Fabuły, które zostały rozpoczęte na starej wersji forum, tutaj znajdują swoją kontynuację.
Początek tej fabuły znajduje się TUTAJ.
– Mhm, tak, rzeczywiście. Na świecie istnieje tyle lodowisk bo nikomu się nie podoba jeżdżenie na łyżwach. – skrzywił się słysząc te zniechęcające komentarze Briana. – Myślę, że dziwniejsze jest, kiedy codziennie obydwoje znikamy na noc w tym samym pokoju. A jakoś nie widziałem, żebyś się tym chwalił innym ludziom, więc co, o wyjściu na lodowisko będziesz informował nagle cały hotel? – mruknął tracąc momentalnie zapał. Odchylił się na krześle do tyłu i zaplótł ramiona odwracając głowę w bok. – Nie rozumiem cię w tym momencie. Twoim zdaniem okej jest stawianie mi kawy i świergotanie przy tych wszystkich serduszkach w tej odjebanej na walentynki kawiarni, ale pójście na lodowisko, żeby zwyczajnie w świecie pojeździć na łyżwach jest już złe. Nie wiem, co ty myślisz, że ja tam z tobą tańczyć na lodzie w uścisku chciałem? – sapnął zniecierpliwiony posyłając Brianowi niezadowolone spojrzenie.
Cholera, naprawdę się napalił na te łyżwy. Naprawdę dawno nie jeździł, a skoro jest okazja, w dodatku w te jego pieprzone urodziny, to chciał sobie sprawić mały prezent.
– Dobra, nieważne. Pójdę sam. Gnij sobie w tym hotelu. – burknął nie patrząc na Briana, nie mając zamiaru go przekonywać. Dopił szybko swoją kawę i patrząc cały czas na ulicę, poczekał aż ten buc dopije swój napój i dopiero wtedy wstał, chcąc ubrać swoją kurtkę.
W ciszy skierowali się do wyjścia, a gdy Brian przekroczył już próg kawiarni, Vala nieśmiało zatrzymała nagle w drzwiach ruda kelnerka. Momentalnie przybrał na twarz o wiele milszy wyraz twarzy i zwrócił się do niej całym ciałem.
– Nie chcę cię zatrzymywać, ale... mam małą prośbę. – powiedziała cicho wyglądając przez okno w drzwiach i podała mu małą karteczkę, którą Val momentalnie rozwinął. Numer telefonu i imię. Sophie. No Val, czy to oznacza, że zamiast na lamerskie łyżwy, pójdziesz sobie poruchać? Nie przepadał za takimi wyskokami i nigdy na siłę nie szukał po chamsku okazji, ale skoro jedna właśnie się napatoczyła, a kelnerka naprawdę niczego sobie... – Przekażesz swojemu koledze? Nie chciałam wam wcześniej przeszkadzać. – poprosiła cicho składająca dłonie w dziwny sposób jak do modlitwy.
Valowi momentalnie zrzedły mina, a przemiły uśmiech zamienił się w lekkie obrzydzenie. Koledze. No tak. Czego on się do kurwy spodziewał? Co za naiwniactwo.
Skinął bez słowa głową rudej dziewczynie i wyszedł z kawiarni. Podszedł do Briana i zamiast podać mu w normalny sposób karteczkę, przycisnął mu ją do piersi.
– Masz, chuju. – ostatnie słowo dodał ledwo słyszalnym szeptem i nie mając zamiaru czekać na jakąkolwiek reakcję, wcisnął dłonie do kieszeni i ruszył przed siebie w stronę hotelu z naprawdę, ale to naprawdę popsutym już humorem.