Intuicja. Tak bardzo chciałby zupełnie wyeliminować ten element z życia i móc poprzestać na sprawdzonej wiedzy oraz na faktach. Ale niestety, kiedy przeczucia krzyczały, nie dało się z nimi wygrać jakąkolwiek racjonalizacją, która przecież z łatwością powinna odpędzić niedorzeczne pomysły. Przecież Sinaht nigdy nie lubił bawić się w politykę, a jakiekolwiek interakcje z rodziną królewską były mu równie potrzebne, jak drzazga wbita w stopę. A jednak, otrzymując propozycję nauczania jednego z książąt poczuł wewnętrzną potrzebę, by się zgodzić. Czuł z ogromną siłą, że jest to coś poważnego. Że tym razem naprawdę nie powinien zignorować możliwości przekazania swojej wiedzy, bo skończy się to źle. Nawet rozsądek podpowiadał mu, że tym razem powinien posłuchać intuicji, więc sprawa była naprawdę poważna.
Już kilka dni później został przywieziony powozem do zamku, który miał stać się jego tymczasowym domem. Nigdy nie spodziewał się, że zostanie postawiony w takiej sytuacji. Nawet jeśli nadal czuł, że podjął odpowiednią decyzję, to i tak fakty były takie, że tu nie pasował. Był jak intruz. W stolicy pełnej pięknych, szczęśliwych mieszczan, Sinaht wyglądał raczej tak, jakby prowadzono go do lochów, niż jako prywatnego nauczyciela do księcia. Jego magia pochodziła z pogranicza, więc odbijało się to też na jego cielesności. Skóra stała się chłodna nie tylko w odcieniu, ale też w dotyku. Szare, pozbawione blasku włosy, którym nie pomagał fakt, że elf ścinał je sobie sam. Praktycznie czarne oczy, których tęczówki wypełniały jedynie nieliczne jaśniejsze punkty. Trudno było go jednak uznać za tak zwyczajnie brzydkiego. Miał symetryczne rysy twarzy, mimo że jeszcze dość młodzieńcze, to już z bijącą z oczu powagą. Szedł wyprostowany, pewny siebie, jakby wcale nie kroczył korytarzami zamku w nieco zbyt znoszonym płaszczu, jak na taką okazję. Nie wydawał się przejęty swoim zadaniem, zwłaszcza że odmówił chwili odpoczynku po podróży, zamiast tego chcąc jak najszybciej spotkać się ze swoim uczniem, o ile to tylko możliwe. W końcu nawet taki ignorant jak Sinaht wiedział, że prawdopodobnie na takie spotkanie trzeba poczekać. Całe szczęście udało się w pośpiechu zorganizować widzenie z synem władcy, w czasie kiedy mistrz klątw rozpakowywał swoje rzeczy w przydzielonej mu komnacie.
Na pierwsze spotkanie zabrał ze sobą księgę. Nie była wielka, ale każdy skrawek starych, kruszących się pod palcami stron zapełniały słowa przepełnione wiedzą. Uznał ją za najlepszy wstęp do nauki, niezależnie od poziomu jego ucznia. Jako pierwszy dotarł do eleganckiego saloniku, przyprowadzony przez jedną ze służek. Rozejrzał się po pomieszczeniu, z zainteresowaniem przyglądając się jasnym, misternie zdobionym elementom wystroju, zanim nie odłożył księgi na nieduży stolik między dwoma fotelami obitymi kremowym materiałem. Zdecydowanie nie nudził się oczekując na księcia, zajęty kontemplowaniem wystroju, z którym pierwszy raz w swoim życiu miał styczność. Nie miał pojęcia, że tak właśnie żyje rodzina królewska i uważał to za fascynujące. Dopiero dźwięk otwieranych drzwi sprawił, że nieśpiesznie oderwał wzrok od jednego z obrazów, przenosząc go na młodzieńca. Nie musiał znać wszystkich członków rodziny królewskiej by wiedzieć, że to właśnie będzie jego uczeń. Ukłonił mu się lekko, raczej z grzeczności, niż z rzeczywistego szacunku. Nie odezwał się jednak, zamiast tego wpatrując się w niego uważnie z lekko przekrzywioną głową. Próbował wyczuć jego magię, co pewnie było nieco niekomfortowe dla samego księcia, ale Sinaht uważał to za konieczne.
Już kilka dni później został przywieziony powozem do zamku, który miał stać się jego tymczasowym domem. Nigdy nie spodziewał się, że zostanie postawiony w takiej sytuacji. Nawet jeśli nadal czuł, że podjął odpowiednią decyzję, to i tak fakty były takie, że tu nie pasował. Był jak intruz. W stolicy pełnej pięknych, szczęśliwych mieszczan, Sinaht wyglądał raczej tak, jakby prowadzono go do lochów, niż jako prywatnego nauczyciela do księcia. Jego magia pochodziła z pogranicza, więc odbijało się to też na jego cielesności. Skóra stała się chłodna nie tylko w odcieniu, ale też w dotyku. Szare, pozbawione blasku włosy, którym nie pomagał fakt, że elf ścinał je sobie sam. Praktycznie czarne oczy, których tęczówki wypełniały jedynie nieliczne jaśniejsze punkty. Trudno było go jednak uznać za tak zwyczajnie brzydkiego. Miał symetryczne rysy twarzy, mimo że jeszcze dość młodzieńcze, to już z bijącą z oczu powagą. Szedł wyprostowany, pewny siebie, jakby wcale nie kroczył korytarzami zamku w nieco zbyt znoszonym płaszczu, jak na taką okazję. Nie wydawał się przejęty swoim zadaniem, zwłaszcza że odmówił chwili odpoczynku po podróży, zamiast tego chcąc jak najszybciej spotkać się ze swoim uczniem, o ile to tylko możliwe. W końcu nawet taki ignorant jak Sinaht wiedział, że prawdopodobnie na takie spotkanie trzeba poczekać. Całe szczęście udało się w pośpiechu zorganizować widzenie z synem władcy, w czasie kiedy mistrz klątw rozpakowywał swoje rzeczy w przydzielonej mu komnacie.
Na pierwsze spotkanie zabrał ze sobą księgę. Nie była wielka, ale każdy skrawek starych, kruszących się pod palcami stron zapełniały słowa przepełnione wiedzą. Uznał ją za najlepszy wstęp do nauki, niezależnie od poziomu jego ucznia. Jako pierwszy dotarł do eleganckiego saloniku, przyprowadzony przez jedną ze służek. Rozejrzał się po pomieszczeniu, z zainteresowaniem przyglądając się jasnym, misternie zdobionym elementom wystroju, zanim nie odłożył księgi na nieduży stolik między dwoma fotelami obitymi kremowym materiałem. Zdecydowanie nie nudził się oczekując na księcia, zajęty kontemplowaniem wystroju, z którym pierwszy raz w swoim życiu miał styczność. Nie miał pojęcia, że tak właśnie żyje rodzina królewska i uważał to za fascynujące. Dopiero dźwięk otwieranych drzwi sprawił, że nieśpiesznie oderwał wzrok od jednego z obrazów, przenosząc go na młodzieńca. Nie musiał znać wszystkich członków rodziny królewskiej by wiedzieć, że to właśnie będzie jego uczeń. Ukłonił mu się lekko, raczej z grzeczności, niż z rzeczywistego szacunku. Nie odezwał się jednak, zamiast tego wpatrując się w niego uważnie z lekko przekrzywioną głową. Próbował wyczuć jego magię, co pewnie było nieco niekomfortowe dla samego księcia, ale Sinaht uważał to za konieczne.