-But i guess i'll live it up to you...-Powiedział miękko schylając się w usłużnie w półukłonie, oferując Noxowi jego szpadę. Z boku wyglądało to zupełnie normalnie, ot oddany sługa okazujący przyszłemu władcy należny mu szacunek. A przecież absolutnie nic w tej chwili nie było tak, jak normalnie. Sam półukłon w głębi duszy wydawał się Niccolasowi kompletnie ironiczny zważywszy na okoliczności, i byłby się pewnie nawet szerzej uśmiechnął gdyby nie głębokie przekonanie, że jeden fałszywy ruch i ponad pół godziny urabiania księcia pójdzie jak krew w piach wsiąknięte w grubą warstwę jego głęboko zakorzenionych dylematów moralnych.
Zazwyczaj rudzielec pochylał się przed księciem (proszę się nie uśmiechać) jedynie w formie przedrzeźniającej kpiny śmiejąc się przy tym “tak tak wasza wysokość” czy prychając “co tylko każesz wasza wysokość”, jednak nawet to było dzisiaj kompletnie nie tak, jak powinno. Dzisiaj jego dokładnie wystudiowany gest miał oznaczać zapewnienie, że oto on - Alexander Niccolo Bonnaire - jest gotów służyć swemu przyjacielowi nie tylko złotymi radami i niebanalnym humorem, ale i własnym życiem aż po jego być może dość rychły kres. Jego przenikliwe spojrzenie zdawało się niemal krzyczeć “zaufaj mi Noxis, wiem co robię. Obydwoje wiemy, że mam rację” nawet jeśli oficjalnie Alex pozostawiał przyjacielowi pełne pole manewru tak czy inaczej pragnąć zostać przy jego boku. Nieoficjalnie rudzielec miał już przygotowany wóz, którym planował wywieźć księcia w drewnianej skrzyni jeśli okaże się, że wszystkie inne metody zawiodą. Noxisowi mogło wydawać się, że ma całkowitą władzę nad sytuacją i że jedno jego słowo wystarczy, by Nicco zarzucił pomysł wspólnej wycieczki, jednak w rzeczywistości to właśnie do rudzielca należało ostatnie słowo w ich dzisiejszej dyskusji, o czym ten doskonale wiedział.
Jego postawa pozostawała jednak nienaganna, przyjaźnie otwarta i ciepła, niemal kojąco nienachalna w całej zawierusze, jaka panowała dookoła nich w pałacu. Postarał się jednak, by widać było, że bardzo mu zależy. Wiedział, że gra Noxowi na emocjach i że przyjaciel nigdy nie czuje się komfortowo sprawiając mu zawód, jednak w obecnej sytuacji czyste zagrywki zwyczajne nie wchodziły w grę. Na wszystkich, kurwa, Bogów! W całym swoim życiu Alex jeszcze nigdy nie grał równie żarliwie i przekonywująco. A przecież był wyśmienitym aktorem!
Ale też nie oszukujmy się, potrzeba była raczej paląca. Nicco nie mógł pozbyć się ciążącego na flakach wrażenia, że jeśli nie uda mu się teraz przekonać księcia, by z nim uciekł kolejna okazja może się już nie nadarzyć.
Alex nie był debilem. Odkąd wczorajszej nocy przy kolacji jego ojciec - Dowódca pałacowej gardii -wspomniał,że to zaskakujący zbieg okoliczności, że śmierć króla nastąpiła niedługo po tym, jak ostatnie ogniwo jego dynastii zostało zaręczone z księżniczką północy”, chłopak wiedział, że musi działać szybko i dyskretnie. Trwające do pół wieku temu wojny z północą sprawiły, że pośród królewskich doradców i co wyżej postawionych wasali decyzja o próbie przeniesienia pokoju na stałe wody aranżowanego małżeństwa odbiła się echem wyraźnego niezadowolenia. Zbyt wielu możnych nosiło w sercu żałobę po utraconych w wojnie bliskich, zbyt wielu karmiło się cichą chęcią zemsty i twardo zakorzenionymi uprzedzeniami by przymknąc na to oko i skupić się na tym, co dobre dla państwa. Więc król zginął. A teraz, gdy jego jedyny syn miał zostać koronowany i kontynuować dzieło ojca (a w tym i ten pieprzony, nieszczęsny sojusz) nie trudno było spodziewać się, że i jemu w niedalekiej przyszłości przydarzy się nieszczęśliwy wypadek.
A na to Alex zwyczajnie nie mógł pozwolić. I to już nawet nie chodzi o to, że państwa znów pogrążyłoby się w wojnie mającej zrekompensować zbolałym szlachcicom utratę dzieci i żon. Znaczy oczywiście, wizja kolejnej wojny, głodujących ludzi i generalnie kolejnych nieszczęść spadających na dopiero co podniesiony z kolan kraj niespecjalnie mu się uśmiechała, jednak głęboko w samym sobie Niccolo miał całkowitą i paskudną świadomość, że gdyby od tego zależało życie stojącego przed nim mężczyzny, wojna nie byłaby ani wielkim problemem moralnym ani zbyt wysokim kosztem do poniesienia.
Tym lepiej dla kraju, że w obecnej sytuacji ceną za szczęście i bezpieczeństwo czarnowłosego było właśnie nie doprowadzenie do niej. Niccolo ta wersja również była bardzo na rękę, bo dzięki niej zdołał przekonać ojca, by ten pomógł mu w realizacji jego niecnego planu. Dzięki niej jeśli bogowie dopomogą i cała ta kabała dobrnie kiedyś do końca Nicco zostanie bohaterem kraju i kompletnie nikt nie poza nim nie będzie wiedzieć, co dokładnie kierowało nim w tym konkretnym dniu. Nikt nie domyśli się, że jego desperacką determinację napędzał strach.
Ogromny, dławiący, paraliżujący i niemal paniczny lęk przed tym, że ktoś pozbawi go przyszłości u boku Noxisa. Raz jeszcze wypada podkreślić - Alex nie był debilem. Miał pełną świadomość tego, że jego przyjaciel jest po pierwsze następcą tronu, po drugie hetero i wreszcie po trzecie zaręczony z księżniczką, z którą małżeństwo ma połączyć dwie wielkie krainy i zapewnić stabilną przyszłość wszystkim ich mieszkańcom. Nie łudził się ani, że jego głęboko skrywane pod maską seryjnego flirciarza i błazna uczucia zostaną kiedykolwiek odwzajemnione czy chociażby ujawnione. Zwyczajnie liczył na to, że przyjdzie mu zestarzeć się obserwując jak Nox wiedzie spokojne, bezpieczne życie. Życie, które jeśli jego przypuszczenia były trafne ( a przeważnie niestety były) chwilowo bardzo dosłownie wisiało na włosku.
Tak więc grał. Grał jak z nut, tańcząc, śpiewając i uwodząc księcia wizją wspaniałej, barwnej eskapady mającej poprzedzić jego koronację i zapewnić mu miłe wspomnienia na resztę jego królewskiego życia. Używał każdej ze swoich brudnych sztuczek umiejętnie pociągając za sznurki Noxowskiej psychiki delikatnie naciskając wszędzie tam, gdzie wiedział, że wywoła to pożądany efekt. Tłumił obrzydzenie samym sobą uśmiechając się pięknie i kręcąc nonszalancko po pokoju ćwiczeń dopóty, dopóki książę nie wyważył drzwi i nie wyszedł na korytarz zachodniego pawilonu ćwiczebnego. Nawet wtedy Nicco ruszył za nim i oto stał teraz, pochylony w półukłonie, uśmiechnięty i spokojny pomimo, że pod skrzętnie dopasowaną maską nadwornego kawalarza skrywały się przerażające pokłady determinacji i skupienia. Przekona go. Wiedział, że go przekona, pomimo, że potajemne eskapady na dziwki wino i śpiew nie należały raczej do kanonu książęcych zachowań. I faktycznie, Noxis patrzył na niego tak, jak gdyby ten proponował mu coś wyjątkowo lubieżnego, rozpustnego i kompletnie nie w zgodzie z jego kodeksem honorowym. Zupełnie jakby do księcia dopiero teraz dotarły wszystkie konsekwencje rozwiązania, które Alex mu proponował. I... o ile rudzielec dobrze go rozczytywał, zupełnie, jakby już, już prawie chęć zerwania się z łańcucha wygrywała w nim walkę ze zdrowym rozsądkiem. Niccolas powstrzymał chęć uśmiechnięcia się z triumfem i zamiast tego wymierzył przyjacielowi ostateczny cios.
- No dalej Nox, nie daj się prosić. To może być ostatnia wspólna eskapada w naszym życiu. -Wymruczał nie spuszczając z niego wzroku i pozwolił by na jego twarzy pojawił się niemal błagalny wyraz.