Igraszki wyobraźni
Fabuły, które zostały rozpoczęte na starej wersji forum, tutaj znajdują swoją kontynuację. Pracujemy nad zabezpieczeniem treści starego forum – wkrótce uzyskacie dostęp do stabilnego archiwum.
Początek tej fabuły znajduje się TUTAJ.
Spojrzał na dłoń zaciśniętą wokół swojego nadgarstka i posłusznie przystanął, by udzielić odpowiedzi na to ostatnie pytanie. Bramwell wiedział, że kochanek był z nim szczery. Nie próbował niczego zataić, nawet brutalnej prawdy i wymagał zaakceptowania jej. W głębi duszy nie tylko chciał zrozumienia, ale zapewne też aprobaty. Na nią przyjdzie czas, teraz nie miało to takiego znaczenia.
– Obawiasz się, że nie byłeś dość piękny bym cię zamordował? – Ivan był pod wrażeniem, jak chłopak potrafił nieświadomie wszystko sprowadzić do siebie. Jego odpowiedź była żartobliwa, ale mina księcia wskazywała na to, że ten jednak oczekuje odpowiedzi. – To oczywiste. Uwiodłeś mnie. Nie sypiam ze swoimi ofiarami, bo złapaliby mnie po pierwszej. Rano byłem wściekły, że pozbawiłeś mnie okazji do stworzenia dzieła życia. –
Nasienie oznaczało przecież DNA, a Ivan naprawdę bywał bezbronny wobec uroku chłopaka. Szczególnie, gdy na początku ich znajomości, płacił te niezwykle wysokie rachunki w sklepach za buty i wystarczył jeden uśmiech, by pan Hirst zrezygnował nawet z pobłażliwego kręcenia głową. Nie miał co narzekać. Wieczorami w towarzystwie Bramwella odbijał sobie z nawiązką.
Wysunął nadgarstek z jego uścisku, by objąć go jedną ręką w tali i poprowadzić w stronę wybranej taksówki. Otworzył drzwi przed paniczem i dopiero później wsiadł, od razu kładąc dłoń na jego udzie.
– Dobry wieczór. Poproszę kurs do hotelu Mandarin Oriental. Niech pan wybierze najdłuższą trasę, chcielibyśmy zobaczyć miasto. – Znów ten grzeczny ton, za którym kryło się oczywiste kłamstwo. Kierowca jednak się nie sprzeciwił, tylko przed wyjazdem z miejsca parkingowego odwrócił lusterko, tak by dać im odrobinę prywatności.
Dłoń Ivana przesunęła się w górę, rozbudzając chłopca przez materiał spodni. Pozwolił, by głowa Bramwella znów oparła się o jego ramię, a słodki od wina oddech łaskotał w szyję. Wzmocnił lekko nacisk palców, gdy uda chłopaka znów posłusznie się rozchyliły, a ręka mogła się między nie wedrzeć.
– Książę, pozwolisz, że dokończę czego nie udało mi się sfinalizować ostatnim razem? – Jego głos znów nabrał tego niskiego, erotycznego brzmienia, kiedy wypowiadał te bezczelną propozycję leniwie przeciągając, niektóre słowa i jednocześnie nieustannie, sprawnie palcami masując męskość Bramwella.
Taksówkarz tylko zrobił odrobinę głośniej radio i zaczął intensywniej wpatrywać w drogę, próbując tylko na niej skupić uwagę.
– Chodź do mnie. – Polecił mu spokojnie, chcąc by młodzieniec wsunął się na jego kolana. Mogli podziwiać Paryż za oknem, ale woleli raczej wpatrywać się w siebie, ignorując taksówkarz i te wszystkie piękne widoki. – Myślisz, że maestro gra w karty? Chciałbym wygrać dla ciebie te kilka koncertów… – Zaproponował, jednocześnie rozpinając spodnie Bramwella i wsuwając w nie dłoń.