Przywrócić człowieczeństwo

    Selyem
    Selyem
    Tempter

    Punkty : 488
    Liczba postów : 104
    Wiek : 26

    Przywrócić człowieczeństwo Empty Przywrócić człowieczeństwo

    Pisanie by Selyem Sro 03 Kwi 2019, 00:26

    Stworzono go, podobnie jak wielu innych, by chronił kogoś, czyje życie jest znacznie ważniejsze od jego. Nie wiedział, kim będzie jego właściciel i czemu właściwie potrzebował ochrony. To nie miało go interesować. Miał swoje obowiązki i na nich miał się skupić, zamiast rozpraszać się zupełnie niepotrzebnymi informacjami. Był Pomocą, podczłowiekiem, choć na pierwszy rzut oka wyglądał na zupełnie zwykłego obywatela miasta. Wyróżniało go jedynie to, ile pracy włożono w jego kod genetyczny, co może trochę dało się zauważyć. W końcu skoro pracowano nad odpowiednimi włóknami jego mięśni i poprawiono wiele połączeń nerwowych, to mogli też zadbać o to, by wyglądał estetycznie.
    To właśnie po swoim wyglądzie poznał, że chyba został wybrany. Nie każdy miał taką podpowiedź, przez co dla większości przeprowadzka do miejsca docelowego była zupełną niespodzianką. On jednak od miesięcy obserwował zmiany, które w nim zachodziły. Początkowo kolor oczu, który ze zwykłego brązu powoli przekształcił się w zieleń. Zauważył też dziwne plamy na skórze, odrobinę jaśniejsze od jego normalnej karnacji. Nic nigdy go tak bardzo nie przeraziło, jak te objawy. Już myślał, że to jakaś choroba i lekarze w ośrodku postanowią się go pozbyć, bo coś się w nim popsuło. Mimo strachu, musiał to zgłosić. Słowa o niepokojących zmianach ledwie przeszły mu przez gardło, jednak na szczęście okazało się to tylko kosmetyczną poprawką w jego wyglądzie spowodowaną specjalnym zamówieniem kupca. Po otrzymaniu tej wieści już ze spokojem, a nawet z przyjemnością obserwował postępującą przemianę. Nie była wielka, bo do zieleni oczu i bladości doszło jedynie pojaśnienie włosów, których od tej pory mu nie ścinano.
    Niezbyt interesował się tym, jak wygląda. Skoro jego przyszły właściciel sobie tego życzył, to on nie miał nic do powiedzenia. Znacznie bardziej poruszony był tym, że ktoś go zechciał. Już wkrótce miał być odpowiedzialny za czyjeś życie. Ktoś po zobaczeniu go uznał, że może mu zaufać i przyjąć go pod swój dach, dać miejsce do spania, jedzenie i pracę. To było największe wyróżnienie, jakiego mógł doznać.
    Mijały dni, tygodnie, aż w końcu po powrocie ze strzelnicy zauważył, że jego malutka szafka na ubrania jest pusta. Został spakowany, czyli pora rozpocząć nowy rozdział w życiu. Ledwie zdążył to zauważyć, gdy do pokoju weszła jedna z koordynatorek, by bez słowa wskazać mu drzwi. Miał za nią iść, sygnał był jasny.
    Stawiał cicho kolejne kroki na wyłożonym płytkami korytarzu, kierując się do drzwi, przez które nigdy jeszcze nie przechodził. Opuścił głowę wchodząc do środka, bo nie każdy lubił, gdy Pomoc patrzyła im w oczy. To było bezpieczniejsze rozwiązanie. Nie mógł co prawda dostrzec jak dokładnie wygląda mężczyzna, który właśnie rozmawiał z dyrektorem Ośrodka, ale to i tak nie miało znaczenia. Zapadła zupełna cisza, niemalże dzwoniąca mu w uszach. Przyzwyczaił się do braku rozmów, ponieważ odkąd pamiętał miał zakaz odzywania się nieproszony. Tyczyło się to wszystkich Obiektów Pomocniczych w tym miejscu.
    - Dzień dobry – przywitał się cicho, nieco mocniej opuszczając głowę. W tym momencie odezwanie się było wymagane. Nastała kolejna chwila ciszy, jednak niczego innego się nie spodziewał. Większość pracowników nie lubiła się do nich odzywać z jakiegoś powodu, a on był przyzwyczajony.
    - Proszę o zatwierdzenie podpisem, że to wybrany przez pana Obiekt i zaraz wręczę panu wszystkie jego dokumenty. Wszystko już jest gotowe do odbioru – odezwał się dyrektor, podając mężczyźnie tablet z rysikiem, by mógł złożyć elektroniczny podpis. Cała reszta była już zupełnie jak sen. Widział jak przez mgłę, myślenie stało się jakoś wyjątkowo trudne a serce zaczęło bić tak, jakby właśnie się psuł. Ale podobno to się zdarza, mówili o tym na jednym ze szkoleń.
    Krok za krokiem, spokojnie. Wdech, wydech. Nie rozglądać się na boki, iść prosto, pilnować się.
    O tym musiał pamiętać, pierwszy raz opuszczając Ośrodek i kierując się do auta. Szum wiatru wydawał mu się wręcz ogłuszający, a wibrujący odgłos działającego silnika niemalże wgryzał się w jego wnętrzności i zaciskał na nich coraz mocniej z każdym krokiem, który stawiał w jego kierunku. W środku już czekała walizka z ubraniami oraz podstawowymi rzeczami, by mógł rozpocząć życie w nowym miejscu. Do tego był przygotowany od urodzenia, dlaczego więc tak bardzo go to stresowało? Poczekał aż mężczyzna wsiądzie pierwszy i gdy tylko również to zrobił i zamknął drzwi, szofer ruszył.
    - Więc… Jak masz na imię? – odezwał się w końcu jego nowy właściciel. Brzmiał trochę niepewnie, co było zaskakujące. Równie zaskakujące było to, że się w ogóle odezwał i to jeszcze w celu zapytania o coś tak ludzkiego.
    - Nie posiadam imienia, proszę pana – odparł spokojnie, głosem zupełnie wypranym z emocji. Cała jego postawa nie przejawiała nawet odrobiny uczuć, które w sobie miał. Tak trzeba.
    - No tak – westchnął, stukając palcami w kolano, może w celu rozładowania zdenerwowania? Przez chwilę zdawało się, że chce się jeszcze odezwać, jednak ostatecznie sięgnął po tablet, na którym zaczął przeglądać jego dokumenty. Były tam dokładne opisy jego postępów w nauce w ośrodku, wszystkie parametry z każdego testu i oznaczenia każdej z modyfikacji. Wszystko, poczynając od wielostronicowego dokumentu z opisem genów, kończąc na aktualnej szybkości reakcji na bodźce wzrokowe w warunkach niesprzyjających. Całe jego istnienie zapisane w jednym pliku.
    Cisza się przedłużała, a on pilnował się, by nie zacząć wyglądać przez szybę. W końcu jednak kątem oka zauważył, że otoczenie się nieco zmienia i budynki z ogromnych szklanych lub betonowych bloków stały się mniejsze. Domyślał się, że docierają do części mieszkalnej miasta.
    - Ogólnie, nie ja jestem twoim właścicielem. Jesteś prezentem dla mojego przyjaciela – usłyszał nagle ze swojej lewej strony.
    - Rozumiem, proszę pana. – Nic nie rozumiał, ale to i tak nie miało na nic żadnego wpływu. Musiał tylko zakomunikować, że przyjął to do wiadomości. Dobrze jednak było o czymś takim wiedzieć.
    Gdy się zatrzymali nadal nie wiedział czy teraz właśnie trafi do swojego właściciela. Ta niepewność tylko pogarszała jego samopoczucie, czego i tak oczywiście po sobie nie pokazywał. Ta sama poprawna postawa, neutralna mimika i zupełna beznamiętność w głosie, gdy tylko musiał się odezwać. Wyjął swoją walizkę i poszedł za przyjacielem swojego właściciela do wejścia, oczekując tak naprawdę tylko kolejnych niespodzianek.
    imperfection
    imperfection
    Lost Soul

    Punkty : 157
    Liczba postów : 37

    Przywrócić człowieczeństwo Empty Re: Przywrócić człowieczeństwo

    Pisanie by imperfection Sro 03 Kwi 2019, 22:14

    Posiadłość Ferrisów leżała kawałek za miastem. Ogromnych rozmiarów, bogato zdobiony budynek kontrastował z szarymi, poniszczonymi murami miasta w oddali, karykaturalnie uwidaczniając różnice statusu społecznego. Ogromna, pozłacana brama prowadziła prosto do zadbanego podjazdu, na środku którego ktoś postawił fontannę; kiczowaty symbol bogactwa i przepychu, nie potrzebny nikomu do niczego.
    Wnętrze budynku też zapierało dech w piersiach; przestronne pomieszczenia, udekorowane ze smakiem meblami sprowadzanymi z najróżniejszych zakątków świata. Przyrządy i dekoracje, o których mieszkańcy zrujnowanej części miasta mogła tylko pomarzyć.
    Na pierwszy rzut oka wydawało się, że dom zamieszkuje masa ludzi, mini społeczeństwo, które właśnie tutaj znalazło swój raj na ziemi. Prawda była jednak odrobinę bardziej rozczarowująca.
    Budynek zamieszkiwało może tuzin ludzi, z czego większością była po prostu służba. Właścicielem posiadłości był Charles Ferris; jedyny syn i jedyny spadkobierca Anny i Philippa, który po śmierci ojca objął pozycję głowy rodziny. Matka, chociaż żwawa i bardzo ambitna, preferowała dalekie wyjazdy, depresyjnie wręcz znosząc to, co działo się w okolicy. A działo się nieciekawie.
    Okolica w której mieszkali, była okolicą ludzi zamożnych. Takich, którzy wpływami i pieniędzmi utworzyli sobie ścieżkę do lepszego, wygodnego życia. Dopóki opłacali horendalne wręcz podatki, mogli liczyć na opiekę medyczną, pomoc prawną, dostateczną ilość produktów spożywczych. W głównej mierze byli to ludzie, którzy rządzili - nie dla dobra ludzi, tylko dla dobra własnego. Zasiadali w rządach, na wysokich, państwowych stanowiskach, pasąc się przy korytach i udając, że nie dostrzegają drugiej strony; brzydoty i śmierci na ulicach miasta.
    Przekraczając mury, odnosiło się to nieciekawe wrażenie beznadziei. Serce podchodziło pod samo gardło, gdy mijało się zrujnowane domy, żebraków, niedożywione dzieci i dzikie zwierzęta, które panoszyły się na prawo i lewo, niejednokrotnie atakując też ludzi. Zarażone chorobami, wygłodniałe, tworzyły większe zagrożenie niż sami ludzie. Ci, którzy mogli, już dawno zdołali uciec. Niestety nie wszyscy mieli tyle szczęścia.
    Charles rzadko bywał w mieście. Jeśli już, wszelakie spotkania organizował w domu. Nic dziwnego, że pomimo kilku ludzi w koło i przyjacielskich psów biegających po ogrodzie, czuł się okrutnie samotny i niezmiernie znudzony.
    Nie należał do mocno rozkapryszonych ludzi, jednak wychowany jako jedynak, miał brzydką tendencję do roszczeniowego podejścia i skupiania na sobie pełnej uwagi. Ale skąd ta uwaga, skoro nie było nikogo, by móc go nią obdarzyć?

    - Panie Charles? Przyjechał pan Mads. Czeka w oranżerii. Czy przygotować herbatę? - Clara, młoda służąca niezwykłej urody, wsunęła się delikatnie do środka gabinetu, w którym siedział mężczyzna. Charles podniósł na nią niebieskie spojrzenie, posyłając zaraz lekki uśmiech. Lubił ją. Jej włosy przywodziły na myśl zachód słońca, a dołeczki w policzkach odejmowały jej z pięć lat. Poza tym, była zaradna, obrotna i zawsze wiedziała, kiedy się pojawić.
    - Tak, poproszę. Zaraz do niego pójdę - powiedział, odsuwając od siebie stertę dokumentów. Przeciągnął się i spojrzał na zegarek, w końcu wstając i narzucając na siebie marynarkę. Zmierzwił ciemne kosmyki włosów, ruszając na powitanie przyjaciela.
    Chociaż dopiero dobijał trzydziestki, postawą bardziej przypominał osobę dużo starszą. Był dobrze zbudowany, chociaż średniego wzrostu, jego twarz była pociągła i przystojna, jednak dało się zauważyć oznaki lekkiego zmęczenia. Duże oczy były inteligentne i uważne, chętnie analizujące wszystko dookoła. Oranżeria była miejscem, w którym spędzał wiele czasu, począwszy od śniadań i na kolacjach kończąc. Niezbyt duża, jednak otoczona zielenią, z przytulnym stolikiem i krzesłami na środku. Relaksował się tu, czytając książki i spotykając z Madsem, lub po prostu siedząc w samotności i myśląc o nadchodzących spotkaniach. Całość urządziła jego matka, która najbardziej na świecie uwielbiała towarzystwo natury.
    - Jesteś w końcu! - Mads wyszedł mu na przeciw, wyciągając ręce z kieszeni spodni. Pod pachą trzymał teczkę, która przykuła wzrok Charlesa.
    - Myhm. Trzeba było mnie uprzedzić o swojej wizycie - skarcił go lekko, zaraz jednak rozpromieniając się i serdecznie ściskając mężczyznę. - Co Cię do mnie przygnało?
    - Chyba jutro masz urodziny? Pomyślałem, że dam Ci prezent już dzisiaj - wyjaśnił Mads, łapiąc go za ramię i znacząco ściskając. Charles spojrzał na niego zdziwiony, gdy ten nachylił się odrobinę poważniejąc. - Mam nadzieję, że Ci się spodoba. Trochę musiałem się nagłowić, by sprostał Twoim oczekiwaniom...- dodał, urywając. Ferris widział, jak bierze głębszy wdech, nim odsunął się na bok, by zaprezentować mu prezent.
    W pierwszej chwili, gdy wszedł do Oranżerii, nie zauważył go. Chłopaka, siedzącego nieopodal, tak nieruchomo, że z powodzeniem mógłby być wykorzystywany jako sklepowy manekin.
    Serce zabiło mu mocniej i poczuł, jak wnętrzności przewracają mu się na drugą stronę.
    Był taki podobny. Z tej odległości niemal identyczny. Wyglądał zupełnie jak...
    - Eric? - nie poznawał swojego głosu, który ugrzązł mu w gardle, zamieniając się w lodową, nieprzyjemną kulę. Mads poklepał go po ramieniu i lekko pchnął w kierunku gościa.
    - To Pomoc. Pomajstrowali przy nim trochę, by jak najbardziej przypominał Erica. Pomyślałem, że może to trochę Cię rozweseli. Minęły dwa lata od jego śmierci, a ty nadal siedzisz tutaj i usychasz z tęsknoty - powiedział, zerkając na przyjaciela. Ferris nie odpowiedział, dalej wpatrując się w siedzącego chłopaka. Zrobił krok w przód, potem drugi, jakby sam nie był do końca pewien, czy chce do niego podejść. W końcu jednak stanął przed nim.
    Tak cholernie ciężko było na niego patrzeć.
    - I jak? - Mads przechylił głowę, obserwując ich.
    Charles chwycił palcami podbródek chłopaka, lustrując uważnie jego twarz. Te same oczy, te same przebarwienia na twarzy. Nawet linia brwi była identyczna. Gdyby nie fakt, jak dobrze znał każdy fragment ciała Erica, nie mógłby ich odróżnić.
    Różnicą była pustka w niesamowicie jasnych oczach tamtego.
    Selyem
    Selyem
    Tempter

    Punkty : 488
    Liczba postów : 104
    Wiek : 26

    Przywrócić człowieczeństwo Empty Re: Przywrócić człowieczeństwo

    Pisanie by Selyem Sro 03 Kwi 2019, 23:42

    Ludzka ciekawość nakazywała mu rozglądać się po tak niesamowicie pięknym miejscu. Przyzwyczajony do sterylnej czystości i zupełnego minimalizmu w Ośrodku nie zaznał nigdy tej przyjemności, jaką było obcowanie z naturą. Kępki trawy i trochę chwastów na placu było największą ilością zieleni, jaką widział z bliska. Szkolenie było na tyle skuteczne, że zachwyt został zabity w zarodku i jedynie wykonywał rozkazy mężczyzny, który go kupił. Nie słuchał jego rozmów, a przynajmniej nie zwracał na nie uwagi, skoro jego słowa nie były skierowane bezpośrednio do Pomocy. Kiedy nie był potrzebny, miał przestawać istnieć. Miał stawać się ślepy, głuchy i niemy. Stać w cieniu i nie rzucać się w oczy. Nie zwracać na siebie nawet grama uwagi.
    Z tego też powodu nie poruszył się nawet, gdy do oranżerii przyszedł ktoś jeszcze. Nie zareagował, starając się nie skupiać na ich rozmowie i czekać jedynie na moment, w którym jakaś jego reakcja będzie wymagana. Teoretycznie dobre maniery nakazywały się przywitać, ale nie powinien przerywać rozmowy. Nie dostał też żadnego rozkazu, więc czekał. Na tym teraz miało polegać jego życie.
    Była to co prawda lepsza opcja niż trafienie do wojska jako mięso armatnie lub odstrzał z powodu niezdolności do pracy, ale teraz dopiero zaczynał rozumieć jak wielka to będzie zmiana. To był inny świat. To nie było już szkolenie, na którym każda sytuacja była reżyserowana i odbywała się w tych samych warunkach. Tam za popełnienie błędu można było dostać uwagę słowną lub karę, a tu… Tu jego życie leżało już w rękach jego właściciela. Oczekiwanie i wychwytywanie sygnałów było jedynym, co może go uratować.
    Zupełnie nie wiedział w jakiej sytuacji się teraz znajduje, ale domyślał się, że zbliżający się do niego mężczyzna będzie właśnie jego właścicielem. Tak to brzmiało, bo wychwycił słowa o prezencie, a w aucie też został tak nazwany. Kątem oka rejestrował ruch i gdyby nie fakt, że wciąż ze sobą rozmawiali, to pewnie by wstał. W tej sytuacji jednak jedynie wstrzymał oddech, gdy do jego twarzy zbliżyła się dłoń.
    Czyżby miał zostać uderzony? Może jednak powinien mimo wszystko podnieść się i przywitać, choć niepotrzebnie zwróciłoby to na niego uwagę? Minimalnie mocniej zacisnął zęby i pozwolił podnieść swoją twarz bez najmniejszego oporu, dobrowolnie dając mu możliwość, by wygodniej go ukarać. Uparcie jednak nie patrzył mu w oczy, mimo ogromnej chęci. Ludzki odruch, który również musiał zdusić. Ta jego ciekawość już dawno by go zgubiła, gdyby nie wpajane przez lata zasady. Zastanawiało go, czy inni również tak bardzo muszą z tym walczyć. Może był wadliwy, ale silna wola i chęć uniknięcia kary pozwalały to skutecznie ukrywać?
    - Dzień dobry, proszę pana – przywitał się w końcu, wyłapując dłuższą przerwę w ich wymianie zdań. Miał tylko nadzieję, że nie dostanie w twarz gdy otworzy usta. Miał straszną tendencję do gryzienia się w takich momentach w język lub wewnętrzną część policzka. Potem musiał połykać krew, żeby nie podpaść jeszcze bardziej niepotrzebnym opuszczaniem sali lub, tak jak teraz, boku swojego właściciela.
    Mimo takiego ryzyka, chciał się odezwać i zachować chociaż w miarę odpowiednio, mimo nieco sprzecznych sygnałów. Cios nie nadchodził, więc może właśnie tego od niego oczekiwał? Zwykłego przywitania się? Musiał na ten moment zgadywać, bo nie znał go jeszcze i nie wiedział jakie może mieć względem niego oczekiwania. Coś czuł, że czeka go kilka dni przepełnionych błędami, za które słono zapłaci. Do pewnego stopnia przygotowano go na to, że może usłyszeć różne dziwne nakazy i zakazy, więc pozostawało mu jedynie przywyknąć do nowych warunków. W końcu już sam fakt, że właściciel go dotykał bez większej potrzeby był nietypowy. Wystarczyłby krótki rozkaz, by podniósł głowę.
    W Ośrodku wszyscy stronili od dotykania i odzywania się do Pomocy. Wręcz brzydzili się ich, jako podludzi. Bez wolnej woli i jakiegokolwiek znaczenia dla tego świata, zrodzeni przez zdesperowane, anonimowe kobiety chcące za pieniądze użyczyć swoich ciał do przyprowadzenia na ten świat istoty, które z góry skazane były na śmierć. Tak, Obiekty Pomocnicze miały świadomość tego, że jedynym sposobem w jaki mogą nadać swojemu istnieniu sens było dbanie o kogoś, kto rzeczywiście może mieć jakiś wpływ na ten świat.
    imperfection
    imperfection
    Lost Soul

    Punkty : 157
    Liczba postów : 37

    Przywrócić człowieczeństwo Empty Re: Przywrócić człowieczeństwo

    Pisanie by imperfection Czw 04 Kwi 2019, 11:07

    Charles obserwował uważnie chłopaka, ujmując jego podbródek z pewną dozą czułości. Uniósł jego głowę, by móc spojrzeć w jasne oczy, których widok wywołał delikatne ściśnięcie w dole brzucha. Były piękne, zupełnie jak te, które znał tak dobrze. Podobnie jak usta, których smaku nie czuł przez ostatnie dwa lata.
    Sam chłopak jednak, wydawał się być jak pusta lalka, pozbawiona jakichkolwiek emocji i uczuć. Nie był jak jego roześmiany Eric, którego wszędzie było pełno. Był jedynie jak jego słaba namiastka, chociaż na pierwszy rzut oka, z łatwością można było się pomylić.
    Skinął głową na jego przywitanie, prostując się. Odsunął dłoń, wsuwając ją do kieszeni marynarki. Uderzyło do zawód i rozczarowanie, nie było jednak skierowane do siedzącej przed nim Pomocy, a do siebie samego, za zbyt wielkie oczekiwania.
    - Jak masz na imię? - Spytał spokojnie.
    - Nie ma imienia. W ośrodku nie nadają im imion, jedynie numery. Tu mam wszystkie dokumenty dotyczące tego modelu - Mads odpowiedział za chłopaka, podchodząc bliżej i wręczając Ferrisowi trzymaną wcześniej teczkę. Przyjął ją, jednak niespecjalnie skupił na niej swoją uwagę.
    - Dlaczego się tak zachowuje? Jest taki...- urwał. Nieludzki?
    Brzmiało to głupio nawet w jego głowie.
    - Wybacz. Pomoc ma wpojone bezgraniczne oddanie swojemu właścicielowi. Nie przejawiają innych form uczuć czy emocji, jak zwykli ludzie - wyjaśnił przyjaciel, zerkając na sprowadzony prezent. Jakby z powątpiewaniem zerknął na Charlesa, niepewny tego, jak obejdzie się z nowym nabytkiem.
    - Mimo daleko rozwiniętej technologii, nikt nigdy nie będzie w stanie sprowadzić Erica z powrotem - dodał, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów, by odpalić jednego i mocno się zaciągnąć. Znajomy zapach dymu uderzył Charlesa w nozdrza, odrobinę go otrzeźwiając.
    - Oczywiście. Wiem o tym - powiedział, w końcu unosząc kąciki ust w lekkim uśmiechu.
    - Znajdziemy Ci jakieś imię. Przecież nie będę się zwracał do Ciebie bezosobowo - słowa skierował już do nowego mieszkańca posiadłości, lekko opierając dłoń na jego ramieniu.
    - Chciałbym, żebyś patrzył na mnie, kiedy do Ciebie mówię. Nie wymagam zbyt wiele, hm? - dodał. I prawdopodobnie dodałby i więcej, gdyby nie głośny dźwięk tłuczonego szkła.
    Clara stała sparaliżowana, unosząc dłonie do ust. W koło niej leżała taca i wszystko to, co pozostało po zastawie i przygotowanej herbacie. Ciasteczka poturlały się we wszystkie strony, jednak rudowłosa nawet nie zwróciła na to uwagi.
    - Panicz Eric? - jęknęła. Charles jeszcze nigdy nie widział, by otwierała tak szeroko oczy. Podeszła do niego, zapominając o swojej postawie i równie nagle po prostu przytuliła, jak dawno niewidzianego krewnego.
    Charles i Mads wymienili spojrzenia. Ferris zagryzł wargę i westchnął, odciągając kobietę od Pomocy.
    - Claro, to nie Eric. Przecież wiesz - powiedział łagodnie. Kobieta pokręciła głową, którą zaraz opuściła. Jej ramiona jakby się zamknęły, kiedy skuliła się w sobie. Eric przyciągał do siebie ludzi. Był towarzyski i przyjacielski, nie było też tajemnicą, że łączyła go z Clarą ogromna przyjaźń, którą Charles zawsze bardzo szanował.
    - Jest taki podobny...Wygląda zupełnie jak on - zajęczała, zaciskając powieki, prawdopodobnie po to, by nie wypuścić kumulowanych łez.
    - Wróć do kuchni, nie przejmuj się bałaganem. Później porozmawiamy - polecił delikatnie. Skinęła głową, odchodząc szybkim, nerwowym krokiem. Mads odprowadził ją spojrzeniem, które zaraz ponownie utkwił w przyjacielu.
    - Chyba narobiłem Ci więcej problemów, niż pożytku - westchnął. Charles pokręcił głową z lekkim uśmiechem.
    - Przyzwyczai się. Wszyscy się przyzwyczaimy - mruknął. Przynajmniej taką miał nadzieję.
    Pojawienie się tego typu osoby mogło budzić poruszenie. Szczególnie za pierwszym razem, kiedy nie zamieniło się z chłopakiem ani słowa. Może odrobina pracy nad nim, chociaż trochę otworzyłaby go na bardziej ludzkie podejście? Byłoby to na pewno mniej przerażające, niż jego brak naturalności.
    - Zaraz muszę uciekać. Poradzisz sobie? - Mads strzepnął papierosa i zgasił go w popielniczce.
    - Tak, bez problemu. Dziękuję. To bardzo...Nieoczekiwany prezent - odparł brunet, znowu wpatrując się w nowy nabytek. Co on miałby z nim teraz zrobić? Teczka, którą trzymał powinna odpowiedzieć na jego pytania.
    - Chodź. Pójdź za mną. Znajdziemy Ci pokój. I imię. Zdecydowanie musimy znaleźć Ci jakieś imię. Jesteś głodny? - gestem dłoni zachęcił jasnowłosego by wstał i skierował się w stronę posiadłości, uważając by nie nadepnąć na fragmenty rozrzuconej porcelany.
    Selyem
    Selyem
    Tempter

    Punkty : 488
    Liczba postów : 104
    Wiek : 26

    Przywrócić człowieczeństwo Empty Re: Przywrócić człowieczeństwo

    Pisanie by Selyem Czw 04 Kwi 2019, 15:10

    Forma, w jakiej mężczyzna wydał mu polecenie była mu bardzo obca, ale jednak poczuł się choć trochę bardziej na miejscu, gdy miał już wyznaczone jakieś zadanie. Patrzenie w oczy podczas rozmowy nie miało prawa być jakimkolwiek problemem, więc bez słowa skorygował swoje zachowanie, od razu wbijając spojrzenie w jego oczy. Dobrze było wiedzieć, jak dokładniej wyglądał jego właściciel. Możliwość patrzenia w oczy też była dużym ułatwieniem w kontakcie. W końcu nie powinien przerywać swojemu właścicielowi wypowiedzi a możliwość obserwacji mimiki dawała lepsze wyczucie tego, kiedy może się odezwać. Dodatkowo mógł na bieżąco obserwować, czy jego zachowanie jest odpowiednie. Ludzie mieli wszystko wypisane na twarzach, z czego nauczono go korzystać.
    Miał nawet chęć się odezwać i podziękować mu za taką możliwość, jednak niespodziewany dźwięk sprawił, że momentalnie sięgnął po broń. Spojrzał w kierunku dziewczyny, która była w tym momencie otwartą księgą, jeśli chodziło o emocje. Nie stanowiła zagrożenia, tego mógł być pewny. Szybko jednak jego spokój został zburzony, gdy drobne kobiece ramiona objęły jego szyję. Ponownie miał wrażenie, że niewystarczająco wiele nauczył się na szkoleniu i spojrzał ukradkiem w kierunku mężczyzny by upewnić się, że nic się nie dzieje. Wiedział, że z pewnością coś było nie tak, ale niczyje życie nie było zagrożone.
    Zaczął znów tracić jakąkolwiek pewność siebie i poczucie, że znajduje się w odpowiednim miejscu. Wszyscy wydawali się być smutni na jego widok. Czy zrobił coś źle? Czym mógł zawinić i sprawić im przykrość? Bardzo go to zaczęło dręczyć i rozrywać od środka. Analizował swoje zachowanie i nie mógł odnaleźć w nim takich błędów, by już na pierwszy rzut oka wywoływać tak negatywne emocje.
    Podniósł spojrzenie na swojego właściciela, kiedy ten znów zwrócił się do niego. Pora przerwać rozmyślanie. Bez ociągania się wstał i ruszył za mężczyzną, trzymając się jego lewej strony. Kwestia bezpieczeństwa, łatwiej z tego miejsca osłonić go własnym ciałem od postrzału lub dźgnięcia w serce.
    - Nie, proszę pana. Nie odczuwam głodu – odpowiedział cichym, spokojnym tonem głosu. Tak bardzo nie pasował on do tego, co działo się w jego głowie. Jedyne, co mogło wskazywać na jego zmartwienia, to minimalnie ściągnięte brwi. Równie dobrze mogłyby wyrażać zwykłe skupienie na wykonywanym zadaniu, chociaż teraz nie miał na czym się skupić.
    - Przepraszam, czy mógłbym zadać panu pytanie? – odezwał się po chwili ciszy z nadzieją, że nie rozzłości tym mężczyzny. Nie wyglądał on jednak na kogoś, kto mógłby nagle wybuchnąć złością i ukarać go dotkliwie za jeden błąd. Wydawał się raczej zasmucony czymś, a Pomoc nie powinna wywoływać takich emocji. I chociaż naprawdę chciał być niezauważalny, kiedy nie był potrzebny, to naprawdę nie mógł sobie pozwolić, by ktoś przez niego czuł się źle. Nie ktoś, o czyje życie miał dbać.
    - Czy moje zachowanie sprawiło panu przykrość? – spytał w końcu, kiedy dostał na to przyzwolenie. Wypowiadał słowa bardzo ostrożnie, dokładnie je dobierając, by nie zabrzmiały zbyt bezczelnie. Mimo usilnych starań wiedział, że nie może mieć pewności co do tego, jaka będzie reakcja jego właściciela. Mógł go tym dodatkowo zezłościć, ale może przynajmniej dowie się w którym miejscu leży problem. Bo jakiś problem musiał być i z pewnością leżał po jego stronie, bo to na jego widok wszyscy reagowali w tak niepokojący sposób.
    imperfection
    imperfection
    Lost Soul

    Punkty : 157
    Liczba postów : 37

    Przywrócić człowieczeństwo Empty Re: Przywrócić człowieczeństwo

    Pisanie by imperfection Czw 04 Kwi 2019, 19:31

    Zachowanie Clary, przynajmniej dla niego i Madsa, było całkowicie uzasadnione. Ona również tęskniła za Erikiem, nie miał więc do niej żadnych pretensji. W innej sytuacji mógł znajdować się jego prezent; chociaż nazywanie go prezentem nawet w myślach bardzo mu nie odpowiadało. Czym prędzej będą musieli nadać mu jakieś imię.
    Erica kochał całym sercem. Nie pamiętał, by do kogokolwiek innego odczuwał tak wiele uczuć. Poznali się pięć lat temu, całkowicie przypadkowo na jednym z corocznych bali dobroczynnych. W teorii zebrane pieniądze miały służyć miastu, jednak praktyka znacznie się od tego różniła. Był to po prostu kolejny powód, by oderwać się od szarej rzeczywistości, z czego wszyscy zaproszeni bardzo chętnie korzystali. Eric był synem sekretarza, wyróżniał się wśród tłumu zarówno aparycją, jak i szczerą serdecznością. Charles zauważył go od razu i od razu poczuł ogień, namiętność, która się między nimi wytworzyła. Był w stanie poświęcić dla niego wszystko już od pierwszych sekund rozmów i było to jak najbardziej odwzajemnione. Przez trzy lata związku, Eric zdołał zamieszkać w posiadłości, nawiązując relacje z pozostałymi mieszkańcami nawet skuteczniej niż on sam kiedykolwiek dałby radę. Jego charyzma i radosne usposobienie, przyciągało ludzi jak magnes. Ludzie go kochali, a on kochał ludzi. I kochał jego.
    Zginął przypadkowo. I nagle. Załatwiając sprawy w mieście z ojcem, znaleźli się po środku strzelaniny przez konflikt pomiędzy grupami samozwańczych rebeliantów, planujących ulepszyć miasto. Takowych grup było wiele, wszystkie żarły się między sobą, ostatecznie robiąc krzywdę jedynie własnym ludziom, a nie słabym rządom miasta.
    Charles stracił go zbyt szybko. Nie tak powinny wyglądać pożegnania.
    Z zamyślenia wyrwał go głos Pomocy, który kroczył obok niego niemal cicho jak cień. Szli właśnie długim, obszernym korytarzem, ozdobionym obrazami i złoconymi wazami kwiatów, co jakiś czas mijając drzwi do pokoi i łazienek.
    - Hm? - spojrzał na niego, ponownie łagodniejąc. Patrzenie na niego było ciężkie, jednak ignorowanie jego pytań było po prostu brutalne. Oboje potrzebowali czasu, by odnaleźć się w nowej sytuacji. Blondyn był jak dziecko, zostawione samemu sobie i kroczące po omacku; potrzebował przewodnika, nie człowieka, który przelałby na niego swoją nienawiść.
    - Oczywiście. Pytaj o co chcesz - powiedział swobodnie, posyłając mu lekki uśmiech. Zatrzymał się w końcu przed kolejnymi drzwiami, otwierając je i zapraszając gościa do środka.
    Uniósł brwi, słysząc jego pytanie. I zamilkł na chwilę, jakby właśnie odszukiwał na nie odpowiedniej odpowiedzi.
    - Nie. Nie zrobiłeś nic złego - zapewnił szczerze, podchodząc do okna, które uchylił, by wpuścić do pokoju odrobinę świeżego powietrza. Była to sypialnia, równie ładnie urządzona co reszta domu. Obszerne łózko stanowiło centrum, natomiast po bokach ustawiono szafę, lustro oraz drewniane biurko.
    - Do złudzenia przypominasz mężczyznę, który tu mieszkał. Wszyscy bardzo za nim tęsknią. Wybacz, za tak niestandardowe przyjęcie - wyjaśnił zaraz, w końcu ponownie skupiając spojrzenie na swoim rozmówcy.
    - To nie ma z Tobą nic wspólnego. W ośrodku dołożyli wszelkich starań, żebyś wyglądał jak on. I muszę przyznać, że przeszli jakiekolwiek oczekiwania - oparł się delikatnie o biurko, krzyżując dłonie na klatce piersiowej.
    - Minie trochę czasu, nim wszyscy w domu się przyzwyczają. Mam nadzieję, że dasz sobie z tym jakoś radę - dodał.
    Charles poczuł się dziwnie zażenowany samym sobą. Wyczuwał tą dziwną sztuczność w swoim głosie, jakby zdania wypowiadał mechanicznie. Często też odwracał wzrok, co zdarzało się bardzo rzadko; rozmowy z ludźmi nigdy go nie krępowały. Nie wiedział też, co dokładnie ma począć z tym chłopakiem. Ma zacząć udawać, że jest prawdziwą, ludzką istotą? Taką jak on?
    - To Twój pokój. Mam nadzieję, że Ci się spodoba. Clara lub Rose przyniosą Ci ubrania. Nie możesz ciągle chodzić w tym samym. Tu z boku jest łazienka...- urwał. Zagryzł lekko wargę zastanawiając się, czy tam gdzie go stworzyli, mógł pozwolić sobie chociaż na namiastkę tego wszystkiego.
    Dalej nie wiedział, czy przekląć Madsa za taki prezent, czy raczej mu podziękować.
    - Muszę na Ciebie jakoś mówić. Czuję się, jakbym mówił do słupa, nie do istoty. Masz jakieś preferencje? Zasłyszałeś coś? Może masz ochotę przejrzeć jakieś książki? - zaproponował.
    - Mam na imię Charles. Charles Ferris. Chyba z tego wszystkiego się nie przedstawiłem - westchnął, uśmiechając się z zakłopotaniem. - Proszę, mów mi po imieniu. Żaden ze mnie Pan, dobrze?
    Selyem
    Selyem
    Tempter

    Punkty : 488
    Liczba postów : 104
    Wiek : 26

    Przywrócić człowieczeństwo Empty Re: Przywrócić człowieczeństwo

    Pisanie by Selyem Czw 04 Kwi 2019, 21:02

    Liczył na jakieś prostsze wytłumaczenie tego zachowania, niż ta trochę dziwna i pełna niedomówień historia. Czuł, że nie powinien tego wiedzieć. Pomoc nie powinna znać szczegółów na temat osób, które ma chronić. Nie przez to, że plotkowali lub mogli to wykorzystać przeciwko swoim właścicielom. Tego by nigdy nie zrobili. Problem pojawiał się w sytuacji, gdy ktoś z nich mógł trafić w niepowołane ręce i próbować wymusić cokolwiek. Jako Obiekty byli oddani i lojalni, jednak lepiej było dmuchać na zimne i nie ryzykować posiadaniem niepotrzebnej do wykonywania swojej pracy wiedzy.
    Bardzo zmieszał go też ton wypowiedzi. To wszystko brzmiało zupełnie tak, jakby to miała być dla niego jakaś niedogodność. Samo myślenie o tym wydawało mu się tak abstrakcyjne i niemożliwe, że przez chwilę stał w miejscu tylko wodząc spojrzeniem za mężczyzną i kilkakrotnie otwierał usta, nie mogąc się zdecydować na to, co odpowiedzieć. To była zbyt dziwna sytuacja i nie miał żadnego pomysłu, jak z tego wybrnąć. A jakoś musiał, bo to nie powinno tak wyglądać. Nie chciał w żaden sposób poprawiać swojego właściciela, bo nie był kimś, kto ma do tego jakiekolwiek prawo, ale jednak miał wrażenie, że zostawiając to bez odpowiedzi tylko sprawi mu problem. Bo kto to widział, żeby prosić o wybaczenie Pomoc? To było wręcz niedorzeczne.
    - Oczywiście, proszę pana, dam sobie radę – zaczął i znów urwał na moment jeszcze walcząc z doborem słów. Konstruowanie wypowiedzi, których nie miał wcześniej okazji przetrenować przychodziło mu z wyraźnym trudem.
    - Proszę niech pan nie bierze pod uwagę moich odczuć. Są one nieistotne – wydusił z siebie w końcu takim tonem, jakby właśnie prosił o ogromną przysługę. Pochylił głowę w poddańczym geście, straszliwie zażenowany tym, co właśnie zrobił. Już sobie nie mógł wybaczyć tej uwagi, ale jeszcze gorzej czułby się z myślą, że jego właściciel mógłby dodawać sobie przez niego zmartwień.
    Kolejnym zaskoczeniem była wieść o jego… Sypialni. Bo to zdecydowanie była sypialnia w pełnym tego słowa znaczeniu. Nawet nie rozejrzał się co prawda po pomieszczeniu, zajęty patrzeniem w oczy swojego właściciela, ale miał pewien obraz tego, co właśnie zostało mu podarowane. Nie miał pojęcia, czym miałby sobie zasłużyć na coś tak pięknego i to wcale nie było pozytywne uczucie. Nie zależało mu na wygodzie i pięknych meblach. Jeśli miałby je dostać, to chciał sobie na to zasłużyć. W tej sytuacji czuł się winny na samą myśl o tym, że miałby korzystać z tak pięknej pościeli. To było jak marnowanie dóbr swojego właściciela. Mimo wszystkich swoich obiekcji nie chciał się więcej sprzeciwiać. Już i tak zachował się bezczelnie, więc jedynie podziękował cicho.
    - Nie, proszę pana – odpowiedział krótko na wszystkie jego pytania. Panikował już na samą myśl o nadaniu mu ludzkiego imienia. Gryzło go to od wewnątrz i wyobrażenie sobie siebie samego nazywanego po imieniu brzmiało w jego głowie jak kpina. To było coś nienaturalnego. Wszystko tu było nienaturalne, obce i zupełnie nowe. Tak sprzeczne z tym, co wpajano mu całe życie. Wszystko było nie tak i jedyne co mógł poradzić, to zamknąć się w sobie tak bardzo, jak tylko potrafił. Bycie prezentem wcale nie było niczym dobrym, bo w tym momencie mógł myśleć o sobie jedynie jako o czymś, czego jego właściciel nie chciał. Nie on go wybrał i to nie on go chciał.
    Nie mógł przyjąć do wiadomości, że właśnie poznał imię i nazwisko swojego właściciela. Co gorsza, zakazano mu poprawnego zwracania się, a to był bardzo ważny element w życiu Pomocy. Grzeczne zwracanie się do mężczyzny sprawiało mu swego rodzaju przyjemność, bo chciał mu okazywać swój szacunek. Chciał mu okazywać swoją wdzięczność za to wszystko, na co nie zasługiwał. Chciał móc chociaż tak zapłacić mu za to, jakim problemem jest. Teraz każda wypowiedź w jego głowie brzmiała bezczelnie, arogancko i zdecydowanie zbyt wyniośle jak na jego pozycję. Ale to był rozkaz, nawet jeśli ubrany w ładne słowa.
    - Dobrze – odpowiedział cicho, schylając głowę, by zaraz znów powrócić do niego spojrzeniem. Tylko tyle mógł zrobić, by jednak podkreślić jego wyższość.
    imperfection
    imperfection
    Lost Soul

    Punkty : 157
    Liczba postów : 37

    Przywrócić człowieczeństwo Empty Re: Przywrócić człowieczeństwo

    Pisanie by imperfection Czw 04 Kwi 2019, 21:48

    Charles nie był pewien, czy był bardziej zmęczony czy poirytowany postawą jasnowłosego chłopaka. Oczywiście, miał świadomość tego, czym był i po co właściwie istniał, z drugiej strony, Ferris nie mógł traktować go jak rzeczy, skoro do złudzenia przypominał Erica.
    Nie. Nie do końca chodziło o Erica. Chodziło o człowieka.
    Z wyglądu był jak on, Rose czy ktokolwiek inny. Wewnątrz jednak był jak nieczująca, pozbawiona własnej woli maszyna, ślepo wykonująca polecenia swojego pana. W końcu po to zostali stworzeni.
    Dostrzegał, jak tamten sili się, by coś powiedzieć, jak walczy z myślami i wpojonymi zasadami. Boleśnie było to oglądać, podobnie jak doszukiwać się jakiejkolwiek reakcji, która przypominałaby reakcję Erica. Chociażby drobny uśmiech lub błysk w oku.
    Miał przed sobą tylko jego maskę. Jego powłokę, którą tym zachowaniem bezcześcili.
    - Nie zgadzam się - powiedział, przechylając jedynie głowę. Nie odwracał spojrzenia od towarzysza, uważnie obserwując jego sztywne zachowanie.
    - Jeśli chcesz tu zostać i mi służyć, to tylko na moich warunkach - dodał, w końcu odsuwając się lekko od drewnianego biurka i podchodząc blisko młodego mężczyzny. Uniósł dłoń ostrożnie i wolno, nie chcąc go jakkolwiek speszyć lub wprowadzić w złe samopoczucie. Ciepła dłoń spoczęła na policzku tamtego, badając fakturę jego skóry.
    - Jeśli chcę nadać Ci imię, to je przyjmiesz. Jeśli będę chciał zobaczyć jakiekolwiek emocje, to je pokażesz. Nie chcę mieć przy sobie kogoś, kto tylko słucha. Chcę kogoś, kto samodzielnie myśli - dłoń przemknęła przez policzek, a palce lekko wplotły się w miękkie kosmyki włosów tamtego. Włosy. Włosy były podobne, identycznego koloru i delikatności. Powstrzymał ciche westchnięcie, opuszczając rękę i odwracając się, by podejść do okna. Wyjrzał za nie, nie dostrzegając jednak nic szczególnie fascynującego.
    - To Twój pokój - powtórzył, mając wątpliwości co do tego, że mężczyzna zanotował to w swojej głowie. - Rozejrzyj się, dotknij, patrz. Dlaczego tego nie robisz? - spytał, właściwie nie tylko drugiego, ale tez siebie, co najmniej jakby sam próbował to rozgryźć.
    Przypominało to rozmowę z dzieckiem. W obu przypadkach trudno było dotrzeć, jeszcze ciężej wyjaśnić. Nie miał głowy do zajmowania się kimś takim. Do wyjaśniania mu jak działa świat. Do naprawiania jego zepsutego jestestwa.
    - Jeśli coś Ci nie odpowiada, chcę, żebyś od razu się do mnie z tym zgłosił. I chcę, żebyś do wieczora podał mi swoje imię - tym razem zdanie brzmiało jak rozkaz. Niech to rozgryzie. Niech szuka, przegląda książki lub pyta. Charles nie będzie mu wszystkiego pokazywał palcem, bo gdyby miał na to ochotę, sprawiłby sobie kolejnego psa.
    - Nie jestem typem człowieka, który będzie Cię karał. Który będzie wydawał Ci wiecznie rozkazy i kazał kłaść się w nogach. Nie oczekuj więc ode mnie takiego traktowania. Jeśli się z tym nie zgadzasz i chcesz odejść, zrób to teraz. W przeciwnym razie, dostosuj się do panujących tu warunków - Ferris obrócił się przodem do niego, trochę wyczekująco, jakby spodziewał się odpowiedzi natychmiast. Nie chciał żadnego pieprzenia o oddaniu, kiedy oczy były puste i bez życia. Pragnął szczerych słów, jednak wątpił by takowe mógł od niego uzyskać.
    Może miał zbyt wysokie wymagania? Może za wszelką cenę chciał zobaczyć w nim coś, co po prostu nie istniało?
    - Odpocznij. Będę w swoim gabinecie. Czuj się...Jak u siebie. Masz do dyspozycji całą posiadłość. Zapewniam, nikt nie będzie miał Ci za złe, jeśli się trochę zrelaksujesz - mruknął odrobinę zrezygnowany, podchodząc wolno do drzwi. Złapał za klamkę, oglądając się przez ramię.
    - Niedługo będzie też obiad. Rose Cię zawoła. Mój gabinet jest na końcu korytarza, gdybyś poczuł się...Cóż, samotny - mówiąc to, otworzył drzwi , wychodząc z pomieszczenia. Gdy tylko znalazł się na korytarzu, odetchnął głęboko i potarł dłonią skroń. Marzył w tym momencie o szklaneczce czegoś mocnego, jakiegoś trunku, który chociaż trochę ulży mu tego dnia.
    Selyem
    Selyem
    Tempter

    Punkty : 488
    Liczba postów : 104
    Wiek : 26

    Przywrócić człowieczeństwo Empty Re: Przywrócić człowieczeństwo

    Pisanie by Selyem Czw 04 Kwi 2019, 23:16

    Ten ton i sposób formułowania rozkazów sprawiły, że poczuł się trochę lepiej. Sygnały były znacznie jaśniejsze, bardziej przejrzyste i zrozumiałe. Nie musiał już się nad wszystkim zastanawiać, zamiast tego jasno wyłożono mu kilka zasad. Tak, Charles miał rację. To był jego dom i jego zasady, więc Pomoc nie miała tu nic do powiedzenia. Po prostu nie był przygotowany na takie wymagania na szkoleniu, ale teraz musiał sobie poradzić w nowej rzeczywistości. Nawet jeśli miałoby to oznaczać łamanie poprzednio ustanowionych zasad. Ale przecież nie był już w Ośrodku. Był u swojego właściciela, który zawsze miał rację, co tylko potwierdził swoimi słowami i utwierdził młodszego w przekonaniu, że nie bez powodu miał chronić jego życie.
    - Tak jest – odpowiedział, nieco głośniej i pewniej, choć wciąż w ten subtelny i niedrażniący sposób. Nie oznaczało to oczywiście, że zmiany będą łatwe i przyjemne. Wciąż miał w sobie opory i chociażby myśl o przejawianiu emocji wywoływała w nim ogromny niepokój, ale zaczął traktować te nakazy inaczej.
    - Przepraszam, nie chciałem zachować się nieuprzejmie i rozglądać się po pokoju podczas rozmowy – wyjaśnił mu jeszcze, oczywiście wciąż nie przerywając kontaktu wzrokowego. Taki dostał rozkaz, ale też uważał za niestosowne rozpraszanie się i poświęcanie uwagi nawet najpiękniejszym meblom w chwili, kiedy jego właściciel stał tuż obok. To nie było w porządku i szczerze wolał skupić się na rozmowie, niż nowych wygodach, których nadal nie umiał zaakceptować, ale musiał się postarać.
    Jedyne co go mocno zaniepokoiło, to słowa o braku kar. Teoretycznie powinno go to ucieszyć, bo przecież nikt chyba nie lubił być karany, a jednak… Nie o ból, brak wygód czy przywilejów mu chodziło. Nie tego się obawiał. Najgorszy w tym był sam fakt zawiedzenia mężczyzny w jakikolwiek sposób. Kara była pewnym zadośćuczynieniem za nieodpowiednie zachowanie, dzięki czemu też łatwiej było sobie to wybaczyć. Myślenie o tym, że jego właściciel w pewien sposób cierpiał, choćby przez poirytowanie lub niezadowolenie łatwiej było wyciszyć i następnie wybaczyć samemu sobie, kiedy również się cierpiało z tego samego powodu.
    - Rozumiem, dziękuję – odpowiedział jeszcze na odchodne, odprowadzając mężczyznę wzrokiem. Dopiero gdy drzwi się zamknęły, odrobinę się rozluźnił. Nie, nie zgarbił się ani nie odetchnął głęboko, nic z tych rzeczy. Po prostu pozwolił sobie nie stać zupełnie prosto z oczami wbitymi przed siebie, tylko pozwolił sobie omieść wzrokiem pokój i podejść do łóżka. Delikatnie i ostrożnie, samymi opuszkami palców badał powierzchnie mebli i nawet odważył się otworzyć szafę by zobaczyć, jak wygląda w środku. Wszystko robił z taką ostrożnością, jakby nieco zbyt pewny dotyk mógł sprawić, że jakoś zbezcześci te meble. Podobnie postąpił z łazienką i ostatecznie doszedł do wniosku, że naprawdę nie może sobie pozwolić na jakiekolwiek błędy, skoro mógł żyć w tak wspaniałych warunkach. Musiał mu się odpłacić dobrą służbą, chociaż tyle mógł poradzić.
    Stanął przy oknie, zachwycony widokiem i zastanowił się nad tym, co teraz zrobić. „Jak u siebie” w jego wydaniu oznaczało zakaz opuszczania pokoju bez potrzeby. Jeśli nie miał szkoleń czy ćwiczeń, to miał siedzieć i czekać. Żadnego szwędania się bez celu. Domyślał się jednak, że Charles chyba nie to miał na myśli, skoro nawet poinformował go o tym, gdzie znajduje się jego gabinet i pozwolił mu tam przyjść. Nie chciał mu jednak teraz przeszkadzać, ponieważ skoro się tam udał, to z pewnością w jakimś celu. Nie chciał go tak od razu męczyć swoją osobą, więc usiadł na podłodze, opierając się plecami o łóżko i z tego miejsca patrzył przez okno. Miał przecież zadanie do wykonania. Musiał sobie wymyślić imię. I chociaż był to rozkaz, to jednak miał w sobie coś z kary, co Pomoc przyjęła jednak z pokorą.
    Nie znał imion, bo do tej pory nikt przy nim się nimi nie posługiwał. Właściciel wspominał coś o książkach, ale tu był mały problem. Nie umiał zbyt dobrze czytać. Niektórych liter zupełnie nie znał, więc często musiał się domyślać słów, kiedy były zapisane. Imiona były dla niego zlepkiem dźwięków, których z pewnością nie umiałby odczytać, ani tym bardziej zapisać. Musiał więc znaleźć inny sposób i w jego głowie zaczął kiełkować pewien plan, chociaż nie miał pewności co do jego powodzenia. Dość długo się nad tym zastanawiał i ostatecznie uznał, że na nic lepszego nie wpadnie, a chciał to załatwić jak najszybciej. Bo kto wie, może po obiedzie dostanie jeszcze jakieś zadanie i nie będzie miał czasu na nic innego i ostatecznie nazwie się jakimkolwiek słowem, które zna? A to by raczej nie ucieszyło mężczyzny.
    Podniósł się i ostrożnie wygładził narzutę na łóżku, jakby chciał ukryć każdy możliwy ślad po swojej obecności w tym pokoju i niepewnie podszedł do drzwi. Czuł się nieswojo, ale ostatecznie wyszedł na korytarz, jednocześnie zwracając uwagę na to, które drzwi prowadzą do jego pokoju. Zapamiętał to sobie i cicho podszedł do drzwi gabinetu, do którego zapukał, bo tego wymagała kultura. Po usłyszeniu pozwolenia na wejście wsunął się do środka, od razu wbijając wzrok w Ferrisa.
    - Przepraszam, że przeszkadzam. Chciałbym zadać pytanie – powiedział, wciąż pamiętając o pozwoleniu na to, by pytał o co chce. Nie wiedział czy jest to nadal aktualne, czy miało to może jakieś czasowe ograniczenie, ale uparcie trzymał się myśli, że jeszcze może przynajmniej ten raz zwrócić się o odpowiedź do swojego właściciela.
    - Jakie imiona pa… - urwał i aż drgnął lekko, łapiąc się na błędzie. Szybko skłonił głowę, dosłownie kuląc się w sobie ze wstydu i złości na samego siebie, że już zdążył się zapomnieć.
    - Przepraszam. Chciałem zapytać, jakie imiona lubisz – poprawił się natychmiast, chociaż z trudem wypowiedział tak obrzydliwie bezczelną formę. Takie spoufalanie się sprawiało mu ogromny problem, ale musiał się tego nauczyć.
    Bał się, że teraz to już na pewno mężczyzna mu nie podpowie. Nie po takiej wpadce.
    imperfection
    imperfection
    Lost Soul

    Punkty : 157
    Liczba postów : 37

    Przywrócić człowieczeństwo Empty Re: Przywrócić człowieczeństwo

    Pisanie by imperfection Pią 05 Kwi 2019, 18:47

    Teczka, którą zostawił mu Mads, zawierała standardowe informacje na temat sprezentowanej mu Pomocy. Wyglądało to jak instrukcja obsługi z uwzględnieniem pracy, jaką jest w stanie wykonać chłopak, oraz zakres obowiązków, do jakich był przygotowany. Według tego co wyczytał Charles, wygląd chłopaka został zmieniony specjalnie pod względem jego preferencji, jak również wyraźnie zaakcentowano, że sam model jest niemal idealny.
    Nie pyta, nie myśli, jedynie ślepo służy swojemu Panu.
    Brzmiało śmiesznie. I bardzo irytująco.
    Charles westchnął, zamykając teczkę. Oparł się wygodniej o oparcie fotela, przymykając na krótki moment powieki, masując jednocześnie skroń. Migreny znowu dawały mu w kość, ostatnio częściej niż zwykle. Przepisane przez lekarza tabletki mógł wsadzić sobie w tyłek, a odpoczynek też niewiele pomagał. Przeczekanie było więc najlepszą opcją, jednak jak spokojnie miał to zrobić, skoro po posiadłości kręcił mu się jakiś klon Erica, w dodatku zachowujący się jak pięcioletnie dziecko?
    Nie był gotów na bycie rodzicem, zdecydowanie nie.
    Słysząc pukanie do drzwi, zerknął w ich kierunku, zachęcając do wejścia.
    Posłał jasnowłosemu lekki uśmiech, dostrzegając go w progu.
    - Nie przeszkadzasz - zapewnił, wskazując dłonią na fotel po drugiej stronie biurka. - Usiądź - dodał zaraz, przypominając sobie, że przecież Pomoc nie usiądzie sama z siebie; pewnie gdyby sobie zażyczył, stałby jak ten kołek do usranej śmierci.
    Pytanie zbiło go z tropu. Chociaż inaczej; wprawiło go w kiepski humor i raczej uczucie poddania. Kazał wybrać mu imię, natomiast ten po prostu go o nie pyta? Przecież to się mija z celem.
    - Imię ma się Tobie podobać, nie mnie - powiedział, wpatrując się w niego intensywnie. - Nie chodzi o to, żebym nazwał Cię jak psa. Równie dobrze mógłbym wołać na Ciebie Burek - mruknął lekko zły. Wziął głębszy wdech.
    Pamiętaj, że on nie myśli w takich kategoriach jak Ty. Dla niego nie jest to takie proste.
    Nie chciał być dla niego surowy. Bóg jeden wiedział, jak bardzo nie chciał. Było mu z tym ciężej zważając na fakt, że cholernie daleko było mu do Erica, pomimo podobieństw w wyglądzie.
    Wątpił, by kiedykolwiek dystans pomiędzy nimi zmalał. Czuł barierę nie do przejścia, którą tamten potęgował z każdym, kolejnym swoim pytaniem. Z drugiej strony, może problem nie tkwił w tym niewinnym chłopaku, tylko w nim i jego niechęci do...No właśnie, do czego?
    - Imion są tysiące. Mam wymienić Ci wszystkie, żebyś mógł się zdecydować? - wstał, podchodząc zaraz do regału z książkami. Przemknął spojrzeniem po grubych tomach, ostatecznie sięgając po prostu po kalendarz.
    - Przeczytam Ci kilka. Powiedz "stop", jeśli jakieś by Ci się szczególnie spodobało, dobrze? - wrócił na swoje miejsce i oparł kalendarz na kolanach. Zaraz jednak zreflektował się i znowu bacznie spojrzał na swoje rozmówce.
    - Bo rozumiesz, co mam na myśli mówiąc "podoba"? Znasz to uczucie? - spytał niepewnie. Nie był pewien kto bardziej mógł poczuć się jak idiota w tym momencie. Chłopak, który nie ogarniał sytuacji, czy może on, robiąc z siebie kompletnego kretyna.
    Czy da się go jakoś zrestartować?
    Szczerze, nie wiedział nic o Pomocy. Był świadomy ich istnienia, podobnie jak tego, że wielu ludzi korzysta z ich pomocy. Zapewniali bezpieczeństwo, byli mało kłopotliwi i właściwie zachowywali się jak cień człowieka. Charles nie mógłby tak traktować kogokolwiek. Potrzebował normalnej rozmowy, bez "panowania" i tego całego uniżenia. Czas był tu najważniejszy. By jakkolwiek mógł z nim egzystować.
    Jeśli go odeśle, kto wie gdzie trafi? Znowu do zamkniętego ośrodka? Do człowieka, który będzie go poniżał?
    Selyem
    Selyem
    Tempter

    Punkty : 488
    Liczba postów : 104
    Wiek : 26

    Przywrócić człowieczeństwo Empty Re: Przywrócić człowieczeństwo

    Pisanie by Selyem Pią 05 Kwi 2019, 20:36

    Trochę nie rozumiał tego niezadowolenia mężczyzny. Przecież nie przyszedł prosić o nowe imię, tylko o jakąś podpowiedź. Miał świadomość tego, że imion jest naprawdę dużo, a nie miał pojęcia jak to dokładniej działa i na jakiej podstawie miałby wybrać swoje. Chciał też, żeby podobało się ono Charlesowi, skoro to on się będzie nim w głównej mierze posługiwał. Czy było to aż tak złe podejście, skoro sam nie miał żadnych kryteriów, na podstawie których miałby wybrać? Jedyne, co osobiście mógł uznać za istotne w swojej nazwie to to, by była krótka. Tak będzie wygodniej i sprawniej również dla mężczyzny, a w końcu priorytetem Pomocy był właśnie jego właściciel.
    Nie wytłumaczył mu się jednak ze swojej decyzji, tylko przeprosił cicho. Obarczał się winą za niezadowolenie Ferrisa, czymkolwiek by nie było ono ostatecznie spowodowane. Splótł palce na kolanach, nerwowo skubiąc skórki przy paznokciach w taki sposób, żeby właściciel tego nie zauważył. Nikt go nigdy za to co prawda nie ukarał i nikomu nie przeszkadzało to, że czasem zdarzało mu się przejawiać odrobinę autoagresywne skłonności pod wpływem dużego stresu. Widocznie uznawano, że wyżywanie się na samym sobie jest oznaką odpowiedniego toku myślenia u takich jak on. Coś mu jednak mówiło, że zakrwawione palce nie zostaną przez tego mężczyznę uznane za zgodne z zasadami panującymi w jego domu. Chociaż równie dobrze mógł właśnie tego oczekiwać, skoro sam nie chciał go karać. To by miało sens.
    Chwilę milczał, zaniepokojony takim pytaniem. Odczucia, zwłaszcza tak ludzkie i osobiste były dla niego mało zrozumiałe. Czuł się tak, jakby jego pozbawiono takich rzeczy, bo jeśli musiał sam podjąć jakąś decyzję, to zawsze odnosił ją do swojego właściciela. Czy mógł uznawać, że coś mu się podoba, bo podoba się komuś innemu? Czy odpowiednia decyzja mogła być odpowiednia z innego powodu, niż przez wzgląd na jego właściciela?
    Na ten moment mógł uznać tylko tyle, że imię było mu obojętne. Sam fakt, czy będzie je miał był mu obojętny. Jednak skoro Charles miał się czuć lepiej zwracając się do niego jakąś ludzką nazwą, to zaczynało mu na tym bardzo zależeć. I w sumie mógłby się nazywać Burek, bo dla niego to wciąż był zbiór dźwięków bez znaczenia. Swoją drogą, nie wiedział co jest nie tak z tą nazwą, bo była krótka i dość łatwa, więc chyba by się nadawała. Tym bardziej, skoro sam rozważał nazwaniem się słowem, które określa jakiś przedmiot.
    - Tak, znam znaczenie słowa „podobać się” – odpowiedział w końcu, trochę jednak modyfikując swoją odpowiedź. Po prostu nie miał pojęcia, czy kiedykolwiek to czuł. Teoretycznie wiedział o co chodzi, ale w praktyce trochę mu się to komplikowało. Liczył na to, że taka odpowiedź przejdzie i będzie wystarczająca.
    Dlatego kiedy mężczyzna zaczął odczytywać mu imiona, kilka pierwszych odrzucił na starcie. Zbyt długie lub miały coś dziwnego w wymowie. W końcu padło jakieś, które mu odpowiadało, ale odczekał jeszcze chwilę, żeby się upewnić, że to będzie dobre.
    - Stop – przerwał, choć bardzo niechętnie. Przerywanie swojemu właścicielowi, nawet na jego rozkaz było bardzo nieodpowiednie. Pozostawało mu więc mieć nadzieję, że mężczyzna zaakceptuje jego wybór.
    - Noah. Podoba mi się Noah – przyznał cicho i ostrożnie, uważnie przypatrując się reakcji Charlesa. Liczył się z tym, że mógł mu odmówić i kazać wybrać coś innego. Te imię było jednak łatwe do wypowiedzenia i krótkie, a do tego chyba nawet wiedział jak je zapisać. To też mogło okazać się istotne, więc warto było wziąć to pod uwagę. Nie wiedział, czy te imię było ładne, ale składało się z dźwięków, które w jakiś sposób wydawały mu się miękkie, co z jakiegoś powodu go dodatkowo przekonało.
    imperfection
    imperfection
    Lost Soul

    Punkty : 157
    Liczba postów : 37

    Przywrócić człowieczeństwo Empty Re: Przywrócić człowieczeństwo

    Pisanie by imperfection Sob 06 Kwi 2019, 09:57

    Charles bardziej optymistycznie zaczął postrzegać nadanie chłopakowi imienia, szczególnie kiedy miał świadomość, że imię faktycznie mu się spodoba. Pokiwał więc głową, opuszczając lekko głowę by zacząć czytać kolejno imiona z kalendarza, wybierając te, które brzmiały ładnie i nie należały do tych bardziej udziwnionych. W międzyczasie rozległo się pukanie do drzwi, a przez drobną szczelinę wyłoniła się głowa Clary. Odwołał ją gestem dłoni, nawet nie trudząc się, by na nią spojrzeć.
    Zakończył czytanie dopiero w momencie, kiedy usłyszał upragnione stop.
    Wzniósł spojrzenie na swojego towarzysza i posłał mu zadowolony uśmiech, zamykając kalendarz.
    - A więc niech będzie Noah - zatwierdził, odkładając książkę na bok. Oparł się ponownie o oparcie fotela, odczuwając wyraźną ulgę.
    - Mnie też podoba się to imię - przyznał. W głosie brzmiała mu wyczuwalna pochwała, bo chociaż niejeden nastolatek niejednokrotnie myślał o zmianie imienia i właściwie owa zmiana nie potrzebowała wiele czasu, to jednak dla Pomocy, cały ten proces musiał być naprawdę trudny.
    W Ośrodkach nie przykładali wagi do edukacji. Tacy jak Noah nie mieli ukończyć uniwersytetów, nie mieli też być bardziej wyedukowani niż ich właściciele. Charles podejrzewał, że znajomość pisania i czytania, była u tego młodego człowieka na poziomie bardzo podstawowym. Będzie musiał zająć się tym później.
    - Jak się z tym czujesz? Z nowym imieniem? - spytał z zaciekawieniem, pochylając się by oprzeć łokieć na drewnianym blacie. Palcami sprawnie wsparł głowę, pozwalając sobie na zlustrowanie całej twarzy rozmówcy. Od proporcjonalnego czoła, po ładnie zarysowany podbródek. Skoro technika szła tak bardzo do przodu, nic dziwnego, że Pomoc niejednokrotnie służyła jako miły dla oka dodatek. Zapewnie nie jeden właściciel postawił krok dalej, zaciągając te niczego nieświadome istoty do łóżka. Może, ale tylko może, gdyby tamten nie przypominał tak bardzo Erica, miałby do niego zupełnie inne podejście. Bardziej bezczeszczące.
    - Nie robisz nic złego, kiedy cieszysz się na coś nowego - powiedział zaraz, by rozwiać wszelkie wątpliwości. - Pomimo zadowolenia, euforii i fascynacji, dalej możesz świetnie wykonywać swoją pracę. Dalej możesz mi służyć, bez grymasu niezadowolenia, kiedy zwracasz się do mnie po imieniu - zaśmiał się lekko, wstając. Przeciągnął się i obszedł biurko, podchodząc do Noah i opierając dłoń na jego jasnych włosach, które zmierzwił przyjacielsko w swobodnym, odruchowym geście.
    - Chodźmy na obiad. Clara chyba po to przyszła - rzucił, kierując się do drzwi, by wyjść na przestronny korytarz.
    - Nie odczuwasz głodu, ale jeść możesz? Czujesz smaki? - Charles pytał dużo. Głównie dlatego, że chciał sam usłyszeć odpowiedź z jego ust i poprowadzić z nim drobną konwersację. Może w taki sposób chłopak, chociaż podstawiony tu zaledwie kilka godzin temu, chociaż w minimalny sposób pozwoli sobie na większą otwartość. Z drugiej strony, szkolony tyle lat, najprawdopodobniej miał w głowie tak mocno zakorzenione zasady, że Ferris, mimo chęci, będzie potrzebował wiele czasu by je lekko nagiąć.
    - Bardzo lubię jeść w towarzystwie. Nie wydaje mi się, żeby było coś przyjemniejszego, jeśli chodzi o typowe, ludzkie zachowania - ciągnął, wzruszając ramionami. Znalazłby i inne przyjemności, ale wolał nie obciążać tym głowy Noah.
    Noah. Zdumiewające. Naprawdę przypadło mu do gusu to imię. I pasowało do niego pod kątem wizualnym.
    - Panie Charles! - Przy drzwiach jadalni powitała ich Clara. Była tym razem nieco bardziej naturalna i wyraźnie uspokojona. Spojrzała na Pomoc i ukłoniła się lekko, posyłając mu delikatny uśmiech.
    - Obiad podany.
    - Dziękuję - Charles kiwnął głową i zatrzymał się, przepuszczając w drzwiach najpierw Clarę, a później swojego towarzysza.
    Jadalnia była ładna; duże okna wpuszczały sporo światła, ukazując widok sporego, zadbanego ogrodu. Gdzieś w tle majaczyła postać Simona, młodego ogrodnika o zagranicznej, ciepłej karnacji.
    - Uchyl proszę okno - poinstruował, na co dziewczyna pośpiesznie wykonała zadanie oddalając się.
    - Usiądź. I częstuj się. Oczywiście, jeśli masz ochotę - Charles zerknął na Noah, siadając przy dębowym stole.
    Selyem
    Selyem
    Tempter

    Punkty : 488
    Liczba postów : 104
    Wiek : 26

    Przywrócić człowieczeństwo Empty Re: Przywrócić człowieczeństwo

    Pisanie by Selyem Sob 06 Kwi 2019, 16:41

    Chociaż sam nie przejawiał emocji, to potrafił je z ogromną łatwością wyczuć u innych. Dlatego bez problemu zauważył, że jego zachowanie i decyzja o wybraniu imienia naprawdę sprawiła przyjemność mężczyźnie. To była dla niego najskuteczniejsza forma motywacji do dalszego starania się i zmian, mimo ogromnych oporów i trudności. Zobaczył, że wychodzenie ze strefy komfortu jednak jest opłacalne i musi to kontynuować.
    - Dobrze – odparł na pytanie o samopoczucie, chociaż nie miał pojęcia, czy posiadanie imienia miało na to jakikolwiek wpływ. Nieswojo czuł się z tym, jak bardzo zbliżyło go to do człowieka, ale musiał przestać o tym myśleć i skupić się na wykonywaniu rozkazów, chociaż były one wbrew jego naturze. To bycie posłusznym sprawiało mu przyjemność i świadomość tego, że jego zachowanie było docenione i miłe jego właścicielowi rzeczywiście wywoływało w nim pozytywne emocje. Może ich nie okazywał, ale miał ich świadomość. W końcu nikt nie mógł mu odebrać czucia, a jedynie zakazać pokazywania tego, co dzieje się w jego głowie. A działo się tam teraz naprawdę dużo.
    - Rozumiem – powiedział beznamiętnie, kiedy Charles zaczął mu opowiadać o emocjach. Nie wiedział o co chodziło i po co właściwie miałby pokazywać co czuje. Dawno nauczył się pilnować swoją mimikę i postawę, więc weszło mu to w nawyk. Pewnych mikroekspresji nie dało się jednak ukryć i niestety, jako mechanizm wypracowany przez ewolucję, nie był też możliwy do pełnego opanowania. Te krótkie przejawy emocji były zupełnie nieświadome, więc niemożliwe do skontrolowania. Dawały jednak informację o tym, że mimo świetnego przywdziewania obojętnej maski Pomoc miała w sobie uczucia i możliwość ich ekspresji. Oczywiście, trzeba było to najpierw dostrzec, co nie było wcale łatwe.
    Noah bardzo dziwnie poczuł się z tym pytaniem o jedzenie i smaki. Było trochę… Naiwne. Miał ludzkie ciało, może trochę poprawione przez inżynierów genetycznych, ale jednak fizycznie nie różnił się tak bardzo od innych. Większą rolę w jego nieludzkości odgrywało długotrwałe szkolenie w zupełnie kontrolowanych warunkach. Genetycznie miał tylko większe predyspozycje do wykonywania pewnych czynności, ale największy wpływ na jego osobę miało środowisko, w którym spędził całe swoje dotychczasowe życie.
    - Tak, muszę jeść i czuję smaki – przyznał. Brak odczuć związanych z głodem był chyba tylko dodatkiem, by się nie rozpraszał takimi rzeczami w trakcie pracy. Podobnie było z bólem, który był dla niego znacznie mniej odczuwalny.
    Bardzo zainteresował się informacją o jedzeniu w towarzystwie. Czyżby Charles oczekiwał, że zjedzą wspólnie? To byłoby zupełnie niedopuszczalne, gdyby miał się opierać jedynie na szkoleniu. Słowa mężczyzny jednak dawały mu dość jasno do zrozumienia, że miał zjeść razem z nim, bo to sprawi mu przyjemność. W takim wypadku naprawdę nie miał zamiaru się kłócić. Potwierdził mu więc przyjęcie informacji lekkim skinieniem głowy, zdeterminowany by po raz kolejny dostać jakąś małą pochwałę. W tym wypadku wystarczył mu zwykły uśmiech jego właściciela, nic więcej nie potrzebował.
    Również lekko ukłonił się dziewczynie, zdziwiony jej zachowaniem. Jako Pomoc w typowej hierarchii powinien znajdować się na samym dole i to on powinien kłaniać się wszystkim pracownikom. Zasady w tym domu były doprawdy zaskakujące.
    Usiadł do stołu, nagle przytłoczony tym wszystkim. Nie spodziewał się nigdy, że będzie mógł zjeść coś, co było przeznaczone dla bogaczy. Oczywiście, próbował różnych produktów, bo był też przeszkolony w gotowaniu i musiał wiedzieć jak smakują różne rzeczy. Normalnie jednak karmiony był mieszankami, które nie miały za zadanie smakować dobrze, ale zapewnić wszystkie potrzebne składniki odżywcze i odpowiednią ilość kalorii jak najniższym kosztem. Dlatego ilość zapachów i wygląd potraw wywołały w nim bardzo duże zmieszanie i ponownie odczuł wewnętrzny opór. Nie powinien tego robić. Jedzenie kosztowało i nie powinien dodawać swojemu właścicielowi dodatkowych kosztów.
    - Dziękuję – odparł ciszej, czekając aż mężczyzna jako pierwszy zacznie częstować się jedzeniem. Obserwował go przy tym, bo warto było się dowiedzieć jak jeść niektóre z tych rzeczy. Chciał się też dowiedzieć, co Charles jada i co mu smakuje. I chyba tylko to przekonało go do nałożenia sobie bardzo minimalnych porcji, byle tylko poznać smak, bo może kiedyś będzie mu to potrzebne. W końcu Pomoc w zaciszu domowym była mało przydatna jako ochrona życia. Byli więc wykorzystywani również do gotowania czy sprzątania, żeby tylko się do czegoś przydali.
    Zaczął jeść, bardzo powoli i rozkoszując się każdym drobnym kęsem. Próbował rozpoznawać przyprawy i zwracać uwagę na to, jak smaki się balansują, żeby w razie potrzeby umieć je odwzorować.

    Sponsored content

    Przywrócić człowieczeństwo Empty Re: Przywrócić człowieczeństwo

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Pon 20 Maj 2024, 14:32