Just the Two of Us

    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Just the Two of Us Empty Just the Two of Us

    Pisanie by Koss Moss Sob 16 Kwi 2022, 00:02

    — Piętnaście punktów dla Ravenclaw, panie Challant.
    Timothee wydął arogancko usta; profesor McGonagall, ciemnowłosa kobieta w średnim wieku skinęła z zadowoleniem głową, uśmiechając się wstrzemięźliwie, jak to miała w zwyczaju. Srebrny, bogato zdobiony puchar, który jeszcze chwilę temu był krukiem, lśnił w blasku świec, ściągając spojrzenia większości uczniów od dłuższego czasu podejmujących mniej lub bardziej udane próby transmutacji żywego stworzenia w obiekt.
    Nagle specyficzny syk odwrócił uwagę nauczycielki od spektakularnego pucharu, skłaniając ją do spojrzenia do równoległej pierwszej ławki.
      — Bardzo ładnie, panie Grindelwald ― oceniła po chwili zadumy, chyba zaskoczona skutecznością czaru rzuconego przez młodego ślizgona.
    Jak wszyscy.
    Pokaźna, ozdobiona jeszcze efektowniej i z większą precyzją waza zajmowała pół blatu. Pnące się od podstawy aż po szczyt, tworzące dwa symetryczne uchwyty węże wiły się wśród floralnych dekoracji, tworząc przesadnie dekoracyjne naczynie mieszczące cały bukiet krwistoczerwonych kwiatów.
      — Bardzo ładnie ― powtórzyła McGonagall. ― To zaawansowana forma zaklęcia. Wymaga nie lada kunsztu. Myślę, że zasłużył pan na dwadzieścia punktów dla Slytherinu.
    Timothee przeniósł wzrok z przesadnie zdobnej wazy na jej autora. Spojrzenia młodych czarodziejów, jasne i ciemne, spotkały się wśród specyficznego elektryzującego napięcia, które wyczuwali nie tylko oni. Chyba każdy wiedział, że ci młodzieńcy rywalizują ze sobą niemal od początku nauki. Znacznie wyróżniali się na tle innych uczniów, choć byli tak od siebie różni. Mogli zostać najlepszymi przyjaciółmi lub największymi wrogami od pierwszego spotkania w Hogwarcie – wybrali jednak ciche współzawodnictwo, nigdy nie konfrontując się wprost, nawet jeśli i tak ich wzajemne złośliwości były dla innych ewidentne.
    I oni też bez wątpienia mieli świadomość tego, co ich łączy – obu im pisane były rzeczy wielkie; pozostali byli zaledwie tłem. Za dwadzieścia lat od tej chwili któryś z nich wywoła rewolucję. Za którymś pójdzie cała Anglia. Przed którymś lud padnie na kolana. Dziś jednak byli to dwaj młodzi, pełni werwy i ambitni chłopcy sprawdzający granice niemożliwego.
      — Invento animistico ― szapnął Timothee i jego puchar nagle rozsypał się w drobny pył, z którego wyłonił się nagle pokaźnych rozmiarów orzeł; ptaszysko wydało z siebie donośny skrzek, a następnie wzbiło się w powietrze. Profesor McGonagall odskoczyła, ale zdążyła tylko rozchylić usta i unieść różdżkę, jak pełna kwiecia waza Grindelwalda przeistoczyła się w dużego drapieżnego kota. Wielu uczniów poderwało się z krzykiem.
      — Spokojnie! Panie Grindelwald! Panie Chal…
      — Invento animistico! ― Timothee machnął różdżką i z jej końca wystrzelił złoty promień. Rażony nim orzeł runął na ziemię; powietrze zgęstniało, jakiś duży, ciemny kształt zaczął malować się w wirze zaklęcia i…
      — Invento finite! ― wykrzyknęła McGonagall w ogólnym gwarze. ― Spokój! ― Dwa kruki leżały martwe na ziemi wśród strzępów książek i przerażonych, biegnących w stronę drzwi uczniów. ― Wszyscy na miejsca! Grindelwald, Challant! To… skrajnie niebezpieczne i niedopuszczalne. Szlaban, obaj! A teraz schować różdżki! Nie potraficie zachować się na zajęciach praktycznych? Wracamy do teorii.
    Timothee zdmuchnął z twarzy ciemne pasmo i osunął się na krzesło, z którego podniósł się w całym tym zawirowaniu. Patrzył spode łba, jak McGonagall zaklęciami stara się przywrócić klasę do pierwotnego stanu, usuwając wszystkie ślady dzikiego starcia. Wreszcie przeniósł spojrzenie na Grindelwalda i natychmiast napotkał jego wzrok.
      — Dodam jeszcze, że za ten wybryk Ravenclaw i Slytherin tracą po pięćdziesiąt punktów. Bez. Dyskusji! A teraz proszę otworzyć książki na stronie trzysta dwadzieścia siedem ― poleciła ostro profesor McGonagall, co uczniowie uczynili wśród rozzłoszczonych szeptów.
      — To twoja wina. ― Timothee poruszył bezgłośnie ustami, nie spuszczając wzroku z rywala, który zamiast wydawać się zirytowany, nosił na bladym obliczu ten zimny, pełen wyższości uśmieszek.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Prince Charming Sob 16 Kwi 2022, 12:50

      — Panie Grindelwald. Panie Challant — głos nauczycielki wzbił się nad stukot krzeseł i podekscytowany gwar uczniów, którzy po zakończonych zajęciach zmierzali w kierunku wyjścia z sali. Głównym tematem głośnych rozmów było starcie dwójki najlepszych uczniów. Nie brakło takich, którzy otwarcie narzekali na utracone w ten sposób punkty, a jeden Krukon z niezadowoleniem stwierdził, że tym sposobem zrównali się z Griffindorem w walce o Puchar Domów. Ktoś inny szeptem wytknął McGonagall stronniczość.
    Gellert zgarnął z biurka stos książek i bez śladu skruchy na przystojnej twarzy ruszył w kierunku biurka nauczycielki, zajętej odnotowywaniem czegoś na pożółkłym zwoju.
      — Pani profesor? — Zapytał niecierpliwie, jakby próbował ponaglić Minerwę, by przeszła do sedna, uznając swój czas za zbyt cenny. McGonagall zignorowała ton swojego ucznia i jeszcze przez moment nie odrywała pióra od papieru. Rysik wędrował z cichym, szelestem kreśląc zamaszyste litery.
      — Macie szlaban — odezwała się w końcu, nie przerywając jednak notowania. — Przez miesiąc w każde czwartkowe popołudnie będziecie pomagać mi w archiwum.
    Uczniowie niemal jednocześnie parsknęli, a następnie zaczęli gorąco i wyjątkowo zgodnie protestować.
      — Cisza, panowie — McGonagall przerwała im gwałtownie i podniosła się zza biurka, mierząc obydwoje poirytowanym spojrzeniem. Zamilkli, choć na ich twarzach wyraźnie malowało się niezadowolenie i poczucie słusznego oburzenia. — Wiem, że wtedy są zajęcie klubu pojedynków. Wiem, że je uwielbiacie. Wiem, że wyśmienicie sobie na nich radzicie. Przyszła jednak pora, żebyście nauczyli się współpracować, a nie walczyć. Zaczynamy od dzisiaj — zakończyła, lekkim gestem dłoni odsyłając ich do wyjścia.

    Szlaban okazał się prawdziwą katorgą. W archiwum było duszno i zimno. Do tego najdrobniejszy ruch wzbijał chmurę kurzu. Część zwojów była tak stara, że niemalże rozpadały się w dłoniach. Skatalogowanie ich wszystkich nie mogło zakończyć się w miesiąc, nawet jeśli przychodziliby tu każdego popołudnia. McGonagall zostawiła chłopcom instrukcję i udała się do swojego gabinetu, obiecując, że wróci po nich przed kolacją. Była to żmudna i monotonna praca, w której nie mogła im pomóc magia.
    Pierwsza godzina upłynęła im w kompletnym milczeniu. Współpraca mogła rzeczywiście przyspieszyć proces katalogowania, a pogawędka umilić długie godziny spędzone w ponurym archiwum. Żaden z nich jednak nie decydował się na proste rozwiązania.
    Niemalże wpadli na siebie w wąskim przejściu między wysokimi regałami. Obydwoje zbyt skupieni na trzymanych zwojach, by w porę dostrzec zagrożenie. Zareagowali odruchowo, w ostatniej chwili odskakując niczym lustrzane odbicia. Dzieliły ich dwa kroki i żaden nie zamierzał ustąpić, przepuszczając drugiego.
    Przez intensywny, krótki moment mierzyli się spojrzeniami. Nagle kącik ust Grindelwald drgnął w drwiącym uśmiechu.
      — Może, zamiast marnować czas ze zwojami... przeniesiemy Klub Pojedynków do archiwum? — Powoli przesunął dłoń w kierunku różdżki, dając Challantowi czas na reakcję i godne przyjęcie wyzwania.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Koss Moss Sob 16 Kwi 2022, 16:20

    McGonagall dobrze wiedziała, jaki rodzaj kary naprawdę zaboli niepokornych uczniów. Żmudne zajęcia poniżej ich możliwości w obu chłopcach budziły narastającą frustrację, która musiała doprowadzić, prędzej czy później, do czegoś gwałtownego.
    Grindelwald nie musiał powtarzać propozycji. Challant nie był osobą, która wycofałaby się wobec wyzwania i obaj o tym wiedzieli; młodzieniec zadarł wyzywająco podbródek i, jak można było się spodziewać, bardzo powoli odłożył trzymany w dłoniach zwój na bok.
    Po różdżkę sięgnął jednak błyskawicznie. Zaklęcia niewerbalne, których uczono na siódmym roku, żadnemu z bystrych uczniów nie sprawiały już problemu, toteż błysk czerwonego światła wyrwał się z różdżki Challanta, nie poprzedzany okrzykiem. Grindelwald jakby od niechcenia odparł zaklęcie i przez chwilę utrzymywał tarczę, by nagle – znienacka – posłać w stronę przeciwnika biały promień, zmuszając go do uskoku.
    Challant przylgnął plecami do regału, za którym znalazł osłonę. Zaklęcie Gellerta trafiło w szafki przed nim, sprawiając, iż w powietrze wzbiły się dziesiątki dokumentów, ale żaden z nich się tym nie przejął. Już dawno zgodnie i zupełnie niezależnie uznali, że byli ponad wszelkim prawem.
    Dwa głębokie wdechy później Challant oderwał plecy od półek i wychylił się zza osłony, w okamgnieniu rzucając czar oszałamiający, ale dewastujący promień zaklęcia przemknął przez całą długość sali i trafił półki pełne książek; Gellerta nie było w alejce.
    Tylko instynkt uchronił Timothee przed trafieniem, gdy obrócił się gwałtownie, materializując przed sobą tarczę dokładnie w momencie, w którym rozbił się o nią czar Gellerta.
    Intensywna wymiana zaklęć zdawała się nie mieć końca. Coraz bardziej spoceni i zmęczeni – ale też usatysfakcjonowani godnym pojedynkiem – młodzieńcy poruszali się zwinnie wśród poprzewracanych regałów, depcząc lub posyłając w powietrze kolejne cenne zwoje. Archiwum wyglądało jak pobojowisko, a oni nie potrafili przestać.
    Czy to przez wyczerpanie, czy zbyt dużą nastoletnią ekscytację czujność chłopców obniżyła się na tyle, że w poszukiwaniu kolejnych dogodnych pozycji w jednej z alejek z impetem wpadli na siebie, niemal się przy tym przewracając. Rozpędzony Timothee prawie stratował Grindelwalda, który zdążył tylko chwycić przeciwnika za ramiona, zanim uderzył plecami o masywny regał.
    Dysząc ciężko, Challant obnażył kieł w pełnym satysfakcji uśmiechu i, łypiąc na przeciwnika nieco z dołu, wsunął koniec swej różdżki pod jego podbródek – w tym samym momencie, w którym poczuł, jak końcówka różdżki Grindelwalda wbija się w jego własne ciało.
      —  Szlag ― sapnął.
    Lewą ręką od chwili zderzenia instynktownie zapierał się o pierś Gellerta, ale uświadomił sobie to z opóźnieniem. Oderwał wzrok od oczu ślizgona, by spojrzeć na swoją dłoń na jego ciele, ale nie zabrał jej – zamiast tego z nową intensywnością wbił spojrzenie w twarz Grindelwalda, czując, jak palce chłopaka mocniej wbijają się w jego bark.
    Timothee z łomoczącym wściekle sercem nabrał powietrza, chyba aby coś powiedzieć – a może żeby zdmuchnąć z twarzy niesforne pasma – gdy nagle dźwięk otwieranych drzwi zmusił ich do odskoczenia od siebie.
      —  Na Merlina…! ― wykrzyknęła Minerwa i młodzieńcy wymienili tylko niejednoznaczne spojrzenia, zanim zgodnie ruszyli w stronę wyjścia z alejki, by skonfrontować się z nauczycielką.

    Oprócz utraty stu punktów dla każdego z domów – przez co dwie stojące w wielkim holu klepsydry, jedna z zielonymi, a druga z granatowymi kryształkami, zauważalnie opustoszały – Grindelwald i Challant odbyli rozmowę z dyrektorem, który wbrew oczekiwaniom Minerwy potraktował ich dość pobłażliwie. Wciąż jednak mieli kontynuować odbywanie swojego szlabanu, ale kiedy w kolejny czwartek przybyli we wskazane miejsce, McGonagall w pierwszej kolejności zażądała od nich różdżek.
    Po trudnym do stłumienia i niezwykle zgodnym proteście młodzieńcy zostali ostatecznie pozbawieni broni. Ponadto nauczycielka przez całe popołudnie nie opuściła sali, zmuszając ich do wykonywania żmudnej pracy bez przerywników, w całkowitym milczeniu.
      — Widziałeś klepsydry domów ― szepnął Timothee, kładąc na blacie stołu, przy którym zasiadał Gellert, stos zwojów. Nie było to pytanie, a pewne stwierdzenie. ― Ta suka musi ponieść konsekwencje.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Prince Charming Czw 21 Kwi 2022, 11:04

    Powoli uniósł spojrzenie znad niedbale przepisywanego tytułu i skupił je na swoim towarzyszu niedoli. Miał w sobie wprawiający w zakłopotanie dystans i powagę, które nie pasowały do wieku ucznia, podobnie zresztą, jak oszczędny, kpiący uśmiech igrający na wargach młodego czarodzieja. Miał w sobie coś z cynicznego starca.
      — Te punkty są pozbawione znaczenia — oznajmił obojętnie, przekonany o tym, że ich rywalizacja wykracza daleko poza dziecinny pojedynek domów o pozbawiony znaczenia puchar. Zbiorowy sukces, na który pracowała garstka najlepszych uczniów. Triumf zależny naprawdę od kaprysu nauczycieli, a nie prawdziwych umiejętności. Zwycięstwo, które zazwyczaj najgłośniej świętowali ci, którzy najmniej się do niego przyłożyli. Pusty symbol.
    Grymas irytacji przeciął twarz Challanta. W ułamku sekundy pożałował, że zwrócił się do ucznia z podobną propozycją, skoro w odpowiedzi otrzymał słowny policzek. Grindelwald zamierzał już wrócić do żmudnej pracy, kiedy niespodziewanie w pomieszczeniu rozległ się naglący głos nauczycielki.
      — Panowie, możecie rozmawiać i pisać. A nie słyszę skrobania pióra.
    Gellert na krótko spojrzał w stronę Minerwy, a następnie pochylił się w kierunku chłopaka. Towarzyszył mu ten charakterystyczny, orzeźwiający zapach, jaki unosi się nad skórą tuż po kąpieli. Grindelwald był snobem i pedantem, co znów kompletnie nie licowało z jego młodym wiekiem.
      — Ale suce należy się kara.

    Wspólnie ułożyli plan zemsty, który zakładał zdobycie kilku cennych składników ze szkolnych zapasów. Gellert czekał na swojego towarzysza przy zejściu do lochów wsparty plecami o mur. W południe większość uczniów i nauczycieli znajdowała się w salach powyżej, pilnie zgłębiając magiczne sekrety. Na dźwięk pospiesznych kroków Grindelwald uniósł głowę.
      — Myślałem, że stchórzysz — wskazał chłopakowi drogę w głąb lochów. Każdy szelest i stukot budził w sercach dwójki uczniów niepokój, powodując nerwowo oglądanie się przez ramię i niemożliwie wydłużając spacer do magazynu ze składnikami eliksirów.
    Na dźwięk dobiegający z przeciwległego końca korytarza ukryli się w jednej z wnęk. Chłopcy wstrzymali oddech. Ledwie mieścili się w wąskim przesmyku, wtuleni w siebie niczym kochankowie a nie zaprzysięgli rywale. Mrok, który ich otaczaj, skrywał zakłopotanie, które malowało się na twarzy Gellerta. To samo skrępowanie, które na ułamek zwodniczej sekundy zdradziło go na zakończenie ich pojedynku.
    W zaległej ciszy niemalże było słuchać przyspieszone, równe bicie dwóch serc. Challant poczuł, jak jego towarzyszy próbuje dyskretnie zwiększyć dystans między nimi. Na szczęście para uczniów szybko ich minęła i mogli dalej w milczeniu udać się do składziku.
    Gdy przekroczyli próg magazynu, otoczył ich intensywny zapach ziół. Na półkach w równych rządkach ustawione były słoiki z przeróżnymi preparatami. Zaczęli pospiesznie przeglądać etykiety. Geller w ostatniej chwili złapał szklany pojemnik, który strącił z chwiejnego stolika przez nieuwagę. Timothee wszedł na starą drabinę, by sięgnąć do wyższej półki, gdy drzwi niespodziewanie się otworzyły.
      — Panie Challant, obawiam się, że pana dom nie ma dość punktów, by zapłacić za te wybryki — głos profesora Horacego Adkinsa zabrzmiał za plecami chłopaka wyraźną nutą rozbawienia. Opiekun Slytherinu uśmiechnął się szeroko, jakby opowiedział właśnie wyborny żart. — Panie Grindelwald, zapraszam z powrotem na lekcję.
    Geller nawet nie zerknął w kierunku Challanta, na którego doniósł nauczycielowi. Te punkty są pozbawione znaczenia. Ale ich malała rywalizacja nigdy nie była.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Koss Moss Czw 21 Kwi 2022, 17:54

    Mina, jaką zrobił Challant na widok profesora, byłaby dla Gellerta największą nagrodą. Chłopak wybałuszył oczy i natychmiast utkwił spojrzenie w młodym ślizgonie – z początku pełne niedowierzenia, ale już wkrótce zdominowane przez czystą furię.
    Młodzieniec zszedł powoli z drabiny i stanął przed Adkinsem, poprawiając ze złością rękawy czarno-kobaltowej szaty.
      — Cóż, nie mam innego wyjścia: rozłożę pańską karę. Ravenclaw traci pięćdziesiąt punktów — oznajmił profesor, uśmiechając się niby to pobłażliwie, ale w rzeczywistości z nieudolnie skrywanym zadowoleniem. Zapewne cieszył się, że utrze nosa aroganckiemu opiekunowi domu kruka, profesorowi Longwellowi; Slytherin i Ravenclaw od niepamiętnych czasów rywalizowały ze sobą jako dwa domy ceniące najwyżej potęgę umysłu, ale różniące się w preferowanym sposobie dążenia do niej. — Ponadto do odwołania będzie pan spędzał cały czas, z wyjątkiem lekcji, zajęć pozaszkolnych i posiłków, w pokoju wspólnym. Ma pan całkowity zakaz jego opuszczania.
      — Co?! To niesprawiedliwe, przecież Grindelwald…!
      — Możemy też pomyśleć o ograniczeniu zajęć pozaszkolnych, panie Challant. Klub pojedynków wiele straci, ale…
    Timothee zacisnął mocno zęby, z trudem powstrzymując się od wybuchu złości. Nie przywykł do kar. Rodzice rozpuścili go, rzadko stawiając granice. Mógł robić wszystko – ten stary dureń nie będzie go ograniczał.
      — Dobrze, w porządku — przerwał profesorowi, zanim ten zdążył nałożyć kolejne ograniczenie. — Ale mogę odwiedzać bibliotekę, tak?
      — Zakaz jest bezwzględny, panie Challant. Z pewnością jakiś uprzejmy kolega przyniesie panu niezbędną literaturę. A teraz, jeśli nie ma pan lekcji, proszę opróżnić kieszenie i udać się do pokoju wspólnego.

    Grindelwald. To wokół niego krążyły myśli Timothee‘a, gdy chłopak przez następne dwa tygodnie starał się jakoś funkcjonować ze szlabanem. Kolejna, tym razem indywidualna rozmowa z dyrektorem zdecydowanie ostudziła w nim zapał do buntu, ale nie żądzę zemsty, która była tak silna, że pozwoliła mu skupić się tylko na celu. Na zajęciach pozostawał nadzwyczaj skupiony, ignorując prowokacje za wszelką cenę  – także mściwe zagrywki ze strony zdenerwowanych utratą punktów krukonów nie miały prawa wytrącić go z równowagi. Aktywnie walczył o punkty dla swojego domu i bawił się we wzorowego ucznia, ale gdyby spojrzenia, które wymieniał z Grindelwaldem, mogły zabijać, ten dawno już padłby trupem.
    Jako iż szlaban u McGonagall wreszcie dobiegł końca, mógł przynajmniej wrócić na spotkania klubu pojedynków i zrobił to nad wyraz gorliwie, znużony koniecznością przebywania wśród obrażonych kolegów w wieży Roweny Ravenclaw. Wprost nie mógł się doczekać odzyskania swobody poruszania się po szkole i wiedział, że jeśli tylko uda mu się wykazywać pokorą jeszcze odrobinę dłużej, przewinienie w końcu zostanie mu darowane.
    Ale to nie dotyczyło areny, na którą wkroczył z zawziętością, gotów do najzacieklejszego pojedynku w swoim życiu. Czuł na sobie spojrzenie Grindelwalda, gdy walczył z trójką siódmoklasistów jednocześnie. Dobrze – niech patrzy. Challant miał w sobie tego dnia wiele agresji i wprost rwał się do walki z Gellertem. Miał zamiar go zniszczyć. Tu, na arenie – a później w każdym innym obszarze życia.
    Białym, giętkim promieniem z różdżki podciął nogi swoim przeciwnikom, po czym profesor Longwell zdecydował się przerwać pojedynek. Musiał powtórzyć nazwisko swojego prymusa kilka razy, zanim Timothee przestał znęcać się nad leżącymi.
      — Panie Challant! — Profesor Longwell pokręcił głową, ale na jego pełnych wargach malowało się zawadiackie rozbawienie. — Widzę, że ma pan dziś niespożytą energię. Na tym chyba poprzestanie…
      — Wyzywam Grindelwalda.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Prince Charming Pią 22 Kwi 2022, 09:50

    Tego dnia podczas spotkania Klubu Pojedynków Grindelwald był jedynie widzem. Nie rwał się do walki, siedząc w towarzystwie innych Ślizgonów i podziwiając umiejętności swojego rywala. Timothee mu imponował. Nawet jeśli w tej chwili był to raczej pokaz brutalnej i nieposkromionej siły niż finezyjny taniec pośród niedbale ciskanych zaklęć. Liczyła się skuteczność, a tej nie mógł Krukonowi odmówić.
      — Zarozumiały chujek — Rose skrzywiła lekko różowe usta, z niechęcią spoglądając w kierunku Chalantta, który posłał trójkę uczniów na ziemię. Gellert wyciągnął wargi w rozbawionym uśmiechu, ale nie odrywał spojrzenia od walczących.
      — Jest naprawdę dobry — mruknął Ślizgon, siedzący tuż obok. W jego głosie brzmiała raczej zazdrość niż podziw.
      — Jest dobry, więc ma prawo być zarozumiały.
      — Teraz już nie wiem, czy mówisz o sobie, czy o nim — Rose roześmiała się melodyjnie i lekko zacisnęła drobną dłoń na kolanie Grindelwalda. A gdy Krukon rzucił swoje wyzwanie, skierowała na niego zirytowane spojrzenie.
    Geller zamierzał już wstać, gdy niespodziewanie interweniował nauczyciel. Longwell mógł faworyzować chłopca, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że zgoda na ten pojedynek mogłaby mu zaszkodzić. Pokręcił lekko głowę, wchodząc między uczniów.
      — Nie mogę się na to zgodzić — oznajmił łagodnie, ale z wyraźnym naciskiem. Przesunął spojrzeniem od jednego do drugiego chłopca. — Panowie, dobrze wiecie, jak zakończył się wasz ostatni pojedynek. Panie Challant, proszę schować różdżkę — dodał ostrzegawczo, widząc, że żaden z chłopców się jeszcze nie wycofał. — Grindelwald! Gellert! Co ty, do diaska, robisz!
    Nauczyciel krzyknął w kierunku ucznia, który spokojnie ruszył w stronę Challanta. Prowokował go, by chłopak pomimo zakazu użył zaklęcia jako pierwszy, a wtedy cała wina spadłaby na niego. Timothee przezwyciężył pragnienie ciśnięcia czaru w kierunku Ślizgona. Zaciskał tylko palce na różdżce.
      — Grindelwald! Natychmiast wracaj na miejsce!
    Gellert nie zaatakował. W połowie drogi przystanął przy jednym z pokonanych uczniów i podał mu dłoń, pomagając podnieść się z ziemi. Jakby od początku właśnie to było jego zamiarem.
      — Panie profesorze, chciałem tylko pomóc koledze.

    Na kilka dni przed Bożym Narodzeniem Timothee otrzymał list od rodziców.

    Kochany Chłopcze,
    wyjeżdżamy na święta do Egiptu. Ojciec ma tam do załatwienia kilka spraw biznesowych, dlatego nie będziemy cię fatygować. Prezenty prześlemy pocztą. Pamiętaj, by nie otwierać ich wcześniej.
    Całusy,
    Henrietta Challant


    Nie było wątpliwości, że zmuszenie syna do spędzenie świąt w szkole to kara za ostatnie wybryki. Ojciec nie był zachwycony, choć nawet nie pofatygował się, by zrugać go osobiście lub choćby w liście. Przynajmniej wraz z nastaniem ferii świątecznych, cofnięto mu szkolny szlaban.
    Jakie jednak musiało być zaskoczenie młodzieńca, gdy wszedł do Wielkiej Sali, w której unosił się słodki zapach lukru i pierników i zastał tam jedynie niewielką gromadkę uczniów, którzy również nie pojechali do swoich rodzin. Siedzieli przy jednej ławie, obserwując szachowy pojedynek. Jakby nie dość było tego upokorzenia, pośród nich dostrzegł Gellerta.
    To właśnie Grindelwald gestem dłoni zaprosił go do dołączenia do grupy.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Koss Moss Nie 24 Kwi 2022, 17:41

    Timothee rozejrzał się po sali z nadzieją na znalezienie jakiejkolwiek alternatywy. Jedyną osobą, która siedziała w odosobnieniu, był pewien Krukon z szóstej klasy – jadł nieco skulony, skupiony tylko na swoim posiłku.
    Jeszcze rok temu Timothee i William spędzali ze sobą większość czasu. Dwójka najlepszych przyjaciół, których stale można było wypatrzeć gdzieś na uboczu, skupionych na zagorzałych dyskusjach lub partii szachów – czy też po prostu obserwujących nic nie warte masy, pobłażliwymi lub pełnymi politowania uśmiechami kwitując zasłyszane strzępy rozmów.
    Wszystko zmieniło się pewnej nocy, gdy chłopcy włamali się do łazienki prefektów na piątym piętrze. Najpierw odkryli działanie każdego z kranów, a potem spędzili długie minuty, bawiąc się wśród bąbelków i piany jak dwa dzieciaki. Na końcu nieco zmęczeni zasiedli obok siebie, śmiejąc się jeszcze z wcześniejszej zabawy w podtapianie, i właśnie wtedy Timothee, tknięty jakimś dziwnym instynktem – widokiem wilgotnego ciała, łagodnie zarysowanych mięśni ramion i piersi, błyszczących ust, zarumienionych policzków, roziskrzonego spojrzenia – zdecydował się na najgłupsze posunięcie w swoim życiu.
      — Co cię opętało?! — William odsunął się od Timothee‘a jak oparzony, z obrzydzeniem ocierając jeszcze przed chwilą wygięte w tak zachęcającym uśmiechu usta. — Co z tobą nie tak? Jesteś jakimś homoseksualistą?!
    Młodzieniec rzucił się do schodków, aby opuścić basen, niespokojnie owijając nagie ciało ręcznikiem, a Timothee, gdy już otrząsnął się z szoku, sięgnął po różdżkę. Nie zastanawiał się długo.
      — Obliviate — szepnął. Zataczając delikatne kręgi różdżką, patrzył, jak oburzone spojrzenie Williama zachodzi mgłą, by chwilę później zdominowała je konsternacja.
      — Co… się stało… dlaczego… — zaczął William, gdy biała smuga powoli rozpadała się w drobny pył, który powoli zaniknął w powietrzu.
      — Jak to: co się stało? — wycedził Timothee, podnosząc się i z obrzydzeniem ocierając usta. — Pieprzony homoś. Co w ciebie wstąpiło?
      — Co takiego…?
      — Nie udawaj idioty! Próbowałeś mnie pocałować!
    Timothee wyszedł gwałtownie z wanny przeciwnymi schodkami i owinął się szczelnie szlafrokiem. Szybkim zaklęciem osuszył ciało.
      — Żartujesz? Nic takiego nie zrobiłem! Nie wiem, co się… To jakieś zaklęcie! Jakiś urok, może…
    William tłumaczył się zaciekle, ale Timothee już wybiegł z łaźni, pozostawiając go wśród kłębów pary z tysiącami pytań.
    Nigdy więcej już nie porozmawiali, za to po szkole bardzo szybko rozniosły się brzydkie plotki, przez które William z szanowanego arystokraty zmienił się w kozła ofiarnego i ogólne pośmiewisko. Kolejnego dnia nie mógł już przejść przez korytarz, nie słysząc obelgi pod swoim adresem lub nie wywołując salwy śmiechu. A Timothee uśmiechał się z wyższością i wzgardą; wygrał ten pojedynek na charyzmę i nikt nawet nie próbował podważać jego wersji wydarzeń.
    Dlatego nie mógł podejść do Williama. Ruszył powoli w stronę grupki uczniów skupionych wokół szachownicy i ostentacyjnie, z zadartym podbródkiem minął Grindelwalda. Na początku można było odnieść wrażenie, że kompletnie go zignorował. Zasiadł samotnie przy końcu ławy w odległości kilku metrów od Gellerta i reszty. Wyciągnął różdżkę i wykonał nią kilka skomplikowanych ruchów, a owoce ze stojącej niedaleko misy zmieniły się w kryształowe piony, które wystrzeliły z niej, by gwałtownie przywrzeć do odpowiednich punktów na blacie, wyznaczonych przez świetliste linie zaklęcia.
    Timothee wyprostował się z dumą i przez chwilę spoglądał na rząd białych pionów przed swoim obliczem. A potem powoli zwrócił twarz w stronę Grindelwalda i znów zadarł podbródek, wydymając arogancko wargi.
    Zadziwiająco dobrze szła ambitnym młodzieńcom komunikacja niewerbalna.


    Ostatnio zmieniony przez Koss Moss dnia Nie 24 Kwi 2022, 19:37, w całości zmieniany 1 raz
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Prince Charming Nie 24 Kwi 2022, 18:51

    1-3 wygrał Timothee
    4-6 wygrał Geller
    avatar
    Kostkarka
    Admin

    Punkty : 440
    Liczba postów : 88

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Kostkarka Nie 24 Kwi 2022, 18:51

    The member 'Prince Charming' has done the following action : Rzut kością


    'Kostka sześcienna' :
    Just the Two of Us WtDze09
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Prince Charming Nie 24 Kwi 2022, 22:28

    — Szpaner — mruknął jeden ze Ślizgonów, obserwując z niechęcią popisy chłopaka. Wykrzywił wargi w pogardliwym grymasie, mierząc Challanta pełnym niechęci wzrokiem. Jednocześnie jednak młodzieniec skupił na sobie zaciekawione spojrzenie kilku innych uczniów, którzy pozostawali pod wyraźnym wrażeniem jego umiejętności. Jeden pierwszoroczniak rozchylił nawet głupio wargi, wpatrując się w wyczarowaną planszę.
    Gellert zwlekał chwilę z podjęciem wyzwania. Timothee dostrzegł na jego twarzy zawahanie, którego źródła nie potrafił odgadnąć. Przez moment wyglądało nawet na to, że przeciwnik spróbuje zbyć propozycję kpiną. Odmowa była jednak równoznaczna z przegraną. W końcu Grindelwald podniósł się z miejsca, by zgarnąć filiżankę z herbatą i zająć miejsce naprzeciw swojego oponenta. Znad filigranowego kubeczka unosiła się biała para o charakterystycznym zapachu bergamotki. Choć ktoś uważny wyczułby również jeszcze jedną dość wyrazistą nutę, która mogłaby wytłumaczyć zarówno rozluźnienie Ślizgona, jak i jego niechęć do pojedynku.
      — Lubisz teatralne gesty, Challant — uśmiechnął się jadowicie i pozwolił chłopakowi rozpocząć partię.
    Na początku zgromadzeni uczniowie ukradkiem przyglądali się milczącemu pojedynkowi. Gdy jednak pierwsze piony zostały unicestwione, a rozgrywka nie mogła już ograniczyć się do utartych rozwiązań, coraz więcej zaciekawionych i nieskrępowanych spojrzeń skierowało się w ich kierunku. Gellert grał... zadziwiająco niedbale. Popełniał niespodziewane błędy, co bez wątpienia było skutkiem krążącego w jego żyłach, popijanego ukradkiem alkoholu. To właśnie jednak te niespodziewane ruchy wiodły go do zwycięstwa. Timothee nie był w stanie przewidzieć posunięcia przeciwnika i nawet najwnikliwsze studiowanie strategii nie mogło mu zapewnić triumfu.
    Grindelwald natomiast nie musiał znać teorii, by choć czasem wiedzieć, co zrobi Challant. Był jasnowidzem. Młodym, niewprawionym. Ledwie pojmującym swoje wizje. To właśnie one skłoniły go do próby nawiązania porozumienia z dumnym Krukonem.
    Niespodziewanie czubek eleganckiego buta trącił smukłą łydkę Challanta. Krótko, lekko i kompletnie przypadkowo. Tuż przed tym, jak Gellert miał wykonać jeden z ostatnich ruchów. Obydwoje wiedzieli, że Timothee przegrał już dwa posunięcia temu. I nagle Grindelwald zatrzymał dłoń, opierając długie palce na podstawce króla. Gdy ich spojrzenia spotkały się na moment, lekkim, obojętnym gestem przewrócił cenną figurkę, poddając partię.
      — Zakopmy na dziś topór wojenny, Challant. Wieczorem w Wieży Astronomicznej organizujemy przyjęcie. Czuj się zaproszony.

    Grindelwald nie kłamał. Nie był to kolejny podstęp. Istotnie tego wieczora w sali lekcyjnej spotkała się spora grupka uczniów. Pomieszczenie oświetlało głównie chłodne światło gwiazd wpadające przez imponujących rozmiarów okno. Nie brakowało też ognistej whisky, którą musieli przynieść ze sobą starsi uczniowie. Większość uczestników rozmawiała w grupkach. Część prowadziła burzliwe dyskusje, inni wygłupiali się lub plotkowali. Kilka par znalazło sobie zaciszny kąt, w którym mogli szeptać czułości i oddawać się nieśmiałym pieszczotom.
    Uważny obserwator dostrzegłby, że zaproszeni zostali jedynie uczniowie czystej krwi.
    Gellert nie szukał towarzystwa. Nie próbował się nikomu przypodobać. Wybrał nauczycielski fotel, na którym zasiadł, kładąc nogi na biurku i przeglądał profesorskie notatki z drwiącym uśmieszkiem. Nie reagował na towarzyskie zaczepki, a gorliwe zaproszenia zbywał leniwymi obietnicami późniejszego dołączenia.
    Notatki profesora Eagleta musiały okazać się wyjątkowo interesujące. A mimo to czasem spoglądał w stronę drzwi, ciekawe, czy Timothee skorzysta z zaproszenia.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Koss Moss Pon 25 Kwi 2022, 14:08

    Poddanie gry było zastanawiającym gestem, który wzbudził ogólną sensację, ale nie uśpił wzmożonej czujności Timotheeʼa, z jaką ten traktował Grindelwalda od ostatniego incydentu. Nie miał ochoty na kolejny miesiąc szlabanu, za to z ogromną chęcią odpłaciłby się pięknym za nadobne, gdyby tylko miał pewność, iż cała ta rzekoma impreza nie jest kolejną pułapką.
    Wieczorem ze zdziwieniem dowiedział się jednak, że nie była, gdy wysłany przez niego pierwszak wrócił ze zwiadów.
      — Tak, coś się dzieje ― wydyszał chłopiec, z trudem łapiąc oddech – najwyraźniej przemierzył większość korytarzy biegiem. ― Widziałem dużo osób, jak szli na górę i… byli Ślizgoni… i jacyś Gryfoni… Chyba z trzeciej klasy, i…
    Timothee uciszył dzieciaka gestem ręki i skinął krótko głową, wykrzywiając wargi w wyrazie podłego zadowolenia.
      —  Dziękuję, Maurice. Ktoś cię widział?
      —  Nie, nikt, tak jak obiecałem. Czy to znaczy, że mogę teraz…
      —  Obliviate ― mruknął Challant niemal z czułością i zakręcił dyskretnie różdżką, wydzierając z pamięci chłopca tak cenne wspomnienia – w tym również to o obietnicy nagrody za ryzykowny wypad do wieży. Po wszystkim Maurice popatrzył na niego skonfundowany.
      —  O… Przepraszam… ― Z wyraźnym przestrachem dzieciak czmychnął, odprowadzony przez Challanta pogardliwym spojrzeniem.
    Młody arystokrata zastanawiał się długo, finalnie jednak ciekawość i zwykła kalkulacja wzięła górę nad żądzą zemsty. Nie było sensu narażać się tak wielu osobom tylko po to, żeby utrzeć nosa komuś, kto zapewne i tak zdążyłby się ukryć lub wyłgać z opresji. Poza tym był podekscytowany – jak każdy nastolatek na myśl o imprezie. Po prostu okazywał to bardziej wstrzemięźliwie niż inni.

    Gdy drzwi się otworzyły, w sali niemal natychmiast zapadła cisza. Nie było takiej pary oczu, która nie skupiłaby się na nowo przybyłym Krukonie. Szybkie zlustrowanie sali dostarczyło Challantowi dość informacji, by stwierdzić, że był tu jedynym reprezentantem Ravenclawu – ale jednym z wielu czarodziejów czystej krwi. Po chwili zrozumiał, co było kryterium dobierania gości.
    Grindelwald siedział rozpostarty nonszalancko w nauczycielskim fotelu. Ich spojrzenia spotkały się już w pierwszych sekundach. Timothee zmrużył oczy jak drapieżnik, ale nogi prawie bez udziału woli powiodły go ku rywalowi.
      —  Hej, a jego go tu zaprosił? ― usłyszał szept za plecami.
      —  Grindelwald…
      —  Serio? Tego buca…?
    Szybko jednak poszczególne słowa zlały się z ogólnym gwarem, który Challant pozostawił za sobą, by zatrzymać się przy masywnym biurku i łypnąć najpierw na kielich wypełniony alkoholem, a potem na trzymane przez Grindelwalda notatki. W palcach dłoni obracał w międzyczasie swoją specyficznie rzeźbioną, czarną jak heban różdżkę, której wyraźnie nie zamierzał na razie odłożyć.
      —  Grindelwald ― rzucił chłodno w miejscu powitania, pod maską wyniosłości kryjąc dziwne onieśmielenie. Aby nie czuć się jak wezwany na dywanik młokos rugany przez nauczyciela, obszedł biurko i przystanął za plecami Gellerta, skąd raz jeszcze z dumą zlustrował salę, a kilkoro obserwujących go uczniów natychmiast odwróciło wzrok. Teraz to Grindelwald z pewnością poczuł specyficzny dyskomfort wynikający z obecności niebezpieczeństwa poza polem widzenia. I przyjemny, słodki zapach białego kwiecia połączony z nutą czegoś cięższego; i ten znajomy elektryzujący dreszcz, który sprawiał, że najdrobniejsze włoski na jego ciele stawały dęba. ― Na święta postanowiłeś przemówić ludzkim głosem, czy życie już całkiem ci zbrzydło?
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Prince Charming Pon 25 Kwi 2022, 19:36

    Odchylił głowę do tyłu, by zlustrować wzrokiem Challanta. Spojrzał z dołu na arystokratycznie zarysowany profil i odetchnął głębiej zapachem perfum. Woń była niejednoznaczna i subtelna. Kwiecie godne panny zmieszane z wyrazistą, drapieżną nutą. Kusiła i drażniła zmysły. Podobała mu się.
    Poza tym niezmiernie cieszyło go, że chłopak skorzystał z zaproszenia. Choć wprost tego nie przyznał, odmowa wyjątkowo by go rozczarowała.
      — Sam już nie potrafię stwierdzić, czy jesteś lepszym showmanem, czy aktorem — żartobliwy komplement podszyty był nutą złośliwego rozbawienia. Timothee gardził tłumem, a jednocześnie delektował się jego reakcjami. Nie było wątpliwości, że lubił, gdy milkli na jego widok i unikali kontaktu wzrokowego. Szmer szeptów nie wprawiał go w zakłopotanie, a choć gorliwe próby zdobyć sympatii, obojętnie zbywał, to jednak sprawiały mu one satysfakcję. Tak przynajmniej widział go Gellert. Aktora ze skłonnością do dramatycznych gestów, gwałtownych uczuć i porywających przemów.
    Bezpośredniość Grindelwalda i jego wręcz niefrasobliwość bez wątpienia były efektem wypitego alkoholu. Wychylił się do przodu, gdzie na biurku stała druga, pusta, jak do tej pory szklanka, którą przygotował dla swojego towarzysza. Hojnie wypełnił ją whisky, a następnie wyciągnął w górę w kierunku rówieśnika.
      — Pomyślałem, że wolę mieć w tobie sojusznika niż wroga. Ot, cała prawda, Challant — przyznał z rozbrajającą szczerością i z powrotem sięgnął po wertowane niedawno notatki. — Zobacz — zachęcił chłopaka, wskazując konkretny fragment tekstu.

    Obydwoje wychowali się w czarodziejskich rodzinach, więc doskonale znali legendę o trzech braciach Peverell i otrzymanych przez nich darach od samej Śmierci. A jednak żaden z nich nie podejrzewał, że w powieści może tkwić ziarno prawny. Z notatek profesora Eagleta wyraźnie wynikało jednak, że przynajmniej jeden z Insygniów – Peleryna Niewidka, nie tylko istniała naprawdę, ale jeszcze niedawno znajdowała się w Londynie.
    Dwoje młodych czarodziejów wspólnie przerzucało notatki, w poszukiwaniu jakiś jednoznacznych informacji. Obudzili się w nich pełni pasji odkrywcy, a zapał rozniecał popijany alkohol. Zapomnieli o niedawnych animozjach, skupieni na wspólnym celu, który rozbudzał fantazję i pchał do ekscytującej pogoni za niemożliwym.
    Niespodziewanie ktoś położył dłoń na ramieniu Gellerta, przerywając Challantowi wpół zdania. Zaskoczony Ślizgon skierował spojrzenie na intruza.
      — Przyszedłeś się tu uczuć czy bawić? — Zagadnęła rudowłosa uczennia, pieszczotliwie przesuwając dłonią po jego ramieniu i odważnie zaglądając chłopakowi w oczy.
      — Przyjdę do ciebie później — Gellert zbył ją i uniósł szklankę do ust, czując na języku intensywny smak alkoholu. Alice używała słodkich, odurzających perfum, które pasowałyby raczej dla dojrzałej kobiety niż uroczej panny. Wydęła niezadowolona wargi, ale nie zaprotestowała. Po chwili zawahania skinęła głową i cofnęła dłoń, Grindelwald zapomniał już o pannie, skupiając się z powrotem na rozrzuconych po biurku notatkach. — Kontynuuj — zachęcił Krukona niecierpliwie.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Koss Moss Wto 26 Kwi 2022, 15:58

    Na tym sytuacja mogłaby się skończyć, ale rudowłosa Alice miała nieszczęście przerwać wypowiedź wpół zdania niewłaściwej osobie. Siedzący na krawędzi biurka Challant utkwił w niej spojrzenie i nie spuścił go nawet, gdy Grindelwald stracił już zainteresowanie uczennicą.
      — McLeann. Ród arystokratów, w którym dzieci nie są uczone podstawowych zasad kultury, jak ta, iż nie przerywa się komuś wypowiedzi ― skwitował młody Krukon, prostując się i obracając leniwie różdżkę w smukłych palcach. Na dźwięk jego spokojnego, choć przepełnionego pogardą głosu cała sala utkwiła w nim wzrok. ― Blamaż.
      — Nie spinaj się. Po prostu cię nie słyszałam ― odparła Alice, starając się zachować pozory nonszalancji, a Challant uniósł brew.
      — Może więc czas umyć uszy?
    Delikatne machnięcie różdżki sprawiło, że dziewczyna chwyciła się za głowę i krzyknęła; z jej uszu buchnęła piana i wyglądało to doprawdy komicznie, dlatego wśród publiczności zapanował pewien dysonans.
    Po kilku sekundach Timothee wykonał krótki, nieco ostrzejszy ruch różdżką i upokarzająca tortura skulonej pod ścianą, ubrudzonej pianą Alice dobiegła końca.
      —  Teraz słyszysz wyraźnie? ― zapytał oschle stojący nad nią Krukon, ale nie czekał na odpowiedź. ― Nie ma za co.
    Z uniesioną różdżką zmierzył wzrokiem zgromadzonych i dopiero, gdy wszyscy powoli zaczęli wracać do przerwanych zajęć, stuknął końcem różdżki jedną z luźnych, zapisanych chaotycznie kartek.
      — O czarnej różdżce ― kontynuował, jakby w ogóle mu nie przerwano ― mówiło się w moich stronach, choć nie z nazwy. Sto lat temu w posiadłości nieopodal naszego rodzinnego dworu mieszkał baron Le Guin. Słynął z okrucieństwa, fascynacji czarną magią i niezliczonej liczby wygranych pojedynków. Miał wielu wrogów i wielu z nich próbowało zakończyć jego życie, ale najwyraźniej nikt go nigdy nie pokonał. Podobno władał wyjątkową różdżką, której moc sprawiała, że przy zderzeniu zaklęć różdżki jego przeciwników rozpadały się na kawałki. Nawet jeżeli założymy przez chwilę, że jest w tym ziarno prawdy, w kronikach przeczytasz tylko, że w roku tysiąc osiemset dwunastym podczas obławy Le Guin obrócił w popiół całe miasto, a potem… ― Niedbałym gestem, bez odwracania się, Challant odparł czar rzucony mu w plecy przez roztrzęsioną Alice. Zaklęcie ogłuszające odbiło się od srebrzystej tarczy i ugodziło dziewczynę, która zamarła i przewróciła się, a następnie stoczyła ze stopni prowadzących na podest, na którym stało nauczycielskie biurko. ― …słuch po nim zaginął. Mhh… Nie mogę się tutaj skoncentrować.
    Timothee wyprostował się i spojrzał bez emocji na dochodzącą do siebie Alice, do której podbiegły właśnie zatroskane koleżanki. Całe to tło nie miało jednak znaczenia. Dzisiejszego wieczoru rzeczywiście zawarli z Grindelwaldem niewypowiedziany pakt. Gellert podzielił się z nim bardzo cennymi informacjami; Challant odwdzięczył się tym samym i mógł to być początek intensywnej, owocnej współpracy.
    Gorzki alkohol rozgrzał przyjemnie przełyk, gdy Krukon opróżnił swoją szklankę. Zabawnie kręciło mu się w głowie i ogarniało go coraz większe rozluźnienie. Nie był to pierwszy raz, gdy Challant popijał trunki dla dorosłych, ale nieprzyzwyczajony do nich organizm wciąż reagował na odurzające używki bardzo mocno. Młodzieniec nagle zapragnął nade wszystko świeżego powietrza.
      — Chodźmy na spacer.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Prince Charming Wto 26 Kwi 2022, 18:14

    Grindelwald obserwował zajście z malującym się na twarzy niezadowoleniem. Uważał reakcję Krukona za przesadzoną, a karę wymierzoną Alice za niewspółmierną do wykroczenia. Nade wszystko uważał jednak, że całe zajście było kompletnie niepotrzebne. Nie interweniował jednak w obronie panny McLeann, przekonany, że zniweczyłoby to wszelkie starania dzisiejszego wieczoru. Nie sięgnął po różdżkę. Nie spojrzał w kierunku upokorzonej dziewczyny.
      — Doprawdy, zaczynam się skłaniać ku showmanowi — mruknął tylko z nutą nagany, gdy Timothee wrócił do nauczycielskiego biurka. Choć nie mógł odmówić Krukonowi niezwykłego talentu i przewyższających wiek umiejętności, to jednak duma chłopaka i jego skłonność do dramatycznych gestów budziły w nim niepokój. Challant był nieprzewidywalny, kierował się kaprysami, a nie rozsądkiem. A taka potęga była wyjątkowo niebezpieczna, gdyby została nieokiełznana, na to jednak Gellert nie zamierzał pozwolić.
    Skinął głową, przyjmując propozycję spaceru. Machnięciem różdżki uprzątnął rozrzucone po biurku notatki, jednym haustem dopił zawartość swojej szklanki, a następnie ruszył za towarzyszem. Alkohol rozwiązał obojgu języki. Rozmawiali swobodnie już nie tylko o insygniach i czarodziejskich legendach. Dzielili się wrażeniami. Żartowali. Wzajemnie uciszali, gdy śmiech poniósł się po pustych korytarzach. Grindelwald opowiadał o tym, jak nie znosi zajęć z Opieki nad magicznymi stworzeniami. Z rozbawieniem przyznawał, że z własną sową ma raczej trudną relację i wskazywał na drobne zadrapania na szczupłych dłoniach. Słuchał o tym, jak Timothee wyrzekał na rodziców, którzy nie pozwolili mu wrócić do domu na święta i ograniczyli się jedynie do przesłania drogich prezentów i bardzo oficjalnych życzeń.
    Usiedli na trawie w kompletnej ciemności. Na horyzoncie pośród gwiazd Hogwart był pogrążony w mroku. Jedynie na szczycie wieży astronomicznej widoczny był świetlny punkt. Widocznie uczniowie nie skończyli jeszcze zabawy. Otaczała ich głęboka ciemność, która sprawiała, że ledwie widzieli siebie nawzajem.
      — Zepsułeś mi schadzkę, Challant. Mam nadzieję, że masz do zaoferowania w zamian coś więcej niż piknik na szkolnych błoniach — Gellert postawił między nimi na wpół pełną butelkę, którą zabrał z biurka. Grindelwald wiedział, że Alice nie wybaczy mu tego, co stało się podczas zabawy. Choćby najgorliwsze przeprosiny nie mogłyby wymazać upokorzenia, na które pozwolił. Nawet jeśli nie zależało mu na dziewczynie, to jednak lubił jej łagodne pieszczoty i słodkie oddanie.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Koss Moss Pon 02 Maj 2022, 18:32

      — Och, Grindelwald, powinieneś mi podziękować za uwolnienie się od kobiety o tak opłakanych manierach. Przyznaj, że tylko kultura osobista i niepojęty czystokrwisty fanatyzm nie pozwalały ci zbyć jej wcześniej — odparł Challant, obserwując w półmroku przystojną twarz Gellerta. Pierwszy raz zwrócił uwagę na to, jak symetryczna jest twarz Grindelwalda; jak wydatne jego kości policzkowe i kształtne usta, na których mimowolnie i bezwiednie co jakiś czas zatrzymywał spojrzenie, niby to skupiając się na wypowiadanych przez rywala słowach. — Nie będę cię tu zabawiał jak podlotka — orzekł dumnie, sięgając po butelkę, by podzielić ze Ślizgonem kolejny niebezpośredni pocałunek, pijąc rozgrzewający trunek z tego samego gwinta.
    Siedzieli pod wielkim starym dębem, którego magiczna natura nawet zimą zapewniała rozłożystym gałęziom zielone opierzenie – to samo, które uchroniło okoliczną trawę przed przysypaniem warstwą śniegu. Mieli wokół siebie małą wiosnę w środku zimy; nawet w powietrzu unosił się ten specyficzny zapach kwiecia. Według krążącej wśród uczniów legendy jeszcze na długo przed powstaniem szkoły to zakochana nimfa leśna po tragicznej śmierci swego ludzkiego kochanka zapuściła korzenie nad jego grobem, by na zawsze zaborczo zamknąć go w swoich ramionach.
      — Znasz tę legendę, mm? — Challant uniósł rękę nad głowę i leniwie stuknął knykciami w twardą korę, ale zaraz parsknął ponurym i pełnym politowania śmiechem, porzucając wątek, i raz jeszcze napił się wprost z butelki, by zaraz przekazać ją Ślizgonowi. — Dobra, Grindelwald, dość tej farsy. Obaj wiemy, że nie doszedłeś nagle do wniosku, że będziemy świetnymi przyjaciółmi. Uknułeś tę żałosną intrygę z Adkinsem, a teraz chcesz, żebym dołączył do orszaku twoich lizodupów? Nie jestem idiotą; marzysz, żebym wyleciał z tej szkoły i uciekasz się do podstępu, bo wiesz, że nie wygrasz ze mną w otwartym pojedynku — wycedził, z pewnym trudem oddzielając od siebie wypowiadane spółgłoski; powiódł przy tym wzrokiem za poruszającą się przy przełykaniu grdyką Gellerta, a potem wbił wyzywające spojrzenie w roziskrzone oczy swojego wroga. — Wy, Ślizgoni, nie macie pojęcia o honorze.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Prince Charming Wto 03 Maj 2022, 14:13

    Jakież musiało być zdumienie chłopaka, gdy na jego wyzywający zarzut, Gellert odpowiedział całkiem szczerym rozbawieniem. Nie rozgniewał się, tylko pobłażliwie uśmiechnął. Oparł butelkę o swoje udo i oblizał gorzkie od alkoholu wargi. Ckliwa historia o nieszczęśliwej miłości nie robiła nigdy na nim wrażenia.
        — Jesteśmy skuteczni, a nie honorowi, Challant. Mamy cele do osiągnięcia, a nie abstrakcyjne idee, za którymi podążamy. A ja rzeczywiście zrobię wszystko, by zrealizować moje zamiary — lekko wzruszył ramionami. Odczułby wstyd, gdyby zmuszony był się przyznać do porażki. Nie cenił wysoko dumy i honoru, ponieważ zazwyczaj stawały one na drodze skuteczności. Przeniósł spojrzenie z rozmówcy na odległy budynek szkoły i lekko skrzywił usta.
    Milczał przez dłuższą chwilę, a przejmująco zimne powietrze stawało się coraz bardziej dokuczliwie. Mróz szczypał w odsłonięte dłonie i policzki, wprawiając ciało w drżenie.
      — Ale masz rację. Nie zwróciłem się do ciebie przypadkiem ani w nagłej odmianie serca. Czasem widzę przyszłość. Ot jej przebłyski w szybkie. Urywek w pucharze z ponczem. Obraz w lustrze. Fragment w tafli jeziora. Zazwyczaj niejasne i nieoczywiste, ale prawdziwe — wzruszył lekko ramionami, chcąc ująć nieco wagi czynionemu wyznaniu, na które zapewne nigdy nie pozwoliłby sobie, gdyby zachował trzeźwość. — W każdej wizji, w której triumfuje, ty jesteś u mojego boku, Challant. Uznałem więc, że muszę przestać opierać się losowi. — Grindelwald wrócił spojrzeniem do młodzieńca, choć na jego ustach nie było już tego rozbawionego uśmiechu. Twarz pozostała nieprzenikniona. Nie mówił mu całej prawdy. — Chodź. Pora na nas.
    W milczeniu odprowadził Krukona pod pokój wspólny, przekonany, że ten jest w gorszym stanie i mógłby bezpowrotnie zgubić się pośród szkolnych murów albo być zmuszonym spać na schodach.

    Gdy następnego dnia dostrzegł w bibliotece Williama, bez chwili zawahania przysiadł się do Krukona. Zdumiony chłopak zerknął podejrzliwie w jego kierunku, ale wiedział, że zmiana miejsca nie wchodziła teraz w grę. Podwoił więc uwagę, z jaką czytał książkę, ale Grindelwald to zignorował.
      — Chciałem cię o coś zapytać — zagadnął otwarcie. Byli w bibliotece sami. Inni uczniowie spędzali ferie świąteczne na słodkim lenistwie lub zabawie. William z powodu plotek nie miał jednak dość szczęścia, by znaleźć towarzyszy, poświęcał się więc nauce.
      — Nie mam ci nic do powiedzenia, Grindelwald — William nie oderwał wciąż spojrzenia od tekstu, choć oczywiście nie był już zdolny czytać go z uwagą. Mięśnie pod szatą wyraźnie się mu napięły. Zapewne obawiał się, że stanie się ofiarą kpin Ślizgona. Podejrzenia te dalekie były jednak od prawdy.
    Gellert czuł na sobie wczoraj rozognione spojrzenie chłopaka. A gdy odprowadzał go do sali, był coś szczególnego w tym, jak chłopak nieświadomie przylgnął do jego ramienia w poszukiwaniu oparcia.
      — Nie przyszedłem z ciebie żartować. Chciałem porozmawiać o tej historii z Challantem.
      — To nieprawda. Mówiłem już wszystkim, ale nikt nie chce słuchać.
      — A jest jakiś powód, dla którego mógłby wymyślić tę plotkę? Chyba całkiem nieźle się dogadywaliście — kontynuował rozmowę, skupiając w końcu na sobie rozdrażnione spojrzenie Krukona.
      — Nie mam pojęcia, co mu odbiło. Jak szukasz chłopaka, to mnie faceci nie interesują — odparł ostro i niecierpliwie, wzbudzając wesoły śmiech Grindelwalda.
      — Powiedz mi chociaż, co stało się w tamtej łazience.
      — Nie pamiętam, czaisz? Nie mam pojęcia, co się stało, bo nie pamiętam! — Wzburzony poderwał się ze stołu, skupiając na sobie pełne nagany spojrzenie bibliotekarki. Zirytowany złapał za swoją książkę i pospiesznie wyszedł z sali.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Koss Moss Wto 03 Maj 2022, 21:18

    To, co następnie powiedział Challantowi Gellert, było zdecydowanie bardziej przekonujące, a zarazem fascynujące. Timothee nie wyczuł w tym kłamstwa, choć zdążył się już dotkliwie przekonać, że wysublimowana sztuka legilimencji, dzięki której potrafił czyścić innym pamięć tak skutecznie, w starciu z potężnym umysłem Grindelwalda była szczególnie zawodna – dlatego wszak przegrał partię szachową, i dlatego dał się wrobić w kradzież. Ale nie całkiem, nie. Zdarzały się momenty, w których po prostu wiedział. Najwyraźniej alkohol był mu w tym sprzymierzeńcem.
    Usłyszane tamtej nocy słowa nie dawały mu więc spokoju. W każdej wizji, w której triumfuję, ty jesteś u mojego boku, Challant. To rozniecało młodzieńczą, pełną zapału wyobraźnię. Brzmiało, jakby mieli razem zwojować świat. Wspiąć się na sam szczyt. Zmienić historię. Timothee nie zapytał jednak Gellerta o jego rozumienie tryumfu następnego dnia. Nawet nie podszedł do niego podczas lunchu – jedynie zerknął w kierunku stołu, przy którym ten siedział ze swoim małym fanklubem, a potem zasiadł po przeciwnej stronie sali. Po posiłku miał zamiar udać się do biblioteki i poczytać znacznie więcej o jasnowidztwie, ale najwyraźniej nie on jeden miał podobny pomysł.
      — …czaisz? Nie mam pojęcia, co się stało, bo nie pamiętam!
    Trzymając przy piersi kilka opasłych tomów, Timothee odprowadził poważnym spojrzeniem biegnącego do drzwi Williama, który nawet go nie zauważył. Zaraz potem wszedł do opuszczonej tak pośpiesznie przez Krukona alejki i w ogóle nie był zdziwiony widokiem stojącej w niej osoby.
    Gellert węszył w bardzo niewygodnych obszarach. Niebezpiecznych wręcz. Na atrakcyjnej, delikatnej twarzy Challanta nie drgnął jednak choćby pojedynczy mięsień.
      — Opowiem ci, co wydarzyło się w łazience, jeśli opowiesz mi o wizjach, w których mnie widziałeś, Grindelwald.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Prince Charming Nie 08 Maj 2022, 10:53

    Nie wydawał się nawet odrobinę speszony niespodziewanym pojawieniem Krukona. Niewiele rzeczy było w stanie zachwiać niewzruszoną pewnością siebie Gellerta. Rozparł się po królewsku na krześle, sunąc spojrzeniem po sylwetce rozmówcy, jakby rozważał jego bezpośrednią propozycję.
    Nie sądził, by Challant powiedział mu prawdę. Sam też nie zamierzał dzielić się z młodzieńcem tajemnicami swojej duszy. Musiał jednak uznać za zabawną możliwość spędzenia popołudnia na wymianie kłamstewek w jego towarzystwie, ponieważ powoli skinął głową. Nic zresztą nie czyni kłamstwa tak wiarygodnym niż odrobina prawdy.
      — Jednak nie byłeś wcale tak pijany wczoraj — uśmiechnął się kącikiem ust i powoli podniósł z wygodnego krzesełka. — Nie tutaj — zdecydował, wskazując jedną z alejek pomiędzy wysokimi regałami. Zmiana miejsca pozwoli im na pewno zejść z oczu podejrzliwej bibliotekarce, która znała złą sławą dwójki uczniów i obawiała się o cenne zbiory.
    Pod ścianą znaleźli wąską kanapę, na której mogli usiąść. Była na tyle mała, że chcąc nie chcąc chłopcy stykali się nogami. Grindelwald pożałował decyzji, która gwarantowała im prywatność, jednak poza lekkim spięciem ramion, nic nie zdradzało jego zakłopotania. Zajął miejsce bokiem, opierając plecy o podłokietnik, a łydkę o miękkie poduszki sofy.
      — Wspólnie możemy przywrócić należne czarodziejom miejsce — zaczął bez ogródek. Grindelwald zresztą nigdy nie krył swoich poglądów dotyczących mugoli i czystości krwi. — Możemy powstrzymać katastrofę, którą sprowadzą na Europę mugole. Skończyć z ukrywaniem się przed nimi i pokierować społecznością czarodziejów, tak by znalazła się na szczycie.
    Urwał na moment, gdy do ich uszu dobiegły kroki z przeciwnego końca alejki. Szybko jednak się oddaliły i ucichły.
      — Moje wizje to przebłyski, Challant. Nie są jednoznaczne. Nie potrafię powiedzieć, w jaki dokładnie sposób odegrasz w tym wszystkim rolę, ale wiem, że nasza społeczność potrzebuje silnego przywództwa, które przestanie się układać z mugolami, a zmusi ich do posłuszeństwa, nim doprowadzą nas wszystkich do zagłady.
    Machnął lekko różdżką, a oczom Krukona ukazała się katastrofalna wizja. Obrazy zmieniały się tak szybko, że młodzieniec z trudem mógł nadążyć i rozpoznać poszczególne elementy. Przerażające widowisko przypominało brutalny i szybki koniec świata, w którym ginęli zarówno czarodzieje, jak i mugole. Nieznane bronie, które niosły ze sobą śmierć i kompletne zniszczenie. Trudno było odnaleźć w tym wszystkim sens, zbyt było to chaotyczne i urwane, ale pozostawało wrażenie zimnego przerażenia i bezkresnego okrucieństwa, przejmujący chłód w klatce piersiowej i bolesny skurcz żołądka.
      — Tu nie chodzi o mnie, czy o ciebie, Challant. Nie chodzi o to, czy lizałeś się z kimś w kiblu, czy nie. To jest dużo większe.
    Challant mógłby przysiąc, że pośród apokaliptycznych wizji dostrzegł coś jeszcze. Zaledwie na ułamek sekundy. Siebie, śmiejącego się z czegoś w objęciach Grindelwalda. Z dłońmi wspartymi na jego piersi, pochylał się w stronę mężczyzny i coś do niego szeptał, mnąc w dłoniach elegancką szatę.
    Dante
    Dante
    Daemon

    Punkty : 2512
    Liczba postów : 517
    Skąd : Z kosmosu

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Dante Pon 09 Maj 2022, 18:58

    Może był to tylko przebłysk, ale w swym młodzieńczym zapale Challant wiedział już doskonale, co zobaczył – i z jakiegoś powodu znacznie bardziej niż abstrakcyjna wizja przerażającej, ogarniającej Europę wojny wstrząsnął nim ten drobny, intymny urywek rzekomego proroctwa. Serce zabiło szybciej, ale rozum szybko podsunął prawdopodobne wyjaśnienie, dzięki któremu wszystko stworzyło spójną całość. Gdyby Grindelwald mógł zagwarantować sobie tryumf kosztem czyichś uczuć, zrobiłby to bez zawahania, nawet jeśli byłyby to uczucia tak niestosowne i nieprzyzwoite – pewnie więc dlatego usiłował zgłębiać temat incydentu w łazience: sprawdzał, jak daleko może się posunąć i jakie może mu to przynieść korzyści. Dlaczego jednak? Czy coś w zachowaniu Timotheego podsunęło mu taką myśl? Czy te skłonności było widać? Nawet jeżeli Grindelwald był bardziej spostrzegawczy niż inni, jeśli on mógł zobaczyć to w Challancie, był to sygnał, że należy przemyśleć sposób, w jaki się prezentuje. Powinien uwieść jakąś kobietę. Dokładnie tak, jak zrobił to Gellert. Wtedy nikt nie posądziłby go o homoseksualizm.
    Ale… czy to możliwe, że Grindelwald właśnie w ten sposób próbował zataić, że…
    Timothee uśmiechnął się z nutą wyższości, a potem podniósł się z zaskakującą gwałtownością, nie odszedł jednak. Przypominał w tym tygrysa, który po długiej obserwacji wyczuł dogodny moment, by przypuścić atak na ofiarę. Przystanął przed Gellertem, który tak ewidentnie się od niego odsuwał, i nachylił się, żeby spojrzeć mu prosto w oczy.
      — Często prowadzisz prywatne dochodzenia w kwestiach, które cię nie obchodzą? — zapytał z przebiegłym uśmiechem, ale Gellert, wbrew jego oczekiwaniom, nie wydawał się zapędzony w kozi róg.
      — Tylko, gdy bardzo się nudzę — odparł niedbale i albo Challantowi się zdawało, albo przy tym do niego mrugnął. Lekceważąca postawa nie pozwoliła mu, mimo wszystko, zbyć Krukona, który powoli obniżył się, aż w końcu przykucnął i przeszywającym wzrokiem dalej lustrował jego twarz, tym razem nieco z dołu.
      — Musisz być rzeczywiście bardzo znudzony — skwitował przyciszonym, dziwnie zachrypniętym głosem, nawet nie mrugając. — Czy lizałem się z Williamem w łazience? — zadał niewypowiedziane wprost pytanie i zmrużył oczy, udając zamyślenie. — Nie — odpowiedział sam sobie po sekundach, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność. — Twoje przypuszczenia są jednak słuszne. Usunąłem mu z głowy kilka drobnych, niezręcznych wspomnień z tamtej nocy.
    Wysunął końcówkę języka i przesunął nią powoli po swojej dolnej wardze. Zauważył, że ruch ten przyciągnął wzrok Grindelwalda. Wyprostował się i wstał znów nieco zbyt gwałtownie, a w jego palcach zawirowała różdżka. Wyciągnął ją rękojeścią w stronę Ślizgona.
      — Pokażesz mi swoją? — zapytał łagodnie. — Wiąz, prawda? I włókno z serca jednorożca?
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Prince Charming Sro 11 Maj 2022, 12:16

    Zareagował odruchowo, gdy zobaczył, że Krukok sięga po różdżkę. Bezwiednie złapał za swoją, w ułamku sekundy gotów do odparcia zaklęcia. Gdy okazało się, że tym razem intencje Challanta były czyste, zareagował rozbawionym uśmiechem. Znów bez wstydu czy zażenowania. W końcu jego ostrożność była jak najbardziej uzasadniona.
    Odwrócił różdżkę w kierunku chłopaka, ledwie twierdząco kiwając głową.
    Przebłysk wspólnej wizji był prowokacją. Banalną, ale skuteczną. Timothee każdy gestem potwierdzał zresztą przypuszczenia Ślizgona. Nie zaprotestował na widok intymnej sceny, co więcej ośmielił się na tyle, by w wyjątkowo niedwuznaczny sposób okazywać swoje zainteresowanie. Chalant zachowywał się niczym wszystkie te dziewczęta, które tak lubiły pokazywać się w towarzystwie zdolnego ucznia. Oblizywał zalotnie wargi, skracał dystans i nadawał sytuacji szczególnego napięcia.
    Gellert machnął niedbale różdżką, należącą do rywala i ku jego zdumieniu czar okazał się skuteczny. Na poły smok, na poły wąż stworzony z dymu przemknął zwinnie nad ich głowami. Uniósł lekko brew, gdy w ślad za nim podążył kruk. Wielkie ptaszysko rozmiarów człowieka o gorejących, niemal żywych oczach i potężnych skrzydłach.
      — Musisz się popisywać, co? — Zapytał z pozorną obojętnością, ale w dłoniach wciąż ściskał różdżkę należącą do Krukona.

    Karteczkę z prośbą o stawienie się w gabinecie profesora Longwella Timothee otrzymał jeszcze przy śniadaniu. Liścik został starannie skreślonym zamaszystym pismem i miał uprzejmą wymowę zaproszenia, a nie nakazu. Gdy uchylił drzwi od pomieszczenia, zastał nauczyciela w otoczeniu kilku wysokich stert ksiąg i dokumentów. W sali unosił się zapach kurzu, którego drobinki wirowały w ostrym, zimowym słońcu.
    Longwell uśmiechnął się promiennie, machnięciem różki posyłając opasłe tomiszcze na jedną z wyższych półek przepełnionej biblioteczki.
      — Dotarł, pan. Wspaniale — oznajmił, wychodząc naprzeciw swojego ucznia. — Wiem, że ma pan teraz ferie, ale szkoła otrzymała w spadku zapisy Verner Hawthorn. Warto byłoby zaprowadzić w nich porządek i je zarchiwizować. Może natkniemy się na coś naprawdę interesującego? Zbieram grupę uczniów, którzy mogliby mi w tym pomóc. Byłby pan zainteresowany?
    Verner Hawthorn był sędziwym czarodziejem o imponującym dorobku naukowym. Zginął podczas jednej z wypraw, choć szczegóły czego dotyczyły poszukiwania i w jaki sposób mężczyzna stracił życie owiane były tajemnicą. Wiadomo było tylko tyle, że ciała Vernera nie odnaleziono, a jego asystent od miesiąca odzyskuje zdrowie w św. Mungu.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Koss Moss Sob 14 Maj 2022, 00:37

    Starannie złożony liścik znalazł się w wewnętrznej kieszeni szaty Timothee’a tuż przy sercu, niczym najcenniejszy sekret. Relacja Challanta z opiekunem Krukonów była dość bliska jak na stosunek łączący profesora i jego ucznia. Młodzieniec nierzadko korzystał z rozmaitych pretekstów, by zostać po zajęciach chwilę dłużej, i czerpał z tego swoje korzyści – już na drugim roku mógł zawsze liczyć na dostęp do działu ksiąg zakazanych i interesujące rekomendacje ze strony Longwella. Nie potrafiłby określić, kiedy dokładnie zaczął się zadurzać w tym mężczyźnie. Może w któryś z czwartkowych wieczorów, gdy mierząc się z profesorem po spotkaniu klubu pojedynków, kończył unieruchomiony zaklęciem pod ścianą i przetrzymywany był tak długo, dopóki nie wymienił poprawnie wszystkich swoich błędów.
    Może w któreś popołudnie, gdy podczas posiłku wychwytywał uważne spojrzenie profesora zza nauczycielskiego stołu.
    Może pewnej nocy, kiedy złapany na myszkowaniu w prywatnych komnatach woźnego, zamiast reprymendy dostał od Longwella nie tylko swój notatnik, który próbował odzyskać, ale też pyszną herbatę i wielogodzinną dyskusję, która zaczęła się od tematu najbardziej dziwnych lub niebezpiecznych obiektów skonfiskowanych uczniom.
    Nie miał pojęcia, ale też nie zależało mu, by za wszelką cenę to ustalić. Liczyło się to, że profesor Longwell traktował go wyjątkowo – i że tak musi pozostać.
      — Dzień dobry, profesorze Longwell — przywitał się ze śmiałym uśmiechem, kładąc specyficzny, pełen ciepła nacisk na nazwisko mężczyzny. Zamknął za sobą drzwi i żwawo podszedł do biurka. — Proszę sobie ze mnie nie żartować. Oczywiście, że jestem zainteresowany — zapewnił gorliwie, a przez myśl przemknęło mu już nie po raz pierwszy. — Poradzę sobie. Nie musi pan zapraszać nikogo więcej. A już na pewno nie Grindelwalda. Tylko sabotowałby pana wysiłki.

    Sponsored content

    Just the Two of Us Empty Re: Just the Two of Us

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Pon 20 Maj 2024, 12:30