Godless mercy

    Nocy
    Nocy
    Tempter

    Punkty : 1378
    Liczba postów : 282

    Godless mercy Empty Godless mercy

    Pisanie by Nocy Sob 17 Paź 2020, 13:15

    Widział jak potrzeba rozpoczęcia trudnego tematu nieustępliwie narasta w Adairze. I nawet gdyby nie był świadkiem wydarzeń ostatniej nocy, szybko by dostrzegł, że coś jest nie tak. Znał tą spiętą postawę, rozpoznawał to skupione, ale niewidzące spojrzenie, utkwione na drodze przed nim. Myśl powoli nabierała kształtu i koloru, aby przeobrazić w zdecydowanie i zaowocować zdaniem, które.. och utknęło mu w gardle. No tak, zapomniał o pestce.
    - Słuchaj, jest coś.. - brązowowłosy odchrząknął, zwalniając nieco kroku. Podejrzewał, że to co za chwilę powie, jakkolwiek by tego nie ujął, wywoła w przyjacielu pełne dezaprobaty zaskoczenie, prawdopodobnie także szyderstwa, a nie była to mieszanka, za którą przepadał.- Co gdybym powiedział Ci, że nadchodzą zmiany, zmiany których potrzebujemy, a ty..
    - O słodka Eruido- sarknął zniecierpliwiony Finn, już nie mogąc tego słuchać. Doskonale wiedział, co przyjaciel próbował mu przekazać i zamierzał obserwować go, pozwolić mu się pomęczyć przez chwilę i być może posłuchać, jak niewątpliwie głupio i naiwnie to brzmi z jego własnych ust, ale ułomność jego wypowiedzi szybko odebrała mu te chęci.- Zamierzasz karmić mnie tu bzdurami, których nasłuchałeś się od Quinna?
    Zapytał z cieniem drwiącego uśmiechu, obserwując jak na przystojnej twarzy przyjaciela pojawia się cień zaskoczenia. Wrażenie to jednak szybko uleciało i w jego miejsce pojawiło się zrozumienie.
    - A więc to byłeś ty. Na zewnątrz..- zwrócił się przodem do niebieskookiego chłopaka, czując w sobie coś na kształt ulgi. Nie będzie musiał mu zatem wszystkiego przekazywać, był tam i wszystko słyszał.
    - Tak- przyznał Finn, wracając wspomnieniami do zdradzieckiej gałązki, która znalazła drogę pod jego stopy.- Dobrze widzieć, że przynajmniej tobie oszczędzono zbyt dużej dawki zaskoczenia.
    Wyminął przyjaciela z zamiarem kontynuowania ich wędrówki, ten jednak wyciągnął dłoń i zatrzymał go, wbijając wzrok w jego twarz wystarczająco długo by, doczekać się, aż niebieskie oczy łaskawie napotkają jego wzrok.
    - Uwierz albo i nie, ale zaskoczyłem sam siebie idąc tam. I wiesz co? Nie żałuje. Można się z tym nie zgadzać, ale nie odmówisz logiki jego argumentom.
    Finn parsknął w odpowiedzi poirytowany i odepchnął dłoń przyjaciela, cofając się o krok. Pokręcił głową, nie wiedząc nawet od czego zacząć.
    - I co ci po logice, skoro ani jedno jego słowo nie ma pokrycia. Ani jedno! Ja to wiem. Ty to wiesz, a przynajmniej wiedziałeś, ale co.. postanowiłeś zapomnieć, bo tak ci wygodniej? Całe to jego wielkie przemówienie o wspólnym dobru, zmianom i konieczności walki o poprawę nie ma odbicia w życiu! Tu chodzi wyłącznie o jego poprawę i jego dobro. O zaspokojenie jego przeklętych ambicji i to za wszelką ceną! Nie ważne ile krwi się przeleje- wbił rozwścieczone spojrzenie w pozornie spokojną twarz Adaira.
    Ten westchnął bezgłośnie, widząc zapalenie towarzysza. Nigdy nie był dobrym oratorem i szanse, jeżeli w ogóle takowe miał, na zmianę nastawienia towarzysza, stopniały niemalże do zera. Nie mógł też zarzucić mu bezsensownego uporu, a przecież to o to w tym chodziło. Finn nigdy nie pałał sympatią do Quinna, ale jak długo szczeniackie niesnaski mogły mieć wpływ na życie już niemalże dorosłych ludzi. Sam zadawał sobie to pytanie i widział oto, że odpowiedź brzmi: dłużej niż byłoby to racjonalne. Musiał jednak otworzyć oczy i on, jako jego przyjaciel, musiał mu w tym pomóc.
    - Pamiętasz jak uparłeś się, że widziałeś białego lisa?- zapytał nieoczekiwanie Adair i jak gdyby nie zniechęcony wcześniejszym odepchnięciem, ponownie zbliżył się do Finna.- Średnio ci wtedy wierzyłem, ale i tak poszedłem go z tobą tropić. Trzy mizerne dni w przeklętej puszczy. Chyba nigdy w życiu nie byłem tak głodny i tak zmarznięty jak wtedy.
    Dostrzegając jak dezorientacja powoli dogasza płomień wcześniejszej złości, uśmiechnął się z rozbawieniem. Widząc natomiast jak usta przyjaciela już otwierają się, zapewne aby zarzucić mu zmianę tematu, pchnął go lekko do tyłu na drzewo, palcem nakazując mu milczenie.
    - Och, a może pamiętasz Płaczącą Skarpę? Widzę już po twojej twarzy, że tak. Mówiłem ci, że to zły pomysł, ale ty byłeś tak uparcie zawzięty, żeby stamtąd skoczyć. I zostawiłem cię wtedy? Pozwoliłem rozsądkowi wziąć górę? Nie. Poszedłem za tobą, jak skończony głupiec. Poszedłem, bo jako przyjaciel nie mogłem pozwolić zrobić ci tego samemu- wsparł się na drzewie tuż przy jego twarzy, zmniejszając tym samym pomiędzy nimi dystans.
    Być może nie grał czysto, wiedząc, że Finn tracił kontrolę nad sobą w podobnych sytuacjach, być może próbował wykorzystać jego słabość, ale musiał spróbować.
    Musiał powiedzieć to co miał do powiedzenia, bo widział, jak do niebieskich oczu wkrada się zrozumienie. Wiedział już, co próbował tym wywołać, ale zaskoczenie nie pozwoliło mu jeszcze na pełne odzyskanie kontroli nad ciałem.
    Przybliżył swoja twarz do jego.
    - Teraz więc prosze o to samo. Wiem, że się nie zgadzasz, ale daj temu szansę. Zaufaj mojemu instynktowi- zniżył głos miękko, chcąc aby zrozumiał on jak bardzo mu na tym zależy. Prosił go w końcu na bogów!  

    Serce waliło mu w piersi tak mocno, że dziwił się, że Adair jeszcze go nie usłyszał. Wzrok miał utkwiony w orzechowych oczach, niczym zahipnotyzowany słuchając i czując jak kiełkuje w nim złość.
    Myślenie o czymś, a faktyczne znalezienie się w takiej sytuacji to były dwie różne rzeczy, nie po raz pierwszy się o tym przekonywał. Był wściekły, bo Adair próbował go spacyfikować i udawało mu się to. Robił to jednak w sposób, który był niedopuszczalny.
    Wiedział, że nie odwzajemnia on jego uczucia w sposób, w jaki on by tego pragnął, dlatego nie powinien był tego robić. Nie powinien był nawet się zbliżyć do tego stopnia.
    - Prędzej padnę trupem niż się na to zgodzę- zdołał w końcu z siebie wydusić, słabiej niż by tego oczekiwał, ale z chłodem przenikającym na wskroś.
    Nie zamierzał nawet tego rozważać. Nie w taki sposób i nie w takiej sytuacji. Podważył rękę spoczywającą koło jego głowy i wysunął się z wąskiej przestrzeni jaką tworzyło ciało drugiego mężczyzny oraz pień drzewa.
    - Nie wiem co to miało być, ale nie próbowałbym tego więcej na twoim miejscu- warknął i odwrócił się na pięcie, ruszając w kierunku do którego pierwotnie zamierzali.
    Dzięki bogom ten idiota nie ruszył za nim, miał więc chwilę na odzyskanie nad sobą kontroli. Jak na tak mroźny poranek, popołudnie okazało się nieprzyjemnie gorące.

    Jak długo ktoś za nim podążał nie był w stanie powiedzieć. Dopiero kiedy zatrzymał się przy pułapce na drobną zwierzynę, zastawioną przez niego zaledwie dzień wcześniej, zdał sobie sprawę, że słyszy za sobą coś więcej niż zwykły szum liści i świergot ptaków w koronach drzew. Szelest. Tak cichy, iż wydawać by się mogło, że to zaledwie wyobraźnia sobie z nim pogrywa, po chwili dołączył jednak do tego odgłos czyichś kroków. Stłumiony, ale nadal zdradliwy.
    O tej porze roku ciężko było pozostać niesłyszalnym na ściółce wypełnionej zeschłymi liśćmi i gałązkami.
    Podniósł się i odwrócił, próbując dostrzec cokolwiek w gęstwinie, którą pozostawił za sobą. Nie było tam jednak nic poza poruszającą się na wietrze ścianą zieleni, brązu i szarości. Dłoń mimo to sięgnęła w stronę łuku zawieszonego na plecach, ale palce zamknęły się na powietrzu. Nie miał go ze sobą. Jedyną bronią jaką obecnie dysponował, był krótki nóż, który zazwyczaj wystarczał przy sprawdzaniu pułapek.
    Oparł się chęci krzyknięcia z zapytaniem, bo było oczywiste, że odpowiedziałby mu cisza. Ktoś kto się tam skradał, nie robił tego bez powodu.
    Powoli sięgnął po nóż z zamiarem ruszenia w stronę gęstwiny, gdy wtem powietrze przeciął świst zakończony suchym trzaskiem, gdy przelatująca zbyt blisko niego strzała, utkwiła w drzewie obok.
    Znieruchomiał na ułamek sekundy, nie na tyle długo, aby pozwolić temu komuś na wypuszczenie drugiej strzały w kierunku idealnego, nieruchomego celu. Nie wiedział co się dzieje, ale rozumiał dwie najważniejsze rzeczy.
    Ktoś próbował go zranić albo i zabić, nieważne było w tej chwili kto, a po drugiej miał łuk.. podczas gdy on- tylko dwie nogi.
    I o ile wcześniej uznał zwracanie się plecami do intruza za niebezpieczne, tak teraz nie mając innego wyboru, rzucił się do ucieczki. Słyszał świst i drugiej strzały, a potem odgłos kroków, teraz już głośno i wyraźnie.
    Mitris
    Mitris
    Prime Vampire

    Punkty : 16121
    Liczba postów : 3231

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Mitris Nie 18 Paź 2020, 21:11

    Czas stał w miejscu. Czas... Czym jest czas wobec mnie? Niegdyś niczym, posłuszną mi struną, moją świętą liną. A teraz..? Powolny morderca, kat niczym u ludzkiego truchła.

    Kolejna fala gniewu przeszła przez jego umysł. Znów się budził, chociaż sam nie do końca wiedział po co. Zaraz znów zaśnie, a kiedy w końcu zniknie całkiem?
    Dziś znów nie mógł sobie przypomnieć jego twarzy. Zamazane mgłą wspomnienie, urywki które nie chciały się zlepić w jedną całość. Gdzie jesteś, mój Panie? Dlaczego zniknąłeś?
    Umarł? Nie mógł umrzeć, oni nie umierają. Zniknął? On nie mógł, jest ponad nimi. Był wszystkim, światłem i ciemnością, pożywieniem i głodem, pustką i nicością... Wszystkim.
    Słyszał dookoła szumiące liście i ciche trzeszczenie starego drewna. Jaką mamy porę? Zbliża się jesień? Niedługo czas składania darów, zawsze wtedy pachniało strachem i krwią, owocami i ogniskiem wesoło trzaskającym gdy wybierał kolejną osobę do błogosławieństwa. Piękne czasy. Czasy które mu zabrali, zdrajcy. Jak mogli zapomnieć o władcy? Jak mogli się odwrócić plecami i skazać jednego ze swoich na... ?!
    Nie zdążył nawet ponownie zanieść się wściekłością, gdy usłyszał świst a strzała wbiła się w jego korę. Och nie poczuł bólu, nie czuł już nic od dawna... Nie pamiętał co to znaczy czuć. Wiatr znów się zerwał, kołysząc liśćmi wiekowego, starego drzewa. To właśnie od niego ciągnęły się stare grube liny odgradzające niegdyś piękną świątynie. Na środku stała stara i już rozlatująca się kapliczka, jej inskrypcje już dawno pochłonął mech i brud. Dookoła porosła wysoka trawa, krzewy rozrosły się zasłaniając niegdyś wysokie i dumne tablice kamienne, teraz spękane i będące domem dla małych żyjątek. Nikt nie pamiętał co było na nich zapisane. Na ziemi w kręgu widać było jeszcze stare runy z kamieni szlachetnych, Wewnątrz drewnianych zdobień kapliczki wciąż uparcie siedziała figura lisa, od jego ucha aż po samą łapę ciągnęła się imponująca pajęczyna, nowego dumnego mieszkańca tej okolicy. Wewnątrz jego wściekle otwartego pyska, jakby zaraz miał się rzucić na swoją ofiarę, gniazdo uwiły sobie drozdy z mchu , spróchniałego drewna i liści.

    Cały spokój tego miejsca, powolna agonia przy zwierzęcych świadkach jego jestestwa została zaburzona przez ludzi.
    Chłopak wypadł tuż przed kapliczkę, zahaczając nogami o wystające i potężne korzenie drzewa. Uciekał. Ciężko oddychał a w jego oczach było.. Zaskoczenie?  Tuż zza kapliczki wyłonił się drugi myśliwy, w dłoni dzierżąc sztylet znaleziony nieopodal. Piękne narzędzie z kości, obite przy trzonku skórą i futrem z dwiema runami przypominającymi księżyc i łapę.
    Nie jedna osoba na niego polowała a więcej. Na twarzy uzbrojonego oprawcy, widniała niewielka czarna maska skrywająca część jego oblicza. Mimo próby zakrycia się, jego oczy wydawały się być boleśnie znajome. Nim chłopak zdążył się zorientować, kolejna wypuszczona strzała trafiła go prosto w nogę. Najpierw jedną, potem drugą. Nikt nie zwrócił uwagi na cichy pomruk starego drzewa, gdy dobijali ofiarę bezlitośnie wbijając sztylet prosto w serce. Żadnych słów, wyjaśnienia czy pożegnania. Czyste zabójstwo z zimną krwią, dokonane w najbardziej opuszczonym zakątku tego świata.
    - Wracamy. - mruknął jeden z mężczyzn i upuścił sztylet tuż przy nieruchomym już ciele. Bez odwracania się i ruszyli, zadowoleni ze swych łowów bez nowego trofeum.
    Krew powoli zabarwiała mech i ziemie, tworząc coraz większą kałużę. Kroki oprawców coraz bardziej się oddalały aż nastała znów cisza a spokój tego miejsca powrócił. Zapach rozchodził się powoli po lesie, jednak żadne dzikie zwierzę nawet nie zbliżyło się do chłopaka. Zawsze miały więcej ogłady od ludzkiego ścierwa.

    Najpierw jedna runa lekko zalśniła pod warstwą ziemi i brudu. Po chwili kolejne i kolejna.. Aż cały krąg uzyskał dostęp do ciepłej i świeżej krwi, upuszczonej bronią rytualną. Każda z run jaśniała krwiście a drzewo ponownie wydało pomruk, już po raz ostatni. W końcu mógł je opuścić. Upadł tuż przed własną kapliczkę i powoli podniósł się. Czuł dezorientację podobną do tej, którą zapewne czuła ofiara. Widział to. Wszystko uważnie obserwował, niczym wyśmienity spektakl.
    Uniósł dłoń do góry, spoglądał na rozlegle niebo pomiędzy palcami. Jego ręka ledwo się materializowała, nie był w stanie zasłonić widoku nią ani nic zdziałać
    - Za mało.. - szepnął. Tak dawno nic nie mówił, jego głos był zachrypnięty, przypominał cichy szum wody. Jego oczy powoli nasycały się widokiem aż zatrzymały się na jego twarzy. Niewidzące spojrzenie niezwykle błękitnych oczu utkwiło gdzieś między życiem a śmiercią. Blade usta lekko rozchylone, policzek umazany własną krwią.
    Podszedł do niego i usiadł tuż obok ciała. Przypadkowa ofiara. Przypadek.. Czysty przypadek. Spojrzał na sztylet i warknął cicho czując ponownie wściekłość. Zacisnął mocno dłonie a jego oczy wręcz płonęły. Ptaki mocno uderzyły skrzydłami odlatując zaś dumny posiadacz pajęczyny zniknął. Wiatr ustał a dookoła zapanowała nienaturalna cisza.
    - Przypadek... - powtórzył ponownie i pokręcił głową by po chwili poderwać ją nagle ku górze. Roześmiał się w głos i oblizał powoli usta ukazując swoje ostre, widmowe kły.
    - Każdego z was zniszczę. Wszystkich! Wykąpię się w waszej podłej krwi... - spojrzał znów na zimne ciało i pochylił się ochoczo nad nim. Przesunął paznokciem po policzku po czym przyłożył swoje usta do zimnych warg chłopca.
    Ziemia zadrżała pękając nagle a runy zabłysły mocniej by po chwili zupełnie zgasnąć
    Nieopodal siedzące wiewiórki upadły raptownie na ziemie, sztywne i martwe. Drozd nie zdążył odlecieć zbyt daleko gdy jego skrzydła po raz ostatni uderzyły w konwulsjach by po chwili zupełnie zastygnąć wśród leśnego runa.

    Kosztowało go to wiele. Cały zastrzyk mocy i siły, który uzyskał postanowił wykorzystać. Postawił wszystko na jedną kartę. Jedyną, która prowadziła przez nieznane ścieżki i dawała szansę. Nie słyszał o żadnym przypadku, który by się udał. Nie znał istoty ani stworzenia boskiego które by próbowało czegoś tak upadlającego i szalonego.
    Uderzenie zastygłego serca, jedno, drugie.. Krew ponownie zaczęła krążyć a klatka piersiowe unosić się ciężko. Zesztywniałą dłonią powoli wyciągnął strzały z ciała a rany mozolnie się zaczęły zamykać.
    Podniósł się do siadu i spojrzał na swoje blade ręce. Na skórze powoli wypaliły się płomienne znaki. Oddychał. Czuł zeschniętą krew na policzku i metaliczny posmak w ustach. Wiatr ponownie owiewał jego skórę a zapach lasu i krwi mieszał się tworząc iście piękną woń. Czuł. Udało się.
    Przejęcie ciała nie było łatwe, jednak to było świeże i złożone pod jego świątynią. Czy mógłby prosić o coś więcej? Uśmiechnął się i wstał zabierając z ziemi sztylet.
    - Niech tylko zbiorę siły... - roześmiał się na myśl o swoim geniuszu. Był teraz dla nich niewidzialny, zupełnie jakby zniknął!
    Jego radość długo nie trwała, gdy nagle zrobił kilka kroków w tył łapiąc się raptownie za głowę
    - Niemożliwe.. - szepnął słysząc.. Czując ten cichy głos. Jak..?! Sztylet ponownie upadł na ziemię gdy poczuł dziwny dreszcz.
    - Jak..?! Nie możesz tu być! - ryknął wściekły. Tyle czasu minęło, niemożliwe.. Jakim cudem?! Nigdy nie słyszał by ktoś tak kurczowo trzymał się życia!
    - Powinieneś zniknąć! Odejść! Pieprzone ludzkie truchło!!! - opuścił powoli dłonie dysząc ze wściekłości i wpatrując się pusto w figurę wściekłego lisa. Był tego pewien. Czuł go i słyszał bardzo wyraźnie. Ten cholerny człowiek.. Nie opuścił ciała.
    Nocy
    Nocy
    Tempter

    Punkty : 1378
    Liczba postów : 282

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Nocy Pon 19 Paź 2020, 20:44

    W ostatnich chwilach swego życia, nie myślał zbyt wiele i kilka osób zgodnie by przyznało, że niewiele w takim razie różniło się to od jego niezbyt długiej egzystencji. W głowie miał jedną, jasną komendę: uciekaj. Uciekaj albo giń.
    Przy każdym kroku miał wrażenie, że to już ten moment, ten moment kiedy nogi nie dając rady z tempem uginają się pod nim, a on upada i.. następuje koniec. I faktycznie, upadek nadszedł i to całkiem prędko na dodatek. Potknął się i runął przed siebie na twarde, wilgotne kamienie, nie mając pojęcia co one tutaj robią. Co on tutaj robi. Jak daleko zaszedł, skoro nawet nie rozpoznawał tego miejsca?
    Kątem oka dostrzegł jak zza stojącej tu samotnie ruiny, wyłania się kolejna osoba, trzymając w ręku dziwnie zakrzywiony sztylet. Gdyby miał jeszcze czas, zapewne zaniepokoił by go widok ostrza, ale świadomość zalała mu w tej chwili czerwona fala bólu, promieniująca od dołu. Z tyłu jego nóg wystawały drzewce strzał. Krzyczał, nie wiedząc nawet o tym. Nie było już mowy o podniesieniu się. Mocne szarpnięcie odwróciło go na plecy.
    I kiedy pierś przeszył mu kłujący ból, napotkał spojrzenie dobrze znanych mu oczu, teraz wypełnionych nieludzkim chłodem i obojętnością.
    W ostatniej chwili czuł otaczjący go, przyjemny zapach mchu i wilgoci, podczas gdy świat przed jego oczami zaczęła pochłaniać ciemność.  

    Gdyby ktoś zapytał go w tej chwili, przyznałby, że umieranie wcale nie było takie złe. Śmierć nastąpiła całkiem szybko, ból nie był najgorszy, a przynajmniej nie cierpiał zbyt długo.
    Ciemność wyciągnęła po niego swojego ramiona i wciągnęła go w swój wypełniony pustką uścisk. Uścisk, w którym nie było miejsca na żal, smutek czy złość. Rozgoryczenie rozpływało się w nim niczym słodko- gorzkie wspomnienie. Wystarczyło poddać się, pozwolić na rozpłynięcie świadomości i nie było w tym nic, czego trzeba byłoby się obawiać. Czuł jak powoli zapada się głębiej i głębiej.. jeszcze tylko jeden rozbłysk świadomości, który nie chciał zgasnąć.
    Pulsował gdzieś na krawędzi, niczym pamięć o czymś ważnym. Co by to jednak miało być?
    Czuł jak błogie zawieszenie zostaje powoli zaburzone, coś powoli wsączało się w otaczający go mrok i zatruwało go. Desperacja? Miękka dotychczas czerń, stawała się powoli dławiąca. Zaczęła napierać nań ze wszystkich stron, z każda chwilą coraz bardziej przerażająca. Przyjemne uczucie zniknęło bez śladu, pozwalając by na jego miejsce pojawił się strach. Paniczny strach.
    Nie chciał tu już dłużej być. Musiał za wszelką cenę wybudzić się, wyrwać, tak jak zawsze kiedy miał zły sen. Musiał się wysilić i stawić opór i nie myśleć, co będzie jeśli zabraknie mu sił zanim się stąd wydostanie..

    Serce mocno waliło mu w piersi.
    Obudził się, ale wciąż nie mógł poruszyć. Zupełnie jak w tej przeklętej ciemności, coś krępowało jego ruchy i napierało nań nieprzyjemnie. Coś próbowało go wyprzeć, zepchnąć głębiej. Miał ochotę zawyć z frustracji i pełnego dezorientacji przerażenia, ale z jego warg nie wydobyło się nawet najcichsze westchnienie.
    Zastygł, próbując zebrać rozszalałe myśli.
    Pierś zaczęła się rytmicznie unosić, a nos na nowo wypełnił mu słodki zapach wilgotnych liści i mchu, przyjemnie znajomy, dopóki nie dołączył do tego przytłaczający, metaliczny zapach krwi. Jego krwi.
    Głowę wypełniła mu chaotyczna plątanina wspomnień. Obrazy rozpływały mu się przed oczami, chaotyczne i niepoukładane, zmieszane ze strzępami dźwięków, z wyblakłym wspomnieniem bólu i gniewu, przepływało to jednak zbyt szybko by mógł cokolwiek uchwycić.
    Ogarnięty echem własnych wspomnień, nie od razu zrozumiał, że jego ciało poruszało się. Oszołomiony obserwował jak dłonie sięgają po leżący obok nóż, po czym podniósł się- tak, teraz to poczuł- kierowany czyjąś wolą.
    Ktoś próbował ukraść jego ciało.
    Ta myśl zmroziła mu krew.
    - Wynoś się!- syknął, nie mając nawet pojęcia czy zostanie to usłyszane. Chciał swoje ciało spowrotem! Nawet jeżeli oznaczało to powrót do oszałamiającego bólu.
    Dłonie powędrowały do głowy, podczas gdy broń z cichym klekotem uderzyła o kamienne płyty. Chyba jednak został usłyszany, co dawało mu cień nadziei.
    Nie mógł być więźniem w swoim własnym ciele!
    Zrozumiał, że kolejne słowa były kierowane do nikogo innego, a właśnie niego. Być może tylko mu się wydawało, ale słyszał w głosie należącycm do jego ciała wzburzenie i niedowierzanie, szok, który musiał dorównywać jego własnemu. W obliczu wybuchu agresji, który nadszedł, marnym to było jednak pocieszeniem.
    Nie wiedział z kim ma do czynienia, czy może raczej z czym, ale nie zapowiadało się dobrze.
    Spojrzał na kamienna figurę, nagryzioną zębem czasu jak chyba wszystko inne dookoła i być może musiałby się chwilę zastanowić, na co w ogóle patrzy, ale zjawiła się wtedy świadomość, obca świadomość, napełniająca go przekonaniem, że to musi być lis.
    Wściekły lis.
    - Nikt cię nie nauczył szacunku należnego gospodarzowi widzę- porozumiewanie się za pomocą myśli było bardziej niż abstrakcyjne i nie było łatwe. Nie dawało czasu na przemyślenie tego co chciało się powiedzieć, nie dawało czasu na jakiekolwiek zastanawianie się nad czymkolwiek.- Nie wiem kim ani czym jesteś, nie wiem co tu robisz, ale ja się nigdzie nie wybieram. To moje ciało, więc wynoś się!
    Zebrał się w sobie, skupił i wykorzystując całą złość jaką zdołał zgromadzić, próbował zmusić głowę do obrotu w bok, tak by móc spojrzeć na broń, którą wcześniej opuścił.
    - To przez ciebie o mało nie zginąłem? Ty ich za mną wysłałeś?
    Mitris
    Mitris
    Prime Vampire

    Punkty : 16121
    Liczba postów : 3231

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Mitris Sro 21 Paź 2020, 00:10

    Wściekły lis przed nimi, będący niegdyś jego dumną formą, teraz wręcz kpił z niego w swojej zastygłej pozie ataku. To jakiś żart. Tyle czasu czekał, tyle czasu walczył by zostać tak bardzo upokorzony. Słyszał go wyraźnie, każde słowo odbijało się echem w ich.. Jego umyśle. Był wyrazisty i pełny sił. Mimo śmierci, mimo iż stracił swoją szansę! Podłe ludzkie ścierwo. Musiał skupić się i przymknąć swoje oczy.. Ich oczy, by zebrać myśli i przystopować chorą pętle wizji śmierci i zniszczenia. Cała jego wściekłość i nienawiść zmaterializowały się w ich umyśle w obrazy iście apokaliptyczne, bezbożne, upadku świata. Pełne krwi i mordu, pustego unicestwienia.
    - Jesteś intruzem we własnym ciele, ludzkie ścierwo... -
    Tak bardzo nim w tej chwili gardził. Tak bardzo pragnął rozerwać jego duszę na strzępy, unicestwić by odeszła w wieczną nicość. A jednak.. Nie miał już nawet sił by powstrzymać go przed ruchem. By zesłać go w najmroczniejsze zakątki umysłu. Jego głowa odwróciła się a wzrok padł na sztylet. Jego sztylet. Przez ciało przeszła kolejna, dzika fala wściekłości, zwłaszcza gdy oczy na powrót stały się błękitne, niczym niebo w gorące dni lata.
    On, wielki i potężny nie miał sił, by przeciwstawić się zwykłemu człowiekowi!

    Przed oczami pojawił się obraz, krótki film jego żałosnej śmierci. Jego żałosnego biegu, potknięcia... Ból wbitych strzał ponownie przeszył ciało a umiejętnie wbijany sztylet znów zatrzymał słabe ludzkie serce. Zapach krwi stał się intensywniejszy a chłód i mrok znów nadciągały. Wydawała się to być cała wieczność mimo iż trwało to sekundy, by powrócić raptownie do rzeczywistości i zobaczyć lisa wpatrującego się bezlitośnie w nich. Jego rozwarty, atakujący pysk zdawał się być teraz pełen kpiny.
    Nie wie kim jestem..
    Wizja znów powróciła z równie dużym impetem co pierwsza. Przyspieszony oddech, słabość w nogach i chaos w umyśle. Strach i te znajome, zimne oczy wpatrujące się w niego tak beznamiętnie.
    Znów ułamek sekundy rzeczywistości… Cichy i spokojny las zdawał się z nich drwić w swej ostoi. Wiatr cicho poruszał szumiącymi koronami drzew, zapach mchu i liści unosił się w powietrzu a z oddali dochodziły do nich ciche odgłosy leśnych zwierząt.
    Nikt nie nauczył Cię szacunku…. Bezczelny!
    Wizja znów wróciła, rozdzierający ból i wspomnienie śmierci, ukazując je w najdrobniejszych szczegółach, tym razem z wizji osoby stojącej z boku. Drzewa, które służyło mu niczym esencja.
    Znów powrót. Nawet nie zauważył kiedy ciało osunęło się na kolana. Dyszał ciężko, jednak nieposkromiona wściekłość dodawała mu sił.
    - Nie bądź śmieszny ludzka larwo… Nie muszę wykorzystywać Tobie równych, by zasiać chaos. Po co miałbym tracić na to czas.
    Prychnął wzburzony tymi oskarżeniami, każde słowo człowieka było dla niego zniewagą i upokorzeniem. Jak nisko upadł? Jak bardzo się stoczył by musieć słuchać czegoś takiego?!
    Dawno już nie obcował z ludźmi, całe wieki a jednak.. Nic się nie zmienili. Wciąż żałośnie bezradni. Wielbił swojego władcę jednak do tej pory nie mógł pojąć jego słabości do ludzi ani Ich zależności od wiary tak mało istotnych żyjątek.

    Jego oddech był nierówny, nie do końca wiedział czy to wina jego ataków na człowieka czy też może to On tak oddycha? Wymęczony i słaby..
    Człowiek odzyskał pełną kontrolę nad swoim ciałem, mógł poczuć jak istota wewnątrz się wycofuje i… Słabnie. Musiał zaprzestać i poczekać. Za wcześnie. Potrzebował wciąż czasu, chwilowo to człowiek miał więcej sił niż on, mimo iż umarł.
    Zdawał sobie sprawę, że próby pozbycia się go oznaczały jego porażkę i “śmierć”. Byli od siebie zależni. Od teraz istnieli tylko dzięki sobie… Koniec jednego oznaczał koniec drugiego.
    - Nie ma czegoś takiego jak "o mało nie zginąć", człowieku. Byłeś martwy i technicznie… Wciąż jesteś. Twoja obecność wciąż egzystuje tylko dlatego, że w małym stopniu mi się przydasz… Należysz od teraz do mnie.
    Nocy
    Nocy
    Tempter

    Punkty : 1378
    Liczba postów : 282

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Nocy Sro 21 Paź 2020, 21:45

    Ludzka larwa. Być może w innych okolicznościach podobne określenie wzbudziłoby w nim rozbawienie, tym bardziej jeśli mógł to usłyszeć od kogoś próbującego pasożytniczego trybu życia- ale to nie była pora na śmiech. Nie czuł się najlepiej, właściwie to czuł się paskudnie, a dziwne wizje szalejące w głowie i napływająca falami wrogość obcej istoty w nim, w niczym mu nie pomagały.
    Czuł jak kolanami uderza o twarde kamienie, podczas gdy dłoń ląduje w czymś nieprzyjemnie gęstym i klejącym. Uniósł ją w oszołomieniu przed oczy, znowu widząc pociemniałe plamy, które jeszcze nie tak dawno raziły życiodajnym szkarłatem. Taplał się we własnej krwi, a było jej tak przeaźliwie dużo..
    Złapał za leżący obok sztylet i podniósł się chwiejnie na wciąż odrętwiałych nogach, niczym odurzony kierując do wyjścia ze zrujnowanej kapliczki. Wyglądało na to, że wysiłek opłacił się, a on znowu miał kontrolę.
    Przez jego ciało przetoczyła się potężna fala ulgi, podobna do tej, którą czuło się po wyrwaniu ze szpon koszmaru. Wsparł się słabo o drewniane wzmocnienie tego co dawniej było wejściem, przytulając policzkiem do wilgotnego, zbutwiałego już drewna. Tak dobrze było znowu poczuć to, co było tak znajome.
    Ciało było idealnie dopasowane i znów reagowało na każdą jego myśl, podczas gdy ucisk w głowie niemalże kompletnie zniknął, chociaż obecność drugiej istoty wciąż była odczuwalna. W swojej wyobraźni widział ją niczym niewielki, rozedrgany płomień. I och, no tak, nadal bardzo dobrze słyszał ten głos..
    Nie dawał mu jednak zbytniej wiary. Skąd mógł mieć pewność, że go nie kłamał?
    Odetchnął głęboko zimnym już powietrzem, czując jak przyjemnie wypełnia ono jego pierś, orzeźwia. Widział, że niebo zasnute jest już ponurym cieniem na wschodzie, ponad nieruchomymi koronami drzew, nie słyszał już też ptactwa, co nieomylnie zwiastowało nadchodzący zmierzch. Jak długo tu był?
    Czas umknął mu pomiędzy palcami, ten dzień równie dobrze mógłby wcale nie istnieć. Mógłby być jedynie złym snem, po którym wybudzi się na swojej macie, z dogasającym ogniskiem nieopodal.. czy we śnie jednak może być komuś tak zimno?
    Poczuł jak przeszedł go dreszcz. Musiał ruszać, jeśli nie chciał spędzić nocy w tym dziwnym, zapomnianym przez bogów miejscu.
    Ruszył przed siebie, znowu potykając się o konar ukryty wśród szeleszczących, zbrązowiałych liści. Z trudem, ale udało odzyskać mu się równowagę, a sądził już, że przez to całe odrętwienie znowu runie na twarz. To przypomniało mu jednak o czymś, co trzymał w kurczowo zaciśniętej dłoni.
    Uniósł kościany sztylet na wysokość oczu. Niezbyt misterna robota, ale bez wątpienia była to rytualna broń. Solidna i cała zabrudzona. Rozchylił skórzane okrycie i szarpnął za brzeg koszuli, na której zakwitły bordowe plamy. Widział w niej także rozcięcie, ale musiał sprawdzić, musiał zobaczyć to na własnej skórze.
    Opuszkami palców sięgnął ostrożnie do świeżo zasklepionej rany, nadal opuchniętej i pulsującej lekkim bólem. Nikt nie musiał mu mówić, że dokładnie w tym miejscu,  tylko trochę głębiej, znajdowało się jego serce. Więc on na prawdę.. umarł? Poczuł zdradzieckie pieczenie pod powiekami, ale szybko się opanował.
    - Jak to możliwe…?- wyszeptał niedowierzająco i z zacięciem na twarzy, szybko zakrył swoje odkrycie, jak gdyby w obawie, że zbyt długie patrzenie na nią sprawi iż ta na nowo się otworzy.
    Miał nie zobaczyć kolejnego wschodu słońca, to oczywiste, ale znowu dopisało mu szczęście. Dzięki niech będą Lykke, znów raczył mrugnąć w jego kierunku.
    Głos w jego głowie twierdził, że to dzięki niemu żyje, ale nie wątpił, że to było niezamierzone, nie widział zatem powodu by mu dziękować.
    Należysz od teraz do mnie.
    Na wspomnienie usłyszanych znów, znów poczuł jak obejmuje go chłód, ale ten nie miał już nic wspólnego z późną, jesienna porą.
    I pod wpływem chwili, kierowany impulsem, wziął mocny wymach, wbijając kościane ostrze w korę stojącego najbliższej drzewa. Przez chwilę obawiał się, że kość nie wytrzyma impaktu i pęknie, zabierając tym samym Istotę, być może odbierając mu także jego drugą szansę, ale nic podobnego się nie stało.
    Cofnął się o krok, niepewny czy dobrze robi zostawiając to za sobą.
    - Przekonajmy się zatem- wyszeptał, nie zamierzając tak po prostu ulec czyjeś woli.- Przekonajmy się najpierw czy możesz istnieć z dala od swojego grobu. Jeżeli tak, będę się martwił później.
    Nie wiedział czy ma do czynienia z zabłąkaną, mściwą duszą być może jednej ze złożonej tu przed wiekami ofiar, czy być może z czymś bardziej naturalnym i mistycznym, ale domyślał się, że nie przez przypadek ta związana była właśnie z tym miejscem.
    Odwrócił się powoli, gotów na odejście. Przemierzanie lasu nocą nie mogło być zbyt owocne, wiedział to, dobrze byłoby rozpalić sobie ogień i zaczekać co najmniej na wzejście księżyca jeżeli ten się pojawi, jeżeli nie- na świt, ale chęć opuszczenia tego miejsca była zbyt nagląca.
    Zanim jednak odejdę, zechcesz mi powiedzieć kim jesteś?
    Mitris
    Mitris
    Prime Vampire

    Punkty : 16121
    Liczba postów : 3231

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Mitris Sob 24 Paź 2020, 23:03

    Mimo odsunięcia się i zmęczenia, braku sił, wciąż czuł. Było to wprost zachwycające po tak długim więzieniu i powolnej agonii w jaką popadł. Bo chyba tak właśnie mógł to określić, stan w którym utknął.
    Zapach mchu, krwi, dotyk drewna i kościanego sztyletu. Metaliczny posmak w ustach i... A cóż to?
    Przez ciało przeszedł, nie należący do przyjemnych, dreszcz. Raz i drugi... Gdy wiatr porwał liście w górę. Nie znał tego uczucia i nie bardzo by wiedział jak na nie zareagować. Jednak larwa od razu ruszyła. Widocznie wiedział co robić i znał to uczucie.. Interesujące. Gdy tak w zamyśleniu wspominał ludzi, przypominały mu się specyficzne zwyczaje, rytuały i te czasami absurdalne prośby.
    Byli słabi, podatni na świat i niczym kwiat w lesie, skazani na gnicie już od swych narodzin. Samemu nie wiedziałby jak zająć się tą powłoką, na tyle by go utrzymała. Niechętnie to przyznawał ale ten człowiek.. Mógł mu się przydać.
    Przez ciało znów przeszła fala irytacji, mimo iż mniejsza niż wcześniejsze to jednak stanowczo pochodząca od niego. Grobu... Grobu.. Jak śmie?! Ludzie od wieków byli tak bezczelnymi istotami. W końcu nie pozwolił by jego kaplica stała się grobem. O ironio losu..
    Przyglądał się jak jego piękny sztylet zostaje w drewnie, czy naprawdę sądzi, że to coś da?
    Niedawno zostałeś zaszlachtowany niczym zwykłe zwierzę... I jedyną swoją broń pozostawiasz za plecami?
    Nie byli mu straszni ludzie, zwierzęta czy inne ziemskie sprawy. Jednak dopóki nie odzyska chodź odrobiny sił, nie będzie mógł zbyt wiele zrobić. Nie może stracić takiej szansy jaka mu przypadła. Znów powstanie, dumnie zejdzie z padołu ziemskiego i stanie przed tymi śmieciami... Ukarze ich, wszystkich. Co do jednego!
    Człowiek posiadający tak potężną istotę w sobie, mimo iż wycofaną, mógł odczuwać poszczególne echo emocji szargających nim. Jednak niewiele go to interesowało. Był rozchwiany, wściekły i zdeterminowany. Nie ustąpi dopóki nie dopnie swego.
    Jestem wszystkim
    Syknął cicho nie uraczając żadnym więcej wyjaśnieniem.
    Mrok powoli ogarniał okolice. Drzewa zaczynały rzucać długie i powykręcane cienie, szelest w krzakach zdawał się być dużo bardziej złowieszczy a cisza przejmująco groźna.
    Normalnie ludzie musieli by już rozpalić ognisko, ewentualnie pomyśleć o pochodni czy czymkolwiek co by oświetliło im dziki las. A jednak, nie zaszła taka potrzeba. Zarys wielkich starych drzew zdawał się być wyjątkowo wyraźny. Czerń zaś wchodziła bardziej w szarość, nie pochłaniając ścieżki tak jak to miała kiedyś w zwyczaju.
    Widział dobrze w ciemności, często to właśnie wtedy postanawiał wyruszać. Tę umiejętność uzyskała również jego nowa "powłoka".
    Nocy
    Nocy
    Tempter

    Punkty : 1378
    Liczba postów : 282

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Nocy Nie 25 Paź 2020, 21:35

    - To nie jest moja jedyna broń- mruknął, pamiętając o nożu ukrytym w bucie.
    Nie zapomniał o nim nawet na sekundę, po prostu.. nie dano mu szansy na użycie go i żadna nieporadność nie wchodziła tu w grę. Łuk w lesie dawał ogromną przewagę i owszem, to był jego błąd, że nie zabrał swojego. Nie był jednak pewny czy ten zmieniłby jednak cokolwiek.
    - To zatem na tyle jeżeli chodzi o porozumiewanie się- sarknął rozdrażniony.
    Odczuwał buzujące pod powierzchnią emocje i wiedział, że nie są jego, a jednak nie potrafił w żaden sposób się od nich odgrodzić. Próba zignorowania ich wydawała się co najmniej tyle samo skuteczna ile kontynuowanie marszu z psem wgryziony w łydkę.
    Wraz z gęstniejącym dookoła mrokiem, robiło się także coraz zimniej, co zniechęcało go do zatrzymania się. Na razie czuł się dostatecznie rozgrzany żwawym marszem i cienki obłoczek pary zawisający mu przed twarzą przy każdym oddechu nie robił na nim większego wrażenia.
    Widoczność także nie była najgorsza ku jego zaskoczeniu, które pogłębiło się jedynie, gdy wzniósł twarz ku niebu, pewien iż ujrzy w górze bladą twarz księżyca, a zamiast tego odkrywając niebo zasnute strzępami bladych, prawie niewidocznych chmur. Jak to możliwe?
    Był w stanie dostrzec zawalony pień na swojej drodze, podczas gdy dłonie instynktownie podnosiły się aby odgarnąć gałęzi na bok i ani przez chwile nie zwątpił, że to wciąż on sam ma kontrolę nad ciałem. To było coś, co potrafił docenić.
    Las dookoła rozbrzmiewał nocnym życiem, od czasu do czasu dobiegł go szelest przedzierającego się przez gęstwine ciała, innym razem tuż nad głową rozlegał się nieoczekiwany szelest skrzydeł, tego jednak czego mógł obawiać się najbardziej- niskiego, mrukliwego warkotu, udało mu się na razie uniknąć.
    Nie chciał przekonać się czy możliwy byłby dla niego ponowny powrót z zaświatów, a nawet gdyby miał to wyjątkowe szczęście i przeżył, wolał zachować wszystkie kończyny oraz twarz w jednym kawałku, a nie zwisającą w strzępach po spotkaniu z ostrymi pazurami.
    Otrząsnął się prędko z ponurych myśli.
    Liczył, że przed świtem lub też krótko po nim, powinien być w stanie dostrzec już wioskę- nie zaszedł ani nie uciekł przecież tak daleko. To czy powrót do niej był rozsądny był zupełnie inna sprawą, ale nie widział innej możliwości.
    To tam zostawił jedyne mające dla niego jakąkolwiek wartość przedmioty, rzeczy bez których nie byłby w stanie przeżyć samotnie zbyt długo w dziczy. Nie miał zatem wyboru, nawet jeżeli oznaczało to powrót do ludzi, pośród których byli ci, którzy go zabili.
    Na pewno nie spodziewali się ponownego ujrzenia go, być może zatem zdradzi ich własna reakcja.. pytanie tylko co potem. Szukać zemsty czy oskarżyć ich? Jakie miał jednak dowody na to co zrobili?
    Twarz wykrzywił mu pełen gorzkiego zrozumienia grymas. Nie mógł ich oskarżyć o morderstwo, skoro żył. Gdyby opowiedział Radzie Starszych co mu się przytrafiło, w najlepszym razie uznaliby, że dotknął go obłęd, który wyssał z mlekiem matki, a który potrzebował czasu aby dojrzeć.
    Co jeśli i ona słyszała głosy?
    Westchnął cicho, zgadując, że nigdy nie pozna już na to odpowiedzi. Wędrówka zaczynała mu się nieprzyjemnie dłużyć, może za sprawą późnej pory, a może monotonii otaczającej go szarości.
    Kim jesteś? Ponownie postanowił spróbować dowiedzieć się tego co nurtowało go najbardziej. Zresztą, to wydawało mu ciekawszym zajęciem niż ciągłe zastanawianie nad tym jak daleko jeszcze i jak długo do świtu. Duchem? Istotą Lasu? Jeżeli mi nie powiesz, mogę tak zgadywać godzinami. Duszą jednego z przodków zabitego podobnie jak ja? Lisem?
    Wstrzymał się na chwilę w swojej umysłowej wyliczance.
    Lisy są podstępne, ale nie zawsze takie były. Kiedyś wierzono, że towarzyszom duszom odchodzącym na drugą stronę, podczas gdy jeden z nich - biały, towarzyszył jedynie czystym, nie zbrukanym duszom zabierając je tam gdzie żyją bogowie, aby nie musiały się na nowo odradzać. By mogły już na zawsze pozostać w raju. Gdyby jednak tak było, dawno by mnie tu już nie było.
    To była bajka, którą słyszał jako dziecko, tak bardzo dawno temu, że wiele szczegółów już mu umknęło, nie był nawet pewny czy już czegoś nie poplątał.
    Ponownie przerwał swój wewnętrzny monolog kiedy zauważył iż linia drzew przed nim widocznie staje się rzadsza.
    Zwolnił nieco kroku, nie przypominając sobie aby wcześniej tego samego dnia mijał po drodze, którąkolwiek ze znanych my polan. Pamięć mogła sobie z nim pogrywać.. Pomiędzy prostymi, smukłymi konarami coś błysnęło. Był to pomarańczowy, doskonale znany mu blask oferujący ciepło i bezpieczeństwo- blask ogniska, było jednak ono na tyle małe, że znikło po chwili przysłonięte, ukazując się ponownie dopiero kiedy bezgłośnie przystanął na brzegu polany.
    Pod prowizorycznym, widocznie naprędce postawiony schronieniem leżały
    pogrążone we śnie dwie ludzkie sylwetki, grubo opatulone skórami, z nielicznym dobytkiem zgromadzonym na boku.
    Nie kusiło go jednak nawet aby rzucić na to okiem, o wiele bardziej intrygowało go naczynie zawieszone nisko nad dogasającymi płomieniami. Żołądek, jak gdyby pobudzony samą myślą o posiłku, którego odmawiano mu cały dzień, zaburczał głośno.
    Ruszył powoli przed siebie, nie chcąc ich przestraszyć, gdyż to mogłoby się bardzo źle skończyć.
    Mitris
    Mitris
    Prime Vampire

    Punkty : 16121
    Liczba postów : 3231

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Mitris Pon 26 Paź 2020, 20:11

    Aroganckie zachowanie jego powłoki doprowadzało go do białej gorączki. Właśnie tacy ślepi głupcy, dali się zbałamucić tym kłamcom. Pozwolili "wymazać" sobie pamięć, tak łatwo się odwrócili od tego, który spoglądał na nich tak łaskawie. Poszli za zdrajcami, pozostawiając nawet Nefrytowego Władcę w pustce zapomnienia i nicości. Jak śmieli.. Jak mogli. Nakręcał się, zapętlając swe emocje wokół dawnych wydarzeń i swojego przekleństwa. Przez wieki słabł, tracił kontrolę a jego pole manewru coraz bardziej się kurczyło bezlitośnie, co dawało mu wiele czasu na przeżywanie w kółko tego samego piekła. Mimo to wciąż wierzył, że On gdzieś tam jest. Jego Pan gdzieś żyje, nie mógł przecież zniknąć od tak. A gdy doprowadzi zemstę do końca, to powróci by zaprowadzić ład i porządek.
    Cały cykl jego przemyśleń mógłby znów trwać jeszcze długo i nieprzerwanie, gdyby nagle w tej głupiej wyliczance człowieka, nie padł pomysł Lisa.
    Jego bańka w głowie nagle pękła a On zwrócił uwagę na słowa człowieka. Interesujące.. Nie sądził, że ktokolwiek jeszcze wspomni cokolwiek o Lisach. Och, oczywiście musiał pomieszać wszystko... Jednak to wystarczyło by jego gniew znacznie zmalał a nieprzyjemne mrowienie wściekłości zniknęło. Może nie jest tak wielkim ignorantem jak sądził.
    Bzdury opowiadasz.
    Prychnął, jednak mniej kąśliwie niż wcześniej.
    Nie należał do rozmownych istot, w końcu dawno nie było mu dane prowadzić konwersacji toteż ilość słów, którymi był zalewany, była aż nadto wystarczająca.
    Poczuł mocne pragnienie człowieka, gdy tylko ich wzrok namierzył ognisko a raczej to co mogło się znajdować w zawieszonym kociołku nad nim.
    Pragnienie, głód, słabość i determinacja.. Fascynujące. Ale to tłumaczyłoby gorliwe ludzkie błagania o dostatek, jedzenie i plony. O to błagali wszędzie, do każdego boga, bożka czy skrzata. Jakby mogli to i do trawy wznieśliby swe modły.
    Zabij.
    Szepnął kusząco, niestety nie mógł poprowadzić dalej swojej małej gry. Co prawda chód człowieka był zaskakująco wprawny, do tego po ich "połączeniu" stał się jeszcze lepszy więc śpiące żyjątka nie miały szans na zauważenie zagrożenia, to niestety nie były same. Wyczuł inną obecność tuż po ich prawej stronie w momencie gdy ich noga stanęła już w obozie.
    Widzi Cię.
    Syknął ostrzegawczo a w tym momencie strzała wbiła się tuż obok nich. Był tylko jeden podróżnik pozostawiony na warcie, podczas gdy reszta spała, jego wzrok nie mógł się równać z ich wzrokiem nocnego zwierzęcia, teraz jednak znaleźli się w świetle ognia, wystawieni niczym na tacy. Cichy warkot rozniósł się w ich głowie, ta istota naprawdę myśli, że może się z nimi równać? Nic bardziej mylnego..
    Na gałęzi, rusza na północ. Zabij go! Dorwij i wyrwij serce!
    Był rządny krwi. Nie zamierzał odpuścić już nikomu. Nigdy.
    Nagły świst i strzała wbita w ziemię tak blisko, obudziła jednego ze śpiących podróżników
    - Co do.. - podniósł powoli głowę a widząc wystający promień a tuż za nim obcego, zerwał się na równe nogi dobywając swojego sztyletu
    - Elias! Wstawaj, intruz!! - krzyknął ostrzegając swojego towarzysza.
    Nocy
    Nocy
    Tempter

    Punkty : 1378
    Liczba postów : 282

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Nocy Wto 27 Paź 2020, 22:30

    Zabij.
    Ciszy szept rozległ mu się w głowie, kuszący i aksamitnie miękki, niemalże obiecujący, jeżeli tylko zrobi to co chce Głos. Jeżeli tylko zabije tych ludzi..
    - Niby czemu miał..
    Nie dokończył mówić, gdy sykliwy tym razem w tonie głos, ponownie odezwał się ostro i nagląco na co zareagował błyskawicznie, rozglądając się i próbując zlokalizować potencjalne zagrożenie. Wtem kątem oka zauważył jakiś ruch, a w sekundę później koło jego ciała przeleciała strzała, na którą spojrzał w niedowierzaniu.
    - To chyba jakiś kiepski żart..- warknął, czując jak narasta w nim rozdrażnienie faktem, iż drugi raz w ciągu ostatniej doby, ktoś próbuje go ustrzelić!
    Naprawdę zaczynał odczuwać nienawiść to tej broni, w każdej innej sytuacji ukochanej, oraz tego kto kiedyś wpadł na pomysł przeciągnięcia żyły pomiędzy dwoma końcami kija. Z jego ust wydobył się dziwny dźwięk: ni to warknięcie, ni to jęk, kiedy poderwaną nagłą myślą ruszył w ślad za tym, który jeszcze przed chwilą celował w niego. Czuł, że rozpalająca go od środka złość jest w tej chwili po części i jego.
    Dotarł do miejsca, z którego drugi mężczyzna wyruszył, szybciej niż mogłoby mu się wydawać. Czuł się ekscytująco lekko i zwinnie, pewien, że ma szansę go dogonić.
    Nie myślał o tym co tym co się stanie jak już go dopadnie, teraz liczyła się już tylko pogoń, bo teraz ze zwierzyny zamienił się w drapieżnika, a przynajmniej na czas kiedy pozostała dwójka, którą słyszał podrywającą się z ziemi za sobą, go nie doścignie.
    I tak, tak jak mu się wydawało. Łuk nie zdawał się na zbyt wiele podczas biegu, pomyślał, czując jak na twarz wstępuje mu pełen ponurej satysfakcji grymas. Nie wspinał się na drzewo, czekając aż to uciekający postanowi zeskoczyć na ziemię, podążając w ślad za nim. Droga ucieczki nad ziemią szybko musiała dobiec końca, gdyż cień w niedługo potem wykonał długiego ni to susa, ni to skok na dół, próbując nie przerywać biegu aby nie stracić przewagi, ale na nic się to zdało. Finn wyczuwając swoją okazję przyspieszył w tej samej chwili, rzucając się od tyłu na człowieka, powalając go i lądując tuż nad nim.
    Przez chwilę szamotał się z przeciwnikiem pośród wilgotnej ściółki, tylko raz pozwalając na zrzucenie się, by zaraz uniknąć zapewne cholernie bolesnego uderzenia w krocze. Wywinął się z impactu kolejnego zderzenia z drugim ciałem, okręcił płynnie i znalazłszy za przeciwnikiem szarpnął za kaptur jego głowie, próbując wytrącić go z równowagi.
    Spod materiały wysypała się w tym momencie burza splątanych, ciemnych włosów. Kobieta? Walczył z kobietą?! Nie pozwolił sobie jednak na dekoncentrację, bo czuł, że jej kompani prawie już ich dogonili, słyszał już ich głośne, chrapliwe oddechy.
    Wyszarpnąwszy sztylet z buta, wsunął go pod szyję szarpiącej się nadal dziewczyny, która dopiero czując chłód stali na skrawku odsłoniętej skóry uspokoiła się nieco, oddychając przy tym nie mniej ciężko niż on.
    Wzmocnił uścisk na schwytanym chwilę wcześniej nadgarstku, wykręcając go jej do tyłu, tak, by móc odwrócić ich przodem do jej towarzyszy. Ci zatrzymali się na ten widok szybko, ale widział wyraźnie wymienione pomiędzy sobą spojrzenia.
    Zastanawiali się widocznie co jest w tej chwili bardziej opłacalne, dorwanie go kosztem życia jednej z nich, czy może też zaczekanie na lepszą okazję.
    - Ani kroku dalej! Ani kroku, bo poderżne jej gardło- warknął ostrzegawczo, zaciskając mocniej palce na trzonku swojej broni, gotów faktycznie to zrobić jeżeli tylko wyczuje, że coś kombinują.
    Co dwóch przeciwników to nie trzech.
    - Nie chciałem wam nic zrobić. Chciałem się tylko ogrzać i coś zjeść, a ona mnie zaatakowała!
    Wbił ze złością spojrzenie na ukryte w cieniu kapturów twarze. Tutaj nie dosięgał ich już blask ogniska, miał więc nad nimi przewagę.
    - Skradałeś się ty pieprzony..- odezwała się trzymana przez niego kobieta, głosem kipiącym wręcz od bezsilnego gniewu, ale nie dokończyła, gdy jeden ze stojących naprzeciwko uciszył ją niecierpliwym gestem, by móc samemu zabrać głos.
    - Kim więc jesteś? Co tu robisz i dlaczego jesteś sam, bez niczego?- zapytał ostrym, zachrypniętym nadal od snu głosem, mając się nadal na baczności.
    W ręku trzymał wyjątkowo długi sztylet, podczas gdy jego partner jak gdyby od niechcenia zaczął unosić niewielki toporek i chwytać druga dłonią.
    Finn zwilżył wargi niepewnie, wiedząc, że wydłużająca się cisza w niczym mu nie pomoże.
    - Już raz mnie dzisiaj zaatakowano, dlatego nic ze sobą nie mam. Straciłem wszystko podczas ucieczki.
    Oznajmił na początek, niepewny jaki dalszy obrót przybierza ta rozmowa, jak wiele powinien im zdradzić i czy miał jeszcze jakiekolwiek szanse na wybrnięcie z tej sytuacji.
    Mitris
    Mitris
    Prime Vampire

    Punkty : 16121
    Liczba postów : 3231

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Mitris Sro 28 Paź 2020, 16:03

    Cały pościg był niezwykłą przyjemnością. Oni jako łowcy i spuszczona zwierzyna, wciąż mająca nadzieję na przeżycie. Podobało mu się to i nie przerywał mu, pozwalając by w zaiste doskonały sposób, wykorzystał nowe umiejętności. Czuł gdzie niegdyś zaczynały się ludzkie ograniczenia, było to niezwykle zaskakujące, zwłaszcza gdy zastanowić się nad ich pychą i dokonaniami.
    Szamotanina trwała chwilę, ale to nie ona była irytująca a to zawieszenie zaraz po. Straszył ich. Tłumaczył się.
    - Zabij ją. Masz ich w garści.
    Znów zaczął się odzywać, kuszącym cichym głosem odbijającym się echem w ich umyśle. W końcowych nutach tak bardzo czuć było narastającą frustrację
    - Nie tłumacz się im! Nie jesteś od tego.. I tak Cię zabiją.
    Toporek uniósł się ponad ziemię, położony na ramieniu. Dla nich wyglądał niczym mara, sami zaś byli wystawieni jak On przy ognisku.
    - Ścigałeś mnie tyle czasu, przyznaj się czego naprawdę chciałeś! - syknęła kobieta i poruszyła się nerwowo, jednak zimne ostrze skutecznie odsunęło ją od dalszych pomysłów szamotaniny.
    -A jak nie jest sam..? - szepnął nagle jeden do drugiego z obawą w głosie. Stali bardziej nerwowi a dłonie mocniej zacisnęły się na toporku, jakby to właśnie On miał ocalić całą sytuację
    - Puść ją jeśli rzeczywiście nie masz złych zamiarów! Zrób to powoli i spokojnie a nie stanie Ci się krzywda
    - Elias! Rozum postradałeś..?! - jego partner nie był zachwycony tym pomysłem, został jednak sprawnie uciszony syknięciem i gestem.
    Mężczyzna nazywany "Elias" nie spuszczał wzroku z napastnika, stał spięty jednak nie wyglądał jakby miał się zaraz rzucić. Chciał odzyskać przyjaciółkę.
    W tym momencie ich palce zacisnęły się mocniej na sztylecie, który powoli dociskał się do skóry przerażonej kobiety.
    Istota znów próbowała przejąć nad nim kontrole, a w żadnych wypadku nie miał dobrych zamiarów.
    -Nie! Przestań..! - jęknęła czarnowłosa, czując jak ostrze powoli rani jej skórę. Krwiste krople powoli spłynęły po jej szyi.
    - Dobrze! - krzyknął Elias odrzucając toporek na bok i unosząc dłonie do góry
    - Zostaw ją! Nie zaatakujemy Cię, słyszysz?!
    W powietrzu zaczęła się unosić niezwykła woń. Nie był to zapach lasu, wilgotnego mchu i liści... Och nie. Do nich dotarł smakowity zapach, tak kuszący i piękny. Nie przypominał nic co byłoby mu wcześniej znane, żadne mięso z ognisko, żadna zupa czy potrawa... Ani kadzidło. Był to piękny aromat pobudzający głód, kojarzący się z czymś soczystym i kojącym, niczym najsłodsza obiecana ambrozja.
    Roześmiał się cicho, gdy dotarło do niego, że człowiek czuje to co On w tej chwili
    - Czujesz..? O tak, czujesz i to bardzo, prawda? Pragniesz tego. Możesz to mieć. Ciepłą, świeżą krew.. wymruczał cicho
    - Najsłodszy nektar, ukojenie Twoich nerwów. Wiesz dobrze, że nas zabiją. Odpuść, a upuszczę ich krew dla nas. Najemy się... Ogrzejesz się przy ognisku. zdobędziesz rzeczy do przetrwania. Czyż nie tego potrzebują ludzie? Na wyciągnięcie ręki... Dam Ci to.
    Nocy
    Nocy
    Tempter

    Punkty : 1378
    Liczba postów : 282

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Nocy Sro 28 Paź 2020, 23:21

    Nie chciał wierzyć w podszepty Głosu, ten oczywiście mówił to tylko i wyłącznie po to, aby nakłonić go do zrobienia tego, na czym mu zależało. Dlaczego jednak tak bardzo zależało mu na pozbyciu się tych ludzi, nie miał pojęcia. Na dodatek było ich troje! Jak na wszystkie zarazy tego świata miał dać sobie z nimi radę jednocześnie?!
    Jeżeli otrzymał wraz z nieproszoną obecnością jakieś inne dary poza wyostrzonym wzrokiem, to niestety ale ich jeszcze nie odkrył i nie sądził aby to był najlepszy moment.
    Ucisz się. Polecił, bez większej nadziei na wskóranie tym czegoś, no chyba, że za cel obrał sobie rozjuszenie Istoty na nowo, która już i tak wydawała się niezadowolona takim obrotem wydarzeń.
    - Nie zamierzałem dać ci się ustrzelić, wybacz mi bardzo- syknął w odpowiedzi na słowa nieznajomej, przez chwilę w napięciu obserwując dwóch pozostałych osobników.
    Na obietnice rozwiązania konfliktu bez rozlewu krwi poczuł iskierkę nadziei. Dobrze, że chociaż jeden z nich był na tyle racjonalny, aby dostrzec szansę ina uratowanie swojej towarzyszki. Pozostawał tylko jeden mały problem.
    - Muszę mieć pewność, że nie zmienicie zdania jak tylko ją wy-pu..
    Zająknął się pod koniec wypowiedzi zaskoczony, czując jak palce jego dłoni mimowolnie coraz to i mocniej zaciskają się na trzonku noża, próbując go docisnąć do gardła pojmanej. Zacisnął mocno zęby, próbując ze wszystkich sił powstrzymać to, czując jak ręka w odpowiedzi na jego zmagania zaczyna niebezpiecznie drżeć.
    - Przestań!- warknął pod nosem cicho.
    Mężczyźni obserwowali wszystko czując niewyjaśniony niepokój. Na pierwszy rzut oka mogło być gorzej, mieli do czynienia tylko z jedną przybłędą, na dodatek słabo uzbrojoną, skąd więc zatem to paskudne uczucie, nie potrafili powiedzieć. Ze zgrozą obserwowali jednak coraz to dziwniejsze zachowanie.
    On tymczasem czuł już na palcach pierwsze, gorące krople krwi, w chwilę potem poczuł także zapach. Nie pamiętał, aby kiedykolwiek wcześniej krew pachniała tak kusząco, rozpalając w nim jednocześnie głód i pragnienie, którego nie potrafił wyrazić w słowach.
    Serce zaczęło walić mu mocno w piersi.
    Był w tarapatach, normalnie jeszcze długo miałby siłę stawiać opór, kiedy jednak świadomość zaspokojenia swoich potrzeb była tak niebezpiecznie blisko, tak prosta, nawet w tak dziki i nieludzki sposób, czuł jak jego wola gwałtownie słabnie.
    Nie zwracał już uwagi na głosy pozostałych ludzi, skupiony jedynie na tym jednym, wewnętrznym, kuszącym go szepcie. Mógłby się po prostu poddać, nie martwiąc zbyt wiele o konsekwencje, to nie byłby już jego czyny.
    Drobna cząstka w nim wiedziała jednak doskonale, że było zupełnie na odwrót. To pragnienie nie było jego i owszem, jeżeli się podda, śmierć tej kobiety będzie jego winą, a nie musiała przecież wcale umierać.
    - Nie.. nie chcę…- zaprotestował słabo, z przerażeniem odkrywając, że zaczyna się powoli osuwać wewnątrz swojego ciała.
    Tego było widocznie za wiele dla jednego z podróżników, towarzysza Elisa, który nie wyrzucił broni, teraz zamierzajac zrobić z niej użytek. Chciał zaatakować prędko, licząc, że ten wariat gadający do siebie nie zareaguje w porę i nie zrobi nic ponad lekkim wykrwawieniem Kari. Nic jednak bardziej mylnego.
    Finn uniósł gwałtownie głowę jak gdyby wyczuwając zmianę w powietrzu, momentalnie dostrzegając mężczyznę ruszającego przed siebie z dzikim wrzaskiem. Poddał się impulsowi pozwalając aby ostrze dokończyło swoją wędrówkę po gardle, na którym spoczywało niecierpliwie już od dłużej chwili, a następnie pchnął dławiącą się własną krwią dziewczynę na bok, wprost pod nogi nieuzbrojonego Eliasa.
    Atakujący zaatakował z rozmachu, szerokim łukiem, przed czym udało mu się uskoczyć, czując jak jedynie sam czubek wrogiego ostrza rani mu policzek. Nagle cały opór zniknął, nie wiedział czy działają teraz w zespoleniu, bo wszystko działo się zbyt szybko, ale był wdzięczny losowi. W innym wypadku skończyłby marnie, tak jak było mu to pisane.
    Natarcie większego od niego przeciwnika było chaotyczne, zmuszając go do cofnięcia się o krok, potem o dwa i trzy i dopiero wtedy widząc szansę, uderzył. Błyskawicznie, kiedy dłoń z nożem chybiwszy go po raz kolejny kończyła swój wymach w górze, pokonał dystans pomiędzy nimi, czując jak ostrze gładko wsuwa się w miękki brzuch, osłonięty w tym miejscu lekkim materiałem. Przekręcił ostrze do połowy i próbował szarpnąć w bok, głuchy na dzikie wrzaski bólu i niedowierzania, tym razem reagując zbyt wolno, za bardzo chcąc zadać mu jak najwięcej obrażeń tym jednym atakiem.
    Uderzenie zaciśniętej dłoni spadło nań z boku, posyłając go brutalnie na ziemię i ogłuszając na bardzo krotką chwilę.
    Unosząc się na przedramionach wciąż lekko oszołomiony obserwował jak zraniony wyszarpuje pozostawioną przez niego broń, pozwalając aby w ten sposób jeszcze więcej krwi wydostało się z jego ciała, mocząc ubranie i zalewając dłoń przyciśnietą do rany.
    Zapach był już wręcz obezwładniający. Czuł jak obejmuje go dziwna fala energii, pchająca go do zaspokojenia swoich potrzeb za wszelką cenę. Pierwotna determinacja.
    Warknął bezsilnie, ostatkiem woli unosząc dłoń do głowy.
    - Uciekaj.. uciekaj zanim on się zjawi- rzucił zdławionym głosem, nie wiedząc już nawet czy ostatni ocalały go usłyszy.
    Nie rejestrując, że wykrwawiający się, opętany dzikim szałem bólu, szoku i przerażenia mężczyzna znowu gotuje się do ostatniej tym razem szarży, gotów zabrać go ze sobą na dobre.
    Mitris
    Mitris
    Prime Vampire

    Punkty : 16121
    Liczba postów : 3231

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Mitris Sob 31 Paź 2020, 00:40

    Wola człowieka słabła, zaś jego coraz bardziej rosła. Im dłużej zwlekali, im dłużej musiał czekać, im dłużej czuł słodki zapach krwi, tym bardziej się niecierpliwił. Na szczęście nie musiał już tego znosić, jeden z podróżników nie wytrzymując napięcia zaatakował naiwnie. Właśnie wtedy niespodziewanie zgrał się z człowiekiem, pracując jak jedno ciało i jeden umysł. Gdyby tylko miał więcej sił, już dawno by zakończył tą farsę.
    Nagłe uderzenie w bok, upadek i nędzna próba ataku przez wykrwawiającego się mężczyznę... To wystarczyło by jego wściekłość na nowo wybuchła, niczym u rozjuszonego zwierzęcia. Oszołomiony jeszcze robak nawet nie miał szansy na obronę, gdy zepchnął go w głąb podświadomości przejmując pełną kontrole. Błękitne, czyste tęczówki zasnuła nieprzenikniona ciemność. Na twarzy pojawił się pogardliwy uśmieszek.
    - Niespodzianka... - szepnął i roześmiał się, sprawnie obracając się na bok gdy ranny mężczyzna rzucił się z nożem. Kopnął go, odbierając równowagę tak by ten poleciał na ziemię, chwytając napastnika za nadgarstek. Podnosząc się wyszarpnął mu sztylet i odskoczył w bok. Elias klęczał przed jeszcze ciepłym ciałem kobiety, jej charczenie już całkiem ustało..
    Widząc jak jego przyjaciel runął na ziemię, pochwycił toporek i ruszył w bezmyślne natarcie z okrzykiem pełnym bólu i wściekłości.
    Sprawny obrót pozwolił mu uniknąć kolejnego ciosu, zaś rozpędzonego Eliasa łatwo było unieszkodliwić chwytem i przeciągnięciem wokół siebie. Wystarczyła kolejna sekunda by ostrze zatopiło się w jego ciele, idealnie wcelowane w serce. Mężczyzna zadrżał i spojrzał zszokowany na nich, na te czarne oczy i delikatny uśmiech na twarzy splamionej krwią.
    Spod lnianej koszuli wysunął się wisiorek który nosił, niewielka runa zamknięta w stalowym trójkącie. Nie umknęło to jego uwadze i nim kopnięciem go odsunął, zerwał z jego szyi wisior i uniósł do góry przyglądając się. Zagotowało się w nim, widząc znak jednego z tych zdrajców.
    - To Twój bóg? Wasz.. Bóg? - parsknął nagle śmiechem
    - Wierząc w tego oszusta... Dostaliście to na co zasługujecie, parszywe larwy - warknął doniośle i powoli odwrócił się w stronę leżącego na ziemi, wykrwawiającego się powoli, ostatniego podróżnika. Jego przyjaciele leżeli już na ziemi martwi, rozsiewając słodką woń, a on czołgał się żałośnie, próbując uratować w ostatniej chwili swoje życie.
    Wystarczyły trzy spokojne kroki, by znaleźć się tuż nad nim. Zamruczał cicho przyglądając się tym niezdarnym ruchom i uniósł sztylet na wysokość twarzy. Powoli przesunął językiem po ostrzu zbierając słodką krew, był to istny wybuch rozkoszy w ustach. Słodki smak rozlał się, powoli spływając do gardła. Tego mu trzeba było, nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo był głodny. W końcu nie jadł już tyle czasu... Zupełnie nic. Zapomniany i porzucony. Ale teraz pożałują..
    - Wszyscy pożałują. - szepnął i pochylił się, chwytając za gardło nieszczęśnika. Podniósł go nagle przypierając tuż nad ziemią do drzewa.
    Drżące i słabe dłonie zacisnęły się na ich nadgarstku, patrząc na nich wielkimi oczami, pełnymi strachu. Charczał szamocząc się, resztką sił chcąc zaczerpnąć powietrza.
    Do zamordowania ostatniego człowieka, nie użył sztyletu, ani toporka.. Ani zębów jak można by się spodziewać po tym szale. Wbił w jego szyję, prosto w tętnice symbol boski.
    Jego życie długo już nie potrwało, upadł na ziemię z głuchym uderzeniem by zakwilić po raz ostatni.
    - Głupcze.. Myślisz, że możesz ze mną igrać? Myślisz, że jestem uwiązany z jakimkolwiek miejscem... Przedmiotem?! - prychnął z pogardą i pokręcił głową niedowierzająco. Cała ta nienawiść która się uciszyła, na nowo wróciła odkąd zobaczył znak. Niczym trucizna, płynęła teraz w ich krwi dodając adrenaliny.
    Ruszył w stronę obozu a w dłoni nagle poczuli ciężar, to był sztylet. Rytualny sztylet który zostawili przecież tak daleko za sobą... Uśmiechnął się pod nosem i z jednego z worków wyciągnął miskę.
    Zapamiętaj sobie, On jest nasz.. Nie porzucaj go bezmyślnie. Nie będę następnym razem tak wyrozumiały dla bezczeszczenia świętych narzędzi. ostrzegł go cicho wracając do ciał. Ukucnął i wbił rytualną broń w szyję, podstawiając naczynie i zbierając krew. Napełnił w ten sposób całą miskę, krwistą cieczą którą wypił z czystą przyjemnością. Poczuł się lepiej jednak.. Spojrzał na swoje dłonie.
    To wciąż za mało... Miał nadzieję, że to doda mu znacznie więcej sił. Ożywi i zapewni pełną kontrolę, przeliczył się.
    Prychnął cicho i pokręcił głową, odebrał pozostałej dwójce ich medaliony by cisnąć je do ogniska z czystą satysfakcją. Czuł, że ciało potrzebowało ciepła a ludzkie dziwaczne potrzeby, zawartości garnka. Nie do końca rozumiał po co, więc z czystej ciekawości postanowił zaspokoić stare ludzkie pobudki. Zasiadł na kawałku pniaka i sięgnął znalezioną łyżką do wnętrza. Spróbował ciepłej potrawki i aż mruknął zaskoczony. Poczuł dziwny smak, nijak nie umywał się do słodyczy ciepłej krwi jednak... Nie mógł narzekać. Była to zaskakująca mieszanka, której się nie spodziewał.
    To dlatego wciąż kwilicie o to.. Po całej rzezi nie miał problemu by skierować myśli w tak trywialnym kierunku.
    Nocy
    Nocy
    Tempter

    Punkty : 1378
    Liczba postów : 282

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Nocy Nie 01 Lis 2020, 16:06

    W niemym szoku obserwował jak ten, który chwile wcześniej gotów był puścić go wolno, poda powalony identycznym ciosem- sztylet przeszył i na dobre zatrzymał jego serce. Nie było tu widocznie drugiej Istoty, która mogłaby spróbować wykorzystać sytuację i wykraść ciało nieżyjącemu. Wyglądało na to, że wyczerpał limit boskiej łaski przeznaczonej dla ludzkości jak na jeden dzień.
    Zostaw go. On nie stanowi już zagrożenia.
    Bezskutecznie próbował przekonać tego kto obecnie kierował jego ciałem, do zaniechania kolejnego zabójstwa. Prawdopodobnie gdyby dali mu więcej czasu, mężczyzna sam by się wykrwawił w próbie desperackiej ucieczki. To nie wystarczało, bo poczuł jak jego dłonie podnoszą go, z czym on sam miałby zapewne problem aby zrobić to tak płynnie, bez widocznego wysiłku i przypierają do najbliższego drzewa. Rozpoznał symbol na łańcuszku, ale nie zareagował do ostatniej chwili, dopóki nie zrozumiał zamiaru Istoty.
    Na taki pokaz brutalności i krwawej furi przejęła go zgroza, która nie zdołała jednak związać mu języka.
    Nie, nie, nie, nie! Przestań! Słyszysz mnie?!
    Usiłował powstrzymać ich dłonie, skupił na nich całą swoją wolę, ale te nawet nie zadrżały. Gorąca krew obryzgała ich twarz gorącą falą, podczas gdy ostatni z podróżników zsunął się w konwulsjach na ziemię. Niedługo potem okropne charczenie ustało a spazm minął, pozostawiając po sobie zwłoki z twarzą wykrzywioną w spazmie przerażenia i bólu.
    Jego wcześniejsze obawy spełzły na niczym, wbrew przewidywaniom bez problemu zabił całą ich trójkę. Oni zabili.
    Jesteś potworem.
    Włożył w te słowa cała nienawiść i pogardę na jaką było go stać. Rozumiał zabijanie w obronie własnej, ale tego co tu się wydarzyło nie potrafiłby do końca opisać. Nie zamierzał wybaczyć mu użycia własnego ciała do tak dzikiego i brutalnego pokazu własnej nienawiści, która na nowo echem odbijała się i w jego umyśle. Już mało interesowało go jej źródło, na pewno jednak nie zamierzał przyjmować jej jako wymówki.
    Bestia. Przeklęty złodziej!
    Ignorował jego słowa, nie od razu rozumiejąc, że te kierowane są do niego, bo i do kogóż by innego skoro jedyne co ich teraz otaczało to trupy?!
    Znajdę więc inny sposób by się ciebie pozbyć.
    Wysyczał jadowicie, nie mając nawet pojęcia jak miałby tego dokonać i z czyją pomocą. Nie był pewny czy którykolwiek z szamanów miał taką moc, no i pozostawała także raczej ponura ale bardzo możliwa konieczność pożegnania się z życiem w takim wypadku, a nie był pewien czy jest na to gotów.
    Na razie podobny wybór jawił mu się jako zbyt wielka niesprawiedliwość, aby mógł być jedyną możliwością. Na razie zamierzał trzymać się kurczowo nadziei na lepsze zakończenie, bo w innym wypadku oznaczało to poddanie się i pozostanie biernym widzem, a to nie wchodziło w rachubę. Nigdy.
    Wtem poczuł w dłoni znajomy ciężar. Na widok znajomego sztyletu, który pozostawił przecież za sobą, przeszył go zimny dreszcz. Magia. To była magia. Na dobrą chwilę zaparło mu dech w piersiach,  nie próbował nawet zrozumieć co to może oznaczać- na pewno nic dobrego. W niemym zdumieniu obserwował jak kościane ostrze zbiera krew, którą oni po chwili zaczęli pić.
    To było dziwne uczucie, bo nadal czuł paskudny, metaliczny i nieprzyjemny posmak, podczas gdy z drugiej strony wszystko się w nim aż skręcało z perwersyjnej przyjemności chcąc tego więcej i więcej, jak gdyby tylko tego im brakowało. Nawet gdyby zależało to teraz od niego, nie byłby w stanie przestać pić, był tego pewien.
    Zupełnie jak w tych słodkich momentach kiedy zostawał sam na sam ze swoim ciałem gotów zaoferować sobie odrobinę przyjemności. Nie liczyło się wtedy co inni by zrobili i powiedzieli, gdyby ktokolwiek mógł go zobaczyć, nie liczyło się nic poza rozkosznie napiętym ciałem na krawędzi rozkoszy i świadomość, że nie jest już w stanie się zatrzymać.
    Dotarli do dna miski i.. nic. Nie czuł żadnej różnicy, poza modlącym posmakiem na języku i w gardle i właśnie to ten brak efektu stanowił źródło rozczarowania Bestii.
    Nic ci to nie da.
    Mruknął, czując że teraz dla odmiany to potrzeby jego ciała są zaspokajane. Cieszył się nawet, że teraz to nie on jest z przodu, bo zapewne wszystko by zwrócił. Krew była wszędzie.
    Miał ją na ciele, miał ją na skórze i nawet na języku, jego włosy wisiały w obrzydliwych, pozlepianych strąkach po boku twarzy. Wszystko tu nią aż cuchnęło, toteż nic dziwnego że stracił jakiekolwiek zainteresowanie jedzeniem w prawdziwym znaczeniu tego słowa.
    Milkł powoli, zanurzając się w ponurych rozmyślaniach.
    Nie wiedział z kim przyszło mu dzielić ciało, nie miał pewności, był za to pełen złych przeczuć jako, że ku jego skromnej wiedzy tylko jeden rodzaj istot był zdolny używać magii. Bogowie.
    Ta krwiożercza, okrutna i mściwa istota nie przypominała mu jednak żadnego ze znanych bóstw. Była niebezpieczna i nie ufał jej na tyle, iż zaczął rozważać swój powrót do wioski na nowo.
    Nie mógł narażać swoich bliskich na powtórkę tego czego dostał tu przedsmak, a przynajmniej dopóki nie miał nad tym pełnej kontroli. Jeżeli jednak miał nie wracać do swoich, gdzie indziej miał szukać pomocy?
    Co dalej?
    Mitris
    Mitris
    Prime Vampire

    Punkty : 16121
    Liczba postów : 3231

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Mitris Nie 01 Lis 2020, 20:30

    W spokoju opróżnił miskę jedzenia, tak jakby przed chwilą nic nie zaszło. Jakby parę metrów dalej wcale nie leżały jeszcze ciepłe ciała, skryte wśród leśnej gęstwiny. Zapewne niedługo zajmą się nimi mieszkańcy tego lasu, zwierzęta. I krąg się zamknie, tak właśnie powinno być. Istnienie w te czy tamte... Co za różnica? Niegdyś miało to może znaczenie jednak teraz.. Teraz nie miało to żadnego znaczenia. I tak by zdechli, modląc się do tych zdrajców.
    Przez cały czas słyszał krzyk tej larwy, jego szamotaninę i błagani, zakończone niezwykłą nienawiścią i pogardą. Uśmiechnął się pod nosem.
    - Czyż nie jest to piękne? Czyste, pierwotne i potężne narzędzie... Nie duś w sobie tej nienawiści robaku.
    Wymruczał i odłożył miskę by przeciągnąć się niczym dziecko po dobrej zabawie. Nasycił swój pierwszy głód, nasycił głód tej durnej powłoki jednak... Co dalej? To było doskonałe pytanie. Odetchnął głębiej i wpatrzył się w niebo, na tym kawałku polany było tak doskonale widoczne. Chmury wciąż skrywały księżyc, uchylając jedynie rąbek pięknego granatu, nieprzebytej przestrzeni.
    - Odkąd umarłeś, straciłeś prawo do ciała. Nie ja tu jestem złodziejem, larwo. Powinieneś być martwy. Sztywny jak tamta trójka, którą tak zaciekle próbowałeś bronić
    Bardzo bawił go ten fakt. Ten mały robaczek, krzyczący tak usilnie... Po co? Dlaczego? Nie rozumiał tego do końca. W końcu chcieli go zabić, oszukać mimo iż ten chciał okazać im litość. Więc skąd ta złość? Kto zrozumie ludzi...
    Odetchnął głębiej i wstał, ruszając znów w gęsty las. Teraz on sterował, miał władzę a człowiek osunął się gdzieś w tył, w mrok ich jaźni. Słysząc w oddali szum, skierował właśnie tam swoje kroki. Nie zmierzał do wioski, ani w przeciwnym kierunku. Szedł przed siebie jakby bez celu. Nie miał jeszcze planu..
    Dlaczego nie odszedłeś.. Dlaczego Cię nie przeprowadzili Zmarszczył brwi rozmyślając. Gdy wszystkie emocje opadły, a oni szli tak w tej ciszy, w końcu mógł zastanowić się nad tym wszystkim. Fakt, iż pozostał tak długo tutaj był zdumiewający. Anomalia która nie miała prawa się pojawić.
    Zatrzymał się tuż nad rzeką. Czuł wstręt, jednak nie należał On do niego. Irytowało go to niczym namolna mucha więc musiał się jej pozbyć. Spełnić tą nikłą zachciankę. Zdjął powoli z siebie ubrania i wszedł do wody z cichym pomrukiem.
    Nie wiedział jak długo siedzieli przy ognisku, jednak niebo powoli jaśniało od wschodzącego leniwie słońca. Obmywał ich ciało nie spiesząc się, przyglądając się mu uważnie. Nie było wymarzone.. Blizna w miejscu gdzie znajdowało się serce wciąż szpecąco widniała. Przesunął palcami po nogach, jednak nic nie wyczuł. Tamte ślady zniknęły w przeciwieństwie do tego cholerstwa. Niczym ich własna pieczęć, klątwa z którą muszą żyć.
    - Jedyne co trzyma Cię przy życiu, to ja. Pozbywając się mnie, pozbywasz się siebie. Tacy jak my nie giną by odwiedzano ich w grobie, by się odrodzić... Rozmywamy się w pustce zapomnienia. Tak Ci prędko? Zadrwił cicho, sam nie wiedział dlaczego ale ta kąpiel go rozluźniła, aż nawet uraczył go rozmową i jakąś dłuższa wypowiedzią.
    Palcami przeczesał powoli ich włosy, barwiąc krystaliczną wodę na bordowo. Wpatrzył się w strużki czerwieni.. Jak ma w pełni odzyskać siły? Był pewny, że właśnie krew z rytualnej broni mu jej doda. Poczuł się lepiej jednak.. to wciąż nie było to. Zmrużył lekko oczy. Gdyby tylko.. Pokręcił głową i wyszedł z wody powoli.
    - Wiesz.. Że pierwszy cios zadałeś sam? uśmiechnął się znów pod nosem na wspomnienie tego.
    Nie do końca świadomie ruszył w kierunku wioski, nie przejmując się czymś takim jak ubrania, zrobił krok nad nimi nie oglądając się nawet. Były brudne i wilgotne, nie nadawały się do niczego. W dłoń trzymał jedynie swój sztylet, tak cenny dla niego.
    Nocy
    Nocy
    Tempter

    Punkty : 1378
    Liczba postów : 282

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Nocy Pon 02 Lis 2020, 22:18

    Finn.
    Poprawił go niechętnie, chociaż nie bardzo obchodziło go nazewnictwo używane pod swoim adresem. Nie sądził też, aby ta cholerna Bestia zechciała używać czegoś tak cywilizowanego jak imię, ale warto było spróbować.
    Może jeżeli powtórzy to wystarczająco ilość razy utknie to w jego umyśle. Sam nie wzgardziłby poznaniem jego tożsamości, ale na to widocznie było za wcześnie, a przynajmniej dla drugiej strony.
    Nie zostali na polanie zbyt długo, wkrótce ponownie zbierając się na nogi i ruszając w przypadkowym jak mu się wydawało kierunku.
    Słysząc kolejną wypowiedź, wywróciłby oczami gdyby tylko mógł, bo już o tym rozmawiali, ale widocznie nic nie było w stanie zachwiać pewnością Istoty co do prawa, jakim obrał sobie jego ciało za nową siedzibę, a z czym on w zupełności się nie zgadzał.
    Nawet po śmierci to ciało byłoby moje.
    Odparł, czując jak z momentem wyklarowania się tych słów w umyśle, dopadają go wątpliwości. W sumie, ciało zabitego należało do bliskich, a oni zwracali je..
    Dalna. Do niej należy ciało każdego nieżyjącego. Dzięki niej się rodzimy, więc do niej wraca wszystko co pozostawiamy na ziemi udając się na spoczynek. Tak więc nawet jeżeli ja straciłem prawo do swojej powłoki, zgodnie z twoimi słowami, ciebie nadal czyni to złodziejem. Z tą różnicą, że to nie mnie okradłeś.
    Po tych słowach czekał na nowy wybuch zimnej wściekłości, bo zdołał już zrozumieć, że ta Istota ma w głębokiej pogardzie bogów, których oni czcili. Żywiła do nich urazę, co zrozumiał kiedy cisnęła w ogień symbol Sykora- patrona podróżujących.
    On sam także nosił jeden ale nie Sykora a Lykke i nie w tak oczywistym miejscu jak pierś. Jego ozdoba była zdecydowanie mniejsza i on sam niezbyt często ją widział, czasem tylko w wodnym odbiciu, w innym wypadku zapominając o jej istnieniu. A i teraz myśląc o niej, starał się robić to na tyle mętnie, aby ten drugi tego nie wyczuł. Nie miał pojęcia jak daleko sięgają jego umiejętności, ani jak dobry może być w rozczytywaniu galopujacych przez ich głowę myśli.
    On sam nie miał wstępu do jego wspomnień czy rozmyślań. Inaczej już dawno wiedział by wszystko, co tak bardzo go teraz nurtuje.
    Na widok rzeki poczuł ulgę, która jedynie pogłębiła się, kiedy zrozumiał, że zatrzymują się przy niej aby wziąć kąpiel. Nurt był żwawy, ale nie była ona na tyle głęboka aby musiał się czegoś obawiać, bez wątpienia była jednak lodowato zimna szczególnie o tej porze roku.
    Zrzucili ubranie bez najmniejszych oporów, a następnie równie żwawo wkroczyli do wody, na co on sam aż skurczył się w środku. Oczekiwał bolesnego skurczu, tysięcy bolesnych igiełek atakujących skórę i odbierających dech w piersi, ale ku jego zaskoczeniu nic takiego nie miało miejsca.
    Nie czuł zimna.. nie wiedział jednak czy powinien się z tego cieszyć, bo nie był pewien czy i jego ciało go nie czuje. Jeżeli Istota uparcie ignorowała to, mogło się to źle dla nich skończyć, z drugiej jednak strony gdy się nad tym zastanowić, skoro wyczuwał wcześniej smak to czy nie powinien czuć chłodu gdyby ten faktycznie go atakował?
    Odporność na zimno mogła okazać się bardzo przydatna, jeśli naprawdę ją teraz miał… ale na wszystkich bogów, przecież odczuwał je jeszcze nie tak dawno temu! Miał ochotę zapytać o to, ani trochę nie bacząc na to co właśnie robiły jego ręce, ale myśli sterującej nim istoty zdawały się iść akurat innym tokiem.
    Znowu uparcie zastanawiał się, dlaczego coś poszło nie tak.
    Może Dalna zechciała cię ukarać.
    Podsunął nawet rozbawiony tą perspektywą. Zresztą wszystko było lepsze od pustki o której on wspominał. Tylko dlaczego zakładał, że i jego to czeka zamiast odrodzenia?
    On w przeciwieństwie do nowego towarzysza był istotą ludzką, po śmierci czekał go zatem krótki odpoczynek, tak długi jak długo o nim pamiętano, by następnie dostąpić oczyszczenia i powrócić do życia. Tak działało koło życia.
    Na wspomnienie wydarzeń sprzed chwili miał, ochotę zazgrzytać zębami ze złości.
    Oczywiście, bo inaczej bym zginął! Ten mężczyzna nie był ślepy i doskonale widział, co próbuje uczynić moja ręka, ale jak miał zrozumieć, że to nie ja? Co sprowadza nas do tego, że to TY próbowałeś od samego początku poderżnąć gardło dziewczynie.
    Po to, żeby się najeść i mieć prowiant, który zostawili już za sobą. Prychnął aż na to, z zaskoczeniem stwierdzając, że wracają do lasu nago i to nie w kierunku z którego przyszli.
    Ubranie..? Nie? No jasne, po co skoro można więcej ludzi zamordować i je zdobyć.
    Prychnął po raz kolejny .
    Zostawiliśmy za sobą wszystko. Dodatkowe odzienie, być może jedzenie, łuk który przydałby się chociażby na upolowanie czegoś i idziemy gdzie? Na krucjatę przeciwko całej ludzki, z nożem w ręku? Życzyłbym powodzenia, ale to też wyrok i dla mnie. Mogę zatem wiedzieć przynajmniej dlaczego?
    Westchnął mentalnie poddając się na chwilę. To nie mogło skończyć się dobrze, nikt normalny nie przechadzał się po lesie nago u schyłku jesieni, czy jakiejkolwiek innej pory roku skoro już o tym była mowa, jedynie z rytualnym sztyletem w dłoni i paskudną blizną na piersi. Jeżeli natknie się w takim stanie na kogokolwiek, na pewno wzbudzi niechcianą sensację, tym gorzej jeżeli powiążą go z dokonaną nieopodal rzezią.
    Wszystko byłoby prostsze gdybyś po prostu powiedział mi czym jesteś i czego chcesz. Może mógłbym ci nawet wtedy pomóc..
    I uwolnić się od ciebie jakimś cudem.
    Wszystko wskazuje na to, że utknęliśmy razem czy nam się to podoba czy nie. I nie ważne dlaczego mnie nie zabrali ani dlaczego ty zaprzeczasz kradzieży, której się dopuściłeś i tak, zamierzam ci to wypominać do upadłego. Wśród nas, ludzi, panują pewne zasady i jeżeli wszystko będziesz robił tak jak chcesz, czyli mordował kogo ci się podoba a potem paradował po okolicy bez najmniejszego nakrycia, bez żadnej wiedzy o naszych obyczajach.. to daleko nie zajdziesz. Dobrze by zatem było gdybyś zaczął współpracować. Komunikować się też. Chociaż tutaj widzę progres od kiedy wypowiedziałeś więcej niż trzy słowa na raz.
    Próbował siły i nie udało mu się, musiał zatem spróbować czegoś innego- drogi negocjacji. Tym bardziej kiedy słabe przeczucie zamieniło się w ponurą pewność- że oto kierowali się do jego wioski.
    Rozpoznawał coraz wiecej okolicy, znajome pagórki, charakterystyczne skały sterczące bo bokach mijanych ścieżek i chociaż byli jeszcze spory kawałek na zachód domu, to bez wątpienia tam kierowały ich stopy.
    Nie pytał nawet skąd zna drogę i czy świadomie idą tam gdzie on chce, być może zdradzało go po prostu własne ciało lub pamięć tych samych dróg przebytych po tysiąc razy o różnych porach dnia i roku.
    Mitris
    Mitris
    Prime Vampire

    Punkty : 16121
    Liczba postów : 3231

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Mitris Pon 02 Lis 2020, 23:17

    Droga do rzeki, mycie się i sprawdzanie ran, cały pobyt w rzece i wyruszenie w dalszą drogę.. Ta larwa nie zamykała się nawet na sekundę. Uruchomił go w jakiś sposób, a teraz marszczył brwi nie wiedząc jak to cofnąć i co zrobić, by zamilkł. Krzywdy nie mógł mu wyrządzić, władze nad ciałem też On sprawował więc.. Co mógł więcej? Nadawał jak nakręcony.
    W końcu zatrzymał się i powoli nabrał powietrza. Nagle wybuchł śmiechem, wbrew oczekiwaniom nie pojawiła się kolejna fala wściekłości, żaden wybuch który by sprowadził nieszczęście, nic destrukcyjnego. Zanosił się śmiechem dłuższą chwilę, aż musiał się podeprzeć drzewa stojącego obok.
    Powoli próbował uspokoić oddech, jego oczy zrobiły się szklane. Tak ludzie reagowali na śmiech? Otarł powieki i pokręcił głową powoli. To było dość ciekawe, czuć na nowo ten świat tak jak pamiętał i poznawać go przez to wątłe ciałko.
    - Finn.
    Powtórzył nagle nie pozwalając by rozpoczął się kolejny wywód. Sapał, kwiczał i chrumkał a wszystko przez jakiś podróżników i.. odzienie? Zaskakujące.
    - Powiedz mi Finn. Jak to jest w tym waszym ludzkim świecie. Jeśli jeden zabierze coś drugiemu jest złodziejem. Ale jeśli człowiek nie żyje i jego majątek pójdzie do kogoś innego... To wciąż jest złodziejem?
    Spojrzał za siebie, rozważał nawet powrót jednak.. Z powodu ubrania? Czegoś tak trywialnego?! Pokręcił głową odpędzając tą idiotyczną myśl i powoli ruszył znów przed siebie, obracając ostrze w dłoni.
    - Twój bóg chciał mnie ukarać! Twój wspaniały bóg! Jeden za drugim w swoim świetlistym orszaku!!
    Znów zaniósł się śmiechem i wszedł na jeden z pagórków
    - Zdobędę to ubranie i założę, więc już przestać piszczeć... Ach Finn. Opowiedz mi o bogach. Kto tam jest...? Dalna do której należą umarli.. Sykor wspaniały patron podróżników, Lykke cudowna zbawczyni pełna miłości, Aristid czuwający nad nowym poczęciem, Afira i jej błogosławieństwo płynące z samych gwiazd oraz  Urlich.
    Nie wymienił ostatniego, bóg Wakri który tak często przybierał postać śnieżnobiałego lisa, ulubieniec samego Nefrytowego Władcy... Jego imienia również nie wymienił, czując, że by je splugawił tą rozmową. Nie mógłby.
    Ten mały człowieczek był niezwykle uparty i... Wytrwały. Miał braki w ludzkiej naturze, części może nie pamiętał lub nie przywiązał do tego uwagi, jednak doskonale wiedział jak kruche są to istoty. Jak łatwo je złamać i zniszczyć. Dał mu pokaz brutalności i okrucieństwa, zostali uwięzieni razem i postawieni w bardzo ciężkiej sytuacji, sytuacji bez wyjścia dla jednej ze stron. A jednak wciąż miał siłę by szczekać, wciąż czuł jego obecność wyraźnie, śmiał mu pyskować i rzucać swoimi bożkami... Ach jakże naiwne to są istoty.
    Głupcy... Ludzie mają tak słabą pamięć, tak słaby umysł... Nie mają zasad. Ta myśl mu umknęła niespodziewanie, słowa człowieka nie obeszły go tak mocno, był tylko człowiekiem. Jednym z milionów słabych istot, głupich i słabych. Zdradzieckich tak samo jak ich bogowie. Nie spodziewał się zbyt wiele.
    Nocy
    Nocy
    Tempter

    Punkty : 1378
    Liczba postów : 282

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Nocy Sro 04 Lis 2020, 13:13

    W tym wypadku tak, to nadal złodziejstwo.
    Odparł chłodno, nie pozwalając na wciągnięcie się w te filozoficzne rozważania, które i tak zostały całkiem szybko przerwane niespodziewanym atakiem śmiechu. Oto dla odmiany coś nowego i całkiem zaskakującego. Czyżby Istota zdała sobie oto sprawę, że nic nie wskóra złością skierowaną do wewnątrz?
    Im szybciej, tym lepiej, bo nie bardzo przejmował się jej napadami szału, a przynajmniej tak długo jak byli sami. Chciał wierzyć, że jego ciało jest zbyt ważne dla nowego mieszkańca, aby ten spróbował uszkodzić je w trwały sposób, podczas gdy wszystkie mniejsze bóle i niedogodności były jedynie słabym echem doznań, z którymi nie musiał mierzyć się do czasu ponownego objęcia kontroli.
    Nie rozumiał jednak co było aż tak zabawnego w tym co powiedział, aby doprowadzić ich niemal na skraj łez lub do chociażby do samego rozbawienia.
    Kult Afiry nie jest zbyt rozpowszechniony, nie wśród takich jak ja, więc jej raczej bym nie wzywał.
    Stwierdził, nie bez skwaszenia, jako iż domena gwiezdnej bogini była dość specyficzna. To do niej modlili się tak zwani śniący na jawie, ludzie- wybrańcy żyjący na pograniczu transcendencji i szaleństwa w zależności o to kogo się zapyta, a o co się modlili, tego nikt nie wiedział poza nimi samymi. Może o zrozumienie swoich wizji? A może i o zabranie ich z ziemskiego padołu osiągnąwszy oświecenie niepojęte dla takich jak on?
    Próby rozmowy z nimi często nie były o wiele owocniejsze niż próba porozumienia się z głazem czy krzakiem, a ich enigmatyczne odpowiedzi równie dziwne jak i życie które wiedli.
    Na myśl o nich, niepostrzeżenie podkradło się doń melancholijne wspomnienie bliskiej mu osoby, której obraz blakł w jego pamięci z roku na rok coraz bardziej. Pamiętał słodycz ciepłych, wilgotnych pocałunków znaczących jego skórę miękkością, pełnych, koralowych ust oraz orzechowe oczy zatopione w smutku, których nigdy, żaden rodzaj uśmiechu nie był w stanie dosięgnąć i rozpalić w nich życia.
    Czy i ona modliła się do Afiry?
    Nie wiedział, nigdy nie dostał sposobności na zapytanie jej o to dopóki nie było za późno.
    Odetchnął głęboko, nie chcą teraz o tym rozmyślać. Nie chcąc aby ktoś inny miał wgląd w jego uczucia w tej chwili, aby móc na nim żerować lub wspomnieniach, które przechowywał w sobie niczym skarb.
    A imienia Urlicha nie wzywamy nadaremno.
    Dodał po chwili, zupełnie jakby mentalnie ani na sekundę nie opuścił toku ich konwersacji.
    Jako patron wojowników, był mocą zbyt dziką i nieprzewidywalną aby można było sobie igrać z nadużywaniem imienia, które samo w sobie stanowiło moc i mimo iż nie wypowiedział żadnego z tych słów na głos, przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Wiedział, że nie powinien przyzywać go nawet swoja myślą, bo czasem i te mają ogromną siłę.
    Tacy słabi i głupi.. Po co ci zatem moje ciało? Gdzie zgubiłeś swoje, o ile kiedykolwiek takowe było ci dane.
    Nie łudził się, że pozna na to odpowiedź. Osiągnął przynajmniej tyle, że nauczył go zwracać się do siebie po imieniu- na razie i chociaż w życiu by tego nie przyznał, słysząc swoje imię, wypowiedziane własnymi wargami, ale z woli Istoty, budziło w nim trudny do opisania, ale jak najbardziej przyjemny wydźwięk, dzięki któremu był nawet w stanie lekceważyć nutę pobłażliwości w tonie jego wypowiedzi.
    Zadowoliło go to ma tyle iż darował sobie upominanie go, by uważał jak stąpa. Nie mieli nic co ochroniło by ich przed potencjalnym ugryzieniem, gdyby ich drogi skrzyżowały się ze ścieżką któregokolwiek z pełzających gadów- ale był chyba tego świadom?
    Drobne skaleczenie i otarcia zdawały sie już zupełnie nieistotne w świetle tego, co przeszedł w ciągu ostatniej doby.
    Po wdrapaniu się na pobliskie wzgórze potoczył wzrokiem po horyzoncie podzielonym pomiędzy sino rozpiętym niebem z różową aurą na wschodzie  a czernią lasu u dołu. Wiedział, że teraz słońce już szybko wespnie się na swój ołtarz, zalewając świat swoim bladym blaskiem i nikłym ciepłem, co zwiastowało jeden z pogodniejszych ostatnimi czasy dzień.
    Kawałek przed nimi widział wyraźnie wspinające się do góry liczne smużki dymu- dom. Już prawie tam byli.
    Mitris
    Mitris
    Prime Vampire

    Punkty : 16121
    Liczba postów : 3231

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Mitris Sro 04 Lis 2020, 14:21

    Och... Ależ to marnotrawstwo. Zapominasz, że ponad waszymi śmiesznymi zasadami panuje jedna, niezmienna. Nie ważne, czy odeszliście jako zdrajcy, wszystko pozostaje w nierozerwalnym kręgu życia i śmierci czy tego chcesz czy nie. Jeśli posiadać zdechł, jego dorobek idzie dalej w obieg.. Czy Ci się to podoba czy nie. Złamałeś zasady pozostając więc... Jesteś w tej chwili wrogiem numer jeden swoich ukochanych bogów. Naruszyłeś moje święte prawa natury. A one dotykają nawet ich... Wymruczał ostatnie słowa z tajemniczym uśmiechem.  
    Gdy dotarli na wzgórze, zatrzymał się na dłuższą chwilę. Drgnął i przekręcił głowę na bok czując mrowienie na szyi.
    Finn odleciał na moment do wyjątkowo interesującego wspomnienia, myśli.. Zamilkł na chwilę jednak o dziwo nie poruszył tego tematu, mimo iż była to doskonała sposobność do ataku. Poczuł to lecz obraz pozostał nieosiągalny, człowiekowi udało się zachować tą chwilę dla siebie. Interesujące...
    Wpatrzył się w dym unoszący się ponad polany. Oczywiście przemilczał sprawę ciała, nie miał zamiaru się fatygować w tłumaczenia. On nie musiał się tłumaczyć. Nikomu.
    Boisz się Urlicha..? Nie wymieniaj jego imienia... hm.
    Ruszył powoli w stronę wioski w zamyśleniu, czuł się lepiej jednak nie na tyle by móc wszystko mieć pod kontrolą. Człowiek był w stanie wymusić poszczególne ruchy, nie był pewien jak długo utrzyma pełną kontrolę..
    Urlich był pierwszym buntownikiem, zdrajcą który pociągnął resztę. Zacisnął usta nagle się zatrzymując. Pamiętał ten podły śmiech i słowa które raniły go wtedy na wskroś. Szybko się otrząsnął z negatywnych emocji i wbił nagle sztylet w korę drzewa
    - Dobrze więc. - wyrył w niej znak Urlicha by po chwili ugryźć się w palec i przekreślić go nagle własną krwią. Ich krwią
    - Urlich! - krzyknął i uśmiechnął się szeroko
    - Będziesz pierwszym którego zgładzę... Podłe ścierwo!! - wykrzyknął i wyciągnął sztylet z drzewa.
    Nie martw się pchełko, już dawno przestali sobie wami zawracać głowę.
    Nagle za nimi dało się usłyszeć kroki, krótki urywany krzyk i coś ciężkiego upadło na ziemię.
    Gdy się odwrócił ich oczom ukazała się starsza kobieta z grubym siwym kokiem uplecionym z tyłu głowy.
    Zasłoniła sobie usta gdy tylko odwrócił się do niej przodem.
    - Na słodką Lykke!
    Wywrócił oczami i zaczął się do niej zbliżać
    - Doskonale, potrzebuję ubrań więc.. - urwał nagle i zatrzymał się milknąc zupełnie.
    - Nie podchodź! - zagroziła starsza kobieta i wyciągnęła swój sztylet by się obronić. Dookoła rozsypane były zioła, które zbierała do swojego kosza. Była to wioskowa zielarka, mieszkała na samym skraju wioski i należała raczej do samotnych osób. Nie przepadała za byciem w tłumie, wioskowi tolerowali jej dziwactwa przez wzgląd na jej wiedze oraz bogaty asortyment. Przydawała się gdy zabrakło maści, naparów czy przy ukąszeniu zwierząt.
    Mimo iż wyjęła broń, mimo iż zaczęła im grozić... On nie zaatakował. Jak się zatrzymał tak stał a wewnątrz panował zupełny spokój i cisza. Jak zaklęty sie w nią wpatrywał, czując jak przez ciało przebiega przyjemnie ciepły dreszcz.
    - Ty wiesz. - szepnął ledwie słyszalnie po czym przymknął oczy opuszczając dłonie.
    - Nie zrobię Ci krzywdy. - odrzekł nagle, czując ukłucie melancholii i smutku. Bólu który już dawno przerodził się z mentalnego w fizyczny.
    Kobieta chwilę się wahała po czym powoli opuściła sztylet.
    - Ty... Znam Cię. - odparła nagle przypominając sobie młodą buzię
    - Finn. To Ty...? Co Ci się stało...? - opuściła całkiem dłoń a istota wewnątrz.. Wycofała się oddając znów władzę w ręce człowieka. Cicho i bezgłośnie, nie krzycząc o mord, nie pragnąc krwi.
    Nocy
    Nocy
    Tempter

    Punkty : 1378
    Liczba postów : 282

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Nocy Sob 07 Lis 2020, 21:20

    Kłamał. Musiał kłamać, chociażby z czystej złośliwości i chęci pogrążenia go w posępnych myślach, bo niemożliwe było, aby bogowie mieli mu za złe zostanie. To nie był jego wybór, musiała to być zatem ich wola.
    Jedynym co wzbudziło jego zainteresowanie, było sformułowanie o złamanych prawach natury. JEGO natury, od kiedy jednak ta należała do kogoś?
    Lasy, rzeki, góry to wszystko miało swoich opiekunów, a były to driady, nimfy i innego tego typu duchy, ale nigdy nie słyszał aby ktoś pielęgnował nad nimi pieczę.
    Miał zatem w końcu jedną odpowiedź, ale ta nie przybliżyła go do niczego.
    W milczeniu obserwował zapowiedź zemsty na Urlichu, bo nie chciał mieć z tym absolutnie nic wspólnego.
    Owszem dzielili ciało, ale jeżeli to jemu przyjdzie podejmować jakiekolwiek decyzje, wybierze zawsze taką, która nie wymaga występowania przeciwko bogom. Może nie ingerowali za wiele w ich życie, ale nie zamierzał wystawiać ich cierpliwości na próbę ani przekonywać się na własnej skórze jak wygląda ich zemsta.

    Usłyszawszy za sobą głos, zwrócili się w stronę jego źródła. Valiana. Nie powinien być zaskoczony jej obecnością tutaj o tak wczesnej porze, a jednak na jej widok zamarzła mu krew, a głowę wypełniła czysta panika.
    Nie mógł pozwolić mu jej zabić!
    Nie waż się!
    Opór był jednak zbędny, bo nie uczynili więcej niż dwa kroki nim znowu przystanęli, a i to nie dzięki niemu. Ucieszył się widząc sztylet w starych rękach, ale także to nie to powstrzymało Istotę. Czuł jak ogarnia go potężna fala trudnego do wytłumaczenia smutku, po to by nagle zostawić go samego i przy władzy.
    W pierwszej chwili zachwiał się mocno.
    Co ona wie? Słyszysz? Co ona do cholery wie?!
    Uniósł powoli głowę, czując jak pod jasnym spojrzeniem, doskonale znających go oczu, twarz zaczyna płonąć mu wstydem. Cholerny, przeklęty pasożyt zostawił go nago i znikł!
    Instynktownie zasłonił to co najwrażliwsze. Staruszka na pewno widziała już sporo w swoim życiu, ale należał jej się pewien respekt na wszystkich bogów!
    Otworzył usta aby odpowiedzieć, ale nic się z nich nie wydobyło. Niby jak miał jej to powiedzieć? Od czego niby zacząć?
    Posłał jej pełne zagubienia spojrzenie.
    - Chyba znowu wpakowałem się w tarapaty- odparł z pełnym rezygnacji westchnieniem. - I zgaduje, że nie mam co liczyć na zapasową parę spodni lub.. właściwie czegokolwiek?
    Widział jak przez twarz zielarki przebiega cień rozbawienia, ale po jej postawie szybko rozpoznał, że wciąż ma się na baczności.
    - Nieczęsto spotykam nagich młodzieńców w lesie, inaczej.. kto wie. Pewnie było tu znacznie więcej panień- odparła, poddając mu cienka, lnianą chustę, którą wcześniej przykrywała zapewne swój koszykowy dobytek.- Mam nadzieję, że nie jest to głupi dowcip ani żaden z twoich kolejnych zakładów, bo to nie najlepsza pora na hasanie po lesie w stroju jakim cię stworzono. No chyba, że tęskno ci do mojego wywaru z korzenia piołunu.
    Starając się jak najlepiej spożytkować kawałek materiału jaki mu dano, nie miał szans na dostrzeżenie szelmowskiego uśmiechu kobiety, a szkoda, bo on zapewne potwierdziłby tylko jego podejrzenia, że umyślnie przyrządzała paskudnie smakujące wywary. A przynajmniej niektóre z nich.
    I kiedy udało mu się w końcu przewiązać materiał na biodrze, tak by ten przynajmniej w bezruchu skrywał jego intymne części, uniósł ponownie spojrzenie, kręcąc przecząco głową.
    Valiana zacisnęła jedynie wargi w cienką linię, ale nie zadawała dalej pytań, zamiast tego podchodząc do niego ze wzrokiem wbitym w bliznę na szczupłej piersi. Bez ostrzeżenia przesunęła po niej sękatymi, zniszczonymi od długich lat pracowania z nożem palcami i bez oka znawcy widząc, że to było coś świeżego i potencjalnie śmiertelnego.
    Finn drgnął pod jej dotykiem i oddalił się mimowolnie o pół kroku.
    - Jak się nabawiłeś tego paskudztwa? Hm? I te tatuaże..- mruknęła pod nosem, wiodąc wzrokiem po ramionach, na których faktycznie widniało coś, czego wcześniej tam nie było.
    Ciągnący się płomienny wzór wyglądał niczym wypalony w skórze.
    - To.. to.. - zająknął się, sam będąc zaskoczony tym co widziały jego oczy. Co prawda wcześniej, podczas kąpania coś mignęło mu kątem oka, ale szybko o tym zapomniał nie mogąc bliżej się temu przyjrzeć, pochłonięty wtedy także wewnętrzną konwersacją.
    To twoje, prawda?
    - Ale to nie pora teraz na to!- przerwała mu staruszka i obrzuciwszy go ostatnim badawczym spojrzeniem, cofnęła się do porzuconego koszyka, by zagarnąć rozsypane wokół niego zioła.- Pomóż mi no tylko z tym tutaj. W chacie szybko rozpalę ogień, ogrzejesz się.
    Ruszył w jej kierunku z pomocą, klękając jako, że przykucanie nie wchodziło póki co w grę, sztylet odkładając na trawie obok. Widział, że przyciągnął on uwagę Valiany, która pokręciła jednak głową, odmawiając sobie widocznie prawa do dalszego wypytywania go tu i teraz.
    - Potem! Potem..- mruknęła do siebie, ciężko i powoli prostując się ze skłonu.
    Mitris
    Mitris
    Prime Vampire

    Punkty : 16121
    Liczba postów : 3231

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Mitris Pon 09 Lis 2020, 18:48

    Słyszał słowa protestu, dużo bardziej zdeterminowanego niż przy wcześniejszych ofiarach. Domyślał się, że pchełka ją zna, zanim jeszcze rozpoczęli rozmowę. Starsza kobieta każdy ruch wykonywała powoli, każde zgięcie palców było bolesne dla osoby w tym wieku, spracowanej i zmęczonej już życiem. A jednak w jej oczach dostrzegał tą palącą iskrę młodości, która napędzała stare ciało. Tą mądrość starszego człowieka ukrytą w głębi.
    Zioła które niosła dość sprawnie zostały pozbierane z ich pomocą, odebrała od nich koszyk i ruszyła w kierunku chaty, spoglądając na nich co i raz badawczo.
    Płomienne znaki na ciele wyróżniały się mocno, a jeszcze nie tak dawno go widziała i nie posiadał nic z tych rzeczy.
    - Ta noc.. Musiała być wyjątkowo ciężka. - odparła nagle i odetchnęła ciężko jakby i ją ogarnęło zmęczenie.
    Tak, są moje.
    Ku zaskoczeniu odpowiedział spokojnie, nie wdając się w pyskówkę i nie próbując go atakować.
    Kim ona jest?
    Mieszkała w starej drewnianej chacie, w przeciwieństwie do reszty wioski, nie wzmocnionej kamieniem. Dach w niektórych miejscach przeciekał, zaś ściany nie były już tak stabilne jak niegdyś. Czas tak samo tak dla niej tak i dla budynku nie był łaskawy a nikomu nigdy nie było po drodze, by wspomóc dziwną staruszkę. Sama też nigdy o pomoc nie prosiła. Wpuściła ich do środka odstawiając kosz na niewielki stolik znajdujący się tuż przy wejściu. Pierwszym czym się zajęła było napalenie w kominku, tak jak obiecała. Wewnątrz unosił się specyficzny zapach ziół i grzybów. Dużo misek, pojemników i woreczków wypełnionych najróżniejszy mieszankami, zawalało jej stare meble. Pośród tych rozmaitości widniały niewielkie figurki czy medaliony. Nigdy nie rozwodziła się na ich temat, ale strzegła ich przyzwoicie. Żadne ciekawskie dziecko nie miało do nich dostępu.
    Rozłożyła miękką skórę tuż przed kominkiem i poklepała to miejsce
    - Usiądź, ogrzej się a ja zaparzę Ci rozgrzewającą herbatę i dam coś lepszego, niż ta chusta. - uśmiechnęła się do niego, większość młodzieńców pamiętała jako małe dzieci, nękające jej domowe zacisze milionem pytań. Tylko one pamiętały o wioskowej zielarce, przypisując jej niestworzone historię, wraz z dorastaniem zapominały o kobiecie będąc coraz bardziej zaangażowanymi w sprawy plemienne.
    Tuż przy kominku wisiał niewielki medalik, schowany wśród innych dziwnych zawieszek, czaszek małych zwierząt czy piór. Ten medalion miał kształt pazura z wyrytymi znakami podobnymi do tych na ich sztylecie rytualnym.
    Zatrzymał ich spojrzenie na dłużej tam. Dawno już nie widział tych znaków czy medalionów.
    Na ich ramiona opadł koc a obok przysiadła Valiana z dwoma dużymi kubkami pełnymi ciepłego wywaru.
    - Ten nie będzie aż tak gorzki - podała Finnowi kubek i sama napiła się ze swojego. Dookoła panowała przyjemna cisza, zakłócana teraz jedynie trzaskiem z kominka i raz na jakiś czas podmuchem wiatru. Dzisiejsza pogoda nie zapowiadała się najlepiej, tym bardziej się cieszyła, że napotkała chłopca.
    - A teraz.. Słucham dziecko drogie - nie zadawała konkretnych pytań, nie naciskała ani nie wymagała. Słuchała tego co chłopak sam zdecyduje jej powierzyć. Jej oczy wędrowały co i raz po znakach czy bliźnie, było widać, że to ją ciekawiło i martwiło w jakiś sposób. Mimo iż dzieciaki ją niezwykle denerwowały, przywiązywała się do nich w jakiś sposób, lecząc je i skrywając ich tajemnice przed surowymi rodzicami.
    Nocy
    Nocy
    Tempter

    Punkty : 1378
    Liczba postów : 282

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Nocy Czw 12 Lis 2020, 23:17

    - Nie należała do najłatwiejszych, ani najnudniejszych skoro już o tym mowa- przyznał i skierował się niespiesznie w ślad za kobietą.
    Nie nękała go pytaniami, dociekaniami ani nawet próbą rozładowania zapadłej pomiędzy nimi ciszy niewiele znaczącą gadką, co było mu bardziej niż na rękę. Sprawiało też, że milczenie stawało się bardziej naturalne i przyjemne oraz co najważniejsze, pozwalało skupić się na pobocznych rozmowach.
    A jak sądzisz? Na pewno nie córką wodza.
    Sarknął, nie potrafiąc się powstrzymać. Od kobiety na kilka mil czuć było ziołami, jej ubiór chociaż zadbany był wielokrotnie cerowany i zszywany, a jakby tego było mało- przy pasie nosiła mnóstwo pomniejszych sakiewek, w których jeżeli pamięć go nie myliła, trzymała przedmioty od tych najpotrzebniejszych po te zupełnie zbędne na pierwszy rzut oka, na które i tak zawsze znalazło się jakieś zastosowanie. Chociażby jak ta złamana psia kość, która przehandlowała kiedyś z Ailii, a przeznaczenia której nigdy nie było mu dane poznać.
    Zielarka. Medyczka. Szamanka. Zwij jak chcesz.
    Przyznał w końcu. Jej zdolności były niewątpliwe, ale podejrzewał, że kobieta miała za dobre serce aby próbować podwyższyć swój status kosztem tych, których leczyła i którym pomagała. Widok jej chaty, który jako dziecko uważał za zaczarowane miejsce teraz wzbudził jedynie sentyment i lekkie poczucie żalu, bo okiem dorosłej osoby był w stanie dostrzec zaniedbanie w jakie popadało to miejsce. Naprawa natomiast wyraźnie wykraczała ponad zdolności i możliwości starej, schorowanej i samotnej osoby.
    Zacisnąwszy mocniej usta wszedł do środka, gdzie jak zwykle było pełno wszystkiego. Nie było za wiele miejsca, dlatego aby niepotrzebnie nie pałętać się pod nogami, wrzucił jedynie do kominka drewno, które zebrał spod chaty i przyklęknął z boku, cierpliwie czekając aż płomienie śmielej sobie poczynią.
    Nie było mu zimno, ale z wdzięcznością przyjął koc oraz kubek naparu, w końcu czując się na właściwym miejscu. Zadziwiające jak odrobina wygody i przytulności potrafiły podnieść człowieka na duchu, sprawiając, że przykre wspomnienia oraz niepokój przynajmniej na chwilę odstępowały na krok.
    Zapatrzył się w płomienie delektując chwilą wytchnienia, dopóki krzątanina staruszki nie dobiegła końca a ona sama nie spoczęła na krześle obok.
    Westchnął cicho kiedy nadszedł w końcu czas na pewne wyjaśnienia. Nie była najgorszą osobą na zwierzenia, w gruncie rzeczy to była jedną z lepszych, ale nie sprawiało to nagle, że wszystko stawało się proste.
    I w sumie to początek odkrył jako najtrudniejszy do opowiedzenia. Musiał przyznać się, że ktoś chciał go zabić, a co gorsza.. udało mu się, poniekąd.
    - Jak wiele dziwnych historii słyszałaś już w swoim życiu? - zapytał z bladym uśmiechem, od razu widząc, że tak marne próby zodwleczenia tematu nic mu nie dadzą.
    - Zbyt wiele mój drogi. Zbyt wiele, ale wciąż mam miejsce na jedną więcej- odparła z łobuzerskim błyskiem w oczach.
    Wziął głęboki wdech, próbując przypomnieć sobie gdzie się to w ogóle zaczęło. Przymknął na chwilę oczy, ale pożądane wspomnienia nie powróciły tak żywe jakby sobie tego życzył. Bardziej przypominało to sen, z którego zapamiętywało się jedynie to i owo, nie wiedząc jednak co z czego wynika. Brakowało mu zrozumienia i akceptacji absurdu tak samo, jak zazwyczaj miało to miejsce po przebudzeniu się.
    - Usłyszałem coś czego nie powinienem i ktoś próbował mnie zabić- otworzył oczy i na nowo zapatrzył się w płomienie, zaskoczony opanowanym tonem własnego głosu.- Stąd ta rana na piersi. Paskudna, ale już..
    Spojrzał w dół na bieliznę odznaczającą się na bladej skórzę krzyczącą purpurą i wzruszył ramionami.
    - Przeżyłem jak widać, chociaż nie wiem jak udało mi się tego dokonać, rana też się zasklepiła.. ale nie wiem jeszcze jakim kosztem. No.. nie do końca.
    A takim, że do przeklętej gardzieli musiał dzielić swoje ciało! Cholera wie z kim lub czym i bogowie wiedzą tylko na jak długo.
    Zniechęcony swoja nagłą niemocą do wysłowienia się, wbił spojrzenie przed siebie. Patrzył, ale nie widział, dopóki jego oko nie wychwyciło jednego wisiorka z wielu, na widok którego coś się w nim poruszyło.
    Zupełnie tak jak wcześniej, tylko, że wtedy zignorował to.
    A teraz dotarło do niego, że nawet go nie rozpoznaje.
    Dostrzegając w tym ostateczną szansę ratunku od rozmowy na którą najwidoczniej nie był gotowy, wyciągnął palce w stronę ozdoby by wyłowić ją spośród rozpoznawalnej reszty.
    - A to jest…? - zerknął z pytaniem w oczach na kobietę, odkrywając że chwalenie się gościem w głowie jest jeszcze trudniejsze do wysłowienia niźli wieść o swoim rzekomym zgodnie.
    Mitris
    Mitris
    Prime Vampire

    Punkty : 16121
    Liczba postów : 3231

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Mitris Sob 14 Lis 2020, 07:39

    Nawet go nie zganił za ten sarkastyczny i bezczelny ton, jaki przybrała ta pchła. Wpatrywał się w obrazy które wychwytywało ludzkie oko i czuł wyjątkowy spokój. Ból który towarzyszył mu od wieków na chwilę zmalał a jego wściekłość przestała na moment przejmować kontrolę nad nim. Nimi.
    Nostalgicznie wrócił pamięcią do dawnych dni, gdy takie uczucie towarzyszyło mu codziennie, przepełniało go a raz w roku, co jesień obchodzono jego święto. Była ta pora gdy to On wypełniał wszystkie domostwa i serca. Przyjmował dary i błogosławił wybrańców.
    Starsza kobieta niespiesznie upiła łyk naparu i spojrzała na chłopca by po chwili podążyć na miejsce, które wskazywał. Doskonale zdawała sobie sprawę, jak marna była to próba zmiany tematu. A jednak uniosła nieznacznie brwi i roześmiała się, przyzwalając na to.
    - Niech Ci będzie. - odparła i odstawiła kubek na bok.
    - Zabawne, że jako zmianę wybrałeś akurat ten medalion. - uśmiechnęła się smutno pod nosem i podniosła powoli z krzesła. Na moment jej zmęczona twarz wykrzywiła się z bólu. Nie te lata a jednak dzielnie wciąż brnęła do przodu. Podeszła do kominka i delikatnie zdjęła medalion z haczyka
    - Masz nosa do zaglądania tam.. Gdzie wita śmierć. - szepnęła wracając na stare krzesło i usiadła. Pod jej ciężarem drewno zaskrzypiało a ona nachyliła się pokazując pazur z wyżłobieniami
    - Ten znak.. Przynosi teraz tylko śmierć. - podała chłopcu aby mógł go obejrzeć z bliska
    Bzdura! Obruszył się nagle głos wewnątrz i poruszył nerwowo. Jak to śmierć?! Jak ona śmiała?! Oczywiście, można było go kojarzyć ze śmiercią, jednak nie tylko! Jak z tak długiej listy mogła wymienić tylko to?! Ludzie...
    Zabierz go jej. Niech się wytłumaczy!
    Prychnął nagle, wymuszając i pragnąc tego medalionu, nie zasługiwała na niego za takie słowa.
    - Gdy byłam młoda.. - spojrzała uważnie na swojego gościa i nagle roześmiała się. - Tak, kiedyś byłam. Wiem, że ciężko w to uwierzyć! - pokręciła głową rozbawiona tym, nikt nigdy nie był w stanie określić jak wiele lat miała na karku, dorośli często śmiali się, że była stara nawet jak oni byli młodzi! I nic się nie zmieniła!
    - Wszyscy znali te amulety. Każdy go nosił blisko serca... - zmarszczyła brwi - Coś się jednak wydarzyło...Coś bardzo złego. Teraz, przynosi On jedynie zgubę. Nie wolno ich pokazywać, są zakazane. Wszyscy Ci, którzy je nosili zaginęli bez słowa. Można powiedzieć, że teraz jest symbolem zagadki.. A ja wciąż czekam aż wróci łaska. Nie potrafiłam pozbyć się ani jednego z nich... - zamilkła na dłuższą chwilę, odpływając myślami daleko w przeszłość. Dni które minęły, a wciąż tak mocno wybijały rytm w jej sercu. Co pozostało staruszce takiej jak ona, jak nie życie wspomnieniami? Nocami często opowiadała, tym najbardziej niesfornym dzieciom, historie ze swojego życia, z wiary którą znała i wioski którą pamiętała. Z licznych podróży które rzekomo odbyła, potrafiła ubrać je w niezwykłą bajkową otoczkę i nikt nie potrafił powiedzieć, ile z tego było prawdą a ile bają.
    Głos umilkł słuchając jej uważnie po czym znów się obruszył
    Co to za brednie...
    - Może Tobie się uda przywrócić mu moc, skoro oszukałeś już raz śmierć? - szepnęła nagle.
    Nocy
    Nocy
    Tempter

    Punkty : 1378
    Liczba postów : 282

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Nocy Nie 15 Lis 2020, 00:37

    Przyjrzał się kobiecie uważnie, zaintrygowany jej słowami, czując jak po karku i plecach przebiega mu lekki dreszcz.
    - Mało raczej w tym mojego wyboru- wymamrotał, obserwując jak staruszka powoli i z wyraźnym trudem gramoli sie po wisiorek, który po chwili zawisł  kusząco pomiędzy sękatymi, chudymi jak patyki palcami.
    Na nagły wrzask w głowie drgnął wyraźnie i zobaczył jak dłoń niespodziewanie wystrzeliwuje w stronę medalika, gotowa go wyrwać. W ostatniej chwili zwinął dłoń w pięść i zaciskając zęby w gniewnym grymasie, zmusił ją do wycofania. Czuł jak serce wali mu mocno w piersi.
    Stracił czujność tylko na chwilę!
    - Przepraszam- wymamrotał, unikając przez chwilę bladego spojrzenia kobiety. Spodziewając się co też może w nim dostrzec.
    Objął nadgarstek palcami drugiej ręki i opuścił go na zawinięte w siadzie nogi, poprawiając uprzednio koc na ramionach.
    Na wzmiankę o jej młodości, nie mógł jednak powstrzymać się przed wrzuceniem jej cienia ironicznego uśmiechu. Jasne, wiedział, że i ona była kiedyś dzieckiem a potem i młodą dziewczyną, ale trudno było mu sobie wyobrazić jej wygląd sprzed lat. Od kiedy pamiętał jej twarz wypełniona była zmarszczkami, które pogłębiały się jedynie przy każdym uśmiechu, oczy były blade, chociaż nigdy nie straciły czujności i zawsze potrafiły dostrzec gdy wciskał gdzieś swoje ciekawskie paluchy, a włosy od zawsze białe niczym świeżo spadły śnieg. Zawsze- jak dla niego.
    - Pamiętasz zatem czyj to symbol i co kiedyś reprezentował?- dociekał w dalszym ciągu, chociaż już sam fakt powiązania go ze śmiercią całkiem wiele by tłumaczył.
    Mógł maczać palce w jego niefortunnym wypadku już od samego początku! Mógł mieć swoje tajemne metody, tylko pytanie po co by go kłamał..
    Dla zabawy? Żeby mieć spokój od niego i oskarżeń?
    Na chwilę obecną zupełnie stracił zainteresowanie głosem i tym co mial do powiedzenie, skupiając swoja uwagę na kimś kto najwidoczniej coś wiedział i był gotów się tym z nim podzielić.
    Z lekkim ociąganiem sięgnął po sztylet leżący przy udzie, skryty do tej pory pod materiałem, ktorym się opatulał i pokazał go staruszce na wyciągniętej płasko dłoni, dopiero teraz dostrzegając widoczne na nim smugi krwi.
    Było już jednak za późno by go chować, nie pozostało mu zatem nic innego jak zdławić budzące sie na nowo wyrzuty sumienia i wydusić z siebie pytanie.
    - Rozpoznajesz to? Znalazłem to w lesie i tak teraz sobie pomyślałem, że może..- przerwał, czując jak twarz zaczyna palić go ze wstydu z powodu własnej naiwności, a może i głupoty-.. ma jakieś magiczne właściwości?
    Zerknął na twarz kobiety, poniekąd gotów na nagły napad wesołości z jej strony, a może nawet i kpinę.
    Coś tu magią jednak tchnęło i to mógł być albo ten sztylet, albo Istota. Ewentualnie i jedno i drugie, wolał zatem się upewnić dopóki miał możliwość.
    Na słowa o przywróceniu mocy, uniósł brwi wyżej, nie bardzo wiedząc jak ma to rozumieć.
    Zaraz jednak uśmiechnął się gorzko.
    - Nie bardzo wiem jak miałbym to zrobić.
    Nie, kiedy nie dostaje pomocy czy nawet odpowiedzi kiedy o coś pytam.
    Westchnął cicho, już bez złości o to. Zawsze mu powtarzano, że lepiej pogodzić się z tym czego nie da się zmienić, zachować siłę na to co się da i mieć mądrość by odróżnić jedno od drugiego.
    Tylko z cierpliwością bywało krucho.
    Mitris
    Mitris
    Prime Vampire

    Punkty : 16121
    Liczba postów : 3231

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Mitris Nie 15 Lis 2020, 16:13

    - Co kiedyś reprezentował? - Powtórzyła pytanie cicho i odetchnęła głębiej. No tak.. Teraz był związany ze śmiercią, masowym ludobójstwem a wcześniej.. Zacisnęła usta w linię.
    Nie skomentowała dodatkowo jego walki z samym sobą, mimo iż oczywiście nie uszło to jej uwadze. Delikatne drganie mięśni, dłoń która tak ochoczo pragnęła amuletu a jednak chłopak się schował w sobie. Owinął kocem jakby stało się coś złego.
    - Finn.. - zaczęła i spojrzała na niego uważnie
    - Masz kłopoty. Duże, z tego widzę. Czy jesteś pewien, że chcesz usłyszeć historię.. Za którą ludzie byli mordowani z zimną krwią? - spytała cicho i spojrzała na jego ranę, która wciąż była widoczna w nieszczelnym miejscu koca.
    - Ci którzy za nią karali... Jestem pewna, że nadal chodzą wśród nas. A zaginieni... - pokręciła głową. Czuła gdzieś w starych kościach, że nie spotkał ich łaskawy los.
    Głos znów zamilkł, po kilku prychnięciach i obelgach, chociaż nie wiadomo do kogo skierowanych.
    Był niczym niespokojny duch, wiecznie przesiąknięty złością, żalem i bólem. Zrywał się co i raz by po chwili wycofać się nagle, nie wiadomo czy dlatego, że się zasłuchał czy... Aby zebrać siły i znów uderzyć w najmniej odpowiednim momencie.
    Skupiła zaraz swoją uwagę na sztylecie, który jej pokazał. Mimo krwi i jasnego przekazu, nie zawahała się przed wzięciem go w dłoń. Spracowane dłonie długo obracały narzędzie, dotykając ostrza, które nie stępiło się mimo upływu lat, znaków oraz miękkiego futra przy rękojeści.
    - Stare narzędzie.. - szepnęła, dostrzegając, że ta krew wcale nie jest taka stara. Nie zapytała i o to, chociaż może powinna..
    - Wygląda na rytualny sztylet. - odparła i oddała go chłopcu. Uśmiechnęła się delikatnie
    - Kojarzysz święto Urlicha? Mamy swoje rytualne bronie, które łączą nas z łaską bóstwa. Pozwalają przekazać krew prosto do uwielbianego przez nas patrona. To.. Właśnie to jest taka broń. Nie wątpię, że każdy z tego typu sztyletów ma magię, błogosławieństwo swojego boga. - uśmiechnęła się ponuro
    - Nie sądziłam, że jakieś jeszcze przetrwały. Po tylu latach... Gdzie go znalazłeś? - dopytała, musiała chociaż o to zapytać. W jej głowie pojawiło się znacznie więcej pytań, jednak szanowała chłopca i wiedziała, że prawdę jest ciężko wypowiedzieć. Najciężej. Poza tym.. Była starą wieszczką! Zielarką tej wioski, jej rolą zawsze było słuchanie a nie zadawanie niewygodnych pytań. A każde powierzone słowa, nosiła skryte głęboko przed światem.
    Nocy
    Nocy
    Tempter

    Punkty : 1378
    Liczba postów : 282

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Nocy Nie 15 Lis 2020, 22:03

    Uniósł spojrzenie na twarz kobiety, czując jak wargi rozciągają się w krzywym, nieprzyjemnym uśmiechu.  
    - Jeżeli chcą, mogą spróbować ze mną jeszcze raz. Tylko niech lepiej celują tym razem- odparł natchniony ponurą determinacją.
    Przetrwanie pierwszego ataku było niemałym szokiem, fakt był jednak taki, że i okoliczności były mocno niesprzyjające i wiedział już przynajmniej, że bardzo łatwo było znaleźć się po niewłaściwej stronie, w złym miejscu i o złym czasie. Teraz musiał jedynie wyciągnąć lekcje z tego co mu się przydarzyło i być przygotowany. Powoli dochodził do siebie i wypełniający go lodowaty gniew i determinacja były tego oznaką.
    Na myśl o słodkim odwecie wypełniała go niezdrowa ekscytacja, bo wiedział że jeśli nadarzy się sposobność, a on będzie miał absolutną pewność co do ich tożsamości to nie zawaha się odwzajemnić uprzejmości.
    Być może nawet tym samym sztyletem.
    Co więcej nie wątpił, że temu z kim dzielił ciało bardzo przypadnie to do gustu, być może nawet udzieli mu pomocnej dłoni, chociaż z tym wolał być ostrożny. Nie wiedział jaki jest jego limit na wskrzeszenia.
    Staruszka w tym czasie kontynuowała, chociaż szybko zauważył, że i ona nie była skora do szybkiego wyjawienia wszystkiego co wiedziała o kulcie bóstwa, który ktoś bardzo usilnie starał się wymazać.
    Nie mógł odmówić skuteczności temu kto za tym stał.
    Ludzie? Inne bóstwo?
    Odetchnął cicho, zauważając że i głowę wypełniała mu jak na razie błoga cisza. Istota wyraźnie uspokoiła się, jak gdyby pod wpływem kojącej obecności kobiety, czy może raczej tego co miała do powiedzenia.
    - Tak właściwie to nie ja to znalazłem- wyciągnął dłonie spowrotem po sztylet, przez chwile obracając go w palcach, w zastanowieniu wbijając w niego spojrzenie błękitnych oczu.- Miał go jeden z tych, którzy mnie zaatakowali, ale myślę, że znalazł go tam gdzie urządzili na mnie zasadzkę.
    Nie myślał- on był tego pewien. Po co innego ktoś miałby nosić przy sobie rytualną broń kultu, który został brutalnie wymazany?
    Ledwie jednak zadał sobie to pytanie, a głowę jak na zawołanie zalała mu fala podejrzeń. Istota.. Istota miała całkiem wiele do zyskania i oto dlaczego mieli ją wtedy przy sobie napastnicy. Wystarczyła jedynie odrobina perswazji, obietnica nagrody a może i nawet magii, której dostał już pokaz wcześniej.
    Zagryzł wargę mimowolnie, czując jak domysły i przeciekające powoli niepoukładane jeszcze informacje zaczynają go przytłaczać.
    - Była tam też zrujnowana i zarośnięta kapliczka ze statuetką lisa, ale tego na pewno się już domyślasz.
    Zerknął kątem oka na kobiecinę, gotów oddać wiele w tej chwili za zdolność odczytania myśli, które musiały kotłować się w jej głowie. Nie zapytała o krew, za co był jej wdzięczny, mogła zresztą i powinna teraz już podejrzewać, że to jego własna.
    Ciekaw był jak wiele jednak wie, czego się domyśla i czego mu jeszcze nie powiedziała.
    - Słyszę czasem jego głos- wyznał nieoczekiwanie, czując jak z momentem wyznania tego na głos przechodzą go dreszcze, zupełnie jakby wypowiedzenia tego na głos przypieczętowywało ten fakt. Potwierdzało, że nie był to żaden zły sen.- Nie wiem kim jest, nie chce mi powiedzieć, ale ta kapliczka należy do niego. Czułem to. Dlatego muszę wiedzieć.
    Wbił rozpalone spojrzenie w blady, niemalże mleczny błękit oczu kobiety. Jeżeli to jej nie przekona, to nie wiedział jak ma dokonać tego inaczej.

    Sponsored content

    Godless mercy Empty Re: Godless mercy

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Pon 20 Maj 2024, 13:23