka króluje imperialnych na listach gończych.
      ― Iridonia jest mało gościnna, nie spodziewałem się zobaczyć tu człowieka ― podjął Nox tonem luźnej pogawędki, sunąc uważnym spojrzeniem po opalonej twarzy młodzieńca.
      ― Zabrakowie są gościnni, choć cenią sobie niezależność kulturową i rasową ― odrzekł chłopak, poprawiając lekkie okrycie na wilgotnym wciąż ciele. ― A my, ludzie, w przeszłości nie byliśmy dla nich szczególnie…
      ― Dość ― przerwał mu ze zniecierpliwieniem Nox i Vespio posłusznie zamilkł. ― Co tutaj robisz? Kryjesz się przed Cesarzem? Jesteś przestępcą?
      ― Przestępcą? Odwiedzam tylko przyjaciela.
    Oczy Noxa błysnęły groźnie, jakby usłyszał dokładnie to, czego potrzebował.
      ― Kogo?
      ― Nie wiedziałem, że odwiedziny u przyjaciół są niezgodne z prawem.
    Nox zacisnął gwałtownie pięść na jego kołnierzu. Vespio zmrużył oczy i wstrzymał oddech.
      ― Życie ci niemiłe, pyskaty gnoju? Mów, kogo odwiedzasz.
      ― Króla ― odpowiedział cicho, przez zaciśnięte zęby.
      ― W jakim celu?
      ― Przyjacielskim.
    Nagle pięść Noxa zderzyła się z policzkiem Vespio. Głowa chłopaka odskoczyła w bok, a on zachwiał się i chwycił generała za przeguby. Szturmowcy za plecami generała unieśli odrobinę bronie, gotowi do interwencji. Jedno szybkie spojrzenie na nich wystarczyło, by Vespio rozluźnił uścisk. Splunął krwią w bok, nim wydusił kolejne kłamstwo, krzywiąc się z bólu.
      ― Jestem jego kochankiem. Wścieknie się, Generale.
      ― Aresztuję cię ― wycedził Nox i nabrał powietrza, by wydać rozkaz szturmowcom, ale wtedy zza rogu za plecami Vespio wyłoniła się grupa Zabraków, na co chłopak niemal roześmiał się z ulgi. Kiedy ujrzeli Noxa, który ściskał za kołnierz Vraxei jednego z najpotężniejszych wojowników, nie mieli żadnych wątpliwości, jakie podjąć działanie. Młodzieniec podziwiał ich bezwzględną wierność pewnym regułom. Prawdopodobnie uratowała mu życie.
      ― Vrugad! ― wykrzyknął jeden z przybyszy, bez zawahania wyszarpując broń. Szturmowcy wycelowali w niego blastery. Gdyby Nox poczekał z rozkazem jeszcze sekundę, doszłoby do rozlewu krwi.
      ― Nie strzelać! Stop! Hasrod!
    Vespio wyszarpnął się Noxowi, cofnął o kilka kroków w stronę rozdrażnionych Zabraków i przyłożył dłoń do obolałego policzka, by go rozmasować. Od razu poczuł na swym ramieniu silną łapę – przodujący wojownik pociągnął go w swoją stronę i warknął w stronę Noxa kilka słów.
    Generał zacisnął ze zdenerwowaniem wargi, ale machnął głową w stronę swoich ludzi.
      ― Idziemy ― warknął. ― Cesarz dowie się, że utrudniacie przesłuchania.
    Wojownik u boku Vespio ryknął za nim, na co Generał rzucił się biegiem, aż w końcu zniknął za rogiem.
      ― Cwel ― mruknął Vespio.
      ― Vregrut motug quo'dua tuta. Nobax uobrum ― rzucił Zabrak i pociągnął chłopaka za ramię. Cokolwiek mówił, wskazał głową kierunek i najwyraźniej oczekiwał, że młodzieniec skorzysta z jego sugestii.
      ― Vrethae? ― zapytał ten.
      ― Hedu.
    Cały oddział wbił w Vespio wyczekujący wzrok, toteż chłopak wzruszył w końcu ramionami i ruszył przed siebie, odprowadzany ich dzikimi spojrzeniami.

    Vrethae nie miał problemu ze znalezieniem go. Wystarczyło udać się do amfiteatru, gdzie chłopak z pasją oddawał się testowaniu swojej nowej broni. Bez bezpośredniej pomocy Zabraka młodzieniec tworzyłby ją miesiącami, ale dzięki niemu już po kilku dniach wymagającej pracy przed jego zachwyconymi oczami rozwinęło się błękitno-białe ostrze.
    Robiło furorę na arenie. Zwracało uwagę. Plotki rozchodziły się błyskawicznie, ale Zabrakowie nie wynosili ich poza swoją rodzimą planetę. Iridonia była odizolowana od reszty Galaktyki. Miała własny ustrój, własną armię, własną flotę, a przede wszystkim hermetyczne środowisko i kulturę. Ktoś taki jak Nox nie miał nawet dostępu do widowisk. Poruszał się po planecie na pozór swobodnie, ale widział jedynie to, co król sam pozwalał mu zobaczyć, dlatego jeszcze nie znalazł tego, kogo szukał.
    Błękitne ostrze przecięło powietrze i zatopiło się w czerepie rozjuszonej bestii, która od kilkudziesięciu sekund wierzgała, usiłując zrzucić z siebie drobne ciało. Vespio ze swymi rozmiarami był dla negoka jak natrętna mucha, ale na nieszczęście potwora miał bardzo niebezpieczne żądło. Wyjąc przeraźliwie, negok zwalił się na ziemię, a Vespio zeskoczył z niego, złożył ostrze, otarł pot z czoła i rozejrzał się po pobojowisku.
    Był ostatnim, który trzymał się na nogach. Uśmiechnął się pod nosem. Wszystkie treningi, którym się poddawał, nawet głupie sparingi z Virgilem lub Evanem, odnosiły teraz spektakularny skutek. Wciąż musiał się wiele nauczyć, nim zwróci na siebie uwagę najpotężniejszych wojowników, ale już teraz czuł z siebie dumę.
    Zadarłszy podbródek, przesunął wzrokiem po zgromadzonej na trybunach ludności i oblizał spierzchnięte wargi, zatrzymując spojrzenie na tej jednej konkretnej twarzy.
    Po tygodniach spędzonych wśród Zabraków, którzy początkowo wydawali mu się identyczni, Vespio nie miał już większych problemów z rozpoznawaniem ich.
    Vrethae był na widowni i śledził jego postępy. Młodzieniec obdarzył go jednym z tych cudownych uśmiechów, a potem ruszył ciężkim krokiem ku zejściu z areny, nie chcąc osuwać się ze zmęczenia na kolana na oczach tłumu.

    Gdy tylko znalazł się z powrotem w poczekalni, osunął się na ławę i położył na niej na plecach z podkurczonymi nogami, niedbale wystawiając przy tym smukły nadgarstek. Zabrak z dłutem usiadł obok i warknął coś w swoim języku.
      ― Tak, chcę ― mruknął Vespio.
    Ból i dyskomfort odmalowywały się na jego twarzy podczas zabiegu, ale młodzieniec i tak wyglądał, jakby miał zamiar zasnąć. Ożywił się dopiero, gdy poczuł znajomą obecność.
      ― Vrethae ― przywitał swego mentora i dopiero po chwili otworzył oczy, by upewnić się, że to on wszedł do pomieszczenia. Nie mylił się. Miał wrażenie, że wyczułby go zawsze.
    Podniósł się do siadu, a tatuażysta jak i ostatnio przerwał pracę, wstając, by okazać szacunek potężniejszemu. A potęga biła od Sitha w każdym calu. Patrząc na niego, Vespio nieraz się zastanawiał, dlaczego nie wziął go siłą choćby wtedy, w komnacie, gdy zastał go ze swym mieczem w dłoniach. Był wówczas taki napalony, jego ogromny kutas stał na baczność, a zapach podniecenia wypełniał całą przestrzeń. Co go powstrzymało? Przecież nie sumienie, ten skurwiel mordował bez mrugnięcia okiem setki tysięcy ludzi.
    Zanim się spotkali, Vespio był przekonany, że będzie to jedną z pierwszych rzeczy, którą zrobi mu Vrethae, żeby pokazać swoją dominację, złamać go. Sądził, że Zabrakowie tak właśnie postępują, ale najwyraźniej nie z każdym.
    Byłoby łatwiej, gdyby to uczynił. W tej chwili Vespio nie był pewien, jak określić ich relację. Była ambiwalentna. Niewygodna i bardzo niezręczna. Czasami zapominał, że to bezlitosny morderca, przed którym do niedawna instynktownie uciekał. I jeszcze słowa króla, które wcale niczego nie wyjaśniły.
    Mimo wszystko uznał, że bezpieczniej będzie opowiedzieć Sithowi o wcześniejszym spotkaniu.
      ― Generał Nox tu był. Pewnie wiesz. ― W ciszy chłopak popatrzył na krwawiący wzór na swej skórze, a potem przeciągnął po nim językiem, zgarniając czerwone krople i strużki. Jeszcze zanim skończył, spod uchylonych powiek popatrzył Vrethae w oczy. ― Zaczepił mnie i chciał aresztować ― poinformował, po czym oblizał wargi i podniósł się, by podejść do Sitha. ― Twoi koledzy mu to wyperswadowali.
    Zaśmiał się krótko i oparł lekko dłonią o ramię mężczyzny.
      ― Och, nie patrz tak. Starałem się nie sprawiać kłopotów. Nie gadaliśmy o tobie. Zmyśliłem nazwisko i powiedziałem mu, że pieprzę się z królem. Zrobił wielkie oczy.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 3 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Pią 06 Mar 2020, 20:55

    Podziwiał go na arenie. Młodzieniec nie zdawał sobie sprawy, że powoli, krok za krokiem staje się tym, czym chce go uczynić Vethrae.
    Polubił przecież występy na arenie. Przede wszystkim jednak pod wpływem pozornie przypadkowych rad Zabraka nie walczył jak Jedi. Podczas bitwy nie szukał siły w spokoju, a chętnie pozwalał ponieść się emocjom. Pobudzał je, zamiast wyciszać. Zadawał ciosy kierowane gniewem. Nie ograniczał się do perfekcyjnej obrony, ale chętnie i skutecznie atakował, często uciekając się do niezbyt rycerskich gestów. Poza tym po prostu się popisywał. Czerpał przyjemność z tej brudnej, niebezpiecznej i okrutnej rozrywki. Stawał się próżny. Łasy na poklask upojonego walką tłumu.
    Vespio przyjął te wszystkie zasady zupełnie nieświadomie, szeptane były niemalże przypadkiem, ale to właśnie one pozwoliły mu osiągnąć sukces.
    Vethrae skinął zadowolony głową, obserwując, jak truchło wielkiej bestii zwala się na piasek areny. A nauczony błędem swojego mistrza, zamierzał nagrodzić trud chłopaka.

    Sam zapewne zrobiłby wielkie oczy. Większe od Noxa.
    Nie wiedział, który fakt z całej garści informacji wydaje mu się najbardziej absurdalny. Trudno było mu skupić myśli, gdy jego spojrzenie powoli wędrowało za różowym, figlarnym językiem, który pieszczotliwie zbierał szkarłatne krople. Twardy kutas naparł na materiał spodni.
      ― Lepiej nie mów, że pieprzysz się z królem na prawo i lewo, bo jego Vraxei nie zapyta, tylko natychmiast rozszarpie cię na strzęp. Auvrot jest mistrzem tej areny ― wychrypiał, czując nieznośną suchość w gardle.
    Miał wrażenie, że te uczucia nie należą do niego. Były zbyt obezwładniające jak tej nocy, zaledwie kilka dni temu.

    Vethrae obudził się w swoim łóżku nad ranem, choć czerwone słońce Iridonii dopiero zaświtało nad horyzontem. W jakimś zapomnianym odruchu wyciągnął rękę na drugą stronę materaca, próbując nią kogoś odszukać i do siebie przyciągnąć. Zirytowany odkrył, że była tam tylko pusta i zimna przestrzeń.
    Na wpół jeszcze śpiąc, warknął wściekle. Z jakiegoś powodu spodziewał się tam kogoś, choć przecież od kiedy pamiętał, sypiał sam. A ten nagły brak wywołał w nim przypływ niespodziewanego gniewu.
    Poderwał się z łóżka i nerwowo przeszedł po sypialni, choć sam nie wiedział, kogo szuka. Szybkim krokiem przemierzył również salon, a następnie wpadł do sypialni Vespio. Otworzył drzwi z takim impetem, że uderzyły o ścianę.
      ― Tu jesteś ― warknął, a w jego głosie ulga przeplatała się ze wściekłością.
    Na szczęście młodzieniec nic nie pamiętał z tamtej nocy. Był zbyt nieprzytomny, by zrozumieć wypowiedziane wcześniej słowa, a zasnął niemal natychmiast po tym, jak poczuł ciężką dłoń wplatającą się czule w rude kosmyki.
    Rano Vethrae o niczym nie wspomniał.

      ― Chodź, mój uczniu. Pokażę ci, jak świętują zwycięzcy.
    Oznajmił, gdy kolejny tatuaż został ukończony. Zabrał młodzieńca do podziemi areny, gdzie po widowisku zbierali się jego uczestnicy. To było miejsce, do którego niełatwo było wejść, niczym tajne stowarzyszenie, a członkostwo opłacało się ilością przelanej krwi.
    Z Vethrae młodzieniec wszedł bez trudu. Zresztą zdążył już zyskać własną sławę i teraz pośród starych bywalców natychmiast obudził zainteresowanie. Stał się głównym bohaterem każdej rozmowy. Zabracy chętnie dzieli się z nim własnymi doświadczeniami. Oceniali jego walkę. Komentowali osiągnięcia. Udzielali porad na temat przyszłych starć. Jego mentor trzymał się natomiast z boku, pozwalając mu na tę próżną chwilę przyjemność.
    Częstowano go alkoholem. Zaczepiano. Zachęcano do zabawy. Choć każdy wciąż zachowywał ten pełen szacunku dystans, co jakiś czas spoglądając na Vethrae.
    Ktoś podsunął Vespio kolejny kubek, wypełniony po brzegi czerwonym, słodko pachnącym trunkiem.
      ― Ja bym tego nie pił ― mruknął Vethrae, ale rozbawiony chłopak nie usłyszał tej uwagi lub nie zamierzał posłuchać. Wychylił cały puchar. Słodki smak szybko zastąpił zupełnie odmienny. Alkohol palił w gardło. Oczy zaczynały od niego łzawić, a na skórze pojawiły się kropelki potu. Vespio spragnionym, desperackim ruchem spróbował sięgnąć po kielich mistrza, ale ten lekkim ruchem odsunął od niego naczynie.
    Usłyszał ryk śmiechu swoich kompanów.
    Po chwili poczuł, jak Vethrae przysuwa mu do ust inny kielich, wlewając do gardła słodkie, chłodne mleko, które prawdopodobnie nigdy nie smakowało tak doskonale, jak teraz. Uczucie palącego bólu i gorąca gdzieś zniknęło. Mistrz poił go, pozwalając mu zachłannie spijać napój i nie zważając na kilka kropel, które spłynęły po jego brodzie i palcach mentora.
      ― Nazywają to smoczym ogniem.
    Wyjaśnił, kiedy młodzieniec już nieco ochłonął. Zabawa później przerodziła się w szalone tańca przy rytmicznej, plemiennej muzyce, w których jednak Vethrae nie brał udziału.

    Po tamtym wieczorze spędzonym z przyjemnością. Po tych wspólnych dniach wypełnionych nauką. Tym bardziej musiało być zaskakującym to, co wydarzyło się później.
    Gdy młodzieniec wszedł do apartamentu, nadepnął butem na złotą ozdobę. Gdy powędrował wzrokiem w głąb pomieszczenia, najpierw zobaczył zgubione w pośpiechu na dywanie fikuśne ubrania. Do jego uszu dobiegły rozkoszne odgłosy. Stęknięcia, mokre pocałunku, nieskrępowane jęki, wyszeptane słowa, których znaczenia chłopiec nie musiał się domyślać. To wszystko zdawało się niewiarygodnie głośne.
    Wzrok Vespio w końcu dosięgnął biurka. Notatki, które całe przedpołudnie zbierał dla Vethrae posypały się po podłodze tuż obok niedawno zdzieranych pożądliwie ubrań.
    Gdy nagi Zabrak na biurku odchylił głowę do tyłu i uśmiechnął się szeroko, Vespio natychmiast rozpoznał chłopaka, który jeszcze niedawno udzielał mu porad na temat odpowiedniego stroju. Inaczej szybko się tobą znudzi. Ten sam młody Zabrak przytulał się niecierpliwie do potężnego ciała mentora, zachrypniętym, ciężkim głosem wprost do ucha szeptał mu nieprzyzwoitości. Owinął rękę wokół silnego karku, wbijając palce w szerokie barki. Nic sobie nie robiąc z widowni.
    A Vethrae jebał go zapamiętale. Jedną rękę oparł na biurku, które skrzypnęło niebezpieczne, a drugą wsunął pod kolano kochanka, zdecydowanym gestem przyciągając go bliżej siebie i nie zważając na kilka książek, które runęło na podłogę.
    Gdy podniósł wzrok, jego twarz miała zwierzęcy wyraz, dzikiej, nieokiełznanej pasji. Oczy zaiskrzyły się, gdy jego spojrzenie spotkało się ze wzrokiem młodzieńca. Z ust wyrwał się gardłowy warkot, wbił się jeszcze głębiej, mocniej i gwałtowniej w kochanka. Słodki jęk młodego Zabraka przerwał nagłą ciszę, ale Vethrae już nie patrzył na niego. Dziwka kompletnie się nie liczyła. Pieprzył go, ale spojrzenia nie spuszczał ze swojego ucznia.
    Vespio szybko odwrócił wzrok, ale potem jakby wiedziony niezrozumiałym uczuciem, jeszcze raz, na jedną chwilę pogrążył się w tym piekielnym, spragnionym spojrzeniu.
    Na słodką sekundę, po której rozległ się huk z wściekłością zatrzaśniętych drzwi.

    Vethrae potrzebował kąpieli. Wszedł do łaźni, a słysząc plusk wody, zbliżył się z ciekawości do krawędzi basenu. Nie spodziewał się, takiego daru od losu. Widać ta suka naprawdę nagradza podłości.
    Młodzieniec wynurzył się u jego stóp. Długie, rude kosmyki przykleiły się do jego nagich, smukłych ramion, układając się we wzory niczym dalsza część zabrackich tatuaży. Wilgotne od wody wargi rozkosznie błyszczały, a kilka kropel wody osiadło na niewiarygodnie długich rzęsach. Duże oczy patrzyły jednak z urazą, choć Vethrae wolałby dostrzec w nich zupełnie inny błysk. Z rozczarowaniem obserwował, jak upragnione usta, zaciskają się w obrażonym grymasie.
    Mimo to, w ułamku sekundy chłopak pokazał wszystko, czego brakowało tamtej dziwce.
      ― Och. Skończyłeś już? ― Vespio odezwał się oschłym, nieprzyjaznym tonem, za którym bez wątpienia kryła się cała złość i rozczarowanie.
      ― Ja dopiero zaczynam ― mruknął, wyciągając rękę, by zgarnąć rudy kosmyk, który przykleił się do policzka. Chłopak gwałtownym gestem odtrącił jego dłoń.
      ― Przed chwilą dotykałeś tą ręką dziwki. Trzymaj ją ode mnie z daleka ― sapnął wściekle, a jego oczy błysnęły gniewnie. Vethrae nie zamierzał pozwolić młodzieńcowi na takie zachowanie. Ponownie wyciągnął dłoń, a gdy Vespio spróbował ją odtrącić, boleśnie uchwycił jego nadgarstek, a następnie powolnym, delikatnym gestem zebrał kosmyk z twarzy. Zimna dłoń w rękawicy przesunęła się po przyjemnie rozgrzanej skórze. Zabrak przyklęknął na krawędzi basenu.
      ― Tak bardzo denerwuje cię, że miał odwagę sięgnąć po coś, czego ty chcesz, ale za bardzo boisz się o to poprosić?
      ― Sypianie z Sithami to nie przejaw odwagi, a desperacji ― młodzieniec utkwił w nim wściekłe spojrzenie i natychmiast tego pożałował. Vethrae złapał go stanowczo za podbródek, podtrzymując kontakt wzrokowy. Vespio natychmiast uciekł spojrzeniem w bok, policzki paliły go niemiłosiernie, a krew uderzyła do głowy. Mężczyzna sprawiał, że czuł się odsłonięty i bezbronny. Druga dłoń Zabraka zanurzyła się w wodzie i przesunęła po udzie chłopca.
    Vespio zareagował natychmiast. Gwałtownie odepchnął się od krawędzi basenu i wymknął pożądliwym dłoniom. Stanął na jego środku i z bezpiecznej odległości rzucił mężczyźnie ostre, wyzywające spojrzenie.
      ― Wyglądał, jakby był gotów wylizać ci buty za jedno spojrzenie.
      ― Jak większość tej parszywej galaktyki ― mruknął, odsuwając się od krawędzi basenu, by zsunąć z nóg wysokie, oficerskie buty. Powoli zdjął z siebie ubranie, by wejść do wody i dołączyć do młodzieńca. Nie spróbował się jednak znów do niego zbliżyć,
      ― A ty nie potrafisz znieść myśli, że jest ktoś, kto o tobie nie marzy ― znów ten zaczepny ton.
      ― W takim razie, o co jesteś taki zły?
      ― Nie jestem zły ― mruknął, zaciskając wściekle usta ― ale mogłeś się z nim pieprzyć gdzieś indziej.
    W odpowiedzi usłyszał cichy, warkliwy śmiech Zabraka.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 3 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Pią 06 Mar 2020, 23:54

    Niski, gardłowy śmiech rozniósł się echem po wysoko sklepionej komnacie. Vespio zadarł dumnie podbródek i wydął pogardliwie wargi. Gdzieś w środku zdawał sobie sprawę, że jego reakcja jest nieadekwatna do sytuacji czy wręcz niedojrzała, ale nie potrafił zapanować nad złością i rozgoryczeniem.
    Chociaż żadne obietnice nie padły, zdawało mu się, że zbliżają się do siebie. Wbrew temu, co sam twierdził, coraz częściej łapał się na dość poufałych myślach lub zachowaniach. Obserwował Vrethae zbyt długo, gdy sądził, że ten nie widzi; przysiadał zbyt blisko niego, sięgając po swój kielich; czasem zanadto przeciągał dotyk, kiedy podawał mu dokumenty lub kubek z napojem. Zawsze rozglądał się za nim, ilekroć tracił go z oczu, a jednym z jego ulubionych widoków był nie iridoński wschód słońca, tylko praca silnych mięśni ramion Zabraka, gdy ten oddawał się wysiłkowi.
    Przy okazji treningów parę razy nawet szczerze się śmiał z jakiegoś wrednego żartu o świętobliwych Jedi, jakby zapomniał, że został uprowadzony przez jednego z najgroźniejszych skurwysynów Galaktyki i powinien trzymać dystans.
    Potrafili się dogadywać i czasem w nocy Vespio budził się, myśląc o jego potężnym, rozgrzanym ciele, które spoczywało z pewnością na łożu w sąsiedniej komnacie.
    Tak łatwo byłoby tam pójść i położyć się obok. Przesunąć palcami po skomplikowanym wzorze ze świadomością, że marzyło o tym tak wielu innych. Ze świadomością, że mogą wejść razem w lepsze jutro. Że Vrethae nie jest niereformowalnym skurwielem i może się zmienić, jak wielu przed nim.
    Aż nagle pojawiła się ta przemądrzała zdzira i wszystkie te myśli, wszystkie nadzieje rozprysły się w zderzeniu z rzeczywistością.
    Nie, Vrethae nie mógł się zmienić i nie łączyło ich nic szczególnego.
      ― Nie wiem jak jest w waszej kulturze, ale na przyszłość ― rzucił zimno młodzieniec ― jeśli chcesz kogoś poderwać, zadbaj o to, żeby czuł się jedyny.
      ― Nasze kultury się bardzo różnią, chłopcze ― odparł Vrethae, schodząc po stopniach niżej w głąb basenu.
      ― Najwyraźniej. ― Vespio uśmiechnął się krzywo, a potem zanurkował w ciepłej wodzie i popłynął ku przeciwległej krawędzi basenu. Wyszedł powoli po kamiennych schodach z drugiej strony, ociekający wodą, smukły, lecz silny, i zgarnął rdzawe włosy z pleców na przód, by spłynęły chłodną kaskadą po jego piersi.
      ― Za tydzień mój wuj bierze ślub, chłopcze. Chciałem, żebyś mi towarzyszył.
    Młodzieniec odwrócił się przez ramię, plotąc nieśpiesznie warkocz. Stał przed Zabrakiem jedynie w białej bieliźnie kąpielowej, a ten wpatrywał się w niego swoim intensywnym, gorejącym wzrokiem. Vespio parsknął cicho, rozbrojony absurdem tej sytuacji.
      ― Zabierz jego ― odparł, nawet nie próbując ugryźć się w język. ― Jest przecież taki śliczny.
    Oczy Vrethae błysnęły złowrogo, na co Vespio odrobinę spoważniał.
      ― Zapraszam ciebie.
      ― Też mi zaszczyt. ― Sięgnął po czarny szlafrok złożony na kamiennym stopniu i okrył się nim szczelnie. ― Zastanowię się.

    Królewski ślub był wydarzeniem, którym – odkąd tylko postawił stopę na tej planecie – żyła cała Iridonia. Vespio nigdy takiego nie widział i nie wiedział, na czym polega sama ceremonia, ale mimo ciekawości początkowo nie planował brać w niej udziału. Nie chciał być tylko egzotyczną ozdóbką u boku cieszącego się ogromnym respektem, a wręcz budzącego popłoch Vrethae. Miał szczerą ochotę zrobić mu tak po ludzku na złość.
    Dopiero w przeddzień uroczystości, gdy rano wszedł do ich wspólnej komnaty i zastał Zabraka przy notatkach, wydawał się w trochę lepszym nastroju.
      ― Niech będzie ― rzucił cicho. ― Pójdę.

    Zgodnie z umową, odszukał Revo w burdelu, który na Iridonii pełnił również wiele innych funkcji aniżeli tylko zaspokajania najbardziej pierwotnych potrzeb. Było to także miejsce, w którym Zabrakowie nabywali ekskluzywne ubrania lub wykonywali okazjonalnie makijaże, któż bowiem zna się na wizerunku lepiej niż najbardziej utalentowane prostytutki.
    Chłopak, który z taką rozkoszą rozkładał nogi przed Vrethae, przyjął go w swoim królestwie z szerokim uśmiechem. Usadził na złotym krześle przed ogromnym lustrem i z ubóstwieniem przesunął palcami po jasnych, przypalonych słońcem ramionach.
      ― Takim jak ty wiele nie trzeba. Twój Vraxei będzie zachwycony.
      ― Nie pójdę tam ubrany jak dziwka ― zastrzegł Vespio.
      ― Nie będziesz musiał ― zaśmiała się Zabraczka, która niosła mu już strój spleciony niemal wyłącznie ze złota i drogocennych kamieni. ― To tradycyjny strój wyjściowy. Jest uniwersalny płciowo. Załóż.
      ― Vrethae go nie widział. Zrobisz na nim wielkie wrażenie ― zapewnił Revo. ― Zazdroszczę ci, że możesz go nosić.
      ― Ty nie możesz?
      ― Nam w ogóle niewiele rzeczy wolno ― odparł Revo, ale wydawał się rozbawiony.
    Vespio przechylił głowę, sunąc wzrokiem po dzwoniącej cicho kreacji. Po chwili wahania wstał i pozwolił, by młody Zabrak pozbawił go górnej i dolnej części odzienia niczym w luksusowym sklepie z odzieżą. Wyciągnął ręce i patrzył, jak krzątają się wokół niego, poprawiając mu włosy i montując kolejne elementy, a gdy stanął przed lustrem, ledwie poznał sam siebie. Sięgające podłogi, ciągnące się po niej złote kaskady odsłaniały z obu stron jego nogi aż do wysokości pośladków. W okolicy bioder strój łączyły złote zawijasy. Szkarłatne, półprzezroczyste kawałki materiału przysłaniały to, co powinny, podczas gdy pióra na złotych naramiennikach w hipnotyzujący sposób mieniły się w blasku wpadających przez okno proieni słońca.
      ― Jest trochę frymuśny ― zauważył.
      ― Oczywiście, że jest ― zaśmiała się Zabraczka i pokręciła z niedowierzaniem głową, patrząc na Vespio z podziwem. ― Skubany, nie? ― zwróciła się do Revo. ― Jest na niego idealny.
      ― Ja po prostu wiedziałem ― zaśmiał się ten. ― Od początku ci mówiłem.
      ― Co mówiłeś? ― zapytał Vespio, odnajdując w lustrze spojrzenie Zabraka.
      ― Że będzie ci do twarzy w tym cudzie, Tal Vahin ― odrzekł Revo, ale młodzieniec miał wrażenie, że zachował coś dla siebie.
      ― Musisz w tym wyjść, Tal Vahin. Oni się rozpłyną. Król ze ślubu zrezygnuje. Usiądź. ― Zabraczka wskazała złoty fotel i Vespio z pewnym wahaniem osunął się na miękkie siedzisko. ― Zrobię z ciebie boga ― zapowiedziała, sięgając po pędzel. Zanurzyła go w ciemnoczerwonej farbie, podczas gdy Revo zebrał rdzawe włosy, by nie przeszkadzały podczas zdobienia jasnej skóry okazjonalnymi tatuażami.

    W tłumie zgromadzonym w okolicach świątyni młodzieńca dostrzec było można na pierwszy rzut oka. Bardzo się wyróżniał spośród wszystkich tych Zabraków, nie tylko dlatego, że był człowiekiem – znacznie od nich delikatniejszym i zwyczajnie innym – lecz przede wszystkim dlatego, iż było w nim coś, co przyciągało do niego wszystkie pary oczu, nawet te nawykłe do kosztownych kreacji. Nie chodziło nawet o fantazyjny strój, spektakularne tatuaże czy zjawiskową fryzurę. To było coś dalekiego od fizyczności, odczucie, które towarzyszy spoglądaniu na kogoś, komu pisane jest coś wielkiego.
    Vethrae najwyraźniej też to zobaczył. Idąc z wolna w stronę swojego cennego chłopca, nie odrywał od niego wzroku. W jego szkarłatnych oczach czaił się jakiś rodzaj niewypowiedzianego uwielbienia. Kiedy Vespio odwrócił się, wyczuwając znajomą obecność, aż zarumienił się lekko od intensywności jego spojrzenia. Od razu wiedział, że zrobił na nim ogromne wrażenie, a to z kolei mile połechtało jego próżność, bo podziw kogoś takiego znaczył więcej niż zachwyt nijakiego tłumu.
      ― Vethrae ― wychrypiał.
      ― Chłopcze.
    Młodzieniec przesunął wzrokiem po umięśnionych, wytatuowanych ramionach, które odsłaniały proste, choć eleganckie szaty Zabraka. Skłamałby, twierdząc, że pozostaje obojętny na te surowe, niezaprzeczalne walory. Miał do nich jakąś niewytłumaczalną słabość.
      ― Dobrze wyglądasz ― powiedział cicho, na krótko przed tym, jak włożył dłoń pod jego wysunięte sugestywnie ramię i odsunęli się na bok, robiąc przejście na drodze do świątyni dla królewskiego orszaku.
      ― Wszyscy patrzą tylko na ciebie ― usłyszał w uchu pomruk Zabraka i mimowolnie się uśmiechnął.
      ― Bo jestem z tobą ― szepnął i popatrzył mu długo w te dzikie oczy. Nie oderwał spojrzenia nawet, gdy wśród dźwięku rytualnych bębnów minął ich sam król ze swym Vraxei u boku.
    To znów był jeden z takich momentów, kiedy jego serce wypełniała nadzieja, że mogą się jeszcze porozumieć. Prawie wybaczył mu śmierć swych przyjaciół. Prawie o niej zapomniał, gdy sunął subtelnie kciukiem po jego potężnym ramieniu, zwracając spojrzenie ku królewskiej parze.
    Czuł, że razem mogliby osiągnąć wiele i miał zaskakującą świadomość, że nie jest w tym poczuciu odosobniony.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 3 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Sro 11 Mar 2020, 09:58

    To była jedna z tych chwil, w której czuł, że idąc z tym chłopcem ramię w ramię, mógłby osiągnąć wszystko. Naiwnie wierzy, że byliby zdolni stawić czoło Cesarzowi, a przynajmniej nie wątpił, że znaleźliby odwagę do stoczenia tej bitwy, nawet jeśli przegranej.
    Wszystko zdawało się teraz właściwe, jakby los zmierzał do tej jednej chwili. Vethrae nie mógł skupić się na ceremonii. Jego myśli nieustannie wracały do młodzieńca obok. Do tego, czego mogli razem dokonać. Może gdyby oboje poszli na kilka kompromisów? Może gdyby potrafili czasem, na krótką chwilę przestać być próżnymi?
    Teraz wszystko było dopełnione. W jedynym właściwym miejscu. Cała galaktyka mogła legnąć u ich stóp. Vespio musiał to w końcu zrozumieć.
    Punktem kulminacyjnym uroczystości było wykonanie prostych tatuaży. Dokładnie takich samych na prawych dłoniach obu kochanków. Symbolu, którego nie mogli ukryć. Nie mogli się pozbyć. Który zawsze pozostawał na widoku.
    Vethrae jednego był pewien. Bez chłopca obok nie pokona Cesarza. A nawet jeśli... to zwycięstwo nie będzie wiele warte.

    Podczas uczty, otrzymali miejsce przy królewskim stole. Zabawie towarzyszyła muzyka, którą jednak skutecznie zagłuszał gwar rozmów i głośnych śmiechów. Vethrae zapamiętał gorzkie słowa młodzieńca i sprawił, by ten poczuł się tego wieczoru wyjątkowo. Robił to przy pomocy drobnych gestów. Przepuszczał go przodem. Subtelną manipulacją mocy sprawiał, by nikt nie wchodził mu w drogę i nie przeszkadzał. Słuchał uważnie. Podtrzymywał kontakt wzrokowy. Napełniał mu kielich. Serwował kolejne pyszne dania. Zachowywał się tak, jakby rzeczywiście nie liczyło się nic, tylko piękny chłopiec u jego boku, którego obecność sprawiała mu tyle przyjemność.
    Niedługo po rozpoczęciu zabawy, zobaczyli, że w ich kierunku zmierza Auvrot. Świeżo przyrzeczony pan młody miał w ruchach dynamikę i gibkość. Poruszał się z pewnością i zwinnością znakomitego wojownika. Jego skóra miała niezwykły, złocisty odcień, który mienił się w blasku świateł. Przystanął nad wielkim Zabrakiem, który siedział naprzeciw Vespio. Mężczyzna na moment uniósł wzrok na Auvrota, a następnie opuścił spojrzenie z szacunkiem i natychmiast ustąpił mu swoje miejsce na ławie. Nowożeniec uśmiechnął się szeroko, a następnie usiadł okrakiem na wolnej przestrzeni.
      ― Cześć, słodziaku ― zwrócił się wesoło do Vespio, z zabawną manierą wypowiadając głoski we wspólnym języku. ― Trafiłeś się jak szturmowcowi cel ― Zachichotał, każde „r” wymawiając przesadnie wyraźnie i przeciągając.
      ― Mój wuj ma podobne szczęście.
      ― No raczej ― Auvrot przechylił głowę, uśmiechając się jeszcze szerzej. ― Wyglądasz prześlicznie – zwrócił się znów do Vespio, a komplement zabrzmiał ciepło i szczerze. ― Powinienem być zazdrosny. Nie wiem, skąd wytrzasnąłeś to wdzianko. ― Zaledwie na sekundę spojrzał w kierunku Vethrae, a potem uniósł lekko swój kielich w toaście. ― Za mnie, za was i przede wszystkim za mojego męża.
    Vethrae złapał za swoje naczynie i bez wahania wychylił jego zawartość do dna. Podobnie uczynił Vespio. W tym samym momencie młody Zabrak złapał za spódnicę jedną z niewolnic roznoszącą wino. Szepnął jej coś na ucho, a ta gwałtownie zaprzeczyła głową.
      ― Rany. Idź ― klepnął ją niecierpliwie w tyłek. W końcu służąca ruszyła niepewnym krokiem w stronę króla.
    Dzbanek zadrżał w jej dłoniach, gdy dolewała mu alkoholu, a następnie pochyliła się, by złożyć pocałunek na jego policzku i coś wyszeptać. Władca natychmiast wybuchnął gromkim śmiechem, czując na sobie wzrok kochanka. Widać Auvrot postanowił mu przesłać te niekonwencjonalne całusy, a teraz zadowolony siedział już na stole, poprawiając ułożenie włosów Vespio.
      ― Wyglądasz zupełnie jak z ryciny. Jak bohater baśni, którymi stara niańka karmiła mnie na dobranoc ― mruknął, zbierając ostatnie, niesforne pasmo. ― Już idę, idę. Nie patrz tak spode łba, bo się na nowo zakocham ― zażartował w stronę Vethrae, który rzeczywiście wpatrywał się w niego odrobinę zniecierpliwiony. ― Będziemy musieli się umówić na jakiś trening. Wy kontra ja. Tylko bez tych waszych świecących zabawek.
    Puścił im oczko po raz ostatni, a następnie wrócił do króla. Bez chwili wahania usiadł mu okrakiem na kolanach, nie przejmując się toczoną rozmową czy rozlanym alkoholem. Chciwie znalazł jego wargi i pocałował z nieokiełznaną pasją. Nie wstydził się ciekawskich spojrzeń i nie zamierzał szybko oderwać od ust kochanka. Uniósł się lekko, a silne dłonie króla natychmiast zacisnęły na jego pośladkach. Vethrae powoli odwrócił od nich wzrok, czując nieprzyjemne uczucie płytkiej zazdrości.
    Nim zdążył się odezwać do młodzieńca, obok nich stanął kolejny Zabrak. Ukłonił się lekko przed Vethrae, ale spojrzenie miał utkwione w Vespio. Spojrzenie zabarwione gorącą żądzą.
      ― Czy mogę poprosić twojego Vraxei do tańca? ― Dopiero zadając to pytanie, skupił wzrok na rozmówcy, choć zaledwie na kilka uprzejmych chwil. Vespio mógł kojarzyć mężczyznę z zabawy po swoim zwycięstwie na arenie. Był jednym z miejscowych czempionów i cieszył się sporym szacunkiem. Jego propozycja była bez wątpienia wyrazem szacunku.
    Usta Sitha wykrzywił paskudny uśmiech.
      ― Nie ― warknął krótko i wyciągnął rękę do swojego chłopca. ― Masz ochotę?
    Kiedy poczuł ciężar dłoni młodzieńca w swojej, podniósł się od stołu i poprowadził go w stronę parkietu. Minęli tłum, spośród którego kilka osób rzuciło im zainteresowane spojrzenie. Vethrae zignorował je i wybrał miejsce na środku parkietu.
    Tańce były proste, ludowe. Vespio ze zdumieniem mógł odkryć, że zna kroki. Jakby muzyka sama go niosła albo kiedyś, bardzo dawno temu, miał okazję brać udział w podobnej zabawie. Vethrae prowadził go z zaskakującą wprawą, choć sam układ nie pozwalał na dużą bliskość, Zabrak pozwalał sobie na poufałe, choć niezbyt nachalne gesty. Trzy kroki, lekki obrót, podczas którego dłoń partnera lekko przesunęła się po linii jego bioder. Zetknięcie dłoni, wywołujące mrowienie w koniuszkach palców. Lekki ukłon. Znów kilka kroków w przód pod dłońmi innej pary. Było coś podniecającego w tym, jak Vethrae przyciągał do siebie chłopca. Nieustannym kontakcie wzrokowym. Nawet urywkowej, kilkusekundowej bliskości, gdy ich stęsknione ciała stykały się ze sobą, a później Zabrak pozwalał im niechętnie oderwać się od siebie. Muzyka pulsująca, zgodna z rytmem ciała wprowadzała w pewien rodzaj transu. Zapomnienia.
    W końcu kroki stawiali już instynktownie. Przeciągali chwilę bliskości. Dłonie mężczyzny coraz częściej błądziły na ciało Vespio. On sam coraz chętniej zostawał na moment dużej w uścisku gorących ramion. Wraz z każdą pieszczotą rosło między nimi to nieznośne napięcie, któremu krótki dotyk nie niósł ulgi.
    Po kolejnym szybkim obrocie Vethrae objął młodzieńca. Nie wypuścił go jednak zaraz potem, by kontynuować taniec. Przytrzymał go zdecydowanie, opierając czoło o jego. Złączył dłonie nad jego pośladkami i przez długi, przyjemny moment razem normowali ciężkie, przyspieszone oddechy.
      ― Jesteś wszystkim, czego pragnę.
    Wyszeptał chrapliwie, a jego czerwone oczy zdawały się płonąć. Vethrae nie wiedział tylko, czy te słowa wypowiedział on, czy ktoś zupełnie inny.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 3 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Sro 11 Mar 2020, 19:38

    Dysząc ciężko, Vespio zamarł nagle w ramionach swego partnera. Jego oczy, jak i same źrenice, rozszerzyły się dostrzegalnie, a smukłe dłonie zacisnęły mocniej na silnych ramionach. Wszystko, co powstrzymywało go przed poddaniem się surowemu urokowi Sitha, rozprysło się jak mydlana bańka. Potęga miała słodki, uzależniający smak, a nigdy nie czuł się tak potężny, silny i tętniący Mocą jak u jego boku. Krew pulsowała namiętnie w jego żyłach, a policzki okryły się łagodnym szkarłatem pod krwawymi, symetrycznymi wzorami. Choć wiele oczu patrzyło na niego z podziwem, i wielu marzyło o jego smukłej, ognistej cielesności, nigdy jeszcze nikt nie patrzył na niego tak.
    Świat jak gdyby zamarł dokoła, skurczył się do rozmiarów, które mogły pomieścić tylko ich dwóch, zapatrzonych w siebie i oddychających wspólnym, rozgrzanym powietrzem. Kiedy spojrzenie Vethrae zsunęło się po jego twarzy w kierunku ust, Vespio nie potrafił dłużej powstrzymać uśpionej żądzy, o której istnieniu nie miał dotąd pojęcia. Nie był nawet pewien, czy to on tak desperacko zapragnął zasmakować tych ust, czy może ktoś inny, bardziej odległy, ale to nie miało znaczenia w chwili, kiedy ich wargi zetknęły się ze sobą, a języki splotły. Vespio przyłożył palce do pokrytego tatuażami policzka mężczyzny i przechylił głowę, spijając z twardych ust posmak alkoholu. Ssał zapamiętale wargi Sitha, ocierał się o język i ostre kły i – Mocy – mógłby przysiąc, że już to robili, nie raz, lecz wiele. Z zaskoczeniem odkrył, że ich pocałunek pozbawiony jest właściwej pierwszemu razowi niezręczności. Jak i w tańcu, doskonale znali swoje ruchy i potrzeby.
    Zarzuciwszy drugą rękę na szyję mężczyzny, wbrew temu gestowi przerwał nagle pocałunek. Odsunął się na odległość najwyżej dwóch cali i raz jeszcze popatrzył w czerwone, dziwnie znajome oczy.
      ― Coś mi się zdaje, że czeka nas wkrótce kolejny ślub ― rzucił ze śmiechem Auvrot w swoim języku, ale Vespio nie oderwał spojrzenia od oczu Sitha, patrząc w nie ze zdwojoną intensywnością. Gdyby to zrobił, zauważyłby, że skupione są na nich niemal wszystkie pary oczu. To była nie lada sensacja, słodki skandal. Ci, którzy znali Vrethae, nie posądzaliby go do niedawna nawet o posiadanie Vraxei, a co dopiero o romans z kimś tak pozornie słabym jak człowiek. Wybranek króla wzniósł wysoko kielich. ― Niech żyją kochankowie. Niech żyją więzi. Niech żyje wszystko to, co sprawia, że rżnięcie jest potem tak dobre.
    Vespio zamrugał i cofnął się nagle o krok. Rozejrzał się niezbyt przytomnie po sali, poprawiając niedbale włosy. Nie czuł się do końca sobą. Najpewniej zawinił tu alkohol, którego sobie dziś nie szczędził.
    Nogi miał jak z waty, z ulgą opadł więc na wygodne krzesło przy stole. Rumieniec nie opuszczał jego policzków, a wręcz się pogłębiał. Gdy tylko Vethrae usiadł obok niego, chłopiec unurzał usta w kielichu z chłodnym alkoholem, posyłając mu rozognione spojrzenie zapowiadające, być może, bardzo długą noc.
    „Jak on na niego patrzy”, komentowano ukradkiem – wcale nie wyczyny króla i jego Vraxei. „Gdyby ktokolwiek patrzył tak na mnie.”

    Vespio wszedł do swojej komnaty sypialnej, ale tym razem nie zadbał o to, by zamknąć drzwi. Stojąc tyłem do nich, zaczął nieśpiesznie rozpinać złotą szatę, pozwalając, by w końcu zsunęła się powoli z jego ramion. Pochwycił ją i zbliżył się do szafy, by starannie ją w niej zawiesić, potem zaś nieśpiesznie podszedł do łóżka, już tylko w wiązanej, skąpej bieliźnie. Odwrócił się przez ramię w samą porę, by zobaczyć, jak Vethrae bezpardonowo przekracza próg. Nie cofnął się przed nim, choć Sith wyglądał jak sam diabeł. W zderzeniu z jego ciałem oparł mocno ręce o twardy tors Zabraka i zadarł dumnie podbródek, wyzywająco patrząc przy tym w szkarłatne oczy, ale był bez szans. Pod surowym naporem potknął się i przewrócił wprost na łoże, a dziki kochanek zawisł nad nim. W jego oczach gorzało piekło. Taka potęga na wyciągnięcie ręki. Czy mógłby to zawłaszczyć, wykorzystać? Czy by potrafił?
    Zroszone potem, zmęczone ciało chłopca unosiło się i opadało wciąż jeszcze trochę szybciej niż zazwyczaj po niedawnych tańcach, gdy zaś usta mężczyzny ponownie przywarły do jego rozpalonych warg, tętno Vespio szaleńczo przyspieszyło. Obaj wyraźnie słyszeli chaotyczne uderzenia trzech serc wśród ciszy wieczora, niewiele chłodniejszego od minionego dnia. Ich języki splotły się zachłannie i Vespio jęknął boleśnie, po czym szarpnął potężnie szaty Vrethae, by obnażyć jego imponujące, połyskujące w przyćmionym świetle mięśnie piersi i brzucha. Oderwał się od ust mężczyzny i popatrzył w dół, na to piękne, doskonale zbudowane ciało. Zachwycało go w każdym calu, krzycząc o latach morderczych treningów. Chciał wybadać palcami dokładnie ścieżkę skomplikowanych wzorów, ale jego ręce zostały porwane nad głowę i tam unieruchomione w żelaznym uścisku. Szarpnął się w nim, choć nieszczerze, bez rzeczywistej woli odzyskania swobody.
      ― Mój Mistrzu ― wychrypiał, na co chłonący jego ciało Zabrak błyskawicznie wrócił spojrzeniem do jego oczu. Odnalazł w nich cień czułego rozbawienia. ― Nadal lubisz to słowo w moich ustach ― dodał szeptem, nie wiedząc, dlaczego, skąd płyną te słowa. ― Znalazłeś mnie. Nie jesteś już sam.
    Smukła dłoń bez problemu wyzwoliła się spomiędzy silnych dłoni i uniosła gładko, by dotknąć znów wytatuowanego policzka. Ich kolejny pocałunek był o wiele spokojniejszy, pełen jakiejś niewypowiedzianej tęsknoty. Vespio zamknął oczy i uniósł szczupłe nogi, by objąć nimi kochanka w pasie, przyciągnąć bliżej. Tak, żeby poczuć wyraźnie podniecenie mężczyzny, ale żeby i on był świadom, w jaki sposób odpowiada na to jego ciało.
    Gdzieś z oddali dobiegały ich uderzenia bębnów i trzepot skrzydeł dziesiątek pięknych vrokeʼów, które z godnie z tradycją w noc ślubu wypuszczano na wolność. Spocone ciała rozświetlał blask szkarłatnych flar, mknących ku niebu jedna za drugą. To oni zachowywali się jednak, jakby odbywali noc poślubną, lub jakby rzeczywiście odnaleźli się po latach rozłąki.
    Żaden z nich nie potrafiłby wyjaśnić tego, co działo się z nimi tego wieczora. Dlaczego karmili się tymi pożądliwymi słowami i łamali własne zasady w imię jakiegoś nieokreślonego uczucia spełnienia, które obaj odczuwali najwyraźniej tylko w swoich ramionach.
    Vespio wyprężył się w posłaniu, kiedy Sith, obdarzywszy bolesnymi pocałunkami jego szyję i obojczyki, objął wargami jeden z różowych, sterczących w oczekiwaniu sutków. Wbił półprzytomne spojrzenie w sufit. Jakieś imię kołatało się w jego umyśle. Miał je na końcu języka, ale nie mógł sobie przypomnieć.
    W końcu rozwarł wargi w wyrazie najczystszej ekstazy i w zniecierpliwieniu nadstawił się do pieszczot. Wtedy już wszystkie myśli odfrunęły, tak samo jak vrokeʼi, w nieznanym kierunku, pozostawiając go w gorących ramionach największego wroga.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 3 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Sob 14 Mar 2020, 14:44

    Jedno słodkie słowo, wypowiedziane tak bezwiednie sprawiło, że jego kutas stał się jeszcze twardszy. Mistrzu. Wypłynęło słodko z tych warg i obudziło jakieś odległe wspomnienia, które przecież nie mogły należeć do niego.
    Śliski od śliny sutek wysunął się z jego zachłannych ust, ocierając o ostre zęby.
    Znów niecierpliwie odszukał jego wargi, gdy dwa ciała ponownie odnalazły w desperackim pragnieniu bliskości. Gorąca skóra przylgnęła niecierpliwie do gorącej skóry. Wilgotne języki splotły się w tym pierwotnym tańcu. Ocierali się o siebie, jakby próbowali pokonać barierę skóry. Szczupłe uda owinęły się kurczowo wokół wąskich bioder. Vethrae naparł na niego potężnym ciałem, wgniatając chłopca w miękki materac. Nie odrywał się od jego warg. Długo trwali zwarci w tym szaleńczym, stęsknionym uścisku, a gdy już się oderwali od siebie, Zabrak niecierpliwie zerwał wilgotną bieliznę kochanka i odrzucił ją w kąt pomieszczenia.
    Przesunął po nagim ciele spojrzeniem, które Vespio przyprawiło o przyjemny dreszcz niepokoju. Wargi mężczyzny wyciągnęły się w tym dzikim, złowieszczym grymasie.
    Wyciągnął dłoń, by dotknąć poznaczonego blizną policzka, a potem przesunął nią przez smukłą szyję i mostek. Chłopiec wyprężył się bezwstydnie pod wpływem zarówno dotyku, jak i natarczywego spojrzenia. Dotarł do gładkiego podbrzusza i w końcu pewnie chwycił wyprężoną ptaszynę, która ociekała sokami. Dłoń Zabraka była duża, ciepła i szorstka w dotyku. Powolnym, okrężnym gestem rozsmarował kroplę nasienia, która perliła się na różowej główce, z rozkoszą obserwując entuzjastyczną reakcję kochanka. Vespio zakrztusił się powietrzem, a następnie niecierpliwie i instynktownie poruszył biodrami, żądając kolejnych pieszczot.
    Vethrae nie zamierzał mu ich skąpić tej nocy. Chłopak kilka razy poruszył się w jego dłoni, a następnie sapnął zirytowany, rzucając mu przeciągłe spojrzenie spod długich rzęs. Zabrak zacisnął palce mocniej na spragnionej męskości. Przesunął palcami od samej nasady po zwieńczenie. Kilkukrotnie. Pewnym. Energicznym gestem, który za każdym razem został nagrodzony błogim westchnieniem.
      ― Unieś biodra.
    Wychrypiał i nie czekał długo na wykonanie polecenia.
      ― Wyżej.
    Vespio odważniej wyeksponował swoje ciało pod gorącym spojrzeniem.
    Vethrae złapał na moment tę śliczną buźkę. Potarł kciukiem linie szczęki, a następnie wsunął palec do lekko rozchylonych warg. Zwinny język owinął się chętnie wokół niego. Ciało młodzieńca reagował instynktownie, bez udziału jego woli. Zakrztusił się, kiedy mężczyzna wepchnął palce głębiej do jego gardła, ale pomimo łez w kącikach oczu, wciąż z figlarnym uśmiechem pieścił opuszki, obficie je śliniąc. Gdy Zabrak wysunął palce, z wargami łączyła je wilgotna strużka śliny. Vespio uśmiechnął się grzesznie, a Vethrae natychmiast przywarł do tych ust stworzonych do rozkoszy.
    Jego lepkie palce wsunęły się między krągłe pośladki. Poczuł na sobie zaniepokojone spojrzenie chłopca, dlatego w drugą rękę znów uspokajająco objął jego męskość, pieszcząc ją powoli i z wyczuciem, podczas gdy jego palce masowały i lekko napierały na kurczowo zaciśnięte mięśnie.
    Nie chciał zadać Vespio bólu. Tak naprawdę nigdy nie zamierzał zrobić mu krzywdy.
    Młodzieniec sam poruszył biodrami. Odchylił głowę do tyłu, przymykając na moment oczy. Poczuł, jak palec kochanka dużo bardziej wyczuwalnie napiera na jego wejście i zupełnie nieświadomie sam lekko wypchnął pośladki do tyłu, wywołując tym pełen aprobaty pomruk Zabraka. Wsunął w niego jeden palec i zaskakująco szybko mógł zrobić to samo z drugim. W końcu młodzieniec sam zaczął odpowiadać na te posuwiste ruchy i wtedy właśnie mężczyzna odsunął się od niego.
    Chłopak uniósł się lekko na przedramieniu zaskoczony i chciwie, z ciekawością wyciągnął rękę, by dotknąć wyraźnie zarysowanej wypukłości na spodniach mężczyzny. Przygryzł wargi, a następnie niecierpliwie niczym dziecko rozpakowujące swój urodzinowy prezent rozsupłał spodnie kochanka.
    Wstrzymał oddech, widząc potężnego kutasa. Nie wyobrażał sobie, żeby ten się w nim zmieścił, a jednocześnie niczego innego nie pragnął w tej chwili. Ujął go w drobne dłonie, czując palcami twardy mięśnie i pulsującą krew. Oblizał wargi, gładząc kciukiem wytatuowaną główkę. Złapał za nabite, ciężkie jądra ciekaw ciała drugiego mężczyzny. Tak różnego od jego poprzednich kochanków.
    Gdy zdecydowanym pchnięciem został z powrotem posłany na materac, sam uniósł natychmiast biodra, zachęcając kochanka, do tego by go wypełnił, a potem pierdolił do upadłego. Do samego świtu.
    Vethrae rozchylił zapraszająco pośladki i powoli wsunął się w to ciasne, ale gościnne wnętrze. Bez pośpiechu. Dawał mu czas, obserwując, jak na twarzy chłopca maluję się cały ten wysiłek, ale w spojrzeniu nie było nawet śladu protestu.
    Nawet kiedy później rżnął go już szybko. A jądra z trzaskiem obijały się o pośladki, chłopiec chętnie sam nabijał się na dużego fiuta. Zaborczo obejmował jego ramiona i wbijał palce pod łopatkami, rysując paznokciami szerokie plecy mężczyzny. Nie zaprotestował nawet, kiedy dłoń Zabraka zacisnęła się mocno na jego smukłej szyi, pozbawiając go oddechu na kilka nieznośnie przyjemnych sekund.
    W tej utracie kontroli, oddaniu jej komuś innemu była dzika rozkosz.
    Vethrae wiele zaryzykował dla tej chwili. Nie wiedział, że bardzo szybko przyjdzie mu zapłacić za nią wysoką cenę.
    Jeszcze o świcie leżeli obok siebie, normując oddech i zbierając siły na kolejny, niezapomniany raz.

    Przebudzenie okazało się gwałtowne. Vethrae niecierpliwie szarpnął młodzieńca za ramię. Vespio był wyczerpany wczorajszymi igraszkami i na pewno nie spodziewał się tak szybkiej pobudki. Zabrak był już ubrany.
      ― Masz kwadrans, żeby dotrzeć na lotnisko. Potrafisz samodzielnie pilotować? ― Zwrócił się do niego ostro i niecierpliwie.
      ― Co się dzieje? ― Młodzieniec uniósł się na łóżku, przecierając twarz. Zgarnął z niej rude kosmyki, by wyjść z ciepłej pościeli i zacząć odruchowo ubierać na siebie luźny, wygodny strój.
    Vethrae nie odpowiedział od razu, zamiast tego mruknął zirytowany.
      ― Pospiesz się, chłopcze.
    Vespio w końcu sam wyczuł czyjąś obecność. Dominująca zmianę w Mocy. Coś, wobec czego obydwoje byli kompletnie bezradni.
    Zabrak złapał duży, czarny płaszcz i narzucił go na ramiona chłopaka. Zacisnął lekko palce na jego ramieniu, a następnie zdecydowanym gestem pchnął go w stronę drzwi. Vespio nie potrzebował zachęty. Biegł w stronę lądowiska, ile sił w nogach, a tam czekał na niego statek przygotowany już do startu.

    Przystanął przed drzwiami prowadzącymi do sali tronowej. Za nim panowała kompletna cisza.
    Szybko unormował przyspieszony oddech i zmusił mięśnie do rozluźnienia. W końcu zdecydowanie pchnął oba skrzydła i pewnym krokiem przekroczył próg. W sali zebrali się wszyscy goście weselni, ale na tronie zamiast jego wuja, zasiadał Cesarz. Atmosfera w wielkim pomieszczeniu była tak gęsta, że z trudem brało się oddech. Powietrze wydawało się lepkie i przesycone niepokojem. Poczuł na sobie rozczarowane, wściekłe i pełne niechęci spojrzenia współbratynców.
    Gdy był w połowie sali, Cesarz roześmiał się wesoło i poderwał z fotela. Był wyraźnie podekscytowany. Jego twarz jaśniała, sprawiając, że wyglądał wyjątkowo młodo i niesfornie.
      ― Zawsze każesz na siebie czekać, mój uczniu?
    Vethrae przyklęknął na jedno kolano, opuszczając rogatą głowę.
      ― Wybacz, mistrzu.
      ― Och ― przeciągnął westchnienie z przyjemnością, a potem znów roześmiał się perliście. ― Ja nie wybaczam.
    W pomieszczeniu na ułamek sekundy błysnęło złote ostrze, przez które przechodziły czerwone błyski, a chwilę później głowa króla potoczyła się pod nogi Vethrae. Nikt nie zdążył zareagować. Do tłumu przez nieznośnie długi czas docierała świadomość tego, co się wydarzyło, a Cesarz delektował się narastającą atmosferą. Czuł, jak złość i nienawiść wypełnia całą salę. Odetchnął głęboko, wyłączając broń. Na twarzy generała Noxa zaigrał zadowolony grymas, gdy jeszcze raz z przyjemnością spojrzał na odciętą głowę mężczyzny, który niedawno tak go upokorzył.
    Pierwszy zareagował Auvrot, który z dzikim, rozpaczliwym okrzykiem rzucił się z bronią na mordercę swojego kochanka. Cesarz nie spróbował ponownie sięgnąć po miecz świetlny. To Vethrae stanął na drodze młodego Zabraka. Zasłonił Mistrza własnym ciałem i nim napastnik zdążył zaatakować, czerwone ostrze z cichym sykiem zagłębiło się w ciele Auvrota. Na dnie złotych oczu pojawiło się zdumienie, a skoro do uśmiechu wargi ułożyły się w jedno słowo.
      ― Zdrajca.
    W tej samej chwili po całej sali poniósł się wściekły ryk. Wypełnił całą salę. Wibrował w uszach. Był pierwotny. Pełen złości. Zebrani w sali Zabracy byli gotowi rozszarpać Cesarza gołymi rękami. Poderwali się z ław, ale nim zdążyli zrobić cokolwiek więcej... z końców pomieszczenia rozległy się strzały z blasterów. Cała seria czerwonych pocisków, które przeszywały sale. Kolejne ciała padały na podłogę.
    Pistolety umilkł dopiero, gdy ostatni z Zabraków padł na ławę.
    Vethrae obserwował tę rzeź nieruchomo, stojąc u boku swojego mistrza. Nie zdradził go żaden grymas. Uciszył gniew i nie odwracał spojrzenia nawet na chwilę. Chciał zapamiętać ten moment, bo kiedyś Cesarzowi przyjdzie zapłacić za każdego, kto dziś tu zginął.
    Cesarz zszedł po stopniach i ruszył w stronę drzwi. Kroczył przez ten masowy grób, a biała szata, która ciągnęła się za nim, powoli nasiąkała czerwoną posoką.
      ― Chyba uczyniłem cię królem ― wymruczał z rozbawieniem i skinął dłonią, nakazując Noxowi i Vethrae podążać swoim śladem. ― Mamy na głowie teraz większe zmartwienia niż twoje kaprysy, mój uczniu.

    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 3 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Sob 14 Mar 2020, 21:10

    To było dziwne uczucie. Zupełnie, jakby po opuszczeniu Iridonii nagle przypomniał sobie, kim jest. Jakby wśród Zabraków obudził się w nim ktoś zupełnie inny.
    Obrał kurs na Rorz. Było to ostatnie miejsce, w którym znalazł sojuszników, nie tyle Rebelii, co swojej rodziny. Sam fakt, że Rorzianie nie służyli Imperium w obecnych czasach wystarczał młodzieńcowi w zupełności, by uznawać ich za przyjaciół. Serce podpowiadało mu, kogo tam znajdzie. Nikogo nie potrzebował teraz bardziej niż swojej rodziny. Świadomości, że są blisko, wciąż cali i zdrowi. Wszyscy razem, mimo rozlanej krwi i klęski, jaką poniosła Rebelia w starciu z jednym tylko imperialnym oddziałem.
    Nie odleciał daleko, jak potężne zaburzenie Mocy sprawiło, że na chwilę pociemniało mu przed oczami. Nie miał wątpliwości, że na zabrackiej planecie doszło do tragedii, ale jednocześnie w jakiś sposób wiedział, że to nie Vethrae poległ. Wyprostował się, ze wszech sił pilnując, by ani jeden mięsień twarzy nie wyrwał się z ryzów kontroli, i stłamsił pierwotny gniew (czy na pewno własny?) pragnący wzburzyć się w nim niczym wody oceanu. Był ponad to. Jedynie szczupłe palce nieco mocniej zacisnęły się na sterze.
    Na zemstę przyjdzie jeszcze czas, a ten dzień, gdy nadejdzie, będzie smakował lepiej niż najsłodszy nektar.
    Statek zatrzymał na niewielkiej stacji kosmicznej. Oddalił się od Cesarza, a jednak wciąż wyczuwał coś dziwnego. Życie nauczyło go już nie ufać nikomu, poświęcił więc czas i środki, by dokładnie przejrzeć darowaną maszynę. Podczas myszkowania odkrył, że w niektórych miejscach w zderzeniu z jego butami podłoga wydaje dźwięk sugerujący istnienie pod spodem pustych przestrzeni. Podważał więc stalowe płyty, aż w końcu trafił na taką, która odskoczyła z podejrzaną łatwością. Odsunął ją na bok i natychmiast wyciągnął przed siebie miecz świetlny.
    Wystarczyłoby nacisnąć aktywator, a laser wżarłby się w sam środek rogatej głowy intruza, sięgając przez szyję do jego wnętrzności.
      — Kto ty?
      — Nie zrobię ci krzywdy ― opowiedziała Zabraczka z twardym akcentem. Zadzierała głowę i patrzyła na młodzieńca bez cienia trwogi. Miała skórę o intensywnie pomarańczowym odcieniu i złoto-brązowe oczy.
      — Oczywiście, że nie — wycedził Vespio, nie cofając broni.
      — Musiałam opuścić Iridonię, tam nie mam już jak żyć.
      — Pod moim pokładem? ― młodzieniec uniósł brew i opuścił wzrok na ręce skulonej kobiety, które okazały się skute stalowymi kajdanami.
      — Jakkolwiek.
      — Jesteś ich więźniem. Co zrobiłaś?
      — Mówmy lepiej o tym, jak mogę się przydać.
      — Odpowiadaj na pytania. ― Młodzieniec naparł kciukiem na aktywator; rękojeść zawibrowała, ale w ostatniej chwili chłopak cofnął palec, słysząc potok słów wyjaśnienia.
      — Poczekaj! Wybacz mi. Będę szczera. Zhańbiłam się. Zabiłam ciosem w plecy kogoś, kto odebrał mi godność. Nie zasługuję na honorową śmierć. Mieli rzucić mnie akashom. Ofiarować dawnym bogom. Lubię żyć, dlatego uciekłam.
      — Wyjdź stąd.
    Vespio wyprostował się i cofnął o kilka kroków, a Zabraczka prawie od razu wykonała polecenie. Podniosła się i chwiejnie stanęła na pokładzie; pochyliła rogaty łeb. Wyglądała raczej jak jedna z dziwek niż wojowniczka. Była niewiele wyższa od Vespio, a nosiła lekkie łachmany, w których trudno byłoby cokolwiek ukryć.
      — Masz imię?
      — Shaza ― odparła. ― Pozwól mi, a będę ci służyć — poprosiła lub może zażądała, gdyż przedstawiciele jej rasy po prostu nie nawykli do ubłagiwania. Albo mówili o swoich oczekiwaniach, albo rokazywali.
      — Po tym, do czego się przyznałaś?
      — Zabiłam go nie bez powodu. Był okrutny. Pozwól mi. Potrzebujesz przecież drugiego pilota.
    Miała rację, ale Vespio mimo to nie był skory jej zaufać.
      — Mogę cię najwyżej wysadzić przy najbliższym postoju na planecie ― zasugerował po długim wahaniu.
      — Potrzebuję cię. Samotni Zabrakowie nie są mile widziani poza Iridonią.
      — Pewnie, że nie. Trzeba było o tym myśleć, zanim podpadłaś swoim braciom.
    Shaza pochyliła pokornie głowę.
      — Wybacz. Oczywiście wystarczy, że pozwolisz mi żyć. Ale uważam, że mogę się przydać.
      — Pierdolisz ― mruknął Vespio, ale po chwili uświadomił sobie coś, co sprawiło, że mocno się zawahał. To wibracje Mocy wokół tej dziewczyny były źródłem jego specyficznych odczuć, których doznawał od opuszczenia Iridonii. Nie był tylko pewien, czy ona była ich świadoma. Może los nieprzypadkowo postawił ją na jego drodze? Czuł się czasem tak, jakby jego przeznaczenie zostało już spisane, a on sam nie mógł już zrobić nic, aby je odmienić. Nie miał jednak pewności, dokąd tak naprawdę wiedzie jego droga.

    Otarł cieknącą ze skroni krew i uśmiechnął się, unosząc zakrwawione dłonie do twarzy. Palcami przesunął po swoich policzkach, pozostawiając na nich krwawe ślady. Shaza podniosła się niezgrabnie z ziemi. Z jej warg ciekł potok krwi.
      — Dobra walka — wydusiła z trudem, pochylając kornie głowę.
      — Jesteśmy na miejscu — odparł Vespio i ruszył do steru. Pochylił się nad komunikatorem i przedstawił się Rorzianom, którym był już dobrze znany. Otrzymali zgodę na lądowanie, a gdy tylko Vespio postawił pierwszy krok na skutej lodem planecie, już z oddali zobaczył trzy znajome sylwetki.
    Uściskom nie było końca. Matka szlochała, gładząc jego włosy. Valia zaciskała dłonie w pięści na jego ubraniach, powtarzając, że była pewna jego śmierci. Tylko Virgil trzymał się nieco dalej i patrzył na brata spode łba.
      — Masz na twarzy krew? — zapytał ostro, gdy Vespio odsunął się od wzruszonych kobiet i z ulgą przyjął od Bretta – całkiem przystojnego gościa, który nieraz proponował mu coś na rozgrzanie – ciepłe, grube futro.
      — No i? — mruknął.
      — Czyja to krew? — zapytała Vetra, wyciągając dłoń, by dotknąć policzka syna.
      — Mojej koleżanki. Biliśmy się trochę. — Machnął głową w stronę statku. ― Przyleciała ze mną z Iridonii.
      — Czuję, że masz nam wiele do opowiedzenia ― powiedziała Vetra. ― I ja tobie również chcę opowiedzieć o naszych nowych działaniach i sojuszach. Ale zejdźmy najpierw do środka, rozgrzejmy się, zjemy coś, Vespio. Weź koleżankę. Z chęcią ją poznamy.
      — Zaraz przyjdzie, doprowadza się do porządku. Znajdzie nas — odpowiedział niedbale młodzieniec i ruszył w stronę pobliskich zabudowań.
      — Wyglądasz jakoś inaczej ― odezwała się po drodze Valia, z trudem zrównując z nim krok.
      — Jak?
      — Zmężniałeś — stwierdziła matka. ― Ale widzę w tych oczach coś jeszcze. Czyżby chodziło o tę dziewczynę?
    Vespio parsknął cicho.
      — Jest bardziej w guście Virgila.
      — Humor nadal masz do dupy — mruknął ten.
      — A ty mordę.
      — Chłopcy! — Vetra odwróciła się przez ramię, ale była rozbawiona. — Bez agresji.
    Valia też w końcu się uśmiechnęła.
      — Rodzinka w komplecie.

    Wiele rzeczy Vespio przed nimi po prostu zataił. Popijając grzane wino z potężnego kubka, o który grzał skostniałe dłonie, odpowiadał na liczne pytania oszczędnie i enigmatycznie. Wrażliwa na moc Vetra czuła jednak, że zaszły w nim poważne zmiany. Nie potrafiła tego zignorować. W końcu pociągnęła go za język.
      — Valia mówiła mi, że odleciałeś z Sithem.
    Vespio pokręcił stanowczo głową.
      — On nie jest Sithem, matko.
    Vetra niemal upuściła widelec.
      — Namieszał ci w głowie, synu — powiedziała stanowczo. ― Zmanipulował cię.
      — Nie namieszał, tylko uświadomił kilka spraw. On nie popiera działań Cesarza. Chce jego śmierci.
      — Vespio! Gdyby ich nie popierał, nie służyłby mu! Otwórz oczy.
      — Nie wszyscy są tak głupi, jak większość rebeliantów. Walką bezpośrednią niczego nie ugrasz wobec Sitha, który ma taką armię. Nie z tą garstką ludzi, którzy mają odwagę działać. Do tego trzeba przebiegłości. Trzeba być bardziej przebiegłym niż Sith i Vethrae taki jest. Ciężko pracował, by znaleźć się obok Cesarza. W miejscu, z którego Cesarz nie spodziewa się ataku. Teraz moja kolej.
      — To nie jest droga Jedi.
    Vespio odstawił kubek i popatrzył jej długo w oczy.
      — Może więc nie jestem Jedi — wychrypiał ― ale unicestwimy Cesarza. Ja… i on.
      — Vespio, czas, byś dokończył swoje jedijskie szkolenie — powiedziała stanowczo Vetra. ― Zjedz i prześpij się. Porozmawiamy, gdy wypoczniesz.

    Rzuciła mu zza pleców kij ćwiczebny. Vespio pochwycił go machinalnie i okręcił niedbale, przerzucając ciężar ciała na jedną nogę. Przyjął postawę i łypnął złowrogo na matkę, niczym przyczajony w cieniu drapieżca.
    Kobieta wyprostowała się i wykonała kilka perfekcyjnych, gładkich ruchów własnym kijem. Przybrała zupełnie inną, harmonijną pozycję, i ustawiła się wzorowo. Widać było po niej dziesięciolecia spędzone na doskonaleniu się. Ktoś dźgał ją końcówką kija między łopatki, by wyprostowała plecy; klepał lędźwie, by wysunęła je do tyłu, pociągał za łokieć, by opuściła ramię o kilka pożądanych cali. Perfekcja biła od niej w każdym calu, aż prosiło się, by to wszystko rozbić.
    I to właśnie zrobił Vespio. Zaszarżował na nią i zmusił do gwałtownej obrony.
      — Chaos to droga w ciemność — powiedziała Vetra, odpychając jego kij własnym. ― Oczyść umysł, zrezygnuj z tej agresji w oczach, Vespio. Zapomnij o naukach, które tam…
    Vespio wykonał gwałtowny przewrót i twardym butem uderzyłby ją w środek twarzy, gdyby tylko nie odskoczyła w ostatniej chwili.
    Wyprostował się i zwolnił. Obszedł ją jak sęp krążący nad padliną, okręcając kij w palcach.
      — Vespio, zapomnij o jego naukach ― powtórzyła kobieta. ― Wybacz sobie i wszystkim, którzy cię skrzywdzili. Otwórz oczy na dobro. Pamiętaj: walczysz po to, by wprowadzić ład. Nie po to, by nieść śmierć.
    Ich kije zderzyły się ponownie. Tym razem Vetra z zaskoczeniem była zmuszona wykonać niezgrabny unik. Ataki Vespio były bardzo zaciekłe, a zwinnością znacznie ją przewyższał ze względu na swą młodość. Vetra nie miała już w sobie tyle energii. Wcześniej nadrobiłaby jej brak wykorzystaniem mocy, dziś jednak ze zdumieniem odkryła, że Vespio już teraz przerósł ją w swej potędze.
    Nie miała wątpliwości, że patrzy na wyjątkową istotę. Nie miała jej, gdy upadała na ziemię i gdy rozpaczliwym gestem dłoni próbowała bezskutecznie powstrzymać końcówkę jego kija. Vespio powstrzymał się w ostatniej chwili. Końcówka zamarła w odległości cala od szybko poruszającej się szyi.
      — Synu ― wydusiła kobieta.
      — Matko ― odpowiedział jej spokojnie Vespio. Szybko unormował oddech i uśmiechnął się kącikiem warg z niepokojącą nutą arogancji. ― Zrobię to według własnego planu.

    Sponsored content

    Siły Przeznaczenia - Page 3 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Pon 20 Maj 2024, 12:55