Stworzono go, podobnie jak wielu innych, by chronił kogoś, czyje życie jest znacznie ważniejsze od jego. Nie wiedział, kim będzie jego właściciel i czemu właściwie potrzebował ochrony. To nie miało go interesować. Miał swoje obowiązki i na nich miał się skupić, zamiast rozpraszać się zupełnie niepotrzebnymi informacjami. Był Pomocą, podczłowiekiem, choć na pierwszy rzut oka wyglądał na zupełnie zwykłego obywatela miasta. Wyróżniało go jedynie to, ile pracy włożono w jego kod genetyczny, co może trochę dało się zauważyć. W końcu skoro pracowano nad odpowiednimi włóknami jego mięśni i poprawiono wiele połączeń nerwowych, to mogli też zadbać o to, by wyglądał estetycznie.
To właśnie po swoim wyglądzie poznał, że chyba został wybrany. Nie każdy miał taką podpowiedź, przez co dla większości przeprowadzka do miejsca docelowego była zupełną niespodzianką. On jednak od miesięcy obserwował zmiany, które w nim zachodziły. Początkowo kolor oczu, który ze zwykłego brązu powoli przekształcił się w zieleń. Zauważył też dziwne plamy na skórze, odrobinę jaśniejsze od jego normalnej karnacji. Nic nigdy go tak bardzo nie przeraziło, jak te objawy. Już myślał, że to jakaś choroba i lekarze w ośrodku postanowią się go pozbyć, bo coś się w nim popsuło. Mimo strachu, musiał to zgłosić. Słowa o niepokojących zmianach ledwie przeszły mu przez gardło, jednak na szczęście okazało się to tylko kosmetyczną poprawką w jego wyglądzie spowodowaną specjalnym zamówieniem kupca. Po otrzymaniu tej wieści już ze spokojem, a nawet z przyjemnością obserwował postępującą przemianę. Nie była wielka, bo do zieleni oczu i bladości doszło jedynie pojaśnienie włosów, których od tej pory mu nie ścinano.
Niezbyt interesował się tym, jak wygląda. Skoro jego przyszły właściciel sobie tego życzył, to on nie miał nic do powiedzenia. Znacznie bardziej poruszony był tym, że ktoś go zechciał. Już wkrótce miał być odpowiedzialny za czyjeś życie. Ktoś po zobaczeniu go uznał, że może mu zaufać i przyjąć go pod swój dach, dać miejsce do spania, jedzenie i pracę. To było największe wyróżnienie, jakiego mógł doznać.
Mijały dni, tygodnie, aż w końcu po powrocie ze strzelnicy zauważył, że jego malutka szafka na ubrania jest pusta. Został spakowany, czyli pora rozpocząć nowy rozdział w życiu. Ledwie zdążył to zauważyć, gdy do pokoju weszła jedna z koordynatorek, by bez słowa wskazać mu drzwi. Miał za nią iść, sygnał był jasny.
Stawiał cicho kolejne kroki na wyłożonym płytkami korytarzu, kierując się do drzwi, przez które nigdy jeszcze nie przechodził. Opuścił głowę wchodząc do środka, bo nie każdy lubił, gdy Pomoc patrzyła im w oczy. To było bezpieczniejsze rozwiązanie. Nie mógł co prawda dostrzec jak dokładnie wygląda mężczyzna, który właśnie rozmawiał z dyrektorem Ośrodka, ale to i tak nie miało znaczenia. Zapadła zupełna cisza, niemalże dzwoniąca mu w uszach. Przyzwyczaił się do braku rozmów, ponieważ odkąd pamiętał miał zakaz odzywania się nieproszony. Tyczyło się to wszystkich Obiektów Pomocniczych w tym miejscu.
- Dzień dobry – przywitał się cicho, nieco mocniej opuszczając głowę. W tym momencie odezwanie się było wymagane. Nastała kolejna chwila ciszy, jednak niczego innego się nie spodziewał. Większość pracowników nie lubiła się do nich odzywać z jakiegoś powodu, a on był przyzwyczajony.
- Proszę o zatwierdzenie podpisem, że to wybrany przez pana Obiekt i zaraz wręczę panu wszystkie jego dokumenty. Wszystko już jest gotowe do odbioru – odezwał się dyrektor, podając mężczyźnie tablet z rysikiem, by mógł złożyć elektroniczny podpis. Cała reszta była już zupełnie jak sen. Widział jak przez mgłę, myślenie stało się jakoś wyjątkowo trudne a serce zaczęło bić tak, jakby właśnie się psuł. Ale podobno to się zdarza, mówili o tym na jednym ze szkoleń.
Krok za krokiem, spokojnie. Wdech, wydech. Nie rozglądać się na boki, iść prosto, pilnować się.
O tym musiał pamiętać, pierwszy raz opuszczając Ośrodek i kierując się do auta. Szum wiatru wydawał mu się wręcz ogłuszający, a wibrujący odgłos działającego silnika niemalże wgryzał się w jego wnętrzności i zaciskał na nich coraz mocniej z każdym krokiem, który stawiał w jego kierunku. W środku już czekała walizka z ubraniami oraz podstawowymi rzeczami, by mógł rozpocząć życie w nowym miejscu. Do tego był przygotowany od urodzenia, dlaczego więc tak bardzo go to stresowało? Poczekał aż mężczyzna wsiądzie pierwszy i gdy tylko również to zrobił i zamknął drzwi, szofer ruszył.
- Więc… Jak masz na imię? – odezwał się w końcu jego nowy właściciel. Brzmiał trochę niepewnie, co było zaskakujące. Równie zaskakujące było to, że się w ogóle odezwał i to jeszcze w celu zapytania o coś tak ludzkiego.
- Nie posiadam imienia, proszę pana – odparł spokojnie, głosem zupełnie wypranym z emocji. Cała jego postawa nie przejawiała nawet odrobiny uczuć, które w sobie miał. Tak trzeba.
- No tak – westchnął, stukając palcami w kolano, może w celu rozładowania zdenerwowania? Przez chwilę zdawało się, że chce się jeszcze odezwać, jednak ostatecznie sięgnął po tablet, na którym zaczął przeglądać jego dokumenty. Były tam dokładne opisy jego postępów w nauce w ośrodku, wszystkie parametry z każdego testu i oznaczenia każdej z modyfikacji. Wszystko, poczynając od wielostronicowego dokumentu z opisem genów, kończąc na aktualnej szybkości reakcji na bodźce wzrokowe w warunkach niesprzyjających. Całe jego istnienie zapisane w jednym pliku.
Cisza się przedłużała, a on pilnował się, by nie zacząć wyglądać przez szybę. W końcu jednak kątem oka zauważył, że otoczenie się nieco zmienia i budynki z ogromnych szklanych lub betonowych bloków stały się mniejsze. Domyślał się, że docierają do części mieszkalnej miasta.
- Ogólnie, nie ja jestem twoim właścicielem. Jesteś prezentem dla mojego przyjaciela – usłyszał nagle ze swojej lewej strony.
- Rozumiem, proszę pana. – Nic nie rozumiał, ale to i tak nie miało na nic żadnego wpływu. Musiał tylko zakomunikować, że przyjął to do wiadomości. Dobrze jednak było o czymś takim wiedzieć.
Gdy się zatrzymali nadal nie wiedział czy teraz właśnie trafi do swojego właściciela. Ta niepewność tylko pogarszała jego samopoczucie, czego i tak oczywiście po sobie nie pokazywał. Ta sama poprawna postawa, neutralna mimika i zupełna beznamiętność w głosie, gdy tylko musiał się odezwać. Wyjął swoją walizkę i poszedł za przyjacielem swojego właściciela do wejścia, oczekując tak naprawdę tylko kolejnych niespodzianek.
To właśnie po swoim wyglądzie poznał, że chyba został wybrany. Nie każdy miał taką podpowiedź, przez co dla większości przeprowadzka do miejsca docelowego była zupełną niespodzianką. On jednak od miesięcy obserwował zmiany, które w nim zachodziły. Początkowo kolor oczu, który ze zwykłego brązu powoli przekształcił się w zieleń. Zauważył też dziwne plamy na skórze, odrobinę jaśniejsze od jego normalnej karnacji. Nic nigdy go tak bardzo nie przeraziło, jak te objawy. Już myślał, że to jakaś choroba i lekarze w ośrodku postanowią się go pozbyć, bo coś się w nim popsuło. Mimo strachu, musiał to zgłosić. Słowa o niepokojących zmianach ledwie przeszły mu przez gardło, jednak na szczęście okazało się to tylko kosmetyczną poprawką w jego wyglądzie spowodowaną specjalnym zamówieniem kupca. Po otrzymaniu tej wieści już ze spokojem, a nawet z przyjemnością obserwował postępującą przemianę. Nie była wielka, bo do zieleni oczu i bladości doszło jedynie pojaśnienie włosów, których od tej pory mu nie ścinano.
Niezbyt interesował się tym, jak wygląda. Skoro jego przyszły właściciel sobie tego życzył, to on nie miał nic do powiedzenia. Znacznie bardziej poruszony był tym, że ktoś go zechciał. Już wkrótce miał być odpowiedzialny za czyjeś życie. Ktoś po zobaczeniu go uznał, że może mu zaufać i przyjąć go pod swój dach, dać miejsce do spania, jedzenie i pracę. To było największe wyróżnienie, jakiego mógł doznać.
Mijały dni, tygodnie, aż w końcu po powrocie ze strzelnicy zauważył, że jego malutka szafka na ubrania jest pusta. Został spakowany, czyli pora rozpocząć nowy rozdział w życiu. Ledwie zdążył to zauważyć, gdy do pokoju weszła jedna z koordynatorek, by bez słowa wskazać mu drzwi. Miał za nią iść, sygnał był jasny.
Stawiał cicho kolejne kroki na wyłożonym płytkami korytarzu, kierując się do drzwi, przez które nigdy jeszcze nie przechodził. Opuścił głowę wchodząc do środka, bo nie każdy lubił, gdy Pomoc patrzyła im w oczy. To było bezpieczniejsze rozwiązanie. Nie mógł co prawda dostrzec jak dokładnie wygląda mężczyzna, który właśnie rozmawiał z dyrektorem Ośrodka, ale to i tak nie miało znaczenia. Zapadła zupełna cisza, niemalże dzwoniąca mu w uszach. Przyzwyczaił się do braku rozmów, ponieważ odkąd pamiętał miał zakaz odzywania się nieproszony. Tyczyło się to wszystkich Obiektów Pomocniczych w tym miejscu.
- Dzień dobry – przywitał się cicho, nieco mocniej opuszczając głowę. W tym momencie odezwanie się było wymagane. Nastała kolejna chwila ciszy, jednak niczego innego się nie spodziewał. Większość pracowników nie lubiła się do nich odzywać z jakiegoś powodu, a on był przyzwyczajony.
- Proszę o zatwierdzenie podpisem, że to wybrany przez pana Obiekt i zaraz wręczę panu wszystkie jego dokumenty. Wszystko już jest gotowe do odbioru – odezwał się dyrektor, podając mężczyźnie tablet z rysikiem, by mógł złożyć elektroniczny podpis. Cała reszta była już zupełnie jak sen. Widział jak przez mgłę, myślenie stało się jakoś wyjątkowo trudne a serce zaczęło bić tak, jakby właśnie się psuł. Ale podobno to się zdarza, mówili o tym na jednym ze szkoleń.
Krok za krokiem, spokojnie. Wdech, wydech. Nie rozglądać się na boki, iść prosto, pilnować się.
O tym musiał pamiętać, pierwszy raz opuszczając Ośrodek i kierując się do auta. Szum wiatru wydawał mu się wręcz ogłuszający, a wibrujący odgłos działającego silnika niemalże wgryzał się w jego wnętrzności i zaciskał na nich coraz mocniej z każdym krokiem, który stawiał w jego kierunku. W środku już czekała walizka z ubraniami oraz podstawowymi rzeczami, by mógł rozpocząć życie w nowym miejscu. Do tego był przygotowany od urodzenia, dlaczego więc tak bardzo go to stresowało? Poczekał aż mężczyzna wsiądzie pierwszy i gdy tylko również to zrobił i zamknął drzwi, szofer ruszył.
- Więc… Jak masz na imię? – odezwał się w końcu jego nowy właściciel. Brzmiał trochę niepewnie, co było zaskakujące. Równie zaskakujące było to, że się w ogóle odezwał i to jeszcze w celu zapytania o coś tak ludzkiego.
- Nie posiadam imienia, proszę pana – odparł spokojnie, głosem zupełnie wypranym z emocji. Cała jego postawa nie przejawiała nawet odrobiny uczuć, które w sobie miał. Tak trzeba.
- No tak – westchnął, stukając palcami w kolano, może w celu rozładowania zdenerwowania? Przez chwilę zdawało się, że chce się jeszcze odezwać, jednak ostatecznie sięgnął po tablet, na którym zaczął przeglądać jego dokumenty. Były tam dokładne opisy jego postępów w nauce w ośrodku, wszystkie parametry z każdego testu i oznaczenia każdej z modyfikacji. Wszystko, poczynając od wielostronicowego dokumentu z opisem genów, kończąc na aktualnej szybkości reakcji na bodźce wzrokowe w warunkach niesprzyjających. Całe jego istnienie zapisane w jednym pliku.
Cisza się przedłużała, a on pilnował się, by nie zacząć wyglądać przez szybę. W końcu jednak kątem oka zauważył, że otoczenie się nieco zmienia i budynki z ogromnych szklanych lub betonowych bloków stały się mniejsze. Domyślał się, że docierają do części mieszkalnej miasta.
- Ogólnie, nie ja jestem twoim właścicielem. Jesteś prezentem dla mojego przyjaciela – usłyszał nagle ze swojej lewej strony.
- Rozumiem, proszę pana. – Nic nie rozumiał, ale to i tak nie miało na nic żadnego wpływu. Musiał tylko zakomunikować, że przyjął to do wiadomości. Dobrze jednak było o czymś takim wiedzieć.
Gdy się zatrzymali nadal nie wiedział czy teraz właśnie trafi do swojego właściciela. Ta niepewność tylko pogarszała jego samopoczucie, czego i tak oczywiście po sobie nie pokazywał. Ta sama poprawna postawa, neutralna mimika i zupełna beznamiętność w głosie, gdy tylko musiał się odezwać. Wyjął swoją walizkę i poszedł za przyjacielem swojego właściciela do wejścia, oczekując tak naprawdę tylko kolejnych niespodzianek.