– Lo, czemu ty znowu jesteś naburmuszony? – wysoka brunetka zatrzasnęła bagażnik taksówki. Otworzyła drzwi pasażera i wsiadła.
Milo, od dziecka pieszczotliwie nazywany przez matkę "Lo", wsiadł z drugiej strony i zapiął pas. Wbił spojrzenie w okno.
Nie był naburmuszony, był po prostu zły na matkę. Znowu znalazła sobie młodszego faceta. Ze wcześniejszymi było o tyle łatwiej, że nie mieszkali na drugim końcu świata, no i Janet nigdy nie ciągała Milo do nich ze sobą.
– Zobaczysz, będzie fajnie. To piękne miejsce, piękny dom. Niedaleko jest plaża. – trąciła syna zaczepnie ramieniem.
Milo rzucił jej krótkie spojrzenie.
– Pomyśl o tym jak o wakacjach. – dodała kobieta.
O wakacjach? - pomyślał chłopak. Niedobrze mu się robiło na samą myśl, że będzie świadkiem tego, jak matka obściskuje się z młodszym od siebie o prawie 10 lat, facetem. Słyszał w głowie jej przesłodzony ton i te głupawe zdrobnienia, jakimi będzie określała swojego kochanka. Kotku, misiaczku, skarbie...
Wolał zostać w domu, miałby spokój i trochę niższą temperaturę.
Był w Hiszpanii. Tak, matka zabrała go do Hiszpanii, na całe dwa miesiące.
Tłumaczyła to tym, że to dobrze zrobi Milo, pomoże mu pozbyć się astmy - w końcu to ciepły, przyjemny klimat - ale chłopak wiedział, że to nowa miłość matki jest prawdziwym powodem. Tylko po co jej tam on?
Taksówkarz zagadnął Janet o podróż samolotem, a kobieta rozgadała się na dobre.
Jazda taksówką trwała długo, w końcu jechali do niewielkiej mieścinki. Kiedy opuścili duże miasto i wjechali na wąskie dróżki otoczone polami Milo pomyślał, że może nie będzie aż tak źle. Chociaż już było ciemno w oddali było widać morze i portowe miasteczko.
Lo prawie przysnął, ale w końcu dojechali. Janet zapłaciła, taksówkarz pomógł im wypakować walizki z bagażnika, życzył im udanych wakacji i odjechał, zostawiając ich na kamiennej dróżce, przez którą nie dało się już przejechać autem.
– Gdzie ten twój Romeo? Nie wyszedł cię przywitać? – zapytał uszczypliwie Milo.
Janet zignorowała syna i wyciągnęła z torebki małe lusterko. Zerknęła w nie i poprawiła ciemne, farbowane kosmyki.
– No to w drogę. – powiedziała i wrzuciła lusterko do torebki.
Pociągnęła walizkę i ruszyła przed siebie, chwiejąc się na zdecydowanie zbyt wysokich obcasach.
Lo westchnął i pociągnął za sobą swoją walizkę.
Milo, od dziecka pieszczotliwie nazywany przez matkę "Lo", wsiadł z drugiej strony i zapiął pas. Wbił spojrzenie w okno.
Nie był naburmuszony, był po prostu zły na matkę. Znowu znalazła sobie młodszego faceta. Ze wcześniejszymi było o tyle łatwiej, że nie mieszkali na drugim końcu świata, no i Janet nigdy nie ciągała Milo do nich ze sobą.
– Zobaczysz, będzie fajnie. To piękne miejsce, piękny dom. Niedaleko jest plaża. – trąciła syna zaczepnie ramieniem.
Milo rzucił jej krótkie spojrzenie.
– Pomyśl o tym jak o wakacjach. – dodała kobieta.
O wakacjach? - pomyślał chłopak. Niedobrze mu się robiło na samą myśl, że będzie świadkiem tego, jak matka obściskuje się z młodszym od siebie o prawie 10 lat, facetem. Słyszał w głowie jej przesłodzony ton i te głupawe zdrobnienia, jakimi będzie określała swojego kochanka. Kotku, misiaczku, skarbie...
Wolał zostać w domu, miałby spokój i trochę niższą temperaturę.
Był w Hiszpanii. Tak, matka zabrała go do Hiszpanii, na całe dwa miesiące.
Tłumaczyła to tym, że to dobrze zrobi Milo, pomoże mu pozbyć się astmy - w końcu to ciepły, przyjemny klimat - ale chłopak wiedział, że to nowa miłość matki jest prawdziwym powodem. Tylko po co jej tam on?
Taksówkarz zagadnął Janet o podróż samolotem, a kobieta rozgadała się na dobre.
Jazda taksówką trwała długo, w końcu jechali do niewielkiej mieścinki. Kiedy opuścili duże miasto i wjechali na wąskie dróżki otoczone polami Milo pomyślał, że może nie będzie aż tak źle. Chociaż już było ciemno w oddali było widać morze i portowe miasteczko.
Lo prawie przysnął, ale w końcu dojechali. Janet zapłaciła, taksówkarz pomógł im wypakować walizki z bagażnika, życzył im udanych wakacji i odjechał, zostawiając ich na kamiennej dróżce, przez którą nie dało się już przejechać autem.
– Gdzie ten twój Romeo? Nie wyszedł cię przywitać? – zapytał uszczypliwie Milo.
Janet zignorowała syna i wyciągnęła z torebki małe lusterko. Zerknęła w nie i poprawiła ciemne, farbowane kosmyki.
– No to w drogę. – powiedziała i wrzuciła lusterko do torebki.
Pociągnęła walizkę i ruszyła przed siebie, chwiejąc się na zdecydowanie zbyt wysokich obcasach.
Lo westchnął i pociągnął za sobą swoją walizkę.
Ostatnio zmieniony przez Fleo dnia Sob 16 Lut 2019, 22:51, w całości zmieniany 4 razy