Nie spodziewał się niczego więcej. Wzrok Victora na chwilę zawisł na jego twarzy; patrzyli na siebie może przez sekundę, dwie, obaj poważnie, bez wyrazu, gdy profesor przesunął spojrzeniem na kolejną osobę. Nie zwrócił na Kadena uwagi już do końca wykładu, a młodzieniec nie wychylał się; milczał, gdy od strony wykładowcy padały jakieś pytania. Choć znał na nie odpowiedzi, pozwalał by las rąk wystrzeliwał w postaci dziewczęcych przedramion — z początku liczny, zanim jeszcze wyszło na jaw, że za chęcią zgłoszenia się musi iść w parze wiedza. W przeciwnym razie Victor kilkoma celnymi słowami ośmieszał śmiałą ochotniczkę i z wystudiowanym brakiem zainteresowania zwracał się ku kolejnej osobie.
— Rany — szepnęła po jednym z takich zdarzeń siedząca obok Kadena dziewczyna. — Nic dziwnego, że pracuje w FBI. Pewnie potrafi postawić wszystkich przestępców w ogniu pytań… — Kaden nie dał po sobie poznać, że ruszają go słowa sąsiadki; może dlatego dziewczyna odważyła się, obniżając jeszcze ton, dodać do przyjaciółki: — Sama chętnie postawiłabym się w jego ogniu pytań.
Dopiero to wyznanie wywołało na obliczu Kadena jeden pobłażliwy uśmieszek, który znikł jednak szybciej, niż ktokolwiek go zauważył.
Zawsze tak było. Widziały przystojnego mężczyznę, chciały jego władczości, tego, by poczuły się przy nim zdominowane… ale mało która z nich wiedziała, co to naprawdę oznacza. Miały swoje wyobrażenie o tym, jak byłby trochę bardziej gwałtowny, ale zaraz później miałby z niego wyjść opiekuńczy kochanek. Nie wiedziały, co tak naprawdę oznaczała uległość i rozpadłyby się szybciej, niż zyskałyby jakiekolwiek zainteresowanie.
Kaden miał wybujałe ego, które doprawione udawaną skromnością zaprowadziło go w grono ciekawych miejsc i doświadczeń. I wiedział, potrafił się w nich odnaleźć.
Dlatego teraz nie oczekiwał nawet cienia zainteresowania. To byłoby za płytkie.
Najwyraźniej obaj nie mieli pojęcia o tym zbiegu okoliczności. Gdyby był odrobinę głupszy, naiwniejszy, Kaden może pomyślałby, że Victor znalazł się tu specjalnie, że dowiedział się czegoś o Kadenie, że specjalnie chciał poprowadzić ten wykład, że chciał go mieć na oku z pozycji władzy, że... Dobrze jednak wiedział, że mężczyźni tego pokroju nie zajmowaliby się takimi błahostkami. Nie potrzebowali tego. A on sam był tylko ładnym chłopcem, miłą zabawką sobotniego wieczoru.
Był zbyt inteligentny i za bardzo obyty w tej grze, by oczekiwać czegoś więcej. Wielu na jego miejscu zaczęłoby się popisywać, silić na impertynenckie zachowania, zwracać na siebie uwagę i prowokować… Kaden w doprawionej powagą ciszy przesiedział cały wykład, schludnym pismem sporządzając notatki w drogim notesie. Drgnął dopiero, gdy usłyszał pod koniec:
— Na kolejne zajęcia zapraszam jedynie osoby, które zaznajomią się z odpowiednimi materiałami źródłowymi. Przekaże je państwu starosta — uprzedził Victor, gdy las rąk dziewcząt wystrzelił w górę.
— Gadałeś z nim wcześniej? — mruknął siedzący obok Kadena Zach, a młodzieniec pokręcił głową. — To powodzenia — podsumował Zach, wskazując głową na wianuszek dziewcząt, które już zgromadziły się wokół Victora.
Zanim jednak Kaden się podniósł, stanęła przy nim Chloe, nieco pulchniejsza dziewczyna, która była wice-starostką.
— Hej, spieszysz się gdzieś? — spytała, uśmiechnięta. — Jak tak, to idź, ja mogę z nim porozmawiać i wymienić się mailami i telefonami, mam teraz trochę czasu, więc jeśli się spieszysz…
Kaden uśmiechnął się pod nosem. To było bardzo subtelne, doprawdy.
— W porządku — przytaknął, zbierając notes i podnosząc się z krzesła.
— Wszystko ci przekażę! — obiecała rozpromieniona Chloe.
Młodzieniec wraz z kolegami zebrał się więc do opuszczenia auli, kątem oka obserwując, jak Victor odsyłał po kolei wszystkie dziewczęta z małej kolejki, która uzbierała się przy jego katedrze. Kaden schodził już po schodach, gdy usłyszał za sobą wołanie Chloe:
— Kaden! Hej, poczekaj! — Dziewczyna dopadła go na środku biegu schodów. — Chce rozmawiać ze starostą, a nie jego zastępczynią. Kazał mi przekazać, że starosta ma do niego przyjść. A jak nie było go na zajęciach to na konsultacje. Powiedziałam, że był na zajęciach i że zaraz go zawołam…
Dziewczyna zawiesiła znacząco głos. Kaden westchnął.
— Poczekać na ciebie? — spytał Damien.
— Znajdę was później — mruknął w odpowiedzi chłopak, a potem posłał Chloe jeden ze swoich uprzejmo-pobłażliwych uśmiechów i ruszył na górę.
Musiał otworzyć sobie drzwi; wszedł z powrotem do opustoszałej już auli, a dźwięk zatrzaskujących się drzwi dał znać o tym, że ktoś pojawił się w środku. Mężczyzna, choć na pewno pomny obecności ucznia, nie zwrócił na niego uwagi, skupiony na dokumentach. Kaden w akompaniamencie echa kroków, które poniosło się po sali, podszedł do katedry.
— Kaden Guildenstein — przedstawił się, a w jego głosie próżno było szukać jakiejkolwiek buty. Młodzieniec pozostawał poważny i w żaden sposób nawet nie zasugerował, jakoby spotkał Victora już wcześniej. — Moja koleżanka przekazała mi, że mam się zjawić.