Mediolan Nocą

    Redfaern
    Redfaern
    Innocent Creature

    Punkty : 62
    Liczba postów : 14
    Wiek : 28

    Mediolan Nocą Empty Mediolan Nocą

    Pisanie by Redfaern Wto 27 Kwi 2021, 05:54

    Mediolan Nocą
    Przeklęta opowieść o włoskich wampirach

    Mediolan Nocą Unnamed-2

    1. lipca 2018
    Wschód słońca: 5:37
    Zachód słońca: 21:15
    Aktualna godzina: 4:12
    Miejsce: ulica Corso Sempione, Mediolan, Włochy

    MUZYKA

    Enzo Esposito nie miał pojęcia, że jego zadanie będzie aż tak trudne. Wszystko zmieniło się od ostatniego razu, gdy odwiedził Mediolan. Było to w 1787 roku, kiedy przybył na Wielki Bal Maskowy Księcia Maurizia. Znany również jako najważniejsze coroczne wydarzenie w nieżyciu włoskich Spokrewnionych. Każdy, kto liczył się - lub chciał się liczyć - po prostu musiał wziąć w nim udział. W tamtych czasach Łowców polujących na wampirów było mało i niezbyt się liczyli. Próbowali dogonić ich na niezgrabnych koniach, wymachując śmiesznymi pistoletami skałkowymi. Strzelali, celując w cienie, podczas gdy Spokrewnieni się śmiali.

    Przez ponad dwieście lat wiele się zmieniło.

    Enzo zmierzał na kolejny Bal Maskowy Księcia Maurizia, jednak teraz było ich coraz mniej i stanowiły jedynie śmieszne wspomnienie po czasach dawnej świetności. Natomiast Łowców było więcej niż kiedykolwiek wcześniej, a ich wyposażenie znacznie groźniejsze. Wampiry powoli zmieniały się z drapieżników w ofiary. Jedynie najsilniejsi mogli przetrwać, podczas gdy każdego dnia ginęły setki słabeuszy o słabej Krwi. W tej chwili Esposito nie miał pojęcia, czy należał do pierwszej, czy może drugiej grupy.
    – Wszystko przesądzi się dzisiaj, jak myślę – mruknął do siebie pod nosem.

    Z pobliskiego vana wychylił się mężczyzna z karabinem maszynowym. Pociągnął za spust i wnet miriady pocisków poszybowały w stronę pojazdu Enza. Szyby pękały z głośnym trzaskiem, w karoserii pojawiały się otwory. Wampir syknął, kiedy kilka kul utkwiło w jego boku. Na szczęście nie były wielkim zagrożeniem. Skoncentrował się i rany zaczęły się szybko zasklepiać. Gorące łuski zostały wypchnięte z ciała mężczyzny, a skóra delikatnie zaróżowiła się. Spokrewnieni najbardziej przypominali ludzi właśnie wtedy, kiedy cierpieli. Czasami to działało na ich korzyść. Łowcom łatwo było atakować blade niczym marmur trupy. Jednak wahali się, kiedy na twarzach demonów pojawiał się rumieniec, a klatka piersiowa unosiła się w urywanym oddechu. Wtedy zastanawiali się. Może pomylili się? Może zaatakowali człowieka, a nie wynaturzenie? Chwilę nad tym myśleli, po czym umierali, czując wampirze kły na swojej szyi.

    Niestety nie wszyscy Łowcy byli głupi. A Esposito natrafił na najgroźniejszy sort.

    Mediolan Nocą Zrzut-ekranu-2021-04-24-o-19-25-03

    Przeklął, widząc spadek wskazówki oznaczającej poziom paliwa. Musieli trafić w bak!
    – Kurwa...! – jęknął.
    Otworzył prędko drzwi i skoczył w noc. Ujrzał kątem oka, jak jeden z Łowców przysunął miotacz ognia do śladu paliwa, jaki zostawił za sobą Esposito. Ten zapalił się błyskawicznie, mknąc po ulicy prosto w stronę sedana. Wnet pojazd stanął w płomieniach, a te przypiekły Enza. Ten rodzaj obrażeń był znacznie groźniejszy dla Spokrewnionych. W kącikach oczu wampira pojawił się ślad krwistych łez.

    Ruszył na południowy zachód poprzez Via Andrea Massena. Przesunął Krew w stronę nóg, nadnaturalnie zwiększając swoją szybkość. Rozglądał się w poszukiwaniu ludzi. Potrzebował nowej dawki osocza. Wiele sił spożytkował na leczenie ran, a teraz dodatkowo wysuszał się, korzystając z Nieświętych Darów. Niestety wokół nie było nikogo. Spojrzał na zegarek. Czwarta siedemnaście. To była przeklęta godzina. Ludzie wracający z imprez pojawiali się zazwyczaj nieco wcześniej. Albo później. Enzo rozglądał się w poszukiwaniu klubów nocnych, barów, lecz na złość nic takiego nie znajdowało się w tej części Mediolanu. Słyszał Łowców mknących za jego plecami. Był nieco szybszy od furgonetki, ale nie mógł uciekać w nieskończoność. Na dodatek za nieco ponad godzinę miało wstać słońce. Musiał do tego czasu znaleźć schronienie przed jego promieniami. Wcześniej planował skryć się w Castello Sforzesco. To nie było daleko, trochę ponad półtora kilometra drogi stąd. Problem polegał na tym, że Książę Maurizio zabije go, jeśli zwali mu na głowę Łowców. A Enzo planował tej nocy w ogóle nie umierać. Nieważne z czyich rąk.

    Choć na razie te plany miały się nijak do rzeczywistości.

    Przed oczami Esposito pojawił się mglisty gąszcz parku Giardino Valentino Bompiani. Na tym etapie wampir już nie zamierzał bawić się w szukanie wrót, po prostu skoczył w powietrze i przeleciał nad ogrodzeniem. Zniknął pośród drzew, krzewów i kwiatów, które kwitły w lipcu na potęgę. Enzo wyczuwał ich piękny zapach unoszący się w powietrzu. Jednak nie zwrócił na niego uwagi. Jego uwagę przykuła inna, znacznie silniejsza woń.

    Krew.
    Na pewno nie zwierzęca. Gdyby jakaś wiewiórka złamała sobie kark, Esposito nie zareagowałby w ten sposób. Jego kły wysunęły się, zanim zdołał to powstrzymać. Zresztą wcale nie pragnął tego powstrzymywać.

    Krew.
    Ludzka krew.
    Enzo uśmiechnął się i pomknął naprzód.




    Mediolan Nocą A672e3a1a5416154919ecfae3e480635-2Mediolan Nocą 72922cb99dfb31eed21d563ecc782228-2
    Delimbre
    Delimbre
    Tempter

    Punkty : 1394
    Liczba postów : 289

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Delimbre Wto 27 Kwi 2021, 07:19

    Życie na Sycylii do najłatwiejszych nie należało, z czego Fior doskonale zdawał sobie sprawę. Wyzwaniem było znaleźć sobie dogodną pracę, by utrzymać się w tym niebotycznie drogim turystycznym regionie, toteż przy najbliższej możliwej okazji skorzystał z okazji i wyrwał się do innego miasta. Tak się złożyło, że załapał się na studia w Mediolanie, co wróżyło mu wspaniałą przyszłość i niesamowitą drogę kariery. A przynajmniej tak wmawiał wszystkim dookoła. Cóż, choć studia rozpoczął na jakimś kompletnie bzdurnym kierunku, którego nazwy już nawet nie pamięta, zrezygnował gdzieś w trzecim semestrze. A może drugim? Niemniej miasto to rzeczywiście dawało mu całkiem niezłe perspektywy, więc nawet po tym straconym okresie jakim było uczęszczanie na uczelnię, pozostał w okolicy.
    Jedyne czego studia go nauczyły to jak efektywnie na siebie zarabiać w Mediolanie. W tym mieście pełnym umęczonych ikon piękna, goniących za wizerunkiem i wieczną młodością, szukających jedynie kolejnego źródła nieskończonej energii, czy też sławnych gwiazd spragnionych podkręconych rozrywek, sprzedawanie prochów było łatwiejsze niż zawiązanie buta. Towar był niczym cukier, dosłownie szedł kilogramami, ba, nawet słyszał plotki, że z jego rąk, pośrednio, trafiał do naprawdę popularnych ludzi, którzy często figurowali na okładkach kolorowych czasopism. Nie żeby go obchodziło kto, kiedy czy gdzie zażywa, liczył się tylko dochód, byle tylko utrzymać swoją ruderę na obrzeżach miasta i nieco zdezelowanego Forda z 1998 roku.
    Jego sieć była już całkiem rozbudowana, co nie było dziwne po kilku latach w biznesie.
    Sam jednak miał złotą zasadę według której nigdy nie sięgał po prochy. Po co marnować na to kasę czy zdrowie, lepiej sprzedać to z zyskiem. A dopóki nie spróbuje, dopóty powstrzyma się tej pokusie i nie będzie musiał sięgać po swój dorobek, bo stamtąd to już tylko prosta droga na ulice. Raz skończył pod mostem na kilka miesięcy i zdecydowanie nie miał zamiaru tego powtarzać.
    Akurat kończył okrążenie w Forzie Horizon na starym Xboxie, kiedy jeden z jego telefonów zawibrował. Okoliczny ćpunek akurat kogoś oskórował i miał ochotę zaspokoić swój nałóg. Fior jedynie westchnął i wystukał szybko w odpowiedzi “tam gdzie zawsze, 20min”. Aidena znał już jakiś czas i, z tego co zaobserwował, chłopak lubił eksperymentować. Tym razem nie sprecyzował na co ma ochotę, więc Fior wziął wszystkiego po trochu, a nóż kogoś jeszcze spotka o tej czwartej i opyli co nieco z zyskiem.
    Przysiadł na ławce w parku, w którym panowały kompletne ciemności i odpalił coś na telefonie, by pozbyć się tego przytłaczającego wrażenia samotności w ciemnym, cichym zagajniku. Gdy wiatr zawiał mocniej i drzewa zaszumiały, wzdrygnął się nieco. Nie żeby był strachliwy, ale cóż, zwykle chociaż ktoś był w pobliżu. Myślał tylko jak policzyć swojego klienta kilka euro więcej za ekspresową usługę w środku nocy.
    W końcu, po długich minutach oczekiwania, nieco chwiejnym krokiem, podszedł do niego Aiden i usiadł na ławce, zdecydowanie zbyt blisko. Fiora od razu uderzył zapach alkoholu, wymiocin i nie chciał myśleć czego jeszcze.
    - Co dziś potrzebujesz? - zapytał przebierając nogami i nieco się odsuwajac od chuderlawego blondyna z zepsutymi zębami.
    - Wezmę wszystko co masz. - rzucił tamten. Fior jedynie parsknął śmiechem.
    - Jasne, jak dasz mi dwie stówy to nawet nie policzę ci za usługę.
    Spojrzał na chłopaka, a niezwykle ciemne, bezosobowe spojrzenie Aidena dosięgnęło jego oczu.
    “Coś jest nie tak”, przeszło mu przez myśl. Zerwał się z ławki i odskoczył.
    - Nie fikaj, dawaj co masz, a może nie skończysz z flakami na wierzchu - wycedził blondyn, doskakując do niego, a w jego dłoni coś błysnęło.
    “Cholerne ćpuny, zawsze robią problemy”, westchnął.
    - Słuchaj, Aiden, weź wytrzeźwiej, ja zapomnę o wszystkim, a jak będziesz miał poważną ofertę to pogadamy jutro. O wiesz co, masz, trochę zioła na koszt firmy, wiesz, na uspokojenie. - Fior wyciągnął z kieszeni małą torebeczkę. W sumie lepiej oddać najmniej wartościowy narkotyk niż stracić wszystkie, czy skończyć na oddziale intensywnej terapii.
    Blondyn powoli podszedł, wyrwał z jego ręki produkt i gdy Fior już odetchnął z ulgą, ten wbił w niego ostrze i uciekł ciemną uliczką. W pierwszej chwili Pecoraro spanikował, już widział światło w tunelu i choć ból był dość ogłuszający, czasem miewał migreny boleśniejsze od tego. Złapał za krótką, plastikową rękojeść i wyciągnął ze swojego boku...nożyk do obierania warzyw. Nawet nie był wbity głęboko, jedynie do połowy ostrza, co z resztą nie było niespodzianką, biorąc pod uwagę jak tępe było to narzędzie.
    “Cholerne ćpuny…” powtórzył w myślach i pozbył się nożyka, odrzucając go gdzieś daleko w krzaki. Cóż, będzie żyć, ale dla własnego spokoju dobrze byłoby odwiedzić lekarza. Kto wie, gdzie wcześniej było trzymane owo narzędzie zbrodni. Przycisnął dłoń do swojego boku, nieporadnie próbując uciskać tę wąską ranę. Niby nie było to śmiertelne skaleczenie, ale jednak krew się powoli sączyła, plamiąc jego koszulkę.
    Przysiadł z powrotem na ławce, w końcu najważniejsze to nie panikować, i wyciągnął telefon, żeby poszukać najbliższego szpitalu czy jakiegoś punktu całodobowej opieki medycznej. Liczył, że skończy się na co najwyżej na kilku szwach i za jakiś tydzień będzie mógł zapomnieć o całej tej sprawie.
    Redfaern
    Redfaern
    Innocent Creature

    Punkty : 62
    Liczba postów : 14
    Wiek : 28

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Redfaern Wto 27 Kwi 2021, 07:22

    Ból nawet nie był aż tak silny. Jednak kiedy Fior wyciągnął ze swojego ciała ostrze, ujrzał wzbierający krwotok. Cienista, szkarłatna strużka spłynęła wzdłuż jego brzucha i zniknęła pod spodniami. Płynęła dość intensywnie jak na tak niewielką ranę. Nie wyglądało to groźnie, ale na pewno było uciążliwe. Niespodziewany dźwięk nagle rozproszył mężczyznę. Gdzieś pomiędzy drzewami coś zaszumiało. Instynktownie podniósł wzrok, próbując dostrzec kształt między gałęziami. Niestety wciąż było ciemno, a księżyc nie stanowił pewnego źródła światła. Nieco dalej znajdowała się latarnia, jednak jej blask nie mógł w pełni rozproszyć mroku listowia.

    W tym było coś cholernie niepokojącego. Jeżeli taka myśl pojawiła się w myślach człowieka, który dostał przed chwilą nożem od ćpuna - i zachował się całkiem stoicko - to coś musiało być na rzeczy. Fior nigdy nie czuł się w ten sposób. Nawet nie był pewien, na czym dokładnie polegał stan, w którym się nagle znalazł. Poczuł budzące się z tyłu głowy światełko. Pulsowało czerwonym blaskiem i na pewno nie wróżyło nic dobrego. To był instynkt przetrwania, jednak zupełnie innego kalibru. Każdy pojedynczy nerw w ciele Fiora kazał uciekać. Sugerował, że nieopodal znajdował się drapieżnik. Jednak nie wilk, nie ryś, żaden niedźwiedź, lis lub tygrys. Nie był to też człowiek - a ci potrafili być dużo bardziej przerażający od jakiegokolwiek zwierzęcia. Pecoraro napotkał coś innego, coś dziwnego.

    A to coś napotkało jego.

    Kolejny szelest. Ale z innego miejsca. Mężczyzna był pewny, że to przemieszczało się. Stanowczo zbyt szybko, aby jego oko mogło nadążyć za tak szybkim ruchem. Czy znalazło się teraz po prawej? A może po lewej? Odpowiedź okazała się zaskakująca. Otóż brzmiała: nad głową. Fior usłyszał głos, który rozbrzmiał tuż nad nim.
    - Czy jest coś takiego jak hierarchia zła? - zapytał.
    Ton był niski, zachrypły. Zarazem zdawał się pociągający i intrygujący, jak i nieco nieprzyjemny. Jakby zardzewiały. Na pewno to nie był głos, którego można było zignorować.

    Pecoraro podniósł głowę i ujrzał mężczyznę, który przykucnął na gałęzi. Zdawał się gotowy do kolejnego skoku, ale na razie go nie wykonał. Bez wątpienia jednak o tym myślał. Wokół nie było żadnej innej potencjalnej ofiary. Fior pozostawał sam i poczucie przeraźliwej pustki parku natarło na niego ze zdwojoną mocą. Kiedy spojrzał w oczy nieznajomego, nie znalazł w nich nic żywego. Przypominały puste, szklane paciorki, które zżółkły z głodu. Źrenice skurczyły się do maciupeńkich szpilek, choć mężczyzna bez wątpienia nie był na opioidach. Zdawałoby się, że były bezrozumne. Zwierzęce. Rozumiały tylko jedno - jak zabijać. Bezlitosne, zimne i obce wpatrywały się we Fiora. Ten poczuł się nimi sparaliżowany. I to dosłownie. Jak gdyby ktoś rzucił na niego przeklęty czar. Mógł co najwyżej oddychać i mówić. Nogi jednak nie chciały ruszyć się z miejsca.

    Mediolan Nocą Tenor

    - Istnieje coś takiego? Hierarchia zła - powtórzył mężczyzna. - Co jest gorsze? Dealer narkotyków, który rujnuje ludziom życie za kilka marnych euro? Czy ćpun, który go zaatakuje i potem ucieknie w pijańskim amoku? Słyszałem wszystko na długo, zanim tu dotarłem. Otóż ja mam całkiem dobry słuch. Zwłaszcza nocą. W tak cichym parku. Słyszę również bicie twojego serca. Boże, cóż za słodki dźwięk... Jak coś tak zepsutego może tak słodko brzmieć? - szepnął nieznajomy, jednak każde jego słowo było bardzo wyraźne. Idealna dykcja.

    Zeskoczył w ułamku sekundy na ziemię. Dopiero teraz Fior mógł mu się przyjrzeć. Mężczyzna był ubrany w elegancki garnitur, który został w pewnych miejscach przypalony. Kilka dziur ukazywało niespiesznie gojącą się skórę. W innych miejscach Pecoraro ujrzał ślady po kulach. Tymczasem samo monstrum nie wydawało się podziurawione. Najgorsza była twarz mężczyzny. Tak klasycznie przystojna. Wręcz obrzydliwie. Był dojrzały, mógł mieć około czterdziestki. Idealnie przystrzyżony zarost. Spojrzenie tak intensywne, że przewiercałoby na wylot nawet bez tego paranormalnego dodatku.

    - Kto jest w tym parku najgorszy? Ty czy Aiden? Otóż to nie ma znaczenia. Liczy się tylko to, kto jest na szczycie tej drabiny skurwysyństwa. A stoję tam ja - Enzo westchnął. Wcale nie był dumny ze swoich słów, nie przechwalał się. Sprawiał wrażenie kogoś, kto przyznaje się do czegoś wstydliwego. - Demon posilający się na krwi dużo słabszych i osamotnionych. Zwłoki tak przebrzydłe, że nawet zgnilizna nie chce się nimi zająć. Nazywam się Enzo Esposito z Klanu Erikiel. Zasługujesz choć na to, by wiedzieć z czyjej ręki zginiesz - mruknął.
    Przysunął się i wsunął palec w ranę po nożyku. Zrobił to powoli, jakby czule. Oczywiście ból rozdarł umysł Fiora. Jednak wciąż nie mógł się poruszyć. Żółte oczy mu na to nie pozwalały. Spostrzegł jak mężczyzna przysunął palec do warg i oblizał szkarłatne osocze.

    Jęknął.
    - Kim… czym jesteś? - zapytał.
    Czyżby znów miał ochotę na jakieś filozoficzne dyskusje…?
    Delimbre
    Delimbre
    Tempter

    Punkty : 1394
    Liczba postów : 289

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Delimbre Wto 27 Kwi 2021, 12:41

    Kiedy opanował sytuację i oswoił się już z krwawiącą raną, wcale aż tak nie cierpiał, jednak wciąż było to niezbyt przyjemne uczucie mieć dziurę, nawet niewielką, w brzuchu. Dlatego zamiast na swoim stanie, starał się skupić myślami na czymś dookoła, na przelatującym ptaku którego zobaczył kątem oka czy spadającym z drzewa liściu. Jakimś cudem zasięg w tym miejscu był okropny i przeglądarka na starym telefonie ładowała mu się w nieskończoność toteż niełatwo było mu znaleźć najbliższy szpital. Niby wiedział co gdzie jest, ale w takiej sytuacji raczej mało kto skupiałby się na przypominaniu sobie planu miasta, skoro można to wszystko znaleźć w kilka sekund w telefonie, a przynajmniej w teorii, bo jak Fior się właśnie przekonywał, praktyka znacznie się różniła.

    Coś zaszumiało między drzewami i Fior odruchowo spojrzał w tamtą stronę. "To tylko wiatr, to tylko wiatr." uspokajał się w myślach, choć noc była bezwietrzna, a on nie poczuł nawet lekkiego podmuchu na swojej twarzy.
    Zaraz jednak zdarzyło się coś dziwnego, czego nawet nie potrafił racjonalnie wyjaśnić, bo po raz pierwszy w życiu miał nieodpartą potrzebę po prostu wziąć nogi za pas i spierdalać z tego miejsca jak najdalej tylko się da. Ogarnęło go potężne poczucie zagrożenia, lecz zaraz znów wmówił sobie, że to tylko reakcja obronna jego mózgu po tym jak został dźgnięty tym niedorzecznym nożykiem.
    Kolejny szelest rozległ się gdzieś za nim. "To pewnie ptak", starał się wziąć głębszy oddech i zaraz się skrzywił, gdy skóra naciągnęła się na jego brzuchu, otwierając ranę i wypuszczając z siebie kolejne stróżki czerwonej posoki. Nie wyobrażał sobie innego wytłumaczenia jak tylko to, że pewnie jakiś wielki nocny ptak, może sowa, poluje w parku na myszy, stąd też szelesty wszędzie dookoła niego, w tak krótkich odstępach czasu. I choć próbował wypatrzyć tego drapieżnika, nie potrafił.
    Przynajmniej nie dopóki usłyszał nad sobą zachrypnięty głos. Szybko podniósł głowę. Człowiek? Ktoś właśnie się do niego odezwał, siedząc na gałęzi? A może to ta sowa, ale miał przywidzenia?
    "Haha, chyba już wiem co jest grane. Aiden zaimpregnował nożyk w LSD. Co za chory pojeb" zaśmiał się w myślach. Dlatego też pewnie nie mógł się ruszyć, sygnały z mózgu nie dochodziły do jego kończyn, a te oczy, które go świdrowały były zbyt nierealne. Czy ta istota była manifestacją jego sumienia, które teraz go dręczyło? Podświadomością, przed którą nie można uciec? Tylko takie wnioski go nachodziły słysząc słowa mężczyzny. Może gnębiło go poczucie, że dla własnego zarobku zniżał się do takiego poziomu. "Bzdura. Sami chcą to kupować. A jakbym ja tego nie robił, to zapewne znalazłby się ktoś inny" zamknął oczy i potrząsnął głową, ale gdy znów spojrzał w górę, jego halucynacje nie zniknęły. Ba, słyszał każde słowo bardzo wyraźnie, z zewnątrz, a nie ze swojej głowy.
    A jego serce rzeczywiście biło teraz zdecydowanie szybciej i mocniej, zapewne przez te wszystkie emocje i, jak sądził Fior, wpływ narkotyków, którymi jak myślał pokryty był nożyk, a to wcale nie pomagało, bo rana, zamiast zacząć się powoli zasklepiać, wciąż puszczała z siebie strumienie ciemnej, gęstej i gorącej krwi, która coraz bardziej plamiła jego ubranie.

    Kiedy nieznajomy zeskoczył obok niego i wylądował z gracją drapieżnika, cała sytuacja wydała się realniejsza i bardziej nierealna jednocześnie, choć ciężko to wyjaśnić. Bo nagle mężczyzna był bliżej niego, niemalże namacalny, a jednak to w jaki sposób się poruszał, jak mówił czy nawet jak wyglądał, było jakby wyjęte z zupełnie innego świata. Brunet był zbyt przystojny by uznać go za realnego, wyglądał jakby właśnie umknął z jakiejś strzelaniny, na dodatek kompletnie bez szwanku, a jego spojrzenie przeszywało na wskroś. Choć rzeczywiście mógłby być w pewien sposób uosobieniem jego sumienia, Fior już dawno porzucił tę myśl.
    Nie mógł zrozumieć kompletnie słów Enzo, były dla niego zupełnie bez sensu. Może to on był na srogim haju?
    -Najgorszy? - wycedził przez zęby w odpowiedzi na bzdurne pytanie. - To świat jest najgorszy.
    Z tego co jeszcze dowiedział się z monologu mężczyzny, ten chciał go zabić. Ciekawe tylko czym, skoro nie miał żadnej broni, a poza tym robił mu jakiś pojebany wywód.
    -Nie zbliżaj się bo zadzwonię po psy. - odezwał się, ale nie mógł się odsunąć. Cholerny paraliż, głupie ciało, które nie chciało go nawet słuchać. Enzo jednak nic nie zrobił sobie z jego słów i jeszcze bardziej się zbliżył.
    Fior stał tu, w potrzasku, nie mogąc się ruszyć, a mężczyzna był całkowicie prawdziwy. Młodzieniec przekonał się o tym, bo tak samo realny był ból w jego ranie, gdy nieznajomy wsunął palec w rozcięcie na jego brzuchu, ból tak potworny, że aż pociemniało mu przed oczami i nie potrafił myśleć.
    Musiał wziąć kilka szybkich oddechów, by jasne plamy przestały tańczyć przed jego oczami. "Co to za pojeb?! Dżizas, czy on chce żebym tu uskutecznił jakieś heroiczne przyznanie się do złego czy co? Spotkałem wielu ćpunów, ale to… to jest zupełnie inny poziom." Rozejrzał się, z nadzieją, że może zaraz jakiś przypadkowy przechodzień go uratuje, ale jak na złość, park wciąż był absolutnie ciemny i pusty.
    -Jestem… w gruncie rzeczy jestem całkiem dobrym człowiekiem. - Fior posilił się na krzywy uśmiech. Jeśli typek jest jakimś dziwnym zabójcą mścicielem, mógł chociaż spróbować go przekonać, że wcale nie jest taki okropny. - Nie jestem nikim ważnym, ale raczej ktoś będzie mnie szukał jak zaginę. Chyba, przynajmniej mam nadzieję. - ostatnie słowa mruknął pod nosem, jakby do siebie.- Nazywam się Fiorenciano Pecoraro z rodu… em, Pecoraro? Chyba masz prawo znać imię swojej ofiary. - Zaśmiał się nerwowo. Jakaś niewidzialna siła nie pozwalała odwracać mu wzroku od żółtych oczu Enzo dłużej, niż na ułamki sekund. Był zmuszony się w nie wpatrywać, tym bardziej, że mężczyzna był teraz znacznie bliżej niego i niewidzialna siła działała na niego jeszcze bardziej.
    - Staram się tylko jakoś przeżyć, okej? To wcale nie jest takie łatwe w Mediolanie. - Fior mówił to, co mu ślina na język przyniesie, zupełnie bez ładu i składu, no bo jak zachować się o obliczu kogoś takiego.
    - Em więc, Enzo, Enzo, tak? Niecodziennie spotykam w parku, hm… demony. Skąd się tu wziąłeś? - Starał się jakoś zagadać swojego oprawcę. A może halucynację? Nie miał już absolutnie pojęcia co o tym myśleć.
    - Masz całkiem niecodzienne oczy, to soczewki? No i wydaje mi się, że skądś cię znam… Jesteś aktorem? A może modelem? - Wciąż starał się odwrócić uwagę mężczyzny od jego zamierzonego celu. Fior zawsze był wygadany i choć zwykle odzywał się tylko, żeby palnąć coś głupiego, to może tym razem te głupoty ocalą mu życie, skoro jego nogi odmówiły posłuszeństwa.
    Redfaern
    Redfaern
    Innocent Creature

    Punkty : 62
    Liczba postów : 14
    Wiek : 28

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Redfaern Wto 27 Kwi 2021, 23:05

    Esposito z trudem koncentrował się na słowach mężczyzny. Jego umysł zmienił stan skupienia. Wcześniej formułowane myśli miały charakter płynny. Jedno zdanie gładko przechodziło w następne. Natomiast teraz mózg został wypełniony sprzężonym gazem, który uciskał go od środka.
    - Ty… mówisz bardzo dużo - mruknął mężczyzna. - Stanowczo zbyt wiele słów. Zbyt wiele pytań... Brak powodu, aby ci odpowiadać…

    Opadł na kolana przed Pecorarem. Podniósł wzrok i raz jeszcze sparaliżował go wzrokiem. Kiedy tylko Fior odzyskiwał chociażby częściową kontrolę nad swoim ciałem, Esposito nawiązywał z nim kontakt wzrokowy. Odnawiał w ten sposób klątwę i młodszy mężczyzna ponownie był na łasce tego starszego. Po chwili Enzo przeniósł wzrok w dół. Jego twarz znajdowała się w okolicy krocza Fiora. Gdyby ktoś z zewnątrz spojrzałby na nich w tej chwili, mógłby dojść do wniosków, które kompletnie nie były prawdziwe. Potwór zadawał ból, w żadnym wypadku nie zapewniał rozkoszy.

    Tak przynajmniej wydawało się w pierwszej chwili Fiorowi. Wnet Enzo przystawił twarz do jego ciała i przesunął po nim językiem. Zimnym, gładkim, niezbyt wilgotnym. Zasmakował strużki krwi, która opuszczała ciało mężczyzny. Przez chwilę ssał materiał spodni, jak gdyby chcąc wydobyć kropelki szkarłatu, które wsiąknęły w materiał. Wnet niespodziewanie raz jeszcze wsunął palec w ranę Pecorara. Jak gdyby chciał ją powiększyć. Pragnął, żeby Fior tracił więcej krwi. Esposito jeszcze przez chwilę go smakował, po czym wsunął język wgłąb rany. Jęknął z rozkoszą. Poczuł niezrównaną przyjemność. Ekstaza zalała umysł wampira niczym tsunami. To było uczucie, którego nie dało się porównać do niczego innego. Na przestrzeni lat Enzo osuszał ludzi niezliczoną ilość razy. Jednak po raz pierwszy napotkał tak intensywny bukiet smaków. Imię chłopaka pochodziło od kwiatów i rzeczywiście, Esposito wyczuwał je wszystkie w osoczu. Odniósł wrażenie, że przechadza się po pięknej łące wypełnionej jaskrami, makami i chabrami. W górze świeciło jasne słońce. Otulało jego skórę ciepłymi promieniami. Nie piętnowało, nie zabijało, nie parzyło. Obejmowało Enza. Wampir niespodziewanie poczuł się na tyle wzruszony, że z jego oczu pociekły dwie samotne, krwiste łzy. Jak wiele lat minęło, odkąd był człowiekiem? Zbyt wiele.

    Wnet słońce powiększyło się i wypełniło większą część nieba. Stopniowo zmieniało kolor na coraz bardziej czerwony. W pewnej chwili Esposito zrozumiał, że zmieniło się w księżyc. Pod nim falowała spokojna tafla krwi. Było jej całe jezioro. Enzo w nim zanurkował.

    Mediolan Nocą Ezgif-2-a47d53dac91f

    "Czym jesteś, czym jesteś, czym jesteś?", w głowie wampira kołatało się jedno i to samo pytanie.

    Odsunął twarz i wizja zniknęła. Enzo znów znalazł się w parku. Kiedy usunął język, rana Fiora sama zasklepiła się.
    - Nie - jęknął Esposito. - Chcę więcej.
    Wstał i rzucił się na Fiora. To było bolesne. Paraliż zniknął, lecz ból po upadku na ziemię wcale nie był dużo lepszy. Enzo usiadł na tułowiu mężczyzny, górując nad nim. Księżyc otulał jego czarne włosy połyskliwym blaskiem przypominającym aureolę. Oczy demona zrobiły się bardziej ludzkie, a skóra cieplejsza i bardziej różowa.
    - Mówiłeś, że jesteś dobrym człowiekiem? Masz rację. Jesteś najlepszym człowiekiem - szepnął Esposito.
    Nachylił się i przesunął językiem po tętnicy szyjnej Fiora. Jęknął, słysząc i czując tętno bijące tak szybko pod cieniutką warstwą skóry. Kły wampira wysunęły się, ale ten nie ugryzł.
    - Jeśli zacznę, to nie skończę - zrozumiał, wypowiadając myśli na głos. - A jednak nie mogę pozwolić ci umrzeć.

    Fior zrozumiał, że jeśli miał jakieś pytania, to chyba był lepszy moment niż przed chwilą. Enzo spoglądał na Pecorara. Zastanawiał się, jak zjeść czekoladkę tak, aby ta pozostała w papierku. Nie dało się. Ale chciał ją na później.
    - Spokrewnieni reagują bardziej emocjonalnie na dobry posiłek niż ludzie - zaśmiał się pod nosem. - Muszę cię za to przeprosić - szepnął, ale nie zszedł z Fiora.
    Wciąż wpatrywał się w pulsującą tętnice na jego szyi.
    Delimbre
    Delimbre
    Tempter

    Punkty : 1394
    Liczba postów : 289

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Delimbre Czw 29 Kwi 2021, 16:27

    Strategia przyjęta przez Fiora przyniosła skutek tylko w pewnym stopniu, udało mu się nieco opóźnić nieuniknione, jednak nie doczekał się odpowiedzi na żadne ze swoich pytań. Równie dobrze mógł wcale się nie odzywać i zapewne wyszłoby na to samo.
    Zupełnie stracił rezon, kiedy brunet nagle dosłownie padł przed nim na kolana. Teraz już w ogóle nie miał pojęcia co się działo dookoła niego, a sytuacja wyglądała dość dwuznacznie. Spojrzał w dół na mężczyznę i ich oczy po raz kolejny się spotkały. Choć nigdy nie przyznałby tego na głos, mężczyzna był niezwykle magnetyzujący. Przystojny, dobrze zbudowany, z tym obezwładniającym spojrzeniem, jakaś część młodzieńca aż chciała znajdować się w jego pobliżu, w niewoli jego oczu.
    Z każdą kolejną chwilą, gdy jego wzrok napotykał te drapieżne oczy, Fior był coraz bardziej sparaliżowany, a jego ciało i umysł, wbrew zdrowemu rozsądkowi, wręcz lgnęły do bruneta, niczym zatrzymane w przeklętej hipnozie. Choć jeszcze przed chwilą chciał uciekać, przeraźliwie znaleźć się jak najdalej tego potwora, teraz chciał się wręcz do niego zbliżyć, poddać mu się. W jego głowie rozgrywała się teraz prawdziwa wojna, między tymi niedorzecznymi myślami, które obezwładniały jego umysł, a resztkami trzeźwego pojmowania otoczenia.

    Całkowicie zmrożony mógł tylko przyglądać się jak mężczyzna zbliża twarz do jego ciała i już po chwili przesuwa swoim językiem po jego skórze. Wzdrygnął się na dotyk chłodnego, dziwnego języka, ale nie mógł nic z tym zrobić, bo choć jego świadomość rozpaczliwie alarmowała, by ten uciekał stąd jak najdalej, Fior nie mógł nawet ruszyć palcem. Jęknął z rozpaczą, gdy Enzo zassał się na materiale jego spodni. Co jeszcze czekało go tej nocy? Nie tylko śmierć, ale także straszliwe upokorzenie?
    Zacisnął mocno oczy i przygryzł wnętrze policzka, gdy mężczyzna znów bezpardonowo wcisnął palec w jego ranę. To bolało, cholernie piekło, a świeża, obfita stróżka krwi znów popłynęła z rozcięcia na jego boku. Esposito zaraz po tym wsunął język prosto w jego ranę, zupełnie bez ostrzeżenia, jakby była to najnormalniejsza rzecz do roboty w parku. O ile Pecorara znów przeszyła fala bólu, o tyle tym razem było to zupełnie inne, obce odczucie. Poczuł coś w rodzaju komfortowego ciepła, które rozlało się po jego ciele, jakby to, że ten przeklęty mężczyzna spijał jego krew sprawiało mu przyjemność. Starał sobie przypomnieć wcześniejsze słowa Enzo. Co on tam mówił? Coś o byciu potworem czy demonem posilającym się krwią?
    Fior odzyskał nieco władzy w swoim ciele i z zaskoczeniem odkrył, dopiero po fakcie, że pierwszym gestem jaki wykonał po ustąpieniu całkowitego paraliżu, było nieświadome wplątanie dłoni we włosy Enzo, który właśnie ucztował sobie na jego krwi. Zaklął w myślach, bo jak to się stało, że zamiast odepchnąć tego mężczyznę, Fior nagle nie miał nic przeciwko temu, że Esposito robił z jego ciałem tak krępującą rzecz, co więcej jakaś część niego nie chciała nawet by ten przestawał.

    Jęknął po raz kolejny, a dźwięk ,który wydobył się z jego ust był zupełnie niecodzienną mieszaniną zrezygnowania, zrozpaczenia i przyjemności. Po raz pierwszy w życiu dopadła go taka mieszanka uczuć; zniesmaczenie, nawet pewna nienawiść, ale też i euforia, biorąca się z niewiadomego źródła i pragnienie, by ta chwila trwała dłużej.
    Zsunął dłoń z włosów Enzo, gdy dojrzał, że z jego oczu spłynęły czerwone łzy. W pierwszej chwili się wystraszył, bo było to zupełnie nienaturalne zjawisko, ale po chwili po prostu przetarł łzę kciukiem, zostawiając na jego poliku czerwoną smugę.
    Enzo zaraz potem odsunął się i wszystkie te mieszane uczucia zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Co dziwne zniknął też ból, a gdy Fior skierował palce na bok, gdzie zranił go nożyk, poczuł nic więcej jak tylko gładką, zasklepioną skórę.

    Nie zdążył zrobić wiele więcej, bo zaraz gwałtownie uderzył plecami o ziemię, a impet upadku wycisnął całe powietrze z jego płuc. Gdy Fior ponownie złapał oddech, był on szybki, ciężki i niezupełnie regularny. To był Enzo, przyciskał go teraz do ziemi, siadając na nim bezceremonialnie. Można było zauważyć, że się zmienił, wyglądał inaczej, jakby nieco odmłodniał czy nabrał więcej życia, jeśli można było to tak nazwać. Świecący zza niego księżyc sprawiał, że ten wyglądał zupełnie jak istota nie z tego świata, zupełnie niczym mroczny anioł.
    Fior wzdrygnął się znów, poczuwszy po raz kolejny język na swojej skórze, tym razem na szyi. Uniósł nieco głowę, na tyle, by akurat zauważyć białe, nieludzkie kły wysunięte z dziąseł mężczyzny. Nagle doznał oświecenia, a wszystkie fakty zaskoczyły w jego głowie. Jak mógł tego wcześniej nie pojąć? Zapewne tylko dlatego, że nie brał pod uwagę istnienia mitycznej istoty, która, jak sądził do tej pory, pojawiała się jedynie w legendach.
    - Jesteś wampirem. - szepnął, jakby utwierdzając samego siebie w tych wnioskach. Brzmiało to absolutnie głupio, jednak nie było bezpodstawnym wnioskiem, nie po tym wszystkim co właśnie przeszedł. Jeśli więc nie śnił właśnie jakiegoś pojebanego snu, wytłumaczenie mogło być tylko takie.

    Przełknął głośno ślinę, bo w końcu, jeśli wierzyć legendom, powinien być martwy w przeciągu kilku minut po tym jak ten nieumarły posmakował jego krwi, a jednak wciąż oddychał, jego serce wciąż biło i nadal był śmiertelnie przerażony. Powinien raczej być wdzięczny za to, że został oszczędzony, gdyby tylko… Momentalnie rozszerzył oczy i spojrzał znów prosto na Enzo.
    - Czy ty mnie właśnie przemieniłeś czy coś w tym rodzaju? Czy może oszczędziłeś mnie, żeby nie zostawiać dowodów, na… em, twoje istnienie? - Zapytał rozpaczliwie. W końcu on sam przyznał, że nie może pozwolić mu umrzeć, tylko jaka dokładnie była jego motywacja, by pozostawić Fiora przy życiu? Może miał być jego osobistą, podręczną lodówką, dopóki mu się nie znudzi?
    - Co teraz ze mną zrobisz? - zapytał, walcząc rozpaczliwie, żeby jego głos się nie załamał. Zrozumiał, że jego los jest teraz w rękach, a może raczej szponach, tego wampira. Cholera, chyba nie mógł mieć już większego pecha jednej nocy.
    - Spokrewnieni? Co to w ogóle znaczy? I nie nazywaj mnie już więcej… posiłkiem. Jestem Fior.
    Redfaern
    Redfaern
    Innocent Creature

    Punkty : 62
    Liczba postów : 14
    Wiek : 28

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Redfaern Nie 02 Maj 2021, 18:53

    Enzo uśmiechnął się. Miał piękny uśmiech. Niczym aktor. Tak właściwie przez chwilę Fior odniósł wrażenie, że spogląda na scenę z filmu. Jaki to mógł być gatunek? Thriller, horror? Po części tak. Ale w tym wszystkim nie było jedynie zgrozy. W wampirze było coś więcej. W pierwszej chwili Pecoraro odniósł wrażenie, że napotkał najgorszego drapieżnika, jaki mógłby stąpać po ziemi. No cóż... tutaj się nie pomylił. Tak właśnie było. Ale w Esposito drzemało coś więcej. Jakaś tajemnica, która po prostu prosiła o to, aby ktoś ją odkrył. Może tym kimś był Fior.

    – Spokrewnieni to nazwa, jaką wampiry... nazywają siebie nawzajem. Słowo „wampir” pośród nas jest uznawane za wulgarne. Ewentualnie nazywamy się Kainitami. Bo pierwszy z nas był właśnie Kainem. Został przeklęty przez Boga za zabicie swojego brata Abla. A to przekleństwo krąży w żyłach tych wszystkich, których spokrewnił na przestrzeni wielu wieków.

    Enzo pogłaskał policzek Pecorara. Trochę tak, jak gdyby był dzieckiem.
    – Oczywiście, że nie jesteś tylko posiłkiem. Nie jesteś zwykłym pokarmem. Jesteś... czymś więcej. Nie mam pojęcia, czemu ci to mówię. Czemu w ogóle z tobą rozmawiam. Nie powinienem. Nie mam powodu. Ale w tobie... w tobie jest coś więcej – Enzo ściszył głos przy ostatnich słowach. – Co dokładnie? Tego nie wiem. Ale chcę się dowiedzieć.
    Pokręcił głową, spoglądając z góry na mężczyznę.
    – Wciąż jesteś człowiekiem. O ile jesteś człowiekiem. Bo nie smakujesz jak człowiek. Musiałbym upoić cię moją Vitae, a potem zabić, abyś zmienił się w wampira. Vitae to nazwa na wampirzą krew. Oznacza po łacinie „życie”.
    Enzo zaśmiał się. Miał piękny, bogaty, dźwięczny śmiech. Taki, w którym zbyt łatwo się zakochać.
    – Choć znów nie wiem, czemu ci o tym mówię. Po prostu wcześniej nie spotkałem takiego fenomenu. Liczę na to, że jesteś czymś więcej. Że jestem czymś innym. Że może ty mnie nie zawiedziesz.

    Esposito spuścił wzrok.
    – Przez tak długi czas byłem po prostu samotny. Kiedy dożyjesz pewnego wieku... nagle możesz dostrzec, że wielu twoich przyjaciół zniknęło. Poza tym z biegiem czasu zaczynasz zrażać się do ludzi. Ile razy twoje serce może zostać złamane? Chyba bez końca, bo bez względu na wszystko wciąż bije. A ja mam wiele drzazg wbitych głęboko. Jestem szalony. Na tyle niezrównoważony, że byłbym w stanie zakochać się tylko w ułudzie. W nadziei. Pragnę, żebyś był czymś więcej. Pragnę, abyś był wyjątkowy. Proszę, daj mi powód, by żyć. Bo już i tak od zbyt długiego czasu nie żyję...

    Jak dla potwierdzenia tych słów bełt kuszy wbił się w pierś Esposita.
    Ten nagle padł, kompletnie bez życia.
    – Jesteśmy! – wrzasnął jeden z Łowców, który pojawił się w parku w oddali. – Uciekaj, cywilu!
    Fior ujrzał całą gromadę mężczyzn z broniami. Mieli pistolety, kusze, łuki, nawet miecze. Do koloru, do wyboru. Biegli mu na ratunek.

    Ale czy czuł się uratowany?
    Delimbre
    Delimbre
    Tempter

    Punkty : 1394
    Liczba postów : 289

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Delimbre Wto 04 Maj 2021, 22:06

    Spokrewnieni rzeczywiście mogli być najdoskonalszymi drapieżnikami, wyposażonymi w komplet niesamowitych zdolności. Fior był już świadkiem, jak mężczyzna z niewyobrażalną prędkością poruszał się po parku, skakał na drzewo, a potem lądował z nadludzką gracją. Do tego oczy, które kompletnie paraliżowały ofiarę, również były potężnym atutem, a jakby to wszystko jeszcze nie wystarczyło, Enzo był niesamowicie przystojny, wystarczyłoby więc pewnie, gdyby szarmancko poprosił swoja ofiarę by udali się w ustronne miejsce i pewnie nie jedna kobieta, czy nawet mężczyzna zgodziliby się bez zastanowienia. Tak samo Fior czuł się teraz poniekąd przez niego oczarowany, kiedy Enzo przyciskał go do chłodnej gleby. Nie tylko był zafascynowany jego perfekcyjnym wyglądem, ale także tym co mówił. Jakby krył się w nim jakiś niezmierzony smutek, potrzeba porozmawiania z kimś, ezoteryczność, wielka zagadka.
    - Jestem czymś więcej? - Zapytał zaciekawiony. - Może potomkiem Abla? - zażartował, układając w głowie teorię, że może to dlatego jego krew tak mu smakowała i na niego oddziaływała, bo pochodziła od owego zabitego brata. O ile ten w ogóle miał wcześniej jakieś dzieci, ale to nie kwestia do przemyśleń na teraz.
    Tym razem to Fior nie wiedział co odpowiedzieć na krótką lekcję mężczyzny o wampirach, ich pochodzeniu, prawidłowym nazewnictwie, do którego i tak nie zamierzał się stosować, a nawet o sposobie przemiany w sobie podobnych.
    - Ja, że niby wyjątkowy? - parsknął śmiechem. Był najzwyklejszym człowiekiem, a przynajmniej tak sądził. “ Ma nadzieję, że ja go nie zawiodę? Czemu, czego on ode mnie chce?” przechodziło mu przez myśl, bo zupełnie nie wiedział jak zwykły chłopak, który jest właściwie nikim w tym wielkim mieście, miałby pomóc jemu, udręczonemu wampirowi?

    Nie miał jednak zbyt wiele czasu, by dopytać go o szczegóły, bo oto nagle z jego piersi wyskoczył drewniany bełt. Wyskoczył? Nie, ktoś z pewnością go nim przebił. Czy da się zabić wampira? Enzo osunął się na ziemię obok niego i zupełnie znieruchomiał. Na dodatek jeszcze jakiś gang, uzbrojony po zęby, pędził w jego stronę, co jeszcze bardziej go przeraziło. Nie byli jednak wrogo nastawieni, a przynajmniej nie w stosunku do niego.
    “Uciekaj cywilu? Przyszli mnie uratować?”. Fior wziął kilka głębokich wdechów. Perspektywa ucieczki i powrotu do dawnego, nędznego życia, wydawała się baardzo kusząca, jednak… nie mógł zostawić tu tego mężczyzny. Nie po tym wszystkim co mu powiedział, jak nazwał go wyjątkowym i podzielił się z nim swoimi troskami. Na dodatek, cholera, był niezwykle czarujący, ten jego wspaniały śmiech, te oczy i wszystko inne.

    Musiał myśleć szybko, odwrócić uwagę myśliwych. Wstał od razu na równe nogi.
    - B-było ich jeszcze dwoje! - krzyknął przerażony, bo tego akurat wcale nie musiał udawać. - Kobieta, blondynka pobiegła tam! - wskazał gdzieś za siebie po prawo. - Aaa, a mężczyzna, taki wysoki, postawny, skoczył w drugą stronę! - Sądził, że im więcej szczegółów im poda tym bardziej będzie wiarygodny. A szansa, że jakaś wampirzyca była blondynką, a inny krwiopijca wysoki, była niemal stuprocentowa.
    Łowcy spojrzeli po sobie.
    - To mogli być Lisa i Luca, Marco ponoć widział ich dzisiaj w okolicy. - Rzucił któryś z nich.
    Po krótkiej chwili, ktoś podjął decyzję.
    - Oddział G, idźcie po Lucę, reszta niech tropi Lisę, ta suka jest dużo bardziej niebezpieczna, uważajcie. Bella, zostań tu z chłopakiem i pilnuj to ścier… upolowanego. - zarządził mężczyzna, który stał pośrodku, musiał być kimś w rodzaju dowódcy czy lidera.
    Mężczyźni rozbiegli się w różne strony, a z Fiorem została atletyczna kobieta. Cóż, nawet gdyby chciał nie dałby jej rady samemu.
    - Jak się czujesz? Zrobił ci coś? - zapytała go, kładąc dłoń na jego ramieniu, na co Fior od razu się zachwiał.
    - T-tak, wszystko dobrze. - Spojrzał zaraz na nieruchomego wampira. - Chociaż właściwie, mogłabyś proszę zadzwonić po karetkę? Myślę, że uderzyłem się w głowę i….
    - Oczywiście, nic nie mów. Już to robię. - Bella wyciągnęła telefon, ale, jak już Fior zdążył się o tym przekonać wcześniej, w tym felernym miejscu nie było ani krzty zasięgu, a teraz zauważyła to także łowczyni.
    - Poczekaj tutaj, nigdzie się nie ruszaj. - Kobieta odezwała się zirytowana i zacmokała. Nie powinna zostawiać chłopaka samego, ale widocznie uginały się pod nim kolana i nie byłby w stanie z nią iść, a zdrowie cywila było w każdej mierze najważniejsze. W końcu odeszła, podnosząc wysoko telefon i poszła gdzieś na obrzeża parku, by złapać zasięg.

    Chłopak zastanawiał się tylko ile osób Enzo zabił w ciągu swojego życia, ludzi, którzy mieli plany, ambicje i rodziny. Jak długo on sam żył? Cóż, nie mógł go winić, Spokrewniony chciał tylko przeżyć, więc robił to, co musiał. Pod tym względem był taki sam jak Fior, on także nie był najmoralniejszym człowiekiem, ale robił to, co robił, żeby jakoś przetrwać. Właśnie to podobieństwo ostatecznie przesądziło, że Fior zdecydował się pomóc mężczyźnie, który wcześniej upadł na ziemię bez ruchu. Chłopak padł na kolana zaraz przy nim i wyszarpnął bełt z piersi Enzo, ale czy to było wystarczające? Pewnie nie do końca, bo ten wcale się nie poruszył, a raczej nie mieli wiele czasu niż tamci łowcy wrócą z powrotem po swoją zdobycz. Wciąż w głowie kołatały mu słowa Spokrewnionego, o tym, że miał nadzieję, że Fior go nie zawiedzie, że może jest czymś więcej… Sam chciał się teraz dowiedzieć kim, lub czym jest, a Enzo mógł mu w tym pomóc. Niewiele myśląc, zranił się ostrym grotem we wnętrze swojej dłoni, rozpoczynając nacięcie między kciukiem, a palcem wskazującym i pociągając je aż do nadgarstka. Skrzywił się i jęknął cicho, a jego krew trysnęła nawet mocniej niż poprzednim razem. “Cholera cholera cholera, Fior, co ty do kurwy robisz?” ganił się w myślach, kiedy przystawiał dłoń do ust nieprzytomnego wampira. “Trzeba było go tu zostawić na pastwę losu, teraz to już na pewno mnie zabije.”
    Redfaern
    Redfaern
    Innocent Creature

    Punkty : 62
    Liczba postów : 14
    Wiek : 28

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Redfaern Pon 10 Maj 2021, 19:12

    Kiedy Fior uklęknął tuż obok nieprzytomnego wampira, zauważył kilka naprawdę zastanawiających rzeczy. Po pierwsze, klatka piersiowa Enza poruszała się rytmicznie. Jak gdyby mężczyzna oddychał… tyle że to nie miało sensu, prawda? Jeżeli istniała jedna rzecz, co do której wszystkie legendy zgadzały się, to dotyczyła śmierci Spokrewnionych. To były żywe trupy, choć nieco bardzie inteligentne od zombie. Na pewno nie potrzebowały wymiany gazowej do funkcjonowania. Jednak im dłużej Fior spoglądał na Esposita, tym czuł coraz większą pewność, że się nie pomylił. To nie było złudzenie.

    Na dodatek policzki starszego mężczyzny zaróżowiły się. Sprawiał wrażenie jeszcze bardziej żywego niż przedtem. Rozchylił wargi, jak gdyby nie mógł zaczerpnąć tchu. Kiedy bełt został wyszarpnięty z klatki piersiowej, towarzyszył temu krwotok. Osocze tętniło. Pulsowało życiem, którego nie powinno być w ciele wampira. Dopiero po chwili rana zaczęła się zasklepiać i to jakby leniwie. Wnet Enzo przyssał się do dość dużej rany, którą Fior sobie zadał na dłoni. Powoli otworzył oczy, a ich wyraz sugerował przejmującą błogość i ekstazę. Przyjemność nie ominęła również Pecorara. Otulała jego zmysły słodką mgiełką. Przez chwilę chłopak zapomniał, że znajdował się w nocy w parku i to jeszcze w tak przerażających oraz niewiarygodnych okolicznościach. Kolory wokół niego pojaśniały, a w głowie delikatnie zaszumiało. Troszkę jakby po wypiciu szczególnie mocnego shota albo espresso. Tylko efekt był intensywniejszy. Wnet Enzo przesunął językiem po ranie na dłoni i ta zaleczyła się

    Wampir usiadł bardzo powoli na ziemi. Pomasował skroń.
    - Twoja krew mnie upiła - szepnął. - Dosłownie. Jestem po raz pierwszy wstawiony od naprawdę długiego czasu - mruknął.
    Zamrugał kilka razy, aby odegnać mroczki, które pojawiły się przed jego oczami. Tych również długo nie widział.
    - Co ty mi robisz? - zapytał.
    Enzo przystawił palce do tętnicy promieniowej przy swoim nadgarstku. Otworzył usta, ale prędko je zamknął. Czuł powoli narastający szok. Czy to… było tętno?
    - Twoja krew… budzi mnie do życia. Jest jak słońce. Niczym czysty blask, którego nie było mi dano widzieć od wieków. Jesteś czymś zupełnie innym, Fiorze…

    Pecoraro mrugnął i ujrzał, że Enzo nagle stał. Musiał przemieścić się w… no cóż… mgnieniu oka.
    - Ale wciąż mam dostęp do Nieświętych Darów. Nie jestem kompletnie wyleczony z nieumarłości. Ale oddycham. Potrzebuję tlenu. Jestem… chimerą. Twoja krew to cud. Albo katastrofa… - dodał po chwili tajemniczo. - Może faktycznie jesteś potomkiem Abla. Pierwszym synem jego pierwszego syna. Słyszałem o tym mity. Słyszałem… ale… to tylko mity… - Enzo pokręcił głową. - Czy może być w nich ziarenko prawdy? Niby zażartowałeś, ale co, jeśli trafiłeś w sedno?

    Wcześniej spoglądał na Fiora jak na pokarm do spożycia. Teraz jak na legendarne zwierze. Równie dobrze mogłyby mu wyrosnąć dwie pary nóg, przekształcając w centaura. Albo rybi ogon, który zmieniłby go w syrenę. W oczach Enzo był już teraz niemożliwością. Mimo że sam Pecoraro tak właściwie wyglądał jak każdy inny człowiek, choć cieszył się dużo większą atrakcyjnością od średniej. Tym się wyróżniał.
    - Niedługo świta. Nie wiem, jak długo będzie trwał ten stan. Nawet nie wiem, czy faktycznie ochroniłby mnie przed słońcem. Nie wiem, jak pokonałeś tych Łowców, ale muszę prosić cię o jeszcze jedną przysługę. Musisz wskazać mi miejsce, w którym mógłbym spędzić dzień - powiedział. - Mam do spłacenia względem Ciebie duży dług wdzięczności… ale zdaje się, że muszę go jeszcze pogłębić - Enzo skrzywił się.

    Następnie przeniósł wzrok na chłopaka w oczekiwaniu na jego odpowiedź.
    Delimbre
    Delimbre
    Tempter

    Punkty : 1394
    Liczba postów : 289

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Delimbre Sro 12 Maj 2021, 21:16

    Chociaż biologiem nigdy nie był, to jednak jakieś tam podstawowe prawa natury Fior znał, przez myśl więc przeszło mu pytanie w jaki sposób te wampiry, bo nie mógł przestawić się na nazywanie tego mistycznego fenomenu Spokrewnionymi, poruszały się, lub raczej zmuszały ciało do poruszania się bez bijącego serca. Chyba, że ich serce rzeczywiście pracowało, ale nie w zupełnie inny sposób, w końcu zaskoczyła go nieco ta plama krwi na piersi Enza. A może to miało coś wspólnego z układem nerwowym? Cóż, z pewnością nie był to moment nad zastanawianiem się nad fizjologią tych stworzeń. Pewnie, w końcu będzie miał setki pytań, którymi zasypie biednego Enzo, ale na to jeszcze przyjdzie czas, nie tu i z pewnością nie teraz, gdy lada moment na miejsce mogą wrócić łowcy, którzy dopiero co przebili pierś wampira drewnianym bełtem.

    Gdy Enzo odzyskał nieco świadomość, na tyle, by zasmakować krwi młodzieńca, chłopaka znów ogarnęło to przyjemne, jakby kojące uczucie. Może nawet spodoba mu się pojenie krwią tego wampira, skoro było to tak satysfakcjonujące doznanie. Ironicznie, dając jemu pić swoją krew, czuł się jakby to on był na jakimś dobrym haju, wszystko jakby stało się intensywniejsze, czuł na skórze najwyżej najlżejszy powiew wiatru, słyszał jak wiewiórki skaczą po drzewach w oddali, a on sam jakby był w bardziej przyjemnych okolicznościach niż ten groźnie prezentujący się skwer, rojący się od łowców i bóg wie czego jeszcze. Przez moment zupełnie się zapomniał i gdyby Enzo sam nie zasklepił jego rany swoim językiem, pewnie wcale by nie odsunął od niego swojej dłoni.

    Położył dłoń na plecach podnoszącego się Spokrewnionego, by nieco go przytrzymać. Wnioskował, że skoro jeszcze chwilę temu był martwy… albo chociaż w nienajlepszym stanie, to momentalnie nie będzie raczej w pełni sił.
    - Niemożliwe! - odpowiedział na jego słowa o byciu pijanym, lekko oburzony - Absolutnie nic dzisiaj nie piłem! Wczoraj… raczej też nie. - starał się przywołać do pamięci poprzedni dzień, ale nie był w stanie. W jego głowie kłębiły się jedynie myśli dotyczące tej nocy. Jak to się właściwie wszystko zaczęło? Coś z Aidenem chyba, a potem ten tu mężczyzna dosłownie spadł z nieba i przysporzył mu nieco przygód, żeby nie powiedzieć problemów.
    - Nie mam bladego pojęcia o czym tak poetycko mówisz, ale musimy się zwijać. Będzie raczej nieciekawie jak tamci wrócą i dowiedzą się co zrobiłem. - Fior przez moment zastanowił się co mogłaby zrobić mu taka organizacja tropiąca wampiry za uratowanie jednego z ich i żadna z tych myśli nie była zbyt pokrzepiająca, bo chłopak aż się wzdrygnął.

    Mimo tego, że myślał, że wampir będzie raczej osłabiony, ten nagle znów był w pełni sił, poruszając się nawet szybciej niż Pecoraro zdążył zauważyć. Wstał zaraz po nim, odchrząkujac, jakby chciał tym zamaskować swoje śmieszne śmiertelnicze, wolne ruchy.
    - Enzo, musimy stąd wiać. Nie mamy czasu na filozoficzne rozkminy. Może, nie wiem, to przez to, że dostałeś strzałą na wylot, a może jest pełnia czy coś, ale zastanowimy się nad tym potem. Nie możemy tu zostać, bo jak znów nas dopadną… Cholera, nie możesz zmienić się w jakiegoś nietoperza i zasnąć na drzewie czy coś? - Zapytał nieco marudnie. Wizja zapraszania tak zjawiskowego mężczyzny do jego lokum była bardzo żałosna. W końcu przewrócił oczami. Chyba nic się nie stanie jak “przenocuje” go jeden dzień.
    - No dobra to w takim razie zapraszam cię do Edenu. - Rzucił drwiąco. - Żartowałem, to tylko rozlatująca się rudera, ale znajdziesz tam nieco cienia. Trumny nie mam, ostrzegam z góry.
    Westchnął ciężko. Takiego rozwoju wydarzeń nie przewidziałby nigdy w życiu.
    - Samochód zaparkowałem po tamtej stronie. - rzucił wskazując kierunek z którego pierwotnie przybył. W końcu nie mógł odmówić tym oczom. Niby wampir już go nie hipnotyzował tym dziwnym zaklęciem, ale jednak wciąż było w nim coś kuszącego, przez co Fior nie mógł mu się oprzeć.

    Idąc szybkim krokiem zaprowadził mężczyznę do swojego rozklekotanego pojazdu, wsiadł po stronie kierowcy i zaraz po tym jak zrzucił jakieś papiery po kebabach z siedzenia pasażera, wskazał miejsce Enzowi, by ten wsiadł. Cóż, liczył tylko, że krew z ubrań wampira nie przesiąknie zbytnio w ciemną tapicerkę, bo o ile dla niego to wszystko jedno czy jest usyfiona czy nie, to jednak wolałby uniknąć wyrywkowych zatrzymań przez policję i pytań o tę zagadkową plamę na fotelu.
    Gdy mężczyzna usadowił już się na siedzeniu, Fior przez chwilę nerwowo stukał palcami w kierownicę, zanim przekręcił kluczyk… i nic się nie stało. Zaklął pod nosem i przekręcił go po raz drugi i trzeci, aż w końcu silnik załapał i chłopak ruszył szaleńczo, z piskiem opon, prowadząc zupełnie wariacko. Nie był dobrym kierowcą, właściwie był bardzo zły, i choć rozkojarzenie można mu było w tym przypadku wybaczyć to jednak jego znajomość niektórych zasad była właściwie zerowa. I tu ktoś mógłby zapytać kto mu dał prawo jazdy, choć prawdziwe byłoby raczej sformułowanie kto mu sprzedał prawo jazdy? Carlos, ten z czerwonymi włosami, znał się na swojej robocie doskonale, bo Fiora już dwa razy zatrzymano, ale jego podróbka była na tyle dobra, że nie miał z tego powodu żadnych problemów.
    Jakoś nie mógł się odezwać w czasie jazdy, skupiony absolutnie na drodze i rozmyślaniu, czy teraz i on jest poszukiwany przez tę dziwną organizację i co może mu grozić za pomoc wampirowi.
    Pod jego kwaterą byli jakieś kilkanaście minut później i Fior tylko ostrzegł wampira, by nie trzaskał drzwiami za mocno bo raz, że ktoś ich może usłyszeć, a dwa, że drzwi mogą odlecieć i wtedy już w ogóle będzie przypał.
    Młodzieniec wynajmował coś na zasadzie pomieszczenia piwnicznego w jednym z oskrobanych domów w nieciekawej okolicy. Tyle dobrego, że miał oddzielne wejście z ulicy, a klapę od domu lokatorów zabił deskami, więc nikt nie będzie im przeszkadzał. Zszedł tych kilka stopni w stronę swoich drzwi, otworzył je i zatrzymał się, patrząc znów na Enzo.
    -Nie wiem czy to kolejny mit czy coś, ale no, zapraszam cię do środka, możesz wejść. - rzucił do niego, przypomniawszy sobie, że gdzieś usłyszał taką pogłoskę, że wampiry nie mogą wejść do czyjegoś domu bez zaproszenia czy tam pozwolenia, na wszelki wypadek użył więc obu form.
    Jego lokum nie trzymało wysokich standardów, mówiąc szczerze, nie trzymało standardów w ogóle. Na samym środku stała rozlatująca się, stara kanapa, z której imitacja skóry schodziła płatami. Przed nią, na kartonie stał telewizor z odzysku i konsola XBOX z kilkoma grami, sposób na spędzanie czasu przez Fiora. Dookoła, na podłodze, wszędzie walały się puszki po napojach i butelki, przemieszane razem z brudnymi ubraniami, które kiedyś tam zabierze do pralni, i kartonami po pizzy. W rogu pomieszczenia leżała skołtuniona kołdra, którą przykrywał się, gdy szedł spać na kanapie.
    Na kuchnię składała się jedynie wnęka z mikrofalą i miniaturową lodówką, a zaraz naprzeciwko wejścia było stworzone z kartongipsu małe pomieszczenie służące za toaletę, z prysznicem i chwiejącą się ubikacją.
    Nie dziwne więc, że Fior nikogo do siebie nie zapraszał i zapewne gdyby nie była to sprawa życia i śmierci, nie wziąłby ze sobą Enza, który nie wiadomo co sobie teraz o nim pomyślał, gdy zobaczył dookoła taki syf. Znaczy nie żeby go to obchodziło, ale no jednak.
    -Ten no, wybacz ten bałagan, nie spodziewałem się w sumie gości. - Mruknął i wziął jakiś walający się karton, by zasłonić miniaturowe okna na górze pomieszczenia, które wychodziły na ulicę. Gdy skończył, po prostu nogą odgarnął cały pozostały bajzel w jedno miejsce i uwalił się na kanapę. - Rozgość się.
    Redfaern
    Redfaern
    Innocent Creature

    Punkty : 62
    Liczba postów : 14
    Wiek : 28

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Redfaern Czw 13 Maj 2021, 22:10

    Czas płynął jakoś inaczej dla Enza. Niektóre sekundy zdawały się rozciągać w nieskończoność. Z kolei raz czy dwa zdarzył się kwadrans, który przeleciał nie wiadomo kiedy. Co więcej, czuł mrowienie całego ciała. Zaswędziało go prawe ramię i je poskrobał. Dla człowieka to byłoby kompletnie nic nie znaczące wydarzenie. Dla Esposito wielki, szokujący fakt. Spokrewnieni nie odczuwali tego typu rzeczy. Co więcej, musiał mrugać, aby spojówki kompletnie nie wyschły. Poczuł się tak cholernie nostalgicznie.

    Wydawało mu się, że był człowiekiem. To go momentalnie przeniosło w przeszłość. Kilka wieków temu, kiedy wciąż oddychał, a jego policzki bez przerwy pokrywał rumieniec. Tak zamierzchłe czasy, których zapomniał... Ale ten chłopak sprawił, że wspomnienie znów pojawiło się w jego głowie. Wyraźne i intensywne, jak gdyby dopiero co je przeżył. Tu nie chodziło o bełt kuszy, ani też pełnię. To była wina krwi Fiora. A może i zasługa...

    ***

    Mediolan Nocą NOMA-Venice-Gabriel-Bella-La-regata-delle-donne-in-Canal-Grande-02

    Piętnastowieczna Wenecja. Tak wyjątkowe miasto na północy Włoch, położone nad Adriatykiem. Niezależna republika. Morska i handlowa potęga Morza Śródziemnego. Podobno założona tysiąc lat wcześniej przez uciekinierów lękających się barbarzyńskiego plemienia Hunów. Enzo pamiętał wampira, który znał te czasy. Żył w nich i opowiedział o wszystkim Espositowi. Wampirza zaraza tkwiła w Wenecji od samego początku jej istnienia. Może dlatego nic nie mogło jej wyplenić. Ale wtedy jeszcze Enzo nic nie wiedział o Kainitach. O istotach w mroku. Demonach żywiących się krwią niewinnych.

    Zapach farb. Niezliczona ilość kolorów. Palety, w których mieszano barwniki. Abramo donosił kolejne pigmenty, których bez końca ubywało. Dochodziło południe i w pobliskiej piekarni pieczono drugą turę sycącego, ciemnego chleba. Ale w powietrzu unosiło się coś więcej od woni świeżego pieczywa i farb. Kreatywność. Ogromny zapał. Ekscytacja na widok tworzonego arcydzieła. Enzo klęczał na posadzce kościoła San Cassiano. W jego dłoni znajdował się pędzel. Nanosił złoty kolor na szatę dostojnika znajdującego się po lewej stronie ekspozycji. Po drugiej stronie pracowali Ruggero i Torre, dwaj kolejni uczniowie mistrza. Tworzyli ołtarz na zlecenie patrycjusza Pietra Bona. Enzo starał się z całych sił. Chciał być najlepszy. Pragnął, aby mistrz był z niego dumny.

    Wnet poczuł jego ciepło za swoimi plecami. Antonello da Messina objął go od tyłu i położył dłoń na jego dłoni.
    – Delikatniej – szepnął mu do ucha. – Włókna mają tylko muskać płótno – powiedział i zarazem wargi mężczyzny musnęły małżowinę Enza. To sprawiło, że chłopak wzdrygnął się, ale... było w tym coś przyjemnego. Nie rozumiał swoich odczuć. Ale nie chciał, aby mistrz odchodził. Choć wolałby, aby go chwalił, niż napominał.
    – Postaram się – odpowiedział lekko zachrypłym głosem. – Robię co w mojej mocy.
    – Możesz dużo więcej. Masz talent. Jednak brakuje ci umiejętności. Musisz pracować ciężej. Mimo to... myślę, że ja nie jestem w stanie cię już niczego więcej nauczyć. Rozmawiałem już z pewną wspaniałą mistrzynią. Zdecydowała się przyjąć cię na warsztat.

    Pędzel wypadł z dłoni Enza, a złota farba rozprysła się po podłodze posadzki. Kobiety nie zajmowały się sztuką. Oczywiście, niekiedy posiadały wspaniałe umiejętności, jednak Esposito nie znał ani jednej liczącej się mistrzyni. Głównie dlatego, bo to młodzieńców przyjmowano na uczniów, a nie dziewczęta. Gdzie kobieta mogła nauczyć się sztuki, która faktycznie równałaby się z dokonaniami najlepszych? Enzo poczuł się upokorzony. Bez wątpienia mistrz da Messina po prostu był tak bardzo niezadowolony z jego postępów, że postanowił przekierować go w miejsce bez przyszłości. Gdyby miał choć trochę litości, to po prostu by go zwolnił. To było kopanie leżącego. I jakże niesłusznie! Przecież był faktycznie lepszy od Ruggera i Torrego... Dlaczego Antonello tego nie widział? W czym mu tak bardzo zawinił? Enzo poczuł, że jego życie się skończyło.

    I faktycznie tak było. Choć umieranie zajęło mu jeszcze piętnaście lat. Ale to w tym właśnie momencie został skierowany na drogę, w której trafił pod opiekę swojej mistrzyni. Drogę, na której końcu czaiła się nieśmiertelność i wieczne potępienie. Gdyby tylko wtedy o tym wiedział... Cóżby takiego uczynił? Czy odmówiłby kategorycznie Antonellowi i wybłagałby od niego dalszą naukę pod jego pieczą? Zmarłby wiele wieków temu wraz ze swoimi przyjaciółmi... Jakże kuszące to się wydawało...

    A może postąpiłby tak samo i zaakceptował swój los? Zgodziłby się na ciąg niefortunnych zdarzeń, przez który stał się tą nieszczęsną kreaturą?

    Mediolan Nocą Antonello-da-Messina-Madonna-with-the-Saints-Nicholas-of-Bari-Lucia-Ursula-and-Dominic-Google-Art-Pr

    ***

    Rausz mijał. Wnet Enzo zrozumiał, że już nie oddycha. Przestał również mrugać. Uczucie upicia minęło. Rozejrzał się dookoła i spojrzał na tę paskudną ruderę, w której mieszkał Fior. Cóż za biedny chłopak! Esposito również czuł się udręczony. Przed chwilą znajdował się w pięknym kościele wśród ludzi, których kochał. Pragnął wrócić do wspomnienia Wenecji w czasach rozkwitu, ale to było niemożliwe. Pozostał w tych mediolańskich slumsach. To było takie smutne. Uczucie nostalgii wypełniło wampira. Czasami pojawiało się samo z siebie. Mijały wieki i tak łatwo było tęsknić za czasami, których się prawie nie pamiętało. Nowoczesność i dwudziesty pierwszy wiek po prostu dręczyły.

    – Mieszkałem w dużo gorszych lokalach – rzekł. – Czasami życie potrafi nas zesłać w miejsca, z których nie jesteśmy dumni. Jednak tak długo, jak walczymy o coś lepszego... tak długo jesteśmy szlachetni, Fiorze – mruknął.

    Chłopak przypominał niezwykle rzadki, piękny, cudowny kwiat... który wyrósł na naprawdę najpodlejszej ziemi. Dodatkowo porastał go trujący bluszcz i niezliczone chwasty. Ale pod spodem czaił się prawdziwy skarb. Enzo całkiem przypadkiem na niego natrafił. Krew chłopaka zdawała się naprawdę wyjątkowa. Ale coś jeszcze nie dawało mu spokoju...

    – Dlaczego? – zapytał. – Dlaczego mnie uratowałeś? Nie powinieneś był. To nie ma sensu. Brak w tym logiki. Na twoim miejscu postarałbym się zabić tego paskudnego Kainitę. A potem próbowałbym dołączyć do Łowców. To byłby twój bilet do lepszego życia, Fiorze. Oni posiadają naprawdę ogromne zasoby. Nie musiałbyś tu mieszkać. Ja... dziękuję ci – spuścił wzrok. – Zrobiłeś dla mnie dużo. I przepraszam za te wszystkie rzeczy, które wygadywałem. Prawie ich nie pamiętam. Twoja krew mąci w głowie.

    Na jej wspomnienie Enzo aż przełknął ślinę. Zerknął w stronę przystojnego chłopaka, ale szybko odwrócił wzrok. Pecoraro może był dealerem narkotyków, ale najmocniejszy z nich posiadał w swoich żyłach. A Esposito nie chciał zostać ćpunem.
    – Masz taśmę klejącą i jakąś dyktę? Albo gruby materiał? Musimy zasłonić te małe okienka u szczytu twojej mel... posiadłości – Esposito prędko się poprawił. – Nawet niewielkie ilości Słońca mogą mnie spopielić.

    Wnet Enzo uzmysłowił sobie, że przez kilkanaście godzin będzie na łasce tego chłopaka. Co gorsza, sam mu sprzedał pomysł zdradzenia go Łowcom. Esposito zaśmiał się pod nosem, co Fior mógł różnie zrozumieć. Spokrewniony poczuł się tak głupio. A może w jego szaleństwie była metoda? Czające się pod spodem pragnienie śmierci? Przeżył już tak wiele wieków, walczył tak długo bez większych rezultatów. Może już czas było odpocząć?
    Podobne myśli znowu nawiedziły głowę Esposita, ale prędko je odegnał. Miał już za sobą czarne epizody depresji, które trwały dekady. Zagrzebywał się w ziemi i spędzał w niej niezliczoną ilość czasu. Bez krwi nie umierał, ale zapadał w mocny sen zwany torporem. Zawsze jednak coś lub ktoś go budziło, a Enzo musiał dostosowywać się do nowej rzeczywistości z jeszcze większym trudem, niż gdyby obserwował mijane lata osobiście. Torpor nie był rozwiązaniem. A na śmierć, ostateczną śmierć... jeszcze nie przyszedł czas.
    Delimbre
    Delimbre
    Tempter

    Punkty : 1394
    Liczba postów : 289

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Delimbre Pon 17 Maj 2021, 09:36

    Szlachetność? Walka o coś lepszego? Nie, Fior absolutnie nie miał potrzeby zmieniania stanu rzeczy. Rzeczywiście lepiej i wygodniej byłoby mieszkać w jakimś nowoczesnym apartamencie, ale piwniczka pod starą kamienicą też dawała mu dach nad głową, a okoliczne budy z tłustym jedzeniem dobrze go karmiły. Może i nie miał planów na emeryturę, ale był niemal przekonany, że ktoś taki jak on raczej nie dożyje sędziwego wieku, ktoś w końcu zaatakuje go skuteczniej niż Aiden, albo policja ostatecznie znajdzie jego towar i po tym jak zrobią z niego kozła ofiarnego w kilku nierozwiązanych przez tych patałachów sprawach, spokojnie zestarzeje się w karcerze Bollate.

    Teraz, kiedy siedział na względnie miękkiej kanapie, we względnie spokojnym środowisku, czuł jak powoli schodzi z niego adrenalina, która towarzyszyła mu właściwie podczas całej nocy, której to przecież wcale nie przespał i stopniowo nachodzi go zmęczenie. Chociaż ziewnął i przeciągnął się, wcale nie chciał spać. Wciąż czuł coś na kształt ekscytacji, w końcu zaraz obok niego stał najprawdziwszy wampir, ba, nawet widział go w akcji. Miał tysiące pytań, aż w sumie nie wiedział od czego zacząć. Zaraz jednak ugryzł się w język. To byłoby bardzo wścibskie, nawet jeśli kolejnego wieczoru Spokrewniony miałby pójść w swoją stronę. Albo go zabić, bo też nie wykluczał, że jest jedynie tymczasową zabawką wampira, a gdy ten się nim znudzi, zostanie wyssany do cna.

    -Wow, mówisz serio, że współpraca z tamtymi mogłaby mnie ustawić do końca życia? - zapytał udając zaciekawionego, choć tak naprawdę droczył się z wampirem. Gdyby do nich dołączył pewnie musiałby ganiać za Spokrewnionymi tak jak reszta, a on zdecydowanie preferował wygodny styl życia. Z resztą teraz i tak było już za późno skoro uciekł z krwiopijcą i jeszcze schował go w swoim "mieszkaniu".
    -Oszczędziłeś mi fatygi z wizytą u lekarza. - mruknął w odpowiedzi, tym razem szczerze, i wskazał na miejsce, w którym jeszcze jakiś czas temu widniało głębokie rozcięcie na skórze. Oczywiście chciał mu oszczędzić tych filozoficznych gadek jak to są podobni, oboje starają się tylko przeżyć, są niewidoczni dla społeczeństwa, w opinii publicznej są szkodnikami i blablabla.
    - Cholera, w ogóle jak tak teraz myślę to chyba trochę za ostro wyrwałem z ciebie tę strzałę, nie? Wybacz, powinienem być delikatniejszy, ale wiesz spieszyłem się, bo ci, jak ich tam nazwałeś, kłusownicy, biegali dookoła i sam rozumiesz... Wciąż nie wiem czy teraz nie polują też na mnie. - Aż wzdrygnął się, gdy przez myśl przeszła mu wizja, w której sam został przebity bełtem z twardego drewna.

    Fior zwlókł się jeszcze z kanapy, by dokładniej zakleić okna kartonami i uszczelnić każdy możliwy prześwit, wtykając w zakamarki swoje ciemne koszulki. Mimochodem wciąż starał się jakoś uprzątnąć dookoła. W końcu, gdy zakończył swoją robotę, usiadł znów i wskazał miejsce obok siebie, dając znać by Enzo umościł się obok niego. Podał nieco zdezelowanego pada od XBOXa, który widocznie przeżył już kilka napadów złości.
    -Musisz trzymać klapkę od dołu, bo inaczej wypadnie bateria. - Złapał jego dłoń i ustawił odpowiednio jego palce, by wygodnie było mu trzymać pada, jednocześnie podtrzymując tę felerną klapkę. Sam wziął drugi kontroler i odpalił konsolę. Chwilę zastanawiał się nad wyborem gry, ale w końcu zdecydował się na Tekkena 7. To była gra właściwie dobra dla każdego, nowicjusza czy profesjonalisty, wystarczyło jedynie wciskać randomowo przyciski, chociaż mocniejsze ich przyciskanie wcale nie zwiększa obrażeń w grze, o czym często gracze zapominają.
    -Z ktorego roku, no wiesz, jesteś? - zapytał mimochodem wpatrując się w ekran telewizora i wybierając dla siebie postać do pojedynku.
    Redfaern
    Redfaern
    Innocent Creature

    Punkty : 62
    Liczba postów : 14
    Wiek : 28

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Redfaern Pon 17 Maj 2021, 19:59

    Enzo poczuł się dziwnie. Wpierw nieswojo. Co ten chłopak wciskał mu do ręki? Wampir nie byłby zainteresowany nawet zwyczajnym, w pełni działającym kontrolerem. Natomiast otrzymał pada, który bez wątpienia był wybrakowany. Postukał paznokciami o plastikową obudowę. Milczał przez chwilę. Następnie przeniósł wzrok na starego XBOXa. Wiedział, że młodzi ludzie grają z sobą, korzystając z najnowocześniejszych zdobyczy elektroniki. Zdawało się, że Fior również próbował, ale jakąś naprawdę starą wersją konsoli. W każdym razie działała i to się liczyło.

    Minęło kilka sekund i uczucie niezręczności powoli mijało. Esposito ze zdziwieniem odkrył, że faktycznie wkręcił się w potyczki przedziwnych wojowników. Lalki na ekranie poruszały się w zależności od tego, jakie przyciski nacisnęli. Przypominało to nieco teatr kukiełek. Tyle że bez fabuły, a jedynie z akcją i rywalizacją. Enzo tak rozmyślał na ten temat, kiedy poczuł dziwny, niespodziewany spokój. Jak gdyby znalazł się w faktycznie bezpiecznym miejscu i znajdował się z przyjacielem. To było szaleństwo. Przecież nie znał tego chłopaka. Z drugiej strony... uratował mu życie. Enzo miał niejednego chwalebnego sprzymierzeńca, który koniec końców jedynie udawał lojalność. Natomiast Pecoraro nie deklarował żadnych wzniosłych obietnic. Zamiast tego faktycznie zadziałał. Pomógł mu. Wampir po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu poczuł jakąś namiastkę spokoju. Ale nawet i pod nią znajdował się niepokój. Obawiał się przyzwyczaić do śmiertelnika. Umierali stanowczo zbyt szybko, podczas gdy Enzo nadal trwał. Stulecia mijały i okazywało się, że nawet niebijące serce można złamać na kilka różnych sposobów. Jednym z nich było zbliżenie się do Kainity, a potem nagłe zniknięcie w ceremonii pogrzebowej.

    – Byłem w twoim wieku mniej więcej w 1475 roku... – Enzo zawiesił głos. – Jestem dość stary jak na Spokrewnionego. Myślę, że jestem ci winny chociażby szczerość. Normalnie skłamałbym, że jestem niewiele starszy od ciebie. Abyś poczuł się bardziej komfortowo. Choć mógłbyś mi nie uwierzyć. Nie wszystkie moje zachowania, nastroje i reakcje są kompletnie... nowoczesne... – zawiesił głos, raz jeszcze spoglądając na błyszczący ekran telewizora. – Co do strzały... nie martw się. Nie jestem przyzwyczajony do delikatności – rzekł. – Nic we mnie nie jest łagodne – uśmiechnął się zadziornie i spojrzał bokiem na Fiora.

    Nagle go zamurowało, kiedy uzmysłowił sobie, jak to zabrzmiało. Same słowa może nie były szczególnie szokujące. Jednak sposób, w jaki je wypowiedział? To zabrzmiało tak, jak gdyby flirtował z chłopakiem. Co nie miało sensu. Spokrewnieni nie kochali. Nie tak naprawdę. Czasami czuli fascynację, zainteresowanie, ale nie byli zdolności do faktycznej miłości. Na dodatek nie mogli również uprawiać seksu. Niektóre funkcje ciała zostały zachowane, mimo że Enzo nie żył. Na przykład myślał, poruszał się, męczył. Inne były kompletnie niedostępne. Nie oddychał, trawił, również nie mógł się rozmnażać. Prokreacja była domeną żywych, nie martwych. Dlaczego więc zareagował w tak niestosowny sposób?

    Nagle dotarło to do niego. Krew Fiora. Jej specjalne właściwości. Zwracała ułamek ludzkiej witalności. Jeżeli dzięki niej był w stanie przypominać mężczyznę... rumienił się, mocniej krwawił, poruszał klatką piersiową... to najpewniej byłby również zdolny do kochania się. Po raz pierwszy od około pięciu wieków. Ta myśl była kompletnie niestosowna. Dla Enza seks nie miał żadnego znaczenia. Co mu po nim? Minęło tyle wieków i dawał sobie radę bez niego. Należało zająć się dużo ważniejszymi kwestiami w świecie.

    A z drugiej strony... pod spodem Enzo wciąż był mężczyzną.
    I ta możliwość mimo wszystko kołatała się w jego umyśle.
    Tyle że Fior... również był mężczyzną. Sama myśl o zbliżeniu się do chłopaka była niestosowna. Najpewniej Pecoraro miałby o nim naprawdę złe mniemanie, gdyby dowiedział się, o czym myślał Enzo. Może nawet gorsze, niż to, które wampir miał już teraz na swój temat. Zresztą sam Esposito nie był wcale pewny, czy w ogóle czuł zainteresowanie chłopakiem. Jednak gdyby znów napił się jego krwi... to może taka informacja pojawiłaby się w jego umyśle... oraz bokserkach... Choć to wciąż był przecież mężczyzna! Ich wspólny dotyk zdawał się tak nienaturalny... zły... niestosowny...
    ...oraz cholernie nęcący...

    Na razie Enzo jedynie odchrząknął. Poczuł się nagle niedojrzały niczym nastolatek.
    – Jesteś pewny, że nikt nie będzie nam przeszkadzał za dnia? – zapytał. – Jeżeli na przykład twoja dziewczyna tutaj wpadnie... mógłbyś mieć jej wiele do tłumaczenia... – Esposito zawiesił głos.

    Odłożył pada na bok. Następnie założył ręce o siebie. Mocno nakrzyczał na siebie w myślach. Ton ostatnich dwóch zdań również mu się specjalnie nie podobał. Nigdy by nie pomyślał, że krew chłopaka może okazać się aż tak problematyczna...
    Delimbre
    Delimbre
    Tempter

    Punkty : 1394
    Liczba postów : 289

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Delimbre Pon 17 Maj 2021, 21:39

    Starał się skupić całą swoją uwagę na grze, nie tylko dlatego by zapomnieć wydarzenia minionej nocy, ale także przez to, że Spokrewnionemu całkiem nieźle szło i wygrywał większość pojedynków.
    - Szczęście początkującego. - mamrotał zwykle gdy przegrywał widowiskowo.
    Starał się nie myśleć o tym mężczyźnie więcej jak tylko o znajomym, nie robić wielkiego halo z tego, że jest nieśmiertelnym, zabójczym drapieżnikiem. Ta, łatwo mówić. Wciąż zastanawiał się jakim cudem nie zginął tam na miejscu, czemu Enzo po prostu nie wychlał całej jego krwi, a potem w pełni sił nie uciekł przed tymi łowcami. Zupełnie nie pojmował powodu, dla którego wampir tak długo się z nim cackał, oprócz dramatyzmu oczywiście, bo tego z pewnością mu nie brakowało. Uśmiechnął się pod nosem na samo wspomnienie dziwnych sformułowań mężczyzny, którymi ten od czasu do czasu go zarzucał. Zaraz jednak kwestia archaizmów została sprostowana.
    - Cholera co? - niemal natychmiast odpowiedział mu totalnie zaskoczony i spojrzał na niego z wielkim zdziwieniem. Pięćset lat? Sądził, że ma jakieś sto, sto pięćdziesiąt max, ale takiej liczby absolutnie się nie spodziewał.
    - Początkowo miałem cię trochę za dziwaka, teraz totalnie rozumiem czemu. Bez urazy oczywiście. - zaśmiał się, kręcąc głową z niedowierzania. Zupełnie zignorował jego komentarz o braku łagodności. Sądził, że to takie przechwalanie się siłą i potęgą wampirzych mocy, jakiekolwiek by nie były. Ciekawiło go oczywiście, co potrafił jego nowy znajomy, ale to pewnie było jakimś sekretem ich rasy czy coś i wolał nie ryzykować pytania o takie tajemnice. Czy przez swój wiek Enzo jest też czymś w rodzaju wampirzej elity? Czy walczył na wojnach? Nauczył się kilkunastu języków? Skończył kilka kierunków studiów? Czy podróżował i poznał jakieś zaginione kultury? Może znał jakiś sławnych ludzi? Ile właściwie ludzi zmanipulował i zabił? Te ostatnie liczby pewnie szły w tysiące… Potrafił czytać w myślach? Oby nie. Ile żyć musiał przeżyć i tworzyć tożsamości od nowa?

    - Moja kto? - Zapytał nagle, wyrwany z rozmyślań. - Heh, nie, raczej nie jestem zainteresowany lachociągami z okolicy. Nie mam dziewczyny, znaczy się. Co najwyżej możemy słyszeć kroki sąsiadów z góry, ale spokojnie, są niegroźni. Ostatnio nawet zapłaciłem za czynsz więc przez parę tygodni powinni dać mi spokój.

    Zamiast zadawać setki natrętnych pytań wampirowi, Fior stwierdził, że może sam opowie mu nieco o sobie. Chociaż jego życie z pewnością nie było tak ekscytujące jak Enza, nawet w ułamku procenta. W końcu jednak musieli się odzywać by uniknąć niezręcznej ciszy, a raczej nie przedyskutują walorów najnowszego Iphona.
    - Ja jestem z Sycylii. Nie wiem czy byłeś tam ostatnimi czasy, ale ta część kraju tętni teraz życiem, turystów jest tam więcej niż miejscowych, a interes kwitnie. Znaczy nie żeby to było dobre dla mieszkańców, bo ceny są absolutnie z kosmosu, więc albo masz firmę i zarabiasz nieźle, albo nie masz i się męczysz. Dlatego właśnie ja wyjechałem tutaj, do Mediolanu. Pierwotnie na studia, chciałem robić turystykę, żeby wrócić i pomóc rodzinie, może otworzyć tam jakiś biznes czy coś, a wyszło, no cóż, trochę nie po mojej myśli. Po tym jak rzuciłem naukę, trochę już miałem pojęcie o handlowaniu, wiesz, towarem, ale nie miałem zbyt wielu kontaktów ani oszczędności, więc po tym jak wyrzucili mnie z akademika nie bardzo wiedziałem gdzie się podziać. Trochę błądziłem tu i tam, może właśnie dzięki temu poznałem odpowiednich ludzi i teraz mój biznes jakoś idzie. Heh, w pewnym sensie robię to co chciałem od początku, nie? Wiesz, interes, haha. - uśmiechnął się łobuzersko i sprzedał mu kuksańca w bok. - A potem znalazłem to miejsce i jak już się wprowadzi….- Fior nie dokończył zdania, bo ktoś na górze mocno trzasnął drzwiami, przez co skarpetka wetknięta w szparę okna obsunęła się, wpuszczając do środka wąski promień światła. Szatyn od razu rzucił się w stronę okna, zasłaniając słońce początkowo rękami, aż w końcu znalazł coś, czym już pewniej zasłonił powstałą szczelinę.
    - Ja pierdooolę! - krzyknął sfrustrowany, że jak zwykle coś pechowego musiało przydarzyć się w jego otoczeniu. - Enzo, żyjesz tam? - Zapytał poruszony i zaraz wybuchnął śmiechem, zdając sobie sprawę jak ironicznie zabrzmiało jego pytanie.
    Redfaern
    Redfaern
    Innocent Creature

    Punkty : 62
    Liczba postów : 14
    Wiek : 28

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Redfaern Wto 18 Maj 2021, 13:10

    — Nie myśl, że Łowcy są kompletnie źli. Cześć z nich to głodne agresji lub zemsty zbiry. Nie walczą dla ideałów, ale pieniędzy lub samej przyjemności wymierzania ostatecznej śmierci. Ale niektórzy Łowcy to dobrzy ludzie. I muszę powiedzieć, że są przydatni. Nie wszyscy Kainici są tacy cywilizowani jak ja, nawet jeśli należą do Camarilli. Przez pierwsze sto, dwieście lat... może. Ale potem psychika nawet najsilniejszych zaczyna się kruszyć. Ludzki umysł nie jest skonstruowany do przeżywania tak wielu lat. Nieśmiertelność do klątwa. Wielu żyjącym osobom ciężko jest zachować zdrowie psychicznie nawet przy stosunkowo stabilnym życiu. Natomiast Spokrewnieni zabijają, aby przeżyć, są skazani na samotność oraz nigdy się nie starzeją. Prędzej czy później rany gromadzą się i wampir staje się coraz bardziej bestialski. Gdyby nie Łowcy, najpewniej cały świat wiedziałby o naszym istnieniu. Mrowie takich krwiożerczych Bestii ciężko byłoby ukryć przed ludzkością. Nasi Książęta próbują w porę je wyłapać i z nimi walczyć, ale bywa różnie.

    Enzo przez dłuższy czas robił się coraz bardziej senny. Nie dlatego, gdyż towarzystwo Fiora go nudziło. Wręcz przeciwnie, opowieść Pecorara coraz bardziej interesowała Enza. Nawet nie dlatego, bo było w niej tak wiele zaskakujących zwrotów akcji. Esposito szukał jakichś wskazówek, które mogłyby wyjaśnić, dlaczego Fior miał tak niecodzienne właściwości. Czy po prostu narodził się taki? Zdawało się to całkiem prawdopodobne. Gdyby doszło na przykład do jakiegoś niespodziewanego rytuału, Pecoraro najpewniej by o tym wspomniał. Chyba że nie wiedziałby o tym.
    — Sycylia? Sycylia to bardzo wyjątkowa wyspa - powiedział Enzo. - Niezwykle niebezpieczna. Oczywiście mam na myśli mafię. Czy może raczej wampirze szare eminencje, które stoją za nią. Należą do Sabatu, czyli sekty, która kompletnie wyrzekła się człowieczeństwa. Jeżeli myślisz, że ja jestem potworem, to zmienisz zdanie, kiedy ich poznasz. Nie chodzi tylko o ich kompletny brak moralności, ale również o specjalne Dyscypliny, które posiadają. Bardzo dobrze zrobiłeś, że opuściłeś Sycylię. Camarilla toczy wojnę z Sabatem, ale nawet najpotężniejsi Książęta trzymają się z dala od tej przeklętej wyspy. Najlepiej zrobisz, jak zaprosisz rodzinę do Mediolanu. Albo wyprowadzicie się wspólnie do jakiejś małej wioski. Spokrewnieni unikają niewielkich miejscowości, gdyż zaginięcia od razu zwróciłyby uwagę miejscowych. W wielkich miastach anonimowe tuziny giną każdego dnia i większość nawet nie zauważa.

    Enzo przeciągnął się i wyprostował. Nie musiał. Kręgosłup go nie bolał. Jednak od czasu do czasu wykonywał takie ludzkie gesty, aby ludzie czuli się bardziej komfortowo. Zakładał nogę o nogę, nieco garbił się, mrugał, skrobał po głowie, przegryzał wargę. Wszystko w tej kolejności. Wprawny obserwator zauważyłby, ze to wszystko działo się zbyt rytmicznie, zbyt cyklicznie. Jakby było bardziej wyuczone niż naturalne. No i cóż, było. Ale przez kilka pierwszych godzin zazwyczaj żaden śmiertelnik nie był w stanie spostrzec podpuchy. Dopiero potem zaczynali czuć się coraz bardziej nieswojo, choć nie mieli pojęcia z jakiego powodu.

    Wtem jednak słońce wpadło do pomieszczenia. Enzo wzdrygnął się i w ułamku sekundy przemieścił kilka metrów. Wcisnął się w róg pomieszczenia. Syknął. Jego oczy zrobiły się całe żółte i kocie. Światło. Drobna wiązka, ale gdyby uderzyła w jego ciało, byłaby bolesna niczym skoncentrowany laser.
    — Zasłoń to! - warknął nieprzyjaźnie.
    To wydarzenie go wystraszyło. A co, jeśli dojdzie do czegoś takiego ponownie w samo południe? Enzo doszedł do wniosku, że będzie musiał schować się w lodówce. Choć wątpił, aby się do niej zmieścił. Co gorsze, robił się coraz bardziej senny... widok światła go pobudził, ale chwilowo. Powieki ciążyły coraz bardziej. To był ciężki, paranormalny sen, z którym po prostu nie mógł walczyć.
    Delimbre
    Delimbre
    Tempter

    Punkty : 1394
    Liczba postów : 289

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Delimbre Nie 23 Maj 2021, 20:53


    Rozmowa z Enzo, zamiast rozwiewać wątpliwości chłopaka, sprawiała, że ten miał jeszcze więcej pytań dotyczących tego dziwacznego świata Spokrewnionych. Dzikie wampiry? Cholera, miał nadzieję, że nie są zbyt liczne i chyba miał szczęście, że do tej pory żadnego z nich nie spotkał. Ale jeśli Kainici dziczeją po jakiś dwustu latach to jakim cudem Esposito wciąż zachowywał trzeźwy umysł? Czy to było sprawą jakiś rytuałów, może picia odpowiedniej krwi? Czym jest ta cała Camarilla i wampirzy książęta? Od tych wszystkich pytań zaczynała boleć go głowa, a z każdą kolejną chwilą, gdy Ezno myślał, że coś tłumaczy tak naprawdę tylko jeszcze bardziej komplikował sprawy i Fior już zupełnie nic nie rozumiał.
    Poza tym mafia była kierowana przez Spokrewnionych? Na jego rodzinnej wyspie? Cholera, teraz miało to trochę sensu, ale było jeszcze straszniejsze niż sama świadomość, że gdzieś tam skrywała się zgraja przestępców - teraz ci kryminaliści byli jeszcze łaknącymi krwi potworami.

    Wszystkie jego przemyślenia jednak gwałtownie się urwały, gdy doskoczył zasłonić prześwit światła. Uszczelnił okna jeszcze kilkukrotnie, dokładając cokolwiek znalazł dookoła i zaklejając to taśmą, jednak jego towarzysz siedział zupełnie przerażony w kącie jego mieszkania. Fior spojrzał na niego i przełknął ślinę. Jeszcze przed chwilą Esposito wydawał mu się niczym zupełnie normalny mężczyzna, jednak teraz widząc go tak dzikiego, przypomniał sobie jak niebezpieczną istotą był jego towarzysz.
    -Wybacz. - chłopak podszedł do niego, rozkładając w rękach ciężki, ciemny koc. W sumie nie doprecyzował swoich słów, czy chodziło mu o niedopilnowanie struktury i pozwolenie na ten prześwit, czy jednak mówił o tym, co właśnie zamierzał zrobić, czyli nakryć go całego owym ciemnym kocem. Stwierdził, że to będzie chyba najbezpieczniejsze wyjście, i dopóki Enzo się nie ruszy, będzie zupełnie osłonięty przed słońcem.

    Sam wrócił na kanapę i położył się, układając sobie jakąś poduszkę pod głową. Zaczął przeglądać w smartfonie różne strony i fora internetowe dotyczące “studiowania” wampirów, bo sądził, że może chociaż w ten sposób uzyska rzetelną odpowiedź na pytania, które go dręczyły. Większość informacji o wampirach na forach była kompletną bzdurą, co stwierdził teraz po usłyszeniu tych faktów od Enzo, ale jedna ze stron w czeluściach internetu zdawała się być dość kompetentna, a prowadził ja ktoś kto deklarował, ze ma Spokrewnionego za przyjaciela. Takiego właśnie słowa użył, co dodało temu nieco wiarygodności. Oczywiście ludzie, którzy nigdy nie wierzyli w wampiry nie uwierzą nawet w tego “bloga”, a ludzie, którzy już żyli w przekonaniu o ich istnieniu, wypisywali niewiarygodne bzdury na tandetnych forach jakie znalazł uprzednio. Fior jednak, po krótkiej, ale konkretnej rozmowie z Espositem znał kilka faktów z tego niewyobrażalnego świata, mógł więc zweryfikować informacje, które w istocie się pokrywały. Tow istocie mogło odpowiedzieć na wiele jego pytań. Ledwie jednak zaczął czytać jakiś wstęp, jego powieki zrobiły się baardzo ciężkie. Nie dziwne, po tym wszystkim, co dzisiaj przeszedł, miał prawo umierać ze zmęczenia. Chyba zasłużył na krótką drzemkę i nic się nie stanie jak na kilka minut przymknie oczy...
    Redfaern
    Redfaern
    Innocent Creature

    Punkty : 62
    Liczba postów : 14
    Wiek : 28

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Redfaern Czw 27 Maj 2021, 12:25

    Mediolan Nocą Ein-Sof-Emanation-Infinite-Tree-Life-Mohrbacher

    Fior znalazł się w zupełnie innym miejscu chwilę po tym, jak zamknął oczy. Samo powietrze wibrowało od mocy. Zdawało się ciężkie od energii, która buzowała wszędzie wokoło. I rzeczywiście, dookoła pojawiały się liczne wyładowania. Trzaskały z sykiem, błyskało światło i wnet wszystko z powrotem gasło. Lecz nigdy nie było zupełnie ciemno. Otoczenie rozświetlała delikatna poświata, jednak ciężko było stwierdzić, skąd dokładnie się brała. Najpewniej gdzieś na samej górze znajdowało się słońce, jednak skutecznie zasłaniały je warstwy kłębiących się chmur.

    A także Drzewo.
    Było ogromne. Monumentalne. Nie dało się go w pełni ogarnąć rozumem, a na pewno nie wzrokiem. Fior nigdy nie był w stanie złapać go w jednym kadrze spojrzenia. Przesuwał głowę, skręcał szyję, a i tak pojawiało się więcej gałęzi i korzeni. Przedziwna, boska roślina owijała się wokół lewitującej skały. Nie wzrastała w glebę. Przylgnęła jedynie do tego kanciastego kawałka skały, który w jakiś cudowny sposób był w stanie udźwignąć jej ciężar.

    Fior był kompletnie nagi. Powiewy ciepłego wiatru otulały jego ciało. Zdawały się niezwykle miłe i kojące. To było spokojne, magiczne miejsce, które z jednej strony koiło, a z drugiej niepokoiło. Jak Pecoraro znalazł się tutaj? Z jakiego powodu? Wpierw nie mógł oderwać wzroku od Drzewa, jednak w końcu udało mu się to. Rozejrzał się. Znajdował się w okrągłej, zapadającej się dolinie. Na jej brzegach wzrastał spokojny las. Wpierw odniósł wrażenie samotności i odosobnienia. Wnet jednak zrozumiał, że cały czas znajdowała się przy nim inna istota. Po prostu nie był w stanie jej dostrzec w pierwszej chwili. Fior nagle odniósł wrażenie, że w tym wymiarze bardzo wiele rzeczy mogły pozostać ukryte. Ujawniały się dopiero wtedy, kiedy chciały. Chyba że od początku były tak obezwładniająco przygniatające jak Drzewo. To nie mogłoby uchować się przed niczyim wzrokiem.

    Mediolan Nocą Image-asset

    To była kobieta, choć płeć chyba nie miała żadnego znaczenia, skoro istota bez wątpienia nie miała nic wspólnego z ludźmi. Mogła mieć około pięć metrów wysokości. Delikatna, gładka skóra o niebieskim odcieniu. Złoty gorset i znajdujące się poniżej szerokie, czarne skrzydła. Przypominały bardziej element garderoby niż coś, z czego faktycznie można było skorzystać do latania. Mimo to zdawały się autentyczne, wyrastające z ciała istoty. Jeszcze niżej rozciągał się istny wybuch chabrowych falbanek podbitych czernią. Uwagę zwracały również płachty materiału utkanego z nocy, który rozciągał się z bransolet wokół nadgarstków. Twarz stworzenia była zakryta. Ponadto miała w głowie całkiem dużą, okrągłą dziurę. Jednak bez wątpienia żyła.

    „A kiedy ludzie zaczęli się mnożyć na ziemi, rodziły im się córki”, głos istoty pojawił się w umyśle Fiora. "Synowie Boga, widząc, że córki człowiecze są piękne, brali je sobie za żony, wszystkie, jakie im się tylko podobały. Wtedy Bóg rzekł: Nie może pozostawać duch mój w człowieku na zawsze, gdyż człowiek jest istotą cielesną; niechaj więc żyje tylko sto dwadzieścia lat. A w owych czasach byli na ziemi giganci; a także później, gdy synowie Boga zbliżali się do córek człowieczych, te im rodziły. Byli to więc owi mocarze, mający sławę w owych dawnych czasach. Kiedy zaś Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi i że usposobienie ich jest wciąż złe, żałował, że stworzył ludzi na ziemi, i zasmucił się. Wreszcie Pan rzekł: Zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchni ziemi: ludzi, bydło, zwierzęta pełzające i ptaki powietrzne, bo żal mi, że ich stworzyłem.”

    Wnet istota zamilkła. Zupełnie jak gdyby czekała na jakąś odpowiedź chłopaka...
    Delimbre
    Delimbre
    Tempter

    Punkty : 1394
    Liczba postów : 289

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Delimbre Wto 01 Cze 2021, 20:11

    Żadne sny nie nawiedzały Fiorenciano gdy zasypiał. Zamykał oczy, a potem od razu je otwierał, gdy czuł się wyspany, nic pomiędzy. Dlatego też tym razem ta sytuacja była dla niego absolutną nowością. Co więcej, była tak wyrazista, jakby dosłownie znalazł się w innym świecie, przepełnionym swoistą, mityczną magią. Cóż takiego spowodowało jego wizje?
    Był całkowicie pozbawiony ubrań, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało, miał wrażenie, jakby było to zupełnie naturalne, wręcz właściwe. Letni wiatr przyjemnie łaskotał jego skórę, choć zdawał się też nieść w sobie mistycyzm, którego znaczenia Pecoraro nie potrafił pojąć.

    Pierwszym co rzuciło mu się w oczy, a czego nie mógł wcale przeoczyć, było Drzewo. Ogromne, majestatyczne, potężne. Korzenie oplatały dziwną, unoszącą się skałę, która swoim istnieniem przeczyła podstawowym prawom fizyki, i spływały w dół, poniżej warstwy chmur. Gałęzie zaś zasłaniały cały nieboskłon, nie pozwalając Fiorowi dostrzec co znajdowało się za horyzontem. Czy to właśnie to magiczne Drzewo go tu przywołało? A może coś innego? Lub ktoś? Chłopak w ogóle nie czuł jakby śnił, wszystko było zbyt realistyczne, choć też jednocześnie nierealne. Czy to był inny wymiar, inny świat czy po prostu niesamowicie realny sen?
    Przyglądał się Drzewu przez dłuższy moment, ale poddał się, gdy nie mógł znaleźć w którym miejscu kończyły się gałęzie pokryte złocistymi liśćmi. Wtedy też rozejrzał się bliżej dookoła siebie, starając się rozpoznać miejsce, ale zupełnie żadne wspomnienie nie przychodziło mu do głowy, sugerując, że najpewniej był tu pierwszy raz.
    Był sam, przekonał się o tym, gdy nie ujrzał nikogo dookoła, ale gdy tylko wyostrzył szósty zmysł, którego nie potrafił opisać, zauważył, że zaraz obok niego znienacka pojawiła się tajemnicza istota. “Nie, ona cały czas tu była, a ja jej nie… widziałem. Czy to...Nefilim?” Przeszło mu przez myśl, gdy zobaczył skrzydła kobiety i chusty tkane z nocy. Z pewnością nie była to ziemska kreatura. Nigdy nie widział humanoida tak wysokiego, o błękitnej skórze i ziejącej dziurze w głowie. Co jeszcze skrywało się przed jego wzrokiem, a byłby w stanie ujrzeć, gdyby był wrażliwszy?

    Chłopak nie wiedział czy powinien odezwać się do kobiety czy może podejść do niej bliżej, ale zanim zdążył choćby się ruszyć, usłyszał wyraźnie jej głos w swojej głowie. Wiedział, że to ta kobieta do niego mówi, co więcej dokładnie znał jej słowa, choć wcześniej wcale ich nie słyszał. Mówiła o Bogu, który zdawszy sobie sprawę, że stworzenie człowieka było błędem, bo ludzie byli doszczętnie źli, postanowił zmieść ich z powierzchni Ziemi. Niejednokrotnie zresztą stworzyciel karał swoje “dzieła”, gdy te nie przestrzegały wyznaczonych przez niego reguł.
    Przez chwilę zupełnie go zmroziło. Czy on właśnie umarł? Może wcale nie śpi, a właśnie pożegnał się z życiem doczesnym i trafił właśnie tu. Nie wiedział czy był wystarczająco dobry jako śmiertelnik, by zasłużyć na życie w raju, ale zaraz, z kolejnym podmuchem, nadeszła odpowiedź na jego pytanie, wcale nie umarł, nie musiał się tego obawiać. Równocześnie także przyszła do niego odpowiedź na srogie słowa anielicy. Skoro ona mówiła o zagładzie, on mógł jej odpowiedzieć tylko w jeden sposób. O zawarciu przymierza.
    - Po czym Bóg pobłogosławił Noego i jego synów, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i mnóżcie się, abyście zaludnili ziemię. Wszelkie zaś zwierzę na ziemi i wszelkie ptactwo powietrzne niechaj się was boi i lęka. Wszystko, co się porusza na ziemi i wszystkie ryby morskie zostały oddane wam we władanie. Wszystko, co się porusza i żyje, jest przeznaczone dla was na pokarm, tak jak rośliny zielone, daję wam wszystko. - Melodyjne słowa popłynęły z jego ust, rozbrzmiewając niczym dzwony w tej cichej krainie. Fior absolutnie nie miał pojęcia skąd znał ten cytat, mógł go słyszeć jako dziecko, gdzieś w kościele, ale nie ma szans, by zapamiętał go tak dokładnie. Na dodatek nie mógł przestać wypowiadać słów, dopóki nie poczuł, że dokończył wszystko co powinien powiedzieć. Co jeszcze dziwniejsze, to co mówił zdawało się mieć kolor. Także smak, co było zupełnie nie do pojęcia przez jego umysł, przez co też nie potrafił dokładnie określić żadnego z tych przymiotów. - Nie wolno wam tylko jeść mięsa z krwią życia. Upomnę się o waszą krew przez wzgląd na wasze życie, upomnę się o nią u każdego zwierzęcia. Upomnę się też u człowieka o życie człowieka i u każdego - o życie brata. Jeśli kto przeleje krew ludzką, przez ludzi ma być przelana krew jego...
    Redfaern
    Redfaern
    Innocent Creature

    Punkty : 62
    Liczba postów : 14
    Wiek : 28

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Redfaern Wto 08 Cze 2021, 23:59

    Istota wydała się zadowolona, słuchając odpowiedzi Fiora. Nawet nie był pewny skąd to wiedział. Na twarzy anielicy nie pojawił się uśmiech. Jej mimika sprawiała wrażenie bardzo statycznej. Żaden mięsień na jej licu nie drgnął. A i tak otoczyła ją pewna niewidzialna aura aprobaty. Chłopak poczuł się poniekąd tak, jak gdyby ona rzuciła hasło, natomiast on dał na nie prawidłową odpowiedź. Kiedy skończył mówić, nie odpowiedziała od razu. Przez moment otulił ich spokojny, miły wietrzyk. Pecoraro odniósł przedziwne wrażenie powrotu do domu... co było śmieszne. Na pewno nigdy wcześniej nie znajdował się w tym wymiarze. A nawet gdyby, to co mógłby mieć z nim wspólnego? Był zwykłym dealerem narkotyków z Mediolanu, który przeprowadził się do tego miasta z Sycylii. Pozornie mogłaby to być rajska wyspa, gdyby nie znało się wielu szczegółów na temat życia jej mieszkańców. Na pewno jednak nie można jej było porównać do tego miejsca. Pecoraro znalazł się w faktycznym raju, a przynajmniej w jego przedsionku.

    „To Drzewo Poznania Dobra i Zła”, odpowiedziała Anielica.
    Teraz już nie mówiła dziwnymi, archaicznymi frazami. Również ton jej głosu się zmienił. Jeśli można to było w ogóle nazwać głosem. Każde pojedyncze słowo niezależnie wybrzmiewało w głowie Pecorara. Było nacechowane intonacją i charakterystycznym brzmieniem, lecz nie byłby w stanie scharakteryzować go w zwyczajny sposób. Nie posiadała żadnego akcentu, choć zarazem nie brzmiała niczym produkt komputerowego syntezatora mowy. Fior nie byłby w stanie stwierdzić, czy brzmiała wysoko, czy nisko. Czysto, czy ochryple. Czy wypowiadała wyrazy powoli, czy pospiesznie. Co zabawniejsze, już prędzej byłby w stanie przypisać głosowi anielicy kolor. I byłby on granatowy.
    „To właśnie tutaj wszystko się zaczęło przed mileniami”, Anielica dodała nieco melancholijnie. „Teraz to miejsce jest puste, jednak niegdyś tętniło życiem. Ludzkim i zwierzęcym. Pozostały jedynie duchy i istoty niebiańskie. To jednak nie to samo...”, mruknęła. A następnie... westchnęła. Z biegiem czasu zdawała się coraz bardziej ludzka. A może to człowieczy umysł Fiora coraz bardziej oswajał się z przedziwnym konceptem, jakim była. Próbował dostosować przekaz pradawnej istoty do tego, co było znajome i akceptowalne. Dlatego nadawał mu coraz więcej ludzkich cech.
    „Miałam nadzieję, że ludzie powrócą do Edenu”, dodała. „Natomiast zdarzyło się coś zgoła odwrotnego. Bóg szykuje kolejną Apokalipsę. Kolejną powódź, jednak w tym przypadku już nie będzie Noego, który przeprowadzi niedobitków do nowego świata. Ostateczny koniec. Niestety ludzie mają rację co do jednej sprawy, Fiorenciano. Bóg faktycznie ich opuścił. A mi pozostaje jedynie ronić za wami łzy. Choć może nie powinnam mówić „wami”, gdyż ty nie do końca jesteś jednym z nich. Nie jesteś zwyczajnym człowiekiem. Ale myślę, że już zdołałeś to sobie uświadomić do tej pory...”

    Umysł Fiora próbował ogarnąć Anielicę w jeszcze większym stopniu. W rezultacie jej sylwetka zmniejszała się i zaczynała przypominać coraz bardziej człowieka. Wnet stanęła tuż obok chłopaka. W tej chwili mogłaby uchodzić za kobietę, choć może prędzej aktorkę, która uciekła z planu jakiegoś mistycznego filmu. Jej skóra zaróżowiła się, dziura w jej głowie zniknęła, a w oczach pojawiły się odblaski, co nadało im głębi.
    „Nie winię Boga, gdyż ludzie zapracowali sobie na ten los. Nie znaczy to, że czuję się komfortowo z jego wyborem. Mimo to... zdaje sobie sprawę, że może nie jest najgorszy? Sam wiesz, ile w życiu przecierpiałeś. Nie masz również pojęcia, jak wiele jeszcze bólu i nieopisanej trwogi przed tobą. Aż mnie serce boli na samą myśl o twojej przyszłości, mój drogi. Może faktycznie lepiej byłoby to wszystko zabrać? Ukrócić? Jak myślisz?”

    Anielica zaczęła przechadzać się po polu. Jakby od niechcenia co chwilę kucała i przeczesywała dłonią trawę. Zbierała drobne kwiatuszki. To były zwykłe, polne kwiaty, na które większość ludzi nawet by nie spojrzała. Natomiast ona urywała każdą pojedynczą łodygę wręcz z nabożną czcią. Ruchy jej palców były bardzo delikatne. Jak gdyby trzymała w dłoniach niezwykle cenne, piękne rzeczy. Większość ludzi zignorowałaby tak pospolite kwiaty jak te. Jednak dla Anielicy zdawały się mieć duże znaczenie.
    „Nadejdzie Potop. Koniec straszliwy i krwawy. Nie pozostanie po nim ani jedna ludzka dusza. Ale... ale może nie jest jeszcze za późno. Może moglibyśmy uniknąć tego, co nieuniknione. Jednak... musisz walczyć”, szepnęła. „Musisz mi pokazać, że naprawdę jesteście warto tego by żyć. By trwać. By nie rozproszyć się i sczeznąć”, mówiła. W trakcie ostatnich słów zebrane przez nią kwiatki nagle uwiędły i rozproszyły się w szary proch. „Z niego powstałeś i w niego się obrócisz”, mruknęła. „Jeśli nic nie zrobisz, Fiorze, to ta przepowiednia się wypełni.”

    Nagle wstała i obróciła się w jego stronę. Nawiązała z nim kontakt wzrokowy. Miała piękne, duże, wyraziste fiołkowe oczy. Niby spokojne, a jednak za jej spojrzeniem szalała prawdziwa burza.

    „Jeśli odnajdziesz Kaina i przyniesiesz mi jego serce... usuniesz to pradawne zło a wraz z nim cały rodzaj przeklętych... wtedy przekonasz mnie o tym, abym wstawiła się za wami. Myślę, że udałoby mi się przekonać wszystkie chóry aniołów, jeśli tylko będę miała odpowiednie argumenty. Ale sama ich nie zdobędę. Od tego potrzebuję ciebie. Jeśli tylko zechcesz odpowiedzieć pozytywnie na moje wołanie.”

    Milczała przez chwilę.

    „Jaki więc będzie los ludzkości, Fiorze? Czy koniec świata nadejdzie? Czy może jednak będziesz walczyć, aby go uniknąć?”, zapytała.

    Proch po spopielonych polnych kwiatach osiadł na twarzy Pecorara.
    Delimbre
    Delimbre
    Tempter

    Punkty : 1394
    Liczba postów : 289

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Delimbre Wto 22 Cze 2021, 19:50

    Dziwnie znajome młodzieńcu miejsce okazało się rajem, stworzonym niegdyś przez Boga, Edenem. Tuż przed jego wzrokiem rozpościerało się Drzewo, które sprowadziło na ten świat pokusę grzechu, a ponieważ pierwsi ludzie padli ofiarą tej pokusy, każdy człowiek rodzi się teraz z grzechem pierworodnym, odziedziczonym po pradawnych przodkach. Nie dziwne jednak, że zarówno kobieta jak i mężczyzna sięgnęli po owoc z Drzewa. Majestatyczna korona zapewne była widoczna z każdego krańca ogrodu i ludzka ciekawość w końcu zwyciężyła. Chociaż mogła to być też irytacja, skoro cały czas widzieli choćby skrawek gałęzi kątem oka, musiało ich doprowadzać do szaleństwa, że nie mogli spróbować owocu z największego, najpiękniejszego drzewa, które zawsze było w zasięgu ich wzroku.

    Do tej pory Fior myślał, że to wszystko to tylko opowieści, legendy, by utrzymać moralność ludzi na określonym poziomie, a dzieci straszyć konsekwencjami nieposłuszeństwa, jednak teraz, kiedy stanął w tym miejscu, zaczerpnął tutejszego powietrza, zanurzył stopy w najbardziej miękkiej trawie, po jakiej kiedykolwiek stąpał, to wszystko wydawało się bardzo realne. Dopadły go nawet mgliste wspomnienia Utraconego Raju, z czasów, gdy ten jeszcze był tłumnie zaludniony i wypełniony zwierzętami, które w całkowitym pokoju przebywały z człowiekiem. Nie znał tych ludzi, a przynajmniej tak mu się wydawało, a jednak obraz lwicy pilnującej lwiątek i ludzkich niemowląt razem, wydawał mu się dziwnie znajomy i kojący.
    Czy to także dzieło tej istoty? Pecoraro zastanawiał się, czy przeniknęła ona tak głęboko do jego umysłu, że mogła mu już podsyłać wizje, zmieniać wspomnienia, a nawet aktualne doznania, gdy z niebieskoskórej olbrzymki, ta coraz bardziej przypominała człowieka, choć jej aura wciąż pozostawała magiczna.  

    Chłopak słuchał smutnych słów anielicy, jednocześnie zdając sobie sprawę, że nie potrafi jej pocieszyć. Nie mógł zapobiec wygnaniu ludzi z Raju. Rozmowa z istotą zdawała się być jedynie pogawędką, przynajmniej dopóki ta nie wspomniała o Apokalipsie, a wtedy, mimo ciepłego wiatru, po kręgosłupie Pecorara przeszedł nieprzyjemny, zimny dreszcz.

    "Ale jak to, w sensie, że Bóg chce ukarać ludzi? Znów? Przecież technologia w naszych czasach pozwoli jakimś ludziom przeżyć, prawda? Nowoczesne bunkry, samoloty, helikoptery, nawet rakiety i stacje kosmiczne… zawsze ktoś przeżyje, prawda?”

    Zapytał, a jego głos rozbrzmiał przez chwilę w aurze zieleni, kolorze nadziei. Nadziei, że to tylko takie straszenie, bo przecież w Biblii też nie wszystko było zupełnie dosłownie przedstawione, więc może i tym razem komuś uda się ujść z życiem, by przedłużyć gatunek ludzki.

    Kolejna informacja znów uderzyła go niczym ciężki obuch. Anielica mówiła mu, że nie jest zwykłym człowiekiem w takim tonie, jakby tylko zdradzała mu jaka będzie pogoda w następnym tygodniu. Skąd on niby miał o tym wiedzieć? Nie był nikim specjalnym, nawet nie chodził do kościoła, co więc było w nim takiego niezwykłego! Nie chciał być w żaden sposób specjalny, jeśli Potop miał nastąpić to najlepiej bez jego udziału i znienacka, by umrzeć w miarę szybko i bezboleśnie, choć topienie się z pewnością nie zaliczało się do tej kategorii. Jeśli jednak patrzeć na to z perspektywy Boga, mógł wcale nie doczekać tej katastrofy, bo choć Wszechmogący się do tego szykował mogło się to zdarzyć za kilka stuleci, gdy on już dawno zniknie z tego świata. Istota jednak wcale nie przerywała swojego monologu, tłumacząc mu jak wiele jeszcze czeka go cierpienia. Nie dziwne, większa część życia jeszcze przed nim, a każdy człowiek cierpi. Jeśli jednak chciała ona nad nim ronić łzy, to znaczy, że porównywalnie do innych, jego czekało coś gorszego. Jak bardzo gorszego, tego jeszcze nie wiedział, ale nagle perspektywa przedwczesnej śmierci i ukrócenia tego wydała się bardzo kusząca. Nie mógł jednak, albo raczej nie chciał rezygnować z małych ziemskich przyjemności, które raczej nie byłyby dostępne w niebie, a dla których mógłby jeszcze trochę pocierpieć; w końcu raczej w życiu wiecznym nie będzie mógł siadać na ławce w parku i bawić się w zgadywanie ludzkich osobowości czy też zawodów albo imion przechodzących ludzi, jak to czasem robił gdy czekał na kogoś, komu miałby sprzedać towar. Tak samo nie mógłby spacerować uliczkami Mediolanu po zmroku, a nawet jeśli, to z pewnością nie w takich okolicznościach jak na Ziemi. No i jeszcze jego plany o rzuceniu tego wszystkiego i rozpoczęciu życia jako nomada, podróżnik po całym świecie, to też z pewnością warte byłoby codziennych trwóg. Nie wiedział nawet jakie życie wieczne go czekało, bo co jeśli przez swoje występki trafi do wiecznie płonącego piekła?

    “Skoro Bóg mnie jeszcze nie wezwał, to znaczy, że mam coś do zrobienia. Chociaż wizja pozbycia się problemów jest idylliczna, to jednak muszę wrócić, dla mojej rodziny, dla siebie samego i tych wszystkich, którzy w jakiś sposób mnie potrzebują.”

    Odpowiedział, choć nie wiedział kiedy stał się aż takim altruistą.
    Leniwie wodził wzrokiem za istotą, która teraz przechadzała się po łące żywych i zbierała kwiatki, niczym dusze ludzkie, delikatne i kruche, a którym później pozwoliła rozpaść się w pył pomiędzy jej smukłymi palcami. Sam chłopak opadł na kolana i zaczął przeczesywać dłonią trawę, szukając podobnych kwiatów, jednak nie zrywał ich, a jedynie muskał je dłonią. Nie były idealne, niektórym brakowało płatków, inne już usychały, ale mimo tego wciąż były piękne, żywe.

    “Walczyć?” Odwrócił na nią wzrok. Jeśli tylko mógł powstrzymać zagładę, miał zamiar zrobić co w jego mocy, nawet jeśli był tylko pomniejszym dilerem narkotyków. “Mam zmienić ludzkość, by znów podobała się Bogu? Ha, to przecież niemożliwe, nikt mnie nie zna, nikt nie posłucha, prędzej zamkną mnie w szpitalu, uznają za wariata, który bredzi. Powinnaś znaleźć kogoś innego. Z pewnością jest więcej takich niesamowitych ludzi, jak, twierdziłaś, ja jestem. Może ktoś sławniejszy; aktor, czy…”

    Młodzieniec zaczął się już nakręcać, jednak stanowcze spojrzenie Anielicy skutecznie go uciszyło.
    Zmrożony słuchał instrukcji, jakie istota mu przekazywała. Miał przynieść jej serce Kaina; jasne, to przecież takie proste, piętnaście minut roboty i z głowy. Gdyby tylko nie to, że ten umarł milenia temu! Chyba, że… czy to możliwe że ona mówiła o wampirze? Nie byle jakim tylko tym pierwszym, Kainie. Tak właśnie mówił mu Ezno, że Kain za swoją zbrodnię został przeklęty… ale kim właściwie był Enzo, znał go w ogóle? Wspomnienia mieszały się w jego głowie, już niczego nie był pewny, nie mógł zostać już długo w tym miejscu, bo jego ludzki umysł może tego nie wytrzymać i kto wie w jakim stanie obudziłby się w swoim ciele. Czy ten mężczyzna miał z tym coś wspólnego, przeniósł go tutaj? On raczej nie był Kainem, a jedynie jego ofiarą, Fior musiał w jakiś sposób dotrzeć do pierwszego Przeklętego, a Enzo mógł mu w tym pomóc. Czy to uchroni go od klątwy, przywróci do bycia człowiekiem, a potem sprawi, że umrze? Cóż, to chyba i tak było coś, na co Enzo liczył już od dziesięcioleci, ukojenie, jak to mówił Fiorowi.
    Wtedy też doszło do niego dlaczego jego odpowiedź została tak dobrze przyjęta. Sam mówił wtedy, słowami Boga, o zemście, o krwi za przelaną krew i życiu brata, a wcześniej jeszcze o ocaleniu. Teraz to wszystko do siebie pasowało i miało sens. Miał się zemścić na mistycznym bracie sprzed tysięcy lat. Czy został wybrany bo jego krew połączyła się z wampirzą i przy tym nie umarł? Czy to właśnie czyniło go tak niesamowitym? Z każdą chwilą miał więcej pytań niż odpowiedzi, a jego czas się kończył.

    “Podejmę się tego. Ludzkość zasługuje na coś więcej niż tylko stanie się popiołem. Mnie też nie widzi się skończyć jako proch.” Ledwie skończył mówić, w oddali rozległy się głośne dzwony, a on zaczął znikać. “Co, nie, czekaj, mam jeszcze pytania, gdzie go znajdę? Gdzie jest Kain?”
    Chłopak jednak nie mógł już dłużej zmusić swojej egzystencji do pozostania w Raju i już po chwili otworzył oczy w ziemskim ciele, które było całe obolałe, a jednak wypoczęte. W porównaniu z ezoteryczną osobowością, czuł się teraz ociężały, powolny, niezgrabny. Nic też nie pamiętał ze swojego snu. Miał tylko mgliste przekonanie, że powinien dotrzeć do króla tych całych wampirów. Dzwony, które słyszał pod koniec musiały być dzwonkiem jego telefonu, dzwoniła jego matka.
    - Halo…? No.. Tak, tak, nic mi nie jest.... Miałaś dziwny sen?... I to cię właśnie martwiło? Haha… Mi chyba też coś się śniło, ale serio mamo, w porządku, nie musisz do mnie dzwonić za każdym razem, gdy będziesz miała jakiś niepokojący sen. - Chłopak rozejrzał się po pokoju, starając się określić porę dnia, ale nie był w stanie przez szczelnie zaklejone okna. -  Hej, a może to z przepracowania? Co powiesz na to, żebyś zgarnęła całą rodzinę i pojechała do babci na wieś? To takie piękne miejsce, odpoczniecie od ciężkiego biznesu, bo widocznie jesteś przepracowana, no i zobaczysz starych znajomych, bo chyba wszyscy was tam znają, prawda?... Dobra, jasne dołączę do was jak tylko będę mógł, muszę lecieć, zadzwonię później! - Chłopak zakończył rozmowę z rodzicielką upewniając się, że dyskretnie wysłał rodzinę do mniejszej miejscowości, jak poradził mu Enzo wcześniej.
    Opadł na kanapę i westchnął. Jak długo spał?
    Redfaern
    Redfaern
    Innocent Creature

    Punkty : 62
    Liczba postów : 14
    Wiek : 28

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Redfaern Czw 08 Lip 2021, 05:39

    2. lipca 2018
    Wschód słońca: 5:37
    Zachód słońca: 21:15
    Aktualna godzina: 20:19
    Miejsce: mieszkanie Fiora, Mediolan, Włochy



    Po skończonej rozmowie Fior opadł na kanapę. Zerknął na ekran komórki. Minął kwadrans po dwudziestej. Musiał przespać prawie cały dzień. Jednak według strony internetowej ten miał trwać jeszcze przez prawie godzinę. Tylko czy mógł wierzyć jej zapisom? A co, jeśli ostatnie promienie słońca przedostaną się znad zachodu i spalą starego wampira? Najpewniej rozsądniej byłoby poczekać jeszcze chwilę.

    Pecoraro czuł się dziwnie. Z kilku różnych powodów. Po pierwsze, tylko przymknął oczy ze zmęczenia, ale spał ponad czternaście godzin. To było dziwne, nawet biorąc pod uwagę utratę krwi oraz to, jak wymęczająca była ostatnia noc. Na ekranie telefonu migało powiadomienie dotyczące nieprzeczytanych wiadomości. Pomyślał, że odbierze później.

    Fior spał w ubraniach i z tego powodu czuł się nieco nieświeżo. Potrzebował prysznica. Nie chodziło tylko o higienę. Strumień wody był konieczny, aby spłukać z siebie zmęczenie, pot i strach. Nawet sen nie okazał się wcale zbyt relaksujący, choć pod względem fizycznym chłopak czuł się zaskakująco mocny. Przynajmniej nie zmarzł. Lipiec we Włoszech zawsze był gorący i brak kołdry nie stanowił najmniejszego problemu. Fior odruchowo zerknął w stronę rogu pokoju, gdzie powinna się znajdować pościel. I rzeczywiście ją tam ujrzał. Wraz z Enzem. Nie zniknął. Był tam ciągle. Spał na podłodze. Stanowił niezaprzeczalny dowód na to, że te wszystkie zdarzenia nie przyśniły się Pecorarowi. Chyba że po prostu oszalał i nie mógł dłużej wierzyć swoim zmysłom. Kilka znajomych filmów lub seriali telewizyjnych ze schizofrenikami od razu przemknęło przez głowę chłopaka.

    Jednak ciężko było myśleć o czymś innym prócz Enzie.

    Mediolan Nocą 7fceeeeb5751a9cbd7b0572e8013a3cd

    Kainita nawet spał jak model. Czy to była dla niego wygodna pozycja? Z drugiej strony zwłoki chyba nie wybrzydzają, a mimo wszystko Esposito nimi był. I tak wyglądał niczym dzieło sztuki. Fior błądził spojrzeniem tam i z powrotem. W pierwszej chwili zdawało się, że jego gość był nagi. Może przez to, jak ułożyła się na nim pościel. Mimo to w rzeczywistości posiadał na sobie bieliznę, jak Pecoraro prędko spostrzegł. Choć fakt, że w ogóle chciał ten fakt ustalić, był sam w sobie zastanawiający. Jeszcze przez chwilę spoglądał na rozbudowaną klatkę piersiową mężczyzny, kiedy wtem jego tor myślowy ruszył w inną stronę. Esposito najprawdopodobniej pachniał tak jak on. Spędził cały dzień otulony kołdrą, która musiała pozostawić na nim zapach Fiora.

    Pecoraro wtem poczuł dziwne kłucie na wewnętrznej powierzchni prawej dłoni. Jak gdyby dźgnęła go igła. Podniósł rękę i zaniemówił. Znajdował się na niej bardzo skomplikowany obrazek. Nie można go było pomylić z tatuażem głównie dlatego, gdyż łącznie miał może pięć centymetrów długości, natomiast składał się z wielu elementów. I wszystkie wyglądały niezwykle wyraźnie. Człowiek nie dysponował narzędziami, które mogłyby stworzyć coś takiego.

    Na górze znajdował się obraz lwa z Edenu.
    Czemu akurat z Edenu? Fior nie wiedział, ale ta myśl pojawiła się w jego głowie wraz z ponownym obrazem lwicy opiekującej się zarówno swoim miotem, jak i ludzkimi niemowlakami.
    Obok wzrastały symetrycznie rajskie drzewa. Po bokach i na dole znajdowały się kolaże niebieskich liści, które w pierwszej chwili można było pomylić z morskimi falami. Poniżej widniał skomplikowany system symboli, o których Pecoraro nie miał większego pojęcia.

    Jednak najmocniej hipnotyzował go środek. Znajdował się tam kompas. O dziwo na tarczy nie zostały zaznaczone strony świata. Co więc miał wskazywać? I czym? Rolę igieł pełniły dwie strzały. To one kłuły tak mocno Fiora. Prędko spostrzegł... że przemieszczały się. Obracały się, aż obydwie zastygły w jednym kierunku. Zgodnie wskazywały Enza. Przestały boleć w momencie, gdy skończyły się obracać na skórze Pecorara.

    Mediolan Nocą Mystic-color-tattoo-Lion-compass-crossed-arrows-roses-evergreen-tree-T-shirt-design-Symbols-of-touri

    Fior opadł z powrotem na kanapę.

    Usłyszał, że jego telefon zadzwonił. Bezwiednie chwycił go i ujrzał, że przyszedł właśnie kolejny SMS. Zaczął je przeglądać po kolei.

    Hurtownik zapytał, kiedy Fior odbierze kolejną działkę narkotyków do rozprowadzania. Babcia przypomniała o imieninach mamy. Alert burzowy. Podobno niedługo miał się przetoczyć okropny sztorm nad Mediolanem. Cztery ostatnie wiadomości były najdziwniejsze. Wysłała je Francesca. Najbliższa przyjaciółka Fiora, którą poznał na studiach. Potem ich kontakt osłabł, jako że nie widzieli się już codziennie, jednak wciąż byli bardzo blisko. Grali razem na XBoxie, oglądali seriale, a czasami wychodzili na miasto. Chłopak spodziewał się, że dziewczyna będzie chciała się gdzieś lub na coś umówić. O dziwo... miał rację. Przynajmniej w pewnym sensie.

    Francesca napisał:17:22
    Hej, możesz po mnie przyjechać?  Mediolan Nocą 1341793232 Marco znów ma napad szału. Okropnie się pokłóciliśmy. Zarzuca mi, że go zdradzam... i to z Tobą! Kompletny idiota!  Mediolan Nocą 282406030 Już się spakowałam, nie będę z nim ani chwili dłużej. Jak tak się boi, że jestem z innym, to może faktycznie czas go sobie poszukać. Mediolan Nocą 2574897401

    Francesca napisał:17:40
    Nie mam na myśli Ciebie rzecz jasna jako tego innego. Spokojnie Mediolan Nocą 1730270696 Po prostu... płaczę... i chyba potrzebuję przyjaciela.

    Francesca napisał:19:59
    Hej, jesteś? Zadzwoniłam, ale masz wyłączony telefon. Wszystko okej? To do Ciebie niepodobne, zawsze od razu odpisujesz. Ja... znowu się z nim pokłóciłam. Okazało się, że wziął moją komórkę i przeczytał ostatnie wiadomości. Mówi, że to jakiś dowód, jaki kurwa dowód, dlaczego on nie może przestać...?! Poszarpaliśmy się, wydarłam mu mój telefon i uciekłam z nim do kibla. Łomocze. Nie wiem co robić... Już trzy razy wybierałam numer policji, ale się rozłączałam...

    Francesca napisał:20:15
    Boże, wykurwił drzwi. Zaraz umrjpworopi-0=
    Delimbre
    Delimbre
    Tempter

    Punkty : 1394
    Liczba postów : 289

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Delimbre Sro 21 Lip 2021, 21:34

    Właściwie nigdy nie zdarzało mu się spać tak długo. A już z pewnością nie tak twardym snem. Każdy sms, czy nawet wibracja telefonu była w stanie wyrwać go ze snu. To jeszcze z przyzwyczajenia tych kilku miesięcy, które spędził na ulicy, a podczas których zbyt twardy sen skutkował utratą większości, jak nie całego dobytku. Mógłby zrzucić winę na tę dziwną wizję, która mu się przyśniła, a którą pamiętał jedynie mgliście, bez konkretnych szczegółów.
    Teraz jednak nie pora o tym myśleć, tak samo jak nie powinien przejmować się nieodebranymi wiadomościami. Czuł się brudny i śmierdzący, bo krótka drzemka okazała się być kilkunastogodzinnym snem i bynajmniej nie był w najlepszej formie, a jednak gorące letnie powietrze zrobiło swoje w ciągu dnia, ogrzewając jego ciasne, duszne “mieszkanko”.
    Dodatkowo musiał przemyśleć kilka spraw. Połknął bez popijania tabletkę na ból głowy, bo ta pulsowała niemiłosiernie i nijak nie mógł się skupić. Był wypoczęty, a jednocześnie zmęczony tą długą drzemką. Dziwne połączenie. Odruchowo chciał sięgnąć po kołdrę, którą, jak myślał, zrzucił w nocy z kanapy, ale wtedy przypomniał sobie, że wcale jej nie miał.
    Zerknął w stronę rogu pokoju, i zauważył śpiącego tam mężczyznę. Wciąż pod jego kołdrą. Mimowolnie uśmiechnął się lekko. Jakaś część jego liczyła, że Enzo zniknie, gdy chłopak się obudzi, ale lipcowe dni były długie, więc Spokrewniony nie miał okazji wyjść bez narażania się na śmiertelne dla niego promienie słoneczne. Jednocześnie był twardym dowodem, że wczorajsze wydarzenia nie były jego wymysłem ani działaniem halucynacji, choć kto wie, może jego urojenia są już permanentne po zatruciu się jakąś pleśnią czy inną toksyną przy rozprowadzaniu narkotyków. Zaraz jednak potrząsnął głową. Naoglądał się za dużo House'a i teraz stara się wszystko racjonalizować. A jednak prawdziwe wydarzenia były zupełnie nieracjonalne. Prawdziwy wampir, czy raczej Spokrewniony, jak powinien go nazywać, wciąż był w jego lokum i spał najspokojniej w świecie, choć jego pierś nie unosiła się i nie opadała jak u, hm, żywego człowieka.
    Przyglądał mu się wścibsko. Dlatego właśnie zauważył taki szczegół. Przyłapał się na tym, że zdecydowanie zbyt długo zawiesił wzrok na obcym mężczyźnie, z lekką zazdrością podziwiając jego idealne ciało, doskonale zarysowane mięśnie na torsie, łydkach i, uh, całe szczęście miał na sobie bieliznę, choć chłopak skarcił się w myślach, że jego wzrok nie powinien nawet przez chwilę przesuwać się po tamtych okolicach. Naszła go nawet myśl, że teraz otulony jego kołdrą, musiał przejść jego zapachem, a może na odwrót, może jego przykrycie będzie teraz miało zapach Enza? Przełknął ślinę na tę myśl, a w tym samym momencie na dłoni poczuł ukłucie, jakby coś go użądliło. Spojrzał szybko na wnętrze swojej dłoni i aż zacisnął na chwilę oczy, zaraz otwierając je ponownie. Dalsze halucynacje? A może wciąż śnił? Sen we śnie, jak w Incepcji.
    Kolorowe malowidło na jego skórze zdecydowanie nie było tatuażem, było zbyt precyzyjne, na dodatek nie pamiętał, by coś takiego robił, a jego skóra nie była opuchnięta. A mimo tego czuł kłucie, płaski tatuaż sprawiał mu ból, jakby był tworzony na bieżąco. Chłopak przyglądał mu się zafascynowany, nie mogąc pojąć wszystkich elementów. Rozumiał lwa, króla zwierząt, najpewniej symbol siły, życia, władzy, może nawet Boga, Drzewo życia, które najpewniej rozpościerało się jeszcze za lwem i było widoczne z każdego punktu, hm, Ziemi, lub może nieboskłonu? Pecoraro nie był do końca pewien co znajduje się w środkowym kręgu. Domyślał się jeszcze, że kwiatowe fale symbolizowały większość wody na planecie, no i jednocześnie florę, ale alchemiczne znaki zupełnie nic mu nie mówiły. A może to była astronomia? Kojarzył, że niektórymi z tych znaków oznaczało się zodiaki, lub planety, ale kompletnie nie rozumiał powiązań pomiędzy nimi.
    Najdłużej wpatrywał się w kompas na samym środku i dwie przebijające go strzały.

    Na dodatek obrazek poruszał się, co już kompletnie zdezorientowało chłopaka. Czy już popadał w szaleństwo? Dlaczego zastanawiał się nad znaczeniem symboli, zamiast w ogóle głowić się skąd te glify wzięły się na jego skórze? Bo przecież dobrze wiedział skąd, tylko nie potrafił sobie tego teraz przypomnieć, domyślał się jednak, że będzie tego potrzebował. Do czego? Tego też nie pamiętał.
    Gdy tylko strzały przestały się przemieszczać, bolesne kłucie ustąpiło, a chłopak ze zdziwieniem spostrzegł, że wskazują one… śpiącego Enza.
    Mógł go obudzić, wampiry pewnie nie potrzebowały snu. Mógł mu pokazać ten tatuaż i wypytać co wie na jego temat. Zdecydował jednak poświęcić trochę czasu dla siebie nim znów naruszy tę dziwaczną, nową sferę jego życia. Chociaż ta już chyba na stałe się z nim spoiła. Poprzez dziwny rysunek został częścią nie pojmowanego ludzkim rozumem świata.
    Było już po ósmej wieczorem, ale Fior wstawił jeszcze wodę na kawę, licząc, że ta przywróci mu przytomność umysłu nim wszedł pod lekko chyboczący się prysznic. Woda była chłodna, ale przyjemnie go otrzeźwiła i pobudziła. Nie mógł jednak przez to za to zbyt długo stać pod strumieniem i rozmyślać. Mimo tego, doznał przyjemnego odczucia, że w końcu zmył z siebie poprzedni dzień. Wziął ze sobą ubrania, ale nie męczył się wycieraniem recznikiem, tylko założył wszystko na mokre jeszcze ciało i ręką strzepnął krople wody z przydługich włosów.
    Usiadł zrezygnowany na kanapie i chcąc robić jeszcze coś “ludzkiego”, przejrzał telefon. Kilka osób próbowało się do niego dobić, odpisał więc dostawcy, że tę działkę będzie musiał odpuścić, bo jeszcze nie zdążył pozbyć się poprzedniej, mamie napisał życzenia, przepraszając, że zapomniał jej powiedzieć o tym, gdy dzwoniła, ale wzięła go wtedy z zaskoczenia, a babci dał znać, że przyjął informację i wypełnił misję. Usunął od razu alarm burzowy, jego i tak nie dotyczył, nie miał podwórka, żeby martwić się o porwane parasole czy przewrócone ogrodzenia i przeszedł do wiadomości od Francesci.
    Przeszło go uczucie smutku, że nie mógł odczytać jej smsów wcześniej, ale dopiero po ostatnim przeszedł go dreszcz grozy. Kilkanaście minut temu. Cholera, co jak coś jej się stało, a on po prostu spał? Cholera, cholera, cholera. Zerwał się z kanapy. Zaczął panikować. Musiał iść sprawdzić co się z nią stało. Jechać tam, natychmiast i upewnić się, że dziewczyna jest cała i zdrowa, że ten pojeb Marco nic jej nie zrobił. Każda minuta, ba, każda sekunda mogła się teraz liczyć, ale… jeśli na zewnątrz wciąż było jasno, mógł ryzykować życiem Enzo. Czy powinno go jednak obchodzić istnienie jakiegoś wampira, gdy na szali jest życie jego przyjaciółki? Logiczna odpowiedź brzmi nie, ale nie mógł pozwolić by Spokrewnionemu coś się stało. Jakkolwiek nieracjonalne to było, czuł, że łączy ich jakaś więź. Przez kompas? A może przez to, że dał mu nieco swojej krwi? Nie to było teraz najważniejsze. Musiał okryć go jak tylko się da. Znów zarzucił na niego kołdrę, tym razem bardzo dokładnie go nią owijając. Musnął przy tym kilkukrotnie jego skórę, która była zadziwiająco chłodna. Cóż, chyba nigdy się do tego nie przyzwyczai. Zerwał też zasłonkę od prysznica i zarzucił ją na mężczyznę, dokładając jeszcze kilka bluz i za dużych koszulek, by upewnić się, że cały jest zabezpieczony przed światłem.
    - Cholera, nawet nie wiesz jak głupio się czuję robiąc to. - zaśmiał się nerwowo i z zażenowaniem. To co robił było absurdalne i zupełnie nielogiczne, a do tego wręcz śmieszne, ale musiał ratować swoją przyjaciółkę, a ta nie odbierała telefonów, choć chłopak wciąż ponawiał połączenie do niej. Oby tylko nie pogorszył sprawy.
    - Nie ruszaj się stąd, wrócę po zmroku, żeby już cię nie narażać. Heh, szczęśliwie i tak jesteś w takim miejscu, że raczej nie jesteś na linii… no wiesz, strzału promieniem. Muszę iść sprawdzić co u mojej przyjaciółki, może być w lekkich tarapatach. - usprawiedliwił się o skończył zasłaniać go wszystkim czym miał, na koniec przesuwając jeszcze kanapę prostopadle do niego, by w najgorszym wypadku mebel mógł zasłonić go przed promieniami, gdyby te się jakimś cudem odbiły.
    Złapał swoją skórzaną kurtkę i trzymając ją nad głową, by zminimalizować przenikające do kawalerki światło, szybko wyszedł najcieńszą szczeliną jaką mógł przejść.
    Odetchnął głęboko, licząc w głębi duszy, że wampir nie został poszkodowany i biegiem puścił się w stronę samochodu, odpalając silnik, by popędzić do mieszkania Francesci.
    Dojechał na miejsce w ciągu kilku minut, bo na szczęście, ulice były już dosyć opustoszałe, choć po chodniku wciąż przemieszczały się masy turystów, kierujących się ku wieczornym atrakcjom, które oferował Mediolan.
    Zaparkował niedbale przed apartamentowcem w którym mieszkała dziewczyna i puścił się pędem do środka. Portier rozpoznał chłopaka, bo ten parę razy odprowadzał dziewczynę pod jej luksusowy apartament, więc nie miał problemu z dostaniem się do windy. Czekanie aż kabina zjedzie było męką, ale wiedział, że bieg po schodach byłby jeszcze wolniejszy, na dodatek nie miałby siły, gdyby musiał mierzyć się z Marciem.
    W końcu dotarł na piętro gdzie dziewczyna mieszkała ze swoim chłopakiem i, tak jak się spodziewał, drzwi były zamknięte. Chwilę uderzał pięściami w drzwi, aż w końcu Marco, krótko obcięty brunet jego wzrostu, ale znacznie lepiej zbudowany, uchylił drzwi, zabezpieczone łańcuszkiem.
    - Czego chcesz, zaraz sprowadzisz mi na łeb wszystkich sąsiadów. - syknął lokator dość nieprzyjemnie.
    - Wolisz, żebym ściągnął tu policję? Nie ma sprawy, twój wybór. - Fior teatralnie wzruszył ramionami, wyciągając telefon.
    - A spierdalaj, mam tam znajomego, nic mi nie zrobią. - fuknął krótkowłosy i już chciał zatrzasnąć drzwi, ale powstrzymała go przed tym wsunięta w szczelinę stopa Fiora.
    - Słuchaj, chcę tylko stąd zabrać Francescę. Wiesz, upewnić się, że nic jej nie jest, bo mieliście małą sprzeczkę. - Pecoraro chciał załatwić sprawę jak najbardziej polubownie, ale Marco widocznie nie był w nastroju, wciąż pchając drzwi. Fior złapał za skrzydło drzwi i pchnął je od siebie z całej siły, poszerzając znacznie szczelinę i przy okazji zrywając łańcuszek. Cóż, łańcuch jest tak silny jak najsłabsze ogniwo, więc to tu musiało być już mocno zużyte, albo źle dokręcone. Marco starał się nie wyglądać na zaskoczonego, zupełnie jakby planował go wpuścić od początku.
    - Twój pizduś przyszedł! - wydarł się, zakładając o siebie ramiona i opierając się o pobliską ścianę. Fior pędem rzucił się w stronę łazienki, gdzie drzwi rzeczywiście były wyłamane z zamka, a w środku zastał skuloną, zapłakaną dziewczynę. Pochylił się nad nią, szukając czegoś, żeby mogła otrzeć łzy i dokładnie w momencie, kiedy podawał jej chusteczkę, Marco zamachnął się na niego od tyłu. Pecoraro w ostatniej chwili odwrócił się i ramieniem zamortyzował jego cios na tyle, że tylko stracił równowagę z kucek, ale nic mu się nie stało. Krótkowłosy jednak nie odpuścił i natarł na niego ponownie, tym razem jednak Fior jednak zwinnie go podciął, tak, że teraz Marco stracił równowagę i upadł przy okazji nieco się obijając o półkę. Ewidentnie wkurzył się jeszcze bardziej, ale Pecoraro nie miał zamiaru czekać na rozwinięcie tej potyczki. Zgarnął dziewczynę pod ramię i razem wybiegli z apartamentu.
    - Wszystko w porządku? Nic ci nie zrobił? - zapytał chłopak, gdy już względnie bezpiecznie byli w windzie. Liczył, że Marco nie przeniesie swojej agresji na korytarze apartamentowca, tym bardziej, że były tam kamery, więc chyba bojownik odpuści sobie możliwość pozwu o przemoc i związanych z tym konsekwencji.
    W odpowiedzi dziewczyna pokiwała głową, ale zaraz dodała:
    - Znaczy… jest okej. Nic nie zrobił. - wymamrotała, jakby obawiała się, że zostanie źle zrozumiania i zaraz wtuliła się w Fiora, pochlipując jeszcze cicho.
    Chłopak bezwiednie ją do siebie przygarnął, głaskając po plecach.
    - No już już, taki śmieć na ciebie nie zasługuje. Znajdziesz sobie lepszego. A póki co, musisz złożyć zeznania na policji. - Dziewczyna uniosła na niego wzrok nieco przestraszona.
    - Możemy to zrobić jutro? Teraz, no wiesz, nie jestem w stanie.
    - Jasne, jasne…- Mruknął Fior
    - Wiesz, nie mam gdzie zostać, więc może…? - zaczęła Francesca.
    - Spoko, dam ci kasę, żebyś zatrzymała się w jakimś hotelu czy coś. - chłopak uśmiechnął się do niej łagodnie. Winda wydała z siebie przeciągłe piknięcie, informując, że dotarli na parter.
    - Nie nie, nie chcę cię narażać na wydatki, a po tym jak ostatnio straciłam pracę to nawet nie będę miała ci jak oddać. Może mogę się zatrzymać u ciebie? - dziewczyna spojrzała na niego błagalnie.
    - No wiesz, nie bardzo mam warunki…- zaczął znów Fior zakłopotany, przypominając sobie, że już ma jednego lokatora.
    - Nic nie szkodzi, przecież wiem jak mieszkasz, byłam już u ciebie. - Starała się go przekonać. Ostatecznie Pecoraro nie mógł odmówić dziewczynie w potrzebie.
    Najpierw jednak przekonał ją, by spędzili trochę czasu w kawiarni, napili się kawy i zjedli coś słodkiego na polepszenie nastroju. Bo, jak przekonywał, lepiej spędzić czas na mieście niż w jego nudnej ruderze. Po prawdzie chciał tylko przeczekać dopóki znów nie zrobi się ciemno, by mogli wejść, nie narażając przy tym Enzo. Cały czas skrupulatnie starał ukrywać się wnętrze ręki, na której znajdował się tatuaż, chociaż był pewien, że przy paru okazjach Francesca miała już okazję na zauważenie go. Dlatego był tak zdziwiony, że dziewczyna nie reagowała, bo zwykle ona najbardziej byłaby podekscytowana taką zmianą u niego, ale tłumaczył sobie, że to przez te trudne przejścia sprzed paru chwil i dziewczyna z pewnością ma na głowie ważniejsze rzeczy niż dziwny obrazek na jego ręce. Zastanawiał się przy tym jak przedstawić Kainitę dziewczynie, ale chyba po prostu powie jej, że to znajomy, który akurat wpadł na piwo i Tekkena, czy coś. Najwyżej Francesca oskarży go o ignorowanie jej wiadomości podczas zabawy z kumplem, ale hej, przecież w końcu jej pomógł, nie? Bo raczej nie wyobrażał sobie tłumaczenia się z tego, że odsypiał zmęczenie po nocnej wyprawie podczas której został dźgnięty, wampir wypił jego krew, zasklepił mu ranę, wampir umarł, on go ożywił i jeszcze spławił jakiś potężnych łowców. Tak, to brzmiało zdecydowanie zbyt nieprawdopodobnie i dziewczyna tylko by się bardziej obraziła, myśląc, że to wyjątkowo słabe kłamstwo.
    Spędzili nieco czasu w przytulnej kawiarence, a Fior starał się przeciągać spotkanie jak najdłużej, zanim upewnił się, że słońce całkowicie zniknęło za horyzontem i zapadła całkowita noc. Dopiero wtedy skierowali się do samochodu i, po tym jak Fior szarmancko otworzył przed dziewczyną drzwi, wsiadł po swojej stronie i odpalił nie najcichszy silnik. Dochodziła jedenasta, a jednak wciąż dało się spostrzec gdzieniegdzie turystów, teraz już najczęściej pijanych. Chłopak wpadł więc na pomysł, żeby zabrać dziewczynę na krótką, kojącą przejażdżkę zaraz za miastem, gdzie drogi były nieco węższe i snuły się między polami w okolicy miasteczka Ronchetto Delle Rane, by nieco rozluźnić, wyciszyć i zrelaksować dziewczynę, nawet jeśli miałby krążyć po okolicy przez godzinę czy więcej.
    - Wiesz co, muszę cię ostrzec, bo wiesz, mój znajomy wpadł na chwilę, ale nie przejmuj się, od razu odeślę go do domu, żebyś mogła w spokoju się przespać. - Powiedział, gdy już ruszyli, zawczasu ostrzegając i uspokajając dziewczynę przed jego niestandardowym gościem. Skoro zapadła już noc, nie było sensu oczekiwać, że Kainita zostanie w jego ciasnym, obskurnym mieszkaniu. Był przecież drapieżnikiem, dziką istotą, to tak jakby trzymać tygrysa w kawalerce.
    Chłopak zamyślił się na chwilę nad tym co zrobi Enzo, gdy już go opuści, czy tej nocy zapoluje? Czy będzie musiał kryć się przed łowcami - kolejnym argumentem, dlaczego nie mógł zostać u chłopaka, by nie zostać szybko odkrytym? A może wyjedzie w zupełnie inne, odległe rejony Włoch? Coś lekko ukłuło go w dłoń, gdy tylko o tym pomyślał. Dobrze spędzało im się razem tych kilka godzin, a niesamowicie nieprawdopodobna historia na pewno nie zniknie już z jego pamięci. Choć niestety nie będzie mógł jej nikomu opowiedzieć, bo wezmą go za wariata.
    Z rozmyślań wyrwało go ostre światło zaraz naprzeciwko niego. Ktoś jechał prosto w nich z pełną prędkością, z pewnością intencjonalnie chcąc spowodować śmiertelny wypadek. Dziewczyna pisnęła, a dla Fiora czas zwolnił. Nagle zupełnie dokładnie wiedział o ile stopni powinien skręcić kierownicą, by uniknąć stłuczki, a jednocześnie nie wpaść w poślizg i nie dachować. Z odpowiednią siłą, jakby był w takiej sytuacji tysiące razy, wcisnął pedał hamulca, w idealnym momencie delikatnie skręcił kierownicą, zgodnie z wcześniejszą analizą i zaraz znów przyhamował, by nie wyjechali zbyt daleko w pole, a zamiast tego zatrzymali się na poboczu.
    Gdy skręcił kierownicą poczuł lekkie szarpnięcie, zahaczając lusterkiem, które łatwo odpadło, zdrapując nieco lakieru po stronie kierowcy i lekko wyginając blachę, ale szczęśliwie oboje wyszli cało z tego incydentu, a niewzruszony wariat, nie zważając co się właśnie stało, pomknął dalej jak gdyby nigdy nic.
    Oboje dyszeli ciężko, gdy do ich świadomości dochodził fakt jak destrukcyjnego wypadku właśnie uniknęli. Padli sobie w ramiona, panicznie się ściskając i choć Fior starał się być dzielny, ciążyło mu niesamowite poczucie winy, że naraził swoją przyjaciółkę na takie niebezpieczeństwo.
    Cholera, jakby jeszcze mało przeszła tego dnia.
    - Pieprzony samobójca… - wymamrotał chłopak.
    - Raczej pijak. - wydukała jedynie dziewczyna, wciąż drżąc.
    Na dodatek w oddali błysnęło jasne światło i po chwili rozległ się głośny grzmot.
    Redfaern
    Redfaern
    Innocent Creature

    Punkty : 62
    Liczba postów : 14
    Wiek : 28

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Redfaern Pią 06 Sie 2021, 23:42

    Francesca nawiązała kontakt wzrokowy z Fiorem. To spojrzenie przedłużało się. Spostrzegł w jej oczach niepewność, zdziwienie, strach... Wiele z tych emocji znajdowało się już wcześniej od czasu konfrontacji z Markiem. Teraz jednak uległy znacznemu wzmocnieniu. Nic dziwnego... o mały włos nie doszło do śmiertelnego wypadku.
    – Ty... kurwa pieprzony rajdowcu – w głosie dziewczyny pojawił się podziw względem umiejętności Pecorara. – Albo cholerny szczęściarzu... – mruknęła i pokręciła głową w niedowierzaniu.

    Następnie spojrzała w stronę błysku, który przeciął mrok nocy. Tymczasem Fior jeszcze przez chwilę spoglądał na swoją przyjaciółkę. Miała jasną cerę i długie, czarne włosy. Była bardzo ładna i kobieca, choć często próbowała to ukryć pod workowatymi i mało stylowymi ubraniami. Jednak w tej chwili skoncentrował się na jej cieniach pod oczami, których wcześniej nie było. Nie pasowały do niej. Podobnie jak siniaki na ramionach, który wystawały spod rękawów.

    Mediolan Nocą Cb4890e574d83d4407842d9db6e2c186

    – Też otrzymałeś alert burzowy? – mruknęła dziwnie neutralnym tonem. – Zdaje się, że faktycznie będzie padać.
    Jasne światło i grzmot. Wnet rzęsisty deszcz zaczął opadać na ulice Mediolanu. Mieszał się z brudem, pyłem i spalinami. Ta mieszanka wsiąkała w kratki kanalizacyjne. Francesca spoglądała na nią w milczeniu. Potem przeniosła wzrok na Fiora. Spojrzała na niego raz jeszcze... ale jakby w inny sposób. Zdawała się wahać. Jak gdyby pragnęła coś powiedzieć, jednak z jakiegoś powodu tego nie robiła. Pecoraro mimowolnie zmarszczył brwi, bo Francesca nigdy nie była taka tajemnicza. Natomiast w tej akurat chwili emanowała gęstą, dziwną aurą złożoną z niezliczonych znaków zapytania. Nawet nie powiedziała nic szczególnie zastanawiającego. Po prostu jej spojrzenie... było zupełnie inne. Nieznośnie enigmatyczne. Dziwne.

    Znajdowali się w części Mediolanu, która w godzinach nocnych nie była zbyt zatłoczona. W tej chwili wokół nich nie było żadnych innych samochodów. Nawet ten, który o mało co w nich nie uderzył, zniknął gdzieś dalej.
    – Nie ma sensu tu stać. Może weźmiesz to lusterko? – zasugerowała Francesca. Wypowiedziała te słowa i ta dziwna aura sekretów kompletnie wyparowała. – To, które odpadło. Może uda się je naprawić? – wzruszyła ramionami. – A nawet jeśli nie, to dobrze będzie je pokazać policjantowi, jeśli jakiś będzie chciał nas zatrzymać z powodu tej usterki.

    Co gorsza, kiedy później Fior spróbował włączyć silnik, ten się zaciął. Nie chciał zaskoczyć. Przez całą minutę chłopak walczył ze stacyjką, kiedy nagle poczuł na ramieniu uścisk Franceski.
    – Fior... co do...
    Chłopak podniósł wzrok znad kierownicy i ujrzał, że kolejny samochód mknął prędko ulicą. Bez wątpienia szybkość była nieprzepisowa. Czy rozgrywał się jakiś miejski nielegalny wyścig? Na to wyglądało... tylko że noc zdawała się jeszcze młoda. Czy takie imprezy nie organizowano nieco później?

    Jego rozmyślania zostały nagle i brutalnie przerwane. Gdzieś z nieba z wielką prędkością zaczęło spadać malutkie światełko... i kierowało się niczym pocisk prosto w stronę rozpędzonego samochodu. Kiedy znalazł się dość nisko, aby okoliczne latarnie mogły go oświecić, Fior ujrzał zarys koziołkującej butelki. Wnet roztrzaskała się na karoserii i wybrzmiał kolejny już grzmot tego wieczora.
    – Prawdziwa burza – szepnęła Francesca. Jeśli to możliwe, to zbladła jeszcze bardziej.
    Tego typu sceny bawiły na ekranie telewizora podczas seansu filmu akcji. Na pewno nie cieszyły w prawdziwym życiu. Samochód zapłonął i prędko skręcił w bok, uderzając w zarys wiaty przystanku autobusowego. Jakby tego było mało, to wnet z wysokości sfrunął kolejny koktajl Mołotowa, mający na celu przypieczętowanie losu pojazdu.

    Fior wyjrzał w górę. Wnet błyskawica rozświetliła dach pobliskiego budynku. Miał co najwyżej trzy piętra, dlatego był w stanie dostrzec postać znajdującą się na samej górze. Nawet jeśli tylko przez chwilę. Co więcej, Znak na ręce Fiora znów zapiekł. Jedna ze wskazówek skierowała się w stronę postaci stojącej ponad nimi wszystkimi. Niestety Pecoraro nie mógł przyjrzeć się nieznajomemu, gdyż światło latarni nie sięgało tak daleko. Wtem jednak kolejna błyskawica zalśniła na firmamencie. Przez ułamek sekundy z mroku wyłoniła się twarz młodego mężczyzny.

    Miał półdługie, ciemne włosy. Przynajmniej wydawały się ciemne w nocy. Równie dobrze to mógł być blond, jednak Fior stawiał na czerń lub ciemny brąz. Przestrzeń wokół ust była pokryta krwią... a przynajmniej szkarłatną cieczą. Chłopak nosił kolczyki i łańcuszek wokół szyi. Uwagę przykuwał również duży plaster naniesiony na nos.

    Mediolan Nocą 91920ad5dd4a5130e2205ee1f128287f-2

    Wtem schylił się i podniósł kolejną butelkę. Przez dwie sekundy przygotowywał ją do rzutu... i go wykonał. Wycelował w kolejny już samochód, który niespodziewanie wyjechał zza zakrętu. Koktajl trafił w przednią szybę i kierowca wrzasnął tak głośno, że pewnie połowa Mediolanu go usłyszała. Skręcił w drugą stronę, ominął przystanek i uderzył niebezpiecznie blisko samochodu Fiora.

    Tymczasem Francesca chwyciła za klamkę. Bez wątpienia zbierała się do wyjścia na zewnątrz.
    – Chodź, musimy im p-pomóc! – krzyknęła. – Oni jeszcze żyją! M-masz... g-gaśni... g-gaśnicę?
    Oczy dziewczyny były szeroko rozwarte w szoku. Jej wargi lekko drgały, a na przedramionach pojawiła się gęsia skórka.
    – Ty uratowałeś mnie – szepnęła. – Mam dług wdzięczności względem świata... czas go zwrócić...
    Delimbre
    Delimbre
    Tempter

    Punkty : 1394
    Liczba postów : 289

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Delimbre Nie 05 Wrz 2021, 20:57

    Jeśli dziewczyna uważała Fiora za szczęściarza to jego szczęście musiało być doprawdy bardzo parszywe. Ostatnie dni, a właściwie godziny przyniosły mu więcej wrażeń niż całe życie do rej pory razem wzięte. A wyglądało na to, że to wcale jeszcze nie był koniec jego przygód.
    Teraz czuł się odpowiedzialny za dziewczynę. To on ją w to wciągnął i naraził na niebezpieczeństwo. Zawsze uważał ją za piękną i bardzo dziewczęcą, jednak nie była dla niego nikim więcej jak tylko przyjaciółką. Zrobiło mu się szalenie przykro, że nie odczytał przesłanych przez nią wiadomości wcześniej i teraz musiał patrzeć jak ta drobna dziewczyna pokryta jest siniakami na ramionach, a jej oczy są opuchnięte zapewne od płaczu i nerwów. Ile wycierpiała w czasie kiedy on sobie smacznie spał?

    Nie dziwne więc, że dziewczyna była tak nienaturalnie milcząca, a jej ton głosu wcale nie przypominał normalnego, który Fior pamiętał z wielogodzinnych pogaduszek.
    - Tak, dostałem. Zignorowałem go. - Mruknął chłopak, a zaraz po grzmocie z radia, zamiast włoskiej listy przebojów, wydobył się szum radiowy, sugerujący, że burza była blisko i była całkiem poważna.
    Dziewczyna przyglądała się Pecorarowi z milionem niewypowiedzianych pytań w oczach, ale widocznie nie chciała ich zadawać. Nie dziwne, musiała być w całkowitym szoku po tym jak ledwie uniknęli wypadku.
    Fior dopiero po sekundzie zrozumiał o jakim lusterku mówi dziewczyna, ale rzeczywiście od jego starego gruchota odpadła kolejna część, która zapewne zostanie przytwierdzona na szarą taśmę i słowo honoru.
    Wyszedł z samochodu i podniósł z ulicy odłamane lusterko, które wrzucił gdzieś na tylny fotel. Przekręcił kluczyk w nieco przerdzewiałej stacyjce, ale jak na złość, samochód wydawał z siebie jedynie przyduszone pomruki zapłonu.
    Chłopak przeklął pod nosem, przekręcając kluczyk po raz kolejny i wściekle wciskając sprzęgło. Czyżby ten szalony manewr wykończył jego grata? Oby nie, nie chciał wracać pieszo z Francescą z tego miejsca, bo na autobus o tej porze raczej nie miał co liczyć.
    Był skupiony na walce z samochodem i dopiero dłoń dziewczyny na jego ramieniu zwróciła jego uwagę na otoczenie. Kolejny samochód przemknął z zabójczą prędkością. Co do chuja się tu działo? Rozumiał jednego spieszącego się wariata, ale kolejny nie mógł już być przypadkiem.

    Butelka spadająca z nieba… Tylko tyle zdążył pomyśleć, zanim samochód objęły płomienie i rozległ się głośny grzmot rozbijającej się butelki i zapalającej benzyny, która niewątpliwie była w środku. Kierowca stracił panowanie i uderzył w przystanek, z wielką prędkością i możliwe, że od razu przypłacił to życiem. Tym bardziej, że kolejny wybuch płomieni zdecydowanie minimalizował możliwości przeżycia kierowcy i potencjalnych pasażerów pojazdu.
    Fior poczuł, jakby ktoś przywalił mu pięścią w brzuch. Zupełnie nie wiedział co robić, takie sytuacje nie zdarzały się na porządku dziennym. Instynkt mówił mu, że powinien uciekać jak najszybciej, więc jeszcze gwałtowniej podjął walkę, by odpalić samochód, ale wciąż nic się nie działo. Rozejrzał się i spojrzał na budynek na dachu którego stał szaleniec. Zauważył jedynie jego cień, mimo błysku wyładowania atmosferycznego. Mimo tego miał złe przeczucie. Znak na wnętrzu jego dłoni zapiekł nieznośnie. Cholera, znów coś było grane. Strzałka jakby znów starała się złapać odpowiedni kierunek zanim zatrzymała się, wskazując w punkt, gdzie stał chłopak rzucający mołotowy.


    - Nie nie nie, ty wybiegniesz, a potem ja będę przebierał nogami w miejscu, jak w każdym innym śnie. Nie ma mowy, możesz zadzwonić po służby i nic więcej. Oni zasłonięci są bezpieczniejsi niż ty taka odsłonięta. - odpowiedział panicznie, choć zdawał sobie sprawę, że sami byli w pułapce. Nie wiedział ile czasu minie zanim sami staną się celem. Nie musiał długo czekać, bo kolejna butelka rozbiła się na bagażniku jego pojazdu.
    - Wiej! - rzucił do dziewczyny, samemu wypadając z samochodu. Złapał ją i osłonił ramieniem, na ślepo biegnąc do budynku, na którego dachu stał szaleniec, bo ten akurat był relatywnie najbliższym schronieniem. W razie konfrontacji jakoś sobie poradzi, a zdecydowanie wolał skończyć pobity niż spalony na skwarkę.
    Drzwi prowadzące do środka blokował jedynie zardzewiały zamek, który złamał, gdy chłopak wpadł na drzwi ramieniem, używając przy tym całej swojej wagi.
    Dyszał, opierając się o ścianę i wciąż ściskając mocno Franceskę ramieniem.
    - Nic ci nie jest? - zapytał, szybko ją oglądając i zaraz zauważył wąską strużkę krwi ściekającą z jej nogi. Musiała się o coś zahaczyć gdy biegli.

    Sponsored content

    Mediolan Nocą Empty Re: Mediolan Nocą

    Pisanie by Sponsored content

      Similar topics

      -

      Obecny czas to Nie 19 Maj 2024, 07:20