01001001 01010010 01001100

    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 Empty 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Czw 04 Mar 2021, 01:35

    Muzyka:



    Seks w cyberlife. Nie robił tego często, na pewno był poniżej tutejszej średniej, a jeśli już miał na to chęć, to nie afiszował się zanadto i poświęcał wiele czasu, aby znaleźć odpowiednią osobę. Może nie brzydziłby się sobą, gdyby wybrał pierwszego lepszego, ale dla niego dodatkową atrakcją, która go nakręcała, było polowanie.
    Prowokował, pytał, zaczepiał, przyciągał i odpychał, kiedy się znudził, odrzucał tych, którzy go nie zainteresowali. Ciekawym poświęcał chwilę lub dwie, chociaż zdarzało się, że spotykał się z awatarami kilkukrotnie, z przerwami, ale systematycznie. Nawet jeśli pożądanie wygasło po dwóch, może trzech razach, przy osobie utrzymywało go zaciekawienie charakterem i zwyczajna przyjemność, jaką czerpał z obcowania z człowiekiem, z którym się dogadywał. Były to wyjątki, ale zdarzały się.
    Nie tęsknił za tymi znajomymi, niemalże nie pamiętał o nich na co dzień, ale raz na jakiś czas coś przypominało: ulubiona piosenka, podobna skórka, nick... CJ zagadywał jakby nigdy nic, wysyłał prywatną wiadomość albo, jeśli to ktoś o nim pomyślał, sam taką dostawał i wyjątkowo nie ignorował.
    I tak właśnie było tym razem: napisał do niego A<3More, chłopak, którego znakiem rozpoznawczym były sterczące jak u kota lub lisa uszy, zawsze dopasowane do koloru włosów, jaki aktualnie wybrał. CJ, zanim się poznali, długo go ignorował, bo to przecież on był łowcą, a słodki i dziewczęcy wygląd awatara kojarzył mu się z naturalnie lub sztucznie przepompowaną naiwnością, męczącymi humorkami, wydymaniem policzków podczas obrażania się o każdą duperelę... Tymczasem A<3More prezentował sobą coś odwrotnego. CJ odpowiedział mu już na piątą zaczepkę, bo każda z nich okazywała się nie być jedynie przypadkowo inteligentnym tekstem, a sam chłopak nie stracił cierpliwości i nie obraził się, kiedy wiadomości były odczytane, ale pozostawały bez odpowiedzi. Od słowa do słowa, mężczyźni spotkali się, a później szybko przenieśli na prywatny serwer A<3More'a, aby się ze sobą przespać.

    Ponieważ zaliczyli pierwszy raz sam na sam (nie licząc obsługi serwera, która na pewno mogła podglądać), tym razem chłopak chciał czegoś innego. Zaprosił CJa na mało popularny, ale publiczny serwer erotyczny, wykupił im dostęp do osadzonego w podłodze jacuzzi, a nawet zrobił CJowi prezent i ozdobił ściany przy wielkiej wannie holograficznymi koralikami. Serwer z klubem był z założenia urządzony w ciemnych kolorach: czarne ściany, sufit i podłoga, gdzieniegdzie akcenty cegieł bez tynku, a jedyne światła były w postaci neonowych napisów w starym stylu, jakby litery wykonano z jarzącej się szklanej rurki. Do tego wgrano mało mebli, a te, które ustawiono, czyli bar, parkiet stoliki, sofy i krzesła, były stylizowane na lata 60' i łączyły w sobie pattern drewna i plastiku, układającego się w dziwne, psychodeliczne wzory. Koraliki pasowały tu jak ulał, do tego chłopak znalazł ulubiony motyw CJa, substancję, która jak benzyna, zmieniała swój kolor w zależności od tego, pod jakim kątem na nią spojrzeć. Właściwie łatwo było się domyślić, co lubił, bo zawsze wybierał coś opalizującego: a to jego skóra była niemal biała i mieniła się od różu do zieleni, a to oczy, a to – jak dziś – jego włosy, pozornie czarne, podczas ruchu zmieniały barwę między zielenią, niebieskim i fioletem.
    Ci, którzy odwiedzili klub tej nocy, mieli sporo okazji do przyjrzenia się, jak wirtualne, holograficzne pasma odbijają w ruchu chłodne światło neonów, kiedy mężczyzna kochał się z drugim. CJ i A<3More, kiedy tylko się zobaczyli, od razu zaczęli się całować, dotykać i rozbierać. Weszli do jacuzzi, CJ poprowadził kochanka tak, żeby móc się nad nim pochylić, gdy ten klęczał na siedzeniu, a brzuchem leżał na podłodze. Zmieniał tępo ruchów bioder i ułożenie ich ciał: dociskał twarz chłopaka do zimnej posadzki, potem łapał go za włosy i zmuszał do uniesienia głowy, ściskał za szyję, ręce... Po pewnym czasie sam usiadł i pociągnął chłopaka na siebie, oddał mu panowanie nad rytmem. Rozluźnił się, odchylił w tył, jego półdługie proste włosy dotykały posadzki, dla wygody i stabilności oparł też na niej ramiona.
    Był swobodny, pewny siebie i naturalny, choć jego wygląd odbiegał od typowo wykreowanych awatarów. W przeciwieństwie do większości miał piegi, kilka płytkich śladów po ospie wietrznej na policzkach, lekkie zmarszczki w zewnętrznych kącikach czarnych oczu i na szyi, nos z garbkiem, niemalże orli, kilkudniowy zarost, a także jedną poziomą bliznę na lewym barku. Jasną skórę ochlapywała woda, która odbijała się od brzegów wanny i wracała, aby przez ruchy ciał kochanków ponownie ruszyć w przeciwną stronę.
    CJ – czy jak głosił jego nick – Accident, miał przymrużone z przyjemności oczy i lekko rozchylone usta, kiedy na serwer dołączył nowy awatar i przykuł jego uwagę. Kochanek umiejscowił jacuzzi blisko drzwi wejściowych, jakby chciał, aby każdy, kto będzie się logował, widział ich... Działało to też w drugą stronę: CJ zaczął się przyglądać obcemu, wyciągnął do niego dłoń i – jeśli nowy nie odskoczył albo go nie kopnął – dotknął jego łydki, a potem przesunął po niej dłonią na stopę, jakby dotykanie jednego ciała nie wystarczyło, jakby chciał więcej przyjemności, więcej uwagi.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Czw 04 Mar 2021, 12:22

    Sensation - publiczny serwer erotyczny, pierwszy jaki powstał gdy Cyberlife podbiło rynek. Kiedyś pękał w szwach, teraz był cieniem dawnej świetności. Ze swoim ascetycznym klimatem przyciągał już tylko jego miłośników, stałych bywalców albo ludzi ciekawych jak wyglądał pierwszy taki serwer w historii. Nie zamknęli go chyba tylko dlatego, że miał jakąś wartość sentymentalną. Wygryzły go większe, bardziej rozbudowane i wciąż ulepszane Hole oraz Tower of Power. Oczywiście to nie jedyne, ale o tych było najgłośniej.
    Zwykle nie zapuszczał się w takie miejsca. Jeśli już to robił, najczęściej miał po prostu spotkanie z klientem. Nigdy nie marudził na wybór miejsca - pozwalał im decydować. On i tak był u siebie, nieważne w jakim zakątku sieci akurat przebywała jego świadomość.
    Dzisiaj do Sensation nie przybył w interesach. Nudził się. Skończył pracę szybciej niż zakładał i miał chęć na... coś. Cokolwiek. A na starym serwerze erotycznym zawsze można było znaleźć jakiegoś popaprańca, który umiliłby mu czas. Dzięki swojemu awatarowi nie miał problemu ze znalezieniem sobie towarzystwa, choć nie stawiał na nieskazitelność. Lubił naturalność. Tak niewiele było jej w sieci. Nic dziwnego więc, że przyciągał wzrok niedoskonałą cerą, wyblakłymi oczami i nierównym, krótkim zarostem. Jego strój również nie był wyjątkowy, nosił ślady użytkowania. Jeansy miały przetarcia, koszulka pod kurtką była wypłowiała, a na trampkach widniały ślady brudu. Wszystko sztuczne, ale kogoś takiego jak on łatwiej było spotkać na ulicy w realu niż na serwerze Cyberlife.      
    Odsunął ciężką kotarę przesłaniającą wejście i od progu uderzył go przyciszony gwar od czasu do czasu przeszywany jękiem. To już znał. Sensation miało w sobie klimat dusznego, trochę sennego lochu. Kojarzyło mu się ze starymi filmami o wampirach i bardziej trafiało do niego niż przykładowe Hole, zatłoczone, krzykliwe i agresywne. Jednak tym razem klub nie wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętał. Tuż przy wejściu jarzyło się jacuzzi zaburzające ascetyczność wystroju. Pieprząca się w nim para robiła sporo bałaganu i bezsprzecznie przyciągała wzrok. W półcieniu, parę kroków za wanną kilku facetów robiło sobie dobrze, pochłaniając rozpalonym wzrokiem rozgrywającą się scenę.
    Ekshibicjonizm w czystej postaci.
    Zawsze go fascynował, czasem nawet podniecał, głównie dlatego, że nie do końca potrafił go zrozumieć. Dlatego przystanął. Dlatego zarejestrował ruch ręki.  
    Dotyk. Niewyczuwalny. Bawiło go to, ten dysonans między tym, co powinien czuć, a co czuł. W tym wypadku fizycznie nie poczuł nic, a mózg i tak wykreował widmo doznania. Skóra zamrowiła pod nie-dotykiem, głodna prawdziwości.
    Jak naiwnie.
    Tu wszystko było sztuczne.
    Erotyczny bit drgający w przestrzeni zagłuszył szelest ubrań, charakterystyczne skrzypienie motocyklowej kurtki, kiedy klękał na mokrej posadzce. Wsunął palce w opalizujące włosy, objął jego głowę jakby zaraz miała oderwać się od ciała i potoczyć do sztormu w jacuzzi. Pieszczotliwie przesunął palcami po wilgotnej skórze, być może zbyt mocno - bez pełnej imersji brakowało mu wyczucia.
    Nie próbował odszukać jego spojrzenia. Najpierw wbił wzrok w chłopaka, niezmordowanie ujeżdżającego jego biodra. Szczupłe ciało prężyło się, łakome reakcji - zazdrości, pożądania, zachwytu; pusto oddane tej jednej chwili, zapewne rekompensując sobie braki w realu. Rozumiał to. W jakiś sposób tu wszyscy byli równi.
    Jednak lisio-uszy nie dostał od niego nic więcej prócz beznamiętnego spojrzenia bezbarwnych oczu. Nawet nie odpowiedział na jego nieprzytomny uśmiech, który być może miał zachęcić go do czegoś poza robieniem za podpórkę jego partnerowi. Nie miał zamiaru korzystać z zaproszenia, choć przeszło mu przez myśl, że seks bez zmysłu dotyku byłby ciekawym doznaniem. Tylko że on nie robił takich rzeczy w Sieci. Nie często robił to też w realu. Cielesność była drugorzędna jak większość potrzeb ciała. Zaspokajał je tylko z przymusu, by utrzymać się przy życiu i zadowolić górę. Czasem miał wrażenie, że prawdziwe szczęście odkryłby dopiero pozbywając się cielesnych ograniczeń.
    Łagodnie odchylił nieznajomemu głowę zawieszając nad nim swoją. Mdłe światło koralików przesłoniła wtedy burza ognistej czerwieni. Jej miękkie kosmyki opadły czarnowłosemu na nagie ramiona.
    Spojrzeli na siebie do góry nogami. Półcień wyostrzał zmysły, zamykał ich w tej chwili, w tym momencie; odcinał od reszty. Jakby byli tylko oni dwaj.
    Uśmiech.  
    A potem pocałunek, w czoło. Łagodny, ledwie muśnięcie. Jak obietnica.
    Albo pieczęć.
    Światło powróciło, gdy ponownie uniósł głowę. Utkwił puste spojrzenie w przestrzeni przed sobą, co było jedynym znakiem, że korzysta z panelu użytkownika. I już po chwili nieznajomy dostał informację:

    od: Bliss
    Zaproszenie na serwer: Zero Vision (serwer publiczny)
    Wymogi serwera: brak
    Ograniczenia serwera: brak

    Przyjąć zaproszenie?
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Czw 04 Mar 2021, 21:07

    Kiedy nieznajomy klęknął, CJ puścił jego stopę, ale za to położył mu dłoń na biodrze, już bardziej intuicyjnie niż umyślnie dotykając tego, co było blisko. Nie wiedział, czy rudy ma wyłączony dotyk, ale ponieważ sam czuł, odruchowo założył, że obcy też mógł, dlatego trzymał na nim rękę luźno, z wyczuciem, choć miał ochotę mocno ścisnąć jego ciało, wpić palce tak, aby czuł go mimo materiału spodni.
    Nie spodziewał się takiej uwagi ze strony obcej osoby, a tym bardziej dotyku. Zaczepił go, bo nie myślał już całkiem trzeźwo, a oto dostał coś, co sprawiło mu dodatkową przyjemność.
    Pomimo tego, że A<3More został zignorowany, nie zniknął obrażony ani nie dopominał się o Accidenta na wyłączność, obserwował dalej się na nim poruszając, choć już bardziej mechanicznie, chcąc dostarczyć i odebrać bodźce, jednocześnie skupiając się na rozwoju sytuacji. CJ wiedział, że był w wyjątkowo przyjemnej sytuacji i taka pewnie nie powtórzy się ponownie przez długi czas, dlatego cieszył się nią i brał, ile mógł. Nawet po odłączeniu się będzie bardziej zrelaksowany.

    Uważał, że owszem, wszystko dookoła było wirtualne, ale zarazem rzeczywiste. Wierzył, że skoro osoby podłączone do systemów odbierają bodźce w taki sam sposób, jak w realu, ich mózgi aktywują te same obszary, to w takim razie, co czyniło wirtual gorszym i tak bardzo innym? Ludzie stworzyli dla siebie drugą rzeczywistość. Na co dzień i tak każdy żył w innym świecie, dwie osoby inaczej postrzegały ten sam przedmiot, to samo zachowanie, inaczej rozumiały i zapamiętały tę samą historię, a to wirtualny świat nazywano tym nieprawdziwym, sztucznym. CJ być może był zgorzkniały, ale uważał, że to właśnie zaleta serwerów – tu nikt nie oszukiwał się, że to, co ich otacza jest trwałe, stałe, jedyne i prawdziwe. W rzeczywistości brzydził go zalew tych wyjątkowych, najlepszych, najtrwalszych... Tu odgórnie narzucane zasady górnolotnie nazywano tradycją, prawem czy botaktrzeba, a na wirtual wyśmiewano, bo tworzono serwery z regulaminem. Tu przypisywano role społeczne płciom, a w wirtualu tworzono serwery z wymaganym stylem skórek. Tu zwierzęce zaspokojenie instynktów owijano w ładny papierek o nazwie romantyzm, a w wirtualu, w większości wypadków, dbano o ekologię i serwowano się bez opakowania. A CJ, jak na prawdziwego, obrzydliwego oportunistę przystało, brał i dawał to, co chciał i kiedy chciał. W tej chwili był bezpośredni i prostolinijny, lecz gdy miał ochotę, potrafił przyprawić dążącą do uproszczeń wirtualną rzeczywistość szczyptą finezji.

    Gdy został dotknięty przez obcego, przymknął oczy i wypuścił powietrze ustami wzdychając nisko i cicho, choć rudy pewnie go słyszał, bo był wystarczająco blisko. CJ zaraz spojrzał na mężczyznę, zbyt ciekawy, co ten planuje. Patrzył mu w oczy lekko nieobecny przez przyjemność, spokojny i wręcz z pewnym rodzajem zaufania. Uśmiech? Sam na niego nie odpowiedział, zbyt rozkojarzony, aby zrobić to chociażby z grzeczności i chęci nadawania na tych samych falach – tylko dalej patrzył, tym razem także z wyrazem oczarowania. Dał się pocałować, przymknął powieki i przez dłuższą chwilę ich nie otwierał. W rzeczywistym świecie pewnie zrobiłby podobnie, łatwiej było mu zapanować nad tym, co czuł i co się działo, kiedy chwilowo wyciszył jeden ze zmysłów. Wiedział, że dostał zaproszenie, domyślił się, że jest od gościa, który właśnie pocałował go w czoło... Hah! Cóż za dziwactwo! CJ uśmiechnął się do siebie w duchu, pomimo tego kazał mężczyźnie na siebie chwilę poczekać.
    Podniósł się i przylgnął do A<3More'a, objął go i spędził jeszcze chwilę w obopólnej przyjemności. Nie w jego stylu byłoby ot tak porzucić kochanka, z którym się już trochę poznał, nawet jeśli w tej chwili był zainteresowany drugą osobą. Nieznajomy rudowłosy mógł słyszeć, że para pożegnała się. Chłopiec z kocimi uszami odsunął się kawałek pozostając dalej w wannie, patrząc, uspokajając oddech, jakby ten był im niezbędny do wirtualnego życia. Accident zaś przywołał interfejs i spostrzegł, że zaproszenie na serwer wygasło. Szlag by to...
    Odszukał nick zapraszającego i wysłał mu wiadomość: Przepraszam za zwłokę. Nie zostawiam kochanków bez pożegnania.
    Wysłał i dopiero wtedy zlecił programowi nałożenie skórki z ubraniem. Miał na sobie czarny, matowy strój: płaszcz z obszerną peleryną, spodnie, ciężkie buty, a także kapelusz z dość szerokim rondem. Dziwnie jak na dzisiejsze standardy – zwyczajnie jak na standardy sieci.
    Zaczął się rozglądać w poszukiwaniu rudego.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Pią 05 Mar 2021, 00:29

    Nie pamiętał kiedy ostatni raz widział z tak bliska czyjąś przyjemność. Nie potrafił nadać jej twarzy, były tylko wspomnienia - słony smak potu, rozpalone lędźwie, rozchylone do krzyku usta, w które wsuwał język, dławiąc własny jęk.
    Gdyby chciał, mógłby (w ramach przypomnienia sobie jakie to uczucie) spróbować warg, które miał tuż pod sobą. Zanurzony w przyjemności mężczyzna niemiałby nic przeciwko. Jego bezmyślnie ufne spojrzenie, jego zachwyt dawały Blissowi przyzwolenie. Być może nieznajomy był nawet szczery. Emocje - to jako jedyne potrafiło być tutaj prawdziwe. W chwilach kompletnego zapomnienia albo zaskoczenia ludzie przestawali udawać. Piękne awatary krzyczały i szlochały, kiedy chip pobudzał ośrodek w mózgu odpowiedzialny za ból. Jęczały bezwstydnie, gdy impuls wywoływał przyjemność. Ale i to bywało złudzeniem. Wszystko zależało od tego małego cholerstwa w ich głowach. Czasem zdarzało się, że uszkodzony albo zawirusowany dosłownie wypalał użytkownika. Ludzie stawali się warzywami niezdolnymi do samodzielnej egzystencji albo umierali z przeciążenia. O tym nie mówiło się głośno, to źle wpływało na markę Cyberlife, ale istniało. Bliss doskonale o tym wiedział.
    Potarł pieszczotliwie jego skronie, czekając na odpowiedź, ale kiedy nie nadeszła, kiedy nieznajomy wciąż zamroczony przyjemnością zignorował jego zaproszenie, poczuł ukłucie rozczarowania. Trwało tylko chwilę bo przecież się spodziewał. Ludzie w Cyberlife dzielili się na dwa typy - tych, co udawali, że wirtual jest drugą rzeczywistością i tych, którzy traktowali go jak piaskownicę bez ograniczeń narzuconych przez społeczeństwo. Bliss należał do drugiej kategorii i właśnie chciał sprawdzić, czy jego dzisiejszy wybór również. Zaskakujące jak wielu wciąż chciało istnieć na podobnych zasadach po dwóch stronach jednocześnie. Moralność była tutaj tylko słowem, a jednak ludzie trzymali się jej kurczowo i śmiesznie wybiórczo. On niemiałby najmniejszych skrupułów żeby zostawić kochanka w połowie aktu, ale może tylko dlatego, że nie tworzył z ludźmi żadnych związków, bez względu na to gdzie był. Traktował ich przedmiotowo. Dla niego istniała tylko wymiana i zaspokojenie potrzeb.
    Wstał, wygaszając zaproszenie. Nie był świadkiem wybuchu ekstazy. Nawet nie patrzył już w ich kierunku. Czarnowłosy dokonał wyboru. Pozornie, bo jak każdy człowiek i on był zachłanny. Dlatego wiadomość go nie zdziwiła. Właśnie takiej treści się spodziewał. Mógłby go olać, nawet zamierzał, ale i tak się dzisiaj nudził więc...

    "Zbyteczna hojność. Myślisz, że to go obchodzi? Idę o zakład, że dzisiaj nie będziesz jedyny."

    Bliss opierał się łokciami o bar, stojąc przodem do parkietu na którym kilka par ocierało się o siebie zmysłowo. Zamykał i otwierał benzynową zapalniczkę w hipnotycznie równych odstępach czasu, jakby odliczał sekundy, a jego spojrzenie było niepokojąco czujne, jak u polującego zwierzęcia. Szybko odnalazł nieznajomego. Obserwował jego wędrówkę zastanawiając się kiedy w końcu zda sobie sprawę, że nie warto tracić czasu na takiego pojeba jak on. Pewnie szybciej niż później. Tacy jak on nigdy długo nie wytrzymywali.
    Gdy czarnowłosy stanął przed nim, zapalniczka kliknęła ostatni raz i zniknęła w zwiniętej dłoni. Bliss uśmiechnął się, nagle burząc niepokojącą aurę łowcy. Sięgnął do wielkiego kapelusza i ściągnął go z jego głowy, płynnym, wężowym ruchem wchodząc w osobistą przestrzeń jego właściciela.
    - Nie pasuje ci - stwierdził wprost w jego usta, a potem nasadził kapelusz na swoją głowę. W półmroku jego oczy zabłysły jak kocie ślepia.
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Sob 06 Mar 2021, 23:26

    Gdyby ktoś go o to zapytał, CJ odpowiedziałby, że nawet przelotnie poznane osoby i nieprzejmowanie się nimi było było jakimś typem znajomości. Płytkiej, krótkiej, pospiesznej i opartej na konkretnych założeniach – ale jednak. Owszem, nie uważał poszczególnych znajomości za ważne, jeśli nie wnosiły niczego istotnego do jego życia, ale lubiąc czepiać się za słówka, przelotnego kochanka nazwałby znajomym. Nie byli dla siebie obcy, poznali się, w taki czy inny sposób.
    Dodatkowo sam fakt istnienia właśnie sporej ilości przelotnych kochanków, nazwałby ważnym, bo z jednego nieistotnego aktu zaczynał robić się nawyk, a nawet styl życia, a to już wywierało wpływ na całą osobę i sposób, w jaki rozumowała świat. Właściwie, według CJa, taki nawyk zmieniał człowieka, ale i samo jego istnienie również pojawiało się, bo dana osoba miała takie skłonności i chęć. Znał w wirtualu i realu kilka osób (i nie chodzi tu o chwilowych kochanków), którzy owszem, byli net runnerami, mieli wszczepy i nie raz orientowali się w serwerach lepiej niż on, ale korzystali z ich zasobów, aby zamiast w maleńkim pokoju po pracy, znaleźć się na plaży bez tłumów, bez smogu, zanieczyszczenia wód, bez kaca, przejmowania się niewygodą, samotnością, niespełnieniem, przemęczeniem, wypaleniem zawodowym, długami... Nie zaglądali na serwery pozwalające na całkowitą nagość, gwizdali tylko na laski z ładnymi tyłkami albo kolesi z czteropakiem i pili drinki z palemką. Nie próbowali seksu, nie potrzebowali tego, nie mieli takich tendencji, funkcjonowali i myśleli inaczej.
    Zresztą, nie żeby CJ był rekinem na serwerach erotycznych. Bywał na nich systematycznie, ale rzadziej niż na typowo wypoczynkowych albo growych. Ostatnio nawet wciągnął się w grę na takim jednym, gdzie grawitacja była jak na księżycu, a oni, podzieleni na grupy, mieli przydzielane różne zadania: to wystrzelać całą przeciwną drużynę, to coś ukraść im z bazy, to obronić własną...
    Zresztą nieważne.
    Teraz był tu. Chciał seksu, dostał go, dalej czuł się zrelaksowany, ale wciąż miał siłę dalej bawić się tej nocy, jakiegokolwiek zajęcia by sobie nie wymyślił.

    Mnie to obchodzi. To wystarczy – odpisał szczerze i bez wstydu przyznając się do egoizmu i będąc go całkowicie świadomym. Z racji tego, kim był w realu, po części z własnej chęci, a po części z konieczności, miał okazję do obserwowania, jak na przestrzeni wieków zmieniała się ludzka swoboda obyczajów. Widział, że zachowania postrzegane za oburzające, wiek później już weszły do codzienności – analogicznie z tym, na co trzeba było uważać. Czyżby żył w czasach, w których to egoizm był publicznie akceptowany i nie trzeba było się go wstydzić i maskować pod postacią szlachetności? Ludzie przestawali się czarować, że istnieje altruizm? A może działo się tak tylko w wirtualu...?
    Przestał się nad tym zastanawiać, kiedy na tle ciemnej ściany, zauważył tamtego jegomościa, który pocałował go w czoło. (I jeszcze raz – zabawne! – kto tak dziś robi!) Uśmiechając się pod nosem ruszył w jego stronę. Ładny był. W jego typie. Nie tak idealny, jak ci nowi, goniący za modą. Może też używał dobrodziejstw Cyberlife'a od dłuższego czasu? CJ zwrócił uwagę na to, że różowy neon w kształcie flaminga, który świecił się za Blissem, miejscami barwił mu włosy na soczysty odcień, urozmaicając czerwień jaśniejszymi tonami.
    Bliss... Coś w nim było. CJ czuł się, jakby miał przed sobą łowcę albo właśnie odwrotnie – ofiarę gotową do ucieczki, ale nie bezbronną jak łania, bardziej wprawioną w utrzymywaniu dystansu i tak pewną siebie, że była gotowa zadrzeć z nie lada drapieżcą, czerpiąc satysfakcję z męczenia go. Prawie jak w tych książkach: super złoczyńca zastawia siedzi i tylko czeka, aż wpadnie w nie jego stary wróg – super policjant.
    Kiedy nowy znajomy zabrał mu kapelusz, Accident w pierwszym odruchu chciał go łapać, ale dotknął tylko boku swojej głowy. Uśmiechnął się, rozbawiony i połechtany taką zaczepką.
    – A ty się potargałeś – odparował. Rudy mógł poczuć lekkość na głowie, jakby kapelusz zniknął... co właściwie się stało. CJ wyłączył ten element ubioru ze swojej skórki, przez co system przestał wyświetlać przedmiot w cyberprzestrzeni.
    Przez zmiany światła powodowane pojawianiem się i znikaniem kapelusza, CJ znów zwrócił uwagę na kolor włosów nowego znajomego, a także na błysk jego oczu.
    – Zagrajmy – rzucił nagle. Mówił jednocześnie wywołując interfejs i wprowadzając jakieś polecenie. Zamiast klikania w klawiaturę, pokazywał znaki języka migowego. Jeśli Bliss znał ten sposób komunikacji, mógł poznać, że Accident zamówił, aby zagrano za chwilę jakąś piosenkę, ale jaką dokładnie nie dało się zobaczyć, bo wybrał ją z listy. – Właśnie wymyśliłem tę zabawę: opowiedz mi o mnie tak, jakbyś znał mnie od dawna i mówił do innego znajomego, który mnie nie zna. O wszystkim, jak wyglądam, co lubię, czego nie, gdzie pracuję, co cię we mnie złości... Wszystko. Opisuj, zmyślaj, kieruj się intuicją, mów ogólnikami... cokolwiek. Potem ja opowiem ci o tobie. – Położył łokieć i przedramię jednej ręki na barze, splótł palce dłoni, jakby składał właśnie luźną, niby niezobowiązującą, ale ryzykowną propozycję.
    W głośnikach zabrzmiały wysokie dźwięki, wszczep wysyłał do ich mózgów impulsy idealnie odpowiadające temu, jakby w zamkniętym, zaludnionym pomieszczeniu z całkiem dobrej jakości głośników puszczono stary, stary kawałek „Bliss” równie starego, starego zespołu Muse.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Nie 07 Mar 2021, 23:48

    Jego obchodzi... Uśmiechnął się leniwie. Skoro tak, nie zamierzał z tym dyskutować.
    "Cokolwiek cię uszczęśliwia"
    Odpowiedział zanim nieznajomy zbliżył się na tyle, że mogli swobodnie rozmawiać bez uciekania się do wysyłania wiadomości. I musiał przyznać, że taka forma odpowiadała mu bardziej. Awatar obcego miał przyjemną barwę głosu. Gdy mógł w jedno spleść wspomnienie jego westchnień z brzmieniem słów poczuł wspinający się po plecach dreszcz. Dlaczego dopiero teraz? Nie potrafił sobie odpowiedzieć. Ciekawiło go jednak czy Accident podrasował jakoś swoje oryginalne brzmienie czy może postawił na realizm? Sądząc po wyborze skórki, wszystkich jej niedoskonałościach, druga opcja wydawała się bardziej prawdopodobna.
    Zmrużył oczy raz jeszcze zaatakowane neonowym światłem i przechylił głowę wciąż uśmiechając się psotnie. Kilka rudych pasm faktycznie wzburzyło się po zniknięciu kapelusza, ale nie przygładził ich. Zastanowiło go natomiast dlaczego nieznajomy zrezygnował ze wspomnianego fragmentu garderoby. Chciał się podobać czy może chronił się przed powtórną kradzieżą?
    Nie zapytał. Przysunął się, oferując mu swoją głowę.
    - Poprawisz? - zapytał jakby to było zupełnie normalne, a kiedy padła dziwna propozycja, uniósł brwi w zdumieniu. Obserwował jak Accident wydaje komendy, które doskonale rozumiał, więc w pierwszej chwili nawet nie zwrócił na to uwagi. Bardziej skupił się na jego słowach. Pierwszy raz bowiem spotkał się z czymś takim, a obracał się w naprawdę ekscentrycznym towarzystwie. I od razu pomyślał, ze to bardzo przyjemne, być zaskakiwanym.
    W pierwszym momencie uznał jednak, że rozpoczęcie tej zabawy wymagało wysiłku, który nie jest opłacalny, ale z drugiej strony propozycja była... intrygująca. Nasuwało się pytanie dlaczego obcy ją wysunął? Co chciał uzyskać? Przecież zawsze chodziło o coś. O rozrywkę, uwagę, pragnienie wyższości... a to tylko maleńka część ludzkich pragnień. Czego pragnął? I co ważniejsze czy Bliss chciał mu to dać? Mógłby przecież beznamiętnie wyklepać jakiś opis na podstawie tego, co widzi. Dać mu ochłap zamiast pełni zainteresowania, ale... to byłoby nudne i osobiście wcale by go nie bawiło. Informacje bez emocjonalnego zabarwienia nie miały żadnej siły wyrazu, a ta iluzja mogłaby stać się pełniejsza, zabawniejsza właśnie dzięki czemuś więcej.
    Podjął decyzję.
    Uśmiechnął się nostalgicznie, trochę do wybranego utworu, a trochę do układających się w głowie myśli o człowieku, który stał tuż obok. Zawiesił spojrzenie w przestrzeni jakby właśnie zanurza się we wspomnieniach.
    Zapalniczka znów zaklekotała metalicznie.
    - To stało się jednej z tych bezsennych, dusznych nocy, wiesz, takich które ciągną się w nieskończoność i myślisz, że świt nigdy nie nadejdzie - zaczął natchnionym tonem, który wcale do niego nie pasował. -  Wpadłem na niego w bezosobowym tłumie. Otarł się o mnie, wpełzł mi pod skórę i zdominował rzeczywistość. Tak wszystko się zaczęło. Od jednego dreszczu. - Westchnął cicho jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że tego doświadczył, a potem zaśmiał się i pokręcił głową. - Nigdy nie powiedziałbyś, że Korporacyjny pies będzie miał w sobie tyle... wszystkiego. Że nie będzie pustą, pozbawioną empatii i sumienia, skorupą. A jednak. Dba nawet o zagubione kociaki, wyobrażasz sobie? W naszych czasach? - Spojrzał na niego, perfekcyjnie odgrywając fascynację i rozbawienie, choć to drugie było całkiem prawdziwe. Nie trudno było domyślić się co sugerował mówiąc o kotach. Nawet przez moment faktycznie poczuł też fascynację. Nigdy nie miał problemu ze wzbudzaniem emocji na zawołanie, z uwierzeniem w kreowaną przez siebie iluzję. Tym rekompensował sobie deficyty.
    Zamilkł, trochę poważniejąc, opuszczając wzrok, przez moment wydając się niemal zawstydzonym.
    - Lubię na niego patrzeć, obserwować jak się porusza. Lubię zagłębiać palce w jego włosy i w ciszy słuchać szelestu jego oddechu. Ma beznadziejny styl, ale to też w nim uwielbiam. Niepasujące kapelusze, staromodne koszule jakby nie mógł wyrwać się przeszłości, wciąż ciągnąc za sobą stare przyzwyczajenia. Wygląda przez to jak relikt dawnych czasów, jak stary sygnet w zakurzonej gablocie, na który zwrócą uwagę tylko ci, którzy jeszcze oglądają się za siebie. Ale... czasem boję się, że kiedy ja się obejrzę, już go nie dostrzegę. - Ucichł na moment, odwrócił się przodem do blatu. Neonowe światło podkreśliło niepokój w jego oczach. Grał dobrze. Jakby naprawdę znał opisywanego człowieka i przede wszystkim coś do niego czuł.
    Wziął głęboki wdech, zdając się otrząsnąć z niepokojących myśli. Nawet się uśmiechnął, choć wciąż z tą dziwną, niepasującą do niego niewinnością.
    - Ma brzydki zwyczaj zanudzania mnie historiami, ale to mnie uspokaja. Pewnie o tym wie, w końcu doskonale mnie zna. Lubię też jego wyrozumiałość i dbałość o szczegóły. I umierającą już w naszym świecie życzliwość. Poza tym... - Spojrzał na nieznajomego kątem oka. Figlarny uśmiech dodał jego obliczu lisiej przebiegłości. - Nienawidzi poranków, nie pija kawy, boi się samotności, marzy o wyprowadzce i niełatwo wybacza, ale i tak lubię go drażnić.
    Zamilkł, tym razem na dłużej, zmywając z twarzy złudną łagodność. Uniósł brwi, czekając.
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Sro 10 Mar 2021, 00:13

    Ciekawe, czy Bliss poczułby się rozczarowany, gdyby CJ szczerze odpowiedział, że zabrał mu kapelusz, bo skoro sam nie mógł go mieć, to przekornie nie chciał pozwolić, aby nosił go ten gość, który nie dość, że ograbił go z ulubionego dodatku, to jeszcze miał czelność negatywnie ocenić jego aparycję. Chciał zaczepnie odebrać mu swój przedmiot, ale uznał za zbyt szczeniackie szarpanie się i wyrywanie go Blissowi z dłoni, więc wybrał sprytniejszą metodę.
    I jeszcze miał go czesać? Podobało mu się, że mężczyzna zachęca do wejścia we własną strefę komfortu, a nawet do dotyku, ale nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał okazji do zrobienia czegoś po swojemu, nietypowo. Uwielbiał testować reakcje ludzi, a w tej chwili był jeszcze w sprzyjającym nastroju, zrelaksowany po seksie, więc robił to chętniej. No i ten koleś sam się prosił!
    Accident, zamiast dłoni, wyciągnął w stronę głowy Blissa szyję, przysunął się i spomiędzy warg wypuścił długi, wąski, rozdwojony na końcu język. Nie był on wilgotny jak można było się spodziewać u człowieka, ale śliski sam w sobie i chwytny. CJ kilkoma szybkimi ruchami przygładził odstające kosmki i cofnął się jakby nigdy nic. Kiedy chwilę później mówił, łatwo dało się poznać, że modyfikacja nastąpiła tylko w tamtej chwili, a jego awatar nie jest wyposażony w wężowy język na stałe.
    Nie spodziewał się, że mężczyzna da się wkręcić w zabawę. Obstawiał, że nazwie ją nudną albo wymiga się pod jakąś wymówką, bo uzna takie gadanie za zbytni wysiłek wobec kogoś, kto pewnie już dostał od kogoś innego to, czego chciał. Accident przecież mógł go wkręcać, wyłudzić cenną uwagę, wraz z nimi słowa i czas, a potem wylogować się, samemu nawet nie próbując odwzajemnić opowiastki. Ale skoro nowy znajomy zaczął mówić, CJ skupił się, oparł o bar łokieć, a głowę wsparł na dłoni.
    Co? Tak sztampowo? Otarcie się o siebie w tłumie? Zaśmiał się szczerze, lekko pokręcił głową, choć zaraz spoważniał i przymknął na chwilę oczy, chcąc zrównać się z nastrojem rozmówcy.
    Tylko w czarnych oczach grało rozbawienie.
    – Słodziak – skomentował to dbanie o kociaki. Zrozumiał aluzję do A<3More'a, ale starał się nie pokazywać tego, jakby naprawdę słuchał o jakiejś obcej osobie.
    Im dłużej słuchał Blissa, tym bardziej poważniał i zapominał o tym, jak mężczyzna zaczął. W pewnym momencie przyłapał się nawet na tym, że zaczął czuć jakiś sentyment, smutek. Raz na jakiś czas kiwał głową na znak, że słucha mężczyzny, choć ten w większości mijał się z prawą – tak przynajmniej sam opisywany sądził. Wiedział, że mężczyzna pewnie nawet nie stara się trafić w prawdę, ale sposób, w jaki mówił, skłonił do refleksji: czy ktokolwiek mógłby opowiedzieć o CJu w realu? Coś podobnego, ale niekoniecznie tak barwnie i szczegółowo, mogłyby być nawet ogólniki. Ktoś by chciał? Ktoś by potrafił?
    To nie refleksja go smuciła, nie pytania, tylko odpowiedź, którą znał.
    Spojrzał w bok, ponad swoim ramieniem. Trochę wybył się z rytmu, ale przede wszystkim z zawadiackiego nastroju i potrzebował chwili na powrót do stanu sprzed paru sekund. Westchnął, podniósł obydwie dłonie, złapał w nie włosy, przesunął do tyłu, aby mniej opadały mu na twarz i dopiero wtedy puścił. Wirtualny symulator holo nie zawiódł, pasma synchronicznie i bardzo naturalnie przechodziły z fioletu do zieleni.
    – A ja tego mojego poznałem w realu – zaczął. Nie potrzebował zastanawiać się, co chce powiedzieć, uważał, że umie dobrze improwizować. Mówił uśmiechając się delikatnie, trochę ze smutkiem, jakby opowiadał o przyjacielu, którego być może stracił. Sam trochę aktorzył i aby wyjść na bardziej zamyślonego, starał się nie patrzeć długo na rozmówcę, tylko gdzieś za niego albo wodzić spojrzeniem po blacie, szklankach czy butelkach, jakby wtedy łatwiej było mu znaleźć odpowiednie słowa i skupić się. – Byłem w pracy, kiedy przyjechał. Jego kolega został ranny na służbie, zszywałem go, przy okazji gadając z tym moim. Wyszło, że obydwaj lubimy wirtual, była też między nami jakaś chemia. On zaprosił mnie na jakiś serwer, którego nie znałem, ale nie chciałem zajmować się tym wtedy, kiedy byłem zajęty szyciem, chciałem skończyć i dopiero, ale... chyba zawstydził się i cofnął zaproszenie. – Wzruszył ramionami i skrzywił się z rozczarowaniem albo żalem do samego siebie. – Kiedy zostałem sam, odnalazłem go i spróbowaliśmy wspólnej wirtualnej zabawy. Poznałem go w takich okolicznościach, że wiedziałem, że jest policjantem, ale nawet gdybym nie wiedział, jego styl bycia wołał, że to jakiś mundurowy. Cały czas był uważny, pilnował otoczenia, zapamiętywał detale, rzucał wyzwania, nie bał się zahaczyć nawet o bezczelność. Do tego wydawał się widzieć w życiu już tyle, że był znudzony niemal wszystkim. Na początku mnie to onieśmielało, ale... Chciał więcej i więcej, doprowadzał mnie tym na skraj odwagi, przesuwał granicę dalej... Swoją zachłannością zapewnił mnie, że robię dobrze. – Teraz Accident mówił ciszej, niższym tonem, bardziej poufałym. Dzięki temu, choć nie opowiadał o niczym bezpośrednio erotycznym, można było wyczuć napięcie. Nawet poruszył palcami, jakby dotykał czegoś lub kogoś, wczuł się w słowa na tyle, że chciał aż poczuć ich treść. – Karmiłem go adrenaliną, bólem, sprawdzałem, jak bardzo sadystyczny mogę się stać, kiedy ktoś mi na to pozwala. Działaliśmy na siebie jak paliwo i płomień. Nie wychodziliśmy z roli nawet po seksie. Zawsze było tarcie, przepychanie, droczenie się. Mhm – mruknął. – Ten mój był przystojny i tak pięknie ludzki, że, kiedy ściskałem go za szyję, czułem, że mam nad nim władzę. Miałem w ręku jego życie. Był tak popieprzony, że, jestem niemal pewny!, nie powiedziałby dość, zanim nie zmiażdżyłbym mu krtani. A wtedy byłoby za późno, nie mógłby tego powiedzieć. – Spojrzał na swoją dłoń, jakby nie podejrzewał jej o to, co robiła i co mogłaby zrobić. – Na co dzień przewidywał nudnych ludzi i ciągnęło go to w dół. Sprawiało, że myślał, że jest lepszy, że nikt go nie przejrzy, ale on wszystkich, i że rozwiąże wszystkie sprawy.– Nagle zaśmiał się i spojrzał na Blissa. – Pamiętam, że drażniłem się z tą jego dzikością i męskością dając przedmioty związane z watą cukrową. Przeważnie różową. Kubek z rysunkiem, skórkę z tatuażem z watą, perfumy o zapachu waty, raz nawet urządziłem nasz serwer różowymi meblami, łóżko miało pościel puszystą jak wata... – Nagle zawiesił się na chwilę. Nie patrzył w tej chwili na rozmówcę, odgrywał człowieka, który właśnie widzi przed oczami wspomnienie, a nie rzeczywistość, dlatego ciekawiło go, czy nieznajomy się jeszcze nie wylogował, a jeśli nie, to czy nie czeka, aby wyrazić obrzydzenie tym, co usłyszał. Pomimo tego improwizował dalej. – Wtedy, na tym łóżku, pierwszy raz popłynęła jego krew... Wsiąkła w pościel rozpuszczając ją, jakby ta wata była naprawdę z cukru. Potem nie błyszczały mu już oczy i nie rozróżniałem, czy to czerwień jego krwi czy włosów... – Zaczął mówić wolniej. Obrócił się do Blissa i podszedł blisko, niemal się z nim stykając klatką piersiową. Nie patrzył mu na twarz, tylko na włosy na ramieniu. Podniósł dłoń i prawie-prawie pogłaskał je grzbietem dłoni, jakby dotknięcie opuszkami było zbyt intymne, ale stchórzył, opuścił rękę.
    Nagle się uśmiechnął już bardziej prowokacyjnie niż z sentymentem i spojrzał nowemu znajomemu w oczy.
    – Taki ten mój był. Może byście się polubili.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Sro 10 Mar 2021, 01:36

    Kiedy długi wężowy język wysunął się spomiędzy ust Accident'a, bezbarwne oczy Bliss'a błysnęły rozbawieniem. Uwielbiał być zaskakiwanym. A kiedy już po chwili został polizany po włosach, poczuł się tak bardzo swojsko i bezpiecznie, że aż nie mógł w to uwierzyć. Chciał zatrzymać to uczucie, było w jego życiu cholernie rzadkie.
    Uniósł głowę, przez jeden, króciutki moment patrząc na ciemnowłosego z autentyczną wdzięcznością. Wprawdzie ciężko było określić czego dotyczyła - czy poprawienia włosów czy czegoś dużo bardziej ulotnego, ale bez wątpienia była szczera.  
    Śmiech nie wybił go z rytmu, ale wbił mu maleńką szpileczkę. Przez chwile Bliss poczuł się jak przebity motyl włożony do gablotki z resztą innych, z których Accident drwił dla własnej uciechy. Odezwały się jakieś stare lęki, zakurzone, bolesne wspomnienia, ale to moment, ledwie mgnienie oka. W końcu przeszłość była przeszłością. Teraz był tu, w świecie gdzie znaczenie miało tylko to czemu chciało się je nadać. A on nie chciał nadawać znaczenia temu śmiechowi. Dlatego mówił dalej, odgrywając swoją rolę w tym przedstawieniu. I choć wydawać się mogło, że własna opowieść pochłonęła go bez reszty, to wciąż był czujny. Z łatwością wychwycił zmianę w spojrzeniu towarzysza, jego nagłą melancholię. I wtedy śmiech, szpileczka i motyl znów nabrały znaczenia. Tak samo jak to, co widział teraz.
    Cały Accident zyskał znaczenie.
    Bliss jeszcze nie wiedział jakie, ale zamierzał to odkryć.
    Nie poganiał go. Obserwował. Widząc jak wraca do siebie, zakłada kolejną maskę, posłał mu łagodny uśmiech.
    - Ładne - powiedział, wyciągając dłoń, zachęcony do tego ruchem samego Accident'a. Przesunął opuszkami po przed chwilą wzburzonych, opalizujących pasmach. - Lubię zagłębiać palce w jego włosy - zacytował sam siebie i dokładnie to uczynił - na chwilę chwycił je w garść. Nie boleśnie, chciał poczuć fakturę. Zresztą zaraz puścił, dokładnie z chwilą gdy tamten zaczął mówić.
    Uśmiechnął się słysząc jawne nawiązanie do początków ich spotkania, ale im dalej słuchał, tym bardziej poważniał. Niemal jak Accident, choć w jego przypadku nie było mowy o smutku czy melancholii. Była dziwna, niepokojąca beznamiętność. Bardzo trudna do zdefiniowania nic nie potwierdzająca ani niczemu nie zaprzeczająca. W duchu jednak jednocześnie fascynowała go i przerażała usłyszana wizja. Nie dlatego, że pokrywała się z prawdą, przynajmniej nie we wszystkim, ale dlatego, że tak bardzo różniła się od tego, co sam mu przedstawił. Mimowolnie zaczął się zastanawiać czy może podświadomie opowiedział mu wtedy o człowieku, którego chciałby znać? Może dał dojść do głosu jakiejś fantazji o wyrozumiałości, cieple, zrozumieniu... normalności? Czasem przecież tego chciał. A jeśli tak to czy Accident zrobił podobnie, ale pragnął czegoś zupełnie odmiennego?
    Patrzył mu prosto w oczy, kiedy zbliżył się wciąż w oparach sadystycznego erotyzmu. Nie uciekł przed dotykiem, nawet na jakiś liczył, a kiedy go nie dostał, sam zrobił krok, stykając ich piersi. Przechylił głowę i wtedy po obu stronach pękła jakaś bańka. Na oba oblicza wrócił zadziorny uśmiech.
    - Ze mną? Być może. Ale jestem pewien, że nie polubiłby się z "tym moim". - W jego głosie zabrzmiała nutka drwiny. - Szkoda, że go zabiłeś - westchnął, robiąc pół kroku w tył, zwiększając dystans. - A wiesz, że to możliwe? Że ludzie umierają w wirtualu i już nigdy się nie budzą? - zapytał jak gdyby nigdy nic, jakby właśnie nie usłyszał bardzo niepokojącego opisu, który mógłby świadczyć o wielu skrzywieniach stojącego przed nim człowieka. Albo równie dobrze mógł świadczyć tylko o jego fantazjach. Lub o niczym.
    - Chodź - powiedział nie czekając na odpowiedź i na moment skupił się na wyborze serwera. Musiał obejść pewien drobiazg, więc zajęło mu to więcej niż jedno uderzenie serca, ale Accident dostał kolejne zaproszenie.

    od: Bliss
    Zaproszenie na serwer: Runaway Train (serwer prywatny)
    Wymogi serwera: ??
    Ograniczenia serwera: ??

    Przyjąć zaproszenie?
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Czw 11 Mar 2021, 21:16

    Spodobało mu się, że Bliss go dotykał, że lubił jego włosy, w dodatku był na tyle inteligentnym rozmówcą, aby wykorzystać własną opowieść sprzed chwili do uatrakcyjnienia tego momentu i gestu. Gdyby nie nadeszła jego kolej do stworzenia historii o nowym znajomym, pewnie z eksperymentalną bezwstydnością przyznałby się, że po karku przebiegł mu dreszcz, pozostawiając po sobie gęsią skórkę.

    CJ potrafił pomyśleć o tak wielu różnych reakcjach na swoje słowa, że spokój – bo tak odebrał beznamiętność Blissa – wcale go nie zaskoczył. Co nie znaczy, że nie zainteresował. Chciał się dowiedzieć, jak nowy znajomy interpretuje jego słowa, czy się identyfikuje, czy uważa tę gadaninę za żart, a może za jakąś ekspresję niespełnionych fantazji mówiącego? Jak się poczuł, w końcu słyszał teoretycznie o sobie? Był zły? Rozczarowany? Czy chciał coś udowodnić? Wytłumaczyć? Pokazać Accidentowi, że nie jest tak pojebany, aby karmić się bólem i adrenaliną? Albo właśnie, że jest pojebany bardziej?
    Jeśli chodziło o samego CJa, popłynął z improwizacją biorąc jedynie kilka spostrzeżeń i wniosków na temat Blissa i rozbudowując je spontanicznie. Mówił, co mu akurat przyszło na myśl pilnując tylko, aby ta fantazja wyrosła na spostrzeżeniu, pewnie przerysowując je, wykrzywiając i przez to nie mając wiele wspólnego z rzeczywistością, ale jednak nosząc w sobie ziarno realizmu. Wybrał pójście w kierunku krwi i seksu, bo tak mu akurat składało się do całości. Uważał, że to, co powiedział, ale też w jaki sposób to zrobił, było w gruncie rzeczy całkiem... przeciętne. Nie grał totalnego pojeba, bo nie chciało mu się aż tak starać, nie miał odpowiedniego nastroju, no i nie chciał zostać wyrzuconym z serwera. Z drugiej strony nieczęsto bywał świadkiem zachowania podobnego do tego własnego, co nie znaczyło, że właśnie nie uderzył w medianę, znajdując się między skrajnościami. Gdyby miał czas na przemyślenie tego, zadziałałby inaczej, ale nie żałował, brnął w tę dziwną znajomość dalej.
    – Prawdopodobnie wszystko jest możliwe – odpowiedział, choć wydawało mu się, że przechodzą ponad tym tematem. Na widok dziwnych specyfikacji serwera podniósł brew. Uznał, że to coś nielegalnego, ale i tak jego rekcja plasowała się gdzieś między och, myślałem, że zjadłem całą kanapkę, a na talerzu jednak został jeszcze jeden kęs a cholera, przeciera mi się skarpeta.
    Zaakceptował zaproszenie i na ostatnią sekundę, kiedy serwer odtwarzał animację wylogowania jego awatara, CJ złapał spojrzenie Blissa.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Czw 11 Mar 2021, 22:31

    Uśmiechnął się cynicznie słysząc jego słowa. Był pewien, że Accident sam nie wierzy w rzuconą przed chwilą formułkę.  
    - Tutaj na pewno - odparł z pewnością.
    Na ostatnią sekundę, zanim zniknęli z serwera w chmurze animacji wylogowania, CJ złapał nie tylko jego spojrzenie. Bliss chwycił go za dłoń i ścisnął mocno.
    Była w tym geście dziwna desperacja.

    Omiótł ich powiew ciepłego powietrza o charakterystycznej woni rozgrzanej maszynerii. Taki zapach mają tylko puste perony metra. Cichy szum wiatru i świst mknącego po szynach pociągu dotknął ich zmysłów jako drugi, dopiero potem dołączyło wszystko inne -  zimne światło jarzeniówek, ascetycznie betonowe ściany nachylające się łagodnym łukiem gdzieś w górze, wysoki brzeg peronu i torowisko pod stopami.
    Na samym końcu dotarła świadomość siły uścisku wciąż złączonych dłoni.
    - Umrzyj ze mną. - Głos Bliss'a był łagodny, pełen prośby, ale niepokojąco dobrze słyszalny we wszechogarniającym szumie.
    Przez moment wpatrywał się w twarz CJ'a pełen natchnienia, z błyskiem szaleństwa w oczach. Był ciekaw. Zobaczy przerażenie i animację wypięcia? Czy akt poświecenia? A może ratunku? Nie zabrał mu możliwości ucieczki. Nie zmuszał go. Jednak nie dał na namysł dużo czasu.
    Spojrzał przed siebie, w głąb czarnego tunelu, na mknący ku nim pociąg.
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Czw 11 Mar 2021, 23:02

    Liczył, że pojawi się w charakterystycznej poczekalni, że jak zawsze będzie musiał otworzyć drzwi albo odsunąć kotarę, aby znaleźć się w docelowym pomieszczeniu... A jednak nie.
    Mrugnął i lekko odchylił głowę, potrzebował tego bardziej przez zaskoczenie i konieczność zrozumienia gdzie jest, niż z fizycznej potrzeby. Zrozumiał i poczuł, jak cholernie realnie zapiera mu dech w piersi, jak mięśnie odruchowo się spięły, przez co zadrżały mu ramiona i kark. Rozejrzał się i wypuścił powietrze, zmuszając się tym do chociaż odrobiny rozluźnienia. Oddychał płytko wciągając zapachy, metaliczna woń kojarzyła mu się z krwią.
    Spojrzał na Blissa tylko na chwilę z mieszanką strachu, ale czegoś ciężkiego do nazwania. Radości? Ekscytacji? Prowokacji? Przyjemności? Desperacji? Może mieszanki tego wszystkiego. Może nawet w tej chwili wyglądali podobnie?
    Kiwnął głową na zgodę.
    Żołądek mu się ściskał, jakby ktoś owinął go stalowym prętem, ciało samo reagowało lękiem, ale świadomość Accidenta też miała coś do powiedzenia. Uśmiechnął się i mocniej ścisnął rękę Blissa, potem wyciągnął ich ręce przed siebie, jakby chciał się zmusić do zrobienia kroku. Najwyraźniej taka motywacja podziałała, bo zrobił dwa wolne kroki, a po chwili rzucił się przed siebie biegiem, pociągając za sobą nowego znajomego.
    Skoro metro pędziło im na spotkanie, nie zamierzał pozostawać dłużnym.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Czw 11 Mar 2021, 23:29

    Strach. Takie naturalne, szczere uczucie. I bardzo oczywiste. Może za szybko odwrócił wzrok? Bo przez to nie dostrzegł na twarzy towarzysza tego, co bez wątpienia było odbiciem jego własnych emocji. Dopiero ruch i pociągnięcie sprawiło, że znów na niego spojrzał i tym razem sam był szczerze zaskoczony. Accident przełamał schemat. Ostatni człowiek, który się na to zdecydował...Nie, Bliss nie chciał o tym myśleć, nie w tej chwili. W jego piersi urosło nowe uczucie. Piękny, nienazwany splot. A może wcale nie było nowe? Może tkwiło tam od zawsze i nieznajomy właśnie tchnął w nie życie? Chciał by tak było. Chciał żeby Accident był szczery, żeby wierzył, że może zginąć i dlatego się zdecydował, nie dlatego, że czuł się niezwyciężony w iluzji.
    Puścili się biegiem, razem na przeciw nieuniknionego. Żwir zachrzęścił pod butami, oślepił ich blask reflektorów. Kruche ciała zderzyły się ze stalą, popękały kości, czerwień chlusnęła na beton, roztarła się po szynach, osiadła na żwirze. Realne ciała poczuły agonalny ból iluzorycznych powłok i nastała chwila upiornej ciemności.

    Bliss poderwał się z materaca, wymiotując na podłogę. Zabezpieczenia zadziałały prawidłowo, ale wciąż czuł widmowe wspomnienie niewyobrażalnego cierpienia i obezwładniający strach. Drżały mu dłonie, był zlany potem i ledwo utrzymywał się w siadzie. Zaklął, sięgając po szklankę z jasnoniebieskim płynem, ale wypadła mu z dłoni roztrzaskując się obok plamy wymiocin.
    Odpuścił.
    Dzisiaj i tak już nie zaśnie.
    Osunął się na materac, próbując naturalnymi metodami uspokoić szalejący puls. Pomogło tylko trochę więc zaczął skupiać myśli na czymś poza cierpieniem. Zastanawiał się czy jego towarzysz przeżył. Jeśli nie... Cóż. Był rozgrzeszony, prawda? Do niczego go nie zmusił.
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Sob 13 Mar 2021, 21:17

    Ciemność? Dla niego ból był światłem.
    Reflektory pociągu oślepiły go nieprzyjemnie i ból, który przez to poczuł gdzieś w środku głowy był pierwszym fizycznym wrażeniem. Tuż przed samym zderzeniem Accident wyskoczył do przodu wpadając na wagon, zanim ten w niego wjechał. Poczuł szarpnięcie przerażenia, następnie uderzenie, a potem... było tylko gorzej. Poczuł okropny, ostry ból w kilku miejscach naraz: karku, klatce piersiowej, prawej nodze, lędźwiach... Usłyszał chrupnięcie pękających kości, rozchodzący się po wnętrznościach nieznośny ucisk i rozluźnienie, jakby wpakowano mu do brzucha balon z wodą, a później go przebito, powodując tym jeszcze więcej cierpienia.
    Po cholerę ktoś stworzył symulację śmierci i ciał rozrywanych na części, skoro w wirtualu nie miało być cierpienia, strachu i wojen!?

    Stracił poczucie czasu, ale gdy wreszcie się wybudził, był niemal pewny, że kilka razy odbijał się między realem a wirtualem. Siedział na łóżku i miał wrażenie, że podniósł się jakieś pół godziny temu, a potem znowu był na tamtym peronie – miał świadomość tamtego miejsca, choć widział biel jak zaraz przed i w trakcie uderzenia. Czas jakby się zatrzymał. Kiedy mocno się na tym skupiał, znów wracał do rzeczywistości, widział otaczające go ściany, czuł miękkość materaca, kołdry, mógł poruszać palcami, głową... Sprawiało mu to trudność, męczył się od samej próby znalezienia się tu i teraz, jakby tamten pieprzony serwer, ta pieprzona biel i metaliczny smród, przyciągały go wbrew jego woli. Walczył sam ze sobą, z trudem odłączał się, a kiedy stracił siłę skupienia, znów zapadał w swoiste życie po śmierci: brak czucia, brak awatara, tylko świadomość bieli i zapach metalu.
    Minęło około trzech godzin, podczas których CJ starał się wyrwać ze szponów technologii. W tym czasie wpierw chciał się podnieść, przerwała mu biel i stal. Wyrwał się, potrząsnął głową, wystarczyło lekkie uczucie utraty pionu i znów wrócił na peron. Podczas następnego przebłysku realności, padł na poduszki tym razem już przewidując, co się stanie. Wolał leżeć, jeśli miał walczyć sam ze... ze sobą? Kolejnym razem wybudził się i wstrząsnął nim dreszcz – jego ciało było spocone, a on okropnie zmarzł. Udało mu się wciągnąć kołdrę na jedną nogę i kawałek brzucha, ale wysiłek potrzebny do dalszego poruszania ramieniem okazał się być zbyt wielkim. Odpływał i wracał, raz na chwilę, raz na kilka minut, a kiedy udało mu się jakoś okryć, spostrzegł, że świta. Dygotał, pocił się, kleił do piżamy i był blady jak poszewki pościeli, ale nie poddawał się, przynajmniej na razie.
    Gdy słońce świeciło mu prosto w okno, zdecydował, że skoro próby wyrwania się z wirtuala nie działają, spróbuje w nim coś zmienić, a nuż podziała. Starał przywołać panel, zalogować gdzie indziej, odłączyć od sieci, zmienić sieć... Nic nie pomagało, ale spostrzegł, że wylogowanie i powrót do rzeczywistości realnej zaczęło następować samoczynnie, Runaway Train sam pozwalał mu się obudzić, a potem ponownie przejmował władzę nad jego mózgiem.

    Pomocy – napisał Blissowi za którymś razem. – Coś jest nie tak. Wyrzuć mnie z tego serwera – dopisał chwilę później, choć ciężko było mu ocenić właściwie kiedy.

    Gdyby ktoś obejrzał logi mógłby spostrzec, że Accident nie opuścił serwera ani na chwilę.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Nie 14 Mar 2021, 18:09

    Zalogował się w południe następnego dnia. Zwykle korzystał z Cyberlife tylko w nocy i tylko gdy wcześniej skończył robotę, ale był ciekaw czy po akcji na prywatnym serwerze Accident się do niego odezwie. O ile przeżył. Bliss zdawał sobie sprawę, że nie powinien pozwalać sobie na ekscytację czy nadzieję, ale tak rzadko ją czuł, że nie chciał się powstrzymywać. Nie chciał niczego sobie tłumaczyć. Poza tym, miał zamiar zalogować się tylko na chwilę. Jeden rzut oka i wraca do pracy. Ale to, co zobaczył, zmroziło go do kości.
    Pospiesznie sprawdził logi. Cholerny Accident tkwił na jego serwerze od wielu godzin, zatrzymany w pieprzonym dniu świstaka. Biedny skurczybyk. Gdyby wiedział, że zrobi mu taką krzywdę... Nie, nie mógł wiedzieć. I nie powinien się obwiniać.
    Wszedł w ustawienia administratora próbując zwyczajnie wykopać go z serwera, ale dostał w odpowiedzi informację o odmowie dostępu.  
    - Kurwa... kurwakurwakurwa... - Nerwowo wczepił palce we włosy. Nikt nie zwracał na niego uwagi w lobby domyślnego serwera. Awatary znikały i pojawiały się, przepływały obok gonione swoimi sprawami, niemal jak w realu. Bliss i tak nie zwracał na nie uwagi, zbyt rozpieprzony myślą, że skazał kogoś na piekło cyklicznego przeżywania śmierci. To miał być eksperyment, nagroda wręcz, a nie kara.
    Odetchnął, zbierając myśli. Jeśli pokapowali się już i zdjęli jego serwer, to powinni wiedzieć, że ktoś w nim tkwi. Ktoś z modów mógł go wyciągnąć. Chyba, że... nie obeszli wszystkich zabezpieczeń, a jeśli tak, była tylko jedna metoda żeby zabrać stamtąd Accident'a.
    Przeskoczył na swój serwer, dokładnie do ustawień z wczoraj. Pojawił się na torowisku równo z ciemnowłosym. Doń Blissa w uścisku jego ręki, ciepły wiatr, zapach maszynerii i nieubłaganie zbliżające się światło. Jak w nocy.
    - Zaraz cię wyciągnę - zapewnił. Był zdenerwowany i w niczym nie przypominał tego nonszalanckiego, obrzydliwie spokojnego rudzielca z wcześniej. Jego spojrzenie było rozbiegane, a gesty nerwowe. Oddychał płytko. Gwałtownym ruchem dłoni rozwinął menu użytkownika. Mógłby zrobić to myślą, ale miał teraz zbyt duży chaos w głowie, by operować bez komend. Za to palce nigdy go nie zawodziły. Z niezwykłą precyzją i szybkością przebiegł nimi po ciągu wirtualnych klawiszy i z listy wybrał serwer. Zatwierdził, wysłał.

    od: Bliss
    Zaproszenie na serwer: Emperors Beach (serwer publiczny)
    Wymogi serwera: brak
    Ograniczenia serwera:
    Erotyka
    Przemoc


    Przyjąć zaproszenie?

    - Przyjmij, już! - warknął. Ryzykował. Jeśli Accident się zawaha i znów razem oberwą tym cholernym pociągiem, może utkwić tu razem z nim.
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Nie 14 Mar 2021, 22:20

    Błogosławił siłę swojego organizmu. Czuł się, jakby pieprzony serwer znęcał się nad nim świadomie wciągając go i wyrzucając, pokazując, jaką władzę nad nim ma, że to on się teraz zabawi...! Bzdura... Przecież serwer to rzecz martwa, przedmiot, zbiór kodów, w których nikt nie zwierał emocji i pragnień. Accident padł ofiarą błędu, może jego chip był w jakiś sposób uszkodzony, może to sprawka biologii, a nie technologii, może to mózg zareagował zbyt gwałtownie, może technologia nie była przyzwyczajona do tak gwałtownych reakcji. Na pewno. Przeciążył ją, a teraz płaci.
    A może to oni? Dali mu pożyć parę lat kontrolując każdy jego ruch, a teraz zdecydowali uśmiercić go w taki sposób? Albo On zlecił swoim ludziom wyrównanie rachunków? Życie za życie, tak mu wtedy powiedział. Nie byłoby zaskoczeniem, gdyby zgłosił się po latach po swoje...
    CJ był zdruzgotany, wyczerpany. Gdzieś koło dziesiątej przestał mieć siłę na wyrzucanie sobie głupoty i chciwości, głodu emocji. Jego ciało leżało luźno na łóżku, ale czasami miał wrażenie, że spoczywa na żwirze. Jedyną oznaką upływu czasu, jaka do niego docierała, było rosnące zmęczenie  i rezygnacja, a także wędrówka słońca po niebie.
    Krzyknął, kiedy biel zamieniła się w znajomy widok tunelu. Spojrzał przerażony w bok, na Blissa.
    – To ty! – krzyknął z niedowierzaniem. Chyba nigdy tak szybko nie zaakceptował zaproszenia na serwer. Szarpnął się i obił o ściany poczekalni, w której się pojawił. Oddychał szybko, wręcz dyszał, dygotał i wcale nie pasował do spokojnego, zwykłego klimatu nowego miejsca, do którego został załadowany jego awatar. Szybko przeszedł przez drzwi zjawiając się na plaży, na którą wbiegł w swoim czarnym płaszczu. Czuł, jakby ratował swoje życie, być może właśnie to robił? Prawie potknął się o piach, dlatego stanął i zaczął się rozglądać w poszukiwaniu Blissa. Chciał zamienić z z nim kilka słów i uciec, sprawdzić, czy uda mu się wylogować jak zazwyczaj to robił. Musi coś zjeść, napić się, a przede wszystkim umyć.
    Gdy zauważył swojego wybawcę, podszedł do niego na drżących nogach.
    – Co to było...? – spytał już trochę spokojniejszy, ale wciąż rozedrgany. – Już koniec? Skończyło się? – spytał nie mogąc uwierzyć. Wyczuwał, że gdyby miał zostać na moment wypuszczony z łap poprzedniego serwera, to stałoby się to niedługo, więc zaczął się stresować, bać, że utknął na dobre. Nagle coś przyszło mu do głowy. – Ty to zaplanowałeś? – zabrzmiał już bardziej zdecydowanie, a strach łatwo mógł podsycić w nim agresję.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Pon 15 Mar 2021, 03:06

    Spanikowany Accident wyrwał się gdy tylko znaleźli się na nowym serwerze i Bliss pomyślał, że to już. Wyciągnął go z tego, na tym koniec. Rozejdą się. Zapomną o sobie. Sam powoli uspokajał kłębiące się emocje i przygotowywał do odejścia. Dawno nie sprawił sobie podobnego koktajlu przeżyć i był bardziej zmęczony niż chciałby przyznać a miał robotę do skończenia. Może to jeszcze wpływ nocy? Przecież niemożliwe żeby głupi błąd tak bardzo nim wstrząsnął.
    Spojrzał za Accidentem stojącym na nienaturalnie białym piasku pośród awatarów odzianych w stroje kąpielowe. Z nieba lał się żar, błękit rozciągał się po horyzont i to wszystko sprawiało, że mężczyzna wyglądał groteskowo w otoczeniu tego spokoju. Jak wyrzucona na brzeg, ryba głębinowa.
    Może był mu winny jakieś wyjaśnienia? Tylko nie bardzo chciał wchodzić z nim w dyskusję, nie bardzo wiedział, co powiedzieć i czy w ogóle coś mówić. Jednak nim podjął decyzję, decyzja podjęła się sama. Accident odnalazł go wzrokiem i skierował się ku niemu. Bliss wziął głębszy wdech wychodząc z lobby na plażę. Spotkali się w połowie drogi.
    - Tak, już wszystko dobrze - zapewnił miękko. Powinien mu współczuć? Pocieszyć go? Nie wiedział czego się spodziewać, nie znał go, ale strach i rodzącą się agresję potrafił wyczuć na kilometr.
    Pokręcił głową, od razu zaprzeczając. To był i nie był jego plan. Ciężko to wytłumaczyć.
    - Błąd serwera, coś nie zagrało tak, jak powinno - wyjaśnił i podrapał się po karku w niewątpliwie nerwowym, pełnym zmieszania geście. Znów nie przypominał Blissa z Sensation.- Nie powinieneś mieć żadnych problemów z wylogowaniem się już teraz i proponuję żebyś zrobił to jak najszybciej, jeśli tkwisz w sieci od wczoraj. Najlepiej skontaktuj się z kimś bliskim, niech do ciebie zajrzy. Bo może... - zawahał się. Nie powinien go straszyć. Ale już zaczął, więc... - Bo ciało mogło doznać urazu. Ktoś powinien to sprawdzić, ok? Nie chciałem żeby stała ci się realna krzywda - zapewnił na koniec, choć podejrzewał, że te słowa nie będą miały dla Accidenta znaczenia.
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Pon 15 Mar 2021, 10:30

    Już dobrze...? Dobrze, tak? Już koniec tej niepewności, walki z samym sobą? Dopiero, kiedy Bliss go zapewnił, Accident przymknął oczy i opuścił głowę, spędzając tak chwilę i po prostu głęboko oddychając. Niepokój nie opuścił go do końca, bo cały czas nie był pewny, że to się nie powtórzy, że po prostu nie zyskał trochę oddechu, a później koszmar zacznie się od nowa. Przynajmniej złość mu przeszła, zaczęła zamieniać się w obawę.
    – Wiem – mruknął. Otarł skrajem rękawa czoło. Mógł zmienić strój, aby było mu chłodniej, a także żeby nie rzucać się tak w oczy, ale darował sobie, i tak tu już długo nie zagości.
    Chciał skontaktować się z lekarzem, ale wiedział, że wpierw będzie musiał poprosić o pozwolenie. Jeśli to była Jego sprawka, na pewno mu nie pozwoli. – Shiro Tanaka... on cię nie przysłał, nie? – spytał poważnie patrząc na Blissa. Wątpił, aby mężczyzna się przyznał, nawet jeśli CJ zgadł, ale z drugiej strony jego przyjaciele zazwyczaj chcieli być rozpoznani, aby sprawiać wrażenie, że wiedzą wszystko o każdym jego ruchu.
    Co do samego Shiro Tanaki, to rudy, jeśli śledził rynek i jeśli chodziło właśnie o tę osobę, mógł wiedzieć, że był on prezesem korporacji Vido – monopolisty w dziedzinie bankowości.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Pon 15 Mar 2021, 13:31

    Patrzył na pochyloną sylwetkę czując rodzącą się w głębi trzewi niezręczność. Zabawne, że czuł ją wtedy, gdy wcale nie powinien. Gonił za prawdziwymi uczuciami, uwielbiał je wywoływać, karmić się nimi, ale tylko wtedy, gdy miał nad tym zupełna kontrolę. Czyjaś spontaniczność wytrącała go z równowagi.
    I zaraz, zaraz...
    Wie?
    To dopiero nowość. Niby skąd wie i co wie? Bliss wcisnął dłonie w kieszenie motocyklowej kurtki, przechylając głowę, patrząc na towarzysza sceptycznie. Miał ochotę zapytać skąd ta pewność, ale nim się zdecydował, padło bardzo... ciekawe pytanie. Nie często zdarzało się żeby ktoś wspominał nazwisko Tanaki w prywatnej rozmowie, tym bardziej takiej, która nie obfitowała w plotki albo inwektywy. Czyżby Accident miał na pieńku z korporacją? A może był jednym z tych biednych idiotów, którzy wszędzie wiedzieli spisek? Tak, druga opcja wydawała się bardziej prawdopodobna.
    Rudy podobnie jak towarzysz, powoli odzyskiwał równowagę, więc na jego twarz powróciła znajoma beznamiętność.
    - Nikt mnie na ciebie nie nasłał. Nasze spotkanie było przypadkowe - zapewnił, ale i tu wydawało mu się, że Accident mu nie uwierzy, chociaż poprzednie "wiem" temu przeczyło. Cały ciemnowłosy był specyficzny. To, co wcześniej pociągnęło Blissa w jego kierunku, teraz przybierało bardzo jaskrawe kolory. Rudy nie mógł opanować ciekawości, rodziła się w nim bez udziału jego woli. Zamierzał trochę poszperać, poszukać czegoś o Accidencie.
    W ogóle, zabawne...
    - Ten nick, to chyba nie przypadkowo? - pokusił się o niewybredny żart, ukrywając uśmiech za gestem potarcia nosa.
    Grupka roześmianych dziewczyn w bikini przeszła obok, rzucając im zaciekawione, trochę kpiące spojrzenia. Nawet tutaj, jeśli nie pasowało się do otoczenia, można było zostać wytkniętym palcem, a oni teraz bardzo do niego nie pasowali.
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Sro 17 Mar 2021, 23:38

    Jasne, nikt nigdy nikogo nie nasyłał, zawsze to jakoś tak samo wychodziło... CJ zacisnął usta i wyglądał w tej chwili na bezradnego. Z jednej strony chciał się chronić, a z drugiej raczej nie był typem, który łatwo wkręcał sobie lęk przed kimś czy czymś. Brakowało mu dowodów na to, że Bliss ma jakiś związek ze starymi znajomymi, dlatego odpuścił. Kiwnął głową na znak, że  akceptuje taką odpowiedź, a może nawet mu wierzy i nie zamierza dalej drążyć.
    Co? Takie żarty w takiej sytuacji? On tu prawie umarł, a gość mu o nickach gada! Wydawało mu się to oburzające i zabawne jednocześnie. Spojrzał w górę wzdychając, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu.
    – Bardzo przypadkowo. Wszystko przypadkowo – odpowiedział i w geście niewinności podniósł dłonie. Zaraz kiwnął głową na pożegnanie i bez dalszego gadania wylogował się.

    Jeśli Bliss śledził, co robił Accident, mógł zauważyć, że biedna ofiara okrutnego serwera nie używała dobrodziejstw serwowanych przez Cyberlife przez dobre dwa tygodnie. Musiał odpocząć, wyleczyć lęk i urazę, uspokoić się i sprawdzić stan wszczepu – przynajmniej na tyle, na ile pozwalała mu sytuacja.
    Kiedy się odważył na zalogowanie, wpierw przebywał chwilę w wirtualnym górskim ośrodku ciesząc się gorącymi źródłami i grzecznym towarzystwem innych awatarów. Później upodobał sobie grę Sneakwin gdzie jedna grupa musiała wykonać zadanie na tyle niepostrzeżenie, aby ci drudzy nie odróżnili ich od botów wykonujących losowe interakcje. Na tym serwerze zawsze panowała noc, drapacze chmur wznosiły się ponad ludzkie troski i plany, a w szklanych ścianach odbijały się latarnie i neony. Accident był na ulicy przy jednym z wieżowców, wokół których działa się akcja. Został przydzielony do drużyny szukających i był niemal pewny, że wytropił gracza wśród postaci sterowanych przez komputer – i to niemal grało tu kluczową rolę. Za pomyłkę system odjąłby mu punkty i przydzieliłby jedną z kar w mniejszym lub większym stopniu demaskujących jego albo innych szukających. Nie chciał tego, dlatego śledził chyba-gracza samemu udając, że rozmawia przez telefon chodząc w tę i z powrotem przy jednej ze ścian budynku, gestykulując w dość energiczny, zbyt przerysowany jak na człowieka sposób. Podpatrzył kiedyś takie zachowanie u bota i postanowił je skopiować. Miał na głowie kaptur czarnej bluzy i pewnie jego zachowawczość była niepotrzebna, ale i tak wczytał sobie gadżet – bezprzewodowe słuchawki. Ogólnie ubrany był przeciętnie: modnie asymetryczna bluza, jeansy, adidasy, tylko oczy, włącznie z białkami, miał nietypowo ciemne, mieniące się od fioletu do zieleni.
    Jego cel stał przy oświetlonym wejściu do biurowca i rozmawiał z ochroniarzem, ale CJ obstawiał, że jest to po prostu próba wypatrzenia ogona i wniknięcia w środowisko, bo jak do tej pory gostek kierował się niemal prosto w stronę, jak mogło się wydawać, wskazanego przez grę miejsca. Accidentowi system częściej losował rolę chowającego się, dlatego wiedział, że na tyłach tego budynku znajdował się punkt, do którego trzeba było dostarczyć przesyłkę. Takich punktów było wiele, ale istniała szansa, że graczowi z przeciwnej drużyny akurat teraz wylosowało to miejsce, a CJ chętnie wykorzystywał nabyte doświadczenie. Jeśli awatar w garniaku odejdzie od ochroniarza i skieruje się w ciemną alejkę obok drapacza chmur, ruszy za nim i zaatakuje. Niech no tylko typek się ruszy...
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Czw 18 Mar 2021, 00:22

    Po raz kolejny to był i nie był jego plan... tym razem, by znaleźć się w Sneakwin. Normlanie nie grywał w gry. Nie miał na nie czasu, a przynajmniej nie tyle, ile by chciał. W wolnych chwilach wolał po prostu spać, ewentualnie pałętać się po Cyberlife, bo to był jakiś substytut tego, czego nie mógł mieć realnie - ocierania się o ludzi w tłumie, obserwowania ich zachowań, zagubienia się między nimi albo odwrotnie - zaistnienia. To ostatnie lubił najbardziej, ale nie potrzebował rozgłosu czy uwielbienia. Nie potrzebne były mu wyrazy zachwytu. Jemu wystarczyło czasem jedno spojrzenie albo kilka wymienionych przypadkiem zdań. Czasem lubił też kształtować rzeczywistość wokół siebie i te momenty też cenił - uczucie, że ma na coś wpływ, że jest czymś więcej niż marionetką na bardzo grubych sznurkach. Właśnie ta potrzeba kontroli kazała mu sprawdzać logi Accidenta. Początkowo tłumaczył to sobie jako zaciekawienie losem człowieka, którego w jakiś sposób uratował, ale jednak zbyt często wracał pamięcią do ostatnich słów jakie od niego usłyszał i do jego zrezygnowanego uśmiechu. Rosło w nim dziwne przekonanie, że nie powinien zostawiać tego bez echa. A mimo to nie zdecydował się napisać. Miał wiele okazji, ale czy i Accident ich nie miał? Może więc wcale sobie tego nie życzył? Racjonalnie rzecz biorąc, to by było całkiem możliwe - dlaczego miałby chcieć mieć do czynienia z kimś, kto wrzucił go pod pociąg?
    Tylko czy w zasadzie nie rzucił się pod niego sam?
    Tyle niewiadomych.
    Cały ten ciąg myślowy zaprowadził Blissa właśnie do Sneakwin, bynajmniej nie jako jednego z graczy. Nie, on był botem. Złamanie kodu gry zajęło mu chwilę, ale w końcu mógł bezkarnie lawirować między AI i nieświadomymi niczego graczami. Zdarzało mu się więc obserwować Accidenta z tej pozycji, a nawet kilka razy dosłownie otrzeć się o niego w jakimś tłumie i wewnętrznie odczuć smutek, że go nie rozpoznał. Nie mógł oczywiście, przecież nie figurował na serwerze. Ale to nie zmieniało faktu. Jego zachowanie przypominało zwyczajny stalking, dlatego kiedy w końcu zdał sobie z tego sprawę, pojawił się na serwerze w znajomej Accidentowi skórce.
    Wyłonił się zza rogu szklanego biurowca, bawiąc się zapalniczką. Widział jak Accident obserwuje rozgrywającą się przy drzwiach scenę, ale nie przeszkadzał mu. Po prostu przeszedł obok ochroniarzy i przysiadł na betonowej misie z egzotycznymi kwiatami dbając, by wciąż znajdować się w polu jego widzenia. Nie pasował do tego obrazka, nie tylko dlatego, że po prostu dla Accidenta był znajomy. Ogólnie wydawał się tu nie pasować. W końcu nie zachowywał się do końca jak bot, a zdecydowanie (według systemu) nie był też graczem.
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Czw 18 Mar 2021, 19:46

    Przechadzał się, więc obecność Blissa zauważył dopiero po chwili, kiedy odwrócił się akurat przodem. Pewnie nie zwróciłby na niego większej uwagi, gdyby nie rozbłysk ognia. Normalnie pewnie zajęłoby mu chwilę rozpoznanie osoby sprzed kilku tygodni, ale awatar mężczyzny widział w tak emocjonującym momencie, że dosłownie przebiegł go dreszcz niepokoju jeszcze zanim świadomość połączyła to, co widzi z osobą. Cholera, aż coś ścisnęło go w gardle. Ekscytacja i stres. Wywołał menu gry myślą, odruchowo nie chcąc zdradzać się, że korzysta z dostępnych dla gracza opcji, sprawdził, że Blissa nie ma wśród żadnej z drużyn. Zmienił nick? Pewnie nie. Jak poprzednio nie bardzo był zaalarmowany łażeniem z praktycznie nieznajomym typem po nieoficjalnych serwerach, tak teraz zdał sobie sprawę, że chyba trafił na kogoś, kto mocno nagina regulaminy Cyberlife, żeby nie powiedzieć, ze je łamie. Z jednej strony nie podobało mu się to, ale z drugiej właśnie jeszcze bardziej pociągało, ekscytowało.
    Chwilę po tym, gdy na niego spojrzał, uśmiechnął się pokazując zęby. Przeszedł się jeszcze raz biorąc te parę sekund na zastanowienie się. Nagle skręcił, podszedł spacerowym krokiem do Blissa, oparł się ciężko o ścianę obok, jakby właśnie był w trakcie wykonywania ciężkiej pracy. Westchnął.
    – Wiedziałem, że to nie koniec tej znajomości. Ciekawy byłem tylko który pierwszy nie wytrzyma z tej tęsknoty – odezwał się. Zdjął wyjął z uszu słuchawki i schował je do kieszeni bluzy.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Pią 19 Mar 2021, 15:35

    Próbował z oddali dostrzec jego reakcję, ale wieczna noc, która towarzyszyła Sneakwin oraz naciągnięty na głowę kaptur czarnej bluzy, nieco utrudniały mu zadanie - oblicze Accidenta było schowane w głębokim cieniu. Dopiero błysk uśmiechu przebił się przez zasłonę. Właściwie Bliss nie wiedział czego się spodziewać. Znajomy w równym stopniu mógł cieszyć się z tego spotkania, co zwyczajnie się go bać. To drugie było chyba nawet bardziej prawdopodobne, szczególnie jeśli Accident wykazywał się przynajmniej minimalną ostrożnością i ogarnął, że ma do czynienia z kimś, kto lekko mówiąc, olewał zasady.
    A jednak się uśmiechnął.
    Bliss odwzajemnił uśmiech, mniej radośnie, z czymś na kształt zmieszania, jakby sam nie do końca wiedział po co i dlaczego tu jest. Istotnie, mniej więcej właśnie tak było. Do tego momentu wszystko było jasne, chciał zobaczyć się z nim raz jeszcze i zrobił to, ale... co teraz? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie, dopóki nie usłyszał znajomego głosu. Wtedy spłynęła na niego dziwna melancholia i niewytłumaczalny spokój.
    Tak, tego chciał. O to chodziło.
    - To masz swoją odpowiedź - odparł cicho, wzruszywszy ramionami. Zabawne, że jednakowo odpowiadał  jemu i sobie. Odchylił się, obracając głowę w jego stronę. Pasma czerwieni zsunęły się z ramion, agresywnie kontrastując z czernią kurtki i ponurym klimatem nocnego miasta. Podobnie jak jasnoniebieskie, niemal bezbarwne oczy. - Po tym, że bawisz się grając, wnioskuję, że czujesz się dobrze i twój real nie ucierpiał za mocno? - Zmierzył go uważniejszym spojrzeniem, ale wciąż nie widział zbyt dobrze, jedynie okazjonalny błysk oczu, które czasem łapały światło neonów.
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Pią 19 Mar 2021, 19:32

    Miał swoją odpowiedź? Accident uśmiechnął się przebiegle.
    – O, taak, mam nawet więcej – odpowiedział zniżając głos do przyjemnego mruknięcia, ale nie tłumaczył, co miał na myśli. Właściwie miał odpowiedź, ale przecząca sobie, bo z jednej strony to Bliss odnalazł go w grze i stanął tak, aby zostać dostrzeżonym, ale to Accident do niego podszedł pierwszy. Pomyślał sobie, że być może dawał rudemu fory,właściwie to było jeden do jednego.
    Słysząc pytanie o samopoczucie, uśmiechnął się ciepło.
    – Mogło być gorzej gdybyś tak szybko mnie nie wypuścił. – W wyrazie wdzięczności położył dłoń na swojej klatce piersiowej. Nagle coś my się przypomniało. Odsunął się od ściany, zajrzał za róg, aby sprawdzić, co u chyba-gracza, którego śledził. Nie było go już przy ochroniarzu i CJ z jednej strony poczuł zawód, bo stracił swoją ofiarę z oczu, a z drugiej ulgę, bo będzie mógł skupić się tylko na dziwnym gościu serwera.
    Przeszedł się wolno w jego stronę, stając z nim twarzą w twarz, dość blisko: przełamywał typowo koleżeński dystans, ale nie na tyle, aby móc zostać posądzonym o bycie natrętnym. Zachowywał się w tej chwili luźno, był pewny siebie w ten naturalny, spokojny sposób. Spostrzegł, że ma ochotę dotknąć Blissa, pogłaskać go po włosach, twarzy, poczuć jego zapach, a nawet pocałować, ale nie robił tego. Dawno nie powstrzymał się od spełnienia takich pragnień, zwykle wtedy dołączał na erotyczny serwer i brał, co chciał. Przypomniał sobie, że takie powstrzymywanie się również jest na swój sposób przyjemne.
    – Powiedziałeś, że tamten chłopak z uszami zaraz będzie miał innego... A ty? Jak często zapraszasz ludzi, aby popełniali z tobą samobójstwo? – spytał lekko przechylając głowę na prawą stronę i chowając dłonie w kieszenie bluzy.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Owoc Nie 21 Mar 2021, 00:13

    Uniósł brwi w niemym pytaniu. Cisnęło mu się na usta "doprawdy?", ale nie pokusił się o zwerbalizowanie swojego zaciekawienia. Accident miał dziwną energię, która intrygowała go i odpychała jednocześnie. Fascynujące, że w jego obecności czuł na raz tyle sprzecznych emocji, a przecież nawet się nie znali. Zupełnie jakby los zakpił sobie i podsunął mu pod nos kąsek, przed zjedzeniem którego nie potrafił się obronić - był zbyt kuszący, nawet jeśli krył w sobie śmiertelną truciznę. Bo przeżarty cynizmem Bliss, nie doszukiwał się w tym wyniosłego przeznaczenia ani nawet szczerej fascynacji. Na tę ostatnią sam nie mógł sobie pozwolić. Ludzie, których do siebie dopuszczał zawsze prędzej czy później znikali. Accident był więc po prostu ciekawym przypadkiem, który należało zbadać, skatalogować i wykorzystywać tak długo, dopóki wystarczyło czasu.
    Szczera wdzięczność pobrzmiewająca w jego głosie nieco go zdziwiła. Nie spodziewał się, że awansował z pozycji możliwego wariata nasłanego przez korporację na pozycję bohatera. Uniósł brwi jeszcze bardziej, aż zmarszczyło mu się czoło, ale mimo to, uśmiechnął się szerzej. Nie skomentował, jednak widząc, że Accident zdecydował się ruszyć spod ściany, wstał z brzegu donicy, chowając zapalniczkę w kieszeni kurtki.
    Obserwował jak leniwie przemierza dzielącą ich odległość, a potem kiedy stanęli na przeciw siebie, również wyraz jego twarzy ukrytej w półcieniu kaptura. Zdawało mu się, że aura otaczająca Accidenta jeszcze w Sensation, na nowo go otuliła. Była przyjemna i nieprzyjemna jednocześnie. Bliss odczuwał znajomy splot chęci działania i dziwnej ospałości.
    Również przechylił głowę, jakby papugował jego gest. Nie dał po sobie poznać, że to pytanie, na przekór własnym poglądom, wydało mu się szalenie intymne. Podobnie jak to, że kolejny raz stali przed sobą ignorując osobistą przestrzeń.
    - Jeśli powiem ci, że nie stało się to nigdy wcześniej, sprawię, że poczujesz się wyjątkowy?
    Fen
    Fen
    Demonic Lover

    Punkty : 6189
    Liczba postów : 1272
    Wiek : 30

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Fen Nie 21 Mar 2021, 18:38

    W głowie CJa Bliss nie został całkowicie usunięty z podejrzanych o bycie jednym z ludzi nasłanych przez Tanakę, ale ponieważ jego sposób działania nie pasował do poprzednich prowokacji, starał się uznać tę opcję za odrzuconą. Poza tym był zmęczony wieczną podejrzliwością i po prostu sam chciał wierzyć w to, że ktoś może uznać go za interesującego po prostu, nie przez chęć zrobienia mu mniejszej lub większej krzywdy. Chociaż czy wtedy, w tunelu…? Zresztą, nieważne, nie chciał się tym teraz zajmować i zrzucił ich samobójstwo na po prostu dziwną znajomość.
    – Tak – odpowiedział poważnie, ale cały czas lekko się uśmiechał do własnych myśli i przez przebieg obecnej rozmowy. – Ale tylko wtedy, kiedy powiesz to wystarczająco szczerze i ładnie. No, to jeszcze raz – powiedział zachęcająco, wyjął ręce z kieszeni i potarł o siebie dłonie. Potem wyprostował się i odchrząknął, jakby przechodził do nowego tematu. – Jak często zapraszasz ludzi, aby popełnili z tobą samobójstwo? – Brzmiał podobnie jak chwilę temu, nawet znowu przechylił głowę. Podobała mu się taka zabawa, nawet kiedy wyobraził sobie, że Bliss może wykorzystać okazję na uszczypliwy żart i powiedzieć, że skoro Accident poczuje się wyjątkowy, to nie chce mu tego mówić, a na serwer z pociągiem zaprasza co drugą napotkaną osobę.

    Sponsored content

    01001001 01010010 01001100 Empty Re: 01001001 01010010 01001100

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Sro 15 Maj 2024, 06:10