Tej soboty również spędzał swój wieczór na kolacji w znajomym miejscu. Znajdował się w głębi sali, całkiem sam nad swoim ulubionym daniem. Nic nie wskazywało, by ten dzień miał się zakończyć inaczej niż zwykle, a jednak.
– Panie Davies?
Uniósł głowę i powoli przesunął wzrok z talerza na tęgiego mężczyznę, który przystanął przy jego stoliku. Był to właściciel restauracji. Wyglądał na zdenerwowanego.
Jedna z brwi Williama uniosła się znacząco, z wyczekiwaniem. Nie był przyzwyczajony do takich nagłych najść w trakcie jego cotygodniowego rytuału.
– Jakiś... – Właściciel odchrząknął nerwowo. – Jakiś chuligan próbował ukraść pana samochód. Ale proszę się nie martwić! Złapaliśmy go na gorącym uczynku! Akurat odprowadzałem syna i przyuważyliśmy go, gdy majstrował przy zamku. Gdyby nie Andrew, pewnie by uciekł, ale wie pan, że mój chłopak w przeszłości biegał...
William tego nie wiedział, ale nie zaprzeczył. Powoli otarł usta serwetką i z żalem spojrzał na swój niedokończony posiłek. Nie był zadowolony.
– Policja została wezwana?
– Nie... jeszcze nie. Pomyślałem, że najpierw poinformuję pana i wtedy... Ale mogę teraz zadzwonić!
William wstał i uniósł dłoń, by powstrzymać właściciela. Sam chciał to załatwić.
– Gdzie jest teraz?
– Na zapleczu. Andrew z nim siedzi.
Wyciągnął portfel, a z niego kilka banknotów studolarowych i położył je obok talerza. Następnie zapiął marynarkę od jasnobrązowego garnituru, który tego dnia miał na sobie, i spojrzał na właściciela.
– Proszę prowadzić.
William Davies był mężczyzną, który umiał robić wrażenie. Był przeciętnego wzrostu, a jednak zawsze skupiał na sobie uwagę wszystkich dookoła. Być może chodziło o otaczającą go aurę bogactwa – zawsze ubrany w szykowny garnitur, lśniące buty, kosztowny zegarek. Obrazu dopełniała idealnie ogolona, wypielęgnowana twarz i perfekcyjnie ułożone, jasne krótkie włosy. A może chodziło o spojrzenie tych jasnobrązowych oczu, zawsze pozbawione emocji, a jednocześnie tak przeszywające, że potrafiło przyszpilić człowieka w miejscu. Cokolwiek by to nie było, William Davies potrafił onieśmielić.
Właściciel restauracji wskazał mu pomieszczenie, którym okazał się niewielki pokoik na zapleczu. W środku znajdował się Andrew, którego miał okazję kilka razy spotkać. Przywitał się skinieniem głowy, ale zaraz dał mu znać, by ten opuścił pomieszczenie. Chciał to załatwić samodzielnie.
Gdy zostali sami, William oparł się plecami o drzwi i wsunął dłonie w kieszenie spodni. Dopiero teraz skoncentrował całą swoją uwagę na ciemnowłosym chłopaku, który próbował go okraść. Przesunął uważnie wzrokiem po całej jego sylwetce, ale wciąż milczał. Czekał.