Siły Przeznaczenia

    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Wto 21 Sty 2020, 21:26

    Na schodach statku stał Evan. Twarz miał brudną od sadzy, a na pomiętym ubraniu widać było ślady krwi. Wydawało się, że jednak sam nie został ranny, choć bez wątpienia znajdował się w centrum wydarzeń. Znikł tylko szelmowski błysk w jego oczach, gdzieś na ich dnie gościł raczej głęboki smutek. Usta pozostały zaciśnięte, jakby młodzieniec bał się, co mógłby powiedzieć, gdy je otworzył. Na widok całej trójki odetchnął z ulgą.
    Podał dłoń Valii, pomagając jej wskoczyć na pokład.
      — Zabierz ich stąd bezpiecznie — Vetra zwróciła się bezpośrednio do młodzieńca, a następnie już bez zbędnych słów wzięła syna w ramiona. Vespio poczuł, jak znajomy zapach matki, miesza się z cierpką wonią siarki i krwi. Jeszcze raz spojrzała mu w oczy, a następnie zwróciła się do Valii. — Opiekuj się bratem.
    Nim któreś z rodzeństwa zdążyło ją zatrzymać, udał się szybko wąskim korytarzem, by nieść pomoc tym, którzy przeżyli masakrę.
    Evan zajął miejsce po stronie pierwszego pilota.
      — Mogę potrzebować twojej pomocy. Jeśli zamkną ruch powietrzny, będziemy mieć kłopoty — zgarnął nieco zbyt długą grzywkę z twarzy, a następnie chwycił za drążek sterujący.
    Valia zajęła miejsce za nimi. Miała posępny wyraz twarzy. Wpatrywała się we własne dłonie ze złością i rozpaczą. Vespio dobrze wiedział, że chodziło o Virgila. Więź między tą dwójką była szczególna. Chętniej dzielili się sekretami. Więcej spędzali razem czasu. Byli swobodniejsi wobec siebie. A teraz Valia musiała zostawić ukochanego brata. Nie wiedziała nawet, co się z nim stało.
    Nerwowym gestem starła niechcianą łzę z brudnego policzka.
      — Przygotujcie się. Nie wiem, co zastaniemy na górze. — Evan odpalił silniki i wzniósł maszynę, w momencie, gdy na wszystkich częstotliwościach zaczęto podawać informację o wstrzymaniu ruchu powietrznego i nakaz pozostania na ziemii.

    Widział, jak jeden ze statków wzbija się nad miasto. Nie miał wątpliwości, kto jest na pokładzie.
      — Do wszystkich jednostek. Widzicie tego RZ-1 A-Wing? Namierzyć go i zestrzelić. Natychmiast. Nie pozwólcie mu uciec.
    Sam sprawnie przełączył sterowanie manualne i natychmiast udał się w pościg za statkiem i od razu musiał przyznać, że miał doczynienia z uzdolnionym pilotem, ponieważ pierwsza salwa niemalże kompletnie chybiła przeciwnika.
      — VR-8. Bronie w gotowości. Przejmij na moment sterowanie.
    Odwróć się w fotelu, by zająć się jedynie ostrzałem, kiedy usłyszał dźwięk nadchodzącego połączenia. Spojrzał z irytacją na komunikator, ale po chwili je odebrał.
      — Zawiodłeś mnie, mój uczniu.
      — Mistrzu-
    Cesarz wydał z siebie głębokie westchnienie, a na jego twarz dało się dostrzec wyraz rozczarowania. Zabrak na sekundę odwrócił wzrok, obserwując, jak RZ-1 wykorzystuje moment jego nieuwagi i wykonując niebezpieczny manewr, wymyka mu się coraz dalej.
      — Wysłałem cię na tą planetę, byś zapanował nad sytuacją. A ty wywołałeś zbrojny bunt, wyrżnąłeś ludność publiczną i kazałeś aresztować mojego senatora — udzielał mu reprymendy niczym niesfornemu chłopcu, choć Zabrak doskonale wiedział, że lekki ton stwarza jedynie pozory niefrasobliwości. Tym samym tonem Cesarz wydawał wyroki śmierci.
      — Był tutaj Jedi. Musiałem wypłoszyć go z kryjówki. Nie miałem czasu na śledztwo. Uciekłby.
      — Jedi?
    Zabrak sięgnął przed siebie, by po chwili przed cesarzem wyświetlił się holograficzny obraz miecza świetlnego należącego do Kaltha. Jeszcze jeden rzut oka na skaner. Pozostałe jednostki udały się wyznaczonym tropem, ale wątpił, by dopadły statek, nim ten będzie mógł wejść w nadświetlna.
      — Ekscytujące — Cesarz roześmiał się wesoło, łącząc ze sobą dłonie i założył nogę na nogę.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Wto 21 Sty 2020, 22:12

    Dziesięć godzin później mknęli w nadświetlnej w stronę Rarz, lodowatej planety po przeciwnej stronie Galaktyki, która znajdowała się na rubieżach i była ostatnim punktem przed wysypiskiem śmieci i planet zamieszkiwanych przez najobrzydliwszych łotrów we wszechświecie.
    To Vespio zadecydował. Raz słyszał o tym miejscu. Zawsze wyobrażał sobie je jako bardzo liberalne, wolne od wpływów Imperium, choć niewiele było szans, by zweryfikować to przekonanie. Trudno było nawet usłyszeć stamtąd jakiekolwiek wieści w mediach, a niektóre mapy podawały sprzeczne informacje na temat położenia całego układu.
    Dlatego Vespio uznał, że to będzie dobre miejsce, aby zatrzymać się i pozbierać po tej druzgocącej klęsce, którą między innymi on ściągnął na Saal. Bo gdyby nie otworzył ognia…
    Większość czasu na pokładzie statku zajmowały mu ponure myśli i medytacje, podczas których usilnie wsłuchiwał się w stłumiony dźwięk pracujących silników, starając się odnaleźć w nim głosy tych, którzy polegli.
    Mistrz Kalth milczał jednak, milczeli też wszyscy jego jedijscy bracia. Vespio był sam – i nigdy jeszcze nie czuł się tak samotny.
    Zimną wodą opłukał mokrą od łez twarz i oparł się o kant umywalki, zaciskając powieki. Zdusił w piersi kolejny atak szlochu. Mięśnie młodego ciała napięły się, walcząc wobec nasilających się spazmów.
      — Dlaczego to tak boli ― wydusił z trudem przez zęby i uchylił powieki. Łzy spłynęły po jego policzkach, ale przez szklistą zasłonę dostrzegł w lustrze coś, co sprawiło, że wyprostował się gwałtownie i w okamgnieniu odwrócił, zgarniając przy tym z brzegu umywalki sztylet.
    Instynktownie cisnął nim w Sitha, aż dłoń zapiekła go żywym ogniem. Broń z nieprawdopodobną prędkością przecięła powietrze i… odkształciła się w zderzeniu ze stalową ścianą.
    Po postaci nie było śladu, ale Vespio wiedział, co widział, jego ciało też wiedziało. Pobudzony adrenaliną, z szarpiącym się wściekle sercem wybiegł z łazienki tak, jak stał, w elastycznych czarnych spodniach, które były już na pokładzie statku. Wpadł do kajuty sypialnej, ściągając na siebie wzrok przerażonej Valii, rozejrzał się jak opętany, a potem wybiegł na korytarz i rozwarł szeroko powieki.
    Sith był tam – w swojej czarnej pelerynie, z kapturem na głowie – i łypał na niego wściekle swoimi czerwonymi ślepiami. To wizja. Choć realistyczna, to tylko iluzja, halucynacja, tak samo jak wtedy.
    Ruszyli na siebie w tym samym momencie. Gdy już ich ciała miały się zderzyć, obaj tak samo gwałtownie się zatrzymali. Vespio wyciągnął gwałtownie rękę i Sith również to uczynił. Palce chłopaka trąciły tkaninę kaptura, chcąc ją zerwać, ale w tym samym momencie okryta rękawicą dłoń zacisnęła się na jego nadgarstku…
      — Ach! — wykrzyknął młodzieniec i chwycił się za to miejsce, rozszerzając oczy w najczystszym szoku.
      — Vespio — wychrypiała Valia, ledwie wybiegła na korytarz. — Co ty robisz, co się z tobą dzieje…

    W tym samym momencie, gdzieś w odległej części Galaktyki, Vratae poczuł wyraźnie, jak czyjaś dłoń trąca jego kaptur.
    Dłoń, której nie zdołał pochwycić, nim iluzja rozmyła się w ciemności, pozostawiając go równie samotnego, jak przed tym przedziwnym zdarzeniem.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Sro 22 Sty 2020, 22:01

    Evan usiadł obok chłopaka. Vespio poczuł, jak udo pilota opiera się o jego nogę. Evan niedawno musiał wziąć prysznic, ponieważ nie miał na sobie już zakrwawionego ubrania, a poza tym rozchodził się wokół niego przyjemny zapach mydła. Mężczyzna podał mu kubek z parującym napojem, bez wątpienia z rozgrzewającym dodatkiem alkoholu, choć woń bergamotki wcale na to nie wskazywała.
    Valia nie dołączyła do nich. Siedziała sama w kajucie od kiedy udało im się uciec pościgowi.
      — Strasznie z ciebie ponura ostatnia iskierka nadziei — Evan starał się o lekki ton, niesforny żart, który zniweczyłby te nieznośną atmosferę. Przytłaczały go jednak wyrzuty sumienia i zmęczenie. Potarł kark, próbując rozluźnić spięte mięśnie i wypił łyk pobudzającego napoju. Żadna z tych rzeczy nie mogła jednak uwolnić go od myśli o tych, którzy z powodu jego nieposłuszeństwa stracili dziś życie. Nic nie zdejmie z jego barków tego ciężaru.
    Zacisnął lekko dłoń tuż nad kolanem chłopaka.
      — Jutro znajdziemy sposób, żeby to wszystko naprawić.

    Wziął głębszy oddech, obserwując, jak Cesarza zakłada na nagie ciało aksamitny szlafrok. Drogocenna tkanina w kilku miejscach przeszyta była metaliczną nicią, wiła się u bosych stóp władcy i ciągnęła za nim po ziemi. Vertrae stał przed nim wyprostowany.
    Panowała między nimi uporczywa cisza.
    Zabrak poczuł subtelną woń perfum, które Mistrz powoli wcierał w swoje nadgarstki.
    Kiedyś, wiele lat temu, ich relacja miała erotyczny charakter. Trwonili siły na namiętność, od dawna jednak nie zbliżył się do swojego Mistrza. Od tego czasu ich relacja stała się głębsza, dużo bardziej intymna niż mógłby być jakikolwiek akt seksualny.
    Kiedy patrzył na Cesarza, ten wydawał się bezbronny. Przywiązany do luksusu. Prawdopodobnie od dawna nie miał w delikatnych dłoniach broni. Vretae sam nie wiedział, czy chętniej zobaczyłby go pokonanego z poderżniętym gardłem, czy może znów kompletnie nagiego wijącego się w uniesieniu w czerwonej pościeli.
    Władca niedbale przewiązał szlafrok i przespacerował się po pokoju, roznosząc po pomieszczeniu kuszącą woń.
      — Myślisz, że jestem słaby? — Słowa niespodziewanie wypłynęły z miękkich warg, wyrywając Zabraka z zamyślenia.
    Vretae zawahał się.
      — Myślałem — przyznał, nie wiedząc, jakiej odpowiedzi spodziewa się Mistrz i ile jego myśli zdążył już poznać, wolał więc powiedzieć prawdę.
      — O tym, że byś mnie zwyciężył? — W jasnych oczach pojawił się niebezpieczny błysk.
      — Przez chwilę.
    Atmosfera zgęstniała. Słodki zapach perfum zdawał się teraz zły i trujący. Zabrak był pewien, że Cesarz sięgnie po broń. Mężczyzna patrzył na niego twardo i złowrogo.
    To nie była ta chwila.
    Vretae podszedł do niego i uklęknął, spuszczając głowę. Poczuł, jak palce subtelnie przesunęły się po koronie rogów, a potem przewędrowały w zamyślonej pieszczocie na jego policzek i kości, która wykreślała ostro linię szczęki.
      — Jeszcze nie jesteś gotów, mój uczniu.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Sro 22 Sty 2020, 23:45

    Vespio odwrócił powoli głowę w stronę Evana i popatrzył mu długo w oczy w zapadłej, dziwnie pełnej napięcia ciszy.
    Tyle tliło się w nich emocji, wyrzutów sumienia, rozbitych marzeń. Wszystko to potrzebowało ujścia.
      — Może — odpowiedział cicho młodzieniec i położył dłoń na palcach spoczywających na jego udzie, jednak tylko po to, by odsunąć rękę Evana.
    Podniósł się następnie i w kilku łykach dopił zawartość swojego kubka.
    Przeszedł się po kabinie, sunąc palcami po maszynerii w zaskakująco delikatnym, prawie niewieścim geście. Odwrócił się przez ramię.
      — Dołącz do mnie w maszynowni, Evan.

    Rozpalone ciała stygły, gdy w powietrzu wciąż jeszcze unosiła się woń spełnienia. Vespio przysiadł na stalowym pudle i oparł spoconą twarz o grubą, ciągnącą się do sufitu rurę. Przymknął oczy.
    Evan zmierzył go wzrokiem z dołu do góry. Vespio miał długie, szczupłe nogi, kształtne pośladki i obłędne wcięcie w talii. Szersze ramiona wieńczyła gładka twarz otoczona tymi niesamowicie mieniącymi się w niebieskich światłach, rudymi włosami.
    Wyglądał zupełnie inaczej niż w luźnych ubraniach, które zupełnie maskowały to, co delikatne i androgeniczne; wręcz onieśmielająco, gdy taki zmęczony szukał ochłody w dotyku stali.
      — Trudno oderwać od ciebie wzrok — przyznał Evan i podszedł do niego powoli, by przysiąść obok.
      — Tylko się nie zakochaj.
      — Jestem w tobie zakochany bez pamięci, odkąd załatwiłeś cały cesarski oddział.
    Vespio westchnął cicho i otworzył z wolna oczy. Popatrzył na atrakcyjną twarz pilota, a potem przechylił się lekko i zamknął jego pokąsane do krwi usta głębokim pocałunkiem.
    Zaraz potem podniósł się, przeciągnął i pochylił, by podnieść porzucone na podłodze spodnie.

    Od tego czasu zdarzało się niekiedy, że spędzali czas w swoich objęciach. W takich momentach Vespio nie czuł się już tak osamotniony, a gdy było już po wszystkim i wpatrywali się w siebie w ciszy, on i młody pilot, czuł pewien spokój.
    Byli w tym razem. Obaj ponosili konsekwencje tego, co stało się na Saal. Obaj przyczynili się do rozlewu krwi, ale nigdy już o tym nie wspominali. Bez słów rozumieli swój ból, dlatego tak łatwo było im się do siebie zbliżyć, bardziej niż większość uznałaby to za stosowne.
    Którejś z nocy pokładowych, gdy Evan oddychał już miarowo i spokojnie w łóżku, Vespio, gdy siedział nagi na parapecie, wpatrując się w czerń za oknem, doznał dziwnie znajomego już uczucia z pogranicza jawy i snu. Zmęczenie aktem i wcześniejszymi treningami, którym oddawali się z Evanem w ramach rozrywki, kiedy Valia pełniła dyżur przy sterach, w istocie mogło nasilić się do tego stopnia, iż pobudziło jego umysł do podsuwania mu pewnych projekcji.
    Odwrócił ze spokojem głowę od okna i popatrzył zmęczonym wzrokiem w stronę drzwi. Tym razem serce nie zabiło mu już szybciej, kiedy zobaczył tam skrytą w cieniu sylwetkę.
    Vespio odchylił się lekko, objął kolana rękami i oparł się potylicą o stal wytyczającą granice okna. Jedynie patrzył, i był obserwowany.
    Te wizje były coraz dziwniejsze, zauważył jednak pewną zależność.
    Przychodziły wtedy, gdy przestawał kontrolować swój umysł i pozwalał myślom błądzić swobodnie.
    Właśnie wtedy płynęły samoistnie do niego. Sitha z Dattori.
      — Mam cię już dość — wychrypiał powoli, bez dłuższego namysłu.
    Był zobojętniały i wyczerpany. Nie miał ochoty nigdzie biec. Może tym razem należało po prostu zobaczyć, jak skończą się te wizje, jeśli nie robić nic.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Czw 23 Sty 2020, 21:28

    Na stole przed nim leżała sterta dokumentów, niektóre papirusy dosłownie rozpadały się w jego dłoniach, gdy próbował rozczytać pradawne runy Shithów. Poświęcił wiele czasu na prowadzenie tych pozbawionych sensu i owoców poszukiwań. Nie znalazł żadnych odpowiedzi. Tępe pulsowanie skroni dawało o sobie znać coraz dotkliwiej. Wyprostował się, czując, jak spięte mięśnie z ociąganiem reagują na impuls. Poczuł przeszywający ból w okolicy karku. Powiódł spojrzeniem po pomieszczeniu próbując się dowiedzieć, jak wiele czasu strwonił nad tymi starymi papierzyskami.
    Mógłby zapytać Mistrza o powód tych wizji, ale to oznaczałoby przyznanie się do zatajenia kilku istotnych faktów. Wątpił w szczerą odpowiedź Cesarza. Nieznany chłopak był jego tajemnicą, asem w rękawie, brudnym sekrecikiem, który zamierzał ukrywać.
      — Kurwa.
    Mruknął, podnosząc się z krzesła i próbując rozmasować obolały kark. Przespacerował się po pustym pokoju, chcąc odzyskać jasność myśli. Przystanął pod ścianą, na półkach piętrzyły się stosy dokumentów, do których jeszcze nie zdążył zajrzeć. Przymknął oczy, rozcierając nasadę nosa i zrównując oddech, kiedy ponownie je otworzył, zobaczył chłopca, który prześladował go od tak dawna, niczym widmo.
    To jest nas dwoje. Pomyślał w odpowiedzi, ale nie pozwolił niesfornym słowom zbiec ze swoich ust.
    Przyglądał mu się w milczeniu. Zauważył drobną zmianę w postawie Vespio. Bezradność w opuszczonych ramionach. Gniew czający się w kąciku ust. Smutek na dnie spojrzenia. Delektował się każdą z tych emocji niczym zapachem nęcących perfum. Było coś jeszcze. Świadomość swojego ciała może nawet urody. Subtelna odmiana. Jego mały sekret nie był już tylko zagubionym na pustyni dzieckiem.
    Zabrak zamierzał wykorzystać ten smutek, choć jedyne co do tej pory udało mu się zdobyć, to bzdurna opowieść o bohaterach, którzy mają wyzwolić galaktykę. Bajda przekazywana, by podtrzymać wątły płomyk nadziei. Zmyślona opowieść, której można było użyć, jak każdego innego kłamstwa.
      — Dokąd zmierzasz? — Zadał pytanie, nie ruszając się z cienia. Wolał obserwować, nie będąc widzianym. — Zawsze cię odnajdę — dodał, nim z ust rozmówcy nadeszła niefortunna odpowiedź. Słowa zabrzmiały niczym okrutna obietnica.
      — Odważne słowa jak na zjawę.
    Wyszedł z cienia, wchodząc na środek słabo oświetlonego pomieszczenia. Vespio mógł zobaczyć przerażające oblicze mężczyzny. Jego usta wyciągnęły się w ledwie dostrzegalnym, kpiącym uśmiechu.
    Chłopak poderwał głowę, przyglądając się mężczyźnie, który teraz wyglądał niepokojąco realnie. Rezygnacja i zmęczenie szybko zostały zastąpione przez niespodziewany zastrzyk adrenaliny.
      — Odważne słowa jak na kogoś, kto tchórzliwie uciekł, porzucając przyjaciół na Saal.
      — Odważne słowa jak na kogoś, kto zabił mojego rannego mistrza i chciał zabić mnie, kiedy nie byłem zdolny do walki. Cóż za odwaga i potęga, Sithu. ― Odpowiedział zaczepnym tonem, okazując zaskakujący hart ducha.
      — Nigdy nie chciałem cię zabić ― odparł bez wahania, choć prawdopodobnie kłamstwo przychodziło mu równie łatwo, jak złapanie oddechu. Postanowił zaryzykować, postawić wszystko na jedną niewiarygodnie słabą kartę. Naiwną legendę o końcu terroru. ― Jesteś moim przeznaczeniem.
    Vespio parska cicho w odpowiedzi na te słowa, teraz z jego twarzy trudno coś wyczytać.
      — Czy my naprawdę rozmawiamy? Chyba zaczynam wariować.
      — Ja w odróżnieniu od dawnych mistrzów odpowiadam na twoje wołanie.
    Skoro podjął ryzyko, musiał przejść po tej krawędzi do końca. Nie mógł się wycofać. Musiał zyskać pewność. Niewiarygodnie szybko zbliżył się do chłopaka i nim ten zdążył zareagować, w dłoni mężczyzny błysnęło niewielkie, świetliste ostrze. Rozgrzana broń przesunęła się po jego policzku, a w powietrzu uniósł się mdły zapach palonej skóry.
    Zabrak zniknął.
      — Vespio? Co ty robisz? — Zaspany głos Evana rozległ się w pomieszczeniu. Pilot podniósł się na łóżku. — Z kim rozmawiałeś?
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Czw 23 Sty 2020, 22:22

    Vespio zamarł na parapecie, przyciskając drżącą dłoń do rwącego potwornym bólem policzka. Spanikował.
      — Vespio? ― powtórzył Evan, kiedy młodzieniec podniósł się gwałtownie i rozejrzał z trwogą dokoła niewidzącym wzrokiem. ― Lunatykujesz?
    Drzwi łazienki zasunęły się za chłopakiem z sykiem. Vespio popatrzył z przerażeniem w lustro, na swój przeorany na pół rozświetlonym ostrzem policzek.
    Świadomość uderzyła go z intensywnością, która była zbyt wielka, przytłoczyła go.
    Evan zapukał cicho w stalowe drzwi, ale nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Zamiast tego rozległ się tylko szum wody, gdy Vespio zwilżył ręce i obmył ranę, która bez cienia wątpliwości na zawsze pozostawi bliznę na jego skórze.
    Nie pierwszą i nie ostatnią, ale największą i najbardziej widoczną.
      — Kurwa ― wydusił słabo i wiedział, że to koniec żartów.
    Sith był realny, ukazywał mu się, był fizyczny i mógł go skrzywdzić w każdej chwili.
      — Co ci się… ― zaczął Evan, gdy tylko drzwi się rozsunęły. Cały czas pod nimi stał, zaniepokojony. ― Co jest…
      — Mamy poważny problem — powiedział cicho Vespio, już w aksamitnych spodniach. — Posłuchaj, wiem, że to zabrzmi nierealnie, ale ten Sith z Dattori  tu przed chwilą był. Mówił do mnie. Zranił mnie. I zniknął. Nie wiem, jak to możliwe. Nie wiem, gdzie jest, ale…
      — Stop, stop, stop. ― Evan zatrzymał ten potok słów, kładąc mu ciepłą dłoń na nagim ramieniu. ― Spokojnie. Jeszcze raz. Od początku. Sith jest na pokładzie?
      — N-nie. Nie, to przecież niemożliwe.
      — To wygląda paskudnie. Chodź, opatrzymy cię i wszystko mi opowiesz.
      — Przecież mówię. On się pojawia. To jakaś sztuczka, Moc. Coś, czego próbował uczyć mnie Kalth, coś, co mam, sprawia, że widuję go i on widuje mnie, i kiedy się widzimy, może mnie dotknąć, zranić, może zabić, w dodatku nie wiem, czego ode mnie chce. Powiedział, że zawsze mnie znajdzie. Musimy się rozdzielić, muszę odejść, ja…
    Evan patrzył na niego z niedowierzaniem. Potem chwycił go za rękę i pociągnął, by wyprowadzić z sypialni. Weszli na mostek.
      — Valia, Vespio się zranił, opatrz go. Muszę przeszukać statek.
      — Nie znajdziesz go tutaj! — rzucił zaskakująco agresywnie Vespio i gwałtownie wyciągnął rękę, by zatrzymać siostrę. Ten wybuch wściekłości sprawił, że Valia, która poderwała się właśnie z fotela pilota, opadła na niego z impetem, pchnięta falą czegoś, co było poza jej pojmowaniem. Krzyknęła, a wówczas Vespio cofnął się o kilka kroków i pokręcił bezradnie głową.
      — Przepraszam cię. Was oboje. Naprawdę nie wiem, co się ze mną dzieje ― szepnął. ― Poradzę sobie z opatrunkiem. Muszę pobyć sam.

    W odróżnieniu od dawnych mistrzów odpowiadam na twoje wołanie.
    Bądź zatem pewny, że nigdy cię nie zawołam.

    Trudno było znaleźć Rarz – długo krążyli po rubieży, nim trafili na sygnał, który doprowadził ich do celu. Zatrzymały ich dziesiątki uzbrojonych statków. Cała trójka stała przy sterach i wpatrywała się w rozciągający się przed nimi mur kosmicznych śmieci.
      —  Obcy LZ-332, przedstawcie się.
      — Evan Rodrez z ruchu oporu. Przybywamy z pokojowymi zamiarami. Potrzebujemy azylu.
      — Macie ogon?
      — Nie, nikt nas nie śledził.
      — Ile osób na pokładzie?
      — Ze mną trzy.
      — Co przewozicie?
      — Nic.
      — Skanujemy was. Pozostańcie na linii. Czekajcie na oddział dyplomatyczny, na razie brak przepustki.
    Vespio i Evan spojrzeli po sobie, ale wtedy odezwała się Valia.
      — Nazywam się Valia Vesuvio. Moja babka, Veleen, pomagała wam podczas walk o niepodległość.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Czw 23 Sty 2020, 23:36

    Po drugiej stronie komunikatora rozległ się szum i szmer, świadczące o toczące się dyskusję. Valia wstrzymała oddech, a Evan złapał pewnie ster, gotów wydostać ich z ewentualnej pułapki. Po chwili pośród trzasków usłyszeli nowy głos.
      — Vesuvio? — Mężczyzna po drugiej stronie wydawał się przyjemne zaskoczony, jakby to nazwisko budziło w nim wiele wspomnień. — No, skarbeńku, ląduj w hangarze 6C.
    Evan odetchnął z ulgą, rozluźniając uścisk dłoni na sterze. Valia uśmiechnęła się blado.
      — Dziękuję.
      — Jasne, jasne, mała. Tylko z pokładu schodzicie na mój rozkaz i z rączkami w górze. Nieczęsto miewamy gości.

    Gdy znaleźli się na pokrytym lodem lądowisku, natychmiast uderzył w nich podmuch lodowatego wiatru, który boleśnie kąsał policzki i targał włosy. Na ich powitanie wyszedł facet, który całą swoją aparycją przypominał niedźwiedzia i bez wątpienia rządził w tym cyrku złoczyńców. Był wysoki, barczysty i ubrany w ciepłe futro. Ukazał kilka złotych zębów w szerokim uśmiechu. Jego poznaczona zmarszczkami twarz nosiła na sobie znamiona życia pełnego przygód, ale oczy błyszczały wesoło i żywo.
      — Witam w moim królestwie — rozłożył ramiona, jakby zamierzał ich uściskach. Za nim zmierzało dwoje ochroniarzy, którzy mieli zdecydowanie mniej przyjazne usposobienie. Rodianie nieustannie mierzyli do nich z blastera, gotowi strzelić pod byle pretekstem. — Valio, zostaniesz jego księżniczką — zwrócił się do dziewczyny i zarechotał.
    Evan, od kiedy znaleźli tę kryjówkę był pochmurny i zirytowany. Valia natomiast zagryzła wargi zakłopotana i nim zdążyła zrobić coś jeszcze, została przyciśnięta do szerokiej, włochatej piersi.
      — Wyglądasz zupełnie jak ona. Ogniste włosy, ognisty temperament — wymamrotał z sentymentalnym rozrzewnieniem, które kompletnie nie pasowało do wizerunku potężnego faceta i szefa jednej najgroźniejszych band gangsterów. Położył ogromną łapę na jej głowie. — Twoim koledzy?
      — Mój brat Vespio i Evan. Evan pomógł nam uciec z Saal — odpowiedziała, zgarniając z policzków kawałki futra i próbując wydostać z krępującego uścisku.
      — Gówniana historia. Jebani Cesarscy — wymruczał, klepiąc dziewczynę w plecy tak, że na moment straciła dech. — Co będziemy marznąć. Zapraszam c machnął ręką, a następnie przyciągnął Valię do z powrotem do ciebie. — Wiesz, że ja i twoja babcia... ten — poruszył znacząco brwiami, znów błyskając zębami w uśmiechu. — Może jesteś moją wnuczką?
    Znów wybuchnął tym gromkim, wesołym śmiechem. Miał usposobienie jowialnego staruszka, a jednak twardą ręką potrafił trzymać za mordę największych gangsterów galaktyki.
    Evan został nieco z tyłu i pociągnął za ramię Vespio.
      — To są przestępcy — wymamrotał ze złością, wiodąc wzrokiem dookoła. — Złodzieje, przemytnicy i mordercy. Znam ich, Vespio. Wszyscy zasługują na cesarskie więzienie — warknął, wbijając dłonie w kieszeni uniformu.
    Tak. Evan wiedział doskonale. Gdy jeszcze latał w siłach powietrznych Cesarstwa, łapał przestępców i udaremniał przemyty. Może dlatego naciągnął tak mocno czapkę na głowę i w jej cieniu próbował na wszelki wypadek ukryć twarz.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Pią 24 Sty 2020, 00:23

    Młodzieniec popatrzył na Evana i potrząsnął głową.
      — Wiedziałeś, dokąd lecimy — odrzekł ze spokojem.
      — Tego nie wiedziały nawet mapy. Ze wszystkich miejsc musiałeś wybrać akurat to? Oświeć mnie, dlaczego.
    Vespio wywrócił oczami.
      — Obronię cię.
      — Przed nimi wszystkimi?
      — Przestań. Nie należysz już do tamtego świata. Zmieniłeś się. Byliby idiotami, gdyby wzgardzili najlepszym pilotem w Galaktyce.
      — Nie rozumiesz. To ludzie, którzy zabiją za kilka kredytów. Nie będę im pomagał.
      — Nie chodzi o pomaganie im. Musimy się schronić. Ja muszę. Tutaj cesarskie złamasy nie dotrą. Zrozumiem, jeżeli zdecydujesz się odlecieć. Możesz zabrać statek.
    Evan popatrzył na Vespio z wyrazem niedowierzania.
      — Chcesz się teraz rozdzielić?
      — Evan. Nie chcę. Lubię cię, nawet bardzo, ale muszę czekać na matkę i dokończyć szkolenie gdzieś, gdzie nie zjawi się ten Sith. Myślałem, że to rozumiesz, najwyraźniej byłem w błędzie.
      — Zapraszam, młodzieży! — Barin z rozmachem otworzył drzwi zaśnieżonej konstrukcji przypominającej igloo. Za nimi znajdowały się schody w dół, a te prowadziły już do podziemnych wnętrz, w których warunki pozostawiały wiele do życzenia, ale przynajmniej było ciepło.
    Rodianie nie mogli funkcjonować inaczej. Większość konstrukcji miejskich znajdowała się tam, gdzie nie docierała śnieżyca.
      — To na początek golniemy sobie Roo. To taki nasz lokalny specjał, skarbeńku. Hop! Tędy. Panów też zapraszam!

    Mijały dni. Mieszkańcy Rorz byli specyficzni. Vespio nie potrafił znaleźć wśród nich towarzystwa, a Evan nawet nie próbował. Większość czasu spędzali w kwaterze Barina, wśród futer, butelek i mnóstwa rupieci.
    Rodianie rozumieli przede wszystkim język przemocy. W centrum swojej osady wznieśli arenę walk: miejsce, gdzie można było zarobić trochę kredytów, walcząc z potworami lub najzdolniejszymi gladiatorami, którzy zażarcie bronili swoich tytułów.
    Była to zabawa niebezpieczna, ale Vespio nawykł do poczucia zagrożenia, skoro towarzyszyło mu cały czas, odkąd opuścił Dattori. Stan napięcia wymagał rozładowań, walczył więc.
    Walczył na wypadek, gdyby przeklęty Sith zjawił się ponownie i chciał poprawić swoje szkaradne dzieło na jego policzku.

    To miejsce było kompletnie oderwane od reszty Galaktyki. Nie było tu nawet zasięgu. Aby skontaktować się z kimkolwiek z zewnątrz, Vespio zmuszony był wylecieć poza mur i działanie zakłócaczy, którymi planeta była najeżona niczym kolcami.
    Wylatywał samotnie i czekał na jakikolwiek sygnał od matki, Virgila lub innych rebeliantów.
    Od kogokolwiek, kto wskazałby drogę, nadał jego tułaczce określony kurs.
    Polegli mistrzowie milczeli. Żywi, na których liczył, milczeli.
    A Sith z Dattori dotrzymał słowa.
    To znów była jedna z takich chwil, kiedy w oczekiwaniu na specyficzny pisk komunikatora już niemal przysypiał, oddając się bezmyślnej zadumie.
    Od razu poczuł, kiedy powietrze zgęstniało, wypełniając się przytłaczającą obecnością.
    Zacisnął tylko mocniej palce na sztylecie, z którym się nie rozstawał. Nie odwrócił się, nie podniósł głowy. Pozostał w fotelu i wsłuchiwał się w nieznośną ciszę.
      — Wypierdalaj — szepnął.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Sob 25 Sty 2020, 13:09

    Wyczerpujący trening zazwyczaj przynosił mu jasność myśli. Wraz z satysfakcjonującym zmęczeniem przychodziła również świadomość i dystans. Tym jednak razem znów był rozkojarzony. Zbyt często wracał myślami do swojego cennego sekretu. Nieznajomy i niewiele znaczący chłopak stał się jego obsesją. Uporczywie przeglądał księgi, poszukując w nich wskazówek, ale od kiedy uświadomił sobie, jak realne mogą być te wizje, starał się ich unikać.
    Aż dotąd.
    Nagi tors błyszczał od potu. Pod pokrytą misternymi tatuażami skórą widoczne były stalowe mięśnie. Rysowały się bardzo wyraźnie nawet w wątłym świetle i wraz z szerokimi barkami stanowiły oczywistą prawdę. Ani Kalth, ani Vespio nie mieli szans z mężczyzną w bezpośrednim starciu. Biła od niego czysta, bestialska siła.
    Zbliżył się do chłopaka na odległość jednego kroku. Na rozgrzanym ciele czuł nieprzyjemne ukłucie chłodu.
      — Bądź grzeczny, chłopczyku. Po raz czwarty mogę nie uratować ci życia.
    Vespio wykorzystał okazję, gwałtownie podniósł się z fotela, odwracając do mężczyzny i wysuwając ukryty sztylet. Zabrak zareagował z nienaturalnym refleksem, nim ten zdążył zrobić coś więcej. Złapał szczupły nadgarstek i boleśnie go wykręcił za plecy chłopaka, przysuwając się do niego bliżej. Tak, że poczuł jego zapach. Odetchnął nim głęboko niczym tropiącym drapieżnik. Teraz mógł z bliska podziwiać szpetną pamiątkę, którą zostawił na jego policzku. Jeszcze odrobinę wykręcił dłoń, sprawiając, że słodki jęk bólu uciekł z warg chłopca, łaskocząc pieszczotliwie jego usta.
    Mimo to młodzieniec zadarł podbródek i odważnie spojrzał mu w oczy. Na dnie spojrzenia Zabraka czaiła się furia, której rozniecenie groziło prawdziwą pożogą.
      — Czego ty ode mnie chcesz? — Vespio wycedził te słowa niczym wyzwanie, wkładając w nie zachwycająco wiele nienawiść.
    Zabrak ukazał w uśmiechu ostre zęby.
      — Śmierci Cesarza. Obydwoje jej pragniemy, chłopczyku.
    Pierwszy raz świadomie wyraził swój cel, jakby dopiero go sobie uzmysłowił i jedynie teraz przypadkiem wymknął się z jego ust. Najskrytsze, najgłębsze pragnienie, do którego do tej pory nie miał odwagi się przyznać. Wyrażony na głos wydawał się w jakiś sposób wiążący i nieodwołalny.
      — Być może, Sithu. Ale nasze cele się różnią. Nie chcesz końca tyranii.
    Groźny uśmiech Zabraka poszerzył się odrobinę. Wpatrywał się w przystojną, młodą twarz chłopca, który był na tyle bezczelny, by wciąż zadzierać głowę i nie odwracać wzroku.
      — Vespio. Tak mam na imię i dawno już nie jestem chłopcem.
    Vetrae przysunął się jeszcze odrobinę bliżej, niemalże przesunął wargami po zabliźnionej ranie, by wyszeptać do ucha młodzieńca słodką tajemnicę.
      — Jesteś, chłopcze. Beze mnie nie masz szans — wymruczał głębokim głosem. Ręka Vespio zaczęła powoli cierpnąć z bólu, a uścisk mężczyzny się nie rozluźniał. Jeszcze raz chciał spojrzeć na tę oszpeconą buzię, kiedy młodzieniec niespodziewanie wyciągnął do niego dłoń. Nie jak do ciosu, a w zapowiedzi czułej pieszczoty. Nienawiść zniknęła z jego spojrzenia na chwilę, Zabrak wykrzywił wargi, ale nie spróbował się odsunąć. Chłodna dłoń zetknęła się z gorącą skórą, a chwilę później paznokcie młodzieńca wbiły się w nią głęboko i przesunęły w bok, zostawiając po sobie krwawy ślad.
    Zabrak chwycił i tę dłoń. Ujął ją mocno i pewnie, nie odwracając spojrzenia od oczu chłopca. Przysunął sobie do ust jeden z zakrwawionych opuszków i oblizał go w chorej, wyuzdanej pieszczocie z diabelskim błyskiem w czerwonych, gorejących oczach.
    A potem niespodziewanie wypuścił go, zwiększając dystans między nimi do dwóch kroków. Vespio zorientował się, że dopiero teraz może naprawdę wziąć głębszy oddech.
      — Zastanów się, chłopcze. Ja zawsze odpowiem na twoje wołanie.
    Na statku znów zapanowała ciemność i przytłaczająca cisza.

      — VR-8, dokąd byś uciekł? — Zapytał niespodziewanie droida, pochylając się nad mapą galaktyki z wyrazem coraz większej irytacji w oczach.
      — Nie uciekłbym. Walczyłbym do końca w imię Cesarstwa — wyrecytował niedbale droid, stojący u boku mężczyzny. Vetrae powoli odwrócił rogatą głowę w jego kierunku.
      — Gdybyś był człowiekiem — zaproponował, panując nad irytacją w głosie. VR-8 był wyjątkowym droidem. Osobiście wzbogacił go o wiele funkcji. Poza tym potrafił perfekcyjnie wyliczać prawdopodobieństwa, ustalać strategię i miał nieskończoną bazę danych.
      — Jako człowiek tchórzliwie uciekłbym do świata, w którym Cesarstwo nie cieszy się popularnością. To około 30% znanych planet. Ruc. Fleavi. Osu. Iko. Ukoria. Chothoh. Vaishant.
      — Wystarczy — mruknął, unosząc lekko dłoń do góry i czując, jak gdzieś pod skórą wzbiera coraz wyraźniej w nim furia. Zacisnął palce na oparciu krzesła, a ono z cichym piskiem wyraźnie się wygięło. Vetrae poczuł lekki ból. Zmrużył na moment czerwone oczy. — A gdybyś miał wybrać zimny świat? Planetę skutą lodem?
      — Wtedy ograniczamy się do 0,01%.
      — Czyli?
      — Tylko trzy światy. Ethi. Troc. Rorz.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Sob 25 Sty 2020, 13:10

    Wyczerpujący trening zazwyczaj przynosił mu jasność myśli. Wraz z satysfakcjonującym zmęczeniem przychodziła również świadomość i dystans. Tym jednak razem znów był rozkojarzony. Zbyt często wracał myślami do swojego cennego sekretu. Nieznajomy i niewiele znaczący chłopak stał się jego obsesją. Uporczywie przeglądał księgi, poszukując w nich wskazówek, ale od kiedy uświadomił sobie, jak realne mogą być te wizje, starał się ich unikać.
    Aż dotąd.
    Nagi tors błyszczał od potu. Pod pokrytą misternymi tatuażami skórą widoczne były stalowe mięśnie. Rysowały się bardzo wyraźnie nawet w wątłym świetle i wraz z szerokimi barkami stanowiły oczywistą prawdę. Ani Kalth, ani Vespio nie mieli szans z mężczyzną w bezpośrednim starciu. Biła od niego czysta, bestialska siła.
    Zbliżył się do chłopaka na odległość jednego kroku. Na rozgrzanym ciele czuł nieprzyjemne ukłucie chłodu.
      — Bądź grzeczny, chłopczyku. Po raz czwarty mogę nie uratować ci życia.
    Vespio wykorzystał okazję, gwałtownie podniósł się z fotela, odwracając do mężczyzny i wysuwając ukryty sztylet. Zabrak zareagował z nienaturalnym refleksem, nim ten zdążył zrobić coś więcej. Złapał szczupły nadgarstek i boleśnie go wykręcił za plecy chłopaka, przysuwając się do niego bliżej. Tak, że poczuł jego zapach. Odetchnął nim głęboko niczym tropiącym drapieżnik. Teraz mógł z bliska podziwiać szpetną pamiątkę, którą zostawił na jego policzku. Jeszcze odrobinę wykręcił dłoń, sprawiając, że słodki jęk bólu uciekł z warg chłopca, łaskocząc pieszczotliwie jego usta.
    Mimo to młodzieniec zadarł podbródek i odważnie spojrzał mu w oczy. Na dnie spojrzenia Zabraka czaiła się furia, której rozniecenie groziło prawdziwą pożogą.
      — Czego ty ode mnie chcesz? — Vespio wycedził te słowa niczym wyzwanie, wkładając w nie zachwycająco wiele nienawiść.
    Zabrak ukazał w uśmiechu ostre zęby.
      — Śmierci Cesarza. Obydwoje jej pragniemy, chłopczyku.
    Pierwszy raz świadomie wyraził swój cel, jakby dopiero go sobie uzmysłowił i jedynie teraz przypadkiem wymknął się z jego ust. Najskrytsze, najgłębsze pragnienie, do którego do tej pory nie miał odwagi się przyznać. Wyrażony na głos wydawał się w jakiś sposób wiążący i nieodwołalny.
      — Być może, Sithu. Ale nasze cele się różnią. Nie chcesz końca tyranii.
    Groźny uśmiech Zabraka poszerzył się odrobinę. Wpatrywał się w przystojną, młodą twarz chłopca, który był na tyle bezczelny, by wciąż zadzierać głowę i nie odwracać wzroku.
      — Vespio. Tak mam na imię i dawno już nie jestem chłopcem.
    Vetrae przysunął się jeszcze odrobinę bliżej, niemalże przesunął wargami po zabliźnionej ranie, by wyszeptać do ucha młodzieńca słodką tajemnicę.
      — Jesteś, chłopcze. Beze mnie nie masz szans — wymruczał głębokim głosem. Ręka Vespio zaczęła powoli cierpnąć z bólu, a uścisk mężczyzny się nie rozluźniał. Jeszcze raz chciał spojrzeć na tę oszpeconą buzię, kiedy młodzieniec niespodziewanie wyciągnął do niego dłoń. Nie jak do ciosu, a w zapowiedzi czułej pieszczoty. Nienawiść zniknęła z jego spojrzenia na chwilę, Zabrak wykrzywił wargi, ale nie spróbował się odsunąć. Chłodna dłoń zetknęła się z gorącą skórą, a chwilę później paznokcie młodzieńca wbiły się w nią głęboko i przesunęły w bok, zostawiając po sobie krwawy ślad.
    Zabrak chwycił i tę dłoń. Ujął ją mocno i pewnie, nie odwracając spojrzenia od oczu chłopca. Przysunął sobie do ust jeden z zakrwawionych opuszków i oblizał go w chorej, wyuzdanej pieszczocie z diabelskim błyskiem w czerwonych, gorejących oczach.
    A potem niespodziewanie wypuścił go, zwiększając dystans między nimi do dwóch kroków. Vespio zorientował się, że dopiero teraz może naprawdę wziąć głębszy oddech.
      — Zastanów się, chłopcze. Ja zawsze odpowiem na twoje wołanie.
    Na statku znów zapanowała ciemność i przytłaczająca cisza.

      — VR-8, dokąd byś uciekł? — Zapytał niespodziewanie droida, pochylając się nad mapą galaktyki z wyrazem coraz większej irytacji w oczach.
      — Nie uciekłbym. Walczyłbym do końca w imię Cesarstwa — wyrecytował niedbale droid, stojący u boku mężczyzny. Vetrae powoli odwrócił rogatą głowę w jego kierunku.
      — Gdybyś był człowiekiem — zaproponował, panując nad irytacją w głosie. VR-8 był wyjątkowym droidem. Osobiście wzbogacił go o wiele funkcji. Poza tym potrafił perfekcyjnie wyliczać prawdopodobieństwa, ustalać strategię i miał nieskończoną bazę danych.
      — Jako człowiek tchórzliwie uciekłbym do świata, w którym Cesarstwo nie cieszy się popularnością. To około 30% znanych planet. Ruc. Fleavi. Osu. Iko. Ukoria. Chothoh. Vaishant.
      — Wystarczy — mruknął, unosząc lekko dłoń do góry i czując, jak gdzieś pod skórą wzbiera coraz wyraźniej w nim furia. Zacisnął palce na oparciu krzesła, a ono z cichym piskiem wyraźnie się wygięło. Vetrae poczuł lekki ból. Zmrużył na moment czerwone oczy. — A gdybyś miał wybrać zimny świat? Planetę skutą lodem?
      — Wtedy ograniczamy się do 0,01%.
      — Czyli?
      — Tylko trzy światy. Ethi. Troc. Rorz.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Sob 25 Sty 2020, 14:36

    Czy naprawdę bliźniaczą duszą, o której tyle mówił Kalth, był ten bestialski Zabrak na usługach Cesarza? Vespio miał w głowie mnóstwo myśli, gdy siedział w fotelu pilota i rozmasowywał obolałą rękę, próbując dojść do siebie. Inaczej to sobie wyobrażał. Oczami wyobraźni widział kogoś takiego jak Evan, kogoś, z kim miałby wspólne ideały. Przecież to sugerowała przepowiednia. Nie będzie już po nich żadnego tyrana. Wspólnymi siłami zbudują ład.
    Te wyobrażenia roztrzaskały się w zderzeniu z rzeczywistością. Ujrzał dziś w pełnej krasie swoje przeznaczenie, z którym łączyła go – co do tego nie miał już najmniejszych wątpliwości – Moc. Biologicznie niemal każdy Zabrak był potężniejszy od człowieka: byli wyżsi, szersi i łatwiej nabierali masy. A ten konkretny był doskonale wytrenowany, umięśniony i sprawny, przy tym jednak sprytny niczym drapieżnik. W sytuacji starcia z nim Vespio mógł jedynie przed nim uciekać.
    Powracały do niego jednak słowa, które wybrzmiały wiele tygodni temu w gorącym, wibrującym powietrzu na Dattori.
    Choćbyś nie wiem, jak szybko biegł, przed samym sobą nie uciekniesz.
    Popatrzył na palce, na których wciąż znajdowała się ciepła krew – i na których wciąż czuł wilgoć pozostawioną przez gorący język. Rozumiał to. Akt dominacji. W zabrackiej kulturze dominacja była bardzo ważna, o ile nie kluczowa, bo determinowała miejsce osobnika w hierarchii. Przybierała różne formy, nierzadko seksualne. Gwałt nie był aktem desperacji, lecz pokazem siły upadlającym przeciwnika i odbierającym mu godność. I to właśnie próbował robić ten Sith. Zdominować go. Wykorzystać do pokonania Cesarza i pozbyć się, gdy przepowiednia się dokona.
    Vespio uniósł dłoń i przyłożył wargi do zakrwawionych palców. Przymknął oczy i przesunął językiem po opuszkach, zlizując resztki zastygłej krwi.
    Gwałtownie podniósł pociemniałe spojrzenie, gdy komunikator odezwał się piskiem.

      — Matka tu leci ― oświadczył sucho, wchodząc do pokoju, w którym Valia spędzała czas, zajmując się głównie szyciem ubrań ze zwierzęcych skór. Dla każdego było tu zajęcie, a społeczność Rorz nie lubiła jednostek nieproduktywnych.
    Dziewczyna poderwała się gwałtownie.
      — A Virgil? ― zapytała od razu.
      — Został na Saal, ostatnio trudno stamtąd wylecieć.
      — Cholera! ― syknęła Valia. ― Nie dawali znaku życia!
      — A chciałabyś, żeby imperialni namierzyli połączenie? ― Vespio opadł na okrytą futrem kanapę tuż obok Evana. ― Byłem w błędzie.
      — Virgil powinien tu z nami być! Dlaczego tam został? Vespio!
      — Co masz na myśli? ― zapytał młody pilot, jakby nie usłyszał Valii. Patrzył na Vespio z pewnym dystansem. Odkąd wylądowali na tej planecie, trudno było im znaleźć wspólny język. Evan bardzo mocno potępiał tę decyzję.
      — Chodzi o przepowiednię i Sitha z Dattori. Myślałem, że chce mnie zabić, żeby chronić Cesarza, ale teraz… teraz wiem, że to nie do końca tak.
      — O czym ty mówisz? — Valia popatrzyła na niego z niepokojem. ― Skąd nagle ten temat?
      — Wciąż go widujesz? ― zapytał Evan, ściągając na siebie wzrok Vespio.
      — Tak, i to nie są halucynacje ― odrzekł z przekonaniem młodzieniec. Słowa te zawisły między nimi i nie spotkały się z żadnym komentarzem. Zarówno Evan, jak i Valia nie mogli już dłużej zaprzeczać, że Vespio ma pewien nadprzyrodzony dar. Przewracał przedmioty bez dotykania ich, a w chwili złości nawet posłał Valię z powrotem na fotel, stojąc kilka metrów od niej. Nie mogli podważać jego słów, kiedy wypowiadał je z taką pewnością, ale nie rozumieli tego, co się z nim działo, a przez to nie do końca mu ufali. Zwłaszcza Valia, która wręcz się go bała.
      — Więc? — podjęła ze zdenerwowaniem. — Co w związku z tym?
      — To on jest moją bliźniaczą duszą. Musi być. On też to wie, dlatego zrobił mi to, zamiast mnie zabić. ― Niedbałym gestem Vespio wskazał swój policzek. ― To z nim pokonam Cesarza.
      — Przecież on służy Cesarzowi! ― krzyknęła Valia. ― Co ty opowiadasz, Vespio! Zwariowałeś już zupełnie! Matka zawsze mówiła, że Sithowie są źli!
      — Są ― odparł Vespio. ― Nie denerwuj się na mnie, Val. Sama mówiłaś, że mamy tylko siebie.
      — Przepraszam ― wydusiła Valia i podeszła do niego szybkim krokiem. Vespio wstał; uściskali się mocno. ― Przepraszam, po prostu to wszystko mnie już przerasta.
    Zaczęła szlochać w ramionach brata, który mógł tylko gładzić ją po plecach, bo nie znał słów pocieszenia. Evan też się podniósł.
      — Współpraca z Sithem nie kończy się dobrze dla nikogo, Vespio ― oznajmił chłodno, nim opuścił pokój.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Sro 29 Sty 2020, 10:24

    Gdy Vespio wrócił do pokoju, Evan się do niego nie odzywał. Pilot z zaangażowaniem oddawał się treningowi, jego oddech był ciężki, na czole lśniły kropelki potu. Wykonywał kolejne ćwiczenia ze wściekłym uporem. To nie był pierwszy raz, kiedy karał młodzieńca tymi męczącymi chwilami ciszy. Potrafił się nie odzywać całymi dniami. Mimo to jednak nigdy nie zawodził i Vespio mógł być pewien, że może na nim polegać.
    Evan nienawidził tej planety. Nienawidził ludzi, którzy na niej mieszkali, ale przede wszystkim nie potrafił sobie poradzić z bezczynnością. Męczyło go to ukrywanie się i nawet jeśli rozumiał jego powody, to jednak nie potrafił się z tym pogodzić. Wciąż nawiedzały go koszmary po masakrze na Saal.
    Obydwoje nie potrafili sobie wybaczyć i prawdopodobnie tylko to ich naprawdę łączyło, a jednocześnie czyniło ich relację tak trudną do zniesienia.
    Evan sapnął, odpoczywając po serii brzuszków. Zamknął oczy, czując lekkie mdłości i zawroty głowy.
      — Naprawdę wierzysz, że Sith jest twoim bliźniakiem? — Evan usiadł na zimnej podłodze i ujął dłoń młodzieńca. — Nie jesteś mordercą. Nie jesteś samolubny. Nie bawi cię krzywda innych. Vespio, jesteś odważny i dobry.
    Może dlatego towarzystwo Evana było przyjemne? Miło patrzeć na siebie przez pryzmat zakochanych oczu, które nie widzą znamion okrucieństwa.
    Mężczyzna pocałował wnętrze jego dłoni w naturalnym, czułym geście.
      — Może to tylko oszustwo? Może to kłamstwo i manipulacja? — Kolejny delikatny pocałunek spoczął na nadgarstku. — Obiecaj mi, że będziesz ostrożny — to troska, a nie gniew od początku przemawiały przez Evana, który nie tylko wierzył w chłopaka, ale naprawdę był w nim zakochany.


    Kiedy Vespio szedł tłocznym korytarzem, coś przykuło jego uwagę. Pośród przemytników, zajętych wypakowaniem szmuglowanego przez galaktykę towaru, dostrzegł postawnego mężczyznę w kapturze.
    Ktoś potrącił młodzieńca, rzucając w jego kierunku kilka przekleństw.
    Gdy Vespio ponownie spojrzał w tamtym kierunku, zobaczył, że mężczyzna przygląda mu się z daleka. Mógł przysiąc, że gdzieś w cieniu narzuconego kaptura dostrzegł niebezpieczny błysk czerwonych oczu.
    Ktoś znów przeciskał się przez spory tłum i na moment przesłonił młodzieńcowi widok. Handlarz oddalił się dopiero po chwili, a Vespio nie mógł już dostrzec w tłumie podejrzanej sylwetki. Dopiero po chwili udało mu się odnaleźć zakapturzoną istotę, która szybko zmierzała w stronę jednego z bocznych, praktycznie nieużywanych korytarzy.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Pią 31 Sty 2020, 00:09

    Wkrótce Vathrae został ponownie wezwany przez Cesarza, który oczekiwał go na swym wysokim tronie z kieliszkiem czerwonej cieczy w smukłej, szczodrze ozdobionej biżuterią dłoni. Złote pasma tuliły się do gładkich policzków posągowego oblicza, które artyści z całej Galaktyki uwieczniali już na tyle różnych sposobów, nieraz tracąc w trakcie głowy.
    Czerwone oczy skupiły się na groźnej zabrackiej twarzy i minimalnie się zmrużyły, co zwiastowało albo katastrofę, albo miłosne uniesienie.
      — Dawno już nie widziałem u ciebie tak oczywistej rany, mój Uczniu ― rzekł łagodnie wieczny młodzieniec, choć za pozorami wyrozumiałości kryła się podejrzliwość.
      — Nie byłem dość uważny ― odrzekł Zabrak, nie pozwalając sobie na okazanie emocji. ― To się nie powtórzy.
    Przez chwilę zdawało się, że Cesarz pociągnie ten niebezpieczny wątek, a to w połączeniu z jego szóstym zmysłem mogło się skończyć tylko tragedią. Nie dało się go okłamać i to Vrathae już wiedział.
      — Twoja porywcza natura ― wyrzekły pełne usta ― przysporzyła mi ostatnio wielu problemów. Pomyślałem, że przyda ci się ktoś, kto załagodzi sytuację, gdy znów nieopatrznie ulegniesz emocjom. Poznaj generała Noxa.
    Młody, ale ambitny i utalentowany chłopak w mundurze wyłonił się zza tronu i przystanął obok. Wypastowane do perfekcji buty utworzyły równy rząd. Generał Nox zasalutował, z kamienną twarzą lustrując Zabraka, który jednak znów nie pozwolił, by jakakolwiek jego emocja ujrzała światło dzienne.
      — Będzie ci odtąd towarzyszył w każdej wyprawie i aktywnie pomagał w składaniu raportów. Pamiętaj, mój Uczniu, że twoja głowa potoczy się zaraz za jego.

    Vespio natychmiast rzucił się biegiem. Jego serce biło jak oszalałe. Nie był tylko pewien, czy oto nawiedziła go kolejna wizja, czy rzeczywiście stało się to, czego najbardziej się obawiał: Sith z Dattori go odnalazł i nie ma przed nim ucieczki.
    Musiał się dowiedzieć. Przepchał się przez tłum; kilka osób stratował, przyjmując w zamian kilka wyzwisk, i wpadł w boczny korytarz. Sztylet już niemalże wysunął mu się z rękawa. Jego ostrze kryło się jeszcze za okrytą rękawicą dłonią.
    Był tam, fizycznie. Czekał, oparty o ścianę, jeszcze potężniejszy niż Vespio to zapamiętał. To nie był jednakże czas na trwogę, nie czas na okazanie słabości. Młodzieniec podszedł do niego żwawym krokiem, z zadartą głową, zaciśniętymi zębami i pełną gotowością do walki, ale wtedy mężczyzna ponownie łypnął na niego spod kaptura, z wyraźnym zaskoczeniem.
    To nie był on.
    Nie jego Sith, lecz zwykły przemytnik, choć teraz gdy doszło do tak gwałtownej konfrontacji, Vespio mimo to poczuł potrzebę wyduszenia z siebie jakichś słów.
      — Ktoś ty?
    Zabrak w konsternacji uniósł ręce do góry. Pod jego płaszczem błysnęła broń, na którą Vespio tylko przez ułamek sekundy opuścił spojrzenie. Na Rorz broń nosił ze sobą niemal każdy, nie wzbudziło to więc jego podejrzeń.
      — Dziwne pytanie jak na złodzieja.
    Vespio speszył się odrobinę. Popatrzył na przystojną, dość łagodną (jak na Zabraka) twarz i postanowił się wycofać. Był zdecydowanie zbyt przewrażliwiony. Ostatnio każda osoba w ciemnym kapturze przyprawiała go o pobudzenie. Był również stanowczo zbyt nieroztropny, ponieważ gdy tylko pozwolił sobie na opuszczenie gardy, Zabrak błyskawicznie uderzył go w twarz z taką mocą, że pociemniało mu przed oczami (i prawdopodobnie w paskudny sposób złamał mu się nos). Zatoczył się na przeciwległą ścianę, ogłuszony i w konsekwencji bezradny wobec kolejnych ataków. Sztylet wypadł mu z ręki, ciało odmówiło posłuszeństwa, a umysł okazał się bezradny wobec tak wielkiego bólu.
    Opadł na kolana, a potem na ziemię. Był przekonany, że skona. Nabrał w płuca powietrza. Powinien krzyknąć głośniej. Powinien, ale kto go posłucha na tej dzikiej, bezprawnej planecie?
      — Sithu… ― wydusił z nieopisanym trudem, na skraju utraty przytomności, kiedy już liczba połamanych żeber przestała mu się mieścić na palcach jednej ręki.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Nie 02 Lut 2020, 16:30

    Vathrae wiedział, że obecność generała jest nie tylko karą, przede wszystkim była dowodem braku zaufania mistrza. Głównym zadaniem Noxa nie miała być wcale temperowanie jego charakteru, ale obserwowanie każdego kroku i informowanie o poczynaniach Zabraka Cesarza.
    Postąpił krok do przodu i wyciągnął dłoń w rękawicy w kierunku młodego oficera.
      — Generale — mruknął, obserwując odrobinę zaniepokojonego mężczyznę. Vathrae przerażał większość rozmówców swoim diabelskim obliczem. Nox w końcu odpowiedział mu zdecydowanym uściskiem dłoni. Obydwoje złapali rękę oponenta  może odrobinę zbyt mocno. Po twarzy generała przemknął grymas bólu.
      — Najwyższy Dowódco — odpowiedział w końcu równie uprzejmie.
    Zabrak miał nadzieję, że mężczyzna nie znajdzie w sobie na tyle odwagi, by plątać mu się pod nogami. Wtedy jeszcze nie wiedział, jak bardzo się pomylił.

    Sprawa stała się jasna, kiedy drzwi sali otworzyły się z hukiem, a do środka wpadł młody porucznik. Z trudem łapał oddech, ale mimo to wyprostował się i godnie zasalutował. Vathrae spojrzał w jego kierunku, cierpliwie oczekując wyjaśnień.
      — Najwyższy Dowódco, generał Nox wszedł do biblioteki i robi przeszukanie. Nie mogłem go zatrzymać. On-
    Zabrak podniósł lekko dłoń, chcąc uciszyć chłopaka. Nie potrzebował dalszej części raportu, podniósł się od stołu, zostawiając resztę dowódców bez słowa. Ruszył od razu do biblioteki, gdzie zastał generała, który bez pardonu przeglądał właśnie efekt jego poszukiwań i zapewne próbował odnaleźć jakiś punkt wspólny. W skupieniu szukał sensu pośród skomplikowanych zapisków, w których bez trudu odnaleźć mógł się tylko ich autor. Na widok Zabraka uśmiechnął się szeroko, choć w wymuszony sposób.
      — Dowódco, dobrze, że jesteś. Miałem zapytać... skąd to zainteresowanie zlodowaciałymi plantami? Co takiego interesującego jest na Ethi? — Zadał to pytanie, obchodząc stół wokół, tak by znaleźć się po przeciwnej stronie.
    Vathrae poczuł wzbierający w nim gniew.
      — Nie twoja sprawa, generale — warknął ostrzegawczo, spoglądając na hologram, którego błękitne światło ukazywało właśnie Rorz.
      — Nie moja sprawa?! Jestem generałem Cesarstwa, sam Cesarz-
    Zabrak przerwał mu obojętnym tonem, bez podnoszenia głosu.
      — Jesteś nikim.
    Przez twarz generała przemknął wyraz złości. Urazy, która będzie już zawsze pielęgnowana. Oczy Vathrae błysnęły ostrzegawczo.
      — Wrócę tu, dowódco — Nox posłał mu jeszcze jeden podły uśmiech, nim wyszedł z biblioteki. Zabrak wciąż jeszcze czuł uciążliwą woń jego perfum.

    Kilka godzin później Nox wrócił. Nie sam. Przyprowadził ze sobą Cesarza, by pokazać mu interesujące elementy. Niestety, nie znalazł niczego. Miotał się po pomieszczeniu, rozrzucał cenne zwoje, nerwowo przeglądał odzyskane dane, przeklinał, tracił panowanie nad sobą, mamrotał pod nosem, a potem wracał do tych samych zwojów.
    Cesarz stał na środku pomieszczenie i przyglądał się temu zaangażowanego spektaklowi z obojętnością.
    Nox niespodziewanie zrzucił ze stołu cały stos kart danych i nadepnął na nie obcasem tych swoich perfekcyjnie wypastowanych butów.
      — Nic tu nie ma — warknął z pretensją w kierunku Zabraka.
    Varthae stał u boku mistrza, czując rozkoszną nutę satysfakcji. Nic nie odpowiedział, w ciszy obserwował, jak znudzony władca po prostu wychodzi z pomieszczenie, nie komentując uciążliwej sytuacji.
    Nox chciał za nim ruszyć, ale drogę zastąpił Zabrak. Pochylił lekko rogatą głowę.
      — Grając ze mną, zawsze przegrasz, generale — wymruczał mu do ucha, szczerząc ostre zęby w uśmiechu.
      — Zobaczymy — Nox wyminął go szybkim krokiem, trącając gwałtownie jego bark i podążając pospiesznie za Cesarzem.
    Zabrak spojrzał w kierunku VR-8. Robot wydał z siebie serię nerwowych pisków.
      — Wiem, że to było niezgodne z twoim protokołem.
    Odpowiedział mu trzask, oznaczając bez wątpienia niezadowolenie.
      — Zajmę się tym, VR-8.


    Rorz była niegościnną planetą. Poza niewielkimi skupiskami ludzkimi była niemalże w całości skuta lodem i nieustannie nawiedzana przez burze śnieżne. Powietrze było tak zimne, że trudno było nim oddychać. Pośrodku tej białej pustyni Vespio odzyskał świadomość. Zimny podmuch powietrza szczypał w policzki, a niewielkie ognisko rozpalone nieopodal dawało bardzo mało ciepła. W odległości kilku kroków od niego stał Zabrak, otulony w ciężkie, ciepłe futro.
      — Wetrzyj sobie śnieg w mordę — odezwał się, gdy chłopak odzyskał przytomność. Świeży śnieg skrzypiał od jego kroków, gdy zbliżył się do chłopaka. — Trochę mnie poniosło, ale słyszałem, co potrafisz i wolałem uniknąć kłopotów.
    Vespio spojrzał w kierunku oprawcy, czując w ustach cierpki smak własnej krwi. Miał kłopoty ze skupieniem wzroku na dłużej, w skroniach czuł nieustający ból. Na jego ustach pojawił się szyderczy uśmiech, choć w oczach lśniły łzy.
      — Kim ty, kurwa, jesteś — wychrypiał, z trudem cedząc każde słowo.
    Pomimo potwornego zimna, nie zamierzał o nic prosić swojego oprawcy. Zabrak zdawał się zresztą nie przejmować jego losem. Duma nie była jednak w stanie ogrzać chłopaka. Do Vespio w końcu dotarło, że mężczyzna musiał porwać go na czyjeś wyraźne zlecenie.
      — Ja umieram, frajerze.
      — Nie dramatyzuj — mruknął leniwie, zbywając młodzieńca niedbałym gestem dłoni. Skrzywił jednak wargi i przyjrzał się chłopakowi uważnie. Jego śmierć mogłaby okazać się prawdziwym niefartem.
    Vespio odpowiedział mu sardonicznym uśmiechem.
      — Zetnie ci głowę, jeśli umrę? — Drobnym ciałem wstrząsnął dreszcz, z twarzy już dawno odpłynęły kolory. Potworny kaszel targnął Vespio, a na biały śnieg spadły kolejne kropelki krwi. Każde słowo kosztowało go bardzo wiele wysiłku. Kłucie w płucach było nieznośne, walczył o każdy wdech, aż niespodziewanie poczuł falę ciepła, która pozwoliła mu odpłynąć w słodką nieświadomość.
      — Ja pierdole — wychrypiał Zabrak, widząc, jak Vespio osuwa się na śnieżną zaspę.

    Przebudził się na łóżku na statku. W pomieszczeniu panował chaos, ale było przynajmniej ciepło. Ból nieco zelżał pod wpływem ogromnej ilości środków przeciwbólowych, które mąciły myśli i uniemożliwiały skupienie. Świat zdawał się płynąć wokół młodzieńca, a powietrze smakowało słodko.
    Przy niewielki stole siedział Zabrak i go obserwował. Mężczyzna położył nogi na blacie i chyba odetchnął z ulgą, widząc, że jego więzień odzyskał przytomność? A może się zaśmiał? Może to był Sith z Dattori? Wyglądał niemalże tak samo.
      — Lubisz sprawiać kłopoty, co? — Odezwał się, nie wstając jednak z miejsca.
      — Rudzielce takie są — wybełkotał, spoglądając w inną stronę. W powietrzu unosiły się złociste, połyskujące iskierki. — Gdzie jestem?
      — Na Rorz. Jeszcze nie możemy stąd odlecieć — podniósł się, opuszczając wcześniej ciężko nogi na podłogę. Zgarnął po drodze kubek i podsunął chłopakowi do ust, niezbyt delikatnie podnosząc mu głowę do góry.
    Pierwszy łyk okazał się niefortunny. Vespio zakrztusił się, a bolesny atak kaszlu niemal ponownie pozbawił go przyjemności. Nieznajomy cierpliwie czekał.
      — Jesteście bardzo delikatnymi istotami.
    Mruknął, obserwując, jak chłopak znów próbuje się napić, tym razem odrobinę mniej łapczywie.
      — A zabierasz mnie do...? — Zapytał Vespio, gdy oderwał wargi od kubka.
      — W cieplejsze miejsce — Zabrak puścił mu oczko, a chłopak zyskał przekonanie, że to nie może być tamten Sith. Pomimo wcześniejszego dowodu okrucieństwa, jego oblicze było łagodniejsze, a przede wszystkim zdobiły je zupełnie inne misterne wzory. I oczy pozostały złote, nieco gadzie, ale nie było w nich tylko nienawiści.
    Tylko kostki na ręce mężczyzny były odarte. Facet doprowadził go do tego stanu gołymi rękami.
      — Nie słucham nikogo rozkazów. Śpij, gówniarzu.
    Pozwolił mu wypić ostatni łyk wody, a następnie wyszedł z kabiny, zostawiając chłopaka samego.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Nie 02 Lut 2020, 21:46

    Vespio podniósł się powoli, zaciskając zęby z bólu. Szybkim ruchem zerwał przewody, którymi podłączony był do potężnej aparatury medycznej, i wypuścił z trudem powietrze.
    Był w złym stanie, ale wiedział, że nie może pozostać w tym miejscu. Przyłożył dłoń do swej piersi i zamknął oczy. Spierzchnięte wargi rozchylił i próbował wyrównać swój płytki, chrapliwy oddech.
    Delikatne ciepło rozlało się po jego ciele, przynosząc cień ulgi.
    Uroczy Zeltron, który siedział w luźno zawiązanym szlafroku przy stole i gawędził z kimś przyjacielsko przez komunikator, podniósł gwałtownie głowę na dźwięk rozsuwanych drzwi, a potem zerwał się na równe nogi, zasłaniając przy tym półnagie ciało połami okrycia.
      — Savos — rzucił w stronę mostka. ― Savos, chodź tu!
    Gdy Zabrak wszedł do sali komunikacyjnej – bez pośpiechu i zdenerwowania, nonszalanckim krokiem – zastał w nim swojego drugiego pilota kulącego się przed rudzielcem ze stalowym prętem w luźno opuszczonej ręce.
      — Ledwo wyszedłeś ― rzucił pobłażliwie w stronę Vespio ― a już chcesz wrócić do tego łóżka?
    Młodzieniec popatrzył na niego spode łba. Nic nie odpowiedział. Pod bosymi stopami czuł wibracje silnika; Rorz musieli opuścić już jakiś czas temu.
    Wyciągnąwszy przed siebie prowizoryczną broń, zbliżył się powoli do pilota – ten cofnął się, aż wreszcie przywarł plecami do ściany – i popatrzył na spoczywający na stole datapad, by odczytać z niego datę.
      — Powinieneś jednak leżeć ― zaproponował bardzo nieśmiało Zeltron. ― Nie wiem, jakim cudem… SAVOS!
    Z przerażeniem wcisnął się w ścianę jeszcze bardziej, gdy rudy chłopak wykonał nieco gwałtowniejszy ruch prętem tuż przy jego szyi. Ostra, nierówna krawędź mogłaby z łatwością przebić wiele tkanek.
      — Zamknij się — wydusił z wyraźnym trudem Vespio. ― Ty ― zwrócił się do Zabraka ― nie podchodź i mów, kto za to płaci.
      — Ty zapłacisz, jeśli w tej chwili się nie uspokoisz ― odrzekł ten, ale nie podszedł bliżej.
      — Kto za to płaci ― powtórzył młodzieniec. ― Sith?
      — Kto?
      — Ja pytam ― odrzekł Vespio. Przechylił głowę. ― Och. ― Coś do niego dotarło; uśmiechnął się z trudem, wkładając w to dużo jadu, a jednocześnie docisnął mocniej pręt, aż pilot zacharczał.
      — Tak ― wydusił wtedy bezradnie i rudzielec spojrzał na niego ze zdziwieniem. ― Tak, tak, tak, to był Sith.
    Vespio przyjrzał mu się podejrzliwie, a potem powoli cofnął pręt. Pilot natychmiast pierzchnął w stronę Zabraka.
      — Ty skurwielu, mogłem zginąć! ― wydusił, nim wbiegł za jego szerokie plecy, zaś Vespio w tym czasie osunął się powoli na ławkę przy blacie, zaciskając zęby z bólu. Pręt wypadł mu z ręki i z brzdękiem uderzył o podłogę statku, ale chłopak nie zwrócił już na to uwagi.
      — Dałeś się pojmać dzieciakowi. Gówniarz i tak by cię nie zabił ― rzucił luźno Zabrak, po czym zwrócił się do Vespio. ― Powinieneś wrócić do łóżka.
    Statkiem szarpnęło lekko.
      — Zagrajmy w sabaka… ― wychrypiał powoli młodzieniec po bardzo długiej chwili ciszy, jakby coś sobie przemyślał. ― Jeśli wygrasz, pójdę do łóżka.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Nie 02 Lut 2020, 23:18

    Jax walnął pięścią w drzwi kajuty Vespio, a następnie otworzył je na tyle gwałtownie, że uderzyły w przeciwległą ścianę i prawie wypadły z zawiasów.
      — Te, księżniczka, zabieraj szmatę i zapierdalaj szorować pokład.
      — Co? — Chłopak zaskoczony usiadł na łóżku, obserwując drugiego pilota. Zeltron był wyraźnie nie w humorze i tylko szukał pretekstu, by wszcząć awanturę na pokładzie.
      — Zbieraj chude dupsku i sprzątaj.
      — Chyba sobie jaja robisz — Vespio opadł z powrotem na poduszkę, wywołując nerwowe fuknięcie, a następnie tuż nad jego głową powstała dziura po wystrzale z blastera.
      — Kurwa, przydaj się na coś — syknął, nim w drzwiach pojawił się Savos. Zabrak przez chwilę wyglądał na skonsternowanego, na dłużej zatrzymał spojrzenie na świeżym śladzie po pocisku.
      — Co się stało? — Zapytał ostrożnie, rozmasowując sobie kark.
      — Niech ten pasożyt w końcu się na coś przyda — Jax skrzyżował ręce na torsie, tupiąc niecierpliwie bosą stopą.
      — Ale to twoja kolej na sprzątanie — Savos wyciągnął dużą dłoń i objął pilota w wąskiej talii. Szczupła dłoń natychmiast wymierzyła mu piekący policzek. Zabrak tylko szeroko się uśmiechnął, nie wypuszczając Jaxa z objęć. Właściwie trzymał go bez większego wysiłku, choć Zeltron wściekle próbował się uwolnić.
      — Chuj. Niech on sprząta.
      — Odpuść dzieciakowi.
      — Ty mu odpuszczasz ciągle! I wiesz, kurwa, dlaczego? No wiesz? Bo jesteś pojeb i kurwiarz, a on jest ładny. Jest ładny i dlatego mu odpuszczasz! — Kolejny policzek. Savos zarechotał, pochylając się nad pilotem.
      — Skarbie, jesteś ostatnią osobą, która powinna mieć pretensje, że za ładny tyłek wiele wybaczam.
    Policzki Jaxa nabrały granatowego koloru, a wargi szybko odnalazły usta kochanka. Savos złapał go pewnie i przerzucił sobie przez ramię. Mrugnął jeszcze do Vespio, nim wyszedł i wyniósł ze sobą wyklinającego pilota.
    Sprawa sprzątania została zakończona.

      — Savos! Ty chuju głupi! Zjadłeś moje chrupki! — Wrzask Jaxa dało się słyszeć na pokładzie całego statku. Już po chwili wpadł do kabiny pilotów.
      — Te które śmierdzą jak Huttowi z ryja?
    Vespio dobrze wiedział, że Zabrak je zjadł, co więcej nawet go poczęstował, dlatego teraz ukradkowym gestem nakazywał mu pewnie milczenie. Chrupki zresztą okazały się zaskakująco smaczne.
      — Zjadłeś?
      — Skądże — Savos skłamał, patrząc głęboko w oczy kochankowi.
      — Pierdole to, wiesz? — Jax wepchnął się za stery, niemalże zrzucając Vespio z fotela. — Wypierdalam z tego cyrku! Wysiadam na najbliżej planecie.
    Statkiem gwałtownie szarpnęło, gdy pilot gwałtownie zmienił kurs, wykonując przy tym niezwykle skomplikowany manewr. Jax rzeczywiście wysiadł na najbliższej planecie, a następnego dnia wbiegł na pokład, krzycząc o tym, by natychmiast odpalali silniki i uciekali.
    Savos nawet nie zadawał pytań, jakkolwiek szalona wydawała się relacja tej dwójki, to jednak była zaskakująco czysta. Pełna spięć, gwałtownych namiętności, ale też akceptacji i wsparcia.
    To właśnie po tym szaleńczym rozstaniu, Jax zasnął za sterami pilota. Przysnął z nogami na pulpicie i jakąś telenowelą odpaloną na malutkim holowyświetlaczu. Savos również musiał spać. Ten moment Vespio mógł wykorzystać na nadanie sygnału, który mógłby odebrać ktokolwiek z ruchu oporu.

    Następnego wieczoru Zabrak uchylił drzwi od jego kajuty. Wsunął do niej rogatą głową, w dłoni trzymał torbę z narzędziami.
      — Chodź, księżniczko, pomożesz mi.
    Skinął na młodzieńca dłonią, a następnie zaprowadził go pod pokład, gdzie z plątaniny kabli unosił się zapach spalenizny. Co jakiś czas dochodziło do spięcia, co uwalniało serię świetlistych iskier.
    Vespio miał podawać narzędzia, czasem coś przytrzymać. Savos cierpliwie próbował naprawić mechanizm, choć widać było, że nie ma o tym pojęcia. Był skupiony, co również wykorzystał chłopak, ukrywając niewielki nożyk w tylnej kieszeni spodni.
      — Na drugi raz nie zużywaj całej ciepłej wody na statku, bo potem to ja muszę walczyć z naprawami i spać w kabinie pilotów — mruknął, kiedy w pobliskim urządzeniu najpierw huknęło, a potem nastąpiła minieksplozja. — Zrób tak jeszcze raz, a Jax zabije cię we śnie. — Dodał, rozmontowując zepsutą część na drobne, cholernie podobne do siebie elementy.
    Naprawa trwała do późna. Gdy w końcu stanęli w korytarzu, Zabrak przyjrzał się mu uważnie. To było ciężkie i krępujące spojrzenie. Savos zbliżył się do niego w wąskim przejściu, praktycznie zmuszając chłopaka do przywarcia plecami do ściany. Dzieliło ich niewiele, Vespio niemal czuł, jak szeroki tors mężczyzny unosi się przy głęboki wdechu.
      — Co? — Zapytał w końcu zaczepnie, unosząc wysoko podbródek.
    Savos uśmiechnął się leniwie, sięgając do tylnej kieszeni spodni chłopaka. Wsunął do niej palce, zmuszając go do zbliżenia bioder do siebie. Pchnął jeszcze odrobinę, tak że chłopak poczuł na moment twardego, dużego kutasa przez materiał spodni. W tym samym momencie Zabrak wysunął niewielki nożyk, który Vespio próbował przemycić.
      — Kiepsko, księżniczko — mruknął, wrzucając malutkie ostrze z powrotem do torby, a następnie schylił się, by podnieść ją i udać się z powrotem na pokład.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Pon 03 Lut 2020, 20:22

    Gdyby tylko Zabrak zwrócił uwagę na to, że oprócz mało dyskretnego podkradnięcia noża Vespio przez cały czas dużo bardziej skrycie sabotował też prace naprawcze, z pewnością to wszystko zajęłoby znacznie mniej czasu. W ten sposób stracili go całe mnóstwo, nie ruszając się z miejsca, a na tym zależało młodzieńcowi najbardziej.
    Evan, Valia i matka musieli mieć czas, by ich znaleźć, a ciągłe przemieszczanie się w tym nie pomagało.

      — Savos!
    Krzyk uroczego, ale kapryśnego pilota rozniósł się znów po całym statku. Vespio przerwał medytację, otworzył oczy i podniósł powoli głowę.
      — SAVOS! Zwariuję tutaj!
    Drzwi łazienki otworzyły się i Zabrak wychylił ze środka rogaty łeb. Vespio zawiesił wzrok na jego ociekającym wodą, muskularnym torsie – nie krył się z tym, bywał bezczelny.
      — Mój blaster! Widziałeś mój blaster? Kurwa! Ten rudy, fałszywy gnój kradnie na potęgę!
      — Wiesz coś o tym? — Zabrak popatrzył na Vespio, który wzruszył krótko ramionami i nieśpiesznie podniósł wzrok na wytatuowaną twarz.
      — Po co miałbym kraść ten złom.
      — Hej! ― wykrzyknął Jax i podszedł do rudzielca żwawym krokiem, zaciskając pięści. Wystarczyło jednak, że Vespio spokojnie się podniósł, a krzykacz już zatrzymał się z wyraźnym wahaniem. ― Savos! Przeszukaj go!
      — Nie ma problemu ― odparł Vespio, przechylił głowę i rozchylił ramiona. Wciąż nosił swoje futro z Rorz, więc rzeczywiście miał możliwość schowania nawet czegoś tak dużego jak blaster. A jednak kiedy Zabrak zbliżył się, żeby przesunąć dłońmi po jego ciele, młodzieniec zadarł podbródek i patrzył mu bezczelnie w oczy, doskonale świadom tego, że ten niczego nie znajdzie.
      — Kurwa, idę przeszukać jego kajutę! ― syknął Jax i szybkim krokiem ruszył do drzwi, które chwilę później zasunęły się za jego plecami, zostawiając Vespio i Zabraka samych.
      — Gdzie jest ten blaster?
      — Wyrzuciłem przez luft podczas postoju ― odpowiedział bez mrugnięcia oka rudzielec i uśmiechnął się ledwo widocznie kątem warg. ― On i tak nie potrafił go używać.
    Savos nie był jednak w nastroju do żartów. Przemawiało przez niego zniecierpliwienie. Choć wylecieli z Rorz w pełni sprawnym statkiem, ostatnio mieli zatrzęsienie problemów technicznych, a on nie potrafił znaleźć przyczyny. Miał tylko podejrzenia, ale żadnych dowodów.
      — Żebyś sam przez ten luft zaraz nie wyleciał ― rzucił groźnie.
      — Zabiłbyś mnie?
      — Ja pierdolę ― syknął Zabrak i nadal przesuwał wielkimi łapami po jego ubraniach. ― Gdzie jest ta cholerna spluwa?
      — Młodzieniec przechylił głowę i spokojnym ruchem zsunął z ramion futro; osunęło się na podłogę, odsłaniając dopasowane ubrania, które nie mogły kryć broni.
      — Dlaczego miałbym cię okłamywać?
      — Bo lubisz mnie wkurwiać.
      — Przede wszystkim lubię ciebie, Zabraku.
      — Gdzie go schowałeś?
    Górna warga Zabraka zadrgała niebezpiecznie, w tym jednak momencie statkiem wstrząsnęło gwałtowne szarpnięcie i wszystkie światła zgasły. Dłoń, którą Savos wyciągnął przed siebie, by złapać chłopaka, natknęła się na stal ściany.
      — Kurwa!
    Jax załomotał w stalowe drzwi, które ani myślały się rozsunąć, ale wtedy pokład rozjaśnił czerwony blask i dało się słyszeć komunikat pokładowej SI.
      — Zasilanie awaryjne aktywne. Należy udać się do najbliższej jednostki kontroli technicznej celem dokonania przeglądu instalacji.
    Drzwi rozsunęły się i przerażony Jax wypadł z kajuty, która na moment stała się jego więzieniem.
      — No i szlag trafił ten cholerny statek, do chuja! Musimy lądować!

    Problemy techniczne okazały się poważniejsze niż ktokolwiek mógłby zakładać. Po wylądowaniu na niewielkiej stacji kosmicznej okazało się, że seria przeciążeń elektrycznych nieznanej przyczyny, które jakimś cudem umknęły uwadze i Savosa, i Jaxa, spowodowała roztopienie maszynerii i statek nie nadawał się do lotu bez czasochłonnych i kosztownych napraw.
    Zostali uziemieni na niewielkiej sztucznej platformie, gdzie znajdowało się kilkadziesiąt doków, kilka sklepów, jeden bar i motele. Nikt nie mieszkał tu na stałe, był to jedynie punkt przesiadek i uzupełniania paliwa, nic więc dziwnego, że od samego początku Zabrakowi i jego towarzyszowi nie było do śmiechu.
    Podczas gdy jego porywacze stawali na głowie, by naprawić statek, Vespio siedział na podłodze, przykuty do stalowej konstrukcji stołu, i wdychał zapach spalonych komponentów. W tak niewygodnej pozycji ból strzaskanych żeber nie dawał mu spokoju, ale nie poddał mu się. Miał dużo czasu, z zaciekawieniem popatrzył więc na proste, stalowe kajdany.
    Tyle już zdziałał. To tylko dwóch prymitywów. Musiał istnieć jakiś sposób…

      — Ten sygnał dochodził z tej okolicy ― oznajmił Evan. ― Ale na radarze nie mam ani jednego statku.
    Valia spojrzała na niego nerwowo, a potem odwróciła się przez ramię do matki, która siedziała w fotelu z zamkniętymi oczami, pogrążona w medytacji. Zignorowana przez kobietę, pokręciła bezradnie głową i ukryła w twarz w rękach.
      — To co robimy? ― zapytała słabo. ― Nie wiadomo, gdzie jest. Może już na drugim końcu Galaktyki. Nie wiadomo, z kim…
    Vetra otworzyła nagle oczy i w tej samej sekundzie komunikator zaczął piszczeć. Na panelu pojawiły się dokładne współrzędne, które kierowały ich na pewną niewielką stację oddaloną o pół dnia galaktycznego drogi od ich aktualnej lokalizacji.
    Evan odetchnął cicho.
      — Oszaleję, jeśli to nie on.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Wto 04 Lut 2020, 20:06

    — Jaśnie pan w końcu wrócił — Jax oderwał na moment spojrzenie od fragmentu silnika, wokół niego na brudnej podłodze rozsypane były śrubki, nakrętki, blaszki i inne elementy urządzenia, które posegregował według sobie tylko znanej logiki.
    Pilot miał ogromną wiedzę techniczną, ale nawet on nie był w stanie do tej pory uruchomić statku.
    Savos stał w skrzypiących, niedomykających się drzwiach taniego, motelowego pokoju. Ktoś musiał je niedawno otworzyć kopniakiem, uszkadzając zamek. Od Zabraka dało się wyczuć ostrą woń alkoholu, gdy przemierzył pomieszczenie, które służyło im za kuchnię, jadalnie, salon i więzienie dla Vespio.
      — Piękny i upierdiliwy jak zawsze — wymruczał, pochylając się nad partnerem i próbując przytulić do niego rogaty łeb. Jax poderwał się energicznie, nim to się Zabrakowi udało.
      — Jaja sobie robisz, idioto? Mówiłem ci do cholery, żebyś nie odpuszczał temu pojebowi. Mówiłem, żeby go zamknąć w pizdu, ale ty pierdoliłeś, że to tylko dzieciak — dźgnął palcem szeroką pierś. — Mówiłem ci, żebyśmy nie brali tej roboty, ale ty powtarzałeś, że to prościzna, że szybko załatwimy tę sprawę, że mu pomożesz. Ja pierdole! — Jax wyszedł z kręgu usypanego przez elementy statku. — Nic nie dociera. Nic.
    Wyszedł do sypialni, trzaskając drzwiami. Savos nawet nie spróbował się bronić, stał na środku pokoju z głupią miną. Obydwoje od awarii statku nie rozmawiali z Vespio, ignorowali jego obecność, próbując ponownie uruchomić tę kupę złomu.


    O poranku Jax parzył sobie pobudzający napój, wpatrując się w parszywe miasto za brudną szybą. A następnie znów zabrał się za gmeranie w tej stercie rupieci. Savos tej nocy spał na skrzypiącej, cuchnącej kanapie. Podniósł się i podszedł do pilota, położył ciężką rękę na jego drobnym ramieniu.
    Jax spiął się, ale po chwili zastanowienia nakrył duże łapsko, swoją drobną dłonią.
      — Może dzisiaj poszukaj ucieczki z tego przeklętego miejsca gdzieś indziej niż w barze.


    To był kolejny dzień, taki sam jak poprzednie. Jax klną nad częściami, a Vespio musiał się temu przyglądać przykuty do stołu. Savos wrócił zaskakująco wcześnie, zamknął energicznie drzwi i natychmiast podszedł do okna.
      — Jax, podobno na tym wypizdowie cumował dzisiaj nowy statek. Musimy być ostrożni — mruknął, jeszcze przez moment spoglądając podejrzliwie przez szybę.
      — Może im też jakiś niedojebany, mały chujek rozpieprzył statek — odparł, próbując dokręcić jakąś śrubkę, zmrużył oczy i przygryzł wargę.
      — Nie sądzę.
      — Zluzuj portki, staruszku.
    W końcu Jax westchnął cicho i wstał z podłogi. Wytarł brudne od sadzy dłonie w spodnie i podszedł do Zabraka, obejmując go lekko i przytulając się do jego pleców.
      — Wiesz co robić, gdyby wszystko się zjebało?
      — Uciekać i zostawić cię w tyle.
      — A gdyby się nie dało?
      — Poddać się! Przecież nie dam się zabić za twojego pojebanego braciszka — zachichotał, stając na palcach i skubiąc zębami płatek ucha mężczyzny.


    Noc jednak obfitowała w wydarzenia. Najpierw Vespio przez cienkie ściany słyszał rozkoszne odgłosy. Zdawało się zresztą, że siły kochanków były niemalże niewyczerpalne. A niedługo potem gdy zapadła cisza, drzwi od motelowego pokoju otworzyły się powoli. Niestety, jak za każdym razem i teraz, zdradliwie skrzypnęły.
    Chłopak z ulgą mógł przyjąć pojawienie się w nich Evana. Pilot trzymał w dłoni blaster. Z sypialni dało się słyszeć Jaxa, mężczyzna natychmiast skierował broń w tamtym kierunku. Vespio za jego plecami mógł dostrzec swoją matkę.
    Dalej wszystko wydarzyło się w ułamku sekundy.
      — Co tu się odpierdala?
    Jax musiał pospiesznie nasunąć na siebie jedynie jedwabny szlafrok i w tym niepełnym stroju stanął w drzwiach sypialni. Zdumiony zerknął szybko na uzbrojonego intruza, rzucił jedno wściekłe spojrzenie w stronę więźnia, a następnie szybko podniósł dłonie.
      — Poddaje s-
    Evan strzelił, celnie. Jak zawsze. Trudno powiedzieć, co w tej chwili kierowało pilotem. Instynkt? Gniew? Pragnienie zemsty? A może po prostu strach?
    Jax upadł na ziemię, odsłaniając stojącego w cieniu Savosa. Gdzieś z samej duszy Zabraka wydarł się dziki ryk wściekłej, zranionej bestii. Nie było w nim nic ludzkiego.
      — Zabiję cię! — Savos rzucił się półnagi w kierunku Evana, który natychmiast oddał kolejny strzał, ten jednak nie był w stanie zatrzymać rozjuszonego Zabraka. — On się poddawał! — Jeszcze jeden wystrzał z blastera, który bez wątpienia powaliłby każdego człowieka na ziemię, ale jakiś cudem Savos nie upadł. Zastrzyk adrenaliny i gniewu bez wątpienia pozwalał mu na razie zignorować ból.
    Dopadł Evana i z całych sił uderzył jego twarzą o blat, do którego przykuty był Vespio, nim silny podmuch mocy posłał go na przeciwległą ścianę. Obydwoje musieli stracić przytomność.
    Vetra przytuliła syna, a później ujęła jego twarz w dłonie. W jej oczach widać było bezmiar ulgi.
      — Żyjesz — szepnęła, a Vespio poczuł, jak do jego bosych stóp dopłynęła jeszcze ciepła, lepka krew Jaxa.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Wto 04 Lut 2020, 20:58

    Rudzielec podkurczył stopy i cofnął je najdalej jak mógł, zaciskając oczy. Wykrzywił wargi i odwrócił twarz w przeciwną stronę. Nie patrzył na matkę, kiedy ta cuciła Evana, ani wtedy, gdy szukała klucza.
      — Nie wiesz, który go nosił? ― zapytała, Vespio jednak przełknął tylko ciężko ślinę i potrząsnął głową.
    Evan stęknął i oparł się o ścianę, trzymając oburącz za twarz, która była cała we krwi. Oddychał głośno, z trudem. Pewnie niewiele brakowało, a ten cios by go zabił.
      — Tu jest.
    Vetra wyciągnęła klucz z kieszeni Jaxa. Podeszła do syna i rozpięła kajdany, by następnie podać mu rękę i raz jeszcze mocno przytulić.
      — Oni nie powinni byli ginąć ― wydusił wówczas słabo. ― Nie powinni byli, matko.
      — Cii… to nie czas na refleksje. Musimy jak najszybciej opuścić to miejsce ― zadecydowała kobieta. ― Evanie. Możesz wstać?
      — Mmmh… ― Chłopak nawet się nie poruszył, ale starał się za wszelką cenę nie pokładać.
    Vespio spojrzał na niego, ale bardzo krótko.
      — Muszę stąd wyjść — wymamrotał i odsunął się od niej gwałtownie.
    Na podłodze pozostały zakrwawione ślady jego stóp.

    Tym razem to Vespio torturował Evana ciszą, której ten już po kilku godzinach nie potrafił znieść. Matka zasiadała za sterem statku, a oni dwaj siedzieli w kajucie. Evan patrzył na Vespio, a Vespio, odwrócony od niego, wpatrywał się w rozmyty błękit za oknem.
      — Odezwij się do mnie ― poprosił młody pilot, ale rudy młodzieniec tylko przeniósł wzrok na drugie okno. — Vespio, do cholery. Myślałem, że cię straciliśmy. Zrobiłem wszystko, żeby cię odnaleźć. Odezwij się.
      — Czym dobro różni się od zła? —  zapytał nagle chłopak, wciąż patrząc wszędzie, byle nie na swego towarzysza.
      — Jak to czym? — Evan z niedowierzaniem wbił wzrok w plecy Vespio.
      — Czy my jesteśmy dobrzy?
      — Vespio… Oczywiście, że jesteśmy. Co nas wyróżnia? Mamy moralność. Staramy się chronić niewinnych, a nie ich krzywdzić czy wykorzystywać, jesteśmy lojalni, potrafimy kochać…
      — Jeśli tak jest ― szepnął Vespio ― jeśli naprawdę tylko to różni nas od tych złych… To czy w ogóle istnieje jakaś granica?
      — Źli ludzie służą Imperium.
      — Ty też kiedyś służyłeś Imperium.
      — Ale zrozumiałem swój błąd.
      — Więc czemu nie dałeś tej szansy innym? — Vespio odwrócił się w końcu do niego przez ramię, ale w jego spojrzeniu nie było ani odrobiny ciepła. ― Zabiłeś tego Zeltrona bez mrugnięcia okiem.
      — Porwał cię.
      — Chciał się poddać.
      — Chciał cię wydać Sithowi, Vespio.
      — Nie chciał. Jego to nie dotyczyło. — Młodzieniec uśmiechnął się gorzko. ― Chciał być tylko z Savosem. Kochali się, a ty ich rozdzieliłeś. Właśnie w ten sposób rodzi się zło.

      — Hy-aaaah! ― wrzasnął Vespio i z całej siły uderzył drewnianym kijem ćwiczebnym o kij Vetry. Drewno pękło, a jego kawałki upadły na ziemię w promieniu kilku metrów. Młodzieniec został z połową swojej broni w ręku, spocony, zgrzany i zły.
      — Ta wściekłość — zauważyła Vetra ― to nie jest nic dobrego. Na arenie Rorz to mogło się sprawdzić, instynkt pomagał ci przetrwać, ale teraz musisz być ponad to. Jedi nie kierują się instynktem, lecz wyciszają go i zdają się na Moc. Jeżeli nie wyzbędziesz się wściekłości, możesz niechcący stać się tym, z czym pragniesz walczyć, Vespio.
      — Chcę zniszczyć Cesarza. Nigdy nie będę jak on — wydusił młodzieniec. — Nigdy.
      — A jednak wyczuwam w twoim umyśle tak wiele wahania i sprzeczności. Zwątpiłeś w siebie? Zwątpiłeś w swoją rolę? Opowiedz mi, Vespio.
    Chłopak zmrużył oczy. Zobaczył przed nimi groźne oblicze Stiha z Dattori, który był gdzieś tam i czekał na niego; z pewnością wścieknie się, kiedy odkryje, że uciekł jego bratu.
    Wciąż będzie go szukał, wierząc, że tylko razem pokonają tyrana. I znajdzie. To tylko kwestia czasu, lecz Vespio był tego pewien jak własnej śmierci.
    Jedi i Sithowie zupełnie inaczej interpretowali tę osobliwą przepowiednię, a gdzie leżała prawda?
    Matka słusznie zwróciła uwagę na jego wątpliwości. Był zagubiony i niepewny, ale zamykał się w sobie, zamiast się tym dzielić.
      — Czasem się w tym wszystkim gubię — przyznał ostrożnie. — Kalth powiedział, że powinienem szukać swojego bliźnięcia. A co, jeśli ta osoba nie podzielałaby moich ideałów?
      — Kogo masz na myśli, Vespio?
      — Nikogo — skłamał odrobinę zbyt szybko. ― Gdy ją wzywam, słyszę ciszę. Może po prostu szukam w złym miejscu.
      — Na wszystko przyjdzie czas, mój synu — odrzekła Vetra. — Teraz jest czas na twoje lekcje. Wylądujemy na Sanzie. Znajdują się tam groby naszych przodków. Tam rozpoczniesz prawdziwe nauki. Gdy otrzymasz łaskę poległych Mistrzów, pojmiesz drogę, którą szli.

    Wśród szumiących liści i wysokich traw Vespio odnalazł zaskakujący spokój. Być może to bliskość skrytych w gęstym lesie starych kamiennych płyt sprawiała, że kiedy stąpał po skąpanym w blasku trzech księżyców wzgórzu, poczuł wreszcie to, o czym cały czas mówiła matka.
    Jakby już kiedyś tu był. Jakby już kiedyś patrzył na te zniszczone groby.
    Przyklęknął przed jednym z nich i delikatnym ruchem odgarnął mech.
    Jalsse Galantio, mówiła inskrypcja, zanim jednak Vespio zdążył się zastanowić nad tym dziwnie znajomym nazwiskiem, usłyszał za swoimi plecami kilka cichych uderzeń dłoni o dłoń.
    To Sith z Dattori znów krył się w mroku i nagradzał go pozbawionymi szczerego entuzjazmu oklaskami.
      — Gratuluję. Znów mi się wymknąłeś, chłopcze ― rzekł po chwili. Vespio popatrzył przez ramię na skąpaną w cieniu twarz, potem zaś wyprostował się i zwrócił do Sitha całym ciałem. Tym razem darował sobie butę w postawie. Poprawił na ramionach cienką szatę i opuścił ręce. Po wyczerpujących treningach wyjątkowo nie miał ochoty na walkę.
      — Nie lubię, gdy coś się na mnie wymusza ― powiedział cicho.
      — Nie masz też odwagi, by się ze mną spotkać.
      — Bo pokazałeś, że jesteś szalony i nieprzewidywalny.
      — Ja? ― Oczy Zabraka rozbłsły w ciemności. ― To ty niemalże wysadziłeś statek i sprowadziłeś zagładę na tę dwójkę. ― Vespio wiódł za nim wzrokiem, kiedy mężczyzna, okrążając go, zbliżył się na odległość metra. Był prawie rozbawiony tymi próbami wpajania mu poczucia winy.
      — Porwali mnie ― odrzekł, nie dając się wyprowadzić z równowagi. ― Wiedziałeś, co im grozi. Mimo to ich na mnie nasłałeś. A ja musiałem się ratować. ― Wykonał krok w stronę Sitha, ale ostatni dzielący ich dystans został zredukowany przez Zabraka, gdy ten zatrzymał się tuż przed Vespio.
      — Musiałeś?
    Wyciągnąwszy dłoń w rękawicy, Sith dotknął kciukiem pamiątki, którą pozostawił na gładkim policzku. Vespio pozwolił na to, a wręcz nadstawił twarz do pozornej pieszczoty jak do promieni słońca.
      — Inaczej trafiłbym do ciebie…
      — I tak do mnie trafisz ― oznajmił z niezachwianym przekonaniem mężczyzna i chwycił go za twarz. ― Jestem twoim przeznaczeniem, Vespio.
      — Owszem, trafię. Wtedy, kiedy będę gotowy cię zabić ― odrzekł młodzieniec i uśmiechnął się kątem warg, gdy duża dłoń ścisnęła mocniej jego policzki.
      — Vespio! — I on, i Sith musieli usłyszeć ten krzyk, ponieważ instynktownie odsunęli się od siebie niczym para przyłapanych na gorącym uczynku kochanków. To Vetra szła ku synowi szybkim krokiem z wymalowanym na twarzy przerażeniem. ― Nie!
    Sylwetka Sitha rozmyła się gwałtownie, a Vespio poczuł tylko, jak jego włosy uniosły się, niby targnięte wiatrem.
      — Matko…
      — Nie wolno ci wykorzystywać Mocy w ten sposób! Nie wolno ci!
    Vespio rzadko widywał ją w takim stanie. Przełknął ciężko ślinę i objął się ramionami, nagle bardzo dotkliwie odczuwając zimno.
      — Przepraszam.
      — Od jak dawna rozmawiasz z Sithami?
      — My tylko…
      — Vespio, igrasz z Ciemną Stroną Mocy, to nie jest zabawa!
      — Od… odkąd opuściliśmy Dattori… ― wyznał trwożliwie.
      — Nie wolno ci tego robić nigdy więcej!
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Sro 05 Lut 2020, 20:40

    — Co robisz?
    Gdy wizja została niespodziewanie przerwana, Vethrae zorientował się, że nie jest w pomieszczeniu sam. W drzwiach naprzeciw niego stał generał, na jego przystojnym obliczu malowała się konsternacja. Domyślał się z gniewnego wyrazu na twarzy Sitha, że dostrzegł coś istotnego, ale nie potrafił tego trafnie zinterpretować. Zabrak zaś nie wiedział, od jak dawna jest przez niego obserwowany.
    Vethrea niewielu rzeczy pragnął w tej chwili tak bardzo, jak szybkiej śmierci tego kundla. Nox stał się jego cieniem, a niestety okazał się bardzo uważnym obserwatorem. Był nie tylko ambitny, ale przede wszystkim uparty, pracowity i piekielnie inteligentny. Z chytrym uśmiechem zadawał niewygodne pytania, zapewne by wszystkie nieścisłości służalczo referować Cesarzowi. Doskonale wiedział, że na razie jest jedynie pionkiem w grze dwóch potęg, ale żywił jakieś absurdalne przekonanie, że może stać się rozgrywającym.
    Vethrae powoli również zaczynał w to wierzyć.
      — Wszystko w porządku, dowódco? — Zapytał z fałszywą troską, wchodząc nieco głębiej do pomieszczenia. Nim Zabrak otworzył usta, leciutko się uśmiechnął, dodając. — Jasne, nie moja sprawa.
    Zabrak zbliżył się do niego energicznym krokiem, przez sekundę Nox był pewien, że mężczyzna go uderzy. Doskonale widział furię, drzemiącą na dnie jego spojrzenia. Nic takiego jednak nie nastąpiło.
    Nozdrza Vethrae lekko drgnęły. Znów czuł woń perfum. Od kilku dni ten zapach wciąż mu towarzyszył. Mdliło go na samo jego wspomnienie. A jednak teraz zaciągnął się mocniej, jakby łapał trop ofiary.
    Czekał.
    Nox nerwowo przestąpił z nogi na nogę, czując się niekomfortowo w tej ciężkiej ciszy. Prawdopodobnie liczył na standardową wymianę złośliwości, jej brak świadczył tylko o tym, że tym razem atak okazał się celny. Generał nie potrafił jednak zrozumieć dlaczego.
      — Znalazłem ciekawy komunikat — zaczął obojętnym, jowialnym tonem.
      — Tak?
    Nox zrobił niewielki krok do tyłu.
      — Przesyłka nie może jeszcze dotrzeć do celu. Tak brzmiał — wypowiadając te słowa, uważnie wpatrywał się w upiorne oblicze.
    Znów otoczyła ich ta lepka, nieznośna cisza. Vethrae ponownie nie odpowiedział na zaczepkę.
      — Podobno nadałeś go osobiście.
      — Nie pamiętam.
      — Do kogo? — Zapytał niespodziewanie ostro, a Zabrak był już pewien, że dokładnie w ten sposób generał Nox przesłuchuje więźniów, gładko przechodząc od słodyczy do groźnym żądań.
      — Nie pamiętam.
      — Dowiem się tego. Zakodowany sygnał przeszedł przez kilka różnych serwerów, ale każdy sygnał da się wytropić — rzucił mu otwarcie wyzwanie, a Vethrae musiał przyznać, że Nox ma tupet i naprawdę ładną buźkę. Szkoda by jej było.
      — Powodzenia, generale — mruknął, obserwując, jak mężczyzna wychodzi z pomieszczenia żołnierskim krokiem.


    Wieczorem tego samego dnia Nox wpadł wściekły do biblioteki. Zabrak dostrzegł nawet, że identyfikator mężczyznę jest odrobinę przekrzywiony. Wyszczerzył zęby, obserwując, jak na twarzy poważnego generała w końcu pojawiła się odrobina życia.
      — Zabiłeś dwóch oficerów!
    Vethrae rozparł się na kanapie, mrużąc lekko czerwone oczy. Zabił tę dwójką, która doniosła Noxowi o komunikacie, dlatego generał był taki wściekły. Ich użyteczność była prawdopodobnie jedynym powodem, który sprawił, że ta egzekucja tak wstrząsnęła mężczyzną.
      — Nie byli wobec mnie lojalni — Zabrak odpowiedział mu spokojnie, delektując się tą chwilą. Ostatnimi czasy niewiele rzeczy sprawiało mu przyjemność. Nie mógł odnaleźć Vespio. Jego brat również zaginął, a jakiekolwiek poszukiwania utrudniała mu obecność Noxa.
    Nox uderzył pięścią w stół, a szklanka niebezpiecznie się zachybotała.
      — Byli lojalni wobec Cesarstwa!
    Vethrae wyszczerzył ostre zęby w złowrogim uśmiechu.
    Niedługo to ja będę Cesarstwem.


    W końcu udało mu się spotkać w Vespio sam na sam. Śledził go podczas jednego z samotnych spacerów. Miał wrażenie, że chłopak od wypadków na Rorz go unika, co tylko potęgowało jego ból i osamotnienie. Podbiegł do młodzieńca, zrównując z nim krok na wąskiej ścieżce pośród drzew. Musieli iść tak blisko, że ich ramiona się ze sobą stykały.
      — Kiedyś zawsze maszerowaliśmy ramię w ramię — Evan zagadnął nieco niepewnie, jakby zdawał sobie sprawę ze swojej przegranej pozycji. W przypływie gwałtownych emocji ujął dłoń chłopaka i zamknął ją w swoich, zmuszając Vespio do zatrzymania się i spojrzenia na swoją oszpeconą twarz. — Proszę, porozmawiajmy. Nie zostawiaj mnie. Vespio — jego głos pełen był napięcia i rozpaczy.
    Twarz po pełnym furii uderzeniu Zabraka nie goiła się dobrze. Pozostawała opuchnięta, nos zrastał się krzywo, a jednak z powiek brzydko opadała. Niewiele zostało z przystojnego, młodego buntownika. Najlepszego pilota Cesarstwa. Przystojnego, czułego kochanka.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Czw 06 Lut 2020, 18:24

    Vespio popatrzył na tego młodego, zniszczonego człowieka, z kamiennym wyrazem twarzy. Jego złoto-bursztnowe oczy – tak nietypowe u ludzi, iż chciało się podejrzewać, że to domieszka obcych genów zadecydowała o ich barwie – nosiły w sobie coś, czego nie miały wcześniej.
      — Nigdy cię nie zostawiłem, Evanie ― odrzekł spokojnie.
      — Zrobiłeś się zimny. Unikasz mnie. Czy chodzi o to, jak teraz wyglądam?
    Wargi Vesuvio wykrzywiły się lekko w cieniu dawnego uśmiechu, ale teraz był on pobłażliwy, może nawet szyderczy.
      — Nie — odrzekł. ― Nie chodzi o ciebie. Nigdy nie chodziło.
    Evan zacisnął palce na jego dłoni i wbił pytające, pełne rozpaczy spojrzenie w piękną mimo blizn twarz.
      — O co więc chodzi? Co się zmieniło?
      — W tym zepsutym świecie nie ma miejsca na miłość — odparł Vespio. — Są tylko nieaktualne, rozkładające się marzenia i niespełnione oczekiwania. Rzeczywistość każdego dnia pluje nam w twarz. Uczucia takie jak przywiązanie odciągają uwagę od tego, co ważne, i dają złudną nadzieję na to, że na końcu czeka na nas coś innego niż śmierć i zgnilizna.
    Evan zamrugał i pokręcił głową. Puścił jego dłoń, by ująć oburącz za młodzieńczą twarz i popatrzeć głęboko w duże, zimne oczy.
      — Nadzieja ― wyszeptał ― to jedyne, co trzyma nas przy życiu. Wiara w lepsze jutro, o które możemy wspólnymi siłami walczyć. Nic nie zdziałasz w pojedynkę.
      — Tylko ja mogę coś zmienić ― powiedział Vespio, jakby go nie usłyszał. ― Droga przede mną jest zbyt wąska i niebezpieczna, żebym mógł kogoś ze sobą zabrać. Pamiętasz, kiedy mówiłem, że nie słyszę głosów poległych Jedi?
      — Pamiętam…
      — Teraz je słyszę. Mówią do mnie. Jest ich tak wiele, że czasem trudno zrozumieć słowa.
    Na twarzy Evana pojawiły się niepokój i wahanie.
      — Mówiłeś o tym matce?
      — Tylko ja mogę wygrać tę wojnę ― powtórzył Vespio.
      — Nie bez nas.
      — Chodź.
    Vespio sam chwycił go za rękę i pociągnął w głąb lasu, ku zniszczonej cmentarnej bramie. Evan poszedł za nim, ale ściskał jego palce tak mocno, jakby się obawiał.
    Przeszli pod łukiem i wkroczyli na cichy teren pełen spokojnych mogił. Vesuvio zatrzymał się przy grobowcu Galantia.
      — Muszę go otworzyć — oznajmił.
      — Co?
    Vespio popatrzył na Evana przeciągle, a potem pochylił się, by dotknąć kamiennej płyty.
      — Czekaj, Vespio! — Evan chwycił go za ramię. ― Nie możesz zakłócać spokoju zmarłych, to nigdy nie kończy się dobrze.
      — Od kiedy jesteś taki trwożliwy?
      — Widziałem już w życiu zbyt wiele.
      — Myślałem, że to ja zachowuję się jak starzec.
      — Czekaj! Nie!
    Kamienna płyta pod naporem nieznanych sił rozpadła się na dwoje. Vespio wyprostował się i ujął oparzoną dłoń za nadgarstek. Nie potrafił skutecznie nadać kierunku swej Mocy. Bywało, że ładunek przyjmował formę ognia bądź iskier. Vetra powtarzała, że nie może sobie na to pozwalać.
      — Pomóż mi — polecił. — Musisz to odsunąć.
      — Nie.
    Vespio popatrzył na Evana z rozczarowaniem, po czym własnymi siłami naparł na wieko, starając się zsunąć je ze skrzyni.
    Wbrew obawom Evana, w środku znajdowało się jedynie mnóstwo pyłu i skłębione szaty. Żadnych zwłok. Żadnych kości.
    Obaj zakasłali. Vespio wyprostował się i rozgonił dłonią duszącą chmurę. Spojrzał w głąb grobowca; wyciągnął dłoń i rozchylił brudne poły materiału.
    Coś błyszczącego wypadło spomiędzy nich. Był to biały, nieoszlifowany kryształ o nierównych krawędziach.
      — Co to jest? — zapytał z niepokojem Evan, gdy Vespio podrzucił kamień w zranionej dłoni. — I skąd wiedziałeś, że tu jest?
      — Mówiłem ci, ale nie słuchałeś.

    Vetra tylko uśmiechnęła się na jego widok.
      — Znalazłeś go ― zauważyła od razu. ― Doskonale, mój synu. Obawiałam się już, że słuchałeś nie tych, których powinieneś.
    Vespio sięgnął do kieszeni, wyciągnął kamień i uniósł go, trzymając w dwóch palcach.
      — To jest ten kryształ? — zapytał. ― Wygląda jak zwykły kamień. Jak z czegoś takiego można stworzyć broń?
    Vetra uśmiechnęła się szerzej.
      — To, mój drogi, kolejna część twojej lekcji. Niektórym zajmuje to kilka miesięcy. Innym całe lata. Niektórzy nigdy nie odnajdują swojej drogi. Ty mi powiesz, kiedy będzie gotowy.
    Vespio zmarszczył brwi i popatrzył bez przekonania na swoje znalezisko.
      — Mam go rozbić?
      — Jeśli tak podpowiada ci dusza.
    Młodzieniec uśmiechnął się z powątpiewaniem.
      — Dlaczego to wszystko musi być takie mistyczne? Wolałbym jasną instrukcję.
      — Cierpliwość i pokora to największe z jedijskich cnót. Medytuj, synu, i szukaj odpowiedzi sam. To jedyny sposób, byś wyciągnął lekcję.
      — Nieprawda. Można się uczyć od kogoś, kto już posiadł tę wiedzę. Wtedy jest szybciej i…
      — I zupełnie bez zrozumienia ― wpadła mu w słowo Vetra. ― Samo dążenie do celu jest lekcją. Ukończ ją sam, zamiast iść na łatwiznę. Zdobądź własne doświadczenie. Tylko w ten sposób osiągniesz pełną świadomość tego, kim się stajesz.

    Gdy Cesarz po raz kolejny wezwał do siebie Vethrae, Zabrak od razu wyczuł w jego postawie zimny dystans i nieufność. Być może Nox miał z tym coś wspólnego. Być może zupełnie nie on. Zabrak nigdy nie mógł być pewien, kiedy powinie mu się noga i zostanie to zauważone. Igrał z ogniem, a Mistrz nigdy nie wybaczał błędów. Także tych, które sobie wyimaginował.
    Kiedy mężczyzna pokornie pochylił rogaty łeb, klęcząc przed tronem, Cesarz popatrzył na niego surowo.
      — Wyczuwam potężne zakłócenia w Mocy ― orzekł ― i wolałbym, żebyś nie miał z tym nic wspólnego. Jedi psują powietrze, a moja dostawa dział jonowych została przechwycona w drodze na Alderaan. Zajmiecie się tym z Noxem. Winnych ukarać przykładowo kąpielą w kwasie wraz z rodziną do czwartego stopnia pokrewieństwa w linii bocznej.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Czw 06 Lut 2020, 23:52

    Podczas medytacji młodzieniec poczuł niespodziewane ciepło, jakby powiew gorącej wiatru, który przeszył jego ciało, niosąc ze sobą rozluźnienie. Wszystkie włoski na ciele stanęły mu dęba, a od karku rozeszło się przyjemne mrowienie.
    Vespio, chłopcze, twoje myśli są jak morze podczas sztormu.
    Usłyszał w głowie szept, w którym kryła się jakaś melancholia. Przyjemny, nieznany tembr głosu.
    Ukoisz je. Niedługo. Wiem, czego pragniesz. Uratować swoich przyjaciół.
    Znów to wrażenie lekkiego powiewu, które niespodziewanie dodawało mu sił. Sprawiało, że czuł się bezpieczny. Głos nie był szeptem, dochodził jednak z daleka. Młodzieniec musiał się skupić, by go słyszeć, ale nigdy jeszcze nie słyszał słów tak wyraźnie.
    Do tego potrzebujesz jednak prawdziwej potęgi. Dobrze wiesz, że musisz po nią sięgnąć, by zwyciężyć. Dać wolność galaktyce. Pomogę ci w tym. Nie musisz toczyć tej walki sam. Nie musisz narażać swoich przyjaciół ani rodziny.
    Vespio zacisnął palce na kamieniu, aż ten znów poranił mu palce, a następnie wyciągnął dłoń przed siebie. By zwyciężyć, potrzebował broni.
    Dam ci broń. Ścieżka Jedi to samotna droga. Wymaga poświęceń i skupienia. Niebezpieczna dla twoich przyjaciół. Musisz ostrożnie dobierać tych, którym ufasz. Skup się. Nauczę cię panować nad tym kamieniem. Ma w sobie moc. Musisz tylko nauczyć się ją dostrzegać.


    Savos klęczał pośrodku wilgotnego, ciemnego pomieszczenia. Światło wpadało tu jedynie przez niewielkie, przybrudzone okno. Dookoła unosił się duszny, mdły zapach wilgoci i zgnilizny. W celi dało się słyszeć nieustanne popiskiwanie szczurów. Savos czuł, jak kilka odważniejszych gryzoni zbliżyło się do niego, by ostrymi zębami zranić skórę.
    Jego nadgarstki zostały skute przez ciężkie łańcuchy i przytwierdzone do podłogi. Praktycznie nie był w stanie zmienić pozycji. Tkwił nieruchomo w tym upiornym pomieszczeniu.
    Drzwi otworzyły się powoli. Do środka wszedł Evan. To nie była jego pierwsza wizyta.
    Savos niemalże poczuł ulgę na widok pilota. Całe dnie spędzał jedynie w towarzystwie żarłocznych gryzoni i własnych, nieznośnych myśli. Może w końcu, któryś z ciosów Evana okaże się skuteczny i skróci jego męczarnie?
    Pilot powoli podwinął rękawy. Otarcia z jego dłoni nie zniknęły jeszcze po ich ostatnim spotkaniu. Egzekucja zawsze odbywała się w ciszy. Spokój i niewzruszenie Zabraka zdawały się napędzać oprawcę, choć Evan zawsze miał tę cierpiętniczą winę, jakby chętnie zamienił się z Savosem miejscami. Jakby okrucieństwo nie sprawiało mu przyjemności i nie niosło za sobą upragnionej ulgi.
    Mimo to ciąż tu wracał.
    Savos napiął mięśnie, czekając na pierwsze uderzenie tego wieczora.


    Vespio często trenował na tej polanie. Z daleka od ciekawskich lub oceniających spojrzeń. Pośród ciszy i spokoju, jaki niosła ze sobą natura. W ciepłych promieniach słońca lub przy bladym świetle księżyca. Sam z własnymi myślami, poza którymi słyszał jedynie szelest liści. Za towarzysza miał jedynie lekki podmuch wiatru.
    Zamachnął się prowizoryczną bronią zrobioną z kawałka drewna. Patyk powinien bez trudu przeciąć powietrze, ale niespodziewanie zatrzymał się na czymś. Vespio otworzył oczy, wychodząc z przypominającej trans medytacji.
    Metr od siebie dostrzegł Zabraka, który zaciskał dłoń na trzymanej przez młodzieńca broni.
    Vethrae lekko zmrużył oczy, a następnie gwałtownie szarpnął, chcąc pozbawić chłopaka równowagi. Ten jednak nie dał się łatwo zwieść. Zmienił uchwyt na trzonie kija i zdążył go utrzymać, wywołując spomiędzy zaciśniętych warg Zabraka cichy warkot.
    Wymiana ciosów nastąpiła błyskawicznie. Walka z doświadczonym przeciwnikiem w żaden sposób nie przypominała żmudnych ćwiczeń, którym Vespio poddawał się z uporem. Wymagała instynktownych, natychmiastowych reakcji, a każda błędna decyzja kończyła się przeszywającym bólem.
    Blokowali ciosy, zadawali je i unikali ich z zawrotnym tempie. Vespio prowizoryczna broń dawała przewagę, zwiększała dystans między nim a przeciwnikiem i pozwalała go utrzymać. Ten krótki pojedynek nie przypominał zresztą barowej bójki, a raczej szybką partię szachów. Po każdym uderzeniu następowała wyćwiczona reakcja.
    W końcu koniec kija uderzył w policzek Zabraka, poprzedzony zwodem cios okazał się zaskakująco celny i skuteczny. Głowa Vethrae gwałtownie odskoczyła w bok. Mężczyzna splunął na trawę gęstą, ciemną krwią, a następnie oblizał usta i ponownie zaatakował.
    Przyjął jeszcze kilka uderzeń, ale Vespio doskonale wiedział, że jeśli tylko Zabrak skróci między nimi dystans, to straci całą swoją przewagę. Okładał więc go zacięcie, a ten część ciosów unikał, a część przyjmował. Gdy tylko znalazł się dość blisko, markując chwyt, podciął chłopakowi nogi.
    Vespio w ostatniej chwili pociągnął go za sobą na wilgotną ziemię, pachnącą trawą i gliną. Zabrak upadł na niego całym ciężarem, wywołując bolesne stęknięcie młodzieńca. Rozchylił wargi w uśmiechu, a kropla krwi spłynęła z jego na usta łopaka.
      — Musisz się jeszcze wiele nauczyć przed naszym spotkaniem.


      — Synu, obawiam się, że z twoim przyjacielem dzieje się coś niedobrego — Vetra siedziała naprzeciw syna z zatroskanym wyrazem na zmęczonej twarzy. Potarła kciukiem nadgarstek, ważąc kolejne słowa. — Myślę, że nie możemy dłużej tego ignorować. Pozostali... też w końcu coś zauważą. Vespio, mój chłopcze, on bardzo cierpi — wyciągnęła dłonie przez stół i ujęła rękę młodzieńca. - Porozmawiaj z nim. Nie możemy sobie pozwolić na niepokój. Wróg tylko czeka na przejaw naszej słabości.
    Evan rzeczywiście od czasu ich ostatniej rozmowy zachowywał się niepokojąco. Sam zaczął unikać Vespio. Miał swoje tajemnice. Znikał gdzieś na długie godziny. Z nikim nie rozmawiał. Zwykle towarzyski, teraz starał się być na uboczu. Nerwowy i milczący. Nic dziwnego, że jego zachowanie zaczęło budzić podejrzenia.
    Vetra wstała od stołu, zabierając naczynia ze wspólnej kolacji.
      — Bądź delikatny, synu.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Pią 07 Lut 2020, 20:05

    Vespio otworzył powoli ciężkie drzwi lochu i wytrzeszczył oczy, ponieważ to, co zobaczył, przerosło jego najśmielsze oczekiwania.
      — Evan! Dość! — wykrzyknął zszokowany i podszedł szybkim krokiem do młodzieńca, który w ślepej furii okładał skutego Zabraka. — Oszalałeś?!
    Nie poznawał tego odważnego idealisty o dobrym sercu, którym był Evan, kiedy się do siebie zbliżyli. Patrzył na wrak człowieka, który zupełnie zatracił swoją szlachetność.
      — Bijesz skutego? ― warknął, zaciskając dłonie na ramionach chłopaka. Nie potrafił być delikatny, gdy był świadkiem takich scen. Savos nie był niewinny. Pobił go raz do nieprzytomności, a jednak podczas całej podróży traktował go po ludzku. Nigdy później nie podniósł na niego ręki. Nie był zły i nie zasłużył na taki los, nawet jeżeli nie chciał wydać swojego zleceniodawcy. Zapewne równie dobrze mógłby podpisać na siebie wyrok śmierci.
      — Służy Imperium… porwał cię… i zniszczył mi życie.
      — Zabiłeś tego Zeltrona. Był dla niego ważny, rozumiesz? — wycedził Vespio. ― Wcale nie dziwię mu się, że roztrzaskał ci twarz. Ja bym zabił!
      — Co…?
    Vespio łypnął wściekle na Evana, a potem cofnął dłonie i potarł nimi o siebie, jakby próbował zetrzeć z nich coś obrzydliwego.
      — Wynoś się.
    Nie musiał tego powtarzać. Evan odszedł szybkim krokiem – wciąż w furii – ale młodzieniec nie podążył za nim. Przyklęknął przy Savosie i ujął delikatnie jego zakrwawioną twarz.
      — Wybacz mi ― powiedział cicho. ― Nie miałem odwagi spojrzeć ci w oczy.

      — Vespio. ― Vetra nie ukrywała swojego wzburzenia. Przerwała synowi w medytacji i zmierzyła go z góry na dół zimnym wzrokiem. — Gdzie jest Zabrak z lochu?
    Vespio otarł spierzchnięte wargi i wyciągnął na oślep dłoń po bidon z wodą. Napił się, zwlekając z odpowiedzią.
      — Wypuściłeś go?!
      — Tak — odrzekł w końcu.
      — Co w ciebie wstąpiło?!
      — Co we mnie wstąpiło? — powtórzył gorzko młodzieniec. — Co wstąpiło w Evana! Okładał go jak oszalały. On nie zasłużył na taki los. Nie zrobił mi krzywdy, od początku dobrze mnie traktował.
      — Ten Zabrak służył Sithom, a ty go wypuściłeś, Vespio. Tak nie postępuje Jedi. Natychmiast ruszaj za nim!
      — Nie — odrzekł Vespio, patrząc Vetrze wprost w oczy. To był pierwszy raz, kiedy bezpośrednio się jej sprzeciwił. ― Nie, matko, Savos nie jest zły i nie będę go ścigał.

    Światło przebijające się przez witraże tworzyło na posadzce malownicze wzory, a Vespio stał w cieniu tronu i wpatrywał się z ukrycia w stojące przed nim postaci.
    Cesarz zaciskał dłoń w pięść i nienawistnymi, szkarłatnymi ślepiami wpatrywał się w dzikie oblicze Zabraka. Ten zamarł w dziwnej pozycji, z uniesionym mieczem, którego czerwone ostrze zostało zablokowane przez nieznaną siłę tuż przy młodej twarzy władcy.
      — Idiota — szepnęły pełne wargi. ― Nie wiesz, co czeka Galaktykę. Tylko ja widziałem, co nadchodzi.
    Zabrak zacisnął zęby i obnażył wściekle kły. Po jego napiętej twarzy spłynęła strużka potu. Przegrywał ten pojedynek.
      — Nie tylko ty — szepnął Vespio i wyłonił się z mroku z błękitnym ostrzem w dłoni.
      — Co…? — wydusił Cesarz, a Zabrak wyszczerzył zęby w bezlitosnym uśmiechu.
    Błękitne ostrze przecięło powietrze, ale nie tylko je. W mgnieniu oka głowa Cesarza uderzyła o posadzkę i poturlała się po niej, a korona z brzdękiem potoczyła się w stronę tronu, by odbić się o stopień.
    Vespio błyskawicznie przybrał obronną pozę i odgrodził się od Zabraka ostrzem, ale mężczyzna nie przystąpił do ataku. Złożył swój miecz i wsunął go pod pelerynę. Dłonie w rękawicach wyciągnął powoli ku jego twarzy.
      — Przestań. Walcz!
      — Nie. Nigdy nie chciałem cię zabić — odrzekł Zabrak i zbliżył się do niego. Byłby sam przeciął się błękitnym ostrzem, gdyby Vespio nie złożył w porę broni. Poczuł wówczas dotyk na swoich policzkach, a chwilę później rozpalone usta przylgnęły do jego dolnej wargi w zaskakująco spokojnej, lecz niepozbawionej namiętności pieszczocie.
    Spokój ten był jednak pozorny i nie potrwał długo. Emocje rozgorzały w nich obu dzikim płomieniem. Języki splotły się, a ciała przywarły do siebie. Vespio poczuł duże dłonie na swych pośladkach. Oplótł Zabraka udem, by być bliżej jego potężnego, gorącego ciała – by wchłonąć go i zostać wchłoniętym – i poczuł tylko, jak jego stopy odrywają się od ziemi.
    Sith podniósł go bez trudu i, całując do utraty chu, ruszył po stopniach w stronę tronu. Dotarł na szczyt, oderwał się od rozwartych, gubiących szybkie oddechy ust młodzieńca i posadził go na złotym, bogato zdobionym siedzisku.
      — To jest twoje miejsce, mój rezolutny chłopcze ― wychrypiał w jego wargi ― potężniejszy niż ktokolwiek mógł sobie wyobrazić.
    Vespio odetchnął cicho, drżąco. Patrzył półprzytomnie, jak Sith prostuje się i wycofuje, a następnie zstępuje z piedestału i odsuwa się w cień.
      — A to jest moje miejsce.
      — Śmierć Cesarzowi! Śmierć Cesarzowi! — dobiegło młodzieńca z oddali. Odwrócił się przez ramię i wychylił, by zajrzeć w ciemność za tronem. Ujrzał tam rozszalały tłum ludzi z transparentami i pięściami w górze. Krzyczeli, a biło od nich tyle nienawiści, iż próżno było doszukiwać się w nich śladów człowieczeństwa. Ogarnął go strach, zdominowała instynktowna potrzeba ucieczki, wiedział bowiem, że jeżeli znajdzie się w zasięgu ich rąk, rozszarpią go, zniszczą i odbiorą mu wszystko. Wtedy jednak Zabrak stanął między nim a rewolucjonistami i rozłożył swoje szkarłatne ostrze. Odwrócił się do Vespio profilem.
      — Oto, co robią ze swoją wolnością, mój chłopcze.
      — W tłumie czują się zbyt potężni — wydusił Vespio. ― Vraxei… Rewolucja nas zabije. Może trzeba zakazać takich zgromadzeń. Na jakiś czas.
    Wizja gwałtownie się rozmyła, a  młodzieniec poderwał się z krzykiem i chwycił za pierś. Wszyscy spali, a on, zlany potem, czuł już, że nie zmruży oka do pory pierwszego posiłku. Serce kołatało mu w klatce piersiowej jak oszalałe. Cokolwiek właśnie ujrzał, przeraziło go. Wariował.
    Podniósł się i ruszył do drzwi swojej sypialni. Otworzył je gwałtownie i krzyknął.
    Tuż za nimi stał Evan z latarką w dłoni, a w jego spojrzeniu czaił się mrok.


    Ostatnio zmieniony przez Koss Moss dnia Sob 14 Mar 2020, 20:02, w całości zmieniany 1 raz
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Prince Charming Pon 17 Lut 2020, 21:32

    Sen niespodziewanie się urwał. Zabrak wybudził się z niego pobudzony i niespokojny. Krew szybko krążyła w jego ciele, pompowana przez przyspieszony rytm serca. Jak wiele chłopiec jeszcze potrzebował, żeby w końcu zrozumiał, że pragną tego samego? Śmierci Cesarza i jego tronu, nie dla głupiej idei i niewdzięcznego ludu, ale dla samych siebie.
    Musiał przyznać, że rojenia młodzieńca były kuszące, choć nie zamierzał dzielić się władzą.
    Rozchylił powieki. W spartańsko urządzonej sypialni panował głęboki mrok. Usiadł na skraju niewielkiego łóżka. Czuł zaskakujący przypływ siły, jakby sama moc krążyła teraz w jego żyłach i pobudzała go do działania. Nie próbował ukoić tych wrażenie, ale zaczerpnąć z nich jeszcze więcej.
    Ubrał się, wsunął buty i wyszedł na pokład. Zmierzał w kierunku mostka, kiedy w korytarzu zamajaczyła mu znajoma postać. Generał stał przy jednym z okien i wpatrywał się w bezkres gwiazd przed sobą. Verthrae miał wrażenie, że plecy Noxa są przygarbione, a ramiona podkulone, jakby w końcu przygniotło go brzemię bezlitosnych obowiązków.
    Gdy statek skorygował kurs w oddali zamajaczyła Alderaan. Zielona, kwitnąca i pełna życia. Rodzima planeta generała, na której teraz z rozkazu samego Cesarza mieli zaprowadzić porządek, przypomnieć jej roześmianym i beztroskim mieszkańcom, komu należy oddawać hołd i że nawet marzenie o wolności i zmianie, może okazać się śmiercionośne.
    Zabrak wątpił jednak, by to sprawy natury prywatnej przytłoczyły mężczyznę. Czuł nawet pewien szacunek dla Noxa, gdy obserwował jego determinację i tytaniczne wysiłki. Generał niewiele sypiał, z zaskakującym uporem depcząc po piętach swojemu przeciwnikowi. Jego organizm musiał być wyczerpany. Wśród załogi plotkowano, że pomaga sobie zakazanymi substancjami. Był ciekaw, ileż jest prawdy w tej pikantnej plotce.
    Nox wyprostował się sztywno, gdy tylko usłyszał kroki za sobą. Vethrae podszedł do niego powoli, wciąż delektując się rozkosznym uczuciem wszechmocy. Oparł ciężką dłoń w rękawicy na smukłym ramieniu mężczyzny, na co ten zareagował niezadowolonym grymasem. Zabrak poczuł, jak mięśnie tamtego instynktownie się napinają w pełnym gotowości oczekiwaniu. Vethrae niespodziewanie przesunął dłoń na sztywny kark, który skręciłby z taką łatwością i bez wątpienia sprawiłoby mu to satysfakcję.
      — Wiem, do kogo wysłałeś zaszyfrowany komunikat — słowa wypowiedziane zostały przez generała z prowokującym zadowoleniem, pomimo wybrzmiewającego w głosie zmęczenia.
    Twarz Zabraka pozostała obojętna. Cofnął dłoń i zrobił krok w tył.
      — Pójdę wziąć prysznic, generale — mruknął cicho.
    Na dźwięk tej absurdalnej propozycji usta Noxa ułożyły się w pogardliwym grymasie. Vethrae nie wątpił, że mężczyzna odczeka chwilę potrzebną na uciszenie wątpliwości i podąży za nim w odpowiedzi na tę bezpośrednią propozycję, której ulegnięcie obojgu im sprawi przyjemność.


    Evan jeszcze przez chwilę rozważał wykorzystanie sytuacji. Od dawna już przestał marzyć o powodzeniu rebelii, chciał, tylko żeby Vespio znów spojrzał na niego z czułością. Nie mógł znieść tęsknoty za jego dotykiem. Tak bardzo pragnął znów czuć skórę przy skórze. Jeszcze raz zamknąć w pocałunku te miękkie wargi. Powiedzieć mu, jak bardzo go kocha.
    Te rzeczy zdawały mu się na wyciągnięcie ręki. Vespio nie dostrzegł go w mroku. Wystarczyło wykorzystać sprzyjający los.
    Nic nie miało znaczenia, jeśli jeszcze choć raz mógł objąć chłopca ramionami.
    Podniósł blastery do góry, mierząc kolbą w potylice kochanka. Zamierzał tylko pozbawić go przytomności. Na jedną chwilę, by znów móc mu wszystko wyjaśnić. Znów móc go dotknąć. Wtedy Vespio wiedziony instyntem zdążył się odwrócić.
    Ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy. Evan stracił całą odwagę. W oczach ukochanego zobaczył niechęć, zaskoczenie i przebłysk niepokoju. Zatoczył się do tyłu, jak pod wpływem ciosu, a następnie rzucił do ucieczki.
    Następnego dnia znaleziono jego zwłoki, a cały obóz mówił tylko o samobójstwie.


    To nie był koniec kłopotów rebeliantów.
    Matka siedziała przy stole, czekając na powrót Vespio z codziennych ćwiczeń w lesie. Na jej dojrzałej twarzy malował się niepokój. Uderzała miarowo palcami w glinianą filiżankę wypełnioną naparem z gorzkich ziół.
    Gdy tylko drzwi zaskrzypiały, poderwała się z krzesła, odkładając naczynie na drewniany blat. Podeszła do syna, ujęła jego głowę i złożyła na czole matczyny, odruchowy pocałunek.
        — Dobrze, że jesteś. Wiesz, że znów coś zabiło dwóch wartowników? — Odezwała się natychmiast, stając Vespio na drodze do drugiego pomieszczenia. W jej głosie dało się słyszeć nutę nagany i napięcie. — Jak myślisz, jak długo uda się utrzymywać ludzi w przekonaniu, że to dzikie zwierzęta? Dzikie zwierze nie zabiłoby ośmiu wyszkolonych ludzi w dwa wieczory. To byli dobrzy ludzie. A ty wiesz, kto to zrobił.
    Zawiesiła głos, spoglądając w jasne oczy syna, którego nie potrafiła przestać winić o te niepotrzebne śmierci.
    Nerwowym krokiem podeszła do stołu, upijając duży łyk naparu.
    Dla nich liczył się każdy człowiek. To Cesarz mógł sobie pozwolić, by wysłać całe oddziały na śmierć. Nie oni. Było ich zbyt niewielu.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Koss Moss Sob 22 Lut 2020, 21:09

    Czym zatem były wizje, które spędzały Vespio sen ze zmęczonych powiek; czym były mary, przez które budził się z krzykiem? Podszeptami wyobraźni, urzeczywistnieniem największych obaw o przyszłość, czy może zwiastunem nadchodzących wydarzeń? Chłopak skłaniał się ku tej pierwszej wersji – reagował niechęcią i złością, zamykając się jeszcze bardziej, a ilekroć pomyślał, iż może być to świadoma intryga Zabraka, ogarniała go jeszcze większa frustracja, gdyż zdawał sobie sprawę, że brak mu jeszcze doświadczenia, by mierzyć się z takim przeciwnikiem. Czy jednak osłabiało to jego wolę walki? Wprost przeciwnie. Powziął sobie pewien cel i tylko śmierć lub kalectwo mogły go teraz powstrzymać. Ani do jednego, ani do drugiego nie zamierzał przedwcześnie dopuścić. Nie miał więc również zamiaru bezczynnie patrzeć, jak umierają ci, którzy mieli zapewnić bezpieczeństwo nie tylko jemu i jego rodzinie, ale też wszystkim Rebeliantom. Bez nich nic się nie uda. Evan zawsze powtarzał, że samotność to największy przeciwnik.
    Młodzieniec łypnął na matkę, gdy ta wypowiedziała gorzkie stwierdzenie, i niedbałym ruchem strząsnął z twarzy rude, potargane pasma, które wydostały się z upięcia.
      — Dobrze, zakończę to.
      — Nie pozwól, by kierowały tobą emocje, Vespio. Zabierz ze sobą oddział Rebeliantów. Wsłuchaj się w Moc i skorzystaj z intuicji…
      — Jeszcze nie tak dawno nie byłaś skłonna do udzielania mi konkretnych instrukcji, pozwól więc, że ukończę tę lekcję sam, zamiast iść na łatwiznę.

    Savos bez wątpienia nie spodziewał się gości. Zaszył się w wilczej jaskini i żywił się truchłem tego, co upolował. Wegetował przy ognisku, tęskniąc za gorącym klimatem ojczystej planety, a żył teraz tylko po to, by obrócić w popiół wszystkich, którzy byli w jego mniemaniu choćby po części odpowiedzialni za śmierć jego drogiego kompana.
    Czy Vespio był jednym z nich? Nie wątpił w to. Spodziewał się, że Zabrak podejmie atak, gdy tylko zda sobie sprawę z jego obecności, dlatego go uprzedził, celując z blastra w jego rogaty łeb.
      — Trzeba było siedzieć twarzą do wyjścia — zaczął oschle, ale nie ruszył się z miejsca. ― Musimy porozmawiać, Savos.
    Zabrak nie ruszył się z miejsca i pewnie nie dbał już nawet o to, czy właśnie teraz zakończy się jego życie; Vespio zmrużył oczy i ostrożnie obszedł ognisko, by stanąć z mężczyzną twarzą w twarz.
      — Wiem ― kontynuował wówczas, niezrażony obojętną postawą Savosa. ― Została ci tylko zemsta, ale człowiek, który go zabił, nie żyje, Savos. Umarł jako wrak, a ci, którym odbierasz życie, nie mają z tym nic wspólnego.
      — Jesteś tak samo winnien jak tamten, który pociągnął za spust ― odparł wówczas (wreszcie) Zabrak i wstał. Pewnie nie przypuszczał, że Vespio byłby w stanie do niego strzelić, ale jeżeli tak było, mylił się.
      — Stój ― ostrzegł go młodzieniec, a kiedy został zignorowany, wystrzelił. Pocisk przebił stopę Zabraka i niemal zwalił go z nóg, ale przynajmniej zatrzymał. Mężczyzna oparł się o nierówną ścianę, by zachować równowagę, i wykrzywił twarz w grymasie. ― Świetnie, Savos, tak trzymaj. Mogę być winny, ale na pewno wiesz, że nasze drogi skrzyżowały się, bo tak chciał twój drogi brat.
    Uśmiechnął się kpiąco, gdy Zabrak łypnął na niego z pewnym zaskoczeniem. Jego rozmowy z Jaxem nie umknęły uwadze Vespio. Chłopak zgrabnie połączył fakty w ponurą całość, która pozwoliła mu wysnuć kilka teorii na temat motywacji Savosa.
      — Twój brat ― ciągnął ― dobrze wiedział, kim jestem i co zrobię. Śmiem przypuszczać, że spodziewał się wszystkiego, co zrobiłem, a mimo to cię przysłał. Zostałeś wykorzystany w jego grze.
      — A teraz ty chcesz mnie wykorzystać w swojej.
      — Tak ― odparł Vespio i uśmiechnął się ledwie dostrzegalnie. ― Chcę, żebyś przestał zabijać moich ludzi. Jestem też prawdopodobnie jedyną osobą zdolną do starcia z Sithami.
      — Masz niezłe ego, księżniczko.
      — Zgadza się, przystojniaczku.
      — Nie znasz mojego brata ― stwierdził Savos i zaśmiał się, była to jednak wyraźna próba zamaskowania bólu. — Nie wiesz, z czym się będziesz mierzył.
      — Siadaj — rzucił Vespio i patrzył, jak Zabrak niezgrabnie zwala się na miękkie futra przy ognisku. ― Dam ci czas na zastanowienie. Sam go potrzebuję.
      — Potrzebujesz cudu, a nie czasu.
      — Ciebie potrzebuję.
    Vespio podrzucił zgrabnie broń i zbliżył się, by przykucnąć obok Zabraka, dźgnięciem lufy w twardą pierś przypominając o swojej przewadze.
      — Opowiedz mi o nim. Jest ktoś, na kim mu zależy?
      — Wydaje się, że teraz najbardziej w galaktyce zależy mu na tobie.
      — To prawie romantyczne.
    Vespio opuścił wzrok na zranioną nogę Zabraka, westchnął i położył dłoń na jego bucie. Patrząc w złote ślepia, zmrużył własne oczy i już po chwili Savos poczuł nieprzyjemne ukłucie gorąca.
      — Hej, nie ruszaj się — zastrzegł Vespio, opuszczając nieznacznie broń. — Czekaj.
    Spod opuszków jego palców strzeliły iskry. Młodzieniec zmarszczył czoło, skupiony, i wówczas gorąc przyćmił cały ból, a rana zaczęła się zasklepiać.
      — Działasz cuda tymi rączkami ― wychrypiał Savos, czym wywołał kolejny drobny uśmiech chłopaka.
      — Nie tylko to potrafią ― zdążył odpowiedzieć Vespio, ale twarz gwałtownie mu stężała, kiedy Zabrak wykonał nagły ruch w stronę blastra. W ułamku sekundy Zabrak oberwał kolbą w sam środek twarzy. Nos nieprzyjemnie chrupnął, a młodzieniec wyprostował się i błyskawicznie poprawił cios kopniakiem, nim odsunął z wyrazem furii.
      — Ty skurwielu — warknął. — Jesteś taki sam jak on, co? Może Evan miał rację, okładając cię po tym zdradzieckim ryju. Popierdolona rodzinka, jeden wart drugiego.
    Wycofał się tyłem w stronę wyjścia, cały czas mierząc do Zabraka. Naprężony palec drżał mu na spuście. Brakowało tak niewiele, a z każdą sekundą coraz mniej, by nastąpiła ostateczność. Savosowi jednak sprzyjał los, przynajmniej w pewnym sensie, ponieważ w ostatniej chwili rozległ się głuchy odgłos uderzenia i Vespio zwalił się bez zmysłów na ziemię. Za jego plecami stała potężna Zabracka kobieta w dość skąpym stroju.
    Uśmiechnęła się do Savosa rozbrajająco.
      — Podobno potrzebujesz pomocy.

    Sponsored content

    Siły Przeznaczenia - Page 2 Empty Re: Siły Przeznaczenia

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Pon 20 Maj 2024, 11:20