Jak zwykle o tej porze roku na Tellus roiło się od turystów, których nie zraziła ani fala upałów, ani wywindowane ceny międzyplanetarnych podróży. A dziś dzień był wyjątkowo parny, nawet jak na charakterystyczny dla planety klimat, na szczęście stolica była nowoczesnym miastem o dobrze przemyślanej infrastrukturze, nie brakowało tu ani drzew o wielkich parasolowatych liściach, ani miejskich fontann, wesoło pluskających przy każdym większym deptaku. Najpiękniejsza fontanna, wzorowana na zabytkach z legendarnej Ziemi, stała przed luksusowym hotelem, na obrzeżach centrum. Hotel uchodził za jeden z najlepszych, z własnym spa, basenem a co najważniejsze widokiem na park i leżący w jego sercu amfiteatr, gdzie celebrowano największe uroczystości. A teraz było co świętować, gdyż za tydzień miała mieć miejsce dwusetna rocznica Pojednania. Teraz każdego dnia do święta miały miejsce pomniejsze atrakcje, występy najznamienitszych artystów, zawody sportowców i oczywiście przemowy polityków. Każdy kto był Kimś musiał się pokazać...
…I to był właśnie powód, dla którego Niran nie dostał obiecanego urlopu. Jako prawa ręka konsjerża najbardziej rekomendowanego hotelu w stolicy nie mógł po prostu odmówić. Nie, kiedy ta głupia dziewczyna, którą od pół roku szkolił na swoje miejsc, nagle złamała nogę! Oczywiście, coś takiego musiało się w końcu zdarzyć. Nie można mieć szczęścia cały czas, a przez ponad dwadzieścia lat życia balansując na ostrzu noża najwyraźniej je wyczerpał. Ale to nic. To tylko tydzień, a supresanty nadal działały. Najwyżej kolejny raz przejdzie trochę gorzej. Na pewno nic się nie stanie jak przedłuży zaleconą kuracje jeszcze kilka dni, to przecież się zdarzało.
I zapewne było by to nic, gdyby tylko nie wycofana rezerwacja przez którą cały personel stanął na głowie. Zamiast jakiejś omegaliańskiej piosenkarki miała przyjechać delegacja rządowa. Byli najgorszym typem gości, najbardziej wymagającym, zwłaszcza w kwestii ochrony która wtykała nos w każdą dziurę na zapleczu. A żeby tego było mało, wszyscy to Alfy. Banda egocentrycznych roszczeniowych prymitywów. Prymitywów, którzy przy najmniejszym błędzie mogli go zdemaskować.
Ale wypełniał swoją rolę, cały dzień nadzorując prace reszty personelu, odpowiadając na setki pytań ochrony i przybyłych wcześniej asystentów gości, których trzeba było zaopatrzyć w kontakty na każdy możliwy przypadek od telefonu do lokalnej przychodni po wynajem limuzyn i upewniając się że gościom niczego nie zabraknie. Z każdą godziną coraz trudniej było utrzymać uprzejmy uśmiech. Kolejną tabletkę powinien wziąć już kwadrans temu, nadal nie miał chwili żeby wyjść a sama obecność Alfy tak blisko wystawiała go na srogą próbę.
Mimo klimatyzacji czuł jak krople potu spływały mu po karku, za sztywną, zapiętą pod szyją stójkę uniformu. Zazwyczaj bardzo lubił ten uniform, sztywny materiał i krój pozwalały mu nieco skorygować drobną sylwetkę. dyskretne poduszeczki poszerzały ramiona, długie spodnie zasłaniały buty z ukrytym koturnem, które dawały mu całkiem przyzwoity metr siedemdziesiąt. Do tego kolor oberżyny dobrze grał z fiołkowymi oczami, których barwa nie zwracała już takiej uwagi. Dla bety taka barwa tęczówki była dość rzadka, choć nie niespotykana. Kolor podkreślał też bladość skóry, w sposób jaki Niran uznawał za mało atrakcyjny, co także bardzo mu pasowało. Czarne włosy zaczesane miał do tył na żel.
W końcu, gdy wszystko zostało ustalone był już wieczór. Kiedy jeden z ochroniarzy podszedł żeby wręczyć mu napiwek, ledwo już stał, starając się powstrzymać drżenie w momencie gdy mężczyzna przypadkiem dotknął jego dłoni. Dziękował tylko za obowiązkowe w regulaminie rękawiczki.
Musiał wykorzystać każdy ułamek silnej woli by wyjść spokojnie z pokoju i przejść korytarzem na bezpieczną odległość, ale zaraz za zakrętem, w rzadziej używanym zakątku hotelu zaczął biec. Wbiegł do łazienki, zatrzymując się dopiero przy umywalce, łapiąc się jej mocno, żeby nie upaść na ziemię
- Cholerne alfy - Dlaczego oni tak działali? Wiedział kim byli, a jednak prymitywne uwłaczające odruchy ciała pozostawały nie do przezwyciężenia. Rozpiął kołnierzyk i przemył kark lodowatą wodą i odetchnął głęboko z ulgą. Czuł rosnącą temperaturę, coraz trudniej było uspokoić oddech gdy myśli same błądziły w rejony od których robiło mu się niedobrze. Jak ciało pragnęło rzeczy których rozum się brzydził. Dłoń ochroniarza, silna, wielka i niezgrabna z szorstką, spaloną słońcem skórą, każdy detal go mierził. Nie wiedział jak z takimi paluchami operuje nowoczesną elektroniką. Parsknął. A jednak oczyma wyobraźni widział ta dłoń na swoim udzie, a głęboki znudzony głos ciągle brzmiał w uszach. Spodnie uniformu stały się niewygodnie ciasne. Odetchnął głęboko kilka razy i drżącą dłonią sięgnął do kieszeni marynarki po tabletki. Cholerny ryja, jedna wielka ewolucyjna pomyłka, gdyby tylko istniał sposób żeby pozbyć się go na zawsze! Pierwsza z tabletek wpadła do odpływu umywalki
- Cholera! - Spokojnie. Jeszcze raz…
…I to był właśnie powód, dla którego Niran nie dostał obiecanego urlopu. Jako prawa ręka konsjerża najbardziej rekomendowanego hotelu w stolicy nie mógł po prostu odmówić. Nie, kiedy ta głupia dziewczyna, którą od pół roku szkolił na swoje miejsc, nagle złamała nogę! Oczywiście, coś takiego musiało się w końcu zdarzyć. Nie można mieć szczęścia cały czas, a przez ponad dwadzieścia lat życia balansując na ostrzu noża najwyraźniej je wyczerpał. Ale to nic. To tylko tydzień, a supresanty nadal działały. Najwyżej kolejny raz przejdzie trochę gorzej. Na pewno nic się nie stanie jak przedłuży zaleconą kuracje jeszcze kilka dni, to przecież się zdarzało.
I zapewne było by to nic, gdyby tylko nie wycofana rezerwacja przez którą cały personel stanął na głowie. Zamiast jakiejś omegaliańskiej piosenkarki miała przyjechać delegacja rządowa. Byli najgorszym typem gości, najbardziej wymagającym, zwłaszcza w kwestii ochrony która wtykała nos w każdą dziurę na zapleczu. A żeby tego było mało, wszyscy to Alfy. Banda egocentrycznych roszczeniowych prymitywów. Prymitywów, którzy przy najmniejszym błędzie mogli go zdemaskować.
Ale wypełniał swoją rolę, cały dzień nadzorując prace reszty personelu, odpowiadając na setki pytań ochrony i przybyłych wcześniej asystentów gości, których trzeba było zaopatrzyć w kontakty na każdy możliwy przypadek od telefonu do lokalnej przychodni po wynajem limuzyn i upewniając się że gościom niczego nie zabraknie. Z każdą godziną coraz trudniej było utrzymać uprzejmy uśmiech. Kolejną tabletkę powinien wziąć już kwadrans temu, nadal nie miał chwili żeby wyjść a sama obecność Alfy tak blisko wystawiała go na srogą próbę.
Mimo klimatyzacji czuł jak krople potu spływały mu po karku, za sztywną, zapiętą pod szyją stójkę uniformu. Zazwyczaj bardzo lubił ten uniform, sztywny materiał i krój pozwalały mu nieco skorygować drobną sylwetkę. dyskretne poduszeczki poszerzały ramiona, długie spodnie zasłaniały buty z ukrytym koturnem, które dawały mu całkiem przyzwoity metr siedemdziesiąt. Do tego kolor oberżyny dobrze grał z fiołkowymi oczami, których barwa nie zwracała już takiej uwagi. Dla bety taka barwa tęczówki była dość rzadka, choć nie niespotykana. Kolor podkreślał też bladość skóry, w sposób jaki Niran uznawał za mało atrakcyjny, co także bardzo mu pasowało. Czarne włosy zaczesane miał do tył na żel.
W końcu, gdy wszystko zostało ustalone był już wieczór. Kiedy jeden z ochroniarzy podszedł żeby wręczyć mu napiwek, ledwo już stał, starając się powstrzymać drżenie w momencie gdy mężczyzna przypadkiem dotknął jego dłoni. Dziękował tylko za obowiązkowe w regulaminie rękawiczki.
Musiał wykorzystać każdy ułamek silnej woli by wyjść spokojnie z pokoju i przejść korytarzem na bezpieczną odległość, ale zaraz za zakrętem, w rzadziej używanym zakątku hotelu zaczął biec. Wbiegł do łazienki, zatrzymując się dopiero przy umywalce, łapiąc się jej mocno, żeby nie upaść na ziemię
- Cholerne alfy - Dlaczego oni tak działali? Wiedział kim byli, a jednak prymitywne uwłaczające odruchy ciała pozostawały nie do przezwyciężenia. Rozpiął kołnierzyk i przemył kark lodowatą wodą i odetchnął głęboko z ulgą. Czuł rosnącą temperaturę, coraz trudniej było uspokoić oddech gdy myśli same błądziły w rejony od których robiło mu się niedobrze. Jak ciało pragnęło rzeczy których rozum się brzydził. Dłoń ochroniarza, silna, wielka i niezgrabna z szorstką, spaloną słońcem skórą, każdy detal go mierził. Nie wiedział jak z takimi paluchami operuje nowoczesną elektroniką. Parsknął. A jednak oczyma wyobraźni widział ta dłoń na swoim udzie, a głęboki znudzony głos ciągle brzmiał w uszach. Spodnie uniformu stały się niewygodnie ciasne. Odetchnął głęboko kilka razy i drżącą dłonią sięgnął do kieszeni marynarki po tabletki. Cholerny ryja, jedna wielka ewolucyjna pomyłka, gdyby tylko istniał sposób żeby pozbyć się go na zawsze! Pierwsza z tabletek wpadła do odpływu umywalki
- Cholera! - Spokojnie. Jeszcze raz…