― Vergil… Hej… Vergil!
Próbował przemówić do demona, ale bez skutku, jak gdyby ten był tylko ucieleśnieniem żądzy władzy i nienawiści.
Szarżował na Spardę i tłamszącą go bestię, a Dante z trudem rozpoznawał w nim utraconego brata.
Prawdę mówiąc, w ogóle go nie rozpoznawał w demonie, który teraz warczał wściekle, zderzając się mieczami z samym królem piekieł.
Nie mógł jednak wygrać tej walki. Nawet z pomocą Dantego. I nawet z pomocą Nero i Mary.
― Jesteście nędznym pyłem wobec naszej potęgi. Piaskiem, który zmiecie wiatr.
Oślepił ich purpurowy blask, a gdy odzyskali zdolność widzenia, Sparda urósł dwukrotnie, rozkładając potężne, łuskowate skrzydła.
― Nie zostanie po was najlichszy popiół, gdy wchłoniemy was na zawsze.
Padali po kolei, każdy z nich. Czegoś im brakowało, a mroczny byt wydawał się tylko karmić ich zmęczeniem i rosnącą frustracją.
Zaczynało stawać się ewidentnym, że jeśli nie opuszczą pola walki, czeka ich marny los. V już to wiedział. Dlatego odszedł. Ale nie Dante, nie demoniczna część Vergila, nawet tak słaba po tak długim czasie dzielenia się energią życiową z pasożytem, i nie Nero.
― Dante ― zawołała Lady. ― Dante! To nie ma sensu!
Dante upadł na ziemię obok niej i stęknął głucho, omal nie wypuszczając miecza z dłoni.
Na chwilę znieruchomiał i gdyby nie szybka reakcja Lady, zginąłby, przebity najeżonym kolcami ogonem gigantycznego Spardy.
Zakrwawiony Nero leżał po drugiej stronie tej prowizorycznej areny i już tylko Lady i demoniczna część Vergila trzymali się na nogach, z trwogą patrząc na otoczonego czarną chmurą Spardę.
I wtedy znów się zaczęło.
Halucynacje. Omamy. Krzyki.
Dante podniósł się z trudem i chwycił się za głowę. Dysząc ciężko, popatrzył w miejsce, w którym wcześniej był Sparda, ale nie było tam już nikogo.
Tylko on sam. W ciemnej pustce. Czy…
Kątem oka dostrzegł smugę błękitu. Potem czyjaś ręka złapała go za ramię, bardzo mocno. Pociągnęła. I rozdarł go ból. Okropny ból. Spojrzał w dół, na swoje ciało. Przebite mieczem. Podniósł wzrok, zobaczył twarz jego właściciela. Nero bez zrozumienia patrzył to na jego twarz, to na swoją broń.
― Myślałem, że to… Myślałem, że…
Próbował przemówić do demona, ale bez skutku, jak gdyby ten był tylko ucieleśnieniem żądzy władzy i nienawiści.
Szarżował na Spardę i tłamszącą go bestię, a Dante z trudem rozpoznawał w nim utraconego brata.
Prawdę mówiąc, w ogóle go nie rozpoznawał w demonie, który teraz warczał wściekle, zderzając się mieczami z samym królem piekieł.
Nie mógł jednak wygrać tej walki. Nawet z pomocą Dantego. I nawet z pomocą Nero i Mary.
― Jesteście nędznym pyłem wobec naszej potęgi. Piaskiem, który zmiecie wiatr.
Oślepił ich purpurowy blask, a gdy odzyskali zdolność widzenia, Sparda urósł dwukrotnie, rozkładając potężne, łuskowate skrzydła.
― Nie zostanie po was najlichszy popiół, gdy wchłoniemy was na zawsze.
Padali po kolei, każdy z nich. Czegoś im brakowało, a mroczny byt wydawał się tylko karmić ich zmęczeniem i rosnącą frustracją.
Zaczynało stawać się ewidentnym, że jeśli nie opuszczą pola walki, czeka ich marny los. V już to wiedział. Dlatego odszedł. Ale nie Dante, nie demoniczna część Vergila, nawet tak słaba po tak długim czasie dzielenia się energią życiową z pasożytem, i nie Nero.
― Dante ― zawołała Lady. ― Dante! To nie ma sensu!
Dante upadł na ziemię obok niej i stęknął głucho, omal nie wypuszczając miecza z dłoni.
Na chwilę znieruchomiał i gdyby nie szybka reakcja Lady, zginąłby, przebity najeżonym kolcami ogonem gigantycznego Spardy.
Zakrwawiony Nero leżał po drugiej stronie tej prowizorycznej areny i już tylko Lady i demoniczna część Vergila trzymali się na nogach, z trwogą patrząc na otoczonego czarną chmurą Spardę.
I wtedy znów się zaczęło.
Halucynacje. Omamy. Krzyki.
Dante podniósł się z trudem i chwycił się za głowę. Dysząc ciężko, popatrzył w miejsce, w którym wcześniej był Sparda, ale nie było tam już nikogo.
Tylko on sam. W ciemnej pustce. Czy…
Kątem oka dostrzegł smugę błękitu. Potem czyjaś ręka złapała go za ramię, bardzo mocno. Pociągnęła. I rozdarł go ból. Okropny ból. Spojrzał w dół, na swoje ciało. Przebite mieczem. Podniósł wzrok, zobaczył twarz jego właściciela. Nero bez zrozumienia patrzył to na jego twarz, to na swoją broń.
― Myślałem, że to… Myślałem, że…