Dyrektorzy odetchnęli z ulgą, gdy ich gwiazda opuściła w końcu gabinet. Napełnili kieliszki po brzegi i niemalże natychmiast je opróżnili. Zarządzanie operą okazało się dużo trudniejsze niż sprzedawanie złomu. Wydarzenie ostatnich dni zmartwiłyby ich jednak bardziej, gdyby nie fakt, że bilety na kolejne przedstawienia Rigoletto wyprzedawały się w zdumiewającym tempie.
— To jakaś obsesja z tym Duchem Opery!
— Obsesja, doprawdy.
— Wszystko to jednak jest podejrzanie związane z Beauregard.
Panowie nalali sobie po kolejnym kieliszku i opróżnili je w milczeniu.
— Myślisz, że mógłby...?
Pytanie, które oboje zadawali sobie od dłuższego czasu, zawisło w powietrzu. Gdy oboje powoli kiwnęli twierdząco głowami.
— Ostatnio zachowuje się dziwnie.
— Wicehrabia de Chagny mu pomaga.
— Też widziałem, jak dziś po przedstawieniu zakradał się do garderoby.
— A ta jego wczorajsza scena? Moje przedstawienie było sukcesem. Mój głos. — Parodiował wybuch Christiana, wymachując gwałtownie kieliszkiem, ale nie roniąc nawet kropli wina.
— Sława uderzyła mu do głowy.
— Wymieńmy zamki w loży numer pięć.
— I ani grosza nie zapłacimy na tę bzdurę dla Ducha.
Postanowili wznieśli trzeci już toasty, który następnie łapczywie spełnili i ponownie skinęli głowami.
Nie wątpił, że jego anioł muzyki bez zawahania stawi się na to słodkie wezwanie. A jednak gdy niespodziewanie głos Erika rozległ się w pomieszczeniu, wstrzymał nerwowo oddech i trwożliwie powiódł wzrokiem dookoła. Choć twierdził, że nie wierzy w historię o duchach, nawiedzających budynek Opery, samotny w półmroku wątpił w to przekonanie. Lekki przeciąg sprawiał, że cienie na ścianach to rosły, to drżały w nienaturalny sposób, pobudzając koszmarne fantazje i potęgując obawę. Jeszcze przez moment próbował przebić mrok wzrokiem, nim ujrzał zarys sylwetki mistrza. Zawsze najpierw słyszał go, nim dostrzegał, odnajdując wzrokiem, dopiero gdy ten chciał być odkryty.
Obecność mistrza natychmiast ukoiła jego nerwy i przywróciła pewność siebie. Delikatnie przekrzywił głowę, wsłuchując się w przyjemny tembr jego głosu. Podkulił nogi, a szczupłe kolana wysunęły się znad tafli gorącej wody, objął je i na moment oparł na nich brodę. Rozmarzonych uśmiech błąkał się po łagodnie wykrojonych wargach, gdy myśli posłuszne słowom opiekuna podążyły w kierunku odległej Persji. Niezwykły był to opis. Pobudzający zmysły. Niebywale silnie działający na imaginację. Erik stworzył na moment tę łaźnię tylko z słów. Jakby sam w niej był, a nie tylko powtarzał cudze wrażenie.
Christian natychmiast zapragnął odwiedzić tę tajemniczą, odległą krainę.
— Obawiam się, że woda zrobi się chłodna dużo szybciej, niż bym tego pragnął — oznajmił z teatralnym dąsem i przygryzł wargę w rozbawionym zakłopotaniu. Na ułamek sekundy przypominał zepsute dziecko. Erik potrafił jednak przejrzeć tę grę. Dostrzec frywolny błysk w bystrym spojrzeniu. Artysta drażnił się z figlarnym uśmiechem, jakby wszystko to było zaledwie psotą. Chciał mu pokazać, że nawet Duch Opery nie jest wolny od zniewalających pozorów, zwłaszcza gdy banalna powierzchowność okazje się tak urzekająca. Nie może pozostać obojętny na cielesność. Z nieodpartym wdziękiem Christian ciągnął go w dół, ale upadek mógł okazać się obezwładniająco przyjemny. Młodzieniec korzystał z władzy, którą nad nim miał, robił to jednak w najczulszy i najłaskawszy ze sposobów.
Nie był wulgarny. Ta sceneria była nierzeczywiste. Rodem ze starych baśni. A gesty Christiana subtelne. Wciągnął swojego drogiego Anioła w tę pułapkę i nie zamierzał łatwo zrezygnować. Wyprostował nogi, a jedna z nich, na krótką chwilę wynurzyła się z gorącej wody i zaraz znów pod nią zniknęła. Był kuszący, ale w pewnym sensie wciąż zdawał się pański i nieosiągalny, choć przecież znajdował się na wyciągnięcie ręki.
I wszystko to zrobił tylko dla swojego nauczyciela.
Wsunął dłoń w burzę wilgotnych, ciemnych loków i zaczesał je do tyłu. Woda musiała być naprawdę gorąca, a duża różnica temperatur między nią a otoczeniem sprawiała, że w wokół bali unosiła się mleczna para. Christian wychylił się lekko przez krawędź balii, tym razem wilgotnej mgle widoczne były drobne plecy i wyraźnie zarysowane wgłębienie kręgosłupa. Zdmuchnął jedyną świeczkę w pobliżu wanny, pozwalając, by mrok objął i to miejsce w posiadanie.
— Podejdź bliżej — tym razem to on rozkazywał. Łagodne polecenie rozbrzmiało pewnie w ciemności. — Podejdź bliżej i opowiedz mi więcej. O Persji, szachu i... o sobie — zanurzył się po samą szyję w gorącej wodzie, opierając kark o krawędź wanny. — Opowiedz mi, monsieur. A ja zdradzę ci sekret – obiecał przewrotnie.
— To jakaś obsesja z tym Duchem Opery!
— Obsesja, doprawdy.
— Wszystko to jednak jest podejrzanie związane z Beauregard.
Panowie nalali sobie po kolejnym kieliszku i opróżnili je w milczeniu.
— Myślisz, że mógłby...?
Pytanie, które oboje zadawali sobie od dłuższego czasu, zawisło w powietrzu. Gdy oboje powoli kiwnęli twierdząco głowami.
— Ostatnio zachowuje się dziwnie.
— Wicehrabia de Chagny mu pomaga.
— Też widziałem, jak dziś po przedstawieniu zakradał się do garderoby.
— A ta jego wczorajsza scena? Moje przedstawienie było sukcesem. Mój głos. — Parodiował wybuch Christiana, wymachując gwałtownie kieliszkiem, ale nie roniąc nawet kropli wina.
— Sława uderzyła mu do głowy.
— Wymieńmy zamki w loży numer pięć.
— I ani grosza nie zapłacimy na tę bzdurę dla Ducha.
Postanowili wznieśli trzeci już toasty, który następnie łapczywie spełnili i ponownie skinęli głowami.
Nie wątpił, że jego anioł muzyki bez zawahania stawi się na to słodkie wezwanie. A jednak gdy niespodziewanie głos Erika rozległ się w pomieszczeniu, wstrzymał nerwowo oddech i trwożliwie powiódł wzrokiem dookoła. Choć twierdził, że nie wierzy w historię o duchach, nawiedzających budynek Opery, samotny w półmroku wątpił w to przekonanie. Lekki przeciąg sprawiał, że cienie na ścianach to rosły, to drżały w nienaturalny sposób, pobudzając koszmarne fantazje i potęgując obawę. Jeszcze przez moment próbował przebić mrok wzrokiem, nim ujrzał zarys sylwetki mistrza. Zawsze najpierw słyszał go, nim dostrzegał, odnajdując wzrokiem, dopiero gdy ten chciał być odkryty.
Obecność mistrza natychmiast ukoiła jego nerwy i przywróciła pewność siebie. Delikatnie przekrzywił głowę, wsłuchując się w przyjemny tembr jego głosu. Podkulił nogi, a szczupłe kolana wysunęły się znad tafli gorącej wody, objął je i na moment oparł na nich brodę. Rozmarzonych uśmiech błąkał się po łagodnie wykrojonych wargach, gdy myśli posłuszne słowom opiekuna podążyły w kierunku odległej Persji. Niezwykły był to opis. Pobudzający zmysły. Niebywale silnie działający na imaginację. Erik stworzył na moment tę łaźnię tylko z słów. Jakby sam w niej był, a nie tylko powtarzał cudze wrażenie.
Christian natychmiast zapragnął odwiedzić tę tajemniczą, odległą krainę.
— Obawiam się, że woda zrobi się chłodna dużo szybciej, niż bym tego pragnął — oznajmił z teatralnym dąsem i przygryzł wargę w rozbawionym zakłopotaniu. Na ułamek sekundy przypominał zepsute dziecko. Erik potrafił jednak przejrzeć tę grę. Dostrzec frywolny błysk w bystrym spojrzeniu. Artysta drażnił się z figlarnym uśmiechem, jakby wszystko to było zaledwie psotą. Chciał mu pokazać, że nawet Duch Opery nie jest wolny od zniewalających pozorów, zwłaszcza gdy banalna powierzchowność okazje się tak urzekająca. Nie może pozostać obojętny na cielesność. Z nieodpartym wdziękiem Christian ciągnął go w dół, ale upadek mógł okazać się obezwładniająco przyjemny. Młodzieniec korzystał z władzy, którą nad nim miał, robił to jednak w najczulszy i najłaskawszy ze sposobów.
Nie był wulgarny. Ta sceneria była nierzeczywiste. Rodem ze starych baśni. A gesty Christiana subtelne. Wciągnął swojego drogiego Anioła w tę pułapkę i nie zamierzał łatwo zrezygnować. Wyprostował nogi, a jedna z nich, na krótką chwilę wynurzyła się z gorącej wody i zaraz znów pod nią zniknęła. Był kuszący, ale w pewnym sensie wciąż zdawał się pański i nieosiągalny, choć przecież znajdował się na wyciągnięcie ręki.
I wszystko to zrobił tylko dla swojego nauczyciela.
Wsunął dłoń w burzę wilgotnych, ciemnych loków i zaczesał je do tyłu. Woda musiała być naprawdę gorąca, a duża różnica temperatur między nią a otoczeniem sprawiała, że w wokół bali unosiła się mleczna para. Christian wychylił się lekko przez krawędź balii, tym razem wilgotnej mgle widoczne były drobne plecy i wyraźnie zarysowane wgłębienie kręgosłupa. Zdmuchnął jedyną świeczkę w pobliżu wanny, pozwalając, by mrok objął i to miejsce w posiadanie.
— Podejdź bliżej — tym razem to on rozkazywał. Łagodne polecenie rozbrzmiało pewnie w ciemności. — Podejdź bliżej i opowiedz mi więcej. O Persji, szachu i... o sobie — zanurzył się po samą szyję w gorącej wodzie, opierając kark o krawędź wanny. — Opowiedz mi, monsieur. A ja zdradzę ci sekret – obiecał przewrotnie.