Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci

    terefer
    terefer
    Tempter

    Punkty : 670
    Liczba postów : 138

    Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci Empty Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci

    Pisanie by terefer Wto 07 Wrz 2021, 18:25

    — Nie wracam do domu.
    — Och, nie przesadzaj, na pewno nie poszło ci aż tak źle…
    — Nie, nic nie rozumiesz. Nie wracam do domu. Nie w tym życiu.
    James Potter zatrzymał się po środku tłumu uczniów wylewających się z Wielkiej Sali w kierunku błoni, i zrobił to tak gwałtownie, że jakaś idąca za nim dziewczyna fuknęła gniewnie, o mało co na niego nie wpadłszy. Gdyby zwracał jakąkolwiek uwagę na otoczenie, może dotarłyby jego uszu niepochlebne słowa, jakie rzuciła, ale on za bardzo skupiał się akurat na dramatyzowaniu. Idący krok w krok obok niego Peter Pettigrew utkwił w nim zaniepokojone spojrzenie wielkich, szarych oczu. Mysie włosy miał rozczochrane, pewnie przez ostatnią godzinę cały czas przeczesywał je palcami w nerwowym odruchu.
    James dał mu chwilę na przeżycie tych niepokojących słów, po czym zupełnie poważnie oświadczył:
    — Nie wracam do domu, bo ojciec powiedział, że jak pomylę coś na egzaminie z eliksirów, to nie wpuści mnie za próg. Wydziedziczy mnie.
    — Eee… ale coś pomyliłeś? Skąd masz pewność?
    — Sam przed chwilą powiedziałeś, że w siódmym pytaniu odpowiedzią był wrotycz, tak? Ja tam napisałem, że piołun. Koniec ze mną!
    — Och. — Peter wyglądał jakby przejął się nie na żarty, jakby to jego słowa miały sprawić, że przyjaciel tak się przejął. Ewidentnie nie umiał do końca odczytać, że to tylko jedna wielka zgrywa. — N-no wiesz, może to ja się pomyliłem… w sumie nie pamiętam tak dobrze, musiałbyś zapytać…
    Ale ci, których miał zapytać, właśnie w tej chwili wyszli z sali, wtłaczając się razem z resztą piątoklasistów do wielkiego przedsionka zamku, rozpiętego pomiędzy jednymi drzwiami, przez które wpadało do środka ciepłe, letnie powietrze, a drugimi, zza których ciągnęło zapachem pergaminu i atramentu po skończonym parę minut temu egzaminie. I stresu, tak, zapach stresu też ewidentnie unosił się w powietrzu. Rozpoczął się drugi tydzień SUMów, a mimo to zdawało się, że James zamierzał robić teatrzyk po każdym jednym egzaminie, wykrzykując wobec wszystkich, którzy nie chcieli tego słuchać, jak dobrze mu poszło. Jedna zła odpowiedź? Koniec świata — na pewno poprawiało to nastrój wszystkim tym, którzy jak zombie wymykali się na szkolne błonia, byle tylko zapomnieć o wszystkim, co ich dzisiaj spotkało.
    Ale z chwilą, w której dopadli do nich dwaj pozostali przyjaciele, nawet James poprawił okulary na nosie i trochę się wyprostował. Na przystojną twarz wpłynął charakterystyczny, cwany uśmieszek.
    — Ale dobra, nie ważne — rzekł, jeszcze trochę głośniej, wbijając wzrok w Syriusza Blacka. — Widzieliście jak nasz Łapcia się miotał, żeby napisać wystarczającą ilość słów w ostatnim zadaniu? Mówiłem ci, żebyś nie stawiał tak wielkich liter, pisanie słów zajęłoby ci mniej czasu. Uczyłem cię przecież pisać.
    — Skończcie marudzić. — Orzechowe oczy Remusa odbijały widok za drzwiami prowadzącymi na zewnątrz: dziedziniec z chlupiącą wesoło fontanną i czyste, błękitne niebo nad blankami zamku. — Chodźmy na trawę, co? Muszę odpocząć pięć minut, zanim wezmę się do nauki na jutro…
    James poruszył wymownie ustami, jakby niemo powtarzał z urazą słowa „pięć minut”. Ale zgoda, nie marudził więcej. Jakiś duch przeleciał tuż nad ich głowami, kiedy całą czwórką ruszyli wreszcie ku wymarzonemu odpoczynkowi. James przestał się wreszcie wygłupiać. Jeszcze tylko szturchnął Syriusza w bok, posyłając mu rozbawiony uśmieszek na zgodę, ale zaraz wciągnął ciepłe powietrze i przymknął leniwie powieki. Nie mógł się doczekać, aż to się skończy, całe te egzaminy i siedzenie w podręcznikach do wieczora. Już niedługo. Jeszcze trochę i wakacje staną się obecne nie tylko w zapachu powietrza. I wreszcie przyjdzie czas na jakąś konkretną, bajeczną balangę w pokoju wspólnym Gryffindoru.
    szarlatan
    szarlatan
    Tempter

    Punkty : 828
    Liczba postów : 172

    Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci Empty Re: Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci

    Pisanie by szarlatan Sro 08 Wrz 2021, 13:32

    - Luniaczku, nie podejrzewaj, że na coś ci odpowiem. Mój umysł jest zajęty zapominaniem wszystkiego, co wydarzyło się w trakcie ostatnich dwóch godzin. – stwierdził Syriusz luzując zawiązany pod szyją krawat i odpinając dwa pierwsze guziki koszuli zaraz po tym, jak przekroczyli próg Wielkiej Sali. Zdążył zanim Remus odpalił się z nadzieją na przedyskutowanie pytań - dla każdego, kto go znał, jasnym było, że Lupinowi poszło bajecznie. Może oprócz samego Remusa, który chyba lubił się czasem postresować, tak po prostu, bez ważnego powodu.
    Szare tęczówki za to sprawnie odszukały wystającą nieco ponad wylewający się tłum rozemocjonowanych rówieśników czarną czuprynę Pottera - nieco później również pobladłego Petera – i po krótkich korytarzowych roszadach już w pełnym składzie, ramię w ramię, ciągnęli na zalane czerwcowym słońcem błonia.

    - Po prostu ćwiczyłem szybkość dłoni. Potrzebowałem tego zastrzyku adrenaliny. – nonszalancko skwitował zaczepkę Łapa z podobnym uśmiechem rozciągającym usta i zapewne puściłby już oczko do którejś z przechodzących obok Puchonek, by to wybrzmiało, ale wybrał zemstę - jego długie palce w mig znalazły się we włosach okularnika, okrutnie je czochrając. I przy okazji powodując kolejny, minimalny zator przy wyjściu na upragnioną wolność, w akompaniamencie reprymendy Remusa i własnego głośnego śmiechu.
    Ciepłe, już prawie letnie promienie oblały młode twarze, gdy kierowali się na wolny kawałek trawy, by zaraz opaść plackiem na miękki, zielony dywan. Czarne, przydługie włosy Syriusza rozsypały się wokół głowy, a sam zainteresowany rozciągnął się i westchnął z ulgą, jakby choć w połowie włożył w naukę do tego egzaminu tyle czasu i pracy, ile taki Lunatyk.
    - Pięć minut? Okrutny reżim! – sapnął przymykając powieki przed promieniami słońca, gdy podkładał ramiona pod głowę, a rozleniwiony uśmiech nie opuszczał przystojnej twarzy. Lekki, ciepły wiatr, szum rozmów – brakowało mu tylko papierosów, tych mugolskich, w czerwonej paczce, które wypalali po kryjomu z Jamesem w ostatnie wakacje. – W pięć minut Rogacz nawet nie wypatrzy Evans, nie mówiąc już o samej bajerze na eliksiry! – dodał równie dramatycznie, co zaczepnie, zaraz otwierając szare ślepia, by wychwycić reakcję brązowookiego.
    terefer
    terefer
    Tempter

    Punkty : 670
    Liczba postów : 138

    Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci Empty Re: Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci

    Pisanie by terefer Sro 08 Wrz 2021, 14:59

    Przywodzący na myśl odgłosy trolla okrzyk „łeee”, który wyrwał się Jamesowi wraz z łapą Łapy lądującą w jego doskonale nieułożonych włosach zagłuszył miły szmer wszystkiego, co czekało ich dzisiaj na zewnątrz, poza chłodnymi murami zamku. Uczniowie zajmujący każdą wolną przestrzeń, w cieniu i w słońcu, rozmawiali teraz o wszystkim, co tylko nie było egzaminami, chociaż Jamesowi zdawało się, że jedna laska siedząca na schodkach prowadzących na błoniach trzymała w rękach coś podejrzenie przypominającego rysunek hipogryfa. Byłby gotów nakrzyczeć na nią, żeby w tej chwili schowała notatki i cieszyła się życiem, jak normalni ludzie, ale mu się nie chciało. Nie w takiej atmosferze — kiedy słońce przyjemnie ogrzewało mu twarz, odbijając się w metalowych oprawkach okularów, dając słodką zapowiedź tego, co będzie się tu działo latem. I nie tylko latem. Jeszcze tydzień, a nauka się skończy, lekcje w ostatnich dniach roku zawsze prowadzone były byle jak, bo nikomu się już nie chciało. Na historii magii można było spać jeszcze głębiej, niż zazwyczaj. Minie tydzień — postanawiał w głowie James Potter — a wtedy wszystkim pokaże, czym jest prawdziwa letnia zabawa. Urządzi kumplom wyścig do jeziora, a kto ostatni do niego dobiegnie, ten… ach, w sumie nieistotne. Nie miał energii, żeby wysilać mózg i wymyślać jeszcze jakieś kary dla ofiary. Za tydzień. Wszystko za tydzień.
    Rozgrzana trawa zdawała się jęknąć, kiedy rzucił na nią torbę pełną zapasowych piór i arkuszy pergaminu. Nawet Remus mimo wcześniejszego nacisku na temat egzaminów opadł na ziemię z wyraźną ulgą, tylko Peter chwilę się z tym kitrał, sprawdzając, czy nie siada na jakimś owadzie. James rzucił ukradkowe spojrzenie na Syriusza, zanim poszedł w jego ślady — poluzował kołnierzyk koszuli i zaraz zupełnie rozwiązał krawat. Był w trakcie wciskania go do torby, kiedy dotarła do niego uszczypliwa uwaga.
    — Spier-dalaj — odpowiedział z godnością, akcentując ten wyraz tak, żeby nawet Syriusz zrozumiał. Mimo to jego głowa rzeczywiście szarpnęła krótko w stronę wyjścia z zamku, jakby spodziewał się zobaczyć gdzieś znajomą falę rudych włosów. Chociaż nie — poprawił się zaraz w myślach — dzisiaj to nie była fala. Dzisiaj miała warkocz z czerwoną wstążką. Oczywiście.
    Zamiast miłego widoku wypatrzył jednak inny, znacznie mniej interesujący. Wydął wargi, jakby właśnie rozdeptał wielkiego ślimaka.
    — Smark — syknął z odrazą, ale dość cicho, żeby tylko przyjaciele go usłyszeli. Zmrużone przez słońce oczy śledziły chudą sylwetkę Severusa Snape’a, wypływającą z zamku jak niskopodłogowy dementor, żeby zniknąć gdzieś w cieniu drzew. — Wiecie, jak on szybko skończył pisać? Ostatnie pół godziny robił już tylko poprawki.
    — Można by pomyśleć, że za dużo czasu poświęcasz, żeby mu się przyglądać. — W tonie Remusa zabrzmiała cicha nagana, doskonale wymierzona, by ostudzić krwiożerczy zapał Jamesa. Rzeczywiście, nienawistne płomyki w brązowych oczach przygasły. — Dajmy sobie już dzisiaj spokój. Myślałem, że odpoczywamy.
    Peter kiwał energicznie głową. James też musiał się zgodzić.
    — Odpoczywamy — przytaknął. — Ja to chyba nawet już do końca. Właśnie zdecydowałem. Nie będę już dzisiaj kuł na Opiekę nad magicznymi stworzeniami, to jest bez sensu, i tak niczego nowego się nie nauczę.
    Ignorując zawiedzione spojrzenie Lunatyka, kopnął wyciągniętą nogę Łapy.
    — Idziemy wieczorem na wieżę zegarową? — Błysnął zapraszająco zębami. — Weźmiemy pasztecików z kuchni i pójdziemy. Będzie romantycznie.
    szarlatan
    szarlatan
    Tempter

    Punkty : 828
    Liczba postów : 172

    Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci Empty Re: Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci

    Pisanie by szarlatan Sro 08 Wrz 2021, 20:03

    Na soczyste przekleństwo jedynie zarechotał pod nosem i posłał całusa w stronę Jamesa zza wyciągniętego w jego stronę środkowego palca. Chwilę obserwował orzechowe tęczówki, które zapewne przeczesywały właśnie uczniów w poszukiwaniu rudej głowy, zanim sam spojrzał w tym samym kierunku, podnosząc się na łokciu. Miał trochę więcej szczęścia niż James, bo zamiast Smarkerusa, bystre oczy najpierw łaskawie napotkały pędzącą gdzieś Meadowes, z którą skrzyżował spojrzenia i wymienił uśmiechy. Pewnie leciała do Marlene i Evans, ale Łapa nie widział powodu, by w ten sposób naprowadzać Rogacza na trop ognistowłosej. Nawet bez tego ten dużo za nią latał.
    Dopiero gdy ten zwrócił uwagę na Snape’a, Syriusz oderwał wzrok od ciemnoskórej Gryfonki i przesunął go na łopoczącą w powietrzu szatę Pana Lochów. Lochów, smarków i śliskich zainteresowań. Nie zareagował jednak specjalnie, raz, że James właśnie dostawał swoją zjebkę, dwa, że bardziej niż na Smarkerusie Syriusz skupiał się na tym, czy gdzieś obok nie kręci się Regulus. A że młody tym razem oszczędził bratu psucia krwi, uwaga Łapy prędko wróciła z powrotem do Huncwotów.

    - I'll be your long haired lover from Liverpool, and I'll do anything you say - zawył melodyjnie, gestykulując teatralnie w stronę Jamesa, z oddaniem, niczym prawdziwy śpiewak. Przeczesał nawet własne długie kudły, jakby był to jego wyuczony ruch sceniczny. Choć sama piosenka była zdecydowanie poza jego tonacją i z pewnością krzywdził oryginał, który kilka lat temu był takim hitem. Miał gdzieś w dormitorium nawet nagraną kasetę z tą konkretną Osmonda i innymi mugolskimi przebojami, które nie byłyby bezpieczne w jego domu przy Grimmauld Place 12.
    A propozycja była wyjątkowo kusząca. Nigdy nie trzeba było go długo namawiać, szczególnie, że SUMy potrafiły wysysać życie z zapałem dementorów, a przecież już cały długi tydzień męczarni mieli za sobą. Zanim w ogóle zaczął poważniej zastanawiać się nad młodszym Blackiem, już zdążył wrócić do niegroźnego błaznowania, wiedziony wizją Rogacza o pasztecikach dyniowych zawijanych z kuchni.
    - Dokładnie. Zakuwanie noc przed z pewnością już się nie przyda, zresztą czego? – rzucił, marszcząc nieco ciemne brwi i spojrzał na Glizdka i Lunatyka z nadzieją na przekonanie ich do laby. – Nie wiem jak wam, ale mi traumatyczne zajęcia z Silwanusem wyryły w głowie wystarczająco wiele informacji na temat opiekowania się ognistymi krabami, by zapamiętać je do końca życia. – machnął ręką lekceważąco i obdarzył rozbawionym spojrzeniem okularnika. – Ciekawe, czy Dirk nadal ma ten ślad... To jak, Glizdek, Remmy? Wszystkie sensowne przedmioty i tak już są za nami. – przekonywał dalej, skupiając się jednak bardziej na Remusie. Peter nigdy nie potrzebował wielkiego nakłaniania do ich pomysłów. A pan prefekt jednak mógł wyjechać zaraz z jakąś palącą potrzebą robienia powtórek co do diety pufków czy innych gumochłonów. - Będzie romantycznie. - zawtórował Jamesowi z błyskiem rozbawienia w szarych tęczówkach.
    terefer
    terefer
    Tempter

    Punkty : 670
    Liczba postów : 138

    Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci Empty Re: Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci

    Pisanie by terefer Sro 08 Wrz 2021, 22:02

    James przywołał na twarz koci uśmieszek, tym razem mrużąc oczy nie pod wpływem ostrych promieni słońca, ale przez czyste zadowolenie. Jeśli było coś, co wypowiedziane jego ustami nie spotkałoby się z aprobatą Syriusza z domu Blacków, to niech ktoś mądry mu ten niuans wskaże. Niemożliwe. Syriusz łapał wszystkie dobre plany w lot, można go było kupić jednym słowem, jedną obietnicą. Latał za wspaniałymi pomysłami najlepszego przyjaciela jak… no właśnie, jak pies za patykiem rzuconym mu do aportowania. Najlepszy przyjaciel człowieka? W takim razie człowiek miał rogi, ogromne i rozłożyste!
    A gdyby nie wystarczyło, że się zgadzał — robił to śpiewająco. Całkiem dosłownie. Na pierwszy dźwięk James przymknął oczy i dyrygował palcem w powietrzu, jakby miał przed sobą żabi chór.
    — Doskonale — rzekł z powagą i kiwnął głową, pieczętując tym samym decyzję o spędzeniu wieczoru poza pokojem wspólnym. Właściwie wiedział, co teraz nastąpi; ci dwaj docierali do siebie bez względu na wszystko, większy problem mógł występować dopiero w przypadku dwóch pozostałych huncwotów. Chociaż, kogo on próbował oszukać. Peter nigdy nie sprawiał problemów, z niczym — robił co mu się powiedziało i należało przyznać, że po pięciu latach wspólnych eskapad potrafił już nawet odpowiadać całkiem błyskotliwie na większość żartów. Problem był tylko z Remusem. Zwłaszcza, jeśli chodziło o kwestie dotyczące nauki.
    Także i teraz to jego mina najdłużej zdradzała pewne opory. Grzebał różdżką między źdźbłami trawy, gdy słuchał przekonywania Syriusza, ale wpatrujący się w niego James wiedział dobrze, że długo to nie potrwa. Gdy tylko Łapa rzucił ostatnim argumentem, Potter wysunął ciężką amunicję:
    — Weźmiemy więcej, niż paszteciki. Kremowe piwo.
    — Bez żartów, co…
    — I ciastka. Te cytrynowe, wiesz które. Trufle. Orzechy w miodzie.
    Remus rzucił mu ostre spojrzenie.
    — Orzechów już nie dają.
    — Dają. — James rozpłynął się w bardziej półleżącą pozycję, z nudów zaczynając trącać Syriusza końcem buta w jego but. — Widziałem sam, jak jakiś dzieciak z pierwszego roku wpieprzał wczoraj po kolacji całą miskę.
    — To dlatego ich nie znalazłem! — Remus do końca stracił poważną maskę, którą dotąd przyjmował, a wreszcie przyznał, że niech im będzie, i on może iść na tę ich romantyczny schadzkę, skoro tak bardzo chcieli. James rzucił Syriuszowi porozumiewawczy, pełen dumy uśmieszek. Miał metodę na każdego, absolutnie każdego. Jeszcze dziś wieczorem będą wszyscy czterej obserwować sobie zachód słońca z wieży zegarowej, jakby nie było świata poza ich kryjówką. Tego samego słońca, do którego wystawiał teraz twarz, cholernie z siebie zadowolony.
    szarlatan
    szarlatan
    Tempter

    Punkty : 828
    Liczba postów : 172

    Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci Empty Re: Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci

    Pisanie by szarlatan Czw 09 Wrz 2021, 16:23

    Zabłysnął kłami w rozbawieniu, słysząc jak dzięki Rogaczowi, cegła po cegle rozpadał się mur z grafiku nauki Remusa. Orzechy w miodzie i piwo kremowe. Pan prefekt! Wybornie. Choć znając Lunatyka przemyci pewnie jakieś notatki nawet na ich kameralną ucztę.

    Black nad sobą, znanym stróżem moralności, nawet się nie zastanawiał. Do sprzedania duszy Rogaczowi nie potrzebował nawet tych orzechów, więc może powinien? Jak inaczej patrzeć w lustro? A jednak przez lata przyjaźni zdążył przywyknąć do tej dynamiki w ich duecie, ba, bajecznie mu odpowiadała. Sprawa więc była kompletnie, doszczętnie stracona, i nikt jej nawet nie pożałował. Może poza zakompleksionym rodem Black patrzącym z góry na jego poczynania.
    Jednak, by Potter sobie zbyt wiele nie pomyślał, Łapa zaraz zrewanżował się tylko za to szturchanie butem i mógł już spokojnie dalej cieszyć przystojną gębę do wizji wieczora ponad głowami całego Hogwartu. Po walecznym zacięciu na twarzy Lunatyka nie było już śladu, a James pławił się w zwycięstwie, rozkładając z powrotem na trawie pod obserwacją szarych oczu. Glizdogon również nie sprawiał wrażenia rozczarowanego obrotem spraw, jak na oko Blacka.

    Przez ekscytację wyprawą Syriusz w dość prosty sposób wyparł fakt, że nadal trwają egzaminy, gdy wieczorem przechodzili przez pokój wspólny Gryfonów. Zupełnie jakby ci wszyscy uczniowie z ich rocznika siedzieli z nosami w książkach tak po prostu, dla rozrywki – wyrzuty sumienia nawet go nie liznęły. Umysł czarnowłosego krążył głównie wokół Niewidki upchniętej w torbę Rogacza, Mapy w kieszeni, trasy do kuchni, która mieściła się pod Wielką Salą i faktu, by wejść, trzeba było jedynie połaskotać gruszkę na obrazie, by ta zamieniła się w klamkę. Nic więcej. Zresztą plan wcale nie był skomplikowany, na pewno nie w porównaniu z tym wszystkim, co robili przez ostatnie lata.

    Odrobina bajery i uroku osobistego wystarczyła, by Huncwoci w okolicach dwudziestej mogli już pędzić schodami na Wieżę Zegarową, obładowani zapasami i zdyszani, jakby ten zachód miał im co najmniej gdzieś zaraz uciec.
    - Dlaczego nikt z nas nie wpadł jeszcze na pomysł osiodłania Rogacza? To prawie koń. – sapnął zziajany Syriusz na samym szczycie, gdy już mogli porzucić torby pełne jedzenia i stukających butelek pod największym z okien. Miał kondycję do Quidditcha, nie sprintu po schodach. – Zaprzęgnięcia przynajmniej do przewozu pakunków. – mruknął, zmrużonymi ślepiami oblatując Pottera, jakby już przymierzał go do dyliżansu czy przynajmniej tych koszy, które nosiły osły.
    - Źle myślę, Lunatyku? - szturchnął przyjaciela w poszukiwaniu wsparcia i pochylił się, zajmując związywaniem ciemnej, roztrzepanej czupryny.
    terefer
    terefer
    Tempter

    Punkty : 670
    Liczba postów : 138

    Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci Empty Re: Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci

    Pisanie by terefer Czw 09 Wrz 2021, 22:33

    — Czekaj, jeszcze nie możesz… Ja do ciebie nic nie mam, wiesz doskonale, ale widok gryzoni w kuchni mógłby zrobić więcej problemu, niż widok czterech pięknych uczniów.
    Mimo mnogości niepodważalnych zalet, peleryna niewidka miała jedną zasadniczą wadę — nie była wielkości namiotu. Od momentu, w którym James przedstawił jej właściwości przyjaciołom po raz pierwszy minęło kilka lat, każdy z nich urósł (w czym prym wiódł niewątpliwie Syriusz, choć wkład w ten wniosek mogły mieć ciężkie buty, w których się lubował) i dotarli do momentu, w którym po prostu nie dało się ukryć pod peleryną we czwórkę. Ale była na to rada – o ile cztery pary stóp chodzące samopas po zamku mogłyby budzić pewną konsternację, tak już przemykający pod ścianami szczur pozostawał zwykle niezauważony. Trzej pod peleryną i jeden animag — oto była najczęstsza opcja, jeśli musieli przedostać się gdzieś w tajemnicy.
    Peter nie był fanem tego rozwiązania, rzecz jasna. Narzekał nieraz, że jak już ktoś zobaczy go w zwierzęcej postaci przemykającego przez korytarz, to albo się krzywi, albo próbuje strzelić w niego urokiem, a do tego zupełnie nie znosił słowa gryzoń, dopóki Remus nie wyjaśnił mu, że to nie obraza, tylko formalna nazwa rzędu ssaków. Nawet teraz zdawał się zawiedziony, że raz jeszcze będzie musiał poddać się tej metodzie… ale trudno było oprzeć się urokowi jego tłuściutkiego, szarego tyłka podskakującego po drewnianych schodach wieży zegarowej. Ostatecznie, kto wie, może miał z nich wszystkich najlepiej. Nie musiał tulić się do niczyich pleców dla zmniejszenia zajmowanej przestrzeni. Na tulenie, dla odmiany, narzekał zwykle Lunatyk.
    Peleryna wróciła jednak do torby gdy tylko zostali sami, Peter wrócił do swojej ludzkiej postaci (James zauważył, że czasem po przemianie dotyka zębów, dla pewności, czy nie są już wydłużone jak u szczura), i cała czwórka mogła z kolei stanąć przed innym problemem.
    — Przysięgam… uroczyście… — dyszał James, wypluwając z siebie słowa w rytm pokonywanych stopni — że jak jeszcze… raz… przyrównasz mnie do konia… to puknę ci matkę.
    — Jezu, nie warto — wyrwało się cichutko Peterowi, ale chyba tylko James to usłyszał, szedł bowiem najbliżej. Dopiero na szczycie, gdy udało im się już rzucić swoje toboły na drewnianą podłogę pod imponującym, złożonym mechanizmem wielkiego zegara, James znalazł tymczasową zemstę. Wraz z momentem, w którym Syriusz się pochylił, klepnął go w dupę tak energicznie, że dźwięk poniósł się po całym wnętrzu, odbił się jękliwie w wiszących wysoko dzwonach, wsiąkł w drewniane filary, które zarumieniłyby się, gdyby tylko mogły. Gdzieś daleko na błoniach stado ptaków poderwało się z gałęzi drzew.
    — Nigdy więcej koni — wybrzmiała z namaszczeniem groźba oficjalnie zamykająca temat, zanim wszystkie tyłki, i te klepane, i nie, opadły na podłogę. Peter miał minę, jakby zbyt długo powstrzymywał śmiech.
    James wziął się pierwszy za rozdzielanie zebranych dóbr. Zaklęcie zmniejszająco-zwiększające pozwoliło im przynieść tu trochę więcej rzeczy, zaraz więc stawało na środku sześć butelek kremowego piwa do podziału, a otaczały je wszystkie zebrane na kupę słodycze. Wierzchnia szata Łapy posłużyła za coś w rodzaju koca piknikowego, żeby nie jedli z gołej ziemi.
    Słońce dawno już zaszło, ale za balustradą otwierającą się na błonia, jezioro i las widać było jeszcze bladą łunę światła nad horyzontem. Dnie były teraz dłuższe, a noce ciepłe. Myśląc o tym, James pogratulował sobie zostawienia swetra i krawata w dormitorium. Biała koszula zdawała się świecić własnym światłem w zapadającym półmroku.
    — To nie do wiary — rzekł z jakimś szczególnym namaszczeniem, gdy każdy znalazł sobie wygodną pozycję — że nikt nas tutaj nigdy nie szuka. Pewnie żadnemu psorowi nie przyszło jeszcze do głowy, że uczniowie mogliby włazić tak wysoko z własnej woli… A, zapomniałbym, wyciągnij ktoś mapę. Lepiej mieć oko na okolicę.
    Sprawnie odkorkowawszy sobie jedno piwo, wzniósł je do góry, chwilę przyglądał się spienionej zawartości butelki, jakby oceniał jej jakość, a wreszcie odezwał się znowu:
    — To co? Wczesny toaścik za koniec piątego roku?
    szarlatan
    szarlatan
    Tempter

    Punkty : 828
    Liczba postów : 172

    Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci Empty Re: Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci

    Pisanie by szarlatan Pią 10 Wrz 2021, 10:06

    - Tego nie życzyłbym największemu wrogowi – mruknął, wykrzywiając wargi w grymasie na samą myśl. Na tyle, na ile przyjaciele znali Walburgę z opowieści Syriusza i wyjców, które wysyłała na początku jego nauki, można było szybko ocenić, że idealna ilość spotkań z nią wynosiła zero. W tym przypadku musiał zgodzić się z Peterem, którego oczywiście, że słyszał, mimo przyciszonego tonu. Miał zajebisty słuch, tak jak zresztą większość zmysłów. – Ale nie zapominaj, że będę u ciebie w wakacje. – na to już uśmiechnął się błyskając złowieszczo kłami i wycelował w amanta matek palcem. – A Euphemia mnie uwielbia.

    - Nosz kurwa! – triumf jednak długo nie trwał, bo zaraz sapnął, błyskawicznie prostując się na uderzenie i zmlął kolejne przekleństwa w ustach. Dziki błysk mignął w oczach, które w ułamki sekund znalazły winowajcę za swoimi plecami.
    - Atak zza pleców, tak? – zbliżył się do chłopaka oddychając ciężko jeszcze po wspinaczce, a gdzieś z boku po starych, chłodnych murach wybrzmiało rozczarowane westchnięcie Lupina. Słusznie, bo Black nie miał najmniejszej ochoty poddawać teraz pojedynku. Godność mu nie pozwalała. I właśnie z tego powodu, jakże górnolotnego i szlachetnego, napadł Pottera łapiąc jego łeb pod ramię, by przycisnąć do własnej piersi, i wytarmosił okrutnie pięścią po raz kolejny tego dnia.
    Kto wie, może właśnie przez Syriusza kudły Rogacza zawsze były tak rozczochrane? – Honoru trochę, mój drogi! – dodał pompatycznie (na tyle na ile pozwalało ogólne rozbawienie i zasapanie), puszczając wreszcie chłopaka wolno, skoro rachunki zostały wyrównane.

    Czarna kita Blacka oczywiście nie wyszła, opuszczona w połowie wiązania, smętnie spływając teraz na kark szesnastolatka. Jednak zamiast się tym przejmować, wyciągnął mapę z kieszeni, rozprostował z namaszczeniem i wymruczał frazę, dzięki której pergamin zapełnił się korytarzami, tajnymi przejściami i przemykającymi śladami uczniów. Po krótkich oględzinach, czy przypadkiem bojowe okrzyki i echo uderzenia jego zgrabnego siedzenia nie zwabiły w okolice Wieży intruzów, mapa wylądowała pod stosikiem jedzenia, a czarnowłosy wyciągnął się po butelkę piwa, którą sprawnie otworzył. Krótkie Glacius wystarczyło, by napój schłodzić do zbawienia zgrzanego ciała, które nadal musiał wentylować rozchłestaną koszulą. Szarpanina z Potterem to nie byle co.

    - I za zdanie egzaminów. – dodał Lunatyk, wyciągając swoją butelkę w górę, a Peter przytaknął gorliwie na toast i dołączył zaraz, jak tylko uporał się z otwarciem.
    - I za Huncwotów! – huknął Syriusz, odrywając się od muru, o który siedział oparty przy Jamesie i o mało co nie potłukł innych butelek, przez to z jakim entuzjazmem wparował w nie swoją. Wylała się tylko odrobina, zresztą zaraz oblizał szyjkę swojego szkła, by nadrobić straty i parsknął śmiechem.
    - Co będziecie robić? W wakacje? - zapytał, porywając garść osławionych orzechów w miodzie i ponownie przykleił plecy do chłodnego muru, rozciągając kopyta z cichym pomrukiem ulgi. Wolał słuchać o planach przyjaciół, zamiast rozmyślać nad swoim powrotem do rezydencji Black. To Hogwart był jego domem, nie kamienica przy Grimmauld Place 12, więc zazwyczaj koniec czerwca wywoływał u Syriusza mieszane uczucia, o ile całego lata nie mógł spędzić u Potterów.
    A jego szurnięta rodzina nie potrzebowała nawet dnia, by doprowadzić pierworodnego do tęsknego odliczania godzin do września.
    terefer
    terefer
    Tempter

    Punkty : 670
    Liczba postów : 138

    Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci Empty Re: Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci

    Pisanie by terefer Pon 13 Wrz 2021, 09:56

    Uśmiech nie opuszczał twarzy Jamesa i on sam musiał przed sobą przyznać, że to ewidentnie jego ulubiony stan ducha. Spokój, choć może nie cisza; obecność przyjaciół, toast dla podkreślenia ich pięknych wartości, relaks w momencie, kiedy wszyscy inni w zamku byli pewnie zestresowani i zajęci. Raz jeszcze Huncwoci znaleźli sposób, żeby oddzielić się wyraźnie od reszty, żeby się wyróżniać, co było przecież takie ekscytujące i przyjemne. Poczucie pewnej kontroli — oto, co tak kręciło Jamesa. Mając przed sobą rozłożoną mapę zamku nie mogli zostać wzięci z zaskoczenia. Należało jeszcze tylko uważać, żeby tej mapy nie zalać, o co zadbał James, ze śmiechem odpychając lekko rękę Syriusza w bok, nie centralnie nad elegancki prostokąt pergaminu. Ale poza tym? Żadnych zmartwień.
    A niedługo przyjdzie ich nawet jeszcze mniej.
    Jedno na chwilę go rozproszyło, coś, co umknęło chyba uwadze dwóch pozostałych, ale co on z jakiegoś powodu zauważył. Dlaczego Syriusz przeciągnął językiem po szyjce butelki w taki… sposób? James rzucił ostrożne spojrzenie najpierw na Petera, potem na Remusa, który był przecież spostrzegawczym chłopcem, ale żaden z nich zdawał się nie zauważyć w tym niczego podejrzanego. Ach, pewnie to nie było nic takiego, Black po prostu raz jeszcze się popisywał. Co za wulgarny typ.
    James wrócił do pełni rozumu na dźwięk słowa „wakacje”. Samo w sobie wpływało ono na niego w taki sposób, że miał ochotę przywołać ze swojego kufra w dormitorium szorty i koszulę z krótkim rękawem. Z niejasnych przyczyn stanął mu przed oczami ten t-shirt z logiem mugolskiej coli, który nieraz zakładał, a którego jego matka szczególnie nie lubiła. Ale Syriusz lubił. Powiedział kiedyś, że w czerwonym mu do twarzy, tak jak w szacie sportowej na miotłę.
    James poprawił okulary i pociągnął długi łyk piwa. Musiał się skupić.
    — No nie wiem, co będę robił, może na przykład korzystał z życia? — rzucił ironicznie, ale nie dało się do końca ukryć, że była to wymuszona ironia.
    Nawet Peter miał ciekawsze plany.
    — Moi rodzice chcą jechać do Włoch — oświadczył, unosząc wysoko brwi. — Mamy tam jedną ciotkę, która hoduje takie wieeelkie kwiaty, ale sam nie wiem… pewnie będzie dla mnie za dużo słońca.
    — Mm, napisz do nas, jak poznasz jakąś gorącą włoszkę — wtrącił się James, kręcąc butelką. Zaczęła do niego wracać poprzednia energia, rzucił więc Syriuszowi spojrzenie znad okularów i pstryknął palcami.
    — Ty przyjedziesz do nas. Do la casa de Potter. Przyjedziesz, nie? Starzy się ucieszą, oesu, zawsze jak wpadniesz na obiad, moja matka powtarza, że czarujący z ciebie młodzieniec. Może rzeczywiście powinienem zacząć was podejrzewać o romans.
    szarlatan
    szarlatan
    Tempter

    Punkty : 828
    Liczba postów : 172

    Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci Empty Re: Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci

    Pisanie by szarlatan Wto 14 Wrz 2021, 13:39

    - Z pewnością pierwsze co zrobi po spotkaniu gorącej włoszki, to pisanie do nas... - stwierdził Remus, niszczyciel dobrej zabawy i uśmiechów, wyciągając rękę po orzechy, zanim wszystkie pochłonie Łapa.
    - Remusie Johnie Lupinie, a ty byś do nas nie napisał?! - sapnął z przejęciem w głosie czarnowłosy, patrząc na przyjaciela z niedowierzaniem w oczach i zaraz musiał zrobić unik przez lecącym w jego stronę przysmakiem.

    Jasne, że przyjedzie, została mu po prostu ta resztka kurtuazji, by poczekać najpierw na zaproszenie od Jamesa, choć wspólne wakacje były już prawie ich tradycją.
    - Muszę jeszcze raz napisać ten list o adopcję... – mruknął, chrupiąc miodowy pocisk i przytakując sam sobie w głębokim zastanowieniu spowodowanym słowami Jamesa, jakby te przede wszystkim zamiast go ucieszyć, wskazywały szansę. Zaraz sięgnął jednak po kolejny łyk piwa, by szybko ręką zamaskować kącik ust, który już chciał go zdradzić i rozciągnąć twarz w uśmiechu. W życiu nie przyznałby się do tego na głos, ale na samą myśl o wakacjach u Potterów coś ciepłego rosło mu pod żebrami. Czy to ekscytacja genialnymi planami, które tylko czekały na cieplejszą pogodę i trochę wolnego czasu, czy ta przyjemna, domowa atmosfera, która była nieodłącznym elementem rodzinnego domu Rogacza, czy najlepszy przyjaciel we własnej osobie. Tak jak każde z tych elementów sprawiało, że Syriusz cieszył się jak głupi do sera na samą myśl, tak do ekscytacji żadnym z nich nie mógł się przyznać zachowując twarz, rozłożony w niedbałej pozie.
    – Ale tym razem wręczyć go ZANIM nas przyłapią na testowaniu asortymentu od Zonko. -  dodał zaraz, przypominając sobie jak ostatnio skończył się genialny plan z fajerwerkami i łajnobombami, i tym razem już parsknął, szturchając łokciem Rogacza. Żeby było jasne - owy plan skończył się dokładnie tak jak miał, pełnym sukcesem. A przyłapanie na gorącym uczynku przez Euphemię totalnie mieściło się w marginesie błędu i było wkalkulowanym ryzykiem.

    Był jeszcze jeden aspekt wakacji, który Łapa w swojej skromniej ocenie uważał za wyjątkowo atrakcyjny - brak Smarkerusa i Evans w najbliższym otoczeniu. W dalszym też, gdyby się uprzeć. Nie musieli z Rogaczem zajmować się nowymi sposobami na uprzykrzenie Ślizgonowi życia - nawet licho musiało czasem odpocząć - a James nie latał za Lily, gimnastykując się byle spojrzała na niego przychylniej. A nawet jeśli latali za innymi dziewczynami w wakacje, to były to przecież tylko letnie wygłupy i ich ujmująca natura, a nie szukanie miłości życia.

    - Ktoś z was orientuje się jak stoją punkty do Pucharu? - przypomniał sobie Syriusz prostując nieco, z dzikich kąpielisk i wakacyjnych wieczorów wracając umysłem jeszcze na chwilę w szkolne mury. A konkretniej do wielkich klepsydr w sali wejściowej. Jeśli poza egzaminami zostało im coś do zrobienia w tym kończącym się roku szkolnym, to z pewnością było to pokazanie Ślizgonom gdzie ich miejsce.
    terefer
    terefer
    Tempter

    Punkty : 670
    Liczba postów : 138

    Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci Empty Re: Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci

    Pisanie by terefer Sro 15 Wrz 2021, 22:09

    Wspomnienie ostatniego lata, kiedy rzeczony potężny zestaw od Zonko wypełniał myśli dwóch huncwotów i solidną część ogrodu za domem Potterów, sprawiało nie tylko, że James znowu uśmiechał się jak zadowolony debil, ale też że jeszcze bardziej cieszyła go wizja ściągnięcia Syriusza z powrotem do siebie. Tak często spędzali wakacje razem, że nawet kiedy jeździł teraz do domu i odwiedzał swój pokój, myślał o nim raczej jak o ich wspólnym pokoju; były tam rzeczy Łapy, była stara kanapa, która za jednym stuknięciem różdżki zmieniała się w drugie łóżko, żeby nawet w nocy nie musieli się przypadkiem rozdzielać. James pamiętał dobrze, że na początku jeszcze Syriusz dostawał jeszcze miejsce w sypialni dla gości, ale potem obaj łazili nocą po domu, śmiali się mimowolnie i robili hałas, dlatego też pani Potter — z niemal szczerymi pozorami uprzejmości — zasugerowała szybko, żeby sypiali w tych samych czterech ścianach. Na jedne drzwi łatwiej było rzucić zaklęcie wyciszające, niż gdyby trzeba było obejmować nim pół domu.
    Dlatego też James spoglądał teraz na przyjaciela ze szczerym uśmiechem, już nie wrednie ani uszczypliwie, bo w głębi serca naprawdę cieszył się na to, co miało ich czekać. A jeśli reszta znajdzie chwilę, żeby w czwórkę mogli pozwiedzać okolicę i porobić głupoty… to dopiero byłyby kolejne wakacje życia.
    Ale nim nadeszły wakacje, trzeba było najpierw skończyć rok szkolny. Pytanie Łapy sprawiło, że James skrzywił się niechętnie, jakby gryzione akurat ciasteczko zrobiło mu krzywdę.
    Remus się uruchomił.
    — Krukoni nas wyprzedzają! — wyrzucił z siebie, a jego powaga i nagła poza godna raczej surokatki, niż wilka, zdradzała bardzo wyraźnie, że każdego dnia śledzi stan punktowych klepsydr. — A wiecie, jak trudno będzie teraz nastukać trochę punktów? W ostatnie lekcje po egzaminach odpuszczą nam pewnie poważne tematy, więc nie będzie się na czym wykazać, ostatni mecz tego roku już rozegrany… sam nie wiem, trzeba przekonać innych prefektów, żeby zaczęli odejmować tym mądralom punkty za jakieś głupoty.
    — Ej. Ej, słyszycie? — James nagle podniósł jeden palec do góry, żeby skupić na sobie uwagę. Ściągnął brwi, nasłuchując, a gdy reszta próbowała pojąć, o co może mu chodzić, dodał wreszcie:
    — Słyszycie ten dźwięk? Coś jakby… leciało? Ach, tak! Lata! Lata mi to koło chuja, ile kto ma punktów, ważne, że ślizgoni są za nami.
    Peter parsknął gwiżdżącym śmiechem, trochę za późno pojąwszy żart. James machnął ręką.
    — Tak czy inaczej, nie macie się o co martwić, zobaczycie. Mam plan, że jak zostaniemy za daleko w tyle, to pójdę do Binnsa i wcisnę mu kit, że miał nam wstawić pięćdziesiąt punktów, ale zapomniał. On i tak nie ogarnie. Pewnie by to zrobił.
    —Nie pamiętam, żeby kiedyś dawał komuś punkty — wytknął ostrożnie Remus. Też dostał machnięcie ręką.
    — Ja dostanę. Ja mam urok osobisty. Ej, dobra, żryjcie szybciej, bo jak będziemy wracać po godzinie policyjnej Filcha, to Pete będzie musiał uciekać przed Panią Norris.
    szarlatan
    szarlatan
    Tempter

    Punkty : 828
    Liczba postów : 172

    Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci Empty Re: Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci

    Pisanie by szarlatan Sob 18 Wrz 2021, 20:51

    Zawiesił spojrzenie na tym brązowym, Rogacza, szczerząc się do niego jakby faktycznie mieli tę jedną szarą komórkę na spółkę i mogli rozumieć się bez słów. Ba, czasami miał wrażenie, że byli jak bracia, tylko coś poszło nie tak po narodzinach Syriusza i go podmienili, bo inaczej nie umiał tego wytłumaczyć. Rogacz byłby bratem, którego młody Black zawsze chciał mieć, takim jakim pewnie mógłby być dla niego Regulus, gdyby nie wczesne pranie mózgu.
    Łapie, skoro tak już się bezkarnie gapił, przez myśl przeszło, że czasem tęczówki przyjaciela miały takie jasne przebłyski, które trochę przypominały kolor kremowego piwa. Lub po prostu płynnego karmelu. Może mimo całej swojej spostrzegawczości Black nie zauważył tego wcześniej, a może wyglądały tak tylko w jakimś specjalnym świetle?
    - Lunatyku, a czy... czysto teoretycznie – po chwili rozkojarzenia Syriusz dość sprawnie wrócił do tematu klepsydr, zaraz starając się wyglądać jakby faktycznie ważył słowa, które zaraz opuszczą jego usta. Odruch, który u młodego Blacka pojawiał się jedynie w przypadku ironicznych inscenizacji. – nie możesz ich sam poodejmować? – zapytał lekko, jakby proponował niewinną zabawę, nie oszustwo. W końcu to tylko teoretycznie, nie? – Jasne, dwadzieścia punktów za krzywo wyprasowany kołnierzyk czy tam zaginanie stron w książkach byłoby podejrzane, ale gdyby zwiększyć obroty i odejmować po pięć za te najmniejsze rzeczy...
    - A jak ktoś by się zorientował? – rozległo się pytanie z boku, od skonsternowanego Petera, zanim Remus zdążył zapewnić czarnowłosego, że to głupi, bo zbyt oczywisty pomysł. I pewnie coś o moralności.
    - Przez te kilka dni? – żachnął się Łapa, wzruszając ramionami. Nie mieli w końcu nic do stracenia. Zanim jednak mógł wpaść na inne rozwiązania, też niekoniecznie czyste, James zwrócił jego uwagę. Szare oczy momentalnie odnalazły mapę i przeczesały ją pobieżnie, by zaraz wywrócić się w rozbawieniu. Tym razem też się złapał.

    - Wezmę go do kieszeni. – stwierdził zaraz Syriusz, bo wcale nie widziało mu się spinanie, by tylko woźny ich nie znalazł. Był zbyt rozleniwiony i zaaferowany delektowaniem spokojem, ciszą i pasztecikami, nie zwrócił nawet uwagi na niekoniecznie zadowoloną minę Glizdogona. Peter miał tendencję do narzekania na telepanie, gdy podróżował w kieszeniach przyjaciół. – Albo przegonię trochę Panią Norris po piętrach. Zresztą... w razie czego Filcha też możesz wziąć na swój urok osobisty, nie? Mam wrażenie, że za czarujący uśmiech będzie skory wybaczyć nam wszystkie przewinienia. – wyszczerzył się do okularnika na tyle krzywo, na ile jego nobliwe geny pozwalały i założył nogę na nogę.

    Sponsored content

    Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci Empty Re: Mokra sierść i ognista whisky // huncwoci

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Pią 19 Kwi 2024, 07:11