Le Destin Maudit

    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Le Destin Maudit Empty Le Destin Maudit

    Pisanie by Besatt Sob 08 Cze 2019, 15:02


    Le Destin Maudit 2j30avr

    Percival Molière


      — Cieszysz się?
      — Hm? — Chłopak o jasnych włosach leniwie uniósł wzrok na swojego młodszego rozmówcę.
      — No, że... w końcu uciekniesz z tej budy — odpowiedział mrukliwie czternastolatek. Minę miał niewyraźną i najpewniej wynikało to z cichej zazdrości, której mimo wszystko starał się nie pokazywać. Wzrok utkwił w niewielkim ostrzu, gdy sztylet sprawnie przemykał między palcami jego przyjaciela. Chyba nikogo i niczego Percival nie otaczał taką troską, jak tego kawałka wyszczerbionego noża, który był jedną z wielu rzeczy nielegalnie przemycanych pod nosami wychowawców. Ich pokój słynął z całego pudła cennych fantów.
    Blondyn uśmiechnął się półgębkiem i oparł plecy o ramę okna. Wyraźnie zamyślony ozdabiał drewniany parapet kolejnymi wyżłobieniami.
      — Za rok i tak bym wyszedł — stwierdził obojętnie, choć była to pierwsza taka sytuacja w całym jego życiu. Do tej pory absolutnie nikt (poza służbami bezpieczeństwa) nie zainteresował się tym dzieckiem ulicy. — Kto normalny chciałby adoptować siedemnastolatka?
    Kto normalny chciałby adoptować właśnie jego?
      — Ale Jean podsłuchał, jak wiedźma mówiła coś o podpisywaniu papierów i że zależy im na czasie. To chyba są zdecydowani, no nie?
      — To pewnie wcisnęła im, że jestem młodszy — zaśmiał się Percy. — No i jakie to ma znaczenie? Nawet nie wiem, czy sam chciałbym...
    Urwał w połowie, bo drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem, uderzając o przeciwległą ścianę. Pyzaty nastolatek z trzyosobową obstawą gapiów stanął w progu, obdarzając dwójkę rozmówców szyderczym uśmiechem.
      — Percy, kosmici się o ciebie upomnieli. Na starość wypierdalasz? — zawołał z uśmiechem tak promiennym, jakby otwierał gwiazdkowy prezent. Nic dziwnego, że poczuł się bezkarny, kiedy jego największy rywal lada moment miał opuścić sierociniec. Blondyn zeskoczył z parapetu, ostrze ukrywając za paskiem spodni. Nie rozstawał się z nim nigdy, bo w takim miejscu jak te nie było opcji, aby czuć się bezpiecznie. Te ślepe kurwy nie zauważyłyby trupa na środku salonu. Ich praca polegała raczej na uprzykrzaniu życia, niżeli na opiece. Nawet gotowanie średnio im wychodziło. Tak, to miejsce funkcjonowało prawie, jak więzienie. Więzienie pełne przyszłych recydywistów, bo z takiego materiału nie miało prawa wyrosnąć nic lepszego.
      — Jak zobaczą twoją mordę, to szybciej zaadoptują tego wyliniałego kundla wiedźmy — dodał z czystym jadem, który wypełniał go po brzegi jak nigdy, bo też nigdy nie czuł, że może pozwolić sobie na tak dużo w stosunku do Percivala.

    ***
      — To tylko kilka dokumentów, zapraszam do biura. Zaraz przyprowadzę chłopca. — Ledwo chwyciła za klamkę i uchyliła drzwi, kiedy niepokojący huk i przytłumione krzyki dochodzące z końca korytarza zagłuszyły harmider dziecięcych pisków. Przybrała krzywy uśmiech, jakby liczyła na to, że ktokolwiek kupi jej wymuszenie "serdeczny" wyraz twarzy. — O losie, pan wybaczy. Dzieci czasami...
    Niedane było jej dokończyć myśli, kiedy wypchnięty na korytarz wyleciał tłusty nastolatek, a zaraz za nim średniego wzrostu chłopak z bandażami na ramionach i szałem w oczach.
      — Percy! — zawołała starucha, w tym momencie już czerwona na twarzy. Prowokator uradowany wkopaniem rywala, korzystając z zamieszania i ciężko sapiąc, przebiegł obok gościa i wychowawczyni, po czym zniknął za zakrętem. Jednak jasnowłosy nie zamierzał już gonić swojej ofiary, kiedy sam się nią stał. Teraz to faktycznie pies był lepszym kandydatem. Zaklął cicho, zerkając na dziwnego mężczyznę. Och, przecież wytrzyma ten jeden dodatkowy rok w sierocińcu, tak?


    Ostatnio zmieniony przez Besatt dnia Nie 09 Cze 2019, 17:36, w całości zmieniany 3 razy
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Le Destin Maudit Empty Re: Le Destin Maudit

    Pisanie by Verde Sob 08 Cze 2019, 18:49


    Le Destin Maudit Bbb

    Allard d'Espèrey


      — Wykluczone.
      — Allardzie, nie litość boską, nie daj się prosić — krzyknął ciemnowłosy mężczyzna, nie mogąc dłużej zdzierżyć uporu swojego przyjaciela. Odetchnął ciężko, przestępując parę kroków w stronę dużego okna i przeciągnął palcami po długim, kręconym wąsie. — Nie możemy przecież zostawić tego dziecka samemu sobie. To zbyt niebezpieczne.
      — Nawet jeśli, to nie mój problem — odpowiedział obojętnie Allard, wbijając chłodne spojrzenie złotych oczu w drugiego czarodzieja. Chociaż wyraz jego twarzy wydawał się zupełnie neutralny, całą swoją postawą pokazywał jak bardzo jest niezadowolony.
    Mógł przewiedzieć, że będą coś niego chcieli, ale i tak nawinie przybył na wezwanie Aleksandra, z którym nie widział się od dobrych pięćdziesięciu lat. Od czasu tamtych wydarzeń. Nie zamierzał jednak ciągnąć tego cyrku ani minuty dłużej. — Jeśli tylko po to mnie tu ściągnąłeś, to temat uważam za zamknięty i…
      — Wiemy o twoim ostatnim skoku.
    Mężczyzna zatrzymał się wpół kroku, zamierając z dłonią na mosiężnej klamce masywnych drzwi gabinetu. Skąd oni…?
      — Naprawdę myślałeś, że tworzenie portali zostanie niezauważone? Wiesz przecież, że jest to nielegalny proceder, którego rada nie zamierza tolerować.
    Odwrócił się i uśmiechnął krzywo, zerkając na poważne oblicze Aleksandra. Ktoś musiał na niego donieść, to było pewne. Tylko kto?
      — Nie ośmielisz się.
      — Nie dajesz mi innego wyboru — mruknął czarodziej, po raz kolejny wyglądając z okna na obszerny dziedziniec akademii. Nie chciał posuwać się do szantażu, ale niestety sprawa była zbyt nagląca i zbyt ważna by mógł odpuścić. Nie miał wyjścia. — Allardzie, wiem, że proszę o wiele, ale… jeśli nie w imię naszej dawnej przyjaźni… Zapomnimy o twoim występku, tylko zaopiekuj się tym chłopcem.

    ***
    Dzień później Allard stał przed obskurnym budynkiem sierocińca, łypiąc z niechęcią na obdrapane, szare ściany. Minęła dłuższa chwila nim otworzyła mu starsza kobieta, prowadząc go w głąb równie nieprzyjemnego wnętrza. Nawet nie kryła się z ciekawskimi spojrzeniami, kiedy w drodze do biura lustrowała jego elegancko odzianą postać, wewnątrz zastanawiając się dlaczego ktoś taki może chcieć brać na głowę problem jakim był ten krnąbrny chłopak.
    Czarodziej ignorował jednak natarczywy wzrok kobiety, licząc na jak najszybsze załatwienie całej sprawy. Osobiście uważał za niedorzeczne przejmowanie się ludźmi i ich dziwnymi zwyczajami, jednak Aleksander uparł się na zabawę w stwarzanie pozorów, a biorąc pod uwagę niestabilną sytuację Allarda, ten nie miał za wiele do gadania. Wziął więc udział w tej śmiesznej szopce, gdzieś tam nawet odrobinę ciekawy dziecka, które wywołało takie zamieszanie. Chwilę później okazało się, że nie tylko w świecie magii.
    Stara opiekuna wyglądała jakby miała wyjść z siebie, krocząc groźnie w stronę młodego wychowanka. Już myślała, że się go pozbędzie, ale teraz była niemal pewna, że mężczyzna zrezygnuje z adopcji tak kłopotliwego dzieciaka.
    Jednak długowłosy czarodziej nawet nie drgnął, teraz tylko uważnie przyglądając się chłopcu. Przemknął powoli po jasnej czuprynie, bladej twarzy i chudych ramionach, a robił to na tyle wnikliwe, że młodzieniec bez wątpienia mógł poczuć się nieswojo. Jak rzecz, którą ktoś ocenia przed kupnem.
    Więc to był niby ten wielki, magiczny talent?
      — Dlaczego musisz być taki nieznośny, ty mały… — kobieta pociągnęła mocno za ucho blondyna, zaraz jednak rozluźniła uchwyt, przypominając sobie, że nie są tu sami. Po raz kolejny jej pomarszczone usta wykrzywiły się w nieudolnej próbie uśmiechu, kiedy odwróciła się w stronę gościa. — On nie zawsze zachowuje się tak źle — zaczęła, starając się ratować sytuację, ale nie widząc na twarzy mężczyzny nawet najmniejszej reakcji, postanowiła zmienić taktykę. — Ale zrozumiem jeśli jednak pan zrezygnuje, mamy też wielu innych, młodszych chłopców, więc… ech, co pan robi…! — żachnęła się, kiedy niespodziewanie Allard podszedł i chwycił jej kościsty nadgarstek.
      — Proszę go puścić — powiedział nieznoszącym sprzeciwu tonem. — I chodźmy w końcu podpisać papiery, nim stracę do pani resztki cierpliwości.
    Niechęć wręcz od niego biła, a jednak stanął po stronie chłopca.
    W końcu skoro już podjął się, że weźmie go na swojego ucznia, nie pozwoli by jakaś ludzka wywłoka śmiała traktować go w ten sposób.


    Ostatnio zmieniony przez Verde dnia Sro 20 Lis 2019, 19:09, w całości zmieniany 1 raz
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Le Destin Maudit Empty Re: Le Destin Maudit

    Pisanie by Besatt Sob 08 Cze 2019, 23:07

    Kobieta spojrzała po nich krzywym wzrokiem, ale zachęcona rychłym pozbyciem się problemu w postaci bladego chuligana jedynie wyszarpnęła dłoń z uścisku mężczyzny. Buda, którą zmuszony był odwiedzić, nie była najwyższych lotów i nic w tym dziwnego. Kogo tak naprawdę obchodził los zdegenerowanych dzieciaków? Adopcje zdarzały się tak sporadycznie, że spokojnie ich terminy chłopcy mogli ustawiać w kalendarzu jako święta.
      — Zapraszam — wskazała drzwi gabinetu, ale ruszyła pierwsza, licząc na to, że reszta grzecznie podąży za nią.
    Powiedzieć, że Percy był zdziwiony to mało. Mężczyzna odziany w długi płaszcz wyglądał jak urwany z innej epoki, dlatego blondyn absolutnie nie potrafił zrozumieć, czego szukał w tej podłej dzielnicy miasta. Mało tego — wyraźnie chciał przyspieszyć całą procedurę, co chłopcu wydało się lekko podejrzane. Z drugiej strony, gdyby należał do jakiejś mafii, to nie bawiłby się w papierki, tylko porywał dzieciaki z ulicy. Głupie rozważania przerwał mu głos kobiety, więc bez słowa wszedł do jamy wiedźmy. Oczywiście kobieta ta nie była żadną „wiedźmą”, ale tak uhonorował ją niegdyś Percival i chyba się przyjęło. Długowłosy facet zajął jedno ze wskazanych miejsc przed biurkiem, a Percy okrążył mebel, znajdując sobie bezpieczne miejsce obok okna. Oparł się biodrami o parapet i wbił podejrzliwy wzrok w mężczyznę. Bez wątpienia czuł się jak pies na wystawie, gdy ta baba wyciągnęła z teczki jego biografię, obrzucając biurko papierami.
      — Jeśli zechciałby pan spojrzeć — zaczęła skrzekliwym głosem staruszka i podsunęła mężczyźnie kartki zza dębowego biurka. Zanim przeszła do sedna sprawy pierdoliła coś jeszcze o trudnych warunkach oraz wszach, które zadomowiły się na głowie pewnego pierwszoklasisty i konieczności zgolenia na łyso połowy ośrodka. Percy oczywiście słuchał tego wszystkiego cierpliwie, starając się jednocześnie kontrolować cisnący się na usta uśmieszek, bo mina mężczyzny wyraźnie mówiła, co myśli o tym miejscu i gderającej kobiecie. Swoją drogą chłopak spodziewał się zobaczyć raczej znudzone małżeństwo po pięćdziesiątce, a nie dziwnie młodego typa przebranego za szlachcica, no ale... nie jemu to oceniać. Wszędzie lepiej niż w bidulu. Może facet był samotny? Patrząc na jego nieprzyjemną minę, było to całkiem możliwe, ale Percival wcale nie musiał się zaprzyjaźniać. Rok dzielił go od dorosłości. Starucha kontynuowała, gdy młodzieniec wciąż nietaktownie przewiercał gościa wzrokiem. Co jest nie tak z jego oczami?
      — Trafił tu w bardzo młodym wieku i spośród wszystkich chłopców mieszkał u nas najdłużej. To też dziwi mnie pańska chęć do... — wymamrotała, ale szybko urwała temat i tym razem odwróciła się za siebie. — Percy?
    Chłopak oderwał wzrok od mężczyzny.
      — To nieeleganckie milczeć i chować się za zasłonami. Pan d'Espèrey przebył długą drogę, aby móc poświęcić ci trochę czasu. — Złapała go kościstą dłonią za ramię i popchnęła ku dębowym fotelom. — No przedstaw się, śmiało — zachęcała z tym samym sztucznym uśmiechem. Dziwne, że ten krzywy grymas nie przywarł jeszcze do jej twarzy na stałe. — Powiedz coś o sobie.
      — Percival Molière — mruknął i z wyraźnymi oporami wyciągnął przed siebie dłoń. — Coś o sobie... zawaliłem piątą klasę, w papierach mam kilka spraw za akty chuligaństwa, ukradłem gaśnicę i nie chodzę na grupowe nabożeństwa.
    Niestety to wszystko pan d'Espèrey prędzej czy później będzie musiał wyczytać w papierach. A nuż doceni szczerość.
      — Ukradłeś co... Matko przenajświętsza, Percy! — syknęła. — Oboje wolelibyśmy usłyszeć coś bardziej...
      — Ominęły mnie wszy — odparł chłopiec z lekkim uśmiechem.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Le Destin Maudit Empty Re: Le Destin Maudit

    Pisanie by Verde Nie 09 Cze 2019, 01:00

    Prawda była taka, że naprawdę mało interesowało go to o czym ta starucha tak zażarcie mu opowiadała, tym bardziej, że mało było w tym opowieści o samym chłopcu. Tylko niepotrzebnie przedłużała to i tak bezsensowne spotkanie, a Allard sam już nie wiedział czy kobieta próbuje go zachęcić do adopcji Percivala czy wręcz przeciwnie.
    Tak czy inaczej to również nie miało większego znaczenia, bo czegokolwiek by nie usłyszał od wychowawczyni czy samego zainteresowanego – los młodzieńca i tak był przesądzony. Tego dnia miał opuścić z czarodziejem to zapomniane miejsce i zacząć wszystko od nowa. Prawdopodobnie nawet sam chłopiec nie mógł podejrzewać jak wielka będzie to zmiana.
    Wyraźnie znudzony zawiercił się na tym wyjątkowo niewygodnym krześle i zarzucił do tyłu długimi włosami, związanymi złotą wstęgą w schludny kucyk. Zainteresował się dopiero, kiedy Percy zabrał głos i ponownie wbił w niego to przeszywające spojrzenie, od którego młodzieńca przeszedł dziwnie elektryzujący dreszcz.
    Niespodziewanie sięgnął po rozrzucone po biurku papiery i obrzucił je pobieżnie wzrokiem, zupełnie jakby chciał sprawdzić czy chłopak mówi prawdę. Minęła dłuższa chwila nim w końcu ruszył się i wyciągnął rękę w stronę nastolatka. Drobna dłoń chłopca zniknęła niezbyt mocnym, ale stanowczym uścisku drugiej, znacznie większej dłoni.  
      — Allard d'Espèrey — przedstawił się, przedłużając te chwilę o kilka wymownych sekund, nim w końcu puścił Percivala. — Nie da się ukryć, że to się ceni — powiedział w nawiązaniu do wypowiedzi o wszach, w przeciwieństwie do oburzonej opiekunki, całkiem rozbawiony. Uśmiechnął się nawet kącikiem warg, ale trwało to tylko krótką chwilę i kiedy uważne spojrzenie złotych oczu skierowało się znowu na starszą kobietę, na powrót przybrał ten nieodgadniony wyraz twarzy.  
      — Rozumiem, że to wszystko? Skoro tak...
      — N-nie, niech pan, poczeka, jeszcze podpis... i, nie chcę pan zapytać o nic więcej? — Starucha wydawała się coraz bardziej zagubiona. Nie mogła się nadziwić skąd wynika cały ten pośpiech.
      — Nie ma takiej potrzeby, gdzie mam podpisać?
      — Tutaj, znaczy... chłopak przecież musi się jeszcze spakować, no i... — paplała, z niewiadomych przyczyn (bo na pewno nie była to prawdziwa troska o rzeczy wychowanka), przeciągając rozmowę, w oczach Allarda, dawno skończoną.
      — Naprawdę? Percy, masz pięć minut — zwrócił się bezpośrednio do chłopca, nie racząc kobiety nawet krótkim spojrzeniem. Schylił się i podpisał naprędce dokument, po czym ruszył w stronę wyjścia. — Cieszę się, że udało nam się tak sprawnie rozwiązać tę sprawę, żegnam panią.
      — Ach, ale...! — nie zdążyła dokończyć, bo mężczyzna już zdążył zniknąć za drzwiami.
      — Trzy minuty. — Obskurny korytarzyk przeciął głęboki głos czarodzieja. Nie powiedział tego głośno. Nie musiał krzyczeć by mieć pewność, że nastolatek bez wątpienia go usłyszał.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Le Destin Maudit Empty Re: Le Destin Maudit

    Pisanie by Besatt Nie 09 Cze 2019, 17:34

    Chłopak speszył się, kiedy Allard poniekąd odpowiedział na rozważania, które blondyn przed chwilą toczył we własnej głowie. Nawet nie przykładał uwagi do dziwnego uczucia, bo sytuacja sama w sobie była nierealna. Ofiarowane mu trzy minuty na spakowanie najwidoczniej odebrał bardzo dosłownie, bo wpadł do pokoju niczym huragan, tratując po drodze swojego współlokatora.
      — Co ty? — sapnął nastolatek, uskakując mu z drogi. — Dostałeś szlaban?
      — Nie. Spierdalam stąd — odpowiedział Percy i chwycił plecak, z którego prosto na podłogę wytrzepał resztki piasku i kapsli od butelek. Spójrzmy prawdzie w oczy-dzieciak z bidula nie posiadał jakiegoś wybitnego majątku, dlatego, gdy otworzył szafę, wyciągnął z niej kilka najpotrzebniejszych rzeczy, które pospiesznie upchał do plecaka. Informacja o udanej adopcji po prostu wbiła młodszego w ziemię. Po tylu latach Percival miałby ot tak się wyprowadzić? W jeden dzień? Szczerze mówiąc, sam do końca nie wierzył, że całe to spotkanie skończy się w ten sposób. Przecież spędzili w tej dziurze wspólnie tyle lat.
      — Ale... co? Teraz? Tak od razu? — dopytywał czternastolatek, nerwowo przy tym drepcząc po pokoju. Właściwie podążał za Percivalem krok w krok, utrudniając mu poruszanie się po i tak małym pomieszczeniu. — Kim są ci ludzie? Percy!
    Blondyn zatrzymał się w półkroku, łapiąc dzieciaka za ramiona. W takich warunkach nie mógł nawet zastanowić się, czy czegoś nie zapomniał.
      — Dla mnie to też jest popieprzone, ale ktoś za darmo ofiarował mi wolność — wyjaśnił pospiesznie. — Kurwa, wszędzie będzie lepiej niż tutaj.
    Nastolatek musiał się z tym zgodzić. Wspólnymi siłami wyciągnęli zza piętrowego łóżka kartonowe pudło, które z trudem dotarło na środek pokoju.
      — Ty wiesz chociaż, gdzie... — westchnął młodszy, gdy Percy przegrzebywał zawartość.
      — Skoro stara wszystko ogarnęła, to nie ma to najmniejszego znaczenia. Mówiła, że to jakieś wyższe sfery, czy coś — odparł i wyciągnął sztylet zza paska spodni. Podał go chłopcu z taką czcią, jakby niemal przekazywał potomkowi święty relikt. Może i nie wyglądałoby to aż tak groteskowo, gdyby Percy nie miał w zapasie jeszcze kilku podobnych ostrzy. Bóg jeden wie, gdzie je chował. — Nie daj sobie wejść na głowę Max.
      — Och, przecież sobie poradzę. Jak zawsze — Przewrócił oczami teatralnie. Może w ten sposób próbował pozbyć się tej dziwnej wilgoci w kącikach oczu. Bez przesady, był już czternastoletnim facetem, ale to działo się tak szybko. — Jean się wszystkim zajmie, a ja mu pomogę. Będzie jak do tej pory, bo będziesz nas odwiedzał — stwierdził pewnie. — Prawda?
    Blondyn zarzucił plecak na ramiona i jeszcze raz rozejrzał się po pokoju.
      — Wrócę po ciebie za rok, jak tylko skończę osiemnastkę — rzucił razem z ostatnim spojrzeniem na przyjaciela. — Obiecuję.
    A Maxime wcale nie miał powodu, aby mu nie wierzyć.

    ***
    Percival wyszedł przed budynek prosto na deszcz, który, choć rozpadał się na dobre, wcale mu nie przeszkadzał. Mężczyzna, tak jak podejrzewał, czekał na niego tuż przy wejściu pod niewielkim dachem, razem z wychowawczynią i tym nieodgadnionym wyrazem twarzy. Swoją drogą wyglądał na takiego, który mógłby pozwolić sobie na samochód, co w tych czasach świadczyć mogło tylko o wysokim statusie. To niemożliwe, żeby Percy miał aż tyle szczęścia.
      — Jestem — powiedział, jakby nie było to oczywiste, bo chociaż stanął tuż obok nich, to na początku dorośli nawet nie zwrócili na chłopaka uwagi. — To... o której mamy pociąg?
    Kilka dni temu wiedźma wspominała mu chyba nazwę miasta, z którego przybywał jego nowy opiekun, ale teraz nie było opcji, aby sobie ją przypomniał. Wystawił przed siebie rękę, obserwując, jak deszcz uderza o jego dłoń.
      — Nienawidzę podróży.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Le Destin Maudit Empty Re: Le Destin Maudit

    Pisanie by Verde Sob 06 Lip 2019, 16:15

    Allard nie spodziewał się, że nastolatek tak dosłownie potraktuje podarowane mu trzy minuty i tak szybko spakuje cały dobytek swojego krótkiego, siedemnastoletniego życia. A jednak. Czarodziej ledwo zdążył wyjść na zewnątrz, a dzieciak niedługo potem stanął obok, dzierżąc w jednej z dłoni swój mały pakunek. Widać bardzo zależało mu na opuszczeniu tego miejsca, czemu Allard się szczególnie nie dziwił, sam bowiem po niecałych trzydziestu minutach miał dość. I nie zamierzał przeciągać tej absurdalnej szopki ani chwili dłużej. Rzucił krótkie spojrzenie w kierunku młodego oblicza, nakładając na głowę czarny cylinder.
      — Nie jedziemy żadnym pociągiem, chłopcze.
    Po raz ostatni zerknął w stronę starej raszpli i siląc się na resztki kultury, skinął jej głową, nim w końcu ruszył przed siebie. Nawet się nie odwrócił żeby zobaczyć czy ktokolwiek za nim idzie. Liczył, że nastolatek jest na tyle bystry by domyślić się, że powinien udać się za swoim nowym opiekunem.
    Przemierzyli w deszczu pewien dystans i kiedy Percy mógł zacząć myśleć, że całą drogę przejdą pieszo, w końcu w oddali dało się zauważyć jakiś pojazd. Najpierw trudno było ocenić co dokładnie tam stoi, równie dobrze mogłaby to być dorożka z końmi, ale im bliżej byli, tym bardziej wśród zieleni przebijał się intensywnie czerwony kolor błyszczącej karoserii. Nie było już wątpliwości, że pojadą samochodem. I to nie byle jakim, bo pięknym MG 14/40, który nawet na miłośnikach motoryzacji robił wrażenie, a co dopiero na biednym chłopcu z sierocińca.
    Mężczyzna podszedł do drzwiczek od strony pasażera i otworzył je, jakby od niechcenia, by następnie po raz kolejny uraczyć nastolatka chłodnym spojrzeniem.
      — Wskakuj — rzucił tonem sugerującym, że młodziak ma się pospieszyć jeśli chce gdziekolwiek jechać i trzasnął lekko drzwiczkami, dosłownie chwilę po tym jak chłopak usiadł na miękkim, skórzanym siedzeniu.
    Młody umysł atakowało tyle bodźców naraz. Sama sytuacja wydawała mu się zapewne abstrakcyjna, ktoś go właśnie adoptował, a w dodatku czekała go za chwilę pierwsza przejażdżka samochodem. Działo się zbyt wiele naraz by mógł zauważyć, że coś w wyglądzie starszego mężczyzny jest zdecydowanie nie tak. Padał deszcz, a pan d'Espèrey nie miał mokrego nawet jednego włosa, zupełnie jakby chroniła go niewidzialna parasolka. Ale dziwnym trafem, to wcale nie wydało się młodzieńcowi nietypowe.
    Ruszyli w zupełnej ciszy, przerwanej tylko głośnymi odgłosami silnika. I jeśli wcześniej Allard mógł wydać się przyjazny choć przez chwilę, teraz całkiem to wrażenie zacierał. Dojrzała twarz zastygła w kamiennym, zimnym wyrazie, a wzrok skupiony był tylko na drodze. I Percy zapewne poczułaby się zaraz niezręcznie, gdyby nie ogarnęła gonie spodziewana  senność, w dodatku tak silna, że pomimo wczesnej pory dnia i tylu buzujących w nim emocji, po prostu zasnął.
    Dopiero wtedy czarodziej mógł ruszyć właściwą drogą. Sam również nienawidził podróży, dlatego nawet pomimo wyraźne zakazu Aleksandra, nie zamierzał rezygnować z takiej wygody jak portale. Nawet jeśli towarzyszyły im różne skutki uboczne, szczególnie jeśli ktoś korzystał z nich po raz pierwszy.
    Percival obudził się już na miejscu. Nie mógł wiedzieć, że od kiedy odpłynął minęło raptem kilka minut, nie mógł też znać prawdziwego powodu swojego bólu głowy i karku. Właściwie bolało go całe ciało, jakby faktycznie miał za sobą parę godzin podroży.
      — Pobudka, śpiąca królewno. — Allard już wysiadał i patrzył na niego wyczekująco. Nadal niewzruszony, bez grama poczucia winy za stan nastolatka, za który przecież był odpowiedzialny. — Pośpiesz się. Nie jesteś ciekawy nowego domu? — Powiedział, właściwie już kierując się w stronę dużej posiadłości.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Le Destin Maudit Empty Re: Le Destin Maudit

    Pisanie by Besatt Sob 06 Lip 2019, 19:50

    Percival wsiadł, a właściwie wpełznął do samochodu z taką ostrożnością, jakby potężna maszyna miała rozpaść się pod silniejszym dotykiem. Gdy już w miarę możliwości (wciąż dbając o to, aby nic przypadkiem nie uszkodzić) rozsiadł się wygodnie na siedzeniu, wypuścił powietrze z płuc. Onieśmielony absolutnie niespodziewanym widokiem przez pierwsze dziesięć minut drogi milczał jak zaklęty. Do podjęcia luźnej rozmowy nie zachęcał również gburowaty wyraz twarzy nowego opiekuna, na którego chłopiec chcąc, nie chcąc, ukradkiem zerkał. Pierwsze dobre wrażenie okazało się wyłącznie... pierwszym wrażeniem, ale Percy nie zaprzątał sobie głowy takimi drobnostkami. Jego myśli utonęły w wyobrażeniach o miejscu, w którym łaskawy los pozwolił mu zamieszkać. Czy mógł w ogóle podejrzewać się o takie szczęście? Po kilkunastu minutach nie zwracał już uwagi na wilgotne włosy, które deszczową wodą plamiły skórzane oparcie siedzenia. Odpłynął, kołysany przez metalową maszynę sunąca niespiesznie po brukowej ulicy.

    Percival zwykł słyszeć, że to sen jest najlepszą formą odpoczynku, gdy po całej nocy zdobywania drzew na podwórzu i balkonów przeciwległej kamienicy z samego rana wracał do ośrodka. Tymczasem wychodziło na jaw kolejne kłamstwo wychowawców sierocińca. Sen nie zawsze regenerował siły, a przynajmniej nie ten, który zmorzył blondyna w drodze. Nie wiedział, jak długo trwała podróż, ale kiedy mężczyzna otworzył przed nim drzwi, pospiesznie wytoczył się na piaskową dróżkę. Pozieleniały na twarzy wyglądał tak, jakby miał zaraz zwrócić śniadanie.
    — Hej, czekaj! — zawołał Percy w stronę szerokich pleców, które oddalały się w kierunku posiadłości. Oparł dłonie na kolanach, a po kilku głębszych wdechach ruszył za Allardem. Cholera, podróże samochodami są aż tak męczące?
    — Ty... Ty naprawdę mieszkasz tutaj? — wydusił, kiedy zbierając resztki sił, dogonił opiekuna. Nie mogło umknąć jego uwadze, że chłopak odpuścił sobie wszelkie formy grzecznościowe. Wyłącznie przy starej wiedźmie silił się na resztki manier, których w bidulu nikt im nie wpoił, bo też w jakim celu? Czy ktokolwiek pomyślałby, że ten Molière, bezpański kundel podkradający owoce na targu, włóczący się po ulicach miasta z cyganami i szarlatanami, wyląduje w takim miejscu? Rozglądał się dookoła, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
    — O mamo, przecież... — westchnął na widok potężnych, wiekowych murów i zanim zdążył dobrać odpowiednie słowa pochwały, treść żołądka ponownie podeszła mu do gardła. — zaraz się zrzygam.
    Po tym subtelnym komunikacie oparł dłoń o pień najbliższego drzewa, znikając w niskich krzewach. Oczywiście pan domu mógłby odebrać to jako nieelegancką, acz zwięzłą opinię chłopca na temat dworku, jednak dobrze znał przyczynę jego zachowania. Mimo to nie mógł przypuszczać, że organizm Percy'ego zareaguje na zwyczajny portal aż tak gwałtownie.

    Sponsored content

    Le Destin Maudit Empty Re: Le Destin Maudit

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Nie 19 Maj 2024, 07:39