"Ciekawe czy będę żałował tej decyzji...", pomyślał po czym rozejrzał się po obskurnym wnętrzu "Złotego wieprza". Mężczyzna ciężko usiadł na skrzypiącym krześle przy zatłuszczonym i poplamionym, przez wątpliwej jakości piwo, stole. Odgarnął lekko opadające mu na twarz ciemne blond włosy, które zdążyły mu odrosnąć po ostatniej wyprawie ze swoim oddziałem. Czy raczej... Byłym oddziałem. Teraz to nie miało większego znaczenia dla niego, skoro nie miał ani ochoty, ani tym bardziej możliwości jak wrócić do oddziału. W oczach swoich dowódców był obecnie dezerterem. Bardzo pyskatym dezerterem. Verney odetchnął ciężko po czym szybko tego pożałował. Zachłysnął się ciężkim, od pirackiego smrodu i dymu różnych rodzajów ziół, powietrzem otaczającym go, oblepiającym całe jego ciało. Miał ogromną nadzieję, że ten zapach nie zostanie na jego, co prawda już nieco znoszonym i obszarpanym z emblematów na ramionach, mundurze. Będzie potrzebował porządnej kąpieli po pobycie w tym miejscu, choć następne jakie miał zamiar zobaczyć, może być jeszcze gorsze od tej speluny. Szukał spojrzeniem jednego, konkretnego osobnika. Pirackiego kwatermistrza.
Wstał od stołu, przeciskając się przez pijackie zgrupowania mężczyzn i kobiet w różnych stopniach upojenia, mało nie obrywając za mężczyznę spitego w trupa i prawdopodobnie będąc adresatem wielu wyzwisk, dotarł do lekko przygarbionego mężczyzny, ślęczącego nad małą księgą rachunkową. Zgrabnym ruchem, przywodzącym na myśl zawodowego kieszonkowca zahartowany morską bryzą starszy mężczyzna zapisywał kolejne cyfry w swoim kajecie. Żołnierz czekał przez kilka długich minut zanim ten zaszczycił go spojrzeniem. Nie odezwał się ani słowem, uniósł tylko brew pytająco.
- Ekhm.. Chciałem się zaciągnąć. - Kwatermistrz otaksował go spojrzeniem i przewrócił kilka kartek dalej w swoim kajecie. Przysunął go do mężczyzny, by ten mógł przeczytać kilka pytań na zaplamionej kartce. Zaczął czytać, z trudem odszyfrowując niestaranne pismo pirata. "Imię, poprzedni zawód, zapytanie o rodzinę, żeglarstwo... Wyzwiska skierowane do matki czytającego, bo myśli, że udaję umiejętność czytania...". Po przeczytaniu przesunął kajet z powrotem do starszego i wciąż trzymając na nim palce zaczął odpowiadać na pytania.
- Verney Vane, wcześniej byłem w flotylli, mam rodzinę w Merrice i jestem pewien, że moja matka nie zrobiła żadnej z tych rzeczy, zwłaszcza z tobą. - Kwatermistrz się uśmiechnął odsłaniając braki w uzębieniu i... Brak języka. Starszy mężczyzna przewrócił kolejną kartkę, zanotował imię żołnierza i obok wskazał miejsce na podpis, pod wieloma innymi nazwiskami i przyległymi krzyżykami. Gdy postawił swój tuż obok imienia, kwatermistrz wskazał mu nazwę statku oraz godzinę na kolejnej stronie. Verney kiwnął głową w uznaniu i już chciał się oddalić gdy starszy jeszcze na chwilę go zatrzymał. Wręczył mu... jego własną sakiewkę z tym swoim parszywym uśmieszkiem. Piracka uczciwość, psia krew.
Wstał od stołu, przeciskając się przez pijackie zgrupowania mężczyzn i kobiet w różnych stopniach upojenia, mało nie obrywając za mężczyznę spitego w trupa i prawdopodobnie będąc adresatem wielu wyzwisk, dotarł do lekko przygarbionego mężczyzny, ślęczącego nad małą księgą rachunkową. Zgrabnym ruchem, przywodzącym na myśl zawodowego kieszonkowca zahartowany morską bryzą starszy mężczyzna zapisywał kolejne cyfry w swoim kajecie. Żołnierz czekał przez kilka długich minut zanim ten zaszczycił go spojrzeniem. Nie odezwał się ani słowem, uniósł tylko brew pytająco.
- Ekhm.. Chciałem się zaciągnąć. - Kwatermistrz otaksował go spojrzeniem i przewrócił kilka kartek dalej w swoim kajecie. Przysunął go do mężczyzny, by ten mógł przeczytać kilka pytań na zaplamionej kartce. Zaczął czytać, z trudem odszyfrowując niestaranne pismo pirata. "Imię, poprzedni zawód, zapytanie o rodzinę, żeglarstwo... Wyzwiska skierowane do matki czytającego, bo myśli, że udaję umiejętność czytania...". Po przeczytaniu przesunął kajet z powrotem do starszego i wciąż trzymając na nim palce zaczął odpowiadać na pytania.
- Verney Vane, wcześniej byłem w flotylli, mam rodzinę w Merrice i jestem pewien, że moja matka nie zrobiła żadnej z tych rzeczy, zwłaszcza z tobą. - Kwatermistrz się uśmiechnął odsłaniając braki w uzębieniu i... Brak języka. Starszy mężczyzna przewrócił kolejną kartkę, zanotował imię żołnierza i obok wskazał miejsce na podpis, pod wieloma innymi nazwiskami i przyległymi krzyżykami. Gdy postawił swój tuż obok imienia, kwatermistrz wskazał mu nazwę statku oraz godzinę na kolejnej stronie. Verney kiwnął głową w uznaniu i już chciał się oddalić gdy starszy jeszcze na chwilę go zatrzymał. Wręczył mu... jego własną sakiewkę z tym swoim parszywym uśmieszkiem. Piracka uczciwość, psia krew.