Sex, drugs & rock'n'roll

    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    Sex, drugs & rock'n'roll Empty Sex, drugs & rock'n'roll

    Pisanie by Owoc Czw 24 Lut 2022, 22:19

    - To totalnie zjebane. Siedzimy tu od trzech godzin. Możemy iść coś zjeść?
    Komentarz blondyna rozwalonego na popękanej kanapie ani trochę nie poprawił nastrojów w sali prób. Ciężką atmosferę beznadziejności można było kroić nożem, ale niestety nikt by się nią nie najadł.
    Misiowaty, wytatuowany gość, który siedział okrakiem na krześle i wspierał umięśnione przedramiona na jego oparciu, spojrzał na niego ze znużeniem.
    - Chryste, tylko byś żarł. Gdzie ty to mieścisz?
    Blondyn wzruszył ramionami i podrzucił do góry pałeczkę perkusyjną. Bawił się nią przez cały czas. W ogóle był w ciągłym ruchu. Jeśli w danej chwili nie miał nic w dłoniach, chodziło mu kolano albo stukał palcami w najbliższą powierzchnię, najlepiej taką, która wydawała dźwięk. Nie, nie był nadpobudliwy, po prostu za często jechał na fecie. Joel był pewien, że kiedyś go to zabije. A szkoda, Blondie był spoko gościem i dobrym bębniarzem, a przynajmniej najlepszym na jakiego ich, pożal się boże, zespół było w tym momencie stać.
    - Jeszcze rosnę.
    - Szkoda, że mózg ci nie rośnie.
    - A tobie fiut.
    - Twoja stara.
    Zaczęli przerzucać się docinkami, co Joel w normalnych okolicznościach zlałby ciepłym moczem, ale dzisiaj działało mu na nerwy.
    - Zamknijcie się - warknął. W porównaniu do reszty znudzonych kumpli wyglądał jak lew w klatce. Niemal dosłownie wydeptywał ścieżkę w parkiecie. Zaczynał przy starym wzmacniaczu, obecnie podpiętym do granatowego strata, i kończył na wspomnianej kanapie. I tak w kółko.
    - Wrzuć na luz, Wild - rzucił miśkowaty, jakby taki tekst kiedyś komuś pomógł. Joel nawet na niego nie spojrzał. Nerwowo zaciągnął się fajką wciąż wbijając wzrok w podłogę, próbując znaleźć jakieś wyjście z sytuacji. Bo oczywiście wszystko było na jego głowie, reszta miała wyjebane, że za tydzień mieli koncert w Little Heaven, a zostali bez wokalisty. I że jeśli nie znajdą gościa, który powali wszystkich na kolana, zaprzepaszczą jedyną szansę na zaistnienie.
    - Mówiłem, że to durny pomysł. Nie znajdziemy nikogo w tak krótkim czasie.
    Czwarty głos dołączył do wymiany zdań. Ten należał do długowłosego, szczupłego bruneta, który z założonymi rękami siedział na krześle. Jego pełen pretensji ton działał na Joela jeszcze gorzej niż tamte dwa zjeby. Gdyby nie byli kumplami od piaskownicy, kazałby mu wypierdalać i nigdy nie wracać. Wiedział do czego nawiązywał i nie miał zamiaru dawać po sobie jechać.
    - Ty lepiej też się zamknij.
    - Gdybyś nie był takim dupkiem, nie zostalibyśmy na lodzie.
    Zatrzymał się w połowie swojej ścieżki wkurwu. O nie, co to, to nie.
    - Że co, kurwa?
    - Taka prawda, Wild. Gdybyś pozwolił mu śpiewać to, co chciał, teraz może bylibyśmy już w drodzę do NY.
    Fuknął i wywrócił oczami. Znali się z Dannym od szczeniaka, razem ukrywali się przed starymi, razem uciekali z bidula i razem założyli ten cholerny zespół, ale po tym jak poznali Stana z całą jego zasraną nieskazitelnością, Danny’emu odwaliło. Gdyby nie miał pewności, że jest hetero, pomyślałby że chce wleźć mu w tyłek. Dosłownie. Dlatego tym bardziej wkurzało go, że bierze stronę tego głąba, zamiast ziomka, który przeżył z nim pół życia.
    - Chcesz znaleźć winnego?  - Wycelował w kumpla palcami, między którymi trzymał szluga. - Proszę bardzo. Powiem ci kto jest winny. Stanley, jebany, White. I jego zasrane parcie na szkło.
    - Jego parcie na szkło? - Danny prychnął z niedowierzaniem. - To ty nie chciałeś grać jego kawałków. Chciałeś żeby śpiewał tylko twoje teksty.
    O nie, znów ten temat. Wałkowali go do porzygu. Miał tego serdecznie dosyć.
    - Bo jego teksty, to gówno i dobrze o tym wiesz. - Gniewnie zgasił peta w popielniczce. - Cholerna mielonka tworzona pod dyktando wytwórni.
    - Nie wierzę, że z takich - zrobił cudzysłów palcami - wzniosłych pobudek wypiąłeś się na jego kontakty. Mógłbyś chociaż raz przełknąć dumę, dla dobra nas wszystkich.
    - W dupie mam jego kontakty - warknął stając nad Danny’m. Zmierzył go zimnym spojrzeniem. - Dobra muzyka sama się obroni.
    Naprawde w to wierzył. Pod tym względem był romantycznym naiwniakiem. W jego idealnym świecie muzyka coś sobą przekazywała, była tarczą i mieczem, wpływała na świat. Nie była jedynie łatwo zjadliwą pulpą, którą ciemne masy łykały jak pelikany świeże ryby. Zdawał sobie sprawę, że przez to ma pod górkę, że gdyby jego zespół pognał za mainstreamem, mogliby osiągnąć sukces, ale nie zależało mu na tej widmowej satysfakcji. Chciał żyć i grać, przede wszystkim grać, w zgodzie ze sobą.
    Danny pokręcił głową jakby miał do czynienia z naiwnym dzieciakiem.
    - Właśnie o tym mówię. Pociągniesz nas na dno. Czasem trzeba zrobić krok w tył, żeby zrobić dwa w przód, ale ty stoisz w miejscu - stwierdził, wbijając Joleowi nóż w plecy. Co tam w plecy, w samą pierś, prosto w serce. Zabolało, ale nie dał mu satysfakcji, nawet się nie skrzywił. Popatrzył na niego pogardliwie.
    - Jak coś ci się nie podoba, to wiesz gdzie są drzwi, nie? Jak nie wiesz, to pomogę ci je znaleźć porządnym kopem w jaja.
    Danny westchnął. W opozycji do Jo, wydawał się zwyczajnie zmęczony.
    - Nie musisz, wiem gdzie są. - Wstał z krzesła zerkając na resztę, która do tej pory obserwował ich w milczeniu. - Mam dość. Spadam stąd.
    - No co ty, DumDum, nie świruj. - Blondie podniósł się na łokciu patrząc jak ich gitara rytmiczna zmierza do drzwi. - To wszystko przez to, że nie zamówiliśmy żarcia. Ogarniemy pizzę i zobaczysz, świat znów będzie piękny!
    - Zostaw go, niech idzie - zimny ton Joela przeciął przestrzeń jak nóż. - Już od dawna jest zaślepiony kasą White’a.
    Nie odwrócił się żeby zobaczyć jak Danny znika za drzwiami, ale ich trzask odczuł gdzieś w trzewiach. Najbardziej boli zdrada przyjaciela, a jeszcze bardziej zdrada jedynego przyjaciela. Czuł się jakby dostał w brzuch. Jakby zabrakło mu powietrza w płucach. Było mu niedobrze i gdyby nie upór będący motorem jego działań, chyba rzuciłby to wszystko w cholerę.
    Tymczasem idący na przesłuchanie Noah, dostał z bara dokładnie w chwili, gdy zbliżał się do drzwi z numerem trzy, za którymi według wiadomości, miała znajdować się sala prób wynajęta przez zespół, do którego chciał dołączyć.
    Danny odwrócił się po fakcie, a na jego twarzy po wstępnym zaskoczeniu pojawił się złośliwy, cyniczny uśmiech.
    Sięgnął nad ramieniem chłopaka i otworzył mu drzwi.
    - Został jeszcze jeden - rzucił do trójki muzyków, skupiając tym ich uwagę. - Dobrej zabawy, młody. - Klepnął go w plecy, ale ani w tym geście ani w wyrazie jego twarzy nie było życzliwości. I zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, Danny zniknął w korytarzu, a wzrok wszystkich skupił się na nowym.
    Nie trzeba było doktoratu z psychologii żeby wyczuć, że w powietrzu wisiała drama. Twarze wszystkich były ściągnięte, a już najbardziej twarz Joela. Przez moment widać było jak napinają się mięśnie jego szczęki, jakby mocno je zaciskał albo powstrzymywał jakąś kwiecistą wiązankę. W istocie obie rzeczy były prawdą.
    Obrzucił Noah krótkim, oceniającym spojrzeniem i sięgnął do tylnej kieszeni jeansów wyciągając pomiętą paczkę papierosów. Odpalił jednego.
    - Wild, dzieciak chyba się zgubił. - Ryan wyprostował się na krześle. Po jego głupim uśmiechu widać było, że absolutnie nie brał pod uwagę, że nowym wokalistą mógłby zostać taki szczawik. Poza tym, wyraźnie starał się rozluźnić atmosferę i przekierować energię na nowy temat. Z miernym skutkiem. Jo nadal wyglądał jak chmura gradowa. Pojawienie się ostatniego kandydata też w niczym nie pomogło, bo chociaż zdawał sobie sprawę, że chłopak był, co tu dużo gadać, dzieciakiem, to nie spodziewał się kogoś o tak babskich rysach. Zaczynał sądzić, że Danny miał trochę racji i całe to przedsięwzięcie było jedną wielką porażką.
    - Siema młody! - Blondie zasalutował mu pałeczką. - Nie wstydź się, właź. Reszta posysała, także jesteś nasza ostatnią nadzieją.
    Joel miał ochote jebnąć go tą pałeczką w ten głupi, uchachany ryj, ale powstrzymał się. Dla dobra wszystkich. Przysunął sobie krzesło, na którym wcześniej siedział gitarzysta, zaciągnął się i usiadł w pozie bliźniaczej do Ryana, a potem końcu sam zwrócił się bezpośrednio do kandydata, lekko mrużąc oczy jakby starał się wybadać z czym ma do czynienia.
    - Pewnie jesteś Noah. - Co to w ogóle było za imię. Sam jego dźwięk dziwnie układał się na  języku. Jakoś tak niewygodnie. Ale może dzisiaj wszystko będzie już niewygodne i dopiero jak wleje w gardło trochę procentów rzeczywistość stanie się znośniejsza.
    - To jest Shy, bas. - Wskazał na miśkowatego głową. - To Blondie, bębny. - Perkusista raz jeszcze pomachał pałeczką. - Ja jestem Wild, prowadząca. Poważnie masz osiemnaście czy to tylko taka ściema? Bo nie mam zamiaru użerać się z nadopiekuńczymi starymi.
    Zamierzał jeszcze na parę chwil olać zdrajcę DumDuma, tego złamasa White'a i cały ten syf i skupić się na tym, po co się zebrali. Później będzie martwił się tym, że prawdopodobnie stracili nie tylko wokal, ale i rytmika.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Sex, drugs & rock'n'roll Empty Re: Sex, drugs & rock'n'roll

    Pisanie by Alchemist Pią 25 Lut 2022, 16:57


    Sex, drugs & rock'n'roll 93d92f062576408c9737901189bc08e2

    Noah Evans

    wokal

    Blond włosy • niebieskie oczy



    Noah cholernie czekał na ten dzień.
    Póki co w nowym mieście spotykały go raczej rozczarowania niż powody do radości. Fakt, w nowym domu miał swój pokój, który był fajnie urządzony, okolica była niezła, a w szkole przyjęli go w miarę dobrze. Tylko ludzie byli do kitu. Lissa - nowa żona jego ojca - była na etapie wkradania się w jego łaski i czasami była nieznośna w swoich próbach zagłaskania go na śmierć. W okolicy nie mieszkały żadne dzieciaki w jego wieku i sąsiedztwo było zdominowane przez klasę średnią w średnim wieku - nudy. A w szkole... Niby chodził tam ledwie parę dni, ale jakoś nie zauważył zbyt wielu sobie podobnych osób. W klasie nie było nikogo. Byli całkiem spoko, parę osób nawet próbowało się z nim zakumplować i nie byli tacy źli, ale jednak czuł, że wkrótce nie będzie o czym z nimi gadać. A już szczególnie nie będzie z kim dzielić zainteresowań - grać, jeździć na koncerty, wysyłać sobie linki na youtube z ciekawymi singlami. Gdy mieszkał w Kalifornii miał swój zespół - grali jedynie w garażu, ale łączyła ich pasja i Noah uwielbiał ich próby. Tutaj się na to nie zapowiadało.
    Do czasu, aż nie trafił na ogłoszenie o naborze - totalnie przypadkiem, prawie by je przeoczył. I długo stał, gapiąc się w kartkę, jakby nie dowierzał w jego treść. Miałby takie szczęście, by była w tej okolicy jakaś kapela szukająca akurat wokalisty? Poczuł narastającą ekscytację i nim to dobrze przemyślał, napisał pod wskazany numer. Jeszcze nim wrócił do domu sprawdził ten zespół na mediach społecznościowych - znalazł parę nagrań i był tym bardziej zapalony do tego, by do nich dołączyć. To było jego brzmienie. No i… prawdziwy zespół! Taki, który już grywa w klubach i to nie tylko w tym jednym mieście. Noah nigdy jeszcze nie śpiewał na scenie, ale cholernie o tym marzył. Musiał spróbować.
    Ojciec nie wiedział o tym, że wybiera się na przesłuchanie - akurat wyjechał na jakieś dłuższe manewry. Lissa nie miała jednak nic przeciwko. Nie była chyba do końca świadoma o jaki zespół chodzi i jaką subkulturę, ale Noah nie zamierzał jej uświadamiać. Od momentu gdy zgłosił się na przesłuchanie ostro ćwiczył - uczył się ich numerów, by zabłysnąć i nie śpiewać z kartki jak na kwalifikacjach do kościelnego chórku. I gdy w dniu przesłuchania wychodził z domu, był cholernie pewny, że da radę, choć wszechświat próbował zachwiać jego pewnością siebie.
    Dotarł na czas, bez problemu, a mężczyznę, z którym się zderzył, rozpoznał z nagrań, na które natrafił. Wyczuł jednak jego niechęć ukrytą pod uśmiechem, a gdy został pchnięty do sali prób, wiedział, że miło nie będzie. Nie był jednak panienką, która by się tego wystraszyła, nawet jeśli przy nich prezentował się niespecjalnie okazale. Dość wysoki, ale szczupły, o długich blond włosach, nadal delikatnych rysach nieskalanych zarostem i trochę zbyt pełnych ustach, by kiedykolwiek wyglądać groźnie. W koszulce z logo Gojiry i dżinsach wyglądał jak typowy licealista i w zasadzie nie dziwił się, że oni go lekceważyli. Ale niech poczekają, jeszcze ich zaskoczy, zmienią zdanie.
    Rzucił na krzesło przy drzwiach trzymaną w garści dżinsową kurtkę, dając im i sobie czas, by się sobie przyjrzeć. Nie dał się im onieśmielić, choć czuł tę ciężką atmosferę i widział te pobłażliwe spojrzenia. Najlepszą obroną jest jednak atak, prawda? Uniósł więc rękę na powitanie w stronę gościa zaległego na kanapie, a później podszedł do reszty. Nikt nie zerwał się by go powitać więc i on nie wyrywał się z podawaniem ręki. Pokaże im co jest wart.
    - Noah - przytaknął. Kiwnął głową każdemu z wymienionych członków zespołu, trochę rozbawiony tym z jakimi archetypami ma do czynienia: nadpobudliwy perkusista, basista, który nigdy nie zaliczy i gitarzysta, który zaliczy każdą, bo baby lecą na bad boyów. To dobrze dla niego wróżyło, bo wokal jest zawsze najpopularniejszy.
    - Poważnie - odpowiedział niewzruszony, zapytany o wiek. - Chcesz zobaczyć jakiś dokument? - zaoferował równie spokojnie, choć na wzmiankę o nadopiekuńczych starych pomyślał o ojcu... Będzie różnie, ale przecież się do tego nie przyzna. Ogarnie problem jak on wystąpi, wcześniej nie będzie się nad tym zastanawiał.
    - To co, najpierw konkret, a potem pogadamy - zdecydował, bo wiedział, że jak ich nie przekona głosem to już nieważne co powie i tak nic nie zyska.
    Odsunął się i stanął swobodnie. Nie czekał na specjalną zachętę, w głowie jedynie przeleciał intro do jednej z ich piosenek i zaczął. Śpiewał zupełnie inaczej niż wyglądał - choć jego buźka zwiastowała gładki i czysty głos, jego był raczej skrzekliwy, z manierą znaną głównie z power metalu. Śmiało wykonywał wysokie wrzaski, które nie kończyły się wcale kaszlem jak mogłoby się zdarzyć dzieciakowi, który próbuje przeszarżować, a gładko płynęły dalej. Nie był też idealną kopią poprzedniego wokalisty grupy, w ogóle nie chciał by go za takiego uważano - śpiewał dość podobnie, ale jednak ze swoją wypracowaną manierą. I dawał radę - przynajmniej swoim zdaniem. Nie mając co zrobić z rękami jedną trzymał przed sobą jakby to był mikrofon, drugą odwiódł lekko w bok. Dawał z siebie wszystko, wczuł się.
    Wykonał jedną zwrotkę i refren - tyle jego zdaniem wystarczyło. Gdy skończył, odgarnął sobie włosy z twarzy i spojrzał na nich z pytaniem w oczach "I co wy na to? Zatkało?". Nie posysał, jak to powiedział Blondie, cholera, nie - był dobry. Może musiał jeszcze ćwiczyć by być nowym Robem Halfordem, ale był pewny, że dobrze się spisał. Pytanie teraz czy wystarczająco dobrze. Odpowiedzi spodziewał się od Wilda - czuł, że to on tutaj rządzi.
    Ciekawe tylko na czyj tekst trafił Noah i czy tym wyborem się nie pogrąży. Nie wiedział jak bardzo to może okazać się istotne.


    Ostatnio zmieniony przez Alchemist dnia Nie 27 Mar 2022, 10:53, w całości zmieniany 1 raz
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    Sex, drugs & rock'n'roll Empty Re: Sex, drugs & rock'n'roll

    Pisanie by Owoc Nie 27 Lut 2022, 13:40

    Tak, młody wyglądał przy nich jak szczeniak labradora przy dobermanach. Ich archetypiczność nie była jednak aż tak okazała jak można było sadzić, choć Blondie faktycznie wpasowywał się w schematy ze swoimi wiecznie rozczochranymi, telnionymi kłakami, zamiłowaniem do fety i długim jęzorem. Shy natomiast, wbrew temu co mówiła jego ksywa nie był nieśmiałą pizdeczką. Prawie dwa metry wytatuowanego, brodatego niedźwiedzia, na którego widok laskom wilgotniały majtki robiło onieśmielające wrażenie. Przy nim nawet Joel, który nie należał do bardzo niskich ani przesadnie szczupłych gości, wydawał się szczylem. Gdyby nie drapieżny wygląd kolesia uosabiającego subkulturę - pełne kolczyków uszy, skórzana kurtka, pieszczochy, irokez (teraz zwisającym na prawej stronie, którego końce dotykały ostrej linii szczęki przyprószonej kilkudniowym zarostem) i hardość spojrzenia, podpowiadające, że to on tu rządzi, można by uznać, że głową zespołu jest właśnie Ryan.
    Gdy Noah wszedł do środka, jadowicie zielone oczy gitarzysty zmierzyły go uważnie, od razu wychwytując koszulkę Gojiry. Nie jego klimaty, więc tym akurat nie zapunktował. Zapunktował natomiast swoim zdecydowaniem i śmiałością, które wydawały się niewymuszone. To akurat istotne cechy dla frontmana, więc dobrze wróżyło, chociaż przesada w tej kwestii była tylko wrzodem na dupie. Już to przerabiali z White'm.
    - Jeśli będzie jeszcze o czym gadać - sarknął złośliwie wywołując parsknięcia kumpli. Wszyscy obserwowali młodego z pobłażaniem, bo żaden nie wierzył, że czymś ich zaskoczy.
    - Jaki wyrywny! - Blondie podniósł się do siadu, gdy Noah wyraźnie przygotowywał się do zaprezentowania jakiegoś kawałka.
    - No, trochę za bardzo - wytknął Wild, wykrzywiając usta, ale ku jego zaskoczeniu młody nie stracił rezonu i zaczął jeden z ich najpopularniejszych kawałków - Destiny. Punkt, że wybrał coś z repertuaru zespołu, choć w jego wykonaniu brzmiało to zupełnie inaczej bo miał wyższą skalę niż White. Ale ok, miał mocny głos i trafiał w dźwięki, co było miłym zaskoczeniem. Wild słyszał wprawdzie, że nie była to pełnia jego możliwości, sporo rzeczy trzeba było doszlifować, ale bez wątpienia miał potencjał. Tylko jakoś skrzekliwość rodem z powera, thrasha albo glamu nie szczególnie oddawała to, co grali. Bez wątpienia jednak, młody śpiewał od lat i wiedział co robi. A to już połowa sukcesu po tym, co zaprezentowały im dzisiaj inne randomy z ulicy.
    Uniósł brwi i parsknął pod nosem gdy dzieciak udawał, ze śpiewa do mikrofonu. Normalnie jak laska przed lustrem. Żenujące, ale przynajmniej się wczuł.
    Zerknął na kumpli, którzy podzielali jego rozbawienie. Blondie sparodiował go, używając pałeczki, którą się bawił.
    Gdy Noah skończył, Wild wychylił się po popielniczkę. Wydmuchał dym, zgasił peta.
    - Mamy tu mikrofony, młody, nie musiałeś odstawiać nam prysznicowej rewii. - Spojrzał na niego spod brwi i uśmiechnął się trochę złośliwie, ale z nutą sympatii jaką ma się do nierozgarniętego szczeniaka, który potknął się o własne łapki.
    - To jeszcze raz, to samo, ale trochę niżej bo nam szyby pójdą. - Chciał zobaczyć jego skalę i sprawdzić do czego był zdolny. - Ale nieźle, jak na dzieciaka.
    Wstał, chwycił granatowego strata i przerzucił pas przez ramię. W odruchowym geście przeciągnął palcami po gryfie.
    - I sprawdzimy, czy w ogóle słyszysz muzykę.
    Bo śpiewać każdy może, ale zgrać się z instrumentami już nie każdy. To była wyższa szkoła jazdy.
    - Pisałeś, że grasz. Znasz chwyty do tego kawałka? Jesteś w stanie zagrać z nami partię rytmiczną?
    Bo może był lepszym gitarzystą niż wokalem? W końcu musieli rozglądać się i za tym, skoro DumDum postanowił odegrać sfoszoną pannnę.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Sex, drugs & rock'n'roll Empty Re: Sex, drugs & rock'n'roll

    Pisanie by Alchemist Nie 27 Lut 2022, 18:52

    Noah serio czuł mur, na który musiał się wspiąć, by do nich dotrzeć - traktowali go z góry, może trochę nawet słusznie, bo przy nich naprawdę był smarkiem, ale jeszcze zobaczą jak bardzo zdeterminowanym smarkiem.
    Jakoś przełknął to jak sobie z niego kpili w myśl zasady, że jak nie masz żadnych merytorycznych komentarzy to kpisz sobie ze stroju konkurenta. Stał wsparty pod boki, uśmiechając się wręcz zaczepnie - postarajcie się bardziej. Zmienił jednak postawę, gdy Wild wydał mu konkretne polecenie.
    - Okey - przytaknął tak po prostu. Mógł zejść niżej bez żadnych technicznych problemów, w ten sposób bardziej dostosuje swoje brzmienie do poprzedniego wokalisty. No i pokaże im, że nie śpiewa na jedno kopyto, zwiększy swoje szanse.
    Nie zaczął od razu - widział, że to nie jedyne wymagania, jakie zamierzał przed nim postawić Wild. Poczuł nagły przypływ euforii, gdy zobaczył go sięgającego po gitarę, bo czuł, że to oznacza jakby przejście do kolejnego etapu i będzie mógł zaśpiewać razem z nimi - jeszcze nie przyjęty, ale już na ostatnim etapie kwalifikacji. Zobaczą, że wie na czym polega rock’n’roll!
    - Przekonajmy się - oświadczył śmiało, wyciągając rękę po gitarę. Nie miał swojej, bo przyszedł tu na wokal, musieli mu coś pożyczyć. Co prawda to właśnie w śpiewie czuł się najmocniejszy, ale z rytmiczną sobie przecież poradzi. Trzy akordy, darcie mordy, jak to się mówi. Poza tym gitara w rękach tego dzieciaka miała jedną zdecydowaną zaletę - pozwalała mu zająć czymś ręce, żeby znowu nie odwalił “prysznicowej rewii”. No trochę to było żenujące, prawda - poniósł go entuzjazm i był tego świadomy. Ale teraz na pewno zaprezentuje się lepiej.
    Przyjrzał się chwilę Wildowi - świetnie się prezentował z tą gitarą, ręce same mu się na niej układały jakby instrument był tylko przedłużeniem jego ciała. Noah chciałby mieć jego swobodę, bo choć sam nie wyglądał jak skaut na apelu na pewno brakowało mu takiego obycia.
    W końcu popłynęła muzyka, a jego ogarnął słodki dreszcz ekscytacji. Schował uśmiech za kurtyną włosów, gdy pochylił głowę nad gryfem i nim znowu się wyprostował już zdołał się opanować. Grał tę piosenkę pierwszy raz w zespole i musiał się skupić, więc zamknął oczy, ale jego palce i tak trafiały w struny - tam gdzie trzeba i kiedy trzeba. No i wokal. Niższy, tak jak zażyczył sobie Wild, choć Noah i tak na moment otworzył oczy i spojrzał na niego by upewnić się, że tak nisko wystarczy - mógł zejść jeszcze ciut. Śpiewał prawie jak White i grał prawie jak DumDum - teraz tylko pozostawała kwestia czy to "prawie" to jednak nie za mało. Dla niego to była jedyna i niepowtarzalna szansa, nie mógł jej zmarnować. Kurde, cudownie byłoby tak zagrać i zaśpiewać na scenie. Te trzy i pół minuty były tak szalenie niewystarczające...
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    Sex, drugs & rock'n'roll Empty Re: Sex, drugs & rock'n'roll

    Pisanie by Owoc Nie 27 Mar 2022, 13:53

    Na swoją zgubę Joel był upartym i strasznie terytorialnym gościem, szczególnie jeśli chodziło o kwestie zespołu. Reszta doskonale wiedziała, że znalezienie wokalisty charyzmatycznego na scenie i jednocześnie spolegliwego poza nią, graniczy z cudem, a właśnie tego chciałby Jo - człowieka konsystencji cieczy newtonowskiej. Jego silny charakter źle znosił konkurencję, jakby chciał mieć monopol na pewność siebie, dlatego można było sądzić, że śmiałość młodego będzie go wkurzać, a było zupełnie inaczej. Zaczepny uśmiech w ogóle go nie irytował, sprawiał raczej, że miał ochotę naciągnąć jego granice i zobaczyć moment, w którym dzieciak zaczyna tracić tę pewność siebie. Nie dlatego, że czuł się przez nią zagrożony, bardziej dla własnej uciechy.
    - Przekonajmy się - powtórzył za nim, podając mu gitarę DumDuma - czarną V-kę. Odczuwał przy tym złośliwą satysfakcję, bo doskonale wiedział jak bardzo Danny nienawidzi kiedy ktoś obcy dotyka jego sprzętu.
    - A wy co? Ruszcie dupy - ponaglił resztę, która rozleniwiona przyglądała się im bezrefleksyjnie.
    - Już, coś taki spięty... - mruknął Blondie podnosząc się z kanapy.
    - Nie mam całego dnia. O dwudziestej muszę być w robocie.
    Czekała go cała noc użerania się z nawalonymi ludźmi. Nie zamierzał gnać wprost stąd, chciał skoczyć do domu i trochę ogarnąć się przed zmianą. Wychylenie kilku głębszych też by pomogło, bo coś czuł, że po dzisiaj będzie warczał na niewinnych klientów zamiast zabawiać ich luźną, barmańską gadką.
    Blondie usiadł za bębnami, Shy podniósł się krzesła i chwycił swój bas. Teraz doskonale było widać jak wielkim jest gościem, Noah wyglądał przy nim na Dzwoneczka.
    Joel przyglądał się jak młody przewiesza V-kę przez ramię. Jak jastrząb obserwował każdy jego ruch i oceniał czy w ogóle z taką posturą i gówniarskimi rysami nadawał się na frontmana. Prezencja była istotna, nie tak jak muzyka, to jasne, ale wiele zespołów na przestrzeni lat dowiodło, że odpowiedni image bardzo pomagał się wybić, zapaść w pamięć na dłużej.
    Ku swojemu zadowoleniu stwierdził, że młody z gitarą wyglądał całkiem nieźle. Nie garbił się jak niepewny szczeniak, co pierwszy raz wziął do ręki instrument. Miał w sobie energię, którą prawdopodobnie dałoby się przekuć w coś epickiego.
    Odwrócił się do Blondie i dał mu znak. Perkusista odliczył uderzając o siebie pałeczkami, a potem pomieszczenie zadrżało od harmonicznego intra. Joel wszedł bezbłędnie, grał ten kawałek niezliczoną ilość razy więc nic w tym dziwnego, ale ze zdumieniem stwierdził, że młody również wszedł gładko, nie potykając się o niepewność. Gitary warknęły ostro, a gdy Noah uniósł głowę i siła jego głosu wzmocniona mikrofonem wplotła się w muzykę, Joel dostał gęsiej skórki. Zmrużył oczy wbiegając wzrok w dzieciaka, który zdecydowanie lepiej brzmiał właśnie w tej tonacji i w akompaniamencie instrumentów. Co prawda słychać było, że jedynie odtwarza dzięki, nie ma jeszcze własnego stylu, ale to wystarczyło.
    Nie spodziewał się, że ich spojrzenia się spotkają. Dlatego kiedy Noah zerknął na niego pytająco, w pierwszej chwili nie wiedział o co pyta. Poczuł się jak gówniarz przyłapany na gorącym uczynku, ale przecież dzieciak nie byłby tak bezczelny żeby nabijać się z jego gapienia się, nie? Więc po chwili załapał skąd to nieme pytanie. Uśmiechnął się kątem ust i kiwnął głową. Dobrze powiedziały bezgłośnie jego usta.
    Normalnie wystarczyłby mu kawałek żeby wiedzieć czy młody się nadaje. Już po kilku chwilach mógł to stwierdzić, ale dla własnej przyjemności nie przerwał w połowie, a gdy przyszedł czas na solówkę, uśmiechnął się do dzieciaka szczerzej, drapieżnie, trochę wyzywająco. Całe jego ciało poruszało się w takt ostrych dźwięków, uciekających spod tańczących na gryfie palców. Zrobił nawet krok w jego stronę, zupełnie tak, jakby już teraz byli na scenie, bawiąc się chwilą, korzystając z niej.
    Kiedy Joel grał, coś się w nim zmieniało, wydawał się żywszy, szczęśliwszy, przestawał być ponurym, cynicznym gościem i stawał się drapieżną, agresywniejszą wersją Piotrusia Pana. Jakby jedynie muzyka była w stanie wywlec na światło dzienne jego niefrasobliwość.
    Gdy piosenka się skończyła błysk w zielonych oczach przygasł, ale na ustach wciąż błąkał się uśmiech.
    - Całkiem nieźle, nie? - zwrócił się do reszty. Padły potakujące pomruki i kilka sugestii, co Noah mógłby zmienić żeby brzmieć z nimi lepiej. Wszystko jednak sprowadzało się do tego, że po prostu potrzebowali czasu żeby się wspólnie dobrze zgrać, co było oczywiste.
    Wyglądało na to, że ostatni kandydat zapewnił sobie posadkę wokalisty, przynajmniej na okres próbny.
    Zagrali jeszcze kilka utworów, wszystko po to żeby sprawdzić czy Noah radzi sobie z czymś więcej niż tylko jedną piosenką i nie było źle. Potrzebował szlifu. Niestety nie mieli na niego dużo czasu, ale w Jo nieśmiało zaczęła kiełkować nadzieja, że może to wszystko nie będzie tak wielka katastrofą jak się spodziewał. Zadowolenia dopełniała świadomość, że będzie mógł wygarnąć to DumDumowi.
    - Dobra, młody. - Odłożył gitarę na stojak po tym jak obwieścił, że zaraz musi spadać. Odpalił kolejnego papierosa i przysiadł na krześle wbijając w niego twarde spojrzenie. - To teraz konkrety. Za tydzień gramy w Little Haven.
    Nie tłumaczył mu co to za miejscówka, bo jeśli choć trochę interesował się sceną muzyczną w ich mieście, musiał słyszeć o tym miejscu. Duży klub na przedmieściach mieszczący się w starej fabryce opon był kiedyś ostoją undergroundu, teraz po zmianie właściciela uderzając bardziej w klimat głównych nurtów, ale co ważniejsze był miejscem, z którego wyrosło sporo znanych zespołów z ich okolic. Jeśli ktoś grał w Little Haven i nie spartolił tego, istniała spora szansa, że zaistnieje w muzycznym świecie. Na to właśnie liczyli chłopaki z Chromium Black.
    - Nie grałeś nigdy na dużej scenie i to może być problem, ale mamy mało czasu, więc będziesz musiał się ogarnąć. - To nie była prośba, ewidentnie nie pozostawiał mu żadnego wyboru. - Od dzisiaj aż do koncertu jesteś tu od szesnastej do oporu i wałkujemy setlistę dopóki nie poznasz perfekcyjnie każdego dźwięku każdej, pieprzonej piosenki. Ten gość, z którym minąłeś się w drzwiach, to DumDum, nasza rytmiczna, ale chuj wie czy będzie z nami grał, dlatego na razie nastaw się na to, że go zastąpisz. Kasę z występów przeznaczamy na nowy sprzęt, a jak coś zostaje dzielimy się po równo. Jeśli przez ciebie nie zawalimy tego koncertu, zostajesz z nami. Pytania? - Uniósł brwi i strzepnął popiół do popielniczki.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Sex, drugs & rock'n'roll Empty Re: Sex, drugs & rock'n'roll

    Pisanie by Alchemist Pon 28 Mar 2022, 23:14

    Dobra muzyka zawsze rezonowała gdzieś w klatce piersiowej - nie tylko gdy leciała przez potężne głośniki w klubie albo na festiwalu. Wystarczyły słuchawki. A na żywo, z tak bliska… Totalnie zmieniała bicie serca. Na szybsze, żywsze. Cholera, Noah zawsze miał wrażenie, że gdy daje się temu porwać to dopiero wtedy żyje. W pogo czy na próbach w garażu to już bez różnicy. Przez te parę minut nie myślał, że ważą się jego losy w zespole - muzyka nie była po to, żeby się spinać.
    A jednak podświadomie szukał ich aprobaty - w szczególności Wilda, bo czuł, że to on tutaj rządzi, więc co jakiś czas na niego spoglądał. Zresztą… Obserwowanie go było ekscytujące. Noah był zachwycony jego stylem, grał z taką cholerną łatwością. Zajebiście będzie go zobaczyć na scenie, jeszcze z tak z bliska.
    Przyjął rzuconą podczas solówki zaczepkę. Odpowiedział uśmiechem na uśmiech, obrócił się w stronę Joela i postąpił krok w jego stronę. Grał frontem do niego, zapatrzony na jego palce poruszające się po gryfie, z pasją szarpiące struny. Sam poruszał się w tym momencie trochę bezmyślnie, mechanicznie, oczarowany atmosferą gry w zespole i umiejętnościami prezentowanymi przez Joela - jego dłonie poruszały się tak szybko, płynnie i sprawnie, czad.
    Odsunął się, gdy solówka dobiegła końca, lekko podrywając gitarę. Dokończył stojąc już w miejscu przy statywie mikrofonu.
    Jakoś… Nie zdziwiło go to, że został przez nich zaaprobowany - oczywiście wstępnie, co cały czas podkreślali. Najwyraźniej jego średnie doświadczenie było lepsze niż żadne i widzieli w nim potencjał - świetnie, nie zawiedzie ich. Trochę optymistycznie uważał, że to co czuje to jakiś muzyczny rodzaj chemii, po prostu czuł, że się dogadają. Dlatego wszelkie uwagi przyjmował bez spiny, kiwając głową, zapamiętując, cały czas uśmiechnięty z satysfakcją. Cieszył się, nie zamierzał tego ukrywać - metale byli uważani za mrocznych buców, ale przecież to tylko krzywdzące stereotypy.

    “Za tydzień gramy w Little Heaven”.
    Noah poczuł zimny dreszcz emocji, których nie potrafił nazwać, tyle ich było. Mieszkał tu cholernie krótko, ale już słyszał o tym miejscu, wiedział, że to ta górna półka - klub tego typu, do których sam chętnie chadzał na koncerty, ze sceną, która nie jest tylko stosem palet nakrytym kawałkiem wykładziny lepiącej się do butów od tej ilości piwa, które w nią wsiąknęło. Nie był świadomy jak ważne to miejsce jest dla lokalnych zespołów i jak wielkie nadzieje ze sobą niesie występ tam, ale i tak poczuł presję nim jeszcze Wild postawił mu ultimatum, że to będzie jego być albo nie być w Chromium Black. Sam komentarz sprawił jednak, że znowu uśmiechnął się dumnie - śmiało, wypróbuj mnie. Czuł, że bez względu na to z jakiego powodu zawalą, będzie jego wina. A gdy im się uda… Sukces zawsze ma wielu ojców. Ale nie był małostkowy, by się tym przejmować, głowę miał pełną innych myśli. Musiał poćwiczyć wokal, zapamiętać teksty, chwyty do piosenek. Cholera, dobrze, że to dopiero początek roku szkolnego i było jeszcze w miarę luźno, bo teraz będzie miał znacznie pilniejsze rzeczy do nauki. I dobrze, że ojciec wraca dopiero za parę dni, nie będzie widział, że wiecznie nie ma go w domu. Lissa pewnie mu o tym nie powie, a jak już to przedstawi to raczej jako pozytyw, że Noah się socjalizuje.
    - Wyślesz mi setlistę? - upewnił się. - Poćwiczę w domu. A jutro przyniosę już swoją gitarę. Dzięki za tę - oznajmił, dopiero teraz zdejmując pas pożyczonego instrumentu i odstawiając go tam, skąd wcześniej wziął go Wild.
    - To było DumDuma? - zapytał, choć po jego minie było widać, że już znał odpowiedź. Na dodatek zdawał sobie sprawę, że pewnie nie zasłuży sobie na jego sympatię tym, że dotykał jego sprzętu. Znał zbyt wielu muzyków zazdrosnych o swoje instrumenty jak o kobiety, to na pewno był podobny przypadek.
    - Graliście już w tym klubie? - zainteresował się. - Jak tam jest z dźwiękiem?
    Mówiąc Noah założył swoją dżinsową kurtkę - przeczuwał, że wyjście Joela oznaczało koniec spotkania dla wszystkich, nawet jeśli fajnie byłoby posiedzieć i się poznać. Wciągnął na ramiona katanę i jednym ruchem ręki wyciągnął z niej włosy, pozwalając, by malowniczo opadły na plecy.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    Sex, drugs & rock'n'roll Empty Re: Sex, drugs & rock'n'roll

    Pisanie by Owoc Nie 03 Kwi 2022, 17:48

    Podobało mu się jak grał, jak zachowywał się kiedy brzmiała muzyka, ale nie tylko to. Podobało mu się także jego spojrzenie, te duże oczy pochłaniające jego obraz z fascynacją i uznaniem. Joel nie przyznawał się do tego, ale był łasy na pochwały i trochę próżny. Miało to swoje uzasadnienie - jako dzieciakowi z sierocińca po prostu brakowało mu cudzej uwagi, dlatego w dorosłym życiu podświadomie wciąż szukał czyjejś aprobaty, czyjegoś zainteresowania, próbując zalepić jakoś dziurę ziejącą osamotnieniem i brakiem poczucia własnej wartości. Nie byłby jednak tak naiwny żeby nazywać ich zgranie sprzęgiem, zresztą takie rzeczy nie istniały, a przynajmniej on go nie doświadczył. A tak się składa, że jeśli już w coś wierzył i na czymś się uczył, to tylko na własnych doświadczeniach i błędach, choć na tych ostatnich niestety nie zawsze. Niemniej zgrywali się nieźle, młody miał w sobie iskrę, coś co sprawiało że kiedy śpiewał, chciało się na niego patrzeć. Dobra cecha, potrzebna i choćby jedynie dla niej zamierzał przytrzymać go w Chromium przez chwilę. Chciał zobaczyć jak się rozwinie w końcu był jeszcze ledwie szczeniakiem, który właśnie merdał ogonem kiedy dowiedział się, że dali mu szansę. Joel widział błysk w jego oczach, coś co można było nazwać jedynie jednym słowem - radość.
    - Jasne, jak inaczej chciałeś się uczyć tekstów? - Uśmiechnął się krzywo. Wciągnął w płuca papierosowy dym obserwując jak odkłada gitarę DumDuma.
    - Masz swój sprzęt? Dobrze. Ale nie przynoś go jak to jakiś szajs za kilka dolców i nie brzmi przynajmniej poprawnie - zastrzegł. Może był dupkiem sugerując, że młody nie zna się na sprzęcie, ale nie zmierzał tracić czasu na robienie mu wykładów. Najważniejsze na razie żeby wyuczył się na blachę tego, co powinien umieć żeby nie zawalić koncertu. Stylem i brzmieniem zajmą się później. O ile będzie jakieś później. - Zresztą, nieważne, w razie czego pożyczę ci którąś ze swoich.
    Nie miał takich jazd na punkcie swojego sprzętu jak Danny. A skoro o nim mowa...
    - Tak, jego. Nie mów mu, że na niej grałeś bo obetnie ci palce.
    Reszta zarechotała, a wargi Wild'a rozciągnęły się w leniwym, złośliwym uśmiechu. Tak, bywał wrednym skurczybykiem i wcale nie było mu z tym źle.
    Wcisnął fajkę w kącik ust a potem wstał. Wsunął do tylnej kieszeni paczkę fajek i rozejrzał się za zapalniczką. Przed chwilą miał ją w dłoni, gdzie znów ją wcisnął?
    - Żartujesz? - Blondie popatrzył na Noah jak na idiotę, kiedy zapytał o dźwięk. - Gdzie do tej pory mieszkałeś, pod kamieniem? Nigdy nie byłeś w LH?
    - Nie czepiaj się młodego - westchnął Shy odkładając bas na stojak, ale na jego ustach błąkał się odrobinę złośliwy uśmiech. - Może starzy zabraniają mu wychodzić po zmroku.
    Wild parsknął, choć wolał żeby to nie była prawda.
    - Akustyka jest w porządku - odpowiedział i klepnął Noah w ramię, kiedy mijał się z nim w drodze po skórzaną kurtkę leżącą na oparciu kanapy. - Nie graliśmy tam, ale to nie jest byle klub. - Strzepnął kurtkę i zarzucił na grzbiet.
    - To pieprzona legenda. Tam Four Arms zostali zauważeni przez Adama Binbridge'a, a potem zrobili karierę. Grali tam King Bold i Torch Metal, a teraz zagramy tam my! - Blondie się nakręcił, żywo gestykulując pałeczką wymieniając najbardziej znane zespoły, które poważną karierę zaczęły właśnie w Little Heaven.
    Wild uśmiechnął się pod nosem i spojrzał wprost na młodego, tym razem łagodniej.
    - Także widzisz, to nie pierwszy lepszy koncert, ale wiesz, bez presji - powiedział zanim zgasił niedopałek w popielniczce. To jasne, że się nabijał. Presja była wielka jak cholera i ciążyła nie tylko na młodym, ale i na całym zespole.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Sex, drugs & rock'n'roll Empty Re: Sex, drugs & rock'n'roll

    Pisanie by Alchemist Nie 03 Kwi 2022, 22:02

    Noah uśmiechnął się tajemniczo, przyglądając się wszystkim instrumentom w sali prób.
    - Chyba się nada - oświadczył. - Przyniosę to ocenicie.
    Miał w sumie dwie gitary - jego pierwsza Pacifica nie była co prawda czymś, czym mógłby się chwalić, ale wydawało mu się, że Fender zdobędzie ich uznanie. Oczywiście mógł go źle oceniać - uwielbiał tę gitarę, bo sam na nią zarobił, choć przecież miał dzianych starych i mógł ich o nią zwyczajnie poprosić. To był akurat moment, gdy się rozwodzili, więc gdyby był perfidny wykorzystałby okazję, aby pokazali które kocha go bardziej wykładając kasę na jego zachcianki… Ale ten rozwód i tak był trochę paskudny, więc wolał nie przykładać ręki do tego jak przebiegał. Uciekał od starych do pracy, a na koniec kupił sobie porządną gitarę - same plusy.
    Szybko poskładał w głowie klocki - choć Wild mógł mu pożyczyć coś swojego, oddał mu do gry własność zaborczego Danny’ego. Chamskie… Choć chyba zrobione nie bez powodu, a już na pewno nie bez aprobaty reszty zespołu. Zaintrygowało go to odrobinę, ale nie na tyle, by dopytywać o co im poszło. Dowie się z czasem, teraz bardziej interesował go inne kwestie.
    Nie czuł, by zbłaźnił się tym pytaniem o Little Heaven, choć został za nie wyśmiany.
    - W Barstow w Kalifornii - wyjaśnił spokojnie, chowając ręce do kieszeni kurtki. - Tu mieszkam od paru tygodni.
    Z jednej strony tylko winny się tłumaczy i może Noah powinien potraktować pytanie Blondiego jako retoryczne, ale z drugiej uznał, że wyjaśnienie tej kwestii na początku może ułatwić późniejszą komunikację, bo pewnie jeszcze nieraz wykaże się brakami w znajomości miejsc, w których warto bywać i ludzi, których warto znać. Przecież tydzień temu nie wiedział jeszcze nawet o istnieniu Chromium Black, niewiele wcześniej usłyszał o Little Heaven, a miesiąc temu mieszkał kilka tysięcy mil dalej. To dawało mu chyba pewną niewielką taryfę ulgową?
    Złożył usta do pełnego uznania gwizdu, którego nigdy z siebie nie wydał - o klubie wiedział tylko tyle, że jest, ale za to nazwy zespołów były mu jak najbardziej znajome i robiły wrażenie. Myśl o występie na scenie, gdzie zaczynali Four Arms, była cholernie ekscytująca i jasne, że przez moment się rozmarzył, ale zaraz ta rozsądna część jego osoby doszła do głosu - miał tydzień, by się do tego występu przygotować. Tydzień, by nauczyć się… Dwunastu piosenek, piętnastu? Pewnie coś koło tego. Znał już kilka, ale teraz musiał je wykuć naprawdę na blachę, tak by nie wystąpić jak na akademii z okazji dnia matki.
    - Nie no, jasne, że bez - odparł pozornie lekko.
    - Gdzie pracujesz? - zwrócił się już bezpośrednio do Joela, gdy wychodzili z sali prób. Tak po prostu, z ciekawości, by zagadać.
    Przed budynkiem do latarni stał przypięty rower należący do Noaha - pewnie kolejny powód do kpin ze strony zespołu, ale co poradzić, jego prawko miało pewne ograniczenia w tym stanie i nie mógł jeździć samochodem Lissy, a ojciec swój zabrał do bazy.

      Obecny czas to Pon 20 Maj 2024, 14:04