Siły Przeznaczenia

    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia Empty Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Sob 11 Sty 2020, 16:49


    Siły Przeznaczenia Ba6da2debb9716ad307158ba7959e0bb

    Vespio upada boleśnie kolejny raz i obnaża zęby we wściekłym grymasie.
    Virgil uśmiecha się i wyciąga dłoń w brązowej rękawicy, jego długie palce – każdy z nich – celuje w spoconą twarz młodzieńca. To jak szyderstwo.
      — Dobrze ci szło, rudzielcu. Gdybyś tylko nie dał się ponieść frustracji. Frustracja prowadzi do chaosu, a chaos rozprasza, tak zawsze mówi matka. Wiesz, że kiedy wokół masz zbyt wiele bodźców…
    Jeden potężny kopniak zwala Virgila z nóg. Vespio podrywa się zgrabnie i przygniata twarz brata niekoniecznie czystym butem.
      — Gdybyś tylko tyle nie gadał ― oznajmia z satysfakcją ― może miałbyś jakieś szanse. Hej…!
    Żyłka oplata się wokół jego nóg i chłopak traci równowagę. Upada na pośladki, ratując się rękami.
      — Gdybyście obaj widzieli cokolwiek poza czubkiem własnego nosa — rzuca Valia ― może zauważylibyście prawdziwe zagrożenie, młotki. Wiecie, że przyleciał właśnie imperialny patrol?
      — Imperialny patrol? — Vespio podnosi się pierwszy; otrzepuje ręce, a potem szybkim gestem zbiera rdzawe włosy z twarzy, by założyć je za ucho.
      — Tak. Zajebałam im to.
    Dziewczyna rzuca w kierunku braci brązowe zawiniątko. Vespio chce je złapać, ale Virgil jest znacznie szerszy w ramionach (a zarazem bardziej napuchnięty). Aby znaleźć się we właściwym miejscu we właściwym czasie wystarczy mu jedno potężne pchnięcie barkiem. Chwyta tobołek i, szczerząc zęby, zrywa z niego prosty sznurek.
    To właśnie moment, w którym Vespio jednym szybkim ruchem wyszarpuje mu zawiniątko i rzuca się biegiem w stronę otwartej bramy garażu.
      — Hej, stój! — krzyczy Valia, rozkładając ramiona, by go zatrzymać.
    Ale Vespio nie zatrzymuje się.
      — Naiwna! — rzuca, gdy dziewczyna z krzykiem upada na ziemię, stratowana przez jego rozpędzone ciało.
      — To moje! Virgil! Virgil, goń go!
    Virgil przeskakuje nad jej nogami i wybiega za bratem na zakurzoną ulicę. Rozgląda się po ubogim otoczeniu. Odziani w łachmany ludzie patrzą w górę. Blaszane dachy wystawionych na słońce, typowych dla przedmieścia baraków są tak nagrzane, że żadne stopy nie mogłyby…
      — Hej! Wracaj tutaj, Vespio! Złodziej!
    Skórzane buty o grubych podeszwach skutecznie izolują wrażliwą skórę od gorąca. Vespio biegnie po dachach ile sił, przeskakując między nimi i nie dając rodzeństwu najmniejszych szans, ponieważ z całej trójki to on, zawsze on był najszybszy.
    W tym dzikim biegu materiał odsłania tajemniczy przedmiot, by w końcu pod wpływem pędu spaść gdzieś – Vespio nie ma czasu się oglądać – a wówczas staje się jasne, co skrywał.
    Kilkadziesiąt metrów dalej młodzieniec zeskakuje na śmietnik, a ze śmietnika na ziemię. Wbiega w wąski przesmyk między dwoma najwyższymi budynkami w okolicy. Dysząc ciężko, unosi tryumfalnie swoją zdobycz. To najprawdziwszy blaster. Mały wprawdzie, wygląda jak kobiecy, ale…
      — Mam cię! ― Zadyszany Virgil wypada zza rogu i rzuca się na niego. — Oddawaj!
      — Zjeżdżaj! — Vespio z całej siły przygniata podeszwą jego stopę.
      — Ała! Oddawaj to w tej chwili!
      — Puść, to oddam!
      — Nie, ty puść!
      — Pieprz się!
      — Powiem matce!
      — To leć!
    Chaotyczną szamotaninę przerywa huk. Błękitny pocisk przecina powietrze i w okamgnieniu obaj młodzieńcy zamierają.
    Jak na puszczonym w zwolnionym tempie filmie widzą, jak świetlista smuga wpada przez otwarte na oścież okno do wnętrza budynku.
    Virgil opuszcza ręce, wytrzeszcza oczy i gapi się, nie może przestać patrzeć. Vespio spogląda na trzymaną w drżącej dłoni broń, a później podnosi głowę i podchodzi powoli do okna.
    Jak spod wody dobiega go przeraźliwy krzyk. Na ziemi klęczy kobieta, obok niej poplamiony czerwienią tobołek. To tylko ubrania, zwykłe szmaty.
    Kobieta potrząsa nimi, nie przestaje krzyczeć, odwraca się przez ramię, dostrzega go... Do pomieszczenia wpadają ludzie.
    Vespio rzuca się do ucieczki, a jego zszokowany brat nie jest w stanie nawet za nim krzyknąć.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Sob 11 Sty 2020, 21:40

    Szaleńczy i rozpaczliwi bieg już za następnym zakrętem ma swój tragiczny finał. Vespio nie może dostrzec grupy szturmowców, która równym marszem wyłania się niespodziewanie zza wysokiego budynku, może mógłby usłyszeć rytmiczne dudnienie, gdyby krew tak szaleńczo nie krążyła mu w żyłach. A gdy już widzi uzbrojony oddział, nie jest w stanie się zatrzymać. Wpada na pierwszego z nich, a drugi łapie go za kark i ciska na piach, rozgrzany promieniami trzech słońc. Ziemia dosłownie pali skórę.
    Nagle wokół rozlegają się krzyki. Nie może rozróżnić słów, aż w końcu dociera do niego.
      — On ma broń! On ma broń! — Słowa wykrzykiwanie w mechaniczny, skrzekliwy sposób, które w normalnych warunkach byłyby przecież zapowiedzią śmierci. Nic jednak takiego nie następuje, choć bez wątpienia chłopak słyszał wystrzał lasera, ale zaraz po nim jeszcze jeden rozkaz.
      — Stop.
    Słowa, które nie zostają wykrzyczane, ale po których świat na moment zamiera. Gdy Vespio otworzy oczy, zobaczy, że tuż przy jego twarzy drży w powietrzu czerwony pocisk blastera. Niemal poczuje jego ciepło na swoim policzku, roziskrzone powietrze wokół, a w ustach gorzki smak.
    Zakapturzony mężczyzna stał obok niego i bardzo powoli, jakby z ogromnym wysiłkiem zacisnął dłoń w rękawicy w pięść. Pocisk dosłownie rozmył się w powietrzu, zostawiając po sobie tylko rozgrzane powietrze. Nieznajomy przyklęknął przed chłopakiem. Płaszcz z szelestem przesunął się po ziarenkach piasku. Zdawało się, że świat naprawdę zamarł na ten jeden moment.
    Mężczyzna wyciągnął dłoń i bez pośpiechu przesunął nią po jego policzku, z rozmysłem dotykając zaczerwienione, oparzonej skóry i rozcierając po niej pot… łzy? Brudnymi smugami. Vespio nie mógł dostrzec jego twarz przez kaptur, rzucający głęboki cień.
      — Blastery to raczej niebezpieczna zabawka dla dzieci — głos nieznajomego drgnął, brzmiał wesoło, okrutnym rozbawieniem. — Och. — szepnął po chwili milczenia, skupiając się na rozgorączkowanych myślach chłopaka, słyszał w nich rozpaczliwy krzyk matki, która utraciła swoje dziecko. Niemalże poczuł jej ból i z trudem stłumił rozbawienie. Podły żart losu.
      — Niebezpieczna — powtórzył z namaszczeniem i pochylił się jeszcze odrobinę, tak że chłopak w końcu mógł dostrzec błysk czerwonych oczu.
      — Choćbyś nie wiem, jak szybko biegł, przed samym sobą nie uciekniesz — i zdawało się, że mężczyzna chciał dodać coś jeszcze, ale właśnie wtedy chaos wybuchł na nowo.
    Rozległy się strzały, ale to nie mogli być szturmowcy. Pocisk przeciął powietrze tuż nad ramieniem chłopaka. Zakapturzony mężczyzna wyprostował się gwałtownie, kiedy jeden z jego podwładnych upadł na piach, tuż przed dzieciakiem. Gęsta krew zaczęła przeraźliwie szybko barwić piach, który spijał ją chciwie.
    Jeszcze sekundę Vespio był w centrum walki, ale ktoś nagle chwycił go za ramię. Z tyłu. Młodzieniec w pierwszej chwili nie mógł dostrzec twarzy swojego wybawiciela.
      — Musimy uciekać! Szybko! — Lekkie szarpnięcie, które bez wątpienia miało popędzić młodzieńca. — Dalej! Kurwa! Bo tu zginiesz! Dzieciaku! — Silne ramię poderwało go z ziemi i zmusiło do biegu. Vespio znowu musiał uciekać.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Nie 12 Sty 2020, 01:12

    I biegł – tak szybko, jak potrafił. Płuca rwały bólem, w ustach dominował kwaśny posmak.
    Dokąd, to nie miało znaczenia, byleby tylko znaleźć się jak najdalej. Tak podpowiadał instynkt, tak krzyczało wszystko. Nie oglądał się na człowieka, który pociągnął go do góry. Wystarczyło się nie zatrzymywać, a zostawił go daleko w tyle, nie wiedzieć kiedy, nie wiedzieć gdzie.
    W jednej z ulic stał ścigacz. Jego kierowca właśnie z niego zsiadał. Nie zdążył jeszcze nawet postawić na ziemi drugiej nogi, gdy cios z pięści w szczękę zamroczył go i posłał na ziemię.
    Vespio wskoczył na pojazd i, nie licząc się z pierzchającymi w popłochu ludźmi, pomknął ku
    piaszczystym wzgórzom w dali.

    Temperatura na Dattori gwałtownie spadała w nocy. Trzy słońca bezlitośnie paliły ją w dzień, ale gdy zachodziły, bywało, że panował mróz. Tak było i teraz. Vespio wypuścił z ust parę i potarł zmarznięte ramiona, mierząc zmęczonym wzrokiem linię horyzontu, a potem odwrócił w stronę oświetlonej migotliwym blaskiem groty z piaskowca.
    Komunikator po raz kolejny piszczał o przychodzącym połączeniu. Minęło wiele godzin, odkąd Vespio opuścił miasto. Sytuacja wydawała się stabilna, ale nie chciał konfrontacji. Perspektywa tragicznych wieści i konsekwencji tego, co uczynił, działała na niego paraliżująco.
    Zanim zdołano go wygnać i zlinczować, sam to sobie zrobił.
      — Dlaczego nie odbierasz?
    Łagodny kobiecy głos sprawił, że Vespio prawie podskoczył. Jego serce szarpnęło się wściekle w piersi, a dłonie zacisnęły w pięści, gotowe wystrzelić ku przeciwnikowi, któremu przecież nie chciał robić krzywdy.
      — Matko!
      — Vespio, wszyscy się o ciebie martwiliśmy.
      — Skąd wiedziałaś, że tu jestem?
    Vetra uśmiechnęła się lekko i mrugnęła do niego porozumiewawczo.
      — Takie rzeczy się czuje.
      — Matko, czy…
      — Valia i Virgil czekają na statku. Musicie opuścić Dattori.
      — Teraz?
    Vetra pokiwała głową, westchnęła ciężko i zrzuciła z głowy brązowy kaptur. Jej bujne, rdzawe włosy związane były w długi warkocz, który przerzuciła do przodu, zanim ruszyła w stronę groty.
      — Chodź, zanim zamarzniesz — powiedziała, zbliżając się do ogniska.
      — Co się stało? Dlaczego przylecieli imperialni, co to za typ w kapturze? On… wydawał się…
      — Nie powinnam była zatajać przed tobą prawdy, Vespio — przerwała mu Vetra.
      — Co takiego?
      — Usiądź, proszę. — Zrzuciła z ramion zwierzęcą skórę, ułożyła ją tuż przy ognisku i usiadła na jednej stronie. Poczekała, aż Vespio zajmie miejsce obok i przez chwilę milczała, jedynie grzejąc poranione dłonie. — Wasz ojciec ― szepnęła w końcu ― to nie był twój ojciec.
      — Ja… ― Vespio zamrugał i odchrząknął. ― Wiem o tym. I cieszę się. Gdy patrzę na Virgila, domyślam się, że spłodził go ktoś niezbyt lotny.
    Brwi kobiety obniżyły się nieznacznie.
      — Skąd o tym wiesz?
      — Takie rzeczy się czuje.
    Vetra wykrzywiła spierzchnięte wargi w uśmiechu, choć nie był to uśmiech wesoły. Wyciągnęła dłoń, by położyć ją na kolanie syna. Długo patrzyła na młodą twarz, jakby próbowała zapamiętać każdy jej szczegół, każdy z drobnych piegów na nosie i policzkach, każdy odcień bursztynu i złota w oczach.
      — Vespio — podjęła w końcu ― ich ojciec wyrzekł się mnie, gdy wyszło na jaw, że oczekuję... ciebie. Był wtedy na tej feralnej misji. Gdy mu o tym powiedziałam, nie chciał uwierzyć, że to cud. Do śmierci był przekonany, że byłam niewierna.
      — Cud? — młodzieniec potrząsnął głową, wpatrując się w matkę z niedowierzaniem. ― Nawet Virgy by w to nie uwierzył.
      — Gdy Szósta Era będzie u kresu i czasy nastaną mroku nieprzeniknionego, kobieta dwóch krwi bliźnięta pocznie, choć aktem współżycia ciała nie zhańbi. Potoczy się głowa uzurpatora, gdy Mocą złączone dwie boskie istoty odnajdą się wreszcie, pchane ku sobie siłami przeznaczenia. Zaprawdę powiadam wam, nie będzie już po nich żadnego tyrana.
    Vespio uniósł brew i odchrząknął, nieszczególnie wiedząc, w jaki sposób powinien skwitować słowa Vetry.
      — Ty jesteś tym dzieckiem, Vespio.
      — Jakim dzieckiem?
      — Jesteś dzieckiem z tej przepowiedni, a ludzie, którzy byli dziś w mieście, poszukują cię, aby cię zgładzić i nie dopuścić do jej dopełnienia. Nie chcą kresu tyranii. Boją się ciebie, bo wiedzą, jaki czeka ich los.
      — Szukają mnie, i to z powodu jakiejś bajki? Nawet gdyby mogła być prawdziwa, przecież nie mam bliźniaka.
    Kobieta popatrzyła na niego długo, by w końcu uśmiechnąć się lekko i pokręcić głową.
      — Pradawnych przepowiedni nie można interpretować tak dosłownie. Powiedz mi, synu. Nigdy nie miałeś wrażenia, że różnisz się od reszty?
      — Oczywiście, że różnię się od reszty, co nie znaczy, że…
      — Nie mamy dużo czasu, Vespio, więc posłuchaj mnie bardzo uważnie: przepowiednia jest prawdziwa, źli ludzie doskonale ją znają, a z tego miasta do rana nic nie zostanie. Moim obowiązkiem jest zadbać o bezpieczeństwo tych, których można ocalić. Zabierzesz Valię i Virgila, polecicie na planetę Saal w układzie Avalon i znajdziecie człowieka o imieniu Jon Kalth. Powiesz mu, kto cię przysłał. On się wami zaopiekuje i odpowie na wszystkie twoje pytania. Rozumiesz?
    Vespio rozchylił usta w wyrazie niedowierzania, a potem poderwał się na nogi – ona też wstała.
      — Lecieć stąd? A co z tobą?
      — Saal. Mistrz Jon Kalth. On ci pomoże dopełnić przeznaczenia. Los całej Galaktyki będzie w twoich rękach, synku. To jest teraz najważniejsze. Wrócę do was, gdy wszystko tu załatwię.
      — Poczekaj! ― zawołał za nią, widząc, że kieruje się do wyjścia z groty.
    Na ten okrzyk kobieta odwróciła się gwałtownie i w dwóch krokach przypadła do swojego syna. Przytuliła go mocno, choć krótko.
      — Kocham cię, Vespio. Zawsze o tym pamiętaj. — Odsunąwszy się, szybkim krokiem podeszła do jego ścigacza. — Nie stój tak, nie chcesz tu chyba zostać? Załóż to futro!
    Vespio prychnął, porwał z ziemi futro i okrył się nim, a potem podszedł do maszyny i na nią wskoczył; przywarł do pleców matki, gdy ta zapaliła silnik.
      — Wyrzucę cię w dokowisku. Pamiętasz, gdzie macie lecieć?
      — Na Saal, i znaleźć Jona Kalth, ale co to wszystko znaczy? Naprawdę ściga mnie teraz całe...?
    Reszta słów młodzieńca utonęła w ryku maszyny, gdy pomknęli w stronę wschodniej części miasta, do strefy wylotowej.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Nie 12 Sty 2020, 14:15

    Siły Przeznaczenia VEgK8Iw


    Planeta Touliv była bijącym sercem nowego świata. To tu znajdowały się siedziba władcy, a poza nią najlepsze szkoły, w których szkolili się najważniejsi politycy, stratedzy i dowódcy wojskowi. Barwne ulice, na których rosły egzotyczne rośliny z najróżniejszych zakątków galaktyki. Zawsze doskonałe pogoda. Ogromne fontanny i zachwycające pomniki, tworzące historię na nowo. Cały brud spychany gdzieś do zapomnianych podziemi. Planeta-miasto, na której nie było miejsce dla biednych i nieudaczników.
    Touliv zachwycała. Była fundamentem nowo ustanowionego porządku, dowodem na doskonałość narzuconego systemu. Od jej mrocznej strony wszyscy odwracali wzrok, sącząc najlepsze alkohole i dyskutując o ostatnim występie w operze.
    Vratae przystanął, czekając, aż służący otworzą przed nim masywne drzwi prowadzące do sali audiencyjnej. Za nimi znajdował się długi dywan prowadzący do imponującego tronu. Dach znajdował się kilkadziesiąt metrów powyżej. Wszystko było tu strzeliste, pięło się wysoko w górę, wzbudzając w odwiedzających poczucie własnej małości. Jakby wkraczało się do krainy olbrzymów.
    Równe kroki niosły się echem po ogromny, praktycznie pustym pomieszczeniu. Drzwi zamknęły się bezgłośnie. Vratae zsunął z głowy kaptur i zatrzymał się zaledwie metr od schodów, prowadzących już bezpośrednio ku tronowi. Przyklęknął na jedno kolano, wspierając na dłoń na drugim i czekał w ciszy.
      — Podobno miałeś kłopoty na Dattori — głos cesarza brzmiał łagodnie i bardzo melodycznie, a ciche słowa niosły się w powietrzu.
      — Mały incydent, mistrzu.
      — Strzelanina.
    Vratae poderwał głowę ku górze, zaciskając dłoń w pięść. Ktoś widocznie zdążył złożyć raport przed nim.
      — Wymiana ognia z miejscowymi bojówkami.
      — Coś jeszcze? — Cesarz powoli zszedł ze schodów. Był młody, urodziwy niczym książę, o szlachetnych rysach i złocistych włosach. Jego upstrzona biżuterią dłoń powoli przesunęła się po szerokim ramieniu Zabraka.
      — Nic istotnego.
      — Na pewno? — Smukłe palce zacisnęły się lekko na barku, z niespodziewaną siłą wbijając pod samą kość, choć ton pozostał zwodniczo pieszczotliwy.
      — Tak, mistrzu — głos mężczyzny nawet nie drgnął, choć mięśnie pozostawały instynktownie napięte, jakby oczekiwał kolejnej czułostki.
      — Szkoda. Zbadałeś świątynie? — Nie zwolnił uścisku, lekko tylko pochylając się nad rozmówcą.
      — Moc ledwie w niej tętniła. Znalazłem tylko jeden manuskrypt. Rozkazałem jego dostarczenie.
      — Tak, tak — cesarz mruknął leniwie i bez zainteresowania, wyprostował się. — Możesz odejść.

    Tuż za drzwi na Vratae czekał cierpliwie jeden z oficerów. Na widok dowódcy wyprostował się natychmiast w gotowości do przyjęcia rozkazów.
      — Wracamy na Dattorię — wydał polecenie, narzucając kaptur na rogatą głowę.
      — Tak jest, najwyższy wodzu.

    Saal była drugą twarzą nowego świata. Okazała się nieprzyjazną, przemysłową planetą. Powietrze było tu ciężkie, z trudem brało się głębsze wdechy. Gęsty dym utrudniał widoczność niczym ciągła mgła. Zapach siarki osiadał na ubraniach.
    Mieszkańcy byli brudni, surowi i unikali kontaktu wzrokowego. Po ulicach kręciły się liczne cesarskie patrole. Tę planetę toczyła jakaś choroba, jakby wraz z żyjącymi na niej istotami pogrążyła się w agonii.
    Virgil całą drogę nie odzywał się do brata. Zawsze rezolutna Valia była przerażona nagłą podróżą i również wybrała milczenie. Virgil prawdopodobnie powiedział jej, co wydarzyło się tamtego dnia na ulicy. Prześladował ich pech. Na Saal dotarli z opóźnieniem przez problemy technologiczne starego sterowca, a później przez trzy dni nie mogli zejść z pokładu z powodu „podejrzanej aktywności".
    Gdy w końcu postawili stopę na udręczonej ziemi, zaczepił ich garbaty mężczyzna.
      — Wiecie, że cesarz żywi się noworodkami? Podobno na śniadanie pije krew nietkniętych panien. Sprowadzi zagładę na nas wszystkich — w dotkniętą reumatyzmem, przeraźliwie wykręconą dłoń złapał nadgarstek Valii, która nie mogła się wyswobodzić z uścisku. Brudne paznokcie orały jej delikatną skórę. — Ciebie też by chętnie wypił, maleńka. Takie lubi najbardziej — oblizał wąskie, spierzchnięte usta. — Takie, które najgłośniej krzyczą.
    W tym samym momencie jakiś sprytny łotrzyk wysunął z kieszeni Virgila większość kredytów, które zostały im podarowane przez matkę na podróż i zniknął w tłumie, nim ktokolwiek się zorientował.


    Ostatnio zmieniony przez Prince Charming dnia Nie 12 Sty 2020, 18:48, w całości zmieniany 1 raz
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Nie 12 Sty 2020, 17:13

    Siły Przeznaczenia 0c0a770b77ec49c5e4deca2f12225e5c

    Vespio skrzywił się z obrzydzeniem i pociągnął siostrę za ramię, zanim obrzydliwa ręka żebraka zdążyła wpleść się w jej czarne jak węgiel włosy.
      — Słyszałem też, że takich jak ty zmiata z powierzchni planet pstryknięciem palców, bo marnują tlen. Odczep się od mojej siostry, człowieku — rzucił zimno, a gdy mężczyzna, zamiast się cofnąć, obnażył w uśmiechu niekompletne uzębienie, kaszlnął i sam pociągnął siostrę w bok. — Znajdźmy jakieś miejsce do spania, zanim zaczniemy się rozglądać. Virgil. Idziesz?
      — Chodź, Virgil — rzuciła Valia. — Nie możemy tu zostać.
      — Pilnujcie kieszeni — syknął Vespio. ― Wszyscy tu myślą tylko o jednym.
      — Jak zamierzasz znaleźć tego człowieka? — zapytała dziewczyna, gdy Virgil ruszył się wreszcie z miejsca.
      — Nie wiemy, czy jest człowiekiem.
      — Ale jak chcesz go znaleźć?
      — Na początek zapytamy barmana. ― Vespio odwrócił się przez ramię i obrzucił nieufnym spojrzeniem brudne tłumy. ― A ja sądziłem, że to Dattoria jest brudna.

    Czerwonoskóra Twi'lekanka uśmiechnęła się do Vespio z politowaniem i oparła łokciami o podniszczony blat baru.
      — To trochę nie na miejscu, gdy pytania zaczynają się sypać, a sakwa pozostaje pełna. Poza tym nie spróbowałeś nawet swojej śmierci, słoneczko.
    Vespio popatrzył na wysoką szklankę w rdzewiejącej oprawie i przysunął ją do siebie za ucho. Zerknął do środka, łypnął na spienioną, błotnistą zawartość.
      — Co to jest?
      — Bagno Saal. Na zdrowie… albo to drugie.
    Vespio przesunął naczynie w stronę Virgila i odprowadził kobietę wzrokiem, gdy ta szła przyjąć zamówienia od klientów z drugiej strony baru.
      — Ja nie piję — przypomniał oschle Virgil.
      — Nie pijmy tego w ogóle — zasugerowała słabo Valia.
      — Podaj mi sakwę. — Nie patrząc na brata, Vespio wyciągnął w jego stronę pod blatem poranioną dłoń.
      — Matka dała ją mnie.
      — Powiedziałem: daj mi sakwę. Muszę dowiedzieć się, gdzie on jest.
      — Nie.
      — Virgil, daj mu — poprosiła ochryple Valia. — Nie kłóćmy się, proszę, i bez tego jest źle. Dobrze? Znajdziemy go i wszystko się ułoży. Matka mówiła, że to najważniejsze.
      — Dobra już… Dobra.
      — Co jest? — Vespio popatrzył na brata ze zmarszczonymi brwiami, a ten, nienaturalnie pobladły, podniósł gwałtownie głowę. — Nie. Nie mów, że…
      — Nie mam jej.
      — Ty idioto!
      — Spokojnie! — Stojąca między nimi Valia położyła im dłonie na ramionach. — Tylko spokój nas uratuje. Virgil, sprawdź dokładniej. Gdzie ostatnio ją miałeś?
      — Nie wiem. Chyba na… na statku.
    Vespio ukrył twarz w dłoniach, a potem nagle przysunął do siebie błotnisty napój i pociągnął zdrowo ze szklanki. Skrzywił się, rozpłakał, zakrztusił, złapał za szyję – cholerstwo paliło w gardle jak trucizna.
      — Vespio! ― Valia chwyciła go za policzki.
      — Nie smakuje, skarbie? — Barmanka pojawiła się przy nich znikąd i wyszczerzyła ostre kły. —  Może lepiej zrobię ci coś dla dziewczynek.
    Vespio wyszarpnął z wewnętrznej kieszeni futra garść kredytów i rzucił je na blat; rozsypały się na kilka stron.
      — Jon Kalth ― wydusił.
      — Musimy go znaleźć ― Valia wbiła błagalne spojrzenie w Twi'lekankę. — Proszę, pomóż nam.
      — Jon Kalth? — powiedział bardzo głośno rosły Zabrak, który siedział na stołku na prawo od nich. Zaśmiał się na całe gardło. — Ha, ha, ha!
    Vespio łypnął na niego wściekle i zacisnął dłoń w pięść. Imię mężczyzny echem rozniosło się po całym lokalu, powtarzane przez kolejne usta.
      — Co cię tak bawi?
      — Ten świr? Jon Kanalia?
      — Zostaw! — Vespio jednym gwałtownym ruchem ramienia zgarnął rozsypane kredyty, które barmanka zaczęła już zbierać. Większość z nich zagarnął z powrotem do siebie i zakrył przed chciwymi palcami drugim ramieniem.
      — Gdzie go znajdę?
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Nie 12 Sty 2020, 19:12

    W obskurnym barze nie mogli znaleźć współczucia lub pomocy, jedynie drwiące śmiechy. Valia bezradnie załamała ręce, niewiele rozumiejąc z tego, co wokół niej się dzieje, a Virgil wciąż jeszcze przeszukiwał opróżnione przez sprytnego złodzieja kieszenie, w naiwnej nadziei, że odnajdzie, choć część tak potrzebnych im przecież kredytów.
    Barmanka obserwowała przez moment szczodry napiwek, który chłopak zgarnął z powrotem ze stołu. Jej lekku wiły się nerwowo, zdradzając niezadowolenie.
      — W piekle — odparła z szerokim uśmiechem i puściła młodzieńcowi oczko. Porwała jeszcze ze stołu ostatni kredyt i ruszyła w kierunku baru, gdzie już czekało kilku zniecierpliwionych klientów.
    Facet za plecami Virgila w końcu przestał chrapliwie rechotać i splunął na podłogę.
      — Jonny w dzień siedzi pod pomnikiem cesarza na centralnym rynku i żebra pieniądze, które będzie mógł przepierdolić w nocy. — Zwilżył gardłowy parszywym trunkiem i ze smakiem oblizał usta.
      — Chyba już nie siedzi. Słyszałam, że gwardia go zgarnęła.
      — Nie pierwszy raz.
      — Zatrzymali, to wypuszczą.
      — Chyba że akurat potrzebują ochotników do egzekucji.
      — Cicho! Cicho! Nie mów takich rzeczy — jakaś dziewczyna rozejrzała się nerwowo po knajpie, karcąc swojego towarzysza.
      — A wy skąd dzieciaki jesteście? Na pewno nie stąd, skoro nie znacie Jebniętego Jonny’ego — facet odwrócił się na ławie w ich kierunku, a w jego oczach pojawił się chytry błysk. Na pewno słyszał stukot wysypywanych na stół klejnotów i nie tylko on nabrał ochoty, by wejść w ich posiadanie.
      — Jesteśmy z Dattori — rozległy się słowa Vali, nim jej brat zdążył zareagować. — Matka-
      — Musimy już iść — Virgil poderwał się od stołu, wiedząc, że powiedzieli już zdecydowanie zbyt wiele i jeśli chcieli przeżyć noc, powinni szybko opuścić to miejsce.
      — Takie dzieciaki same na Saal, to dopiero kąsek — gdy opuszczali bar, żegnał ich jeszcze głośny śmiech towarzyskiego opryszka, który jednak nie ruszył za nimi w nocy zbyt ponurą i deszczową. Do świtu pozostało jednak kilka godzin, które musieli spędzić na unikaniu patroli i próbie, choć krótkiego wypoczynku.

    Nad ranem na rynku nie było jeszcze wielu ludzi. Pośrodku rzeczywiście stał monumentalny pomnik władcy galaktyki, tak wysoki, że z dołu ledwie widać było jego czubek. A u stóp widowiskowej rzeźby kuliła się spora kupa łachmanów. Valia zatkała nos, czując charakterystyczną mieszankę woni moczu i alkoholu, na tyle intensywną, że na moment pozbawiała tchu.
    Nieznajomy pochrapywał w towarzystwie dwóch szarych ptaków, które przysiadły obok i z trzepotem skrzydeł zerwały się na widok intruzów. Mężczyzna wymamrotał coś bełkotliwie i spróbował przekręcić się na drugi bok.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Nie 12 Sty 2020, 20:16

      — Stawianie pomników jest dla nich ważniejsze niż pomoc tym biednym ludziom ― wychrypiała Valia, kiedy mijali skuloną pod ścianą, potwornie kaszlącą parę. — Coś złego wisi w powietrzu.
      — Może trujący dym i pył? — prychnął Vespio.
      — Przestań, mam na myśli coś innego. Nie wiem, coś podpowiada mi, że nie znajdziemy tutaj tego, czego szukamy. Może powinniśmy poprosić ludzi o pomoc i wrócić do matki, powiedzieć jej, że się pomyliła…
    Vespio zadarł głowę, by popatrzeć na szczyt pomnika, i pokręcił z niedowierzaniem głową.
      — Założę się, że większość dnia spędza przed lustrem.
    Opuścił wzrok i przykucnął przy skulonym mężczyźnie.
      — Jon Kalth?
      — Mmmhh… yych…
      — Mam na imię Vespio. Przysłała mnie Vetra. Słyszysz? Vetra Ves… ach!
    Pokryta jakimiś okropnymi zmianami skórnymi dłoń zacisnęła się na jego przegubie, zanim zdążył go cofnąć.
      — Rzuć kredyty… rzuć pan kredyty, błagam… Od sześciu dni nie jadłem…
    Vespio wyszarpnął ze złością rękę i wstał gwałtownie.
      — To nie on — rzucił niechętnie. — Ale wrócimy tu później. Albo jutro. I pojutrze, jeśli będzie trzeba. A teraz trzeba znaleźć kryjówkę. Nie możemy spędzić kolejnej nocy na ulicy.
      — Ile masz jeszcze kredytów? Wystarczy chociaż na chleb dla naszej trójki? — zapytała Valia.
      — Na pewno będziemy potrzebować więcej.

    Siódmego dnia Vespio wrócił pod pomnik bez nadziei. Valia znów poszła kraść, a Virgil zawsze kręcił się nieopodal niej na wypadek, gdyby wpadła w kłopoty. Mieszkali w ciasnym składzie z wiadrami i miotłami – sypiali na brudnych kocach, modląc się każdego wieczora, aby Jon Kalth, kimkolwiek był, wreszcie się zjawił, wyciągnął ich z tego bagna i skontaktował z matką.
    Promienie słońca przebijały się z trudem przez gęstą mgłę i tańczyły na złotych zdobieniach pomnika. Vespio przystanął pod nim i rozejrzał się bezradnie.
    Wciąż ktoś tutaj był, nawet te same osoby, ale żadna z nich nie była Kalthem.
      — Czy ty w ogóle istniejesz… ― sapnął z rezygnacją.
      — Szukasz kogoś? — usłyszał niski, wibrujący głos za swymi plecami. Odwrócił się i spojrzał pod światło na zakapturzoną, wysoką sylwetkę. Zmrużył oczy i przysłonił oczy palcami, usiłując dojrzeć jego twarz.
    Mężczyzna zbliżył się wreszcie i rzucił cień na twarz młodzieńca, a wówczas Vespio poznał jego twarz: starczą, pooraną bliznami, uschniętą jak całe to miasto – a jednak oczy, które z niej spoglądały, wydawały się zadziwiająco pełne życia.
      — Chyba… pana, panie Kalth.

    Saal miało swoje sekrety. Pod zniszczoną, uprzemysłowioną skorupą ciągnęły się kanały, a w nich – jeśli tylko wiedziało się, dokąd się udać – tętniło życie. Vespio kroczył nieporadnie za starcem, brodząc po kostki w wodzie, i w świetle rdzawych lamp spoglądał na podziemne struktury, które wydawały się dużo starsze niż miasto.
      — Co to za miejsce? ― wychrypiał młodzieniec.
      — To jest Sol, mój drogi.
      — Ukryte miasto? — Truchtał, by dotrzymać zadziwiająco żwawemu mężczyźnie kroku.
      — Miejsce spotkań i azyl. Kryją się tutaj ci, których Imperium spisało na straty. I ci, którzy wierzą, że przyjdzie lepszy czas.
      — Nie rozumiem. To kim pan jest?
      — Nauczycielem — odrzekł Kalth. — Twoim nauczycielem, Vespio. Czekałem na ciebie prawie dwadzieścia lat.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Nie 12 Sty 2020, 22:10

    — Skup się.
    Do uszu młodzieńca dobiegł głośny śmiech. Kobieta i grupa mężczyzny. Gdyby wsłuchać się bardziej, śmiech ten był wymuszony. W przypadku kobiety znajdował się gdzieś na granicy płaczu.
      — Skup się.
    Intensywna, pozbawiająca tchu woń odchodów rozlewanych na ulicy.
      — Skup się.
    Nierówna ścieżka, której ostre krawędzie wyczuwalne były przy każdym kroku przez cienką podeszwę butów.
      — Wsłuchaj się.
    Gdzie była Valia? Zaangażowała się w dostawy żywności. Nocami pomagała przy transportowaniu jej przez miasto. Czy powinien się na to zgodzić? Czy to było bezpieczne? Virgil towarzyszył jej za każdym razem. Siostrze i tej młodej dziewczynie o kasztanowych włosach i nieśmiałym uśmiechu.
    Obydwoje pomagali tym ludziom, którzy żyli chyba jedynie nadzieją i tą absurdalną, przegraną walką.
    Niespodziewanie ktoś uderzył go w klatkę piersiową, zatrzymując w miejscu. Kalth pokręcił lekko głową. Gdy z ulicy naprzeciw wyszedł patrol strażników, na szczęście nie poświęcili im uwagi. Transportowali więźnia na widowiskową egzekucję, która miała utwierdzać ład na tej martwej planecie.
    Młodzi mieszkańcy Sol pragnęli zapobiec jednej z nich i przerwać, choć na chwilę pasmo okrucieństwa. Kalth jednak wciąż się na to nie zgadzał.
      — Musisz w końcu sam uwierzyć w to, że jesteś naszą nadzieją. Uwierzyć w siebie, Vespio. Inaczej nic z tego nie ma sensu. Jeżeli będziesz wątpił, nie uratujesz tych ludzi. Twoim przeznaczeniem jest ich poprowadzić. Skup się.


    W nocy po wyczerpującym treningu chłopak mógł w końcu zasnąć na niewygodnym posłaniu. Tej nocy dręczyły go jednak niepokojące sny. Było mu duszno i gorąco, choć przecież w kanałach nigdy nie było dość ciepło. Paliła twarz, a powietrze niemalże parzyło płuca przy każdym wdechu.
    Jakby znów był na Dattorri i trzy słońca rozgrzewały ziemię wokół niego.
      — Dokąd uciekłeś?
    Usłyszał uporczywe pytanie w swojej głowie, a kiedy otworzył oczy, zorientował się, że stoi na środku pustyni, a naprzeciw niego znajduje się zakopana w gorącym piasku świątynia. Tuż przed nim klęczał mężczyzna. Miał zamknięte oczy i kaptur nasunięty na twarz, ale Vespio mógł go rozpoznać bez trudu.
    Nieznajomy nie zdawał sobie sprawy z jego obecności. Mistrz Kalth nazwałby to głęboką medytacją, która pozwala odciąć się od warunków zewnętrznych.
      — Gdzie jesteś?
    Pytanie znów usłyszał we własnych myślach. Wargi mężczyzny nawet się nie poruszyły, tylko dłonie lekko zacisnęły, a następnie powoli rozluźniły.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Nie 12 Sty 2020, 22:36

    Czerwone, łypiące z ciemności oczy wracały do niego nocami, ale ten sen był inny. Musiał być snem, a jednak jakże realistycznym. Vespio bez problemu mógł skupić myśli, rozglądać się, zwracać uwagę na szczegóły, choć otoczenie było rozmyte.
    Co to za miejsce?
    Obejrzał się przez ramię, ale zobaczył tylko szare, obłupane ściany hali sypialnej.
    Dokąd uciekłeś?
    Ten głos, znany mu tak dobrze, choć przecież słyszał go tylko raz, wdarł się w jego umysł, paląc go czarnym ogniem. Coś sprawiło, że nie opowiedział nikomu o tym dziwnym spotkaniu na Dattori, pozwolił, by pozostało tajemnicą, wstydliwym i niezrozumiałym sekretem, zagadką do rozwiązania.
    Dlaczego ocalił mu życie? Jak zatrzymał pocisk z blastera? Co to za zdolność, jakie jest jej pochodzenie?
    Postąpił kilka kroków naprzód. Spojrzał w dół, gdzie zawiewane przez wiatr kłęby piasku tańczyły mu wokół bosych stóp. Nie czuł strachu, z jakiegoś powodu wiedział, że nie grozi mu krzywda.
    Gdzie jesteś?
    Piasek pod naporem stóp nie wydawał żadnych odgłosów i pochłaniał wszystkie ślady. Ten piekielny gorąc był bardzo znajomy, taki bliski.
    Dattori.
    Zbliżył się do klęczącej postaci. Zatrzymał się tuż przed nią i powoli przyklęknął. Chciał spojrzeć jej w twarz, zobaczyć wreszcie, kto kryje się w mroku. Po raz kolejny zobaczył tam jednak wyłącznie ciemność. Pochylił się lekko, wyciągnął owiniętą bandażem dłoń i bardzo ostrożnie sięgnął do kaptura. Cal po calu jego dłoń zbliżała się do czarnej niczym noc tkaniny, aż wreszcie zabrakło już tylko ułamka, by jej sięgnąć, by zedrzeć ją wreszcie i rozwiązać zagadkę.
    Wtedy jednak w mroku rozbłysły szkarłatem te straszliwe ślepia i Vespio przeraził się; instynkt nakazał mu odskoczyć, co zrobił gwałtownie, niemal przy tym przewracając.
    Nie był już pewien, czy to sen, czy szaleństwo, czy coś, co znajdowało się zupełnie poza jego pojmowaniem i kontrolą. Pobladły cofnął się jeszcze kilka kroków, lecz w końcu z bijącym sercem zatrzymał.
    Wytrzeszczonymi oczami spoglądał na rosnącą sylwetkę, a wraz z nią rosła i ciemność. Rozproszyła się świątynia, rozproszył się piach, pozostał tylko żar i uczucie duchoty.
      — Dlaczego cię widzę — wydusił. — Dlaczego słyszę...
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Pon 13 Sty 2020, 09:50

    — Dlaczego cię widzę — wydusił. — Dlaczego słyszę...
    Natychmiast przerwał medytację, wracając myślami na niegościnną planetę. Poderwał się ze złocistego piasku i rozejrzał wokół, ale nigdzie już nie dostrzegł młodzieńca. Sięgnął w moc, ale tylko upewnił się, że jest kompletnie sam na tym pustkowiu. Nie było tu nikogo, a jednak bez wątpienia jeszcze chwilę temu miał towarzystwo. Czuł jego obecność. To nie była tylko projekcja, iluzja czy fantazja. Miał zbiega na wyciągnięcie ręki. Jak?
    Gorący wiatr szarpał połami jego płaszcza, choć nawet tego nie czuł. Zorientował się, że łapie nierówne oddechy, jak po wyczerpującym biegu. W uszach huczało mu nie od podmuchów powietrza, ale szalonego tętna krwi. Na kilka chwil poddał się fali niepokoju, jeszcze raz sięgając w mocy.
    Niczego nie znalazł.
    Niczym niespokojne zwierzę przemierzył miarowym krokiem teren świątyni, ale tylko upewnił się, że jest na jej terenie sam. Droid pomknął za nim, cicho popiskując. Vratae w wyuczony sposób uspokoił oddech i jeszcze raz przyklęknął, pogrążając się w medytacji. W myślach wciąż powracał do przerażonej twarzy chłopca i wyduszonych z trudem słów.
    Znał ją już napięć i wiedział, że wkrótce zobaczy ponownie.


    Gdy Vespio obudził się nad ranem z tego przedziwnego snu, usłyszał, że nie tylko o nie śpi.
      — Powinniśmy powiedzieć Jonowi — mógł bez problemu rozpoznać szept Virgila.
      — Mama mówiła, żebyśmy nikomu nie mówili — to bez wątpienia głos nieco przestraszonej, ale stanowczej Valii.
      — Musimy mu powiedzieć — Virgil nie dawał za wygraną. Vespio mógł sobie nawet wyobrazić, tę jego upartą, nadąsaną minę, z jaką wypowiada te słowa.
      — Virgil, to był wypadek. Przecież wiesz, że to był wypadek.
      — Nie wiem! — Podniósł głos, a następnie na moment zapanowała cisza. Gdy przez kilka długich chwil nic się nie wydarzyło, kontynuował. — Nie wiem — powtórzy ciszej. — Widziałem, jak zabił to dziecko i uciekł, siostrzyczko. Jon powinien o tym wiedzieć.
    Valia milczała, leżała odwrócona plecami do izby i wtulona w stary koc.
      — Jutro mu powiem. A teraz chodźmy spać.
    Do rana w pokoju panowała już tylko cisza, wypełniona oddechem śpiącego rodzeństwa. Tylko Vespio nie mógł zasnąć, bo za każdym razem, gdy zamykał oczy, widział przed sobą wściekle gorącej, czerwone oczy.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Pon 13 Sty 2020, 10:37


    W tych trudnych chwilach Virgil dystansował się coraz bardziej i tylko Valia rozmawiała z obydwoma braćmi, stanowiąc swoisty pomost między nimi. Vespio nie dowiedział się, czy powiedzieli o wszystkim Kalthowi. Mistrz wciąż skazywał go na mordercze treningi, po których był tak wyczerpany fizycznie i umysłowo, że nie potrafił nawet ustać na nogach, a jego myśli rozpraszały się, płynąc swobodnie we wszystkich kierunkach. Myśli o zdradzie, o snuciu przez rodzeństwo planów za jego plecami musiały zejść na dalszy plan.
      — Vespio, co robisz? — Chłopak odwrócił powoli głowę w stronę dziewczyny, która siedziała na macie z książką w chudych dłoniach.
    Valia uśmiechnęła się krzywo i podniosła się, a potem zbliżyła, by usiąść obok niego na łóżku.
      — Często się ostatnio zamyślasz — powiedziała łagodnie. W takich momentach bardzo przypominała matkę. — Powiesz mi, co się dzieje? Czy to ma związek z tym, co stało się na... Dattori?
    Vespio popatrzył na nią długo, aż w końcu kiwnął niezauważalnie głową.
      — Nie możesz się tym wiecznie zadręczać. To był wypadek. Wiem, co mówi Virgil, ale to tylko emocje. Nie myśli tak.
      — Nie wiesz, co myśli.
      — Wiem, że oboje cię kochamy. Mamy w tej chwili tylko siebie i musimy trzymać się razem.
      — Powiedz to jemu.
      — Przejdzie mu.
      — Nie potrzebuję jego wybaczenia, wiesz? Nie potrzebuję od niego niczego.
      — Nie mów tak. Matka nie chciałaby tego.
      — Matki tu nie ma.
    Valia popatrzyła na Vespio ze zmartwieniem i położyła dłoń na jego przegubie, ale młodzieniec podniósł się i wyszedł z pomieszczenia.
    Jego myśli wciąż zaprzątał incydent na Dattori, ale wcale nie ten, o którym myślała Valia.
    Czerwone ślepia nie dawały chłopakowi spokoju. Nadal nie potrafił przejść do porządku dziennego nad tamtymi wydarzeniami i nad snem, który nawiedził go tamtej nocy. W głowie miał potworny mętlik, a to nie pomagało mu w treningach.
    Korzystając ze spokoju nocy, wymknął się z kanałów i wybrał na spacer uśpionymi ulicami miasta. Z kapturem na głowie i rękami wciśniętymi w kieszenie przeskoczył przez płot niepozornej posesji, a potem przez rynek skierował się ku obskurnemu barowi.
    Dzięki doskonałej intuicji mógł bez problemu wygrać parę kredytów w sabaka.

    Jego zwycięstwo nie spodobało się Zabrakowi, który skończył z pustą sakwą, bo dał się zwieść początkowym sukcesom. Vespio zgarnął swoją wygraną i bez słowa skierował się do wyjścia.
    Spokojnym, równym krokiem przemierzył rynek i odwrócił się przez ramię w porę, by zobaczyć w drzwiach baru ogranego nieszczęśnika.
    Nie wyglądał na nieszczęśliwego. Był wkurwiony i towarzyszyło mu kilku kolegów.
    Vespio westchnął z irytacją i przyspieszył kroku, a kiedy stało się jasne, że chcą go dopaść, rzucił się biegiem w stronę pobliskiej świątyni.
    Wtedy rozległy się strzały. Laser przemknął tuż obok jego głowy, sprawiając, że serce gwałtownie przyspieszyło. Kolejny strzał był celny i trafił go w udo na sekundę przed tym, jak Vespio wpadł przez drzwi do wnętrza budynku.
    Kredyty rozsypały się dokoła, gdy upadł niezgrabnie i szybko przewrócił na plecy. Z kieszeni wyszarpnął mały blaster, zacisnął zęby i zaczął strzelać.
    A kiedy trzy ciała upadły na posadzkę świątyni, Vespio opuścił drżącą dłoń i, dysząc ciężko, podniósł się do siadu.
    Podciągnął do siebie zranioną nogę i rozejrzał się dokoła z niemożliwym do opanowania przerażeniem.

    Tej nocy Vratae odczuwał bez wątpienia duże pobudzenie. Zapomniane odczucia sprawiały, że krew chciała krążyć szybciej, zupełnie, jakby coś mu zagrażało, tu i teraz, w noc tak przecież spokojną i cichą.
    Gdy tak stał, próbując zapewne zlokalizować przyczynę tych niepożądanych wrażeń, odczuł nagle szarpnięcie w prawym udzie, jakby ktoś szarpnął je, choć przecież nikogo wokół nie było.

    Vespio obwiązał udo zerwanym z dłoni bandażem i z ogromnym trudem podniósł się do pionu, podpierając o ścianę.
    Aż dziw, że nikt jeszcze nie przybiegł. Może ludzie tutaj wiedzieli, że nie warto reagować na nocne strzały.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Pon 13 Sty 2020, 22:20

    Niestety, nagła cisza trwała tyle, co trzy szybkie wdechy, a później za ścianą rozległ się miarowy tupot nóg. Głośne kroki świadczyły o tym, że przeciwnicy bez wątpienia są opancerzeni. Równe kroki w rytmie przyspieszonego marszu o tym, że są karną jednostką. Bez wątpienia oddział patrolujący nocą miasto, wyłapujący bezdomne dzieciaki i przypominający o godzinie policyjnej, która na Saal zaczynała się zaraz po zachodzie słońca.
    W nocy nie dało się słyszeć rozkazów, prawdopodobnie członkowie jednostki przekazywali sobie za pomocą wyszkolonych gestów. Vespio mógł spróbować schować się w najczarniejszej dziurze świątyni, ale to było tylko rozwiązanie chwilowe. Oddział już na pewno zajął się metodycznym przeszukiwaniem tego miejsca i odciął wszelkie znane drogi wyjścia.
    Niespodziewanie poczuł, jak jego oddech się uspokaja. Pomimo ciągłych prób i narzekań swojego nauczyciela, nigdy nie udało mu się tak szybko i wprawnie wyrównać oddechu. Tępe kłucie w płucach i uciążliwy ból nogi zelżały, choć bandaż bez wątpienia był już cały mokry od obficie płynącej krwi. Krew wciąż żywo buzowała w jego żyłach, pobudzona dużą dawką adrenaliny.
    Instynktownie wiedział, gdzie są jego przeciwnicy.
    Wychylił się zza ściany, łapiąc jednego z nich i natychmiast w prawą pozbawiając przytomności. Jednym, pewnym ruchem dłoni. Nie wypuścił jednak bezwładnego ciała z rąk, tylko po cichu odciągnął je na bok.
    Noga wciąż bolała, nie mógł stanąć na niej pewnie, ale pulsujący ból i poczucie zagrożenia pobudzały go do działania. Musiał pozostać w ukryciu, ale nie mógł zrezygnować z działania. Myślał trzeźwo. Z przerażającą jasnością planował zabójstwo kolejnych członków patrolu.
    Nie był sobą.
    Na pewno nie był sobą, kiedy strzelił w plecy do dwóch kolejnych członków patrolu. Mógł spróbować uciec, a jednak kiedy usłyszał trzask komunikatora i zaniepokojone głos pozostałych, ruszył w głąb świątyni.
      — Alex! Gdzie jesteście? Straciliśmy kontakt z Leo. Alex? Odpowiedz. Kurwa. Alex? Wycofujemy się.
    Udało mu się zlokalizować dwóch ostatnich członków patrolu, kiedy nagle wszystko ustało. Obolała noga ugięła się pod nim niebezpiecznie i stracił równowagę. Oddech znów przyspieszył, a myśli rozbiegły się spanikowane. To przekonanie o własnej potędze, gdzieś się ulotniło.
    Został sam.

      — Vratae, co zaprząta twoją głowę? — Cesarz siedział na tronie, z niewielkim zainteresowaniem obserwując bal u swych stóp. Zapobiegliwa służąca szybko napełniła pusty już kielich i umknęła za kotarę.
    Zabrak dyskretnie przeniósł ciężar na drugą nogę, czując, że udo prawej wciąż jest boleśnie zdrętwiałe.
      — Obserwowałem senatora Zyrii. Tamtejsza bojówka jest bardzo skuteczna.
      — Myślisz, że ma z tym coś wspólnego?
      — Nie sądzę. Nie potrafi nawet upilnować swojej żony.
      — To może żona? — Cesarz zażartował, a następnie przechylił głowę, szukając w tłumie wspomnianej kobiety. Był odprężony i zadowolony, co dowodziło, że coś niespodziewanie poszło po jego myśli. Zabrak spojrzał na swojego mistrza. Łączyła ich trudna więź, ale dopóki mistrz okazywał mu tylko siłę, on powinien okazywać tylko lojalność. Cesarz do tej pory doskonale wywiązywał się ze swojego zadania. — Vratae?
      — Wybacz, mistrzu.
      — Każ przyprowadzić mi tego senatora.
      — Oczywiście — schylił głowę i ruszył w kierunku jednego z lokajów, by przekazać mu polecenie.
    Był ciekaw, czy chłopak zdoła zbiec ze świątyni, nim upływ krwi pozbawi go przytomności. Ciekaw, na ile poradzi sobie, bez jego pomocy. Gdyby nie żył, Vratae na pewno by o tym wiedział.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Pon 13 Sty 2020, 23:15

      — Mistrzu Kalth. Mistrzu Kalth!
    Siedzący po turecku na poduszce do medytacji starzec otworzył powoli oczy.
      — Valio. Wiesz przecież, jak ważna jest zasada zabraniająca przerywać nocną medytację Mistrza. Musisz mieć ważny powód, by to czynić.
      — Oczywiście, że mam — wydusiła Valia, dysząc ciężko. — Chodzi o Vespio. Z-znaleźliśmy go w świątyni. Z… martwym… patrolem.

      — Mm…
    Vespio poruszył się lekko na twardym posłaniu. Nic nie bolało. Nie było śladu po wcześniejszym pobudzeniu. Był dziwnie spokojny, a zarazem wypoczęty.
      — Chłopcze… ― Głos Mistrza Kalth wdarł się w jego świadomość i Vespio wiedział, że jest bezpieczny. ― Otworzysz teraz oczy.
    Młodzieniec nie potrafił mu się oprzeć. Uniósł powieki i popatrzył na zniszczone oblicze Mistrza, który stał nad nim w pustym pokoju. Dość gwałtownie wsparł się na łokciach, chcąc się podnieść, ale został powstrzymany przez delikatny dotyk pokrytej plamami wątrobowymi dłoni.
      — Mistrzu Kalth ― mruknął.
      — Leż jeszcze, Vespio.
      — W świątyni…
      — Gdyby twoja siostra nie wykazała się rezolutnością, byłaby twoim grobem. Chciałbym zrozumieć,w jakim celu wybrałeś się na nocną wędrówkę. Chciałeś sprowokować los? Niewiele brakowało.
      — Co się stało?
      — Zanim straciłeś przytomność, chłopcze, z twoich rąk zginęło trzech szabrowników. Czwarty wezwał cesarski patrol.
      — Chcieli mnie zabić! Strzelali do mnie!
      — To nie jest droga, którą kroczy Jedi!
    Vespio zacisnął wargi i łypnął ze złością na starca. Przez chwilę w ciszy mierzyli się spojrzeniami.
      — Jak zdołałeś ich wszystkich pokonać? ― wychrypiał wreszcie Mistrz. ― Twój trening dopiero się zaczął. Pomimo ran pokonałeś siedem uzbrojonych osób.
    Vespio zmrużył oczy, przypominając sobie nienaturalny spokój, który ogarnął go w świątyni.
    Miał pełną świadomość, że nie pochodził od niego.
    Wiedział, od kogo.
      — Po prostu wziąłem sobie do serca twoje nauki, Mistrzu. Tylko spokój i równowaga.
      — Vespio. To nie był obraz spokoju i równowagi. Jedi nie może sobie pozwalać na takie działanie. Proszę cię, abyś od dziś nie opuszczał tego miejsca i skupił się tylko na moich naukach. Musisz odrzucić chaos. Całą wiedzę, którą zaczerpnąłeś wcześniej. Zaufać mi i Światłu.
      — Mistrzu, mam pytanie — odezwał się Vespio, mimo zaleceń podnosząc się do siadu. ― Czy Moc pozwala na nawiązanie kontaktu z kimś… kto znajduje się daleko?
      — Co masz na myśli, Vespio?
      — Chciałbym wiedzieć, czy możemy przekazać coś komuś… kto włada Mocą. Rozmawiać z nim potęgą umysłu.
      — Dlaczego o to pytasz?
      — Prawdę mówiąc, wydaje mi się, że czasem… słyszę czyjś głos. I czuję obecność.
      — Głosy, które słyszysz, należą do tych, którzy już odeszli i zjednoczyli się z Mocą. Zawsze są z tobą. Podczas medytacji możemy się do nich zbliżyć, posłuchać ich. Odczuć ich bliskość. Co do ciebie mówią?
      — Nie potrafię rozróżnić słów, Mistrzu.
      — Musisz się mocno wsłuchać, Vespio.

    Wiem, że tam jesteś.
    Z dłońmi na kolanach, z zamkniętymi oczami, Vespio wsłuchiwał się w dudniącą ciszę.
    Wiem, że mi pomogłeś.
    Czerń kłębiła się wokół niego, mieszając z ziarenkami piasku. W tym mroku z jakiegoś powodu znów widział trzy słońca. Krążył wokół nich. Był planetą.
    Odezwij się do mnie, potrzebujemy siebie nawzajem.
    Gorące powietrze buchnęło mu w twarz, żar przypiekł nos i policzki, ale… nikogo tam nie było.
    Gdzie jesteś?

    Siły Przeznaczenia Change_by_ck0t_dajz25w-fullview.jpg?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7ImhlaWdodCI6Ijw9Mzg4IiwicGF0aCI6IlwvZlwvZGY4YjYwMGQtZDc1YS00NDQzLTgyOTItYWVhNzI3ZGFkNzIzXC9kYWp6MjV3LWU0ZGFlM2RjLTJhOTItNDNmNS1iYjdjLTVmMDAzZDk3ZmQ0ZS5qcGciLCJ3aWR0aCI6Ijw9NjAwIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmltYWdlLm9wZXJhdGlvbnMiXX0


    Ostatnio zmieniony przez Koss Moss dnia Sob 14 Mar 2020, 20:04, w całości zmieniany 2 razy
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Wto 14 Sty 2020, 10:08

    Poczuł delikatne łaskotanie w podbrzuszu.
    Przez kilka uporczywych minut nie wydarzyło się nic więcej, ale doznania, które nastąpiły chwilę potem, były obezwładniające. Na moment odebrały mu dech. Przyjemność zintensyfikowana do granic wytrzymałości. Wzmocniona prawdopodobnie jakiś nielegalnym specyfikiem.
    Ciepło rozchodziło się po jego ciele chciwymi falami, ale koncentrowało wokół podbrzusza. Słone kropelki potu pojawiły się na jasnej skórze. Napięte mięśnie lekko drżały, a słodki powiew, czyjś oddech, łaskotał go w kark. Na języku czuł gorzko-słodki alkohol. Nigdy wcześniej nie pił czegoś o tak skomplikowanym i zaskakującym smaku. Lepki płyn osiadł mu na wargach. Miał wrażenie, że może go z nich zlizać, delektując się każdą kroplą.
    Brał ciężkie, chrapliwe oddechy. W powietrzu też coś było. Zapach dymu. Kadzidełka? To bez wątpienia słodkawe powietrze tak oszałamiało zmysły i utrudniało koncentrację. Wdzierało się do płuc z każdym wdechem, wnikało do krwi i ją zatruwało.
    Nie mógł nic zobaczyć.
    Poczuł tylko zwinny, wilgotny język, który przesunął się po jego torsie. Usłyszał cichutki chichot. Nawet wilgotna strużka śliny była doskonale wyczuwalna pod wpływem narkotyków. Znów śmiech o nieco innej barwie. Kochanki były więc dwie. Język jednej z nich owinął się figlarnie wokół sutka. Dłonie drugiej rozmasowywały jego kark, mocnymi ruchami, które zmuszały twarde mięśnie do ulegnięcia. Czuł, jak krągłe piersi napierają na jego plecy, słyszał przyspieszony oddech.
    To były długie sekundy leniwej rozkoszy. Pełne wonnych pieszczot. Prowadzeni przez te słodkie czułostki, zawędrowali w samo epicentrum przyjemności.
    Nie miał już wątpliwości, że wziął obie panny. Jego oddech przyspieszył, a krew zaszumiała. Już nie było chichotów, a posapywanie i jęki tłumione przez miękką pościel. Był w wilgotnym, ciepłym i gościnnym wnętrzu. Wypełniał je całym sobą. Penetrował. Rżnął. Słodki smak alkoholu na ustach mieszał się ze smakiem śliny, skóry i potu.
    Usłyszał też niski, gardłowy śmiech, gdy wszystko się niespodziewanie skończyło, a on wrócił do obskurnego pokoju w Sal. Choć wciąż miał wrażenie, że czuje zapach kadzidła.


    Godzinę później do pokoju wszedł młody mężczyzna. Vespio kojarzył go jedynie z widzenia. Podobno Evan był jednym z najlepszych imperialnych pilotów, nim odszedł z floty i dołączył do ruchu oporu. Był młody, zaangażowany i wyjątkowo przystojny. Młodsi koledzy robili dokładnie to, o co ich poprosił. Motywował ich do działania. Był odważny. Nawet Virgil go słuchał.
    Zamknął za sobą cicho drzwi.
      — Lepiej, żeby Kalth nie słyszał — puścił oczko chłopakowi i usiadł naprzeciw niego. — Słyszałem, co zrobiłeś z tym oddziałem szturmowców w świątyni. Jestem pod wrażeniem. Wszyscy jesteśmy, gdybyś kiedyś potrzebował pomocy, zawsze możesz nam dać znać. Zgoda?
    Wyciągnął do niego dłoń. Ten uścisk mógł w końcu zagwarantować Vespio miejsce pośród młodych buntowników. Uwolnić go, choć odrobinę od towarzystwa mentora.
    Evan cierpliwie czekał.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Sro 15 Sty 2020, 03:16

    Jego własne odczucia robiły się coraz dziwniejsze. Płatały mu figle. Medytacja (która od początku nie była najmocniejszą stroną Vespio) zamiast spokoju i oczyszczenia, przyniosła mu pobudzenie i rumieniec na policzkach. I wilgoć w bieliźnie, od której było mu zwyczajnie wstyd.
    Jeżeli to rzeczywiście duchy poległych Jedi dostarczały mu tego rodzaju wrażeń, Mistrz Kalth miał trochę mylne o nich zdanie.
    Zagubiony młodzieniec siedział w ciszy i zastanawiał się nad źródłem dziwnych odczuć i podszeptów, gdy drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł pewnym krokiem młody pilot.
    Być może był przystojny, choć Vespio nie zwrócił na to szczególnej uwagi. Popatrzył z zastanowieniem i pewną nieufnością, której trudno było mu się wyzbyć, na wyciągniętą dłoń, aż w końcu powoli wyciągnął swoją.
      — Ty też możesz na mnie liczyć, Evan ― wymruczał. ― Masz dostęp do strzelnicy, prawda?

      — …skup się. Pokazałem ci już, że to możliwe.
    Vespio zacisnął zęby i łypnął wściekle na Mistrza.
      — I przestań się denerwować, chłopcze. Twój umysł musi być czysty. Wyrzuć z niego wszystkie zbędne myśli. Wiem, że martwisz się o matkę. Wiem, że boisz się swojego przeznaczenia. Musisz wznieść się ponad to, a wówczas będziesz w stanie podnieść przedmiot siłą woli.
      — Łatwo powiedzieć. Nie pańska matka milczy od dwóch miesięcy! Miała tylko pomóc w ewakuacji. Więzi mnie pan tutaj, zamiast pozwolić ją ratować.
      — Zapewniam cię, że twoja matka żyje — powiedział spokojnie Kalth. ― Jestem też pewien, że dopóki nie ukończysz swego szkolenia, nie będzie z ciebie miała za dużego pożytku. Pewnego dnia znów staniecie u swego boku. Wyobraź sobie tę chwilę. Ty i twoja matka, zjednoczeni ponownie. Poczuj obok siebie jej obecność. Jej myśli stale krążą wokół twojego jestestwa. Skup się. Wsłuchaj się w jej miłość.
    Vespio zmarszczył brwi, z groźnym błyskiem w oku obserwując zniszczoną twarz starca.
      — Nie słuchasz mnie. Więcej pokory. Zamknij oczy, chłopcze, i rozluźnij mięśnie. Niech wszystkie zwiotczeją. Wsłuchaj się w mój głos, pozwól, by cię prowadził. Wyobraź sobie miejsce, w którym przyziemne zmartwienia nie mają już znaczenia. Miejsce, w którym tętni moc. Otula cię przyjemnym ciepłem. ― Głos Kaltha jest niski i głęboki. Słowa płyną z jego ust bardzo powoli, rozciągając się w długie sekundy.
    Vespio poddał mu się w końcu, choć minęło dużo czasu, nim jego twarz złagodniała, wargi rozchyliły się, oddech unormował, a serce uspokoiło.
      — …to nie jest ważne, kim jesteś. Całkowicie odrywasz się od swojej cielesności. Zostawiasz wszystko daleko za sobą. Wszystko, co kiedyś cię trapiło, rozpływa się w nicości. Panuje błogi spokój, aksamitna cisza… Poczuj to. Czujesz obecność…?

    Vespio słyszy równy oddech. Ktoś rzeczywiście jest obok, bardzo blisko. Po jego lewej stronie. Powietrze wypełnia zapach kadzidła i… krwi.
    Uchyla z wolna powieki, a wówczas jego oczom ukazuje się zdobiony szpikulcami tron, który odzwierciedla całą galaktykę: zdobyte planety przebite są złotymi igłami, a gdyby je odwiedzić, okazałoby się, że miejsca, z których na ich podobiznach sterczą ostre końce, to w rzeczywistości punkty, w których znajdują się cesarskie statuy.
    Otoczenie jest niewyraźne, ale coś leży na czerwonym dywanie u stóp pustego siedziska Cesarza.
    Co to jest?
    Vespio wytęża wzrok. Nie… to nie dywan. To kałuża krwi, a w jej centrum leży przesiąknięty posoką kłąb złocistych włosów.
    Na podłodze spoczywa głowa uzurpatora. Vespio wydaje z siebie zduszony okrzyk, a wówczas czyjaś dłoń splata się z jego dłonią. Młodzieniec instynktownie obraca głowę w stronę tej osoby.
    Obok niego stoi…
    Mistrz Kalth.

    Vespio oddychał szybko; jego serce łomotało wściekle, jakby przebiegł właśnie duży dystans. Wizja rozmyła się gwałtownie. Na miejscu pozostała tylko twarz mężczyzny.
      —  Dlaczego przerwałeś? — zapytał Mistrz po długiej chwili ciszy.
      — Wi-widziałem coś.
      — Co?
      — Cesarza. Był martwy. I…
      — Tak? Opisz to dokładnie.
      — Zobaczyłem tron, a pod nim w kałuży krwi leżała jego głowa. Nie byłem sam, ktoś stał obok mnie. Myślę, że… pokonaliśmy go razem.
    Oczy Mistrza zwęziły się.
      — Kto to był?
      — Nie wiem.
      — To bardzo ważne.
      — Nie wiem. Naprawdę nie wiem.
      — Musisz odszukać tę osobę, Vespio. Tak mówi Proroctwo. Tylko to pozwoli nam wygrać tę wojnę. Twoja wizja to przyszłość. Cesarz zginie z rąk dwóch Jedi zrodzonych z Mocy. Gdzieś w Galaktyce jest twoja bliźniacza dusza, czeka na ciebie. Medytacje pozwolą nam ją odszukać. Czy o czymś mi nie mówisz, chłopcze?
      — Na… na Dattori spotkałem kogoś.
      — Tak?
      — Przyleciał z cesarskim patrolem. Był w czarnej szacie, z kapturem na głowie. Miał takie straszne czerwone oczy. Władał Mocą… Bardzo dobrze nią władał, Mistrzu.
    Twarz Kaltha gwałtownie stężała.
      — Sith — wyszeptał. — Wiedziałem, że musi być drugi. To ważna informacja, chłopcze. Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz? — Vespio spuścił tylko wzrok. — Musiał być uczniem Cesarza. Przybył cię zgładzić.
      — Właśnie… nie. Prawdę mówiąc, zginąłbym, gdyby nie zatrzymał pocisku z blastera.
      — Zatrzymanie pocisku z blastera nie jest możliwe.
      — Mówię tylko, co widziałem.
      — Posłuchaj mnie bardzo uważnie, chłopcze. Jeżeli Sith ocalił ci życie, nie zrobił tego dla ciebie. Jeżeli zrozumiał, kim jesteś, zamierzał prawdopodobnie wziąć cię żywcem. Być może Cesarz chce cię ujrzeć na własne oczy. Musisz być świadom tego niebezpieczeństwa. Nie wolno ci z nimi przystawać. Dopóki nie ukończysz swojego szkolenia, nawet o nich nie myśl. Pod żadnym pozorem nie szukaj z nimi kontaktu.
    Vespio objął się ramionami i pokiwał powoli głową.
      — Dobrze ― szepnął.
      — Musisz odnaleźć swoją bliźniaczą duszę. To jest twoje zadanie.
      — Wiem, Mistrzu. Cały czas nad tym pracuję.
      — Dziękuję za twoje zrozumienie, chłopcze.
    Vespio uśmiechnął się blado, a widząc jego niemrawą minę, Mistrz wyciągnął dłoń i położył mu ją na ramieniu.
      — Nie lękaj się, Vespio. Jesteś potężniejszy niż przypuszczasz. Myślę, że nadszedł czas, abyś otrzymał ode mnie to, na co zasłużyłeś swoją ciężką pracą. Pójdź ze mną.
      — Miecz świetlny? — wydusił od razu Vespio, ale Kalth uśmiechnął się tylko tajemniczo. — Naprawdę?!
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Sro 15 Sty 2020, 22:56

    Prezent nie był tym, czego spodziewał się młodzieniec.
    Miecz świetlny był symbolem potęgi i porządku. Właściwie niewielu żyło takich, którzy mieli okazję zobaczyć taki miecz osobiście i pożyli na tyle długo, by móc o tym komuś opowiedzieć. To była na poły legendarna broń, która symbolizowała minione, burzliwe czasy przez nastaniem Cesarstwa. Wydawało się, że wszystkie zostały rozkradzione albo dobrze ukryte, by nie wpaść w niepowołane ręce, a pradawna sztuka powolnego i wymagającego tworzenia takiej broni została dawno temu zapomniana.
    To jednak nie tak cenny i upragniony miecz miał mu do sprezentowania mistrz Kalth.
    Mężczyzna prowadził go przez ponure miasto. Zdawało się, że na powierzchni jest ono mniej przychylne niż w kanałach. Skuleni ludzie przygnieceni byli jarzmem strachu, nawet ich ruchy zdradzały pewną nabytą nerwowość i niepokój. Jon zasłonił sobie twarz chusteczką, tyleż, by ukryć tożsamość, co by nie wdychać szarego, cuchnącego powietrza. To ono było powodem chorób i licznych śmierci każdego dnia, dla Cesarza nie miało to znaczenia. Obowiązkiem patroli i mianowanych władz miała być jedynie dbałość o terminowość dostaw i zachowanie porządku.
    Kierowali się w stronę portu kosmicznego.
    Bez specjalnego pozwolenia nie można było opuścić planety. Każdy transport był dokładnie przeszukiwany i sprawdzany. Niemożliwe więc, by łatwo się stąd wydostali. Kalth przez całą drogę nie zdradził chłopakowi powodu tego późnego spaceru, ale ten stał się jasny, kiedy dotarli do pasa przylotów.
    Vespio od razu w tłumie mógł rozpoznać swoją matkę. Ona też dostrzegła go w tym samym momencie. Na ustach kobiety pojawił się dobrze znany łagodny uśmiech, a oczy błysnęły łzami. Natychmiast przytuliła do siebie chłopca, długo trzymając go w drżących ramionach. Przez długie chwile nie była w stanie wypowiedzieć choćby słowa, tuląc do siebie i całując rudą głowę syna.
      — Mój mały — wyszeptała w końcu, patrząc mu prosto w oczy z tym matczynym, bezwarunkowym uwielbieniem. — Wszystko w porządku? A Virgil, dalej łobuzuje? Valia się nie zadręcza? Tak za wami tęskniłam — głos jej się załamał, a po policzkach spłynęły łzy szczęścia. — Mój chłopiec — wyszeptała czule, znowu tuląc do siebie ukochanego syna.

    Kilka dni później całym miastem wstrząsnęło potężne topnięcie. Było odczuwalne na ogromnej powierzchni planety. W oficjalnych informacjach nie pojawiły się żadne wiadomości na temat tego wydarzenia, zostało przemilczane przez prasę.
    Plotki jednak nie pozostawiały żadnych wątpliwości.
    W jednej z kopalń cesarstwa doszło do potężnej eksplozji, która spowodowała nie tylko zawalenie się całej konstrukcji, ale również wywołała lawinę, która częściowo zasypała budynki mieszkalne, ich mieszkańcy zostali pochowani żywcem. Urzędnicy skupiali się przede wszystkim na zacieraniu śladów tragedii i nawet nie próbowali sobie radzić z jej skutkami. Obawiali się, że wiadomości dotrą do centrum Cesarstwa i spotka ich kara za opóźnienia, dlatego milczeli.
    Nikt nie wiedział, jakie są rozmiary tego nieszczęścia. Nikt nie policzył ofiar. Nikt nie próbował pomóc ofiarom.

      — Nie możemy się w to mieszać, Evanie! — Kalth zniecierpliwiony podniósł głos na młodzieńca. Vespio widział ich jedynie przez szparę w drzwiach. Evan zacisnął dłonie w pięści.
      — Tam są ludzie, których możemy uratować! Oni pozwolą im zginąć.
      — Nie narazimy naszej misji, dla tych ludzi.
    Evan odwrócił się wściekle i ruszył w kierunku drzwi.
      — Zabraniam ci! Słyszysz? Zabraniam ci się w to mieszać! — Kalth krzyczał za nim, ale młodzieniec nie słuchał.
    Praktycznie wpadł na Vespio. Wyminął go gwałtownie i zatrzymał się dopiero po paru krokach.
      — Idziesz mi pomóc czy nie? — Zapytał niemalże wyzywająco, z determinacją w jasnych oczach.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Czw 16 Sty 2020, 12:04

    W oczach Vespio nie było wahania. Nie próbował kwestionować motywów tych, którzy tuszowali tę tragedię i wiele jej podobnych, ale chciał pomóc jej ofiarom. Podobnie jak Evanowi, i jemu trudno było zrozumieć Kaltha, który wciąż odmawiał zaangażowania w sprawy okolicznej ludności. Proroctwo i niekończące się treningi pochłaniały go do tego stopnia, że całkowicie zapomniał o tym, co przyziemne, w dodatku usiłował izolować od tych spraw i jego.
    Ale Vespio wciąż pamiętał bardzo wyraźnie, jak to było, kiedy żył jak zwykły człowiek. Pamiętał, jak wyglądają zwykli ludzie. Wśród pokrzywdzonych byli ojcowie i matki. Siostry i bracia. Córki i synowie. Serce podpowiadało mu, że to właściwe, wyjść teraz i zrobić co się da, by pomóc im odnaleźć bliskich, pochować ciała, zapewnić wsparcie wobec utraty wszystkiego.
      — Ktoś powinien ci osłaniać tyłek — odparł więc i uśmiechnął się oszczędnie. — Tak na wszelki wypadek, gdyby wpadli imperialni.

      — Co cię zatrzymało?
    Od chwili, kiedy Vratae przekroczył próg sali tronowej, wiedział, że trafił na jeden z gorszych humorów Cesarza. Piękny młodzieniec o lodowatym obliczu siedział w niedbałej pozie na swoim złotym tronie, a u stóp wiodących do niego schodów leżały zwłoki jednego z dowódców, który miał wątpliwą przyjemność rozmawiać z władcą wcześniej.
      — Nieważne. Z pewnością wyczułeś zachwiania Mocy. ― Młodzieniec podniósł się i ruszył w dół schodów w stronę klęczącego mężczyzny. Zamiast przejść nad zwłokami, przeszedł po nich jak po dywanie, nawet na nie przy tym nie spoglądając.
      — W układzie Avalon — doprecyzował chłodno. Nie zatrzymał się przed mężczyzną, zaś obszedł go i stanął za jego plecami. Mając kogoś takiego poza zasięgiem wzroku, każdy instynktownie wolałby się odwrócić, ale nie Vratae. — Ci idioci zniszczyli kopalnię i nie raczyli mnie nawet o tym poinformować. Później to moja reputacja na tym cierpi. Drażni mnie ich przekonanie, że wiedzą, co zrobię, Vratae.
    Szczupła, ozdobiona biżuterią dłoń przesunęła się po karku Zabraka niby w delikatnej, ale złowieszczej pieszczocie, a potem przesunęła się na ramię i zacisnęła na nim boleśnie.
      — Zły Cesarz tak bardzo by się wściekł, że lepiej trzymać go w nieświadomości. Cóż za absurdalne i niewybaczalne podejście. Vratae… Polecisz tam i zorientujesz się, co się stało. Zapytasz ich kulturalnie, jak długo zamierzali to przede mną ukrywać. Potem dowiesz się, które z tych brudnych wywłok odpowiadają za plany prac i decyzję o zatuszowaniu przede mną tego incydentu. Zadbasz o to, żeby zostały widowiskowo ukarane. Jeśli górnicy nie będą chcieli wydać nikogo, pozbędziesz się wszystkich. I jeszcze jedno, Vratae.
    Cesarz cofnął dłoń, która zdążyła już pozostawić na ramieniu mężczyzny sińce, i okrążył go, by wreszcie stanąć tuż przed nim i popatrzeć w jego szkarłatne oczy.
      — Podobno ktoś pomaga ofiarom na Saal. Niepokoi mnie to, ponieważ wygląda na zorganizowaną grupę. Może to rebelianci. Dowiedz się wszystkiego i rozwiąż ten problem. Kazałem już przygotować twój statek i oddział, wylatujecie natychmiast.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Pią 17 Sty 2020, 10:18

    Drzwi od kabiny statku otworzyły się z cichym syknięciem, pojawił się w nich młody kapitan. Wyprężył pierś, uderzył obcasami o siebie i wyciągnął rękę do zachwycająco perfekcyjnego salutu. Vratae oderwał wzrok od planszy galaktycznych szachów i zatrzymał go na podwładnym. Droid siedzący naprzeciwko wydał z siebie cichy komunikat pod postacią serii pisków.
      — Jeszcze nie przegrałem, VR-8 — mruknął do humanoidalnego robota, choć ten miał sporo racji. Wygrana w logiczną grę, bez cienia losowości, ze sztuczną inteligencją nastawioną na przeliczanie algorytmów była niemalże niemożliwa. Niemalże.
    Kapitan milczał, cierpliwie czekając na uwagę dowódcy. Vratae skinął głową w jego kierunku.
      — Wodzu, melduje, że zbliżamy się do planety Saal — wyrecytował, jak na komendę na jednym tchu.
      — Dobrze — Vratae odwrócił się, by z powrotem zająć się rozgrywką, ale wtedy chłopak za jego plecami nerwowo wciągnął powietrze i się zająknął. — Tak?
      — Zostaliśmy poproszeni o wylądowanie na jednym z księżycy. Czeka tam na pana Gannat Soppall i reszta dygnitarzy. Urządzili bankiet powitalny — każde kolejne słowo wypowiadał coraz mniej pewnie i odrobinę ciszej. Na twarzy Zabraka nie dostrzegł jednak żadnych emocji. Odetchnął z ulgą.
    Vratae wiedział, że huczne powitanie z daleka od miejsca katastrofy miało za zadanie jedynie opóźnić jego działanie. W końcu powoli skinął głową.
      — Lądujemy na księżycu.
    Kapitan jeszcze raz zasalutował i opuścił pomieszczenie. W tym samym momencie Zabrak wyłączył stół, na którym wyświetlały się szachy z przegraną przez niego partią. VR-8 zaczął wydawać z siebie serię oburzonych pisków.
      — Następny raz gramy w Sabaka.
    W odpowiedzi usłyszał kolejny, przeciągły pisk.

    Vespio po raz pierwszy od wylądowania na Saal mógł poczuć się częścią grupy. Nie tylko on zdecydował się pomóc Evanowi. Najpierw dołączali do nich inni, młodzi buntownicy spragnieni działania, a później zwykli ludzie, których mijali na ulicy. Łączyła ich w tej chwili jedynie chęć niesienia pomocy ofiarom. Byli w różnym wieku, mieli różne doświadczenia, pełnili różne funkcje, ale wszyscy nie chcieli i nie mogli przejść obojętnie obok potrzebujących.
    Na miejscu już kilka osób grzebało pośród gruzów i kamieni, szukając dobytku, a może zmarłych bliskich. Robili to w przerażającej ciszy, pośród czarnej od sadzy mgły. Brodzili pośród zniszczeń niczym widma.
    Walka trwała całą noc. Mieszkańcy przerzucali kamienie gołymi rękoma, nie zważając na ból i zmęczenie. Przesypywali cenny metal, by odkopywać swoich poległych. Vespio znalazł nawet kilka szlachetnych kamieni, za które można tak wiele kupić na tej biednej planecie.
    Pomagał Virgil i pierwszy raz od wypadku na ich rodzinnej planecie spojrzał na brata przychylnie. Evan z naturalną swobodą dowodził całą akcją. Angażował się cały, czym motywował resztę do działania. Mieszkańcy przynosili im świeżą wodę i jedzenie.
    Wszyscy co jakiś czas oglądali się trwożliwie do tyłu, w obawie przed oddziałami patrolowymi.
      — Cicho! Ciszej! Przestańcie pracować!
    Takie komendy rozlegały się dramatycznie często. Za każdym razem, gdy wydawało się, że uda im się wydobyć kogoś żywego. Kiedy wiatr spłatał im okrutnego psikusa, a jego wycie upodobniło się do gwizdu lub wołania o pomoc. Nie było jednak wielkich szans na to, że spośród gruzowiska uda im się wydobyć kogokolwiek żywego. Nie zaprzestawali jednak tej uporczywej walki.


    Gannat Soppall wyszedł na powitanie cesarskiego wysłannika. Na księżycu, na którym urzędował, atmosfera była tropikalna, jak w jego rodzinnych regionach. Cały teren porastała dzika dżungla pełna niebezpiecznych zwierząt i barwnych ptaków. Zachwycająco kolorowa w porównania z planetą u ich stóp.
    Vratae wysiadł ze statku i stanął przed mężczyzną w sile wieku o ciemnej karnacji i w wyjątkowo eleganckim stroju. Gannat błysnął w uśmiechu zębami, a następnie złożył Zabrakowi niski ukłon. Soppall potrafił robić dobrą minę do złej gry, choć czuł, jak strużka lepkiego potu płynie mu wzdłuż kręgosłupa. Vratae był karzącą ręką Cesarza. Uosabiał okrucieństwo i chaos, towarzyszące zaprowadzaniu porządku. Był najlepszym katem władcy, a to nie wróżyło dobrze zarządowi Saal.
      — Zapraszam, Najwyższy Wodzu.
    Minęli służących, a gdy przekroczyli próg sali bankietowej, podbiegł do nich służący.
      — Panie.
      — Nie teraz — Gannat wykonał gest ręką, jakby próbował opędzić się od natarczywej muchy, jednocześnie wysyłał posłańcowi ostrzegawcze spojrzenie. Chłopak niemal się oddalił, ale Vratae zatrzymał go w ostatniej chwili i obserwował wyraz irytacji na twarzy Soppala.
      — Mów.
    Służący niepewnie spojrzał na gospodarza.
      — To na pewno nic ważnego — spróbował jeszcze oponować Gannat.
      — Tym bardziej nie zajmie dużo czasu.
      — Na Saal. Ludzie zorganizowali jakąś akcję ratunkową. Przekopują gruz, chowają zmarłych — zaczął nerwowo tłumaczyć, nie patrząc już na żadnego z mężczyzn. Vratae milczał, instynktownie wyczuwając gniew i strach swojego towarzysza.
      — Wielu? — Gannat zapytał przez zaciśnięte zęby.
      — Tak. Podobno niemalże sto osób włączyło-
    Nie dokończył. W sali rozległ się trzask, a potem zapadła cisza. To elegancka dłoń gospodarza z dużą siłą spoliczkowała młodego służącego, który zatoczył się do tyłu. Nie był jednak zdumiony. Skóra natychmiast się zaczerwieniła.
      — Co zamierzasz z tym zrobić? — Ton głosu Zabraka pozostał spokojny i wyważony.
      — A co mam zrobić? — Soppall stracił panowanie nad sobą. Zadał to pytanie nerwowo i bez namysłu, szybko go żałując. — Wybacz, Najwyższy Wodzu. Oni tylko grzebią w śmieciach. Nie mogę przecież otworzyć ognia do połowy mieszkańców miasta.
      — Dlaczego nie? — Zapytał zaciekawiony z niefrasobliwą nutą w chrapliwym głosie.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Pią 17 Sty 2020, 13:28

      — Cicho. Przestańcie pracować ― wychrypiał Vespio, podnosząc się do pionu.
    W zapadłej ciszy usłyszeli wyraźnie odgłos strzału. Spojrzeli po sobie – on, Virgil i trzech młodych chłopców, którzy spacerowali po gruzie w dolinie utworzonej przez zapadłą ziemię, wypatrując rannych. Już teraz to miejsce zyskało roboczą nazwę Doliny Śmierci.
      — Ktoś strzela? — wydusił Virgil. ― Cesarscy?
      — Nie ― szepnął Vespio. ― Nie cesarscy.
      — Nie rozumiem, to kto…
    Vespio wyciągnął powoli rękę i wskazał punkt u szczytu nowo powstałego urwiska, wysoko nad nimi. Widzieli tam wyraźnie niewielką ciemną postać – a potem ujrzeli błękitny błysk i człowiek ten, kimkolwiek był, runął w dół, by upaść tragicznie po kilku sekundach na ich poziomie, wznosząc w powietrze tumany kurzu.
      — Niebieskie blastery ― szepnął. ― Policja.
      — Co? Dlaczego? ― Wydusił Ion, najmłodszy z pomagających im młodzieńców.
    Vespio przełknął ciężko ślinę. Wzrok wciąż miał utkwiony w szczycie urwiska, na którym pojawiły się dwie postacie. Popatrzyły w dół za zestrzelonym nieszczęśnikiem. A później…
      — Padnij! ― Krzyknął Vespio i pchnął Iona za fragment ściany domostwa. Virgil wpadł z drugiej strony i podbiegł do nich; na jego twarzy malowało się niezrozumienie.
      — Dlaczego do nas strzelają?! ― wykrztusił.
    Vespio odwrócił się przez ramię na dwóch pozostałych chłopców, którzy skryli się w wąskiej rozpadlinie.
      — Właściwe pytanie to: na czyj rozkaz.
      — Cesarza?
      — Pośrednio ― powiedział cicho Vespio.
      — Co robimy?
      — Weź tych chłopców i skryjcie się jak najdalej.
      — Nie! Trzeba rozwalić te gnidy! Zabijają niewinnych ludzi!
      — Zabieraj te dzieciaki i idźcie się schować! — warknął Vespio, a w jego oczach błysnęła taka wściekłość, że nawet Virgil się zawahał. — Znajdę Evana i zastanowimy się, co robić dalej.
      — Dokąd mam je zabrać?
      — Jak najdalej stąd — odparł Vespio i zawahał się, a potem sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojego futra i wyciągnął z niej mały blaster. ― Zostały dwa strzały. Dobrze je wykorzystaj.

    Przywarłszy plecami do potężnego osmalonego głazu, Vespio wstrzymał oddech i nasłuchiwał. Tuż obok niego spoczywały zwłoki dziewczyny, którą nierzadko widywał w Sol. Zawsze biegała za Evanem, próbowała mu zaimponować, a teraz jej martwe oczy wpatrywały się w brudne, zasnute mgłą niebo.
    Vespio zacisnął wargi w wąską kreskę i zamknął oczy. Wziął głęboki wdech, a zaraz potem wypuścił powietrze nosem. Ktoś w ciężkich butach, pod którymi chrzęścił gruz, zbliżał się niebezpiecznie, co jakiś czas pokasłując. Młodzieniec też czuł tę pokusę: pył gryzł w oczy, drapał w gardło i łaskotał w nos, a każdy zaczerpnięty wdech sprawiał fizyczny ból, ale on zagryzał zęby i walczył każdą cząstką siebie o to, by nie wydać najcichszego choćby dźwięku.
    Kiedy kaszel i chrzęst gruzu dało się słyszeć tuż za osłoną, Vespio wiedział, że w ciągu sekundy zobaczy napastnika. Zacisnął mocno palce na tak cennym dla górników krysztale, prawie raniąc sobie palce o jego ostre krawędzie; i gdy tylko mężczyzna wykonał ten niefortunny krok, uderzenie w skroń pozbawiło go przytomności. Po przebudzeniu nie będzie miał przy sobie ani broni, ani komunikatora, ani nawet większości elementów stroju.
      — Sto jedenaście, jak sytuacja u ciebie? ― usłyszał Vespio, gdy tylko wsunął niewielką słuchawkę do ucha.
      — Przeszukuję właśnie dół. Dużo tu zakamarków, może przydałby mi się ktoś jeszcze.
      — A ty, sto dwanaście?
    Vespio zmarszczył brwi i spojrzał szybko na swoją plakietkę.
      — Czysto ― odpowiedział. ― Pójdę na dół.
      — Idź, pomóż Xutto. Słuchaj… jak zobaczysz jakieś kobiety, dzieci… puść je. Nikt nie  musi wiedzieć.
      — Jasne ― mruknął Vespio, przeładowując broń. Była znacznie większa i cięższa niż blaster, który oddał Virgilowi. Szczęśliwie nie ograniczał się do nauk Kaltha i strzelał z podobnej broni na strzelnicy u boku Evana.
    Był wściekły i wiedział, co robić. Ci zdrajcy, ci odrażający tchórze, którzy strzelali do nieuzbrojonej ludności, do jego znajomych, do jego rodziny, nie zasługiwali na życie – tego był pewien.
    To nie jest droga, którą kroczy Jedi.
    To jest droga, którą kroczę ja.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Nie 19 Sty 2020, 18:27

    — Za Cesarza!
    Goście, siedzący przy suto zastawionym stole, podnieśli do góry kieliszki wypełnione złocistym napojem, a następnie opróżnili je do dna, tak by nikt nie wątpił w szczerość ich toastu. Vretrae zasiadł na honorowym miejscu obok żony Gannata.
    W tym momencie na Saal rozległy się pierwsze strzały do cywilów.
    Wiedział, że budzi w tych ludziach przerażenie. Czuł, jak pod cienką warstwą uprzejmych konwersacji i uśmiechów, towarzyszy im pierwotny lek. Byli ostrożni, co zawsze utrudnia swobodną rozmowę i czyni atmosferę gęstą i męczącą. Część z nich znajdowała w sobie odwagę, by rzucić mu zaciekawione spojrzenia znad egzotycznych potraw, od których uginały się półmiski.
    Zabrak wiedział, że ci wymuskani arystokraci widzą w nim brutalnego rzeźnika. Dzikusa. Naiwnie uosabiali przemoc z brakiem dobrych manier. Rzeczywiście, był zabójcą, a nie dyplomatą, ale on przynajmniej potrafił mordowanym spojrzeć w oczy.
    Wprawnie napełnił kieliszek swojej towarzyszki. Kobieta podziękowała mu, nawet nie odrywając wzroku od swojego talerzyka.
      — Soppall! Znasz ten żart? Ilu cesarskich szturmowców potrzeba do wymiany przepalonego panelu jarzeniowego? — Mężczyzna naprzeciw nich nakładał sobie właśnie potężną ilość deseru na talerz.
      — Do wymiany przepalonego panelu jarzeniowego potrzeba dwóch szturmowców. Jednego by wymienił panel, a drugiego by zabił tego pierwszego i sobie przypisał zasługę — Vratae odpowiedział natychmiast, wywołując nerwowy śmiech u osób niedaleko. W jego towarzystwie złośliwe kawały stawały się zaskakująco realne. — Choć w tym żarcie brakuje trzeciego, który na nich wszystkich doniesie.
    To w tej chwili postrzelona została młoda, pełna energii i zakochana po raz pierwszy dziewczyna.
    Rozmówcy zarechotał głośno.
      — Dokładnie!
      — Do tej pory nie mieliście problemów z buntownikami?
      — Problemów? To banda dzieciaków bez pomysłu. Ostatnio namazali na ścianie. Ja pierdole. Jak to było — grubas podrapał się po spoconym karku widelcem.
      — Nawet w najciemniejszej nocy jest iskierka nadziei — niespodziewanie odezwała się żona Gannata. Mówiła cicho i łagodnie, wciąż ze spuszczoną głową. Vretae spojrzał w jej kierunku z namysłem.
      — Powinniście na tym tle dokonywać egzekucji — powiedział na tyle cicho, że usłyszała go jedynie pani Soppall. Wyczuł, jak delikatnie zadrżała. — Jak powodzenie misji?
      — Nasi ludzie rozpoczęli akcję. Na razie bez żadnych problemów.

    Meldunek nie był do końca prawdziwy. Warunki przy ograniczonej widoczności, chmurach kurzu, utrudniającego oddychanie i celne oddawanie strzału sprawiały, że akcje nie mogła zostać przeprowadzona szybko i sprawnie. Policja brodziła we mgle.
      — Większość pouciekała — komunikat nadszedł pośród trzasków urządzenia.
      — Wycofajmy się.
      — Wszyscy przemieszczać się do punktu zbiórki. Bez odbioru.
    Gdy Vespio wyszedł zza jednej z zasp, zobaczył umundurowanego człowieka, który pomagał uciec jakiejś młodej parze. Chłopak musiał zostać ranny, ponieważ podtrzymywał się na ramieniu nieznajomego, a jego noga wykręcona była pod dziwnym kątem. Szli skuleni, obawiając się zbłąkanego strzału.
    Młodzieniec postawił następny krok i wtedy w kałuży krwi zobaczył młodą dziewczynę. Mogła być w wieku jego siostry. Nawet włosy miała rude i gęste niczym Valia. Postrzał z blastera trafił ją w twarz, więc trudno było stwierdzić kim naprawdę była, ale Valia przecież miała tego dnia dyżur przy chorych.
    To nie mogła być ona.
    Zwłoki leżały bezwładnie w kałuży krwi, która płynęła stróżkami między odłamkami metalu.
      — Musicie uciekać. Inaczej złapią was i wtrącą do więzienia. Szybciej — w zdyszanym głosie policjanta dało się słyszeć strach i zmęczenie. Odpowiedział mu jedynie zbolały jęk rannego.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Nie 19 Sty 2020, 20:12

    Vespio osunął się na kolana przy martwej dziewczynie i szarpnął jej ramieniem, choć przecież wiedział, że nie zdoła jej ocucić ani w ten, ani w żaden inny sposób. Brudnymi palcami przeczesał jej splątane włosy, oddychając nierówno, a potem chwycił dziewczynę za chudą dłoń i zerwał z niej z trudem skórzaną rękawicę.
    Popatrzył na jej paznokcie, na kostki, i zaszlochał ochryple, tyleż z rozpaczą, co z ulgą. Znał dobrze dłonie swej siostry. Rozpoznałby je wszędzie, tyle przecież razy wiązały mu na nadgarstkach bandaże.
    Nie poczuł się jednak lepiej. Przez ten krótki moment, gdy był przekonany, że to Valia, a nie przypadkowa mieszkanka Saal leży porzucona wśród gruzów w tak potwornym stanie, odczuł wściekłość, jakiej nie doznał jeszcze nigdy – i nie uleciała ona całkowicie z chwilą, gdy odkrył swoją pomyłkę.
    Ta młoda dziewczyna była do niej zbyt podobna. Też była czyjąś córką, może siostrą, może kuzynką, przyjaciółką, dziewczyną. Odebrano jej życie bezlitosnym strzałem z broni ciężkiej, choć nie była uzbrojona.
    Jak im wszystkim. W imię czego? Czemu służyło całe to okrucieństwo? Vespio nie potrafił znaleźć dla niego żadnego racjonalnego uzasadnienia. Gardził nim jak niczym innym, ponieważ wydawało mu się aktem czystego bestialstwa.
    Zacisnął zęby, aż zgrzytnęły, wyprostował się chwiejnie i zacisnął palce na rękojeści blastera, patrząc w kierunku, z którego dobiegały go coraz głośniejsze kroki.
      — Pomogę — wychrypiał słabo i w końcu powoli wyłonił się zza zasłony gruzu, unosząc dłoń w uspokajającym geście.
    Podszedł do policjanta i pary, którą ten usiłował wyprowadzić z niebezpiecznej strefy; wziął rannego chłopaka pod ramię i w tym samym momencie poczuł na sobie spojrzenie.
    W następnej sekundzie rozległ się huk. Dwa pociski z blasterów zderzyły się w powietrzu. Vespio strzelił jeszcze raz, a potem kolejny i jeszcze jeden, aż stojący w chmurze pyłu człowiek runął z metalowym łoskotem na ziemię. Miał ze sobą metrową tarczę z niewielkim otworem na oczy. Właśnie przez ten otwór wpadł jeden z pocisków, a widząc to, policjant rozdziawił usta w wyrazie szoku.
      — To był nasz człowiek! Zabiłeś policjanta! ― wykrzyknął.
      — Przecież do nas strzelał!
      — Nosisz odznakę oddziałowego Hassa! ― Mundurowy odsunął się gwałtownie i wyszarpnął broń. ― Gdzie…?!
    Dziewczyna krzyknęła i zatkała usta, gdy rozległ się kolejny strzał. Vespio przytrzymał z trudem jej partnera i patrzył zaszklonymi oczami, jak postrzelony w czoło policjant upada bezwładnie na ziemię.
      — Musimy iść ― wydusił z trudem po długiej i pełnej napięcia chwili ciszy. Machnął głową na dziewczynę. — Biegnij przodem. Sama masz większe szanse. Doprowadzę go do szpitala.
      — Nie mogę go zostawić. Nie mogę!
      — Idź, głupia! — zirytowany Vespio podniósł nieznacznie głos. W takich momentach chciał być jak Evan, którego na ogół słuchano od razu. — Spotkacie się w szpitalu.
      — Helis! — Dziewczyna przypadła do rannego partnera i chwyciła go za policzki. — Nie zostawię cię…
      — On ma rację — jęknął chłopak. — Ratuj siebie i dziecko… My damy radę…
      — Obiecujesz?
      — Obiecuję.
    Ledwie dziewczyna pobiegła przodem, Vespio odciągnął Helisa na bok i przywarli do pozostałej ściany budynku mieszkalnego, za którą dało się słyszeć zmęczone głosy kolejnych powracających z patrolu policjantów. Młodzieniec wstrzymał oddech; wiedział, co nastąpi, jeszcze zanim to się stało.
      — Ej! ― rozległ się krzyk. ― To nasz człowiek! Zastrzelili go!
      — O kurwa, o kurwa ― jęknął Helis, zaciskając palce na ramieniu Vespio.
      — Cicho! ― syknął ten i przycisnął mu dłoń do ust. Ostrożnie wyjrzał przez roztrzaskane okno i popatrzył na nich. Było ich sześciu. Otaczali ciało kompana i żaden z nich nie patrzył w jego stronę…
    Zawahał się. Za długo. Sekundę później jeden z policjantów zaczął się rozglądać, przyświecając sobie latarką. Vespio musiał schować głowę i na powrót przylgnąć do ściany u boku przerażonego chłopaka. Uniósł ostrzegawczo palec.
    Nie wolno im było wydać najcichszego dźwięku.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Nie 19 Sty 2020, 21:41

      — To Forlan. Ja pierdole. To Forlan. Kurwa — jeden z policjantów pochylił się nad zwłokami, by bliżej im przyjrzeć, w jego głosie słychać było przerażenie. Duża część ludzi zatrudnionych w policji, tak naprawdę była takimi samymi dzieciakami, jak buntownicy. Chcieli jedynie przeżyć. Dwoje oficerów zostało, by go osłaniać, a pozostała trójka zajęła się ostrożnym przeszukaniem terenu.
      — Co teraz?
      — Musimy ostrzec resztę. Muszą być ostrożni. Ci cholerni buntownicy mają broń i do nas strzelają!
      — Powinniśmy-
      — Jasne, kurwa, że powinniśmy, ale jeśli przyślą oddziały, będziemy mieli przejebane. Całe miasto będzie mieć przejebane.
      — Nie możemy tego zataić.
    Między policjantami pojawiło się napięcie. W ich głosach igrały skrajne emocje, a dowódcy znajdował się na skraju histerii.
      — Kurwa — warknął, a następnie uruchomił komunikator. — Tu, Lancaust Reasdow z ósmej dywizji, melduję, że buntownicy mają broń i zabili jednego z naszych. Powtarzam. Buntownicy mają broń.
      — Przyjąłem, przekażę dowództwu.
    Na moment między mężczyznami zapanowała cisza.

    Młody oficer wszedł na bankiet bocznymi drzwiami i skierował się w stronę gospodarza, by wymienić z nim kilka szybkich, wyszeptanych zdań. Zabrak spojrzał w tamtym kierunku, ale cierpliwie poczekał na wyjaśnienia.
      — To nic takiego — zapewnił go Soppall, zdecydowanie zbyt szybko i gorliwie, czując na sobie ciężkie spojrzenie.
      — Jeśli to nic takiego, to nie masz nic przeciwko, byśmy wszyscy usłyszeli meldunek o sukcesie twojej policji.
      — Nie ma takiej potrzeby — gospodarz pobladł lekko, a na skroniach pojawiły mu się kropelki potu. Zabrak miał wrażenie, że aż tu czuje kwaśną woń jego strachu.
      — Chłopcze, powtórzy meldunek — Vratae zwrócił się bezpośrednio do chłopaka, na krótką chwilę sięgnął w moc, by zmusić go do mówienia.
      — Rebelianci użyli broni, sir. Podobno jeden z policjantów został zabity.
      — Interesujące. — wstał od stołu, dopijając jeszcze ostatni łyk z kieliszka. — Przygotujcie mój myśliwiec. Sam się temu przyjrzę. — Ruszył w kierunku wyjścia, kiedy zatrzymały go niespodziewanie słowa gospodarza, który energicznie poderwał się ze swojego miejsca.
      — Dowódco, nie może pan-
      — I aresztujcie senatora Soppallę pod zarzutem zdrady stanu i kolaboracji z buntownikami.
    Oficerzy, których mijał, wahali się tylko przez ułamek sekundy przed wykonaniem rozkazu.

      — Musimy ostrzec naszych — zauważył jeden z żołnierzy, wciąż z niedowierzaniem wpatrując się w ciało kolegi. Do tej pory mundur zapewniał im nietykalność na ulicach miasta.
      — Podaję komunikat na wszystkich częstotliwościach.
    Komunikator Vespio zdradliwie zaskwierczał, informując o nadchodzącej wiadomości.
      — Zalecamy ostrożność. W strefie działania znajdują się jednostki uzbrojone. Powtarzam. Zalecam ostrożność.
    Dźwięk rozległ się dokładnie w chwili, w której patrolujący teren policjant, wychylił się zza rogu. Z ust Helisa wyrwało się jedynie zbolałe, rozpaczliwe „kurwa”.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Nie 19 Sty 2020, 23:13

    Vespio nacisnął spust; ciemność przeszył błękitny błysk i wbił się w twarz policjanta, który nie zdążył nawet wydać z siebie odgłosu.
    Kolejne zabójstwo nie uszło jednak uwadze policjantów.
    Młodzieniec spojrzał tylko na swojego towarzysza i potrząsnął głową.
      — Przepraszam ― wydusił, a potem wcisnął blaster w dłoń roztrzęsionego nieszczęśnika i rzucił się do ucieczki – dokądkolwiek, byle dalej.
      — Rzucam granat! ― usłyszał czyjś krzyk za plecami, a kilka sekund później rozległ się wybuch, którego huk bez wątpienia przyciągnie uwagę wszystkich zaangażowanych oddziałów.
    Biegł bez konkretnego celu, potykając się co chwilę o mniejsze nierówności i przeskakując nad większymi. Nie oglądał się za siebie. Pierwotny strach zagłuszył jakiekolwiek wyrzuty sumienia, liczyło się wyłącznie przetrwanie.
    Gdy w końcu zabrakło mu sił, przewrócił się i już nie wstał – spoczął zadyszany w bezruchu, z policzkiem na zimnym, zakrwawionym kamieniu.

      — Otwórz oczy, chłopcze…
    Ochrypły głos wdarł się do jego myśli, a przyjemne ciepło rozlało się po jego piersi, pobudzając wyczerpane komórki. Vespio zamrugał ospale i podniósł spojrzenie przekrwionych od dymu i pyłu oczu na twarz zakapturzonej postaci.
    W ciemności mignęły mu czerwone, rozjarzone oczy.
      — Cholerny Sith… ― wycedził natychmiast. ― Zabieraj ode mnie swoje brudne łapy…
      — Vespio, ocknij się.
      — Nie weźmiesz mnie żywcem.
      — Vespio. ― Mistrz Kalth pozwolił mu wreszcie odepchnąć swoją dłoń, ale zaraz uniósł ją, by zsunąć z głowy kaptur. Młodzieniec popatrzył na jego zmęczone oblicze, a potem podniósł się gwałtownie do siadu.
      — Mistrzu Kalth!
      — Przybyły cesarskie statki. Musimy natychmiast opuścić Saal.
      — A moja rodzina…?
      — Wszyscy czekają już na pokładzie — odrzekł Mistrz, choć nie była to prawda. Liczyło się dla niego tylko to, by zabrać stąd Vespio. Odszukanie Valii i Virgila pozostawił Vetrze, wierząc, że w razie potrzeby będzie w stanie zapewnić im ochronę. Była przecież jedną z nich.
      — Tam był taki chłopak ― wydusił młodzieniec, oglądając się za siebie, by zaraz wyciągnąć rękę w bliżej nieokreślonym kierunku. ― Obiecałem, że odprowadzę go do szpitala, ale…
      — Wstań. ― Mistrz podał mu dłoń, a następnie podciągnął go do pionu. ― O twoich dzisiejszych dokonaniach porozmawiamy później.
      — A co z resztą? Gdzie jest Evan?
      — Vespio, nie mamy teraz czasu na liczenie strat. Jeśli będziemy mieć szczęście, zrobią to inni. Musimy iść, zanim siły cesarza odetną nam drogę ucieczki.
    Młodzieniec rozejrzał się niespokojnie dokoła, a potem ruszył niezgrabnie śladami Mistrza. Mężczyzna utykał lekko; był chyba ranny.
      — Przepraszam ― rzucił Vespio. ― Nie sądziłem, że do tego dojdzie. Gdybym wiedział, że otworzą do nas ogień, zrobiłbym wszystko, żeby to powstrzymać…
    Kalth nie odpowiedział nic na te słowa. Chłopak otworzył usta, żeby dodać coś jeszcze, ale zamiast tego – tknięty dziwnym przeczuciem – gwałtownie się zatrzymał i znów odwrócił, wypatrując czegoś lub kogoś na zapylonym pobojowisku.
    Mężczyzna przystanął po kilku krokach.
      — Chodź — rzucił zmęczonym głosem. ― Dość już samowoli na dziś. Widzisz przecież, że od początku miałem rację.
      — No jasne. Ten Sith ― wycedził Vespio i rozmasował sobie skroń. ― Jest tutaj.
      — Ten Sith? ― powtórzył Kalth, patrząc na jego plecy. ― Sith z Dattori?
      — Tak. ― Vespio odwrócił się gwałtownie do Mistrza; na jego twarzy malował się lęk, ale też ekscytacja. ― Wszystko już rozumiem. To on wydał rozkaz. Musimy go zabić!
      — Nie, Vespio. Musimy uciekać. To nie czas na konfrontację.
      — A kiedy mamy się z nim rozprawić, jak nie teraz?
      — Kiedy twój trening dobiegnie końca.
    Vespio sapnął i ruszył za Kalthem. Jego serce łomotało wściekle, po części z powodu złości, a po części w reakcji na niepokój. Jeżeli nawet Mistrz bał się tej istoty, to czy ktokolwiek mógł ją pokonać?
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Pon 20 Sty 2020, 20:39

    Statek czekał w gotowości, załoga została dobrze wyszkolona. Oficer zasalutował na jego widok, Vretae nie miał jednak czasu się zatrzymywać. Minął go szybkim krokiem. Chłopak podbiegł, by się z nim zrównać.
      — Sir, czekamy na rozkazy — zrelacjonował natychmiast z młodzieńczą werwą w głosie. Zabrak spojrzał w jego kierunku, próbując ocenić wiek i pochodzenie żołnierza. Był jednym z tych ambitnych, a Vretae doskonale wiedział, jak wykorzystać czyjąś ambicję.
      — Startujemy najszybciej, jak się da. Przygotować również mój myśliwiec.
      — Czy będzie potrzebny pilot?
      — Poradzę sobie.
    Gdy tylko znalazł się nad mostku, zaczął wydawać ostre komendy swoim ludziom. Oficerowie wypełniali rozkazy bezbłędnie, co napawało Sitha zadowoleniem. Pracowali jak jeden organizm, dobrze zorganizowana maszyna. Już niedługo całe Cesarstwo będzie tak funkcjonować.
    Wyszczerzył gniewnie zęby, widząc, jak z nadświetlnej pojawiają się statki Mistrza. Musiał zdążyć przed nimi.
      — Panie, połączenie z Gwiezdnego Niszczyciela.
      — Zignoruj je — warknął, schodząc z mostka w stronę hangaru, gdzie już z włączonymi silnikami czekał jego śmigłowiec.

    Kalth zauważył, jak dosłownie nad ich głowami przemknął z warkotem silników śmigłowiec.
      — Szybciej, Vespio. Szybciej — w głosie starca poza zmęczeniem wyraźnie dało się słyszeć strach. — Musimy się spieszyć — powtarzał nieustannie, narzucając młodzieńcowi mordercze tempo.
    Bieg przez zawalone hałdy metalu był wymagający. Kawałki nieustannie osypywały się spod ich nóg lub tworzyły strome wzniesienia.
    Myśliwiec zatoczył koło i oboje mogli obserwować, jak dużą prędkością podchodzi do ryzykownego lądowania. Kalth natychmiast wybrał drogę w przeciwnym kierunku, ale wiedział, że jest już za późno.
    Naiwny Vespio myślał, że może zostać łowcą, ale tak naprawdę razem z Kalthem byli zwierzyną. Ofiarą, która została wytropiona i zapędzona w kozi róg. Vretae nie czekał, aż gródź otworzy się do końca. Zszedł po niej żołnierskim, szybkim krokiem.
    Kalth jęknął.
    Znajdowali się w zamglonej dolinie, pośród rumowiska. Nie mieli się gdzie schować, a zresztą Zabrak dawno już ich dostrzegł.
      — Musisz uciekać — nagle głos mistrza opuściło przerażenie. Zdawał się być spokojny, jakby pogodził się nie tylko z porażką, godził się z własną śmiercią, którą zwiastował mu złowrogi uśmiech Zabraka. — Już. Nie wiem, ile czasu mogę ci kupić — uścisnął nadgarstek chłopaka, starą, ciepłą dłoń. — Jesteś naszą jedyną nadzieją, Vespio. Musisz uciec.
    Kalth ruszył naprzeciw mężczyzny.
    Wyciągnął przed siebie dłoń i spróbował sięgnąć moc, by odepchnąć Zabraka. Powiew załopotał peleryna wojownika, a ten przystanął na moment, zdumiony.
      — Dawno nie miałem okazji zarżnąć użytkownika moc — mruknął, a okrutny uśmiech odrobinę jeszcze się poszerzył. W szarej mgle rozległ się czerwony błysk i ciche brzęczenie. Ostrze miecza świetlnego rozświetliło mrok.
      — Uciekaj! — Kalth krzyknął, oglądając się za siebie po raz ostatni i ponownie sięgnął w Moc.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Pon 20 Sty 2020, 22:51

      — Mistrzu! ― Vespio uczynił za nim dwa kroki, ale zatrzymał się gwałtownie na dźwięk pogardliwych słów i rozbłysk czerwieni w półmroku.
      — Uciekaj!
    Młodzieniec popatrzył z przerażeniem w czerwone oczy i zacisnął zęby, aż zabolała go szczęka.
      — Wytrzymaj! Sprowadzę pomoc ― obiecał i rzucił się biegiem w kierunku, z którego wcześniej przybiegli. Nagle uzbrojeni po zęby policjanci nie wydawali się żadnym problemem.
    Kiedy kilkadziesiąt metrów dalej odwrócił się przez ramię, ujrzał już nie tylko czerwony, ale i błękitny rozbłysk. Rozjarzone ostrza wirowały w spektakularnym tańcu, czemu towarzyszyły specyficzne trzaski. Mało kto miał okazję widzieć taką walkę choć raz w życiu. Gdyby tylko zaalarmowanie reszty nie było teraz tak ważne, zostałby, żeby ze szczerym podziwem obejrzeć to widowisko.

    Zadyszany, zakrwawiony i wyczerpany, mokry od ścieków i potu wpadł do rebelianckiego azylu, by ujrzeć potworny obraz chaosu i zniszczenia. Ranni leżeli wszędzie już od wejścia, jedni na matach, inni na kocach, a najmniej szczęśliwi na nagim betonie. Nie byli to tylko rebelianci, ale i zwykli cywile, ofiary katastrofy, które nie mogły liczyć na pomoc władz miasta.
    Dopiero teraz Vespio ujrzał na własne oczy ogrom strat i kolana się pod nim ugięły.
      — Vespio! To on?! Vespio wrócił! — dobiegł go jakby z oddali kobiecy krzyk. Po chwili delikatne ręce chwyciły go za policzki i zmusiły do spojrzenia na przerażoną twarz siostry. — Myśleliśmy, że nie żyjesz! Kalth, matka i Virgil nadal cię szukają! Odchodzę od zmysłów!
      — Nie… Nie, nie ― wydusił Vespio. — Są na statku…
      — Na jakim statku? On bredzi! Potrzebuje pomocy! Halo, niech ktoś tu podejdzie, błagam was, mamy rannego!
      — Na statku. Kalth mówił, że czekacie na statku, wylatujemy, ale on… został… i walczy. Trzeba mu pomóc!
      — Vespio, nie wiem, o czym mówisz — szepnęła Valia.
      — Kalth walczy z Sithem! — podniesiony głos Vespio ściągnął na nich wreszcie spojrzenia. ― Musimy mu pomóc!
      — Dość już przelaliśmy dziś krwi ― odezwał się ktoś spokojnie i większość oczu skupiła się na postaci, która pojawiła się w przejściu do kanałów. — Nie możemy sobie dziś pozwolić na więcej ofiar.
      — Matko — wydusił Vespio, wciąż nie podnosząc się z ziemi. Powiódł za nią półprzytomnym wzrokiem, kiedy ta zbliżyła się, by stanąć tuż obok. Była brudna, ale cała i zdrowa. — Kalth zginie, jeśli mu nie pomożemy, rozumiesz? A jak zginie, to kto mnie wyszkoli? Nie pokonam Cesarza bez treningu.
      — Ja dokończę twój trening.
      — Mamo… ― Valia ściągnęła na siebie wzrok kobiety, która w niczym nie przypominała teraz kochającej, ciepłej i wrażliwej matki, jaką znali całe życie. ― Co z Virgilem, czy on…
      — Nie wrócił jeszcze? — Vetra zmarszczyła brwi.
      — Nie. Cały czas tutaj siedzę. Widziałabym, gdyby wchodził.
      — Muszę go znaleźć — sapnął Vespio.
      — Nie ― ucięła ze zdumiewającą stanowczością kobieta. ― Valio, zabierz brata na pokład statku Kaltha i lećcie jak najdalej stąd. Wybierzcie przypadkowe miejsce. Znajdę Virgila, a potem odszukam was.
      — Nie możesz…! ― zaczęła Valia.
      — Natychmiast! ― Vetra rzadko podnosiła głos, ale kiedy już to robiła, zawsze wywierała mocne wrażenie. Rodzeństwo spojrzało po sobie trwożliwie, a potem Valia podniosła się w ciszy i podała Vespio dłoń.
    Statek Mistrza stał w ukrytym lądowisku, do którego dostępu nie mieli zwykli rebelianci. Vetra wsunęła jednak w dłoń Valii kartę, która miała otworzyć przed nimi drogę do najbardziej enigmatycznej części podziemnego kompleksu.

    Sponsored content

    Siły Przeznaczenia Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Pon 20 Maj 2024, 11:03