James Chopkins
27 lat, Amerykanin, 175 cm wzrostu, 70 kg
27 lat, Amerykanin, 175 cm wzrostu, 70 kg
Lubił to, czym się zajmowali w życiu - ich praca była emocjonująca, przynosiła spore dochody i mogli się jej łapać raz na jakiś czas, poza zleceniami zajmując się czymś całkowicie innym. Wygodnie było nie musieć wstawać codziennie rano przed świtem, żeby dotrzeć do jakiejś fabryki, w której będą wypruwać sobie żyły, żeby ledwie starczyło im od pierwszego do pierwszego. James zawsze lubił wygodne i komfortowe życie, więc zaangażowanie się w lewe interesy było tylko kwestią czasu. Zawsze miał do tego smykałkę. Nie ulegał emocjom, dobrze działał w stresujących sytuacjach i był cholernie dobrym aktorem. Nawet jeśli sytuacja wymykała im się spod kontroli, James był w stanie odzyskać fason.
Fakt, że tkwił w tym wszystkim z dobrym kolegą po fachu też był dobrym rozwiązaniem. Współpracowali razem od lat, znali swoje możliwości i umiejętności, więc sprawnie dzielili się zadaniami i wiedzieli, czego wzajemnie od siebie oczekiwać.
Tym razem ich rola była prosta - mieli przewieźć coś z jednego stanu do drugiego, nie rzucając się przesadnie w oczy, nie zaglądając przy tym do pakunku. Mogli tylko się domyślać czym owe coś jest, ale żadne z nich nie zamierzało paczki rozpakowywać.
- Jeszcze dwadzieścia minut i będziemy na miejscu - mruknął, przenosząc wzrok znad kierownicy na swojego kompana, posyłając mu krótki uśmiech. - Piwo w jakimś barze, nocleg w hotelu i rano zawijamy do domu, co? - zaproponował swobodnie. Każde zrealizowane zlecenie należało dobrze uczcić. Nawet jeśli zadanie nie było szczególnie wykańczające psychicznie, James czuł się w obowiązku do tego, żeby później psychicznie się rozluźnić i zdystansować do tego, co robili. To nie było całym ich życiem... I choć sam chciałby mocniej wejść w te lewe interesy, żeby zarabiać jeszcze więcej, to dobrze wiedział, że jego towarzysz tej opinii nie podziela.
- Kurwa... - westchnął, dostrzegając jadący za nimi radiowóz. - Mam nadzieję, że nie... A jednak. Zatrzymają nas kurwa do kontroli - powiedział, zauważając włączoną syrenę. - Na pewno sprawdziłeś samochód? Jest kradziony? Powinienem coś wiedzieć? - zapytał na szybko, zjeżdżając na bok. Nie mówił z wyrzutem czy złością, absolutnie. Potrzebował po prostu wystarczająco dużo informacji, żeby zareagować w odpowiedni sposób i zdecydować, czy faktycznie hamować, czy jednak wciskać gaz do dechy i uciekać.