by Merivi Nie 07 Lip 2019, 10:13
Dzień jak co dzień. Kevin zjawił się w firmie ojca w której chcąc nie chcąc musiał pracować. Dlaczego? Otóż Chaves Senior był dla niego zawsze wzorem do naśladowania, szanował go jako ojca, jako człowieka osiągającego sukces w pracy. Nie było dla niego mądrzejszego i bardziej niesamowitego mężczyzny. Tak, od zawsze był wpatrzony w niego jak w obrazek i od najmłodszych lat starał się go zadowolić, by ojciec był na każdym kroku dumny ze swojego młodszego syna. Prawdę mówiąc, w ten sposób Kevin nie mógł być sobą. Nie potrafił pogodzić tego, co będzie napawać dumą ojca, a tego co akurat podobało się jemu. Owszem, niekiedy dołowało go to, szczególnie w czasach licealnych, miał wtedy naprawdę dużo na głowie. Nauka, sport, kumple, miał swoją reputację której nie chciał zaprzepaścić i miłość... ale to już inna bajka.
Tak więc po zakończeniu szkoły, kiedy jego plany o karierze sportowca legły w gruzach przez kontuzję kolana, Kevin po namowach ojca, zaczął pracę w jego firmie. Powinien być zadowolony, każdy marzył o pracy tutaj. Jednak... to akurat nie było spełnienie jego marzeń. Ale hej! Ważne, że rodzic był zadowolony. Młody Chaves zajmował się głównie papierkową robotą, umawianiem i pilnowaniem spotkań ojca, nowymi pracownikami, telefonami etc. Niektórzy stwierdziliby, że robił za sekretarkę. Cóż...coś w tym było, ale on wolał określenie "asystent". Jego ojciec zawsze miał kogoś, kto mu pomagał, kto pilnował drobnych spraw, którymi on nie musiał sobie zaprzątać głowy. Dawniej dbała o to Laura, kobieta z którą Robert Chaves miał romans i o mało nie rozbiło to ich rodziny. Zapewne dlatego, aktualnie jego asystentem jest mężczyzna, jego syn.
A więc! Kolejny pracowity dzień dla Kevina, ponieważ dziś miał przywitać nowego pracownika, wytłumaczyć mu co gdzie jest i po prostu go miło powitać, aby dobrze czuł się w tym miejscu. Gdy usłyszał, że będzie to dietetyk, trochę go zamurowało. Choć po chwili namysłu, nie wydawało się to wcale tak dziwne, w końcu Robert miał obsesję na punkcie zdrowej żywności i odpowiednich posiłków. W zasadzie, można było się zastanawiać, czemu to wydarzyło się tak późno. Kevin czekał na nowego pracownika przy wejściu, zaraz za holem w którym stacjonowali strażnicy. Co prawda nie wiedział jak wygląda, ale miał pamięć do twarzy, więc na pewno rozpozna osobę, która jeszcze tu nie pracuje. W między czasie uciął sobie krótką pogawędkę z Kathy, piękną, młodą, długonogą Kathy, na której widok ślinił się chyba każdy z samców w tym budynku. Choć była piękna, to jednak nie poruszała Kevina tak, jak pozostałych facetów. Kolejna rzecz, którą musiał ukrywać przed ojcem. Był gejem. Nigdy nie obnosił się z tym przed rodziną, spotykał się z mężczyznami w tajemnicy, i jak można się domyślić, te związki nie trwały zbyt długo. Nikt nie lubi być czyjąś tajemnicą.
Nieco zniecierpliwiony zbyt długim czekaniem, zerknął w bok, gdy coś mu ukradkiem mignęło w oddali. Zdawało...zdawało mu się, że ktoś się schował. Ściągnął brwi, nie wiedzieć czy dobrze mu się zdawało, przeprosił Kathy i skierował się w tamtą stronę. Zajrzał za róg i naprawdę, na ułamek sekundy jego serce podeszło mu do gardła. Znał tą twarz, pamiętał ją. Ale nie dał niczego po sobie poznać, bo nie wiedział jak ma się w tej sytuacji zachować.
- Witaj. - na jego twarzy pojawił się subtelny uśmiech - Ty jesteś naszym nowym nabytkiem? Jestem Kevin Chaves, mam się Tobą dzisiaj zająć.