From zero to hero

    Mejrin
    Mejrin
    Vampire

    Punkty : 21762
    Liczba postów : 4374

    From zero to hero  Empty From zero to hero

    Pisanie by Mejrin Pią 06 Gru 2019, 19:23

    Woda skapywała kropelkami prosto na jego czoło, co nie pozwalało mu stracić przytomności. Gdy ziemia się pod nim zawaliła, spadł kilkanaście metrów niżej, ale o dziwo nawet nic nie złamał, miał jedynie kilka otarć i siniaków, jednak dziwaczne pnącza i stół na środku jaskini zamortyzowały upadek. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie miał pojęcia jak się wydostać. Niewielkie źródło światła w postaci dziury przez którą wpadł nie pozwalało mu dobrze widzieć, ale wydawało mu się, że to sala rytualna, albo zapomniana świątynia jakiegoś bożka. Gdyby tylko nie był taki głupi i bardziej uważał gdzie staje może nie doszłoby do tego, jednak... Chciał jak najszybciej dotrzeć na miejsce, a las okazał się bardziej zwodniczy niż mu się na początku wydawało. Czuł się jak skończony idiota, który dał się zaskoczyć w tak głupi, a wręcz dziecinny sposób. Był zbyt rozkojarzony, by zaważyć, że ziemia w tym jednym miejscu wygląda nieco inaczej i przez to skończył nie wiadomo gdzie! No ale może zacznijmy od początku...

    Życie nie było usłane różami, a już na pewno nie dla dziecka, które wychowywało się samo. Rodzina Okurama nie była ze sobą w dobrych stosunkach, wewnętrzne walki o władzę i wpływy sprawiły, że coraz więcej jej członków ginęło w "dziwnych okolicznościach", więc nikogo nawet nie zdziwił fakt, iż rodzice dziesięcioletniego Kinro nagle zniknęli. Ich samochód miał podobno rozbić się na stromym urwisku, gdy wracali ze swojej delegacji we Włoszech, jednak ani ciał, ani pojazdu nigdy nie znaleziono. Pogrzeb odbył się w pustych trumnach, w pustej sali kościelnej, gdyż nikt prócz syna zmarłej dwójki nie raczył się pojawić.
    Z racji dość niezwykłego wyglądu, chłopak nie miał problemów ze znalezieniem rodziny zastępczej, już po pierwszym miesiącu spędzonym w sierocińcu. Jego ciemniejsza niż u zwykłego Japończyka karnacja i złote oczy przykuwały uwagę potencjalnych "rodziców", jednak w żadnym z tych domów nie czuł się jak u siebie, dlatego ucieczki były dla niego czymś normalnym.
    Samotność to idealne słowo by opisać to jak się czuł wśród swoich rówieśników. Wiedział, że nie może on ufać nikomu, każdy mógł być przecież wrogiem czyhającym na testament zmarłych rodziców. Tak więc uciekał od kolejnych rodzin, nie miał przyjaciół, a już na pewno nie szukał sobie dziewczyny, dzięki temu nikt nie mógł go zranić. Co prawda przez to nadal był prawiczkiem, ale nie przeszkadzało mu to aż tak, musiał tylko raz na jakiś czas sobie ulżyć by przestały go nachodzić głupie myśli o znalezieniu sobie drugiej połówki.
    Jak to w życiu bywa, najdziwniejsze sytuacje zdarzają się, gdy się ich najmniej spodziewamy. Zaraz po ukończeniu dwudziestu jeden lat postanowił uciec z miasta, chciał udać się w podróż i odszukać jakiekolwiek ślady tego, co naprawdę stało się z jego rodzicami. Problemem nie były pieniądze, spadek dawał mu więcej niż mógłby wydać, ale nie miał pojęcia gdzie zacząć. Włochy były martwym punktem, gdyż po tylu latach nie miał szans dowiedzieć się, czy samochód pozostał na miejscu domniemanego wypadku. Ruszył więc innym tropem, postanowił odnaleźć rodzinę swojego ojca, której udało się kiedyś uciec z tego wyścigu szczurów. Mieszkali daleko od miasta, w górskiej wiosce do której można było się dostać jedynie pieszo. Odizolowani od świata nie musieli się już martwić o swoje życie, też zawsze o tym marzył, jednak nie miał tyle szczęścia... Las, który otaczał wioskę był dość dziką i nieznaną ziemią. Ludzie mieszkajacy na górze rzadko kiedy schodzili na dół, a przynajmniej tak mówiono mu, gdy pytał o drogę. Nikt nie miał zamairu nawet próbować powiedzieć mu jaką ścieżkę powienien obrać, więc zdał się na los i wybrał tą, która wydawała mu się tą najlepszą.

    Właśnie przez taki bieg wydarzeń znalazł się tutaj. Ledwo mógł oddychać, powietrze miało dziwny metaliczny posmak, a do tego jego gęstość pozostawiała wiele do życzenia. Kamienie, które chyba kiedyś miały symbolizować figury porosły mchem, a obrazy na ścianach ukruszyły się tak, że ciężko było stwierdzić co właściwie miały symbolizować. Jednak tym co przykuło jego uwagę była figurka smoka. Od zawsze podziwiał te stworzenia i chciał je kiedyś spotkać, chociaż wiedział, że to niemożliwe... Marzenie to pozwoliło mu jakoś przetrwać ciężkie czasy, a żeby nigdy o tym nie zapomnieć wytatuował sobie jednego na ręce. Może i było to dość dziecinne, jednak nikt nie odważył mu się powiedzieć tego w twarz. Przez swoje dzikie oczy budził w ludziach dość często strach i niepokój, co powodowało wiele nieprzyjemności.. Jednak obecna sytuacja była tylko i wyłącznie jego winą. Nie chciał się poddawać, miał przecież jeszcze tyle do zrobienia, jednak nie widział żadnej możliwości, aby wydostać się z jaskini.
    Powoli, uważając na każdy krok by znów nie wpaść na jakąś pułapkę, podszedł do ołtarza i otarł kurz z rzeźby - Szkoda, że nie jesteś prawdziwy... Mógłbym się na tobie łatwo wydostać, a tak.. - szepnął cicho sam do siebie i usiadł na kamiennej podłodze. Telefon przepadł, nie miał też odpowiedniego sprzętu by wspiąć się po pionowej ścianie, a na górze nie było nikogo kto chciałby go szukać. Zdążył się nawet pogodzić z myślą o rychłej śmierci, gdy nagle zobaczył, że z jego dłoni wydobywa się światło. Smok świecił jaśniej niż słońce i był na tyle oślepiający, że musiał zamknąć oczy by nie stracić zaraz wzroku... Jednak poczuł coś dziwnego, powietrze się zmieniło. Nie siedział też na kamiennej podłodze, ale nadal nie czuł się na tyle pewnie by otworzyć oczy, chociaż każda normalna osoba pewnie już by to zrobiła. On jednak postanowił spokojnie zbadać sytuacje, w końcu może to tylko halucynacje wywołane trującymi oparami porostów? A jeśli naprawdę umarł? Ta myśl przerażała go jeszcze bardziej, jednak zebrał się w sobie i otworzył powoli oczy, ale to co zobaczył zaskoczyło go na tyle, że o mało co nie dostał zawału!
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    From zero to hero  Empty Re: From zero to hero

    Pisanie by Owoc Pią 06 Gru 2019, 21:27

    W dawnych czasach Tairiku - Świat Zrodzony Z Popiołów, był jednością. Jego sześć ras żyło w zgodzie pod panowaniem Wielkiego Drakona. Nie znając wojen i zagrożeń nie byli gotowi na katastrofę, którą rozpętał jeden z nierozważnych magów. Nieumyślnie otworzył on bramę do innego wymiaru i pozwolił mieszkającym tam istotom wedrzeć się do ich świata. Istoty te, przyniosły Tairiku wojnę, ucząc jego spokojny lud zawiści i pożądania. Obalili oni Wielkiego Drakona, zamykając cząstki jego duszy w niepozornych posążkach i rozrzucili po dwóch światach, by nigdy nie mogły się zjednoczyć. Potem podzielili się ziemiami między sobą, tym samym dzieląc sześć ras i sprowadzając na świat rozłam, który trwa po dziś dzień. Jednak istota Wielkiego Drakona wciąż tkwi uśpiona, czekając na przebudzenie, na godnego, który zjednoczy podzielony Tairiku.

    Soga był jedną z sześciu części Wielkiego Drakona i od lat trwał w letargu. Dawno przestał liczyć lata śmiertelnych, więc może były to nawet stulecia, nie był pewien. Kiedy było się niczym więcej jak ideą nie posiadającą potrzeb ciała, upływający czas przestawał mieć znaczenie. Nie liczył więc. Wiedział jednak, że od ostatniej ofiary minęło dużo czasu. Był znudzony, wręcz zmęczony czekaniem, choć szczelne mury więzienia wciąż rozpalały w nim naiwną nadzieję, że kiedyś może mu się uda. Że kiedyś znajdzie się ktoś, kto przywróci światu ład i zakończy jego bezsensowną egzystencję. Dlatego gdy poczuł delikatną wibrację energii śmiertelnika, ożywił się. Nie miał pojęcia czy ktoś, kto trafił na jego więzienie był odpowiednią osobą, ale nawet jeśli nie, to od teraz mógł znów przechodzić z rak do rąk, by znaleźć właściwego człowieka. To stanowiło szansę i bardzo chciał z niej skorzystać, nawet jeśli na dobrą sprawę nic nie mógł uczynić.
    Jakże wielkie było jego zdumienie, kiedy energia nieznajomego objęła go, roztopiła mury więzienia i sprawiła, że pierwszy raz od niepamiętnych czasów mógł ujrzeć słonce i stać się materialny. Coś takiego nie zdarzyło się od tak dawna, że zapomniał jakie to uczucie. Oczywiście był świadom, że śmiertelnik może wszystko zniszczyć jednym, złym wyborem, ale i tak, nawet jedna, krótka chwila na wolności była warta czekania.
    Gigantyczna, pokryta czerwoną łuską bestia, stanęła pośród rozkołysanej, soczyście zielonej trawy. Jej ogromny, trójkątny łeb zdobiła para długich rogów, a z masywnego grzbietu wyrastały szerokie, błoniaste skrzydła. Pomimo swojej wielkości, ostrej łuski i wielu kolców, które zdobiły jej ciało, miała w sobie dumę i majestat. Nie przerażała, raczej wzbudzając głęboki szacunek wymuszający posłuszeństwo.
    Głowa stworzenia zdawała się dosięgać najniższych chmur, a nieduże, błyszczące złotem ślepia, wpatrzone były w horyzont. Istota wyglądała niesamowicie spokojnie na tle bezkresnego błękitu nieba i szmaragdu traw, łudząco przypominając nieruchomy posążek, który jeszcze chwilę temu tkwił w dłoniach Kinro.
    Po chwili pierś bestii uniosła się, a skrzydła zafalowały lekko wywołując silny podmuch powietrza. Zamrugała, zupełnie tak, jakby obudziła się z długiego snu. Dopiero po tym, spojrzała w dół na drobne istnienie leżące u jej łap. Zniżyła łeb, zawieszając pysk kilka metrów nad mężczyzną, a potem rozległ się dudniący, niski dźwięk, bardziej przypominający pomruk zwierzęcia niż ludzki głos. Kinro jednak był w stanie zrozumieć przekaz.
    "Wybrany, zbudziłeś Sogę, Pana Wojny. To pamiętna chwila dla Tairiku, jesteś bowiem jego zbawcą."
    Smok przymknął ślepia pochylając łeb jeszcze mocniej, najpewniej w geście szacunku.
    "By uczynić twoją długą podróż łatwiejszą, możesz prosić Sogę o jedną przysługę. Może dać ci co zechcesz. Wybieraj mądrze."
    Smok miał naiwną nadzieję, że śmiertelnik go nie zawiedzie. Na przestrzeni lat, tylu ludzi poddanych tej próbie zwyczajnie zawiodło. Większa część pragnęła dla siebie niczego więcej prócz bogactwa, brukając czystość swojego serca chciwością. Tak niewielu w ogóle wstąpiło na drogę prowadzącą do zjednoczenia Tairiku... Szczerze mówiąc i teraz Soga sądził, że nic się nie zmieni. Ludzie wszak byli tylko ludźmi, oddanymi własnym zachciankom, myślącymi tylko o sobie, małostkowymi istotami.
    Przyglądał się oszołomionemu mężczyźnie w milczeniu, czekając jego słów.
    Nawet nie zdajesz sobie sprawy, kruchy człowieczku, jak wiele od ciebie zależy... pomyślał ze smutkiem i jakaś część tego smutku odbiła się w złotych ślepiach.
    Wiatr zawiał mocniej, szarpiąc morzem traw i przynosząc skądś rześki zapach wilgoci. Człowiek i smok stali na najwyższym z okolicznych wzgórz, a wokół nich rozciągały się dzikie lasy i zielone polany. Nad nimi zaś, niezmierzony błękit otwierał swoje podwoje. Nikt prócz ich dwójki nie był świadkiem tej podniosłej chwili, byli tylko oni dwaj stojący na ścieżce przeznaczenia.
    Mejrin
    Mejrin
    Vampire

    Punkty : 21762
    Liczba postów : 4374

    From zero to hero  Empty Re: From zero to hero

    Pisanie by Mejrin Sob 07 Gru 2019, 09:36

    Kinro nie potrafił zrozumieć jakim cudem znalazł się na polanie, nie próbował nawet pojąć dlaczego, a pojawienie się wielkiego smoka było dosłownie zwieńczeniem całej tej kosmicznej sytuacji. Stworzenie bylo tak ogromne, że jego łeb sięgał aż do chmur, był po prostu ogromny. Był już w 100% pewny, że ma halucynacje, chociaż były one aż zbyt rzeczywiste. Czuł delikatny powirw wiatru na swojej skórze, a nawet promienie słońca! Przecież przed chwilą był w jakiejś jaskini, więc jak niby mógł znaleźć się na świeżym powietrzu? Cały ból spowodowany wcześniejszym upadkiem zniknął, a zastąpił go dziwny spokój. Smok roztaczał wokół się dziwna aurę, którą chłopak nie do końca mógł pojąć, coś między zachwytem i przerażeniem. Nie był on jednak uległy, jeśli bestia miałaby go zjeść już dawno by to zrobiła. Jednak zamiast tego usłyszał on zadziwiająca historie o innym świecie, który niby potrzebuje pomocy wybrańca, żeby znów się zjednoczyć... Brzmiało to jak tania bajka dla dzieci, które chcą wierzyć, że coś znaczą. Jednak bajki to tylko bajki, a Kinro przestał w nie wierzyć już dawno temu.
    - Soge? Tariku? Boże czemu ja rozmawiam z halucynacjami? Przecież smok nie może być prawdziwy. To mityczne story, tak dokładnie Kinro, nie rozmwiaj z nim a wszystko będzie dobrze... - próbował sobie to wmówić i obrócił się tyłem do bestii. Myślał, że jeśli policzy do 10, a później się obejrzy przez ramię to smoka już nie będzie, jednak ten nie miał zamiaru zniknąć. Zapewne wymysły małego człowieka go śmieszyły, ale chłopakowi wcale nie było do śmiechu. Nie miał pojęcia co się dzieje, ale był coraz bardziej pewny, że to nie halucynacje. Postanowił jednak zrobić coś, czego żadna osoba przy zdrowych zmysłach by nie zrobiła. Podszedł powoli do smoka i kopnął go w jedną z czterech ogromnych nóg. Ból, który rozszedł się po ciele Kinro był zbyt prawdziwy. Przynajmniej miał już pewność, że nie oszalał
    - Aua! Cholera.... Dobra niby czemu jestem jakimś wybrańcem? Przypadkiem wpadłem do dziury w lesie, a ty mi wciskasz kit, że niby mam ocalić jakiś świat? Jak to brzmi - żeby wygodniej mu się patrzyło na ogromny łeb bestii, położył się na trawie i rozłożył ręce. Skoro jego nie halucynacje są aż tak rzeczywiste to chyba nie ma wyjścia i musi spróbować jakoś się wyratować z całej tej pokręconej sytuacji.
    - Zresztą to bez sensu, skoro mam ocalić świat, a ty pozwalasz mi tylko na jedną przysługę. Skoro możesz spełniać życzenia to nie możesz sam uratować świata? I niby co miałbym wybrać? Nie wiadomo co będzie najbardziej przydatne, gdy nie ma się nawet podstawowych informacji o tamtym świecie. Jeśli już miałbym coś wybierać hm... O wiem! Wybrałbym ciebie - zwykle cichy i niezbyt ufny w stosunku do ludzi chłopak, przy zwierzętach stawał się prawdziwą gadułą, a jego osobowość obracała się o 180 stopni. Co może nie było zbyt normalne, ale czy ten chłopak kiedykolwiek mieścił się w ramach tego, co ludzie nazywają normalnym? Od jego włosów - brązowych z czerwonymi końcówkami, aż po tatuaż i kolor skóry czy oczu. Każda rzecz w nim była dziwaczna, co większość osób zwyczajnie przerażało. Jednak rozmawiając ze smokiem zachowywał się miło. Nawet na jego twarzy pojawił się przeloty uśmiech, gdy pomyślał o tym, że mógłby latać na takim stworzeniu. Wtedy spełniłoby się jedni z jego marzeń z dzieciństwa, ale wątpił czy dostąpi takiego zaszczytu..
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    From zero to hero  Empty Re: From zero to hero

    Pisanie by Owoc Nie 08 Gru 2019, 13:08

    Smok westchnął. Gorące powietrze omiotło Kinro niczym suchy, pustynny wiatr. Ile razy był świadkiem podobnego zachowania? Ile razy ludzie uciekali w popłochu i dawali się pożreć dzikim ostępom Tairiku? Nie liczył. Kolejne istnienie, choć w gruncie rzeczy bardzo ważne, było na razie ledwie drobinką. Istotną, choć nie niezastąpioną. Był ziarenkiem dopiero mającym wykiełkować w potężny, niezachwiany filar, na którym Tairiku mogło oprzeć swoje nadzieje. Soga był więc sceptyczny. Wykonał swoją część zadania niemal w całości, teraz wszystko zależało od śmiertelnika. Nienawidził tego, że cokolwiek musiało być od nich zależne.
    Kiedy mężczyzna obrócił się do niego tyłem, smok lekko cofnął głowę, ale nie odwrócił wzroku. Czekał. Miał przecież na to całą wieczność, kilka chwil konsternacji obcego było niczym w porównaniu do wielu stuleci w zamknięciu. Wydawał się więc wręcz nieporuszony, jakby znów zamienił się w posąg. Kopnięcie również nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia. Właściwie gdyby nie wyczulenie na moc należącą do mężczyzny, wcale by tego nie zauważył. Bardziej niż dotyk, wyczuł bowiem poruszenie jego energii, która oddziaływała na jego własną.
    Arogancki idiota.
    Soga mógłby pożreć go nawet nie musząc przeżuwać. Ludzie byli tak... bezmyślni. Nie miał pojęcia która z części Wielkiego Drakona odpowiadała za stworzenie tych durnych istot, ale osobiście najchętniej pozbyłby się ich wszystkich. Gdyby nie oni, nie musiałby tkwić w zamknięciu przez setki lat. Byłby wolny.
    Gdy mężczyzna ostentacyjnie legł na trawę i zaczął swój bezczelny monolog, z gardzieli smoka dobiegł dudniący warkot od którego zadrżała ziemia. Okoliczne ptaki poderwały się z drzew i pomknęły w niebo, przerażone irytacją bestii. Słysząc słowa śmiertelnika, Soga poczuł obrzydzenie. Ten, jak wszyscy inni, był równie chciwy i równie głupi. Jedno życzenie było zbyt mały darem? Gdyby tylko śmiertelnik miał w głowie coś więcej prócz siana, może uczyniłby ten dar potężnym, ale nie! Był ignorantem i egoistą! A gdyby Soga sam mógł "uratować świat" zrobiłby to niechybnie. Gdyby tylko część z jego istnienia nie pałała bezgraniczną miłością do śmiertelnych, byłby wolny, a jego moc nieograniczona.
    Smok warcząc, pomstował w duchu na wszystkie ziemskie istoty, ale kiedy padły ostatnie słowa Wybranego, zamilkł. Umilkło wszystko, nawet ptaki, wiatr, oddechy... zupełnie jakby czas stanął w miejscu.
    Soga wstrzymał oddech, a potem poczuł jak coś mocno ścisnęło go w piersi. Przez jedną, króciutką chwilę, Kinro mógł dostrzec na jego pysku coś podobnego do zaskoczenia. Nie... nie chciał przechodzić tego kolejny raz. Podróżowanie ze śmiertelnym było najgorszą torturą jaką ktokolwiek mógł dla niego wymyślić. Jednak było za późno na protesty. Zresztą, nawet nie było na nie miejsca. Dopóki śmiertelnik nie wyrazi życzenia, nie mógł mu nic powiedzieć. Nie mógł w żaden sposób nim kierować.
    Monumentalna bestia rozbłysła jaskrawym światłem. Rozległ się cichy trzask podobny elektrycznym wyładowaniom, a potem Soga stracił swoją prawowitą formę. Jego postać skurczyła się do rozmiarów człowieka, a oślepiający blask przygasł. I z chwilą gdy to nie smocze łapy, a stopy człowieka dotknęły ziemi, wiatr zerwał się ponownie. W oddali zaśpiewały ptaki, a drzewa i trawa zaszumiały.
    Czas ruszył.
    Na przeciw Kinro stanął mężczyzna, choć zdecydowanie różnił się od zwykłego człowieka. Jego ciało było tak doskonale zbudowane, że niemal nierealne. Silne dłonie wieńczyły pazury, oczy miały barwę wściekłego szkarłatu, a kły straszyły nienaturalną długością. Wyglądał dziko i niebezpiecznie.
    - Ty idioto! - Choć głos nie był tak dudniący jak smoczy pomruk, to również miał niską i warcząca barwę. Soga błyskawicznie rzucił się w kierunku mężczyzny i chwycił go za koszulkę. Szarpnięciem przyciągnął go do siebie i gniewnie spojrzał mu prosto w oczy. - Miałeś jedno życzenie. Jedno! I nawet porządnie go nie sprecyzowałeś! Cholerny śmiertelniku, dlaczego wy wszyscy musicie być tak małostkowi?! - wycedził. Jego oczy błyszczały wściekle, rozpalone furią i mocą.
    Mejrin
    Mejrin
    Vampire

    Punkty : 21762
    Liczba postów : 4374

    From zero to hero  Empty Re: From zero to hero

    Pisanie by Mejrin Nie 08 Gru 2019, 19:03

    W jednej chwili majestatyczny smok zmienił się w mężczyznę, który nie wzbudzał już tyle podziwu i zachwytu w Kinro. Głównie dlatego, że wyglądał jak człowiek, a on nie potrafił rozmawiać z innymi ludźmi. Chociaż musiał przyznać, że mężczyzna był niezwykle przystojny.. Może gdyby był gejem to nawet by się zadurzył, jednak on nigdy nie interesował się nikim, więc nie miał nawet pojęcia jakiej jest orientacji. Życie wymusiło na nim samotność, a to dość mocno odbiło się na jego poziomie komunikacji z innymi. W skrócie, było mu o wiele łatwiej zrozumieć zwierzęta niż swój własny gatunek.
    Mężczyzna wydawał mu się nizebyt miły, nawet jego czyny pozostawiały wiele do życzenia. W końcu tak nagle złapał go za ubranie i zaczął nim trząść, a Kinro połowy z tego nawet nie rozumiał! Przecież nic złego nie zrobił, nawet nie znał żadnego Tariku... Ale los tego świata niezbyt go obchodził. W końcu nie miał z nim nic wspólnego, więc po co miał wykazywać się odwaga i narażać swoje życie dla żyjących tam ludzi? Dopóki smok o coś prosił był zainteresowany, jednak prośba od człowieka go zwyczajnie nudziła, dlatego odwrócił wzrok i westchnął zrezygnowany- Chciałem smoka, a nie palanta... - nagle nad nimi przeleciał dziwny ptak, którego Kinro nigdy wcześniej nie widział. Bez większych problemów wyrwał się samozwańczemu Bogu Wojny rzucając go na ziemię. Zainteresowany zostawił w tyle wściekłego towarzysza i zaczął biec, by nie stracić stworzenia z oczu, jednak gdy dotarł na skraj wzniesienia nie mógł uwierzyć własnym oczom. To był jego świat, ale inny. Kompletnie inny... Był w stanie stwierdzić na pierwszy rzut oka, że to nie była Japonia, którą znał. Autostrady, drogi i budynki zastąpiły lasy, a jedyne zabudowania jakie mógł dostrzec były daleko od nich. Znajdował się teraz po środku lasu, a ze swoim szczęściem wiedział, że niedługo wpakuje się w jakieś tarapaty. Właśnie przez to narodziło mu się w głowie mnóstwo pytań.
    - Gdzie jesteśmy?! Co to za miejsce i co to za stworzenie? A to? A tamto? Da się je udomowjć? Mogę je pogłaskać? Gdzieś ty mnie właściwie zabrał? Czy ja umarłem a to jest jakieś niebo?!
    O dziwo mężczyzna bez większego problemu za nim nadążył, ale chyba chłopak zadawał mu zbyt wiele pytań. Do tego jego apatia wyparowała, a zastąpiła ją ciekawość. Oczy aż mu błyszczały że szczęścia, naprawdę nie mógł uwierzyć, że znalazł się w całkiem nowym świecie pełnym nowych zwierzątek!
    - Chodźmy! Muszę złapać tego ptaka zanim ucieknie! - nie dało mu się nic wytłumaczyć, nie usłyszał nic z tego co mówił do niego Soga, a zamiast się zatrzymać i pomyśleć nad sytuacją, pociągnął go za rękę w dół zbocza - Przestań grymasić, jak będziemy stali w miejscu do niczego nie dojdziemy. Tobie zależy żeby uratować coś tam, nie? A ja chcę zobaczyć te wsyztakie stworzenia... I smoka! Chcę znów zobaczyć tego smoka! Był cudowny, miał takie śliczne oczy i te łuski! Tylko, że zniknął, a pojawiłeś się ty...

    Sponsored content

    From zero to hero  Empty Re: From zero to hero

    Pisanie by Sponsored content

      Similar topics

      -

      Obecny czas to Nie 19 Maj 2024, 08:44