Ready for another lie?

    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Ready for another lie? Empty Ready for another lie?

    Pisanie by Prince Charming Wto 29 Sty 2019, 10:15

    Avada odbita kontr zaklęciem ugodziła w tors eleganckiego mężczyzny, który sekundę temu wykrzyczał jej formułę. Bezwładne ciało osunęło się w błotnistą kałużę, a auror powoli opuścił różdżkę.
    – Zabiłeś go! Zabiłeś mojego ojca! Ty-
    Po marmurowych schodach, prowadzących do ogromnej, wiekowej posiadłości, zbiegał nastoletni chłopak, który sekundę temu wyrwał się z opiekuńczych ramion matki. W jego zielonych oczach błyszczały łzy, a przystojną, młodą twarz wykrzywiał gniew. Wykrzykiwał zaklęcia, dławiąc się własnym szlochem i nieporadnie celując różdżką w dowodzącego akcją czarodzieja. Drżenie dłoni sprawiało, że tak trudno było mu poprawnie wykonać ruch nadgarstkiem.
    – Cruciatus! Zabiję cię! Confundo! Bombarda! Avada Kedavra!
    Niespodziewanie rzucony z furią czar ugodził stojącego nad zwłokami mężczyznę, pozostawiając głęboką i wyraźną szramę na jego policzku. W tej samej chwili inny z aurorów podniósł różdżkę.
    – Expelliarmus – powiedział spokojnym, stanowczym tonem, rozbrajając zrozpaczonego chłopaka, który teraz gotów był z gołymi rękoma rzucić się na mordercę swojego ojca.
    – Zabiłeś go! – Krzyczał, kiedy jakiś czarodziej mocno złapał go w ramiona. Próbował się wyrwać z silnego uścisku. Po gładkich policzkach chłopaka gęsto już spływały łzy, a usta drżały. Brał gwałtowne, świszczące wdechy.
    – Zabierzcie pana Malfoya do matki i nie wspominajmy o tym w raporcie. Pojmanego pana Abbotta natychmiast przetransportujcie do ministerstwa. Jestem pewien, że ma nam wiele kłamstw do opowiedzenia.
    Jeszcze raz spojrzał pod nogi, a następnie przekroczył trupa i ruszył w kierunku posiadłości Malfoyów.

    Do sekretarza ministra przyleciał papierowy samolocik i wylądował na stercie papierów.
    Nie dopuść do tego, by przesłuchanie Abbotta się dziś odbyło.
    Kwadrans potem do gabinetu wtargnął szef grupy uderzeniowej aurorów. Edgar wciąż miał ubłocone buty, a szrama na policzku wyglądała okropnie. Na czarnym płaszczu perliły się krople niedawnego deszczu.
    – Potrzebuję natychmiastowej zgody Ministra na przesłuchanie zatrzymanego dziś czarodzieja. Przesłałem formularz około godzinę temu, mój brat powinien zdążyć go podpisać – sekretarz doskonale znał ten surowy i poważny ton, który tak przesadnie wyraźnie informował go o służbowym charakterze ich stosunków. Znał też to roziskrzone spojrzenie i niecierpliwy gest poprawiania mankietów.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Ready for another lie? Empty Re: Ready for another lie?

    Pisanie by Koss Moss Wto 29 Sty 2019, 21:18

    Lavert Challant, głosiła złota plakietka spoczywająca na blacie masywnego biurka. We włosach barwy czerwonawej miedzi, które zawijały się w zderzeniu z okrytymi białą koszulą ramionami, igrało światło świec. Przed laty, w czasach tak dawnych, że ocierających się już o granicę zapomnienia, Edgar lubił wsuwać w nie nos, ceniąc sobie ich miękkość i przyjemny zapach.
    Tyle razy przeczesywał je palcami, że z pewnością znał ich fakturę na pamięć, ale dziś te same włosy tego samego nie chłopca już, lecz mężczyzny, były jakby inne, obce.
    Lavert patrzył, jak drobny liścik płonie w jego dłoni, a potem nieśpiesznie przeniósł ciemne spojrzenie na intruza, jakby spoglądał na kogoś, kto stoi przed nim już od bardzo dawna, i czyja obecność nie jest niczym zaskakującym.
      ― Obawiam się, panie Leveson-Gower, że minister jest bardzo zajęty ― niemal wyrecytował, wyginając wargi w wyrazie fałszywego zmartwienia. ― Może dziś nie znaleźć czasu na nic więcej. Może pan zostawić dokument, a ja zatroszczę się, by trafił w jego ręce w najszybszym możliwym terminie.
    Nie skończył jeszcze mówić, a przez uchylone okno do eleganckiego gabinetu wpadła płomykówka, mało elegancko rzucając na jego biurko pokaźny plik listów. ― Sam pan widzi. Wszystko takie pilne ― dodał smutno, podnosząc koperty i wyrównując o blat biurka.
    Wyciągnął zadbaną dłoń po trzymany przez Edgara dokument i zawiesił na mężczyźnie wyczekujące spojrzenie, w którym tliła się przekora. Ta sama, z którą niegdyś przekładał spotkania po to tylko, by po stokroć wynagrodzić później czas oczekiwania.
    Niezawodna intuicja Edgara podpowiadała mu zapewne, że jeśli to pozwolenie trafi w ręce sekretarza, nie dotrze do jego brata, najpewniej gubiąc się „przypadkiem” wśród setek dokumentów.
    Odkąd ich drogi się rozeszły, choć obaj wylądowali w ministerstwie, Lavert nigdy jeszcze w niczym mu nie pomógł. Zdawało się wręcz, że pewne rzeczy utrudniał, choć niemożliwym było udowodnienie mu celowości tych zachowań, zwłaszcza, kiedy Minister był swoim pracownikiem tak bezgranicznie zachwycony i twierdził, może nieco na wyrost, że powierzyłby mu własne życie.
    Może niekoniecznie oznaczało to sabotaż. Być może zraniony kochanek po prostu mścił się za dawne dzieje. Nigdy o tym nie rozmawiali, odcinając się od przeszłości, jakby była czymś złym.
    Ale przecież nie była.


    Ostatnio zmieniony przez Koss Moss dnia Sro 06 Lut 2019, 19:09, w całości zmieniany 1 raz
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Ready for another lie? Empty Re: Ready for another lie?

    Pisanie by Prince Charming Sro 30 Sty 2019, 19:00

    Tak naprawdę dużo więcej wspomnień budziły subtelne, niemalże kobiece dłonie. Przywoływały w myślach smak pierwszych pieszczot i wymierzanych w gniewie policzków. Pamiętał, jak długie palce wbijały się w jego ramiona albo leniwie błądziły po szerokim torsie, przyspieszały oddech, gdy rozpoczynały swoją niespieszną wędrówkę w dół. Ciepłe, delikatne i chciwe dłonie. Pamiętał nawet elegancki sposób, w jaki łapały za filiżankę lub kurczowo zaciskały się na wymierzonej w niego różdżce.
    A może bardziej były to znane gesty? Sposób poruszania się, który miał w sobie lekkość i ukryty rytm, coś uwodzicielsko tanecznego i jednocześnie irytująco wyniosłego. Łagodny ruch nadgarstka, gdy Lavert łaskawie wyciągał dłoń po dokument, jakby wyświadczał uprzejmość, godząc się go przyjąć. Coś w tym nieuświadomionym, odrobinę kuszącym przekrzywieniu głowy w lewo?
    Wszystkie te wspomnienia to tylko błędy młodości, które jednak sprawiły, że sekretarz nie oberwał w ułamku sekundy jakimś nieprzyjemnym urokiem. Choć dłoń aurora zacisnęła się w mocno w pięść, a paznokcie wbiły w jej wewnętrzną stronę. Edgar wziął głębszy oddech, choć nie udało mu się zmusić warg do wyciągnięcia się w równie uprzejmym uśmiechu, pochylił się jedynie odrobinę w kierunku sekretarza.
    ― Pierdolę twoje gierki, Challant ― wychrypiał, prostując się gwałtownie, a następnie wyminął szybkim krokiem biurko młodzieńca, by złapać za klamkę drzwi, prowadzących do gabinetu samego Ministra Magii. Kilkukrotnie, głośno uderzył dłonią w drzwi, gniotąc bezpowrotnie cenny dokument.
    ― James, otwieraj. Potrzebuję coś z tobą omówić. Natychmiast, do cholery ― wydawało się, że żółtawa szybka w drzwiach nie wytrzyma kolejnego uderzenia zniecierpliwionego aurora. Ubłocone buciory zostawiły wyraźne ślady na starannie wyczyszczonym, czerwonym dywaniku. ― James!
    Lavert mógł jednak odetchnąć z ulgą, ponieważ minister jakieś pół godziny temu udał się na obiad z szefem departamentu transportu i nie wyglądało na to, by miał szybko wrócić.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Ready for another lie? Empty Re: Ready for another lie?

    Pisanie by Koss Moss Sob 02 Lut 2019, 20:10

    Lavert opuścił dłoń i wrócił do przeglądania pilniejszych dokumentów. Nawet nie drgnął, gdy słodką ciszę wypełniły krzyki i walenie w drzwi.
    Przeczekał tę nawałnicę, a gdy minęła, od niechcenia przerzucił jedną z kartek.
    Kątem oka spojrzał na pozostawione na dywaniku błoto i w mimowolnym odruchu wykrzywił wargi w subtelnym grymasie. Całe życie spędziwszy w posiadłości, w której służba usuwała z jego otoczenia najdrobniejszy pyłek, cierpiał na pewną nerwicę.
      ― Skończył już pan? ― zapytał, jakby ten pokaz emocji nie wywarł na nim najmniejszego wrażenia, a jednak miał ochotę pozwolić sobie na złośliwy uśmieszek. ― Minister zajmie się pańską sprawą, gdy będzie miał czas.
    Edgar odwrócił się od drzwi, ale nie opuścił pokoju. Zawsze był nieustępliwy. Kiedyś nawet mu to imponowało. Wzajemnie sobie imponowali.
      ― W takim razie poczekam ― usłyszał, a chwilę później stojące przed biurkiem krzesło skrzypnęło pod ciężarem ciała mężczyzny.
    Lavert złożył zamaszysty podpis na jednym z dokumentów. Siedzieli w milczeniu naprzeciwko siebie kilka minut.
    Los chciał, że musieli się znaleźć po dwóch stronach barykady… Gdyby nie to, mogliby zdziałać razem naprawdę wiele.
    W pewnym momencie do gabinetu zajrzała zadbana kobieta w czarnej sukni, żona czarodzieja, który przed kilkoma miesiącami został umieszczony w więzieniu między innymi dzięki Edgarowi.
      ― Dzień dobry, Lavercie. Panie Leveson-Gower ― do tego drugiego zwróciła się znacznie bardziej oschle, wciąż mając mu za złe taki bieg wydarzeń, a najbardziej to, że nie przyjął łapówki, gdy prosiła go o zatajenie kluczowych dla śledztwa informacji. Stanęła przed biurkiem, zaciskając palce na rękojeści wilgotnego parasola. ― Musimy zamienić kilka słów na osobności.
      ― Oczywiście ― odparł Lavert i oboje popatrzyli sugestywnie na Edgara. ― Pan Leveson-Gower poczeka pod drzwiami, to dla niego żaden problem. Ma to w nawyku.
    Uśmiechnął się łagodnie, a jednak jadowicie.
    Margaret przyszła zapewne w sprawie Abbota. I ona zapewne otrzymała dziś sugestywny liścik.


    Ostatnio zmieniony przez Koss Moss dnia Sro 06 Lut 2019, 19:09, w całości zmieniany 1 raz
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Ready for another lie? Empty Re: Ready for another lie?

    Pisanie by Prince Charming Pon 04 Lut 2019, 18:39

    Mężczyzna spojrzał w kierunku klasycznej piękności, której przecież wcale nie odmawiało się z taką łatwością. Musiał przyznać, że był poruszony, gdy ta twarz o szlachetnych rysach napuchła od łez, lejących się strumieniami po bladych policzkach. Nie zostało jednak wiele z tej załamanej i bezradnej damy, która ta uporczywie szarpała rękaw jego szaty. Margareta zastąpiła to wszystko murem dobrych manier i eleganckiej wyniosłości, który był zresztą tak kruchy jak śliczna, porcelanowa filiżanka.
    Edgar nie mógł się powstrzymać przed przyjemnością zburzenia go.
    ― Dzień dobry, moja droga. Czy mężowi niczego nie brakuje w więzieniu? ― Wykrzywił usta w sardonicznym uśmiechu, co sprawiło, że z rany na policzku spłynęło jeszcze kilka kropel gęstej krwi.
    Margareta obrzuciła go wściekłym spojrzeniem, a jej policzki nawet pod grubą warstwą pudru wyraźnie się zaróżowiły. Miała jednak na tyle rozsądku, by nie zareagować na zaczepkę. Zerknęła w kierunku Lavera, niecierpliwie przebierając palcami po drewnianym wykończeniu parasolki.
    ― Chętnie zostawię was samych. Powiedz mi tylko, gdzie znajdę mojego brata? ― Tym razem zwrócił się bezpośrednio do mężczyzny za biurkiem, a w jego głosie dało się słyszeć zniecierpliwienie.
    ― Tutaj, w biurze. Jutro rano. I znów będzie bardzo zajęty. Musi pan odzwyczaić się od tego, że pokrewieństwo zapewni panu lepsze miejsce w kolejce. Radzę panu zostawić tutaj dokument, jeżeli chciałby pan, żeby trafił w ręce pana ministra ― posłał aurorowi cudowny uśmiech, który nawet doprawiony odrobinę złośliwości, mógłby zwieść niejednego głupca, a przeciągłe spojrzenie na ułamek sekundy zniewalało.
    Lavert zdawał się jednocześnie troszczyć i kpić z petenta.
    ― W takim razie poczekam ― rozsiadł się wygodniej w krzesełku. Maniery nigdy nie należały do cnót Edgara. Choć ta odrobina nieokrzesania zawsze zdawała się do niego pasować.
    ― Panie Leveson-Gower, jeśli chce pan spędzić ze mną więcej czasu, nigdy nie odmawiam dobrej kawy po pracy ― sekretarz wciąż nie zdradzał zdenerwowania. Właściwie na swoich zasadach igrał z mężczyzną, który tę uwagę skwitował jedynie kwaśnym uśmiechem.
    Niestety, złośliwości nie były w stanie wyrzucić aurora z pomieszczenia. Jego upór i impertynencja mogłyby być imponujące, gdyby były lepiej ukierunkowane.
    ― Każę wezwać ochronę! ― Margareta nie zdołała utrzymać nerwów na wodzy i niespodziewanie wtrąciła się do rozmowy, poszerzając tylko uśmiech na ustach Egara.
    I co im powie? Że Leveson-Gower czeka tu na brata i nie sprawia żadnych kłopotów?


    Ostatnio zmieniony przez Prince Charming dnia Sob 09 Lut 2019, 11:43, w całości zmieniany 1 raz
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Ready for another lie? Empty Re: Ready for another lie?

    Pisanie by Koss Moss Sro 06 Lut 2019, 19:52

      ― Uspokój się, Margaret, nie robisz na nikim wrażenia ― rzekł niedbale Lavert, nim przeniósł baczne spojrzenie na Edgara. Musi go stąd wyrzucić, zanim zrobi się nieprzyjemnie. ― Pan też, panie Leveson-Gower. Pański brat nie wraca dziś już do biura.
    Trudno mu było działać z tak bacznym obserwatorem przed sobą i miał poczucie, że Leveson-Gower z pełną tego świadomością właśnie go pilnuje.
      ― Więc gdzie do cholery jest? ― padło z ust mężczyzny i Lavert uśmiechnął się lekko. Nawet jeżeli miał świadomość, że drażnienie go przypomina wkładanie kijka w mrowisko, sprawiało mu to pewną przyjemność i nie miał na to wpływu.
    Być może wciąż dręczyła go urażona duma.
      ― To informacje poufnej natury. ― Patrzył, niewzruszony, jak Edgar podnosi się z krzesła. ― A więc nici z kawy? ― dodał, odprowadzając go wzrokiem do drzwi. ― Do widzenia.

    Gdy tylko drzwi zamknęły się za aurorem, Lavert machnął różdżką, szepcząc kilka słów; z jej końca wystrzelił smukły, biały wąż, i wystrzelił przez okno wśród kłębów mgły.
      ― Margaret, nie można dopuścić, żeby spotkał się z ministrem i dał mu to pozwolenie. Najlepiej, gdyby udało mu się je ukraść. Wypełnianie takiego formularza zajmuje dużo czasu.
    Podszedł do okna i wyjrzał przez nie na błyszczącą od deszczu ulicę. Przyłożył czoło do chłodnej szyby i zamknął oczy.
      ― Spróbuję go zająć czymś innym, sprawić, że dostanie pilne wezwanie. Ale to nie może być nasz jedyny plan.
      ― Rozumiem. Zadbam o to, żeby formularz zniknął.
      ― A ja o to, żeby rozpętało się piekło. Użycie czarów wśród niemagów. Dużo tuszowania.
    Kobieta uśmiechnęła się zimno.
      ― Pan będzie zadowolony.
      ― On nigdy nie bywa zadowolony.

    Kilka godzin później, pod koniec dnia pracy, do biura Egara wpadła przez uchylone pośpiesznie okno biała papuga, do której nóżki podczepiono dwie koperty.
    W pierwszej, zapieczętowanej, znajdowało się pilne wezwanie w sprawie dwóch niezależnych incydentów z udziałem niemagów w centrum miasta.
    W drugiej zaproszenie na kawę.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Ready for another lie? Empty Re: Ready for another lie?

    Pisanie by Prince Charming Sob 09 Lut 2019, 11:42

    O dziwo, to drugi list wywołał większe wzburzenie aurora. Edgar dokładna wszelkich starań, żeby ich stosunki zawodowe były profesjonalne, ale wystarczył taki niewinny liścik, by wszystkie te działania zniweczyć. Zirytowany, powoli zgniótł w dłoni papier wypełniony eleganckim pismem, wpatrując się w rozedrgany płomień świeczki.
    Sekretarz nigdy nie musiał wątpić we władzę, jaką miał nad sentymentalnym kochankiem. Na szczęście dla Edgara silniejsze od sentymentów były zasady. Miał zobowiązania wobec rodziny. Uroczej żony i nienarodzonego dziecka. Brzuch Cornelii stawał się coraz bardziej zaokrąglony i widoczny, napawając aurora dumą i przerażeniem.
    Z żalem i może odrobiną tęsknoty za szaleństwami młodości spalił malutką karteczkę, a następnie ponownie odczytał wezwanie. Incydent nie powinien być niebezpieczny. Właściwie, oznaczał dużo nużącej pracy, która tylko oderwie go od śledztwa. Na pewno tego dnia nie zdąży na kolację, ale na szczęście jego młoda żona było wyjątkowo łagodną i cierpliwą kobietą.

    W tym samym czasie drzwi od celi Abbotta niespodziewanie się otworzyły. Do ponurego, śmierdzącego stęchlizną pomieszczenia wpadł ostry promień światła, który oślepił więźnia. Wystarczyły dwa kroki, żeby przemierzyć pokój i znaleźć się przy upokorzonym arystokracie.
    ― Pp-p-pppPanie, przyszedłeś mnie uwolnić ― wymamrotał mężczyzna, próbując podnieść się pośród grzechotu łańcuchów. Nogi ślizgały mu się wilgotnej podłodze. Jego przyzwyczajone do mroku oczy, wciąż nie były w stanie rozpoznać twarzy wybawcy. ― Dziękuję, dziękuję ― mamrotał gorączkowo, choć w więzieniu spędził zaledwie kilka godzin.
    Dopiero gdy ponownie podniósł wzrok na swojego gościa, w jego oczach można było dostrzec przebłysk zrozumienia, na sekundę przed tym, jak zgasły na zawsze. Ostatnim, co zobaczył pan Abbott, była wymierzona w niego różdżka.
    Wiedział za dużo, żeby można było pozwolić mu mówić.

    Edgar jeszcze w nocy dowiedział się o samobójstwie swojego świadka. Może dlatego na stosie papierów Lavert znalazł pospiesznie skreślony list, obok niego siedziała nastroszona sowa, która ugryzła mężczyznę do krwi, gdy tylko wyciągnął rękę po dokument.
    Nigdy specjalnie nie lubiła Laverta, a wredna była z natury.
    Dziś o czwartej na 16 Pennington.
    W południe otrzymał odpowiedź, na której skreślona była tylko godzina.
    O szóstej.
    Wiedział, że to tylko kolejne zagranie mężczyzny, a mimo to poczuł rozdrażnienie. Zawsze drażniła go kapryśność kochanka, jego drobne złośliwości, które tylko obrazowały, jak ogromną ma władzę nad Edgarem.
    Spotkanie miało odbyć się w maleńkiej kawiarni na rogu wiekowej kamienicy. Miejsce ciche i przytulne, w którym nigdy nie było wielu gości, choć podawano tutaj wybornie zaparzoną kawę, sprowadzaną Jamajki i świeżo wypalaną pod Londynem. Idealne na schadzkę albo przesłuchanie.
    Edgar zjawił się punktualnie, wybierając stolik na uboczu. Wiedział, że Lavert spóźni się świadomie, choć sam wyznaczył godzinę. Auror miał wrażenie, że przez cały czas ich znajomości, były kochanek nigdy nie zjawił się na spotkaniu punktualnie.
    O ile w ogóle dziś się pojawi.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Ready for another lie? Empty Re: Ready for another lie?

    Pisanie by Koss Moss Pon 11 Lut 2019, 23:22

    Kwadrans po osiemnastej na ulicy nastąpił rozbłysk, na który niemagowie nie zwrócili najmniejszej uwagi, i z białego portalu na ulicę wyskoczyły dwa ciągnące dorożkę testrale.
    Zarżały donośnie, uderzając kopytami w błyszczącą nawierzchnię, a chwilę później o ulicę grzmotnęły koła powozu.
    Jeszcze zanim się zatrzymał, Lavret zamaszyście otworzył drzwiczki i wyskoczył na zewnątrz. Wycofał się tyłem, z uniesioną dłonią z palcem wycelowanym oskarżycielsko w skruszonego mężczyznę w cylindrze, który wychylił się zaraz za nim.
      ― Ależ, Lavercie…
      ― Nie będę tego słuchać, Williamie. Nie interesuje mnie to, jak ją znajdziesz. ― Opuścił dłoń. ― Jeśli wrócę i nadal jej nie będzie, jeszcze dziś spakujesz swoje walizki.
    Odwrócił się na pięcie i otworzył gwałtownie drzwi restauracji, wpuszczając do środka chłodny powiew jesiennego wiatru. Miedziane pukle zatańczyły wokół jego głowy, porwane do góry.
    Chłodne spojrzenie zatrzymało się na siedzącym w kącie aurorze.
    Lavert odwrócił się przez ramię i kiwnął krótko głową, a wówczas William westchnął cierpiętniczo, zatrzasnął drzwi i po chwili testrale znów poderwały się do lotu, znikając w białym rozbłysku.
    Lavert wygładził brązowy płaszcz o wysokim kołnierzu, zacisnął blade wargi w wąską kreskę, zmrużył oczy i podszedł wprost do mężczyzny.
    Kiedy ten wstał, Challant rozpiął płaszcz i odwrócił się, wyciągając rękę, jak gdyby oczekiwał, że zostanie wyręczony w tak prozaicznej czynności jak rozbieranie się.
    I został. Edgar zsunął okrycie z jego ramion, a następnie powiesił je starannie na wieszaku obok stolika.
    Lavert usiadł na miękkim, obitym perkalem krześle i sięgnął po zapisaną ręcznie kartę. Miał zmarszczone brwi i niezadowoloną minę.
    Kiedy podeszła do nich atrakcyjna kelnerka w beżowej sukni i kręconych, ciemnych włosach, poprosił ją o kawę i ciasto.
    Aż do chwili otrzymania zamówienia ani słowem nie odezwał się do Edgara, gładząc się po podbródku i patrząc przez przydymioną szybę na zewnątrz, gdzie tak wiele osób przemierzało ulicę, walcząc z deszczem i wiatrem – i tak niewiele zauważało to ciche, przytulne miejsce.
    Gdy tylko kelnerka ją przed nim postawiła, przysunął do siebie filiżankę, otulił ją dłońmi i uniósł do ust, smakując.
      ― Słyszałem, że Abbot popełnił samobójstwo, zanim doszło do przesłuchania ― rzekł w końcu oschle. ― Co za nieszczęście, panie Leveson-Gower. Jak pan uważa, nie wytrzymał presji?
      ― Uważam, że to niezwykły zbieg okoliczności, że nie doszło do przesłuchania.
      ― Prawda? ― Challant uśmiechnął się krzywo. ― Biedak, musiał być w bardzo złym stanie. Krążą plotki, że aurorzy nie obchodzili się z nim z odpowiednim wyczuciem.
      ― A kto rozpowszechnia te plotki?
      ― Nie wiem. Ma pan jakieś podejrzenia?
      ― Och. Tak. To te same osoby, które zamordowały mojego świadka, do którego przesłuchania ty nie dopuściłeś.
      ― J-ja? ― Challant zadarł podbródek i uniósł filiżankę do ust. ― To pan nie chciał zostawić formularza w moich rękach, unosząc się żałosną dumą. Byłem gotów przekazać go ministrowi w trybie pilnym. Za swoją arogancję i niedojrzałość może pan obwiniać tylko siebie ― wygłosił, nim unurzał usta w ciepłym płynie. ― Dodam jeszcze, że postanowiłem nie wnosić w tej sprawie zażalenia. Auror nie powinien kierować się w swoim zawodzie osobistymi uprzedzaniami płynącymi z… jakichś wydumań. Zaczynam jednak myśleć nad zmianą tej decyzji, panie Leverson-Gower.
    Otarł serwetką usta i sięgnął po kawałek ciasta, nie spuszczając z mężczyzny wzroku.
      ― Nawet popołudniową kawę potrafi pan zamienić w kompletną porażkę.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Ready for another lie? Empty Re: Ready for another lie?

    Pisanie by Prince Charming Pon 18 Lut 2019, 20:43

    Właściwie nie wiedział, co wywołało niespodziewane wspomnienie.
    Może to lekkie, pogardliwe skrzywienie warg, które zawsze doprowadzało go do furii i którym Lavert z upodobaniem kwitował wszystko, co choć w drobnym stopniu nie spełniało jego wygórowanych wymagań. Tak. Lavert jako jedyny potrafił doprowadzić go do pasji i udowodnić, że w nudnym aurorze drzemie wiele wstydliwych pragnień.
    Ten książęcy grymas natychmiast skojarzył mu się z jednym z tych zimnych wieczorów, z czasu kiedy nawzajem zamieniali swoje życie w piekło. A gorsze od ciągłych bojów wydawało się im tylko rozstanie. To było chwilę po tym, jak Edgar stanowczo oznajmił, że nie pojawi się na oficjalnym balu w towarzystwie Laverta. Niefortunnie stwierdził, że to by mu zaszkodziło. Tchórzliwie nigdy nie chciał przyznać się do ich miłości publicznie. Tym razem kochanek nie wybuchnął gniewem, zareagował z zimną i jadowitą pogardą, wiedząc, że ten cios okaże się najcelniejszy.
    Właściwie nie potrafił stwierdzić, jak to się stało, że kilkanaście minut później tarzali się po podłodze zimnego, małego mieszkania na strychu. Pieprzyli do upadłego. Od dłuższego czasu ich relacja biegła od kłótni do gwałtownych zbliżeń, jakby już w żaden inny sposób nie potrafili okazać sobie bliskości. Pamiętał, jak jego dłonie ślizgały się po wilgotnych od potu udach, kiedy Lavert z dzikością nielicującą z dobrymi manierami ujeżdżał go, biorąc w siebie zachłannie. Zrzucił go wtedy na zimne deski, odzyskując przewagę, jakby szaleńcze tempo kochanka nie dawało mu satysfakcji. Właściwie… nic nie dawało mu takiej satysfakcji, jak ten moment zapomnienia, kiedy Lavert wił się pod nim, zdolny jedynie do rozkosznych jęków.
    Już nic nie smakowało tak dobrze, jak złośliwości i pocałunki spijane zachłannie tego wieczoru.

    Edgar nawet nie tknął swojego zamówienia. Trudno było zresztą zaprzeczyć prawdzie słów młodzieńca. Przez całe śledztwo uganiał się za fałszywymi poszlakami. Niemalże każdy sukces natychmiast obracał się w porażkę tym większą, im większego triumfu się spodziewał. Jakby los z nim złośliwie igrał, ale auror wbrew temu wcale nie zamierzał się poddać.
    W końcu spojrzał na Lavera, uśmiechając się ponuro.
      ― Co się z tobą stało, Lavercie? ― Zadał to pytanie z jakimś drażniącym rozczarowaniem w głosie, jakby rościł sobie prawa do oceniania dawnego kochanka, który przez moment przyglądał mu się z brakiem zrozumienia, jakby nie zrozumiał kontekstu pytania.
      ― Ja, proszę pana, jedynie wzniosłem się ponad prymitywne sentymenty ― na usta sekretarza znów zabłąkał się ten złośliwy uśmiech, widoczny dla kogoś, kto zna jego twarz tak dobrze, by uchwycić najdrobniejsze zmiany.
      ― I jednocześnie upadłeś tak nisko, by urządzać polowania na niemagów i łasić się do szaleńca? ― Tym razem w jego głosie wybrzmiała nieskrywana nagana. ― Nie jesteś ciekaw, co powiedział Abbott przed tym, jak trafił do celi?
      ― Nieszczególnie, proszę pana. Opinie szaleńców znaczą dla mnie niewiele. Czy ma pan jakieś dowody, czy opiera swoje oskarżenia na słowach niezrównoważonego psychicznie desperata? ― Zawiesił głos na ułamek sekundy, by dodać z teatralną troską w głosie. ― Och. Tak myślałem.
      ― Mam nadzieję, że szef mojego departamentu będzie podzielał pańskie zdanie ― nad stołem niespodziewanie zawisła niewypowiedziana wprost groźba.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Ready for another lie? Empty Re: Ready for another lie?

    Pisanie by Koss Moss Pon 18 Lut 2019, 21:38

    Lavert patrzył na oblicze człowieka, który kiedyś tak wiele dla niego znaczył.
    Dzielił się z nim najskrytszymi sekretami; to jemu przyszedł opowiedzieć o swoich pierwszych czarnomagicznych odkryciach. To nigdy nie były tylko chwile uniesień; łączyła ich głęboka więź, która zaczęła się wprawdzie od wzajemnej niechęci (i zaintrygowania), lecz przerodziła w wieloletnią przyjaźń.
    Relacja dwóch najzdolniejszych uczniów szkoły musiała potoczyć się właśnie w ten sposób: mogli być albo wiecznymi rywalami, albo niepokonanymi sojusznikami.
    Niczym tebańscy wojownicy.

    Pamiętał tę noc, gdy zasiadł w fotelu z opasłym tomem otwartym na jednej ze stronic – w pokoju nie było już nikogo, nikogo poza nimi.
      ― Edgarze, słyszałeś kiedyś o Świętym Zastępie? ― zapytał z rumieńcami na policzkach i roziskrzonymi oczami, oczami dumnego odkrywcy. ― Armia prowadzona przez Pelopidasa i Epaminodasa składała się z najpotężniejszych i najodważniejszych mężów Teb. Budzili w swych wrogach zarówno trwogę, jak i podziw. Zwyciężyli w niezliczonych bitwach. W trzysta siedemdziesiątym pierwszym pokonali nawet bezwzględnych Spartan… A wiesz, co nimi kierowało, Edgarze? Fascynujące: żadna to magia i żadne zaklęcia, lecz miłość.
    Wyciągnął smukłą dłoń i położył ją na podłokietniku zajmowanego przez Edgara fotela.
      ― Armia tebańska składała się wyłącznie z kochanków, którzy walczyli nie z myślą o zwycięstwie, a po to, by wzajemnie się chronić. Wiedzeni taką motywacją, odnajdowali w sobie nadprzyrodzone wręcz siły. Gdy zaś zdarzyło się, że jeden z kochanków poległ, drugi podrywał się w furii i potrafił powalić jego zabójcę i stu następnych, nim padł sam, z rozpaczy i wycieńczenia.
    Uśmiechnął się łagodnie.
      ― Dlatego razem będziemy niepokonani, Edgarze. Ty i ja. Ja… ― Opuścił wzrok, poważniejąc. ― Wiem, że może ci się to wydać niedorzeczne, ale… Czuję, że jesteśmy jak oni. Gdy wybuchnie wojna, staniemy ramię w ramię i… Chyba jestem już bardzo zmęczony. ― Zdenerwował się i poderwał z miejsca, przyciskając księgę do piersi. ― Dobranoc!
    Zanim jednak zdążył odmaszerować, Edgar chwycił go za rękę, i Lavert odwrócił się przez ramię, patrząc na niego dziwnie wilgotnymi oczami.
      ― Jeśli zamierzasz się śmiać…!
    Słowa uwięzły mu w gardle, gdy Edgar podniósł się i spojrzał na niego z tak bliska, że poczuł na policzkach jego oddech.
    Zadrżał pod jego spojrzeniem, tak intensywnym, tak gorejącym, rozchylił usta i szepnął coś, szepnął, że…
    Nie mógł sobie przypomnieć. Ta myśl umknęła mu gdzieś, za jego przyzwoleniem – zatopił ją wśród innych odrzuconych wspomnień i nie wracał do niej, nigdy – nigdy nie dotykał myślodsiewni.
    I błogosławił człowieka, który wymyślił coś tak wspaniałego.

    Zamrugał i nie potrafił już dojrzeć w obliczu Edgara tego, co widział jako nastolatek.
    Teraz patrzył na zimnego, bezwzględnego aurora, który w imię wyklarowanych w głowie idei gotów był posłać go do najbardziej obskurnej celi, nie bacząc na to, co ich łączyło.
    Więc Lavert też nie mógł na to baczyć. Wsunął do ust niewielki kawałek ciasta i uśmiechnął się jadowicie.
      ― Liczy pan na to, że nie będzie ― stwierdził to, co obaj wiedzieli ― ale jak zawsze się pan przeliczy. Tylko niech pan uważa ― oczy rozbłysły mu gniewnie ― na myśli samobójcze.
    Oblizał powoli łyżeczkę, długim językiem przeciągając po lśniącym zagłębieniu w sposób zgoła erotyczny.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Ready for another lie? Empty Re: Ready for another lie?

    Pisanie by Prince Charming Wto 19 Lut 2019, 18:32

    To nie tak, że obscenicznym gestem można było przyprawić aurora o rumieniec, zbyt wiele wspólnych lat spędzili, by aż tak bardzo nie rozumiał własnych pragnień. Musiał jednak przyznać, że wbrew kpinie wynikającej z kontekstu i wyuzdaniu, jakie niósł za sobą leniwy ruch języka po srebrnej łyżeczce, jakaś jego część ulegała namiętnemu czarowi. Dżentelmen powinien zapewne opierać się temu zwodniczemu i czysto erotycznemu duchowi, ale w uleganiu mu znajdował wstydliwą i zbrodniczą rozkosz.
    A przystojny czarodziej pewnie doskonale zdawał sobie sprawę, że nawet po tylu latach Edgar poczuje nutę żądzy, której z oślim uporem się wypierał na rzecz zasad i dobrego imienia.
    Właściwie nie dzielili tylko złych wspomnień. Było wiele wspaniałych chwil i jeszcze więcej tych drobnych, ciepłych momentów. Edgar pamiętał, gdy pierwszy raz zabrał Laverta do malutkiego mieszkania na poddaszu. Dla panicza ta klitka musiała być zimna i obskurna, ale tym razem wyrzekł się upodobań do luksusu i przystąpił do urządzania ich gniazdka.
    Przytargał nawet ogromny, renesansowy obraz w złoconej ramie. Malowidło większe niż którakolwiek ze ścian w mieszkanku i przedstawiające nagiego młodzieńca. Dopiero po chwili Edgar domyślił się, że to autoportret. Do tej pory płótno leżało gdzieś w piwnicy. Musiał je zdjąć, ponieważ jego przyszłą żonę gorszył widok odważnego i wyjątkowo pięknego młodzieńca pozbawionego okrycia.
    Groźba była jednak pierwszym niecelnym ciosem zadanym przez Laverta. Edgar nie bał się o swoje życie. Wydaje się, że w pracy bardziej od łapania przestępców cenił sobie tylko ryzyko. Niebezpieczeństwo go nie paraliżowało, tylko motywowało do działania.
    Co miał jednak powiedzieć? Że blefował? Chciał tylko sprawdzić jego reakcję, a jedyne co Abbott miał im do powiedzenia podczas aresztowania, to że są skończonymi durniami? Potarł nasadę nosa. A może należało przyznać, że nawet jeśli Abbott powiedziałby cokolwiek obciążającego Laverta, Edgar nie był pewien, czy udałby się z tym do przełożonego? To jednak wymagałoby przyznania się do głupiego sentymentu przed samym sobą.
      ― Powiedz mi, po co właściwie to zaproszenie na herbatę? ― Zapytał wprost, nie kryjąc rozdrażnienia sytuacją.
      ― Wystosowałem je, bo nie sądziłem, że raczy pan skorzystać.
      ― To w takim razie, dlaczego pan przyszedł?
    Na moment między mężczyznami zapadła cisza. Lavert wpatrywał się w aurora, leciutko ledwie marszcząc brwi, jakby sam był zaskoczony swoją decyzją.
      ― Miałem ochotę na dobrą kawę w miłym towarzystwie, mam tylko kłopot z tym drugim, ale to pan mnie zaprosił. Powinienem zapytać o to samo? Liczył pan na coś czy chciał tylko mi pogrozić?
      ― Sam nie wiem, na co liczyłem ― odparł bez zastanowienia, odruchowo dotykając już ostygłej filiżanki, ale wciąż nie podniósł jej do ust. ― Ale na pewno nie liczyłem na miłe towarzystwo ― dodał z przekąsem, wypuszczając naczynie dłoni i spoglądając w kierunku wyjścia.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Ready for another lie? Empty Re: Ready for another lie?

    Pisanie by Koss Moss Wto 19 Lut 2019, 20:37

    ― Nuży cię, co? ― Zadane bezpośrednio pytanie padło dość nagle i niespodziewane, a gdy Edgar popatrzył na Laverta, ten wpatrywał się w okno, jakby w ogóle nic nie mówił. ― Twoje idylliczne życie rodzinne.
      ― Idylliczne ― powtórzył Edgar z niedowierzaniem. ― Zamordowano mojego swiadka. Trzy godziny straciłem na sprzątanie bałaganu wśród niemagów. Jakiś nastolatek poprzysiągł mi zemstę za zabicie ojca. A na moim biurku pietrzy się stos raportów. Rodzinne? Praktycznie nie bywam w domu. Nawet nie wiesz, jak bardzo czasem chciałbym być znużony.
      ― Sam jesteś sobie winien. Trzeba było zostać bibliotekarzem ― odparł Lavert, uśmiechając się pobłażliwie. ― Wtedy do woli mógłbyś się cieszyć swoją prześliczną małżonką i uroczym bobasem. Wiesz, właściwie nadal możesz zrezygnować. Nikt by za tobą nie tęsknił.
    Edgar popatrzył na niego, wzburzony.
      ― Skąd wiesz o dziecku?
    Jego ostry ton nie wywarł jednak na Lavercie większego wrażenia.
      ― Od pana ministra ― odpowiedział niedbale Challant i odłożył łyżeczkę na talerzyk. Przechyliwszy głowę, wbił w mężczyznę spojrzenie, które wyrażało uprzejme zainteresowanie, przemieszane z nutką rozbawienia.
      ― Jesteś blisko z moim bratem, prawda? ― w głosie Edgara dało się słyszeć coś, co do złudzenia przypominało zazdrosną nutę.
      ― Pan minister jest niezwykle intrygującą postacią ― przyznał Lavert bez większego zawahania i mrugnął do byłego kochanka. ― Zdeterminowany, niepomny konwenansów i niebywale uprzejmy. Gdyby zaś wolno mi było ocenić go prywatnie, dodałbym, że niczego mu nie brakuje.
      ― I podatny na twój urok.
      ― Hm. ― Lavert uśmiechnął się kącikiem warg, teraz już jawnie rozbawiony. ― Przemawia przez ciebie aurorska paranoja… czy zwykła zazdrość?
      ― Troska.
      ― Nie musisz się o niego troszczyć, ja robię to doskonale.
      ― Niewiele rzeczy mnie bardziej niepokoi.
    Rozbawiony pierwotnie uśmiech przypominał teraz groteskowy grymas szykującego się do ataku drapieżnika. Edgar podniósł się z miejsca i zostawił Laverta przy stoliku, odprowadzony niechętnym spojrzeniem, w którym czaiła się jakaś nuta żalu.

    Kilka dni później Edgar próbował dostać się do gabinetu swojego przełożonego. Choć Ludwig Barthorn powinien być w biurze, drzwi były zamknięte, a ze środka nie dobiegały żadne dźwięki. Skrzat domowy twierdził jednak, że szef biura aurorów jest w środku.
    Mężczyzna musiał poczekać na niewygodnej ławce, a kiedy drzwi się otworzyły, stanął w nich nikt inny jak Lavert.
    Na widok Edgara zrobił zaskoczoną minę, a potem jadowicie się uśmiechnął.
      ― Dzień dobry, panie Leverson-Gower.
    Przywitawszy się żywo, minął go zgrabnie i odszedł w swoją stronę.
    Ludwig Barthorn siedział za masywnym biurkiem, przerzucając dokumenty.
      ― Witaj, Edgarze. ― Podniósł na niego nieco przymglone spojrzenie. ― Dobrze, że pan jest. Pan Challant… ― Odchrząknął. ― Pan Challant właśnie przyniósł zgodę… to znaczy… brak zgody ministra na rozszerzenie poszukiwań Blackwooda poza granice Stanów. Pańska podróż do Paryża nie wchodzi zatem w grę, chyba że weźmie pan urlop i wybierze się tam zupełnie prywatnie. Pan Challant zadeklarował, że może pomóc w uzyskaniu pozwolenia na opuszczenie kraju.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Ready for another lie? Empty Re: Ready for another lie?

    Pisanie by Prince Charming Sro 20 Lut 2019, 19:57

    Edgar czuł, że nie pokona go Blackwood a biurokracja. Każdego dnia w Ministerstwie natykał się na stosy wielostronicowych raportów do wypełniania, których zresztą potem nigdy nikt nie czytał. Od rana odbywały się spotkania i ważne obrady, które niczego nie wnosiły. Miliony bezsensownych regulaminów i procedur, których nikt nie przestrzegał. A na dodatek długie minut spędzone na niewygodnych ławkach w oczekiwaniu na decyzję bądź rozmowę z przełożonym.
    Powinien przywyknąć, a jednak za każdym razem  zaskakiwało go i wyprowadzało z równowagi. Pozbawiony wyboru zajął wyznaczone miejsce, wykorzystując wolną chwilę na ułożenie przekonującej wymówki dla swojej żony. Powoli zaczynał się obawiać, że „walczę o lepszy świat dla naszego dziecka” przestaje być dostatecznie przekonujące.
    Gdy Lavert otworzył drzwi niemalże wpadł na stojącą przy nim dwójkę aurorów.
      ― Armaty z Chudley mają szansę na puchar w tym sezonie ― sekretarz kojarzył tego chłopaka, był stażystą z Departamentu Ochrony i Nadzoru nad Magicznymi Zwierzętami. Kompletnie niegroźny.
      ― Trzeci raz z rzędu?
      ― Tak! Joey Jenkins. To jego zasługa jest świetni przygotowany-
    Młody czarodziej nieustannie mówił podekscytowany, a jego starszy rozmówca odprowadzał właśnie spojrzeniem Laverta, wiedząc już, że tego dnia nie uda mu się niczego załatwić. Wszedł jednak chwilę później do gabinetu, siadając przed swoim przełożonym, na szczęście oddzielony od niego szerokim blatem masywnego biurka, bo jeśli nie ta drobna przeszkoda i Ludwig znalazłby się w zasięgu jego rąk, to z przyjemnością zacisnąłby palce na jego grubym karku.
      ― … brak zgody ministra na rozszerzenie poszukiwań Blackwooda…
    Edgar pozwolił sobie na pełen wdzięczności uśmiech, jednocześnie pod stołem zacisnął pięści do bólu.
      ― Tak, panie Barthorn. Pan Challant jest niezwykle czarującą i pomocną osobą.

    Następnego dnia strwonił cały poranek na próbach spotkania się z bratem, który świadomie go unikał. Minister wiedział, że czeka go niełatwa rozmowa z rozgoryczonym aurorem, a była to jednak z wielu niekomfortowych konwersacji w ciągu najbliższych godzin. Powoli zyskiwał pewność, że wszyscy gotowi są go obwinić nawet za kiepską pogodę.
    Niemalże dotarł do swojego gabinetu, kiedy w korytarzu pojawił się Edgar. Leverson-Gower Senior wstrzymał na moment oddech, tłumiąc w ten sposób cisnące się na usta przekleństwo.
      ― James! Zaczekaj.
      ― Widzisz, Edgarze. Bardzo się-
      ― Spieszysz? ― Zdążył już szybkim krokiem podejść do drzwi, przy których stał Minister.
      ― Tak. Mam ważne spotkanie.
      ― W takim razie przejdę się z tobą.
      ― Nie. Najpierw muszę się do niego przygotować ― James zacisnął mocniej dłoń na klamce do swojego gabinetu.
      ― James. Od miesięcy mnie unikasz.
      ― Oczywiście. Sprawiasz mi niemalże tyle samo problemów, co całe ministerstwo. A teraz przyszedłeś robić awanturę o brak zgody na ten twój szalony wyjazd. Nie rozumiesz? Lavert ma racje. Twoja eskapada może wpłynąć źle na nasze stosunki z Francją, nie wspominając o tym, że Wielka Brytania przygląda się całemu temu bałaganowi. Edgarze ― lekko tknął ramienia brata w łagodnym, uspokajającym geście, a z jego głosu wyraźnie przebijało zmęczenie. ― Powinieneś pobyć trochę w domu. Z rodziną.
      ― Pan Challant? To jego pomysł?
    Lavert mógł słyszeć całą tę konwersację, ponieważ rozgrywała się kilka kroków od jego biurka, tuż za drzwiami od gabinetu i wiedział, że musi interweniować, jeśli nie chce, by Edgar dopiął swego i przekonał brata.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Ready for another lie? Empty Re: Ready for another lie?

    Pisanie by Koss Moss Pon 25 Lut 2019, 22:14

    Lavert stanął przed lustrem, rozpiął guzik przy kołnierzu, schylił się i wyciągnął z szafki zdobioną butelkę brandy. Napił się; bursztynowa kropla spłynęła po bladym podbródku i oznaczyła lśniącym szlakiem grdykę. Popatrzył uważnie w oczy mężczyzny ze zwierciadła, a potem odwrócił się powoli i przesunął długimi palcami po spoczywających na biurku dokumentach, by na końcu sięgnąć po jeden z nich, opatrzony pieczęcią brytyjskiego ministra.
    Przybrał na twarz zmartwioną minę i szybkim krokiem ruszył do drzwi. Z impetem je otworzył i teatralnie chwycił się za pierś.
      ― Och. Ależ mnie panowie przestraszyli.
    Nawet nie drgnęła mu powieka.
      ― Panie ministrze. ― Położył dłoń na ramieniu mężczyzny i zajrzał mu z troską w oczy. ― Miałem właśnie pana szukać. Przyszedł list od Henryʼego Vardeliusa… Pozwoli pan, że omówimy to w środku…
      ― Obowiązki wzywają, Edgarze. ― Minister uśmiechnął się smutno i odebrał od sekretarza list. ― Lavert wystawi ci zwolnienie.
    Zniknął za drzwiami, zostawiając ich samych. Lavert patrzył wprost w oczy Edgara, niemal się uśmiechając. Tak będzie za każdym razem, mówiły jego oczy.
      ― Zapraszam, panie Leverson-Gower. To nie powinno zająć długo.
      ― A jakżeby inaczej.
    Lavert poszedł do półki z segregatorami i po krótkich poszukiwaniach wyciągnął adekwatny formularz. Położył go przed mężczyzną i przystąpił do parzenia herbaty, ignorując sowę, która właśnie wleciała przez uchylone okno, zarzucając biurko świeżą korespondencją. Działo się tak co chwilę – jednak ta sowa nie wyglądała na ptaka z ministerstwa i przyniosła tylko poranne wydanie gazety.
    Gdy Edgar po nią sięgnął, zobaczył na okładce zdjęcie brytyjskiego aurora.
    „Watler Borghost w Ameryce – czy pchnie śledztwo na nowe tory?”, głosił jeden z nagłówków, odsyłając czytelnika na stronę ósmą.
    Ktoś zaznaczył ją w kółeczko. Po otwarciu gazety na tej stronie Edgar zobaczył zdjęcie mężczyzny, które zostało zamaszyście przekreślone. Tylko tyle. Żadnych komentarzy.
    Stukot oderwał Edgara od przeglądania gazety. Lavert postawił przed nim herbatę i spokojnym gestem odebrał mu gazetę.
    Schował ją do szuflady i usiadł naprzeciwko.
      ― Kiepsko dobrany krawat ― stwierdził, podsuwając mężczyźnie kałamarz i pióro. ― Prezent od żony?
    Edgar wydawał się jednak zbyt skupiony na wypełnianiu formularza, by odpowiedzieć.
      ― Czym zawinił Walter Borghost? Źle dobranymi butami?
      ― Obawiam się, że nie rozumiem.
      ― A ja obawiam się, że rozumiesz. ― Auror z niecierpliwością złożył zamaszysty podpis na dole formularza i podsunął go Lavertowi. ― Coś jeszcze, czy mogę wrócić do swoich obowiązków?
    Lavert odebrał formularz i popatrzył na mężczyznę spod uniesionej brwi.
      ― Życzę miłego wypoczynku.

    Spóźnianie się jest w modzie – Lavert musiał wychodzić z takiego założenia przez całe życie, skoro nawet na bal na nowym statku przybył znacznie po czasie.
    Odprowadzony pod same schody przez Williama Cheshire, szefa działu kontroli praktyk czarnomagicznych, pożegnał się z nim krótkim uściskiem dłoni, szepcząc mu coś na ucho.
    Później naciągnął na oczy złotobrązową maskę ozdobioną ciemnozielonymi piórami, która doskonale komponowała się z bogato zdobionym surdutem w odcieniach brązu i starego złota przeplatanego szmaragdowym haftem.
    Już w porcie słyszał dźwięki muzyki wygrywanej przez zatrudnionych na tę okazję profesjonalistów, a na pokładzie, w luksusowej sali bankietowej, w połączeniu z zapachem dań i gwarem głosów, tworzyły one odurzającą atmosferę przyjęcia dla znanych i bogatych.
    Goliat był ogromną inwestycją, która miała stanowić nowy, szybszy środek transportu międzykontynentalnego dla czarodziejów, ale zdaniem Laverta nadawanie statkom tak pretensjonalnych imion było kuszeniem losu.
    Stąpając po białych, miękkich dywanach z kieliszkiem białego wina witał się z kolejnymi osobami, z niektórymi wymieniając jedynie podstawowe uprzejmości, a z innymi gawędząc dłużej.
    Wzrokiem szukał Waltera Borghosta. I ujrzał go – oczywiście – w towarzystwie Edgara. Ich spojrzenia się spotkały i Lavert nie miał już wyjścia – uśmiechnął się oszczędnie i ruszył w ich kierunku.
      ― Dobry wieczór, Edgarze. I dobry wieczór, panie Borghost. Lavert Challant, sekretarz Ministra. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
      ― Oczywiście, że nie ― odpowiedział Borghost, wyciągając do niego dłoń. ― Miło mi pana poznać i dziękuję za tak ciepłe przyjęcie. Słyszy się, że Brytyjczycy nie są tu mile widziani, tymczasem nie spotkałem się jeszcze z waszej strony z niczym innym, jak tylko zachwycającą gościnnością.
      ― Cenimy ciężką pracę, panie Borghost. ― Uśmiechnął się oszczędnie i uniósł kieliszek, spod długich rzęs uparcie spoglądając brytyjskiemu gościowi w oczy. Słyszał o jego słabościach; wiedział, dlaczego to jego wybrał Blackwood. ― Wznieśmy kieliszki za to czarujące spotkanie. Naprawdę długo marzyłem o tym, by zamienić z panem kilka słów.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Ready for another lie? Empty Re: Ready for another lie?

    Pisanie by Prince Charming Pon 08 Kwi 2019, 17:39

    Dla człowieka czynu, bal musiał być okropną udręką. Edgar był przekonany, że wieczór można było spędzić na wiele praktyczniejszych sposobów niż obdarowywaniu innych nieszczerymi komplementami i sztucznymi uśmiechami. Z poczuciem beznadziei i jednocześnie zachwycającą determinacją szarpał fular, próbując ułożyć go pod klasyczną, białą koszulą. Materiał wywijał się jednak, tworząc fałdy i wysuwając spod sztywnego kołnierza.
      ― Żeby to całe Ministerstwo chuj strzelił. Na czele z moim bratem i tym sukin-
      ― Jesteś gotowy? ― Do gabinetu zajrzała Cornelia z zatroskanym wyrazem na młodej twarzy. Ubrana w bordową suknię balową wyglądała zachwycająco, a Edgar nie mógł odmówić sobie przyjemności patrzenia na śliczną żonę. Dopiero po chwili gniewnie zmarszczył brwi.
      ― Wybierasz się ze mną? ― Zdziwienie w jego głosie dorównywało tylko nieskrywanej irytacji.
      ― Oczywiście ― pani domu lekkim krokiem zbliżyła się do swojego męża, nie zważając na marsowy wyraz jego twarzy. Na jej ustach gościł wesoły, figlarny uśmiech. ― Wstydzisz się, bo przypominam globus? ― Z czułością wygładziła wyraźnie zaokrąglony brzuch, który rysował się pod elegancką sukienką.
      ― Wiesz, że to nieprawda, ale byłbym spokojniejszy, gdybyś została w domu ― oznajmił stanowczo, próbując kolejnym szarpnięciem doprowadzić fular do porządku.
      ― Kochanie, ktoś musi pilnować twoich pleców ― puściła mu oczko, jednocześnie dotykając kołnierzyka. Wystarczyły dwa sprawne ruchy kobiecych dłoni, a fular natychmiast zajął należne mu miejsce.

    Od początku balu nie odstępował Borghost, pilnując go niczym wierny kundel. Gdy jednak do ich kompanii dołączył sekretarz, zrozumiał, że są wrogowie gorsi niż śmiercionośny urok lub eliksir w drinku. Był jednak bezradny wobec uprzejmości i zasad dobrego wychowania, choć miał najgorsze przeczucia i największą ochotę wyrzucić Laverta za burtę. Wiedział, że polityk nie jest nawet odrobinę w typie mężczyzn, których Lavert uwodził z przyjemnością, a może z przyzwyczajenia.
    Nieco otyły i na pewno za niski. Do tego z okropną manierą mlaskania i głaskania się po wydatnym brzuszku. A jednak to w jego kierunku Lavert posłał jedno z tych spojrzeń, od którego Ministrowi Magii uginały się przed nim kolana.
    Nic dziwnego, że tłuścioszkowi natychmiast zaświeciły się oczy, a na czole pojawiły się kropelki potu, które szybkim gestem starł chusteczką.
      ― To będzie dla mnie przyjemność ― oznajmił szybko, a następnie pociągnął łyk ze swojej szklanki. Nie wydawał się jednak zakłopotany. Był bogatym i wpływowym mężczyzną, przyzwyczajonym, że młodzi chłopcy szukają w nim protektora i widzą okazję do awansu.
      ― Bez wątpienia byłaby, ale obawiam się, że mój brat cię szukał w jakiejś bardzo pilnej sprawie ― Edgar do tej pory milczał, a teraz uśmiechnął się z podłą satysfakcją, wykorzystując brzydkie kłamstwo, by pozbyć się niebezpieczeństwa.

    Sponsored content

    Ready for another lie? Empty Re: Ready for another lie?

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Pon 20 Maj 2024, 13:37