Milo Evergreen
/ 17 lat / zielone oczy / rude włosy / 175 cm wzrostu /
/ 17 lat / zielone oczy / rude włosy / 175 cm wzrostu /
Dotarł na miejsce całe dwadzieścia minut przed czasem. Zawsze uważał, że jeśli chodziło o pracę, lepiej było pojawić się wcześniej, niż się spóźnić. Wygrzebał z kieszeni paczkę po aspirynie, w której trzymał fajki i przysiadł na ławeczce.
Plecy bolały go niemiłosiernie, marzył o prysznicu i miękkiej poduszce. Wczoraj udało mu się złapać pracę przy nocnym wykładaniu towaru w Targecie, siedział tam do szóstej, a w pół do ósmej umówił się tutaj, pod największym z nocnych klubów w całym Nowym Jorku. Miał zająć się sprzątaniem po dużej imprezie urodzinowej.
Przetarł oczy, obserwując wielki mrugający neon z napisem ADONIS. Miał nadzieję, że zrobi dobre wrażenie i złapie tu coś na stałe.
Łapał każdą robotę, jaka się nawinęła, nawet jeśli była tylko jednorazowa. Czasami ciężko było to wszystko pogodzić ze szkołą, ale miał cel - chciał odłożyć pieniądze na studia i wynieść się w końcu od matki. Dokładał się też do rachunków, bo ostatnio kiepsko było w domu z kasą. Facet matki stracił pracę i nie miał zamiaru szukać nowej, całe dnie spędzał przed telewizorem, wlewając w siebie kolejne piwa.
Milo w końcu podniósł się z ławki i wyrzucił niedopałek. Wygładził koszulkę i poprawił włosy. Wrzucił do buzi pasek cynamonowej gumy i ruszył.
Już od wejścia uderzył go mocny zapach perfum i zwietrzałego alkoholu. Na parkiecie głównej sali walały się dziesiątki złotych balonów i chyba tona konfetti. Tu i tam krzesła były poprzewracane.
— Hej. — obok niego przeszedł chłopak, na niesamowicie wysokich szpilkach, ubrany jedynie w bieliznę i obróżkę. — W czymś ci pomóc?
Milo zamrugał, trochę onieśmielony, ale na szczęście zaraz pojawił się Patrick, z którym wcześniej już umawiał się na pracę.
— O, jesteś już. Super. — mężczyzna uśmiechnął się szeroko. — Chodź.
Chłopak rzucił niepewny uśmiech tancerzowi na obcasach i poszedł za Patrickiem.
— Tu masz płyn, a w tej szafce są mopy i szczotki. Przyjdzie Anna i ci pomoże, zajmie się schodami i parkietem, a ty ogarnij górę i naczynia. Najpierw je myjesz tu, potem musisz je wyparzyć. Wpadnę o trzynastej. Jak będzie ci czegoś trzeba to dzwoń, albo zapytaj któregoś z chłopaków.
Milo pokiwał głową, próbując wszystko zapamiętać. Na szczęście nie było w tym większej filozofii, w końcu to tylko sprzątanie.
Zabrał tacę i ruszył na górę, do prywatnych loży.
Kursował po schodach z dziesięć razy, zanim udało mu się znieść do kuchni wszystkie kieliszki i szklanki.
— No to... lecimy. — mruknął sam do siebie. Wsadził w uszy słuchawki i odpalił ostatnio nagrany wykład z historii. Nie miał zbyt dużo czasu na naukę, więc po kryjomu nagrywał lekcje, żeby móc je potem powtarzać w wolnych chwilach.