______________________
Wang Lixian | 17
______________________
Ostatni raz. Ostatni raz siedzę w tym pociągu. Nigdy więcej nie pojadę w tę stronę. Na całe szczęście. Albo i nie?
Huh. Nie, nie myślałem, że ostatni rok obudzi we mnie jakieś znikome ślady nostalgii. To nie powinno mieć miejsca. Powinienem skupić się na ważniejszych rzeczach. Muszę dobrze spożytkować najbliższe miesiące.
– Li?
– Hm? – wyrwany z zamyślenia odwróciłem głowę w stronę osoby, która dźwięcznym głosem wymówiła moje imię. – Co tam, słońce? – obdarzyłem siedzącą naprzeciwko mnie szczęściarę przeuroczym uśmiechem i podparłem głowę na dłoni, zawadiacko przechylając ją na bok.
Oh, tak. Aż słyszę to przyspieszone od emocji bicie jej serca. Też bym oniemiał patrząc w lustro.
– Luke… Luke pytał, co o tym myślisz. – wskazała palcem na trzymaną przez siedzącego obok niej rudzielca gazetę.
Spojrzałem na biedny papier, który został użyty do opisania jakichś totalnych głupot i wzruszyłem pogardliwie ramionami, nic nie odpowiadając. Gdy padło kolejne pytanie, wstałem gwałtownie nieco wytrącając z równowagi strachliwą blondynkę, której, no sorry, nie, po tylu latach ciągle nie pamiętałem jej imienia. Najwyraźniej nie było godne zapamiętania.
Odepchnąłem się od stolika z zamiarem przejścia się po wagonach, ale zanim to zrobiłem spojrzałem na dziewczynę posyłając jej tajemniczy uśmiech.
– Jeśli chcesz poznać moje zdanie na ten temat, możemy porozmawiać o tym któregoś wieczoru – pochyliłem się nad blondynką przysuwając się do jej twarzy tak blisko, by usłyszała mnie wyłącznie ona – Tylko we dwoje. – szepnąłem prosto do jej ucha, po czym wyprostowałem się machając zbywająco dłonią na resztę znajomych. – Idę się przejść.
I nie dając się zatrzymać, opuściłem wagon wypełniony Slytherinem udając się na krótki spacerek obejmujący unikanie innych ludzi i podziwianie widoków, od których powoli zaczynałem mieć już mdłości. Ile można na nie patrzeć.
Ostatni rok, ostatni rok… zdecydowanie muszę znaleźć sposób, by go sobie umilić i… najwyraźniej nie muszę szukać za daleko.
Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się przebiegły uśmiech, gdy tylko na horyzoncie wypatrzyłem mojego małego króliczka, stojącego samotnie i najwyraźniej głęboko pogrążonego w myślach. Oj Charlie. Czyżby ten przeuroczy chłoptaś, którego upatrzyłem sobie już ładnych parę lat temu, czekał tu właśnie na mnie? Musiał bardzo cierpieć, nie mogąc widzieć mnie podczas tych długich, nużących wakacji.
Oh. Tak. Przecież to jest genialny pomysł! W tym roku go zaliczę. Może być tego pewien.
Nie zwlekając z wcieleniem swojego planu w życie, zbliżyłem się do jego pleców tak bezszelestnie, jak tylko potrafiłem i nie przejmując się tym, czy dostanie tu zaraz zawału serca, wychyliłem się nagle zza jego ramienia.
– Charlie. Tęskniłem.