Twisted every way

    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Twisted every way - Page 2 Empty Re: Twisted every way

    Pisanie by Prince Charming Czw 06 Sty 2022, 23:12

    Dyrektorzy odetchnęli z ulgą, gdy ich gwiazda opuściła w końcu gabinet. Napełnili kieliszki po brzegi i niemalże natychmiast je opróżnili. Zarządzanie operą okazało się dużo trudniejsze niż sprzedawanie złomu. Wydarzenie ostatnich dni zmartwiłyby ich jednak bardziej, gdyby nie fakt, że bilety na kolejne przedstawienia Rigoletto wyprzedawały się w zdumiewającym tempie.
    — To jakaś obsesja z tym Duchem Opery!
    — Obsesja, doprawdy.
    — Wszystko to jednak jest podejrzanie związane z Beauregard.
    Panowie nalali sobie po kolejnym kieliszku i opróżnili je w milczeniu.
    — Myślisz, że mógłby...?
    Pytanie, które oboje zadawali sobie od dłuższego czasu, zawisło w powietrzu. Gdy oboje powoli kiwnęli twierdząco głowami.
    — Ostatnio zachowuje się dziwnie.
    — Wicehrabia de Chagny mu pomaga.
    — Też widziałem, jak dziś po przedstawieniu zakradał się do garderoby.
    — A ta jego wczorajsza scena? Moje przedstawienie było sukcesem. Mój głos. — Parodiował wybuch Christiana, wymachując gwałtownie kieliszkiem, ale nie roniąc nawet kropli wina.
    — Sława uderzyła mu do głowy.
    — Wymieńmy zamki w loży numer pięć.
    — I ani  grosza nie zapłacimy na tę bzdurę dla Ducha.
    Postanowili wznieśli trzeci już toasty, który następnie łapczywie spełnili i ponownie skinęli głowami.

    Nie wątpił, że jego anioł muzyki bez zawahania stawi się na to słodkie wezwanie. A jednak gdy niespodziewanie głos Erika rozległ się w pomieszczeniu, wstrzymał nerwowo oddech i trwożliwie powiódł wzrokiem dookoła. Choć twierdził, że nie wierzy w historię o duchach, nawiedzających budynek Opery, samotny w półmroku wątpił w to przekonanie. Lekki przeciąg sprawiał, że cienie na ścianach to rosły, to drżały w nienaturalny sposób, pobudzając koszmarne fantazje i potęgując obawę. Jeszcze przez moment próbował przebić mrok wzrokiem, nim ujrzał zarys sylwetki mistrza. Zawsze najpierw słyszał go, nim dostrzegał, odnajdując wzrokiem, dopiero gdy ten chciał być odkryty.
    Obecność mistrza natychmiast ukoiła jego nerwy i przywróciła pewność siebie. Delikatnie przekrzywił głowę, wsłuchując się w przyjemny tembr jego głosu. Podkulił nogi, a szczupłe kolana wysunęły się znad tafli gorącej wody, objął je i na moment oparł na nich brodę. Rozmarzonych uśmiech błąkał się po łagodnie wykrojonych wargach, gdy myśli posłuszne słowom opiekuna podążyły w kierunku odległej Persji. Niezwykły był to opis. Pobudzający zmysły. Niebywale silnie działający na imaginację. Erik stworzył na moment tę łaźnię tylko z słów. Jakby sam w niej był, a nie tylko powtarzał cudze wrażenie.
    Christian natychmiast zapragnął odwiedzić tę tajemniczą, odległą krainę.
    — Obawiam się, że woda zrobi się chłodna dużo szybciej, niż bym tego pragnął — oznajmił z teatralnym dąsem i przygryzł wargę w rozbawionym zakłopotaniu. Na ułamek sekundy przypominał zepsute dziecko. Erik potrafił jednak przejrzeć tę grę. Dostrzec frywolny błysk w bystrym spojrzeniu. Artysta drażnił się z figlarnym uśmiechem, jakby wszystko to było zaledwie psotą. Chciał mu pokazać, że nawet Duch Opery nie jest wolny od zniewalających pozorów, zwłaszcza gdy banalna powierzchowność okazje się tak urzekająca. Nie może pozostać obojętny na cielesność. Z nieodpartym wdziękiem Christian ciągnął go w dół, ale upadek mógł okazać się obezwładniająco przyjemny. Młodzieniec korzystał z władzy, którą nad nim miał, robił to jednak w najczulszy i najłaskawszy ze sposobów.
    Nie był wulgarny. Ta sceneria była nierzeczywiste. Rodem ze starych baśni. A gesty Christiana subtelne. Wciągnął swojego drogiego Anioła w tę pułapkę i nie zamierzał łatwo zrezygnować. Wyprostował nogi, a jedna z nich, na krótką chwilę wynurzyła się z gorącej wody i zaraz znów pod nią zniknęła. Był kuszący, ale w pewnym sensie wciąż zdawał się pański i nieosiągalny, choć przecież znajdował się na wyciągnięcie ręki.
    I wszystko to zrobił tylko dla swojego nauczyciela.
    Wsunął dłoń w burzę wilgotnych, ciemnych loków i zaczesał je do tyłu. Woda musiała być naprawdę gorąca, a duża różnica temperatur między nią a otoczeniem sprawiała, że w wokół bali unosiła się mleczna para. Christian wychylił się lekko przez krawędź balii, tym razem wilgotnej mgle widoczne były drobne plecy i wyraźnie zarysowane wgłębienie kręgosłupa. Zdmuchnął jedyną świeczkę w pobliżu wanny, pozwalając, by mrok objął i to miejsce w posiadanie.
    — Podejdź bliżej — tym razem to on rozkazywał. Łagodne polecenie rozbrzmiało pewnie w ciemności. — Podejdź bliżej i opowiedz mi więcej. O Persji, szachu i... o sobie — zanurzył się po samą szyję w gorącej wodzie, opierając kark o krawędź wanny. — Opowiedz mi, monsieur. A ja zdradzę ci sekret – obiecał przewrotnie.
    terefer
    terefer
    Tempter

    Punkty : 670
    Liczba postów : 138

    Twisted every way - Page 2 Empty Re: Twisted every way

    Pisanie by terefer Pią 07 Sty 2022, 22:06

    — Znam wszystkie twoje sekrety.
    Nigdy wcześniej nie zdarzyło się chyba, by głos Erika zabrzmiał tak pusto i bez wyrazu. Teraz stał się tak nie dlatego, że go to nie obchodziło, nawet nie dlatego, że jawnie kłamał. Powodem było raczej to, jak daleko, daleko był teraz myślami… i na pewno nie była to jeszcze jedna podróż między piaski i spadziste stoki składające się na perski krajobraz. Zrobił cichy krok przed siebie, potulnie spełniając polecenie, a potem przyklęknął przy samej krawędzi wanny. Kierunek jego spojrzenia zdradzał instynktowne myśli. Zdawało się, że chciał położyć rękę na metalowej krawędzi, ale powstrzymał się w ostatniej chwili.
    Nie był sobą. O ile zeszłej nocy wiedział, że powodem jego zakłopotania jest atmosfera całej tej speluny, do której został wciągnięty, o tyle teraz był przecież na swoim terenie i nie do końca pojmował, co się w nim dzieje. Skąd ta opieszałość? Przecież się nie wstydził. Nie, coś tak prostego nie mogło go peszyć, nawet w obliczu najpiękniejszego człowieka, jakiego znał. Gdzieś w głębi serca wiedział dobrze, co go teraz powstrzymuje, wiedział dlaczego woli nagle trzymać się trochę bardziej na wodzy, pilnować swoich spojrzeń i gestów. Musiał być ostrożny, bo… co by się stało, gdyby nie był? Gdyby pozwolił sobie na swobodę w sytuacji, z którą nigdy przedtem nie musiał się mierzyć?
    Czuł się jak dziecko i nie lubił tego uczucia. Cieszyło go życzenie Christiana, nawet jeśli było wypowiedziane w tak sugestywny sposób. Dzięki opowieściom mógł skupić uwagę i wrócić do poważnych spraw, udowadniających jego dorosłość i przypominających dawne doświadczenia. Zaczął splatać i rozplatać chude palce. Łatwiej było skupić wzrok na ich nierównej budowie, niż pianie, parze unoszącej się znad wody, rozgrzanej skórze, spływającym po niej kroplach wody…
    — Szach zainteresował się moimi zdolnościami technicznymi — rzekł, panując wszystkimi siłami nad głosem. — Usłyszał o niezwykłych pułapkach, które budowałem wówczas, temat ten pochłaniał mnie bez reszty, a musisz wiedzieć, drogi, że pradawne arabskie manuskrypty zawierają w sobie opisy najniezwyklejszych rozwiązań technicznych służących właśnie temu. Szach zażyczył sobie, abym zaprojektował mu całą rezydencję stworzoną jak jedna wielka pułapka. W każdej sali chciał mieć ukryte przejścia i narzędzia do cichego uśmiercania swych nieprzyjaciół. Gdybyś mógł widzieć te plany! To istna budowla w budowli, machineria a nie zlepek cegieł, przemyślana pod każdym względem. Naszą ulubioną zabawką, moją i szacha, stał się lustrzany labirynt, w którym więźniowie padali ofiarą obłędu, gdy kręcili się w kółko, próbując wydostać się na zewnątrz przez długie godziny! W innej izbie ściany wyłożyłem blachą, a ta nagrzewała się z czasem, tak że ofiara nie mogła ani stać na podłodze, ani przylgnąć do ściany, a wreszcie gotowała się jak karaluch w piecu! Albo też klatka schodowa z linami wystrzelającymi z ukrytych sprytnie otworów, te liny… Odpowiednio zwinięte nazywa się punjabem. Magiczne lasso.
    Wydawało się, że Erik uśmiechnął się kącikiem ust tuż pod krawędzią maski, jak gdyby makabryczne wspomnienia przynosiły mu prawdziwą satysfakcję. Zdawszy sobie sprawę, że nieco się w nich zapędził, podniósł wzrok z powrotem na twarz Christiana. Odetchnął płytko i wzruszył chudymi ramionami.
    — Koniec końców szach sam trafił do jednej z moich pułapek, a dziś obawiam się, po jego rezydencji nie ma już śladu — zakończył niedbale. — To dawne dzieje.
    I ponownie odwracał wzrok, bo dotarła do niego nieśmiała myśl, że w tym świetle ciało Christiana doprawdy wygląda jak odlane ze złota.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Twisted every way - Page 2 Empty Re: Twisted every way

    Pisanie by Prince Charming Sob 08 Sty 2022, 12:20

    Nie takiej historii się spodziewał. Liczył na barwną opowieść o odległej krainie pełnej cudów. Fascynującej historii godnej pięknej Szeherezady. Chciał poczuć pod stopami gorący piasek, a w nosie łaskotanie nieznanych przypraw. Poznać wzniosłego, choć okrutnego szacha. Usłyszeć o brawurowych przygodach, które po kilku niespodziewanych zwrotach akcji, kończą się szczęśliwie.
    Z każdym kolejnym słowem miał ochotę głębiej zanurzyć się w gorącej wodzie. Na sam koniec żałował, że nie zabrał ze sobą mocnego wina, którym mógłby ukoić zburzenie spowodowane upiorną historią. Każdy talent może przerodzić się w przekleństwo. Każdy dar od losu można wykorzystać wbrew jego naturze. Erik był geniuszem. Jego umysł, tak zachwycająco precyzyjny, przewyższał współczesnych. Dusza tak nieobojętna na piękno i wyczulona na trywialność. A jednak nie dostrzegał, jakim koszmarnym marnotrawstwem było wykorzystywanie tych nadzwyczajnych zdolności do wznoszenie pełnego śmiertelnych pułapek więzienia. On, który potrafiłby swoją muzyką poruszyć tłumy i nigdy nie wpadł w sidła trywialności.
    Zakończenie tej historii przeszyło go trwożliwym dreszczem. Nie ze względu na treść. Nie współczuł szalonemu okrutnikowi, który uczynił ze swojego domu wymyślną pułapkę. Uderzyła go obojętność z jaką mówił o tym jego towarzysz, jakby nie dostrzegając zła, stojącego za tym imponującym projektem.
    Upiór wraz z opowiadaną historią odzyskiwał panowanie nad sytuację.
    A jednak to przecież wciąż był jego troskliwy opiekun. Nie wierzył, by ktoś obdarzony taką wrażliwością na piękno, mógł dopuścić się podobnych okropieństw.
    — Spodziewałem się czegoś... mniej makabrycznego — odparł w końcu cicho, jednak bez pretensji w głosie. Był raczej zakłopotany i odrobinę zły na samego siebie, że pozwolił sytuacji obrać taki bieg. Ten wieczór przypominał jakąś tajemniczą próbę sił między nim a Upiorem. Podjął ostatnią próbę odzyskania utraconej przewagi.
    Podpłynął na drugi kraniec wanny, ten, przy którym klęczał Erik. Śmiały ruch, choć nie było w nim już tak wiele figlarnej swobody. Woda wprawiona w ruch wylała się za jej krawędzie. Był tak nieprzyzwoicie blisko. Twarz Christiana od obojętnej maski dzieliło niewiele. Świece znajdowały się za plecami jego towarzysza, a więc on sam pozostawał skryty w mroku. Nie mógł dostrzec jego rysów, ale też nie taki był zamiar śpiewaka. Teraz naprawdę znalazł się w zasięgu dłoni Upiora. Wystarczył przypadkowy gest, by dotknąć wilgotnej skóry.
    — Meg nie miała racji. Jest przekonana, że jesteś bratem bliźniakiem ostatniego Burbona — oparł dłonie na krawędzi wanny, a w jego oczach odbił się odległy blask świec. Ogień nadawał nagiej skórze ciepłej barwy, a spływająca z ramion woda tworzyła na niej misterne wzory. — Uwięzionych w podziemiach na zawsze przez młodszego o kilka sekund brata. Wyglądaliście tak samo, więc nieludzko cię oszpecił, żebyś nigdy nie miał praw do majątku. Dlatego nosisz maskę i władasz operą — na jego ustach perliły się krople wody, a piana osiadła w wyraźnie zarysowanym zagłębieniu obojczyka. — Musiała to wyczytać w jakimś romansie.
    Uśmiech na jego ustach był raczej pobłażliwy niż szyderczy.
    — Podkochuje się w tobie, chociaż nigdy się nie spotkaliście. Tylko, dlatego że słyszała twoją muzykę pośród nocy — jak mógł kpić z Meg, skoro sam dopiero niedawno zobaczył swego mistrza? Jakie miał prawo do wyższości, skoro znał tylko jego imię i niewiele więcej? A jednak... rościł sobie prawo do Ducha Opery, przekonany o tym, jak szczególna jest ich więź. I drażniło go zachowanie panny Giry.
    Nie mówił tego jedynie przez niedorzeczną zazdrość. Chciał pokazać Erikowi, że jego nadzwyczajny talent może służyć czemuś wyjątkowemu i... lepszemu.
    — Zamknij oczy.
    Nie prosił, bo każdej prośbie można odmówić. Wydał to subtelne polecenie, bo niektórym rozkazom ulega się przecież z przyjemnością.
    terefer
    terefer
    Tempter

    Punkty : 670
    Liczba postów : 138

    Twisted every way - Page 2 Empty Re: Twisted every way

    Pisanie by terefer Sob 08 Sty 2022, 13:11

    Erik raz jeszcze wzruszył ramionami. Czy ja wiem, czy to taka znowu makabra — miał ochotę powiedzieć, ale zachował tę wątpliwość dla siebie. Życie jest kruche, wiedział o tym na pewno i on, i Christian, pozbawiony przecież rodziny. Pod tym względem byli do siebie na swój sposób podobni…
    Nie miał jednak czasu, by podjąć jakąś mniej dramatyczną opowieść, by przywołać z pamięci targi pełne wonnych przypraw, jakich nie znała Europa, albo wspomnieć trudy podróży przez cały świat, z krańca jednej cywilizacji do drugiej. Bo nagle ten świat, który miał przed oczyma, poruszył się raz jeszcze, aby go kusić. Och, tak, teraz Erik wiedział to już na pewno. Kuszenie. Na tym polegała jego słabość, ich wspólna słabość.
    Czy wąż w Edenie wiedział, że kusi? Czy pojmował, że to co uczyni, jest złe? Czy może po prostu chciał pomóc pierwszym ludziom, działając w imię swojej natury szczerze i otwarcie rozpostarł przed nimi drogę do poznania ukrytych prawd? Czyż można było winić węża za to, że spełniał swoją powinność? Albo jabłko — że kusiło kolorem i dojrzałością, że było tak egzotycznie smaczne i soczyste? Niewątpliwie musiało być soczyste. Ciężarne cierpkim sokiem, gęstym i spienionym, spływającym po wargach, szczęce i szyi, przez napięte mięśnie tych, którzy od tego dnia znali już prawdę.
    I którzy stali się przez to przeklęci.
    Maska pozostawała obojętna i chłodna, ale pod nią brwi schodziły się tak blisko siebie nad czujnymi oczami, jakby chciały wyrazić całą złość wszystkich ziemskich wojowników. Złość w obliczu pewnej… bardzo ludzkiej bezradności.
    Gdy Christian otworzył usta, jego oddech mógłby musnąć twarz Erika, ale tę zasłaniała przecież maska. A Erik pragnął przecież tego oddechu — i natychmiast to pragnienie wygłuszał! Nie usłyszał jednak niczego, czego by się spodziewał. Imię małej Giry przywoływało go nieco do trzeźwości umysłu.
    — Ta mała? — spytał z niedbałym rozdrażnieniem, z jakim odpędza się natrętną muchę. — Córka baletmistrzyni… Pionek na scenie.
    Erik poruszył się niespokojnie, ale chociaż próbował odwracać głowę, jego spojrzenie stale błądziło gdzieś w okolicach ust Christiana. Zazdrościł tym ustom odwagi, z jaką zostały skrojone.
    — Może widziała mnie w rzeczywistości raz lub dwa… Nie pamiętam nawet! Jej matka… dobrze pilnuje swojej córki. Co za surowa kobieta. Nie, nie pamiętam, żeby Meg Giry naprawdę mnie widziała, co ona może wiedzieć o…
    O miłości — tak chciał dokończyć, ale umilkł. Oddychał szybciej, bo czuł jak głęboko pod materiałem białej koszuli, pod bladą skórą i zapadniętymi żebrami łomocze mu serce. Dziwne, bo zupełnie nienawykłe do miłości, przynajmniej nie takiej. Ta głupia panna tylko go drażniła, nie chciał w ogóle o niej myśleć. Och, jak wiele by dał, żeby przestać w tej chwili myśleć o czymkolwiek! Lustrzany labirynt to pestka wobec piekielnego Christiana Beauregard biorącego kąpiel!
    Oto scena prawdziwie godna opery — pomyślał szorstko — obrzydliwy satyr podgląda kąpiącą się Wenus.
    W pierwszej chwili miał więc ochotę warknąć jak satyr, gdy tylko usłyszał śmiały rozkaz. On nie przyjmował rozkazów! Rzucił młodzieńcowi gniewne spojrzenie, jeszcze raz ściągnął brwi pod maską. Niepokoił go fakt, że dopiero co pojawił się temat tego, jak niesławny Upiór naprawdę wygląda, ale przecież… Christian przysiągł. Zasłonił oczy tamtej nocy, ich pierwszej nocy, zapewnił, że nie będzie próbował żadnych sztuczek. Był posłuszny. Tym razem też na pewno będzie.
    Erik zamknął oczy — ale jeszcze szerzej otworzył słuch. Christiana najbardziej zdradzał teraz plusk wody. Niechby wyciągnął ręce za bardzo przed siebie, niech chociaż jedna kropla z jego palców rozbije się o posadzkę…!
    — Torturujesz mnie, panie — zabrzmiały cicho słowa Erika.
    Ale mimo wszystko postanowił nie wycofać się, dopóki nie usłyszy wyraźnego ostrzeżenia.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Twisted every way - Page 2 Empty Re: Twisted every way

    Pisanie by Prince Charming Nie 09 Sty 2022, 09:56

    Christian Beauregard był człowiekiem niezwykle pewnym swojego uroku. Wiedział, jakim tonem zwrócić się do damy, by gotowa była zaprosić go do alkowy. Dobierał wesoły żart, by handlarz na targu sprzedał mu te najsłodsze z jabłek i dołożył kilka w prezencie. W uśmiechach przebierał niczym księżna w biżuterii i stroił się w nie zależnie od nastroju. Do swoich śmiałych opinii potrafił przekonać zatwardziałych sceptyków. A jednak nie był pewien, czy Erik ulegnie narzuconemu z gracją i nie tak znów uciążliwemu jarzmu.
    Gdy rozkaz został wykonany, na ustach młodzieńca pojawił się najpiękniejszy z uśmiechów, ale tego niestety Upiór nie mógł już zobaczyć. Jeszcze przez moment trwał w pełnym napięcia bezruchu. Jego oczy utkwione były w towarzyszu, choć tak niewiele mógł dostrzec pośród mroku. Nie potrafił jednak powściągnąć tej jakże ludzkiej ciekawości. Erik był zagadką, którą Christian pragnął rozwiązać.
    Dopiero głos opiekuna wyrwał go z zamyślenia. Była w tej sytuacji jakaś zabawna przewrotność losu. Oto wielki konstruktor pułapek, wpadał w sidła założenie przez niemalże chłopca. Czym były fizyczne cierpienia w obliczu tych katuszy duszy? Łatwiej było zapewne znieść rozgrzaną blachę pod stopami niż gasić rozbudzone pragnienia.
    — Nigdy bym cię nie skrzywdził — zaprzeczył miękko temu udręczonemu oskarżeniu. Zrobił to z gorącym przekonaniem, jakkolwiek wydawało się, że monsieur Beauregard nie miał żadnych realnych środków, by móc zaszkodzić Duchowi Opery. W pomieszczeniu rozległ się lekki plusk. Jakby Christian przysunął się bliżej krawędzi wanny lub lekko podniósł nad powierzchnię wody.
    — Poza tym... zawstydzasz się — jego cichy, odrobinę zakłopotany śmiech załaskotał linię szczęki Erika. W tak ulotnej i nierealnej pieszczocie, że wręcz nieprawdopodobnej. — A myślałem, że nikt mnie już nie zawstydza — dodał szeptem, jakby zwierzał się z jakiegoś wstydliwego sekretu. Jego głos rozlegał się z tak bliska, że ich policzki niemalże się dotykały.
    To dlatego poprosił Erika o zamknięcie oczu. Nie miał niecnych zamiarów. Chodziło tylko o dziwny wstyd, który budziło w nim uważne spojrzenie mistrza. Pod nim prawdopodobnie nie zdobyłby się na kolejny śmiały ruch.
    — Dziękuję, mój aniele.
    Słowa były najtkliwszą z pieszczot. Wyszeptał je wprost do ucha towarzysza i zdawały się nieść za sobą jakiś niezwykły ciężar. Nie wymieniał, za jak wiele rzeczy jest mu winien swoją wdzięczność. Nie tylko za każdą z cennych lekcji śpiewu czy drobne zrządzenia losu, które zagwarantowały mu pozycję w paryskiej operze. Nie dziękował mu tylko jako nauczycielowi, ale również (a może właśnie przede wszystkim) opiekunowi. Niektórzy mieli anioła stróża, Christian miał swojego anioła muzyki. Ile każdy by dał za tak troskliwego towarzysza? Nigdy nie czuł się samotny, pewien, że ktoś nad nim czuwa. A nawet jeśli bywały chwilę, w których niepokoił się surową oceną mistrza, to nigdy nie musiał obawiać się odtrącenia.
    Nie był to jednak wszystko. Gdy tylko słowa ucichły, Upiór poczuł wargi młodzieńca w kąciku swoich ust. To było niespodziewane, Christian jednak wiedział, że jeśli pozwoliłby sobie na zawahanie, strach weźmie górę. Powietrze wydawało mu się teraz niesamowicie gorące jak na perskiej pustyni. Parne. Trudno było nawet wziąć głębszy wdech. Ten niewinny pocałunek był nieziemsko intensywny. Christian czuł mrowienie w miękkich, wilgotnych wargach. Nie cofnął się jednak trwożliwie.
    Kolejny lekki pocałunek został przez niego złożony na linii szczęki. Ledwie płochliwe muśnięcie.
    — Powinienem podziękować ci dawno temu — dodał, a głos wyraźnie mu zadrżał, gdy z trudem panował nad gwałtownymi emocjami. Był zły na siebie, że zachowuje się jak naiwny podlotek, a jednocześnie potwornie się bał. Nie odrzucenia. Odrzucenie jakoś by zniósł. Przerażała go jednak myśl o obojętności.
    Trzeci, ostatni z pocałunków, dotknął ciepłej skóry tuż przy uchu. Tym razem wargi zatrzymały się tam na odrobinę dłużej. Erik mógł wyczuć ich drżenie. Kto by pomyślał, że tę twarz, jego twarz, ktoś będzie obsypywać pieszczotami.
    terefer
    terefer
    Tempter

    Punkty : 670
    Liczba postów : 138

    Twisted every way - Page 2 Empty Re: Twisted every way

    Pisanie by terefer Wto 11 Sty 2022, 18:49

    Ciepły oddech owiał odsłoniętą skórę Erika z tak bliska, jak nie wydarzyło się to jeszcze nigdy przedtem, a on sam westchnął w sposób, na jaki nigdy nie pozwoliłby sobie w towarzystwie kogokolwiek. Nawet, a może zwłaszcza, swojego pilnego ucznia. Sam nie do końca rozumiał, dlaczego pozwala sobie na taką poufałość, czemu nie trzyma się, tak jak powinien, roli, którą im obojgu narzucił. Czemu porzuca bezpieczny plan. Oddaje kontrolę. Przerażało go to, bez wątpienia, i przerażony był też gdy wyobrażał sobie, co też może się lada moment wydarzyć, jak wiele zbudowanych ostrożnie mostów może runąć! Ale czyż to westchnięcie, które wyrwało mu się przed chwilą, nie miało w sobie czegoś prawdziwie tęsknego? Czyż nie robił tego głupstwa, skończonego głupstwa, właśnie dlatego, że w tym, co jawiło się jako upadek, dostrzegał daleki blask… zbawienia?
    Nic już nie mówił, pozwolił, żeby to wszystko się działo. Nie był przecież głupi. Wiedział dobrze, że jeśli zechce, to się odsunie, zniknie, przebaczy nawet swojemu uczniowi ten moment uniesienia i to całe niemądre kuszenie z jego strony. Ale najpierw musiałby, no właśnie… chcieć.
    Słowa Christiana obudziły w nim całkiem nieoczekiwane pytania. Czy na to zasługiwał? Czy taka fizyczna pieszczota była właściwą formą podziękowania, swoistym wyrównaniem rachunku za sukcesy i chwile pławienia się w chwale na scenie? Jeszcze chwilę temu Erik sam nazywał to, co się w nim teraz działo, torturą, a jednak gotów był nagle uwierzyć, że wcale nie ma w tym nic złego. Że to rzeczywiście dobry sposób. Dosyć ludzki, czyż nie? Ktoś, kogo nazywano przez tyle czasu upiorem, mógł jeszcze być człowiekiem. Tak myślał. Tak myślał…
    A potem w jednej chwili wszelkie myśli, jakie jeszcze miał w głowie, eksplodowały jak rozbite zwierciadło.
    Spomiędzy wąskich warg wydarło się jeszcze jedno strwożone westchnięcie, szczupłe ciało zadrżało, zbielały kłykcie dłoni zaciśniętych w pięści, ale poza tym nie ruszył się ani odrobinę. Wyczuwał, co się stało, ale jego zmysły jak gdyby bardzo nie chciały dopuścić do siebie dźwięku tego konkretnego słowa, jakim jest pocałunek. Cały się tylko spiął, zatrzymał, a jego wcześniejsza czujność zupełnie gdzieś uleciała. Christian powtórzył ostrożny gest jeszcze raz… i jeszcze… A Erik, jak gdyby dotąd budowało się w nim napięcie, nie wytrzymał dopiero z tym ostatnim razem.
    W jednej chwili wyciągnął ręce przed siebie. Nadgarstki Christiana chwycił silnie, bez zastanowienia, jakby za wszelką cenę chciał wyczuć pod własnymi palcami uderzające płytko tętno, rytm jakiejś wewnętrznej, nie powstrzymanej nigdy muzyki. Spojrzenie ciemnych, gwałtownych i przerażonych w tej chwili oczu spotkało się z tymi drugimi, jasnymi i bardziej ufnymi.
    Ta krótka chwila zdała się trwać wieczność. Najpierw tylko się w siebie wpatrywali, bez jednego oddechu mogącego zakłócić ciszę ciemnego pomieszczenia, a gdy wreszcie zdawało się, że któryś musi się wyłamać, to wyjątkowo Erik zrobił krok. Powoli, prawie mechanicznie, jakby sam nie był jeszcze pewien, czy to aby nie za dużo, wysunął głowę do przodu. Wyglądał w tej chwili niemal bezbronnie, jak domowe zwierzątko. Wychylił się tylko na tyle, by tym razem drżące wargi Christiana dotknęły nie odsłoniętej skóry, ale chłodnej maski. Pozwolił mu dobrze ją poczuć, sam przymknął powieki, i z powrotem odsunął się dopiero wówczas, gdy ten ostatni pocałunek odcisnął się trwale, jak pieczęć.
    Jak błogosławieństwo.
    Kiedy puszczał jego nadgarstki, uważnie im się przyjrzał, jakby widział je po raz pierwszy. Zaciekawiło go, jak ulotne było to wszystko. Wystarczyło odjąć dłonie, a na tych drugich nie pozostawał żaden ślad kontaktu. Nic trwałego. Nic na zawsze. Chyba że…
    Erik przełknął ciężko ślinę, gdy zdejmował ze swojego palca pierścień z czarnym oczkiem, ale ręka mu nie zadrżała, gdy z kolei zakładał go Christianowi.
    Potem wstał, nagle niezgrabny, a wszystko wokół nadal było takie same, jak przedtem. Bezczelnie. Tym razem spojrzał na Christiana z góry, a chociaż obawiał się, że będzie się w tej chwili gniewał, pozostał zaskakująco spokojny.
    — To była nawet… bardziej konkretna obietnica, niż ostatnim razem — przyznał ostrożnie. Czy w jego głosie pobrzmiewała nuta rozbawienia? Zadowolenia z siebie? — Christianie… Pozostało niewiele czasu, zanim to wszystko, o czym marzysz, będzie u twoich stóp. Zarząd opery nie będzie mi się dłużej sprzeciwiał. Mam plan.
    Ostatni raz wyciągnął rękę w jego stronę, ale nim zdecydował się, co chce zrobić, już ją cofnął. I zaraz sam się wycofywał, w mrok, do swojego sekretnego przejścia, czując się tak przedziwnie odmieniony, jak nigdy by się tego nie spodziewał. Bo od kiedy to dzielił się z kimkolwiek choćby zapowiedzią tego, że będzie zamierzał działać? Tak, zdecydowanie coś uległo zmianie!
    A przynajmniej na ten jeden wieczór.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Twisted every way - Page 2 Empty Re: Twisted every way

    Pisanie by Prince Charming Wto 11 Sty 2022, 23:49

    Nie zdążył zapytać cóż to za plan. Oszołomiony wpatrywał się w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu stał Erik, tak zaskakująco żywy i bliski, jak jeszcze nigdy dotąd. Nieustannie czuł pod wargami chłodny dotyk maski, dziwnie przejmujący. Paliły go policzki i miał ogromną ochotę znów oskarżyć swojego towarzysza o tchórzostwo. Ucieczkę przed własnym pragnieniem. Nie uczynił tego jednak. Serce trzepotało mu w piersi, płuca jeszcze przez moment niezdolne były do wzięcia głębszego oddechu, a on sam był dziwnie onieśmielony.
    To było zupełnie nowe uczucie. Nigdy nie pozwalał, by obawa przed skutkami powstrzymywała go od działania. Szczycił się swoją towarzyską odwagą. Konwenans nie stawał na drodze jego pragnieniom, a tak pogardzana przez Erika cielesność stanowiła esencję niejednej bliskiej relacji. A mimo to, teraz ten niewinny całus kompletnie wytrącił go z równowagi.
    Christian zanurzył się cały w wodzie, wstrzymując powietrze. Otoczyła go głęboka cisza, w której słyszał nierówny rytm własnego serca i szaloną gonitwę myśli, nad którymi nie potrafił się skupić. Każda wymykała mu się, gdy tylko próbował ją rozważyć. Czuł jednocześnie radosną ekscytację, złość podszytą odrobiną żalu, ciekawość, zniecierpliwienie i niezaspokojone pragnienie. To wszystko wydawało mu się jednocześnie tak nierealne i obłędnie intensywne. Wynurzył się, dopiero gdy zabrakło mu powietrza, a dojmujące kłucie w klatce piersiowej zmusiło go do wyjścia na powierzchnię. Przez kilka dobrych chwil łapał gwałtowne, chciwe wdechy.
    Dopiero teraz przyjrzał się podarowanemu pierścionkowi. Przesunął palcami po czarnym oczku, czując, że przyjmując ten prezent, przyjął wraz z nim zobowiązanie. Erik w pewnych chwilach zdawał mu się być okrutnie dziecinny, bezlitosny jak często bywają maluchy. Nieśmiały i płochliwy, jak dzikie zwierzątko, budził czułość. Innym razem zaś swoim zachowaniem przywodził na myśl rozgoryczonego starca. Czasem miał godny króla gest. Czasem Christian dostrzegał w nim drapieżną gwałtowność. Jakby jego opiekun był najsłodszą i jednocześnie najpodlejszą z istot.
    Nie potrafił nawet określić jego wieku.
    — I kto tu kogo torturuje — szepnął, siadając wygodnie we wciąż ciepłej i kojącej wodzie.

    Kilka dni później, gdy wracał z wieczornej próby, poczuł, jak czyjeś silne dłonie obejmują go i wciągają do maleńkiego składziku. Nim zdążył krzyknąć, jednak z nich na moment zakryła mu usta. Natychmiast otoczył go mrok i wyraźny zapach stęchlizny. Po chwili dołączyła do niego charakterystyczna woń ciężkich perfum wicehrabiego. Tak dobrze znana. Oparł się o ścianę, niepewnie wyciągając dłoń przed siebie, by natrafić w końcu na klatkę piersiową mężczyzny, uniemożliwiając mu tym samym zmniejszenie dystansu i przepuszczenie kolejnego ataku.
    — Raoul — sapnął cicho i bezradnie, próbując wyplątać się ze stanowczych objąć.
    — Unikasz mnie, Christianie — poskarżył się mężczyzna, nie ułatwiając wcale chłopakowi zadania. Wciąż trzymał go w uścisku ciepłych i silnych ramion, nie zważając na lekki nacisk dłoni na swoją klatkę piersiową. — Wciąż jesteś zły za tamten wieczór?
    — Wieczór? — Powtórzył bezwiednie, jakże odległy wydawał mu się ich wypad do kawiarni. — Och. Skądże. Nie jestem zły.
    — W takim razie, dlaczego mnie unikasz? — Zapytał udręczony i pochylił głowę, próbując w mroku skraść Christianowi pocałunek. Młodzieniec odchylił jednak głowę, a wargi dotknęły jego szyi. Tak pieszczotliwe i łagodnie, że ciało śpiewaka przeszył rozkoszny dreszcz. To właśnie on przywołał jednak chłopaka do porządku. Zdecydowanie zrobił krok w tył, wymykając się nieustępliwym dłoniom.
    — Dajże spokój na moment. Wszystko się zmieniło. Proszę. Nie możemy — zaprotestował, podnosząc dłoń do twarzy i zagarnął włosy w tył nerwowym gestem. Ciemność ułatwiała mu zadanie. Nie widział rozczarowania na twarzy mężczyzny i z łatwością mógł ukryć własny żal.
    — Co się zmieniło?
    — Po prostu nie mogę.
    — Dlaczego, Christianie? — W głosie wicehrabiego de Chagny zabrzmiała nuta irytacji.
    — Mój anioł — zawahał się na moment, zdając sobie sprawę, jak absurdalnie mogą zabrzmieć jego dalsze słowa.
    — Anioł? Nie chce nawet słyszeć tych bzdur o Upiorze Opery! — Podniósł gniewnie głos, a Christian mimowolnie rozejrzał się trwożliwie na boki, pragnąc natychmiast uciszyć wicehrabiego. — To jakiś zbiorowy wymysł! Nie mów, że ty też w to wierzysz!
    Christian milczał, zaciskając usta. Ciężka cisza trwała tylko przez chwilę nim Raoul wypuścił powietrze przez nos, odzyskując panowanie nad sobą.
    — Jak mam o ciebie rywalizować z fantazją? Z muzyką nie wygram — tym razem jego głos zabrzmiał przejmująco bezradnie. Christian zapragnął ująć tę przystojną twarz w swoje dłonie i ukrócić cierpienia mężczyzny jednym pocałunkiem. Nie mógł jednak tego uczynić. Milczał więcej dalej z ciężkim uporem, dopóki bezradny wobec niego arystokrata nie wymknął się ze schowka.
    Dopiero wtedy wziął głębszy oddech.
    Raoul jednak tak łatwo nie zrezygnował.

    Tygodnie mijały zgodnym rytmem. Kolejne odsłony przedstawienia okazały się nie mniejszym sukcesem. Po każdym występie książę Mantui najpierw składał ukłon w kierunku loży numer pięć, czym drażnił dyrektorów Opery i budził ogrom plotek pośród widowni. Cierpliwie znosił milczące i upokarzające próby do kolejnego spektaklu.
    Nie zrezygnował z towarzystwa wicehrabiego, choć nie ulegał już jego pieszczotom. Łączył ich jednak sentyment. Wspomnienia z najurokliwszego okresu życia. Niełatwo było to wszystko przekreślić, a Raoul pod pozorem głębokiej przyjaźni okazywał mu zgoła odmienne względy.
    Christian zostawiał czasem Erikowi prezenty na stoliku swojej toaletki. Jakby się do niego zalecał. Często były to drobnostki, nierzadko opatrzone liścikiem. Raz było to soczyste jabłko i wraz z poradą, że najlepiej smakuje ono w wannie. Innym razem słodka pralina, która mała osłodzić Erikowi wrzaski tego babska na próbie. Słodkie kasztany. Pachnąca pomarańcza. Kwiaty. Chałwa. Kandyzowane owoce. A nawet chustę wyrazistych kolorach i z perskim wzorem.
    Na lekcjach śpiewu ze swoim mistrzem był zadziwiająco skupiony i potulny. Choć zdarzały się chwile, w których czystość jego intencji mogła budzić wątpliwości. Bywało, że przejawiało się to w drobnych gestach, gdy przekrzywiał głowę, w szczególny sposób wypowiadał imię swojego opiekuna lub podnosił dłoń i dotykał podarowanego pierścionka. Nieczęsto robił to w bardziej oczywistym sposób.
    Tak jak tego wieczoru, gdy do garderoby przyniósł butelkę wina i dwa kieliszki. Zasiadł na sofie w pańskiej, niedbałej pozie i kapryśnie oznajmi.
    — Jeżeli się nie pokażesz, nie będę śpiewał nawet jednej nuty.

    Sponsored content

    Twisted every way - Page 2 Empty Re: Twisted every way

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Pon 20 Maj 2024, 12:46