Grindelwald przemyślał jego słowa. Tak, to było możliwe, że tylko nosiciel obscurusa byłby w stanie pojąć jego właściwą naturę; był najbliżej jego esencji, żył z nim, dojrzewał. Czarodziej nie był pewien, czy w trakcie jego nauk i badań choć odrobinę zbliży się do poznania natury tej mocy... Ale nie był przekonany, czy wystarczy mu cierpliwości, aby chcieć ją poznawać. Chciał ją w końcu ujarzmić i wykorzystać, dokładnie to było jego celem, nie badania naukowe, czy próby kontaktu z tą istotą.
Z początku, miał zamiar tylko ją wykorzystać...
Czy nadal miał taki zamiar?
"Chciałbym mieć w końcu spokój" zabrzmiał cichy głos Credence'a i Percival odwrócił wzrok, zapatrując się w fale.
Mógł mu dać wiele. Mógł mu dać bezpieczeństwo, potęgę i władzę, ale czy był w stanie dać mu prawdziwy spokój? Spokój zdawał się tak daleki Grindelwaldowi, jakby Barebone mówił mu przynajmniej o galaktykach, które błyszczały nad ich głowami. Mężczyzna wiedział, że one istniały, ale nigdy nie doświadczył ich namacalnie, nie poznał z bliska, nie obcował z nimi. Jego burzliwy charakter nie zezwalał na spokój. Grindelwald musiał być w ciągłym ruchu, w pogoni za czymś, w dążeniu do celów. Spokój zdawał mu się błahy, nudny i miałki, ale czy czasami nie pragnął go podświadomie?
- Przy mnie nie będzie spokojnie. - powiedział powoli Graves. Odsunął dłoń od głowy chłopaka. - Moje życie nie jest spokojne i nigdy nie było. Jest wielu czarodziejów, którzy chcą mnie zabić, ponieważ nie podobają im się moje poglądy. - rzekł wreszcie, a przez jego wargi przebiegł drobny grymas. - Moje życie to ciągła podróż. Chcę osiągnąć coś wielkiego... Chcę, żeby wszyscy czarodzieje przejrzeli wreszcie na oczy. Chcę zmienić świat. - spojrzał na Credence'a, ale potem jego spojrzenie przestało pałać manią władzy i puścił mu krótki uśmiech, z nutą wyrozumiałości. - Kiedy będziesz gotowy, zaczniemy podróżować. Najpierw pokażę ci kolebki cywilizacji. Obcowanie z miejscami mocy może pomóc ci zrozumieć naturę obscurusa. Potem będziemy podróżować po różnych stolicach. Mam do załatwienia wiele spraw... I nie chciałbym na dłużej zostawiać cię samego.
Graves wstał i wyciągnął do niego dłoń.
- Chodź, wracamy. Musisz się wyspać, czeka cię jutro wiele nauki.
*
Przed wejściem do kamienicy Graves rzucił na chłopaka zaklęcie osuszające. Po wzajemnym życzeniu sobie dobrej nocy, gdy zamknęli się w swoich pokojach, Percival stanął przed lustrem i popatrzył na siebie z nutą sceptycyzmu.
Przeciągnął dłonią po ciemnych, a nie białych, włosach - przygładzając je - i obejrzał się z dwóch stron, upewniając przy tym, że zaklęcie zmieniające wygląd nadal perfekcyjnie utrzymywało swą moc.
Kto spoglądał teraz na niego z lustra? Percival Graves, czy Gellert Grindelwald? Czego tak naprawdę chciał ten obcy mężczyzna, który na niego dziś patrzył? Czy jego prawdziwe priorytety mogły ulec zamianie, w ciągu tej jednej, króciutkiej doby?
*
- Smacznego, Credence. - odezwał się Graves, gdy następnego ranka zasiedli przy wspólnym śniadaniu.
Mężczyzna nosił dziś mniej formalny strój, dostosowany do pracy z domu; nie miał garnituru, tylko białą koszulę, czarną kamizelkę i dobrze skrojone spodnie, wyraźnie nie przejawiając zamiaru udawania się do Ministerstwa Magii.
Kiedy wziął sobie tosta, odsuwając od siebie rozterki z poprzedniego wieczoru, zaczynał łapać się na tym, że jego uwaga nieodmiennie kieruje się ku chłopakowi. Nawet wtedy, gdy próbował zajmować myśli czymś innym.
Z początku, miał zamiar tylko ją wykorzystać...
Czy nadal miał taki zamiar?
"Chciałbym mieć w końcu spokój" zabrzmiał cichy głos Credence'a i Percival odwrócił wzrok, zapatrując się w fale.
Mógł mu dać wiele. Mógł mu dać bezpieczeństwo, potęgę i władzę, ale czy był w stanie dać mu prawdziwy spokój? Spokój zdawał się tak daleki Grindelwaldowi, jakby Barebone mówił mu przynajmniej o galaktykach, które błyszczały nad ich głowami. Mężczyzna wiedział, że one istniały, ale nigdy nie doświadczył ich namacalnie, nie poznał z bliska, nie obcował z nimi. Jego burzliwy charakter nie zezwalał na spokój. Grindelwald musiał być w ciągłym ruchu, w pogoni za czymś, w dążeniu do celów. Spokój zdawał mu się błahy, nudny i miałki, ale czy czasami nie pragnął go podświadomie?
- Przy mnie nie będzie spokojnie. - powiedział powoli Graves. Odsunął dłoń od głowy chłopaka. - Moje życie nie jest spokojne i nigdy nie było. Jest wielu czarodziejów, którzy chcą mnie zabić, ponieważ nie podobają im się moje poglądy. - rzekł wreszcie, a przez jego wargi przebiegł drobny grymas. - Moje życie to ciągła podróż. Chcę osiągnąć coś wielkiego... Chcę, żeby wszyscy czarodzieje przejrzeli wreszcie na oczy. Chcę zmienić świat. - spojrzał na Credence'a, ale potem jego spojrzenie przestało pałać manią władzy i puścił mu krótki uśmiech, z nutą wyrozumiałości. - Kiedy będziesz gotowy, zaczniemy podróżować. Najpierw pokażę ci kolebki cywilizacji. Obcowanie z miejscami mocy może pomóc ci zrozumieć naturę obscurusa. Potem będziemy podróżować po różnych stolicach. Mam do załatwienia wiele spraw... I nie chciałbym na dłużej zostawiać cię samego.
Graves wstał i wyciągnął do niego dłoń.
- Chodź, wracamy. Musisz się wyspać, czeka cię jutro wiele nauki.
*
Przed wejściem do kamienicy Graves rzucił na chłopaka zaklęcie osuszające. Po wzajemnym życzeniu sobie dobrej nocy, gdy zamknęli się w swoich pokojach, Percival stanął przed lustrem i popatrzył na siebie z nutą sceptycyzmu.
Przeciągnął dłonią po ciemnych, a nie białych, włosach - przygładzając je - i obejrzał się z dwóch stron, upewniając przy tym, że zaklęcie zmieniające wygląd nadal perfekcyjnie utrzymywało swą moc.
Kto spoglądał teraz na niego z lustra? Percival Graves, czy Gellert Grindelwald? Czego tak naprawdę chciał ten obcy mężczyzna, który na niego dziś patrzył? Czy jego prawdziwe priorytety mogły ulec zamianie, w ciągu tej jednej, króciutkiej doby?
*
- Smacznego, Credence. - odezwał się Graves, gdy następnego ranka zasiedli przy wspólnym śniadaniu.
Mężczyzna nosił dziś mniej formalny strój, dostosowany do pracy z domu; nie miał garnituru, tylko białą koszulę, czarną kamizelkę i dobrze skrojone spodnie, wyraźnie nie przejawiając zamiaru udawania się do Ministerstwa Magii.
Kiedy wziął sobie tosta, odsuwając od siebie rozterki z poprzedniego wieczoru, zaczynał łapać się na tym, że jego uwaga nieodmiennie kieruje się ku chłopakowi. Nawet wtedy, gdy próbował zajmować myśli czymś innym.