Dobry Boże, rzuć te noże!

    Blake
    Blake
    Prime Vampire

    Punkty : 17362
    Liczba postów : 2998
    Wiek : 26
    04012020

    Dobry Boże, rzuć te noże!  Empty Dobry Boże, rzuć te noże!

    Pisanie by Blake

    Dla Kossik – późno i krótko, ale z miłością :serce06:
    A ff nawiązuje oczywiście to naszego tekstu: https://rainbow-rpg.forumpolish.com/t143-lekcja-zycia-czesc-1

    DOBRY BOŻE, RZUĆ TE NOŻE!

    Louis był podniecony. Nie pamiętał już, co wzięli z Nathanem – wszystko zlało mu się w feerie barw, spoconych ciał i dziwnych odgłosów. Czuł jednak to specyficzne pragnienie, które narastało z każdą kolejną chwilą i pierwszy raz żałował, że nie ma przy nim Elijaha. Miał ochotę na seks, a nie mógł. I to go frustrowało.
    Niespodziewana wolność, jaką otrzymał od Spassky’ego, bardzo mu pomogła. Znów poczuł, że żyje i chociaż dzielące ich kilometry nie zmieniały jego statusu, to jednak mógł choć przez chwilę wmawiać sobie, że jest wolnym człowiekiem, który decyduje sam o sobie. A i jego relacja z mężczyzną uległa znacznej poprawie – mniej się kłócili, a tęsknota powoli wzrastała, co akurat w tym konkretnym momencie doprowadzało Louisa do szaleństwa.
    Miał przy sobie Nathana i wiedział, że gdyby zechciał, ten nigdy by mu nie odmówił. Byli dla siebie atrakcyjni. Działali na siebie. Czuł to. A jednak nie był na tyle naiwny, by wierzyć, że Elijah w jakiś sposób go nie obserwuje, nawet mieszkając w innym mieście. Nigdy nie mógłby narazić przyjaciela, a wiedział doskonale, jaka kara czekałaby go, gdyby Spassky dowiedział się o skoku w bok swojej dziwki. Poza tym… on i Elijah byli partnerami. Był to niekonwencjonalny związek, dla ludzi z boku zapewne chory i niezrozumiały, ale jednak był. I Louis, nawet gdyby chciał, nie potrafiłby tego zrobić.
    Dlatego obserwował z boku przyjaciela i próbował odgonić od siebie niegrzeczne myśli. Nie było to łatwe zadanie, bo w trakcie zabawy Nathan zgubił gdzieś swoją koszulkę i teraz szedł przez ulicę jedynie w krótkich spodenkach. Była już druga w nocy, ale cała ulica żyła, z okolicznych klubów wydobywała się głośna muzyka, a podchmieleni młodzi ludzie śmiali się i co rusz zmieniali miejsca zabaw.
    – Patrz!
    Nathan szarpnął go za ramię i zanim Louis zdążył zareagować, już był ciągnięty w nieznanym sobie kierunku. Chciał zaprotestować, ale ostatecznie dał się poprowadzić podekscytowanemu przyjacielowi. Obaj wiedzieli, że za ich niezdrowym podnieceniem kryły się tabletki, które wcześniej zażyli. Nawet nie pytał, co to dokładnie było, gdy Nathan je ze sobą przyniósł. Ufał mu.
    Na placu przed jednym z największych klubów w tej okolicy zgromadziło się sporo wrzeszczących i wiwatujących osób. Louis nie widział, co znajdowało się w środku kręgu, ale najwyraźniej jego wytatuowany przyjaciel coś dostrzegł, bo ekscytację widać było na całej jego twarzy. Jakby zobaczył Świętego Mikołaja z workiem pełnym marihuany.
    Nathan objął go w pasie i zaczął przeciskać się między ludźmi, nic nie robiąc sobie z ich oburzonych protestów. Jak zwykle dbał przy tym, by Louis nie został przez kogoś przypadkowo uderzony. Zawsze był wobec niego niezwykle opiekuńczy.
    – O kurwa. Ale zajebiste.
    Zmarszczył brwi, gdy przystanął w końcu na samym przodzie kręgu, tuż obok Nathana. Przylgnął do jego gorącej, odkrytej skóry, dłoń układając na nagim ramieniu. Dopiero po chwili skoncentrował wzrok na tym, co chciał pokazać mu przyjaciel.
    To był pokaz połykaczy ognia. Trzech młodych mężczyzn ubranych jedynie w obcisłe spodnie ze skóry żonglowało rozpalonymi pochodniami, by następnie ugasić ogień z każdej z nich we własnych ustach.
    – Wow – wydusił, bo faktycznie pokaz robił wrażenie. Pojawiły się płonące obręcze, łańcuchy i kolejne pochodnie, które oświetlały twarze oczarowanych widzów. Występujący mężczyźni poruszali się jak w transie; działali jak dobrze naoliwiona maszyna. Wszystko było bezbłędne i hipnotyzujące, a on nie potrafił oderwać od nich wzroku. Gorący pokaz oczywiście nie zadziałał zbyt dobrze na jego narastające podniecenie. – Nigdy nawet nie zbliżyłbym się do takiego ognia…
    – Co? – Nathan odwrócił się w jego kierunku ze zmarszczonymi brwiami. – O czym ty gadasz?
    Louis uniósł brwi, ale zanim zdążył odpowiedzieć, ktoś wpadł na niego, popychając go na przyjaciela. Złapał się mocno jego ramion i zakołysał się na swoich butach na obcasie. Nawet w nowym mieście nie zrezygnował ze swojego specyficznego, przyciągającego uwagę stylu.
    – Co jest, kurwa? – Nathan od razu gwałtownie zareagował, patrząc ponad ramieniem Louisa na osobę, która na niego wpadła. Jego groźnie zmarszczone brwi oraz napięte i wytatuowane ciało mogły przestraszyć.
    – W porządku, Nat. – Zerknął krótko na mężczyznę, który odsunął się od nich, wyraźnie niechętny do jakiejkolwiek utarczki słownej bądź fizycznej, a następnie wrócił wzrokiem do swojego towarzysza i położył mu dłoń na klatce piersiowej. – Nic się nie stało.
    – Lepiej, żeby ten zjeb następnym razem uważał.
    Louis uśmiechnął się do siebie. Nathan był zawsze porywczy i skory do pakowania się w różne niepotrzebne konflikty. Nie był to pierwszy raz, gdy musiał mu przypominać, że nie jest księżniczką w opałach i sam może sobie poradzić.
    – Nie spróbuje. Skupmy się na oglądaniu, co?
    – Jak sobie życzysz, kotku. – Uśmiechnął się bokiem ust. – Ale zajebiste są te noże, nie? Też bym takie chciał.
    Już miał zapytać, o jakich nożach mówi Vedley, ale wtedy zauważył, że połykacze ognia nie byli jedyną atrakcją znajdującą się na placu. Nie wiedział, czy to przez tłum napierających na nich ludzi wcześniej nie zauważył pary rzucającej nożami, czy może wpływ narkotyku był tak silny, że jego umysł zafiksował się tylko na przystojnych mężczyznach ubranych w skórę.
    Nie odpowiedział, zamiast tego skupiając się na drugim pokazie. Jasnowłosa dziewczyna została przywiązana do drewnianego koła, a jej partner zawiązał sobie czarną chustę na oczach i rozpoczął rzuty nożami.
    Louis wstrzymał oddech, gdy jedno z narzędzi wylądowało tuż przy głowie dziewczyny. On nie był tak zafascynowany tym pokazem, jak Nathan. Rzucanie nożami budziło w nim negatywne skojarzenia. Przypominały mu się jego ostatnie urodziny, ataki na ludzi Elijaha… Nie było to przyjemne. Nie próbował jednak prosić przyjaciela, by poszli gdzieś indziej, bo absolutna fascynacja na twarzy chłopaka wywoływała również uśmiech u Louisa.
    Nathan uwielbiał noże. Reid nie przypominał sobie, by kiedykolwiek widział przyjaciela bez krótkiego noża, który ten zakupił w dzieciństwie. A od imprezy urodzinowej Louisa, chłopak nie rozstawał się również z drugim, trochę podobnym do tego pierwszego. Stał się jeszcze bardziej czujny, bo tak naprawdę żaden z nich nie mógł przewidzieć, kiedy nastąpi atak. Wojna między Spassky’m a konkurencyjnym gangiem trwała i na razie nic nie zapowiadało jej końca.
    Gdy pokazy dobiegły końca, a ludzie zaczęli się rozchodzić, Louis wziął Nathana pod ramię i pociągnął go w stronę pobliskiego parku, przez który prowadziła krótsza droga do jego apartamentu. Ekscytacja i podniecenie, które wcześniej czuł, powoli z niego ulatywały. Poza tym nieprzyjemne wspomnienia, które pojawiły się w jego głowie, trochę popsuły mu nastrój.
    – Co jest, księżniczko?
    Nathan nie podzielał jego odczuć. Wciąż tryskał energią, która szukała ujścia. Może właśnie dlatego, gdy znaleźli się już w parku, niespodziewanie przyparł go do pobliskiego drzewa i stanął przed nim, wciąż uśmiechając się w ten typowy dla siebie, krzywy sposób.
    – Um, w porządku. – Louis zmarszczył brwi. – Co ty znowu kombinujesz, co?
    Psotne iskierki pojawiły się w oczach wyższego chłopaka i Reid już wiedział, że to nie skończy się dobrze.
    – Poczekaj tutaj, ok? Nie ruszaj się.
    – Eee… ok.
    Louis nie miał pojęcia, co Nathan kombinuje, ale gdy ten zrobił kilka kroków w tył i wyciągnął ze spodni jeden ze swoich rozkładanych noży, trochę się zaniepokoił. Ufał mu i wiedział, że ten nigdy go nie skrzywdzi, ale teraz był naćpany i niezdrowo podniecony…
    – Nathan – rzucił głucho, przyglądając się wyciągniętemu ostrzu jak zahipnotyzowany.
    – To tylko zabawa, Lou.  
    Błysk w oku drugiego chłopka był niepokojący, ale Louis i tak nie mógł go dostrzec, gdyż najbliższa latarnia znajdowała się kilka metrów od nich. Nie był nawet pewien, czy przyjaciel dobrze widzi jego postać. On miał z tym problemy.
    – Nic ci się nie stanie. Obiecuję.
    – Naprawdę powinieneś przes… Ach!
    Zdążył tylko dostrzec, jak Nathan bierze zamach i w ostatniej chwili opadł na kolana, a nóż wbił się z zaskakującą siłą w pień ponad nim. Gdy Louis uniósł ramiona, którymi asekuracyjnie przykrył głowę, i spojrzał w górę na wbite ostrze, dostrzegł je w miejscu, w którym wcześniej najprawdopodobniej znajdowała się jego głowa.
    – O boże – wychrypiał i opadł na tyłek, całkowicie zszokowany. – Ja pierdolę…
    – Ha, widzisz! Mówiłem, że nic ci nie będzie.
    Louis spojrzał z niedowierzaniem na wyszczerzonego Nathana, jakby temu wyrosła druga głowa.
    – Serio? – Zaśmiał się nieco histerycznie. – Czy ciebie do reszty pojebało, Nathan?!
    – Oj, nie denerwuj się tak, księżniczko. – Chłopak zbliżył się do niego i złapał go pod pachami, by pomóc mu wstać. – Złość piękności szkodzi.
    – Mogłeś mnie zabić.
    – Ale nie zabiłem. – Nathan wzruszył ramionami. – No już, przestań się boczyć.
    Louis spojrzał ze złością na przyjaciela i otrzepał pośladki z trawy.
    – Nie chciałbym być w twojej skórze, gdyby Elijah się o tym dowiedział.
    – Ale się nie dowie, więc w czym problem?
    – Ty chyba naćpałeś się bardziej, niż przypuszczałem. – Pokręcił głową. – Albo po prostu całkowicie ci odjebało. – Westchnął i odwrócił się, by wyciągnąć – nie bez trudu – nóż przyjaciela. – Konfiskuje to. A teraz do domu.
    – Lubię, gdy pokazujesz pazurki… – Głos Nathana stał się znacznie niższy, a jedna z jego dłoni znalazła się na biodrze Louisa. – Może chciałbyś…
    Zanim udało mu się dokończyć, Reid odepchnął jego dłoń i spojrzał na niego znacząco.
    – Nie zaczynaj – prychnął. – Drugi też konfiskuje. No już.
    Nathan zrobił głupią minę.
    – Co? – wychrypiał.
    – Dawaj ten drugi. I nie dostaniesz go z powrotem, dopóki całkiem z ciebie nie zejdzie to gówno. Masz szlaban.
    – Eee… Szlaban. – Nathan wciąż nie wyglądał jak osoba, która wiedziałaby, co się właśnie wydarzyło, ale posłusznie wyciągnął drugi nóż i oddał go Louisowi.
    – Świetnie. A teraz idziemy do domu. I wspomnij tylko o jakichkolwiek nożach, to przysięgam, że sam zacznę nimi w ciebie rzucać.
    Louis był zły, przestraszony i całe podniecenie, które wcześniej odczuwał, zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ale może był to jakiś plus całej sytuacji. Przynajmniej na chwilę przestał tęsknić za kutasem Elijaha. I za to mógł być wdzięczny tylko Nathanowi.
    Share this post on: reddit

    No Comment.


      Obecny czas to Wto 07 Maj 2024, 08:11