– Gorąco. – młody chłopak powachlował się dłonią. Żar lał się z nieba i jak na złość, w zasięgu wzroku, nie było ani jednej chmury.
– Wsiadaj, w środku jest klimatyzacja. – elegancka kobieta otworzyła drzwi do samochodu i wrzuciła na siedzenie skórzaną torebkę od Vuittona. Chłopak chętnie zajął miejsce z tyłu.
– Luca czeka już na nas na miejscu. – kobieta usiadła za kierownicą. Silnik cicho mruknął, żwir zachrzęścił pod kołami i wyjechali na ulicę. Kobieta zerknęła przez ramię i uśmiechnęła się do chłopaka. Nie sposób było jednoznacznie stwierdzić w jakim jest wieku - idealny makijaż, doskonała fryzura, świetnie dopasowany biały komplet i złota opalenizna odejmowały jej lat, ale jeśli przyjrzeć się jej uważniej, można było dostrzec lekkie zmarszczki wokół oczu. Nie miała więcej, niż 45 lat.
Charles za to obchodził 20-ste urodziny. Był wysoki, szczupły i miał zdecydowanie zbyt jasną cerę, by można było wziąć go za rodowitego Włocha. Prawda była taka, że urodę odziedziczył po matce, która była Norweżką. Nie urodził się też we Włoszech. Przeniósł się tu kilka lat temu, na studia. Uczył się całkiem nieźle, dostał nawet stypendium.
Lubił jednak dostanie życie, a stypendium na to nie wystarczało. Dorabiał często jako model, najczęściej na zajęciach rysunku, lokalnym malarzom, czy pozując do zdjęć fotografów-amatorów. Kilka miesięcy temu odkrył też uroki bycia chłopakiem do towarzystwa. Bogate starsze panie, albo panowie, chcący pokazać się w towarzystwie z ładnym młodym chłopakiem całkiem dobrze płacili.
Tak poznał właśnie Evę i Lucę - bezdzietne małżeństwo, któremu spodobał się na tyle, że zabierali go ze sobą na weekendowe wypady do Posiatno i Rzymu i na wystawne kolacje. Płacili przy tym za jego mieszkanie i często zabierali na zakupy.
Luca i Eva uwielbiali sztukę, więc Charles nie opuścił chyba żadnego okolicznego wernisażu w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
– Jesteśmy. – Eva zatrzymała samochód na podjeździe do jednej z galerii wystawiającej sztukę lokalnych artystów.
Charles otworzył jej drzwi, ona wzięła go pod rękę i weszli do środka. Roiło się tam od ludzi.
Eva uścisnęła ramię chłopaka.
– Pójdę po wino. – odeszła na bok, w poszukiwaniu barku.
Charles rozejrzał się wokół i odnalazł wzrokiem Lucę. Przysadzisty pulchny mężczyzna trzymał w ręku kieliszek czerwonego wina (sądząc po kolorze policzków mężczyzny, nie był to jego pierwszy kieliszek tego wieczoru) i pogrążony był w rozmowie z kimś, kogo Charles nie znał.
Chłopak podszedł do nich.
– Charles, mój chłopcze! – Luca przerwał rozmowę i zwrócił błyszczące oczy na blondyna. Był czymś mocno podekscytowany. – Poznaj proszę Marco. To on jest bohaterem dzisiejszego wieczoru.
Charles uśmiechnął się uprzejmie.
– Bardzo mi miło. – wyciągnął dłoń w stronę nieznajomego.
– Wsiadaj, w środku jest klimatyzacja. – elegancka kobieta otworzyła drzwi do samochodu i wrzuciła na siedzenie skórzaną torebkę od Vuittona. Chłopak chętnie zajął miejsce z tyłu.
– Luca czeka już na nas na miejscu. – kobieta usiadła za kierownicą. Silnik cicho mruknął, żwir zachrzęścił pod kołami i wyjechali na ulicę. Kobieta zerknęła przez ramię i uśmiechnęła się do chłopaka. Nie sposób było jednoznacznie stwierdzić w jakim jest wieku - idealny makijaż, doskonała fryzura, świetnie dopasowany biały komplet i złota opalenizna odejmowały jej lat, ale jeśli przyjrzeć się jej uważniej, można było dostrzec lekkie zmarszczki wokół oczu. Nie miała więcej, niż 45 lat.
Charles za to obchodził 20-ste urodziny. Był wysoki, szczupły i miał zdecydowanie zbyt jasną cerę, by można było wziąć go za rodowitego Włocha. Prawda była taka, że urodę odziedziczył po matce, która była Norweżką. Nie urodził się też we Włoszech. Przeniósł się tu kilka lat temu, na studia. Uczył się całkiem nieźle, dostał nawet stypendium.
Lubił jednak dostanie życie, a stypendium na to nie wystarczało. Dorabiał często jako model, najczęściej na zajęciach rysunku, lokalnym malarzom, czy pozując do zdjęć fotografów-amatorów. Kilka miesięcy temu odkrył też uroki bycia chłopakiem do towarzystwa. Bogate starsze panie, albo panowie, chcący pokazać się w towarzystwie z ładnym młodym chłopakiem całkiem dobrze płacili.
Tak poznał właśnie Evę i Lucę - bezdzietne małżeństwo, któremu spodobał się na tyle, że zabierali go ze sobą na weekendowe wypady do Posiatno i Rzymu i na wystawne kolacje. Płacili przy tym za jego mieszkanie i często zabierali na zakupy.
Luca i Eva uwielbiali sztukę, więc Charles nie opuścił chyba żadnego okolicznego wernisażu w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
– Jesteśmy. – Eva zatrzymała samochód na podjeździe do jednej z galerii wystawiającej sztukę lokalnych artystów.
Charles otworzył jej drzwi, ona wzięła go pod rękę i weszli do środka. Roiło się tam od ludzi.
Eva uścisnęła ramię chłopaka.
– Pójdę po wino. – odeszła na bok, w poszukiwaniu barku.
Charles rozejrzał się wokół i odnalazł wzrokiem Lucę. Przysadzisty pulchny mężczyzna trzymał w ręku kieliszek czerwonego wina (sądząc po kolorze policzków mężczyzny, nie był to jego pierwszy kieliszek tego wieczoru) i pogrążony był w rozmowie z kimś, kogo Charles nie znał.
Chłopak podszedł do nich.
– Charles, mój chłopcze! – Luca przerwał rozmowę i zwrócił błyszczące oczy na blondyna. Był czymś mocno podekscytowany. – Poznaj proszę Marco. To on jest bohaterem dzisiejszego wieczoru.
Charles uśmiechnął się uprzejmie.
– Bardzo mi miło. – wyciągnął dłoń w stronę nieznajomego.