- Lawrence:
Z początku strasznie tęskniłem za Johnem. Rzadko zdarzało nam się rozłączać na tak długo, znamy się od dziecka. To jedna z tych ckliwych historyjek o przyjaciołach z dzieciństwa, która kończy się happy endem, jak w komediach romantycznych. Zawsze trzymaliśmy się razem, a teraz będziemy małżeństwem i to pierwszym homoseksualnym małżeństwem w historii Dawson, dasz wiarę? Przecieramy szlaki. I właśnie dlatego myślę, że powinien być tu ze mną, w końcu to też jego kawalerski, tylko wiem też, że nie jest typem, który dobrze czułby się w miejskiej dżungli. Poza tym podobno wspólny kawalerski przyniósłby nam pecha. Lepiej dmuchać na zimne, prawda? Zresztą, z drugiej strony to ciekawe doświadczenie nie widzieć się przez kilka dni. Do tej pory nie mieliśmy okazji za sobą zatęsknić. To jednocześnie bardzo nieprzyjemne i dziwnie ekscytujące uczucie.
Właśnie wytaczamy się z kolejnego baru, moi ziomkowie śpiewają In Da Club, które z niewiadomych przyczyn jest teraz szalenie popularne i gibią się do rytmu, ale szczerze mam gdzieś, że drą się jak nienormalni. Wszyscy jesteśmy wstawieni i zachowujemy się dokładnie tak, jak powinniśmy przy takiej okazji. Ludzie mogą się wypchać, nawet gdyby zwracali na nas uwagę. Tutaj przecież taki obrazek nikogo nie dziwi. Nie jesteśmy pierwszą grupą świętującą kawalerski, z jedną spotkaną w którymś barze nawet wypiliśmy drinka. Trochę martwiłem się czy dobrym pomysłem będzie zakładanie na siebie jakichś głupich gadżetów, ale po tym co widziałem (koronki, sukienki, głupie koszulki albo pełne przebrania) uważam, że nasze kolorowe fedory, cekinowe krawaty i moje pedalskie, tęczowe szelki nikogo nie zdziwią.
- Idziemy tam! - Erick, najwyższy z naszej paczki tyczkowaty brunet, krzykliwy nawet bardziej niż ja, wskazuje na coś po drugiej stronie ruchliwej ulicy. Na pierwszy rzut oka wygląda jak kolejny bar. Wokół kręci się sporo ludzi, wielkie okna z mlecznego szkła są zaklejone jakimiś plakatami, a po oczach daje jebitny czerwono-niebieski neon głoszący “Art Machine” i tylko mały dopisek tattoo podpowiada mi, że to żaden bar.
- To studio tatuażu. - Ralph uświadamia tych, którzy są zbyt wstawieni żeby ogarnąć i już rwą się przez ulicę idąc za Erickiem jak owce za baranem. Ralph to mój starszy brat, pojechał z nami w roli przywoitki. Oczywiście w życiu by się do tego nie przyznał, ale ja wiem. Inaczej dlaczego piłby tak mało?
Szczerzę się do niego i zanim zdąży mnie czy kogokolwiek powstrzymać, już jestem po drugiej stronie wkraczając do salonu z okrzykiem na ustach.
- Biorę ślub!
Moi ziomkowie popierają mnie gwizdami i okrzykami radości. Gość przy drzwiach, wielki łysy byku spogląda na nas ponuro, to pewnie jakiś karku do pilnowania porządku, ale reszta ludzi w wielkiej sali jest rozbawiona. Poniosło się nawet kilka gratulacji i gwizdów. Zresztą dudniąca muzyka niemal zagłusza ludzki jazgot.
Żeby była jasność, nie planowałem tatuażu, ale to wydaje się zajebistym pomysłem. Zrobię sobie coś, co tylko John będzie mógł zobaczyć! Doskonały plan, nie?
Płyniemy przez salę, cała szóstka naprutych gości z moim trzeźwym bratem zamykającym pochód. Zanim jeszcze dojdziemy do lady na końcu pomieszczenia, podchodzi do nas wytatuowana dziewczyna, która z ilością żelastwa w skórze mogłaby konkurować z dowolnym złomowiskiem. Jest miła, tak mi się wydaje, bo zaraz kieruje nas na popękaną kanapę przy ścianie wciskając do rąk katalogi z masą różnych rysunków. Zachęca resztę do skorzystania z okazji i nawet udaje jej się namówić pijanego Ericka. Przybijam sobie z nim piątkę, a potem zanurzam się między laminowane strony szukając czegoś epickiego.
- Poważnie, Lance? Uważasz, że Johnowi się to spodoba?
Mój brat zerka mi przez ramię. Nie wiem czy mówi o tatuażu na który teraz patrzę czy ogólnie o pomyśle, ale za bardzo się najarałem żeby mnie zniechęcił.
- O boże, ale jesteś sztywny. Wyluzuj trochę, co? Zobacz, to by było świetne, nie? - Podsuwam mu pod nos barwny wzór rudzika z rozłożonymi skrzydłami. - John uwielbia ptaki. Sprawię mu jednego, na którego będzie mógł patrzeć przez cały czas. - Śmieję się głośno i zaraz mówię reszcie gdzie chciałbym go wytatuować, co spotyka się z aprobatą suto podlaną rubasznym śmiechem i sprośnymi żartami. Ktoś rzuca, że robienie sobie tatuażu na podbrzuszu za pierwszym razem to nienajlepszy pomysł, ale co oni tam wiedzą! Jestem twardym facetem z Kanady, potomkiem górników i drwali, dam sobie radę z małym ukłuciem, nie?
Dziewczyna z kolczykami aprobuje mój wybór. Pewnie dlatego, że to nie jest mały tatuaż i będzie mnie trochę kosztował, ale raz się żyje!
Prowadzi mnie do jednego z foteli i prosi żebym poczekał na tatuażystę, więc wskakuję na miejsce. Trochę mnie nosi. Ekscytuję się, a poza tym nigdy nie potrafiłem usiedzieć w spokoju w jednym miejscu. Bawię się swoją fedora, podrzucając ją i łapiąc w locie. Nie zawsze udaje mi się złapać, moja koordynacja po alkoholu ssie na całej linii. Mam też dobry widok na kanapę, na której wciąż siedzą moi ludzie i rozprawiają o czymś próbując przekrzyczeć bas jakiegoś klubowego kawałka lecącego w tle. Erick pokazuje mi kciuk w górę więc odpowiadam tym samym, ale zaraz w pole widzenia wchodzi mi gość, który przyciąga moje spojrzenie skuteczniej niż on. To chyba przez urocze, trochę krzywe siekacze, które odsłania w sympatycznym uśmiechu. Albo krzaczaste brwi nad łagodnymi oczami. Nie wiem, ale rozpromieniam się na jego widok jakby ktoś właśnie polał mi kolejną kolejkę.
Ostatnio zmieniony przez Owoc dnia Sob 23 Paź 2021, 12:27, w całości zmieniany 1 raz