Days Gone Bye

    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Prince Charming Wto 07 Maj 2019, 22:58

    Spojrzenie Robertsa nie było szczególnie nachalne, choć bez wątpienia mogłoby wprawić w zakłopotanie kogoś odrobinę mniej pewnego siebie. Żołnierz ocenił sylwetkę Jonathana od wąskich barków, przez smukłe plecy aż do krągłych pośladków, które pewnie w odrobinę innych okolicznościach klepnąłby, aż rozkoszny odgłos niósłby się po pustym pomieszczeniu. Nie wysilił się nawet na odrobinę dyskrecji, choć był przekonany, że doktor jeszcze kilka dni temu był szanowanym mężem, a może nawet ojcem.
    Właściwie wydawało mu się, że od tamtych zwykłych poranków minęły już lata.
      — Nie muszę się przygotowywać. To tylko zwykły wypad do miasta — odparł z nieco przesadną nonszalancją i nim odsunął się od drzwi, rzucił ostatnie spojrzenie na odstający tyłek mężczyzny, może nawet odrobinę żałując, że jednak go nie klepnął.

    Gdy Parker dotarł na śniadanie, spostrzegł, że część grupy stoi zgromadzona przy stole, na którym Tony rozłożył mapę miasta. Kapitan miał w sobie wszystkie te cechy, które sprawiały, że kiedy wchodził do jakiegoś pomieszczenia, wszyscy go słuchali. Ta naturalna władza kryła się tyleż samo w wojskowej postawie, co tym zawadiackim uśmiechu, z którym bez wątpienia ten facet któregoś dnia zginie.
      — Wyruszamy stąd. Samochody są już zatankowane. Na wszelki wypadek w pierwszym wozie jest też zapas paliwa. Nie wolno wam używać broni bez potrzeby. Nie chcemy przyciągać uwagi. Zrozumiano? — Powiódł spojrzeniem po poważnych twarzach. Ludzie słuchali go w milczeniu, aż w końcu rozległo się kilka potakujących włosów. — Świetnie. Nim ruszymy po zapasy, pojedziemy tutaj. Trzecia ulica.
    Zatrzymał palec na domu, z którego wczoraj nadawano wezwanie pomocy.
      — Po co? — Wyrwało się młodemu robotnikowi, który wczoraj zgłosił się na ochotnika. Natychmiast zapadła głucha cisza, a Roberts powoli oderwał spojrzenie od mapy. Na ułamek sekundy zatrzymał je na Parkerze, a następnie skupił na autorze pytania.
      — Gówno cię to obchodzi. Zamykasz gębę, słuchasz i wykonujesz polecenia — odparł spokojnie, choć miało się wrażenie, że jeśli facet powie jeszcze jedno słowo, to Tony bez wątpienia odstrzeli mu łeb nad cholerną jajecznicą.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 27

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Verde Sro 08 Maj 2019, 20:59

    Na słowa oficera, na usta Jonathana ponownie wkradł się mały uśmieszek. Oczywiście nie wierzył w tę jego wyluzowaną postawę; przed innymi ocalonymi Anthony mógł zgrywać nieustraszonego twardziela, ale Parker i tak wiedział swoje, nadal mając w głowie ich wczorajszą rozmowę i słowa odnośnie bezpieczeństwa, czemu się zresztą nie dziwił. Mogli nie zgadzać się z kapitanem w pewnych kwestiach, ale nawet on wiedział, że od tej pory każde jedno wyjście było obarczone pewnym ryzykiem.
    Odetchnął lekko, kiedy został w łazience całkiem sam. Nie to, że się wstydził, ale to spojrzenie oficera wydało mu się takie...  intensywne? Albo faktycznie tylko mu się wydawało.

    Czysty, pachnący i ogolony pojawił się śniadaniu trochę po czasie. Nie zastał jednak standardowego widoku jedzących ludzi, a jego uwaga od razu skupiła się na grupie w rogu sali. Chwytając pod drodze kubek kawy, ruszył w tamtym kierunku i przystanął obok, z uwagą wsłuchując się w słowa Robertsa. I mało się nie zakrztusił na ten pokaz władzy w iście wojskowym stylu. Wiedział, że dla ogólnego porządku nie mogli powiedzieć tym ludziom wszystkiego, ale i tak uważał, że oficer zbyt ostro zwrócił się do tego chłopaka. Młody robotnik niemal od razu skulił się w sobie.
      — D-dobrze — mruknął pod nosem, wyraźnie przestraszony.
    W pewien sposób było to imponujące. Kapitan nie musiał nawet podnosić głosu, wystarczyło to przeszywające spojrzenie i ostry ton by człowiek całkiem wymiękł.
    Zaraz jednak okazało się, że nie do wszystkich dotarł dość oczywisty przekaz.
      — Czy to jakaś wielka tajemnica? Wiele ryzykujemy, chyba mam prawo wiedzieć gdzie i po co idziemy.
    Oczy wszystkich skupiły się na mężczyźnie, na oko czterdziestoletnim, który chociaż miał odwagę się odezwać, nie wyszedł przed tłum, nadal pozostając w bezpiecznej odległości od stolika.
    Jonathan westchnął tylko, zerkając na śmiałka.
    — Pan Martin, dobrze pamiętam? Po pierwsze, sam się pan zgłosił, a po drugie — zawiesił głos, rozglądając się po ludziach obok — są pewne obszary do sprawdzenia i tyle. Jeśli zaczniemy teraz o tym debatować, nie wyruszycie do jutra, a zależy nam na czasie, prawda? Po prostu trzymajcie się planu — powiedział spokojnie, właściwie powielając sens wypowiedzi wojskowego, ale inny dobór wystarczył aby ciekawski ochotnik się zamknął. Przynajmniej na razie. Parker odwrócił się do żołnierza, posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie. — Skoro to wszystko, oficerze, mogę prosić na moment?
    Kiedy znaleźli się na korytarzu, idąc w kierunku gabinetu pielęgniarki, lekarz ponownie utkwił wzrok w mężczyźnie.
      — Naprawdę musiałeś tak ostro reagować?
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Prince Charming Czw 09 Maj 2019, 22:58

    W tej chwili był wdzięczny lekarzowi za rozsądne słowa poparcia. Zapomniał już, jak trudno jest zapanować nad cywilami. Zawsze w grupie znajdował się indywidualista, który zadawał zbyt wiele pytań i zbyt chętnie kwestionował sprawy niepodważalne. Ci ludzie nie wiedzieli nic o dyscyplinie, większość z nich przeżyła tylko dzięki odrobinie szczęścia. Zasługiwali na życie, ale na pewno nie potrafili o nie walczyć. Roberts spojrzał na lekarza ze zdziwieniem i rozczarowaniem.
    W stołówce wierzył, że w końcu się zrozumieli. Miał szczerą nadzieję, że przynajmniej Jonathan nie będzie mu już sprawiał kłopotów. To jedno pytanie dowiodło mu, jak bardzo się w tej sprawie mylił. Nim dotarli do gabinetu pielęgniarki, otworzył drzwi do najbliższej, pustej klasy i łapiąc lekarza za ramię, wepchnął go brutalnie do pomieszczenia, natychmiast zatrzaskując za nimi drzwi.
      — Byłeś tam? — Zapytał ostro, stając naprzeciw lekarza i wskazując jedno z okien. Jego mięśnie były napięte, a słowa dosłownie cięły powietrze. — Pytam cię, czy byłeś na zewnątrz, od kiedy wszystko się spierdoliło? Nie. To kurwa szkoda, doktorku. Bo kiedy ty siedziałeś za murami, to miasto opanowały te pojeby. Są ich tysiące. Na każdym rogu. Jeżeli ci ludzie będą zadawać pytania, wątpić, jeśli nie wykonają polecenia od razu, to tu, kurwa, nie wrócą. Nie potrzebuję filozofów, tylko żołnierzy.
    Zacisnął dłoń w pięść, a żyłka na masywnej szyi zaczęła niebezpiecznie pulsować.
      — Próbując tu dotrzeć, straciłem dwoje ludzi. Wyszkolonych ludzi. Więc mnie nie pouczaj. Dorośli faceci, którzy zachowują się jak tchórzliwe pizdy i siedzą pod szkolnymi ławkami. Pozwól, że będę ich traktował jak mężczyzny, a nie niedojebane cioty.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 27

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Verde Sob 18 Maj 2019, 20:27

    Nie przypuszczał, że jedna prosta uwaga może aż tak wpłynąć na zmianę czyjegoś zachowania. W jednej chwili szedł korytarzem, a w kolejnej opierał się dłońmi o jedną z ławek, na którą został dosłownie wrzucony niczym worek ziemniaków, z gracją takiego worka próbując dojść do siebie. I trudno powiedzieć co przeraziło lekarza bardziej, większa niż mógł przypuszczać nieprzewidywalność Robertsa czy może to z jaką łatwością ten mężczyzna potrafił zrobić z nim cokolwiek tylko, czego obecna sytuacja była idealnym przykładem.
    Początkowa złość i wewnętrzny opór dość szybko wyparowały, ustępując miejsca coraz większemu zaskoczeniu i... chyba trochę strachowi? Nie mógł nie zauważyć tych niebezpiecznie zaciśniętych pięści, które same w sobie wyrażały swego rodzaju groźbę. Znowu.
    Jonathan przełknął ślinę, odpychając się lekko od ławki by stanąć naprzeciw żołnierza, wewnątrz walcząc z chęcią cofnięcia się o parę kroków. W tych czterech ścianach praktycznie pustej sali nie czuł się komfortowo, wizja nierównej walki majaczyła mu przed oczami, jednak wiedział, że nie może sobie pozwolić na podobne traktowanie. Po ostrych słowa oficera w pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza, a Parker dopiero po dłuższej chwili stosownie odchrząknął.
      — Absolutnie nie staram się nikogo pouczać — zaczął spokojnie, z pewnym dystansem zerkając na napiętą w złości twarz mężczyzny. — Próbuję po prostu uświadomić Ci pewne kwestie. Domyślam się, że nasze doświadczenia z tymi potworami nie mogą równać się z tym co najpewniej przeszliście, ale… musisz pamiętać, że ci ludzie w stołówce nie są twoimi żołnierzami i nie staną się nimi od paru ostrych słów. To cywile, do których trzeba podjeść inaczej, jeśli mają z nami współpracować. Agresja wzbudzi tylko agresję.
    Wiedział, że prowokowanie Robertsa nie przyniesie mu nic dobrego, dlatego ostrożnie dobierał słowa, nie podnosił też głosu i całą swoją postawą starał się pokazać swoje pokojowe zamiary. Westchnął cicho nim odważył się w końcu ruszyć z miejsca i zrobił parę kroków, jednak nie podszedł bliżej oficera, zatoczył wokół niego lekki łuk, wciąż utrzymując pomiędzy nimi bezpieczny dystans. Założył ramiona na piersi i opierając się o ścianę nieopodal drzwi, znowu podniósł spojrzenie na wojskowego
      — Cokolwiek myślisz, jesteśmy po tej samej stronie, więc nie traktuj mnie jak wroga — przerwał na moment —  no i jeśli następnym razem będziesz chciał porozmawiać, wystarczy powiedzieć. — Tu znacząco potarł ramię, za które mężczyzna niezbyt delikatnie go szarpnął.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Prince Charming Pon 20 Maj 2019, 17:36

    Przez moment rozwiązanie tej sytuacji wydawało się nieuniknione. Roberts najchętniej porządnie przyłożyłby w tę ładną buźkę, ustawiając doktorka z powrotem w szeregu. Szeroki tors unosił się w ciężkim oddechu, a mięśnie na ramionach pozostawały napięte. Przyjął dominującą i pewną postawę, w której wydawał się jeszcze większy. Był jak zwierzę, które przygotowuje się do ataku i uważnie obserwuje każdy ruch swojej ofiary, czekając na okazję. Usta pozostawały zaciśnięte w nieustępliwym grymasie, a przeszywające spojrzenie sprawiało, że trudno było wypowiadać kolejne słowa.
    A jednak lekarz to robił. Racjonalnie i bez złości. Z tą swoją śmieszną fryzurą i mądrą miną. Stał przed nim i dalej go pouczał. I pewnie nawet miał rację.
    Niespodziewanie usta Robertsa wyciągnęły się w pełnym pobłażliwym uśmiechu, a zaciśnięte do tej pory pięści powoli rozluźniły. Rozprostował palce i pokręcił głową z rozbawieniem. Napięcie zniknęło, a cała ta sytuacja była jedynie kiepskim żartem, choć pewnie smak niepokoju i siniak na ramieniu na długo zostaną z lekarzem.
      — Po prostu nie wpierdalaj się w moje zadania, Parker. To nie będziemy musieli rozmawiać — mruknął pojednawczo, znów przyjmując tę wyluzowaną i niedbałą pozę. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, widząc, że sprytny doktorek salwował się subtelną ucieczką w stronę drzwi.
    Jonathan zachował twarz w całości, ale zyskał też pewność, że żaden z jego argumentów nie dotarł do mężczyzny. Tony nie będzie przyjmował dobrych rad od cywila.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 27

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Verde Pią 24 Maj 2019, 00:53

    Ulga jaką poczuł na widok łagodniejącej postawy żołnierza była nie do opisania. Dopiero teraz dotarło do niego jak bardzo spięty był w oczekiwaniu na kolejny ruch ze strony mężczyzny, nawet jeśli tak uparcie chciał zgrywać niewzruszonego.  I chociaż sytuacja wydawała się już względnie opanowana, Jonathan wciąż czuł się nieco zagubiony widząc te nagle wyluzowaną pozę oficera. Jak gdyby nigdy nic się nie stało, jakby przed chwilą wcale nie zaciskał pięści w gotowości by go uderzyć. Do dopełnienia tego absurdu brakowało tylko przyjacielskiego klepnięcia po ramieniu.
    Nie da się ukryć, że przekaz Robertsa był jasny. O ile wcześniej lekarz mógł mieć jakieś wątpliwości odnośnie tego czy faktycznie mu grożono, tak teraz był tego pewny. Tak samo zresztą jak tego, że prawdopodobnie żaden z jego argumentów nie trafił do wojskowego. Uparty zarozumialec.
    Nie odpowiedział na koleją wymowną uwagę, chociaż bardzo korciło go wypowiedzenie się co myśli o tym wszystkim, instynkt samozachowawczy jednak wygrał i Parker ograniczył się tylko do uważnego spojrzenia w kierunku oficera.
      — Późno już, lepiej chodźmy do tego nieszczęsnego gabinetu — rzucił, nie patrząc nawet na zegarek i nim Anthony zdążył jakkolwiek zareagować, doktor już dopadł do drzwi i czym prędzej ruszył korytarzem w kierunku miejsca, do którego pierwotnie zmierzali. Szedł przodem, pozostawiając towarzyszącego mu mężczyznę w pewnej odległości za sobą. Po akcji w tamtej sali w głębokim poważaniu miał, że było to wyjątkowo niekulturalne. Musiał się powoli przyzwyczajać, że pewne zachowania nie mają w tym nowym świecie żadnego znaczenia.
      — Wszystko już przygotowałem, więc zaczekaj tu chwilę — powiedział, kiedy tylko dotarli pod drzwi gabinetu szkolnej pielęgniarki. Normalnie byłoby mu obojętne czy Roberts wejdzie do środka czy nie, jednak obecnie wolał trzymać go na pewien dystans. I wszystko byłoby dobrze gdyby nie fakt, że Parker nie wyszedł. Ani po minucie, ani nawet po pięciu. Oficer mógł zacząć myśleć, że lekarz zabunkrował się tam na dobre, ale kiedy zajrzał do środka, napotkał jego skuloną postać przy biurku. Jonathan westchnął ciężko, przecierając ze zmęczeniem twarz.
      — Ktoś nas chyba okrada.
    Dzień dopiero się zaczął, a on już miał dość.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Prince Charming Sob 25 Maj 2019, 23:11

    Niestety, Roberts rzeczywiście nie należał do osób, które skłonne są docenić kurtuazyjne gesty. Lubił prosty przekaz, a na niuanse był zupełnie odporny. W czasie drogi przez korytarz po prostu zrównał tempo z panem doktorem, a pod drzwiami poczekał tylko chwilę, nim otworzył je i pewnym krokiem wszedł do środka. Obrzucił gabinet pobieżnym spojrzeniem, uznając, że Parker nieźle się tu urządził. Na widok marsowej miny na twarz mężczyzny ledwie mu drgnęła brew.
      — Naprawdę przyda wam się ktoś rozsądny. Jak wrócę, zajmę się sprawą zaginionych leków. Powiedz mi tylko, co ukradziono — oparł się o krawędź biurka i jeszcze raz spojrzał na doktora. Do tej pory wydawał mu się dużo młodszy. Potargane włosy dodawały mu młodzieńczego i niesfornego uroku, ale Jonathan był przecież dorosłym facetem, który do niedawna wiódł całkiem normalne życie. Nie był niegrzecznym chłopcem, którego należało skarcić. A jednak kapitan wciąż miał ogromny problem z traktowaniem go poważnie.
    Jeśli zabrane zostały środki przeciwbólowe, to istniało duże prawdopodobieństwo, że ktoś nieźle się naćpał ubiegłej nocy. Oby faza była warta tego, co zrobi z nim Roberts, gdy tylko go znajdzie. Zresztą, w oczach żołnierza nie było argumentu, który mógłby wytłumaczyć kradzież.
      — Kto ma dostęp do lekarstw, doktorku? — Odruchowo wychylił się lekko do tyłu, spoglądając na papiery zgromadzone na biurku. Rozejrzał się z ciekawością, zapamiętując szczegóły i starając się dostrzec jak najwięcej. W końcu musiał wiedzieć wszystko o ludziach, którymi zobowiązał się zaopiekować na swój szorstki, ale całkiem skuteczny sposób.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 27

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Verde Wto 04 Cze 2019, 21:06

    Jonathan słowa oficera odebrał oczywiście jako przytyk w swoją stronę, bo co innego mógł mieć na myśli przez "przyda wam się ktoś rozsądny"? Zupełnie jakby Parker taką osobą nie był. Po raz kolejny miał ochotę powiedzieć co sądzi o tym wszystkim, czuł jednak, że to wyjątkowo słaby moment na ponowne próby udowodnienia swoich racji, dlatego niezadowolenie okazał jedynie poprzez znaczące zmarszczenie brwi.
    Przechwycił z biurka spisaną wczoraj listę leków i przyjrzał się jej z zamyśleniem, podchodząc bliżej zakratowanego okna. Minęła dłuższa chwila nim lekarz poukładał wszystko w głowie i mógł odpowiedzieć na pytanie Roberts, rzucając mu jedno z tych poważnych spojrzeń, zupełnie niepasujących do tego na pozór roztrzepanego doktorka.
      — Zniknęły środki przeciwbólowe — odezwał się w końcu, zupełnie jakby czytał żołnierzowi w myślach. — Ale nie tylko,  antybiotyki, witaminy i  suplementy… tak naprawdę zniknęło wszystkiego po trochu. Zostały zabrane w małych ilościach, zupełnie jakby ktoś robił zapasy. — Jonathan zawiesił na chwilę głos, mrużąc nieznacznie oczy. — Już wczoraj nie zgadzały mi się liczby, ale myślałem, że może źle coś policzyłem. Cholera.
    Parker westchnął, pocierając z rezygnacją skronie. Próbował przywołać w myślach znajome od tygodnia twarze, ale nie znał tu wszystkich, to oczywiste. W takim wypadku każdy mógł być złodziejem, nawet ta niepozornie wyglądająca kobieta po pięćdziesiątce, jakiej jej było, Ellie?
      — Ostatnio pomagał mi Gabe, pamiętasz go? To ten chłopaczek, który was we wszystko wprowadził. Ale to na pewno nie był on — rzucił pewnie, przygryzając lekko wargę, nim odetchnął ciężko i schylił się do szafki pod biurkiem, skąd wyciągnął niewielką, białą torbę. Wyraz jego twarzy złagodniał nieco, kiedy zajrzał do środka. — Na szczęście nieruszone, trzymaj — wręczył tę prowizoryczną apteczkę oficerowi. — Liczę, że się wam nie przyda. A co do kradzieży... do tego wrócimy później, na razie po prostu uważniej wszystkich obserwujmy.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Prince Charming Nie 30 Cze 2019, 20:31

      — Obserwujmy, aż wszystkie leki znikną? — Zapytał z chłodną ironią. W czasie apokalipsy nie było miejsca na działania humanitarne i całe te bzdury z domniemaną niewinnością. Zdaje się, że złodziej był lepiej przygotowany na koniec świata niż słaby i miękki pan doktor, brodzący pośród mętnych idei, które w tym środowisku nie miały szans przetrwać.
    Każda katastrofa to czas silnych, a nie tych niezdecydowanych.
      — Schowaj resztę zapasów albo nie będziesz miał czym leczyć tego swojego przestraszonego stada.
    Odebrał paczkę z lekami pierwszej pomocy, nawet nie zaglądając do środka. Poczuł lekkie mrowienie w palcach i nieprzyjemny ciężar na piersi, kiedy pomyślał o dzisiejszej wyprawie. Mógł szelmowsko uśmiechać się do wrednego losu, ale to nie zmieniało faktu, że tkwili w tym gównie po same uszy i udawanie, że pachnie fiołkami, niczego nie mogło tu zmienić.
      — Dobra, doktorku. Pilnuj interesu — zasalutował mu zamaszyście, a następnie wyszedł z pomieszczenia, nie czekając na magiczne życzenia powodzenia. Wyjazdowi grupy nie towarzyszyło żadne pożegnanie. Tony chciał uniknąć zamętu, zapłakanych żon i wszystkiego, co z porządnych facetów robiło tchórzy albo niepotrzebnie ich rozpraszało.
    Po prostu na śniadanie tego dnia przyszło kilka osób mniej, a cały kolejny dzień spędzili w nerwowym napięciu. A im dłużej trwała nieobecność wybawicieli, tym trudniej było znieść niepewność, dlatego gdy tuż przed zachodem słońca pod szkołą ponownie dało się słyszeć warkot silników, większość mieszkańców szkoły, wybiegła na powitanie.
    Niestety, zbawcy nie wracali jako zwycięscy. Nie przywieźli zapasów, a na twarzach ludzi, którzy wyruszyli z nimi, malowało się przerażenie. Większość była pobladła i udręczona. Wszyscy milczeli. Nawet żołnierze zaciskali jedynie usta i unikali spoglądania na pełny nadziei tłum. Nie mieli dobrych wieści, a uważny obserwator natychmiast odkryłby, że jednego z nich brakuje.
    Kilka puszek z żywnością i zgrzewka wody. Żałosny łup.
    Tony zsiadł z motoru, trzymając jakiś zabrudzony koc w ramionach. Podszedł do Jonathana i wepchnął mu szorstko zawiniątko. Coś się w nim poruszyło i zaskomlało.
      — Twoja pierdolona księżniczka do ratowania — warknął, wymijając go i boleśnie szturchając szerokim ramieniem. Z koca wynurzyła się mordka wesołego szczeniaka, który, dysząc, z ciekawością przyjrzał się trzymającemu go człowiekowi.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 27

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Verde Wto 02 Lip 2019, 23:22

    Zasadniczą różnicą między Jonathanem a oficerem było to, że ten pierwszy nie widział zaistniałej sytuacji jako koniec świata. Wiedział, że nie jest najlepiej, to oczywiste, ale mimo wszystko siedziało w nim to naiwne przekonanie, że jest to tylko przejściowy stan, że cokolwiek by się nie działo, to i tak prędzej czy później wszystko wróci do normy. Było zbyt wcześnie by mógł myśleć inaczej, a wizja takiego świata zbyt przerażająca, by dało się ją tak po prostu zaakceptować.
    Pożegnanie mężczyzn w zasadzie skończyło się na słowach żołnierza. Parker powstrzymał się przed wymownym komentarzem odnośnie "stadka”, za które właściwie to Roberts był bardziej odpowiedzialny. Ledwie dzień wcześniej usilne się o to starał, w przeciwieństwie do Jonathana, który wcale nie pchał do roli, w jakiej najwidoczniej był widziany.
    Mimo wszystko, wbrew całej niechęci wobec rozmowy z wojskowym, Parker koniec końców faktycznie zastosował się do jego uwag.  Zgarnął większość leków i schował je poza gabinetem, zostawiając tylko parę sztuk na przynętę. Jeśli złodziej nie pojechał po zapasy, bez wątpienia nie mógł przepuścić takiej okazji jak to pozorne zamieszanie wywołane wyjazdem wojskowych i ochotników na miasto. I lekarz planował go na tym przyłapać.
    Cóż, planował, bo sprawy szybko przybrały inny obrót. Ludzie wiedzieli, że opuszczanie bezpiecznego budynku szkoły wiążę się z pewnym ryzykiem, a jednak wypierali to z głowy. Wszyscy zakładali ten lepszy scenariusz. Grupa odważnych wróci z zapasami, po czym zbiorą się i ruszą do zorganizowanej przez rząd osady.
    Ale oni nie wracali.
    Panika zaczęła się następnego dnia, kiedy rano okazało się, że sytuacja jest bez zmian. Jak przeżyli noc, czy udało im się gdzieś schronić? A jeśli coś im się stało? Jeśli wyszkolona jednostka żołnierzy nie była w stanie wrócić, co mieli zrobić tacy nieprzygotowani cywile?
    Jonathan musiał działać. Rozmawiał i uspokajał, chociaż sam czuł się cholernie zagubiony i nie wiedział co zrobi jeśli faktycznie to wszystko zostanie tylko na jego głowie. Chyba dopiero w tym momencie docenił osobę oficera i to, ile dawało podzielenie się z kimś odpowiedzialnością, o którą wcale nie prosił.
    Nigdy nie przypuszczał, że warkot motoru kiedykolwiek tak go uszczęśliwi. Był na czele grupy, która ruszyła przed budynek, ale mina momentalnie mu zrzedła na widok tego co zobaczył. Nie tego się spodziewał. Poczuł nagle ciężką gulę w gardle i zamarł, pustym wzrokiem wgapiając się w koc w ramionach Robertsa. Nie, nie może być, dziecko? Czas jakby zwolnił i nawet nie zorientował się, kiedy tajemnicze zawiniątko wylądowało w jego rękach.
      — Co, ale… — wydusił, na miękkich nogach nieomal nie przewracając się pod naporem silnego ramienia dowódcy. Co to miało znaczyć? Wciąż zaskoczony, spojrzał w końcu w dół, jak się okazało, zaglądając prosto ciemne oczy małej, włochatej kuleczki. Zamrugał, całkiem oniemiały. Szczeniak?
    Dopiero po paru sekundach wybudził się z tego chwilowego otępienia i ruszył w stronę swojego młodego pomocnika.
      — Gabe, zajmij się tym maluchem. No i jeśli ktoś będzie potrzebował mojej pomocy… na razie zaprowadź ich pod gabinet pielęgniarki, dobra?  
    Nie czekając długo, ruszył za oficerem. Coś się spierdoliło, tego był pewny. Tak samo jak tego, że rozmowa z tym mężczyzną to w tym momencie najgorszy możliwy pomysł. Ale musiał wiedzieć co tam się stało.
    O ile wyłapanie wysokiej sylwetki Robertsa było proste, o tyle dogonienie go okazało się już trudniejsze i dość męczące. Nerwy i ostatni stres sprawiły, że po przebiegnięciu całego korytarza Jonathan czuł się jak po maratonie.
      — Czekaj! Halo, słyszysz! — sapnął, łapiąc go za ramię. — Roberts! Porozmawiaj... pozmawiaj ze mną, do cholery. Co tam się stało?
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Prince Charming Sro 03 Lip 2019, 21:09

    Jonathan poczuł pod palcami twarde ramię. Mięśnie oficera były nieprzyjemne napięte, zirytowanym gestem Roberts strącił dłoń lekarza, jakby opędzał się od natrętnego owada. Nie zwolnił i nie przyspieszył, jakby w ogóle nie usłyszał ponagleń mężczyzny. Twardym i nieustępliwym krokiem szedł korytarzem, ignorując wszystko wokół. Nie chciał zobaczyć rozczarowania na zmęczonych twarzach tych ludzi. Nie zamierzał wysłuchiwać pytań, na które nie znał odpowiedzi. Nie miał w sobie teraz dość samozaparcia, by żartować z podłego losu. Należał przyznać, że zombie spuściły Robertsowi porządny wpierdol.
    Wybrał w końcu jakąś otwartą, pustą klasę. Pomieszczenie nie zostało jeszcze zaadaptowane przez dzikich lokatorów szkoły, więc na ścianach wciąż, choć już nieco krzywo, wisiały dumne portrety kompozytorów, a po stolikach walały się zapisy nutowe.
    Tony zrzucił wszystkie rupiecie z biurka, przez ułamek sekundy z satysfakcją obserwując, jak długopisy rozsypują się po podłodze. Na wolnej przestrzeni rozłożył mapę miasta i po chwili postawił czarny krzyżyk w kolejnym sektorze, który został opanowany przez nieumarłych. Wykonał ten zapis zamaszystym gestem, który zdradzał jego zdenerwowanie. A później wsparł dłonie o drewniany blat i wpatrywał się w ten punkt z zaciśniętą szczęką.
    Dużo więcej Jonathan dowiedziałby się od ludzi, którzy brali udział w misji. Choć żołnierze milczeli z uporem, niektórzy mieszkańcy szkoły relacjonowali makabryczne zdarzenia z przerażającą dokładnością. A choć te koszmarne historie brzmiały nieprawdopodobnie, to wszystkie zgadzały się w jednym punkcie, to co zobaczyli na zewnątrz, przerosło ich najgorsze oczekiwania.
      — I co stary? Zabrudziłeś zbroję?
      — Spierdalaj. Tam już nic nie ma. Nic, kurwa.
      — Było ich pełne. Zalewały całe ulice. Z każdej strony słyszę to ich warczenie i mlaskanie. Ciągle. Nawet teraz. O boże. Są wszędzie. Nie jesteś w stanie ich policzyć, a co dopiero zabić. Za każdym rogiem.
      — Wszystko jest splądrowane. Trudno o jakiekolwiek jedzenie.
      — Nie spotkaliśmy nikogo żywego.
    Powietrze w szkole stawało się ciężkie od narastającej paniki, a Tony cały czas stał nieruchomo nad tą cholerną mapą.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 27

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Verde Czw 04 Lip 2019, 00:20

    A Jonathan, mimo tego oczywistego ostrzeżenia, nie zawrócił. Był co prawda zbyt zmęczony by dorównać szybkiemu krokowi oficera, wciąż jednak za nim podążał. Przemierzając korytarz widział to zmieszanie na twarzach mijanych osób, tych, które postanowiły zostać w szkole. Oni jeszcze nie wiedzieli. Nie widzieli grobowych min żołnierzy, przerażanych spojrzeń garstki ochotników. A Parker nie chciał nawet myśleć co się stanie, kiedy ci wszyscy ludzie uświadomią sobie w jak beznadziejnej sytuacji się znaleźli.
    Dlatego nie zawrócił. Wizja przyszłego chaosu majaczyła przed oczami lekarza na tyle wyraźnie, że nawet jeśli jego instynkt samozachowawczy ostrzegł go wyraźną, czerwoną lampą w głowie, musiał porozmawiać z Robertsem. Usłyszeć od niego co tam się wydarzało i ustalić plan działa, dopóki był na to czas.
    Zajrzał ostrożnie do sali i zlustrował pochyloną nad biurkiem postać. Wahał się chwilę, nim w końcu postanowił przekroczyć próg pomieszczenia i zachowując pewien dystans, zbliżył się do oficera. Nauczony wcześniejszą reakcją mężczyzny, nie próbował znowu go dotknąć, nawet się nie odezwał. Jego wzrok mimowolnie zjechał na zapisaną mapę, gdzie od razu dostrzegł świeżo dopisany krzyżyk.
    To mówiło więcej niż jakiekolwiek słowa. Zakreślone czarnymi punktami obszary, których było na tej nieszczęsnej mapie tak cholernie dużo.
    Kurwa.
    Wiedział to, wiedział, że jest źle. Ale teraz jakby bardziej to do niego doszło.
    Nie miał pojęcia jak właściwie powinien zacząć tę rozmowę. Atmosfera była tak ciężka, że nic nie wydawało mu się odpowiednie.
    Asekuracyjnie odszedł parę kroków w stronę okna i przeczesał ze zdenerwowaniem rozczochrane włosy.
      — Anthony, wiem, że to zły moment, wiem... ale musimy coś ustalić. Cokolwiek — zaczął, przygryzając ze nerwów wargę. — Czy my mamy jakiekolwiek szanse dostać się do tej osady za miastem?
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Prince Charming Pią 05 Lip 2019, 23:39

    Wydawało się, że minęły wieki, nim mężczyzna w końcu oderwał wzrok od mapy i się odezwał. Nie powiedział jednak nic, co Jonathan mógłby chcieć usłyszeć. W jego głosie słychać było zmęczenie, a sens bez wątpienia podszyty był strachem. A skoro bał się ten potężny facet, to sytuacja musiała być naprawdę chujowa.
      — Z tymi wszystkimi ludźmi? — Powiedział z podłym rozbawieniem, a jego wargi wykrzywił gorzki uśmiech. Równie dobrze mógłby zapytać Popierdoliło cie? — Niezdyscyplinowanymi cywilami? Gotowymi panikować? A nawet jeśli… taka ogromna grupa zrobi tyle hałasu, że ściągną tu tych skurwysynów z całego miasta.
    Z kieszeni munduru wyciągnął cygaro. Może łupy nie były wcale tak biedne, choć teraz puszka z psim żarciem może okazać się więcej warta niż nawet najlepsze kubańskie cygaro. Niedbale odciął końcówkę scyzorykiem, pozwalając, by nieco tytoniu zakruszyło mapę. Czarnych punktów przybywało na niej w coraz szybszym tempie. Ludzkość przegrywała tę walkę.
    Podniósł cygaro do ust i odpalił je, biorąc kilka płytkich wdechów, aż końcówka nie zaczęła się przyjemnie żarzyć. Odsunął je od wargi i pokiwał zadowolony głową, jakby to był doskonały moment na docenianie tytoniowego smaku.
      — Możesz pojechać z nami. Jesteś lekarzem. Przydasz się.
    Oznajmił chłodno, ale za tymi słowami kryło się coś więcej. Okrutna decyzja, by porzucić cywilów w tej szkole. Bez broni i bez żadnych szans na przeżycie pośród miasta pełnego żywych trupów. Zdawało się, że została ona już podjęta. Nie podlegała dyskusjom. Tony musiał to postanowić, wpatrując się w tę cholerną mapę usianą wieloma czarnymi punkcikami. I uwierzył już, że to jedyne słuszne wyjście.
    W końcu… wszystkich nie da się uratować.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 27

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Verde Sob 06 Lip 2019, 23:45

    Jonathan czekał w napięciu na jakąkolwiek rekcję ze strony oficera i niemal podskoczył w miejscu, kiedy ten w końcu się odezwał. Jednak to co powiedział… w pierwszej chwili Parker był pewny, że się przesłyszał. Zamarł ze wzrokiem utkwionym w mężczyźnie i czekał, czekał aż powie coś, co zaprzeczy usłyszanym wcześniej słowom. Ale nic takiego się nie stało. Kolejne wypowiedzi Robertsa tylko powiększały coraz większą gulę w gardle lekarza. Nie mógł uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Z nerwów zrobiło mu się gorąco i zimno naraz, spocił się. Musiał podejść do okna i podtrzymać się parapetu.
      — Ty nie mówisz poważnie — powiedział, ze zmarszczonymi brwiami zerkając w stronę żołnierza. Zapadła wymowna cisza, długa i ciężka. Zrobiło mu się niedobrze. Zdaje się, że dopiero teraz wychodziło, jak bardzo stresował się całą sytuacją. — Kurwa, przecież to są ludzie. ŻYWI LUDZIE, Roberts! — Krzyknął, nie mogąc się powstrzymać, czego momentalnie pożałował. Gdyby ktoś go usłyszał… Nawet nie chciał o tym myśleć. Od razu spojrzał w kierunku wejścia do sali. Nie czekał długo, podbiegł tam i trzasnął głośno drewnianymi drzwiami.
    Odwrócił się znowu w stronę oficera, posyłając mu spojrzenie pełne złości, ale i rozczarowania. Nie tego się spodziewał. Wiedział, że wiele rzeczy, które mówili tym ludziom były naciągane, ale nawet on uwierzył, że wojsko naprawdę im pomoże. Wszystkim, nie tylko jemu, bo jest cholernym lekarzem. W głowie miał twarze ludzi, którzy tak bardzo pomogli mu w ciągu ostatniego tygodnia i którzy naprawdę byli warci przeżycia.
      — Mnie też byś zostawił, prawda? Gdybyś nie wiedział, że jestem lekarzem — mruknął jakby do siebie i uśmiechnął się gorzko. Ludzie tak nie postępowali. — Nie, musi być inne wyjście. Musi, słyszysz? — Zaczął, podchodząc bliżej oficera. W emocjach całkiem zapomniał o ich ostatniej nieprzyjemnej rozmowie i o tym jak prawie dostał w mordę. — Możemy się podzielić na mniejsze grupy, przeprowadzić szybkie szkolenia, przygotować ludzi. Nie musimy ich tutaj zostawiać.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Prince Charming Nie 07 Lip 2019, 23:19

    Spojrzał w jego kierunku znad smużki dymu, która unosiła się od niedawno odpalonego cygara. Na ustach żołnierza pojawił się krzywy uśmiech. Lekarz w tych rozczochranych włosach, nerwowo przemierzający salę wydawał mu się groteskowy. Lekko zmrużył oczy, przyjmując z chłodną obojętnością wyrzuty wzburzonego mężczyzny. Dramatyczne gesty nie robiły na nim żadnego wrażenia. Nie mógł pozwolić, żeby emocje i wyrzuty sumienia kierowały jego decyzjami. Nie był zresztą człowiekiem, który rezygnował z raz podjętych kroków.
    Jonathan przegrał w momencie, w którym podniósł głos.
      — Nie mamy czasu na przygotowania — stwierdził z okrutną szczerością. Obrócił w palcach cygaro, zawieszając na nim wzrok. — Poza murami tej szkoły nie ma miejsca dla dzieci czy starców.
    Nie kłamał. Czarnych punktów na mapie zaczęło przybywać w lawinowym tempie. Nie ubywało ich, tylko z dnia na dzień pojawiały się następne. Łatwiej było spotkać hordę żywych trupów niż jednego ocalałego.
      — Będziemy potrzebować zapasów na drogę. I wolałbym, żeby obyło się bez burdelu — zaciągnął się odrobinę cygarem, smakując tytoń, którego nigdy nie miałby okazji spróbować, gdyby nie cholerna apokalipsa.
    Wiedział, że to stwierdzenie tylko bardziej rozsierdzi lekarza. To jednak wojskowi mieli broń i byłoby prawdziwą tragedią, gdyby któryś z nich spanikował i wypalił z niej w tłumie. Powoli docierało do niego, że łatwiejsze byłoby starcie z żądnym mózgów stadem niż przemówić do rozsądku upartemu doktorkowi.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 27

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Verde Pon 08 Lip 2019, 20:54

    A Jonathan, oczywiście, wściekł się jeszcze bardziej. Jak zazwyczaj był opanowanym człowiekiem, tak teraz jakby coś w nim pękło. Nie chciał nawet spróbować zrozumieć pokręconego myślenia oficera, który tak łatwo odpuszczał ludzkie życie. I to w momencie, kiedy żywych było coraz mniej i liczył się każdy ocalony.
    Zmarszczył mocniej brwi, wlepiając wzrok w Robertsa i to cholerne cygaro, którego drapiący dym drażnił jego nos.
      — I jak ty to sobie niby wyobrażasz, co? Pójdziesz do tych ludzi i powiesz "przygotujcie mi wszystkie zapasy jakie macie, bo razem z moimi ludźmi opuszczam to miejsce i zostawiam was na pewną śmierć, bo mam was w dupie"? — Zakpił, zakładając ręce na ramionach. — Świetny plan, oficerze.
    Nie wiedział już jakich powinien użyć argumentów, żeby przemówić temu człowiekowi do rozumu. Nie był nawet pewien czy to jest w ogóle możliwe.
    Teraz w głowie zamajaczyła mu wizja chyba nawet gorsza od tłumu spanikowanych ludzi... Tłum spanikowanych ludzi, do których żołnierze celują z broni. Aż wzdrygnął się na samą myśl i tym razem spojrzał na Robertsa z trwogą w oczach. Czy on naprawdę byłby do tego zdolny?
      — Nie, to jakiś żart. To my was tu przyjęliśmy, nie macie cholernego prawa zabierać stąd coko... — Nie skończył, bo powietrze przeszył przejmujący krzyk. Lekarz zamarł w miejscu, nasłuchując. — Co jest...
    Momentalnie ruszył ku drzwiom. Na korytarzu zobaczył parę osób zdziwionych tak samo jak on, które zerkały z przestrachem w jego stronę.
    Kolejne krzyki, wyraźnie dochodzące se strony wejścia. Strzały. Jonathan poczuł niepokój tak wielki, że niemal zabrakło mu tchu. Podszedł bliżej zakratowanych okien. Z tej strony budynku miał widok tylko na mały fragment części frontowej, ale to co zobaczył było wystarczające by zaniemówił ogarnięty strachem.
    Trudno było stwierdzić czy ktoś z grupy poszukiwaczy został ugryziony czy w pobliżu po prostu pojawiły się zombie. Teraz jednak nie miało to już większego znaczenia, szkoła została zaatakowana.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Prince Charming Sro 10 Lip 2019, 17:33

    — Kurwa mać.
    Warknął wściekle, wypluwając słowa wraz z ciężkim, tytoniowym dymem. Stał za plecami lekarza i przez zaledwie ułamek sekundy obserwował sytuację za oknem. Nie potrzebował więcej. Nie pierwszy raz widział, jak mały raj na ziemi pośród apokalipsy zmienia się w prawdziwej piekło. Tak samo było w miejscu pomocy rządowej. Wystarczył jeden niedopilnowany obywatel, jedna zapomniana procedura, chwila nieostrożności albo wyrozumiałości i wszystko brało w łeb.
    Wysunął niewielki pistolet zza pasa i zważył go, a następnie wsunął w smukłe dłonie lekarza. Broń okazała się zaskakująco ciężka, a metal zimny.
      — Lepiej, żebyś potrafił się nim posługiwać, doktorku.
    Wyjął drugą spluwę, pewnie za nią chwytając i od razu odbezpieczając. Podszedł do drzwi, za którymi nie było jeszcze słychać niepokojących hałasów. Otworzył je cicho, powoli naciskając klamkę. W jego ruchach nie było już tej drażniącej i leniwej nonszalancji, były pewne i precyzyjne. Nie było w nich miejsca na zawahanie się. Lata treningów sprawiły, że ciało reagowało szybko i instynktownie. Tylko cygaro wciąż przygryzał w kąciku ust, wypuszczając gęste kłęby dymu.
    Wyjrzał na korytarz, a następnie skinął na lekarza.
    Wszystko musiało skumulować się w drugiej części budynku. Tony odwrócił się właśnie do Jonathana, żeby wydać mu jakieś polecenie, kiedy zza rogu niezdarnie i groteskowo wybiegła Martha. A przynajmniej to, co z niej zostało. Podarta, różowa sukienka splamiona była krwią, a wokół kościstych nóg plątały się jej własne jelita.
    Tony wystrzelił natychmiast. A mózg matki trójki dzieci spłynął po ścianach. Drobne ciało zwaliło im się pod nogi.
      — Chuj. Zaraz będziemy mieli tu całe miasto.
    Kiedy za rogiem znów usłyszeli kroki, Tony natychmiast podniósł broń. Na szczęście w korytarzu pojawiła się dwójka żołnierzy i kilkoro przestraszonych cywili.
      — Szefie?
      — Alex, William. Zajmijcie się cywilami. Zbiórka przy samochodach. Ja pójdę po zapasy. Doktor mnie zaprowadzi.
    Na twarzach ludzi pojawiła się na ułamek sekundy ulga. A Jonathan mógł zrozumieć, że z tym swoim kowbojskim cygarem, z mundurem splamionym krwią i stanowczym tonem oficer został bohaterem, nawet jeśli jeszcze chwilę temu chciał ich wszystkich okraść i porzucić.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 27

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Verde Sro 07 Sie 2019, 02:34

    Kiedy niespodziewanie dostał broń, mało jej nie puścił; okazała się cięższa niż pamiętał, w dodatku drżały mu ręce. Wciąż był w szoku, że zostali tak po prostu zaatakowani. W przeciwieństwie do oficera potrzebował więcej czasu żeby się ogarnąć i zacząć działać, a tego nie mieli. Otępiałym wzrokiem wpatrywał się w poczynania Robertsa i dopiero dźwięk wystrzału przywrócił mu jasność umysłu. Upadające na ziemię martwe ciało kobiety zadziałało jak terapia szokowa. To działo się naprawdę. Jeśli czegoś nie zrobi, to dopadnie go jeden z tych bydlaków i skończy tak samo jak biedna Martha. A nie mógł umrzeć, po prostu nie. Musiał wrócić do swojego domu, znaleźć Caroline, Marka... nie umrzeć w jakiejś cholernej szkole.
    Widział tę ulgę wymalowaną na twarzach ludzi, którzy przyszli z żołnierzami. Jego wzrok mimowolnie przeszedł znowu na oficera. Zmianę decyzji bez wątpienia wymusiła na nim sytuacja, ale nie miało to większego znaczenia, jeśli tylko mężczyzna zamierzał im pomóc.
      — Na końcu korytarza jest wejście do hali, a stamtąd drugie wyjście z budynku. - zwrócił się w kierunku młodych mężczyzn i chwytając pewniej za broń, spojrzał na Robertsa z determinacją, jakiej ten nie miał jeszcze okazji widzieć na twarzy roztrzepanego doktorka. – Pójdziemy do stołówki przez drugie piętro, za mną – powiedział pewnie, od razu ruszając w stronę schodów.
    Przemierzając pierwsze piętro, całkiem sprawnie ominęli największe bagno przy głównym wejściu, dzięki czemu dość szybko udało im się dotrzeć do stołówki. Nie spotkali po drodze żadnego więcej umarlaka tylko dlatego, że jeszcze nie zdążyły rozleźć się po całym obiekcie, ale to było tylko kwestią czasu. Musieli się spieszyć.
    Wpadli do pomieszczenia jak oparzeni. Lekarz od razu pobiegł w kierunku spiżarni, która była… otwarta? Zastygł na moment z kluczem w dłoni, ale sytuacja była zbyt nagląca by mógł się nad tym dłużej zastanowić. Niewiele myśląc wszedł do środka, gdzie od razu zauważył zniknięcie jednego z przygotowanych wcześniej plecaków z prowiantem. Zaklął w myślach, kiedy doszło do niego, że znowu zostali okradzeni.
    Ale jak, skoro tylko on miał klucz i… nie może być. Kurwa. Czy to było możliwe? Czy Gabe, którego niemal od razu wykluczył z grona podejrzanych, czy naprawdę on mógł być złodziejem? Teraz nie tylko leków, ale i jedzenia.
    Ale nim zdążył dać oficerowi jakikolwiek znak o kradzieży zapasów, poczuł nagle mocny uścisk na szyi. I coś metalowego przy skroni.
    Kurwa, naprawdę. Akurat teraz? Pomyślał mimowolnie, klnąc w myślach swój brak ostrożności. Nie wiedział nawet kto zaatakował.
      — Ej, ty! — rzucił napastnik w stronę Robertsa, który w tym czasie zdążył znaleźć jakąś torbę i zaczął do niej pakować co tylko wpadło mu w ręce. Oczywiście przestał to robić w jednej chwili. — O-oddaj mi tę torbę… i broń! Ale już!
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Prince Charming Pon 12 Paź 2020, 22:00

    Z każdą chwilą wydawało się, że mają odrobinę bardziej przesrane. Roberts był przekonany, że do zguby ludzkości doprowadzi humanitaryzm i nadmiar empatii. Był pewny, że gdyby tylko porządnie ocalałych w szkole nastraszyć i bardzo jasno przedstawić zasady oraz kary, jakie mogłyby obowiązywać za ich nieprzestrzeganie, bez wątpienia mieliby teraz o kilka kłopotów mniej. Jednym słowem, gotów byłby obwinić za wszystko Parkera i jego miękką dupę, gdyby tylko mieli teraz na to czas.
    Zamarł w milczeniu, czując chłodny uścisk wściekłości na gardle. Powoli odłożyć ostatnią puszkę do pakowanego w pędzie plecaka, dyskretnym gestem sięgając po broń i bez pośpiechu odwrócił się w kierunku napastnika. Zmrużył lekko oczy, natychmiast rozpoznając chłopca, który tak chętnie oprowadzał żołnierzy po całym budynku, gdy tylko ci przybyli. Gabe, skory do pomocy i daleki od wszelkich podejrzeń. Tony najchętniej rozwaliłby mu ten kędzierzawy łeb o jedną z pustych szafek, ale był na z góry przegranej pozycji, skoro cholerny gówniarz dociskał do skroni doktora broń.
      — Wypuść go, to może spudłuję — odparł pewnym tonem, mierząc z pistoletu w głowę Gabe'a. Chłodny błysk w jasnych oczach świadczył o determinacji i braku zawahania. Nie było wątpliwości, że Roberts nacisnąłby spust z przyjemnością.
    Przestraszony napastnik mocniej złapał Jonathana. Dłoń wyraźnie mu drżała i istniała szansa, że wystrzeli zupełnym przypadkiem. Parker czuł, jak chłopak poci się obficie i cały trzęsie bliski ataku paniki.
      — Nie!
    Dźwięk odbezpieczanej broni wydał się przeraźliwie głośny. Parker zmrużył lekko oczy, ale po chwili zawahania się podniósł ręce do góry w geście kapitulacji. Szybko zrozumiał, że pozbawienie chłopaka przewagi może tylko doprowadzić do tragedii.
      — Luzuj, stary.
      — Schowaj broń do torby i kopnij ją w moją stronę.
    Tym razem niepewny rozkaz został wykonany bez zbędnej zwłoki. Bagaż przesunął się po podłodze w kierunku Gabe i został szybko przez niego podniesiony. Sekundę później chłopak pchnął gwałtownie Jonathana w kierunku żołnierza, a sam rzucił się w stronę wyjścia. Tony odruchowo złapał doktora, pewnie zaciskając palce na ramionach i chroniąc go przed upadkiem. Sekundę później rozległ się huk zatrzaskiwanych drzwi i chrobotanie klucza przekręconego w zamku. W prawie pustym magazynie zapanowała ciemność, która tylko spotęgowała niepokojące dźwięki dobiegające z korytarza.
      — Zajebie gnoja — Parker usłyszał to wściekłą obietnicę wyszeptaną niemalże wprost do swego ucha. Wciąż też czuł ciepłe dłonie żołnierza na swoim ciele, choć w kompletnym mroku nie był w stanie dostrzec jego sylwetki.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 27

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Verde Sro 14 Paź 2020, 00:13

    Czyli to naprawdę był on.
    Jonathan nie musiał się nawet odwracać, po samej brawie głosu był w stanie rozpoznać, że za jego plecami stoi Gabriel we własnej osobie – w końcu spędził z tym chłopakiem przeszło cały tydzień. A jednak to okazało się za mało, dał mu się zwieść, jego uprzejmości i nadgorliwej chęci pomocy i cóż, teraz mógł zapłacić za to największą cenę.
    Mimo wszystko, powaga sytuacji docierała do lekarza powoli, nadal nie mógł uwierzyć, że to dzieje się naprawdę; czas jakby na chwilę zwolnił, zmieniając sekundy w minuty i dopiero głuchy odgłos odbezpieczonej broni sprowadził Parkera na ziemię. To nie były żarty, a drżąca i zimna lufa pistoletu dobitnie mu o tym przypominała. Naprawdę mógł tu zginąć. I to nawet nie z winy jednego z tych skurwieli, a z ręki drugiego człowieka! Czy to nie byłby iście podły żart ze strony losu, gdyby to właśnie on – ten, który tak uparcie walczył o życie innych ludzi – sam miał zostać zabity przez jednego z nich?
    Chciał coś powiedzieć, naprawdę, wpłynąć jakoś na Gabe'a, ale nie mógł. Po prostu nie mógł. Głos jakby ugrzęzł mu w gardle. Gdyby bliżej im się przyjrzeć, nie tylko sam napastnik pocił się i drżał, Jonathan trząsł się na równi z nim. Ledwo słyszał ich rozmowę, serce waliło mu tak mocno i głośno, że miał wrażenie, że słyszy tylko to.
    Dlatego kiedy chłopak go popchnął, Parker zupełnie bezwładnie poleciał w stronę żołnierza, a złapany przez niego, dosłownie zamarł w bezruchu.
      — Daj... daj mi chwilę — wymamrotał, czując ruch z drugiej strony, a jego głowa mimowolnie opadła na ramię mężczyzny, trochę tak jakby Parker się w niego wtulał. Potrzebował czasu, żeby wrócić do siebie. — Co to kurwa było, dlaczego Gabe... — nie dokończył, nie mógł.
    Po minucie, która zdawała się trwać całą wieczność, Jonathan w końcu odsunął się od oficera. W ciemności zdołał tylko przelotnie złapać spojrzenie jasnych oczu, ale zaraz odwrócił się i nadal w lekkim roztrzęsieniu poszedł w kierunku spiżarni.
      — Ten debil zapomniał, że miałem drugą parę kluczy. Chodź, pomóż mi je znaleźć, powinny być gdzieś tu na podłodze.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Prince Charming Sro 14 Paź 2020, 21:42

    Był pod wrażeniem, jak świetnie lekarz poradził sobie z sytuacją, choć prawdopodobnie nigdy nie zdobędzie się na należne słowa pochwały. Wbrew pozorom gwałtowniejsza reakcja ze strony Parkera mogła z przerażającą łatwością doprowadzić do dużo gorszego finału. Może właśnie dlatego pozwolił mu na ten moment słabości i zamiast instynktownie wycofać się, poczekał, aż chłopakowi uda się uspokoić zarówno oddech, jak i myśli. Nie wykonał też jednak żadnego gestu, który mógłby mu to ułatwić. Nie zdobył się na braterskie poklepanie po ramieniu czy dobre słowo, a jedynie zaczekał, aż Jonathan zbierze się do kupy. Nie będzie się przecież nad nim rozczulał jak jakaś tkliwa pizda. Parker był w końcu facetem i miał niezłe jaja jak na cywila.
      — Albo zostawił klucze w zamku, więc to my jesteśmy debilami i te twoje możemy sobie wsadzić w dupę — burknął ponuro, chciał również dodać nonszalancko, że nie przyjmuje rozkazów od cywili, ale doktorek zdawał się kompletnie obojętny na jego czarujące poczucie humoru, stąd też darował sobie ten dodatek. — Idę.
    Oczy z trudem przyzwyczajały się do głębokiego mroku. Już przy pierwszym kroku Tony uderzył biodrem w jedną z półek, reagując na niespodziewany ból potokiem wściekłych przekleństw. Gdyby ktoś trzymał za mordę tych cholernych cywili, to brałby teraz gorący prysznic, a nie tkwił zamknięty w jakimś parszywym magazynie.
    Przykucnął we wskazanym przez lekarza miejscu i przesunął dłońmi po podłodze, oczywiście bez żadnego rezultatu. Zdusił jednak kolejne przekleństwa i zabrał się do sprawy metodycznie. Nie mogli liczyć na pomoc kogoś z zewnątrz, bo ci mieli prawdopodobnie teraz dużo większe kłopoty niż oni.
      — Jak byłeś w szkole, to wylądowałeś kiedyś w kozie, doktorku? Czy zawsze byłeś tak grzecznym chłopcem i to twój pierwszy raz? — zagadnął niespodziewanie, nie przerywając beznadziejnych poszukiwań. Pod palcami czuł jedynie brud i kurz, jaki zdążył się zgromadzić od początku apokalipsy. Nie przerywał jednak, obawiając się, że może to mierny, ale prawdopodobnie jedyny sposób na wyjście stąd.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 27

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Verde Czw 15 Paź 2020, 23:25

      — Okaże się.
    Skwitował krótko, ani przez chwilę nie podejrzewając, że jego wcześniejsze słowa mogły choć w małym stopniu brzmieć jak rozkaz. W tej nieciekawej sytuacji widział siebie i wojskowego jako równych sobie ludzi, którzy muszą współpracować, żeby wydostać się z tego cholernego magazynu.
    Obierając za cel drugą stronę spiżarni, sam Parker również przyklęknął i zaczął mozolne poszukiwania. Zaraz jednak przerwał na moment, słysząc niespodziewane pytanie żołnierza. Jonathan nie mógł powstrzymać cichego parsknięcia.
      — Roberts, nie wiem skąd u ciebie taka opinia na temat mojej osoby, ale jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. — Powiedział tajemniczo, po czym zawiesił na moment głos. — Ale tak, zdarzyło mi raz czy dwa wylądować w kozie. Ty za to brzmisz jakbyś był stałym bywalcem polekcyjnych kar.
    Znowu cicho się zaśmiał. Nie wiedzieć czemu, ale w jakiś dziwny sposób pasowało mu to do oficera; jeśli miałoby go sobie wyobrażać za dzieciaka, to właśnie jako krnąbrnego gówniarza, który wszystko robi po swojemu. W sumie czy to różniłoby się tak bardzo od rzeczywistości?
    Kontynuował przeczesywanie zakurzonej podłogi, aż w pewnym momencie natrafił na coś ostrego z prawej strony.
      — Mam! — krzyknął, ale kiedy dłonią wyczuł miękką sierść, jego entuzjazm momentalnie opadł. — Mam... — kontynuował znacznie ciszej i wyciągnął ręce w stronę włochatego pyszczka — mam inną zgubę.
    Wierzył, że Roberts zorientuje się co takiego znalazł w zakamarkach tego małej klitki, szczególnie kiedy po chwili pomieszczenie wypełnił szczenięcy pisk. Jonathan wziął leżący na podłodze kocyk i okrył nim malucha, uspakajająco głaszcząc go po główce. Westchnął ciężko, bo z jednej strony cieszył się, że pieskowi nic się nie stało, ale z drugiej... z drugiej, co miał z nim zrobić? Zabranie go byłoby jednym, wielkim problemem, ale nie miał serca zostawiać go tu na pewną śmierć.
    Prince Charming
    Prince Charming
    Prime Daemon

    Punkty : 2031
    Liczba postów : 419
    Skąd : Poznań

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Prince Charming Nie 25 Paź 2020, 23:27

    To jednak nie szczenięcy pisk przyciągnął uwagę Robertsa. Za szczelnie zamkniętymi drzwiami rzadko słychać już było strzały. Niestety, nie zapanowała też obiecująca cisza. Spod szczeliny dobiegało przede wszystkim szuranie, bełkotliwy warkot i zwierzęce jęki. Tony szybko uświadomił sobie, że sprawa była przegrana, a nawet jeśli teraz uda im się wydostać z magazynu, to tuż za progiem czeka ich śmierć. Byli bezpieczniejsi niż ludzie na zewnątrz, Gabriel oddał im przysługę.
      — Kurwa — nie był to wściekły warkot, jaki zazwyczaj dobywał się z piersi mężczyzny. Przekleństwo niosło ze sobą niepokój i przygnębienie, zaskakującą bezradność. Oficer złapał jedną z puszek, na którą natrafił w ciemności, a następnie kierując się cichymi piskami psiaka, udało mu się dotrzeć do pozostałej dwójki.
      — Na razie nie mamy po co tam wychodzić. Zostaniemy do świtu — podjął tę decyzję zmęczonym, ale stanowczym tonem. U góry był niewielki lufcik, przez który wpadające światło na pewno ułatwi im poszukiwania. Oparł się plecami o ścianę i milczał przez moment, zastanawiając się, co poczną o poranku, pewien, że nikt nie poczeka i uznają ich po prostu za martwych.
      — Ty też wiele o mnie nie wiesz — podjął niespodziewanie niedawno przerwaną rozmowę, lekkim tonem. Widać potrzebował tylko chwili, by odzyskać dawną determinację i nie tracił ich więcej na okrutne poczucie bezsilności. — Chciałem być pilotem, więc byłem najgrzeczniejszym i najlepiej uczącym się gówniarzem w klasie. Nie biorą byle kogo — wysunął z kieszeni scyzoryk, by sprawnym gestem otworzyć puszkę, co natychmiast przyciągnęło uwagę psiaka. — Ale okazało się, że wada płuc nie pozwoli mi latać. Więc trafiłem do piechoty — odkroił kawałek konserwy i wsunął sobie do ust. Był zbyt głodny, by zastanawiać się nad smakiem jedzenia. Poza tym oboje będą jutro potrzebować sił. — Czołgi to nie samoloty. Wtedy rzeczywiście ciągle siedziałem po lekcjach, głównie za topienie w kiblach głów takich kujonów jak ty.
    Kolejny kawałek mięsa podsunął w kierunku psiaka.
      — A ty? Za co siedziałeś? — Zadał to pytanie pozornie swobodnym tonem. Roberts był dowódcą i zapewne chciał zadbać o morale swojego okrojonego zespołu. A może to raczej zbawienna ciemność sprawiała, że zamiast zgrywać żołnierza na moment był tylko zwykłym facetem. Jakby na tę jedną chwilę zapomniał o byciu bezwzględnym twardzielem, nie znajdując publiki, przed którą musiałby go udawać.

    Sponsored content

    Days Gone Bye - Page 2 Empty Re: Days Gone Bye

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Czw 28 Mar 2024, 23:54