Wszystko szło idealnie, ponad trzymiesięczne przygotowania popłacały.
Nick otworzył zaplecze i zaczął przerzucać worki z pieniędzmi tuż pod drzwi tylnego wyjścia, stamtąd Stan ładował je do dwóch wanów zaparkowanych za bankiem. Hugh, trzymający na muszce dziewczynę z obsługi, powinien kazać jej odejść, ale zamiast tego na odchodne chciał ją pocałować. Bankierka szarpnęła się i posikała z przerażenia, a Hugh się wściekł. Pomimo tego, że każdy ze złodziei ubrany był jak antyterrorysta, a twarze zakrywały im czarne kominiarki, to oczy i postawa napastnika wyraziły czystą pogardę i chęć mordu bogu ducha winnej pracownicy. Hugh, zamiast zająć się przedostatnią częścią planu, zaczął okładać kobietę, a Mark rzucił się na niego i odciągał. Alarm wył tak głośno, że nawet kiedy byli blisko, żaden z mężczyzn nie mógł zrozumieć, co drugi krzyczy. Hugh się wreszcie uspokoił, ale... kurwa mać! Uliczkę przed bankiem wypełniły czerwono-niebieskie światła. Bandyci stracili cenne sekundy, a ochronie udało się przyjechać odrobinę wcześniej. Muszą spierdalać!
Mark, według planu, miał uciekać ostatni, dlatego cofał się na zaplecze, po drodze spod ściany zgarniając przypadkowego gościa, łapiąc go za szyję i zasłaniając się nim jak żywą tarczą.