Wygra ten, którego karmisz...

    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Nie 20 Sty 2019, 16:05

    Obudził go chłód ciągnący od pokrytej szronem leśnej ściółki. Nie trwało długo zanim ocknął się na dobre. Poderwał się z prowizorycznego posłania z czujnością spłoszonego zwierzęcia, ale zaraz pożałował tego nagłego zrywu. Ból poobijanych żeber pozwolił jedynie na żałosne jęknięcie, które wydobyło się spomiędzy spierzchniętych ust razem z obłoczkiem pary. Szybko zrozumiał, że nie może sobie pozwolić na takie szafowanie ruchami. Skupił uwagę na swoim ciele szukając innych... dolegliwości. Stłuczone przedramię, tępe pulsowanie w głowie, żadnych opatrunków... Ból nie zawsze był zły. Dzięki niemu przynajmniej wiedział, że nadal żyje i posiada wszystkie części ciała. Skrzywił się znów. Tak zdecydowanie wszystkie.

    Wydostał się spod wełnianego płaszcza robiącego za okrycie i wstał ostrożnie. Musiał rozruszać zesztywniałe mięśnie. Miał wrażenie, że krew mu zgęstniała i z trudem przeciska się przez żyły. Słyszał ją w tej przejmującej ciszy. Rozejrzał się dookoła. Koń stał posłusznie nieopodal pomimo, że nie był przywiązany. To po to, żeby dać zwierzęciu szansę na przeżycie, gdyby w nocy podeszły ich wilki. Wiedział to, ale nie pamiętał skąd... A gdzie drugi? Były przecież dwa. Zignorował tę myśl.

    Nic dziwnego, że zamarzał pośrodku lasu. Nikt nie przypilnował ogniska, które właśnie dogorywało. Mimo to spróbował ogrzać dłonie nad ciepłym popiołem. Przez dłuższą chwilę przyglądał się palcom w tępym zamyśleniu, jakby miały dać mu odpowiedź na pytanie, którego jeszcze nie zadał. Obtarte nadgarstki.

    Coś...  było nie tak. Rozpoznał to okropne uczucie od razu, ale nie potrafił go uchwycić. To zawsze jak bezskuteczna próba przypomnienia sobie snu o poranku. Niechętnie podniósł spojrzenie w górę i z przestrachem przysiadł znów na zmarzniętej ziemi. Nic dziwnego. Ponury widok wisielca podwieszonego na poskręcanej gałęzi był odpychający, ale również trzeźwiący.
    – O nie... Nie – zaprotestował ze współczuciem dla ofiary i być może z żalem dla oprawcy. – Dlaczego..?
    Oprócz tego w jego głowie pojawiło się na raz mnóstwo pytań. Szybko, ale dość niezdarnie poderwał się z ziemi, aby podejść do konia. Przerył torbę przy siodle w poszukiwaniu grubego dziennika. Przejrzał w pośpiechu ostatnio zapisane kartki.
    Trzeba znaleźć kogoś innego” przeczytał ostatnie nakreślone zdanie.
    – Tak, to na pewno... – wymamrotał pod nosem w odpowiedzi zdobywając się nawet na odrobinę ironii, ale to nie poprawiło mu humoru. Data wskazywała na to, że minęły...
    – Dwa tygodnie?!
    Dając upust swojej bezsilności i zawiedzeniu zamknął z trzaskiem dziennik i zerknął przez ramię na wisielca.
    – Jak zwykle najgorsza robota zostaje dla mnie...
    Musiał pomyśleć chwilę. Popatrzył na jego twarz. Matka powiedziała mu kiedyś, żeby nie bał się patrzeć na nieboszczyków, bo przecież tylko śpią. Ale on bardzo dobrze potrafił odróżnić trupa od śpiącego człowieka. Ta specyficzna martwota, która upodabniała ich do zimnego kamienia, była tak wyrazista, że nie pomylił się jeszcze ani razu. Ten miał otwarte oczy, więc na pewno nie uciął sobie drzemki. Ale nigdy nie bał się nieżywych ludzi. Szczególnie tych, który znał.
    – Zastanawiam się, jak ty to robisz... – mamrotał pod nosem, jakby mówienie na głos miało mu pomóc, kiedy wdrapywał się na niższą gałąź, żeby odciąć linę. – Żeby go tu przywiązać trzeba było co najmniej dwóch ludzi... Za każdym razem musisz być taki... widowiskowy? Nie łatwiej było go udusić we śnie? Och, nie... – westchnął ciężko opamiętując się. – Nie, wcale nie chciałem tego powiedzieć. Najlepiej byłoby go nie zabijać...
    Jednak rzeczywistość była inna. Sztywne ciało opadło bezwładnie na zamarzniętą ziemię. Skrzywił się z poczuciem winy.
    – Wybacz... – powiedział do biednego nieboszczyka, bo mimo wszystko nie chciał bezcześcić zwłok. A przynajmniej nie bardziej niż to było konieczne. Podszedł do niego i spróbował odsupłać starannie zawiązaną pętlę z szyi trupa. To nie było łatwe. Palce drętwiały mu z zimna, a martwe ciało stężało. Ostatecznie odciął sznur, a ocalałą resztę nawinął starannie na łokieć.

    – Nie robię nic złego – znów mówił do siebie, kiedy przeszukiwał poły ubrania wisielca. No nie całkiem do siebie. – Nie wywiązałeś się z naszej umowy, więc zwyczajnie muszę poprosić cię o zwrot zaliczki. Tobie te pieniądze już się nie przydadzą... – wygrzebał w końcu sakiewkę, która wydawała mu się większa, kiedy mu ją wcześniej wręczał. – ...a mi owszem. Poza tym na pewno chciałbyś być uczciwym człowiekiem, żeby dobrze cię zapamiętano po śmierci. Ja tak zrobię, będę cię dobrze wspominał, chociaż nie znaliśmy się zbyt długo...

    Pozbierał kilka rzeczy z prowizorycznego obozowiska i już miał się stąd wynosić, kiedy jeszcze raz spojrzał na wisielca żałośnie porzuconego pod drzewem, na którym sczezł tej nocy. Westchnął i poświęcił jeszcze chwilę, żeby przeciągnąć ciało i oprzeć je plecami o drzewo twarzą zwróconą na wschód.
    – Zaraz wzejdzie słońce. Czasem warto się zatrzymać i po prostu podziwiać ładne widoki. Pewnie dużo nie zobaczysz, ale... Ta. Bywaj.

    Z bolesnym stęknięciem wdrapał się na koński grzbiet i zarzucił na głowę kaptur. Zima w tym roku zamierzała chyba mścić się za piękne lato, a jeszcze nie spadł nawet pierwszy śnieg.
    – W porządku... koniu. Ech, czy to nie krępujące, że podróżuję na twoim grzbiecie ponad dwa tygodnie, a nadal nie wiem jak się nazywasz? Nie, dla ciebie pewnie nie, jesteś koniem. Drepczesz tam, gdzie cię pokierują. Więc... – westchnął i rozejrzał się na boki, bo nie miał bladego pojęcia, gdzie ma wspomnianego konia pokierować. – Gdzie ja, do cholery, jestem? Wiem o czym myślisz, ale mapa jest bezużyteczna skoro nawet nie wiem, do czego się odnieść. Wspaniale... W takim razie, koniu... Prawo czy lewo?
    Skinął zgadzając się z odpowiedzią, której nie uzyskał.
    – A więc niech będzie środek.

    Nie popędzał konia pozwalając mu dreptać swoim tempem pomiędzy drzewami. Czasem zerkał w stronę wschodzącego słońca i wracał myślami do wisielca zazdroszcząc mu tego, że nie musi mrużyć oczu. Jednak głównie zajmował się rachowaniem pieniędzy, które mu pozostały. Musiał odłożyć kilka monet na bieżące wydatki, a za resztę... Za resztę niewiele mógł zrobić. Trzeba było coś na to zaradzić.
    – Jak myślisz ile jesteś wart, koniu? Nie traktuj tego osobiście, nic do ciebie nie mam. Po prostu potrzebuję pieniędzy... Nie oddam cię byle komu, obiecuję.
    Prawdopodobnie dalej prowadziłby jednostronny dialog ze swoim wierzchowcem, ale w oddali dostrzegł poruszającą się sylwetkę. Zanim zdecydował się ruszyć na spotkanie, wpierw starał się ocenić, czy to bezpieczne. Ale za pytanie o drogę jeszcze nikogo nie próbowali zabić. Chyba.
    – Witaj... wędrowcze – spróbował przyjaźnie zagaić rozmowę z nieznajomym, kiedy zbliżyli się do siebie na tyle, aby mógł go usłyszeć, ale wyszło po prostu głupio. Sztuczny entuzjazm w jego głosie wskazywał na to, że ta podróż nie sprawia mu takiej przyjemności, jaką by mogła. A może to wina tego posiniaczonego i odrapanego policzka? – Wiesz jak trafić stąd do najbliższego miasta?


    Ostatnio zmieniony przez psychopath dnia Nie 07 Cze 2020, 19:18, w całości zmieniany 2 razy
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Pon 21 Sty 2019, 14:17

    Wygra ten, którego karmisz... 62dc16cd5888aad1ed985dc996b13f9b
    Rhysand 'Ris'



    Poranki. Nie przepadał za porankami, nie gdy był w tak długiej i męczącej podróży. Miał wrażenie, że także jego wierzchowcowi się ta podróż nie podobała. Pewnie zbyt mało zielonych liści, które mógłby zjadać. Mężczyzna nie przepadał za tym obmierzłym szronem, pojawiającym się w tych okolicach. Także za delikatnymi igiełkami mrozu, które atakowały jego nos, łydki – choć tu nie wiedział, czy to czasami nie zmęczenie mu doskwiera, bo dłonie też lekko cierpły. Wyciągnął je z poły grubego płaszcza i poruszył palcami.
    — Tak, to zdecydowanie zmęczenie. — Westchnął cicho, przesuwając w końcu dłoń o dłoń by je nieco rozgrzać. Prawdopodobnie gdzieś w jukach miał swoje rękawice, ale aktualnie był w takim stanie, że nawet nie chciało  mu się pochylić i ich poszukać.
    Zresztą, do miasta nie było już tak daleko, a wiedział, że tam zazna i ciepłej strawy, a co ważniejsze gorącej kąpieli ­– o tym marzył już od jakiegoś czasu.
    Może nawet wziąłby ją z kimś, ostatecznie porządny masaż też by mu się przydał. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie, poklepując w końcu pękatą sakiewką przy pasie. Uczciwie zarobione pieniądze, o ile komuś nie przeszkadza machanie orężem i wybijanie celów na swojej drodze.
    W zasadzie walka chyba była jedną z niewielu rzeczy, które go nie wkurwiały, lub chociaż nie irytowały. Lubił to co robił, były z tego zawsze dobre pieniądze, czasami wpadało w łapy coś dodatkowego – szczególnie  gdy właściciele gryźli piach, to po co miało by się marnować. Poza tym wreszcie natrafił na całkiem interesujący ślad i przy odrobinie szczęścia, dużej dozie perswazji na odpowiednich ludziach, może wreszcie znajdzie winowajcę.
    — Dokładnie tak... — Mruknął pod nosem, do swoich myśli. Przesunął palcem po medalionie ukrytym pod koszulą i grubą kamizelką. Tak, zdecydowanie się opłacało... Najemnik by uczcić ostatni etap tej cholernej wędrówki zapalił papierosa. Zaciągnął się mocno i dmuchnął w górę z zadowoleniem.
    Paskudny uśmiech ozdabiał jego usta i nadawał - całkiem przystojnej twarzy - nieco upiorności. Choć nie tylko to. Pomimo szczerych chęci najemnika i prania śladów krwi nad rzeką, jego ubranie nadawało się jedynie do spalenia, w mieście zamierzał zakupić coś nowego.
    Całości wyglądu dopełniał mały arsenał jaki ze sobą wiózł.
    Kusza przytroczona do boku siodła, tak samo jak i pochwa na miecz - poza tym z boku uda miał jeszcze sztylet, który w każdej chwili mógł szybko dobyć. Palce nagle nerwowo zadrgały nad kuszą, gdy w oddali dojrzał nieznajomą sylwetkę, wydawało mu się i zresztą całkiem słusznie, że mężczyzna będzie coś od niego chciał. Ale przecież bezmyślnie strzelać nie będzie na szlaku. Zwolnił więc i poczekał grzecznie by się dowiedzieć, co też ktoś mógłby od niego chcieć.
    Zielonawe oczy spojrzały na obcego, jego udawany entuzjazm aż nadto dało się wyczuć. Jednak poza tym, najemnik nie dojrzał nic podejrzanego i niepokojącego w otoczeniu, a sam mężczyzna nie wyglądał na kogoś, kto mógłby polować właśnie na niego. Odetchnął raz i drugi, po czym splunął przez ramię.
    — W zasadzie to wiem — powiedział i wydawało się, że nie doda nic więcej, jednak raczył łaskawie dokończyć wypowiedź — bo też tam jadę. Możemy ruszyć razem, został nam może z dzień drogi na moje wyliczenia. Dojedziemy o zmierzchu. Ale uprzedzam... bez głupich numerów. — Tu poklepał się po udzie wskazując na broń, choć chyba tylko ślepiec by nie dojrzał, że z faceta nie jest byle "niedzielny" turysta.
    — Długa podróż? — Zagaił rozmowę, bo skoro już jedzie z kimś to nie musi ciągle milczeć lub gadać do konia, choć gdyby musiał się zamknąć, to też niespecjalnie by mu zawadzało. Już taki był... potrafił dobrze się dostosować do panujących warunków.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Wto 22 Sty 2019, 15:33

    Sięgnął dłonią do kaptura, żeby zsunąć go na tył głowy i odsłonić twarz, jakby chciał pokazać, że nie ma nic do ukrycia, a jego zamiary są czyste. Sztuczny entuzjazm w zachowaniu młodzieńca - ponieważ na oko nie mógł tak dawno przekroczyć dwudziestu lat - nie był podyktowany fałszem. Po prostu zmęczenie zwyciężyło dobre chęci. Nawet jeśli próbował wyglądać pogodnie, to nie był w stanie ukryć wycieńczenia.
    – Ja... byłbym bardzo wdzięczny – odpowiedział z zadowoleniem, ale również z zaskoczeniem na propozycję nieznajomego. Nie liczył na nic poza wskazaniem kierunku, a los zesłał mu przewodnika. – Nie sprawię problemów – pokręcił głową przenosząc spojrzenie od oczu mężczyzny na jego sztylet, a później znów na jego twarz.

    Nie powiedział już nic więcej i poczekał aż mężczyzna pierwszy ruszy dalej.
    Trzymał się pół kroku za swoim przewodnikiem. Nie wynikało to z uprzejmości, ale ostrożności. Powierzchowność i ekwipunek najemnika spełniała swoje zadanie. Nie dość, że posiadał dobrej jakości broń, to wyglądał na człowieka, który wie, jak jej używać. Podczas samotnej wędrówki po szlaku to z pewnością bardziej pomagało niż przeszkadzało odstraszając potencjalnych napastników. Chłopak przyjął ten fakt z należytym respektem, ale również z ulgą, z której jeszcze nie zdawał sobie sprawy. Cieszył się z tego spotkania. Tak jak zagubiony i zmarznięty wędrowiec cieszy się z widoku drugiego człowieka. W dodatku takiego, który o podróżowaniu musiał wiedzieć zdecydowanie więcej. Wbrew zdrowemu rozsądkowi poczuł się bezpieczniej. Przynajmniej przez chwilę.

    Starszy mężczyzna pierwszy przerwał ciszę, ale nie na długo.
    – Mhm – chłopak przytaknął skinieniem głowy po chwili wahania. Uznał, że taka informacja powinna wystarczyć, bo ciągnięty za język, na pewno pogubiłby się w zeznaniach i musiał opowiedzieć o czymś, o czym mówić nie miał ochoty. Szczególnie, że sam był trochę zdezorientowany. Milczał, tak jak milczy się w obecności ludzi, których jeszcze się nie zna, ale niekoniecznie ma ochotę się poznać. Gdyby tylko zdobył się na więcej śmiałości, to zadałby mu mnóstwo pytań, które przychodziły mu do głowy. Zamiast tego dusił je w sobie i sam próbował na nie odpowiadać, kiedy ukradkiem obserwował mężczyznę. Czy jego zacięte spojrzenie ma coś wspólnego z jego charakterem? Czy używa miecza do honorowej walki? Czy mieszka w mieście, do którego zmierzają? Skąd się wzięły te plamy krwi na koszuli...

    Sięgnął do tyłu, żeby spod skórzanej klapy wyciągnąć broń. Nieco nierozważnie, bo jego towarzysz mógł to uznać za próbę sprzeciwienia się ich “umowie”. Ale jedyne co chłopak zrobił, to przypiął sztylet na widoku pod ręką i daleki był od niehonorowego wykorzystania mizerykordii. Być może po prostu zainspirował się swoim towarzyszem, jak mały chłopiec, który naśladuje starszego brata lub ojca i po namyśle doszedł do wniosku, że lepiej trzymać takie rzeczy na wierzchu. Nawet jeśli nie miał zamiaru dźgać nikogo, to warto było pokazać, że nie jest bezbronny. Albo chciał dać najemnikowi do zrozumienia, gdzie przebiega granica ich wzajemnego zaufania, która wynikała z wewnętrznego dialogu młodzieńca, o którym mężczyzna nie miał przecież pojęcia...

    Jeśli najemnik spojrzał wtedy na niego, to chłopak uśmiechnął się krótko, jakby chciał powiedzieć, że to przecież nic takiego. Odwrócił trochę nieobecne spojrzenie, zanim zostałby przyłapany na gapieniu się o jeden raz za dużo. Sama świadomość sprawiła, że poczuł się jeszcze bardziej nieswojo. Albo to coś innego. Zawiercił się w siodle prostując plecy. Przetarł czoło wierzchem dłoni zbierając ze skóry kilka kropel sperlonego potu. Nie wiedział, co się z nim działo przez ostatnie dwa tygodnie, ale z pewnością nie czuł się najlepiej. Kiedy jadł coś po raz ostatni? Ale nawet w tym momencie trzymał się głupio swojej obietnicy. Nie chciał sprawiać kłopotu, ani narzekać na dłużącą się podróż.

    Po kilku kolejnych metrach zsunął się z siodła i upadł nieprzytomny na ziemię.
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Sro 23 Sty 2019, 12:49

    Mężczyzna obserwował spokojnie młodszego od siebie, choć nie mogło ich dzielić więcej niż sześć może siedem lat. Zresztą teraz to trudach podróży on sam pewnie wyglądał na bardziej steranego życiem niż zazwyczaj i takie ocenianie nie było miarodajne. Odetchnął cicho, wyzbywając się resztek wyuczonej ostrożności i nawet zdobył się na nikły uśmiech w stronę młodego, z lekkim rozbawieniem przyjmując jego zaskoczenie. Nie każdy na szlaku przecież musi być skończonym bucem, a jemu korona z głowy nie spadnie jak do miasta poprowadzi jakiegoś zagubionego młokosa.
    No właśnie. Ciekawe skąd ten chłopak się tu wziął. Zauważył, że nie był zbyt rozmowny. Może spotkało go coś nieciekawego podczas podróży i stąd ta rezerwa do niego? Albo uciekał przed czymś, jak zresztą wiele razy on sam. Tak, to było by zrozumiałe i najemnik ten fakt w pełni akceptował, dlatego też już nie dręczył młodego chłopaka pytaniami i to prostu ruszył przed siebie, nie mając pojęcia jakie pytania kłębią się pod czupryną jego nowego towarzysza, choć gdyby chciał pewnie by część zgadł. Jak chociażby te o krwi.
    Kątem oka dojrzał jak ten się mu przygląda, ale tego jeszcze nie skomentował, bo dużo osób i często mu się przyglądało... Dopiero, gdy ujrzał jak młodszy poprawia broń to lekko zmarszczył brwi, bo nie lubił takich podchodów i lepiej dla młodego, że nie wziął tego za afront. Jednak ten tylko przypiął broń w bardziej widocznym miejscu. Mężczyzna lekko pokręcił głową, sam do siebie bo chyba to miesiącu jeżdżenia był zdecydowanie przewrażliwiony na punkcie zamachu na swoje życie. Przecież nie każdy jest najemnikiem, a już na pewno nie każdy szuka tego, co on... zresztą w tym wypadku i tak był bardzo ostrożny i nie zostawiał śladów.

    Kołysał się na siodle, pogrążony we własnych myślach, aż nagle jakieś głuche łupnięcie z tyłu je przerwało. Mężczyzna ściągnął wodze i w momencie się odwrócił, nie wiedzieć czemu sądził, że jednak młody coś odpierdala i chce go zaatakować. Ale nie spodziewał się zemdlonego chłopaka.
    Kurwa.  — Warknął pod nosem i zeskoczył z wierzchowca, by podejść do młodszego i sprawdzić co z nim.  Z bliska wystarczył mu rzut oka na jego twarz.
    No kolego, za dobrze to z tobą nie jest. — Poklepał go lekko to spoconym policzku, co przy takiej pogodzie było dziwne i jak nic świadczyło o wyczerpaniu albo chorobie. Uświadamiając sobie to szybko cofnął dłoń i wytarł o ubranie chłopaka. Jednak nie zamierzał go tak perfidnie zostawić na szlaku, nie był skończonym gnojem.
    Nie pisałem się na robotę niańki. — Wymruczał pod nosem i przerzucił nieprzytomnego, ale oddychającego chłopaka przez swoje siodło. Ufał swojemu koniu i wiedział, że ten nie zrzuci zemdlonej księżniczki. Wsiadł na konia młodego i pokierował się dalej szlakiem, by znaleźć dogodne miejsce na mały postój. Tak musiał zrobić przerwę, bo chłopak nie kontaktował, a do miasta było na tyle daleko, że nie chciał podjąć się wjechania tam z półżywym człowiekiem na jego siodle.

    Niedługo potem znalazł odpowiednie miejsce na postój, z dala od drogi, gdzie mógł rozpalić ognisko i przyrządzić w spokoju strawę. Konie zostały rozsiodłane i teraz wesoło grzebały kopytami w lekko zmarzniętej ziemi, pewnie szukając jakiś resztek zielonej trawy, czy innych chwastów by móc to zjeść. Tak, nie tylko ludziom przydał się ten postój, bo najemnik także czuł ból w czterech literach i ramionach. Przeciągnął się aż mu strzeliło w karku i poruszył ramionami, by choć na chwilę dać im wytchnienia. Zdecydowanie będzie chciał znaleźć jakąś miła masażystkę w mieście...
    Młody został ułożony na jakiejś skórze obok ogniska i chwilami wydawało się, że wygląda nieco lepiej, ale jeszcze nie odzyskał przytomności, lub jeśli odzyskiwał to mężczyzna akurat to przeoczył.
    Za ten czas starszy mężczyzna mógł w spokoju dokończyć przyrządzanie ciepłego posiłku, a także zagotować wodę na zioła. Nie bardzo wiedział co temu leżącemu tam jest, ale znachor uczył go, że takie zioła jeszcze nikomu nie zaszkodziły, a mogły tylko pomóc. Tak samo, jak jedzenie.
    Najemnik przemieszał jedzenie w garnuszku, dołożył do ognia, po czym zajął się młodym i próbował napoić go wywarem z ziółek. Miał wprawę w wlewaniu różnych substancji na siłę, to też całkiem sprawnie mu to poszło i to chwili kubek był opróżniony, a on sam usiadł sobie obok chłopaka i czekał na wynik jego terapii. W pogotowiu obok stała miska z czymś co chyba miało być podróbką gulaszu. Nie mniej, pachniało zachęcająco i już sam zapach powinien młodego wyciągnąć z tej słabości i skłonić do otwarcia oczu.
    A jeśli nie...
    No, kurwa wstawaj śpiąca królewno... — Poklepał go znów to policzku, tym razem intensywniej i trochę poszczypał, żeby nadać bladości więcej kolorów życia. Równie dobrze mógłby teraz przeszukać jego juki i odzienie... ale przecież nie był pospolitym rabusiem. No chyba, że młodemu się zemrze nagle, wtedy szkoda by się zmarnowało. Sięgnął po swoją miskę i zajął się pożeraniem gulaszu, stwierdzając w duchu, że nie wyszedł mu taki zły na jaki wyglądał.
    Nie zdychaj mi tu, bo nawet nie wiem jakie imię by ci dać na krzyżu. Mh? — Przyjrzał się uważniej chłopakowi, zastanawiając się jak wpakował się w to wszystko.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Sro 23 Sty 2019, 15:16

    Istotnie, nie było z nim za dobrze, więc nieprzytomny musiał zdać się na łaskę czy niełaskę napotkanego na szlaku mężczyzny. Ale najwyraźniej opatrzność czuwała nad młodym człowiekiem, bo jego podróż nie miała skończyć się już tutaj. Doceni to prawdopodobnie później, bo teraz zwisał głową w dół niezdolny do czegokolwiek. Jak na takiego wymizerowanego młodziana odznaczał się dość krzepkim ciałem, co pewnie nie było ułatwieniem przy pakowaniu go na koński grzbiet, ale także podpowiedzią, że za jego stan należy winić chorobę, a nie tylko wycieńczenie.

    Ciepło bijące od ogniska sprawiło, że jego świadomość jeszcze bardziej się rozleniwiła i półprzytomny bez protestu przyjmował wszystko, co się z nim działo. Łącznie z wypiciem ziółek. Nawet się nie skrzywił, choć pewnie smakowały okropnie. Najemnik, choć tak niechętnie niańczył chłopaka, to radził sobie z tym całkiem dobrze i już niedługo mógł obserwować pierwsze efekty.

    Chłopak skrzywił się czując jak szorstka dłoń dręczy jego policzek.
    – Ręce masz tak samo nieprzyjemne jak język... – wymamrotał z wyrzutem pijąc zapewne do niewybrednego słownictwa najemnika i odepchnął natrętną dłoń od swojej twarzy. Nieświadom jeszcze tego, jak sam niewdzięcznie się zachowuje otworzył oczy, żeby spojrzeć na mężczyznę, którego rozpoznał od razu. Dopiero teraz oprzytomniał. Znów poderwał się gwałtownie i znów tego pożałował...
    – Ech...  – westchnął żałośnie i spróbował usiąść. Poczuł nagły uścisk w żołądku, który kategorycznie zaczął dopominać się o jedzenie, kiedy tylko nos wyczuł zapach gulaszu. Spojrzał na miskę, ale zachował jeszcze resztki ogłady i nie rzucał się na strawę jak wygłodniałe zwierzę.

    Nie wiedział jak długo był odcięty od świadomości. Wiedziony doświadczeniem liczył się z tym, że mogły minąć godziny, dni albo tygodnie. Szybko jednak przekalkulował, że mieli dotrzeć do miasta do końca dnia, a skoro nadal byli na szlaku... Odetchnął z ulgą.
    – Nie wybieram się jeszcze na drugą stronę, ale dobrze wiedzieć, że nie zostawiłbyś mojego truchła wilkom na pożarcie. To bardzo...  pokrzepiające – powiedział odnajdując wzrokiem swoje rzeczy odłożone obok i konia stojącego nieopodal.
    – Straciłem przytomność... – bardziej stwierdził, niż zapytał. Ciemnoniebieskie oczy wpatrujące się w mężczyznę wyraźnie zdradzały, że ich właścicielowi jest naprawdę głupio z tego powodu. – Ale chyba już mi lepiej. Wybacz, że opóźniam cię w podróży. I oczywiście dziękuję, że mi pomogłeś i nie porzuciłeś mnie tam, na środku drogi – machnął niepewnie ręką w bliżej nieokreślonym kierunku, bo tak naprawdę nie do końca wiedział, gdzie teraz jest wspomniana droga. – I że nie poderżnąłeś mi gardła, i nie zabrałeś moich rzeczy, ani konia... Wcześniej myślałem, że byłbyś do tego zdolny, ale widać nie powinienem sądzić ludzi po pozorach... albo podsuwać im pomysłów. Jestem Theo – uciął w końcu ten potok nazbyt szczerych słów i wyciągnął dłoń w stronę mężczyzny.
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Sro 23 Sty 2019, 16:24

    Chłopak faktycznie miał szczęście, że nie trafił na jakiegoś paskudnego oprawce, który teraz chętnie wykorzystałby jego ciało do różnych zakazanych rzeczy, czy też na końcu nie zostałby sam na polanie. Nagi i bez swojego konia i rzeczy.
    Najemnik jednak nie był takim typem człowieka, lub dobrze to maskował. W każdym razie zioła jak i zapach gulaszu otrzeźwiło młodego, choć prawdopodobnie była to zasługa tego namiętnego szczypania to policzku. Mężczyzna zaśmiał się ochryple i pokręcił tylko głową, jak widać niespecjalnie przejęty niewdzięcznością młodszego. Ale już go nie dręczył i zajął się swoim jedzeniem, jednocześnie dalej z uwagą obserwując chłopaka, tak kontrolnie.  Widział jak ten zerka na miskę, którą dla niego przygotował. Chłopak strasznie musiał się pilnować by od razu łapczywie jej nie porwać sobie pod brodę. Musiał być głodny.
    Sam najemnik miał w głowie kilka pytań co do niego, ale na razie nie chciał by wyszły z jego ust, po części to nawet odpowiedzi młodego niespecjalnie go interesowały i chyba też nic by nie wniosły do jego życia... Przynajmniej teraz tak sądził.  Wyjątkiem było imię. Podczas wędrówki, czy nawet teraz głupio będzie się do niego ciągle zwracać per młody, albo szczylu.
    Podsunął młodszemu miskę, prawie kładąc mu ją na kolanach i lekko zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy aby młokos da radę w ogóle dalej podróżować. Cholera wie co mu było.
    Skoro się nie wybierasz to jedz. Do miasta jeszcze zostało nam kilkanaście kilometrów, a nie zamierzam cię znów zbierać z ziemi.
    Zauważył mężczyzna, może zbyt chłodno ale na pewno pragmatyzm przez niego przemawiał. Władował sobie do ust jedzenie, pomagając przy tym nieco czerstwym chlebem. Nie spodziewał się, że chłopak nagle tak się rozgada. Wszystko to przyjął ze spokojem, pozwalając mu się wygadać i przy okazji dowiedzieć się o sobie kilku faktów.
    Zaśmiał się cicho, wcale nie zrażony takimi wnioskami młodego. No tak, nie on pierwszy miał takie wrażenie spotykając najemnika. Nie miał zbyt wesołej mordy, wyglądał jak wyglądał – szczególnie teraz, z ubraniem umorusanym źle dopraną krwią. I raczej nie była to krew mężczyzny, ale kogoś innego i pewnie tamta osoba była już trupem, albo przynajmniej porządnie pokiereszowana.
    Wyszczerzył się krzywo do młodego.
    Hmmm. W twoich rzeczach i tak nie było nic ciekawego... — Powiedział zerkając na reakcję chłopaka. Iskierka w oku najemnika świadczyła o tym, że raczej żartował. Raczej.
    Skoro młodszy postanowił zdradzić imię, nie zostało mu nic innego jak i też wyjawić swoje.
    Mów mi Rhysand. — Odparł to chwili i uścisnął wystawioną w jego kierunku dłoń. Po czym ponownie zajął się wygrzebywaniem resztek gulaszu w milczeniu, gdy skończył wytarł usta rękawem i zerknął znów na Theo.
    Skończyłeś? Powinniśmy się zbierać. — Zarządził, jednocześnie nijak nie reagując na całą tą przemowę chłopaka. No bo co też miał powiedzieć? Na tę chwilę miał inne zmartwienia niż przejmowanie się obawami nowo poznanej osoby. Szczerze ten postój był i tak dłuższy niż pierwotnie zakładał na ten odcinek trasy. Jeżeli nie nadgonią do miasta mogą dotrzeć dość późno, a wtedy nie wiadomo czy przy bramie ich wpuszczą. Różnie to bywało w tych stronach, a on naprawdę nie miał ochoty na kolejne nocowanie pod gołym niebem.
    Cmoknął na swojego konia, przywołując go ku sobie, by móc go osiodłać i schować rzeczy.
    —  To omdlenie, przez chorobę, czy głód? — Lekka podejrzliwość zakradła się na oblicze Rhysa.
    Jeżeli nie nadążysz za mną na szlaku, nie będę na ciebie czekać. — Zwinął skórę na której siedział i wsunął za tylny łęk. Spojrzał jeszcze raz na obozowisko, ale już wszystko zabrał i teraz tylko czekał aż młody się ogarnie. No i przy okazji odpowie na jego pytanie.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Sro 23 Sty 2019, 18:12

    Chłopak nie miał zamiaru odmawiać z grzeczności zanim poczęstuje się gulaszem. Zabrał się do jedzenia od razu. I może lepiej, bo nie mógł nic odpowiedzieć z pełnymi ustami, kiedy mężczyzna zaczął temat jego rzeczy. Chłopak pewnie by odparował, że ten nie szukał zbyt dokładnie, ale zanim zdążył przełknąć jedzenie, przemyślał to jeszcze raz. Po co miał go do tego zachęcać? Uśmiechnął się tylko krótko, dając do zrozumienia, że załapał żart.
    – Rhysand – powtórzył, żeby lepiej zapamiętać – naprawdę jestem ci wdzięczny. Jeśli nadarzy się okazja, to jakoś spłacę swój dług - powiedział już trochę pewniej. Sprawiał wrażenie bardzo honorowego młodego człowieka i nawet jeśli nie powiedział tego na głos, to był świadomy, że gdyby los nie postawił tego mężczyzny na jego drodze, to bardzo prawdopodobne, że byłby już martwy.

    Pokiwał głową pakując ostatni kęs chleba do buzi i na tyle sprawnie na ile mógł, zaczął zbierać się do dalszej drogi. Poobijane żebra nadal trochę dokuczały, a kiedy schylał się po siodło na chwilę pociemniało mu w oczach. Nie czuł się wyśmienicie, ale po napojeniu ziołami i misce ciepłego jedzenia - zdecydowanie lepiej. Może nie orientował się zbyt dobrze w terenie, ale z siodłaniem konia radził sobie całkiem zręcznie.
    – Nadążę za tobą, bez obaw. Już mi lepiej – odpowiedział spoglądając na Rhysanda i trochę go zbywając. Gdzieś tam czaiła się również odrobina dumy, która nie pozwalała chłopakowi przyznać się otwarcie do słabości swojego ciała. Kłóciło się to z praktykami, w jakich go wychowano, gdzie zdrowie, siła i zręczność były pożądane.

    Gdy znów siedział w siodle, sięgnął do jednej z toreb. Ot tak, przezornie, żeby sprawdzić, czy na pewno wszystko jest na swoim miejscu. Najważniejszy był dziennik, który przejrzał odruchowo. Chłopak chwilę podumał też nad sakiewką z pieniędzmi i w końcu zebrał się w sobie. Popędził odrobinę konia, żeby zrównać się z Rhysandem.
    – Mogą cię o coś zapytać? – spojrzał na mężczyznę z boku, znów zsuwając kaptur z głowy. Nie czekał na pozwolenie. – Co planujesz robić, kiedy dotrzemy już do miasta? Oczywiście, to twoja sprawa, co będziesz robił...  – dodał od razu, żeby nie wyjść na wścibskiego. – Chciałem zapytać, co zamierzasz później? Planujesz zostać tu na dłużej? Masz tu rodzinę? Czy może ruszasz gdzieś dalej?
    Zrobił krótką pauzę, ale w razie gdyby mężczyzna nie miał ochoty odpowiadać, postanowił od razu wyjaśnić swoją ciekawość.
    – Pytam, bo wyglądasz na kogoś, kto dobrze radzi sobie w podróży i mam przeczucie, że nie tylko. A tak się składa, że potrzebuję właśnie kogoś takiego. Kogoś, komu można zaufać. Może to nie przypadek, że spotkaliśmy się tam na drodze? – uśmiechnął się zachęcająco.
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Sro 23 Sty 2019, 20:18

    Na całe szczęście chłopak nie wkurzał najemnika krygowaniem się i domawianiem jedzenia, bo pewnie w takim wypadku facet by mu je zwyczajnie wepchnął. Na kolejne słowa Theo tylko się chwilowo zamyślił i po chwili skinął mu głową na znak, że przyjmuje to do wiadomości. Nie był dobrym samarytaninem, nawet na takie nie wyglądał w żadnym calu i nie pomagał przecież z odruchów serca jak niektórzy. Jednak dobrze wiedział, albo chociaż przeczuwał, że gdyby nie spotkał chłopaka i mu nie pomógł mogło by być z nim gorzej.
    Zobaczymy co przyniesie dzień. — Dodał tylko z lekkim uśmiechem, na razie zostawiając ten temat. Musieli teraz się sprężać z siodłaniem koni i wróceniem na trakt. W przeciwieństwie do Theo, Rhys dość dobrze się orientował w terenie, tak samo jak w czasie jaki powinna im podróż zająć przy sprzyjających wiatrach. Dlatego też z niejaką ulgą przyjął fakt, że chłopakowi się polepszyło. Pewnie nie miałby skrupułów przed zostawieniem go samego, ale jednocześnie wolał jak to czego się podjął mu się udawało. Teraz miał dziwną misję doprowadzenia jego oraz samego siebie do miasta przed kompletnym zmrokiem. Cóż, może nie był takim kompletnym gburem... nawet jeśli sam o sobie czasem myślał inaczej.

    Mężczyzna ruszył znów przodem, tym razem nadając ich jeździe nieco szybsze tempo. Chłodny wiatr tarmosił włosy najemnika i muskał jego policzki w sposób raczej mało przyjemny, więc podciągnął tylko wyżej kołnierz płaszcza. Nie zakładał kaptura. Uważał, że kaptur strasznie wygłusza dźwięki i zdecydowanie ogranicza pole widzenia.
    Dzięki temu widział i słyszał dobrze, jak chłopak przyśpiesza i podjeżdża do niego. Spojrzał na bok, ciekaw jakie tym razem padną wnioski na jego temat i pytania. Tym bardziej, że Theo nawet nie czekał na jakieś specjalne pozwolenie, co trochę rozbawiło mężczyznę ale nie dał tego po sobie poznać.
    Dużo tych pytań. Piszesz książkę? — Odparował. Zabrzmiało to niegrzecznie, ale nie o to mu chodziło. — Wybacz. Chyba odwykłem od... normalnej rozmowy. — Powiedział pod nosem, po czym ponownie zerknął na młodego.
    Przede wszystkim zamierzam się trochę zabawić i odpocząć po podróży. Tobie radzę podobne. Chcę też kupić nową czapkę na te pieprzone mrozy. — Skrzywił się. Był odporny, nie chorował nawet w gorszych warunkach, co nie znaczy, że uszy mu nie marzły i generalnie wolał nieco cieplejsze klimaty. Ale jak widać praca nie wybiera.
    To co jeszcze miał to załatwienia w mieście, tak samo jak pytania o rodzinę zręcznie pominął. Choć mogło coś pojawić się na jego twarzy, jakby młody trafił przypadkiem w czułą nutę u Rhysa.
    Wyjął zza pazuchy małą buteleczkę i upił rozgrzewającego trunku. Nie poczęstował towarzysza, aż tak dobrze się nie znali i w dalszym ciągu nie wiedział, czy ten nie jest jakiś chory. Spojrzał na niego lekko rozbawiony ostatnim stwierdzeniem.
    Sądzisz, że to los nas ze sobą zetknął? O kurwa. — Zaśmiał się charkliwe na to jak i na fakt, że wygląda na kogoś komu można zaufać. Jechał tak chwilę, cały rozbawiony takim przedstawieniem rzeczy ale w końcu odezwał się do Theo, by ten nie poczuł się zaniedbany.
    Nie tak dawno sądziłeś, że poderżnę ci gardło. — Przenikliwe spojrzenie spoczęło na młodym człowieku, jakby chciał przewiercić go na wylot i już samym wzrokiem dowiedzieć się o co młodemu chodzi. Jednak nie zapytał, tylko zmarszczył lekko brwi i uśmiechnął się podstępnie do niego.  — Jeżeli masz pieniądze na moje usługi, to będziesz też miał pieniądze na kolejkę w karczmie. Mam taki zwyczaj widzisz, o interesach nigdy nie rozmawiam na szlaku...
    Bo skąd młody mógł wiedzieć, że teraz zwyczajnie robi go w kozła i zamierza wydoić z niego tyle ile się da? Zresztą, był mu coś winny za uratowanie życia, tak czy nie? W głowie Rhys już widział ciepłą karczmę z kominkiem oraz dobrym piwem i muzyką. Najemnik mimowolnie ścisnął boki konia, ponaglając zwierzę. Rzucił tylko okiem, czy Theo faktycznie zamierza wytrzymać jego tempo. Jechał tak chwilę i jeśli chłopak faktycznie podążał obok to zwrócił się ku niemu i spytał donośniejszym głosem.
    Ale... w międzyczasie ty możesz mi opowiedzieć co tu właściwie robisz sam? I to tak słabo przygotowany do podróży. — Popatrzył na chłopaka. — Uciekasz skądś, czy jesteś zbiegiem? I czego dokładnie szukasz w w tym mieście...? — No teraz to on chyba chciał napisać książkę. Ale w sumie odrobinę go Theo zaintrygował. Ciekawiło go też co miałby dla niego zrobić, ale to zdecydowanie wolał omówić w zaciszy ciepłej knajpy i żałował, że do miasta jeszcze trochę im zejdzie.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Czw 24 Sty 2019, 12:28

    Zamknął się więc i słuchał tego, co mężczyzna mógł i chciał mu powiedzieć. On sam nie myślał o zabawie. Aktualnie wystarczyłoby kominek i w miarę wygodne łóżko, w którym w końcu mógłby się normalnie wyspać. Zaśmiał się krótko na słowa o czapce. Właściwie to zastanawiał się, jakim cudem uszy mężczyzny jeszcze nie odpadły.

    – Tak właśnie sądzę – odpowiedział z uśmiechem niezrażony postawą najemnika, ani tym bardziej jego przenikliwym spojrzeniem. – Akurat w momencie, kiedy zabłądziłem pojawiasz się ty i proponujesz mi wspólną podróż, choć mogłeś zbyć mnie jedynie wskazaniem kierunku. Byłbym głupcem, gdybym nie odczytał tego, jako dobrego znaku.
    Wyglądało na to, że młodzian miał już swoją teorię na to wszystko i zamierzał się nią niezwłocznie podzielić. Czy Rysand tego chciał, czy też nie.
    – Ale tego nie zrobiłeś – zauważył całkiem słusznie odnośnie podrzynania gardła. – Za to zrobiłeś coś zupełnie innego. Nie miałeś obowiązku mi pomagać, kiedy zasłabłem, ale zająłeś się mną i podzieliłeś się ze mną jedzeniem. W dodatku zaprzątałeś sobie głowę moim imieniem na grobie, którego, dzięki Bogu, nie trzeba było wykopywać. Nie możesz być złym człowiekiem. Na pewno nie takim, na jakiego próbujesz wyglądać. Może i ja jestem potrzebny tobie, chociaż jeszcze tego nie widzisz. Miej trochę wiary, Rhysandzie!

    Skinął głową zgadzając się. Nic nie stało na przeszkodzie, aby postawił najemnikowi kufel piwa, skoro tak wolał rozmawiać. Na moment został w tyle, ale zaraz też popędził konia, bo zdaje się, że Rhysand coś do niego mówił. A właściwie to pytał.
    – Masz rację – odpowiedział po chwili zastanowienia – tak źle się rozmawia.
    Wbrew pozorom nie wymigiwał się od odpowiedzi, ale przekrzykiwanie wiatru i końskich kopyt uderzających o zmarzniętą ziemię nie ułatwiało wymiany zdań. A im szybciej dotrą do miasta, tym lepiej. Popędził konia i skupił się już tylko na drodze. Dobrze byłoby dotrzeć do miejskiej bramy zanim ją zamkną i nie musieć koczować pod murami.

    Zdążyli tuż przed zmrokiem i w końcu końskie kopyta zastukały na bruku, po którym tłukły się ostatnie ciężkie furmanki wyładowane towarami. Dwaj jeźdźcy jako jedni z nielicznych przebrnęli pod prąd motłochu, który zakończył swoją harówkę podczas dnia targowego. Chłopak zsiadł z konia, bo tak łatwiej było prowadzić go pod prąd i wcisnąć się w każdą wolną szczelinę ulicznego ruchu. Znów poczuł osłabienie, ale nic nie dał po sobie poznać. Pot na czole mógł być równie dobrze oznaką energicznej przebieżki na końskim grzbiecie. Poczekał na Rhysanda, bo zdaje się on lepiej znał to miasto, a co za tym idzie, wiedział gdzie szukać jakiegoś przybytku z zajezdnymi pokojami. Zdał się na niego, ale gdy tylko rozsiodłali konie w stajni, zabrał swoje rzeczy, których nie pozwalał tykać nikomu. Chodziło głównie o stroczony i częściowo ukryty pod tybinką podłużny tobołek opatulony lnianym płótnem. Nie trudno było się domyślić, że może to być miecz. Zaszył się na jakiś czas w wynajętym pokoiku i zszedł do głównej izby, kiedy wieczorne towarzystwo zaczynało się już dobrze bawić i upijać, żeby zapomnieć o codziennych troskach.

    Przystanął przy dużym kominku, wsunął niewielki tubus pod pachę i wyciągnął dłonie do ciepła. Przez moment przyglądał się czaszce jelenia z porożem, przytwierdzonego nad paleniskiem jako trofeum i próbował wyobrazić sobie żywe zwierzę, które wydało mu się nieproporcjonalnie duże. Odwrócił się w stronę stołów, aby zobaczyć, czy Rhysand jest gdzieś tutaj.
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Czw 24 Sty 2019, 16:52

    Theo naprawdę był niezrażony wątpiącym spojrzeniem najemnika i drążył temat dalej, ku lekkiemu zaskoczeniu mężczyzny. — Nie wiem czy nie przesadzasz... — Zaczął, ale nie udało mu się przerwać słowotoku młodszego, nie zatrzymał go też przed wyciąganiem pochopnych wniosków o nim samym. Już otwierał usta, żeby przypomnieć mu, że sprawa z imieniem była poniekąd żartem ale chłopak był tak zabawny w tym wszystkim, że aż nie miał serca mu tego wypominać. Jedynie pokręcił głową i uniósł dłonie.
    Dobra, niech ci będzie. Choć ja nie jestem do tego przekonany. — Co by nie powiedzieć, miał zupełnie inne zdanie na ten temat. Prawdopodobnie, gdyby powiedział co myśli na ten tamat młodszy mężczyzna mógłby poczuć się mocno dotknięty, a na pewno miałby o nim znów okropne zdanie. Rhys uśmiechnął się w kołnierz myśląc o zmienności poglądów Theo, ale młodzi już chyba tak mieli.. Młodzi, tak jakby on był emerytem, a przecież nawet nie miał trzydziestki! Jednak po dłuższej chwili chociaż w jednym się zgodzili  - jadąc naprawdę źle się rozmawia. Rhysand jedynie lekko skinął głową i teraz mógł skupić się na prowadzeniu możliwie jak najkrótszą drogą do miasta.

    Może wcale nie zmarudzili tak długo przy posiłku, może to dzięki zmysłowi orientacji najemnika, jedno było pewne - zdążyli! Bramy miasta nie zamknęły im się przed nosem i mężczyźni mogli wjechać do środka, co prawda jako jedni z ostatnich, ale liczy się sam fakt. Cel został osiągnięty i teraz Rhysowi nie przeszkadzało nawet przeciskanie się pomiędzy wozami, resztkami straganów, czy zwyczajnie ciżbą ludzką. W takich warunkach zazwyczaj miał oczy dookoła głowy z uwagi na mnogość złodziejaszków, to też nie zwracał aż takiej uwagi na Theo idącego gdzieś niedaleko. Nie widział ponownie jego osłabienia, a pot faktycznie wziął jako zwyczajną reakcję organizmu po jeździe.
    Prowadził dalej, do mniej zatłoczonych uliczek ale za to węższych. Minęli jakiś plac, aż w końcu Rhys uznał, że właśnie ta karczma będzie idealną.
    Teraz mogli oddać konie do stajni i również im dać odpocząć. Mężczyzna zauważył jak chłopak zaraz zdejmuje z konia swoje rzeczy, jakby jednak... miał tam coś cennego. Miecz? Jego? Kradziony? Najemnik lekko zmarszczył brwi, ale nie gapił się już więcej. Myślami był już w pokoju i brał kąpiel, zresztą gdy tylko dostał swój pokój to marzenie zamierzał w pełni zrealizować.

    Po jakimś czasie sam na sam z mydłem, zszedł do głównej sali, gdzie zabawa trwała w najlepsze. Rhys, przeczesał palcami falowane i jeszcze wilgotne z kąpieli włosy, po czym poszukał dla siebie spokojniejszego kąta. W końcu Theo chciał z nim porozmawiać o potencjalnej pracy, więc wolał by nic ich nie rozpraszało. Mimo to... wodził wzrokiem na damską częścią obsługi, póki któraś z karczemnych dziewek nie zawitała do jego stolika. Zamówił półtorak i do tego dwie szklanki, a potem z niewinnym uśmiechem wskazał na Theo, który chyba też niedawno musiał zejść do sali.
    Z tamtym panem będziesz regulowała rachunki. Przynieś no jeszcze jakieś dobre kromki na przegryzkę dla nas. — Powiedział do dziewczyny, która już spojrzeniem powiodła za palcem najemnika. Akurat też w tej chwili młodszy mężczyzna spojrzał w ich kierunku. Najemnik jakby nigdy nic pomachał do niego dłonią, czy może raczej lekko wyprostował palce i to miało machanie przypominać. Tak czy siak, został zauważony i tylko o to chodziło.
    Całkiem przyjemnie, czy nie? Pozwoliłem sobie już zacząć na twój rachunek. Ale nie masz nic przeciw? — Uśmiechnął się pokrętnie do chłopaka, gdy ten już podszedł do małej ławy, przy której urzędował Rhys. Theo mógł zobaczyć, że najemnik jednak nie jest taki parszywy z gęby jak na pierwszy rzut oka i jednak trochę młodszy niż mogło się wcześniej wydawać... Włosy nabrały złoto-brązowego odcienia i ładnie falowały, okalając twarz mężczyzny. Ubranie także miał świeże: bordową koszulę z skórzaną kamizelką i jakieś ciemne spodnie. Przy pasie dalej miał jeden z noży, ale pozbył się całej reszty, zostawiając ją w wynajętym pokoju. Lubił tą karczmę i zawsze do niej wracał jeśli był w tych stronach, raczej też nie obawiał się tu jakiś podstępnych ataków. Ludzie go kojarzyli i znali jego reputację... 
    Mężczyzna skupił wzrok na młodszym towarzyszu, znów zastanawiając się co ten chce mu zaoferować. Spojrzał na tubus z którym młody chodził i lekko uniósł brwi. Ale pewnie wszystkiego się dowie po kolei.
    Więc... Zechcesz zacząć swoją opowieść od początku, łącznie z tym co robiłeś samotny na tym szlaku? I jak to się ma do pracy dla mnie? Zmieniam się w słuch... — Spojrzał na niego, popijając sobie z kubka i zagryzając jakąś pajdą z smalcem i szynką. Rozparł się nonszalancko na ławie, opierając jedną ręką, a na niej oparł brodę. Z swojego miejsca miał dobry widok na całą salę, więc w razie jakiś dziwnych kłopotów byłby przygotowany. I jednocześnie nie przeszkadzało mu to w normalnej rozmowie z Theo.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Pią 25 Sty 2019, 12:07

    Dostrzegł mężczyznę i uśmiechnął się przyjaźnie. Bez większej zwłoki ruszył w stronę ławy zajętej przez Rhysanda i zajął miejsce naprzeciwko niego. Zaraz też został poinformowany, że to on wszystko dzisiaj stawia.
    – Och – popatrzył na mężczyznę trochę zaskoczony, ale po chwili namysłu sięgnął po sakiewkę przymocowaną do paska, który przytrzymywał jego kaftan z cienkiej skóry. Szybko odzyskał rezon i uśmiech. – Oczywiście, że nie mam nic przeciwko. Powiedziałem przecież, że spłacę swój dług. Skoro taka forma ci odpowiada, to niech tak będzie – zgodził się bez mrugnięcia okiem, ale sakiewka nie powędrowała w dłonie najemnika. Wręczył ją dziewce, która przyniosła im jedzenie. Przy czym zaznaczył, że chce za to jutro zjeść śniadanie, a teraz napić się piwa. Reszta kwoty była do dyspozycji Rhysanda.

    Upił spory łyk piwa i otarł usta dłonią. Nie wyglądał na wytrawnego smakosza trunków. Raczej na młodzika, który jeśli w ogóle zdoła opróżnić ten kufel, to skończy pod stołem. Ale każdy kto spojrzał na niego z boku, nie mógł mu tego zabronić. Widać chłopak przeszedł swoje w podróży i zdobył kilka blizn, choć rany na policzku i obdartych nadgarstkach jeszcze się nie zagoiły. Zwyczajnie mu się należało.

    Zamyślił się i dopiero głos mężczyzny przypomniał mu, że przecież nie siedzi tutaj sam. Tak czy inaczej nie pozwolił mu długo czekać na odpowiedź.
    – Od początku? Wtedy nie wystarczy nam wieczoru. Zacznę od tego, że straciłem poprzedniego przewodnika. Nie był ze mną do końca uczciwy, więc... musieliśmy się rozstać. Na szczęście trafiłem na ciebie i chętnie zaoferowałbym ci podobną pracę, ale niestety przed chwilą wydałem wszystkie swoje pieniądze, więc...  nie stać mnie, żeby cię wynająć – uśmiechnął się przepraszająco i znów upił łyk piwa. – Ale przynajmniej teraz jesteśmy kwita.
    Odstawiając kufel sięgnął po przyniesiony ze sobą tubus i wyciągnął z niego niewielką mapę. Nic nadzwyczajnego. Po prostu jedyna jaką posiadał, więc starał się ją szanować.
    – Zastanawiałem się nad sprzedaniem konia, ale niespecjalnie uśmiecha mi się podróżować pieszo. Tak czy inaczej teraz muszę dać sobie radę sam. Jedyne, o co chciałbym zapytać, to o najlepszą i względnie najszybszą drogę do tego miejsca – wskazał Rhysandowi palcem punkt na mapie. Zupełnie nieświadomy tego, że aktualnie znajdują się w mieście, do którego chciał dotrzeć.
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Pią 25 Sty 2019, 14:12

    Najemnikowi nie uszło uwadze zaskoczenie młodego i być może fakt, że jednak nie ma tyle pieniędzy ile mu się wcześniej wydawało. Gdzieś tam w głębi swojego zimnego serca facetowi zrobiło się głupio, ale zaraz sobie też przypomniał, że młody sam to zaproponował i nie miał nic przeciwko. Mimo to... 
    Przyjrzał się Theo i uśmiechnął się kącikami ust.
    Mówiłem, że masz postawić mi coś do picia i tyle. — Rzucił okiem jak sakiewka młodego wędruje do karczemnej dziewki. Nie do końca wiedział ile tam jest ale zdecydowanie za dużo na kolację i te kilka kromek jakie dostali do piwa i pitnego miodu. Sytuacja się potem nieco rozjaśniła, ale Rhys nie powiedział jeszcze nic by się z tego wymigać i reszty kwoty jaką prawdopodobnie dostanie. Zajął się dalszym opróżnianiem małego kufelka. Lubił miody. Mocniejsze niż piwo, ale też bardziej słodkie i zapychające - do tego stopnia, że wyrwało mu cię ciche beknięcie. Chrząknął pod nosem, jakby w usprawiedliwieniu takiego braku ogłady i spojrzał znów na młodego chłopaka. Nie wyglądał jakby piwo było jego ulubionym napojem i w zasadzie na oko Rhysa trochę się  z nim męczył, co wyglądało całkiem zabawnie. Widział też małe ranki i obtarcia ale nie komentował, bo przecież sam nie wyglądał jakoś dużo lepiej.
    W końcu skończył to podziwianie widoków i wolał przejść do konkretów, tym samym wybudzając Theo z jego własnych myśli.
    Przykra sprawa. W kwestii uczciwości, ma się rozumieć.  Mnie też to...spotyka czasami.— Znów nie oceniał tego co być może zrobił Theo, bo słowo rozstać niby niewinne, ale w tym świecie mogło mieć bardzo szeroki wydźwięk. On sam nie miał nic przeciwko bardziej siłowemu rozwiązywaniu takich spraw. I sam też starał się zawsze wywiązywać z umowy i nie kombinować na boku, chyba że miał ku temu powody - tak, czasami się takie zdarzały i wtedy działał bez skrupułów.
    Mhm. Jesteśmy. Choć chciałem jedynie się napić, nie zamierzam cię naciągać na całą wieczerzę. — Powiedział w końcu, więc młody mógł mieć świadomość, że choć część pieniędzy mu zostanie. Aczkolwiek to pewnie za mało by wynająć jakiegokolwiek porządnego przewodnika. 
    Rhysand ponownie sięgnął po półtorak by sobie dolać do kufelka, upił łyk i zainteresował się mapą jaką młody właśnie przed nim rozkładał. Widać było, że dba o rzeczy lecz... chyba nie do końca wie jak się nimi posługiwać. Może z mieczem było inaczej, bo z tego co mu pokazywał na mapie z takim zaangażowaniem... no cóż.
    Na pewno chodzi ci o to miejsce, tu? — Pokazał sam palcem, jednocześnie zsuwając palec Theo swoją szorstką dłonią i upewniając się, że ten ma na myśli TO miejsce. Na razie Rhysowi udawało się zachować niewzruszoną twarz, ale cholera jakie to było ciężkie! Popatrzył w oczy młodemu i pokręcił głową, cmokając pod nosem.
     — Widzisz, może faktycznie los zetknął nas razem nie bez powodu. Doskonale wiem gdzie to jest... jeżeli będziesz chciał mogę ci jutro wskazać kierunek, na trzeźwo. Wstrzymaj się też z sprzedażą konia. — Poradził młodemu, bo po co ma sprzedawać zwierze niepotrzebnie, a nie stać go było na późniejszy wykup. Musiał się znów napić, a potem napchać usta pajdą chleba, bo zachciało mu się śmiać z całej tej sytuacji.
    Biedny Theo... nie miał nawet pojęcia, że jest w miejscu docelowym, a to tylko świadczyło o fakcie, że młody nie radzi sobie z mapą ani z podróżowaniem i faktycznie nie żartował, że potrzebuje kogoś bardziej doświadczonego. Rhys westchnął cicho.
    Nie jesteś typem podróżnika, a mimo to wybrałeś się z drogę. Theo, kurwa powiesz mi czego szukasz w tamtym mieście? Może mógłbym ci coś... poradzić?  — Uśmiechnął się, tym razem całkiem sympatycznie. Jemu się nigdzie dzisiaj nie śpieszyło. Było mu całkiem wygodnie w tej karczmie i równie dobrze mógł posłuchać historii młodego, a może i pomóc tak zwyczajnie bezinteresownie. Był bardziej doświadczony, znał trochę tego obcego świata, tak samo jak ludzi w mieście, którzy mogli być przydatni na różne sposoby. 
    Poczekał, jeżeli chłopak chciał mu coś opowiedzieć i podjąć ten temat.
    Przeciągnął się przy stole, przymykając na moment powieki. Po jedzeniu i alkoholu poczuł miłą błogość, choć nie chciało mu się spać... Wieczór był jeszcze młody, do karczmy wciąż wchodzili spragnieni zabawy ludzie, zaczynało robić się tu głośno.
    Niektórzy faceci nawet próbowali porwać co ładniejsze panny do pląsów na parkiecie. Rhys podejrzewał, że te których nie trzeba było długo prosić zarabiały tak i jeszcze inaczej na życie. Uśmiechnął się mimowolnie przenosząc wzrok z głębokiego dekoltu jednej znów na twarz Theo. Widać coś mu wpadło do głowy. Spoglądał na chłopaka z lekkim uśmieszkiem i jakimś takim zaczepnym błyskiem w oku, jednak jeszcze nic nie mówił...
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Pią 25 Sty 2019, 16:50

    Pokiwał zgodnie głową.
    – Świat jest pełen plugastwa, więc nietrudno na nie natrafić – stwierdził trochę cierpko, ale nie na tyle, żeby ta rozmowa miała rozwinąć się do utyskiwania na całe zło i nieszczęścia tego świata. Nie przejmował się aż tak, zupełnie jakby miał już swój plan na pozbycie się go. To właśnie można było dostrzec w oczach młodzieńca, które przez moment miały nie tylko kolor burzowego nieba, ale też wydawały się rozgniewane. Ale szybko złagodniały. – Dlatego powinniśmy szczerze doceniać każdy przejaw uczciwości i dobroci.
    Tak jak uważał, tak też robił. Doceniał to, że nie został pozostawiony wilkom na pożarcie. Dziwnym trafem najemnik też nagle postanowił być uczciwy i chyba przeszła mu ochota na “wydojenie” chłopaka, który o takim planie nie miał pojęcia. A skoro oddał już pieniądze, to przecież nie będzie się upominał o resztę. Miał swój własny plan.
    – Kto tu mówi o naciąganiu? Mam ochotę odbić sobie te wszystkie zbutwiałe suchary z podróży. Nie przyłączysz się do mnie? – uśmiechnął się zachęcająco i spojrzał na pieczonego prosiaka, którego jeden z posługaczy doglądał nad paleniskiem. Theo spryciarz oszczędzał miejsce w żołądku na kawałek pieczeni, która niedługo powinna być gotowa, żeby dogodzić biesiadnikom. Może również Rhysand nie pogardzi?

    Póki co zajęli się przeglądaniem mapy. Istotnie Theo miał problemy ze zorientowaniem się, gdzie obecnie się znajdują. A to wszystko dlatego, że nie miał możliwości nadzorowania podróży przez blisko dwa tygodnie i obudził się praktycznie rzucony w obcym miejscu. Ale całe szczęście, że trafił na Rhysanda...
    – Tak, na pewno – potwierdził z pełną powagą, nie mając pojęcia, że mężczyzna ma właśnie z niego niezły ubaw. Tak czy inaczej jego słowa trochę pokrzepiły chłopaka i przytaknął skinięciem głowy. Dziś chciał po prostu odpocząć, a o dalszej podróży będzie myślał jutro. Na trzeźwo.
    – Nie, nie szukam rady. Ale mogę przynajmniej zaspokoić twoją ciekawość – dodał po chwili z szerszym uśmiechem, bo wiedział, że chęć ewentualnej pomocy to nie jedyny powód, dla którego jest przepytywany.
    – Szukam tego... co właściwe – zaczął dość enigmatycznie, ale nawet jeśli zdołał trochę polubić Rhysanda, to nie znali się zbyt długo i siłą rzeczy większość zwierzeń przychodziła z lekkim oporem. Ale kilka łyków piwa pomogło. – Przez długi czas byłem giermkiem, żeby zgodnie z wolą mojego ojca zostać w końcu rycerzem. Dobrze się spisywałem, tak myślę. Pewnie do tej pory byłbym już pasowany, ale człowiek, któremu służyłem, zginął. Jednak nie tak jak powinien...  – ten fakt chłopak zachował dla siebie, bo przecież nie musiał mówić wszystkiego.
    – Wcześniej, zanim go poznałem, służył przez kilka lat w...  zakonie templariuszy. Znał mistrza jednej prowincji, której kwatera znajduje się właśnie w tym mieście, o które pytałem. Dobrze o nim mówił, wydaje mi się, że byli przyjaciółmi. Nadal mam miecz swojego pana. Mam nadzieję, że kiedy go pokażę i opowiem co się stało, to przyjmą mnie do nowicjatu. To cała historia – uśmiechnął się lekko i tym zakończył. Poza tym zauważył, że zaczęto kroić prosiaka. A może to był młody dzik? Zawsze lubił polowania i wesołe uczty. Jednak był gotów z tego zrezygnować wstępując do zakonu. Na razie jednak mogli uraczyć się z Rhysandem kawałkiem pieczonego mięsa i napić czegoś jeszcze, o ile ten miał ochotę. Theo nie zamierzał na niego czekać i z wilczym apetytem zaczął pałaszować w końcu normalne jedzenie. Zerknął na swojego towarzysza niezrażony jego podstępnym wyrazem twarzy i uśmieszkiem.
    – Co? – zapytał w końcu i obejrzał się przez ramię, gdzie dostrzegł kilka bardziej frywolnych dziewek. Odwrócił się znów do Rhysanda. – Jeśli masz ochotę na inne towarzystwo, to mną się nie przejmuj – zapewnił go wspaniałomyślnie. Może i był młody, ale także był mężczyzną.
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Pią 25 Sty 2019, 23:07

    Zdziwił się skąd w młodym człowieku aż tyle cierpkości i cynizmu. Spojrzenie także uległo zmianie, niczym niebo przed burzą... Czy Theo miał aż tak dużo doświadczeń by móc to osądzać? Znów zaciekawił takim jednym, z pozoru mało ważnym stwierdzeniem pana najemnika. Uśmiechnął się w końcu do niego i wzruszył ramionami, bo nie wiedział co ma powiedzieć na jego słowa. Nie wiedział też jak niby on sam miałby doceniać to rzekome dobro i uczciwość, chyba nawet też nie wiedział czy miał na to ochotę.
    W każdym razie całe szczęście rozmowa zaraz zeszła na inny tor i Rhysand się rozchmurzył.
    O? Skoro tak stawiasz sprawę, to chyba nie mam sił by ci odmawiać. — Powiedział nieco weselej i również spojrzał na soczystego wieprzka na ruszcie. Na oko Rhysa powinni go nieco mocniej wstawić w ogień, żeby skórka dobrze się przypiekła, ale to tylko widzimisię najemnika.

    Rhysand nie miał pojęcia, że Theo stracił orientację na tak długi czas, więc logicznym było dla niego stwierdzenie, że chłopak zwyczajnie jest dupa - a nie podróżnik. Zgrywał się więc po swojemu nad tą mapą, upewniając się o jakim to miejscu chłopak mówi.
    Przy okazji najemnik próbował wyciągnąć co nieco od młodego mężczyzny, może z dziwnej troski, może z ciekawości, a może z nadzieją, że w historii Theo znajdzie coś co przyda się jemu samemu. Nie wiedział na razie co z tego może wyniknąć.
    Jednak odpowiedź nadeszła w takiej dziwnej formie, że Rhys spojrzał na niego trochę rozbrojony wewnętrznie, z miną "Chyba kurwa kpisz".
    Piwo pomogło i młody nieco się otworzył, nie ucinając tematu a wyjaśniając bardziej. Rhys mimowolnie zastrzygł uszami. W głowie najemnika trybiki pracowały i w tej chwili miał całkiem sporo pytań ale zdecydował się na jedno. W jego mniemaniu chyba najważniejsze.
    Czy może... czy twój pan mógł mieć związek z magią? Słyszałem, że pewni ludzie... cóż, w kraju panują bezkarne czystki tego typu ludzi. — Wysnuł swoje pytanie i zerknął z uwagą na Theo. Od jakiegoś czasu Rhys miał swoje podejrzenia, śledził ludzi i ich poczynania i można by powiedzieć, że też walczył z plugastwem. Choć pewnie zupełnie inaczej i może niekoniecznie zgodnie z prawem. Znaczna część społeczeństwa była skłonna go za to spalić na stosie.
    Dopił swój trunek i zasępił się na kilka chwil, dając sobie czas na przetrawienie tego co usłyszał. Znów popatrzył na młodszego i pokręcił tylko głową, do swoich myśli.

    Przez ten czas przyniesiono także prosiaka i Rhys uszczkną mały kawałek.
    Czyli zamierzasz poświęcić swoje życie dla... zakonu? Nigdy tego nie pojmowałem, przecież to niezdrowe, te wszystkie zakazy, nakazy. — Mruknął i w końcu uśmiechnął się szerzej do Theo. Wyjął z kieszeni spodni tytoń i zaczął skręcać papierosa. — Ale skoro takie masz marzenie, to dobrze.. Choć tego nie pojmuję, ale kurwa, niech ci będzie. Hmm, lecz jeszcze w nim nie jesteś...— Powiedział podstępnie i spojrzał na salę i głównie na dziewczyny. Oj tak. Nie zamierzał się krępować, ale kto mówił, że aby to zrobić musi zrezygnować z towarzystwa Theo? Ano właśnie...
     Rhys uniósł dłoń i skinął na młodą dziewczynę. Pomiędzy jego palcami błysnęła moneta, która zadziałała o wiele lepiej i szybciej niż jego ujmujący uśmiech, powierzchowność.
    Ładna - naprawdę ładna jak na kurwę - blondynka wyczuwając lepsze towarzystwo niż jej zapici towarzysze, podeszła do Rhysa i Theo. Po drodze zaczepiła jeszcze jedną z młodszych dziwek, która także powoli zaczęła się zbliżać do towarzystwa. Oparła się o ramię blondynki i rzuciła spojrzeniem po mężczyznach. Całe szczęście nie trzepotała idiotycznie rzęsami, czego najemnik nie znosił.
    Kochanieńka — zwrócił się do blondynki — mój towarzysz niedługo wstąpi do zakonu, a wiesz jakie tam mają surowe zakazy. Powinien zapamiętać ten wieczór na dłużej... — Powiedział wesoło Rhys. Nim Theo mógł w ogóle jakkolwiek zaprotestować obie kobiety wlepiły w niego spojrzenie i uśmiechnęły się lekko.
    Naprawdę?  Do zakonu? — Spytała blondynka, po czym zerknęła na najemnika i usiadła sobie na krawędzi stołu obok niego. — Ale ty nie? — Zagadnęła niezobowiązująco.
    Och, dlaczego tacy ładni chłopcy chcą się zamykać w takich miejscach! Beznadzieja! — Powiedziała brunetka i przesunęła się by usiąść na kolanach Theo. Czy tego chciał czy nie, a coś jej mówiło, że nawet jeśli nie chciał - to też jej nie zrzuci. A potem... być może nawet przekona go by został z nią na dłużej. Widać wpadł jej w oko. Dotknęła palcami jego policzka, a potem okrążając kciukiem jego dolną wargę i drocząc się z chłopakiem.
    Tymczasem najemnik nie marnował czasu i złapał blondynkę za biodra i w akompaniamencie jej chichotu posadził sobie na kolanach. Szepnął coś blondynce na ucho i po chwili kobieta karmiła go kawałkami mięsa. Po co sobie brudzić ręce, skoro ktoś inny może to zrobić za ciebie... Taki był z niego wygodny gnój.
    Spojrzał znad jej ramienia na Theo. Możliwe, że podłapał jego spojrzenie o ile ten nie był zajęty cyckami dziwki... Rhys był ciekaw czy chłopak miał tego typu doświadczenia. Nie był aż tak młody przecież, poza tym był całkiem urodziwym młodzieńcem, musiał się podobać dziewczynom. Rhys nie był jakiś 'spaczony', ale przecież miał oczy i potrafił ocenić innych ludzi. Jednak z drugiej strony jako giermek... pewnie musiał przestrzegać jakiegoś tam kodeksu i puszczanie się z każdą spotkaną dziewką chyba nie było wskazane?
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Nie 27 Sty 2019, 18:29

    – Nie – tyle miał do powiedzenia w kwestii swojego dawnego pana i magii. Jeśli Rhysand był inteligentny, to zapewne zauważy, że chłopak nie chciał o tym rozmawiać i przestanie drążyć.
    Sposób, w jaki najemnik wypowiadał się o zakonie, oczywiście nie spodobał się przyszłemu kandydatowi na templariusza. Mężczyzna jawnie krytykował coś, co chłopak darzył respektem. Nic więc dziwnego, że trochę go to ubodło. Delikatnie zmarszczył brwi nie dając się ostatecznie sprowokować ignorancją Rhysanda.
    – Powiedz mi, kogo wolałbyś napotkać na swojej drodze w chwili niedoli - templariusza czy człowieka bez zasad? – zrobił krótką pauzę, ale nie oczekiwał odpowiedzi. Pozostawił to do osobistego rozważenia mężczyźnie i kontynuował. – Ale oczywiście masz rację, postępowanie według honorowych zasad nie jest łatwe i z pewnością nie każdy jest w stanie temu sprostać. I nie, nie zamierzam poświęcić swojego życia zakonowi...  – sprostował zerkając w stronę, w którą Rhysand wyciągnął dłoń – ... jedynie Bogu.
    Westchnął bezradnie, kiedy zauważył, że w ich stronę zmierzają dwie kobiety, zdecydowanie te mniej cnotliwe. Theo spiął się nieco, bo nie bardzo wiedział, jak powinien postępować w obecności dam, których obyczaje były lżejsze. Jednak na tę chwilę znalazł się w tej niekomfortowej sytuacji, kiedy z jednej strony miał ochotę zdzielić Rhysanda kuflem po łbie za takie gadanie, a z drugiej nie chciał okazać braku szacunku kobietom, nawet jeśli one same się nie szanowały. Postanowił więc na razie przemilczeć dyskusję na jego temat, bo cóż miał rzec? Nie spodziewał się tylko, że jedna z nich zasiądzie mu na kolanach.
    Odchylił się i zabrał ręce, jakby miał się poparzyć o każdy kawałek jej nieosłoniętego ciała. Nie wiedział gdzie ma podziać speszone spojrzenie, kiedy dziewczyna dotknęła jego twarzy.
    – Nie rozpaczaj, moja droga – odezwała się jasnowłosa i zdecydowanie ta bardziej doświadczona. – Zawsze znajdą się chętni na wspólną modlitwę. Tyle razy miałam między udami...  świętego grala, że jestem pewna, że i moja cipka jest już święta!
    – Carmilla! – upominający ton młodszej dziewczyny przeszedł w śmiech, ale wesołe chichoty przerwał chłodny i poważny ton chłopaka.
    – Co masz na myśli?
    Kobieta bardzo chętnie pośpieszyła z wyjaśnieniem.
    – To, że samo noszenie zakonnej szaty nie wystarcza, żeby mężczyźnie nagle usechł fiut – przekrzywiła głowę drocząc się z chłopakiem. – A póki mężczyzna ma fiuta, to lubi go od czasu do czasu gdzieś wsadzić. A tak się składa, że dosyć często wybierają to miejsce – wskazała na swoje krocze.
    – Mówisz o templariuszach? – Theo postanowił nieco się doinformować wyraźnie zdziwiony, ale jednocześnie zaintrygowany takimi rewelacjami, jakie zafundowała mu dziwka.
    – O templariuszach, mnichach, kapłanach... Raz miałam nawet zakonnice – pochwaliła się i konspiracyjnie przechyliła się w stronę Theo, żeby zdradzić mu szczegóły. – Robiłam z nią takie rzeczy, że kiedy poszła się wyspowiadać, ksiądz najpierw zadał jej chłostę za pokutę, a później sam do mnie przyszedł.
    W interesie każdej kurwy leżała troska o dobrą renomę. Taka prezentacja bez wątpienia zrobiła wrażenie na młodym chłopaku, którego wychowano wedle innych wartości.
    – Wystarczy – powiedział, ale nie brzmiał tak stanowczo jak to sobie zamierzył. Jednocześnie wstał spychając z kolan zaskoczoną dziewczynę. Lekko purpurowe policzki były przejawem wielu emocji, jakie w tej chwili w nim się zakotłowały. Pośród nich było też zażenowanie. – Myślę, że dość już usłyszałem. Pójdę się położyć. Podróż mnie zmęczyła – znalazł najprostszą wymówkę, która jednak nie była kłamstwem. Przelotnie skinął Rhysandowi głową i czmychnął schodami na poddasze karczmy, do swojego pokoju.
    Ciemnowłosa dziewczyna poprawiła się na twardej ławie, na której teraz przyszło jej siedzieć i bezradnie popatrzyła na tych, którzy pozostali przy stole. Posłała słodki i prawie niewinny uśmiech Rhysandowi. Może będzie miał ochotę, aby we dwie grzały mu dziś łóżko? Widać miał pieniądze, nie był brzydki i chyba umyty. Byłoby miło nie musieć zaciskać oczu i odwracać głowy...
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Pon 28 Sty 2019, 12:52

    Najemnik zerknął uważniej na chłopaka. Tak ostre zaprzeczenie albo było prawdziwe, albo coś jednak Theo ukrywał w związku ze śmiercią swojego pana. Może... zabito go magią? Rhys zanotował sobie to wszystko w głowie, ale uśmiechnął się jakby nigdy nic. Nie zamierzał już dręczyć chłopaka, który po jego wynurzeniach o zakonie i templariuszach był jak naładowana katapulta.
    To pewnie zależy od stopnia tej niedoli... "i skorumpowania templariusza" dodał sobie w myśli — i czy łączył by nas wspólny cel. — Być może Theo nie oczekiwał odpowiedzi, ale to nie powstrzymało Rhysa.
    Uśmiechnął się nawet z politowaniem, bo chłopak chyba naprawdę wierzył w magię templariuszy, nie dostrzegając tego, że to kolejna gruba ludzi dążących do swoich celów. Owszem. Byli tam też ludzie z powołania, ale jakoś tak o nich Rhys mniej słyszał w życiu. 
    Po tej wymianie zdań z chłopakiem nabrał przekonania, że biedak żył sobie jako ten giermek - wychowany wedle zasad moralnych, ale nie miał przy tym styczności z prawdziwym życiem. Rhys nie wiedział, czy młodemu współczuć tego życia w swoich wyobrażeniach, czy zazdrościć. Ale pewnie na myśli o tym przyjdzie jeszcze czas. Teraz mężczyzna przywołał do siebie dwie całkiem ładne panny, które miały umilić im wieczór.
    Mężczyzna zerknął z ukosa na Theo. Widok jego twarzy od razu podpowiedział mu o czym chłopak myśli, ale nie przejmował się tym. Nawet wyszczerzył się wilczo, widząc jak chłopak odchyla się, gdy jedna z dziwek przysiadła na jego kolanie.
    Rhysand pokręcił głową. Theo teraz zachowywał się jakby już przyjął śluby, a dotyk kobiecego ciała miał go zabić, czy coś. Najemnik już po samym tym zachowaniu wiedział, że raczej nic z tego nie będzie i Theo się nie wyluzuje tego wieczoru. A szkoda, bo mogło być ciekawie i całkiem miło.
    Świętego Grala... O kurwa. — Rhys zaczął się niekontrolowanie śmiać, nic na to nie poradził, że dziwka trafiła w sedno. Pewnie połowa tego zasranego zakonu przychodziła tutaj "czynić wolę Pana". Jasne.
    Przysłuchiwał się wymianie zdań pomiędzy kobietami i Theo - który był wyraźnie zagubiony w tym wszystkim. Trochę było mu go żal, ale skoro nikt nie pokazał mu jak wygląda życie, to zrobił to on. Przypadkowy w sumie człowiek na jego drodze do miasta. Może faktycznie los w który tak mocno wierzył Theo ich razem zetknął. Jaka ironia!
    Nie dręcz chłopaka, nie będzie mógł w nocy spać od rozmyślania o tym wszystkim! — Powiedział Rhys, ale Theo i bez tego miał dość jak widać. 
    Daj, spokój zostań jeszcze! — Zwrócił się do młodego najemnik, ale ten już uciekł na piętro. No cóż... zostało jeszcze trochę mięsa z wieprzka, tak samo i picia. Mężczyzna podłapał spojrzenie ciemnowłosej i odpowiedział jej podobnym uśmiechem.
    Cóż, jego strata jak mniemam? — Spytał Rhys, na co dziewczyny tylko szerzej się uśmiechnęły, a ciemnowłosa zmieniła miejsce. Skoro jej ciemnowłosy i niedoświadczony cherubinek uciekł, po co ma sama siedzieć po drugiej stronie stołu. Na pewno po nim zbyt długo nie rozpaczała. Ot, wierność dziwki.

    Trudno powiedzieć dla kogo noc była cięższa. Dla Rhysa, który musiał stanąć na wysokości zadania przy dwóch kobietach, czy dla Theo, który pewnie miał trochę do przemyślenia po tym wieczorze. I pewnie słyszał co się działo pokój obok, a to mogło utrudniać próby zaśnięcia.
    Gdy wczesnym porankiem, ktoś zaczął łomotać do drzwi pokoju pokoju Rhysa wpierw obudziło to najemnika. Może i był zmęczony i uważał, że to zdecydowanie za wcześnie na pobudkę, ale miał swoje nawyki. Przez moment miał już nóż w ręce ale zaraz się opamiętał.
    To pewnie ten cnotliwy młodzik. Przymknął oczy, by zebrać myśli.
    Spadaj. Tu się odpoczywa! — Krzyknął ochrypłym głosem.
    Lecz natarczywiec znów dał o sobie znać pod tymi drzwiami. Facet jęknął i strzelił po pośladkach obie kobiety, by je dobudzić wreszcie.
    Ech psiamać. No laleczki, zobaczcie kogo tam niesie... — Mruknął, wyganiając je chyba na dobre z łóżka. Sam za ten czas podciągnął się na poduszkach i przeczesał zmierzwione włosy palcami. Jeżeli natrętnik spod drzwi jeszcze nie dał sobie spokoju, to po uchyleniu drzwi ukazały mu się zaspane buźki kurewek, w oczywiście mało kompletnym ubraniu... o ile w ogóle. W tle wszystko obserwował Rhys i kiwnął dłonią do chłopaka, by ten się nie krępował i wszedł...
     Ciemnowłosa od razu się wyszczerzyła do chłopaka.
    Mmm... Zmieniłeś zdanie, słonko? — Zaszczebiotała na dzień dobry.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Pon 28 Sty 2019, 19:20

    Chłopak wszedł do wynajętego pokoju, zamknął drzwi i przekręcił w nich klucz. Nadal czuł się trochę skonsternowany tym, co usłyszał dziś z ust dziwki. Niewątpliwie zasiała mu tym mętlik w głowie. Dobrze zatem, że był już coraz bliżej celu. Będzie miał okazję zasięgnąć informacji u źródła i rozwiać wszelkie wątpliwości.

    Rozebrał się częściowo dla wygody i zasiadł przy niewielkim stoliku przy swoim tymczasowym łóżku. Miał ogromną ochotę w końcu położyć się i wyspać porządnie, ale musiał jeszcze powstrzymać się przez jakiś czas. Robienie bieżących notatek było ważne. Wyciągnął z torby swój dziennik i przy świetle ogarka zaczął pisać. Niedługo za ścianą mógł usłyszeć Rhysanda, czy raczej dwie jego towarzyszki, którym nie przystało nie zachwycać się, skoro za to im płacono. Theo uśmiechnął się półgębkiem i pokręcił głową. Dokończył swój wpis z dzisiejszą datą i na tym mógł zakończyć dzień. Odłożył rysik i oparł się plecami o oparcie krzesła. Odetchnął i przymknął oczy. Wszystko powoli ucichło.

    Ocknął się już na łóżku. Kolejny zryw i kolejne skrzywienie. Powoli usiadł na krawędzi posłania i dał sobie chwilę na uporządkowanie myśli. Wyjrzał przez niewielkie okno, na zewnątrz już świtało. Przeczesał czarne kosmyki palcami, co sprawiło, że stały się jeszcze bardziej potargane. Spróbował się przeciągnąć i sięgnął po dziennik. Przeczytał kilka ostatnich zdań i lekko zmarszczył brwi.

    Niedługo po tym zszedł na dół, do głównej izby, która teraz świeciła pustkami. Dziewczyna, której wczoraj oddał sakiewkę, czyściła stoły posypując je popiołem. Rozpoznała chłopaka.
    – Przyniosę śniadanie – powiedziała z uśmiechem zanim on zdążył się odezwać. Podziękował skinieniem głowy i usiadł przy jednym ze stołów w międzyczasie zastanawiając się czy Rhysand już wstał. W końcu, kiedy chłopak zjadł, miał dość czekania i poszedł sam upomnieć się o to, co najemnik mu obiecał.

    Zapukał w drzwi dość głośno. W razie gdyby Rhysand spał, to na pewno się obudzi. Nic sobie nie robił z prób spławienia go i pukał, dopóki nie zostało mu otworzone. W uchylonych drzwiach ujrzał oczywiście półnagie kobiety. No tak, czego niby miał się spodziewać. W głębi pokoju dostrzegł najemnika, który jeszcze zalegał w łóżku. Nie skorzystał z zaproszenia do środka i zignorował słowa dziewczyny, nie wiedząc co miałby jej odpowiedzieć.
    – Umówiliśmy się, że pokażesz mi drogę – zwrócił się do Rhysanda. – Ale mogę zapytać kogoś innego, jeśli nie czujesz się na siłach. Po prostu nie chciałem sobie pójść bez słowa – wyjaśnił i zaczekał, co odpowie mu mężczyzna. Nie miał zamiaru robić mu wyrzutów, po prostu chciał wiedzieć i wyruszyć jak najszybciej.
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Pon 28 Sty 2019, 20:49

    Ciemnowłosa tylko wydęła usta i odsunęła się, by Theo mógł tu bardziej wejść jeżeli miał jakieś sprawy do najemnika. Blondynka tymczasem już zaczęła zabierać rzeczy. Szczególnie pieczołowicie przeliczała pieniądze leżące na stoliczku. Widać najemnik przygotował je już szybciej i rano mogły je zabrać. Poza pieniędzmi na stole walały się resztki z kolacji, którą jak widać towarzystwo przynisło sobie do pokoju.
    Rhys leżał jeszcze chwilę w łóżku, obserwując z uwagą chłopaka w drzwiach, ale w końcu skinął głową. Jednak nie miał pewności, czy ten w ogóle to widział więc się odezwał.
    Pamiętam o tym. Wejdź do środka, chcę się ubrać na spokojnie... — Powiedział cicho i zaczął zbierać się z łóżka. Dalej zamierzał zaprowadzić Theo pod samiuteńkie drzwi zakonu, ale przecież to nie ucieknie. Chłopak mógł poczekać jeszcze kilkanaście minut aż najemnik się zbierze.
    Rhysand był nagi, jeśli nie liczyć dyndającego srebrnego medalionu na szyi. Był... całkiem osobliwy jak na standardy nieokrzesanego wojownika do wynajęcia. I jeśli Theo przyglądał się jakoś bardziej mógł dostrzec na ciele Rhysa kilka gojących się szram i zadrapań, czy blizn. Nie szpeciło go to jakoś szczególnie, raczej dodawało charakteru i na pewno jasno mówiło czym się Rhysand para zawodowo. Tak samo jak muskulatura mężczyzny. Najemnik niewiele sobie robiąc z widowni pochylił się i wciągnął bieliznę, a potem spodnie. Dopiero wtedy spojrzał na Theo.
    A ty? Czujesz się na siłach, szczególnie po tym co wczoraj usłyszałeś? Ufasz, że oni - nie wiem... spełnią twoje sny? — Zapytał chłopaka z lekkim chłodem, czy może niedowierzaniem, którego nie potrafił się wyzbyć. Był ciekaw czy bańka mydlana w której ten żyje pękła, czy może nie do końca. Dziewczyny już także zebrały swoje rzeczy i powoli zaczęły wychodzić. Ciemnowłosa jeszcze zerknęła na chłopaka z zawodem, bo naprawdę miała na niego ochotę. Widać rzadko trafiają się klienci w jej wieku albo podobnym. Chwilę potem już ich nie było i zostali sami. Mężczyzna zakręcił się po pokoiku by znaleźć koszulę, wsunął za nią medalion. Później założył kamizelkę z materiału, który wyglądał na dość ciepły.
    Jednocześnie ze stołu porwał kawałek kiełbasy i wpakował ją sobie do ust. Jak widać Rhys niespecjalnie przejmował się śniadaniem, uważając że może zjeść potem podczas przechadzki po mieście, czy w trasie. Chłopak dalej nie wiedział, że jego cel wędrówki jest kilkanaście ulic dalej i raczej ciężko go nie zauważyć. Budowla zakonu górowała w tamtej części miasta. Gdyby wjechali za dnia, pewnie chłopak od razu by się połapał, ale w nocy było o to ciężko. 
    Zabrał z ziemi swój tobołek, sprawdził jeszcze raz czy aby na pewno wszystko ma i nic nie zginęło. Broń już miał zapiętą na pasie i zerknął na Theo, będąc gotowym do tej jakże długiej... i męczącej podróży - po mieście. 
    Może przy okazji kupi gdzieś czapkę? Starszy mężczyzna znów lekko się uśmiechnął do swoich myśli.
    Mam nadzieję, że nie sprzedałeś konia, co? — Łypnął na Theo podejrzliwie, po czym podszedł do chłopaka. O ile młody dalej chciał, by Rhys pokazał mu "kierunek", a chyba chciał bo inaczej by go tu nie było. Mieli wczoraj umowę. Najemnik położył dłoń na ramieniu młodego i spojrzał mu w oczy.
    Chodź, wszystko ci pokażę.— Powiedział tajemniczo, po czym lekko popchnął Theo do wyjśscia, a potem po schodkach na dwór. 
    Piździało. Rhys jęknął, czując jak wiatr wdziera się pod jego płaszcz i momentalnie zaczął się zapinać.
    Jaka ta pogoda jest popieprzona. — Warknął cicho i postawił kołnierz. Rhys nie zaprzątał sobie na razie głowy końmi i poszedł w dół ulicy. Chłopak chcąc nie chcąc musiał podążyć za nim.
    Najemnik odwrócił się w pewnym momencie zerkając na niego z zastanowieniem.
    W zasadzie zastanawiałeś się, co zrobisz jeżeli cię tam nie przyjmą? Masz gdzie iść? Albo... potrafisz robić coś poza giermkowaniem? Co ty tam w ogóle robiłeś na tej służbie?  — Szczerze powiedziawszy Rhys nie miał pojęcia czym tam giermek się jeszcze zajmuje poza usługiwaniem swojemu panu. Zawsze miał ich za usłużnych przydupasów. Teraz miał szansę zapoznania się z kimś kto został wychowany w takiej posłudze, dlatego zaczął wypytywać i widać było, że jest faktycznie tym zainteresowany. 
    I... sądząc po wczoraj, nigdy nie miałeś kobiety? — Tu już nie wytrzymał i uśmiechnął się bardziej rubasznie.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Wto 29 Sty 2019, 18:53

    Chłopak westchnął krótko i ostatecznie wszedł do pokoju. Przymknął drzwi, żeby zapewnić Rhysandowi chociaż odrobinę prywatności, ale ten jak widać nie przejmował się tym za bardzo. Theo nie zamierzał oglądać nagiego tyłka najemnika, ani zbierających się do wyjścia dziwek, więc zajął bezpieczne miejsce przy oknie i obserwował jak na ulicę wychodzi coraz więcej ludzi. Nie przeszkadzała im niesprzyjająca aura. Chłopak zauważył drobne płatki śniegu, które fruwały w powietrzu i zwiastowały pogorszenie pogody. To go trochę zmartwiło.
    – Sny? – dopiero teraz odwrócił się i spojrzał na Rhysanda. Zdążył jeszcze dostrzec medalion, zanim ten zniknął pod koszulą najemnika. – Od zawsze traktowałem tę sprawę bardzo poważnie – stwierdził równie poważnym tonem. Zanim powiedział coś więcej, poczekał, aż dziewczyny wyszły z pokoju.
    – Póki co, nie wydarzyło się nic, co mogłoby zmienić taki stan rzeczy – zapewnił mężczyznę ze spokojem. – Słowa zdesperowanej kobiety, która za pieniądze powie i zrobi wszystko, to zdecydowanie za mało, żeby wystawić opinię całemu Kościołowi. Chętnie przekonam się na własne oczy, jaka jest prawda, o ile dostanę taką szansę.
    Wszystko wskazywało na to, że chłopak jest uparty i wytrwały w swoich postanowieniach, tak samo jak był oporny na urok dziwek. Może i był młody, ale nie wyglądał na kogoś, kto narażałby swoje życie w podróży, goniąc za snami i mrzonkami. Może i templariuszy otaczała pewna aura tajemniczości i fantastycznych historii, ale niemądry był ten, który ich lekceważył. Rycerskie bractwo toczyło swoje bezwzględne krucjaty, stanowiło swoje własne prawa, a plotki głosiły, że ponoć sam król jest ich wierzycielem.

    Pokręcił przecząco głową, nadal posiadał konia. Popatrzył na najemnika trochę zaskoczony takim nagłym spoufalaniem się, ale rękę na swoim ramieniu odebrał jako oznakę czegoś w rodzaju troski. To wydawało mu się zabawne, bo pewnie gdyby powiedział o swoich odczuciach na głos, to mężczyzna od razu by się zaperzył.
    Po drodze do wyjścia wpadł szybko do swojego pokoju po płaszcz. Na zewnątrz zarzucił kaptur na głowę i uśmiechnął się lekko, kiedy usłyszał narzekania Rhysanda na pogodę.
    – Uczyłem się – odpowiedział na pytanie najemnika i posłał mu zaczepny uśmiech. – Głównie jak nie być takim kołtunem, jak ty.
    Zaśmiał się, pozostawiając Rhysanda w niewiedzy, ale zaraz jego wesołość została trochę utemperowana. Ale tylko trochę.
    – To prawda, nie miałem – potwierdził przypuszczenia najemnika, ale jeśli mężczyzna liczył na to, że go zawstydzi, to tym razem musiał się rozczarować. Z racji swoich planów odnośnie zakonu, ta kwestia pozostawała dość oczywista. Jednak chłopak postanowił zmienić temat. – Nie powinienem zabrać swoich rzeczy? Dokąd idziemy?
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Wto 29 Sty 2019, 20:32

    Mężczyzna przyglądał się spokojnie Theo i czekał na jego odpowiedź. Domyślał się, że raczej słowa jakiejś tam kurwy nie zmienią za bardzo światopoglądu chłopaka... ale może chociaż zasiały ziarno niepewności. Jednak się mylił. Pokiwał głową, częściowo do swoich myśli, trochę też do tego co mówił młodszy.
    Jesteś uparty, przypominasz mi w tym kogoś. — Uśmiechnął się lekko do niego, choć był to nie do końca wesoły uśmiech. Zaraz też odwrócił wzrok, niby w poszukiwaniu jeszcze czegoś na stole. Rhysand nie miał zbyt szczęśliwego dzieciństwa, a wydarzenia z kilkunastu lat wstecz w zasadzie ukształtowały to kim był teraz. 
    Wbrew temu co sobą reprezentował nie lekceważył bractwa. Jakżeby mógł, skoro z tego co wiedział mieli przyzwolenie samego króla, a swoje łapska pchali wszędzie, gdzie tylko mogli. 
    Odetchnął cicho i skupił się na Theo. Jego jeszcze mógł uratować... Cholera! Drgnął lekko, nie mogąc opanować dziwnego impulsu. Nie wiedział skąd nagle takie myśli, przecież nawet dzieciaka nie znał, a on sam nie wyglądał jakby chciał by ktokolwiek go ratował przez zakonem i jego tajnikami.
    "Weź się  w garść Rhys" — upomniał sam siebie. I tak, teraz pewnie gdyby Theo wypomniał mu troskę na pewno mocno by się zaperzył. Troska? On? Nie no, gdzie tam!

    Na dworze było paskudnie - przynajmniej w opinii Rhysanda i nie mógł uwierzyć jak ludzie w tej chwili mogą normalnie funkcjonować, a nawet się uśmiechać. Odwrócił się do Theo i lekko zmarszczył brwi.
    Ty! Przepraszam bardzo, co masz na myśli mówiąc na mnie per kołtun? — Uniósł groźnie jedną brew. Poniekąd domyślał się co chłopak ma na myśli, ale przecież to była prawda.. nie ma się co tu kłócić. Po chwili też druga brew powędrowała do góry, ale tym razem ze zdziwieniem. Czy chłopak naprawdę nie chciał poznać więcej z życia nim odda się... we władanie tych wszystkich zasad bractwa? Rhys nie wiedział co o tym sądzić. Popatrzył na niego z lekkim zastanowieniem.
    Jednak nim  odpowiedział na pytanie Theo, nagle złapał go za ramię i pociągnął ku sobie. Może zbyt blisko ale miał powód, a chłopak chyba go nie widział. Tuż za plecami  przetoczył się spory wóz  z prawdopodobnie odpadami sądząc po aromatycznym zapachu, dzięki mrozowi na szczęście nie cuchnęło tak jakby mogło. Pchany był przez jakiś parobków, którym było jedno kogo potrącą. 
    Parszywe miasto. Nic ci nie jest? — Obejrzał Theo, czy aby nic go nie obiło, po czym pokazał brodą w ulicę przed nimi.
    Idziemy do... Wiesz co może pokażę ci trochę miasta, zanim dasz się zamknąć w murach zakonu. To nie potrwa długo, obiecuję. — Rhys przyłożył dłoń do piersi jakby na przysiędze i uśmiechnął się do Theo, tym razem całkiem sympatycznie. No co? Miał kupić czapkę, tak czy nie?
    Prawda była taka, że chyba po części świadomie starał się odwlec pokazanie Theo  zakonu i umyślnie wybrał przeciwną część miasta z której nie było widać budowli rycerzy.
    Przez część drogi szli w milczeniu, bo i trudno było rozmawiać w tłoku i podczas wymijania ludzi. Rhys co jakiś czas kontrolnie zerkał na Theo, czy aby idzie dalej gdzieś w jego pobliżu. A także przeczesywał teren w poszukiwaniu jakiś zagrożeń, jak chociażby jasnych szat templariuszy. 
    W końcu droga stała się szersza, aż wyszli na spory plac. Stragany i różne budki w większości już stały, i kupcy zachęcali ciżbę by podeszła i zrobiła zakup właśnie u nich. Rhys wciągnął powietrze i spojrzał na to wszystko.
    Ostatnim razem byłem tu kilka lat temu ale mam wrażenie, że nic się nie zmieniło... — Powiedział nagle do chłopaka. Powolnym krokiem skierował się do jednego z stoisk z futerkami. 
    I wtedy go to tknęło widmo przeszłości.
    No właśnie. Nic się nie zmieniło... Tak być nie powinno, musiał coś zrobić.
    Zatrzymał się niedaleko i zerknął na młodszego z dziwną miną. Przesunął palcami po zmierzwionych włosach i westchnął cicho, ale przyszpilającego spojrzenia nie opuścił z młodszego towarzysza.
    Theo, może się zastanawiałeś dlaczego tak... gardzę zakonem. Nie samym Bogiem ale ludźmi. Uważam, że ty i tobie podobni, jesteście dla nich za dobrzy. — Stwierdził, przystając z boku, by już nikt ich nie potrącił. Oraz nie podsłuchał. Westchnął ciężko i spojrzał na boki, a to co chciał teraz przekazać wcale nie przychodziło mu łatwo. 
    Przypominasz mi osobę którą znałem, która tak samo mocno chciała służyć templariuszom, wtedy temu przyklasnąłem, bo jeszcze nie wiedziałem do czego są zdolni. Ale zmienili go... Z dobrego i uczciwego człowieka stał się potworem tylko szukającym wymówki by móc wyrzucić na ulicę tak zwanych innowierców i robić egzekucję. Theo ja ich widziałem, widziałem jak  całe białe stado wywlekało z domów matki z dziećmi. Z dziećmi! Niczemu były winne! — Zachłysnął się złością. — Podobno za czary. Czary... które tak naprawdę poznali by dopiero, gdyby użarły ich w dupę. — Skrzywił się lekko, cynicznie. Przesunął palcami, całkiem bezwiednie dotykając medalionu po przez materiał kamizelki. Musiał się uspokoić i to zaraz!
     Rhysand oparł się o mur jakiegoś domu i spojrzał z smutkiem i złością na Theo. 
    Czy tak to powinno działać? — Przetarł dłońmi twarz, czując jak jakieś dziwne uczucie go wręcz paraliżuje, kłuje w oczy i policzki. A może to tylko mróz?
    Spojrzał na chłopaka zaskoczony. Może też zawstydzony swoim wybuchem. Nie planował takiego uzewnętrzniania sie przed kimś obcym, jakim był Theo, lecz poczuł w tym wszystkim ulgę. Nie miał pojęcia jak zareaguje na to chłopak, ale jednego mógł być pewny gdy patrzył na Rhysanda - najemnik nie okłamywał go, a jego emocje były szczere. Pewnie jeszcze nie rozumiał dlaczego mu to wszystko mówił, pewnie nawet sam Rhys do końca tego nie wiedział. Jednak Theo mógł poczuć się ostrzeżony...
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Pią 01 Lut 2019, 11:55

    Groźne miny Rhysanda, nie zapewniły mu odpowiedzi na pytanie o kołtuna, ani nie spowodowały skruchy u chłopaka. Przynajmniej do momentu, kiedy został szarpnięty przez najemnika. Przez moment myślał, że ten chce inaczej wybić mu z głowy takie odzywki. Wpadł na niego trochę bezwładnie i z bliska rzucił mu pytające spojrzenie. Dobrze jednak, że nie próbował się wyrywać, bo mężczyzna po raz kolejny uratował mu życie, a przynajmniej zdrowie. Kaleki na pewno nie przyjęli by na służbę w Zakonie.
    – W porządku, dziękuję – odsunął się spoglądając na oddalający się wóz. – Chyba lubisz, kiedy ludzie mają u ciebie dług wdzięczności – uśmiechnął się znów i mogli pójść dalej. Chociaż chłopakowi nie zostało dokładnie wyjaśnione, dokąd.
    Podążał za swoim przewodnikiem z ciekawością obserwując miasto i ludzi oraz starając się wymijać co większe, błotne kałuże. W końcu dotarli do targowiska. Theo nie odzywał się niepytany, a widząc stoisko z futrami przypomniał sobie, że Rhysand potrzebował czapki. Jednak nie dotarli do straganu.
    Chłopak lekko zmarszczył brwi słuchając dość zaskakującego zwierzenia, z którego mógł odczytać znacznie więcej niż zostało powiedziane. Zanim jednak odważył się wypowiedzieć na głos swoją opinię, milczał przez chwilę w zastanowieniu.
    – Nie, z pewnością nie powinno tak być – stwierdził w końcu, ale jakoś bez przekonania i bez tej samej pewności siebie, jaką prezentował jeszcze dziś rano. Nie wyglądał jednak na zaskoczonego, więc nie chodziło o kolejne rozczarowanie wizją zakonu.
    Rhysand, być może nieumyślnie, ale postawił chłopaka w dość niezręcznej sytuacji. Po pierwsze nie wiedział, czego mężczyzna teraz oczekuje. Miał go pocieszać? Wystraszyć się? Przyznać rację? Po drugie, sposób w jaki postrzegał młodzieńca trochę mijał się z prawdą.
    – Wszędzie tam, gdzie są ludzie, są także niedoskonałości. Taka jest nasza natura. Zasady Zakonu są dobre, ale to właśnie ludzie nie postępuje zgodnie z nimi. Nie jestem aż tak naiwny, zdaję sobie z tego sprawę, ale również nie jestem idealny. I nie robię tego tylko dla siebie – przyznał również będąc szczerym, ale była to jeszcze ostrożna szczerość. Jednak ośmielony wylewnością najemnika, zupełnie naturalnie potrafił mu na ten moment zaufać. Ale chodziło o coś jeszcze, co powstrzymywało go, przed powiedzeniem wszystkiego.
    – Miałem rację. Jesteś lepszym człowiekiem, niż ten kołtun na jakiego próbujesz wyglądać – zdobył się na odrobinę wesołości i poklepał go po ramieniu. – Opowiesz mi o nim coś więcej?
    Mógł trochę przełożyć swoją podróż.
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Nie 03 Lut 2019, 12:10

    Uśmiechnął się krzywo i nawet zaśmiał pod nosem krótkim śmiechem.
     — O tak. Uwielbiam wszelkie długi... — Popatrzył na chłopaka, ale nie doszukał się z jego strony wyrzutu, czy innych negatywnych emocji więc odetchnął. W zasadzie chyba był naprawdę przewrażliwiony i wszędzie doszukiwał się tej gorszej strony medalu niż lepszej, a przecież nie był z natury pesymistą. Jednakże chyba wszystkie emocje jakie w sobie dusił tyle czasu, a także to co przeszedł uformowało go tak, a nie inaczej.
    Dodatkowo po wejściu na rynek uderzyły go wszystkie złe wspomnienia. Nic nie poradził na fakt, że wybuchł i to chłopakowi oberwało się tą dramatyczną historią, a sam Rhysand nie potrafił opanować emocji. Wszystko dlatego, że Theo wydawał się zupełnie inny, nieskalany korupcją zakonu - a przynajmniej Rhys nic o tym nie wiedział. Irracjonalnie chciał go przestrzec przed złem, a jednocześnie czuł wewnętrzną potrzebę by wyrzucić z siebie wszystkie rzeczy, które mu tyle czasu ciążyły na sercu i duszy.
    Sam siebie tym wybuchem zaskoczył i w tym momencie musiał zapalić, zaczął więc grzebać w kieszeni płaszcza i szukać jakiegoś w miarę dobrego skręta.
    Spojrzał na młodego, bo właśnie zdał sobie sprawę, że chłopak chyba nie wie co powinien mu powiedzieć i wcale go za to nie winił.
    Ta... nie powinno. — Mruknął pod nosem, powtarzając po Theo i sam nie wiedział, czy oczekuje jakiegoś pocieszenia, czy dania w ryj by się ogarnął i uspokoił.
    Theo chyba też nie wiedział...
    Pokręcił głową i zaciągnął się w końcu, by móc wypuścić nieco drżącą smużkę dymu z płuc. Na razie nie wiedział, czy to mu pomogło, czy jeszcze bardziej rozwaliło. Łypnął na Theo, bo zaczął do niego mówić i w duchu musiał się z nim zgodzić. Przecież wiedział przynajmniej ogólnie jakie są zasady Zakonu, nie wszystkie były dobre i je popierał ale część na pewno.
    Nikt nie jest doskonały, Theo. Ale od niektórych wymaga się więcej, a nie potrafią sprostać nawet jakiemuś minimum. — Nie wnikał na razie po co Theo tak naprawdę to robi, choć go to zaciekawiło.
    Widać było, że mężczyzna dalej jest wzburzony swoimi wspomnieniami, jednak nie chciał atakować chłopaka słownie, bo ten nic mu nie zrobił. Znów musiał się zaciągnąć skrętem i próbować wyprzeć obrazy z głowy.
    Przesunął palcami po kamizelce, w miejscu gdzie był medalion. Docisnął go do ciała i dopiero wtedy zerknął na Theo i jego rękę.
    Ta? Cholera, to muszę się bardziej starać... — Mimo wszystko zdobył się na lekki uśmiech i pokiwał po kilku chwilach głową. — Tylko o ile potrafisz dochować ważnej tajemnicy... — Popatrzył na niego trochę poważniej. Rhys zastanawiał się, czy to co powie młodemu nie wkopie go w przyszłości i jak ma opowiedzieć historie życia, bez podawania większości bardzo ważnych szczegółów. Czy tak w ogóle się da?
    Jednak nim cokolwiek powiedział, odbił się od murku o który się oparł i jednak obrał kurs na stoisko futerkowe. 
    Mimo wszystko nie chciał chodzić z gołą głową, a wiedział, że im dalej tym będzie chłodniej i mniej przyjemnie, taka pora roku. Ciekawe, czy Theo o tym wiedział?
    Rhys zakupił ciepłą czapkę, która w jego mniemaniu nie ograniczała mu wybitnie pola widzenia, a także nowe rękawiczki. Mimo wszystko w zmarzniętych dłoniach ciężko utrzymać broń. Jeżeli Theo coś jeszcze oglądał to poczekał na niego, a jeśli nie to mogli iść dalej. Rhys spojrzał na chłopaka.
    Dalej chcesz wysłuchać mojej... historii? Bo jeśli tak to znam spokojne miejsce. — Cóż, burdel o poranku zazwyczaj jest spokojny. Choć ten i tak nie był byle jaki, a raczej nastawiony na zamożniejsze towarzystwo.
    Poza tym tu akurat Rhysand znał właściciela, dlatego też ku zaskoczeniu Theo nie poszli do frontowych drzwi, ale Rhys zakradł się od tyłu. Kilka porządnych uderzeń pięścią spowodowały, że drzwi uchyliły się lekko, a w nich ukazała się ładna twarz młodego chłopaka, choć burza blond włosów mogła na pierwszy rzut oka utrudniać rozpoznanie płci...
    Jeszcze mamy zamknięte i jak stąd nie... — Jednak Rhys przerwał mu w połowie zdania gestem dłoni.
    Wiem. Ale sądzę, że Rubin byłby bardzo niezadowolony, gdybyś nie wpuścił tu jego starego znajomego. — Rhys uśmiechnął się ładnie, co i tak nie pomogło bo chłopak trochę zbladł i szerzej uchylił drzwi.
    Proszę... Ale... ale pan R. śpi i bardzo nie chciałbym go budzić... — Zaczął się tłumaczyć nastolatek i widać było, że naprawdę nie chciał teraz iść budzić kogokolwiek. W sumie jego rozmemłana koszula sugerowała, że i on wstał z łóżka...
    Spokojnie. Z nim rozmówię się później, na razie zaprowadź nas do pokoju i daj coś do picia, a potem zostaw... — Zarządził po wielkopańsku Rhys i chwilę potem obaj z Theo mogli cieszyć się wygodami jednego z lepszych pokoi w burdelu. Był tam niski stolik a także różne kolorowe, miękkie poduchy, na których najemnik momentalnie się umościł, gdy tylko zrzucił płaszcz. Mały piecyk dawał ciepło w chłodne dni i teraz jeszcze lekko się w nim żarzyło. Natomiast okna wpuszczały naturalne światło do środka, przez co nie było ciemno, a całkiem przyjemnie i kolorowo - pewnie przez witraże w górnej części.
    Rhys rzucił spojrzenie Theo, zastanawiając się, czy ten teraz przypadkiem nie wyobraża sobie nie wiadomo czego w związku z najemnikiem i tym miejscem.
    Jeśli chciał... cóż. Mógł spytać. 
    Rhysand uśmiechnął się pod nosem do swoich myśli.
    W końcu zostali sami, razem z kuflami całkiem smacznego piwa, a młodzik nawet dorzucił im misę owoców. Pewnie po to by, potem nikt mu nie mógł zarzucić, że nie ugościł znajomych Rubina...
    W zasadzie... sam nie wiem od czego zacząć. — Mruknął, gdy już zostali sami i bez przekonania dźgnął jakieś winogrono. — Tyle się działo od tego czasu, część wspomnień się zatarła w mojej głowie. Czasami mam wrażenie, że niektóre sobie tylko wmawiam. — Uśmiechnął się smętnie i upił łyk piwa, po czym rozparł się wygodniej na poduszkach i spojrzał na Theo. Wydawało się, że oczy Rhysa patrzą na chłopaka, ale tak naprawdę do końca go teraz nie widzą. Błądził wzrokiem po jego twarzy całkiem bezwiednie, jakby zbierając myśli i dopiero, gdy uczepił się jakiejś mógł mówić.
    Osoba o której mówiłem, była starszym bratem mojego przyjaciela z dzieciństwa, więc siłą rzeczy dość dobrze go znałem... Nazywał się Brys. Miał marzenie, by pomagać innym i chciał wstąpić do Templariuszy i w końcu to marzenie zrealizował.
    Rhys opowiedział o tym, jak kilka razy jeszcze młody templariusz wracał do ich miasta, jakie wrażenie to robiło na młodszym bracie tegoż, a także na nim samym. Szczególnie, gdy ten machał lśniącym mieczem i pokazywał czego uczy się w Zakonie.
    Jednak pewnej wiosny wrócił nie sam, a z kilkoma innymi - mu podobnymi i zaczęli wypytywać mieszkańców o różne rzeczy. Dziwne rzeczy.
    Podejrzewam, że starsi koledzy templariusze nie przeprowadzali swojego śledztwa tak jak należy... A może i wymuszali różne kłamstwa, czy plotki. — Kontynuował Rhys.
    Opowiedział o tym, jak wywleczono z domu całą rodzinę miejscowego znachora. Rhys ich znał, dzieci były tylko trochę młodsze od niego samego w tym czasie. Byli to dobrzy ludzie, którzy pomagali, a nie szkodzili. Matkę zakuto w kajdany, wpakowano na wóz Zakonu, a dzieci z ojcem zabito...  Według Rhysanda zrobiono tak jeszcze z kilkoma rodzinami, bo szukali kogoś i oczywiście brał w tym udział Brys. To nastawiło część miasteczka przeciwko templariuszom. Zrobiła się wtedy straszna jatka, bo miejscowi nie mieli za dużych szans z uzbrojonymi rycerzami.
    Wtedy razem z matką pośpiesznie opuściliśmy miasto... A ja...  — Tu Rhys zaciął się i zerknął na Theo z uwagą. Jeszcze chwila, a powiedziałby za dużo. Wziął do ręki kufel i napił się z niego, gdyż zaschło mu w gardle od mówienia. Przy okazji odwrócił tym uwagę chłopaka od swoich słów. Chyba.
    Cóż, po tym przysiągłem sobie, że  wyszkolę się i potem znajdę tych niegodziwców, którzy bezprawnie odebrali życia. Może to dla ciebie śmieszne, ale dzięki temu mam jakiś cel w życiu. — Przyjrzał się młodemu z uwagą. Oczywiście nie był to jedyny cel w życiu Rhysa, ale przecież o reszcie mu nie powie. Jakby nie było młody chciał być templariuszem... 
    A ty, Theo? Dla kogo tak naprawdę to robisz? Co ciebie motywuje? I jaka jest twoja historia... — Uśmiechnął się lekko, pytał w nawiązaniu do wcześniejszych słów Theo, wtedy z bazaru. Teraz mieli czas na rozmowę, nikt im nie mógł przeszkodzić.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Nie 10 Lut 2019, 13:18

    Spoważniał odrobinę i pokiwał twierdząco głową. Potrafił dochować tajemnicy. Prawdopodobnie była to jego najbardziej rozwinięta umiejętność, jaką posiadał. Przez większość życia musiał trzymać wiele rzeczy w tajemnicy, aby zwyczajnie przeżyć. Czasem milczenie wiele ułatwiało, tak samo jak nie wspominanie teraz o tym fakcie.
    Poszedł za Rhysandem w stronę straganu, ale nie wybrał nic dla siebie. Zdawał sobie sprawę z tego, że templariusze zbywają się prawa do posiadania własnych rzeczy, więc i tak musiałby później wszystko oddać.

    – Chodźmy więc – odpowiedział, bo naprawdę ciekawiło go, co sprawia, że najemnikiem targają tak silne emocje. Tym bardziej, że miało to być związane z Zakonem. Nie wiedział tylko, że ten zechce zaprowadzić ich do burdelu.
    – Mogliśmy przecież wrócić do karczmy... – zauważył trochę niezdecydowany pomiędzy waleniem Rhysanda w tylne drzwi, a ich otwarciem przez... młodego chłopaka. Pomimo jego urody nie miał problemu z odróżnieniem go od kobiety. Bardziej zastanowiło go właśnie to, dlaczego jest mężczyzną.
    Bez słowa przysłuchiwał się krótkiej wymianie zdań, która ostatecznie pomogła im w wejściu do środka. Chłopak pierwszy raz był w takim przybytku, więc naturalnie rozglądał się po każdym kącie. Po części z ciekawości, a po części w obawie, że znów będzie nękany...  
    Nagle go olśniło!
    A jeśli to podstęp Rhysanda, który uparł się, że jednak wrzuci go do jednego łóżka z jakąś dziewką?! Trochę spanikował, ale mając w sobie resztki dumy, postanowił nie biec w stronę drzwi, którymi tutaj weszli. Był jednak czujny, aby w miarę szybko zareagować protestem. Póki co, nic podobnego się nie działo. Naprawdę było tutaj spokojnie o tej porze. Ten interes z pewnością lepiej kręcił się wieczorami i nocami.

    Weszli do jednego z pokoi, którego wystrój nawet tak niedoświadczonemu młodzieńcowi jak Theo, nie pozostawiał żadnych wątpliwości, co do swego przeznaczenia. Przez moment przyglądał się jasnowłosemu chłopakowi, który stawiał właśnie misę z owocami na stoliku. Zachodził w głowę, czy i on tutaj pracuje jako... osoba do towarzystwa. To zasiało mu jeszcze większy mętlik w głowie, ale w takim samym stopniu pobudziło ciekawość. Tę mniej zdrową.

    – Bardzo tu nastrojowo – powiedział z głupim uśmiechem do najemnika, ale o nic nie zamierzał pytać. Rozpiął klamrę płaszcza pod szyją i porzucił go na poduszkach. Sam na razie tam nie siadał. Z naturalną, niemalże dziecięcą ciekawością zaczął bliżej przyglądać się szpargałom i rekwizytom, jakie mógł dostrzec dookoła. Prawdopodobnie nigdy więcej tutaj nie zawita, więc chciał skorzystać z okazji. Zainteresowała go porcelanowa figurka przedstawiająca nagą kobietę z szeroko otwartymi ustami na czworakach i mężczyznę klęczącego za nią. Sięgnął po nią, żeby przyjrzeć się szczegółom. Ku jego zdziwieniu okazało się, że są to dwie osobne figurki, które dało się rozdzielić i dopasować. W jednej był otwór, a druga miała długą wypustkę, która zmyślnie wpasowywała się także w usta. Już chciał się odwrócić i zaprezentować swoje znalezisko Rhysandowi, ale to on pierwszy się odezwał. Theo pohamował swój głupi wyszczerz i zostawił w spokoju porcelanowych kochanków. Przyszli tu przecież z  zupełnie innego powodu...

    – Zacznij od tego, co pierwsze przychodzi ci do głowy – zaproponował i podszedł bliżej, żeby zająć miejsce na poduszkach. Pomimo, że były bardzo wygodne, to nie czuł się dostatecznie komfortowo znając ich przeznaczenie. Chcąc ukryć swoje skrępowanie, gdy Rhysand na niego patrzył i się namyślał, postanowił się czymś zająć. Pod ręką stało jedzenie. W zasadzie zjadł już śniadanie, ale nie potrafił się oprzeć owocom. Chwycił jedno z jabłek i wgryzł się w nie chętnie, słuchając opowieści o przyjacielu najemnika. Chłopak nie przerywał mu ani razu i wyglądał na zainteresowanego. Później na trochę zawiedzionego. Tak jakby już czuł się częścią Zakonu, a słuchając o takich wyczynach, chciał wziąć na siebie część odpowiedzialności, za to co się wydarzyło. Chyba zbyt długo sam sobie to wmawiał, aż stracił czujność i przegapił moment, w którym zaczął wierzyć w to, co powtarzał innym. W takich momentach czuł się zagubiony, co pewnie dało się zauważyć.
    – Zemsta nie przyniesie ci ulgi – odważył się wypowiedzieć swoje myśli na głos, chociaż nie miał prawa pouczać kogoś, kto był bardziej doświadczony od niego. – Tak myślę... – dodał, żeby trochę złagodzić swoją wcześniejszą wypowiedź. Nie chciał krytykować Rhysanda.

    Uśmiechnął się przekornie, kiedy usłyszał pytania, kierowane w swoją stronę.
    – Opowiedziałem ci już moją historię – stwierdził całkiem słusznie i traktując jedzenie jabłka, jako dobrą wymówkę, znów wgryzł się w soczysty miąższ. Po chwili namysłu uznał jednak, że niesprawiedliwie było pozostawiać najemnika bez odpowiedzi, skoro on opowiedział mu, o tym co go spotkało.
    – Ale rzeczywiście, nie robię tego tylko dla siebie, jednak obowiązuje mnie dane słowo. Tak samo jak tobie obiecałem, że dochowam tajemnicy. Dlatego nie mogę nic więcej powiedzieć – uśmiechnął się trochę zagadkowo. – Zanim zdradzę cokolwiek, powinienem zapytać o zgodę.
    Takie wyjaśnienie wydawało mu się odpowiednie. Nie skłamał, ani nie powiedział za dużo. Jednak świadomość, że za tym kryje się coś więcej, z pewnością wzbudzi ciekawość i zrodzi kolejne pytania. Zanim tak się stało, Theo postanowił wrócić do opowieści Rhysanda.
    – Powiedziałeś, że wyjechałeś z matką. A co z twoim ojcem? – dopytał, bo ten fakt oczywiście mu nie umknął.
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Nie 10 Lut 2019, 15:01

    Ubrany już cieplej najemnik powinien mieć lepszy humor ale wspomnienia, które go dopadły chyba były zbyt silne, by nowa czapka mogła to zmienić.
    Nah... Tu będzie lepiej. — Sarknął tylko na wieść o poprzedniej karczmie. Jak widać Rhys miał swój własny świat i powody dlaczego robił tak, a nie inaczej i nieszczególnie chciał się z tego tłumaczyć innym.
    W przeciwieństwie do Theo, nie rozglądał się po przybytku i podejrzanie dobrze zdawał się orientować w układzie pomieszczeń. W środku było naprawdę spokojnie i gdyby nie fakt, czym się tutaj wieczorami i nocą zajmowano, można by pokusić się o stwierdzenie, że było całkiem miło. I zdecydowanie spokojnie na tyle, by móc porozmawiać.
    Theo mógł poczuć się też bardziej odprężony bo Rhys miał co innego na głowie niż załatwiać mu dziwki wyskakujące z szaf... 
    Pomimo małego zamieszania z moszczeniem się na poduchach, Rhysowi nie umknął wzrok Theo jakim uraczył młodego blondynka. Najemnik nie zamierzał w tym temacie się wypowiadać, ale prawie podskórnie czuł o czym też może myśleć Theo i co tam sobie wyobrażać w tej teoretycznie cnotliwej główce. Przez moment nawet chciał jednak coś powiedzieć, ale zrezygnował, czując iż Theo może znów się zamknąć w sobie, a jednak mieli porozmawiać. Uroczy blondyn szybko ich obsłużył też nie był nagabywany do niczego zdrożnego, w chwili gdy przyniósł owoce i picie został oddelegowany z pomieszczenia.

    Zamyślony zerknął na Theo i parsknął pod nosem.
    Tylko sobie nic nie wyobrażaj w związku z tym! — Odparował najemnik, ale też nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu. Pokręcił głową i usiadł wygodniej. W jego przekonaniu te poduszki nie były wybitnie wygodne do zwykłego siedzenia i picia, ale przecież nie będzie wybrzydzał. I tak dostał to wszystko w prezencie.
    Theo tymczasem zrobił sobie małą wycieczkę po pokoju uciech. Na półce przy której akurat stanął znajdowały się też... różne dziwne rzeczy, pewnie większość miała służyć do dogadzania sobie ale tak szczerze - to cholera wie! Były też różnego rodzaju ozdóbki, jak te, które właśnie chłopak sobie z niewinną ciekawością oglądał. Jeżeli spojrzał też na inne mógł dostrzec, że jest tu o wiele więcej pasujących do siebie porcelanowych ludzików. Niektóre, ktoś nawet poukładał w pary męskie albo i trójkąty mieszane... No tak, w końcu to burdel. Przy okazji mogło to dać światło na rodzaj burdelu i czy blondyn też tutaj pracował w innej formie, niż tylko jako pomoc w obsłudze z napitkami.
    Theo... Ej, ciekawska mordo. Może jednak miałem cię zabrać tu wieczorem, co? Siadaj. — Mruknął w końcu do chłopaka, bo mieli porozmawiać, a nie bawić się lalkami...
    Patrzył wnikliwie na chłopaka, póki ten grzecznie nie usiadł i nie zamierzał poświęcić mu całej swojej uwagi. Widział podenerwowanie Theo, ale nie był pewny z czego tym razem wynika. Może obserwował go zbyt mocno, albo długo?
    Rhys chyba traktował tą sprawę bardzo poważnie i czuł, że jest to dla niego jakaś forma spowiedzi i wyznania chociaż części tego co mu ciążyło od długiego czasu na sercu. W zasadzie było to bardzo dogodne. Przy odrobinie szczęścia raczej się z Theo już nie spotkają. A jeśli... jeśli mógłby go przekonać do swojego planu miałby człowieka wewnątrz Zakonu, a to były by jeszcze lepsze. Ale nie wiedział, czy chłopak - wychowany tak, a nie inaczej i w ideałach rycerskich - dałby sobie radę z taką odpowiedzialnością i intrygą. No i, na razie najemnik aż tak mu nie ufał by go wtajemniczać...
    Jednak chciał powiedzieć tyle ile mógł o swojej przeszłości i o tym co robi Zakon, pod płaszczykiem uczciwości i troski o ludzi.
    Rhysand skończył swój wywód i z cichym westchnieniem sięgnął po piwo, by się napić. Co z tego, że jeszcze nie było południa, po takich wspomnieniach i monologu należało mu się. Uniósł spojrzenie na Theo i jego nieco zagubioną minę.
    To przez jego opowieść? Mężczyzna zmarszczył brwi przyglądając się dłużej chłopakowi, jakby chciał wyczytać z jego twarzy o czym teraz myśli.

    Zemsta... — Rhys uśmiechnął się przekornie i przymknął powieki. Rozsmakowywał się w tym słowie, ale też nie do końca. — Masz rację i jednocześnie jej nie masz. Ale teraz chodzi mi o coś innego niż zwykłą zemstę. — Ponownie posłał Theo uśmiech, tym razem bardziej drapieżny i jednocześnie nasuwający wiele pytań, co mogło chodzić po głowie temu - bądź co bądź - zwykłemu najemnikowi. 
    W końcu jednak Rhysand postanowił odbić piłeczkę i teraz skierować swoją uwagę na młodego chłopaka, z którym przyszło mu tu dzisiaj siedzieć.
    Jednak Theo nie stracił czujności i całkiem zmyślnie wybrnął z pytań Rhysa, co natomiast delikatnie zirytowało starszego mężczyznę.
    Czy, aby na pewno? — Zmierzył go chłodnym spojrzeniem. Chłopak coś ukrywał. Zaciekawiło go to mocniej niż chciał przyznać. Jednak nie dociekał bardziej, bo przecież to mogła być całkowita prawda, a tedy bardzo nie fair było by z chłopaka wyciągać ją siłą.
    Powiesz mi chociaż komu dałeś to słowo, komuś z twojej rodziny, czy to też jest owiane tajemnicą?
    Trochę teraz robił podśmiechujki by złagodzić swoją wcześniejszą wypowiedź i wzrok jaki zaserwował młodemu. Jednak nim bardziej się zaczął przekomarzać Theo zaczął pytać o jego ojca. Nie bez powodu pominął jego istnienie.
     Miał swoje powody te mniej ważne i jeden cholernie ważny!
     Trochę go to wyprowadziło z równowagi, choć starał się nie dać tego poznać.
    A co z twoim ojcem, Theo? — Odparował. Normalnie riposta życia - bądź z siebie dumny Rhys. Musiał się uspokoić.
    Ale dobrze... powiem ci co z moim ojcem, bo chyba chcesz napisać kroniki o moim życiu. Wyobraź sobie, że nie mam pojęcia kto jest moim ojcem. Straszne, nie? Ale wiele dzieciaków nie wie, kto jest ich rodzicami. Miałem szczęście, że moja matka była wspaniałą kobietą. — Lekko zmrużył oczy, ale ostatecznie nie było w nich już takiej złości jak przed chwilą. Przecież Theo nie spiskował przeciwko niemu, to pewnie było zwykłe pytanie. Mimo to, nie chciał tak łatwo mu odpuścić, więc korzystając z okazji zamierzał przemaglować jego i trochę wydusić informacji! Nie chce mówić czemu tu jest, dobrze ale to chyba nie dotyczy wywodów na temat dzieciństwa.
    Rhys pochylił się lekko, przyszpilając go wzrokiem.
    A ty? Pewnie miałeś udane dzieciństwo czy średnio, skoro trafiłeś na służbę do rycerza? — Nie zamierzał przestawać. Po części te pytania już dawno chciał zadać, tylko brakowało okazji. — Dumny ojciec, co? Powiedz mi... jak to jest żyć z ojcem i móc go obserwować na co dzień? — Mimo, że nie chciał to jakaś głupia ckliwa nuta trafiła w jego ton głosu. Przez większość życia nie użalał się nad tym, że musiał wychowywać się bez głowy rodziny. Miał wspaniałą matkę, a potem z biegiem czasu zrozumiał też dlaczego było tak, a nie inaczej. Dlaczego teraz nagle dał upust takim mało ważnym emocjom? Nie był przecież gówniarzem i miał cel w życiu i zamierzał go zrealizować, a z biegiem lat był coraz bliżej.
    Warknął pod nosem i dopił resztę piwa i spojrzał na Theo, tym razem trochę inaczej. Coś czaiło się w oczach Rhysa, na wpół rozbawione, na wpół poważne.
    Mmm.. Theo? Twoja rodzina jest bogata? — Nachylił się ku niemu przez poduszkę, opierając dłoń koło kolana chłopaka. Nie próbował go osaczyć, ale samo tak wyszło bezwiednie. 
    Nie mają nic przeciwko, że ich syn tuła się po świecie i wpada w kłopoty? Może potrzebujesz ochrony albo przewodnika... wiesz, zanim wstąpisz do Zakonu i tak dalej? A może odłożysz na bok twój obowiązek i pozwiedzasz, w końcu kiedy indziej będzie taka okazja? — Uśmiechnął się do Theo łobuzersko, a wzrok uciekł mu mimowolnie na figurki którymi wcześniej zajmował się chłopak. 
    Zaśmiał się cicho na to wspomnienie. Przecież ta ciekawość była naturalna, nienaturalne było hamowanie przez doktryny Zakonu takiego zachowania. Choć oczywiście, nie każdy trzymał się takich zasad, ale to już inna historia. 
    Widziałem, że to cię interesuje... Chyba nawet ten uroczy blondynek ci się spodobał co? Cherubinek. — Wyszczerzył się do chłopaka. Trochę go podpuszczał to fakt! Ale nie mógł się powstrzymać.
    Spokojnie. Nie oceniam tego! Jeśli chcesz to mogę ci opowiedzieć o tym czy tamtym, albo pokazać... Myślę, że nic się nie stanie jeśli wrócimy tu wieczorem, a uwierz mi - to miejsce jest zupełnie inne niż w karczma w której siedzieliśmy. — Dodał na końcu z całkiem przekonującym uśmiechem, jednocześnie spoglądając chłopakowi w oczy. Ciekaw był, czy tym razem też stchórzy, czy jednak ciekawość młodzieńcza weźmie górę.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Nie 10 Lut 2019, 17:37

    Komu dał słowo? Spojrzał na Rhysanda bezradnie, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział jak.
    – To naprawdę trudno wytłumaczyć – powiedział, co prawdopodobnie wcale nie pomogło najemnikowi, a zasiało w nim jeszcze więcej zwątpienia. Theo znalazł się w dość niekorzystnej sytuacji, bo pewnie teraz sprawiał wrażenie nie do końca uczciwego. – Najpierw musiałbym wiedzieć, czy mogę. Dopiero później mógłbym spróbować... opowiedzieć.
    Zapchał się ostatnim gryzem jabłka i wlepił granatowe spojrzenie w mężczyznę mając nadzieję, że ten już w tym momencie nie bierze go za wariata. Wiedział, że gdyby powiedział mu prawdę o sobie bez żadnego dowodu, to z pewnością tak by się stało.
    – Z moim ojcem? – dopytał, bo nie bardzo wiedział w czym rzecz. Rhysand chyba czymś się zdenerwował. – Zgodziłeś się na opowieść, dlatego pytam... – zaburczał odkładając ogryzek. Przecież nie chciał być wścibski. To chyba normalne, że kiedy rozmawia się z kimś, czasem trzeba zadać jakieś pytanie. Poczuł się nieswojo, po części również przez kolejne rewelacje, które mogły tłumaczyć, dlaczego pytanie chłopaka okazało się dość niefortunne. Już chciał przeprosić, ale nie zdążył.
    – Udane dzieciństwo? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale chyba nie mogę narzekać. Taka służba to wielki zaszczyt i szansa – odpowiedział trochę zagubiony w tej rozmowie. – Ale nie wiem, czy mój ojciec jest ze mnie dumny... – zaciął się w połowie zdania. Zawsze sądził, że jego życie było dobre, pomimo, że nie takie, jak by sobie mógł wymarzyć. Domyślił się dlaczego Rhysand pyta o ojca, ale czy czasem nie sprawiłby mu przykrości opowiadając o swoim?
    – Może sam powinieneś zostać ojcem i się o tym przekonać? – wypalił, jak mu się zdawało, całkiem dyplomatycznie, ale tym razem musiał poratować się piwem. Upił spory łyk. Mężczyzna był chyba w takim wieku, w którym powinien mieć już żonę i przynajmniej dwójkę dzieci, a nie wędrować się po świecie. Tego jednak nie odważył się powiedzieć na głos.

    Przy kolejnym pytaniu chłopak zmarszczył gładkie czoło. Nie wiedział dlaczego, ale pytanie o zamożność jego rodziny wydało mu się niestosowne i podejrzane.
    – Chyba nie do końca rozumiem – odsunął się bezwiednie od Rhysanda żeby zachować między nimi bezpieczny dystans. I tak, poczuł się odrobinę osaczony, bo nie podzielał tej wesołości, jaką przejawiał najemnik.  – Dobrze wiesz, że nie mam już pieniędzy, a moja rodzina jest... daleko. Obiecałeś, że wskażesz mi drogę, żebym mógł ruszyć dalej, ale skoro oczekujesz za to zapłaty, to przykro mi, ale nie będę w stanie tego zrobić. Jeśli nie chcesz mi pomóc, to zapytam kogoś innego...
    Przez moment poczuł się oszukany. Może i był młody, ale wiele słyszał o najemnikach. Wiedział, że za pieniądze są w stanie zrobić wiele, a ich lojalność zawsze należała do tego, kto zapłaci więcej. Może jednak był zbyt naiwny uważając Rhysanda, za dobrego człowieka, który bezinteresownie pomógł mu na szlaku? Może miał w planach bardziej wykorzystać jego wdzięczność, kiedy nadarzy się okazja?

    Powiódł wzrokiem tam, gdzie patrzył Rhysand. Fikuśne figurki były nawet zabawne, ale wspomnienie o blond chłopaku wprawiło Theo w zakłopotanie. Nie mógł nic poradzić na to, że na jego policzkach znów pojawił się ten głupi rumieniec. Mężczyzna po części miał rację, tamten chłopak go zainteresował, ale to nie tak! Chętnie spotkałby się z nim, aby zadać kilka pytań, które od pewnego czasu pojawiały się w jego głowie, ale z pewnością nic więcej! Nie miał jednak zamiaru tłumaczyć się nikomu.
    – Obejdzie się – stwierdził sucho i od razu wstał z poduszek. Sięgnął po swój płaszcz i nie kłopocząc się nawet z zarzucaniem go na ramiona, wyszedł z pokoju. Przez moment zawahał się, bo nie bardzo pamiętał, gdzie było wyjście. Zaufał jednak intuicji i już po chwili poczuł nieprzyjemny chłód. Na zewnątrz pogoda nadal uprzykrzała wszystkim życie. Ruszył przed siebie żwawym krokiem, aby wrócić do karczmy, w której zostawił wszystkie swoje rzeczy. Zawsze mógł zapytać o drogę strażników strzegących bramy.
    Okrył się w końcu płaszczem, ale nie zdążył przejść nawet kilku metrów, kiedy ktoś zagrodził mu drogę. Stanął jak wryty. Prawa dłoń odruchowo powędrowała do lewego biodra, ale zdołał złapać jedynie powietrze. Przecież nie zabrał broni...
    – Ani kroku dalej – w jego uszach zadźwięczał gruby, nawykły do wydawania rozkazów głos, ale zarazem o przyjemnym wydźwięku. Jeśli ktoś miałby czas i ochotę się w niego wsłuchiwać. Theo spojrzał bez tchu.
    Jego towarzysze nie tracili czasu i teraz mierzyły w niego dwa bełty z naciągniętych kusz. Jasny dzień i odległość nie dawały nadziei na to, że spudłują, a boczne uliczki - że akurat tędy będą przechadzać się strażnicy.
    – Nie mogłem się doczekać, kiedy znów się spotkamy – mówił dalej ten sam głos, należący, jak przyjrzał się chłopak, do brodatego człowieka o dystyngowanej manierze. Nie wydawał się pospolitym opryszkiem. – Chciałbym uciąć sobie z tobą małą pogawędkę.
    Theo łypnął z boku na pozostałych, ale nie było już co kombinować. Każdy gwałtowniejszy ruch groził przedziurawieniem brzucha. Rozłożył ręce na znak, że nie ma w nich ukrytej broni...

    Sponsored content

    Wygra ten, którego karmisz... Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by Sponsored content

      Similar topics

      -

      Obecny czas to Nie 19 Maj 2024, 19:32