緋村 倖泰
Himura Kōta (Kouta)
• czarne oczy • czarne włosy •• 29 lat • 178 cm • 0 RH- •
• dziennikarz •
Kōta nie przebywał za wiele na swoim nowym mieszkaniu, gdy trwał w nim remont - zostawił wszystko architektce, która przygotowała dla niego projekt i nagrała ekipę do wykonania wszystkich niezbędnych prac. On pojawiał się tam tylko co kilka dni na chwilę, by razem z nią omówić postępy, a przez resztę czasu był po prostu zajęty. Sprzedawał stare mieszkanie, pracował, przygotowywał do przeprowadzki - po prostu nie miał czasu. A że mógł sobie pozwolić na luksus zrzucenia tej roboty na karb kogo innego to chętnie z tego korzystał. Zaniedbał jednak przez to integrację z sąsiadami - żadnego z nich nawet nie widział - i może właśnie nadszedł moment, by tego pożałować.
Stojąc przed wejściem do apartamentowca Kōta z irytacją przerwał połączenie. Josh - kolega z college’u - właśnie wybełkotał mu do słuchawki, że jednak nie przyjdzie mu pomóc, bo poprzedniego dnia zapił i jeszcze nie wytrzeźwiał. Powiedział, że po południu przyjdzie… Ale co do tego czasu Kōta miał zrobić z tymi meblami? Cholera, one już stały przed klatką! Pożałował, że jednak nie dopłacił parę dolców za to, by ludzie z meblowego mu je wnieśli - kwota za taką usługę była trochę absurdalna, ale na tle całego remontu to nie był wcale taki wielki koszt i mógłby go ponieść. To właśnie Josh przekonał go, by tego nie robił, że się nie opłaca, a on mu chętnie pomoże i nawet nie chce za to pieniędzy - wystarczy browar i curry, które zjedzą na tej nowej kanapie w ramach before’a przed parapetówką… Ależ Kōta był głupi, że mu zaufał. Fotel jeszcze jakoś byłby w stanie wnieść sam na górę, ale z kanapą nie było takiej opcji. Co gorsza, nie wchodziło też w grę to, że zapłaci ekstra gościom, którzy mu przywieźli te meble - jasne, chętnie by dorobili, ale już i tak byli spóźnieni z rozwożeniem zamówień i nie mogli tracić na niego czasu. Powiedzieli to samo co Josh - że być może po południu…
Pozostało więc ostatnie rozwiązanie, które Kōcie było wybitnie nie w smak - poprosić o pomoc któregoś z sąsiadów. Nie chciał tak zaczynać znajomości z nimi. Chciał upiec ciasto i z takim prezentem pójść się przedstawić i przywitać jak należy. Tymczasem zacznie od zaciągania długu i okazywania jaki jest niezorganizowany. Jego duma cierpiała, ale nie było wyjścia. Odetchnął, by dodać sobie animuszu, po czym wcisnął telefon ze złością do kieszeni spodni i wszedł do klatki, by wjechać na swoje piętro windą i tam zacząć pukać po sąsiadach.
- Dzień dobry, jestem Himura Kōta, mieszkam pod czternastką. Przepraszam, że niepokoję i tak od razu zaczynam od prośby, ale potrzebowałbym pomocy z wniesieniem mebli do mieszkania, niestety nawalił mi transport. Czy mógłby mi pan pomóc? Oczywiście odwdzięczę się.
Kōta wyrecytował to powitanie jak postać z podręcznika do japońskiego, choć głos miał przy tym bardziej jak bohater tamtejszej telewizyjnej dramy - mówił z doskonałą dykcją, bez akcentu i miał bardzo przyjemny głos. Dość niski, szczupły i zdecydowanie wizualnie młodszy niż wskazywała na to metryka, dobrze wpasowywał się w stereotypy na temat Azjatów, choć wprawne oko na pewno by dostrzegło, że nie jest czystej krwi Japończykiem - zdradzały go rysy twarzy.