Właściwie nigdy nie zdarzało mu się spać tak długo. A już z pewnością nie tak twardym snem. Każdy sms, czy nawet wibracja telefonu była w stanie wyrwać go ze snu. To jeszcze z przyzwyczajenia tych kilku miesięcy, które spędził na ulicy, a podczas których zbyt twardy sen skutkował utratą większości, jak nie całego dobytku. Mógłby zrzucić winę na tę dziwną wizję, która mu się przyśniła, a którą pamiętał jedynie mgliście, bez konkretnych szczegółów.
Teraz jednak nie pora o tym myśleć, tak samo jak nie powinien przejmować się nieodebranymi wiadomościami. Czuł się brudny i śmierdzący, bo krótka drzemka okazała się być kilkunastogodzinnym snem i bynajmniej nie był w najlepszej formie, a jednak gorące letnie powietrze zrobiło swoje w ciągu dnia, ogrzewając jego ciasne, duszne “mieszkanko”.
Dodatkowo musiał przemyśleć kilka spraw. Połknął bez popijania tabletkę na ból głowy, bo ta pulsowała niemiłosiernie i nijak nie mógł się skupić. Był wypoczęty, a jednocześnie zmęczony tą długą drzemką. Dziwne połączenie. Odruchowo chciał sięgnąć po kołdrę, którą, jak myślał, zrzucił w nocy z kanapy, ale wtedy przypomniał sobie, że wcale jej nie miał.
Zerknął w stronę rogu pokoju, i zauważył śpiącego tam mężczyznę. Wciąż pod jego kołdrą. Mimowolnie uśmiechnął się lekko. Jakaś część jego liczyła, że Enzo zniknie, gdy chłopak się obudzi, ale lipcowe dni były długie, więc Spokrewniony nie miał okazji wyjść bez narażania się na śmiertelne dla niego promienie słoneczne. Jednocześnie był twardym dowodem, że wczorajsze wydarzenia nie były jego wymysłem ani działaniem halucynacji, choć kto wie, może jego urojenia są już permanentne po zatruciu się jakąś pleśnią czy inną toksyną przy rozprowadzaniu narkotyków. Zaraz jednak potrząsnął głową. Naoglądał się za dużo House'a i teraz stara się wszystko racjonalizować. A jednak prawdziwe wydarzenia były zupełnie nieracjonalne. Prawdziwy wampir, czy raczej Spokrewniony, jak powinien go nazywać, wciąż był w jego lokum i spał najspokojniej w świecie, choć jego pierś nie unosiła się i nie opadała jak u, hm, żywego człowieka.
Przyglądał mu się wścibsko. Dlatego właśnie zauważył taki szczegół. Przyłapał się na tym, że zdecydowanie zbyt długo zawiesił wzrok na obcym mężczyźnie, z lekką zazdrością podziwiając jego idealne ciało, doskonale zarysowane mięśnie na torsie, łydkach i, uh, całe szczęście miał na sobie bieliznę, choć chłopak skarcił się w myślach, że jego wzrok nie powinien nawet przez chwilę przesuwać się po tamtych okolicach. Naszła go nawet myśl, że teraz otulony jego kołdrą, musiał przejść jego zapachem, a może na odwrót, może jego przykrycie będzie teraz miało zapach Enza? Przełknął ślinę na tę myśl, a w tym samym momencie na dłoni poczuł ukłucie, jakby coś go użądliło. Spojrzał szybko na wnętrze swojej dłoni i aż zacisnął na chwilę oczy, zaraz otwierając je ponownie. Dalsze halucynacje? A może wciąż śnił? Sen we śnie, jak w Incepcji.
Kolorowe malowidło na jego skórze zdecydowanie nie było tatuażem, było zbyt precyzyjne, na dodatek nie pamiętał, by coś takiego robił, a jego skóra nie była opuchnięta. A mimo tego czuł kłucie, płaski tatuaż sprawiał mu ból, jakby był tworzony na bieżąco. Chłopak przyglądał mu się zafascynowany, nie mogąc pojąć wszystkich elementów. Rozumiał lwa, króla zwierząt, najpewniej symbol siły, życia, władzy, może nawet Boga, Drzewo życia, które najpewniej rozpościerało się jeszcze za lwem i było widoczne z każdego punktu, hm, Ziemi, lub może nieboskłonu? Pecoraro nie był do końca pewien co znajduje się w środkowym kręgu. Domyślał się jeszcze, że kwiatowe fale symbolizowały większość wody na planecie, no i jednocześnie florę, ale alchemiczne znaki zupełnie nic mu nie mówiły. A może to była astronomia? Kojarzył, że niektórymi z tych znaków oznaczało się zodiaki, lub planety, ale kompletnie nie rozumiał powiązań pomiędzy nimi.
Najdłużej wpatrywał się w kompas na samym środku i dwie przebijające go strzały.
Na dodatek obrazek poruszał się, co już kompletnie zdezorientowało chłopaka. Czy już popadał w szaleństwo? Dlaczego zastanawiał się nad znaczeniem symboli, zamiast w ogóle głowić się skąd te glify wzięły się na jego skórze? Bo przecież dobrze wiedział skąd, tylko nie potrafił sobie tego teraz przypomnieć, domyślał się jednak, że będzie tego potrzebował. Do czego? Tego też nie pamiętał.
Gdy tylko strzały przestały się przemieszczać, bolesne kłucie ustąpiło, a chłopak ze zdziwieniem spostrzegł, że wskazują one… śpiącego Enza.
Mógł go obudzić, wampiry pewnie nie potrzebowały snu. Mógł mu pokazać ten tatuaż i wypytać co wie na jego temat. Zdecydował jednak poświęcić trochę czasu dla siebie nim znów naruszy tę dziwaczną, nową sferę jego życia. Chociaż ta już chyba na stałe się z nim spoiła. Poprzez dziwny rysunek został częścią nie pojmowanego ludzkim rozumem świata.
Było już po ósmej wieczorem, ale Fior wstawił jeszcze wodę na kawę, licząc, że ta przywróci mu przytomność umysłu nim wszedł pod lekko chyboczący się prysznic. Woda była chłodna, ale przyjemnie go otrzeźwiła i pobudziła. Nie mógł jednak przez to za to zbyt długo stać pod strumieniem i rozmyślać. Mimo tego, doznał przyjemnego odczucia, że w końcu zmył z siebie poprzedni dzień. Wziął ze sobą ubrania, ale nie męczył się wycieraniem recznikiem, tylko założył wszystko na mokre jeszcze ciało i ręką strzepnął krople wody z przydługich włosów.
Usiadł zrezygnowany na kanapie i chcąc robić jeszcze coś “ludzkiego”, przejrzał telefon. Kilka osób próbowało się do niego dobić, odpisał więc dostawcy, że tę działkę będzie musiał odpuścić, bo jeszcze nie zdążył pozbyć się poprzedniej, mamie napisał życzenia, przepraszając, że zapomniał jej powiedzieć o tym, gdy dzwoniła, ale wzięła go wtedy z zaskoczenia, a babci dał znać, że przyjął informację i wypełnił misję. Usunął od razu alarm burzowy, jego i tak nie dotyczył, nie miał podwórka, żeby martwić się o porwane parasole czy przewrócone ogrodzenia i przeszedł do wiadomości od Francesci.
Przeszło go uczucie smutku, że nie mógł odczytać jej smsów wcześniej, ale dopiero po ostatnim przeszedł go dreszcz grozy. Kilkanaście minut temu. Cholera, co jak coś jej się stało, a on po prostu spał? Cholera, cholera, cholera. Zerwał się z kanapy. Zaczął panikować. Musiał iść sprawdzić co się z nią stało. Jechać tam, natychmiast i upewnić się, że dziewczyna jest cała i zdrowa, że ten pojeb Marco nic jej nie zrobił. Każda minuta, ba, każda sekunda mogła się teraz liczyć, ale… jeśli na zewnątrz wciąż było jasno, mógł ryzykować życiem Enzo. Czy powinno go jednak obchodzić istnienie jakiegoś wampira, gdy na szali jest życie jego przyjaciółki? Logiczna odpowiedź brzmi nie, ale nie mógł pozwolić by Spokrewnionemu coś się stało. Jakkolwiek nieracjonalne to było, czuł, że łączy ich jakaś więź. Przez kompas? A może przez to, że dał mu nieco swojej krwi? Nie to było teraz najważniejsze. Musiał okryć go jak tylko się da. Znów zarzucił na niego kołdrę, tym razem bardzo dokładnie go nią owijając. Musnął przy tym kilkukrotnie jego skórę, która była zadziwiająco chłodna. Cóż, chyba nigdy się do tego nie przyzwyczai. Zerwał też zasłonkę od prysznica i zarzucił ją na mężczyznę, dokładając jeszcze kilka bluz i za dużych koszulek, by upewnić się, że cały jest zabezpieczony przed światłem.
- Cholera, nawet nie wiesz jak głupio się czuję robiąc to. - zaśmiał się nerwowo i z zażenowaniem. To co robił było absurdalne i zupełnie nielogiczne, a do tego wręcz śmieszne, ale musiał ratować swoją przyjaciółkę, a ta nie odbierała telefonów, choć chłopak wciąż ponawiał połączenie do niej. Oby tylko nie pogorszył sprawy.
- Nie ruszaj się stąd, wrócę po zmroku, żeby już cię nie narażać. Heh, szczęśliwie i tak jesteś w takim miejscu, że raczej nie jesteś na linii… no wiesz, strzału promieniem. Muszę iść sprawdzić co u mojej przyjaciółki, może być w lekkich tarapatach. - usprawiedliwił się o skończył zasłaniać go wszystkim czym miał, na koniec przesuwając jeszcze kanapę prostopadle do niego, by w najgorszym wypadku mebel mógł zasłonić go przed promieniami, gdyby te się jakimś cudem odbiły.
Złapał swoją skórzaną kurtkę i trzymając ją nad głową, by zminimalizować przenikające do kawalerki światło, szybko wyszedł najcieńszą szczeliną jaką mógł przejść.
Odetchnął głęboko, licząc w głębi duszy, że wampir nie został poszkodowany i biegiem puścił się w stronę samochodu, odpalając silnik, by popędzić do mieszkania Francesci.
Dojechał na miejsce w ciągu kilku minut, bo na szczęście, ulice były już dosyć opustoszałe, choć po chodniku wciąż przemieszczały się masy turystów, kierujących się ku wieczornym atrakcjom, które oferował Mediolan.
Zaparkował niedbale przed apartamentowcem w którym mieszkała dziewczyna i puścił się pędem do środka. Portier rozpoznał chłopaka, bo ten parę razy odprowadzał dziewczynę pod jej luksusowy apartament, więc nie miał problemu z dostaniem się do windy. Czekanie aż kabina zjedzie było męką, ale wiedział, że bieg po schodach byłby jeszcze wolniejszy, na dodatek nie miałby siły, gdyby musiał mierzyć się z Marciem.
W końcu dotarł na piętro gdzie dziewczyna mieszkała ze swoim chłopakiem i, tak jak się spodziewał, drzwi były zamknięte. Chwilę uderzał pięściami w drzwi, aż w końcu Marco, krótko obcięty brunet jego wzrostu, ale znacznie lepiej zbudowany, uchylił drzwi, zabezpieczone łańcuszkiem.
- Czego chcesz, zaraz sprowadzisz mi na łeb wszystkich sąsiadów. - syknął lokator dość nieprzyjemnie.
- Wolisz, żebym ściągnął tu policję? Nie ma sprawy, twój wybór. - Fior teatralnie wzruszył ramionami, wyciągając telefon.
- A spierdalaj, mam tam znajomego, nic mi nie zrobią. - fuknął krótkowłosy i już chciał zatrzasnąć drzwi, ale powstrzymała go przed tym wsunięta w szczelinę stopa Fiora.
- Słuchaj, chcę tylko stąd zabrać Francescę. Wiesz, upewnić się, że nic jej nie jest, bo mieliście małą sprzeczkę. - Pecoraro chciał załatwić sprawę jak najbardziej polubownie, ale Marco widocznie nie był w nastroju, wciąż pchając drzwi. Fior złapał za skrzydło drzwi i pchnął je od siebie z całej siły, poszerzając znacznie szczelinę i przy okazji zrywając łańcuszek. Cóż, łańcuch jest tak silny jak najsłabsze ogniwo, więc to tu musiało być już mocno zużyte, albo źle dokręcone. Marco starał się nie wyglądać na zaskoczonego, zupełnie jakby planował go wpuścić od początku.
- Twój pizduś przyszedł! - wydarł się, zakładając o siebie ramiona i opierając się o pobliską ścianę. Fior pędem rzucił się w stronę łazienki, gdzie drzwi rzeczywiście były wyłamane z zamka, a w środku zastał skuloną, zapłakaną dziewczynę. Pochylił się nad nią, szukając czegoś, żeby mogła otrzeć łzy i dokładnie w momencie, kiedy podawał jej chusteczkę, Marco zamachnął się na niego od tyłu. Pecoraro w ostatniej chwili odwrócił się i ramieniem zamortyzował jego cios na tyle, że tylko stracił równowagę z kucek, ale nic mu się nie stało. Krótkowłosy jednak nie odpuścił i natarł na niego ponownie, tym razem jednak Fior jednak zwinnie go podciął, tak, że teraz Marco stracił równowagę i upadł przy okazji nieco się obijając o półkę. Ewidentnie wkurzył się jeszcze bardziej, ale Pecoraro nie miał zamiaru czekać na rozwinięcie tej potyczki. Zgarnął dziewczynę pod ramię i razem wybiegli z apartamentu.
- Wszystko w porządku? Nic ci nie zrobił? - zapytał chłopak, gdy już względnie bezpiecznie byli w windzie. Liczył, że Marco nie przeniesie swojej agresji na korytarze apartamentowca, tym bardziej, że były tam kamery, więc chyba bojownik odpuści sobie możliwość pozwu o przemoc i związanych z tym konsekwencji.
W odpowiedzi dziewczyna pokiwała głową, ale zaraz dodała:
- Znaczy… jest okej. Nic nie zrobił. - wymamrotała, jakby obawiała się, że zostanie źle zrozumiania i zaraz wtuliła się w Fiora, pochlipując jeszcze cicho.
Chłopak bezwiednie ją do siebie przygarnął, głaskając po plecach.
- No już już, taki śmieć na ciebie nie zasługuje. Znajdziesz sobie lepszego. A póki co, musisz złożyć zeznania na policji. - Dziewczyna uniosła na niego wzrok nieco przestraszona.
- Możemy to zrobić jutro? Teraz, no wiesz, nie jestem w stanie.
- Jasne, jasne…- Mruknął Fior
- Wiesz, nie mam gdzie zostać, więc może…? - zaczęła Francesca.
- Spoko, dam ci kasę, żebyś zatrzymała się w jakimś hotelu czy coś. - chłopak uśmiechnął się do niej łagodnie. Winda wydała z siebie przeciągłe piknięcie, informując, że dotarli na parter.
- Nie nie, nie chcę cię narażać na wydatki, a po tym jak ostatnio straciłam pracę to nawet nie będę miała ci jak oddać. Może mogę się zatrzymać u ciebie? - dziewczyna spojrzała na niego błagalnie.
- No wiesz, nie bardzo mam warunki…- zaczął znów Fior zakłopotany, przypominając sobie, że już ma jednego lokatora.
- Nic nie szkodzi, przecież wiem jak mieszkasz, byłam już u ciebie. - Starała się go przekonać. Ostatecznie Pecoraro nie mógł odmówić dziewczynie w potrzebie.
Najpierw jednak przekonał ją, by spędzili trochę czasu w kawiarni, napili się kawy i zjedli coś słodkiego na polepszenie nastroju. Bo, jak przekonywał, lepiej spędzić czas na mieście niż w jego nudnej ruderze. Po prawdzie chciał tylko przeczekać dopóki znów nie zrobi się ciemno, by mogli wejść, nie narażając przy tym Enzo. Cały czas skrupulatnie starał ukrywać się wnętrze ręki, na której znajdował się tatuaż, chociaż był pewien, że przy paru okazjach Francesca miała już okazję na zauważenie go. Dlatego był tak zdziwiony, że dziewczyna nie reagowała, bo zwykle ona najbardziej byłaby podekscytowana taką zmianą u niego, ale tłumaczył sobie, że to przez te trudne przejścia sprzed paru chwil i dziewczyna z pewnością ma na głowie ważniejsze rzeczy niż dziwny obrazek na jego ręce. Zastanawiał się przy tym jak przedstawić Kainitę dziewczynie, ale chyba po prostu powie jej, że to znajomy, który akurat wpadł na piwo i Tekkena, czy coś. Najwyżej Francesca oskarży go o ignorowanie jej wiadomości podczas zabawy z kumplem, ale hej, przecież w końcu jej pomógł, nie? Bo raczej nie wyobrażał sobie tłumaczenia się z tego, że odsypiał zmęczenie po nocnej wyprawie podczas której został dźgnięty, wampir wypił jego krew, zasklepił mu ranę, wampir umarł, on go ożywił i jeszcze spławił jakiś potężnych łowców. Tak, to brzmiało zdecydowanie zbyt nieprawdopodobnie i dziewczyna tylko by się bardziej obraziła, myśląc, że to wyjątkowo słabe kłamstwo.
Spędzili nieco czasu w przytulnej kawiarence, a Fior starał się przeciągać spotkanie jak najdłużej, zanim upewnił się, że słońce całkowicie zniknęło za horyzontem i zapadła całkowita noc. Dopiero wtedy skierowali się do samochodu i, po tym jak Fior szarmancko otworzył przed dziewczyną drzwi, wsiadł po swojej stronie i odpalił nie najcichszy silnik. Dochodziła jedenasta, a jednak wciąż dało się spostrzec gdzieniegdzie turystów, teraz już najczęściej pijanych. Chłopak wpadł więc na pomysł, żeby zabrać dziewczynę na krótką, kojącą przejażdżkę zaraz za miastem, gdzie drogi były nieco węższe i snuły się między polami w okolicy miasteczka Ronchetto Delle Rane, by nieco rozluźnić, wyciszyć i zrelaksować dziewczynę, nawet jeśli miałby krążyć po okolicy przez godzinę czy więcej.
- Wiesz co, muszę cię ostrzec, bo wiesz, mój znajomy wpadł na chwilę, ale nie przejmuj się, od razu odeślę go do domu, żebyś mogła w spokoju się przespać. - Powiedział, gdy już ruszyli, zawczasu ostrzegając i uspokajając dziewczynę przed jego niestandardowym gościem. Skoro zapadła już noc, nie było sensu oczekiwać, że Kainita zostanie w jego ciasnym, obskurnym mieszkaniu. Był przecież drapieżnikiem, dziką istotą, to tak jakby trzymać tygrysa w kawalerce.
Chłopak zamyślił się na chwilę nad tym co zrobi Enzo, gdy już go opuści, czy tej nocy zapoluje? Czy będzie musiał kryć się przed łowcami - kolejnym argumentem, dlaczego nie mógł zostać u chłopaka, by nie zostać szybko odkrytym? A może wyjedzie w zupełnie inne, odległe rejony Włoch? Coś lekko ukłuło go w dłoń, gdy tylko o tym pomyślał. Dobrze spędzało im się razem tych kilka godzin, a niesamowicie nieprawdopodobna historia na pewno nie zniknie już z jego pamięci. Choć niestety nie będzie mógł jej nikomu opowiedzieć, bo wezmą go za wariata.
Z rozmyślań wyrwało go ostre światło zaraz naprzeciwko niego. Ktoś jechał prosto w nich z pełną prędkością, z pewnością intencjonalnie chcąc spowodować śmiertelny wypadek. Dziewczyna pisnęła, a dla Fiora czas zwolnił. Nagle zupełnie dokładnie wiedział o ile stopni powinien skręcić kierownicą, by uniknąć stłuczki, a jednocześnie nie wpaść w poślizg i nie dachować. Z odpowiednią siłą, jakby był w takiej sytuacji tysiące razy, wcisnął pedał hamulca, w idealnym momencie delikatnie skręcił kierownicą, zgodnie z wcześniejszą analizą i zaraz znów przyhamował, by nie wyjechali zbyt daleko w pole, a zamiast tego zatrzymali się na poboczu.
Gdy skręcił kierownicą poczuł lekkie szarpnięcie, zahaczając lusterkiem, które łatwo odpadło, zdrapując nieco lakieru po stronie kierowcy i lekko wyginając blachę, ale szczęśliwie oboje wyszli cało z tego incydentu, a niewzruszony wariat, nie zważając co się właśnie stało, pomknął dalej jak gdyby nigdy nic.
Oboje dyszeli ciężko, gdy do ich świadomości dochodził fakt jak destrukcyjnego wypadku właśnie uniknęli. Padli sobie w ramiona, panicznie się ściskając i choć Fior starał się być dzielny, ciążyło mu niesamowite poczucie winy, że naraził swoją przyjaciółkę na takie niebezpieczeństwo.
Cholera, jakby jeszcze mało przeszła tego dnia.
- Pieprzony samobójca… - wymamrotał chłopak.
- Raczej pijak. - wydukała jedynie dziewczyna, wciąż drżąc.
Na dodatek w oddali błysnęło jasne światło i po chwili rozległ się głośny grzmot.