Udręka i ekstaza.

    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Udręka i ekstaza. Empty Udręka i ekstaza.

    Pisanie by Duch Nie 19 Lip 2020, 18:40

    – Gorąco. – młody chłopak powachlował się dłonią. Żar lał się z nieba i jak na złość, w zasięgu wzroku, nie było ani jednej chmury.
    – Wsiadaj, w środku jest klimatyzacja. – elegancka kobieta otworzyła drzwi do samochodu i wrzuciła na siedzenie skórzaną torebkę od Vuittona. Chłopak chętnie zajął miejsce z tyłu.
    – Luca czeka już na nas na miejscu. – kobieta usiadła za kierownicą. Silnik cicho mruknął, żwir zachrzęścił pod kołami i wyjechali na ulicę. Kobieta zerknęła przez ramię i uśmiechnęła się do chłopaka. Nie sposób było jednoznacznie stwierdzić w jakim jest wieku - idealny makijaż, doskonała fryzura, świetnie dopasowany biały komplet i złota opalenizna odejmowały jej lat, ale jeśli przyjrzeć się jej uważniej, można było dostrzec lekkie zmarszczki wokół oczu. Nie miała więcej, niż 45 lat.
    Charles za to obchodził 20-ste urodziny. Był wysoki, szczupły i miał zdecydowanie zbyt jasną cerę, by można było wziąć go za rodowitego Włocha. Prawda była taka, że urodę odziedziczył po matce, która była Norweżką. Nie urodził się też we Włoszech. Przeniósł się tu kilka lat temu, na studia. Uczył się całkiem nieźle, dostał nawet stypendium.
    Lubił jednak dostanie życie, a stypendium na to nie wystarczało. Dorabiał często jako model, najczęściej na zajęciach rysunku, lokalnym malarzom, czy pozując do zdjęć fotografów-amatorów. Kilka miesięcy temu odkrył też uroki bycia chłopakiem do towarzystwa. Bogate starsze panie, albo panowie, chcący pokazać się w towarzystwie z ładnym młodym chłopakiem całkiem dobrze płacili.
    Tak poznał właśnie Evę i Lucę - bezdzietne małżeństwo, któremu spodobał się na tyle, że zabierali go ze sobą na weekendowe wypady do Posiatno i Rzymu i na wystawne kolacje. Płacili przy tym za jego mieszkanie i często zabierali na zakupy.
    Luca i Eva uwielbiali sztukę, więc Charles nie opuścił chyba żadnego okolicznego wernisażu w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

    – Jesteśmy. – Eva zatrzymała samochód na podjeździe do jednej z galerii wystawiającej sztukę lokalnych artystów.
    Charles otworzył jej drzwi, ona wzięła go pod rękę i weszli do środka. Roiło się tam od ludzi.
    Eva uścisnęła ramię chłopaka.
    – Pójdę po wino. – odeszła na bok, w poszukiwaniu barku.
    Charles rozejrzał się wokół i odnalazł wzrokiem Lucę. Przysadzisty pulchny mężczyzna trzymał w ręku kieliszek czerwonego wina (sądząc po kolorze policzków mężczyzny, nie był to jego pierwszy kieliszek tego wieczoru) i pogrążony był w rozmowie z kimś, kogo Charles nie znał.
    Chłopak podszedł do nich.
    – Charles, mój chłopcze! – Luca przerwał rozmowę i zwrócił błyszczące oczy na blondyna. Był czymś mocno podekscytowany. – Poznaj proszę Marco. To on jest bohaterem dzisiejszego wieczoru.
    Charles uśmiechnął się uprzejmie.
    – Bardzo mi miło. – wyciągnął dłoń w stronę nieznajomego.
    ilja
    ilja
    Innocent Creature

    Punkty : 6
    Liczba postów : 2

    Udręka i ekstaza. Empty Re: Udręka i ekstaza.

    Pisanie by ilja Pon 27 Lip 2020, 18:07

    Był wyjątkowo zestresowany. Nienawidził cudzych pomyłek, drażniły go niedociągnięcia. Niby wszystko było dopięte na ostatni guzik, jednak zawsze z tyłu głowy pojawiała się myśl, że coś mogło się zmienić, kiedy nie miał tego pod kontrolą. Być może dlatego tak kochał kamień. On przynajmniej był trwały. Jeśli sam znów nie chwycił dłuta, nic nie miało prawa się zmienić pod jego nieobecność w przeciwieństwie do ustaleń, które zauważył, że dla twórców wystaw niekiedy potrafiły być bardzo płynne.
    Spojrzał w kierunku swojego telefonu, który leżał spokojnie na stole. Na razie nikt się nie odzywał. To był dobry znak, zdawał sobie jednak sprawę, że dopóki wernisaż się nie odbędzie i nie zbada reakcji ludzi na jego prace, nie ma mowy o jakimkolwiek uspokojeniu się. Nie, żeby opinia publiczna mogła wpłynąć na to, co sam myślał o swoich rzeźbach. Pytanie brzmiało bardziej czy widzowie je zrozumieją i odpowiednio docenią.
    Stanął przed lustrem i poprawił jeszcze swoją idealnie skrojoną marynarkę. Marco absolutnie nie wpisywał się w stereotyp biednego artysty, który musi walczyć o każdy grosz. Bynajmniej nie wyglądał też jak żaden ekscentryk, a jego ubiór nie miał nic wspólnego z jakimiś łachmanami zdobytymi najniższym kosztem. Wręcz przeciwnie, wyglądał na bardzo bogatego młodzieńca, z rodzaju tych jeżdżących drogimi samochodami, jakby żywcem wyciągniętego z reklamy perfum albo biżuterii. Marco Minelli nigdy nie był nawet blisko wyobrażenia artysty jako biedaka. Miał wyjątkowo dobry start, będąc synem osób bardzo majętnych i nie było sytuacji, kiedy musiał szczególnie przejmować się pracą, nie mogąc oddać się w pełni swoim pasjom. Nigdy nie było problemu z zakupem materiałów, wynajęciem pracowni czy opłaceniem spraw nawet niezwiązanych z jego zajęciem. Był jak współczesny Bernini - cudowne dziecko rzeźby, które zawsze dostawało to, czego chciało, jak nie od jednej, to od drugiej osoby. Dzieliły ich chyba tylko czasy i to, że Marco mimo wszystko nie poznał jeszcze papieża.
    Mimo wszystko, tego dziwnego stresu przed wernisażem i emocji na podobieństwo nawet lekkiej tremy, nie była w stanie wyciszyć nawet myśl, że prezentował się wręcz doskonale i zapewne nie miał się o co martwić. Z rozpiętymi kilkoma guzikami przy szyi, był wciąż jednocześnie odpowiednio elegancki i nonszalancki. Prezentował się dokładnie tak, jak powinien, aby uwodzić publiczność.
    Kiedy zadzwonił telefon, niemal podskoczył. Miał w głowie dosłownie najczarniejsze myśli i czuł, jak narasta w nim złość na organizatorów wystawy jeszcze zanim w ogóle spojrzał na wyświetlacz.
    - Co się dzieje? - Spytał z wyrzutem.
    - Panie Minelli, czekam na pana na ulicy. - Odezwał się jego szofer, a Marco odetchnął nosem.
    - Już idę.

    Cały jego stres właściwie wyparował w momencie, kiedy wernisaż w końcu się rozpoczął. Jego przemowa, spojrzenia gości na jego pracach i co i rusz zaczepiający go ludzie sprawiali, że czuł się jak ryba w wodzie. Nie sposób było się domyślić, że jeszcze niedawno ten niezwykle charyzmatyczny mężczyzna mógłby być dla kogokolwiek nieprzyjemny. Każdemu starał się poświęcić chwilę czasu, a przy tym śmiał się i czarował jak umiał najlepiej.
    Rozmawiając z Lucą, nie było inaczej. Dopiero pod koniec zaczynał czuć się zmęczony, chciał już przeprosić mężczyznę i odejść. W głowie wymyślał już nawet wymówki, których mógłby użyć, aby w końcu oderwać się od towarzystwa mężczyzny. Szybko jednak pomysł ten uleciał jak kartka na wietrze.
    Kiedy podszedł do nich młodzieniec, niemal od razu wbił w niego spojrzenie z niekrytym zainteresowaniem i uśmiechnął się do niego z pewną nonszalancją, chętnie wyciągając do niego dłoń, aby ją uścisnąć.
    - Marco Minelli, bardzo mi miło. - Powiedział od razu, jak najdyskretniej starając się przyjrzeć sylwetce młodzieńca. Był piękny, to widział od razu, a przez to wręcz natychmiastowo przyciągnął jego zainteresowanie. - Jak podoba ci się wernisaż? - Zagadnął go, unosząc do ust na wpół opróżniony kieliszek z winem.

      Obecny czas to Pią 26 Kwi 2024, 18:05