01001001 01010010 01001100

    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Wto 23 Mar 2021, 00:45

    Zaskoczył go i to nie tylko tym, że nie dał się speszyć, ale przede wszystkim szczerością. Rzadko bowiem zdarzało mu się spotkać kogoś, kto wystawiłby się na kpinę w tak łatwy i prawdopodobnie świadomy sposób. Bo owszem, mógł złośliwie z niego zażartować, mógł wyśmiać jego śmiałość, tak jak pewnie zrobiłaby większość, wyczuwając swoją przewagę, ale nie chciał. Nie miał w tym żadnego interesu, na pewno nie dziś. Dziś chciał... chciał poczucia przynależności, zrozumienia, ułamka tego, co zawsze wydawało mu się nieosiągalne.
    Uśmiechnął się subtelnie, rozbawiony jego zachętą i poczekał aż odegra mu tę scenkę raz jeszcze. Gdy to się stało, ujął jego ręce w swoje dłonie. Na pewno wyglądali dziwnie z perspektywy chociażby innych graczy. Tutaj raczej nie zdarzało się żeby ludzie zachowywali się w sposób w jaki zachowywali się oni. Tym bardziej, że dla innych byli nie graczami, a graczem i botem.
    - Nie, nie często - odpowiedział i bez nachalności, ale w czułym geście, zaczął uciskać palcami wnętrza jego dłoni. Lubił jego bliskość w zupełnie nie erotycznym kontekście. Zauważył to już wcześniej i teraz korzystał z tego, że Accident nigdy od niej nie uciekał. - Nie byłeś pierwszym zaproszonym, ale pierwszym, który rzucił się biegiem na spotkanie śmierci. - Nie podał mu na tacy odpowiedzi, o której wcześniej mówili, ale pokrętnie zamierzał sprawić, że efekt będzie ten sam, dlatego po krótkiej pauzie, dodał:
    - Wszystko zależy od punktu widzenia. Więc w pewien sposób byłeś pierwszy. I w pewien sposób, jesteś wyjątkowy. Dla mnie. - Żeby podkreślić te słowa, na krótką chwilę mocniej zacisnął palce. - A ty? Jak często biegniesz na spotkanie śmierci?
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Sob 27 Mar 2021, 18:34

    Kiedy został złapany za ręce uznał, że to dość... krępujące. Spięły mu się ramiona i plecy, choć – paradoksalnie – poczuł tam też ciepło, jakby ktoś go objął. Uśmiechnął się pokazując zęby i na chwilę spuścił wzrok na ich dłonie. Podobało mu się, że Bliss zaczął ugniatać go jak kot i że zbiegło się to z jego słowami. Napięcie zaczęło ustępować ciepłemu rozluźnieniu, CJ aż płytko westchnął.
    – Jestem – przytaknął bez wyrazu wyższości. Przyjął komplement. Było mu zwyczajnie miło i nie godził się przez chęć pokazania, jak pewny siebie jest, tylko po prostu naprawdę wierzył, że jest wyjątkowy. Choć ludzi było już ponad dziesięć miliardów, uważał, że nie ma dwóch takich samych jednostek – nawet przez wzgląd na biologię, nie tylko patrząc na wzniosłe teorie o historii, przemyśleniach, charakterach. Poza tym przytaknął też w innym sensie. Był dla Blissa w pewien sposób wyjątkowy, bo taki chciał być – wychodził poza ramy normalnego użytkowania systemów Cyberlife, czekał na więcej.
    Słysząc pytanie podniósł spojrzenie. Obok nich po głównej ulicy przejechał na sygnale radiowóz, przez chwilę twarz Accidenta oświetliło zmienne niebieskie i czerwone światło. Poczekał z odpowiedzią kilka sekund, aż będzie dobrze słyszalny, w tym czasie, gdy nowy znajomy rozluźnił palce, wymknął się z jego ręki i położył mu dłoń na policzku. Nie zrobił tego nazbyt lekko, tylko w zdecydowany, męski sposób. Nie bał się przecież, że Bliss zniknie, był na tyle delikatny, na ile musiał, miał pewność, że nie urazi go takim dotykiem, więc naturalnie zrezygnował z przesadnej ostrożności. Pogłaskał go kciukiem pod okiem, potem resztą palców podrapał po skórze na skroni i za uchem. Splącze mu czerwone loki? Czy Bliss miał włączoną opcję czucia dotyku?

    – Rzadko. O wiele częściej przed nią uciekam. I... miło czasem zrobić sobie odmianę. – Znów się uśmiechnął, ale teraz smutno, jakby musiał to zrobić, żeby zapewnić, że nie ma mu za złe odbicia pytania. Szybko zerknął w górę i w lewo – wszystkim graczom wyświetliła się wiadomość, że uciekającym wystarczy zakończenie jeszcze jednego wyzwania do wygranej. Nie po jego myśli było kończyć to spotkanie. Chciał porozmawiać z nowym znajomym, zabrać go w spokojniejsze miejsce, gdzie mechaniki gry i inni gracze nie będą im przeszkadzali. – Chodź – rzucił. Sięgnął głębiej we włosy Blissa, zachłanniej wplótł w nie palce, z wyczuciem ścisnął w pięści, gniotąc je, sprawdzając miękkość, i puścił dopiero po chwili. Wywołał panel, gestami wyszukał serwer, a później wysłał zaproszenie i sam momentalnie zniknął wylogowując się.

    Miejsce, w które zabrał nowego znajomego, powstało parę lat temu i zbudowane było na prywatnym serwerze, którego właścicielem był Accident. Nie było tu pokoju, w którym zwykle pojawiały się awatary zanim wkroczyły do klubu, na plażę czy w inne miejsce – goście zjawiali się mając od razu widok zapierający dech w piersiach i wrażenia, jakich trudno było gdzie indziej doświadczyć. Logujący się Bliss mógł najpierw zobaczyć, że znajduje się wysoko – i to cholernie, bo na szczycie najwyższej ze swojego łańcucha góry. Pod stopami miał śnieg, ale też wyzierające spod niego ostre, czarne skały. Wystarczył jeden niefortunny krok i można było się poślizgnąć, skręcić kostkę, kolano albo spać, mieszając się i tonąc w mieszaninie śniegu i lodu. Najbliższe otoczenie stanowiły góry, ale kilkaset metrów dalej czysty, naturalny chaos przełamywany był przez olbrzymie, prostokątne monolity o zaokrąglonych rogach. Nowoczesne wieżowce kontrastowały symetrycznością, równomierną czernią, emitowały bladoniebieskie światło w miejscach, w których projektanci umieścili na nich olbrzymie runiczne znaki. Wielkich, konkurujących z górami budynków było w dolinie kilka, większość jednak sięgała im do połowy, wydawała się wyrastać z doliny, miejscami wpijać w zbocze, a miejscami na nim wspierać. W tej chwili słońce już niemal zaszło, niebo od wschodu było czarne, na szczycie firmamentu granatowe, a od zachodu niebieskie, co powodowało, że znaki na budynkach wydawały się kraść mu kolor i oddawać po stokroć jaśniej, nienaturalnie, cybernetycznie.
    Pomimo tego, że Bliss i Accident znaleźli się cholernie wysoko, wiatr tylko czasami atakował ich z dużą siłą, próbując zepchnąć z nóg, przez większość czasu jedynie lekko zaczepiając ich ciała. Pachniało tu mrozem, było rześko, jak tuż po burzy. CJ kucnął tuż przy Blissie i zaczął dłońmi zbierać śnieg i nakładać go na stopy rudego, jakby oczekiwał, że ten jak roślina w ziemi, zapuści tu korzenie.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Pon 29 Mar 2021, 01:37

    Muzyka

    Dziwna to była chwila, a choć każda z tych, które podzielili taka była, ta wydała mu się najbardziej nietypowa. Może sobie dopowiadał bo chciał żeby tak było, ale to jedno słowo, to jedno przytaknięcie było jak obietnica, jak przyrzeczenie, jak pieczęć, mistyczna i nierozerwalna.
    Coś w spojrzeniu Blissa się zmieniło, stało się łagodne, wkradło się w nie zmęczenie jakie widzi się u ludzi, którzy przebyli bardzo długą drogę i właśnie przekroczyli próg rodzinnego domu. Syrena radiowozu zawyła, wdzierając się w tę chwilę, ale zamiast zniszczyć swoisty patos, sprawiła coś zupełnie odwrotnego. W jaskrawym błękicie świateł Accident wydał mu się irracjonalnie realny, a jego dotyk i słowa - istotne. Tak niewiele w życiu Blissa było tej istotności, że każda, nawet najdrobniejsza zapisywała się w jego pamięci żywymi barwami. Ta chwila miała barwę błękitu.
    Odchylił głowę, zmrużył oczy, rozchylił usta, poddając się pieszczocie jak spragniony uwagi szczeniak.
    - Czasem tylko dzięki utracie można dostrzec istotność rzeczy - szepnął, zanim dostał zaproszenie. Przyjął je bez wahania, nawet nie sprawdzając zabezpieczeń i możliwości, co zrobiłby w każdej innej sytuacji.

    Miał okazję widzieć wiele pięknych widoków. Cyberlife obfitowało w zachwycające serwery pełne niezwykłych budowli, zadziwiających istot czy roślin, rzeczy, których nigdy nie ujrzy się w realu. Sam nawet puszczał wodze wyobraźni i tworzył miejsca zrodzone ze snów lub koszmarów. Tutaj nie istniały dla niego niemal żadne ograniczenia. Mógł tworzyć wszystko i być kim chciał, mógł zachłysnąć się możliwościami i stworzyć sobie świat, w którym byłby panem, a jednak... czuł się przeraźliwie nieważki. Drobny, nieznaczący. Nie potrafił cieszyć się żadnym ze swoich dwóch żyć. W każdym był bowiem dokładnie tym samym pionkiem, którego zwierzchnicy rozstawiali jak chcieli po szachownicy losu. Był ich narzędziem. Nigdy nie należał ani do siebie ani do żadnego miejsca, nie naprawdę. Dawno też przestał tego pragnąć. Jeśli zbyt długo żyło się życiem pozbawionym przynależności, przestawało się za nią tęsknić. A jednak teraz, stojąc na szczycie potężnej góry, mając pod stopami futurystyczne budowle stworzone czyjąś śmiałą myślą, zachwycił się widokiem. Nie potrafił tego wyjaśnić. Przyszło nagle, z siłą pierwszego gromu, zwiastującego nawałnicę i już z nim zostało.
    Rozchylił usta, szerzej otworzył oczy a potem roześmiał się, naturalnie, z prawdziwą radością. Jakby pierwszy raz od bardzo dawna w końcu otworzył oczy. Coś ścisnęło go w piersi, jakaś tęsknota, żal po rzeczach, o których już nie pamiętał, a potem na tle tego obezwładniającego bezkresu dostrzegł sylwetkę Accidenta. Wydawał się drobny w obliczu majestatu gór i budynków w dole, a jednak pasował tu doskonale. Wydawał się taki... na miejscu. I to uczucie Bliss wchłonął jak gąbka. Tę przyjemną stałość miejsca, czasu i osoby.
    Odetchnął pełną piersią pozwalając mroźnemu powietrzu wedrzeć się do wirtualnych płuc i przelać doznanie w realne ciało. Dreszcz zimna rozedrgał je mocno, szczęknęły zęby i tutaj i w cichej, mrocznej sypialni gdzieś daleko w prawdziwym świecie.
    - Od lat nie widziałem śniegu - powiedział, odruchowo wsuwając dłonie do kieszeni, kuląc się przed chłodem. Dziwił się, że Accident tak odważnie sięga po zimną biel. Wyłączył czucie? - Dawno nie miałem żadnego interesu na śnieżnych serwerach - dodał ciszej, jakby nostalgia nagle ścisnęła mu krtań. - Dziękuję... - Wiatr porwał szept, wiec być może jego adresat nie zdołał go usłyszeć, zajęty rozpoczętą czynnością.
    Osobliwość jego zachowań od początku wydawała się Blissowi kojąca, dlatego teraz uśmiechnął się jedynie i przez moment trwał w bezruchu, obserwując z góry jak nogi znikają mu pod śniegiem. Czuł jego ciężar i leniwe kąsanie zimna.
    - Zamierzasz zrobić ze mnie śniegową rzeźbę? - zapytał, pochylając się lekko. Oparł dłoń na jego ramieniu i sam sięgnął po chłodną biel. Przez chwilę bawił się nią, lepiąc kulkę, którą potem zrzucił w dół zbocza. Palce mu zgrabiały, ale nawet przez myśl nie przeszło mu żeby wyłączyć czucie. Zamiast tego, wsunął zimną, wilgotną dłoń za kołnierz towarzysza.
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Wto 30 Mar 2021, 00:46

    Gdy Bliss się zaśmiał, Accident aż podniósł głowę, odrywając się na moment od otulania jego stóp śniegiem. Przez tę małą zmianę pozycji i silniejszy powiew wiatru, kaptur zsunął się z głowy mężczyzny, odsłonił znajome holograficzne włosy. Dookoła nie było blisko żadnego światła, dlatego proste pasma rzadko się mieniły, ale jeśli już, to odbijały je mocno, niczym odblask po skierowaniu na niego wiązki z reflektorów.
    Patrzył chwilę na śmiejącego się znajomego i choć nie do końca rozumiał jego reakcję, to sam się uśmiechnął. Dziwne, miał wrażenie, że powinien zapamiętać ten dźwięk i wyraz jego twarzy, aby później móc stosować jako punkt odniesienia. Odebrał to też jako swoistą... nagrodę. Przeszło mu przez myśl, czy mężczyzna używa nakładki na swój głos, jak brzmi w rzeczywistości i czy często tak się śmieje.
    – Uwielbiam śnieg – podzielił się z nim w odpowiedzi. Wrócił do zakopywania mężczyzny, a ponieważ zgarnął cały śnieg w zasięgu rąk, przysunął sobie nową porcję stopą. Praktycznie kucał przed Blissem, była to nietypowa pozycja, może nawet ktoś uznałby ją za poddańczą albo dziecinną i nieodpowiednią dla dorosłego mężczyzny. Jak widać, CJ o tym nie myślał.
    – W chłodzie najłatwiej poczuć mi się wolnym, spokojnym i jakimś – zamilkł na chwilę zastanawiając się. – Czystym – znalazł w końcu odpowiednie słowo.
    Przez chwilę jeszcze nakładał śnieg, potem go przyklepał i lekko docisnął dłońmi. Jeśli chodził o temperaturę, to po chwili zastanowienia dało się odkryć, że była ona zdecydowanie wyższa niż powinna być na szczycie góry tych rozmiarów. Serwer zaprogramowany był tak, aby dać wiarygodny chłód i wiatr, ale nie zaszkodzić wirtualnemu życiu awatarów. Zadbano nawet o to, aby śnieg skrzył się, trzeszczał pod nogami, lepił się w dłoni, a w powietrzu czasami latały drobiny lodu i płatki, które oderwały się od reszty albo zagubiły w locie.
    – Nie – odpowiedział. Brzmiał tak, jakby nie chciał robić rzeźby, lecz za to miał inny, może nawet bardziej ekscytujący plan. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale stęknął tylko i drgnął czując zimno. Odruchowo skulił bark i lekko uciekł od nieprzyjemnego bodźca. Nawet kiedy Bliss przestał go dotykać, kawałki śniegu rozpuściły się i chwilę ściekały mu po skórze, zanim wsiąkły w bluzę. Accident zesztywniał czekając, aż znów się ogrzeje, a kiedy tak się stało, aż wstrząsnął nim dreszcz. Zaśmiał się, złapał mężczyznę za rękę i sam użył jej jako pomocy w podniesieniu się. Zaczął ściskać opuszki jego palców i pocierać wnętrza dłoni, aby rozgrzać znajomego i siebie.
    – Chcesz się przejść? Zasłonię ci oczy, będziesz musiał polegać na mnie i na swojej równowadze – zaproponował patrząc na Blissa z bliska. CJ dopiero teraz zauważył, że był od niego odrobinę wyższy. A może po prostu stanął na wyższym kawałku skały?
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Wto 06 Kwi 2021, 14:36

    Blissowi również nie przeszło przez myśl, że pozycja Accidenta jest niewłaściwa. Nie pomyślał tak nawet o jego zachowaniu, choć większość ludzi na pewno uznałaby je za dziwaczne i może faktycznie dziecinne. Dla Blissa natomiast było właściwsze niż większość zachowań jakich doświadczał w Cyberlife. Miało w sobie niewinność, której brakowało w otaczającym ich, przeseksualizowanym i brutalnym świecie, a przyjemniej chciał by tak było. Znając pewną dwoistość jego charakteru można było dziwić się tym próbom szukania niewinności choćby w tak drobnych gestach, w końcu sam nurzał się w brudzie i dosadności seksu, makabry czy śmierci, ale potrafił dostrzegać ją nie tylko w oczywistych momentach, ale też w sytuacjach, gdzie nikt inny by jej nie znalazł.
    - Wolność - szepnął, nieoczekiwanie przybierając na twarz cyniczny uśmiech. - To dopiero podła iluzja. - Nie rozwinął tematu, być może nawet Accident zajęty oblepianiem go śniegiem, wcale nie usłyszał tych słów.
    Milczeli przez chwilę, tkwiąc w tym swoim dziwacznym położeniu, gdzieś na szczycie iluzorycznej góry. Bliss oddychał głęboko rześkim powietrzem, przyglądał się wirującym w powietrzu płatkom śniegu i temu jak opadają na opalizujące, czarne włosy towarzysza. Czy czuł się wolny w jego domenie? Czysty bo otoczony ascetyczną bielą? Paradoksalnie, chociaż w pewien sposób właśnie był unieruchamiany przez accidentową konstrukcję, czuł się przede wszystkim spokojny. Tak, to musiał przyznać. Spokojny i na miejscu.
    Trochę pożałował, że nie dał mu dokończyć, ale ciepło jego ciała, a potem swojski dotyk, którego nigdy nie doświadczył w takiej formie, szybko zrekompensowały mu braki w informacjach. Uśmiechnął się ciepło, tak ciepło, że mógłby z powodzeniem roztopić przynajmniej połowę zaległego tu śniegu, a potem kiwnął głowa. Nie bał się mu zaufać i to nie tylko dlatego, że w tym świecie nie mogła go dotknąć żadna krzywda, bo chroniły go potężne zabezpieczenia, ale właśnie przez to poczucie przynależności i bezpieczeństwa.
    - Prowadź - zachęcił, splatając palce z jego palcami. - Ty stworzyłeś to miejsce? - zapytał, zanim Accident zasłonił mu oczy.
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Czw 08 Kwi 2021, 00:41

    Wolność? Uśmiechnął się krzywo pod nosem, choć nie podjął rozmowy. Temat wolności, jak właściwie sporo innych, był dla niego kwestią odpowiedniego spojrzenia. Jeśli chciał, mógłby znaleźć argumenty za tym, że wolność istnieje. Przecież tak to działało, społeczność, biologia i świat, i jeśli to zaakceptował, znajdował wielką pulę dostępnych czynności, praktycznie ze szczerością potrafiłby ją nazwać wolnością. Mógłby też się zgodzić, że wolność jest iluzją, bo nawet jeśli uciekłby od miasta, norm, tradycji, nawyków, wymuszeń, to pozostałby pod władaniem ograniczeń swojego ciała i jego biologicznych potrzeb, czynności. Pewnie łatwiej byłoby mu się przychylić do tej strony, ale dla czystej przyjemności toczenia rozważań, nawet tych z samym sobą, mógł obrać pozycję obrońcy teorii o istnieniu tych idei, które na co dzień uważał za przereklamowane, puste czy nawet nieistniejące.
    Chwilę trzymał Blissa za rękę, czy też raczej pozwalał jemu się trzymać, ale skoro mężczyzna pozwolił się prowadzić, puścił go i położył mu dłoń na ramieniu, aby ten nie podążył za nim i nie obrócił się. Samemu obszedł go i stanął mu za plecami.
    – Tak. Dawno temu, kiedy jeszcze miałem chęci i zapał do takiego projektowania – mówił cicho, bo był blisko i instynktownie przez obecność i bezpośredni, intymny kontakt z drugim mężczyzną, reagował tak, jakby byli tu naprawdę. Drugą rękę też położył mu na barku, potem sięgnął do przodu, zebrał włosy i przełożył do tyłu. Nie łapał ich w dłoń, tylko pozwolił kosmykom prześlizgiwać się po skórze. Zwrócił uwagę na ich fakturę, na sposób, w jaki loki go dotykały, jak się układały, jakie wrażenie wywierał ich kształt. Pomyślał, że to coś innego niż czuł, kiedy dotykał własnych włosów, bo te były śliskie i sypkie.
    Kiedy ich większość leżała na plecach Blissa, wrócił rękami na jego barki, pociągnął palcami w górę i zatrzymał mniej więcej w połowie szyi. Objął ją, kciuki położył mu na karku i nacisnął, resztę palców lekko zacisnął, w nietypowy sposób zmuszając go do pochylenia głowy. Nawet nie przerywał spokojnego opowiadania o serwerze. – Spędziłem tu tygodnie. Wykupiłem najnowocześniejsze na tamten czas wrażenia i modele, a potem dostosowywałem je pod swoje potrzeby i kaprysy. Chociaż wnętrza budynków miały zaplanowane pokoje, to całkiem sporo z nich i tak meblowałem jeszcze raz sam. W jednym z budynków jest coś w roli hotelu, pokoje są w różnych stylach, każdy taki, na jaki akurat miałem ochotę. Western, piraci, cela mnicha, pokój królów, loft, szpital, sypialnia nastolatka, bibliofila, artysty, melomana, erotomana, stalkera, futbolisty... Wszystko, na co miałem ochotę i co znalazłem w bibliotece modeli. – Kiedy Bliss miał głowę na dół, Accident zasłonił mu oczy dłońmi i jeszcze przez chwilę nie ruszał się z miejsca. Zamilkł na moment, zbliżył się krok do mężczyzny, aby przylegać do niego plecami, właściwie przytulając go do siebie. Pochylił głowę na bok, najpierw zanurzył twarz w jego włosach, specjalnie lekko się o nie ocierając, aby poczuć jak go łaskoczą, potem dotknął go nosem w szyję, a następnie także ustami. Nie pocałował go sensu stricto, tylko przesunął dolną wargą po skórze w dół, a w zagłębieniu, gdzie spotykała się szyja z barkiem, ugryzł. Znów nie działał przesadnie delikatnie, pozwolił sobie na sprawienie mu bólu. Wziął kawałek jego skóry w zęby tylko po to, aby prostując głowę pozwolić jej się wyślizgnąć, przyszczypując ją coraz boleśniej aż do wymknięcia się spomiędzy zębów.
    – Zrobiłem tu też korporacje, sklepy, bary, burdele, mieszkania, nawet kościoły różnych wyznań, kilka nawet stworzyłem sam. Kiedyś lubiłem bawić się w wymyślanie takich rzeczy, pamiętam nawet założenia niektórych wyznań. Oparłem je na tym, co istnieje albo istniało w przeszłości, pomieszałem, pododawałem... – Najpierw ruszył przed siebie ostrożnie, aby dać Blissowi czas na odnalezienie prostych i stabilnych kawałków góry. Podłoże było wyboiste, nierówne, prowadził go przez chwilę prosto, potem skręcił, podążając za naturalnym układem szczytu. Po chwili szedł pewniej, szybciej, cały czas stąpając po czymś mniej lub bardziej równym. – Bawiłeś się kiedyś w podobny sposób? – spytał nowego znajomego, znów lekko zmieniając kierunek, w którym go prowadził.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Pią 09 Kwi 2021, 23:42

    Faktycznie, pojęcie wolności mogło zależeć od jednostki, a skoro tak, te o którym wspomniał Bliss, dotyczyło jego. Nie odpowiadał za innych, szczerze mówiąc inni ludzie w ogóle go nie obchodzili. Przemykali wokół niego, równie iluzoryczni co świat jaki sobie wykreowali, zmuszając go by w nim tkwił. Dla niego synonim wolności stanowiła śmierć.
    Nie poruszył się, zupełnie jakby oblepione śniegiem nogi faktycznie wrosły w strukturę góry. Gdy towarzysz zniknął mu z oczu, Bliss raz jeszcze spojrzał w dół, na dolinę najeżoną futurystycznymi budynkami. Ten serwer był sporym projektem jak na jedną osobę. Miał chęć pogrzebać w jego strukturze. Ciekawiło go co znalazłby w niej poza standardowym kodem.  
    Accident mógł wyczuć jedynie łagodny opór materii, żadnego prawdziwego sprzeciwu, gdy wsunął mu dłonie na kark. Bliss poddawał się jego zamiarom jak miękka glina.  A gdy chłód dłoni starł się z ciepłem skóry, wywołał w rudym dreszcz, bynajmniej od zimna, raczej intymności dotyku. Minęło wiele czasu odkąd ktokolwiek dotykał go w ten sposób. I jeszcze więcej odkąd czuł z tego tytułu jakąkolwiek satysfakcję.
    Jeszcze zanim Accident zasłonił mu oczy, Bliss sam je zamknął, skupiając się na słowach i na czuciu. Całkiem słusznie odciął jeden ze zmysłów, bo łatwiej wtedy było wczuć się w inne, a właśnie tego teraz chciał, skoro bliskość nowego towarzysza naprawdę niosła ze sobą przyjemność. Imersja ustawiona na standardowym poziomie, pozwoliła mu doświadczyć wszystkiego z realną mocą. Czuł więc doskonale jak pierś mężczyzny przyciska się do jego pleców, jak chłodny czubek nosa sunie po odkrytej szyi. Czuł nawet oddech. Przez moment realność tego doznania zbiła go z tropu. Zwykle był bardzo świadomy wszystkiego, co działo się wokół, ale teraz... Rzeczywistość skurczyła się do tego jednego odczucia. Do ciepła i miękkości ust. Powinien się przestraszyć. Jakaś część jego analitycznego umysłu zawyła w proteście, ale potem poczuł ugryzienie i kolejny dreszcz wymiótł niepokój, wyciskając z płuc zawstydzające sapnięcie.
    - Chcesz mnie rozproszyć żebym spadł w przepaść? - Żartobliwością przykrył chwilowy brak psychicznej równowagi. Dziwnie ciężko było mu zebrać myśli. Taki stan zdarzał mu się zwykle w przypadkach skrajnego zmęczenia więc w tym momencie nie powinien zaistnieć, ale zaistniał. I to zdecydowanie nie było normalne. Nawiedziła go obawa, że może dał się podejść jakiemuś netrunnerowi, który obrał go sobie za cel, ale przecież miał zabezpieczenia, doskonale się krył... Jakim wiec cudem zawodził go własny umysł?
    - Oprowadzisz mnie? - zapytał, odpychając od siebie obawy. Pozostał czujny. Objawiło się to w lekkiej sztywności ramion, w nieco mniej barwnym głosie. - Skoro tak wiele pracy włożyłeś w to miejsce...
    Wspomnienie, że korzystał z modeli powinno go uspokoić, ale to nie wykluczało zupełnie jego umiejętności w poruszaniu się czy kształtowaniu sieci. Bliss przykazał sobie dokładniej mu się przyjrzeć. Zanim jednak to zrobił, Acciden ruszył, zmuszając go by uczynił to samo.
    Potykał się na nierównościach terenu, ale szedł tak pewnie jak tylko pewnie może iść człowiek, który nie boi się śmierci od upadku z górskiego szczytu.
    - W ten sposób? Nigdy - przyznał, próbując dostosować się do większego tempa. - Ale właściwie... może z raz, krótko, kiedy ktoś chciał mi zrobić niespodziankę. Wtedy nie trwało to tak długo jak teraz i nie szedłem po oblodzonych skałach. - W tych słowach dało się wyczuć uśmiech.
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Sob 10 Kwi 2021, 22:31

    Dla CJa to, co robili było dziwne, nietypowe, niecodzienne. Nie czuł w tej chwili wielkiej ekscytacji, z czego właściwie się cieszył, bo inaczej mógłby się wydać niespokojny i pewnie myślałby więcej niż działał, przez co zachowywałby się mniej pewnie. W tej chyli jego nastrój był taki, jaki uwielbiał, a jakiego dawno nie miał – cieszył się nowością, wykorzystywał swoją wiedzę, pozwalał sobie na naturalne zachowanie i ignorował ewentualne obawy przed odrzuceniem czy wyśmianiem, a raczej wcale ich nie miał.
    – Nie – odpowiedział śmiejąc się. Nie chciał go rozpraszać ani zrzucać w przepaść, ale ucieszyło go, że mężczyzna w pewien sposób otarł się o to, co Accident chciał zrobić – nie zgadł, ale był blisko. – Mogę – zgodził się na oprowadzenie, choć nie brzmiał jakby oczekiwał tego pytania czy był bardzo entuzjastyczny. – Nie wiem, czy cię to zainteresuje, po prostu puste pomieszczenia, meble, rośliny... Nawet nie wgrywałem botów, chciałem, aby miasto było puste. – W pewnym momencie poślizgnął się i Bliss oczywiście mógł to wyczuć. CJ szybko złapał równowagę, choć w tej chwili bardziej asekurował znajomego niż siebie.
    Znowu się zaśmiał, tym razem trochę głośniej, bardziej spontanicznie.
    – Pytałem, czy bawiłeś się w tworzenie miasta, ale twoja odpowiedź bardziej mi się podoba. Dowiedziałem się o tobie czegoś nowego – dodał i zatrzymał się. Westchnął zaciągając się zapachem chłodnego powietrza zmieszanego z wonią Blissa. Ciekawe czy mężczyzna przywiązywał wagę do tego, jak pachnie ciało jego awatara.
    Odsunął dłonie od twarzy mężczyzny i przestał go dotykać, choć cały czas stał bardzo blisko.
    – Otwórz oczy – polecił mu. Okazało się, że wcale nie stali na szczycie góry, nie zeszli też niżej, tylko przewędrowali powietrzem między zbocze a budynki. Budowle były daleko, skały i śnieg tak samo – znaleźli się na ogromnej otwartej przestrzeni, na wysokości zapierającej dech w piersiach, wiatr cały czas lekko ich popychał, targał włosami i ubraniami, a pod stopami nie znajdowało się nic oprócz wirujących płatków i resztek śniegu przylgniętych do podeszwy butów.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Nie 11 Kwi 2021, 18:10

    - Nie dowiemy się jeśli mi nie pokażesz - zauważył, wcale nie czując się zniechęcony tym, że pomieszczenia były puste. Ich obejrzenie zaliczało się do spędzenia czasu w towarzystwie Accidenta. To wystarczyło żeby się na to zdecydował. Chciał zrozumieć dualizm odczuwanych przy nim emocji, a żeby to zrobić, musiał poświęcić więcej czasu na rozeznanie.
    Kogo on chciał oszukać...
    Po prostu było mu dobrze i chciał doświadczać tego dłużej.
    Nie był zawstydzony nieporozumieniem. Sam uśmiechnął się pod nosem.
    - Tak, bawiłem się w boga - odparł żartobliwie i nic w jego tonie ani postawie nie sugerowało, że w pewien sposób naprawdę to robił. I mógł, nawet teraz. Mógłby wedrzeć się w pliki jego serwera i wypełnić go nie tylko wykreowanymi przez twórców czy społeczność modelami, ale też tworami własnej wyobraźni. A co najistotniejsze, mógł również przeprogramować chip Accidenta i bez najmniejszego problemu uczynić z niego marionetkę. Prawdopodobnie, gdyby jego towarzysz wiedział z kim ma do czynienia, nigdy nie pozwalałby sobie na taką swobodę w jego obecności, szczególnie w sieci. Ale nie wiedział, a Bliss w jego objęciach wydawał się bezbronny, chwilami nawet naiwny, szczególnie w szczęściu i radości. Wtedy zyskiwał urok dziecka, które należy poprowadzić i ukształtować. I szczerze mówiąc, był w tym zupełnie szczery.
    Wyczuł, że powierzchnia się zmieniła, że wiatr się wzmaga. Pod podeszwami butów miał twardy, płaski grunt. W jego wyobraźni powstały wizje ulic, chodników, może dachu jakiejś budowli albo tafli lodu, ale nie przyszło mu do głowy to, co zobaczył w chwili, gdy Accident odsłonił mu oczy. W jednej sekundzie zabrakło mu tchu, szeroko otworzył oczy, nawet zrobił krok w tył wpadając na towarzysza, zaskoczony ogromem przestrzeni pod sobą. Adrenalina wtłoczona w żyły przyspieszyła oddech i bicie serca, napięła mięśnie. Na szczęście to wszystko trwało chwilę. W końcu przestrzeń nie zarwała się, nie było żadnego realnego zagrożenia. Zresztą, nawet gdyby stracił oparcie i zderzył się z ziemią daleko w dole, i tak niewiele mogło mu się stać. Pierwotnych reakcji jednak nie można było się wyprzeć, na pewno nie bez przygotowania.
    - Robi wrażenie - przekrzyczał wiatr i odwrócił się z szerokim uśmiechem. - Jak daleko sięga ten pomost? - Mógł sprawdzić to sam, bardzo kusiło go żeby w ogóle pogrzebać w plikach serwera i w samym Accidencie, ale na razie powstrzymywał swoje wypracowane przez lata wścibstwo i ostrożność.
    Chwycił go za dłoń i pociągnął kawałek dalej. Nie miał lęku wysokości. Lubił korzystać choćby z możliwości lotu więc czuł się teraz bardzo swobodnie.
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Sro 14 Kwi 2021, 00:13

    Cóż, Bliss miał rację, dowiedzą się dopiero jak przejdą do wnętrza chociażby jednego z budynków. Właściwie nie słyszał, aby takie tworzenie miejsca dla samego faktu zajęcia się czymś i poznania świata i systemów było dość popularne, więc może zaskoczy czymś nowego znajomego? Chociaż Bliss często pokazywał, że nie jest zwyczajnym użytkownikiem dobrodziejstw Cyberlife'a, to CJ nie podejrzewał go o tak zaawansowane możliwości, jakie w rzeczywistości mężczyzna posiadał. Czy gdyby Accident wiedział, z kim ma do czynienia, zachowywałby się inaczej? Na pewno tak.
    – I jak się czułeś jako bóg? – spytał z zaciekawieniem, nie wiedząc, że właściwie nie musiał używać formy przeszłej. Niby miał świadomość, że w sieci są osoby z korporacji, które mogą praktycznie wszystko, zdawał sobie sprawę z istnienia cyberpolicji, która praktycznie również była na równi z cyberlife'owym bogiem, wiedział też o zaawansowanych hakerach... Nikt nigdy mu się nie przyznał, że jest kimś takim, a CJ nie był paranoikiem, ale oswojenie się z myślą, że ktoś ma nad nim niemal absolutną władzę, pewnie zajęłoby mu trochę czasu, nawet jeśli chodziło o władze w wirtualu.
    – Sam sprawdź – zachęcił Blissa i uśmiechnął się zawadiacko. Chwilę patrzył na mężczyznę, obserwując, co ten zrobi, a później spojrzał w dół. Pomyślał, że gdyby Bliss zaczął spadać, skoczyłby za nim.
    To takie głupie ginąć wirtualnie, takie głupie, że właściwie od samego początku istnienia serwerów podobnych do tego, dziesiątki lat temu, jedną z pierwszych wszechobecnych zasad była nieśmiertelność awatarów. Młodość i nieśmiertelność, to co uspokajało ludzkie instynkty.
    – Jesteśmy niczym – rzucił nagle, jakby podsumowywał jakąś wypowiedź. Lekko się zmieszał, że pod wpływem jakiegoś impulsu powiedział to na głos. – My, ludzkość. Żyjemy przez chwilę, nasza cywilizacja to chwila, wiemy tak mało, a każdemu wydaje się wszystko takie prawdziwe i jedyne. Miliony mają swoją rutynę, aby utrzymać swoje małe życia... – zawiesił głos i uśmiechnął się do Blissa ciepło, nawet przepraszająco. – Truizmy, wybacz. Natchnęło mnie na takie myśli, jak popatrzyłem w dół. – Znów spojrzał pod nogi i kiedy lekko zatkało go w piersi przez wysokość, zacisnął usta, bo ponownie uderzyło go, jak śmieszny był mechanizm przetrwania. Zachowanie ciała przy życiu, imitowanie życia w internecie – niedorzeczność, której pragnęły masy, w tym i on.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Sob 17 Kwi 2021, 14:59

    Jak się czułeś jako bóg?
    Pytanie rzucone żartem w odpowiedzi na żart, zawisło między nimi dziwnym ciężarem. Bliss puścił ciepłą dłoń, a w bladym błękicie jego oczu pojawiły się okruchy lodu, mordując poprzednią wesołość. Przeszył Accidenta spojrzeniem, zanim odpowiedział boleśnie szczerze:
    - Żywy.
    Pamiętał dokładnie pierwsze wrażenie, poczucie niezależności, zachwyt, upojną wszechmoc. Miał tu wszystko, czego nie mógł mieć w realnym świecie i przez jakiś czas karmił się możliwościami, pławił w tej ułudzie, dopóki nie odebrano mu także tego.
    - Ale to iluzja - podjął po chwili ciężkiego milczenia. -  Kiedy zdasz sobie sprawę, że wszystko, co przeżywasz nią jest, każde uczucie będzie miało smak popiołu. - Gorycz tych słów osiadła mu na języku niemal równie wyraźna, co wspomniany popiół. Odwrócił wzrok spoglądając w przestwór zimnych kontrastów. - Nawet te, w które chcesz wierzyć - dodał ciszej, nagle kuląc ramiona i wciskając dłonie w kieszenie kurtki. Chciał wierzyć, że to co czuł teraz, było prawdziwe. Siła tych emocji rodziła słodycz, od której szybko można było się uzależnić, ale to nie zmieniało faktu, że nadal były... iluzją. Oszukiwanie się nigdy nie zdawało egzaminu, nie na długo, nie u niego.
    Accident nieświadomie zniszczył kruchą kopułę komfortu, którą (zapewne równie nieświadomie) roztoczył nad swoim towarzyszem. Ale to nie jego wina, Bliss bardzo szybko przypominał sobie o własnej beznadziei i ograniczeniach.
    Kiwnął głową, zgadzając się, że sam sprawdzi jak daleko sięga niewidzialna ścieżka, a potem powoli ruszył przed siebie. Nie bał się upadku. Ginął w wirtualu wiele razy, z początku pragnąc oswoić się z tym, co chciał zrobić realnie, a potem jedynie na przekór swym zwierzchnikom. W pewien sposób był nieśmiertelny w obu realiach.  
    Jesteśmy niczym.
    Słowa Accidenta przebiły się przez szum i trafiły do niego, całkiem wyraźne i dosadne.
    - Jesteśmy - powtórzył, przytakując bez wahania. Wcale nie zaskoczył go ta konkluzja ani dziwna zmiana tematu. Z logicznego punktu widzenia, ciemnowłosy miał rację, ale nie we wszystkim się z nim zgadzał, może dlatego, że sam nie uważał się za jedynego i prawdziwego. Te wnioski jednak nasunęły mu nieco inną myśl.  
    - Ludzie lubią nadawać wszystkiemu wartość. Zauważyłeś, że stajemy się czymś tylko w oczach innych? To zabawne... - Uśmiechnął się wąsko, obracając do niego akurat, by dostrzec jeszcze ciepły, przepraszający uśmiech. Accident niepotrzebnie go przepraszał. Bliss nie miał mu za złe. - Czy to nie czyni nas w jakiś sposób bogami, skoro możemy sprawić, by nikt stał się kimś? - Zanim jednak Accident zdążył mu odpowiedzieć, rudy ruszył w jego kierunku. - Czujesz się wyjątkowy? - zapytał, nie dając towarzyszowi żadnej wskazówki do czego nawiązuje. Mógł równie dobrze odnosić się do wymiany zdań sprzed kilkudziesięciu minut, ale także do słów, jakie padły przed chwilą.
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Wto 20 Kwi 2021, 10:35

    Lekko uniósł brwi. Żywy... ciekawiło go, co Bliss przez to rozumiał, bo pod tym pojęciem mogło się kryć wiele. Spodziewał się, że gdyby zapytał, usłyszałby coś, co sam rozumiał pod tym pojęciem, ale a nuż by się zaskoczył? Uznał, że to rozmowa na później, nie chciał zapominać o tym temacie, choć na razie go nie poruszył. Zresztą, w pewien sposób dostał odpowiedź na niezadane pytanie, bo znajomy sam podjął wątek goryczy. Zgadzał się z nim, ale aby sprowokować dalszą rozmowę, był w stanie nie tyle zmienić swoje stanowisko, co je rozszerzyć, choć na razie nie miał do tego okazji.
    Podniósł wzrok na Blissa, kiedy ten zaczął iść w jego stronę. Sam postąpił krok ku niemu, jakby wcale nie rozmawiali, tylko spotkali się po jakimś czasie, jakby czekał na niego i chciał zmniejszyć dystans szybciej.
    – Nie – odpowiedział od razu i nie wyglądał na smutnego, tylko pogodzonego z tym gorzkim faktem. Wiedział, że już rozmawiali o wyjątkowości, nie miał nic przeciwko, że ten temat wrócił. – Wiem, że z biologicznego i z punktu doświadczeń w życiu jestem wyjątkowy, ale nie czuję się tak. – Wzruszył ramionami. – Nie ma miasta, nie ma tłumu / Śmierć nas nie dotyka / Nie ma dobra i miłości / Jest chemia, fizyka. Fragment jakiegoś wiersza, przypomniał mi się. – Uśmiechnął się ustami, ale oczy dalej miał poważne. – A ty? Czujesz się wyjątkowy ze swoim zestawem genów, wspomnień, wątrobą i byciem ponad prawami serwerów? – Jeśli Bliss zatrzymał się kawałek od Accidenta, to brunet sam zbliżył się tak, aby stać prawie stykając się z nim klatką piersiową. Położył mu dłoń na brzuchu, w miejscu, gdzie u żywego człowieka jest wątroba, zacisnął palce. Czy u awatarów animowano też wnętrzności? – Żywy bóg... – wspomniał słowa Blissa. Lekko zmrużył oczy i naparł na niego. Jeśli mężczyzna się nie cofnął, CJ znalazł się tak blisko, jakby chciał go pocałować lub objąć, poruszył też dłonią, przesuwając jej wnętrzem w górę po jego brzuchu i klatce piersiowej, aż na ramię, pod kurkę.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Czw 22 Kwi 2021, 14:18

    Bliss bez wątpienia był wyjątkowy z bardzo wielu względów i dla wielu ludzi. Tylko... nie dla tych właściwych. Nigdy dla tych właściwych i nigdy dla samego siebie.
    - Nie - przyznał, ale w kontraście do Accidenta, zrobił to z żalem, jak człowiek, który nadal nie może się z tym pogodzić. - Ale chciałbym - dodał, gdyby tęskny ton był zbyt mało wymowny.
    Nie cofnął się.
    Bliskość Accidenta wycisnęła mu z płuc powietrze. Dziwna chwila. Jakby razem z momentem starcia się ich piersi, uderzył w niego podmuch pędzącego wiatru, uniemożliwiać nabranie oddechu. Jak podczas szybkiej przejażdżki samochodem, kiedy wystawiasz głowę za okno. Przyjemne i straszne.
    Jakby chciał mu lużyć, iluzoryczny wiatr zmienił wtedy kierunek, szarpiąc ich włosami, omiatając czerwienią kosmyków twarz stojącego przed nim mężczyzny. Bliss odruchowo zaczesał je do tyłu, zbyt skupiony na wpatrujących się w niego oczach, by zrobić cokolwiek więcej. Nie rozumiał swojej fascynacji, ale właśnie dzięki temu była piękniejsza. Prawdziwsza.
    Rozchylił wargi, zsuwając spojrzenie z jego oczu na usta. Pod nieprawdziwą dłonią Accidenta i nieprawdziwą skórą Blissa, w nieprawdziwych żyłach i sztucznym sercu rozgrzała się nieprawdziwa krew. I tylko emocje, jako jedyne wydawały się w tym wszystkim realne. Bliss ponownie, chciał żeby takie były. Żeby fascynacja, pożądanie i euforia jakie ogarnęły go razem z jego dotykiem, z bliskością jego ciała, były wynikiem własnych wyborów nie napisanym kodem, wymysłem twórcy.
    Żywy bóg...
    Te słowa przeszyły go dreszczem, gorącym, mocnym. Sprawiły, że znów chciał poczuć się żywy.
    Powoli wyplątał dłoń ze swoich włosów i chłodnymi opuszkami dotknął jego policzka, drugą dłonią zaborczo obejmując go w pasie. Jak w zwolnionym tempie, zbliżył do niego twarz, pozwalając zmieszać się bezwonnym, ciepłym oddechom. Przełknął ślinę, przejęty, rozedrgany, pragnący. Niemal zetknął ich wargi, zanim dziwnym kontrastem wdarła się w to mgła skupienia, gdy bez problemu przedzierał się przez zabezpieczenia serwera, przeczesując jego funkcje i strukturę. Wszystko w sekundy.
    Pstryknięcie palców, tuż obok policzka Accidenta.
    Żar w oczach Blissa.
    I cisza.
    Wiatr ustał.
    Rudy uśmiechnął się gorzko, jakby pokaz władzy wcale nie dał mu satysfakcji. A potem z mocą wczepił palce w jego roztrzepane włosy i zmiażdżył mu wargi w gwałtownym pocałunku, który pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna nie miał dla niego smaku popiołu.



    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Pią 23 Kwi 2021, 01:20

    Dlaczego Bliss wydawał się być smutnym przez to, że nie czuł się wyjątkowym? Przecież to było jasne, że gdyby pominąć fakt biologii, nikt taki nie był. Nikt nie był wyjątkowy i niezastąpiony, a jeśli ktoś uważał inaczej, to po prostu sam chciał widzieć tę wyjątkowość w sobie i innych albo miał ograniczone zasoby osób na wymianę.
    Może rudy rozumiał to inaczej niż Accident? Albo podchodził do tematu bardziej metaforycznie, nie przez pryzmat doboru naturalnego, chemii i innych manifestacji biologii? CJ nie wiedział, chętnie zmieniłby ten stan rzeczy, ale nie chciał w tej chwili pytać i drążyć. Miał przeczucie, że dociążyłoby to atmosferę i skłoniło do poruszenia zbyt osobistych i wrażliwych wątków. Wolał uniknąć wymijających odpowiedzi, niezręcznych zwierzeń albo wyraźnego, obronnego postawienia granic.
    Na Accidenta bliskość Blissa działała stale, choć łagodnie, być może dlatego, że to on zdecydował, że podejdzie aż tak mocno naruszając jego przestrzeń osobistą. Zrobił to, aby sprowokować go, sprawdzić reakcję i choć zdawał sobie sprawę, że może tym zachęcić do erotyzmu czy czułości, to akurat pocałunek nie był tym, co typowałby jako pierwsze. Miał wrażenie, że Bliss jest od tego daleki, wręcz poza zasięgiem, że nie chce, że ma dość i nie rozgranicza pocałunku z obcym w klubie od tego, co zaczynało wzrastać między nimi. Niby przyjął to za jedną z możliwości, ale nie spodziewał się. Założył, że pozostaną w takim napięciu i bliskości, że żaden z nich nie rozładuje go, czy raczej gwałtownie nie zbuduje.
    Sam wyciągnął rękę i poprawił włosy mężczyzny z drugiej strony, niż zrobił to sam znajomy, chociaż cholernie spodobało mu się, jak został przez nie dotknięty, nawet jeśli kosmyki go łaskotały. Już dawno zauważył, że lubił dotykać rude loki, czuć ich zapach i fakturę na dłoniach, czy na twarzy.
    Objęty w pasie, specjalnie wypchnął biodra do przodu, aby zetknąć się z nim podbrzuszem, ale tylko po to, aby go na sobie czuć, ale nie odsuwać czy zbyt nachalnie docoskać. Jednocześnie wykonał taki ruch głową, aby otrzeć się o wnętrze jego dłoni i – jeśli Bliss nią nie poruszył – pogłaskać się po policzku, aż na szyję.
    Przez chwilę patrzył na niego spod uchylonych powiek odchylając głowę, nadal będąc intymnie blisko. Spostrzegł tę lekką zmianę w wyrazie oczu nowego znajomego. Co on robił? Co planował? Na coś wpadł, chciał coś powiedzieć? Lekko przechylił głowę i zanim zdążył zrozumieć, że wiatr ustał, został pocałowany. Od razu odpowiedział, samemu dopiero teraz czując silniejsze emocje: elektryzującą ekscytację, przyspieszone tętno, lekki uścisk w piersi i ciepło rozlewające się po całym ciele.
    W pierwszej chwili pozwolił prowadzić się mężczyźnie, ale po kilku sekundach, kiedy pierwsze wrażenie i zachłanność osłabły, wsunął dłoń głębiej pod kurtkę Blissa. Kciuk trzymał tuż nad jego obojczykiem, a resztę palców poniżej karku. Dosłownie na moment oderwał się od jego ust, aby westchnąć wypuszczając odrobinę powietrza. Sam ponowił pocałunek i pogłębił go, był śmiały i namiętny, ale nie działał w pośpiechu, skupiając się na przyjemności, na razie nie dając ponieść się emocjom.
    Nie pozwolił tej chwili trwać długo, znów odrobinę się cofnął, jakby ponownie chciał odetchnąć, tym razem jednak wstrzymał oddech i przechylił się w tył. W pierwszej chwili mogło to zostać odebrane jako chęć zwiększenia dystansu, ale Bliss mógł szybko pojąć, co Accident planował. Odchylił się, aby spaść z przeźroczystej ścieżki w przepaść, pociągając za sobą znajomego. Nie puszczał go, a wręcz przyspieszając utratę równowagi przyciągnął do siebie i przytrzymał także drugą ręką, obejmując go w pasie i mocno łapiąc za kurtkę.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Wto 04 Maj 2021, 23:01

    W momencie gdy Accident wsunął palce w czerwień jego włosów, Bliss przymknął oczy, a gdy wyczuł napierające na siebie biodra, uśmiechnął się kącikami ust. W całą tę symfonię zapomnianych-nowych uczuć wpłynęło łagodnie jeszcze jedno - czułość. O tym też zapomniał. Zapomniał jak to jest ją czuć i jak nią obdarzać, ale teraz przyszło mu naturalnie. Swobodnie. Łaszący się do dłoni Accident ani na chwile nie wprawił go w zakłopotanie. Był piękny i na miejscu. Może dlatego zdecydował się pokazać mu sztuczkę, odkryć kilka kart?
    Jakże nierozważnie.
    Rozminęli się w podejściu do wyjątkowości. Bliss nawiązywał do niej metafizycznie, zresztą, metafizyczność czy dosadność biologii i tak nie miały znaczenia. Wszystko przestało je mieć kiedy ich usta starły się w pocałunku, kiedy pomiędzy ciałami przeskoczyła symboliczna iskra. Bliss również się nie spodziewał, przed sekundą nawet tego nie pragnął. Wiedział jednak, że od bardzo dawna, aż do tej chwili nie czuł się równie prawdziwy. I to na razie wystarczyło, rekompensowało mu pustkę, uczyło od nowa jak oddychać i czuć.
    W nowej ciszy jego jęk był jak uderzenie gromu a każdy dźwięk pocałunku, lepki, wilgotny, bezwstydny, nurzał ich w koncercie wzrastającej namiętności. Bo to, że pochłaniała Blissa, było oczywiste. Nawet gdy na moment rozdzielili usta, on już zachłannie wychylał się do jego warg. Był jak pies spuszczony z łańcucha po wielu latach tkwienia w miejscu. Jakby właśnie wybiegł na bezkresną łąkę i w końcu mógł wylizać rany po werżniętej w szyję obroży. I gdy tylko ich usta ponownie się spotkały, przycisnął do siebie jego ciało jakby mógł się w nie wtopić choćby w tej chwili. Accident mógł poczuć się jak podczas obcowania z niedoświadczonym kochankiem, który zachłysnął się możliwościami i chciał wszystkiego na raz. Cóż, w pewien sposób tak właśnie było. Bliss chciał pochwycić tę chwilę, nasycić się nią, bojąc się że następna nigdy nie nadejdzie. Dlatego gdy ciemnowłosy się odchylił, w błękicie jego oczu odbił się lęk. Ale Accident miał rację, rudy bardzo szybko wszystko pojął, a wtedy w jego spojrzeniu pojawiło się zrozumienie... i smutek. Był to ten rodzaj łagodnego zawodu, który odczuwa się w starciu z nieuniknionym, kiedy już wiesz, że nic nie możesz zrobić i wszystko za chwilę się skończy.
    Jak pożegnanie.
    Objął ich szum pędu. Włosy zaplątały się wokół głów, zatrzepotały ubrania. Kilka sekund, w których Bliss spoglądał ponad ramieniem Accidenta, na błękitny bezkres.
    Nie zginą. Nie mogą. Nie tutaj. A byłoby tak wymownie. Mógłby ich zabić, gdyby chciał. Może nawet by zdążył, ale nadal nie miał żadnej pewności, że chip mężczyzny, którego trzymał w ramionach, nie zabiłby go naprawdę. A wiedział już, że nie chce jego śmierci, nawet jeśli on chciałby umrzeć z nim.
    Wytracili pęd tuż nad białym puchem zaległym w dolinie. Zabezpieczenia szarpnęły nimi lekko i miękko opadli w śnieg. Bliss rozluźnił chwyt rozkładając na boki ramiona. Chłód bieli przyjemnie kąsał mu kark. Otrzeźwiał go. Jednak ze zdumieniem stwierdził, że iluzoryczna krew wciąż była w nim gorąca, a podniecenie w najbardziej dosadny ze sposobów, objawiało się twardą męskością wbijającą się w biodro Accidenta, który na nim zaległ.
    - Całuję tak fatalnie, że postanowiłeś z nami skończyć? - zapytał, śmiejąc się cicho. - Czy może miałeś nadzieję, że znów nas zabiję? - Odwrócił wzrok od niebieskiego nieba i spojrzał na towarzysza, który w aureoli z wirującego w powietrzu śniegu, leżąc na nim, wyglądał jakoś dużo młodziej i szczęśliwiej.
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Pią 07 Maj 2021, 00:31

    Ten jęk odrobinę zmienił myślenie Accidenta. Do tej pory był dość opanowany i zdystansowany, bo nie do końca wierzył w to, że Bliss w ogóle będzie chciał silniejszej erotycznej bliskości, a jeśli już, to pocałunek zaraz się skończy i będzie jedynie spełnieniem chwilowej zachcianki. Zachowanie mężczyzny otworzyło CJa na własne pragnienie.
    Gdy stracił grunt pod stopami, wczepił się palcami w kurtkę znajomego, jakby to była jego nadzieja na odzyskanie stabilności. Prawda była inna, do uczucia spadania był przyzwyczajony, wręcz je uwielbiał. Dalej zapierało mu dech w piersi, a puls przyspieszał, ale instynktowny lęk paradoksalnie rozluźniał go, dawał poczucie wolności, swobody, pobudzał do życia. Adrenalina sprawiała, że myślał jaśniej, szybciej, łatwo potrafiłby się od niej uzależnić, ale wiedział, że jeśli by sobie na to pozwolił i przestał pilnować, zacząłby pragnąć coraz więcej i silniej, szybko osiągając poziom cholernej desperacji i głodu, a ich akurat w życiu jeszcze więcej nie chciał. Kusił sam siebie, porcjował i przydzielał dawki.
    Spadanie trwało na tyle długo, że zdążyli obrócić się w powietrzu, a gdy byli tuż nad ziemią i wyhamowywali, CJ wsunął swoją nogę między nogi Blissa i puścił go, aby zamortyzować upadek. Większość ciężaru przeniósł na dłonie, dlatego ręce zapadły mu się w śniegu aż do połowy przedramion. Zimno aż zaszczypało go w skórę, ale, paradoksalnie, było to w tej chwili przyjemne. Opierał się przy barkach rudego, patrzył na niego z góry i nie przestawał obserwować twarzy nawet kiedy zdał sobie sprawę, że czuje jego męskość na biodrze. Bliss podsycił iskrę, którą niedawno rozpalił, Accident sam poczuł charakterystyczne ciepło rozlewające się od lędźwi przez kręgosłup aż na całe ciało.
    Uśmiechnął się ciepło i szczerze, kiedy usłyszał pytanie. Zdał sobie przez nie sprawę, że mężczyzna zachowywał się jak wygłodniały, przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie i to, że zachował chłód nawet, kiedy podszedł do niego, gdy uprawiali seks z tamtym chłopakiem. Pocałował go w czoło, ale nawet nie sięgnął, aby dotknąć któregokolwiek z kochanków, nie patrzył, tylko odszedł. Co wywołało tę zmianę? Chciał wiedzieć, aby móc mu to dać, wykorzystać i bawić się tym. Wywnioskował też, że żaden z nich nie wyłączył możliwości odczuwania dotyku, nad czym zastanawiał się krótko kilka razy odkąd pojawili się na tym serwerze.
    – Nie – odpowiedział krótko i na potwierdzenie swoich słów sam sprowokował pocałunek. Jeśli Bliss na to pozwolił, chciał całować się z nim długo, samemu tym razem działając bardziej gorąco i namiętnie, jednocześnie z wyczuciem dociskając do niego biodro i kilka razy powoli ocierając się o niego.
    – Kochałeś się kiedyś w śniegu? U mnie jest go bardzo dużo. – Po jakimś czasie oderwał się od mężczyzny i znów zaczął na niego patrzeć, tym razem w oczy. Przypadkiem bądź nie, podał szczegół o swoim prawdziwym życiu, a może mówił tylko o tym serwerze?
    Podniósł jedną dłoń i ścisnął rude loki. Podobało mu się, jak rozsypały się po śniegu, jak kontrastowały z nim kolorem nawet w słabym świetle, kiedy wirtualne słońce już prawie zaszło za horyzont. Chociaż przeszło mu przez myśl, że może zostać odrzucony, ochłodzony i niepotrzebnie się nakręca, ośmielił się na czułość i dotknął dwiema opuszkami skroni Blissa, potem jego policzka i szczęki, mocząc je lodowatą strużką stopniałego śniegu.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Pią 07 Maj 2021, 01:45

    Bliss nie chciał tej bliskości. Nie świadomie. Tkwił w dziwnym stanie, czymś pomiędzy szaleństwem a euforią. Zwykle pierwsza z tych rzeczy towarzyszyła mu zawsze, była nieodzownym elementem jego egzystencji, grzecznym, kontrolowanym przez górę. W końcu musiał być trochę szalony godząc się na to, czego doświadczał na co dzień. Rzadko jednak szaleństwo mieszało się w nim z czymś pozytywnym, a za pozytywne uważał to, co właśnie się działo. Olewał nawet ostrożność. Jeśli Accident jakimś cudem był netrunnerem, który miał za zadanie go zneutralizować, mógł mu się nawet podłożyć. Oby tylko był skuteczny, bo za porażki karano go bardzo mocno. Nie chciał ich smakować. Za to nie miał nic przeciwko smakowaniu zawieszonych nad sobą, rozciągniętych w uśmiechu warg, które wzięły w posiadanie jego usta.
    Może przekraczał właśnie kolejny poziom szaleństwa?
    Poddawał się jego pieszczotom, jego leniwym, rozpalającym zmysły ruchom, unosząc się na fali kontrastu - ciepła ciała, które wciskało go w przeszywający chłód bieli. Czerpał z tej chwili pełnymi garściami, z każdą chwilą coraz zachłanniej jakby zaraz miała się skończyć. Wiedział, że w końcu to nastąpi. Ale zanim wrócić do bolesnej rzeczywistości, wypchnął biodra, ocierając się o chętne ciało nad sobą, wczepiając palce w czarną bluzę i splatając języki. Śnieg pod nim topniał, zbierając gorąc rozpalonych zmysłów.
    Oddychał płytko gdy rozdzielili wargi i przez chwilę wyglądał jakby nie zrozumiał pytania. Miał zamglone, nieobecne spojrzenie człowieka wyrwanego z transu. Przełknął ślinę, biorąc głębszy wdech, chwytając strzępki myśli. Czy kiedykolwiek w ogóle otarł się o kochanie? Jeśli już lądował z kimś w łóżku, to tylko przygodnie, szybko, bezosobowo. Dlatego dobór słów go... zaskoczył. Wybił. Był dla niego niezrozumiały. W końcu to, co działo się teraz... Istotnie. Czym właściwie było?
    Spojrzał wprost w oczy Accidenta i zmarszczył brwi, skonsternowany. Był gotów coś powiedzieć, może nawet to przerwać, ale chwycił jedynie drżący oddech gdy ciemnowłosy dotknął jego twarzy lodowatymi palcami. Zimna kropla spłynęła mu po szyi, sprawiając, że na krótką chwilę znów stracił kontakt z rzeczywistością. Przyjemne.
    Od kiedy dawał się ponieść tak złudnemu uczuciu jak przyjemność? I w ogóle jakiemukolwiek uczuciu?
    Nawet nie zdawał sobie sprawy, że przymknął oczy. Zrozumiał to, gdy musiał je otworzyć, by na nowo na niego spojrzeć.
    - Nigdy - przyznał cicho, dziwnie przejęty. - Nigdy się nie kochałem - sprostował, nie kładąc nacisku na ostatnie słowo, przez co zabrzmiał jakby faktycznie nigdy nie uprawiał seksu. Uniósł chłodne dłonie do jego twarzy, przesunął kciukami po kącikach jego ust przyglądając mu się, jakby zobaczył go po raz pierwszy. Accident wyróżniał się naturalnością pośród innych awatarów, dokładnie tak jak Bliss, ale poza tym... nie było w nim, w nich, nic wyjątkowego. Więc...
    - Dlaczego tego chcesz? - zapytał nagle, rozluźniając chwyt. Jego spojrzenie zdawało się zyskiwać ostrość, ale w głosie była miękkość zaangażowania. - Co cię motywuje?
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Pią 07 Maj 2021, 11:07

    Accident uzupełnienie nie podejrzewał Blissa o takie obawy. Był dość stabilny i uważał się za jednego z mniej groźnych ludzi, jakich można spotkać w sieci. Z drugiej strony także z różnych powodów odrobinę wypadł z obecnych trendów, szczególnie z praktycznego ich używania, dlatego pewnie nawet jeśli chciał komuś zaszkodzić, musiałby zasięgnąć wiedzy. Gdyby miał świadomość o tym, że rudowłosy boi się, że jest nieostrożny, w odruchu chciałby go uspokoić i spróbować zapewnić oparcie. Dla niego obydwaj byli tu, aby dostać dreszcz, zabawę, ale też poczucie akceptacji, bezpieczeństwa i całej masy innych właściwie podstawowych wartości, których brakowało masom w realu.
    Zaskoczenie mężczyzny również Accidenta lekko wytrąciło ze skupienia, głównie przez to, że w pierwszej chwili pomyślał, że powiedział coś źle albo po prostu wcale nie powinien w tej chwili mówić. Ale chyba nie o to chodziło? Zgadł bardziej niż był tego pewny, szczególnie, że dostał odpowiedź. Bliss nigdy się nie kochał? Szerzej otworzył oczy w zaskoczeniu, ale tylko na chwilę, bo zaraz znów po prostu łagodnie na niego patrzył. Na moment nawet się uśmiechnął, kiedy Bliss dotknął kącików jego ust. Nigdy się ni kochał. O to zupełnie go nie podejrzewał, może nawet ciężko było mu uwierzyć. Z jednej strony zachłanne zachowanie rzeczywiście pasowało do kogoś mniej doświadczonego, z drugiej mężczyzna mógł grać. Accident znów w chwilę potrafił wymyślić wiele ewentualności i niezależnie od tego, do której bardziej się przychylał i w którą bardziej wierzył, nie zamierzał zachowywać się inaczej, niż dyktowała mu to jego natura.
    Złapał jedną z dłoni znajomego zanim ten zdążył ją odsunąć i przyłożył sobie do ust całując. Co go motywowało? Teraz to on wyglądał na skonsternowanego, w pierwszej chwili chciał odpowiedzieć, że nie wiedział, ale przecież tak nie było. Zastanawiał się chwilę, szybko omiatając spojrzeniem śnieg dookoła ramion i twarzy Blissa, bo patrzenie mu w oczy w tej chwili kradłoby zbyt wiele uwagi.
    – Pociągasz mnie – wydawało mu się to oczywiste, zakładał, że rudy o tym wiedział i pytał o coś więcej. Odchylił się klękając stabilniej, choć garbił się odrobinę, aby być bliżej jego twarzy. Rękę, którą dopiero co oderwał od śniegu otarł o biodro, aby zetrzeć z niej wilgoć. Kilka razy zacisnął i rozprostował palce, aby pobudzić nierealną krew do ogrzania nierealnej skóry. Dopiero wtedy mówiąc zaczął dotykać brzucha i klatki piersiowej Blissa głaszcząc przez materiał ubrania. Drugą dłoń wciąż trzymał lekko zaciśniętą na jego. – Podobają mi się rozmowy z tobą, podoba mi się, jak dużo rzeczy nie mówisz. – Uśmiechnął się, aby dać znak, że to nie był zawoalowany wyrzut, tylko prawda. Wiele osób w wirtualnym życiu chwaliło się osiągnięciami z reala i CJa to często odstraszało i zniesmaczało. – Nie sypiam z kim popadnie, ktoś musi mnie zainteresować, a to niemożliwe jest bez rozmowy. Po prostu. – Wzruszył ramionami, bo zdawał sobie sprawę z prostoty swoich słów. Accidentowi znów przeszło przez myśl, że może Bliss pytał, bo naprawdę z nikim nie spał albo wczuwał się w rolę. Ciekawe.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Pią 07 Maj 2021, 12:57

    Bliss mógł być w realu nastolatkiem z ledwie osiągniętą pełnoletnością, mógł być również kobietą w ciele męskiego awatara. Mógł być kimkolwiek, łącznie z byciem psychopatą i mordercą. Na tym polegała swoboda cyberświata. W nim każdy był kim chciał, daleko poza realnymi ograniczeniami i łatkami. Ale Bliss figurował w Cyberlifie nie dla zabawy czy chęci zmiany wizerunku, choć obecny odbiegał mocno od realnego odpowiednika. Bliss był tu... bo to był jedyny świat, w którym słowo "swoboda", miało dla niego jakiś sens. Był w Blissie pewien dualizm. Kochał ten świat i nienawidził jednocześnie. Chociaż... bardziej nienawidził swojego przywiązania do prawdziwego ciała, do realnych ludzi. Gdyby nie ta słabość, dawno zostałby w sieci na stałe. Znalazłby na to sposób. Ale dopóki jego namacalna powłoka oddychała, tęsknił od niej bardziej niż do sztuczności wykreowanego świata.
    Łagodność Accidenta była kojąca. Zresztą on sam, jako całokształt, wywoływał w rudym dużo pozytywnych emocji. A przecież się nie znali. Niczego o nim nie wiedział. I gdyby nie dziwne, emocjonalne zamieszanie, Bliss martwiłby się tym dużo bardziej. Ale teraz jak urzeczony obserwował i przede wszystkim czuł, jak ciepłe usta dotykając chłodnej skóry jego dłoni.
    Pociągasz mnie.
    Tak, to było oczywiste i stanowiło fundament każdego zbliżenia. W końcu nawet Bliss nie sięgał do ludzi, którzy byli dla niego odpychający. Jednak nie o to pytał. I gdyby Accident nie zaczął mówić dalej po tym jak poprawił pozycję, rudy na pewno by się odezwał. W końcu nawet rozchylił usta i nabrał powietrza, które uleciało mu z płuc, kiedy padły kolejne słowa.
    - Ja? - zapytał, przykrywając dłonią tę, która sunęła mu przez pierś. - Czy to, czego o mnie nie wiesz? Poza tym, zaprzeczyłeś sobie. - Uśmiechnął się leniwie. Przesunął głowę, jakby chciał ją przechylić na bok, a psotne iskry zatańczyły w jego oczach. - Skoro nie mówię, to jak miałbym cię sobą zainteresować? - Splótł palce z jego palcami, tak jednej dłoni jak i drugiej. Uniósł obie, zmuszając Accidenta albo do lekkiego odchylenia się albo do oparcia się na sile jego rąk. - Nie sypiasz z kim popadnie? A co z dzieciakiem-kotem? - Pociągnął go na siebie, wysuwając złączone dłonie za głowę i jeśli tylko Accident dał się pociągnąć, tym sposobem znów pełnym ciężarem zaległ na ciele rudego, znów miał jego usta tuż przy swoich. Znów mógł poczuć ciepło jego przyspieszonego oddechu. - Dlaczego pieprzyłeś się z nim w klubie? Czym cię pociągał? Czym cię zainteresował? - wyszeptał, prawie muskając przy tym jego usta.
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Pią 07 Maj 2021, 23:38

    Realna płeć Blissa była dla Accidenta obojętna, jednak myśl o tym, że ktoś w dzisiejszych czasach kipiących seksem uprawia seks pierwszy raz, wydawała mu się co najmniej niespotykana. Wiedział, że każdy musiał mieć swój pierwszy raz, ale tłumy zachowywały się tak wyuzdanie i prowokacyjnie, jakby nie istniała w nich żadna niepewność i niedoświadczenie. Przyjął do wiadomości fakt, że mężczyzna nigdy się nie kochał i choć miał to na uwadze, to po chwilowym zaskoczeniu przestał o tym myśleć, mając wiele innych bodźców, jakie do niego docierały.
    Zaprzeczył sobie? Podniósł brew, ale w wyrazie sceptyczności i prowokacji.
    – Nie mówisz o sobie, ale rozmawiamy. To wystarczy, abym poznał cię lepiej, niż gdybyś podał mi swój życiorys – wyjaśnił szybko swoje podejście. Pozwolił się złapać za ręce i tak jak Bliss tego chciał, stopniowo obniżał swoją pozycję, opierał coraz większą część ciężaru na ciele znajomego. Wiedział, że nie zrobi mu tym krzywdy, że często czucie ciężaru kochanka na sobie było dodatkowo podniecające. Byli bliżej, podobało mu się to, tak samo jak fakt, że rudy przejął na chwilę kontrolę.
    – On... Mamy wspólne hobby, głównie medycynę. Wie dużo, imponuje mi tym... Naprawdę chcesz o nim teraz rozmawiać? – spytał śmiejąc się cicho, mrukliwie i docisnął brzuch do jego brzucha. Lekko przechylił głowę, wysunął język, ale nie ten zwyczajny, ludzki, tylko jaszczurczy, gorący i długi. Prześlizgnął nim po policzku Blissa, dookoła i za ucho, później na szyję, a na końcu szczękę. Wilgoć od razu przyciągnęła chłód.
    Rozplótł z nim palce i przesunął dłońmi po jego przedramionach, złapał je tuż nad nadgarstkami i lekko docisnął co śniegu unosząc się na nich na tyle, aby swobodnie podnieść głowę, resztą ciała dalej mocno przylegając. Krótko pocałował go w usta, później w ich kącik, w policzek, brodę i linię szczęki, właściwie w to samo miejsce, którego wcześniej dotykał gadzim językiem. – Chciałbym czuć cię na sobie nagiego – powiedział szeptem. Przed chwilą zachowywał się lekko i żartobliwie, ale teraz znów spoważniał, skupił się na bliskości i pieszczocie, chcąc sprawić rudowłosemu czułą przyjemność, adorując jego ciało. – Ale wtedy zmarzniesz. Nie chcę, abyś ograniczał czucie – brzmiał, jakby raczej prosił niż mówił o zwykłej chęci, tym bardziej, że znów uniósł głowę tuż nad jego, na tyle, aby móc wygodnie na niego patrzeć, przy okazji będąc tak blisko, jak tylko mógł.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Wto 11 Maj 2021, 13:49

    - Sugerujesz, że nie mówiąc, mówię więcej - stwierdził, wcale nie ciesząc się z tego odkrycia. Oczywiście był świadom, że zachowywał się przy nim irracjonalnie, nawet bardziej niż zwykle. Ponownie jednak pojawiała się niepewność co do słuszności podjętych akcji. Czy to, co człowiek czuł, wykreowane przez chemię mózgu, usprawiedliwiało bezmyślność? Krzywdzenie innych? Krzywdzenie siebie?
    Usprawiedliwiało cokolwiek?
    Nienawidził się za tę gonitwę myśli. Chociaż raz mógłby pozwolić sobie na coś ponad zwykłą egzystencję, a zamiast to wykorzystać, blokował się na rzeczach, które nie miały znaczenia. Accident był w końcu jedynie kolejnym zlepkiem kodu. Kolejna manifestacją cudzych pragnień, które nie miały nic wspólnego z jego własnymi. Przynajmniej jeśli chodziło o pragnienia duszy, bo pragnienia ciała dzielili bez wątpienia.  
    Zaczepił wargami jego wargi, odnajdując przyjemność w ciężarze ciała wyciskającym powietrze z nierealnych płuc. Daleko było mu jednak do poprzedniej zachłanności. Spod na wpół przymkniętych powiek obserwował usta układające słowa. Wcale nie interesował go dzieciak-kot. Interesowało go dlaczego Accident się nim zainteresował. Był zawiedziony tym, co usłyszał. Medycyna? Wiedza? To takie... zwyczajne. Ale z drugiej strony, co było skomplikowanego w fascynacji, szczególnie jeśli znało się swoje kryteria?
    Bliss nie znał swoich. Właśnie się o tym przekonywał.
    - Dlaczego nie? - zapytał na wydechu, zanim jeszcze pomiędzy wargami Accidenta pojawił się długi, jaszczurczy jęzor. Jego widok wyrwał z piersi rudego krótkie parsknięcie. Pamiętał jak był zaskoczony widząc go po raz pierwszy.
    Zmrużył oczy, odruchowo odchylając głowę, gdy ciepły, wilgotny język przesunął się po jego skórze. Nie wyrywał się, choć zaciskające się na nadgarstkach palce w wymowny sposób przypomniały mu o pozycji w jakiej się znalazł. Nie bał się, w żadnym wypadku. Mógł rozłączyć się w każdej chwili, wystarczyła jedna myśl. Chodziło o niepewność wobec fikcyjnej utraty kontroli, trochę jak wtedy, kiedy Accident pchnął ich w przepaść. Jednak nic nie wskazywało na jego niepokój. Przyjmował pieszczoty, reagując całkiem żywo, bardzo naturalnie. Przełknął ślinę przymykając oczy. Jego ciało napięło się, wyprężyło, zdradzając potrzebę bliskości, a słysząc kolejne słowa, zacisnął dłonie i zwilżył językiem dolną wargę, którą potem przygryzł lekko.
    Accident przedstawił mu swoje pragnienia, ale czego chciał on?
    Uchylił powieki patrząc wprost w jego oczy. Uśmiechnął się kątem ust.
    - Przecież lubimy śnieg - przypomniał, również szeptem. Potem w charakterystyczny sposób jego spojrzenie na ułamek sekundy straciło ostrość i Accident poczuł pod palcami ciepło nieosłoniętej skóry. Bliss zadrżał wyraźnie, wyprężył się raz jeszcze i westchnął niemal boleśnie, gdy nagim ciałem przylgnął do ubitej bieli. Poniekąd spełnił prośbę towarzysza - leżał w śniegu, osłonięty tylko przyciskającym go do ziemi ciałem towarzysza. Wbrew niepokojowi ciemnowłosego, nie groziło mu wyziębienie. System skalował odczucia i dopóki istniały blokady, nie mogły osiągnąć destrukcyjnej formy. Chłód był więc nieprzyjemny, ale znośny. W tej sytuacji nawet... pożądany.
    - A może wolałbyś watę cukrową? - wyszeptał bezczelnie, prowokacyjnie. Wyswobodził dłonie tylko po to, by chwycić go za włosy i odchylić mu głowę, eksponując szyję. Uniósł się, przesuwając czubkiem języka po pięknie napiętej skórze. - Różową. I trochę świeżej krwi? - dodał, drwiąc wyraźnie. Odkąd usłyszał tę historię był ciekaw jak wiele było w niej prawdy o jego naturze.
    Zwolnił chwyt i z cichym sapnięciem poruszył się pod nim, umyślnie wciskając twardą męskość w jego biodro.
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Czw 13 Maj 2021, 23:48

    Czy gdyby wiedział, że zawiódł Blissa swoją odpowiedzią, zmieniłby ją? Nie, oczywiście, że nie. Był zwyczajny, zdawał sobie z tego sprawę. Pewnie uśmiechnąłby się gorzko i powiedział a nie mówiłem. Miał swoje przeciętne hobby, swoje przeciętne rozmowy, przeciętne pragnienia, przeciętne problemy... jedyne, co mógłby uznać za nietypowe i wyróżniające go spośród innych, to powód tych kłopotów. Tylko gdyby go ktoś zapytał, CJ odpowiedziałby, że każdy miał w swoim życiu jakąś nietypową sytuację, coś mało możliwego z punktu widzenia rachunku prawdopodobieństwa, co znowu wpychało samego Accidenta i jego wyjątkowego pecha w ramę bycia zwykłym. Pogodził się z byciem nudnym, przeciętnym, zgadzał się na to, choć gdzieś w środku siebie nosił jakąś romantyczną ochotę bycia innym. To pewnie przez nią fakt, że jakby na siebie nie spojrzał, tak widział się jednym z szarej masy, sprawiał, że nie przechodził nad tym bez problemu, tylko czuł napływ goryczy. Przy sprzyjających wiatrach i narastającej frustracji, pewnie mógłby zrobić coś, co by go pchnęło do nieobliczalnych czynów, ale na razie było mu do tego daleko.
    Podobało mu się, jak mężczyzna reagował, że odpowiadał i nie uciekał spojrzeniem, nawet jak byli blisko i w jednoznacznej sytuacji. Zaciekawiło go, czy Bliss miał taką naturę czy po prostu przywykł do przełamywania intymności, co przecież działo się na serwerach nagminnie.
    Czując, że rudy pozbył się ubrań, odetchnął krótko, potem uśmiechnął się przez swoją reakcję. Spodobało mu się, że dostał to, czego chciał, ale z drugiej strony był przez chwilę zawiedziony, że przyszło to tak łatwo. Nie zamierzał narzekać, od razu chciał go dotknąć, ale posłusznie uniósł głowę. Przymknął powieki i lekko zacisnął usta, w taki sposób wczuwając się w przyjemny dreszcz spowodowany ciepłym językiem na szyi i po chwili zastępującym go chłodem.
    – Wolę watę – odpowiedział dopiero, kiedy został puszczony, spojrzał z góry na Blissa. – Nie chcę krwi. A ty? – spytał bardziej jakby proponował, cierpliwie puszczając mimo uszu drwinę. Oparł się dłońmi o obojczyki mężczyzny, później lewą rękę zaczął opuszczać niżej. Dotykał go całą dłonią po mostku, piersi, później żebrach i brzuchu, a gdy tylko kształt ciała na to pozwalał, lekko zaciskał palce. Dotarł do jego biodra, potem uda, męskości, po której przesunął dłonią wolniej, wracając na jego brzuch.
    Znów oparł cały ciężar na kolanach, rozpiął bluzę i położył obok na śniegu, potem podkoszulkę, szybko też rozpiął swój rozporek, aby wrócić do większego kontaktu z czerwonowłosym, tym razem stykając się z nim nagim torsem.

    Sponsored content

    01001001 01010010 01001100 - Page 2 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Nie 19 Maj 2024, 06:01