- Czasami zastanawiam się, skąd ci wszyscy idioci się biorą – mruknął blondyn, prostując się powoli i przeciągając. Rozejrzał się po powstałym pobojowisku spokojnym, leniwym wzrokiem, krzywiąc z niesmakiem wargi.
Miejsce masakry było mało smaczne: łącznie pięcioro mężczyzn leżało na polanie z podciętymi gardzielami i wyciągniętymi na wierzch bebechami. Owady już zaczęły krążyć nad powoli stygnącym mięsem, z którego nadal lała się krew. Zapewne ścianą one w pobliże i drapieżników, którzy głodni, wyczuwając darmowy, nie wymagający wysiłku posiłek, zapewne przybędą skuszeni. Właściwie, dla samego blondyna nie byłoby to takie złe. Był to równie dobry sposób na pozbycie się ciał, jak kilka innych, o których sam już myślał. Ale ten nie wymagałby trudzenia się.
Odetchnął spokojnie, zbliżając do własnego tobołka, wyciągając bukłak, wodą obmywając dłonie z resztek krwi. Zaraz po tym napił się kilka łyków, gasząc pragnienie. Obejrzał się uważnie, sprawdzając, czy nie zabrudził gdzieś ubrań. Warknął z niezadowoleniem, rejestrując plamy krwi na spodniach. Może jednak niepotrzebnie stawiał na wygodę w podróży? Powinien był nie wychodzić z durnej roli, jaką narzucono mu w pracy i iść dalej, przebrany za kurtyzanę?
- Szlag by was wszystkich – prychnął pod nosem, postanawiając mimo wszystko się przebrać.
Ale nie tutaj! Znajdzie potok, przepierze ubrania i tak zmieni odzienie po krótkiej kąpieli!
Godzinę drogi później doszedł do niewielkiej rzeki, w której momentalnie postanowił się zamoczyć. Stojąc po pas w wodzie przebrał ubrania, schłodził ciało w to upalne popołudnie i wysuszył się, grzejąc w słońcu na trawie. Dopiero wówczas wciągnął na siebie suknię, spiął starannie włosy i z pomocą lusterka, umalował się, postanawiając już teraz wejść w rolę.
Ponownie wyklinał w myślach na swojego pana. Jego pracodawca wielokrotnie powtarzał, jak to Lucyren „obdarzony jest niezwykłą urodą”, każąc mu zarabiać nie tylko jako skrytobójca, ale i własnym ciałem. Przebrany za kobietę, nazywany „Lucy”, wielokrotnie musiał się poniżać przed innymi. Ostatecznie zawsze podrzynając gardła swoim ofiarom, zanim doszło do głębszego poznania z klientem. Teraz miało być tak samo. Nie spodziewał się tylko, że w czasie drogi do klienta wioskowe głupki postanowią się na niego zasadzić.
Cóż, już nikomu nie zrobią krzywdy.
Sprawdził raz jeszcze w lusterku, czy makijaż wyszedł właściwie, następnie poprawił opadający na twarz kosmyk włosów i pozbierawszy swoje rzeczy, ruszył wyprostowany drogą, licząc, że przed zmierzchem dotrze do celu wyprawy.
Miejsce masakry było mało smaczne: łącznie pięcioro mężczyzn leżało na polanie z podciętymi gardzielami i wyciągniętymi na wierzch bebechami. Owady już zaczęły krążyć nad powoli stygnącym mięsem, z którego nadal lała się krew. Zapewne ścianą one w pobliże i drapieżników, którzy głodni, wyczuwając darmowy, nie wymagający wysiłku posiłek, zapewne przybędą skuszeni. Właściwie, dla samego blondyna nie byłoby to takie złe. Był to równie dobry sposób na pozbycie się ciał, jak kilka innych, o których sam już myślał. Ale ten nie wymagałby trudzenia się.
Odetchnął spokojnie, zbliżając do własnego tobołka, wyciągając bukłak, wodą obmywając dłonie z resztek krwi. Zaraz po tym napił się kilka łyków, gasząc pragnienie. Obejrzał się uważnie, sprawdzając, czy nie zabrudził gdzieś ubrań. Warknął z niezadowoleniem, rejestrując plamy krwi na spodniach. Może jednak niepotrzebnie stawiał na wygodę w podróży? Powinien był nie wychodzić z durnej roli, jaką narzucono mu w pracy i iść dalej, przebrany za kurtyzanę?
- Szlag by was wszystkich – prychnął pod nosem, postanawiając mimo wszystko się przebrać.
Ale nie tutaj! Znajdzie potok, przepierze ubrania i tak zmieni odzienie po krótkiej kąpieli!
Godzinę drogi później doszedł do niewielkiej rzeki, w której momentalnie postanowił się zamoczyć. Stojąc po pas w wodzie przebrał ubrania, schłodził ciało w to upalne popołudnie i wysuszył się, grzejąc w słońcu na trawie. Dopiero wówczas wciągnął na siebie suknię, spiął starannie włosy i z pomocą lusterka, umalował się, postanawiając już teraz wejść w rolę.
Ponownie wyklinał w myślach na swojego pana. Jego pracodawca wielokrotnie powtarzał, jak to Lucyren „obdarzony jest niezwykłą urodą”, każąc mu zarabiać nie tylko jako skrytobójca, ale i własnym ciałem. Przebrany za kobietę, nazywany „Lucy”, wielokrotnie musiał się poniżać przed innymi. Ostatecznie zawsze podrzynając gardła swoim ofiarom, zanim doszło do głębszego poznania z klientem. Teraz miało być tak samo. Nie spodziewał się tylko, że w czasie drogi do klienta wioskowe głupki postanowią się na niego zasadzić.
Cóż, już nikomu nie zrobią krzywdy.
Sprawdził raz jeszcze w lusterku, czy makijaż wyszedł właściwie, następnie poprawił opadający na twarz kosmyk włosów i pozbierawszy swoje rzeczy, ruszył wyprostowany drogą, licząc, że przed zmierzchem dotrze do celu wyprawy.