Caleb Swan musiał być IDEALNY.
W tej codziennej otoczce idealności dusił się jak kanarek w złotej klatce.
- Trzymaj pozycje, porcelanko. Ładna buzia to nie wszystko, musisz boleć. Czujesz jak pala twoje mięśnie? Dobrze. To teraz Arabesque trzy. Tak, dobrze. Głowa do góry. Głowa do góry, Swan!
Smukły chłopak zacisnął zęby i mimo, że już ćwiczył kilka godzin i był wyczerpany wydobył z siebie ostatnie resztki siły.
- Dobrze porcelanko. Bardzo ładnie. Pracuj tak dalej a może gdzieś zajdziesz.
Młody Caleb leżąc na drewnianym parkiecie pokazał kobiecie środkowy palec. Oczywiście po tym jak wyszła, musiał być pewny że tego nie zobaczy.
Nie po to harował jak wół żeby dostać się do tej prestiżowej szkoły, żeby teraz wylecieć za pokazywanie fakersa.
Porcelanka. Nienawidził, gdy ktoś używał wobec niego tego stwierdzenia. Kiedyś podczas wywiadu matka tak go nazwała i od tej pory musiał słuchać takich przytyków codziennie w szkole. To był koszmar.
Jego życie było koszmarem.