Light of my life, fire of my loins...

    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Light of my life, fire of my loins... Empty Light of my life, fire of my loins...

    Pisanie by Duch Pią 15 Lut 2019, 23:54

    –  Lo, czemu ty znowu jesteś naburmuszony? –  wysoka brunetka zatrzasnęła bagażnik taksówki. Otworzyła drzwi pasażera i wsiadła.  
    Milo, od dziecka pieszczotliwie nazywany przez matkę "Lo", wsiadł z drugiej strony i zapiął pas. Wbił spojrzenie w okno.
    Nie był naburmuszony, był po prostu zły na matkę. Znowu znalazła sobie młodszego faceta. Ze wcześniejszymi było o tyle łatwiej, że nie mieszkali na drugim końcu świata, no i Janet nigdy nie ciągała Milo do nich ze sobą.
      –  Zobaczysz, będzie fajnie. To piękne miejsce, piękny dom. Niedaleko jest plaża. –  trąciła syna zaczepnie ramieniem.
    Milo rzucił jej krótkie spojrzenie.
      –  Pomyśl o tym jak o wakacjach. –  dodała kobieta.
    O wakacjach? - pomyślał chłopak. Niedobrze mu się robiło na samą myśl, że będzie świadkiem tego, jak matka obściskuje się z młodszym od siebie o prawie 10 lat, facetem. Słyszał w głowie jej przesłodzony ton i te głupawe zdrobnienia, jakimi będzie określała swojego kochanka. Kotku, misiaczku, skarbie...
    Wolał zostać w domu, miałby spokój i trochę niższą temperaturę.

    Był w Hiszpanii. Tak, matka zabrała go do Hiszpanii, na całe dwa miesiące.  
    Tłumaczyła to tym, że to dobrze zrobi Milo, pomoże mu pozbyć się astmy - w końcu to ciepły, przyjemny klimat - ale chłopak wiedział, że to nowa miłość matki jest prawdziwym powodem. Tylko po co jej tam on?
    Taksówkarz zagadnął Janet o podróż samolotem, a kobieta rozgadała się na dobre.

    Jazda taksówką trwała długo, w końcu jechali do niewielkiej mieścinki. Kiedy opuścili duże miasto i wjechali na wąskie dróżki otoczone polami Milo pomyślał, że może nie będzie aż tak źle. Chociaż już było ciemno w oddali było widać morze i portowe miasteczko.
    Lo prawie przysnął, ale w końcu dojechali. Janet zapłaciła, taksówkarz pomógł im wypakować walizki z bagażnika, życzył im udanych wakacji i odjechał, zostawiając ich na kamiennej dróżce, przez którą nie dało się już przejechać autem.

      –  Gdzie ten twój Romeo? Nie wyszedł cię przywitać? –  zapytał uszczypliwie Milo.
    Janet zignorowała syna i wyciągnęła z torebki małe lusterko. Zerknęła w nie i poprawiła ciemne, farbowane kosmyki.
      –  No to w drogę. –  powiedziała i wrzuciła lusterko do torebki.
    Pociągnęła walizkę i ruszyła przed siebie, chwiejąc się na zdecydowanie zbyt wysokich obcasach.
    Lo westchnął i pociągnął za sobą swoją walizkę.


    Ostatnio zmieniony przez Fleo dnia Sob 16 Lut 2019, 22:51, w całości zmieniany 4 razy
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Light of my life, fire of my loins... Empty Re: Light of my life, fire of my loins...

    Pisanie by Besatt Sob 16 Lut 2019, 19:39

    Dzień był upalny, chociaż lekki wiatr i cienie drzew ratowały mieszkańców przed ugotowaniem się na słońcu. Nieduże miasteczko, w którym Vasco mieszkał praktycznie od urodzenia, znacząco wyróżniało się na tle innych miejsc w Hiszpanii. Państwo to jako jedno z najczęściej odwiedzanych przez podróżników z całego świata wręcz obfitowało w hotele i turystyczne dzielnice. Te naturalnie atrakcyjne miejsca odarte były jednak z autentyczności zachowanej przez tę część Andaluzji, w której jakoby czas się zatrzymał. Kiedy taksówka opuszczała tętniące życiem ulice wielkiego miasta, tereny, w które prowadził ich rozgadany mężczyzna, powoli pustoszały, nie pozostawiając nawet śladu męczących tłumów.
    Kiedy opuścili w końcu duszną taksówkę, Milo od razu mógł dostrzec charakterystyczne pokryte wapnem fasady budynków. Nie było to jednak miejsce okupowane przez turystów, a niektórzy mogliby wręcz odnieść wrażenie, że miasto wręcz wymazano z map. Kolorowe kwiaty w oknach i na balkonach niedużych domków oraz masa krzewów ozdobnych silnie kontrastowały z białymi ścianami. Kręta, kamienna droga prowadziła prosto na nieduży rynek. Vasco krążąc przy lokalnej piekarni, co chwilę zerkał na zegarek, oczekując przyjazdu swojej wybranki serca. Jego nerwowe zachowanie od razu zauważyła podstarzała właścicielka sklepu. Kobieta od lat była dobrym przyjacielem rodziny Rosalez, a plotki w tej części świata rozchodziły się wybitnie szybko, dlatego też zaaferowana wyglądała co chwilę przez okno, mrużąc niedowidzące oczy. Bez wątpienia turyści w małym miasteczku byli rzadkością. W końcu Vasco dostrzegłszy zarys dwóch sylwetek na końcu uliczki, ruszył ku nim na powitanie, a kobiecina wychyliła się tuż za mężczyznom ciekawsko.
    — Vasco! Jak dobrze cię widzieć! — zawołała kobieta łamanym hiszpańskim, kiedy tylko zauważyła przed sobą wysokiego bruneta ze zmierzwionymi nadmorskim wiatrem włosami. Chwilę później już rzuciła mu się na szyję, zostawiając walizki przy zniesmaczonym tym widowiskiem synu i wczepiając palce w białą, luźną koszulę mężczyzny. Muśnięta słońcem karnacja Vasco od razu zdradzała jego pochodzenie, a rysy twarzy i zadbana sylwetka jedynie potwierdzały teorię, jakoby Hiszpanie byli wybitnie przystojnymi mężczyznami. Wymienili kilka niezrozumiałych i zapewne mało istotnych zdań po hiszpańsku, zanim przypomnieli sobie o obecności chłopaka.
    — Mogłem wyjechać po was na lotnisko... — zaczął, ale Janet szybko przerwała mu machnięciem dłoni. Jego angielski był o wiele lepszy, od hiszpańskiego matki Milo.
    — Mówiłam ci już, że absolutnie nie było takiej potrzeby. Od czego mamy taksówki, prawda skarbie? — świergotała kobieta, łapiąc chłopca za ramię i przyciągając go bliżej siebie.
    Mężczyzna spojrzał na chłopaka, wciśniętego w bok Janet i posłał mu serdeczny uśmiech.
    — Ty pewnie nazywasz się Milo? Mów mi Vasco — odparł, wyciągnąwszy ku niemu dłoń ozdobioną kolorowymi rzemykami przewiązanymi na nadgarstku. — Jestem pewny, że spodoba ci się to miejsce.
    To mówiąc, chwycił dwie walizki na kółkach i pociągnął je w stronę rynku, prowadząc gości krętą uliczką. Janet bez wątpienia wiedziała, gdzie szukać sobie przyszłego męża, ponieważ okolica, w której po chwili się znaleźli, prezentowała się jeszcze lepiej i pokaźniej od małych mieszkanek przy głównym rynku. Vasco bez wątpienia nie należał do najbiedniejszych.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Light of my life, fire of my loins... Empty Re: Light of my life, fire of my loins...

    Pisanie by Duch Sob 16 Lut 2019, 22:52

    Chłopak na chwilę zastygł.
      —  Lo. — odpowiedział dopiero, kiedy Vasco puścił jego dłoń i złapał za rączki walizek.
    Spędził w samolocie ponad dobę, był okropnie zmęczony, ale mimo tego miasteczko zrobiło na nim wrażenie. Było tu zupełnie inaczej, niż w Chicago.
    Cudownie było móc odetchnąć świeżym powietrzem i pierwszy raz w życiu nie czuć się przytłoczonym przez wszechobecne wieżowce i ogromne blokowiska.
    Nie słyszał też wycia aut, tylko szum wiatru i odległe dźwięki ballady śpiewanej gdzieś przez ulicznego grajka. Powietrze było przepełnione jakimś świeżym zapachem. Czuć było nabrzmiałe od słońca kwiaty i pomarańcze.
    Przez drogę przebiegł zbłąkany kot, a Milo otrząsnął się z tego dziwacznego zawieszenia.
      — Czekajcie! — potruchtał za matką i Vasco.
    Janet była tak wpatrzona w mężczyznę, że co chwilę się potykała. Każde potknięcie kwitowała słodkim chichotem dziewczynki, którego Milo nigdy wcześniej u niej nie słyszał.
    Irytowało go jej zachowanie, ale, z drugiej strony cieszył się, że matka znowu kogoś ma.
    Milo zrównał się z Vasco i złapał za rączkę swojej walizki, odsuwając dłoń hiszpana na bok.
      — Ja mogę jedną wziąć. — powiedział, choć nie był pewien, czy Vasco go usłyszał, bo matka znowu kaleczyła hiszpański.
    Milo miał wrażenie, że na jego matce to miejsce nie zrobiło aż takiego wrażenia, jak na nim.

    Nie szli długo, zaledwie po kilkunastu minutach byli już w posiadłości Vasco.
      — Oprowadzisz nas, jak trochę się prześpimy? W samolocie było trudno odpocząć. — Janet zrzuciła z nóg sandały na wysokim obcasie i opadła na krzesło w salonie, jakby już była u siebie.
    Milo stał w korytarzu rozglądając się po domu, tak innym od ich chłodnego mieszkania w wieżowcu przy głównej ulicy.


    Ostatnio zmieniony przez Fleo dnia Sob 06 Lip 2019, 22:43, w całości zmieniany 1 raz
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Light of my life, fire of my loins... Empty Re: Light of my life, fire of my loins...

    Pisanie by Besatt Nie 17 Lut 2019, 02:05

    Kobieta faktycznie nie odrywała wzroku od twarzy Hiszpana i to on mógł być głównym powodem tego, że urokliwa okolica nie robiła na niej aż takiego wrażenia, jakie bez wątpienia wywarła na młodym chłopaku. Nie tylko on był pod wrażeniem. Okoliczni sprzedawcy i dwaj starsi mężczyźni wygrzewający się na słońcu przed kawiarnią również zwrócili uwagę na dwóch nietypowych obcokrajowców przemierzających ulice rynku. Dla młodszych mieszkańców miasta, którzy na co dzień wybywali do okolicznych metropolii, widok turystów nie był niczym szczególnym, jednak dla najstarszej części tutejszego społeczeństwa, która nie opuszczała swoich ogródków, Milo z matką bez wątpienia byli interesujący. Vasco wsłuchany w słowa kobiety faktycznie nie zwrócił szczególnej uwagi na chłopaka, a jedynie przytaknął i oddał mu jedną walizkę. Nie chodziło tu nawet o to, że jej słowa były jakieś wybitnie ciekawe. Mężczyzna musiał po prostu nieźle się wysilić, żeby z tych bezosobowych form wyciągnąć odpowiednie zdanie, które Janet chciała mu przekazać... w najbardziej kryzysowych momentach po prostu uśmiechał się i potakiwał. Oczywiście doceniał fakt, że ukochana starała się nauczyć Hiszpańskiego specjalnie dla niego, ale przecież bez żadnego problemu mogli porozumiewać się po angielsku.

    Vasco wprowadził ich przodem do mieszkania, którego południowe okna wychodziły prosto na dziką plażę. W tej okolicy znajdowało się jeszcze kilka innych mieszkań, jednak wysokie drzewa i ozdobne krzewy skutecznie chroniły prywatność mieszkańców. Już po przekroczeniu korytarza Milo mógł dostrzec przestronny salon z uchylonymi drzwiami balkonowymi, w których powiewały jasne zasłony. Prowadziły one prosto na taras i zadbany ogród, będący ulubionym miejscem mężczyzny. Dom Vasco nie odbiegał szczególnie od przyjętych w tym miasteczku standardów i naturalnie był wyjątkowo słoneczny.
      — Jasne, pokażę wam od razu miejsca, w których będziecie mogli rozpakować bagaże — rzucił i poprowadził ich na górę krętymi schodami. Otworzył pierwsze drzwi po swojej prawej stronie, wpuszczając kobietę przodem. Pokój gościnny w żadnym stopniu nie odbiegał efektywnością od reszty domu. — Szafa i komoda z lustrem jest zupełnie pusta... jeśli tylko chciałabyś mieć miejsce wyłącznie dla siebie, pokój gościnny jest do twojej dyspozycji.
    Kwestia ich relacji nie była jeszcze na tyle jasna, żeby mężczyzna zaprowadził kobietę od razu do swojej sypialni. Oczywiście nie wykluczał takiej opcji, ale jako gentleman pozostawił jej swobodny wybór. Kiedy już pomógł Janet wciągnąć walizkę przez próg, spojrzał w kierunku Milo.
      — Pozwól za mną młody. Pokażę ci coś — odparł i położył na chwilę rękę na jego ramieniu, przechodząc obok. Upewniając się, że odeszli na tyle daleko, że Janet nie usłyszy jego słów, dodał z uśmiechem. — Domyśliłem się, że nie będziesz chciał spędzić dwóch miesięcy w jednym pomieszczeniu z matką, a pokój Enrique stoi nieużywany.
    Młodszy brat mężczyzny żeniąc się i uciekając za granicę, pozostawił Vasco cały dom (który odziedziczyli po rodzicach) na własność. Brunet przekręcił klucz w drzwiach i wpuścił Milo do przestronnego królestwa, które dokładnie wysprzątane robiło porażające wrażenie. Szeroki parapet z ogromnym oknem na plażę, podczepiony pod sufit biały hamak i miękkie usłane poduszkami łóżko powinno spodobać się chłopcu najbardziej.
      — Czuj się jak u siebie — powiedział z uśmiechem Vasco, kiedy oparty ramieniem o framugę drzwi przyglądał się czystemu zaskoczeniu, malującemu się na twarzy chłopca. — Mam nadzieję, że szybko zaprzyjaźnisz się z mewami, bo czasami nie dają spać. Zajrzyj jeszcze tam. — Kiwnął głową na białe drzwi obok szafy prowadzące do łazienki, zanim opuścił pokój.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Light of my life, fire of my loins... Empty Re: Light of my life, fire of my loins...

    Pisanie by Duch Pon 18 Lut 2019, 00:04

    Był mu ogromnie wdzięczny za to, że nie skazał go na dzielenie pokoju z matką. Kochał ją, ale nie wyobrażał sobie dwóch miesięcy mieszkania w jednym pokoju.
      ― Przygotowywałem się na najgorsze. ― zaśmiał się i zaglądnął do pokoju, w którym miał teraz mieszkać.
    Szczęka prawie mu opadła, kiedy zobaczył jak wygląda wnętrze. Było tu tyle miejsca! Tyle światła...
    Jego pokój, na 12 piętrze wieżowca w środku miasta, też nie był najgorszy, ale ten był z innej bajki.
    W porównaniu do niewielkiej sypialni ze skosami, w której trzeba było wstawić piętrowe łóżko, żeby pod łóżkiem upchnąć biurko, ten pokój wyglądał jak prawdziwe królestwo.
      ― Jesteś jakimś księciem, czy co? ― zażartował.
    Podszedł do hamaka i popchnął go, żeby się pobujał. Wyglądało to tak, jakby chciał sprawdzić czy jest prawdziwy.
    Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać, żeby zaglądnął do łazienki. Jego własnej (aż na dwa miesiące) łazienki!
    Pomieszczenie było duże, a co lepsze - była tam wielka wanna na starodawnych rzeźbionych nóżkach.
    Okno wychodziło na ogród, ale nie było przez nie za dużo widać, bo większa część ozdobiona była bajecznie kolorowym witrażem. Słońce wpadało przez kolorowe szkło i tańczyło po całym wnętrzu.
    Oprócz wanny był też prysznic, toaleta, zlew i okrągłe lustro. Pod sufitem wisiały okrągłe lampki przeplatające się z bluszczem.
      ― Dziękuję! ― Milo wystawił głowę z łazienki i krzyknął za Vasco.
    Coraz bardziej mu się tu podobało! Może to wcale nie będą zmarnowane wakacje?

    Janet zabrała się od razu za rozpakowanie walizki.
      ― Tu jest jak w bajce. ― powiedziała z zadowoleniem. Trzymała w ręku kusą koszulę nocną, którą wyjęła z bagażu.  ― Pójdę się odświeżyć, a potem się prześpię, jestem półprzytomna. Obudzę się przed kolacją i może wyjdziemy do restauracji? ― oplotła ramionami szyję Vasco i zbliżyła uszminkowane usta do jego policzka.


    Ostatnio zmieniony przez Fleo dnia Sob 06 Lip 2019, 22:40, w całości zmieniany 1 raz
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Light of my life, fire of my loins... Empty Re: Light of my life, fire of my loins...

    Pisanie by Besatt Pią 03 Maj 2019, 16:09

    Vasco nie był księciem, ale nie jeden mógłby pozazdrościć mu szczęścia, bo prawdę mówiąc, wszystko to zdobył bez żadnego wysiłku. Nie musiał dorabiać się fortuny przez pół życia, ponieważ ową fortunę odziedziczył po bogatych rodzicach. Dzięki temu mógł zająć się tym, co uwielbiał, czyli pisaniem książek i wydawaniem ich w niedużych nakładach przy współpracy ze znanym wydawnictwem. Wymarzona praca zapewniała nie najgorszą pensję, jako że wrodzonym talentem zapewnił sobie stale rosnące grono czytelników. Nie był przesadnie sławny, ale bez problemu utrzymywał skromny pałacyk i jednocześnie niczego mu nie brakowało. Niczego poza towarzystwem. Właśnie ten niedostatek był przyczyną entuzjazmu, który ogarnął go przed przyjazdem wyczekiwanych gości zza granicy. Pokładał szczere nadzieje w nowej relacji, której oboje nie nazywali jeszcze związkiem, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały początek wielkiej miłości. Teraz miał przed sobą drobny egzamin, podczas którego zapewnić musiał swojej wybrance i jej synowi niezapomniane wakacje. Słoneczna Hiszpania, rozległe plaże i ciepłe prądy morskie bez wątpienia ułatwiały to zadanie. Uśmiechnął się, kiedy chłopak z zachwytem oglądał pokój. Właśnie takie wrażenie chciał na nim wywrzeć, bo nie ukrywając, zależało mu na jak najlepszej opinii Lo. Janet miała tylko jego, więc chłopiec jako jedyne dziecko musiał mieć ogromny wpływ na matkę. Nie chciał zawracać młodemu głowy, więc ruszył z powrotem do sypialni swojej wybranki, która czekała na niego już w progu pomieszczenia.
      ― Jasne ― odparł i objął Janet w pasie. ― Odpocznij, a wieczorem zabiorę was do najlepszej restauracji w tej części Hiszpanii. Spodoba ci się, gwarantuję.

    Janet wedle zapowiedzi wstała po kilku godzinach, ale wystrojenie się zajęło jej znacznie więcej czasu, niż Vasco mógł w ogóle zakładać. Brunet przez lata samotności zdążył zapomnieć, ile czasu kobieta potrzebuje na makijaż i wybranie ubrań, bo nawet jeśli miewał przelotne romanse, to matka Lo była jedną z niewielu, którym udało się zatrzymać mężczyznę na dłużej. Mijały kolejne minuty dłużących się w nieskończoność oczekiwań, kiedy uwagę Vasco zwrócił chłopiec, zaglądający właśnie do kuchni.
      ― Och, jesteś już ― odparł lekko. Nie wyglądał na zniecierpliwionego w przeciwieństwie do Lo, który westchnął teatralnie. ― Spokojnie, poczekamy jeszcze chwilę. No wejdź śmiało.
    Obserwował, jak Lo wolnym krokiem przechodzi do wyspy kuchennej i zajmuje jeden z hokerów.
      ― Niestety w okolicy nie ma zbyt wielu dzieciaków w twoim wieku ― zagadał go i chwycił z blatu szklany flakon z krwistoczerwonym napojem, w którym dostrzec można było dryfujące po powierzchni kawałki świeżych cytrusów. Napełnił jedną ze szklanek i postawił ją przed chłopakiem. ― To raczej dzielnica emerytów, ale do najbliższego większego miasta mamy całkiem blisko, a pod koniec tego miesiąca szykuje się karnawał. Co prawda nie pytałem jeszcze twojej matki, ale może chciałbyś się wybrać?
    Uśmiechnął się i oparł łokcie o blat naprzeciw Lo, kiedy młodzieniec oglądał zawartość do szklanki.
      ― Skończyłeś szesnaście lat, prawda? ― zapytał. ― Sangria domowej roboty. Spróbuj, tylko nie mów Janet.
    Mrugnął do niego, gdy chłopak podniósł wzrok. Z pewnością wyczuł lekką woń alkoholu, jednak w Hiszpanii nikogo nie gorszył widok nastolatków popijających wino, bo też wiek legalności jego spożycia był niższy niż w innych krajach europy.
      ― Pani María, gosposia, co ranek przynosi kosz świeżych owców z pobliskiej plantacji.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Light of my life, fire of my loins... Empty Re: Light of my life, fire of my loins...

    Pisanie by Duch Sob 06 Lip 2019, 23:35

    Karnawał?
      ― Brzmi świetnie. ― odpowiedział, chociaż nie było to szczere. Słowo karnawał od razu skojarzyło mu się z obchodami 4 lipca. Okropnie nudna i głośna miejska impreza przesycona zapachem tanich hot-dogów i popcornu. Matka uwielbiała takie rzeczy. Lo wiedział, że na pewno nie przepuści okazji.
    Westchnął i zakręcił szklanką, patrząc jak kilka kawałków owoców wiruje na powierzchni. Upił trochę napoju. Otworzył szerzej oczy. Spodziewał się przesłodzonego cool aid.
      ― Pyszne. Naprawdę sam to robiłeś? ― znowu się napił i wyłowił palcami kawałek pomarańczy. Wsunął go do ust, oblizując z niego resztki sangrii. Odgryzł miąższ i przyglądnął się skórce, teraz trochę zabarwionej od wina.
      ― Co to za owoc? ― zapytał. Poczuł się jak ostatni głupek, słysząc odpowiedź Vasco.
      ― Pomarańcze z supermarketu smakują zupełnie inaczej. ― zaśmiał się i wyłowił kolejną cząstkę. Szybko oblizał czerwone kropelki, które pociekły mu po palcach.  ― I to u was rośnie? Na drzewie? ― to było dla niego jak nowy świat. Tam, gdzie mieszkał, nikt się nie zastanawiał gdzie rosną pomarańcze. Miałeś na nie ochotę - szedłeś do sklepu, wybierałeś idealnie okrągły i idealnie pomarańczowy owoc, a potem przeżywałeś rozczarowanie, bo okazywało się, że smakuje jak plastik.
      ― Mama kiedyś próbowała wyhodować drzewko cytrynowe. Urosły na nim może dwie cytryny. O takie. ― pokazał na palcach jak małe to były owoce.  ― Drzewko za długo nie pożyło. ― znowu się napił.
    Usłyszeli stukot obcasów i do kuchni weszła Janet.
      ― Gotowy? ― miała na sobie bardzo dopasowaną białą sukienkę i złote sandały. Z uszu zwisały jej długie błyszczące kolczyki. Włosy upięła w trochę zbyt wymyśny kok, ale mimo to wyglądała bardzo ładnie.
      ― Skarbie, dałeś Lo wino? ― wyjęła Milo szklankę z ręki i powąchała zawartość.
    Lo przewrócił oczami.
      ― Mamo, są wakacje...
    Ale Janet chyba już go nie słuchała. Złapała Vasco pod rękę.
      ― Chodźmy. Umieram z głodu. ― przytuliła policzek do ramienia mężczyzny.
      ― Lo, poradzisz sobie? Może pójdziesz na spacer, albo popływasz w basenie? ― zapytała, ale patrzyła tylko na swojego kochanka.
    Milo był pewny, że na kolację pójdą wszyscy razem, ale wzruszył ramionami trochę obojętnie. W końcu to pierwsza randka matki od dawna. Wolał nie być świadkiem, jak będą się migdalić nad deserem.
      ― Jasne. Mogę popływać? ― zapytał mężczyzny.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Light of my life, fire of my loins... Empty Re: Light of my life, fire of my loins...

    Pisanie by Besatt Nie 07 Lip 2019, 11:54

    Vasco uważnie przyglądał się zaskoczonemu chłopcu, a przy ciemniejszej karnacji uśmiech, który wpłynął na usta mężczyzny, wyglądał jeszcze lepiej.
    ― Tak ― potwierdził ― na drzewach. Skoro lubisz owoce, to w ogrodzie możesz znaleźć też morele i brzoskwinie.
    Zerknął na dłoń Lo, który pospiesznie zlizał zabarwiony na czerwono sok pomarańczy płynący po jego palcach. A w całym tym młodzieńczym zachwycie było coś rozkosznego.
    ― Poważnie? ― zdziwił się, słysząc historię i ponownie podniósł wzrok na twarz chłopaka. Był podobny do matki, ale Vasco zauważył to dopiero teraz, gdy uważniej przyjrzał się delikatnym rysom. ― Opieka nad takim drzewkiem jest całkiem prosta.
    Mężczyzna nie zdążył zagadać go na dłużej, bo zaraz w drzwiach pojawiła się Janet przystrojona w złotą biżuterię. I wyglądała naprawdę zjawiskowo. Vasco naturalnie był pod wrażeniem jej starań, choć wciąż uważał, że kobieta byłaby równie piękna bez tony świecidełek zawieszonych na nadgarstkach i szyi. Nie zdążył zareagować, kiedy Janet przejęła od chłopca szklankę.
    ― To tylko wino ― wyjaśnił. ― Dzieciaki w jego wieku mogą bez problemu zamówić je w restauracji.
    Mimo że podawanie Milo alkoholu nie było niczym nielegalnym, sam czuł się tak, jakby przyłapali go na czymś iście złym. Zdziwił się jeszcze bardziej, kiedy kobieta chwyciła go pod ramię, poniekąd ignorując obecność chłopca.
    ― Jasne, że możesz popływać, ale... ― odpowiedział po chwili zmieszany sytuacją. On także był przekonany, że młody zechce pójść z nimi. W końcu to pierwszy dzień. Dobrych okazji na randkę mieli przed sobą jeszcze miliony. ― Lo, nie jesteś głodny? Gdybym wiedział, że wolisz zostać w domu, poprosiłbym Maríę, żeby coś przygotowała. Pozwoliłem jej dziś skończyć wcześniej.
    Janet przybrała kwaśną minę, jakby zapomniała, że na te wakacje zabrała również swoje dziecko.
    ― Milo, kochanie... ― zaczęła, ale Vasco chwycił ją za dłoń.
    ― To prosta droga. Nie musisz nudzić się z nami całą noc, jeśli będziesz chciał wrócić wcześnie i wskoczyć do basenu ― wtrącił, spoglądając na młodego. ― A miasteczko wieczorem wygląda świetnie. To jak?


    Ostatnio zmieniony przez Besatt dnia Pon 08 Lip 2019, 07:07, w całości zmieniany 1 raz
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Light of my life, fire of my loins... Empty Re: Light of my life, fire of my loins...

    Pisanie by Duch Pon 08 Lip 2019, 00:32

    Lo raczej nie miał kłopotów z dogadaniem się z matką, ale miał wrażenie, że przy swoim nowym facecie kobieta traciła rozum.
    Skorzystał z jej nieuwagi i dopił resztę wina jednym łykiem, uśmiechając się znacząco do Vasco.
      — Chętnie z wami pójdę. Skoczę tylko po aparat. — odstawił pustą szklankę na blat i pobiegł do pokoju.
    Był okropnie głodny. W samolocie wypił tylko sok jabłkowy i zjadł paczkę słonych orzeszków. Marzył o obiedzie.
    Wpadł do sypialni i wyjął z walizki swój największy skarb - stary polaroid. Włożył w niego dużo pieniędzy i czasu. To pamiątka po dziadku, musiał go zreperować i dokupić kilka części. Woził go ze sobą wszędzie i starał się robić jak najwięcej zdjęć.

      — Przepraszam, skarbie. Myślałam, że Lo pójdzie spać i wieczór spędzimy razem. Bardzo za tobą tęskniłam. — Janet przycisnęła wargi do ramienia Vasco. Nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo Milo wpadł do kuchni. Zanim wyszli wygrzebał z wcześniej odstawionej szklanki ostatni kawałek pomarańczy.
      — Ustawcie się, to zrobię wam zdjęcie. — powiedział, kiedy wyszli na przyjemnie ciepłe podwórko. Powietrze pachniało nieziemsko.  — Nasza pierwsza noc w raju. — zażartował i uniósł aparat.

    Sponsored content

    Light of my life, fire of my loins... Empty Re: Light of my life, fire of my loins...

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Pon 20 Maj 2024, 09:38