Sala tronowa w Królewskiej Przystani została zaprojektowana tak, by pomieścić najważniejszych lordów Westeros. Przestronna komnata, mająca za zadanie wzbudzić lęk i podziw w sercach poddanych. Wysoki sufit nad głowami, który rodził to przeświadczenie o własnej małości i bezradności. Karły w obliczu potęgi Targaryenów.
Prawdziwa świątynia władzy, której zwieńczeniem był odległy tron. Daemon postąpił krok w jego kierunku. Sala była o tej porze kompletnie pusta. Służący zajmowali się przygotowaniami do turnieju z okazji książęcych urodzin. Nawet gwardzistów zagoniono do pracy. A jego drogi, ukoronowany brat zapewne raczył się obfitym śniadaniem lub jeszcze nie zdołał wyjść z ciepłych pościeli. Pomieszczenie, które rozbrzmiewało skargami i pochlebstwami, pogrążone było teraz w martwej ciszy. Nikt nie spodziewał się przybycia królewskiego brata po tak wielu latach nieobecności. On sam zaś nie raczył się zapowiedzieć. Dla drugich synów nie organizowano wystawnych powitań, nie otwierano przed nimi ramion z czułym uśmiechem. Jego pojawienie się zwiastował jedynie gromki ryk Caraxes nad Królewską Przystanią. Smok obniżył lot nad miastem, budząc nabożne przerażenie pośród prostaczków i uzasadniony niepokój pośród lepiej sytuowanych mieszkańców stolicy Westeros.
Daemon zawahał się na moment, stając u stopni prowadzących do tronu. Nawet on czuł naturalny respekt, przed tym co sobą reprezentowało to miejsce. Obserwował miecze stopione przez Baleriona Czarną Śmierci, gdy Aegon ogniem i krwi jednoczył Siedem Królestw. Psotny kaprys zwyciężył nad rozsądkiem, gdy przeskakując przez dwa stopnie, wszedł na podwyższenie. Dotknął czarnej stali, która zdawała się wciąż jeszcze być ciepłą, samym wspomnieniem dawnego triumfu. Sunął pieszczotliwie dłonią po ostrych krawędziach, aż podjął decyzję.
Zasiadł niedbale na tronie, którego tak pragnął. Z łajdackim uśmiechem uniósł spojrzenie na drzwi, rozpierając się w wygodnej pozycji. Nie poderwał się trwożliwie, nawet gdy u dwuskrzydłowych wrót zamajaczyła mu smukła sylwetka.
Prawdziwa świątynia władzy, której zwieńczeniem był odległy tron. Daemon postąpił krok w jego kierunku. Sala była o tej porze kompletnie pusta. Służący zajmowali się przygotowaniami do turnieju z okazji książęcych urodzin. Nawet gwardzistów zagoniono do pracy. A jego drogi, ukoronowany brat zapewne raczył się obfitym śniadaniem lub jeszcze nie zdołał wyjść z ciepłych pościeli. Pomieszczenie, które rozbrzmiewało skargami i pochlebstwami, pogrążone było teraz w martwej ciszy. Nikt nie spodziewał się przybycia królewskiego brata po tak wielu latach nieobecności. On sam zaś nie raczył się zapowiedzieć. Dla drugich synów nie organizowano wystawnych powitań, nie otwierano przed nimi ramion z czułym uśmiechem. Jego pojawienie się zwiastował jedynie gromki ryk Caraxes nad Królewską Przystanią. Smok obniżył lot nad miastem, budząc nabożne przerażenie pośród prostaczków i uzasadniony niepokój pośród lepiej sytuowanych mieszkańców stolicy Westeros.
Daemon zawahał się na moment, stając u stopni prowadzących do tronu. Nawet on czuł naturalny respekt, przed tym co sobą reprezentowało to miejsce. Obserwował miecze stopione przez Baleriona Czarną Śmierci, gdy Aegon ogniem i krwi jednoczył Siedem Królestw. Psotny kaprys zwyciężył nad rozsądkiem, gdy przeskakując przez dwa stopnie, wszedł na podwyższenie. Dotknął czarnej stali, która zdawała się wciąż jeszcze być ciepłą, samym wspomnieniem dawnego triumfu. Sunął pieszczotliwie dłonią po ostrych krawędziach, aż podjął decyzję.
Zasiadł niedbale na tronie, którego tak pragnął. Z łajdackim uśmiechem uniósł spojrzenie na drzwi, rozpierając się w wygodnej pozycji. Nie poderwał się trwożliwie, nawet gdy u dwuskrzydłowych wrót zamajaczyła mu smukła sylwetka.