Grudzień dla Kadena Guildensteina zawsze rządził się swoimi prawami.
Jednym z nich jest choinka. W domu rodzinnym zawsze ubierali ją razem z rodzicami, wspólnie, słuchając świątecznych piosenek i pijąc cynamonową herbatę. Odkąd wyprowadził się od rodziców choinkę zamawiał już z początkiem grudnia, zapraszał koleżanki na wspólne dekorowanie, podczas którego upijali się grzańcem i lądowali pijani pod choinką, tuląc się i robiąc sobie słodkie, pijackie zdjęcia.
W tym roku wszystko jest trochę inaczej, ale czego jak czego, ale choinki — choinki zabraknąć nie może. Kaden ma już sprawdzone miejsca, które dostarczają najładniejsze drzewka, i choć będzie trzeba leciutko przesunąć fortepian, już wie, gdzie będzie stała.
Ładna taka. Bombki trzeba będzie kupić nowe, żeby pasowały do wystroju, ale to najmniejszy problem.
Największy Kaden usilnie ignoruje, a kiedy facet dostarczający drzewko pyta się, czy uzgodnił z tatą, gdzie choinka ma stać, Guildenstein sprzedaje mu spojrzenie, po którym dostawca już wie, że nie ma co spodziewać się napiwku.
Sprytny jest — cała akcja ma miejsce popołudniu, kiedy Victora nie ma w domu (wie, bo dzień wcześniej przypadkiem podsłuchał jego rozmowę z Louisem). Nie żeby miał coś do ukrycia, ale przynajmniej na spokojnie ubiera drzewko, wspomagając się grzańcem i naiwnymi piosenkami świątecznymi, które rozchodzą się po całym penthousie.
Wieczorem jest już leciutko podpity; leży na podłodze i robi sobie zdjęcia, wdzięcząc się do aparatu i pozując z pięknie ubraną (jest dumny) choinką w tle. Słyszy piknięcie drzwi, które świadczy o tym, że do apartamentu wchodzi ta jedna, konkretna osoba i odkłada telefon na bok.
— Cześć — mówi, gdy Victor staje w drzwiach salonu. — Ubrałem choinkę — informuje z pijacką lekkością.
Jednym z nich jest choinka. W domu rodzinnym zawsze ubierali ją razem z rodzicami, wspólnie, słuchając świątecznych piosenek i pijąc cynamonową herbatę. Odkąd wyprowadził się od rodziców choinkę zamawiał już z początkiem grudnia, zapraszał koleżanki na wspólne dekorowanie, podczas którego upijali się grzańcem i lądowali pijani pod choinką, tuląc się i robiąc sobie słodkie, pijackie zdjęcia.
W tym roku wszystko jest trochę inaczej, ale czego jak czego, ale choinki — choinki zabraknąć nie może. Kaden ma już sprawdzone miejsca, które dostarczają najładniejsze drzewka, i choć będzie trzeba leciutko przesunąć fortepian, już wie, gdzie będzie stała.
Ładna taka. Bombki trzeba będzie kupić nowe, żeby pasowały do wystroju, ale to najmniejszy problem.
Największy Kaden usilnie ignoruje, a kiedy facet dostarczający drzewko pyta się, czy uzgodnił z tatą, gdzie choinka ma stać, Guildenstein sprzedaje mu spojrzenie, po którym dostawca już wie, że nie ma co spodziewać się napiwku.
Sprytny jest — cała akcja ma miejsce popołudniu, kiedy Victora nie ma w domu (wie, bo dzień wcześniej przypadkiem podsłuchał jego rozmowę z Louisem). Nie żeby miał coś do ukrycia, ale przynajmniej na spokojnie ubiera drzewko, wspomagając się grzańcem i naiwnymi piosenkami świątecznymi, które rozchodzą się po całym penthousie.
Wieczorem jest już leciutko podpity; leży na podłodze i robi sobie zdjęcia, wdzięcząc się do aparatu i pozując z pięknie ubraną (jest dumny) choinką w tle. Słyszy piknięcie drzwi, które świadczy o tym, że do apartamentu wchodzi ta jedna, konkretna osoba i odkłada telefon na bok.
— Cześć — mówi, gdy Victor staje w drzwiach salonu. — Ubrałem choinkę — informuje z pijacką lekkością.