Avada odbita kontr zaklęciem ugodziła w tors eleganckiego mężczyzny, który sekundę temu wykrzyczał jej formułę. Bezwładne ciało osunęło się w błotnistą kałużę, a auror powoli opuścił różdżkę.
– Zabiłeś go! Zabiłeś mojego ojca! Ty-
Po marmurowych schodach, prowadzących do ogromnej, wiekowej posiadłości, zbiegał nastoletni chłopak, który sekundę temu wyrwał się z opiekuńczych ramion matki. W jego zielonych oczach błyszczały łzy, a przystojną, młodą twarz wykrzywiał gniew. Wykrzykiwał zaklęcia, dławiąc się własnym szlochem i nieporadnie celując różdżką w dowodzącego akcją czarodzieja. Drżenie dłoni sprawiało, że tak trudno było mu poprawnie wykonać ruch nadgarstkiem.
– Cruciatus! Zabiję cię! Confundo! Bombarda! Avada Kedavra!
Niespodziewanie rzucony z furią czar ugodził stojącego nad zwłokami mężczyznę, pozostawiając głęboką i wyraźną szramę na jego policzku. W tej samej chwili inny z aurorów podniósł różdżkę.
– Expelliarmus – powiedział spokojnym, stanowczym tonem, rozbrajając zrozpaczonego chłopaka, który teraz gotów był z gołymi rękoma rzucić się na mordercę swojego ojca.
– Zabiłeś go! – Krzyczał, kiedy jakiś czarodziej mocno złapał go w ramiona. Próbował się wyrwać z silnego uścisku. Po gładkich policzkach chłopaka gęsto już spływały łzy, a usta drżały. Brał gwałtowne, świszczące wdechy.
– Zabierzcie pana Malfoya do matki i nie wspominajmy o tym w raporcie. Pojmanego pana Abbotta natychmiast przetransportujcie do ministerstwa. Jestem pewien, że ma nam wiele kłamstw do opowiedzenia.
Jeszcze raz spojrzał pod nogi, a następnie przekroczył trupa i ruszył w kierunku posiadłości Malfoyów.
Do sekretarza ministra przyleciał papierowy samolocik i wylądował na stercie papierów.
Nie dopuść do tego, by przesłuchanie Abbotta się dziś odbyło.
Kwadrans potem do gabinetu wtargnął szef grupy uderzeniowej aurorów. Edgar wciąż miał ubłocone buty, a szrama na policzku wyglądała okropnie. Na czarnym płaszczu perliły się krople niedawnego deszczu.
– Potrzebuję natychmiastowej zgody Ministra na przesłuchanie zatrzymanego dziś czarodzieja. Przesłałem formularz około godzinę temu, mój brat powinien zdążyć go podpisać – sekretarz doskonale znał ten surowy i poważny ton, który tak przesadnie wyraźnie informował go o służbowym charakterze ich stosunków. Znał też to roziskrzone spojrzenie i niecierpliwy gest poprawiania mankietów.
– Zabiłeś go! Zabiłeś mojego ojca! Ty-
Po marmurowych schodach, prowadzących do ogromnej, wiekowej posiadłości, zbiegał nastoletni chłopak, który sekundę temu wyrwał się z opiekuńczych ramion matki. W jego zielonych oczach błyszczały łzy, a przystojną, młodą twarz wykrzywiał gniew. Wykrzykiwał zaklęcia, dławiąc się własnym szlochem i nieporadnie celując różdżką w dowodzącego akcją czarodzieja. Drżenie dłoni sprawiało, że tak trudno było mu poprawnie wykonać ruch nadgarstkiem.
– Cruciatus! Zabiję cię! Confundo! Bombarda! Avada Kedavra!
Niespodziewanie rzucony z furią czar ugodził stojącego nad zwłokami mężczyznę, pozostawiając głęboką i wyraźną szramę na jego policzku. W tej samej chwili inny z aurorów podniósł różdżkę.
– Expelliarmus – powiedział spokojnym, stanowczym tonem, rozbrajając zrozpaczonego chłopaka, który teraz gotów był z gołymi rękoma rzucić się na mordercę swojego ojca.
– Zabiłeś go! – Krzyczał, kiedy jakiś czarodziej mocno złapał go w ramiona. Próbował się wyrwać z silnego uścisku. Po gładkich policzkach chłopaka gęsto już spływały łzy, a usta drżały. Brał gwałtowne, świszczące wdechy.
– Zabierzcie pana Malfoya do matki i nie wspominajmy o tym w raporcie. Pojmanego pana Abbotta natychmiast przetransportujcie do ministerstwa. Jestem pewien, że ma nam wiele kłamstw do opowiedzenia.
Jeszcze raz spojrzał pod nogi, a następnie przekroczył trupa i ruszył w kierunku posiadłości Malfoyów.
Do sekretarza ministra przyleciał papierowy samolocik i wylądował na stercie papierów.
Nie dopuść do tego, by przesłuchanie Abbotta się dziś odbyło.
Kwadrans potem do gabinetu wtargnął szef grupy uderzeniowej aurorów. Edgar wciąż miał ubłocone buty, a szrama na policzku wyglądała okropnie. Na czarnym płaszczu perliły się krople niedawnego deszczu.
– Potrzebuję natychmiastowej zgody Ministra na przesłuchanie zatrzymanego dziś czarodzieja. Przesłałem formularz około godzinę temu, mój brat powinien zdążyć go podpisać – sekretarz doskonale znał ten surowy i poważny ton, który tak przesadnie wyraźnie informował go o służbowym charakterze ich stosunków. Znał też to roziskrzone spojrzenie i niecierpliwy gest poprawiania mankietów.