Till Death do us part?

    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Till Death do us part? Empty Till Death do us part?

    Pisanie by Alchemist Czw 17 Mar 2022, 19:56

    Till Death do us part? B4e58766fddebbb82455f3d6bbd57831
    Percival “Percy” Blackmoore
    kapitan Królewskich Sił Powietrznych, baron
    28 lat • Wzrost 190 cm • Niebieskie oczy • Czarne włosy



    Od zakończenia wojny minęło ponad pół roku, Percival był w domu od ośmiu miesięcy. Witali go jak bohatera - również w podręcznikach historii tacy jak on będą nazywani bohaterami, bo walczyli po odpowiedniej stronie. Ojciec był z niego niezwykle dumny - syn poszedł w jego ślady, wykazał się męstwem, honorem i odwagą, a przy jego piersi pyszniło się kilka odznaczeń, co prawda niewielkiej rangi, ale to i tak sporo jak na tak młodego mężczyznę. I na dodatek wrócił bez szwanku, cały i zdrowy.
    Cały i zdrowy…
    No właśnie. Na ciele niewątpliwie - piękny, dobrze zbudowany mężczyzna, który nie dorobił się ani jednej blizny mimo czasu spędzonego na froncie. A jednak nękała go choroba, atakująca nie ciało, a duszę, umysł i serce. Lęki, które przypominały o sobie w nocy, panika budząca się pod wpływem niespodziewanego hałasu, ta pedantyczna dbałość o zachowanie pewnych rytuałów. Drobne dziwactwa, stanowiące jedynie wstydliwy rodzinny sekret - nic, czemu starano by się zaradzić inaczej niż nakazując Percivalowi odpoczynek. Świeże wiejskie powietrze dobrze mu zrobi, mówili. Zamieszkał więc w rodzinnej posiadłości, a reszta rodziny wymyśliła, że na jakiś czas przeniesie się do domu w Londynie, by zapewnić mu spokój. Ojciec i tak musiał pozostać w stolicy, bo koniec wojny nie oznaczał dla takich jak on końca pełnienia swoich obowiązków, a matka i siostry Percivala skorzystały z okazji, by już w znacznie spokojniejszej atmosferze poudzielać się towarzysko. Doskonale, wszyscy zadowoleni.
    Po tych kilku miesiącach Percy był w stanie się zgodzić - faktycznie, wiejska okolica pozwalała mu się wyciszyć. Nadal nie było najlepiej, nadal miał koszmary i źle znosił niektóre hałasy, ale było coraz lepiej. Doskwierał mu pewien szczególny rodzaj samotności - mimo tylu osób wokół siebie nie czuł się przez nikogo zrozumiany. Tyle razy chciał porozmawiać z innymi pilotami z RAFu, zapytać ich o koszmary. Czy też budzi ich dźwięk widmowych wystrzałów? Czy ich świat też czasami zachodzi mgłą wspomnień zbyt żywych, by im się nie poddać? Wiedział jednak, że nie wolno o tym mówić. To wstyd. Był baronem, oficerem, pierworodnym synem Blackmoore’ów - tacy jak on nie mają strachu w sercu. Tacy jak on cierpią w samotności, bo nie wolno im przyznać się do słabości… Sami sobie z tym muszą poradzić.

    Percival wrócił z Londynu we wczesnych godzinach popołudniowych - z samego rana załatwił swoje sprawy, później zjadł obiad u rodziców i uciekł przed podwieczorkiem, wykręcając się obowiązkami, a tak naprawdę po prostu potrzebując spokoju. Od rana był jakiś nieswój - to pewnie przez tę burzową pogodę, było parno i duszno, a on od rana paradował w eleganckich ubraniach, zapięty pod szyję. Wróci do siebie, weźmie kąpiel, przebierze się i z kieliszkiem brandy zasiądzie na tarasie - na pewno będzie lepiej. Może pójdzie później na spacer z psami, o ile pogoda jeszcze będzie temu sprzyjała.
    W domu jednak nie było tak spokojnie jak oczekiwał. Gdy szedł od strony garaży do posiadłości, usłyszał podniesiony głos Sebastiana - pomocnika zarządcy posiadłości. Kłócił się z kimś, jeszcze nie krzyczał, ale słychać było irytację w każdym wypowiadanym przez niego słowie. Drugiego głosu Percival nie rozpoznawał. Powinien się w to angażować? Mógł ich minąć, zostawić to służbie do rozwiązania. Nie miał na to siły. A jednak zwyciężyła w nim ciekawość i potrzeba zakończenia tego konfliktu natychmiast - jeszcze chwilę będzie nasłuchiwał tej kłótni i zwariuje. Poprawił więc zarzucony niedbale na ramiona płaszcz i skręcił w stronę drzwi do bocznego skrzydła posiadłości. Swoje nadejście obwieścił stukając głośno obcasami lakierek o kamienną podłogę przedsionka.
    - Co się dzieje, Sebastianie? - zapytał tonem tak spokojnym, rzeczowym i eleganckim, że sam był zaskoczony, że mu się tak udało mimo zmęczenia.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Duch Pon 21 Mar 2022, 00:53

    Stali pośrodku korytarza. Sebastian - postawny mężczyzna w średnim wieku, z eleganckim, zadbanym wąsem wyglądał teraz jak mały chłopiec, zupełnie jakby się kurczył z każdym słowem wykrzyczanym do niego przez obcego chłopaka. Co zabawne, ten, z którym się kłócił, był od niego dużo młodszy i co najmniej o połowę od niego mniejszy.
    Na podłodze stała duża, wypchana po brzegi walizka z wypłowiałej skóry.
    Sebastian spojrzał na Percivala z widoczną ulgą, jakby myślał, że skoro wrócił, na pewno zajmie się niechcianym awanturnikiem.
      — Paniczu Blackomoore. — skinął głową z szacunkiem. — Ten pan... — zaczął wskazując na obcego.
    Chłopak był wysoki, szczupły i blady. Na ramiona opadały mu prawie białe włosy, sięgające aż za pas. Ubrany był w lekko znoszony płaszcz w kolorze ciemnego wina, spod którego widać było luźną koszulę, niedbale odpiętą, prawie do połowy.
      — Panicz Blackmoore? — nieznajomy bezczelnie przerwał Sebastianowi. Nie można było nie ulec wrażeniu, że wypowiedział nazwisko Percivala z nutką pogardy. Miał wyraźny francuski akcent. — Bardzo proszę, tu jest list od pańskiego ojca. — wcisnął Perciemu kopertę do ręki i skrzyżował ramiona na piersi, zupełnie jak obrażony nastolatek. Zamiast się przedstawić, jak nakazywałyby dobre maniery, ten wciąż rzucał gromy z jasnych oczu na biednego, nic nie rozumiejącego Percivala. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, Blackmoore na pewno padłby martwy.
      — Pański lokaj... — chłopak wskazał brodą na Sebastiana.
      — Nie jestem lokajem. — wtrącił mężczyzna, na co blondyn przewrócił tylko oczami.
      — Pański lokaj nie wierzy mi, że pański ojciec wynajął mi pokój. — rzeczywiście, w liście który młody francuz przekazał Percivalowi, czarno na białym była wypisana umowa najmu, podpisana zamaszystym pismem Jonathana Blackmoora. Tylko jedna rzecz się nie zgadzała - chłopak spóźnił się z przyjazdem o całe dwa miesiące.
      — Przyjechałem z daleka. Chcę iść do mojego pokoju i odpocząć. A traktują mnie panowie gorzej niż przybłędę! — krzyknął oburzony i podniósł walizkę z podłogi. — Proszę pokazać mi gdzie jest moja sypialnia. — zażądał, wciąż wbijając wrogie spojrzenie w Percivala.
    Sebastian westchnął ciężko i nerwowo przygładził wąs.
      — Tłumaczę panu, że umowa jest już nieważna. Powinien pan przyjechać dwa miesiące temu, albo dać znać, że przyjedzie pan później. — nie silił się już na uprzejmy ton.
      — A ja tłumaczę panu, że wystawialiśmy sztukę i zupełnie wypadło mi to z głowy. — syknął. — Ale teraz przyjechałem i ostatni raz proszę, żeby panowie pokazali mi gdzie będę spał. — cedził każde słowo.
    Zrobił okropne pierwsze wrażenie. Wpadł do domu Percivala, jak burza, i miał czelność awanturować się, jakby posiadłość należała do niego.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Alchemist Pon 21 Mar 2022, 18:45

    Percival miał tylko chwilę by rozeznać się w sytuacji, ale nie potrzebował wiele czasu by przyjrzeć się osobom dramatu. Po odczytania z miny i podstawy Sebastiana, że ten bardzo chciałby znaleźć się jak najszybciej gdzie indziej, młody baron przeniósł wzrok na nieznajomą... Nieznajomego. Zmyliły go te długie jasne włosy, ale po twarzy zaraz poznał, że to młody mężczyzna o bardzo... Ekstrawaganckim jak na jego gust wyglądzie. I zdecydowanie ognistym temperamencie, zważywszy jak sterroryzował Sebastiana i teraz próbował to samo zrobić z nim. Niedoczekanie.
    - Percival Blackmoore - przytaknął, witając nieznajomego Francuza skinieniem głowy. W jego głosie nie było jednak serdeczności, był zmęczony i nie miał ochoty na użeranie się z roszczeniowym cudzoziemcem. Tym bardziej, że sprawa nie była mu znajoma i był przekonany, że zaraz okaże się, że to pomyłka, a on pomylił nazwisko Blackmoore z Black czy cokolwiek w tym stylu...
    Percival przyjął kopertę i wyjął z niej list. Uciszył obu mężczyzn gestem, już poirytowany tym, że w ogóle musi się w to angażować. To nie jego robota, by zajmować się lokatorami... Ale chciał mieć go szybko z głowy, więc sam musiał zająć się tą sprawą. Przeczytał list, zaczynając od końca: od sygnatury. Niewątpliwie był to podpis jego ojca. Co do formy i treści umowy można było mieć pewne zastrzeżenia, ale niewielkie i mogła stanowić pełnoprawny dokument... Tylko data rozpoczęcia najmu się nie zgadzała - dostrzegł to w chwili, gdy Sebastian o tym wspomniał i kłótnia rozgorzała na nowo.
    - Cisza! - nakazał ostrym tonem. - Tak, przypominam sobie. Czekaliśmy na pana, ale skoro ani się pan nie zjawił, ani nie dał znaku życia, pańskie lokum zostało wynajęte komu innemu. Na rynku jest więcej chętnych niż mieszkań - wyjaśnił, składając list i chowając go z powrotem do koperty. Oddał ją właścicielowi i sprawiał wrażenie, jakby to przed chwilą to była odmowa i koniec tematu. Sebastian spojrzał na niego z przestrachem - to on użerał się do tej pory z tym Francuzem i wiedział jaki on jest uparty, a jeśli Percival go z tym zostawi to koniec... Ale Blackmoore nie był z tych, którzy zostawiają niedokończone sprawy.
    - Pokój, który miał być przez pana wynajęty został już udostępniony innej osobie i nie mamy na ten moment niczego wolnego, ale jeśli to pana usatysfakcjonuje, dostanie pan na tę noc pokój w posiadłości, a jutro sporządzimy nową umowę najmu, na lokal, który wkrótce się zwolni.
    - Paniczu... - próbował wtrącić się Sebastian, zaskoczony tym sposobem na uciszenie awanturującego się mężczyzny.
    - O tej porze i tak trudno znaleźć jakiś transport do Londynu, nie zostawimy pana by spał gdzieś w rowie po długiej i męczącej podróży - oświadczył Percival nieświadomie cedząc słowa, przez zmęczenie a nie ze złości. - Sebastianie, proszę zaprowadzić pana do pokoi na trzecim piętrze.
    - Ale paniczu, tam nie ma aktualnie nic wolnego...
    - Faktycznie - westchnął z irytacją Percival. Ucisnął palcami nasadę nosa, zastanawiając się nad rozwiązaniem. - Niech więc zajmie pokój Jerry'ego - zdecydował szybko.
    Sebastian wybałuszył oczy. Jeremy był ordynansem Percivala, który zajmował niewielki pokój tuż obok sypialni kapitana. Teraz, po wojnie, wrócił on do rodziny, a jego kwatera stała pusta i teoretycznie można było ją wykorzystać, ale sam pomysł by umieścić tam jakiegoś nieznanego aktora przybłędę był co najmniej dziwny.
    - Wykonać - uciął Blackmoore, nieświadomie używając tonu jakim mówił do podwładnych, po czym obrócił się na pięcie i odszedł sztywnym krokiem. Nie poszedł jednak do swojego pokoju tylko do biura - musiał to wyjaśnić.

    Pokój przydzielony aktorowi był bardzo atrakcyjnym zastępstwem - znajdował się na pierwszym piętrze w skrzydle o południowej ekspozycji, był jasny, przestronny i wygodnie urządzony w niezbędne meble. Jego standard był niższy niż znajdującej się za ścianą sypialni Percivala, ale i tak można było powiedzieć, że dobrze mu się trafiło. Brakowało w nim tylko bielizny pościelowej, ale ta wkrótce została przeniesiona przez służącą - nastoletnią blondynkę w prostej czarnej sukience. Dziewczyna z uśmiechem wręczyła aktorowi poszewki i ręczniki, by dalej obsłużył się sam - wszyscy w posiadłości już wiedzieli, że to tylko lokator a nie gość lorda, więc nie należało mu specjalnie nadskakiwać.
    - Na długo się pan u nas zatrzymuje? - zagadnęła jednak, zaintrygowana niespodziewanym gościem, który mówił z obcym akcentem i wyglądał jak postać z baśni.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Duch Pon 02 Maj 2022, 16:49

    Louis, bo tak miał na imię aktorzyna, zdążył już rozpakować większość rzeczy i zrobić niewielkie przemeblowanie. Otworzył też szeroko okno, żeby wywietrzyć pokój.
    Kiedy służąca wręczyła mu pościel, chłopak spojrzał na dziewczynę, jakby ta urwała się z jakiegoś drzewa. Miał... sam oblec kołdrę? Nie takiego traktowania się spodziewał, szczególnie w posiadłości należącej do lorda. Westchnął teatralnie i rzucił pościel na łóżko.
    Skrzyżował ramiona na piersi i obrzucił służkę niezbyt uprzejmym spojrzeniem. Blondynka aż spłonęła rumieńcem.
      — Nie wiem, myślałem o tym, żeby zostać tu przynajmniej pół roku, ale te warunki... — zaczął.
    Tak naprawdę pokój, który mu przydzielono, bardzo mu się podobał. Przez ostatnie miesiące żył w komunie artystów na poddaszu teatru, gdzie dzielił łóżko z innymi. Mieszkał w miejscu, gdzie na jedną toaletę przypadało ze dwadzieścia osób, więc własny kąt i nawet malutka łazienka były ogromnym luksusem. Chłopak jednak wstał dzisiaj lewą nogą i wyżywał się na wszystkich, którzy się nawinęli.
      — Niedługo zwolni się większy pokój, pewnie będzie pan miał tam więcej miejsca. — odpowiedziała cicho dziewczyna i, z lekkim strachem, że gość poskarży na nią jej pracodawcy, zabrała się do nawlekania poszewek na pościel.

    Louis miał chwilę, by przejść się po błoniach. Odnalazł nawet jezioro w pobliskim lesie. Okolica była naprawdę piękna i czuł, że będzie mu się tu dobrze żyło.
    Spacer dobrze mu zrobił, chociaż, kiedy wracał do dworku, zrobiło mu się strasznie wstyd, że tak napadł na młodego lorda i służącą. Zachował się jak ostatni dupek i chyba powinien przeprosić...
    Zebrał więc bukiecik polnych kwiatów, chcąc, po przyjściu do posiadłości, odszukać tamtą młodą blondynkę i spróbować jakoś odratować pierwsze wrażenie.
    W połowie drogi złapał go deszcz. Błękitne niebo tak nagle przykryły gęste chmury, że momentalnie zrobiło się ciemno. Zerwał się okropny wiatr, a deszcz siekł tak mocno, że wystarczyły minuty, by Louis wyglądał, jakby wpadł do jeziora.
    Przebiegł kawałek drogi i już widział dworek, kiedy rozpętała się burza. Zaczęło grzmieć.
    Louis lubił burzę, ale wolał obserwować ją przez okno, z jakiegoś ciepłego kącika.
    Dobiegł do domu, drżący z zimna, z mokrymi włosami przylepionymi do twarzy, z klejącym się do ciała ubraniem, mocząc po drodze do pokoju wszystkie podłogi.
      — Cholera! — zaklął, kiedy okazało się, że nie zamknął okna. Całe łóżko miał już mokre, a po podłodze walały się suche liście, które wpadły z podwórka.
    Spróbował pociągnąć okno w dół, żeby deszcz nie narobił więcej szkód, ale coś się zablokowało, i okno wcale nie dawało się zamknąć.
    Wypadł z pokoju, rozglądając się za kimś, kto mógłby mu pomóc.
      — Lordzie Blackmoore? — zapukał do sypialni pana domu. — Lordzie Blackmoore, mógłby mi pan pomóc? Nie mogę zamknąć okna, deszcz leje się do środka.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Alchemist Pon 02 Maj 2022, 23:09

    Louis mógł zaprezentować się jako buc, ale nie ulegało wątpliwości, że był przy tym bucem intrygującym, bo z zagranicznym akcentem, nietuzinkową urodą i najwyraźniej wysokimi wymaganiami od życia. Może to jakiś upadły arystokrata z kontynentu? Albo nieślubne dziecko jakiegoś monarchy z jednego z tych niewielkich państewek? Kimkolwiek by nie był, z pewnością miał już czkawkę od tego jak był obgadywany, gdy w części gospodarczej zeszła się większość służących, w tym Sebastian i Emma - służąca tak opryskliwie przez Louisa potraktowana. Najwyraźniej jednak aktor nie wykazał się aż takim poziomem buconerii, by dziewczyna nie dostrzegła jego zalet i nie zaczęła snuć przypuszczeń.

    Percivala to wszystko ominęło. On zasiadł w gabinecie i zdjąwszy marynarkę zaczął przerzucać papiery, by odnaleźć te dotyczące najmu - tego, który nie doszedł do skutku i potencjalnych, które wkrótce się skończą, by umieścić tam tego roszczeniowego chłopaka. Jednocześnie napisał wiadomość do ojca, by wyjaśnił mu sytuację i przedstawił swoje zdanie na ten temat, odpowiedziała miała jednak nadejść najwcześniej następnego dnia pod wieczór, więc młody Blackmoore zdecydował, że nie będzie bezczynnie czekał, nawet jeśli nie wymyślił niczego wybitnie błyskotliwego.
    Po skończeniu biurokracji Percy poszedł do siebie, by w końcu odetchnąć. Wziął środki przepisane przez lekarzy jeszcze w wojsku i nareszcie przebrał się w bardziej swobodne ubrania, choć nie mniej eleganckie - jako lord musiał trzymać pewien poziom, to było dla niego wręcz instynktowne.
    Przebrany w bardziej przewiewną koszulę i luźniejsze spodnie, Percival zażyczył sobie kawę i brandy i nie zamierzał już tego dnia wychodzić ze swojej sypialni. Położył się na zasłanym łóżku i próbował coś czytać, choć szło mu to opornie - głowa nadal mu ciążyła, a zmierzająca w stronę dworu burza wzmagała jego niepokój, choć jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy.
    W końcu jednak zaczęło padać. Pierwsze ciężkie krople deszczu zastukały o szyby, a później stukot zlał się w regularny szum. W oddali mruczały grzmoty. Chłodne, wilgotne powietrze zamiast przynieść Percivalowi ulgę, sprawiło, że poczuł jakby brakowało mu tchu. Odłożył książkę na bok i poszedł zaciągnąć kotary przy oknach, by nie widzieć i nie słyszeć tego co działo się na zewnątrz. Nie bał się burzy - nie był przecież dzieckiem. Jednak huk od jakiegoś czasu budził jego niepokój, budząc demony, które powinny zostać już na zawsze uśpione, martwe na polach bitew, które opuścił zwycięski…
    Zrobiło mu się słabo. Przysiadł w najbliższym fotelu, rozpinając sobie kilka guzików pod szyją, gwałtownie nabierając tchu. Powoli się uspokajał, gdy nagle usłyszał niecierpliwe pukanie do drzwi. Ten dźwięk o dziwo nie wpędził go na nowo w jakieś mroczne wspomnienia, ale sprawił, że momentalnie zerwał się na równe nogi. Nieznajomy głos wzywający go “lordzie” a nie “kapitanie” pozwolił wrócić myślami do tu i teraz - do posiadłości, z dala zniszczenia i śmierci. Otworzył drzwi i dopiero wtedy dotarło do niego, że to wcale nie był nieznajomy głos, a po prostu on go w tym momencie nie rozpoznał. To ten aktor… Czemu był przemoczony jakby go topiono w wannie? Czego chciał? Ach, okno, burza.
    - Już idę - przytaknął, jakby w ogóle nie pamiętał o tej napiętej wymianie zdań sprzed kilku godzin. To pozwoli mu się chociaż na chwilę skupić na czymś innym.
    - Na przyszłość gdyby sprawa była pilna, a nikogo nie byłoby w pobliżu, wystarczy pociągnąć za ten sznur - wyjaśnił, pociągając za uchwyt dzwonka na korytarzu. Zanim jednak ktoś przyjdzie z części gospodarczej posiadłości na pewno minie trochę czasu, musieli jakoś póki co zająć się tym oknem.
    Percival wszedł do byłego pokoju Jeremy’ego jak do siebie, ale zaraz zwolnił, gdy zobaczył, że aktor już zdążył zrobić przemeblowanie. Na swoje nieszczęście, bo w poprzednim układzie jego łóżko nie zostałoby zalane deszczem.
    - Niech to - mruknął Blackmoore. Podszedł do okna i szarpnął je w dół, ale faktycznie ani drgnęło. Spróbował nim poruszać góra-dół i zdawało mu się, że poczuł miejsce, gdzie stawiało opór. Uderzył w nie nasadą dłoni i wtedy ustąpiło.
    - Już po kłopocie - oświadczył z zadowoleniem. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść.
    Błysnęło. Blisko, bardzo blisko. Wnętrze sypialni zalało białe światło, a chwilę po nim powietrze rozdarł przeraźliwy huk. Grzmot.

    Huk wystrzału. Tak blisko, jakby pocisk przeleciał tuż obok jego głowy i wbił się w ziemię za jego plecami. Grudki ziemi uderzające w mokrą, lepką kurtkę. Swąd palonej ropy, prochu, krwi. Krzyki w wielu językach, ale wszystkie mówiące o przerażeniu i bólu. Odwrót. Odwrót!

    Louis pewnie nie spodziewał się tego, że zostanie popchnięty przez Percivala. I na dodatek lord nie zrobił tego tak jak marynarz szukający zaczepki, a jakby chciał go tym chronić - jak najszybciej sprawić, by znalazł się gdzieś dalej od niebezpieczeństwa. Później sam padł na ziemię. Skulił się w kącie za komodą, rękami zasłaniając głowę, drżący.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Duch Pon 02 Maj 2022, 23:36

    Louis uśmiechnął się do młodego lorda, kiedy okno poleciało w dół.
      — Muszę zapamiętać. — odpowiedział dużo łagodniej, niż wcześniej. — Lordzie Blackmoore, powinienem przeprosić. — zaczął, ale nagle błysnęło, huknęło, a on wylądował na ziemi.
    Przez chwilę nie rozumiał co się stało. Rozmasował skroń, którą uderzył o ścianę.
    Przetarł oczy, bo przez chwilę myślał, że oślepł. Na szczęście okazało się, że to tylko chwilowe - to po prostu ostre światło zalało pokój.
    Rozejrzał się i zobaczył, jak pan domu kuli się w przerażeniu w kącie pokoju.
      — Lordzie Blackmoore? — podsunął się bliżej. Ręce ślizgały mu się na mokrej podłodze. — Wszystko w porządku? — zapytał. Serce mu przyspieszyło. Powinien kogoś zawołać? Posłać po lekarza?
      — Lordzie Blackmoore? — powtórzył, ale panicz nie reagował.
    Louis kiedyś widział ludzi w takim stanie: przerażonych, ogarniętych majakami, zamkniętych w swoim świecie... Jego matka zachowywała się podobnie. Często widziała i słyszała rzeczy, których nie było.
    Nie było sensu, by krzykiem próbować ściągnąć na siebie uwagę Percivala. Lou wiedział, że ten potrzebuje poczuć się bezpiecznie, i zadziałał instynktownie.
    Spokojnym, ale stanowczym ruchem, odciągnął dłoń od twarzy lorda.
      — Już dobrze. — powiedział, przytrzymując drżący przegub. — Już dobrze. — nie przejmując się etykietą i sprzeciwom Blackmoore'a, przyciągnął go do siebie i zamknął w silnym uścisku.
      — Nic się nie dzieje. To tylko burza. Zwykła wiosenna burza. — powtarzał, delikatnie bujając się z Percivalem na boki, zupełnie jakby młody lord był dzieckiem. — To tylko pioruny i wiatr. Zaraz przejdzie. — ciepłą dłonią przytrzymał sztywny kark, zmuszając Blackmoore'a do położenia policzka na jego ramieniu. — Jesteś u siebie w domu, nic ci tu nie grozi. — szeptał, i co dziwne, jego głos przebijał się przez odgłos wystrzałów i rozpaczliwe krzyki rozbrzmiewające w głowie Perciego.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Alchemist Wto 03 Maj 2022, 00:00

    Kurtka była mokra, ciężka, lepka. Krew wsiąkła w ubranie, ciągnęła ku ziemi, ku brunatnemu błotu rozjeżdżonemu przez czołgi. Byli wszędzie. Koniec. Tutaj umrą. Strzały coraz bliżej, krzyki, wrzaski mordowanych.

    Ale… To tylko burza.

    To nie była cząstka tego świata. Ten głos - zbyt czysty, zbyt ciepły, nie należał do tego pola bitwy. Obiecywał świat, którego tu nie było. Obiecywał świat, do którego już nie wrócą. W nieoznakowanym grobie, bezimienni, przemieleni pociskami w jedną bezkształtną masę...

    Nic ci tu nie grozi.

    Jakże chciałby w to wierzyć. Jakże chciałby, by to była prawda. Podążyć za tym głosem, odejść z tego miejsca, nie bać się, żyć.
    Krew straciła barwę, smak i zapach. Stała się wodą. Krzyki osłabły, przeszły w szum. Ocalał. Został zabrany z tego miejsca i to ten głos, to ciepło, które w pewnym momencie go otoczyło… To dzięki nim przeżył.


    To co Louis zrobił z Percivalem zakrawało na magię, choć pewnie aktor byłby przekonany, że nie zrobił nic wielkiego. Blackmoore w jego ramionach powoli się uspokajał. Przestał drżeć, rozluźnił się, jego oddech nabrał spokojnego rytmu - prawie jakby usnął z głową na ramieniu tego Francuza.
    Tak zastała ich para służących, którzy przyszli wezwani dzwonkiem, za który pociągnął Percival jakiś czas temu - klęczących w kącie pokoju w objęciach, jakby byli dziećmi chroniącymi się przed burzą. Oboje wiedzieli co zaszło i aż spojrzeli po sobie, zaskoczeni. Nie mówiło się głośno o tym, że lord Blackmoore był szalony, ale każdy ze służby to wiedział, a teraz najwyraźniej również ten Francuz poznał niewygodną prawdę.
    - Co się stało? - Pierwszy odezwał się służący, przetaczając wzrokiem od tej dwójki w stronę okna, przez zasłaną liśćmi podłogę i mokrą od deszczu pościel. W tym czasie kobieta, która przyszła z nim, podeszła i delikatnie spróbowała wyłuskać nadal nieprzytomnego Percivala z ramion Louisa.
    - Panie, chodźmy, Frank już się wszystkim zajmie, musi pan odpocząć - mówiła do niego, a młody lord jak bezwolna kukła wstał i dał się jej prowadzić, nadal kuląc ramiona i chowając głowę.
    - Prosiłbym pana o dyskrecję - odezwał się Frank, gdy jego towarzyszka wyszła, prowadząc ze sobą Blackmoore’a jak duże dziecko. - Jeśli doszło do jakiegoś… incydentu… Oczywiście postaramy się zrekompensować wszelkie straty - oświadczył na okrętkę, nadal nie do końca świadomy tego co zaszło w tym pokoju i ile ten obcy zdołał się dowiedzieć z niewygodnych tajemnic lorda Percivala.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Duch Wto 03 Maj 2022, 00:31

    Louis podniósł się z podłogi. Dziwnie się czuł, szczególnie teraz, kiedy zabrano Blackmoore'a z jego ramion. Patrzył na Franka, nie mówiąc ani słowa. Miał wrażenie, że obudził się z jakiegoś koszmaru, i nie było obok nikogo, kto mógłby go pocieszyć.
    Cofnął się, ślizgając trochę na liściach.
      — Posprzątam tu. Okno się zacięło i trochę napadało. — spojrzał na podłogę, jakby zaskoczony, że widzi drewno, a nie rozdeptane miękkie błoto. Zakręciło mu się w głowie i usiadł na mokrym materacu.
    Przetarł twarz. Chyba wczoraj za dużo wypił.
      — Powinien wypić coś ciepłego. — uniósł wzrok na Franka. — Nie zostawiajcie go teraz samego. Niech ktoś z nim posiedzi, póki burza nie minie. — spróbował się uśmiechnąć, ale ciężko mu to szło.
    Kiedy Frank wyszedł i zamknął za sobą drzwi, Louis opadł na mokrą pościel, odrobinę drżąc z zimna.
    Cały pokój wirował mu przed oczami, a on czuł się tak okropnie zmęczony i przemarznięty. Szumiało mu w uszach i już nie wiedział, czy to wiatr za oknem, czy powoli zapadał w sen.
    Słyszał kroki... albo to jakaś gałązka uderzała o szybę. Usłyszał jak ktoś wypowiada jego imię. Jeden raz... i kolejny.
    Otworzył zmęczone oczy i zaraz znów je zamknął, oślepiony blaskiem słońca. Ktoś ściskał go za rękę.
      — Obudził się! — dalej było mu okropnie zimno, i wszystko wokół było nieprzyjemnie mokre. Poniósł głowę i rozkaszlał się, wypluwając wodę z płuc. Do nosa wdzierała mu się woń trawy i rozmokłej ziemi.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Alchemist Wto 03 Maj 2022, 12:35

    - Przyślę do pana jakąś dziewczynę do pomocy - oświadczył Frank, rozglądając się ponownie po pokoju. Uznając, że nie ma tu już nic do roboty, skierował się w stronę drzwi, ale zatrzymał się w progu.
    - A pan dobrze się czuje? Słabo pan wygląda.
    Troski wobec obcego starczyło mu jednak tylko na chwilę - wyszedł, nie nalegając, by jakoś zająć się Francuzem.

    - Louis? Louis!
    Percy odchylił się gwałtownie, gdy blondyn zaczerpnął tchu, ale zaraz znowu się do niego nachylił, by go podeprzeć, gdy próbował się podnieść. Delikatnie dotknął tyłu jego głowy, sprawdzając czy nie ma tam rany.
    - Spokojnie, nie ruszaj się. Nie wiem czy się nie uderzyłeś o deski. Wszystko w porządku, coś cię boli, widzisz normalnie?
    Percy na próbę pokazał Louisowi trzy wyprostowane palce. Ten sam Percival, ale jednak coś go różniło od samego siebie. Wrodzona elegancja nadal się go trzymała, a jednak powierzchowność była taka zwykła. Dżinsy, lepiące się do ciała białe polo, włosy ociekające wodą. Wokół stali jacyś obcy, którzy już nie nosili liberii, a ogrodniczki i flanelowe koszule pobrudzone czymś białym - może farbą, a może wapnem do bielenia drzewek.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Duch Wto 03 Maj 2022, 13:14

    Louis jeszcze chwilę wypluwał wodę, próbując zrozumieć co się stało. Zamrugał i spojrzał na chłopaka, który się nad nim pochylał.
      — Tak... Wszytko dobrze. — usiadł powoli i dotknął obolałej głowy. — Musiałem się uderzyć, wydawało mi się... — zasłonił usta i roześmiał się. — Miałem taki dziwny sen. Pomożesz mi wstać? — złapał Percy'ego za ramię i podciągnął się na nogi.
    Stali przy brzegu jeziorka, w którym obaj ewidentnie przed chwilą pływali.
      — Co się stało? — zapytał, rozglądając się po ludziach zebranych wokół. Jeden z robotników wyciągnął zza ucha papierosa i wetknął go sobie w usta.
    Percy nie musiał odpowiadać. Lou wszystko sobie przypomniał. Od kilku dni odnawiali lewe skrzydło domu i próbowali doprowadzić do ładu sad i ogród. Louis zajmował się odnawianiem starej fontanny. Pracował bez wytchnienia, a kiedy już pozwalał sobie na odpoczynek - zapadał w głęboki sen i często lunatykował. Kilka razy obudził się w lesie.
      — Poszedłem popływać? — roześmiał się i spojrzał na Blackmoore'a.
    Sądząc po jego wyglądzie, to on go z tej wody wyciągnął.
      — Wskoczyłeś za mną? — zapytał. Zrobiło mu się trochę cieplej. — Cały przemokłeś. Chodź do domu, powinieneś się rozgrzać. — położył ręce na jego ramionach i roztarł je.
      — Nic tu po was, chłopaki. Wracajcie do roboty. — zawołał jeden z robotników. Ludzie zaczęli się rozchodzić, zostawiając przemoczoną dwójkę samą.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Alchemist Wto 03 Maj 2022, 15:19

    W oczach Percivala było widać troskę, zmartwienie i szczere zainteresowanie losem Louisa. Nie pierwszy raz tak lunatykował, ale pierwszy raz mogło się to skończyć aż tak tragicznie. Dobrze, że Blackmoore był akurat za domem, gdzie rozpakowywał z robotnikami materiał do odnowy elewacji, bo gdyby tak nikt nie widział co wyprawia Francuz… Aż strach pomyśleć co by się stało. Cholera, mogliby nawet nie znaleźć ciała, gdyby doszło do najgorszego - ten staw był ponoć piekielnie głęboki.
    Percy pomógł Louisowi wstać i nieustannie go podtrzymywał, bo bał się, że po tym uderzeniu o deski pomostu może mieć wstrząśnienie mózgu. Nie odezwał się jednak aż nie zostali sami.
    - Na pewno wszystko w porządku? Nie chcesz jechać do szpitala? - upewnił się. - Jeny… Louis, to było straszne. Poszedłeś pod wodę jak kłoda, w ogóle się nie obudziłeś.
    Blackmoore dał się udobruchać tym krótkim masażem ramion na rozgrzanie. Wykonał gest zapraszający do tego, by poszli do środka się przebrać. Mieli pokoje obok siebie, w tej części posiadłości, która nie wymagała jeszcze remontu. Nawet lepiej - nie tylko byli sąsiadami, ale też między ich pokojami były drzwi, przez które mogli przechodzić nie wychodząc na korytarz. Na razie zamknięte, ale…
    - Co ci się śniło, opowiesz mi? - zaproponował, gdy szli przez zadbany trawnik w kierunku posiadłości.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Duch Wto 03 Maj 2022, 16:05

      — Wszystko dobrze. — zapewnił Percivala. — Chyba po prostu muszę się porządnie wyspać. Ta fontanna chyba naprawdę jest przeklęta. — uśmiechnął się, wspominając notatkę, którą znalazł pośród starych książek i dzienników.
    Obaj się z niej śmiali, kiedy któregoś leniwego wieczora popijali wino i słuchali muzyki. Napisała ją któraś z służących, pracująca w tym domu wiele lat temu. Opowiadała, że odkąd fontanna - wyraz niezwykłej miłości pewnego artysty do dawnego pana domu - zaczęły dziać się dziwne rzeczy. W ciemnych korytarzach widywano duchy, wieczorami rozbrzmiewało pianino, choć nikogo nie było w pokoju muzycznym, aż w końcu pan domu odebrał sobie życie topiąc się w pobliskim jeziorku, nie mogąc poradzić sobie z nieuleczalną chorobą, która spadła na jego kochanka.
    Lou miał to za głupie bajeczki, historyjkę wymyśloną przez głupiutką dziewczynę o bujnej wyobraźni.
    Nie wspominał jednak, na głos, o tym, że odkąd zaczął odnawiać tę fontannę, miewał strasznie dziwne sny. Zrzucał to na za dużą ilość wina i zbyt małą ilość snu, przecież nie wierzył w duchy.
      — Chcesz tego słuchać? — Louis spojrzał na Percivala i nie umiał ukryć uśmiechu. Na początku ich znajomości był pewien, że będą skakać sobie do oczu przy każdej możliwej okazji. Źle go ocenił. Percy okazał się niesamowicie ciepłą osobą, i w krótkim czasie, miedzy nim i Lou, zawiązała się nić przyjaźni. Spędzali ze sobą dużo czasu, nawet kiedy nie musieli. Uwielbiali przesiadywać w oranżerii i pić mrożoną herbatę, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Nawet w bibliotece można było spotkać ich razem - każdego pogrążonego w swojej lekturze, ale siedzących obok siebie.
    Louisowi, od jakiegoś czasu, mocniej biło serce na widok Percivala, a kiedy kładł się spać nie mógł już się doczekać, aż rano wspólnie zasiądą do śniadania. Wiedział jednak, że musiał to zatrzymać dla siebie.
      — Śniła mi się wojna. — westchnął, kiedy wchodzili do ciepłego domu. Na ich widok, ociekających wodą i zostawiających za sobą masę błota, stary Lloyd aż przeklął pod nosem.
    Louis zachichotał jak nastolatek i puścił się biegiem po schodach.
      — Zatłucze nas we śnie, zobaczysz. — potrząsnął głową rozbryzgując wokół zimną wodę. Zatrzymał się przy drzwiach do swojej sypialni.
      — To nie był miły sen. — dokończył po chwili milczenia.
    Spojrzał w oczy Blackmoore'a. Bardzo chciał mu opowiedzieć, że w tym śnie chodził między ciałami rozstrzelanych żołnierzy, każdemu zaglądając w twarz, by upewnić się, że żaden z nich nie był Percym. To jego szukał na polu bitwy, ściskając w dłoni złamany nieśmiertelnik z jego nazwiskiem. Tak potwornie się bał, że znajdzie go pośród trupów, ten strach go dusił i rozdzierał mu serce.
    Na szczęście to był tylko głupi sen.
      — Percy? Dzięki, że za mną poszedłeś. Gdyby nie ty... — położył dłoń na klamce. — Pewnie te twoje karpie wyjadłyby mi oczy. — spróbował zażartować, ale naprawdę był mu wdzięczny. — Uratowałeś mi życie. — ostrożnie ujął jego rękę i delikatnie ją ścisnął, nie wiedząc, czy przypadkiem nie pozwolił sobie na zbyt dużo.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Alchemist Wto 03 Maj 2022, 16:45

    Troski Percy’ego zostały skutecznie rozwiane przez nieustanne żarty i śmiechy Louisa. Ten mężczyzna o urodzie ducha rozświetlił życie Blackmoore’a, które do tej pory było bardziej mroczne niż był skłonny przyznać. Od powrotu z Syrii w tajemnicy przed rodziną uczęszczał na terapię i brał leki, ale nie przyniosło to specjalnych rezultatów. Dopiero gdy wziął się za odnawianie tej niespodziewanie odziedziczonej posiadłości znalazł coś na czym mógł skupić myśli, a współpraca z Louisem pomagała mu lepiej niż cholernie drogie wizyty u terapeuty. Nikomu się jednak do tego nie przyznawał, co więcej - sam przed sobą nie potrafił przyznać się do tego jakie uczucia budzi w nim ten mężczyzna. Póki co zadowalał się stwierdzeniem, że dobrze mu w jego towarzystwie.
    - Oczywiście, że chcę - oświadczył, jakby był wręcz oburzony tym zwątpieniem.
    Choć może faktycznie nie chciał… Wojna. Demon, który ścigał go od lat. Nie chciał o tym słyszeć i tym bardziej myśleć o tym, że Louis w jakiś sposób tego doświadczył, nawet jeśli to był sen. Niemiły, jak sam Francuz to określił.
    - Drobiazg, Louis - odparł na podziękowania przed drzwiami jego sypialni. Nie zabrał ręki, gdy został złapany za dłoń, poczuł za to przyjemne ciepło, które rozeszło się po jego ciele. Nie chciał puszczać tej smukłej, chłodnej ręki, nie chciał przerywać kontaktu z nim.
    - Zawsze bym to dla ciebie zrobił - oświadczył, patrząc Louisowi w oczy. - Od kiedy pierwszy raz wywędrowałeś mi do lasu staram się zwracać uwagę na to gdzie mi znikasz - dodał wesołym tonem, choć gdy już wypowiedział to zdanie zdał sobie sprawę, że zabrzmiało trochę upiornie, jakby go stalkował.
    - Przyjdziesz do mnie gdy się przebierzesz? - upewnił się. Jeny, zorientował się, że prawie wprosił się od pokoju Louisa, gdy on wszedł za nim do środka. Cofnął się.
    - Będę czekał na balkonie.
    Rzeczony balkon był dość nieduży - ponoć dobudowano go na początku lat czterdziestych wraz z paroma innymi, gdyż wcześniej budynek nie posiadał żadnych tego typu udogodnień. Miał solidną kamienną barierkę i mieścił raptem dwa plastikowe leżaki, zajmując w ten sposób całą przestrzeń. Percival pomyślał, że dobrze im zrobi, jeśli się tam położą i wygrzeją w słońcu - przebrał się w suche ubrania i zajął miejsce bliżej balustrady, by poczekać na Louisa.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Duch Wto 03 Maj 2022, 17:51

    Chłopak wcale nie protestował, tak naprawdę nawet się odsunął, by Percy wygodniej przeszedł przez drzwi. Nie rozumiał dlaczego to przejście łączące ich sypialnie wciąż było zamknięte na klucz.
    Wpatrywał się w łagodne oczy chłopaka, nie umiejąc znaleźć słów, których można było użyć.
    Zawsze bym to dla ciebie zrobił.
    Percy troszczył się o niego bardziej, niż ktokolwiek w całym jego życiu.
    Zaryzykował i zbliżył się trochę, ale Blackmoore mu uciekł.
    Może dobrze się stało... Pocałunkiem mógłby zburzyć całą więź, która między nimi rozkwitała. Chyba nie było warto tracić przyjaciela, tylko dla fizycznej przyjemności.

      — Jestem. — Lou pojawił się po kilkunastu minutach, już w suchych ubraniach. Niósł przed sobą starą tacę, z równie starymi filiżankami pełnymi gorącej herbaty. W powietrzu uniosła się charakterystyczna woń imbiru i cytryny.
      — Proszę. Imbir, miód i dużo cytryny. — ostrożnie podał Percivalowi kwiecistą filiżankę i sam zajął wolny leżak. — Może przyniosę koc? Nie zmarzniesz? Nie chciałbym, żebyś dostał jakiegoś zapalenia płuc... — miękko ułożył dłoń na jego czole, sprawdzając, czy Percy nie miał gorączki.
    Starał się nim opiekować. Pilnował, żeby ten pojawiał się na posiłkach, przypominał, żeby pił wodę i codziennie znalazł chociaż chwilę na spacer. Znał jego przeszłość, choć tylko pobieżnie. Percy niechętnie mu opowiadał o tym, co się działo, zanim się spotkali, a Louis nie naciskał. Po prostu był przy nim, kiedy ten tego potrzebował. Trzymał go za rękę podczas burzy, a kiedy Percy krzyczał przez sen, to Lou pierwszy przybiegał do jego łóżka, by go wybudzić i zapewnić, że wszystko jest w porządku. Czasami przesiadywał w jego sypialni całe noce, rozparty na miękkim fotelu naprzeciw łóżka, i czytał mu na głos książki. Raz skończyło się nawet na czytaniu starych przepisów na świąteczne wypieki.
    Ta troska działała w obie strony, i za to Louis był niesamowicie wdzięczny.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Alchemist Wto 03 Maj 2022, 19:53

    Percy uśmiechnął się na widok Louisa tak radośnie, że wyglądał wręcz jakby promieniał tym szczęściem - były to co prawda tylko promienie słońca odbijające się od jego mokrych włosów, ale taka trochę bardziej romantyczna interpretacja nie była wcale daleka od prawdy. Lou tak wiele dla niego znaczył, a jego niewymuszona troska i sympatia dodawały skrzydeł borykającemu się z PTSD Blackmoore’owi.
    - Dzięki - odparł, przyjmując od niego filiżankę. Zaraz upił z niej łyk i odetchnął z mieszaniną przyjemności i ulgi. Spojrzał na Francuza z ciepłym uśmiechem wdzięczności.
    - Mam koce - oznajmił. - I co więcej, mam też poduszki!
    Zadowolony z tego, że sam również zadbał o ich komfort, wyciągnął zza leżaka złożone w kostkę koce w zielono-czerwoną kratkę oraz niewielkie poduszki. Jeden taki komplet podał Louisowi, a drugi zachował sobie, choć na razie nie czuł potrzeby, by się okrywać - wolał grzać się w słońcu.
    - To chcesz mi opowiedzieć ten koszmar, który miałeś? - upewnił się, podając mężczyźnie dłoń, by zapewnić mu wsparcie. - Nie nalegam, ale jeśli wzbraniasz się przez moją chorobę to spokojnie, wytrzymam. W najgorszym razie powiem byś przestał, choć pewnie sam szybciej się zorientujesz. Za dobrze mnie znasz - dodał, uśmiechając się wymownie.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Duch Wto 03 Maj 2022, 20:08

    Louis chętnie przyjął poduszkę. Podłożył ją pod głową i przekręcił się na leżaku tak, by całym ciałem być zwróconym do Percy'ego.
    Złapał jego dłoń w obie ręce i delikatnie rozmasował spięte mięśnie.
    Długo myślał o tym, jak zacząć.
      — Śniło mi się, że kogoś szukałem. — odpowiedział w końcu, patrząc jak słońce igra w ciemnych włosach. — Było dużo krwi. — przestał masować rękę przyjaciela. Splótł z nim za to palce.
      — Cieszę się, że go nie znalazłem, tam między trupami. — uśmiechnął się, patrząc na ich splecione dłonie. — Gdybym go znalazł, to znaczyłoby, że umarł, a wtedy chyba pękłoby mi serce, nawet jeśli to był tylko sen. — podciągnął kolana wyżej, układając się jakby zaraz miał zasnąć.
    Przyciągnął ich dłonie bliżej swoich ust, nie mając odwagi spojrzeć Blackmoore'owi w twarz.
      — Ciebie szukałem. — powiedział w końcu, ale zrobił to tak cicho, że Percy ledwo mógł go usłyszeć. Jedynie ciepły oddech, który owiał jego dłoń, wskazywał na to, że Lou się odezwał.
      — Ostatnio często śnią mi się głupoty. — uśmiechnął się smutno. — A ty? Masz jakieś sny? — niepewnie przytulił policzek do wierzchu dłoni przyjaciela, nadal nie podnosząc na niego wzroku.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Alchemist Wto 03 Maj 2022, 21:35

    Percival nie popędzał Louisa do zwierzeń. Patrzył na niego łagodnie, z lekkim uśmiechem, dając mu czas albo nawet możliwość zmiany tematu, jeśli nie chciał do tego wracać. Coś było między nimi takiego, że przynajmniej Percy nie bał się wycofać z rozmowy, gdy robiła się niewygodna. Wiedział, że on go zrozumie i nie będzie nalegał tak długo, aż sam Blackmoore uzna, że da radę o tym mówić.
    Zaraz skupił się na słowach, gdy Louis zaczął mówić. Naprawdę nie potrzebował wiele, by zrozumieć ten sen i dopowiedzieć sobie resztę. Wojna, dużo krwi. Widział to - brunatną ziemię, pył zmieszany z krwią, lepiący się do butów, pachnący mokrym wapnem i żelazem. Poszarpane ochłapy, gruz, chrzęszczące pod butami łuski i odpryski. Jakim cudem widział to wszystko i jeszcze myślami był tu a nie tam. Wiedział czemu - to dłonie Louisa były jego kotwicą w tym świecie. Dzięki niemu był w stanie to wytrzymać.
    Nawet nie zastanowił się nad tym co robił. Gdy opowieść dobiegła końca, wyciągnął rękę do Francuza i pogładził go czule po włosach w pocieszającym geście.
    - To był tylko sen - zapewnił. Na dłoni poczuł jego ciepły oddech i pomyślał, że mężczyzna westchnął albo mu przytaknął, nie usłyszał jego wyznania.
    - Ja nie mam snów - wyznał. - To przez leki, śpię jak nieprzytomny. A gdy zdarzy mi się nie wziąć… - Zastanowił się chwilę. - Jakieś pierdoły chyba. Tak bardzo nie chcę widzieć tych snów, że jednak staram się pilnować leków. Jedzenie smakuje po nich jak karton, a hydraulika szwankuje, ale lepsze to niż… Takie jazdy jak tej pierwszej nocy gdy tu spaliśmy - podsumował, uśmiechając się konspiracyjnie do Louisa. Pierwszej nocy Percy miał potężny atak: miał źle dobrane leki, był przemęczony, zestresowany i jeszcze oczywiście zaczęła się burza. Uciekał więc przez całą posiadłość przed każdym, kto próbował go złapać i wrzeszczał coś w języku, którego nawet nie znał, jakby był nawiedzony. Ale gdy w zasięgu jego wzroku pojawił się Louis, zamiast od niego uciekać, podbiegł do niego i schował się w jego ramionach, choć pewnie wyglądało to w pierwszej chwili jak atak szaleńca. I tak jak Percy nigdy nie pamiętał szczegółów swoich ataków, tak tym razem utkwiło mu w pamięci, że wśród niezwykle realistycznych wizji z ogarniętego wojną kraju jasna sylwetka Louisa zdawała się być jak anioł zstępujący na ziemię i obiecujący mu ratunek. Tylko on miał taką moc, by wyrwać Percivala z jego koszmarów.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Duch Wto 03 Maj 2022, 22:23

    Lou słuchał go uważnie, choć przymknął oczy, z zadowoleniem przyjmując pieszczotę. Uwielbiał, kiedy Percy był blisko niego. Kiedy się rozstawali, czuł jak powietrze robiło się gęste i trudno mu było oddychać. Czuł wtedy niepokój, zupełnie tak, jakby Percival miał już nigdy nie wrócić.
      — Masz rację, czasami brak snów jest lepszy niż koszmary. — niewiele myśląc zsunął się ze swojego leżaka i wszedł na leżak przyjaciela. Było trochę ciasno, ale Lou się tym nie przejmował.
      — Mogę? — zbliżył się trochę. — Zmarzłem. — roześmiał się i spojrzał wymownie na swoje stopy, ukryte pod ciepłymi skarpetkami. Często, kiedy siedzieli w zimnej bibliotece, Lou wciskał zmarznięte nogi pod Percivala, nazywając go czule "swoim przenośnym grzejniczkiem".
    Wsunął stopę między łydki chłopaka.
      — Ty wcale nie jesteś cieplejszy. — parsknął śmiechem, który zaraz zamienił się w kaszel. Zasłonił usta, kaszląc coraz mocniej, kuląc się na leżaku, próbując schować się w ramionach przyjaciela.

    Świat jakby się zachwiał. Louis podniósł w końcu załzawione oczy na Percy'ego i odsunął dłonie od ust. Wargi miał czerwone od krwi.
      — Odsuń się, nie możesz tu przychodzić. — powiedział słabo. Zniknął balkon, zniknęło słońce i leżaki. Powietrze nie pachniało już imbirem, tylko czymś gorzkim.
    Leżeli na łóżku, kotary w oknach były zaciągnięte, a na nocnym stoliku paliła się oliwna lampa.
    Lou spróbował się odsunąć od Blackmoore'a.
      — Nie możesz się zarazić. — znów się rozkaszlał. — Proszę cię, wyjdź stąd.
    Ich, niedawno radosna sypialnia, zamieniła się w umieralnię.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Alchemist Wto 03 Maj 2022, 23:23

    Próby były daremne - Percy nie zamierzał puścić Louisa. Nie w tym okolicznościach, gdy potrzebował jego wsparcia. Zbyt dobrze wiedział na temat samotności, która gościła w jego życiu, o tych wszystkich osobach, które choć były obok, to nigdy nie mógł na nie tak do końca liczyć. On go nie zostawi - za wiele dla niego znaczył.
    - Nigdy nie mogłem, ale jakoś wtedy mnie nie wyganiałeś - odpowiedział spokojnie, podając mężczyźnie chusteczkę, by mógł wytrzeć sobie usta. Zakradał się do jego sypialni już od wielu miesięcy, skandal cały czas wisiał na włosku, ale to nigdy ich nie powstrzymało przed spędzeniem wspólnie nocy, nawet jeśli tylko spali w swoich objęciach.
    - Lou, nie zostawię cię w tej chwili - oświadczył, ale mówił łagodnie, by nie potęgować jego napięcia. - Nie zarażę się, lekarz twierdzi, że jestem odporny. Oprzyj się, proszę.
    Percival delikatnie naparł na ramiona swojego kochanka, by ten oparł się o stos poduszek za sobą. Rozchylił nocną koszulę na jego piersi i zaczął wcierać w jasną, delikatną skórę maść, która intensywnie pachniała jakimiś ziołami - lekarz twierdził, że zapach ułatwia oddychanie, a specyfik przez skórę przenika do płuc i leczy je. Percy bardzo chciał wierzyć, że to prawda, choć miał wrażenie, że stan Louisa nie zmienia się już od tygodni. Są dni, gdy nic wielkiego się nie dzieje, ale co jakiś czas zdarzają się takie krwawe kaszle, problemy z oddychaniem…
    - Lada dzień możemy otrzymać odpowiedź z Wiednia - zagaił. - Jeśli profesor Schwarz będzie chciał byś przyjechał na konsultację, w poniedziałek jest statek, który zabierze nas do Hamburga.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Duch Wto 03 Maj 2022, 23:43

    Louis zamknął oczy, próbując wziąć spokojny oddech. Rozluźnił się dopiero, kiedy poczuł znajomy zapach maści.
      — Percy... — zaczął, ale wiedział, że nie ma sensu z nim walczyć. Kiedy kochanek skończył go smarować, ułożył ciężką dłoń na jego ręce, przytrzymując ją przy swojej piersi.
    Zmienił się przez ostatnie miesiące. Twarz mu się zapadła, skóra poszarzała, obojczyki sterczały żałośnie.
    Nie chciał łamać serca Percy'emu, ale już dawno stracił nadzieję na to, że uda mu się wyzdrowieć. Nie rozumiał czemu Blackmoore wciąż próbuje, i nie poddaje się w opiece nad nim. Powinien go odesłać do szpitala i pozwolić mu tam umrzeć, zapomnieć o nim i znaleźć kogoś, z kim będzie szczęśliwy.
      — Będziesz miał kłopoty, jeśli ktoś cię tu ze mną zobaczy. — powiedział, ale nie zabrał ręki. Ścisnął tylko jego palce.
    Był zły na to, że los zesłał na niego suchoty, akurat wtedy, kiedy odnalazł szczęście. Umierał, nie zostało mu wiele czasu, i nie mógł znieść myśli, że Percy właśnie takiego go zapamięta - chorego i słabego. Że te wspomnienia przyćmią to wszystko, co razem przeżyli. Nie będzie wspominał ich konnych wypraw, długich nocy spędzanych w lesie, tarzania się w trawie i wszystkich tych skradzionych pocałunków, a kwaśny zapach śmierci i kaszel.
    Nie powstrzymał łez, choć bardzo starał się być silny i nie pokazywać przy kochanku, że się boi.
      — Mógłbyś... — wolną ręką wskazał na nocny stolik. — Jest w szufladzie. Podasz mi? — poprosił, ocierając mokre policzki. Podniósł się trochę z poduszek i oparł głowę o ukochane ramię.
    Nie chciał umierać. Jeszcze tyle na niego czekało. Chciał zestarzeć się u boku Percy'ego, zwiedzić z nim dalekie kraje, o których ten mu tyle opowiadał. Mieli zbudować chatę przy jeziorze, gdzie mogliby być razem, z dala od wścibskich oczu służby.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Alchemist Sro 04 Maj 2022, 14:32

    - Nie dbam o to.
    Głos Percivala był ciepły i czuły, tak samo jak dotyk jego warg na dłoni Louisa. Tyle razy mogli mieć kłopoty przez to, że byli razem, że ta myśl już mu spowszedniała. Poza tym jakże by mógł zostawić swojego ukochanego w takim stanie? Może w głębi ducha wiedział jak beznadziejna jest jego walka i jak marny skutek przyniesie, ale nie zamierzał się poddać. Całymi dniami starał się o najlepszych lekarzy dla Louisa, pisał do Wiednia, Rzymu, Paryża - wszędzie gdzie tylko przyszło mu do głowy. Nie mógł go stracić.
    Bez cienia wyrzutu ani zwątpienia kciukiem starł drobną łzę z jego policzka. Skóra na jego twarzy była cienka jak pergamin i czasami bał się, że takim gestem zetrze mu naskórek. Nie potrafił jednak odmówić mu czułości.
    - Już - mruknął, sięgając do szuflady szafki nocnej. Wyjął z niej niewielką szkatułkę i podał ją Louisowi, drugą ręką przytrzymując jego głowę przy swoim ramieniu w czułym geście. Ucałował go w miękkie włosy.
    - Zawsze będę przy tobie, najdroższy - obiecał szeptem. - Rano gdy się obudzisz, nadal tu będę. Spróbuj odpocząć, najdroższy. Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Jutro pójdziemy nad jezioro i zjemy tam podwieczorek, wezmę książkę i będę ci czytał wiersze, a ty będziesz poprawiał moją dykcję - zaproponował wesoło, tak jakby jutro miało być lepiej. Jednak nawet gdyby miał go tam zanieść na własnych plecach to to zrobi - wszystko, by te chwile były jak najpiękniejsze. Być może ich ostatnie wspólne, ale...
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Duch Sro 04 Maj 2022, 19:21

    Louis spojrzał na ukochanego i uśmiechnął się smutno. Nie miał serca, by sprowadzać go na Ziemię. Obaj wiedzieli, że od ponad miesiąca nie był w stanie sam dojść nawet do pokoju kąpielowego, a co dopiero nad jezioro.
      — Poczytasz mi Rousseau? — zapytał, gładząc ramię młodego lorda.
    Nawzajem uczyli się swoich ojczystych języków. Lou uczył Percivala francuskiego, a ten pomagał mu w angielskim. Kiedy Percy czytał mu francuską poezję, Lou, z czułego kochanka, zamieniał się w surowego nauczyciela i wiecznie poprawiał wymowę mężczyzny.
    Mieli też taką swoją małą zabawę, która pozwalała im zapamiętać więcej słów - czasem, kiedy zasypiali obok siebie, jeden wodził drugiemu palcami po plecach wypisując kolejne litery, a ten musiał odgadnąć w jakie słowo się układały.
    Tak Louis wyznał Percy'emu swoje uczucia po raz pierwszy. Bardzo lubił tę grę.
      — A na podwieczorek zjemy maślane bułki z marmoladą. I do tego kawa, z dużą ilością śmietanki. I owoce... — rozmarzył się.
    Ciągle opierając się o ukochane ramię, otworzył szkatułkę. Serce zabiło mu trochę mocniej. Obok woreczka z opium, którym uśmieżał ból, leżała druga malutka szkatułka. Wyciągnął ją i pogładził palcami. Jej wieczko było pięknie wyrzeźbione, przedstawiało dwie splecione ze sobą dłonie, owiązane kwiecistymi pędami, a w żłobienia wtarta była złota farba.
    Louis odsunął się od Percivala i zsunął się nieporadnie na podłogę.
      — Wszystko dobrze, nie wstawaj. — uspokoił od razu kochanka. — To miało poczekać na lepsze czasy, ale... — odchrząknął. — Nie będzie lepszego momentu, niż teraz. — spojrzał na niego błyszczącymi oczami i przez chwilę wyglądał zupełnie jak kiedyś. Kolory wróciły mu na policzki, twarz złagodniała, uśmiechał się szczerze.
    Przyklęknął na jedno kolano i otworzył pudełeczko. Na zielonym aksamicie błyszczał złoty pierścionek, ozdobiony maleńkimi, delikatnymi liśćmi.
      — Percivalu Blackmoore, jesteś miłością mojego życia. Odnalazłem w tobie dom. — położył dłoń na jego udzie. — Chciałbym móc spędzić z tobą wieczność. Wiem, że prawnie nie możemy wziąć ślubu, ale... Gdybyśmy mogli... — ujął jego dłoń. — Chciałbyś zostać moim mężem?
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Alchemist Sro 04 Maj 2022, 21:15

    - Poczytam ci Rousseau - przytaknął z ciepłym uśmiechem. Tęsknił do tych chwil, gdy Louis go strofował za okropny akcent. Tęsknił za chwilami beztroski, które… Już nie wrócą. Nieważne jak zaklinałby rzeczywistość, przyjdzie dzień, gdy będzie musiał zmierzyć się ze smutną prawdą. W tym momencie jednak chciał pamiętać tylko to co dobre i sprawić, by i Louis na moment przeniósł się myślami do tych lepszych dni.
    Wzdrygnął się, gdy Francuz się od niego odsunął i zsunął na podłogę - przestraszył się, że coś jest nie tak, że mdleje… Ale zaraz uspokoił się i siedział, patrząc na Louisa z troską, ale też zaintrygowany. Aż poczuł jak serce mu się zrywa do dzikiego galopu, gdy widział jego twarz w tym momencie. Głupio wmówił sobie, że może to oznaka jakiejś poprawy… Na pewno również emocji, ale może dzięki temu teraz będzie tylko lepiej.
    Aż głęboko nabrał tchu, gdy dotarło do niego co się dzieje. Że Louis klęczy przed nim z pierścionkiem i… To są oświadczyny. Momentalnie pobladł, a następnie pokrył się rumieńcem. Jego oczy się zaszkliły i łzy szybko przebrały, staczając się po gładkich policzkach, wzdłuż bruzd, które towarzyszyły… Uśmiechowi.
    - Louis… - wypowiedział jego imię z całą radością i miłością, jaką do niego czuł. Szybko otarł łzy z policzków i wyciągnął w jego stronę drżącą dłoń.
    - Tak… O boże, tak!

    Percy zamiast wesprzeć się na wyciągniętej w jego stronę dłoni podczas wychodzenia z mrocznej piwnicy pełnej antyków, ujął go delikatnie za palce i coś wsunął na jeden z nich. Pierścionek - złoty, z motywem złotych liści.
    - Chyba trochę za duży - skomentował, szczerząc się od ucha do ucha, dumny i zadowolony z tego żartu. Chociaż… Gdy spojrzało się w jego oczy, widać było w nich pewną nerwowość. To nie miało być nic zobowiązującego, ale… Bardzo by chciał, żeby było. Nadal nie powiedział Louisowi co czuje, ale czuł to już bardzo bardzo mocno i potrafił to nazwać. Potrzebował go w swoim życiu jak tlenu.
    - Jak sądzisz, kto go wcześniej nosił? - zapytał, trzymając Francuza delikatnie za dłoń i podziwiając za duży pierścionek na jego smukłych palcach. W końcu pochylił się, by złożyć na nich subtelny pocałunek.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Duch Pią 13 Maj 2022, 00:12

    Dłoń Francuza drgnęła delikatnie, jakby chłopak chciał ją cofnąć. Znieruchomiała jednak, kiedy usta Percy'ego jej dotknęły.
      — Percy... — zaczął Louis i rozejrzał się wokół, trochę nerwowo, jakby się bał, że ktoś ich obserwuje. Rozchylone wargi, ciemny rumieniec na policzkach i roziskrzony wzrok - wszystko to zdradzało, że ta delikatna pieszczota sprawiła mu niemałą przyjemność.
    Zabrał rękę z dłoni młodego lorda i podniósł ją na wysokość oczu. Chwilę oglądał niecodzienny pierścionek.
      — Jest piękny. — odezwał się w końcu. Przesunął palcem po starym złocie. — Może należał do pani Cale? — zażartował, wspominając rosłą kucharkę o dużych dłoniach. Błyskotka była o wiele za duża na drobne damskie paluszki. — Jak myślisz? Powinieneś go jej oddać? — roześmiał się i zerknął na przyjaciela, ale zaraz spuścił wzrok, trochę speszony tą bliskością. Tyle razy marzył o tym, by Percy zrobił coś, co by mu pokazało, że nie traktował go tylko jak przyjaciela - a teraz, kiedy ucałował jego dłoń, Louis nie wiedział jak ma się zachować.
    Serce waliło mu w piersi, kiedy przesuwał pierścionek na palcu. Miał dziwne wrażenie, że jeszcze przed chwilą ozdoba była całkiem luźna, a teraz zdawała się pasować idealnie.
      — Percy, spójrz. — zahaczył paznokciem jedną z maleńkich złotych blaszek, na których wyryte były listki. Uniósł ją w górę, jak drzwiczki miniaturowej szkatułki. — Otwiera się. — nie umiał ukryć podekscytowania. — Coś tu jest...
    Musiał zbliżyć pierścionek prawie do samego nosa, by przeczytać malutkie litery wypisane pochyłym pismem. Wyglądało na to, że ktoś ukrył w pierścionku fragment pożółkłego listu. Miłosnego listu.
      — Nasza miłość... silniejsza jest od śmierci... Na zawsze twój. — odczytał wyblakłe litery.
    Zdjął pierścionek z palca i podał go Percy'emu, by i on mógł to przeczytać. Kiedy dotknął palcami wnętrza jego dłoni poczuł nagłe pragnienie, by go pocałować.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Alchemist Pią 13 Maj 2022, 21:11

    Żart o pani Cale dotarł do Percivala jak przez mgłę i nie przyniósł żadnej reakcji - Blackmoore po prostu stał, jak zaczarowany wpatrując się w dłoń Louisa ozdobioną tym antycznym pierścionkiem. Wyglądała przepięknie. I… Tyle znaczyła. Percy uparcie walczył z myślą, że ta filigranowa błyskotka przypomina mu obrączkę, a on właśnie wsunął ją na palec przyjaciela, nie czyniąc tego wcale nieświadomie. Tak strasznie pragnął zrobić to kiedyś naprawdę. Oni dwaj w białych garniturach, wokół ozdoby z kwiatów, goście w odświętnych kreacjach, a między nimi aksamitna poduszka z obrączkami…
    Znalezienie skrytek z tekstem przez Louisa pozwoliło Percy’emu uciec ze złudnej krainy marzeń. Nachylił się, by popatrzeć na napisy, a na skroni czuł wtedy oddech Francuza. Od razu coś zwróciło jego uwagę.
    - Spójrz, pisał identyczne v jak ty - zauważył, pokazując na charakterystyczną, lekko wygiętą literę w słowie "love". Po chwili jednak dotarło do niego, że to nie tylko to jedno v jest podobne - cały styl pisma był bardzo podobny. Przeszedł go dziwny dreszcz - świadomość, że to na pewno pismo Louisa a jednocześnie że na pewno to nie on to napisał... Poczuł że serce mu szybciej bije i spojrzał niepewnie na przyjaciela. Ukochanego.  
    - Louis... - odezwał się do niego trochę niepewnie, nerwowy przełykając ślinę. Jak nigdy wcześniej zapragnął go pocałować i wyznać wszystko to co do niego czuł. W tej niewielkiej przestrzeni między nimi atmosfera zrobiła się ciężka, gęsta, elektryzująca. Jak powietrze przed burzą.

    Było już jednak po burzy. Chłodne, rześkie powietrze poruszało zasłonami w sypialni Percivala. Lord spał w swoim łóżku w ubraniu, a gdy się przebudził, do jego świadomości jak przez mgłę docierały wydarzenia poprzedniego wieczoru. Burza, atak paniki, który po raz kolejny pchnął go na front… Gdy jednak przypomniał sobie głos, który tym razem wyrwał go z tego piekła, aż zerwał się do pozycji siedzącej. Louis. Jego kojący głos, troskliwe objęcia, ciepło… Percy przyłożył sobie dłoń do czoła, jakby w ten sposób miał zwalczyć narastający ból głowy, choć nic takiego się nie działo. Tylko ta świadomość tak bardzo go dotknęła.
    Ostrożnie zwlókł się z łóżka. Jeszcze nie wstało słońce, na wschodzie ledwie szarzało. Powinien się być może przebrać i wrócić pod kołdrę, przespać jeszcze trochę, jednak nie potrafił. Musiał zobaczyć Louisa. Nie wiedział dlaczego, ale ta potrzeba była tak przemożna, że nie mógł z nią walczyć. Wyszedł ze swojej sypialni jak w transie, stanął przed drzwiami prowadzącymi do pokoju aktora i zamarł nagle z ręką wzniesioną do pukania. Nie powinien chyba. Ale wiedział, że on się nie obrazi. Nie wiedział skąd, po prostu wiedział. Zresztą przecież tylko zajrzy. Bez pukania nacisnął więc klamkę i wszedł do środka. Od razu dostrzegł Francuza na brzegu jego łóżka - spał z nogami spuszczonymi na podłogę, jakby zmogło go nim zdążył się położyć. Nie przebrał się i nie zmienił wilgotnej pościeli. Oby się nie przeziębił. Percival zaraz do niego podszedł na palcach i ostrożnie dotknął wierzchem dłoni jego czoła. Było chłodne, ale nie jakoś alarmująco. Lord poczuł się uspokojony, ale nim wyszedł, pomógł Louisowi położyć się normalnie na suchej już pościeli i nakrył go dodatkowym kocem, który ocalał z tego małego zalania.
    - Dziękuję - szepnął. Poczuł jak coś go ściska w sercu, ale nim zastanowił się nad tym uczuciem, wycofał się pospiesznie z jego sypialni, jakby teraz dotarło do niego jak niewłaściwe było to co zrobił.

    Sponsored content

    Till Death do us part? Empty Re: Till Death do us part?

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Pon 20 Maj 2024, 12:55