Został przyjęty do trzeciej uczelni z rankingu. Niejedna osoba na jego miejscu byłaby zadowolona, ale nie on. Czuł się rozczarowany. Jego ambicje sięgały wyżej. A ambicje jego rodziców nie posiadały skali. I właśnie z tego powodu znalazł się w obcym mieście, w akademiku z nieznajomym chłopakiem i musiał zacząć pracować. Jego rodzice byli tak wściekli, że postanowili ukarać go w najgorszy możliwy sposób – zabrali mu wszystkie pieniądze, jakie były przeznaczone na mieszkanie i jego przyszłe studenckie życie. Jego rodzice zawsze wiedzieli, gdzie uderzyć, by zabolało najmocniej.
Pracę znalazł całkiem szybko, co było zaskakujące, patrząc na jego całkowity brak doświadczenia. Od tygodnia obsługiwał gości w pobliskiej pizzerii, próbując się w tym odnaleźć, choć nie było to łatwe. Do tej pory nigdy nie pracował i nie utrzymywał prawie żadnych kontaktów z innymi ludźmi. Pierwszy dzień w pracy był więc dla niego sporym szokiem. Prawie dostał ataku, zderzając się z obrazem pizzerii pełnej ludzi.
Jego zmiana skończyła się pół godziny wcześniej, ale został jeszcze, by posprzątać salę. Było już późno i chłodno, ale do akademika nie miał wcale daleko. Zresztą, szedł powoli, nie spiesząc się do tego ciasnego pokoju i swojego współlokatora, który go odrzucał. Nie minęły nawet dwa tygodnie, a on już sięgał granicy wytrzymałości.
– Masz piątaka?
Alex zatrzymał się, omal nie wpadając na starszego, postawnego mężczyznę, który znikąd pojawił się przed nim, całkowicie go zaskakując.
– Słucham? – zapytał, zdziwiony, że ktokolwiek może coś od niego chcieć. Zresztą, nie miał już ochoty na kontakty z ludźmi. Praca mu wystarczała.
– Masz kasę?!
– Nie. – Zrobił krok w bok, chcąc przejść, ale wtedy nieznajomy złapał go za ramię, wbijając mu mocno palce w skórę. Alex aż zadrżał, obrzydzony. – Zabieraj łapę!
Mężczyzna, zamiast odsunąć się, tak jak naiwnie liczył na to chłopak, zbliżył się do niego jeszcze bardziej, tym razem wyraźnie naruszając jego strefę komfortu. Alex poczuł, jak zimny pot oblewa mu plecy.
– Co jest z twoimi oczami? – Mężczyzna złapał go mocno drugą dłonią za podbródek, owiewając przy tym jego twarz alkoholowym oddechem. Światło lampy oświetlało twarz chłopaka i nieznajomy mógł spojrzeć prosto w jego różnobarwne tęczówki. – Jesteś jakimś dziwadłem, nie? Dawaj kasę, bo inaczej…
– Puszczaj, do cholery! – krzyknął w końcu i szarpnął się, ale bezskutecznie. Bardziej niż kradzieży bał się bliskości nieznajomego, od której dostawał ataku paniki. Czuł, że jeszcze chwila i po prostu zacznie się dusić.