Jak można było się spodziewać, mieszkańcy Nawaroth nie byli zbyt szczęśliwi, gdy na murach ich miasta pojawiła się ogromna bestia. z początku mała, zaczęła dość szybko przybierać na masie, a nawet tak wytrzymały budulec jak kamień, zaczął się uginać pod jej ciężarem. Jednak żadnemu z mieszkańców nie przyszło do głowy, że owy stwór wcale nie miał w planach pozbawić ich życia, nawet nie chciała ich straszyć, ale tego co zaszło nie można było już odwrócić. Przerażeni ludzie ubzdurali sobie, że pojawienie się gada było zwiastunem nadchodzącej apokalipsy, a przecież koło czegoś takiego nie można było przejść obojętnie. Dla Thialfi oznaczało to tylko jedno, nie będzie już mogła pojawić się w mieście pod żadną postacią, co dość mocno psuło jej plany. Po całym tym zajściu na murze i nagłym wybuchu gniewu czuła się paskudnie, nie chciała tak zareagować na słowa czarownicy, ale była wściekła, że ta od tak wyjawiła jej tożsamość. A przecież Bjorn miał jej jeszcze tyle historii do opowiedzenia! Mogłaby oddać mu nawet cały worek skarbów, gdyby tylko dał jej szansę posłuchać jak teraz wygląda świat. Tylko, że jej skarby przepadły, tak samo jak szansa na zaprzyjaźnienie się z wojownikiem. Pewnie teraz razem z całą resztą szykował się do ataku na nią, łowca smoków, ha. Co prawda nie miała w planach dać się pokonać, a już tym bardziej zabić, ale nie wiedziała czy da im radę. Nie może przecież uciec stąd, to jej leże, jej dom. Będzie chroniła je do samego końca.
Do jaskini prowadziło kilka dróg. Ludzie znali tylko jedną z nich co dawało jej sporą przewagę. Zwłaszcza, że jej ulubiona prowadziła przez ciężko dostępny tunel na górze, dzięki temu przez tysiąc lat powietrze dochodziło do środka, a smoczyca nie udusiła się we własnych oparach siarki. Zdawała sobie sprawę, że nie będzie mogła jednak uciec, nie zostawi przecież swoich skarbów, tych trzech najważniejszych jakie miała. Została więc jej tylko jedna opcja. Walka, co prawda nie byli to ci sami ludzie, którzy żyli na tej ziemi za jej czasów, ale i tak czuła się źle z faktem, iż będzie musiała ich zabić przez błahostkę. Gdyby tylko potrafili ją zrozumieć, spojrzeć na całą tą sytuację z jej strony, rozwiązałoby to sporo problemów. Zmęczona pracowitym dniem, położyła się na rozgrzanej jej ogniem skale i próbowała opracować jakąś strategię. Wiedziała, że ludzie posiadają znacznie silniejsze łuki, tak zwane balisty, które co prawda nie mogły przebić jej łusek, ale sprawiały jej ból. Na pewno zostanie jej po tym kilka siniaków. Nie mogła mieć jednak pewności, że nie ukrywają oni silniejszych broni, które może byłby w stanie nawet ją zabić. W końcu istnieją "łowcy smoków" cokolwiek miało to znaczyć. Nie mogła sobie wyobrazić jak człowiek zabija gada jej rozmiarów. Chociaż niewielu pobratymców dorównywało jej rozmiarem, w swojej oryginalnej formie była jednym z największych smoków. Nie bez powodu nazywano ją kiedyś "królową", chociaż znacznie częściej ludzie zwracali się do niej tytułem "smoczej księżniczki".
Położyła swój smoczy łeb na ziemi i zaczęła po prostu płakać z bezsilności, co prawda w jej wykonaniu brzmiało to bardziej jak warczenie, ale nie wolno dać się zwodzić pozorom. Smoki też miały uczucia, czasem nawet odczuwały wszystko bardziej intensywnie niż ludzie. Na przykład... Dotyk... Na samo wspomnienie dłoni mężczyzny na jej biodrze robiła się cała czerwona, wtedy niestety tak o tym nie myślała. Była zbyt zauroczona miastem oraz nowoczesnym budownictwem ludzi, żeby w głowie mieć zaloty, a jednak powracająca myśl nie dawała jej spokoju. Obiecała sobie, że jeśli kiedykolwiek będzie miała szansę znów spotkać te dwójkę to przeprosi czarownice i zaskoczy czymś wojownika. Jeszcze nie do końca wiedziała czym, w końcu co mogła mu dać cenniejszego niż medalion? Z twarzy była urodziwa, nie jedna kobieta patrzyła z zazdrością na jej szlachetne rysy, jednak na tym praktycznie kończyły się jej kobiece wdzięki. W ludzkiej postaci dwie krągłości na jej klatce piersiowej nie były zbyt pokaźne, może nie należały też do najmniejszych, ale mężczyźni pewnie woleliby coś, co naprawdę można chwycić w dłoń. Poza tym była dość szczupła, miejscami wręcz koścista. Tysiąc lat spowodowało, że kobiece kształty i krągłości prawie zniknęły, ale jeśli będzie miała okazję to wróci do formy sprzed snu. Wtedy może i rudowłosy wojownik spojrzałby na nią jak na prawdziwą kobietę, a nie przerośniętego gada.
Mogła tak gdybać cały dzień, ale nie zmieniało to rzeczywistych faktów. Nie miała wielu czasu na obmyślenie planu. W jaskini nie było zbyt dużo miejsca na prawdziwą walkę, a jeśli uda im się ją osaczyć... Znajdzie się w pułapce bez wyjścia. Zostało jej chyba tylko jedno rozwiązanie, ale nie była pewna czy jest na to gotowa. Od feralnych wydarzeń z tamtego dnia może i minęło tysiąc lat, ale dla niej wydawało się, że wszystko miało miejsce wczoraj. Rany na ciele zagoiły się, chociaż te w sercu pozostały, dlatego była taka niepewna. Przybycie czarodziejki i wspomnienie o obietnicy sprawiło, że jej serce zabiło mocniej, jednak z drugiej strony bała się jeszcze bardziej. Od setek lat nie opuszczała tego miejsca, nie widziała jak świat zmienił się w ciągu tych lat. Nowe zawsze znaczyło niebezpieczne, ale i ekscytujące. Odetchnęła głęboko by uspokoić myśli, wtedy też usłyszała kroki. Z początku chciała od razu zionąć ogniem, jednak szuranie butów i lekki stukot obcasów wydały jej się dziwnie znajome, więc nie pozwoliła ostrożności wziąć górę nad rozsądkiem. Na całe szczęście, gdyż przybyszami okazali się nie kto inny jak wojownik i czarownica. Nie miała pojęcia czemu za nią poszli, myślała, że jej nienawidzą po tym co się stało, ale.. Ich widok ucieszył ją na tyle, że podniosła swój łeb i tak jak umiała, uśmiechnęła się, jednak widząc co Bjorn niesie w ręce nie wytrzymała. Zmieniła się w człowieka i pobiegła do mężczyzny z wciągniętymi rękami, ale nie dajmy się zwodzić pozorom. Wcale nie biegła by go przytulić.
- Stołeczek! Myślałam, że go spaliłam razem z częścią muru! - zgrabnie ominęła wyciągniętą dłoń mężczyzny i nachyliła się by przytulić swój czworonożny, drewniany obiekt uwielbienia. Oczywiście nie zwracała uwagi na to, że jest całkowicie naga, w końcu ludzka postać była jej dość obca, gdyż nie ukazywała się w niej za często. Nawet te tysiąc lat temu ludzie woleli widzieć ją w bardziej potężnej i majestatycznej formie. W końcu nie mogła okazywać słabości, nawet jeśli czasem sama miała ochotę zwinąć się w kłębek i płakać - Przepraszam... Za ten wybuch złości czarodziejko, ale nie możesz od tak psuć ludziom randki. To było niegrzeczne... No ale. Niech będzie, znaj łaskę smoka. Chodź, pokażę Ci je. Ty też Bjorn - w miejscu, które tak bardzo starała się chronić nie znajdowały się tylko diamenty, złoto i inne drogocenne błyskotki, które udało jej się zgromadzić przed laty. Było tu coś, co ceniła bardziej od swojego własnego życia. Trzy szkielety, nie większe od psa pasterskiego. Każdy z nich miał na czaszce i kręgach szyjnych ślady po ogromnych zębach dorosłego smoka, jednak nie były to obrażenia, które ona mogłaby zadać. Smok, który je zabił był przynajmniej o połowę większy niż ona sama - Vernil, Dardu, Nevilem - powiedziała wskazując po kolei na każdy ze smoczych szkieletów. Dotykając ich głów czuła jak wracają wspomnienia, ale nie mogła się teraz rozkleić. Musiała być silna, tak powinna zachowywać się królowa, ale jaka królowa siedzi na ziemi całkiem naga? Chyba tylko taka, która nie ma ani swojego królestwa, ani poddanych - chce byś ich stąd zabrała... Ich ciała już dawno powinny zostać pochowane na cmentarzysku smoków, tam jest ich miejsce, nie tutaj. W tej zatęchłej jaskini... Jestem okropną matką, skoro kazałam im aż tyle czekać... - spojrzała w oczy czarodziejce i lekko się uśmiechnęła. Jej dzieci, brutalnie zamordowanie, czekały aż ktoś w końcu zabierze je z jaskini. Nie mogła sama tego dokonać, nie miała tyle sił, by samotnie pokonać całą tą niebezpieczną drogę. Dlatego potrzebowała kogoś więcej niż tylko kobiety, potrzebowała jego. Wojownika, który podobno potrafił zabić smoka, taka zdolność może się okazać niezbędna, jeśli przyjdzie im zmierzyć się z gatunkiem Thialfi - Bjorn, chciałabym cię zatrudnić. Możesz zatrzymać cały worek kosztowności oraz wszystko co chcesz z jaskini, zapłacę ci z góry. Jedyne czego chce to żebyś towarzyszył jej w drodze i chronił ją, jednak jeśli zrobi się zbyt niebezpiecznie możesz porzucić zadanie. No, skoro wszystko jasne to zabierajcie moje dzieciaczki i idźcie stąd. Gdy pojawiał się tu mieszkańcy Nawaroth... może się zrobić nieprzyjemnie, ale postaram się ich zatrzymać jak najdłużej - z jej ust brzmiało to jak pożegnanie, była gotowa stracić życie byle by ochronić swoje dzieci. Nawet jeśli te były już od tysiąca lat martwe...