Na pierwszym roku studiów zdecydował się na akademik. Wszystko było pięknie. Przez pierwsze półtora miesiąca. Potem jeden ze współlokatorów znalazł sobie dziewczynę z poziomem libido przewyższającym wszystkie studentki uniwersytetu razem wzięte, co sprawiło, że Filip i tak więcej spał poza pokojem akademickim niż w nim. Wtedy stwierdził, że akademiki nie są warte jego czasu i pieniędzy. Na drugim roku postanowił wynająć pokój zamiast akademika, co było nawet bardziej opłacalne. Z początku nie było źle. Źle zaczęło być, kiedy jeden ze współlokatorów naćpany spalił pół kuchni i prawie puścił z dymem całe mieszkanie. Filip jakimś cudem wytrzymał tam resztę roku akademickiego, ale od tamtego razu nie przespał ani jednej spokojnej nocy, bojąc się o własne życie. Na trzecim roku z pomocą przyszedł kolega mieszkający z ciotką. Zaoferował mu wynajem pokoju za symboliczną kwotę. Opcja okazała się niewypałem po rekordowym czasie kilku dni, bo okazało się, że ciotka jest osobą, z którą absolutnie nie da się funkcjonować w jednej przestrzeni. Filip nie był pewien, jak to się udawało koledze. Po miesiącu męczarni pomocną dłoń wyciągnęła do niego koleżanka ze studiów, Marcelina. Akurat zwolnił się pokój w mieszkaniu, w którym wynajmowała. Dobra cena, własny pokój i zapewnienia Marceliny, że żadne pomieszczenie nigdy nie poszło i nie pójdzie z dymem przeważyły na decyzji Filipa. W duchu uznał, że gorzej już być nie mogło.
Mogło.
Kiedy Filip przybył ze swoimi rzeczami, drzwi otworzył mu współlokator Marceliny, Kacper, mający na sobie tylko i wyłącznie luźno owinięty wokół pasa ręcznik. Filip do tej pory nie był pewien, czy to był przypadek, czy Kacper zrobił to z pełną premedytacją.
I tu właśnie zaczęły się problemy.
Kacper wywrócił do góry nogami całe heteroseksualne życie Filipa. Kacper, który miał w sobie więcej geja niż jakikolwiek inny gej, którego Filip kiedykolwiek spotkał, co raczej gryzło się z jego idealnym typem normalnej, spokojnej, delikatnej dziewczyny. Kacper, który był facetem, co było faktem i to niepodważalnym, i co raczej nie szło w parze z heteroseksualnością Filipa. Kacper, który wywoływał w Filipie niezdrowe ilości brudnych myśli absolutnie niezwiązanych z randkowaniem i uczuciami, które dotychczas Filip zawsze utożsamiał z zaciąganiem kogoś do łóżka. I nieważne jak ciężko próbował, Filip nie mógł sobie wyobrazić chodzenia z Kacprem, darzenia go chociaż połową uczuć, jakimi darzył którąkolwiek ze swoich byłych dziewczyn, zabierania go na randki i trzymania się z nim za rączki. Za to z łatwością mógł sobie wyobrazić pieprzenie się z nim w każdym pomieszczeniu mieszkania, które razem wynajmowali. I w przeróżnych pomieszczeniach poza nim. I poza jakimikolwiek pomieszczeniami w sumie też.
Tydzień i kilka niedających mu spać w nocy nieprzyzwoitych snów później, Filip stwierdził, że może jednak łatwiej byłoby znosić jakąś ciotkę.
– Powinieneś wstrzykiwać sobie kawę dożylnie. Może wtedy byłoby skuteczniej – rzuciła Marcelina, z rozbawieniem obserwując nieme rozważania Filipa na temat drugiego kubka kawy z rzędu.
– To by mnie pewnie zabiło. Co faktycznie brzmi skutecznie – westchnął Filip, skacząc wzrokiem między kubkiem a dzbankiem kawy.
– Musisz zacząć się wysypiać. Inaczej nie... O, cześć. – Filip wiedział, co to znaczy, i starał się włożyć całą swoją znikomą poranną silną wolę w nieodwracanie się. – Hej, myślisz, że dożylne wstrzykiwanie kawy od razu zabija, czy wcześniej dostajesz mega kopa? Ja i Filip się zastanawiamy.
Filip przemilczał to, że wcale się nie zastanawiali, po czym widowiskowo przegrał walkę z samym sobą, odwracając się o wiele szybciej, niż planował. Miał małą nadzieję, że Kacper kiedyś oduczy się tego głupiego nawyku łażenia rano po mieszkaniu bez koszulki. I nawet większą nadzieję, że jednak się nie oduczy.