— Fajne włosy — rzuciła bez przekonania, a potem lekko pchnęła drzwi i weszła do środka. Dopiero wtedy blondyn dostrzegł jebitny napis „pchać” tuż przed jego twarzą i poczuł uderzającą falę zażenowania. Nie zdążył przekroczyć progu uczelni, a już robił z siebie ofiarę losu. Takie zdolności posiadał tylko Harley North.
Rozejrzał się prędko, czy ktokolwiek poza tą laską widział całe zajście, ale na szczęście podwórze było puste. Tego dnia nie miał zajęć od wczesnoporannych godzin. Z pewnością większość uczniów siedziała teraz w klasach, ale lada chwila miało się to zmienić. Jak najszybciej pragnął wtopić się w tłum, a jednocześnie wiedział, że w ten sposób powróci do starych nawyków. Być może wyniósł te tendencje z domu, w którym każdy jak mantrę powtarzał — skromność i cierpliwość to klucz do sukcesu.
A Harley dość już miał tego sukcesu.
I strachu również, który jak na złość wcale nie chciał go opuścić. Po prostu czuł, że spierdoli ważny dzień po całości. Nagły dzwonek wyrwał go z przemyśleń, kiedy wgapiał się w mapę z wykazem sal. Udało mu się w końcu odnaleźć tę właściwą, ale droga do niej wiodła na samą górę — aż na trzecie piętro. Uczniowie wylali się na korytarz, kompletnie nie zwracając na chłopca uwagi... No może kilka ciekawskich oczu obejrzało się za tymi nieszczęsnymi blado-różowymi końcówkami przydługich, jasnych włosów. A był to zabieg prawie zaplanowany! Harley zupełnie świadomie kupił tę farbę w wakacje, aby przetestować wytrzymałość rodzicielki i swoją własną. Produkt miał być zmywalny, ale życie chłopaka nie było takie łatwe. Och nie, wcale nie było tak domyślne, jakby życzyła sobie cała rodzina. O wielu perypetiach nikt nie miał pojęcia. Nikt, poza kolegami z klasy, którzy w poprzedniej szkole zrobili z Harley'a kozła ofiarnego tylko dlatego, że trochę lepiej się uczył. Ta zmiana wizerunku miała być katalizatorem zmian w całym życiu. Chłopak nie był zawrotnie wysoki ani szczególnie dobrze zbudowany. Jego sylwetka topiła się w za dużych koszulkach i tylko chude nogi ratowały sytuację. Były całkiem długie. Tak samo cera nastolatka była naprawdę przyzwoita. Pozbawiona szpecących piegów, którymi matka natura upstrzyła twarz jego starszego brata. Miał jasne oczy, ale ciężko było stwierdzić, czy był to niebieski, czy raczej szarobury kolor. Mimo wszystko genetycznie (jak na standardy swojej rodziny) wygrał na loterii. Bardzo chciał nie zgubić się w tysiącu korytarzy i dotrzeć pod salę na czas, ale z drugiej strony... wtedy byłby tak samo nadgorliwy, jak przez te wszystkie lata. Pokonał schody i skręcił w przeciwną stronę. Właściwie miał jeszcze trochę czasu, żeby spóźnić się kilka minut i pozwiedzać poplątane szkolne korytarze.