a tu zdjęcia apartamentu Iselli:
Nie wiedział, jak powinien się zachować - wszystko wskazywało na to, że dziennikarka wcale nie uznawała go za podłego drania i czuła się z ich nocną przygodą zaskakująco... swobodnie,
le on, pomimo tego faktu, nie potrafił się tak czuć. Coś krępowało go wyraźnie, broniło mu swobody i obrócenia wszystkiego w codzienność, tak jak uczyniła to Isella.
- Nie, dziękuję - wymruczał w odpowiedzi na proponowane mu tabletki i coś do picia. Właściwie jedyną rzeczą, na którą miał ochotę, było jak najszybsze opuszczenie tego obcego miejsca i zapomnienie o tym, co się w nim działo.
To nie tak, że sam seks wywoływał w nim negatywne odczucia - o ile, bowiem, dobrze pamiętał, wszystko odbyło się niezwykle... Zgrabnie. Dobrze.
Zaskakująco dobrze.
Ale to, co mówił (jeden z najlepszych orgazmów?! Jak mógł tak w ogóle pomyśleć?!) sprawiało, że czuł się tak mocno zażenowany, zawstydzony własną osobą, że...
- Mam dzisiaj dużo rzeczy do załatwienia - wymamrotał niezręcznie, spuszczając wzrok. - Powinienem już iść.
Dodał tylko i pozbierał z ziemi swoje rzeczy, nakładając je niedbale na zmęczone ciało - wiedział, że mógł zamówić sobie taksówkę i poczekać na nią w przyjemnie chłodnym mieszkaniu. Naprawdę o tym wiedział, ale...
Bogowie, czasem sam siebie nie rozumiał - nie wiedział, dlaczego fakt, że spał z dziennikarką po zaledwie paru spotkaniach (i to bardzo krótkich), wprawiał go w...
- Do widzenia - wymamrotał krótkie pożegnanie, sięgając za klamkę, zanim zdziwiona Isella mogła na nie w ogóle odpowiedzieć.
Ulice Manhattanu przywitały go swym szumem, światłem i ściskiem - pochylił głowę, pakując dłonie w kieszenie i ruszył w kierunku poznaczonym najrozleglejszą powierzchnią żółci taksówek.
Czekały go dwa spotkania i nieszczęsny obiad u matki, a tymczasem w głowie ćmiło go dziko, jakby ktoś ujeżdżał tam na gigantycznych młotach...
- Co za dzień - parsknął pod nosem, sięgając do kieszeni po telefon; nie miał tylko pojęcia o tym, że nie miał prawa go tam znaleźć, ponieważ pozostał on na parapecie w oknie pewnego uroczego, niewielkiego mieszkania, które właśnie zdążył opuścić.